ACT LIKE NOTHING'S WRONG
Yong Junhyung (B2ST)
Obudził mnie śpiew pięciu debili ustawionych wokół mojego łóżka z balonami, serpentynami i jakimiś okropnymi piszczałkami. Kiedy już skończyli ze "sto lat" po koreańsku, przeszli do angielskiej wersji, a później do dzikich okrzyków:
- Wszystkiego najlepszego Junhyunggie!!! - wołali tuż koło mojego ucha.
- Kurwa... - rzuciłem z jękiem.
Wszystko, co najlepsze, to żeby mi dali jeszcze pospać... Niestety, mieli inne plany. Rzucili się na mnie, łaskotali, macali i na wszelkie możliwe sposoby gnębili. Co mogłem zrobić? Chyba tylko wstać i obejrzeć prezenty. Kupili mi kilka płyt, sweter, pluszaka (serio?) i słodycze. Cieszyłem się oczywiście, bo (no może oprócz tego pluszaka) trafili w mój dziwaczny, pokręcony gust. A gdyby nie trafili i tak bym się cieszył, choćby z tego powodu, że pomyśleli i przygotowali to wszystko. Potem uściskali mnie po kolei i z okazji urodzin pozwolili zająć pierwszemu łazienkę, wow! Przy śniadaniu Taehee zapoczątkowała kolejne "sto lat", w które włączyli się dodatkowo Boyfriend, Lee Staphanie i trenerzy akurat obecni w restauracji. Dziś byli tam tylko Taemin i Hyuna. Przez cały czas nie patrzyła na mnie, jakby nie chciała zdradzić się ze swoimi uczuciami. Nie lubiłem tego udawania, że jesteśmy sobie obojętni. I coraz to nowszych zdjęć Hyuny z rzekomym "znajomym", który udawał jej kochanka. Niestety, taką musieliśmy płacić cenę za tych kilka wspólnie spędzonych godzin w każdy weekend. Jakoś zniosłem tę obojętność mojej dziewczyny przy składaniu życzeń. Taemin też nie był zbyt wylewny. Za to Taehee rzuciła mi się na szyję i ściskała, jakby chciała mnie udusić. Podczas treningów zadzwoniła moja mama, a potem jeszcze brat. I wszystko wydawało się ok, dopóki nie przekazał telefonu ojcu.
- Junhyung?
Nie tato, Duch Święty...
- Yhm... cześć.
- Co robisz wieczorem?
- No wiesz... to co zwykle... kolacja, potem siedzę w dormie z chłopakami.
- Spotkajmy się, jak skończysz treningi, zjedzmy coś na mieście - zaproponował ojciec.
W mojej głowie pojawiało się wielkie ostrzegawcze NIE, lecz gdybym odmówił, później znowu obwiniałbym się, jakim jestem tchórzem.
- Ok - odpowiedziałem.
Lecz nic nie było ok. W tym momencie mój dobry humor poszedł się j... no wiadomo, co poszedł. Chłopacy zaraz zauważyli, że jestem jakiś dziwny i wypytywali, o co chodzi. Przecież nie mogłem im powiedzieć, że denerwuje się, bo spędzę wieczór z moim ojcem... Nie zrozumieliby... Kto by zrozumiał? Powiedziałem, że po prostu dotarło do mnie jaki jestem stary. Śmiali się. Życzyli mi miłej kolacji i nie wiedzieli, że istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, by do takich należała...
Byliśmy umówieni w dość eleganckiej restauracji, więc stwierdziłem, że lepiej złapać taxi, a nie wlec się autobusami. Tak też zrobiłem. Mimo to spóźniłem się kilka minut, co mój ojciec oczywiście mi wypomniał.
Byliśmy umówieni w dość eleganckiej restauracji, więc stwierdziłem, że lepiej złapać taxi, a nie wlec się autobusami. Tak też zrobiłem. Mimo to spóźniłem się kilka minut, co mój ojciec oczywiście mi wypomniał.
- Przepraszam. Korki były... Cześć, tato.
Wstał, podając mi rękę i z powrotem opadł na krzesło.
- Zamów, co chcesz. Ja stawiam - oznajmił, a ja zająłem miejsce i zabrałem się za przeglądanie menu.
- Hmm nie wiem, chyba nie jestem za bardzo głodny... - stwierdziłem.
- Raz w roku jemy wspólnie, a ty marudzisz, że nie jesteś głodny? - w jego głosie pojawiła się irytacja.
- To ja poproszę zapiekanego bakłażana - zdecydowałem.
- To ja poproszę zapiekanego bakłażana - zdecydowałem.
Ojciec przywołał kelnera i złożył zamówienie. Dla siebie wybrał grillowane mięso i różne przystawki. Zazwyczaj dużo jadł i nie mógł zrozumieć, że ja nie mam aż takich potrzeb. Tak naprawdę, wszystkie moje nawyki uważał za nieodpowiednie i niemęskie.
- Jak ci idzie w tym... show? - zapytał.
- Jest ok.
- Kto wygrywa?
- Nie wiem. Teoretycznie nadal my. Ale to tylko przewaga dwóch punktów.
- Musicie to wygrać.
- Tak, tato, musimy.
- A co u twojej matki?
- W porządku. Dzwoniła dziś oczywiście. Życzyła mi wszystkiego naj i też pytała o ciebie.
- Co jej powiedziałeś?
- Że ostatnio nie mieliśmy kontaktu.
- Junhyung - wymówił moje imię dziwnie pretensjonalnie.
- Tak?
- Ty też możesz czasami napisać, zadzwonić, odwiedzić mnie. Jestem twoim tatą.
- Yhm...
- Co to za odpowiedź?
- To nie odpowiedź. Westchnienie.
- Czemu wzdychasz? Obwiniasz mnie nadal?
O Boże to gorsze od przesłuchania... Niech mnie jeszcze zapyta, czemu żyję...
- O co? O nic cię nie obwiniam.
Kłamstwo.
- O rozwód z twoją matką. To nie była moja wina...
- Wiem przecież. To była moja wina. Nie powinienem stawać pomiędzy wami.
- Nie rób z siebie ofiary. Nikt nie lubi takich ludzi. A ja chcę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. Chcę, żeby mój syn był lubiany. Myślisz, że czemu dręczyli cię w szkole?
- Nikt mnie nie dręczył.
- Śmiali się z ciebie.
- Tato, nie chcę o tym rozmawiać w moje urodziny. Proszę. Ja nie chcę do tego wracać - mówiłem jakbym był bliski rozpłakania się i nienawidziłem się za to.
Kelner przyniósł jedzenie, a ja poczułem jak coś ściska mi gardło i już wiedziałem, że nic a nic nie przełknę.
- Dobrze. To nie rozmawiajmy o tym. A o czym chciałbyś porozmawiać?
- Opowiedz, co u ciebie. Nie mieliśmy okazji pogadać wtedy, jak pobili mnie i Junsunga...
Mówił o swojej pracy, pochłonięty jedzeniem. Nie widział, że ja w ogóle nie ruszyłem bakłażana, jedynie popijam wodę. A gdy wreszcie się zczaił, znowu przybrał ten pełen pretensji ton:
- Czemu nie jesz? Niedobre?
- Ja... przepraszam - pobiegłem zwymiotować w łazience.
Son Dongwoon (B2ST)
Wieczorem Doojoon i Gikwang namówili mnie na siłownię. Zdziwiliśmy się, kiedy weszliśmy do sali i zauważyliśmy tam Junhyunga, przykucniętego na podłodze. Jak zwykle słuchał muzyki w słuchawkach, a w ręce trzymał telefon, pewnie przełączając piosenki. Na nasz widok jakby lekko się wystraszył. Wstał i przywitał nas z uśmiechem.
- Przyszliście przypakować? - zapytał, ściągając słuchawki.
- Przyszliśmy powyginać śmiało ciało! - zawołał Gikwang, a po chwili dodał ze zdziwieniem - hyung, a ty nie powinieneś być na kolacji ze swoim tatą?
- Już wróciłem. I też przyszedłem się trochę powyginać - oznajmił, lecz nikt z nas chyba w to nie wierzył.
- Ok, to let's go! - Doojoon zaklaskał w dłonie i zaczął wykonywać jakąś idiotyczną rozgrzewkę, przy czym jeszcze odsłoniły mu się gatki. Gikwang do niego dołączył, a ja z Junhyungiem zostaliśmy nieco na uboczu i robiliśmy brzuszki.
- To o co poszło? - odezwałem się wreszcie, przerywając to niezręczne milczenie, wypełnione jedynie przyspieszonym rytmem naszych oddechów.
- Co? - powtórzył, zaskoczony.
- No, ta kolacja. Przecież widzę, że coś poszło nie tak. Za często kłóciłem się z ojcem, by nie poznać typowych objawów po ostrej konfrontacji.
- To nie była ostra konfrontacja.
- A co?
- Dongwoon.
- Tak?
- Odwal się. Ok?
- Ok. Jak sobie życzysz.
Daliśmy sobie spokój z brzuszkami i przeszliśmy do jakiś skłonów przy drabinkach. Wtedy Junghyung oparł czoło o szczeble i zapytał mnie z westchnieniem:
- Dongwoon, czy ja jestem aż tak żałosny?
- Aż tak to nie... a czemu? - zażartowałem.
Ale Junghyung chyba nie był w nastroju do żartów. Stał nadal z czołem opartym o drabinki, a ja zastanawiałem się, co wprawiło go w taki dziwny nastrój.
- Hyung. Mój ojciec nie akceptuje mojej pasji i wykreślił mnie ze swojego życia kompletnie, jak dotarło do niego, że nie odejdę z programu. Kto zrozumie cię lepiej niż ja?
- Nie chodzi o to, że mój ojciec nie akceptuje mojej pasji - stwierdził Junhyung - po prostu... nie akceptuje mnie.
- To znaczy?
- Wiesz, byłem dość cichym i spokojnym dzieckiem, co wszyscy zwykle wykorzystywali. Tak niestety to wygląda. Jeżeli jesteś chociaż trochę inny, jesteś ofiarą, w szkole, na podwórku, wszędzie... Mama mnie rozumiała i starała mi się pomagać, a ojciec... uważał, że to moja wina. Nie umiem się obronić, pozwalam sobie być tak traktowanym... Uważał, że jego syn nie może być taką ciapą i dodatkowo mi wszystko utrudniał. Faworyzował mojego brata, który jest moim zupełnym przeciwieństwem, a ze mnie próbował "zrobić mężczyznę". Przez to też cały czas kłócili się z mamą. Kiedyś, zupełnie serio, poszedłem go zapytać, czy ja na pewno jestem jego synem. A on, zamiast odpowiedzieć, tak po prostu uderzył mnie w twarz. Zawołał mamę i krzyczał, czy ona wie, o co ja ją podejrzewam. Że puściła się z innym... Tak się wyraził. O swojej żonie! Zrobiło mi się okropnie wstyd. I czułem się winny, że przeze mnie ojciec ją oskarża... Wtedy mama postanowiła się rozwieść.
Zakończył z takim dziwnym spokojem, jakby był zmęczony samym mówieniem o swoim dzieciństwie. W sumie to cała jego opowieść brzmiała jakoś... bez emocji, co wydawało mi się dodatkowo smutne. Junhyung chyba do dziś nie poradził sobie z tym wszystkim.
- I myślisz, że przez ciebie twoi rodzice się rozwiedli? Ja myślę, że jedyny winny to twój ojciec - stwierdziłem.
- Tak - przyznał Junhyung - nikt mnie nie oskarża... mimo to ta wina wisi w powietrzu. I chociaż mój ojciec wiele zrozumiał i trochę się zmienił, już po prostu za późno, żebyśmy się dogadali. Nie umiemy rozmawiać, jak gdyby nigdy nic... możemy być dla siebie mili, a przez to tylko robi się sztywno.
- Przecież ty też się zmieniłeś, hyung. Już nikt się z ciebie nie śmieje, ludzie cię podziwiają. To powód do dumy.
- Dong, czy ty myślisz o tym, o czym ja?
Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenie
- Wygramy ten program - zapewniłem - i udowodnimy wszystkim, na co nas stać.
Shim Hyunseong (Boyfriend)
Okropnie mi się nudziło. Pewnie to wyda się dziwne: jak można się nudzić mieszkając jeszcze z pięcioma innymi osobami... ja jestem idealnym dowodem, że można. Każdy zajmował się swoimi sprawami. Lider jak zwykle wyszedł, te jego "wizyty w domu" stopniowo zaczynały być podejrzane. Minwoo położył się w łóżku Donghyuna i zasnął, a niestety akurat dziś nie zaczął lunatykować. Bliźniacy od kilku godzin nie odchodzili od laptopa, bo grali w jakąś grę. Jeongmin pisał z Sohyun i zapomniał o bożym świecie. Stwierdziłem, że może z tych nudów poczytam sobie komentarze na forum School of hard knocks, fani zwykle dzielili się tam zabawnymi uwagami, plotkowali, czy shipowali nas. Zdarzało mi się też trafiać tam na linki do ff i te zboczone podsyłać chłopakom, żeby się sami z siebie pośmiali. Ale dzisiaj coś innego mnie zainteresowało. Kilka minut temu ktoś wstawił fotki Donghyuna, wchodzącego do szpitala. To, że lider nic o tym nie wspomniał wydawało mi się niepokojące. Czemu kłamał, że idzie do domu? Pobiegłem pokazać moje odkrycie Jeongminowi.
- Myślisz, że... Donghyun choruje? - zapytał.
- Nie wiem... po prostu myślę, że jakby chorował, to pewnie nic by o tym nie wspomniał.
- Pogadajmy z nim.
- I wierzysz, że szczerze o wszystkim opowie?
- Hmm. Gdybyśmy tak zabrali go do pubu, postawili kolejkę...
- Mam lepszy pomysł.
- Jaki?
- Jedźmy do tego szpitala.
- Nie wiadomo, który to szpital. I czy Donghyun jeszcze w ogóle tam jest.
- Wiadomo. Powiększ zdjęcie. Tu jest nazwa.
- Hmm - zastanawiał się Jeongmin - w sumie nic nie tracimy, możemy zaryzykować.
Ubraliśmy się i wyszliśmy z dormu, nie zwracając niczyjej uwagi. Złapaliśmy taxi i poprosiliśmy o szybki kurs do szpitala, którego nazwa była widoczna na zdjęciu. Taksówkarz chyba pomyślał, że ktoś z nas jest chory i spieszył się, jakby ratował czyjeś życie. Gdy wysiedliśmy Jeongmin znowu się wahał, czy to nie przesada, że tak szpiegujemy Donghyuna, lecz wreszcie się uspokoił i zrozumiał, że to wszystko z troski o jego dobro. Usiedliśmy w holu szpitala i popijaliśmy wodę z automatu. Nudziliśmy się.
- W dzieciństwie oddałbym wszystko, by być tajnym agentem... kto by pomyślał, że to taka nieciekawa praca... - stwierdziłem z westchnieniem.
- Hyung, bez sensu tu siedzimy i się użalamy. Donghyun pewnie już wyszedł i wrócił do dormu - przyznał Jeongmin i w tym momencie go zauważyliśmy...
Lider szedł obok swoich rodziców, wszyscy mieli dość przygnębione miny i chyba dostrzegł nas, zanim my dostrzegliśmy jego. Wstaliśmy, żeby się ze wszystkimi przywitać, lecz państwo Kim zatrzymali się i zostali nieco w tyle. Donghyun podszedł do nas z zaskoczoną miną.
- Shim Hyunseong, Lee Jeongmin, co wy tu robicie?
Kim Donghyun (Boyfriend)
Wyglądali na zaskoczonych. Pewnie gdyby powiedzieli, że trafili tu przypadkowo, przyszli kogoś odwiedzić i wpadli na mnie, uwierzyłbym. Ale postanowili być szczerzy.
- Chodzi o to - Hyunseong pokazał mi moje zdjęcie na forum School of hard knocks - nic nie rozumiem. Mówisz, że jedziesz do domu, a jedziesz do szpitala. I to nie pierwszy raz. Ostatnio robisz tak codziennie... prawda?
- Hyung - wszedł mu w słowo Jeongmin - my się martwimy. Czy ty albo twoi rodzice... chorują? Co to jest, że nie możesz nam o tym po prostu powiedzieć?
Odwróciłem się. Rodzice wpatrywali się we mnie z przejęciem. Pewnie chcieli wiedzieć, czy mam zamiar znowu kłamać. Czy może to już jest ten czas, by wszystko chłopakom powiedzieć?
- Mamo, tato, jedźcie do domu, ja... porozmawiam z Hynseongiem i Jeongminem - poprosiłem.
Rodzice skinęli głowami i opuścili szpital. Denerwowałem się. Czułem się tak, jakbym popełnił przestępstwo i musiał się do tego przyznać. A przecież nie zrobiłem niczego złego. Byłem po prostu zakochany w kobiecie, która umarła i zostawiła wszystko na moich barkach.
- Kiepsko wyglądasz - zauważył Hyunseong.
- Hyung... - dodał Jeongmin - co się dzieje?
Stwierdziłem, że nie umiem im tego tak po prostu powiedzieć. Niech sami idą i zobaczą. Złapaliśmy windę i wysiedliśmy na trzecim piętrze. Ruszyliśmy wzdłuż sterylnego korytarza. Wydawało mi się, że Hyunseong i Jeongmin czuli mój strach. Zatrzymaliśmy się przy jednej sal i spojrzeliśmy do środka przez szybę.
- Widzicie tego chłopczyka? Tam, w rogu... - wskazałem i dodałem, spuszczając wzrok - to Kim Joohan. Mój syn.
Zapanowała cisza. Obaj wpatrywali się w Joohana, potem we mnie, potem znowu w siebie wzajemnie.
- Przecież to twój siostrzeniec... - powtarzał Hyunseong.
- Nie. Przepraszam... Przepraszam, że was wszystkich okłamywałem.
- Czy jego matka... umarła?
- Tak.
- O fuck... - kontynuował Hyunseong - więc wychodzi na to, że nasz lider to samotny ojciec?
- Czy Joohan ciężko choruje? - zapytał Jeongmin.
Wzruszył mnie tym. W tej sytuacji, gdy nasz zespół stawał w obliczu prawdziwych problemów, Jeongmin pytał o zdrowie mojego syna.
- To zapalenie płuc - poinformowałem - wyzdrowieje.
- Hyung! - Hyunseong podniósł głos - jak my mamy się czuć? Po tylu trudach... przygotowaniach, by wygrać ten pieprzony program i możliwość debiutu, wychodzi na jaw, że nasz lider to samotny ojciec! Jak w związku z tym wyobrażasz sobie naszą karierę?! Co my mamy zrobić?!
Był wzburzony. Jeongmin starał się go uspokoić, lecz to niewiele pomagało. Nic dziwnego, że byli zszokowani i mnie oskarżali. Nie powinienem ich okłamywać, ukrywać swojego syna, narażać nas wszystkich z tego powodu na tak wielki skandal. Powinienem się poddać.
- Zróbcie, co zdecydujecie za słuszne. Ja zaakceptuję wszystko - odwróciłem się i odszedłem powoli z twarzą zalaną łzami.
Shin Donghyun (MC Mong)
Było przyjemne, wczesne popołudnie. Postanowiłem trochę posprzątać póki Dohee jeszcze nie wróciła z uczelni i nie robiła zamieszania. Wyciągnąłem odkurzacz, kiedy niespodziewanie rozległ się dzwonek do drzwi. Ktokolwiek to jest, wybrał sobie wyjątkowo nieodpowiedni moment... stwierdziłem. Oczywiście mogłem nie otworzyć i udawać, że wyszedłem. Ale ludzka przyzwoitość nie pozwalała mi tak się zachować. No i nie powiem... nie żeby nie interesowało mnie, kogo tu niesie. Odłożyłem odkurzacz i poszedłem otworzyć. W drzwiach stał ojciec Dohee, trzymając butelkę soju. Oho...
- Cześć. Wpuścisz mnie na kieliszek?
Chamsko powiedzieć "nie", prawda? Poza tym... Dohee, nadal śmiertelnie obrażona na pana Min, nie musi wiedzieć o jego wizycie. Wypiję z jej ojcem kieliszek soju i tyle. Chociaż mi też nie podobało się, że przez lata oszukiwał córkę, czemu miałbym go unikać?
- Zapraszam.
Wszedł do domu, zrzucił płaszcz, buty i rozglądał się w poszukiwaniu kieliszków, a kiedy ich nie znalazł, spojrzał na mnie ponaglająco.
Przyniosłem je, głośno odstawiając na stół i poprosiłem pana Min, żeby usiadł, sam siadając obok.
- Chodzi o Dohee - oznajmił bez ogródek.
No tak, o co, o kogo, innego mogłoby chodzić...
No tak, o co, o kogo, innego mogłoby chodzić...
- A co ja mam wspólnego z Dohee? - udawałem niewinnego.
- Donghyun. Ja wszystko wiem.
- W... wszystko?
- Wiem, że się do ciebie wprowadziła. Kilka razy kręciłem się przy uczelni, niestety Dohee nie chciała mnie widzieć, co dopiero porozmawiać... więc poprosiłem swojego kierowcę, żeby ją śledził. I tak odkryłem, że się u ciebie zatrzymała.
Ufff. Czyli nie wie wszystkie. Nie wie, co wyprawiam w nocy z jego ukochaną Dohee. Przez tę myśl na mojej twarzy pokazał się mimowolny uśmieszek.
- Ymm. No dobrze, zatrzymała się tutaj. I co w związku z tym? Jest wkurzona na pana i jej się nie dziwię. Też bym był, gdyby mój ojciec tak perfidnie mnie okłamywał... - ups.. chyba się zagalopowałem - przepraszam... - dodałem - to nie moja sprawa...
- W porządku. Wiem, co o mnie myślisz - przyznał pan Min - nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Nędzny ze mnie reżyser, a jeszcze gorszy ojciec. Taka jest prawda. Mimo wszystko... kocham Dohee. I choć wiem, że u ciebie nie dzieje jej się krzywda, stęskniłem się za nią... Chciałbym naprawić, co zniszczyłem.
Pan Min otworzył butelkę i rozlał alkohol do kieliszków. Wypiliśmy pierwszy strzał.
- Rozumiem. Tylko... jaką ja mam w tym rolę? - zdziwiłem się.
- Jesteś teoretycznie bezstronny. Może namówisz Dohee, żeby mnie tak definitywnie nie przekreślała...
Drugi strzał.
- Czyli, że ja mam wystąpić w pana obronie? Tak to sobie pan wymyślił?
- Mniej- więcej...
- Nie byłoby lepiej, gdyby sam z nią pan porozmawiał?
- Jak, skoro ona nie chce mnie słuchać?
Trzeci strzał.
- Ok. Postaram się jej zasugerować, żeby chociaż pana wysłuchała. Ale nic nie obiecuję. Nie chcę by pomyślała, że coś kombinuję bez jej wiedzy...
- Po prostu spróbuj... - prosił pan Min.
Podniósł butelkę, a mi przeszło przez myśl, że w tym tempie zaraz się upiję. Już lekko czułem skutki spożytego alkoholu. W pierwszej chwili wydawało mi się, że mam omamy, kiedy Dohee niespodziewanie otworzyła drzwi i wpadła do salonu, krzycząc, że skończyła dzisiaj wcześniej. A potem zauważyła mnie i swojego ojca przy butelce soju. Torba spadła jej na podłogę. Chyba oboje, ja i pan Min, chcieliśmy coś powiedzieć, lecz słowa więzły nam w gardłach.
- Ach. Więc to tak. Po tobie, tato, spodziewałam się wszystkiego. Ale ty, Donghyun - obrzuciła mnie spojrzeniem pełnym wyrzutu - może też mnie oszukujesz? Może wspólnie to wszystko uknuliście? Depresję taty, wrobienie mnie w reżyserowanie i nie wiadomo co jeszcze?! Shin Donghyun, po czyjej ty, do cholery, jesteś stronie?!