30/03/2016

blue lagoon (rozdział 65)

                - Wow, Sumin-ah! Super wyglądasz – wykrzykuje Choa, kiedy wieczorem spotykają się tam, gdzie były umówione – dobrze ci w czerwonym.
Sumin odpowiada uśmiechem. Założyła wyzywającą sukienkę zupełnie świadoma, że to wywoła wrażenie. Choć dziś, choć raz chce być zauważalna. Chce słyszeć komplementy. To jej czas. Wygląda seksownie, a Choa, ubrana w czarną tunikę i legginsy, elegancko. Ledwie pojawiają się w klubie, stają się obiektem męskiego zainteresowania. Udając obojętne, zamawiają drinki i siadają w rzędzie wysokich, poustawianych wzdłuż baru, krzeseł. Niewiele rozmawiają. Muzyka gra za głośno, by słyszały siebie wzajemnie, bez konieczności podnoszenia głosu i zdzierania sobie gardła. Skupiają się na piciu. Powoli sączą schłodzone mojito. Nic się nie dzieje. Migają kolorowe światła i przyprawiają Sumin o ból głowy. Może niepotrzebnie dała się namówić na tę imprezę. Może niepotrzebnie tu przyszła. Ale wszyscy doradzali jej, że powinna wyjść, zabawić się, żyć. Oto żyje. Popija alkohol. Stara się tym cieszyć, ale nie czuje nic, oprócz zakłopotania. Jakby nie była odpowiednią osobą, zajmującą to miejsce. A może po prostu nie wypiła wystarczająco, by się rozluźnić i zrelaksować. Zamawia podwójną whisky.
- Ja zapłacę za tą panią – słyszy obok siebie sympatyczny głos, nieznanego mężczyzny – i dla mnie też podwójna whisky.
Sumin niepewnie odwraca się w jego kierunku. Wysoki, szczupły, elegancki, z zagadkowym uśmiechem, siada obok i przedstawia się:
- Young Woochan.
- Cha Sumin.
- Lubisz wysokoprocentowy alkohol, Sumin.
- Nie. Po prostu chcę się upić.
- To przez mężczyznę? Czyżby ktoś złamał ci serce?
 - Nie. Co mam ci powiedzieć, Woochan? Że dostałam pracę? Tyle by wystarczyło, żebyś zaspokoił ciekawość, ale to nie z tego powodu chcę się upić. To bez powodu.
- Tak, czy siak… gratuluję.
- Oh, dzięki.
- Co to za praca?
- Jestem… - „wszystkim, czego Hakyeon ode mnie oczekuje”… - jestem wizażystką.
- No tak… ślicznie wyglądasz, prześlicznie. Przepraszam, nie chciałbym być nachalny.
- Nie jesteś.
- Nie?
- Chyba nie. Chyba jesteś ok.
Choa posyła jej pytające spojrzenie. Sumin odpowiada mrugnięciem, oznaczającym, że nic złego się nie dzieje. W ogóle nic się nie dzieje… Tylko te światła… Sumin czuje, że ją ogłupiają. Ma wrażenie, jakby przestawała się kontrolować. A może to przez alkohol… Czuje się wreszcie rozluźniona i rozbawiona, a gdy Woochan nachyla się nad nią, by lepiej słyszeć jej słowa, ogarnia ją pożądanie. Od miesięcy tego nie doświadczała. To jednocześnie przerażające i intrygujące. Pożąda kogoś. I tą osobą nie jest już Hakyeon. Czyżby go zapominała? Nauczyła się żyć w świecie, w którym  jego zabrakło? Chce się tego dowiedzieć. Zauważa, że Choa idzie tańczyć z jakimiś chłopakami  i wykorzystuje chwilę. Kiedy Woochan twierdzi, że też chce się upić, przykłada rękę do jego ust.
- Dość gadania – zaczyna trochę bełkotliwie – jedziemy do mnie, czy do ciebie?
- Ale ja…
- Co? Nie udawaj świętego. Nie lubię zgrywania się. Chyba nie zapłaciłeś za mnie, nie chcąc mnie przelecieć?
- Zapłaciłem, bo jesteś ładna. I wyglądałaś na samotną.
- Kłamstwa. To chcesz mnie przelecieć, czy nie?! Zdecyduj wreszcie.
- Chcę. Zapraszam do siebie.
Wstają i wymykają się z klubu. Dojeżdżają taksówką do odremontowanego apartamentowca. Nie odzywają się do siebie. W windzie jedynie się całują. Wysiadają na siódmym piętrze. Woochan przytrzymuje drzwi, wpuszczając Sumin do mieszkania. To duszna, ciasna i zagracona kawalerka. Postanawiają otworzyć okno. Świeże powietrze działa orzeźwiająco. Sumin zaczyna zrzucać z siebie ubrania.
- Może coś zjesz? Wypijesz? – proponuje Woochan, zakłopotany całą tą sytuacją.
Sumin przeczy, stanowczo. Dzwoni jej telefon. To pewnie Choa. Wyłącza go. Nie chce być kontrolowana. Nie przez nią.
- Young Woochan – zwraca się do niego z powagą – zwiąż mnie.
Woochan nieruchomieje.
- C… co?
- Zwiąż mnie, po prostu się na mnie wyżyj, nie ograniczaj się. Ok? Czy mam sobie iść? - w jej głosie słychać determinację.
Woochan zastanawia się, kim ona w ogóle jest i jednocześnie zaczyna go przerażać. Jeszcze nie zabawiał się w ten sposób. Za to Sumin wygląda na doświadczoną. Czy rzeczywiście zrozumiał jej oczekiwania? Czy się nie skompromituje?
- Ok… - ostatecznie się zgadza.
Zdejmuje z siebie ubrania. Sumin wyciąga ręce, a Woochan oplata je słuchawkami i przymocowuje kabelek do rury za kanapą. Trzęsie się na całym ciele. W przeciwieństwie do niego, ona jest zupełnie spokojna. Co gorszego, niż strata Hakyeona mogłoby się jej jeszcze przydarzyć? Nic. Widzi, że Woochan się waha.
- Boisz się, że mnie skrzywdzisz? To niemożliwe. Już nie…
Woochan nachyla się nad nią. Sumin czuje jego oddech na swojej twarzy.
- Naprawdę tego chcesz, mała?
- Tak.
Woochan wbija się w jej wnętrze i porusza w szybkim, niekontrolowanym tempie. Cicho przy tym pojękuje. Sumin pozostaje milcząca. Nie czuje nic, choć wszystko jest, tak, jak się spodziewała. Jest obojętna na bliskość Woochana. Czy istnieje jeszcze coś, co mogłoby wzruszyć jej serce? Nie czuje nic, choć wszystko jest tak, jak zwykle, kiedy kochała się z Hakyeonem. Nie, nie zapomniała go. Szukała go, w tym pierwszym – lepszym facecie, w każdym innym. I nie znalazła. Jak ma żyć, skoro jest już martwa?
- Sumin? Sumin! Wszystko ok? – powtarza Woochan, gdy dochodzi i opada na nią, zdyszany. A na jej twarzy zauważa pojedyncze łzy.
Rozpłakała się! Rozpłakała się po raz pierwszy od tego dnia, kiedy znalazła Hakyeona powieszonego w jego biurze.
- Tak, rozwiąż mnie…
Woochan uwalnia jej ręce, niepewnie patrzy na zaczerwienione nadgarstki i oplata ją ramionami.
- Szarpałaś się.
- To nic. Wszystko ok.
- Chcesz to czymś posmarować?
- Nie, dziękuję.
- Nie wyglądasz na… zadowoloną.
Sumin zaczyna powoli wciągać na siebie ubrania.
- Nie chciałam być zadowolona. Chciałam coś sobie udowodnić. Wykorzystałam cię. Przepraszam.
- I… udowodniłaś?
- Nie, ale nie przejmuj się.
Włącza telefon i wysyła Choa wiadomość, że świetnie się bawiła i wraca do domu. Wreszcie jej ruchy stają się niecierpliwe.
- Nie musisz iść - oświadcza z uśmiechem Woochan.
- Muszę – odpowiada Sumin – ach, i dziękuję.
Jest poważna. Już przestała płakać, ale wie, że makijaż zdążył jej się rozmazać. Nie poprawia go. Jedzie do domu, oparta o drzwi autobusu. Kawałek dochodzi spacerem. Już nie jest pijana. Czuje chłód i nieprzyjemne, wilgotne powietrze. Powolnym krokiem idzie do swojego mieszkania. Włącza radio i nucąc znaną piosenkę, pisze coś na samoprzylepnej karteczce. Zostawia ją na telewizorze. Żyła dziś tak intensywnie, jak jeszcze nigdy. Spróbowała zapomnieć o Hakyeonie. Opłakała go. I zrozumiała, że jedyne, czego potrzebuje, to być blisko niego. Śpiąca i wyczerpana, przynosi z kuchni opakowanie tabletek nasennych. Wysypuje je na rękę i łyka po jednej. Aż bierze wszystkie. Otępiała zagrzebuje się w pościel.
Idę do ciebie, Hakyeon. Już jestem… tuż tuż.

***

                - Sumin, otwórz! Sumin, otwórz drzwi! – powtarza Jiyong, naciskając dzwonek.
- Nie ma jej – podsumowuje Hayi.
- Mamusiu… - jęczy wystraszona Sarang.
- Jest. Słyszę muzykę – odpowiada Jiyong i dodaje szeptem – Hayi, odejdźcie na bok i nie pozwalaj Sarang wejść do mieszkania.
Dziewczyny się odsuwają, a Jiyong bierze zamach i usiłuje wyważyć drzwi. Bez skutku.
- Wezwę policję – proponuje Hayi.
- Policję? – powtarza Sarang – po co policję? Mama niczego nie ukradła i nikogo nie zabiła.
Hayi nie odpowiada, po prostu przytula dziewczynkę.
- Lepiej pogotowie… - szepcze Jiyong.
- Co tu się dzieje?! – krzyczy jeden z sąsiadów, wybiegając ze swojego mieszkania.
Rozpoznaje Sarang i uspokojony, że to nie włamanie, wraca do siebie.
- Ja pierrrrdolę! Kurrrwa!!! – zdenerwowany i zaniepokojony o Sumin, Jiyong jeszcze raz bierze zamach i kopnięciem wyważa drzwi.
Zapada cisza.
- Mama! – krzyczy Sarang.
Stara się wyrwać z uścisku Hayi, ale nie starcza jej sił. Jiyong niepewnie wchodzi do mieszkania. Jeszcze ma nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Może Sumin po prostu zapomniała wyłączyć radia… Pojechała po Sarang, ale się minęli i zaraz przybiegnie, rozbawiona, że tak się martwili. Zgubiła telefon, dlatego nie odbierała. Wymyślając te wszystkie, możliwe scenariusze, zauważa ją zagrzebaną w pościeli i leżące na biurku opakowanie od środków nasennych.
- Sumin… - szepcze i potrząsa nią z narastającym przerażeniem, że na jej szyi nie czuje pulsu – Sumin… Sumin! Sumin!!!
Oszołomiony, upada na podłogę. W tym momencie, zwabiona jego krzykami, w pokoju zjawia się Sarang, a zaraz za nią Hayi, usiłując ją zatrzymać.
- Mamo! Mamo, wstawaj! Mamo, wstawaj, proszę!
Sarang zaczyna szarpać Sumin, wskakując na nią, a jak Jiyong chce ją odciągnąć, gryzie go w rękę. Nie pierwszy raz zastała mamę śpiącą. Zwykle wystarczało, że po prostu głośno krzyczała… Drze się przeraźliwie, nie przestając błagać, by wstała i szarpać jej. Aż wreszcie Jiyong przekrzykuje dziewczynkę:
 - Mama nie żyje!!!
Sarang chwilowo się uspokaja. Rzuca Jiyongowi nienawistne spojrzenie i wydając z siebie jeszcze jeden, okropny, przerażający krzyk, błaga mamę, by wstała. Później już tylko cicho popłakuje, zszokowana, osamotniona, zraniona. Hayi opanowuje przerażenie o tyle, by zabrać Sarang z mieszkania. Słysząc sygnał pogotowia, Jiyong zauważa na telewizorze karteczkę.

***

                Hayi przykrywa śpiącą Sarang. Zabrała ją do siebie. Mała, wykończona płakaniem, zapadła wreszcie w niespokojny sen. Hayi idzie do drugiego pokoju, opada na łóżko i pozostaje tak, wpatrzona w nieokreśloną przestrzeń. Wreszcie wraca Jiyong. Siedzi przy Sarang przez pewien czas, milcząc. Jak do tego wszystkiego doszło? Jeszcze kilka godzin wcześniej cieszyli się telefonem z YG. Wystarczyła chwila i to nie jest już istotne. Jiyong chce po prostu przytulić się do Hayi i płakać. Tylko w jej uścisku może znaleźć rozumienie. Szukają wzajemnie swoich ust i złączają je w dzikim pocałunku.
- Ji… Śmierdzisz alkoholem.
- Przepraszam. Wydawało mi się, że jak się upiję, poczuję się lepiej, niestety… Nie rozumiem tego wszystkiego. Hakyeon, Sumin…
- Nie umiała się pogodzić z jego odejściem.
- Wiem. I jak mam sobie wybaczyć, że jej nie uratowałem? Ostatnio… wydawało mi się, że trzymała się lepiej. Udawała, żeby uspokoić naszą czujność? Czy coś jeszcze się wydarzyło?
- Co mogłoby się wydarzyć?
- Znalazłem na jej nadgarstkach otarcia, jakby była wcześniej związana…
- O Boże…
- A jak ktoś ją skrzywdził? Po co kazałem jej iść na tę imprezę?!
Hayi przeczesuje palcami jego włosy, chcąc go uspokoić. Jiyong jedynie patrzy na nią, pytająco.
- Oppa…. A Choa? Ta jej przyjaciółka? Powinna coś wiedzieć.
- Tak. Powinna. Porozmawiajmy z nią. To jedyne, co jeszcze możemy.
- Powtarzałeś Sumin, że Hakyeon nie zabił się z jej winy, ona też nie zabiła się z twojej. Cokolwiek ją do tego popchnęło… Planowała to, czy nie, sama tak zdecydowała. Nie powinniśmy jej sądzić i nie powinniśmy winić siebie. Wiedziała, że może na nas liczyć. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Pomagaliśmy jej. Miała do nas zaufanie, a i tak się zabiła… - przekonuje go Hayi, cicho płacząc. Choć myślała, że wcześniej wylała wszystkie łzy, przytulając szlochającą Sarang.
- Ci z pogotowia stwierdzili, że zmarła około trzeciej czterdzieści w nocy… Spaliśmy i niczego nie podejrzewaliśmy. Leżała tak do rana… Nie wyglądała, jakby była martwa. Wyglądała, jakby po prostu spała… taka spokojna, obojętna na wszystko – dodaje Jiyong.
Chce się rozpłakać, niestety, nie może. Czuje jedynie otępienie, spowodowane szokiem i alkoholem.
- Przepraszam, Ji, że cię tam zostawiłam…
- Zabrałaś stamtąd Sarang. To najważniejsze.
- Żal mi jej. Została zupełnie sama. Kto weźmie za nią odpowiedzialność? Sumin miała w ogóle jakiś bliskich?
Jiyong wyjmuje z kieszeni pogniecioną karteczkę i oddaje Hayi. To tylko kilka zapisanych pospiesznie słów. Odpowiedź na wcześniejsze pytania. 
'Hayi, Jiyong, zaopiekujcie się Sarang. Proszę. Cha Sumin".

23/03/2016

blue lagoon (rozdział 64)

                Któregoś marcowego popołudnia Hayi i Jiyong przyjeżdżają w odwiedziny do Sumin. Ostatnio często tu bywają. Tego dnia zastają ją przeglądającą w Internecie ogłoszenia z pracą. Wygląda na zmartwioną, ale opanowaną. Ma na sobie białą sukienkę w kolorowe kwiatki, lekki makijaż, włosy upięte w kok. I wreszcie przestała sprawiać wrażenie, jakby znów przepłakała całą noc. Wygląda nieźle. Częstuje ich kawą i szarlotką. Rozmawiają z ożywieniem o nadawanym w telewizji teleturnieju. Później Sarang wciąga Hayi w zabawę lalkami, a Jiyong bierze na kolana laptopa Sumin. Pyta ją, gdzie chciałaby pracować, jej jest to obojętne. Chciałaby zająć się czymkolwiek i zarabiać pieniądze. Oddać to, co pożyczyła od nich i od Park Choa, byłej opiekunki Sarang, sama utrzymywać siebie i córkę. Ze zdobytymi kwalifikacjami i doświadczeniem, mogłaby pracować w gabinecie kosmetycznym, fryzjerskim, jako stylistka, jako wizażystka, ale czuje się tak, jakby już nie miała ambicji. W obecnej sytuacji chętnie po prostu sprzątałaby, gotowała, zajmowała dzieckiem, byleby tylko otrzymywać regularną pensję. Hakyeon, pomimo swoich długów, nigdy nie sprawiał problemów z płaceniem jej. Wspominając go, Sumin czuje, że zaraz się popłacze. Choć Jiyong to zauważa, nie reaguje.
- Przepraszam… staram się nie załamywać, ale czasami mam wszystkiego dość – wyjaśnia Sumin i już nie powstrzymuje łez. Strumienie spływają po jej policzkach.
Jiyong bierze ze stolika chusteczki i podaje dziewczynie. Nie odzywa się, aż ona nie uspokaja się trochę.
- Sumin, powinnaś gdzieś wyjść, zaszaleć, zamiast siedzieć miesiącami w domu i rozpaczać.
- Źle mi… bez Hakyeona… Okłamałam cię, wiedziałam o jego kłopotach. Ale mu nie pomogłam. Nie spodziewałam się, że… - płacz nie pozwala jej dokończyć.
Jiyong ostrożnie ją obejmuje.
- Gdybyś tylko miała taką możliwość, to byś mu pomogła. Ja też rozmawiałbym z Hakyeonem inaczej, gdybym podejrzewał, że więcej się nie zobaczymy. Oboje nie chcieliśmy, żeby tak to się skończyło, nie jesteśmy winni.
- Jiyong… dziękuję ci za wszystko, bez ciebie i bez Hayi po prostu bym się poddała. Możesz mi powiedzieć, że wszystko się jeszcze poukłada? Przepraszam, jeżeli musisz skłamać…
- Oczywiście, że się poukłada! Nie muszę kłamać, jestem tego pewien. Mam ci złożyć przysięgę krwi, czy uwierzysz na słowo?
- Uwierzę  - odpowiada Sumin z lekkim uśmiechem.
- To zajmijmy się twoją pracą – postanawia Jiyong i wspólnie przeglądają ogłoszenia.

***

                Seungri czuje presję. Youngbae uprzedził go i tańczące z nim dziewczyny (Minji, Yoorim i Suyong), że ani on, ani one nie opuszczą sali, aż nie opanują nowej choreografii i nie zaprezentują jej bez pomyłki. Jiyong siedzi na podłodze i ich obserwuje. Zatrudnienie dodatkowych tancerek było jego pomysłem, czy dobrym? To powinno się okazać po sobotnim występie i reakcjach publiczności. Chwilowo Minji, Yoorim i Suyong działają motywująco choćby na Seungri’ego. Jiyong i Youngbae żartują, że w obecności tancerek Lee Seunghyun ma jeszcze więcej energii i uczy się wszystkiego kilka razy szybciej. A jak tylko może, zagaduje dziewczyny, śmieje się z nimi, opowiada sprośne kawały. Czasami celowo obraża się na nie, by później się do niego przymilały. Jiyong wie, że kiedyś sam zachowywał się podobnie, ważna była jedynie zabawa. Youngbae ogłasza koniec próby. Wreszcie cała czwórka zatańczyła choreografię tak, „jakby już tańczyli na występie” – powtarzał im to i poskutkowało. Zaprasza dziewczyny na piwo i chichocząc, wybiegają z sali. Seungri ma jeszcze do przedyskutowania z szefem kwestię repertuaru na najbliższą sobotę. Ustalają kilka szczegółów i rozmawiają o koncepcie.
- A może… - zastanawia się Jiyong – wystąpiłbyś z nagą klatą? Jinah wspominała mi, że wyglądasz nieźle bez koszulki.
Seungri  wybucha śmiechem.
- Hyung, za wystąpienie z nagą klatą Jinah by mnie zabiła.
- Jest o ciebie taka zazdrosna?
- Niestety.
- A ty, lubisz ją, czy to tylko niezobowiązujący seks?
- Lubię ją i lubię też seks z nią.
- A z Minji, Yoorim i Suyong?
- Hyung! To tylko moje kumpele… Just friends, no sex!
Zawstydzony Seungri trze ręcznikiem spoconą twarz i popija pepsi. Odmawia, gdy Jiyong częstuje go papierosem, sam zapalając i opowiadając:
- Jutro Hayi idzie na przesłuchanie do YG i okropnie się stresuje. Też zaczynam się denerwować. Ona zbyt osobiście przyjmuje odmowę… I jeżeli jej odmówią, nie wyobrażam sobie, jak to zniesie.
- Ty też możesz ją wypromować.
- Uparła się, że chce wszystko osiągnąć sama.
- Ambitna.
- I mając ją w YG, moglibyśmy spróbować wkręcić tam ciebie.
- Hyung! - Seungri zastanawia się chwilę, czy usłyszał to, co Jiyong rzeczywiście chciał powiedzieć – ty… masz zamiar wkręcić mnie do YG? Wow!!!
- Nic nie obiecuję. Ale wyobrażam to sobie tak, że promowałbym wokalistów do pewnego poziomu, jak byliby już dość znani i osiągali sukcesy, wysyłałbym ich do wytwórni, by robili prawdziwą karierę – wyjaśnia Jiyong, a Seungri kontynuuje z ekscytacją:
- To byłoby wspaniałe… nigdy nie przypuszczałem, że mógłbym tak wiele osiągnąć. Trzymam kciuki za Hayi, podwójnie, skoro to też dla mnie taka szansa…
Słyszał jej piosenki. Jiyong puszczał mu je kiedyś. Były świetne. Musi się jej powieść.
- Tak, to też szansa dla ciebie – zgadza się szef - mimo wszystko nie powinienem ci o tym opowiadać, póki nie wiem, czy ta taktyka nie zawiedzie.
- Obiecuję jeszcze ciężej pracować, hyung! Zaraz powtórzę wszystkie choreografie, ze śpiewem.
- Zaraz to VIXX mają trening. Idź do domu, swojego, albo Jinah i tam zużyj energię, haha.
- Dzięki, hyung. Jesteś the best!
Rozmawiają jeszcze, wychodząc z sali i żegnają się, opuszczając dorm VIXX.
                Następnego dnia Jiyong jedzie z przerażoną Hayi do wytwórni muzycznej YG Entertainment. Elegancka sekretarka zaprowadza ich na miejsce przesłuchania. Krążąc szerokimi, przestronnymi korytarzami, mijają niewiele osób, prawdopodobnie pracowników, producentów, choreografów, ale spotykają też Mino z Winner i samą CL, kłócącą się z jakimś człowiekiem przy ubikacjach. Ze wszystkich stron dobiegają odgłosy rozmów. Sekretarka nie zagaduje przybyłych. Jedynie zdawkowo odpowiada na pytania, aż podchodzi do konkretnych drzwi i wyjaśnia, że je otworzą, jak już rozpocznie się przesłuchanie. Zostawia ich samych. Hayi z westchnieniem siada na krześle. Jiyong kuca obok i ujmuje jej, spocone z nerwów dłonie, w swoje. Chce ją jakoś uspokoić. I twierdzi, że gdyby płyta „First love” (wysłana do YG dwa tygodnie wcześniej) nie spodobała się ludziom z wytwórni, nie zorganizowaliby oddzielnego przesłuchania dla jednej osoby. Skoro już ją zaprosili, rozważają przyjęcie jej. Powinna po prostu ich oczarować wrodzonym wdziękiem. Hayi nie wie, czy Jiyong rzeczywiście tak uważa, czy to tylko pocieszenie. I nie wie też, że z jej współpracą w YG wiązałby przyszłość Seungri’ego i innych, których promocją by się zajmował. Wreszcie drzwi się otwierają. Jakaś inna sekretarka zaprasza Hayi do sali i zaprowadza do pokoju, gdzie odbywają się przesłuchania i gdzie czekają już jurorzy. Jest ich czterech. Podjadają ciastka i popijają kawą. Hayi odmawia, jak jeden z członków i ze znanych w wytwórni producentów - Kush - jej też proponuje coś do picia. Poważna, kłania się w ramach powitania i zaczyna opowiadać o zadebiutowaniu w Blue Lagoon, o studiach w Los Angeles, o swojej płycie. Na twarzach jurorów nie widzi nic, tylko skupienie. Wymyślają sobie, by zaśpiewała wszystkie piosenki z „First love”. Hayi czuje się, jakby dawała im osobisty koncert. Członkowie jury zapisują coś na kartkach. To ją dodatkowo stresuje i powoduje, że kilka razy drży jej głos z nerwów. Jiyong podsłuchuje, przyciśnięty do drzwi, niestety, chyba dźwiękoszczelnych, bo nie słyszy kompletnie nic. Nie wie, że sala jest połączona z innymi, przystosowanymi odpowiednio na potrzeby przesłuchania i to tam Hayi się prezentuje. Zniecierpliwiony, pokonuje w tę i we w tę długość korytarza, przeklinając cicho ze zdenerwowania. Ma wrażenie, że czas się zatrzymał i Hayi jest już tam całą wieczność. Aż wreszcie przychodzi, zupełnie roztrzęsiona. Jiyong otacza ją ramionami i pozwala jej trochę się uspokoić, zanim z przejęciem wypytuje:
- I co? Co ci powiedzieli?
- Jeszcze nic. Zadzwonią do mnie…
- Wracajmy do domu. Mam ochotę ostro się pieprzyć z moją wspaniałą, uzdolnioną żoną.
- A ja z moim wiecznie niewyżytym mężem…
                W domu kochają się bez opamiętania, by rozładować emocje. Przez kolejne dni czekają z niecierpliwością na telefon z YG. Hayi codziennie jest rozkojarzona i niewyspana, bo nie może zasnąć, a jak już zasypia, to tylko na moment. W szkole inni nauczyciele zauważają jej stan i nie przestają plotkować: ciąża, choroba, kłopoty w małżeństwie? Dzieci witają ją głupimi kawałami, a ona po prostu nie ma sił reagować. Na nic nie ma sił. Denerwuje się, słysząc, że dzwoni jej telefon. Ale to tylko mama, tata, Sawoo, Dee, Lizzy, wszyscy możliwi, oprócz kogokolwiek z YG. Jiyong stara się sprawiać wrażenie spokojnego, by dodatkowo nie niepokoić Hayi, ale też ma dość tego oczekiwania. W sobotę oboje jadą do Desire na występ Seungri’ego. Zatrudnienie tancerek okazało się idealnym sposobem, by przyciągnąć do klubu jeszcze więcej osób. A w niedziele do Jiyonga dzwoni Sumin i chwali się, że dostała etat w nowo otwartym gabinecie kosmetycznym. Z tej okazji Choa uparła się, żeby wyszły wieczorem to uczcić.
- Pewnie, idź – przekonuje ją Jiyong.
- Tak, tylko…
- Sarang?
- Yhm.
- Możesz ją podrzucić do nas.
I tak nic nie robimy, siedzimy i wyczekujmy pieprzonego telefonu z YG, przechodzi mu przez myśl.
- Ok. Dziękuję.
                Wystrojona Sumin, wyjątkowo radosna i ożywiona, przywozi im Sarang, obrażoną, że mama ją zostawia.
- Jutro koło południa cię odbiorę – obiecuje córce i dodaje, że przyjedzie po nią, jak tylko prześpi kilka godzin po zarwanej nocy. Hayi i Jiyong życzą jej miłej zabawy, zapewniając, że poradzą sobie z Sarang. Mała siada na kanapie, ściskając swojego ulubionego pluszowego misia – Guffy’ego.
- To co chciałabyś robić? – zagaduje ją Hayi.
- Nic.
- Nic? Nic nierobienie jest nudne. A może chciałabyś coś zjeść? Pomożesz mi robić tosty?
- Nie.
- Sarang, a lubisz bawić się w wojnę? – wtrąca Jiyong.
- Jeszcze się nie bawiłam.
- No coś ty, to super zabawa.
- Dla chłopaków.
- Nie, dla wszystkich. Nie wiesz, jak jeszcze się w to nie bawiłaś.
Sarang zastanawia się chwilę. Już nie ma tej niechętnej miny. Wygląda, jakby coś rozważała.
- To co to za zabawa?
- Ja przygotowywałem kryjówkę z krzeseł, koców, prześcieradeł i przesiadywałem tam, aż pospadały wszystkie bomby i znowu było bezpiecznie.
- Może my też zrobimy taką kryjówkę?
- Ok, ale musimy jeszcze przygotować zapasy jedzenia i picia – tłumaczy Jiyong – może zrobisz z Hayi tosty, a ja kakao?
- No dobrze – zgadza się Sarang.
Przygotowuje z Hayi kanapki, ale podgrzewają je po skonstruowaniu kryjówki i zabierają tam z termosem pełnym kakao oraz zapasami słodyczy. Sarang i Jiyong oglądają bajki z laptopa. Zakrywają się kocem, gdy zbliża się Hayi i powtarza, żeby wychodzili wreszcie. Odpychają ją, jak sama chce wejść do kryjówki.
- Musisz przynieść więcej batonów – śmieje się Jiyong – wpuszczamy tylko tych, co coś dają.
- Dałam wam tosty! I zjedliście już wszystkie batoniki, więcej nie mam.
- To nie wejdziesz! – powtarza ze śmiechem Sarang.
Po pół godzinie zrezygnowana Hayi wraca.
- Ile jeszcze chcecie tam siedzieć? Już jest po wojnie.
- Nie wierzymy ci. Może szpiegujesz i szykujesz na nas zasadzkę – zarzuca jej Jiyong.
- Jeszcze bombowce nie zdążyły odlecieć – dodaje z powagą z Sarang.
Oboje udają, że strzelają do Hayi, a ona, że przewraca się, martwa. Jak przygotowuje dla nich kisiel, wreszcie opuszczają kryjówkę. Zjadają go, sprzątając po zabawie i oglądając telewizję. Sarang buntuje się, że nie chce iść spać, choć jest już późno. Hayi przekonuje ją na szczęście, by się wykąpała, pomaga jej w tym i przebiera do spania. Po kilku godzinach zajmowania się małą, sama czuje się wykończona. Ma nadzieję, że chociaż Sumin i Choa dobrze się bawią. Sarang zaczyna popłakiwać za mamą i tylko się denerwuje, kiedy Jiyong usiłuje ją rozśmieszyć, łaskocząc. Wreszcie, przytulona do misia, zasypia na kanapie. Hayi i Jiyong przykrywają dziewczynkę i zostawiają samą. Kąpią się wspólnie i kładą do spania.
-„ Ja przygotowywałem kryjówkę z krzeseł, koców, prześcieradeł i przesiadywałem tam, aż pospadały wszystkie bomby i znowu było bezpiecznie”… - powtarza Hayi – wiem, o co ci chodziło, nie o zabawę, o twoje dzieciństwo, tak? – dodaje ze współczuciem i głaska go po policzku.
- Tak, o moje dzieciństwo, dlatego umiem to znieść. Gdyby chodziło o twoje, nie zniósłbym tego.
- Powinnam oddać ci trochę moich szczęśliwych wspomnień, a ty mi trochę swojego cierpienia -  szepcze Hayi – to byłoby sprawiedliwe…
- Nie… tak, jak jest, jest sprawiedliwie.
                Nazajutrz Sumin nie zjawia się po Sarang. Nie odpowiada na telefony, sms-y. Hayi i Jiyong postanawiają sami zabrać małą do jej mieszkania i dowiedzieć się, co się dzieje. Jadą taksówką. Po drodze do Hayi oddzwaniają z YG. Zapraszają ją, aby porozmawiać o warunkach i przygotować kontrakt. 

21/03/2016

Liebster Blog Award (3)

Nominacja od: Patrycja Gurbowicz
DZIĘKUJĘ!:)

http://my-dream-is-love.blogspot.com/



ODPOWIEDZI:

1) Jakie jest twoje marzenie?
Wydawać książki i choć raz odwiedzić Koreę.

2) Ulubione danie?
Sushi.

3) Jaką poleciłabyś piosenkę?
Cigarettes after sex - "Keep on loving you"

4) Ulubiona wytwórnia?
Chyba YG.

5) Jakiej muzyki słuchasz?
K-pop, pop, rock, rock gotycki, indie rock, muzyka filmowa i musicalowa, klasyczna.

6) Jaką książkę byś poleciła?
Kamila Shamsie - "Złamane wersety"

7) Ulubiony aktor?
Joo Won.

8) Dlaczego lubisz swojego UB?
Po prostu go polubiłam, nie umiem wskazać powodów.

9) Czy jest coś, co chciałabyś zmienić w swoim życiu?
Chciałabym stdiować koreański.

10) Dlaczego zaczęłaś pisać?
Piszę od kiedy pamiętam i źle się czuję, jak nie piszę, to piszę :D

11) Co cię inspiruję?
Muzyka, huśtawki (muzyka słuchana na huśtawkach:D)

Nominowałam wszystkich, których chciałam, więc tylko odpowiadam na zadane mi pytania:)

apeiron (rozdział 27)

Nothing's gonna happen


KYUNG

                Policzyłem do dziesięciu i otworzyłem oczy. Ból głowy mnie sparaliżował. Fuck, wczoraj przesadziłem z alkoholem. Piłem całą noc z U-Kwonem, zastanawiając się, gdzie może być Zico z tą swoją Angie, by nie napisać choćby głupiego smsa, że żyje. I czy nas ci skurwiele też prędzej, czy później dopadną. Gdybyśmy w ogóle mieli pojęcie, co to za typy… wymyślilibyśmy strategię obrony. Zico chociaż ułożył wcześniej plan działania, my go nie posiadaliśmy. Podniosłem się lekko i zrobiło mi się niedobrze. W ostatnim momencie wbiegłem do kibla i zwymiotowałem. Po tym poczułem się o wiele lepiej. Aż zauważyłem na podłodze stertę ciuchów do wyprania. No nie. To chyba najwyższy czas na kupienie nowej pralki. Wyszedłem, żeby tego nie widzieć. Wypiłem naraz pół butelki wody, bo czułem jeszcze nieprzyjemny smak rzygów i postanowiłem wrócić do żywych po przepitej nocy. Wykąpałem się, ogoliłem, patrząc na tę stertę ciuchów. Ok, wproszę się do kogoś i to wypiorę, tylko nie dziś. Dziś mam zamiar leżeć i roztaczać wokół siebie seksowy zapach mojego nowego żelu „magic shower” dla sportowców. Żele dla sportowców pachną tak odświeżająco, naszła mnie refleksja. A ja potrzebowałem odświeżenia. Zupełnie nagi otworzyłem szafę i z przerażeniem stwierdziłem, że nie mam nic czystego do ubrania, jedynie przyciasny dres z myszką Mickey, w którym ćwiczyłem na wf-ie w szkole i nie wywaliłem go z sentymentu, albo po to, żeby mi przypominał, że byłem bezguściem. Doszedłem do oczywistych wniosków: jeżeli nie zrobię dziś tego pieprzonego prania, jutro pójdę w tym dresie sprzedawać ludziom wełniane pościele i garnki do gotowania na parze. Mam dystans do siebie, ale to nie byłoby, ani zabawne, ani sensowne, to byłaby po prostu kompromitacja. Zwykle szedłem skorzystać z pralki Zico, ale odkąd zniknął i jego mieszkanie zostało przeszukane przez tych, z którymi zadarł, stwierdziłem, że lepiej się tam nie pojawiać. Zwłaszcza, że zaniepokojona sąsiadka zgłosiła włamanie i zaginięcie właściciela, a drzwi zabezpieczone były przez policję specjalną taśmą. Zdecydowałem, że pójdę do P.O. Napisałem mu smsa, żeby się dowiedzieć, czy jest już w domu (przeważnie szedł w weekend do swojej dziewczyny), ale mi nie odpowiedział. Może jeszcze nie wrócił, a może wrócił tak wykończony przez – wiadomo jaką – aktywność fizyczną, że zaraz zasnął i nie słyszał mojej wiadomości. I tak pamiętałem kod do jego mieszkania, a potrzebowałem tylko pralki, więc to obojętne, czy go zastanę, czy nie. Spakowałem ubrania, których pilnie potrzebowałem, przewiesiłem torbę przez siebie i wyszedłem. Na dworze było zimno. To rześkie powietrze działało, jak lek na kaca. Doszedłem do drzwi mieszkania P.O, pełen energii. Zdziwiłem się, bo były uchylone. Pewnie, gdybym nie przeżył tego wszystkiego, co przeżyłem jako członek gangu, pomyślałbym, że nic się nie dzieje, Jihoon po prostu zapomniał je zamknąć. Ale z całym moim doświadczeniem, wiedziałem, że kto, jak kto, Jihoon nie pozwoliłby sobie na taką nieostrożność. Przeszedł mnie dreszcz, jakbym był bohaterem horroru, wkraczającym do nawiedzonego domu. Nic dziwnego, to podobna sytuacja. Nie wiedziałem, co zastanę, jak już wejdę. W głowie pojawiały mi się makabryczne wizje. To nie tylko moja wyobraźnia. Zastanie P.O, nieżywego, w kałuży zasychającej krwi, było w tym momencie prawdopodobne. Zwłaszcza, że wnętrze mieszkania wskazywało na wcześniejszą obecność włamywaczy. Kroczyłem bezszelestnie w okropnym bałaganie. Meble były przewrócone, codzienne przedmioty, ubrania porozrzucane, naczynia potłuczone. Rozległ się dziwny odgłos. Coś, jakby skrzypnięcie drzwiczek. Zrozumiałem, że nie jestem tu sam. Powinienem uciec, ale ciekawość mnie powstrzymywała. Skierowałem się do pokoju, z którego dochodził hałas. Co dawało mi przewagę, to to, że byłem bliżej drzwi, niż włamywacz. Mijając kuchnię, zabrałem wielki tasak i poczułem się pewniej. Widziałem sylwetkę intruza, jego plecy, jak wyciągał z sejfu za tylną ścianą szafy, naszą walizeczkę z pieniędzmi. Przyszedłem w najwłaściwszym momencie, już jestem bohaterem! Wyobrażałem sobie, jak podchodzę do tego gagatka. A później biorę zamach i atakuję go tasakiem. Zbliżyłem się do niego i niechcący upuściłem torbę na podłogę. Włamywacz odwrócił się i oboje krzyknęliśmy z przerażeniem:
- Kyung?!           
- U-Kwon?!!! Czy ciebie popierdoliło?!
- Mnie?! To nie ja w dresie z myszką Mickey zamachuję się na kogoś tasakiem.
Skapnąłem się, że nadal trzymam go wymierzonego w U-Kwona i odłożyłem na podłogę, a zamiast niego, podniosłem torbę.
- Byłem pewien, że to włamywacz.
- Akurat nie ja się włamałem, jak już tu przyszedłem, mieszkanie tak wyglądało.
- Ok, to wiele wyjaśnia, ale w dalszym ciągu pozostają dwa istotne pytania: gdzie jest P.O i co robisz z naszymi pieniędzmi?
U-Kwon zaproponował, żebyśmy na chwilę usiedli. Opadliśmy na kanapę, dziwnie wystawioną na środek pokoju, ale chociaż nieprzewróconą. Westchnąłem. Wcześniejszy strach spowodował, że znowu zrobiło mi się niedobrze. U-Kwon wyciągał szkło, wbite w podeszwę swojego buta. Siedzieliśmy sobie spokojnie w tym bałaganie i rozmawialiśmy, jak prawdziwi przyjaciele.
- P.O dziś do mnie dzwonił z nieznanego numeru. Opowiadał, że ci ludzie, co ścigają Zico, uwięzili go i Bomi, chcieli pieniędzy.
- O ja pierrr… ale skoro dzwonił, to chyba ich uwolnili, nie?
- Nie, uciekli oboje, Jihoon i Bomi. Zabili jednego z tych kolesi i zostawili trupa w jej domu. Prawdopodobnie jeszcze nikt go nie znalazł.
- Powinniśmy dyskretnie pozbyć się ciała? – zapytałem.
- Nie, nie wtrącajmy się w to. Powinniśmy szybko przenieść pieniądze i zgłosić włamanie na policję. P.O twierdzi, że to jedynie rozwiązanie. Włamywacze nie domyślili się, że mamy tu ukryty sejf, ale psy by tego nie przeoczyły.
- Gdzie chcesz przenieść pieniądze?
- Do Japonii. Czy nie powiedziałeś, że lecisz tam szukać swojej dziewczyny? – U-Kwon zamilkł na chwilę, znacząco się uśmiechając.
Zaraz, chyba nie nadążałem za jego rozumowaniem.
- Chcesz, żebym podróżował z kradzioną walizką wypchaną taką kasą?!
- Nie, wymyśliłem coś rozsądniejszego.
- Ty?!
- Zabawne. Taeil ma fałszywy dowód osobisty, którym posługiwał się w kasynach. Niech otworzy fikcyjne konto w banku i wpłaci pieniądze. Ty wyjedziesz do Japonii, wypłacisz stopniowo wszystko w bankomacie i ulokujesz niewielkie sumy w kilku japońskich bankach, oczywiście posługując się swoim własnym, osobistym dowodem, by nie ryzykować, że nas złapią.
- A jak nas złapią jeszcze w Korei?
- To możliwe, że zainteresują się człowiekiem, który wpłaca taką gotówkę. Musimy po prostu działać szybko. I jak już wypłacisz pieniądze w Japonii, zniszczyć fałszywy dowód.
- Co na to Taeil?
- Jeszcze nic nie wie.
- Porozmawiajmy z nim, skoro musimy się spieszyć.
Zastaliśmy go, wpatrującego się w zdjęcie Hayoung. Choć do jej ślubu zostało kilka dni, Taeil nadal wierzył, że wybierze jego. Był rozkojarzony i długo musieliśmy mu tłumaczyć nasz plan. Wreszcie załapał. Bez wahania wystroił się w elegancki garniak, zrobił sobie, dodającą trochę lat, fryzurę i poszedł do banku otworzyć konto. Ja i U-Kwon zgłosiliśmy na policję włamanie do mieszkania P.O, jego zaginięcie i opowiedzieliśmy ustaloną wcześniej wersję, jak to dziś odkryliśmy. Wszystko okazało się prostsze, niż przypuszczaliśmy. Wróciłem do domu późnym wieczorem, bo jeszcze użyczyłem sobie pralki Taeila. Przyniosłem mokre ubrania do siebie i rozwiesiłem. Położyłem się na kanapie, oglądając telewizję. Na lokalnym kanale mówili o wzrastającej w Sabuk liczbie włamań, ciele od dawna poszukiwanego, groźnego gangstera, odkrytym w jednej z seulskich willi i zniknięciu córki właściciela – Yoon Bomi. Zastanawiałem się ile czasu potrzebuje policja na powiązanie tego z zaginięciem P.O. Ucieszyłem się, że ja, póki co, jestem anonimowy, nie ścigają mnie listami gończymi służby mundurowe. Postanowiłem odejść z gangu, jak tylko załatwię w Japonii sprawę pieniędzy. Rozdzielimy je po równo pomiędzy wszystkich członków i rozpoczniemy nowe, spokojne życie. Niczego innego nie pragnąłem – tylko być z Namjoo i nie obawiać się o jutro. Znalazłem w Internecie adres siedziby firmy jej rodziców i tam planowałem rozpocząć poszukiwania mojej dziewczyny. Wyobrażając sobie, jak znów się zobaczymy, zasnąłem. Obudziły mnie dźwięki dobiegające z mieszkania wyżej. Ta sąsiadka codziennie sprowadzała sobie innego fagasa i pieprzyła się tak głośno, jakby pornola nagrywała. To tylko mi przypominało ile czasu nie uprawiałem seksu. Wkurzyłem się. Napisałem karteczkę „JAK MOŻNA TAK GŁOŚNO SIĘ PIPRZYĆ?!” i nakleiłem jej na drzwi.  Następnego dnia na swoich znalazłem odpowiedź „JAK MOŻNA OKRADAĆ NIEWINNYCH LUDZI?!”. Nieźle się przestraszyłem, zanim się skapnąłem, że chodzi jej o namawianie niewinnych ludzi do kupowania tych wszystkich małowartościowych rzeczy na pokazach. Cóż. Ubrania mi nie wyschły, ale dosuszyłem je suszarką (dobrze, że chociaż suszarka działała w tym domu bez zarzutu). W granatowym garniaku, pachnący perfumami, pojechałem do pracy. Przeważnie miejscem pokazów były mniejsze firmy, restauracje, hotele. Dziś jakaś prywatna willa w Seulu. Właściciel dostawał odsetki za każdą rzecz, sprzedaną na terenie jego rezydencji. Rozmawiałem z nim chwilę, wypiłem kawę, zanim przyszli i rozsiedli się wszyscy „niewinni ludzie”. Choć zwykle prezentowanie towarów na pokazach nie sprawiało mi żadnych problemów, dziś byłem dziwnie zestresowany. Chyba dlatego, że postanowiłem po pracy dać szefowi swoje wypowiedzenie. Starałem się skupić i z sensem opowiadać o najnowszych promocjach. Jeszcze ten jeden raz, później poświęcę wszystko dla Namjoo. Lecz ledwie zacząłem od kilku słów powitania, willę opanowała ciemność. Już dostawałem palpitacji, kiedy okazało się, że nic się nie dzieje, po prostu wyskoczyły korki. 

16/03/2016

blue lagoon (rozdział 63)

              W domu pogrzebowym kilkoro pracowników Good style - Good life i nieliczni przyjaciele wpatrują się z przygnębieniem w urnę, ozdobione czarną wstążką zdjęcie Hakyeona, pożegnalne wieńce. Koło drzwi Hayi i Jiyong zauważają zapłakaną Sarang. Pytają, czemu siedzi tu zupełnie sama.
- Mama kazała mi wyjść, bo powiedziałam, że nigdy nie lubiłam Hakyeona - wyjaśnia mała i kolejne łzy zalewają jej policzki. 
Hayi obejmuje dziewczynkę. Wie, że nie chciała źle. Powiedziała, co myślała. Dzieci po prostu tak mają. A Jiyong podchodzi do Sumin, dziwnie spokojnej i nieruchomej, wciśniętej w tradycyjny, czarny hanbok. Otacza ją ramieniem.
- Chcę, żebyś wiedziała, że możesz na nas liczyć. Na mnie na i na Hayi - szepcze, by nie przeszkadzać innym w modlitwie.
Sam żadnych nie odmawia. Jest zbyt oszołomiony. Choć od dawna nie dogadywał się z Hakyeonem, tych kilka dni wcześniej zachowywałby się w inny sposób, gdyby przypuszczał, że to ich ostatnia rozmowa. Nie wie, czy zabolała go sama strata, czy nieprzygotowanie na nią i pozostawione pytania: dlaczego? dlaczego? dlaczego?! 
Jiyong przypomina sobie przerażenie Hakyeona, kiedy przyznał mu się, że zadarł z mafią. Jego hyung bał się o swoje życie. Czy ktoś taki popełniłby samobójstwo? A może zrobił to, bo nie chciał żyć, czekając, aż ci ludzie go znajdą... I już nie znajdą, jeżeli kiedykolwiek opuszczą więzienie...
- Jiyong, znasz to uczucie... - zaczyna Sumin z drżeniem w głosie - gdy cierpisz tak, że po prostu nie możesz płakać?
Zna to uczucie doskonale. Ból, tak okropny, że łzy nie chcą popłynąć, bo jedynie pogarszają go, czyniąc nie do zniesienia.
- Czemu to zrobił... czemu? - powtarza.
Przez moment Sumin ma ochotę opowiedzieć mu wszystko, o tamtych ludziach, co od miesięcy grozili Hakyeonowi, szukali go i wreszcie zabili, o swojej ucieczce. Ale coś jej na to nie pozwala. Czuje się winna, że ostatecznie myślała tylko o ratowaniu siebie. Może gdyby z nimi pojechała... gdyby zawiadomiła policję... gdyby spróbowała czegokolwiek... to by się tak nie skończyło. A ona zamknęła się w domu z Sarang i płakała, aż wylała wszystkie łzy, których zabrakło na dziś. Chciałaby zrzucić z siebie to napięcie, uspokoić sumienie. Tylko, czy to by coś pomogło? Nie jej. A Jiyongowi? Współczułby Hakyeonowi choć trochę? Czy pozostałby obojętny? Starałby się ją pocieszyć, czy by ją oskarżał? Tak, jest gotowa wytłumaczyć mu wszystko, gdy w głowie pojawiają jej się słowa Hakyeona "nie opowiadaj, co dziś widziałaś. To wystarczy, byście były bezpieczne... ty i Sarang." Sarang... Sumin widzi ją popłakującą w ramionach Hayi. Niepotrzebnie na nią nakrzyczała. Jakkolwiek jej źle, nie powinna wyładowywać się na córce.
- To przez długi... Nie wiedziałam, że jest tak źle, nie wiedziałam, jak mu pomóc... Wszystko przeze mnie...
Kolejne kłamstwa. A może niezupełnie? Jiyong nie chce nic więcej wiedzieć. Przytula ją i powtarza szeptem:
- To nie przez ciebie, przez nikogo z nas. Ciii...
Sumin cała się trzęsie. Wreszcie Jiyong ją zostawia, by pomodliła się w spokoju. Wraca do Hayi i Sarang.
- Ej, nie lubiłaś Hakyeona, a jesteś jedyną osobą płaczącą na jego pogrzebie - zwraca się do dziewczynki - mama cię potrzebuje, musisz dawać jej dużo wsparcia.
Sarang podchodzi do Sumin i chwyta ją za rękę. A Hayi i Jiyong opuszczają dom pogrzebowy.


*** 


              - Stawiam wszystkim jeszcze kolejkę! - oświadcza Hyuntae - ayyy, jestem szczęśliwy! Liz do mnie przyleciała.
Obejmuje dziewczynę i Jiyong po prostu wie, że ci dwoje spędzili już wiele upojnych chwil. Szepcze o tym na ucho Hayi, a ona znów zarzuca, że tylko seks mu w głowie.
- Ej, ej, mi to chyba soczek stawiasz - wtrąca Jyuni z niezadowoloną miną - kurrrwa, mam ochotę na coś konkretnego. Za kilka miesięcy nawalę się tak, że...
- Za kilka miesięcy to poświęcisz się opiece nad naszym baby. I nie przejmuj się, że nic nie wypijesz, ja wypiję za siebie i za ciebie! - śmieje się Seunghyun, za co Jyuni boleśnie szturcha go w brzuch.
- Chyba ty się poświęcisz, idioto.
- Ała! Jakbyś nie była w ciąży, to bym ci oddał.
- Wolałabym, żebyś mi oddał, niż być w ciąży!
- Aish! Oszaleję z tą wariatką.
Podchodzi barman i dla wszystkich, oprócz Jyuni, przynosi kilka kolorowych shotów. Podnoszą kieliszki i wypijają do dna.
- Leciałaś przez L.A, nie? Widziałaś się z Dee? - Jiyong zagaduje Lizzy.
Pijana, pokłada się na stoliku, bawiąc się palcami Hyuntae.
- A, tak, chwilę, między przesiadkami. Źle z nią.
- Źle?
- No... ona wiecznie o tym Daesungu... że ma ją odwiedzić, a się pracą wymawia.
- Chyba się zabujała... kto by pomyślał - podsumowuje Jiyong, współczująco.
- No ja pomyślałam, że oni tylko bzyk-bzyk - dodaje, niespodziewanie rozbawiona, Lizzy.
- Bzyk-bzyk?!
- Ups. Nic nie powiedziałam!
Wszyscy patrzą na nią i czekają na dalszą opowieść.
- Nie, nie, nic nie powiedziałaś. To co z tym bzyk-bzyk? - prowokuje ją Jiyong.
- No pieprzyli się w klubie na wieczorze panieńskim. I później u niego się pieprzyli, codziennie! Ale jakby co, ja nic nie powiedziałam...
Lizzy zasypia na stoliku. Hyuntae wyprowadza ją z klubu. Taksówką wracają do niego do domu.
- Ja pierdolę - emocjonuje się Jiyong - Hayi, o wszystkim wiedziałaś?
- Ja wiedziałam - śmieje się Jyuni.
- Ja widziałam, że poszli do kibla, ale nie wiedziałam, co tam robili... - usprawiedliwia się Hayi.
Zdenerwowany Jiyong dodaje:
- No chyba się nie modlili.
- Przecież dorosła jest, jej życie, jej sprawa - tłumaczą ją dziewczyny.
- Ale oczywiście nic mi nie powiedziała! Gówniara, już ja sobie z nią porozmawiam.
Jeszcze trochę dyskutują o Delilah i też opuszczają klub. Jyuni i Seunghyun wracają do domu taksówką, Hayi i Jiyong metrem, a później spacerem, choć jest chłodna, jesienna noc.
- Ji. Skoro Dee nic ci nie powiedziała, nie powinieneś z nią o tym gadać, bo tylko się zdenerwuje i się pokłócicie.
- Ale czy ona jest jakaś popieprzona? Przespała się kilka razy z pierwszym-lepszym kolesiem i się dziwi, że ją olał, jak już osiągnął cel.
- Zakochała się... I nie ona, tylko on, jak już, jest popieprzony.
Wracają do domu i kochają się do rana. Hayi jedzie do pracy niewyspana, z podkrążonymi i zaczerwienionymi oczami. Jiyong wpada na moment do dormu VIXX. Sprawdza, czy Seungri radzi sobie z nauką tańca. Zatrudnili z Leo choreografa - Dong Youngbae, kolegę Hayi i Seunghyuna ze szkoły, który, co prawda, jeszcze studiuje, ale wygrywa prestiżowe konkursy i jest wyjątkowo uzdolniony. Jiyong siada na podłodze w sali, obserwuje chłopaków przez pewien czas. Zadowolony z efektów, wreszcie zostawia ich w spokoju. Umawia się z Seunghyunem na mieście, przy klinice weterynaryjnej, gdzie ten ma praktyki.
- Hyung, pomagałem dziś przy dwóch porodach, jamniczki i kotki perskiej!
- Świetnie, Seung, później mi opowiesz, póki co, pojedziemy skopać kilka tyłków, a konkretnie jeden.
- Czyj?
- Kang Daesunga.
- Czy to nie...
- Tak, to ten.
- Dee się na ciebie wkurzy.
- Jeszcze mi podziękuje.
- Ok, gdzie jedziemy?
- Hm... myślisz, że złożenie mu domowej wizyty to spoko pomysł?
Jiyong wyciąga karteczkę z adresem.
- Hyung! Dee ci go podała?
- Nie. W dzisiejszych czasach nie ma nic niemożliwego. Wystarczył internetowy research.
- Wow.
- To jedziemy?
- Yes.
- Let's go!
Wsiadają w autobus, kawałek dochodzą pieszo. Zatrzymują się przy niewielkim, piętrowym domku, podobnym do letniskowej willi. Choć nie wygląda, jak całoroczna rezydencja, sprawia przyjemne wrażenie. Jiyong i Seunghyun obawiają się tylko, czy zastaną właściciela. Naciskają dzwonek i po chwili Daesung pojawia się w drzwiach. Jest zaskoczony. Zwłaszcza, gdy w ramach powitania Jiyong wali go w twarz.
- Aaa! Za co?!
- Za Delilah!
Czyli to jest "Smok", o którym mu opowiadała. Rzeczywiście, wyglądają jak rodzeństwo.
- Delilah? Nic jej nie zrobiłem... Spadajcie!
- Spadajcie? - powtarza rozzłoszczony Jiyong - o nie. Jeszcze nie. Seung, łap go i nie puszczaj! Nauczymy gnojka szacunku!
Daesung krzyczy z przerażeniem i rzuca się do ucieczki. Seunghyun dogania go na piętrze i przytrzymuje.
- Nie, no proszę! Puśćcie mnie, porozmawiajmy! - drze się Daesung.
Jiyong kilka razy kopie go w tyłek.
- Nic jej nie zrobiłeś?! Zabawiłeś się tym niewinnym dzieckiem!
- Co?!
- To, co słyszysz, idioto!
- Niewinnym? Dzieckiem?
Jeszcze kilka kopniaków.
- Sugerujesz, że Dee...?  - zaczyna Jiyong.
- No to nie był jej pierwszy raz! Auuu! Wystarczy, ok?
- Nie! Przeleciałeś ją i "nara", tak?!
- Co ty pierdzielisz?! Ała! Już nie kop, aaa! Nie możemy po prostu pogadać? Puśćcie mnie, ałaaa, błagam! Ja ją kocham!
- Ok, hyung, wystarczy mu. Kocha ją - wstawia się za Daesungiem Seunghyun i puszcza go. 
Jiyong siada na kanapie, potrzebuje chwili odpoczynku.
- Jesteście świrnięci - powtarza Daesung i odsuwa się od nich na bezpieczną odległość.
- Kochasz ją? - wypytuje Jiyong.
- Tak...
- To czemu jeszcze jej nie odwiedziłeś?
- Mam mnóstwo pracy, serio... Jestem asystentem redaktora magazynu...
- Albo lecisz do L.A najbliższym samolotem, albo zaraz jeszcze ci dokopię.
- No nie... co to ma być...
- Lizzy, przyjaciółka Dee, powiedziała, że źle z małą, przez ciebie! Kupujesz bilet na samolot, czy chcesz jeszcze kilka kopniaków?
- Kup... - podpowiada Seunghyun.
- Kupuję - postanawia Daesung.
- Ufff, masz szczęście - oznajmia ze zwycięskim uśmiechem Jiyong.
Daesung kupuje bilet na samolot na dziesiątą czterdzieści wieczorem. Na szczęście ma trochę oszczędności. U zaprzyjaźnionego lekarza załatwia sobie tygodniowe zwolnienie. Choć i tak wiele ryzykuje. Ma nadzieję, że szef nie wyrzuci go za to z pracy. Odprowadza chłopaków do drzwi, żaląc się:
- Aaaish, i jak ja mam wytrzymać tyle godzin w samolocie, jak mnie tyłek boli?
- A wiesz, że pomagałem dziś przy dwóch porodach, jamniczki i... - zagaduje Seunghyun.
- Kotki perskiej - dokańcza Jiyong.


***


              Delilah niechętnie zjada śniadanie, zakłada białą bluzkę, granatową spódniczkę lekko za kolana, marynarkę, wysokie szpilki. Nakłada makijaż i wykonuje jeszcze inne codzienne czynności, odruchowo, obojętnie, bez energii. Od niedawna lata już nie jako stażystka, lecz jako zwyczajna stewardessa, mimo że szkołę kończy za kilka miesięcy.
Nie zastaje swojej matki w ich hotelowym apartamencie (Jane musiała nie wrócić na noc), więc po prostu wychodzi. Jedzie na lotnisko, słuchając muzyki w słuchawkach. Kiedy zaczyna się Winner - "Baby, baby", zrezygnowana, przełącza na inną. Cieszy się, że leci dziś do Denver i z powrotem. Pochłonięta podawaniem pasażerom przekąsek, oderwie myśli od Daesunga. Dzwoni, by mu powiedzieć, że nie porozmawiają na skype'ie wcześniej, niż późnym wieczorem, ale słyszy jedynie automatyczną sekretarkę. Przeklinając, postanawia, że nie porozmawia z nim, ani dziś wieczorem, ani nigdy więcej. Lot do Denver jest spokojny, powrotny niekoniecznie. Burza, turbulencje, przerażeni pasażerowie. Ostatecznie, wszystko kończy się szczęśliwie. Po wyjściu z samolotu w Los Angeles, Delilah zrzuca z siebie marynarkę i czuje, że jest cała spocona z gorąca. Zaraz weźmie chłodny prysznic. Gdy tylko zjawia się w hotelowym apartamencie, słyszy głosy. Zastaje w swoim pokoju Jane, rozmawiającą z...  o Boże, to Daesung?! Delilah zastanawia się, czy od upału dostała halucynacji. Aż zaczyna głośno płakać i wpada chłopakowi w ramiona. Zaskoczony jej reakcją, pyta, czy to ze szczęścia, czy ze smutku, a ona odpowiada, że sama nie wie. Uspokaja się trochę, kiedy matka zostawia ich samych. Pozwala, by Daesung tulił ją, całował i obmacywał. Zgadza się iść z nim do jego hotelowego pokoju. Choć wie, co to oznacza. Nie rozmawiają wiele. Daesung twierdzi, że jej matka wybrała mu pokój z wyjątkowo romantycznym widokiem. Oboje podziwiają przez okno odbijający się w wodzie księżyc. I kochają się całą wieczność, wypróbowując chyba wszystkie możliwe pozycje. Delilah wymyka się o świcie z jego pokoju, niewyspana i lekko obolała. Co ona wyprawia? Miała z nim więcej nie rozmawiać. A, głupia idiotka, uprawiała z nim do rana seks! Starając się wymazać wspomnienie tak słodko śpiącego Daesunga, bierze prysznic, zakłada niechluje, luźne ciuchy, splata włosy w koczek. Zjada coś szybko i jedzie na uczelnię. Przez trzy godziny usiłuje się skoncentrować na wykładach, niestety, bezskutecznie. Rysuje szlaczki w zeszycie. Wraca i odruchowo kieruje kroki do pokoju Daesunga. Oczywiście, poszalał z nią, ile chciał i nie zadzwonił, nie napisał jej sms-a, że dziękuje za wspaniałą noc, czy cokolwiek! Zaraz go opieprzy... Daesung wpuszcza ją do pokoju, zaspany, przykrywając się prześcieradłem. Nie zadzwonił, nie napisał, po prostu spał! Ok, nie opieprzy go.
- Baby, jadłaś już?
- Jadłam, byłam na wykładach, zdążyłam wrócić.
- Pewnie się zastanawiasz, jaka normalna osoba tyle śpi. Sorry, to ta zmiana czasu...
- Ty nie jesteś normalną osobą.
- A kiedy jadłaś?
- Po szóstej.
Jest czternasta.
- Co?! Zjedzmy coś!
- Ok. Ale może wcześniej się ubierzesz?
- Umyję się i ubiorę.
Delilah odmawia mu wspólnego prysznica. Nie, żeby nie miała ochoty... Chce po prostu być na niego zła. Zasłużył. Po półgodzinie siadają przy stoliku w hotelowej restauracji. Składają zamówienie i w ciszy zaczynają jeść. Niespodziewanie Daesung odkłada sztućce i oświadcza:
- Musimy porozmawiać, bo nie wytrzymam.
- O... TY nie wytrzymasz.
- Dee. Cieszysz się, że tu jestem, czy nie?
- Yhm, i tak i nie.
- No proszę cię!
- Heh???
- Co to za rozmowa? Żadna rozmowa!
- Przecież rozmawiamy. Przejdziemy się po jedzeniu?
- I porozmawiamy tak szczerze?
- Spoko.
- Ok.
              Jest ciepłe, słoneczne popołudnie. Delilah i Daesung trzymają się za ręce, chodząc po zatłoczonej plaży.
- Czuję się... oszukana. Pomyślałam, że jak już obiecywałeś mnie odwiedzić, to mnie odwiedzisz. I czekałam cierpliwie. Nie chciałam naciskać, podpytywałam cię w żartach... A ty tylko: praca, praca, praca. Pomyślałam, że kłamałeś i mnie nie odwiedzisz. I co? Zjawiasz się i czego oczekujesz?!
- Czyli jesteś zła, że przyleciałem...
- Jestem zła, że nie przyleciałeś wcześniej.
- Wydawało mi się, że jak już przylecę, to nie wrócę do Korei.
- A chcesz wracać?
- Bez ciebie nie chcę.
- Tu też mógłbyś fotografować... Z taką znajomością angielskiego... znalazłbyś dla siebie i inne zajęcie.
- Dee, robię karierę w tamtym magazynie. Rzucić wszystko... to poważna sprawa.
- Nie twierdzę, że nie.
- Wiele wymagasz.
Zatrzymują się. Delilah wtula twarz w koszulkę Daesunga, wyznając:
- Kocham cię...
- Też cię kocham.
- Chcę, żebyśmy prowadzili hotel mojej mamy... i latali 
na wakacje do Korei... i mieli piękne dzieci... i chcę ci się wypłakać w koszulkę.
- Nie, tylko nie płacz...
Daesung obejmuje ją i też stara się powstrzymywać łzy.
- Możesz się zastanowić... Nie musisz odpowiadać w tej chwili, czy ty też tego chcesz.
- Ale ja już zdecydowałem.
Daesung czuje, że Delilah zadrżała.
- T... tak?
- Jakbym tego nie chciał, to chyba by mnie tu nie było, nie?


09/03/2016

blue lagoon (rozdział 62)

              - Gdzie jedziemy? Gdzie chcecie mnie zabrać? - powtarza Hakyeon po drodze, jedynie udając, że jest spokojny. Trzęsie się na całym ciele i nie może poradzić sobie z uczuciem suchości w ustach. Głośno połyka ślinę, ale to nie pomaga. Tak wygląda koniec. Dla pokonanych nie ma ratunku. W tym momencie się poddaje, wciśnięty na tylnym siedzeniu między dwóch gangsterów. Trzeci, nazywany przez pozostałych Harry'm, kieruje.
- Nie ty tu jesteś od zadawania pytań. Przymknij się, albo my przymkniemy ci gębę - rzuca, obojętnie.
I Hakyeon więcej się nie odzywa. Ma nadzieję, że jeśli podporządkuje się wszystkim rozkazom, ostatecznie ci faceci potraktują go lepiej. Złudną nadzieję... By nie zacząć panikować, stara się skoncentrować na czymś innym, niż aktualna sytuacja. Patrzy przez samochodową szybę na ludzi wracających z pracy, dzieci bawiące się w parkach, ulicznych sprzedawców kwiatów. Zwykłe, codzienne życie, coś, co już go nie dotyczy. Cały czas wie, w jakim kierunku jadą, choć nie jest pewien, co to oznacza. Wybawienie, czy potępienie? Niewiadoma powoduje jeszcze większy lęk. Wreszcie Hakyeon przekonuje się, że się nie pomylił. Zatrzymują się obok Good style - Good life. Harry rzuca poleceniami "wpuść nas", " poczęstuj kieliszkiem czegoś mocniejszego". Z nerwów Hakyeon wpisuje niepoprawny kod, otwierający drzwi. I zastanawia się, czy to nie jest jakaś szansa. Jeżeli pomyliłby się trzy razy, włączyłby się alarm. Harry przewiduje jego zamiary. Grozi mu, że zginie, jeżeli wymyśli coś głupiego. Hakyeon wpisuje poprawny kod i wpuszcza gangsterów do swojego studia. Oglądają je pobieżnie, zanim trafiają do biura właściciela. Rozsiadają się na zniszczonej kanapie. Hakyeon przeprasza, wyciągając z barku resztkę soju. Nic więcej nie ma. Tamci wyśmiewają go, popijając z jednej butelki. Harry podchodzi do okna i opuszcza roletę. Przegląda porozrzucane na biurku przedmioty, nic wartościowego. Stawia pośrodku pokoju krzesło, na którym siada, poproszony o to, Hakyeon. Pozostali otwierają, zabraną wcześniej z bagażnika walizeczkę, wyposażoną w liczne ampułki i strzykawki, przygotowują igłę. Hakyeon zauważa, że wszyscy mają rękawiczki.
- Możemy zaczynać zabawę - oznajmia Harry, kucając przy swojej ofierze - zadamy ci pytania. A że nie lubimy paprać sobie rąk, za każdą złą odpowiedź zrobimy ci zastrzyk, powodujący skurcze mięśniowe. Przygotowaliśmy też epinefrynę, byś się męczył, zamiast zemdleć z bólu.
- Niepotrzebnie - uspokaja ich (czy siebie?) Hakyeon - mam zamiar odpowiedzieć szczerze na wszystkie pytania.



12 LAT WCZEŚNIEJ

              Jest ciepły czerwcowy dzień. Jiyong gra na konsoli w domu Hakyeona, gdy ten spanikowany wpada do pokoju.
- Czy ciebie zupełnie porąbało?! Znalazłem w magazynie towar Harry'ego. Zabrałeś za niego zapłatę, ale mu go nie przekazałeś?!
- Hyung... tylko się nie denerwuj...
- Już jestem zdenerwowany!
- Przekazałem mu towar... ale fałszywy.
Hakyeon opada na kanapę obok swojego podopiecznego.
- Jiyong... co ty zrobiłeś... idź i oddaj mu prawdziwy towar, natychmiast!
- Nie, hyung.
- Nie?
- Już za późno. Harry siedzi w kiciu i tych dwóch jego ludzi też. Przekazałem ich policji.
- Co?! Ty pierdolony gnojku! Przecież Harry na nas doniesie! Na mnie doniesie! To ja jestem głęboko w du...
- Nie zna twojej tożsamości - wtrąca Jiyong - mojej też nie. Nic nie zrobi, odsiedzi swoje, a my wydamy jego pieniądze.
- Pieniądze i pieniądze! Dla mnie ważniejsze jest życie!
- Hyung i tak rzucasz ten interes, żeby być zwykłym biznesmenem, Shin Hakyeonem. A Harry w ogóle nie wie, jak wyglądasz i nigdy cię nie znajdzie.
- O nie, znajdzie mnie. Wyjdzie z więzienia, znajdzie mnie i zabije. A ty mi nie pomożesz, bo zaćpasz się wcześniej na śmierć.
Jiyong milczy przez pewien czas. Nie pomyślał o konsekwencjach. Pragnął jedynie pieniędzy. Przez własną chciwość naraził Hakyeona. Jest mu okropnie wstyd. Przecież tak wiele zawdzięcza temu człowiekowi.
- Hyung... - powtarza, przepraszająco.
Hakyeon obejmuje dłońmi, bolącą z nerwów, głowę. Załamany, po prostu siedzi w ciszy i stara się znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie. Niestety, to jest już przegrana sprawa. Nic nie da się zrobić. Jiyong pocieszająco klepie go w plecy.
- Nie przejmuj się, hyung. Zarobimy mnóstwo pieniędzy i wyjedziemy do Kalifornii. Ojciec powtarzał, że jestem, jak moja matka, skoro jej się tam spodobało, mi się też spodoba. To chyba zajebiste miejsce - przekonuje Hakyeona i wraca do gry na konsoli.


TERAŹNIEJSZOŚĆ

              Kalifornia - to chyba zajebiste miejsce..., niewątpliwie lepsze, niż obecne...
- Mam do ciebie trzy pytania - wyjaśnia Harry - jesteś gotowy?
Po wypiciu resztek alkoholu nie założyli z powrotem maseczek. Hakyeon przygląda się ich niemłodym  twarzom, poznaczonym zmarszczkami i bliznami, obojętnym.
- Tak - odpowiada.
Harry przystępuje do przesłuchania:
- Czy zatrudniałeś wspólników?
- Tak.
- Czy któryś z nich mnie wychujał i wysłał za kratki?
- Nie.
- A więc... kto to był? Kto?
- Ja - odpowiada bez wahania Hakyeon - potrzebowałem kasy... przepraszam... błagam o litość... oddam wam wszystko! Oddam wam studio, jeżeli chcecie!
Pada na kolana, a Harry wybucha lekceważącym śmiechem.
- Oddasz? Z czego? Jesteś okropnie zadłużony, twoje studio bankrutuje. Długo cię szukaliśmy i długo cię obserwowaliśmy. Nie chcieliśmy paprać sobie rąk tą robotą zaraz po wyjściu na wolność. A ty nie próbowałeś uciec, bo po prostu nie masz kasy. Nie masz nic, co by nam zrekompensowało lata spędzone za kratkami. I przede wszystkim, my nie chcemy twoich pieniędzy. My chcemy twojej śmierci.
- Błagam, tylko nie róbcie nic mojej dziewczynie! Ona nie widziała waszych twarzy! Nie wyda was! Błagam, nie róbcie jej krzywdy! - woła Hakyeon, a jego policzki zalewają się łzami.
Harry wydaje kolejne polecenie:
- Usuń monitoring z ostatniego miesiąca.
- Z... miesiąca?
- Ogłuchłeś?
- O... ok.
- I napisz list pożegnalny.
- Co???
- Napisz, że nie możesz wyjść z długów i postanowiłeś się zabić.
- Ale...
- Pisz!
- Zostawicie w spokoju moją dziewczynę? Ostrzegłem ją, że zginie, jeżeli was wyda. Nie jest taka głupia...
- Pisz!!!
Drżącą dłonią Hakyeon przelewa na papier treść swojego listu pożegnalnego. Na koniec dodaje jeszcze wielkie "przepraszam". Przepraszam, Sumin... odchodzę. Kto by pomyślał, że pierwszy odejdę od ciebie...
Słyszy rozmowy gangsterów:
- Zaraz skończymy robotę i spierdalamy do Chin.
- Taaa, tam możemy spokojnie żyć.
- Nie damy się znowu złapać z powodu tego skurwysyna.
Harry podnosi Hakyeona za kołnierz koszuli, do stania, i się śmieje.
- Zabawa skończona. Zaraz zabierzemy się za robotę. Zrobimy ci samobójstwo.


***

              Jiyong wita wracającą z pracy Hayi jej ulubionym makaronem sojowym z warzywami i mięsem. W rzeczywistości wszystkie dania ugotowane przez niego są jej ulubionymi. Oboje siadają na podłodze przy niskim stole i rozmawiają przy jedzeniu o codziennych sprawach. Jiyong opowiada o promocji Seungri'ego. Od kiedy ten występuje ze swoimi kawałkami, do klubu przychodzi coraz więcej osób. Wokalna przyszłość chłopaka zapowiada się świetnie. Dodatkowo, Leo dogadał się z ludźmi z Jellyfish, by Seungri ćwiczył w osobistej sali VIXX w ich dormie. Tam Jiyong umawia się z nim na próby, ustala szczegóły występów, koncepty i inne atrakcje. W opowiadaniu o tym wszystkim przeszkadza mu telefon. To Choi Seunghyun. Jiyong zostawia na chwilę jedzenie i rozmawia z przyjacielem.
- Co się dzieje? - wypytuje później Hayi.
- Jyuni się na niego obraziła i wyprowadziła się do swojej mamy. A Seung nie wie, o co jej chodzi.
- Pewnie się pokłócili.
- Nie... twierdzi, że wszystko było ok. Zaproponowałem mu, że poproszę ciebie, żebyś z nią pogadała.
- Taaa, słyszałam.
- Nie jesteś tym zachwycona.
- Jestem wykończona po pracy, ale to moja kuzynka... pogadam z nią. Skoro tak się zachowała, pewnie nie bez powodu...
- Ok, a ja pojadę wesprzeć duchowo tego nieszczęśnika.
- Duchowo? Chyba alkoholowo...
Jiyong odpowiada jej niewinnym uśmiechem. Dokańczają jedzenie i odnoszą talerze do zmywarki. Hayi jedzie do mamy Jyuni, a Jiyong do Seunghyuna. Zastaje go grającego na komputerze.
- To tak rozpaczasz?
- Hyung, jestem wkurwiony. Muszę się wyżyć.
- Spoko, wyżywaj się.
Jiyong przynosi sobie krzesło z kuchni i siada obok przyjaciela. Przez pewien czas się nie odzywają. Jedynie Seunghyun klnie, pochłonięty grą, tanią strzelanką.
- Hyung, wiesz co mnie tak wkurwiło? Nie, że znowu wyprowadziła się do swojej mamusi, tylko że się wyprowadziła, chociaż ja jej nic nie zrobiłem, a wręcz przeciwnie, jeszcze dziś wstawałem o szóstej i przygotowywałem idiotce kanapki do pracy!
- O, to rzeczywiście poświęcenie. Ale z laskami już tak jest. Mają swoje humorki-srorki. Może to te dni?
- Nie. Dzięki za pocieszenie.
- A co mam ci powiedzieć? Nic nie wiem, tak ja, jak i ty. Zobaczymy, może Hayi coś załatwi. Jeśli nie, narąbiemy się wieczorem, ok?
- No. To upokarzające, żeby moja własna żona ode mnie uciekała. A jej matka uważa pewnie, że jestem okropnym mężem...
Grają wspólnie przez następne trzy godziny. Niespodziewanie drzwi do mieszkania się otwierają. W pokoju zjawia się wyczerpana Hayi i obrażona Jyuni.
- I co, sprawa załatwiona? - zagaduje Jiyong.
Seunghyun podchodzi do Jyuni i chwyta ją za rękę.
- Wróciłaś... to... wporzo?
- Nie.
- Nie? A ja, co ja ci zrobiłem?!
- Co mi zrobiłeś?! Dzieciaka mi zrobiłeś, głupku!
Zapada chwilowa cisza, aż wreszcie Seunghyun krzycząc i podskakując ze szczęścia, rzuca się wszystkim na szyję, a zrozpaczona Jyuni zaczyna głośno płakać.
- I jeszcze się cieszysz?! Wiedziałam, że mnie nie zrozumiesz! Ja nie lubię dzieci! Nie lubię, nie lubię, nie lubię! - powtarza przez łzy i wszyscy skupiają się na pocieszeniu jej.
W tym momencie do Jiyonga dzwoni telefon. Sumin. Świetnie.
- Tak? Co ty znowu wymyśliłaś? Już mnie więcej na nic nie nabierzesz...
- Jiyong...
- Co jest? - pyta, słysząc jej szloch.
- H... Ha... Hakyeon - jąka się Sumin - powiesił się u siebie w studiu.


OD AUTORKI:


OGŁOSZENIE: zostało jeszcze 10 rozdziałów tego opowiadania do opublikowania. Mam już w głowie zarys czegoś nowego. Chciałabym poprosić czytelników o pomoc, a konkretnie o zagłosowanie w ankiecie po boku:)

 PS. Wreszcie się doczekałam comeback'u Hi <so happy^^>