T.O.P
rozbierał się do kąpieli, gdy Mikasa zapukała do drzwi jego apartamentu.
- Mam dla ciebie niespodziankę! –
powiedziała na powitanie.
Była dziwnie podekscytowana, a
jej policzki pokryły się rumieńcami.
- Jaką niespodziankę?
- Zamknij oczy.
Wykonał polecenie, a w tym czasie
ona podmieniła krótkofalówki.
- Nie podglądaj.
- Długo jeszcze? – niecierpliwił
się T.O.P.
- Mam lepszy pomysł – stwierdziła
Mikasa – otwórz oczy i wyjdź, a ja pokieruję cię przez krótkofalówkę.
- Dlaczego?
- Dlatego, że mam dla ciebie
niespodziankę.
- Mikasa – zaczął T.O.P
sceptycznie nastawiony do wyjścia z apartamentu – właśnie chciałem się kąpać…
Pocałunek Mikasy go przekonał.
Siłą wypchnęła T.O.P za drzwi, zanim zdążył z powrotem zapiąć koszulę. Po
chwili odebrał połączenie i odkrył, że krótkofalówka nie należy do niego.
- Dlaczego je podmieniłaś? – spytał.
- Tyle razy wzywałeś mnie przez
swoją krótkofalówkę, to takie zabawne, że teraz ja wydaję ci przez nią rozkazy…
- Nie jesteś rozbawiona, raczej
zdenerwowana.
- Zdenerwowana, czy niespodzianka
się powiedzie…
- Nie lubię niespodzianek.
- Tą polubisz…
Mikasa siedziała na łóżku T.O.P i
wpatrywała się w projekt ich wspólnego pokoju, wiszący nad biurkiem. Nigdy w
takim nie zamieszka. W ogóle nigdy już niczego nie doświadczy. Przekonywała
samą siebie, że prawdziwe umieranie nie okaże się straszniejsze od próby
samobójczej, ale naprawdę bardzo się bała. Z trudem panując nad głosem,
pokierowała T.O.P:
- Jak najszybciej idź do mojego
pokoju schodami ewakuacyjnymi.
- Dlaczego schodami
ewakuacyjnymi?
- Dlaczego, dlaczego, dlaczego –
przedrzeźniała go – bo nie korytarzem.
- Co za różnica?
- Jak pomiędzy życiem, a
umieraniem.
Zamilkła, by T.O.P nie rozpoznał
po jej głosie, że się rozpłakała. Z największym wysiłkiem, by to ukryć,
wreszcie spytała:
- Idziesz schodami ewakuacyjnymi?
- Tak, tak.
- Kocham cię, T.O.P…
- Jeśli okaże się, że ta
niespodzianka to żart…
- Gdzie jesteś? – przerwała mu.
Nie zdążył odpowiedzieć. W jednej
chwili połączenie zostało przerwane, a potężny wybuch wstrząsnął lewym
skrzydłem budynku.
- Mikasa! Mikasa! Mikasa!!! – T.O.P
ogłuszony hukiem eksplozji i trzaskających płomieni, nie słyszał własnych słów
– Mikasa… - powtórzył przez łzy z całą miłością, jaką ją darzył. I poczuł się
tak, jakby to jego życie się skończyło.
Youngjun
wrócił do swojego pokoju w momencie, w którym rozległ się huk eksplozji. Niemal
nie zwrócił na to uwagi, wszystkie zmysły skupił na nieobecności Mikasy.
Upuścił szklankę z wodą i rozdeptał szkło, gdy pobiegł skontrolować systemy.
Sygnały sześciu zarejestrowanych krótkofalówek zniknęły z ekranu. Jeden
niezarejestrowany został wykryty w pobliżu schodów ewakuacyjnych.
Mikasa, pomyślał Youngjun z nadzieją.
Przez swoją krótkofalówkę spróbował połączyć się z Jaejoongiem, a potem Kyuminem, jednak żaden z nich nie
odebrał.
Zamiast
uciekać, obaj jak zahipnotyzowani wpatrywali się w płomienie pożerające lewe
skrzydło budynku i sześć ludzkich istnień. Zrozumieli, że nigdy nie zapomną
tego widoku, który był ceną za ich wolność.
- Niesamowite – skomentował
Kyumin.
Jaejoong trząsł się na
całym ciele i nie był w stanie zapytać, co dokładnie tamten ma na myśli. Nagle usłyszeli
głos Youngjuna:
- Mikasa zniknęła!
- Jak to zniknęła? – Kyumin
złapał Youngjuna za koszulkę.
- Sygnał jej krótkofalówki został
wykryty w pobliżu schodów ewakuacyjnych…
Jaejoong popędził we wspomnianym kierunku. Nie
przestawał się trząść. Nogi się pod nim uginały. Serce tłukło się w piersi jak
szalone. Przy schodach ewakuacyjnych wpadł na kogoś.
Mikasa!, chciał zawołać, porwać ją w objęcia, nie puścić.
Podniósł wzrok i ujrzał przed
sobą zalaną łzami twarz T.O.P. Wiedział, że powinien go zabić, lecz był w
stanie jedynie pozwolić mu uciec, paść na kolana i rozpaczliwie wyć.
-
Nie mogła uratować też siebie? – zapytał Kyumin.
- Mogła – potwierdził Youngjun –
nie zrobiła tego, bo gdybym zauważył w systemie, że apartament jest pusty,
przerwałbym akcję i Mikasa straciłaby szansę ocalenia T.O.P – wypił kieliszek
soju – nie podejrzewałem, że odda za niego życie. Kiedy system wykrył sygnał
jej krótkofalówki w pobliżu schodów ewakuacyjnych wystraszyłem się, ponieważ
był to teren wybuchu. Uwierzyłem, że słabo się poczuła, a w takim stanie nie
odeszłaby daleko. Gdybym wrócił ze szklanką wody trochę później, T.O.P zdążyłby
uciec i sygnał krótkofalówki zniknąłby z systemu. Pomyślałbym, że Mikasa jest z
wami i nie przerwałbym akcji. Ona o tym wiedziała…
- Wiedziała, że uszanujemy jej
ofiarę i nawet, gdy w powstałym zamieszaniu wpadniemy na T.O.P. nie zabijemy go
– kontynuował Jaejoong – zanim pozwoliłem mu uciec, zrozumiałem, że on naprawdę
ją pokochał.
Siedzieli w barze na
przedmieściach Seulu, przy tacach pełnych smakołyków i butelkach soju. Nic nie
jedli, natomiast dużo pili, ocierając łzy.
- To moja wina – dodał Jaejoong –
gdybym nie odrzucił Mikasy, nie próbowałaby uciec, T.O.P by jej nie przyłapał,
nie podcięłaby sobie żył, on by się nie zmienił… - łzy odebrały mu zdolność
wypowiadania słów.
- To wina każdego i żadnego z nas
– stwierdził filozoficznie Kyumin – każdy mógł ocalić Mikasę i żaden nie
podejrzewał, że ona odda życie za T.O.P.
- Mikasa chciała tylko kochać i
być kochaną – wtrącił Youngjun – przez ostatnie tygodnie tego doświadczyła,
wyglądała na szczęśliwą…
Napełnili kieliszki, wznieśli
toast za Mikasę i wypili do dna.
- Zgłosimy się na policję? –
zmienił temat Jaejoong.
- Na policję?! – powtórzył
oburzony Kyumin – nie po to odzyskałem wolność, by zgłosić się na policję!
- Zabiliśmy sześć osób, a kiedy
uciekaliśmy wszystko dookoła płonęło. Myślisz, że policja nie zauważyła tak
potężnego wybuchu i nie będzie nas szukać? – zapytał go Jaejoong.
- Hero ma rację – przyznał
Youngjun – zgłosimy się na policję i opowiemy o porwaniach, o zmuszaniu do
pracy pod groźbą śmierci naszej i naszych najbliższych, o nielegalnym zdobywaniu
i handlu narkotykami, o tym, że zabiliśmy sześć osób, by odzyskać wolność.
- A jeśli nie uznają, że
zrobiliśmy to w obronie własnej? – obawiał się Kyumin.
- Tak może się zdarzyć – ostrzegł
Youngjun.
Kyumin wykrzyczał mu prosto w
twarz:
- Trafimy do więzienia?!
- Nie – obiecał Youngjun –
dopiero teraz czeka nas prawdziwa walka, by odzyskać wolność, ale zanim ją
rozpoczniemy, wróćmy do domów.
Jaejoong i Kyumin skinęli
głowami. Razem z Youngjunem wyszli z baru. Objęli się po przyjacielsku i każdy
z nich ruszył w swoją stronę.
Jaejoong wpatrywał się w okrągłą
tarczę księżyca. Zastanawiał się, czy to już pełnia, czy jeszcze nie – jak w
nocy, w której został porwany. Uśmiechnął się z powodu takiego zbiegu
okoliczności i choć nie maił przy sobie kluczy, wrócił do swojego mieszkania,
kupując po drodze butelkę czerwonego wina.
***
Seunghee
skreśliła w kalendarzu datę, oznaczającą kolejny dzień bez Jaejoonga, gdy pokój
rozjaśniła dziwna poświata. Była jak meteoryt spalający się w atmosferze, lecz
zamiast zniszczenia, przyniosła ciszę. Cisza trwała do czasu, aż zawyły sygnały
wozów strażackich. Seunghee podeszła do okna i zauważyła w oddali potężne
płomienie ognia.
Czy to koniec świata?, pomyślała.
W dole przejechał pociąg. Seunghee
rozbolały nogi, ale nie odeszła od okna. Wpatrywała się w ogień, który palił
się bardzo długo, a gdy ostatnie płomienie zgasły, zaczęła śpiewać arię
„Habanera” z opery Carmen. Urwała w pół słowa. Za drzwiami rozległy się kroki.