28/12/2016

school of hard knocks (rozdział 31)

ACT LIKE NOTHING'S WRONG


Yong Junhyung (B2ST)


                Obudził mnie śpiew pięciu debili ustawionych wokół mojego łóżka z balonami, serpentynami i jakimiś okropnymi piszczałkami. Kiedy już skończyli ze "sto lat" po koreańsku, przeszli do angielskiej wersji, a później do dzikich okrzyków:
- Wszystkiego najlepszego Junhyunggie!!! - wołali tuż koło mojego ucha.
- Kurwa... - rzuciłem z jękiem.
Wszystko, co najlepsze, to żeby mi dali jeszcze pospać... Niestety, mieli inne plany. Rzucili się na mnie, łaskotali, macali i na wszelkie możliwe sposoby gnębili. Co mogłem zrobić? Chyba tylko wstać i obejrzeć prezenty. Kupili mi kilka płyt, sweter, pluszaka (serio?) i słodycze. Cieszyłem się oczywiście, bo (no może oprócz tego pluszaka) trafili w mój dziwaczny, pokręcony gust. A gdyby nie trafili i tak bym się cieszył, choćby z tego powodu, że pomyśleli i przygotowali to wszystko. Potem uściskali mnie po kolei i z okazji urodzin pozwolili zająć pierwszemu łazienkę, wow! Przy śniadaniu Taehee zapoczątkowała kolejne "sto lat", w które włączyli się dodatkowo Boyfriend, Lee Staphanie i trenerzy akurat obecni w restauracji. Dziś byli tam tylko Taemin i Hyuna. Przez cały czas nie patrzyła na mnie, jakby nie chciała zdradzić się ze swoimi uczuciami. Nie lubiłem tego udawania, że jesteśmy sobie obojętni. I coraz to nowszych zdjęć Hyuny z rzekomym "znajomym", który udawał jej kochanka. Niestety, taką musieliśmy płacić cenę za tych kilka wspólnie spędzonych godzin w każdy weekend. Jakoś zniosłem tę obojętność mojej dziewczyny przy składaniu życzeń. Taemin też nie był zbyt wylewny. Za to Taehee rzuciła mi się na szyję i ściskała, jakby chciała mnie udusić. Podczas treningów zadzwoniła moja mama, a potem jeszcze brat. I wszystko wydawało się ok, dopóki nie przekazał telefonu ojcu.
- Junhyung?
Nie tato, Duch Święty...
- Yhm... cześć.
- Co robisz wieczorem?
- No wiesz... to co zwykle... kolacja, potem siedzę w dormie z chłopakami.
- Spotkajmy się, jak skończysz treningi, zjedzmy coś na mieście - zaproponował ojciec.
W mojej głowie pojawiało się wielkie ostrzegawcze NIE, lecz gdybym odmówił, później znowu obwiniałbym się, jakim jestem tchórzem.
- Ok - odpowiedziałem.
Lecz nic nie było ok. W tym momencie mój dobry humor poszedł się j... no wiadomo, co poszedł. Chłopacy zaraz zauważyli, że jestem jakiś dziwny i wypytywali, o co chodzi. Przecież nie mogłem im powiedzieć, że denerwuje się, bo spędzę wieczór z moim ojcem... Nie zrozumieliby... Kto by zrozumiał? Powiedziałem, że po prostu dotarło do mnie jaki jestem stary. Śmiali się. Życzyli mi miłej kolacji i nie wiedzieli, że istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, by do takich należała... 
Byliśmy umówieni w dość eleganckiej restauracji, więc stwierdziłem, że lepiej złapać taxi, a nie wlec się autobusami. Tak też zrobiłem. Mimo to spóźniłem się kilka minut, co mój ojciec oczywiście mi wypomniał.
- Przepraszam. Korki były... Cześć, tato.
Wstał, podając mi rękę i z powrotem opadł na krzesło.
- Zamów, co chcesz. Ja stawiam - oznajmił, a ja zająłem miejsce i zabrałem się za przeglądanie menu.
- Hmm nie wiem, chyba nie jestem za bardzo głodny... - stwierdziłem.
- Raz w roku jemy wspólnie, a ty marudzisz, że nie jesteś głodny? - w jego głosie pojawiła się irytacja.
- To ja poproszę zapiekanego bakłażana - zdecydowałem.
Ojciec przywołał kelnera i złożył zamówienie. Dla siebie wybrał grillowane mięso i różne przystawki. Zazwyczaj dużo jadł i nie mógł zrozumieć, że ja nie mam aż takich potrzeb. Tak naprawdę, wszystkie moje nawyki uważał za nieodpowiednie i niemęskie.
- Jak ci idzie w tym... show? - zapytał.
- Jest ok.
- Kto wygrywa?
- Nie wiem. Teoretycznie nadal my. Ale to tylko przewaga dwóch punktów.
- Musicie to wygrać.
- Tak, tato, musimy.
- A co u twojej matki?
- W porządku. Dzwoniła dziś oczywiście. Życzyła mi wszystkiego naj i też pytała o ciebie.
- Co jej powiedziałeś?
- Że ostatnio nie mieliśmy kontaktu.
- Junhyung - wymówił moje imię dziwnie pretensjonalnie.
- Tak?
- Ty też możesz czasami napisać, zadzwonić, odwiedzić mnie. Jestem twoim tatą.
- Yhm...
- Co to za odpowiedź?
- To nie odpowiedź. Westchnienie.
- Czemu wzdychasz? Obwiniasz mnie nadal?
O Boże to gorsze od przesłuchania... Niech mnie jeszcze zapyta, czemu żyję...
- O co? O nic cię nie obwiniam.
Kłamstwo.
- O rozwód z twoją matką. To nie była moja wina...
- Wiem przecież. To była moja wina. Nie powinienem stawać pomiędzy wami.
- Nie rób z siebie ofiary. Nikt nie lubi takich ludzi. A ja chcę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. Chcę, żeby mój syn był lubiany. Myślisz, że czemu dręczyli cię w szkole?
- Nikt mnie nie dręczył.
- Śmiali się z ciebie.
- Tato, nie chcę o tym rozmawiać w moje urodziny. Proszę. Ja nie chcę do tego wracać -  mówiłem jakbym był bliski rozpłakania się i nienawidziłem się za to.
Kelner przyniósł jedzenie, a ja poczułem jak coś ściska mi gardło i już wiedziałem, że nic a nic nie przełknę.
- Dobrze. To nie rozmawiajmy o tym. A o czym chciałbyś porozmawiać?
- Opowiedz, co u ciebie. Nie mieliśmy okazji pogadać wtedy, jak pobili mnie i Junsunga...
Mówił o swojej pracy, pochłonięty jedzeniem. Nie widział, że ja w ogóle nie ruszyłem bakłażana, jedynie popijam wodę. A gdy wreszcie się zczaił, znowu przybrał ten pełen pretensji ton:
- Czemu nie jesz? Niedobre?
- Ja... przepraszam - pobiegłem zwymiotować w łazience.



Son Dongwoon (B2ST)


                Wieczorem Doojoon i Gikwang namówili mnie na siłownię. Zdziwiliśmy się, kiedy weszliśmy do sali i zauważyliśmy tam Junhyunga, przykucniętego na podłodze. Jak zwykle słuchał muzyki w słuchawkach, a w ręce trzymał telefon, pewnie przełączając piosenki. Na nasz widok jakby lekko się wystraszył. Wstał i przywitał nas z uśmiechem.
- Przyszliście przypakować? - zapytał, ściągając słuchawki.
- Przyszliśmy powyginać śmiało ciało! - zawołał Gikwang, a po chwili dodał ze zdziwieniem - hyung, a ty nie powinieneś być na kolacji ze swoim tatą?
- Już wróciłem. I też przyszedłem się trochę powyginać - oznajmił, lecz nikt z nas chyba w to nie wierzył.
- Ok, to let's go! - Doojoon zaklaskał w dłonie i zaczął wykonywać jakąś idiotyczną rozgrzewkę, przy czym jeszcze odsłoniły mu się gatki. Gikwang do niego dołączył, a ja z Junhyungiem zostaliśmy nieco na uboczu i robiliśmy brzuszki.
- To o co poszło? - odezwałem się wreszcie, przerywając to niezręczne milczenie, wypełnione jedynie przyspieszonym rytmem naszych oddechów.
- Co? - powtórzył, zaskoczony.
- No, ta kolacja. Przecież widzę, że coś poszło nie tak. Za często kłóciłem się z ojcem, by nie poznać typowych objawów po ostrej konfrontacji.
- To nie była ostra konfrontacja.
- A co?
- Dongwoon.
- Tak?
- Odwal się. Ok?
- Ok. Jak sobie życzysz.
Daliśmy sobie spokój z brzuszkami i przeszliśmy do jakiś skłonów przy drabinkach. Wtedy Junghyung oparł czoło o szczeble i zapytał mnie z westchnieniem:
- Dongwoon, czy ja jestem aż tak żałosny?
- Aż tak to nie... a czemu? - zażartowałem.
Ale Junghyung chyba nie był w nastroju do żartów. Stał nadal z czołem opartym o drabinki, a ja zastanawiałem się, co wprawiło go w taki dziwny nastrój.
- Hyung. Mój ojciec nie akceptuje mojej pasji i wykreślił mnie ze swojego życia kompletnie, jak dotarło do niego, że nie odejdę z programu. Kto zrozumie cię lepiej niż ja?
- Nie chodzi o to, że mój ojciec nie akceptuje mojej pasji - stwierdził Junhyung - po prostu... nie akceptuje mnie.
- To znaczy?
- Wiesz, byłem dość cichym i spokojnym dzieckiem, co wszyscy zwykle wykorzystywali. Tak niestety to wygląda. Jeżeli jesteś chociaż trochę inny, jesteś ofiarą, w szkole, na podwórku, wszędzie... Mama mnie rozumiała i starała mi się pomagać, a ojciec... uważał, że to moja wina. Nie umiem się obronić, pozwalam sobie być tak traktowanym... Uważał, że jego syn nie może być taką ciapą i dodatkowo mi wszystko utrudniał. Faworyzował mojego brata, który jest moim zupełnym przeciwieństwem, a ze mnie próbował "zrobić mężczyznę". Przez to też cały czas kłócili się z mamą. Kiedyś, zupełnie serio, poszedłem go zapytać, czy ja na pewno jestem jego synem. A on, zamiast odpowiedzieć, tak po prostu uderzył mnie w twarz. Zawołał mamę i krzyczał, czy ona wie, o co ja ją podejrzewam. Że puściła się z innym... Tak się wyraził. O swojej żonie! Zrobiło mi się okropnie wstyd. I czułem się winny, że przeze mnie ojciec ją oskarża... Wtedy mama postanowiła się rozwieść.
Zakończył z takim dziwnym spokojem, jakby był zmęczony samym mówieniem o swoim dzieciństwie. W sumie to cała jego opowieść brzmiała jakoś... bez emocji, co wydawało mi się dodatkowo smutne. Junhyung chyba do dziś nie poradził sobie z tym wszystkim.
- I myślisz, że przez ciebie twoi rodzice się rozwiedli? Ja myślę, że jedyny winny to twój ojciec - stwierdziłem.
- Tak - przyznał Junhyung - nikt mnie nie oskarża... mimo to ta wina wisi w powietrzu. I chociaż mój ojciec wiele zrozumiał i trochę się zmienił, już po prostu za późno, żebyśmy się dogadali. Nie umiemy rozmawiać, jak gdyby nigdy nic... możemy być dla siebie mili, a przez to tylko robi się sztywno.
- Przecież ty też się zmieniłeś, hyung. Już nikt się z ciebie nie śmieje, ludzie cię podziwiają. To powód do dumy.
- Dong, czy ty myślisz o tym, o czym ja?
Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenie
- Wygramy ten program - zapewniłem - i udowodnimy wszystkim, na co nas stać. 



Shim Hyunseong (Boyfriend)

                Okropnie mi się nudziło. Pewnie to wyda się dziwne: jak można się nudzić mieszkając jeszcze z pięcioma innymi osobami... ja jestem idealnym dowodem, że można. Każdy zajmował się swoimi sprawami. Lider jak zwykle wyszedł, te jego "wizyty w domu" stopniowo zaczynały być podejrzane. Minwoo położył się w łóżku Donghyuna i zasnął, a niestety akurat dziś nie zaczął lunatykować. Bliźniacy od kilku godzin nie odchodzili od laptopa, bo grali w jakąś grę. Jeongmin pisał z Sohyun i zapomniał o bożym świecie. Stwierdziłem, że może z tych nudów poczytam sobie komentarze na forum School of hard knocks, fani zwykle dzielili się tam zabawnymi uwagami, plotkowali, czy shipowali nas. Zdarzało mi się też trafiać tam na linki do ff i te zboczone podsyłać chłopakom, żeby się sami z siebie pośmiali. Ale dzisiaj coś innego mnie zainteresowało. Kilka minut temu ktoś wstawił fotki Donghyuna, wchodzącego do szpitala. To, że lider nic o tym nie wspomniał wydawało mi się niepokojące. Czemu kłamał, że idzie do domu? Pobiegłem pokazać moje odkrycie Jeongminowi.
- Myślisz, że... Donghyun choruje? - zapytał.
- Nie wiem... po prostu myślę, że jakby chorował, to pewnie nic by o tym nie wspomniał.
- Pogadajmy z nim.
- I wierzysz, że szczerze o wszystkim opowie?
- Hmm. Gdybyśmy tak zabrali go do pubu, postawili kolejkę...
- Mam lepszy pomysł.
- Jaki?
- Jedźmy do tego szpitala.
- Nie wiadomo, który to szpital. I czy Donghyun jeszcze w ogóle tam jest.
- Wiadomo. Powiększ zdjęcie. Tu jest nazwa.
- Hmm - zastanawiał się Jeongmin - w sumie nic nie tracimy, możemy zaryzykować.
Ubraliśmy się i wyszliśmy z dormu, nie zwracając niczyjej uwagi. Złapaliśmy taxi i poprosiliśmy o szybki kurs do szpitala, którego nazwa była widoczna na zdjęciu. Taksówkarz chyba pomyślał, że ktoś z nas jest chory i spieszył się, jakby ratował czyjeś życie. Gdy wysiedliśmy Jeongmin znowu się wahał, czy to nie przesada, że tak szpiegujemy Donghyuna, lecz wreszcie się uspokoił i zrozumiał, że to wszystko z troski o jego dobro. Usiedliśmy w holu szpitala i popijaliśmy wodę z automatu. Nudziliśmy się.
- W dzieciństwie oddałbym wszystko, by być tajnym agentem... kto by pomyślał, że to taka nieciekawa praca... - stwierdziłem z westchnieniem.
- Hyung, bez sensu tu siedzimy i się użalamy. Donghyun pewnie już wyszedł i wrócił do dormu - przyznał Jeongmin i w tym momencie go zauważyliśmy...
Lider szedł obok swoich rodziców, wszyscy mieli dość przygnębione miny i chyba dostrzegł nas, zanim my dostrzegliśmy jego. Wstaliśmy, żeby się ze wszystkimi przywitać, lecz państwo Kim zatrzymali się i zostali nieco w tyle. Donghyun podszedł do nas z zaskoczoną miną.
- Shim Hyunseong, Lee Jeongmin, co wy tu robicie?



Kim Donghyun (Boyfriend)

                Wyglądali na zaskoczonych. Pewnie gdyby powiedzieli, że trafili tu przypadkowo, przyszli kogoś odwiedzić i wpadli na mnie, uwierzyłbym. Ale postanowili być szczerzy.
- Chodzi o to - Hyunseong pokazał mi moje zdjęcie na forum School of hard knocks - nic nie rozumiem. Mówisz, że jedziesz do domu, a jedziesz do szpitala. I to nie pierwszy raz. Ostatnio robisz tak codziennie... prawda?
- Hyung - wszedł mu w słowo Jeongmin - my się martwimy. Czy ty albo twoi rodzice... chorują? Co to jest, że nie możesz nam o tym po prostu powiedzieć?
Odwróciłem się. Rodzice wpatrywali się we mnie z przejęciem. Pewnie chcieli wiedzieć, czy mam zamiar znowu kłamać. Czy może to już jest ten czas, by wszystko chłopakom powiedzieć?
- Mamo, tato, jedźcie do domu, ja... porozmawiam z Hynseongiem i Jeongminem - poprosiłem.
Rodzice skinęli głowami i opuścili szpital. Denerwowałem się. Czułem się tak, jakbym popełnił przestępstwo i musiał się do tego przyznać. A przecież nie zrobiłem niczego złego. Byłem po prostu zakochany w kobiecie, która umarła i zostawiła wszystko na moich barkach.
- Kiepsko wyglądasz - zauważył Hyunseong.
- Hyung... - dodał Jeongmin - co się dzieje?
Stwierdziłem, że nie umiem im tego tak po prostu powiedzieć. Niech sami idą i zobaczą. Złapaliśmy windę i wysiedliśmy na trzecim piętrze. Ruszyliśmy wzdłuż sterylnego korytarza. Wydawało mi się, że Hyunseong i Jeongmin czuli mój strach. Zatrzymaliśmy się przy jednej sal i spojrzeliśmy do środka przez szybę.
- Widzicie tego chłopczyka? Tam, w rogu... - wskazałem i dodałem, spuszczając wzrok - to Kim Joohan. Mój syn.
Zapanowała cisza. Obaj wpatrywali się w Joohana, potem we mnie, potem znowu w siebie wzajemnie.
- Przecież to twój siostrzeniec... - powtarzał Hyunseong.
- Nie. Przepraszam... Przepraszam, że was wszystkich okłamywałem.
- Czy jego matka... umarła?
- Tak.
- O fuck... - kontynuował Hyunseong - więc wychodzi na to, że nasz lider to samotny ojciec?
- Czy Joohan ciężko choruje? - zapytał Jeongmin.
Wzruszył mnie tym. W tej sytuacji, gdy nasz zespół stawał w obliczu prawdziwych problemów, Jeongmin pytał o zdrowie mojego syna.
- To zapalenie płuc - poinformowałem - wyzdrowieje.
- Hyung! - Hyunseong podniósł głos - jak my mamy się czuć? Po tylu trudach... przygotowaniach, by wygrać ten pieprzony program i możliwość debiutu, wychodzi na jaw, że nasz lider to samotny ojciec! Jak w związku z tym wyobrażasz sobie naszą karierę?! Co my mamy zrobić?!
Był wzburzony. Jeongmin starał się go uspokoić, lecz to niewiele pomagało. Nic dziwnego, że byli zszokowani i mnie oskarżali. Nie powinienem ich okłamywać, ukrywać swojego syna, narażać nas wszystkich z tego powodu na tak wielki skandal. Powinienem się poddać.
- Zróbcie, co zdecydujecie za słuszne. Ja zaakceptuję wszystko - odwróciłem się i odszedłem powoli z twarzą zalaną łzami.



Shin Donghyun (MC Mong)

                Było przyjemne, wczesne popołudnie. Postanowiłem trochę posprzątać póki Dohee jeszcze nie wróciła z uczelni i nie robiła zamieszania. Wyciągnąłem odkurzacz, kiedy niespodziewanie rozległ się dzwonek do drzwi. Ktokolwiek to jest, wybrał sobie wyjątkowo nieodpowiedni moment... stwierdziłem. Oczywiście mogłem nie otworzyć i udawać, że wyszedłem. Ale ludzka przyzwoitość nie pozwalała mi tak się zachować. No i nie powiem... nie żeby nie interesowało mnie, kogo tu niesie. Odłożyłem odkurzacz i poszedłem otworzyć. W drzwiach stał ojciec Dohee, trzymając butelkę soju. Oho...
- Cześć. Wpuścisz mnie na kieliszek?
Chamsko powiedzieć "nie", prawda? Poza tym... Dohee, nadal śmiertelnie obrażona na pana Min, nie musi wiedzieć o jego wizycie. Wypiję z jej ojcem kieliszek soju i tyle. Chociaż mi też nie podobało się, że przez lata oszukiwał córkę, czemu miałbym go unikać?
- Zapraszam.
Wszedł do domu, zrzucił płaszcz, buty i rozglądał się w poszukiwaniu kieliszków, a kiedy ich nie znalazł, spojrzał na mnie ponaglająco.
Przyniosłem je, głośno odstawiając na stół i poprosiłem pana Min, żeby usiadł, sam siadając obok.
- Chodzi o Dohee - oznajmił bez ogródek. 
No tak, o co, o kogo, innego mogłoby chodzić...
- A co ja mam wspólnego z Dohee? - udawałem niewinnego.
- Donghyun. Ja wszystko wiem.
- W... wszystko?
- Wiem, że się do ciebie wprowadziła. Kilka razy kręciłem się przy uczelni, niestety Dohee nie chciała mnie widzieć, co dopiero porozmawiać... więc poprosiłem swojego kierowcę, żeby ją śledził. I tak odkryłem, że się u ciebie zatrzymała.
Ufff. Czyli nie wie wszystkie. Nie wie, co wyprawiam w nocy z jego ukochaną Dohee. Przez tę myśl na mojej twarzy pokazał się mimowolny uśmieszek.
- Ymm. No dobrze, zatrzymała się tutaj. I co w związku z tym? Jest wkurzona na pana i jej się nie dziwię. Też bym był, gdyby mój ojciec tak perfidnie mnie okłamywał... - ups.. chyba się zagalopowałem - przepraszam... - dodałem - to nie moja sprawa...
- W porządku. Wiem, co o mnie myślisz - przyznał pan Min - nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Nędzny ze mnie reżyser, a jeszcze gorszy ojciec. Taka jest prawda. Mimo wszystko... kocham Dohee. I choć wiem, że u ciebie nie dzieje jej się krzywda, stęskniłem się za nią... Chciałbym naprawić, co zniszczyłem.
Pan Min otworzył butelkę i rozlał alkohol do kieliszków. Wypiliśmy pierwszy strzał.
- Rozumiem. Tylko... jaką ja mam w tym rolę? - zdziwiłem się.
- Jesteś teoretycznie bezstronny. Może namówisz Dohee, żeby mnie tak definitywnie nie przekreślała...
Drugi strzał.
- Czyli, że ja mam wystąpić w pana obronie? Tak to sobie pan wymyślił?
- Mniej- więcej...
- Nie byłoby lepiej, gdyby sam z nią pan porozmawiał?
- Jak, skoro ona nie chce mnie słuchać?
Trzeci strzał.
- Ok. Postaram się jej zasugerować, żeby chociaż pana wysłuchała. Ale nic nie obiecuję. Nie chcę by pomyślała, że coś kombinuję bez jej wiedzy...
- Po prostu spróbuj... - prosił pan Min.
Podniósł butelkę, a mi przeszło przez myśl, że w tym tempie zaraz się upiję. Już lekko czułem skutki spożytego alkoholu. W pierwszej chwili wydawało mi się, że mam omamy, kiedy Dohee niespodziewanie otworzyła drzwi i wpadła do salonu, krzycząc, że skończyła dzisiaj wcześniej. A potem zauważyła mnie i swojego ojca przy butelce soju. Torba spadła jej na podłogę. Chyba oboje, ja i pan Min, chcieliśmy coś powiedzieć, lecz słowa więzły nam w gardłach.
- Ach. Więc to tak. Po tobie, tato, spodziewałam się wszystkiego. Ale ty, Donghyun - obrzuciła mnie spojrzeniem pełnym wyrzutu - może też mnie oszukujesz? Może wspólnie to wszystko uknuliście? Depresję taty, wrobienie mnie w reżyserowanie i nie wiadomo co jeszcze?! Shin Donghyun, po czyjej ty, do cholery, jesteś stronie?!

24/12/2016

Wesołych Świąt!

Kochani!

Wspaniałych Świąt Bożego Narodzenia
spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze,
samych szczęśliwych dni w nadchodzącym roku
oraz szampańskiej zabawy sylwestrowej
Oppy na co dzień!

Życzy Ann Flo&ma boyzzz :D


(prezent od mojej sąsiadki ♥)

21/12/2016

the song of love (rozdział 7)

                Krew. Krew, wszędzie.
- Tu! To ten pokój! - za drzwiami rozległ się przelękniony krzyk i echo towarzyszących mu kroków.
Gyesoon zastanawiała się, co spowodowało, że w jednej chwili oprzytomniała. Odzyskała wszystkie zmysły. To było jak burza nadchodząca nieoczekiwanie w piękny, pogodny dzień, jak zrywający się wiatr, szarpiący koronami bezbronnych drzew, jak uderzający piorun. Nie rozumiała, czemu w miejsce kompletnego zobojętnienia pojawiła się ta nagła determinacja. Coś kazało Gyesoon ratować swoje życie, rzucić się do ucieczki, nie poddawać się ludziom winnym śmierci Jaesika. Zanim wyważono drzwi do pokoju, upuściła pistolet, wstała i wyskoczyła przez okno, nie zastanawiając się w ogóle, na którym znajdowała się piętrze. A mimo, że ledwie na pierwszym, siła upadku wyrwała z jej piersi bolesny jęk. W dodatku to przerażające zimno... Okrywała ją tylko zakrwawiona halka, a bezlitosny chłód kuł niczym igły. W otwartym oknie pojawiła się twarz kierowcy Kagawa Goro. Gyesoon wstała w przypływie paniki i pognała w otchłań ciemnych ulic, gdy z pokoju na piętrze padł w jej kierunku strzał. Wiedziała, że zaraz rozpocznie się pościg i musiała działać rozmyślnie. Na pewno nie mogła pobiec do domu. Zdecydowała się przedrzeć przez las i ostrzec w kamieniołomie Minhyuka. Strach dodawał jej sił. Po chwili nie czuła zimna, bólu rozciętej brwi, pobitej twarzy i w poranionych, bosych stopach. Nie bała się. Po prostu gnała naprzód w wilgotną, listopadową noc. Dyszała głośno, lecz mimo to nie pozwalała, by zatrzymało ją zmęczenie. Co z tego, jeżeli umrze z wyczerpania, czy rozszarpana przez dzikie zwierzę. To już nieistotne, byle tylko nie wpaść w ręce tych sadystów. Nigdy jej nie odnajdą. Nie ukarzą za morderstwo jednego z nich. Nie da im satysfakcji, a ich porażka pozwoli jej znieść to cierpienie. Nie wiedziała jak posuwa się pościg, lecz gdy las się przerzedził i zobaczyła w oddali kamieniołom, poczuła się uratowana. Powoli, po raz pierwszy od śmierci narzeczonego, była zdolna do okazania swoich prawdziwych emocji. Płakała za wszystkim, co straciła, kiedy Minhyuk zauważył zbliżającą się zakrwawioną postać. Zatroskany, wyszedł i rozpoznał siostrę.
- Noona! O Boże... - powtarzał, obawiając się ją przytulić, by nie zadać jej bólu, i oglądając ze wszystkich stron, jak ją skrzywdzono.
Czy to możliwe, że rany, które odniosła tak obficie krwawiły?, zastanawiał się, czemu była boso? I czemu nie miała na sobie nic oprócz halki? Co ją spotkało...?
Gyesoon sama wtuliła się w brata i wylała wszystkie łzy, których nie wylała wcześniej. Aż wreszcie wyznała, jakby obawiając się jego reakcji, a jednocześnie z dumą i pasją:
- Zabiłam go. Kagawa Goro, który torturował Jaesika. Zabiłam tego skurwysyna!

***

                Yonghwa nerwowo krążył po pokoju.
- Kurwa!!! Kang Gyesoon, czy ty oszalałaś?! Wiesz, na co naraziłaś siebie i swojego brata?! Nie spoczną, dopóki cię nie dopadną, a potem... możesz sobie wyobrazić!
- Przepraszam... Nie chciałam cię zdenerwować.
Po tym, jak ją zobaczył, Minhyuk opuścił swoje stanowisko w kamieniołomie. Przyprowadził siostrę do Yonghwy i oboje kazali jej wszystko opowiedzieć. Nie podejrzewała, że wywoła tym w liderze taką złość. Siedziała w jego pokoju, wystraszona. Powoli pojmowała, jak bezmyślnie postąpiła.
- Zdenerwować?! Jestem tak wkurwiony, że mam ochotę cię rozszarpać!
- Nie krzycz na moją siostrę - poprosił Minhyuk, cały czas trzymając ją za rękę.
W pokoju pojawiła się matka Yonghwy, przyniosła miskę ciepłej wody, ręczniki i apteczkę. Obiecała też, że pożyczy dziewczynie czyste ubrania. Minhyuk ostrożnie obmył siostrze rany i zaproponował, że zadzwoni po Jonghyuna, by przyszedł ją obejrzeć, lecz zaprotestowała. Nie chciała komukolwiek więcej się pokazywać i tłumaczyć, czemu to zrobiła... Uważała, że odpowiedź jest jasna. I choć wiedziała, że naraziła na niebezpieczeństwo wiele osób, nie żałowała. Minkyuk opatrzył jej łuk brwiowy, wytarł krew z rozciętej wargi i zajął się poranionymi stopami. Oprócz tego były też sine z zimna.
- Powinnaś się napić czegoś ciepłego - powiedziała pani Jung, dając jej swoje ubrania - przygotuję napar z ziół.
Po twarzy Gyesoon nadal toczyły się pojedyncze łzy.
- Noona, nie płacz - powtarzał Minhyuk - poradzimy sobie, nie poddamy się.
Pomimo przekonywania jej o tym, sam niekoniecznie w to wierzył. Policjanci mieli dostęp do danych Gyesoon. Sama im je podała. W dodatku znali jej twarz i wiedzieli, że zamordowała Kagawa Goro. Pozostawiła na to niezbite dowody. Już pewnie kilkoro oficerów przeszukuje ich dom. Jak dobrze, że Yonghwa przypominał wiecznie o tym, by nie trzymali u siebie żadnych rzeczy związanych z ruchem oporu, a wynosili wszystko do sekretnych schronów, gdzie organizowali spotkania. Minhyuk zrozumiał też, że więcej nie może pojawiać się w kamieniołomie, bo policjanci szybko znajdą jego miejsce pracy i zaczną wypytywać o siostrę. Nie tylko Gyesoon musiała się ukrywać, oboje musieli.
- Przebierz się - polecił Yonghwa i wyciągnął jej brata z pokoju.
Rozmawiali w kuchni, podniesionymi głosami, podczas gdy pani Jung gotowała zioła. Użalała się nad sytuacją dziewczyny i zastanawiała, jak jeszcze może jej pomóc. Choć uważała, że Gyesoon zachowała się nieodpowiednio, zabijając Goro w tak jawny sposób i to bez poparcia innych członków ruchu oporu, rozumiała ją. Tę dziewczynę dławiła furia, a gdyby tych uczuć nie rozładowała, oszalałaby lub sama odebrała sobie życie. Pani Jung próbowała uspokoić syna, by nie był zbyt surowy dla Gyesoon i okazał jej serce.
- Lepiej pomyślmy, gdzie ich ukryć - zaproponowała i zaniosła dziewczynie gorący napar.
Gyesoon popijała go małymi łyczkami. Ubrała się w hanbok pani Jung i zmyła z siebie resztki krwi. Uczesała włosy. Już nie płakała i jej serce biło naturalnym rytmem. Lecz nie czuła ulgi. Tak, to że zabiła Goro dawało jej pewne wytchnienie, niestety nie koiło bólu. Bo nie zwróciło jej Jaesika...
Drzwi zaskrzypiały. Do pokoju wrócili Yonghwa i Minhyuk. Gyesoon spodziewała się kolejnych wyrzutów, a zamiast tego usłyszała głos swojego brata:
- Szykuj się, zaraz jedziemy.
Posłała mu pełne niepokoju spojrzenie.
- Gdzie? - zapytała.
- Nie możecie opuszczać terytorium Korei, bo pewnie już jesteście na liście poszukiwanych. Poza tym ty i tak zostawiłaś dokumenty w torebce w hotelu... A to zbyt ryzykowne, byś podróżowała na fałszywych, kiedy tyle osób widziało twoją twarz. Pojedziecie w góry - postanowił Yonghwa - do obozowiska oddziału mojego brata Yongjuna.

***

                Zapadał zmierzch. Zanim Jonghyun zdążył zakołatać do drzwi domu Mei, zauważyła go Aika. Siedziała na murku w ogrodzie, przyglądając się jak Takuya i Akiharu tłumaczą Dahee zasady kendo. Też chciałaby się ich nauczyć. Wszystko byłoby tak pięknie, gdyby nie złamana ręka! Matka powiedziała jasno: żadnych wygłupów. Masz siedzieć i się przyglądać, być ostrożna, dopóki nie ściągną ci gipsu.
Lecz to nie mogło popsuć Aice humoru. Poza tym, dzięki temu, że tylko bezczynnie siedziała, zdołała zobaczyć Jonghyuna.
- Cześć! - zawołała i po chwili znalazła się przy nim - proszę, zdejmij mi ten okropny gips. Przez to mama nie pozwala mi uczyć się kendo!
- Uczyć się kendo? - powtórzył - wstępujesz do policji?
Rozbawił ją. Zachichotała głośno, przy czym na jej policzkach zwykle pojawiały się urocze dołeczki. Bez wahania złapała go za rękę i poprowadziła do ogrodu.
- Nie, po prostu... moi przyjaciele uczą się w szkole kendo i postanowili pokazać kilka zasad mnie i Dahee. Chcesz ich poznać? - nie czekała na odpowiedź, podekscytowana przedstawiała go reszcie - to chłopak Mei, Lee Jonghyun. A to moi przyjaciele, Kim Dahee, Hideki Takuya i Tsukiyama Akiharu.
- Cześć miło mi was wszystkich poznać. Już wam nie przeszkadzam - stwierdził Jonghyun, a kiedy mu się ukłonili, ruszył z powrotem.
Poczuł dziwny niepokój, jak tylko wymienił spojrzenie z Akiharu. Był pewien, że ten go nie rozpoznał. Bo wtedy w furgonetce nie mógł mu się przyjrzeć i nie słyszał jego głosu. Więc czemu tak podejrzliwie patrzył? Czy aura, jaką roztaczał wokół siebie Jonghyun wydała się Akiharu znajoma? Czy intuicja podpowiadała mu, że widzi swojego wroga? A może w pierwszej chwili, gdy popatrzyli sobie w oczy, zrozumieli, że nigdy nie zapałają do siebie sympatią?
- Jonghyun-ssi! - zawołała Aika, celowo używając koreańskiej formy grzecznościowej - no szybko, zdejmij mi ten gips!
- Jeszcze nie, jeszcze jest za wcześnie.
- Wszyscy to powtarzają! Jest za wcześnie na to, za wcześnie na tamto! Już mam tego dość! Proszę, proszę, zlituj się i zdejmij mi gips, a ja powiem ci jaka jest mama Mei i na co musisz się przygotować!
- Tak? W porządku.
- To zdejmiesz mi gips?
- Zdejmę.
- Więc... - Aika pokazała Jonghyunowi, by się schylił i wyszeptała - ciocia Hikari lubi komplementy. Jeżeli powiesz jej, że już wiesz, po kim Mei jest taka ładna... pęknie z zachwytu.
- Czy to nie brzmi, jakbym się podlizywał?
- Ciocia Hikari lubi wszystkich, którzy się jej podlizują. Zdejmiesz mi ten gips?
- Jak za dwa tygodnie zgłosisz się do szpitala.
- Kłamca!!!
- To nie kłamstwo - tłumaczył Jonghyun - ustaliliśmy, że ci go zdejmę, nie ustaliliśmy kiedy...
Złapała się jego rękawa i powtarzała, rozżalona:
- Kłamca! Oszust!
W tym momencie w ogrodzie pojawiła się zdenerwowana Mei. Usłyszała krzyki kuzynki i postanowiła ich nie ignorować.
- Aika! Masz zamiar się tak zachowywać?! Puść go natychmiast! - zażądała.
- Złamał umowę! - gorączkowała się nastolatka.
Gdy tylko Mei podniosła rękę, by ją uderzyć, ta rzuciła się biegiem w kierunku swoich przyjaciół.
- Spokojnie. Nic się nie dzieje, a Aika... jest zabawna - przyznał Jonghyun i przywitał się z Mei, łącząc ich usta w pocałunku.
Nie widział jej przez ostatni tydzień, kiedy występowała w Tokio. Pomyślał, że oboje się stęsknili.
- Jaka umowa? - spytała Mei w przerwie między pocałunkami, przypominając sobie słowa Aiki, a Jonghyun tylko przytulił ją i stwierdził:
- To nic.
- Zapraszam - chichotała Mei, ciągnąc go do domu.
Jonghyun wielokrotnie wyobrażał sobie jej codzienne otoczenie, lecz i tak zaskoczyło go wszechogarniające bogactwo. Stylowe meble, miękkie dywany, oświetlenie. Róg salonu zdobiło pianino, na ścianach były kolorowe obrazy, a półki pełne drogocennych waz, ozdobnych kasetek, fotografii rodzinnych i kwiatów. Hikari i Kanako zajmowały miejsce przy stole obok biblioteczki z książkami, a Kim Yejin, matka Dahee, częstowała je herbatą z ręcznie zdobionego dzbanka. Pokój wypełniała łagodna muzyka. Jonghyun nigdy nie czuł się onieśmielony przez obecność innych osób, był zazwyczaj otwarty i pewny siebie, lecz poznając rodzinę swojej dziewczyny, obawiał się. I jednocześnie za nic nie chciał, by Mei o tym wiedziała. Wolał, że postrzegała go jako silnego. Ukłonił się nisko i oznajmił z uśmiechem:
- Dzień dobry, nazywam się Lee Jonghyun, jestem przyjacielem Mei.
- Dzień dobry. Miło mi wreszcie ciebie poznać! - powiedziała Hikari, wstając i podchodząc do chłopaka - Mei tyle o tobie opowiadała!
- O pani również. Nie wspominała za to, że jest pani taka piękna - pocałował jej dłoń.
Hikari sprawiała wrażenie lekko zażenowanej. Mei zakasłała, dyskretnie szczypiąc Jonghyuna w rękę. O co chodzi? Czyżby Aika go okłamała?!, zastanawiał się i wówczas zauważył spojrzenie Kanako. Stała przy stole, lecz nie zbliżyła się o krok, po prostu tak intensywnie się w niego wpatrywała... Odniósł wrażenie, że to wręcz sprawia jej ból, budzi jakąś od dawna pochowaną głęboko tęsknotę. I przypomniał sobie, jak Mei opowiadała mu, że ojciec Aiki był Koreańczykiem... Co przeszkodziło ich związkowi? Różna narodowość? Czy Kanako bała się, że to może dotyczyć też Mei i jego? Już kiedy po raz pierwszy spotkał tę kobietę w szpitalu, po wypadku Aiki, zauważył, że ogarnia ją pewien nieukojony żal. Powoli podszedł do Kanako.
- Miło mi znowu panią widzieć - po tym też pocałował kobietę w rękę i wyczuł, że przeszedł ją dreszcz.
- Idziemy do mojego pokoju. Yejin, przyniesiesz nam coś do jedzenia i picia? - zapytała Mei.
Matka Dahee odpowiedziała skinieniem głowy i udała się do kuchni. Hikari i Kanako znowu usiadły. A Mei zabrała Jonghyuna do siebie do pokoju, zamykając za nimi drzwi.
- Mam wrażenie, że wszyscy tu dziwnie na mnie patrzą - zażartował, rozglądając się dookoła.
Pokój Mei pełen był dodatków w subtelnych barwach różu. Wydawał się ciepły, przytulny i dziewczęcy. Kilka zwisających paproci ożywiało go. Przy toaletce, z mnóstwem spinek i kokard do włosów, stał gramofon. Jonghyun nastawiał płytę, gdy Mei powtórzyła:
- Wszyscy? Czyli kto?
- Akiharu. Twoja ciocia. Ty.
- Ja?
- Tak. I jeszcze mnie szczypałaś - po chwili pokój wypełnił się brzmieniem japońskich piosenek, a Jonghyun zatrzymał się przy fotografiach Mei i Aiki z różnych okresów ich dorastania - byłaś uroczym dzieckiem.
- A już nie jestem urocza?! Ja, w przeciwieństwie do mojej mamy, lubię komplementy.
Czyli Aika kłamała! Jonghyun, mordując ją w myślach, dodał uwodzicielsko:
- Za to nie jesteś już dzieckiem...
Poczuła jego dłonie na swoim ciele i poddała się tym doznaniom. Chwilowo pożałowała, że nie poszła do niego, zamiast zapraszać go do siebie. Tam mieliby jakąś prywatność, mogliby się kochać do rana... Myślała, że po ostatnim seksie z Jonghyunem przejdzie jej na to ochota... a ledwie poczuła jego pieszczoty, znowu go zapragnęła. Ufała mu. A przede wszystkim kochała. Kochała go, jak nikogo innego na świecie. Wtuliła się w jego ramiona, wdychając przyjemny zapach perfum. Głaskał plecy i pośladki dziewczyny, czasami wsuwając rękę między jej uda.
- Jonghyun... - jęknęła.
- Tak?
- Nie tu...
- Jutro, zobaczymy się u mnie?
- Tak.
Zapewnienie Mei trochę ostudziło emocje. Oboje usiedli przy stoliku, trzymając się za ręce. Jonghyun poprosił dziewczynę, by opowiedziała mu o pobycie w Tokio. Miała wypieki na policzkach, podczas gdy relacjonowała swoje występy, przebieg ważnych przyjęć, wizyty w modnych kawiarniach i zakupy. Angażowała się tak, jakby chciała, by poczuł, że również tam był.
- Zaczynam żałować, że nie mogłem ci towarzyszyć - wyznał szczerze - niestety sama wiesz...
- Tak, wiem. Masz obowiązki. Nie możesz ich lekceważyć, kiedy kraj jest pogrążony w wojnie - powtarzała jego słowa, które padły tego pamiętnego dnia, gdy po dość burzliwym seksie wyznali sobie miłość. Nie chciała być złośliwa. Przeciwnie, chciała pokazać, że ostatnio dobrze go zrozumiała i nie pomyślała w ogóle, aby proponować, by jej towarzyszył w wyjeździe do Tokio. Mei z natury była osobą unikającą konfliktów. Wolała czasami ustąpić Jonghyunowi. Na pewno nie zamierzała znowu go denerwować.
- Ale miałam przy sobie nauczycielkę Ueno. Pilnowała bym za dużo nie romansowała - jedynie lekko go drażniła.
- Czyli trochę romansowałaś?
- Może... Czyżbyś był zazdrosny?
- A powinienem?
- Nie. I tak cały czas myślałam tylko o tobie. Przywiozłam ci prezent.
Podarowała mu cygaro w eleganckim opakowaniu i z podnieceniem obserwowała jego reakcję.
- Skoro tak, nie mam nic przeciwko, żebyś wyjeżdżała - zażartował. 
Mei posłała mu oburzone spojrzenie.
- Chcesz zapalić? - zapytała.
- Tutaj?
Szeroko otworzyła okno i zawołała Jonghyuna. Podała mu ogień, a on palił, zaciągając się głęboko i namawiając, by też spróbowała. Zaraz dostała okropnego ataku kaszlu, a w oczach miała łzy. Nigdy więcej!, postanowiła. Mimo wszystko stała przy Jonghyunie i wdychała dym. Nie przeszkadzało jej, że marzła, a zimne powietrze dostawało się do pokoju. W pewnym momencie znalazła się w ramionach chłopaka.
- Ja też... cały czas byłem myślami przy tobie - przyznał, rozpalając Mei swoim ciepłem i przytulając się do jej pleców. Z ogrodu dobiegł ich szczery i wyjątkowo melodyjny śmiech Aiki. Mei odwróciła się przodem do Jonghyuna, poprzednio zamykając okno i zaciągając zasłony.

***

                To był interesujący dzień, pomyślała Kanako, odwiedziny tego chłopaka... też były interesujące.
Siedziała przy toaletce i wklepywała w policzki krem, który Mei przywiozła jej z Tokio. Zauważyła, że się postarzała. Wokół oczu miała lekkie zmarszczki, powieki opadały, jakby były ciężkie i zmęczone... Tylko jej serce nic a nic się nie zmieniło. Ostrożnie zsuwała z palca pierścionek, a nim schowała go w kasetce, przez moment wpatrywała się w wyryte po wewnętrznej stronie inicjały: O. H. Wtedy zadzwonił telefon. Dochodziła północ i Kanako trochę się zdziwiła. Lecz odważyła się i odebrała. Gdy zakończyła rozmowę, obie przyglądały się jej pytająco: Hikari w szlafroku i Mei, która dopiero co odprowadziła do drzwi swojego chłopaka. Aika już spała.
- Dzwonili z policji - oznajmiła Kanako, dziwnie... rozbawiona? - rozumiecie to? Japoński oficer... zamordowany w moim hotelu!

***

                Yongjun spał czujnie, jak zwykle reagując na każdy szmer, każdy szelest, każdy silniejszy powiew wiatru. Podniósł się, gdy tylko jeden z nocnych stróżów wszedł do jego namiotu, oznajmiając:
- Liderze, Yonghwa sprowadza tu jakiś towarzyszy.
Yongjun pospiesznie sprawdził godzinę. Dochodziła piąta rano, lecz dolinę nadal spowijała ciemność. Wokół ze wszystkich stron piętrzyły się wierzchołki gór, pokryte gęstymi lasami, a niektóre też pierwszym śniegiem. Choć większość żołnierzy spała po ciężkim dniu przygotowań do walki o niepodległość, tu i tam kręciło się kilkoro wartowników. Mimo sennego nastroju, zachowywali czujność i patrolowali okolicę. Zaraz zauważyli Yonghwę, Minhyuka i Gyesoon, którzy musieli zostawić samochód przy przełęczy i ostatnią część drogi pokonać pieszo. Wyglądali na wykończonych, nie mieli przy sobie niczego oprócz kilku tobołków. Siedzieli w stróżówce, gdy przyszedł do nich Yongjun, dowództwa oddziału.
- Hyung - przywitał go Yonghwa, z zimna para leciała mu z ust - wydarzyło się coś... niespodziewanego.
Opowiadał dowódcy o tym, co zrobiła Gyesoon, podczas gdy stróż przygotowywał dla nich wszystkich ciepły napój - w tej sytuacji nie widzę innego rozwiązania, jak ukryć ich u ciebie. Nie zabrali nic oprócz kilku rzeczy, które pożyczyliśmy im z mamą, nie mogli przecież wracać po cokolwiek do domu, otoczonego przez policję. Myślę, że towarzyszka Kang powinna zostać ukarana i wykluczona z organizacji. Za to Minhyuk mógłby przejść szkolenie i dołączyć do armii.
- Nie przesadzasz? - zapytał Yongjun, obdarzając Gyesoon współczującym spojrzeniem - nie pochwalam tego, co zrobiła towarzyszka Kang, mimo wszystko... każdy jeden, jedyny człowiek jest potrzebny, by odzyskać nasz utracony kraj. A ty mówisz, że mam ją wykluczyć z ruchu oporu? Gyesoon chyba została wystarczająco ukarana przez los... - złapał dziewczynę za rękę - póki co pomożesz w przygotowywaniu posiłków dla żołnierzy, a potem... zobaczymy.
- Dziękuję - odpowiedziała Gyesoon - czasami pomagam... pomagałam w organizowaniu przyjęć u bogatych rodzin, mam doświadczenie w gotowaniu posiłków na tyle osób.
Yonghwa, który cały czas krążył nerwowo, usiadł wreszcie z westchnieniem na podłodze obok pozostałych.
- Wypijcie i pośpijcie jeszcze. Musicie być wykończeni po tak niespokojnej nocy - polecił im dowódca - Gyesoon, możesz dzielić namiot z Misuk, Jisoo i Suyeon, Minhyuk niech dołączy do jednego z namiotów żołnierzy.
Yongjun pokazał Yonghwie, by położył się na jego posłaniu, lecz brat odmówił.
- Wracam do matki, poza tym za blisko zostawiliśmy samochód, jakby ktoś go tam zobaczył, mógłby odkryć to miejsce - tłumaczył.
- A więc nie zapomnij przekazać jej moich pozdrowień - poprosił Yongjun.
Odprowadzał brata, rozmawiając o Minhyuku i Gyesoon, prosząc go też, by się uspokoił. Yonghwa był obdarzony dość porywczym charakterem. W dodatku zauważał stopniowo, że każda akcja przeciwko japońskim porządkom wywołuje reakcję przeciwko koreańskim bojownikom o wolność. A nie mógł znieść śmierci innych towarzyszy. I tu starszy brat akurat go rozumiał, bo w pewnym sensie czuł się winny, gdy ktokolwiek z jego ludzi oddawał życie za kraj. Po chwili zjawiła się Park Misuk i przywitała Yonghwę z niekrytym podnieceniem. Yongjun zostawił ich samych. Wrócił do namiotu i zastał tam jedynie Gyesoon. Powiedziała, że stróż pozwolił dzisiaj Minhyukowi wykorzystać jego miejsce do spania.
- Nie przejmuj się gniewem mojego brata. To wszystko z troski o was, o Minhyuka i... o ciebie.
Yongjun zaprowadził dziewczynę do namiotu i zostawił. Były tam jeszcze dwie inne kobiety, Jisoo i Suyeon. Misuk widocznie musiała wyjść. Gyesoon rozpoznałaby jej twarz, widziała ją na pogrzebie Jaesika, poza tym to ta towarzyszka brała udział w misji odbicia go. Obie kobiety oddały nowo przybyłej kilka koców i poszły z powrotem spać. Misuk nie wracała. Krążyły plotki, że wyszła, kiedy tylko usłyszała o przyjeździe Yonghwy. Gyesoon nie rozumiała czemu, po prostu chciała to sprawdzić. Wyjrzała na dwór i zobaczyła w oddali dwie sylwetki. Misuk opowiadała coś i energicznie przy tym gestykulowała. Yonghwa wydawał się obojętny. To zafascynowało Gyesoon. Jak mógł nie widzieć tych uczuć? Jak mógł nie widzieć, że Misuk była w nim kompletnie zakochana?

school of hard knocks (rozdział 30)

NOW OR NEVER


Jang Hyunseung (B2ST)

                Pełni politowania patrzyliśmy na Dongwoona. Skakał, wymachując na wszystkie strony ramionami i wydawał trudne do zidentyfikowania dźwięki.
- Ktoś może mi powiedzieć co mu odbiło? - zapytał Doojoon, który akurat wrócił z kibla i jeszcze poprawiał sobie spodnie.
- To trwa od kilku minut. Hyung, powinniśmy powiadomić kogoś z trenerów czy od razu zgłosić go na oddział psychiatryczny? - żartował sobie Gikwang, a Yoseob się chichrał.
Doojoon podszedł do maknae, chcąc lepiej ocenić jego stan. Wtedy Dongwoon rzucił mu się na szyję.
- Hyung! Wygraliśmy mecz piłki nożnej i mecz siatkówki, jesteśmy the best!
- Przypominam, że nie wygraliśmy w kosza - dodał Junhyung - a jeszcze jest bieg i ścianka wspinaczkowa.
- Ktoś tu boleśnie sprowadza nas na ziemię - zauważył Dongwoon.
- Yong Junhyung. Czemu ty wiecznie wszystko psujesz? - wkurzyłem się, bo było tak pięknie.
- Ja? - zdziwił się - to ty popsujesz.
- Co?
- Ostatnią konkurencję. Ścianka wspinaczkowa - przypomniał.
- Hey! Uspokoicie się wreszcie? Te zawody to miała być integracja, a wy się nie integrujecie tylko kłócicie - wkurzył się Doojoon.
- Wiadomo, że Jang zrezygnuje ze wspinaczki - ciągnął Joker, czym dodatkowo mnie denerwował.
Czasami był naprawdę chamski. Chodziło mu o to, czego ostatnio nasłuchał się o Hyunie? Skoro wybrała innego, obaj byliśmy w identycznej sytuacji. To powinno nas do siebie zbliżyć, a nie nastawiać go przeciwko mnie.
- Nie zrezygnuję - postanowiłem w jednej chwili.
Wszyscy popatrzyli na mnie jak na wariata.
- Jang, nie musisz tego robić - powtarzał pocieszająco lider.
- Oczywiście. Jak ktoś ma lęk wysokości taka ścianka wspinaczkowa to istne Mount Everest -  zauważył Yoseob i przy okazji dodał coś na ucho Junhyungowi.
- Nikt cię nie obwini za to, że zrezygnujesz, prawda Jun? - zapytał Gikwang.
- Nie zrezygnuję. Już postanowione - odpowiedziałem.
- Wow, Jang jest dziś taki cool - podsumował Junhyung i nie wiem, czy sobie ze mnie żartował, czy moja nagła odwaga naprawdę wywarła na nim wrażenie.
Nie dowiedziałem się, bo przyszedł Joowon i wytłumaczył nam zasady następnej konkurencji. Mieliśmy biec dookoła parku jak codziennie rano, tylko, że na czas. Ten, kto dotrze do mety pierwszy, otrzyma 10 punktów, kolejny 9 itd. Przedostatni i ostatni dostaną 0. Wyszliśmy na dwór zrobić małą rozgrzewkę. Namawialiśmy Taehee, by ją dla nas poprowadziła, jak Stephie dla Boyfriend. Niestety odmówiła. W związku z tym poradziliśmy sobie sami i było bardzo zabawnie. Trenerzy przyglądali się nam, kiedy ustawialiśmy się do startu. Tahee i Stephie ustawiły się na mecie, szykując stopery. Złapaliśmy się za ręce, krzycząc "we're B2ST" i wysoko podskakując. Boyfriend zrobili tak samo, powtarzając za to kilka razy "fighting!".
- Gotowi do startu? - wołał Joowon, trzymając gwizdek - staaart!!!
Ruszyliśmy. Przez chwilę biegliśmy wszyscy mniej-więcej równo, a potem nasz lider oraz Hyunseong i Minwoo z Boyfriend wyszli na prowadzenie. Za nimi byli: Gikwang, Donghyun, Jeongmin, Dongwoon, Junhyung, Yoseob, bliźniacy, a ostatni ja. Dawałem z siebie wszystko, lecz i tak nikogo nie wyprzedziłem. Wstydziłem się, że jestem najgorszy. Gdybym chociaż był przedostatni... nie zdobyłbym punktu, mimo to zachowałbym resztki godności. I w tym momencie jakby na moje życzenie Youngmin przewrócił się z głośnym jękiem. Kwangmin się nie zatrzymał. Pobiegł do przodu, nie zwracając uwagi na brata. Trenerzy zaraz otoczyli poszkodowanego, a ja wymijając ich, jednocześnie cieszyłem się, że nie dobiegnę jako ostatni i czułem się dziwnie winny, jakby przez moje głupie myślenie Youngmin uległ wypadkowi. Później okazało się, że ma stłuczone kolano i zdarł sobie łokiec, na którym wylądował. Mimo wszystko chciał brać udział w kolejnej konkurencji i to tylko utwierdziło mnie w mojej decyzji, też powinienem. Wsiedliśmy do vana i w pół godziny dotarliśmy do centrum wspinaczkowego. Na początku instruktor omówił ogólne zasady bezpieczeństwa, a potem Joowon dodał kilka słów o punktacji. Ścianka była oznaczona dziesięcioma poziomami i za każdy kolejny otrzymywało się dodatkowy punkt. Wyglądało to wszystko naprawdę przerażająco.
- I co? Wymiękniesz? - spytał Junhyung, kiedy przechodził obok mnie.
- Daj mi spokój, ok? Przecież mówiłem, że tam wejdę... - podniosłem wzrok i nie byłem już tego taki pewien...
Losowaliśmy, który z zespołów rozpocznie konkurencję i ta rola przypadła Boyfriend. Tylko Hyunseong doszedł na samą górę, pozostali do połowy albo niewiele wyżej. Nam szło lepiej. Uwierzyłem, że to nasza szansa. Muszę tam wejść i zdobyć chociaż punkt, chociaż jeden jedyny pieprzony punkt! Przepuściłem wszystkich, odkładając swoją kolejkę. Doojoon i Junhyung załatwili nam 10tki. Dongwoon dotarł do 9go poziomu. Yoseob też wypadł nieźle, a Gikwangowi coś nie poszło i szybko spadł ze ścianki.
- Spokojnie. Ta lina jest wystarczająco silna, żeby cię utrzymać. Nie musisz się obawiać - próbował mnie pocieszyć instruktor, przypinając do sprzętu.
Kumple gapili się tak, jakby mi współczuli. Świetnie. Mieli mnie za cieniasa.
- Nie obawiam się. Czego tu się obawiać? - rzuciłem.
Podszedłem do ścianki, głęboko oddychając. Chyba nikt nie uwierzył w moje zapewnienie. Sam w nie nie wierzyłem. Byłem spanikowany. Ręce mi się trzęsły i mdliło mnie. Ale nie mogłem się wycofać i dać tej satysfakcji Junhyungowi. Choćby skończyło się to tak, jak w tamtym okropnym domu grozy. Skupiłem się na tym, by pokazać wszystkim, na co mnie stać, chłopakom, trenerom, a zwłaszcza... Hyunie. To nic, to nic wielkiego, skupiłem się na tych słowach, zaczynając się wspinać i nie patrząc w dół. Pierwsze ruchy były najtrudniejsze, a potem odkryłem pewien rodzaj... taktyki? Muszę dobrze ustawić nogi, dopiero później ręce. W ten sposób pokonałem dwa poziomy, a kiedy wreszcie dotarłem do trzeciego, odwróciłem się, żeby pomachać chłopakom... I w tym momencie odczepiłem się od ścianki, z krzykiem zawisając na linie.


Yoon Doojoon (B2ST)

                 Ledwie wsiedliśmy do vana, Junhyung wykrzyknął:
- Jang! Mam to, dowód twojej odwagi - pokazał mu filmik, który nagrał podczas jego wspinaczki.
Hyunseung nadal wydawał się wystraszony, lecz za to bardzo, bardzo dumny z siebie. Wszyscy długo mu gratulowaliśmy, że pokonał swój lęk i zdobył dla nas 3 punkty, a Yoseob go wyściskał.
- Taaa, może liczysz na podziękowania? Bo to twoja zasługa i twojego naciskania na mnie - rzucił z rozgoryczeniem Jang.
- Naciskania? - powtórzył Junghyung, wybuchając gwałtownym, donośnym śmiechem - nie domyślasz się, że taki był plan? Pożartować z ciebie, wywrzeć na tobie presję i zmusić do działania. Gdyby nie to, nigdy byś się nie przełamał, prawda?
- Co?! - zdziwiłem się - byłeś dla niego taki okropny tylko po to, żeby się wkurzył i postanowił wszystkim udowodnić, że może?
- Tak - przyznał Junhyung, krótko i zwięźle.
- Jak wreszcie dojedziemy do dormu, skopię ci tyłek - stwierdził Jang i zmierzył go złowrogim spojrzeniem.
- Eeej. My tylko nie chcieliśmy tracić kolejnych punktów i trochę cię zmotywować... - tłumaczył Junhyung. Czyżby wystraszył się gróźb?
- My? Ktoś jeszcze znał plan Junhyunga? - zapytał Hyunseung.
Cisza. Może rzeczywiście nikt go nie znał, jak i ja, a może nikt nie chciał się narażać. Jedynie Kim Taehee zachichotała.
- To był mój plan. Junhyung go tylko wykonywał, więc odpuść mu - oznajmiła.
- Co?! Nie, oberwie podwójnie, za ciebie i za siebie.
- Jang, jaki ty jesteś okrutny - żalił się Junhyung - lider mi pomoże, nie? Hello, dzięki moim staraniom zdobyliśmy dodatkowo 3 punkty, czemu mnie ignorujesz, liderze?!
- To wasza sprawa - stwierdziłem ze śmiechem.
- Jang, ten filmik wyszedł świetnie - ciągnął Junhyung, pokazując Hyunseungowi nagranie.
- Hmm... wyślesz mi to?
- Spoko! Możesz wrzucić na instagrama.
- Tak! Pomożesz mi wybrać filtr?
- Pewnie.
- Super, dobry z ciebie kumpel.
- Z ciebie też - Junhyung wyszczerzył zęby w uśmiechu.
A Hyunseung ostrzegł:
- Ty się tak nie ciesz. Jak dojedziemy i tak skopię ci tyłek.


Jo Youngmin (Boyfriend)

                Stephie długo nie otwierała. Aż wreszcie pojawiła się w drzwiach i powiedziała:
- Jak to coś pilnego, spotkajmy się zaraz w restauracji, ok?
- A czemu nie u ciebie?
- Moja siostra przyjechała. Jest w łazience.
- Aaa. Ok.
Poszedłem do restauracji trenerów, gdzie akurat konsumował sobie kurczaka Kim Junsu. Zawołał mnie, żebym się dosiadł i opowiadał o swoim ostatnim musicalu. W sumie to zaczął o nim opowiadać, a potem nadawał o wszystkim innym. Dopiero, kiedy zrobił przerwę, by popić, zapytał:
- Czemu przychodzisz do restauracji trenerów, a nie swojej? I nic nie jesz?
- Umówiłem się tutaj ze Stephie. Hyung... a ty... nie zauważyłeś niczego dziwnego, jak się przewróciłem?
Nie zdążył mi odpowiedzieć. W tym momencie zjawiła się Stephie, o czym mnie poinformował:
- Idzie. To pogadajcie sobie.
Odniósł resztki kurczaka i wyszedł z restauracji.
- No i? Co się dzieje? - spytała Stephie.
- Chodzi o to, że... podczas biegu... ktoś podłożył mi nogę. Jestem tego w 99% pewien - stwierdziłem.
Zdziwiła się, przysuwając do mnie.
- Jak to? Sugerujesz, że ktoś celowo chciał cię wykluczyć z tej konkurencji?
- Tak. Donghyun polecił mi powiedzieć ci o wszystkim i zapytać, co o tym sądzisz.
- Kto biegł koło ciebie?
- Yoseob.
- Myślisz, że Yoseob zachowałby się w taki sposób?
- Nie. Gdyby to nie był Yoseob stawiałbym 100%, że ktoś podłożył mi nogę. A tak... nie wiem. Może się mylę. Może to była po prostu gałąź?
- Poproszę o sprawdzenie tego na nagraniach - obiecała - a... jak tam kolano i łokieć?
- W porządusiu, już nie boli i tylko trochę skóra jest zdarta.
- To dobrze. Maz ochotę coś zjeść? Bo ja zgłodniałam.
Co prawda byłem dopiero co po kolacji, lecz przecież nie mogłem odrzucić propozycji Stephie. Też poprosiła o kurczaka, bo Kim Junsu narobił jej chęci. Jedliśmy i gadaliśmy o dzisiejszych zawodach, kiedy pojawiła się ubrana w dżinsy i ciasny sweterek nastolatka. Z wkurzoną miną zatrzymała się przy Stephie i krzyknęła:
- Unni! Gdzie masz waciki do twarzy?
- Nie mam, skończyły się.
- Co?! To jak ja mam zmyć makijaż?! Zaraz wracam do domu i tak się skończy nasz babski wieczór! - awanturowała się.
Wtedy zupełnie przypominała Stephie... Chciała odejść, obrażona, gdy dotarło do mnie, że jeżeli rzeczywiście pojedzie do domu, pewnie nigdy więcej się nie zobaczymy... Nie wiedzieć czemu wydawało mi się to tak istotne.
- Ja zaraz idę do sklepu! Mogę ci kupić te waciki, czy... co tam jeszcze chcesz - wystrzeliłem.
Stephie spojrzała na mnie podejrzliwie. A jej uradowana siostra zawołała, klaszcząc w dłonie.
- Wow! Serio? Byłoby suuuper!
- Jestem Jo Youngmin - przedstawiłem się.
- Lee Suji - odpowiedziała - albo po prostu Suzy.


Jo Kwangmin (Boyfriend)

                W sobotnim odcinku wyświetlili tabele z wynikami wszystkich konkurencji sportowych. My zdobyliśmy łączną ilość 173 punktów, a B2ST 174, co pozwalało im utrzymać prowadzenie w ogólnym rankingu, który wynosił 438 dla nas i 440 dla nich. Mieliśmy nadzieję, że wygramy z kolejnym singlem i wtedy znów wyprzedzimy B2ST.
Spędziłem przyjemny weekend w domu z rodzicami, Youngminem i Hyunminem. Nasz młodszy brat nie odstępował nas na krok i, mimo że w dobrych humorach, wracaliśmy do dormu wykończeni. Zwłaszcza po całym dniu treningów marzyliśmy tylko o tym, żeby odpocząć. Poszliśmy do salonu, gdzie Jeongmin i Hyunseong oglądali jakiś horror o zombie i do nich dołączyliśmy. Może film nie był zbyt interesujący, za to chłopacy mieli popcorn. Donghyun znowu wyszedł, tłumacząc, że niby do domu, a my mieliśmy swoją teorię, że poznał dziewczynę. Korzystając z tego, Minwoo, który chyba się nudził, zaczął przebierać się w jego rzeczy i urządzać pokaz mody. Tak więc raz krzyczeliśmy ze strachu na horrorze, a raz wybuchaliśmy śmiechem, gdy maknae pojawiał się w nowej kreacji i udawał, że jest naszym liderem. W dodatku ktoś zapukał do drzwi. Patrzyliśmy jeden na drugiego, licząc, że może ten się zlituje i pójdzie otworzyć. Hyunseong akurat w tym momencie wciągnął się w film... Youngmin jak zwykle ostatnio robił coś w telefonie. Wreszcie poddał się Jeongmin. A po chwili zawołał mnie z korytarza:
- Jo Kwangmin! Stephie cię szuka!
- To niech wejdzie! Stephie, fajny film oglądamy! - odpowiedziałem.
- Kwangmin! Liczę do trzech, jak tu nie przyjdziesz to... - zagroziła.
- Ok, ok, idę... - Jeongmin wrócił do salonu i zostawił mnie ze Stephie - no dobra, może ten film nie jest taki fajny... w sumie jest dość głupi, za to Minwoo robi pokaz mody!
- Kwangmin. Pójdziemy do mnie i porozmawiamy, ok?
Wow! Serio? Może to nie tak, że wolała Youngmina? Może mnie polubiła i chciała mi o tym powiedzieć?
- Tak, pewnie!
Po chwili siedzieliśmy w pokoju Stephie, a jej mina nie zapowiadała niestety niczego dobrego. I wtedy mnie zapytała:
- Czemu podłożyłeś nogę Youngminowi?
- Cooo? Jak? Gdzie? Kiedy?
- W parku. Podczas biegu.
- Nieprawda! Co to za pomówienie?
- Nie kłam. Wszystko jest na nagraniu. Zapytam jeszcze raz: czemu podłożyłeś nogę Youngminowi?
- O jeeeny! No. Bo mnie wkurwiał.
- Tak? A mogę wiedzieć czym konkretnie?
- Wszystkim. Byłaś taka miła dla niego ostatnio.... Wkurwiało mnie to. I jeszcze nie dawał się wyprzedzić podczas tego cholernego biegu.
- I podłożyłeś mu nogę?
- No bo wstydziłem się dobiec jako ostatni z nas. A skoro i tak nie dostalibyśmy punktu, to bez różnicy dla ogólnego wyniku, czy tym ostatnim byłbym ja, czy Young - stwierdziłem.
Moje tłumaczenie chyba nie zadowoliło Stephie.
- Chcesz wiedzieć, czemu byłam taka miła dla Youngmina? Bo przyszedł i  przyznał się do rozmowy, jaką odbyliście z Jihoonem. Szczerze za to przepraszał i chciał wszystko odkręcić. A ty? Ty się tylko cieszyłeś, że ja i Jihoon już się nie kumplujemy!
Co?! Youngmin wszystko jej wygadał? Znowu wykorzystał słabość Stephie: szczerość, by się jej przypodobać. A mnie stawiał przez to w wyjątkowo niekorzystnej sytuacji.
- Czyli tak naprawdę nie chodzi o to, że podłożyłem mu nogę?
- Chodzi o to, żebyś nie zachowywał się, jak dziecko, bo tylko tak mogę to podsumować.
- Aaa, rozumiem. Chcesz... zobaczyć we mnie mężczyznę. Nie mam nic przeciwko, udowodnię ci, że nie jestem już dzieckiem... - podchodziłem bliżej i bliżej i kiedy niewiele brakowało, bym dotknął jej ust, poczułem uderzenie w twarz. Złapałem się za policzek i posłałem Stephie smutne spojrzenie.
- Nie patrz tak. To na mnie nie działa. I jeszcze jedno. Przyznaj się Youngminowi, że ty podłożyłeś mu nogę i przeproś go.
- Ale...
- Żadnych wymówek. Żarty się skończyły.
- Jesteś niesprawiedliwa!
Wyszedłem, trzaskając drzwiami. Przez kilka minut kręciłem się wokół dormu, żeby trochę się uspokoić. Nie podobał mi się sposób, w jaki Stephie mnie traktowała. Wiecznie miała pretensje. Czepiała się o wszystko. Do tego jeszcze mnie spoliczkowała. Sprawiała mi przykrość swoimi zarzutami. Wreszcie wróciłem do dormu i chłopacy zaraz zauważyli, że coś się dzieje. Już nikt nie interesował się filmem.
- Young, chodź do kibla - poprosiłem go.
- A co? Potrzebujesz pomocy? - kpił ze mnie, a inni chichotali.
- Nie, pogadać.
Poszliśmy do kibla i przez pewien czas staliśmy w ciszy.
- No c'mon. Ile tu chcesz tak stać? - ponaglał mnie.
- Yhmm... Bo... to ja podłożyłem ci nogę. Sorry - wydusiłem to z siebie i spuściłem wzrok.
- Co? Nie rozumiem... Czemu ty...?!
- Bo wkurzyłem się, że jesteś szybszy. No i... byłem zazdrosny. Bo Stephie traktowała cię lepiej niż mnie. Już mi wyjaśniła czemu. Wszystko jej wypaplałeś. O Jihoonie.
- Stephie i tak nigdy nie wybierze nikogo z nas - stwierdził Youngmin - a jak ty nadal w to wierzysz, o mnie się nie martw, ja... ostatnio sporo piszę z jej siostrą.


Lee Taemin

                9.04. Wibrujący telefon. Co za brutalna pobudka. Gdyby to chociaż była Jiyeon... Wybaczyłbym jej, że dzwoni tak wcześnie. Albo ktokolwiek, jeżeli z ważną sprawą... To był Jonghyun. I w dodatku nic nie chciał, po prostu nudził się i postanowił uprzykrzyć mi życie.
- I ta szynszyla gdzieś zwiała, a ja poszedłem jej szukać i wreszcie się znalazła - opowiadał mi swój nieziemsko fascynujący sen.
- Super. A nie mogłeś opowiedzieć mi o tym kilka godzin później?
- Kilka godzin? Jest 9.00!
- Położyłem się po 3.00...
- Nie wnikam.
- Bez tych szyderstw. Nie mam nic do ukrycia. Byliśmy z Jiyeon na mieście, to tyle.
- A potem dziki seks do rana?
- Hyung.
- Co?
- Wystarczy cię posłuchać pięć minut, żeby stwierdzić, że nie masz dziewczyny. Jesteś po prostu niewyżyty.
- Za to ty odkąd masz dziewczynę zrobiłeś się okropnie bezczelny. Nie masz dla nas szacunku.
- Dzisiaj idę z Jiyeon uczyć się boksować.
- Taeminnie, ty i boks?
- Co? Śmiejesz się ze mnie! I kto tu dla kogo nie ma szacunku...
- No sorry... mnie to mimo wszystko bawi...
- O, no widzisz jak ja umiem poprawić ci humor. Spadam, bo ta rozmowa nie ma sensu, papa.
- Jak to: nie ma sensu?! - dotarły do mnie jeszcze krzyki Jonghyuna.
Spędziłem popołudnie na niewinnym lenistwie i przygotowaniach do spotkania z Jiyeon. Powinienem ubrać się na sportowo? Chyba tak. Byliśmy umówieni przy klubie bokserskim. Już tam czekała. Chyba miała dobry nastrój, bo nie napadła na mnie, że się spóźniłem (chociaż się nie spóźniłem, sama przyjechała za wcześnie!). Weszliśmy do klubu i naszym oczom ukazali się walczący na ringu zawodnicy. Nigdy nie śledziłem walk bokserskich i niekoniecznie byłem mistrzem zasad, więc Jiyeon wytłumaczyła mi wszystko i powtórzyła kilka razy. Potem mnie przepytywała i wreszcie uznała, że możemy przejść do praktyki.
- Jiyeon, to my też mamy tak walczyć? - zapytałem, patrząc na zawodników schodzących z ringu po skończonej rundzie.
Nie wyobrażałem sobie tego...
- Spokojnie. Zacznijmy od podstaw. Dziś ja jestem twoją trenerką - zachichotała.
Po chwili staliśmy w rękawicach przy worku treningowym. Jiyeon pokazywała mi, jak wygląda prawidłowa postawa, jak powinienem uderzyć i czego mam nie robić. Dobrze, że nikt mnie nie rozpoznał, bo chyba bym się spalił ze wstydu. Uderzyłem w worek. Dziwiłem się, że Jiyeon była taka silna, a ja...?
- Tu chodzi o technikę - powtarzała.
I wtedy usłyszeliśmy głos lekko przytłumiony hałasami z sali.
- Jiyeon?
Spojrzeliśmy za siebie i zobaczyliśmy tego mężczyznę. Był średniego wieku, o sportowej sylwetce. Domyśliłem się, że to jeden z trenerów. Tylko czemu tak intensywnie się w nas wpatrywał?! I zaraz wszystko się wyjaśniło.
- Taemin, to appa, "Życzliwa Dusza" - oznajmiła Jiyeon - appa, to Taemin. Mój chłopak. Wbrew pozorom, gdyby nie wywalili mnie z show, pewnie dzisiaj by nim nie był...
Życzliwa Dusza? Ach tak! To podpis autora tego anonima, że Jiyeon oszukiwała i udawała chłopaka. Wspominała coś o szefie klubu bokserskiego. Tylko... czy ten człowiek był jej ojcem?! Przecież opowiadała, że w dzieciństwie straciła rodziców...
- Jiyeon... - powtórzył, zaskoczony i poruszony.
A do mnie dotarło, że w ogóle go nie pozdrowiłem.
- Miło mi pana poznać... tato Jiyeon? - ukłoniłem się, a wtedy oboje wybuchli śmiechem.

OD AUTORKI:

Kochani, to ten moment, kiedy znowu potrzebuję od was pomocy... w ankiecie:) Tylko tak umiem podjąć decyzję, która z piosenek powinna wygrać. I z góry dziękuję! Wrzucam linki tutaj i w ankiecie: 

B2ST Shadow + intro - https://www.youtube.com/watch?v=2fqXDIAMSPs

Boyfriend Obsession + intro - https://www.youtube.com/watch?v=9PKPa2qT3bo