30/07/2016

apeiron (rozdział 35) - END

Spirits never die



TAEIL

                Las Vegas. Miasto wygranych i przegranych. Miasto bogactwa i biedy. Miasto grzechu. Wyszedłem z jednego z kasyn prosto w gorącą parną noc. Światła neonów i ulicznych latarni sprawiały, że wydawało się zupełnie jasno, jakby był środek dnia. Otoczona moim ramieniem Marion śmiała się głośno, a jej śmiech niósł się w ulicznym zgiełku. Mijali nas inni bywalcy kasyn, eleganccy mężczyźni w garniturach, ich wystrojone towarzyszki, pijani imprezowicze i przyczajeni w zaułkach bezdomni. Z kanałów unosił się nieprzyjemny zapach, jak zwykle jest przy tak wysokich temperaturach. Marion zasugerowała, byśmy skręcili w dzielnicę francuską. Sama pochodziła z Francji, jej dziadkowie byli Francuzami. Uciekli do Stanów w czasach wojny. Matka Marion urodziła się w Las Vegas. Tu poznała swojego przyszłego męża, Hindusa, mieszkającego przedtem we Francji. Po kilku latach małżeństwa, zginęli w wypadku samochodowym i osierocili dopiero co urodzoną córkę. Trafiła do ciotki, która w ogóle nie dbała o nią, przeciwnie, wykorzystywała ją do pracy i poniżała. W wieku siedemnastu lat Marion postanowiła żyć samodzielnie. Została prostytutką. Była śliczna, więc zatrudniały ją najlepsze burdele. A później nauczyła się znajdować sobie kolejnych sponsorów, u których mieszkała, otrzymywała drogie prezenty, podróżowała, w zamian dając swoją miłość. Ja byłem jednym z nich. Od kilku tygodni. Utrzymywałem ją fizycznie. A ona uzupełniała mnie duchowo. Nie przeszkadzało mi, że kupiłem sobie jej miłość. Póki codziennie wieczorem po udanym seksie powtarzała subtelne "kocham cię", wszystko było w idealnym porządku. Wbrew pewnemu powiedzeniu to pieniądze przyniosły mi szczęście. Wiedziałem o jednym: dopóki je mam, mam Marion. Przeszliśmy przez ulicę klubów, dyskotek i nocnych lokali, reklamujących striptiz. Po chwili weszliśmy do spokojniejszej części dzielnicy. Usiedliśmy na dworze w niewielkiej restauracji, grającej muzykę country. Podszedł do nas kelner i przyjął zamówienie. A zaraz jedliśmy sałatkę z owocami morza, deser lodowy i piliśmy prawdziwego szampana, nie jakąś tanią podróbę.
- Hyoseok... - zaczęła Marion, wypowiadając moje nowe imię ze swoim własnym akcentem, mimo że powtarzała je codziennie - opowiedz mi, skąd ty jesteś taki bogaty. Przecież należałeś tylko do osiedlowego gangu, żyłeś z okradania zwykłych ludzi...
Pokazałem jej, żeby milczała. Co z tego, że byliśmy tyle kilometrów od Seulu? Lepiej zachować ostrożność. Nie po to tak wiele ryzykowałem, by zaraz stracić odzyskaną wolność. Nie jestem już Lee Taeil. Jestem Oh Hyoseok. Mam dwadzieścia siedem lat. Uprawiam hazard i dzięki intuicji Marion wygrywam mnóstwo pieniędzy. Może w zamian powinienem opowiedzieć jej moją historię?
- Obawiam się, że nie spodoba ci się to, co usłyszysz. Albo zrobisz się podejrzliwa.
- Czy to... historia niespełnionego uczucia?
- Ymm... w mojej historii pełno jest niespełnionych uczuć.
Marion pochyliła się lekko w moim kierunku i wyszeptała:
- Będę wyrozumiała.




3 MIESIĄCE WCZEŚNIEJ

                Siedziałem w pokoju i kasowałem kolejne sms-y z pogróżkami. "Oddawaj pieniądze, jeżeli nie chcesz zginąć". Ok, to stawało się naprawdę niebezpieczne. Przekazałem policji anonimową wiadomość, by obserwowali mój blok. Gdy kilka dni potem zająłem miejsce w samolocie do Las Vegas, moje mieszkanie płonęło, a policyjna obława zakończyła się aresztowaniem winnych. Mimo idealnej sytuacji jeszcze wtedy nie zamierzałem wykiwać Kyunga. Pomysł nasunął się trochę później, gdy dotarło do mnie: nikt nie wie, gdzie jestem i czy w ogóle jeszcze żyję. Opuściłem Koreę, posługując się fałszywym dowodem osobistym. Nie pozostawiłem po sobie żadnych śladów. Jak gdyby Lee Taeil nigdy nie istniał. Bo czy moje nędzne życie można by było nazwać istnieniem? Ogrywany, bity, odrzucany. Czy ja nie zasługiwałem na szczęście? Postanowiłem o nie zawalczyć. Po co dzielić się pieniędzmi z Kyungiem? Skoro zdecydowałem się wykiwać resztę, czy jego też nie mogłem? Dysponował tylko kartą bankomatową. Zgłosiłem, że została skradziona i zablokowałem ją. Przeniosłem pieniądze do jednego z międzynarodowych banków. Byłem bogaty. Obrzydliwie bogaty. Na początku po prostu przestałem odbierać telefony od chłopaków. Potem pomyślałem, że pewnie się martwią. Kusiło mnie, by z nimi porozmawiać i powiedzieć, że mam się dobrze. Ale wiedziałem, że po tej rozmowie czułbym się winny okradania ich i podzieliłbym się pieniędzmi. A ja już postanowiłem, że są moje. By nie ulec, zmieniłem numer. Wiedziałem, że najlepiej, jeżeli zapomnę o moim dawnym życiu. Rozpocznę nowe, jako Oh Hyoseok. Z poprzednich kontaktów przepisałem sobie tylko jeden... Wynająłem mieszkanie. Pierwszy dzień w nim uczciłem szampanem. Podpity wyszedłem pospacerować i rozeznać się w kasynach. W kilku z nich zostawiłem sporo pieniędzy. Znów przegrywałem, wkurzony na siebie, że w ten sposób szybko pozbędę się wszystkiego. I wtedy dosiadła się do mnie prawdziwa piękność. Szatynka o błękitnych oczach, ubrana w elegancką, wieczorową suknię i brylanty. Podpowiadała mi każdy, kolejny ruch. Wygraliśmy. Obiecała stać się moją towarzyszką gry. I życia. Nowego życia. Ta piękność miała na imię Marion.




TERAŹNIEJSZOŚĆ

                - Mam wrażenie, że coś opuściłeś w swojej historii. Coś, a może kogoś... - podsumowała owa piękność, siedząca naprzeciwko mnie w ogródku restauracji.
Uśmiechnąłem się.
- Marion, czy ty byłaś kiedyś zakochana?
- Ja jestem zakochana. W tobie.
- Nie. Czy byłaś naprawdę zakochana? Tak bardzo, że gdy ta osoba odeszła nie umiałaś kochać w inny sposób, niż po prostu... sprzedawać miłość.
- Zadajesz trudne pytania - przyznała Marion i zamilkła.
Dolała sobie szampana.
- O tych osobach się nie wspomina. O tych osobach najlepiej jest milczeć. Albo... nie pozwolić im nigdy zupełnie odejść.
- Zaczynasz mnie przerażać.
Zauważyłem, że zadrżała. Okryłem jej ramiona moją marynarką.
- Wracajmy do domu - postanowiłem - zamierzam dziś do rana czuć twoją nieszczerą i nieprawdziwą miłość - droczyłem się z Marion.
- I ja twoją też - zachichotała.
Pocałowaliśmy się. Z dziecięcym entuzjazmem zakochanych w sobie nastolatków. Wróciliśmy do mojego mieszkania w bloku nad zatoką. Gdy już świtało, zmęczona igraszkami Marion, zasnęła, a ja się jej przyglądałem. Potem bez zastanowienia złapałem telefon i wybrałem ten jeden, jedyny numer zachowany ze starych kontaktów. Powrócić z zaświatów i nie pozwolić jej nigdy zupełnie odejść... Przypomnieć, że choć dawno mnie pogrzebała, duchy nie umierają.



HAYOUNG

                Od tygodnia byliśmy na Hawajach. Dongjun, mój mąż, pakował do bagażnika koc i kosze z jedzeniem. Stałam obok i przyglądałam się jego umięśnionym ramionom. Zastanawiałam się, czemu mu nie powiedziałam? Czemu mu nie powiedziałam, że nie mam ochoty na wycieczkę? Że męczy mnie każda chwila spędzona z nim? Że nigdy go nie kochałam?!
- Hayoung - zawołał mnie Dongjun.
Nie zdrabniał mojego imienia, nie nazywał czułymi epitetami. Byłam po prostu Hayoung.
- Tak? - zapytałam.
- Gotowa?
Pokazał mi, bym wsiadała do samochodu. Pokiwałam głową, że nie.
- Nie? - powtórzył - coś ci jest? Źle się czujesz?
W tym momencie mogłam mu powiedzieć... A zamiast tego wymyśliłam:
- Krem do opalania. Zapomniałam kremu do opalania. Zaraz wracam.
W łazience opłukałam twarz zimną wodą. Ta żałosna próba buntu na nic się nie zda. Tak, jak powiedziałam, zaraz wrócę do samochodu. Spędzę nudne popołudnie z moim mężem. Nic się więcej nie wydarzy. I wtedy telefon zawibrował mi w kieszeni dżinsów. Nieznany numer.
- Hayoung! - zawołał z dworu Dongjun.
Spojrzałam przez okno. Stał, zdenerwowany, oparty o wynajęte auto. Telefon nadal dzwonił. Czemu miałabym odbierać od obcych numerów na wakacjach?
- Hayoung! Idziesz, czy nie?! Co ty tam tak długo robisz? - niecierpliwił się Dongjun.
Chciałam odłożyć choćby o kilka minut ten moment, kiedy do niego zejdę, wskoczymy do samochodu i pojedziemy na wycieczkę. Odebrałam.
- Tak... - nic, cisza - tak, słucham?
I rozległ się ten głos, jego głos... Lee Taeila, dobiegający do mnie jakby z innego świata.
- I... can't help... falling in love... with... you...
Przerwałam tę piosenkę, padając na kolana i wydając z siebie przerażający krzyk.


KONIEC


OD AUTORKI:

To już jest koniec tego opowiadania. Dziękuję wszystkim, że czytali, komentowali, zaglądali tutaj:') Muszę się przyznać, że to opowiadanie cały czas to był jeden wielki spontan :D Cieszę się, jeśli mimo tego się podobało. No i nie pozostaje mi nic, jak zaprosić na kolejne rozdziały opowiadania "School of hard knocks", niedawno rozpoczętego:) 

(niedawno xD)

27/07/2016

school of hard knocks (rozdział 9)

DON'T TRY TO BLOCK THE LIGHT THAT SHINES ON ME

Yoon Doojoon (B2ST)

                Restauracja była podzielona na dwie części, w jednej, przeznaczonej dla trenerów, odbywało się przyjęcie MC Mong'a. W drugiej siedzieliśmy my: ja, Junhyung i Dongwoon. Ten ostatni, jak tylko skończył jeść, poszedł do dormu. Pozostali wrócili na weekend do siebie do domów. Joker też planował później wracać. Ja zamierzałem tu zostać, by uniknąć pocieszania przez całą moją rodzinę. Nie potrzebowałem tego. Czułem, że to dodatkowo by mnie zdołowało. Czasami po prostu wolałem być sam.
- Sorry - rzucił Junhyung znad resztek jedzenia.
Przeprosiny w jego wykonaniu? To dość zaskakujące.
- Za co? - zapytałem.
- No, za piosenkę. Gdyby było więcej czasu...
- Eeej, tobie zawdzięczamy te 38%. Bez twojej piosenki nie dostalibyśmy tyle. A "B2ST is the best" to naprawdę dobry kawałek.
- Mam lepsze - wspomniał Joker, tak jakby od niechcenia.
- Co? 
- Piosenki.
- Masz jeszcze inne piosenki?!
- No, kilka... Spodobało mi się to... komponowanie.
- Wow.
Zdziwiłem się, że Junhyung tak szczelnie krył się ze swoim talentem. Pomyślałem, że wbrew pozorom, jest bardzo skromną osobą. Zapytałem, jak dużo już skomponował.
- Od dawna piszę dla siebie. Nic konkretnego, tylko takie tam zapiski. Z nich skomponowałem "B2ST is the best". Od tego czasu aranżuję piosenki na sześć głosów.
- Pokażesz mi je? - poprosiłem, niepewny, czy się zgodzi, skoro ukrywał fakt, że komponuje.
Zgodził się.
- Mam je w zeszycie. Przez weekend i tak uda mi się nic napisać, bo będę u mamy, a ona... pewnie nie da mi chwili spokoju. Mogę ci go pożyczyć.
- Dawaj.
Junhyung pobiegł do dormu po zeszyt. Po chwili wrócił z nim i z walizką.
- To widzimy się po weekendzie. Nara - powiedział, podając mi zeszyt.
- Dzięki! - krzyknąłem już tylko do pleców Junhyunga.
Przeglądałem zeszyt z jego kawałkami, kiedy w sali obok rozległy się krzyki. Rozpoznałem głos Kim Taehee i Moon Joonwona. Kłócili się o to, co najwyraźniej kiedyś między nimi było. Ładna niespodzianka! Taehee i Joonwon? Zupełnie mi do siebie nie pasowali. Przecież ona była od niego około dziesięć lat starsza! Niestety, grająca w restauracji muzyka zagłuszała większość słów. Wiedziałem, że nie powinienem tego robić... nie powinienem interesować się prywatnym życiem menadżerki, prowadzącego i w ogóle nikogo, jeżeli sami mi o nim nie opowiadali. Ale ciekawość zwyciężyła. Zbliżyłem się do części należącej do trenerów i w tym momencie krzyki ucichły. Usłyszałem za to zbliżające się kroki. Zanim zdążyłem się stąd ewakuować i nie dać przyłapać na podsłuchiwaniu, wpadła na mnie zapłakana Kim Taehee. A ja zupełnie odruchowo przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem.

***

                - I tak wszystko słyszałeś, prawda?
- Nie, nie wszystko.
Wyszliśmy na dwór, oboje lekko zażenowani.
Wiał przyjemny wiatr i szybko wysuszył policzki Taehee. Na to, że płakała wskazywały tylko jej podpuchnięte oczy i rozmazany makijaż.
- Przepraszam - powiedziała.
- Ja też przepraszam. Podsłuchiwałem. Oczywiście, zachowam wszystko dla siebie...
- Powinnam na ciebie nakrzyczeć.
- A ja, skoro już jestem w to zamieszany, powinienem poprawić ci humor.
- Jak?
- Pozwolisz mi poprowadzić swojego porsche?
- Co? Dlaczego?
- Wezmę cię na małą wycieczkę - zaproponowałem - co ty na to?- Dziękuję, że tak się o mnie troszczysz... Mimo wszystko... jestem twoją menadżerką, mielibyśmy kłopoty, gdyby ktoś nas przyłapał.
- Tam nikt nas nie przyłapie.
- Tam?
 Odpowiedziałem z tajemniczym uśmiechem:
- Jeśli jesteś ciekawa, gdzie, to po prostu pozwól mi się tam zawieźć. Nie musisz się niczego obawiać. Nie mam zamiaru cię uprowadzić, okraść, zgwałcić i zamordować. Nie jestem zboczeńcem, sadystą, czy psychopatą. Możesz mi zaufać.
Chyba ją przekonałem. Zaśmiała się i powiedziała, tak cicho, że przez moment zastanawiałem się, czy się nie przesłyszałem:
- Ok...
Po chwili siedzieliśmy w jej samochodzie. Cieszyłem się, jak dziecko, ściskając kierownicę. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy mijanym supermarkecie i kupiliśmy trochę słodyczy. Byliśmy za Seulem, po obu stronach rozciągały się pola i łąki, kiedy Taehee niespodziewanie zapytała:
- Zakładam, że... masz prawo jazdy?
- Nie. Ale dobrze jeżdżę - odpowiedziałem najzwyczajniej w świecie.
- I mówisz o tym tak spokojnie? Czemu w ogóle usiadłeś za kółkiem?! - miała podniesiony głos, prawie na mnie krzyczała i prawie... wydawała się podekscytowana.
- Po to, żebyś zamiast swoimi problemami, martwiła się o przeżycie - zażartowałem.
- Yoon Doojoon... - wypowiedziała wręcz błagalnie - powiedz mi, gdzie jedziemy i zwolnij mi miejsce za kółkiem...
- Nie, w tym polu i tak nie zatrzyma nas policja.
- To niebezpieczne... I mało zabawne.
- Mało, czyli w dalszym ciągu troszeczkę zabawne - łapałem ją za słowa - zaraz dojedziemy, zaufaj mi, naprawdę umiem jeździć.
Nie wydawała się przekonana, choć nie protestowała. Zatrzymaliśmy się na porośniętych kwiatami łąkach na skraju lasu.
- Gdzie my jesteśmy? - spytała Taehee.
Wysiadła z samochodu i rozglądała się dookoła z zaskoczeniem. Jakby się zastanawiała: to tu chciał mnie przywieźć?
Wzruszyłem ramionami.
- Chyba gdzieś niedaleko tańczyliśmy w błocie - powiedziałem orientacyjnie.
W sumie nie wiedziałem, gdzie jesteśmy. Nastawiłem głośno samochodowe radio. Maska samochodu nie była zbyt wygodnym miejscem do siedzenia, mimo to z tego nie zrezygnowałem i Taehee też nie kazała mi zejść. Sama położyła się w wysokich trawach, wpatrywała w rozgwieżdżone niebo i w pełnię księżyca.
- To będzie bezsenna noc - powiedziała.
Miała na myśli, że przy pełni trudno zasnąć?
- Noona... chcesz pogadać o tym, co się dziś wydarzyło? - zapytałem.
- Nie, to ostatnie, o czym chciałabym rozmawiać. Chciałabym... po prostu tak leżeć, wpatrzona w  niebo.
Zrozumiałem, że ona pragnęła zapomnieć o dzisiejszych wydarzeniach. Kazałem jej zjeść coś słodkiego.
- Czekolada wytwarza hormony szczęścia - przypomniałem.
Wyciągałem z samochodu zakupy, gdy zauważyłem rzucony na siedzenie zeszyt Jun'a. Postanowiłem pokazać go Taehee i opowiedzieć, jak dowiedziałem się, że Joker komponuje.
- Pomyślałem, że moglibyśmy zrezygnować z piosenek pisanych przez ludzi z wytwórni. Podobno klucz do sukcesu to tak zwana "ukryta karta". Niech Joker pisze dla nas piosenki, a inni muzycy tylko mu pomagają. W tym bylibyśmy lepsi, niż Boyfriend. To stałoby się naszą ukrytą kartą.
- Jego teksty... są piękne - powiedziała Taehee, kartkując zeszyt - nie podejrzewałabym go o taką wrażliwość.
- Linie melodyczne też wydają się ok.
- W czytaniu nut akurat nie jestem mistrzynią.
- Myślisz, że moglibyśmy coś z tym zrobić?
- Tak, w poniedziałek przekażemy te zapiski ekipie ze studia nagraniowego i choreografom. To... to może stać się prawdziwą szansą.
Położyłem się obok Taehee, byśmy oboje mogli przejrzeć szczegółowo zeszyt. Rozmawialiśmy z ożywieniem do późnych godzin nocnych, zasłuchani w muzykę płynącą z samochodowego radia, osłonięci rozgwieżdżonym niebem. W drodze powrotnej kierowała Taehee. Odwiozła mnie do dormu, a sama pojechała do swojego mieszkania i  obiecała więcej nie płakać.


Jo Kwangmin (Boyfriend)

                Wszyscy byli pijani, tylko nie Youngmin. Nie wypił nic, chociaż to Donghyun stawiał i inni chętnie korzystali z jego karty kredytowej. Jeongmin i Jiyeon pokładali się wzajemnie na sobie. Hyunseong tańczył na stole, dopóki barmanka go nie opieprzyła. A on wykrzyczał jej w zamian kim jesteśmy i już nie mieliśmy spokoju. Obsługa i klienci baru przylepili się do nas, jak muchy do lepu. Wtedy Youngmin oznajmił, że wraca do domu. Wiedziałem, że rodzice czekają na nas z kolacją i trochę mi się głupio zrobiło, że tyle wypiłem, więc postanowiłem wracać z nim. Stwierdziłem, że może po drodze odrobinę wytrzeźwieję. Youngmin milczał. Wolałbym, żeby mnie bił, kopał, gryzł, naprawdę. Tak mu powiedziałem, gdy siedzieliśmy w metrze.
- A mnie nie obchodzi, co ty byś wolał - odparł, obrażony.
- Eh, no przecież przyznałem się do kłamstwa, przeprosiłem cię... O co ci jeszcze chodzi?
- Serio, nie wiesz? - spytał ironicznie.
- Nie - odpowiedziałem też dość pretensjonalnie.
Youngmin przesadzał. Nigdy aż tak się na siebie nie obrażaliśmy i nie traktowaliśmy w tak nieprzyjemny sposób.
- Lubię Stephie - wypalił Youngmin - o tym nie pomyślałeś? Chciałem być z nią szczery, poszedłem i przyznałem się, że ja ją wtedy wrzuciłem. Umiała to docenić. Nie rozumiałem tylko czemu za coś, za co mnie doceniała, zaraz potem zaczęła mnie winić. Aż wreszcie okazało się, że to wszystko przez ciebie. Dowiedziałeś się, że na kamerze nic nie widać. Powiedziałeś Stephie, że kłamałem. Celowo postawiłeś mnie w jej oczach w niekorzystnym świetle. W oczach dziewczyny, jaka naprawdę mi się spodobała! I ja mam ci to wybaczyć?! - krzyknął, aż inni pasażerowie na nas popatrzyli.
- Younggie... - zacząłem i nie mogłem dokończyć.
Zupełnie mnie zatkało. I chyba serio wytrzeźwiałem.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał.
Już nie krzyczał, za to wyglądał na bardzo zranionego i przybitego.
Zdobył się na szczerość i wiedziałem, że tego oczekuje w tym momencie i ode mnie.
- Ja też lubię Stephie... - powiedziałem - ja też ją lubię...
Wróciliśmy do domu z wyjątkowo ponurymi minami.


Cha Hyerim

                Oglądałam odcinek live w domu Gikwanga z jego rodzicami i bratem. To Hyekwang mnie zaprosił, kiedy dziś po południu zapytałam go, czy moglibyśmy pogadać. Przez ostatni tydzień nie miałam kontaktu z Gi. Chyba się obraził po tym, jak go potraktowałam na wyjeździe i ja też się nie odzywałam. Moja przyjaciółka nakrzyczała na mnie, kiedy jej wszystko opowiedziałam. Uważała, że zachowałam się niesprawiedliwie. Gikwang naprawdę się postarał. A ja nie dość, że go odrzuciłam, to jeszcze w tak nieprzyjemny sposób. Powiedziała, że powinnam przeprosić. Upierałam się, że nie mam powodów. Zastanawiałam się, co sądziłby o tym brat Gikwanga. Znał go przecież dobrze, może doradziłby mi, co powinnam zrobić. To dlatego chciałam z nim porozmawiać. A Hyekwang zaprosił mnie do siebie. Spędziliśmy dwie godziny na rozmowie w jego pokoju. Nie osądzał mnie. Wysłuchał i okazał zrozumienie. Nie uważał, że powinnam przepraszać jego brata. Prędzej Gi powinien czuć się głupio, że był taki natarczywy i w nie zapytał mnie przedtem, czy chciałabym zdecydować się na kolejny, tak ważny krok w naszym związku. Planowałam wracać wieczorem do domu. Zatrzymali mnie rodzice Gikwanga. A no racja, o niczym nie wiedzieli... Nie umiałam powiedzieć im o mojej kłótni z Gi, po prostu zgodziłam się obejrzeć z nimi odcinek. Wreszcie, po tygodniu, odezwałam się do swojego chłopaka. Napisałam mu "fighting^^". Dopiero , jak odcinek się skończył, odpowiedział, że dziękuje. A później dowiedziałam się od jego rodziców, że zaraz przyjedzie. Świetnie... W tej sytuacji to już w ogóle nie mogłam sobie pójść, jeżeli nie chciałam wzbudzać podejrzeń. Siedziałam znów w pokoju Hyekwanga, gdy usłyszałam głos Gi. Przywitał się z rodzicami, rozmawiali o przegranej B2ST, aż niespodziewanie umilkli. Akurat w momencie, kiedy pojawiłam się w korytarzu.
- Ok, ok, zostawiamy was samych - powiedział pan Lee.
Pani Lee zapytała:
- A może coś zjecie?
Oho, już się zaczyna. Odpowiedzieliśmy milczeniem. Państwo Lee zniknęli w ich pokoju, Gikwang zaprosił mnie do swojego. 
- Nie wiedziałem, że tu jesteś - przyznał.
To były jego pierwsze słowa skierowane do mnie, ani nie miłe, ani nie niemiłe. Obojętne. Stwierdzenie faktu. Też postanowiłam stwierdzić fakt.
- Obejrzałam odcinek,  wspólnie z twoją rodziną... - chciałam dodać, że niezależnie od wyników i tak jestem z niego dumna, nie wiedziałam czemu tego nie zrobiłam... - bardzo mi się podobał wasz występ - powiedziałam jedynie. 
- Dziękuję...
- Byliście rewelacyjni...
Siedzieliśmy obok siebie na łóżku i... nie mieliśmy o czym rozmawiać. Naprawdę nie mieliśmy o czym rozmawiać! To było okropnie smutne i niezręczne...
- Hyerim...
- Tak?
- Jesteś jeszcze zła? Po ostatnim...
- Nie.
- Czyli między nami już jest wszystko w porządku?
- Yhm...
Gikwang próbował mnie objąć, a ja... w tym momencie wstałam.
- Muszę wracać do domu. Już dawno miałam wracać, tylko czekałam na ciebie. 
- Możesz tu zostać...
- Nie, nie mogę - uświadomiłam sobie, że to zabrzmiało wyjątkowo szorstko i pospiesznie dodałam - miałam dziś jeszcze posprzątać w pokoju, bo jutro przyjeżdżają dziadkowie na urodziny noony. 
- Ach, ok, nie zapomnij złożyć jej ode mnie życzeń.
- Nie zapomnę.
- Hyerim?
- Yhmm?
- Mam wrażenie... że oddalamy się od siebie.
- Nie widzimy się całymi tygodniami, nic w tym dziwnego - wypaliłam bez zastanowienia - przepraszam... nie chciałam, żeby to zabrzmiało, jakbym ci robiła wyrzuty.
- Ale... między nami na pewno wszystko w porządku?
- Tak. 
Dałam się odprowadzić do przystanku i pocałować w policzek, zanim wsiadłam w autobus. Pogodziłam się z Gi. Miałam potrzebę opowiedzieć o tym Hyekwangowi. Ale zamiast przyjeżdżać tu, chyba byłoby lepiej zaprosić go przy okazji do siebie.


Yong Junhyung (B2ST)

                Nie rozumiałem Hyuny, tego, jak się względem mnie zachowywała po tamtym wybuchu pożądania w jej pokoju. Wiedziałem, że może trochę przesadziłem, dbając jedynie o własną przyjemność. Ale przecież uprzedziłem Hyunę, że taki już jestem i, żeby nie spodziewała się niczego innego. Powiedziała "tak". Powiedziała to nie jeden raz, a jeszcze i drugi. Czemu więc później zachowywała się, jakbym ją zgwałcił, czy zrobił jej jakąś inną krzywdę? Domyśliłem się, że po tych szalonych igraszkach, następnego dnia może nie czuć się najlepiej i tak chyba było, bo odwołała zajęcia z Boyfriend. Jak tylko pojawiła się w restauracji na naszym śniadaniu, poczułem się lekko zawstydzony. Pewnie uważała, że jestem jakimś seksoholikiem i zboczeńcem, bo i owszem po poprzednim wieczorze miała powody tak uważać. Mimo wszystko starałem się być miły i pokazać, że nie chodziło mi jedynie o zaliczenie jej. Przywitałem ją uśmiechem, na co zareagowała... odrazą? A jak wspomniała o odwołaniu zajęć z przyczyn osobistych, naprawdę się przejąłem, że źle się czuła przeze mnie i zapytałem o to w sms-ie. Odpisała dopiero wieczorem. Zaprosiła mnie do swojego pokoju, tylko po to, by mi nakopać, a ja szedłem tam z oczekiwaniem na zwykłą, koleżeńską rozmowę... Poza tym ten kopniak cholernie bolał. W dodatku akurat w to miejsce... Tak nie wolno. Mógłbym być od tego bezpłodny, a ja chciałbym mieć kiedyś dzieci. Gdyby nie Taemin, zostałbym tam pewnie przy drzwiach pokoju Hyuny. Pomógł mi wstać, bo o własnych siłach bym się nie podniósł. Poszedłem do swojego dormu, mając ochotę płakać. Ale oczywiście nie płakałem. Przez resztę dni Hyuna traktowała mnie surowo, chłodno i z pogardą. A jeszcze w konkursowym odcinku odjęła mi punkty z zajęć. I to za co? Za nic! Nigdy nie musiała upominać mnie podczas treningów. Nigdy się nie ociągałem, nie leniuchowałem. Choć czasami ledwie się powstrzymywałem, by celowo się nie pomylić i nie przyciągnąć choćby na kilka sekund jej uwagi. To bolało najbardziej, że ona mnie po prostu wiecznie ignorowała. Moje rozmyślania o Hyunie przerwała mama, pytając:
- Ojciec do ciebie dzwonił?
- Tak, wczoraj, po występie. Gratulował mi... - po chwili pomyślałem, że nie było czego gratulować i dodałem zgodnie z prawdą - napisania piosenki. 
- Nie słyszał w poprzednich odcinkach, że napisałeś piosenkę? - zapytała mama.
- Nie.
Sprzątaliśmy po obiedzie. Jako dziecko i już jako dorosły, byłem typem niejadka. Nie, żeby nic mi nie smakowało, ja po prostu rzadko czułem głód. A moja troskliwa mama przy wszystkich możliwych okazjach starała się mnie dokarmiać. Dziś też. Uszykowała tyle wszystkiego, że niegrzecznie byłoby nic nie zjeść i jedyne, o czym myślałem, odchodząc od stołu, to położyć się. Tak zrobiłem. Po sprzątaniu rozwaliłem się na kanapie z głową na kolanach mojej mamy, a ona włączyła telewizor i głaskała mnie po włosach. Chcąc, nie chcąc byłem zmuszony śledzić losy bohaterów "Descendants of the sun". Zapytałem, czy nie moglibyśmy tego przełączyć.
- Nie. Nie oglądałam premierowego odcinka, to chociaż powtórkę obejrzę - upierała się mama.
- Tam się nic nie dzieje. Ta główna znowu ma pretensje do tego głównego, że jest żołnierzem i na misje jeździ - opowiadałem - tam się w ogóle nic nie dzieje.
- Znawca się znalazł - odparła mama - nic się nie dzieje, a jaki poinformowany.
- Yoseob i Gikwang to oglądają, a ja niestety dzielę z nimi pokój.
- Yhmmm. Pewnie. Tak, tak, kłamczuszku.
Mama naprawdę przeżywała tę dramę. A ja nie przestawałem zastanawiać się nad pewnymi sprawami. I wreszcie się odezwałem:
- Mamo, czy ty i tata rozwiedliście się z mojego powodu?
Zobaczyłem w jej oczach strach. Popatrzyła na mnie niepewnie i wykrzyknęła:
- Nie! Jak już ty coś wymyślisz...
- Ja pytam serio, mamo.
- Nie rozwiedliśmy się z twojego powodu. Z twojego, i z twojego brata, powodu tak długo wytrzymaliśmy w małżeństwie. W pewnym momencie to jedynie miłość do ciebie i do Junsunga nas łączyła.
- A wcześniej? A wcześniej, mamo... czy byliście szczęśliwi?
- Oczywiście. Byliśmy szczęśliwi i zakochani. Tylko... za bardzo różniliśmy się od siebie. Podobno przeciwieństwa się przyciągają... początkowo w naszym przypadku tak to wyglądało... niestety zrozumieliśmy, że po latach sprzeczne charaktery nie uzupełniają się, tylko zaczynają powodować kłótnie. Ja jestem wrażliwa, a tata jest człowiekiem twardo stąpającym po ziemi. 
- Ale początkowo ci to nie przeszkadzało?
- Nie.
- Mamo, co zrobił tata, że się w nim zakochałaś? Przecież, jak już go poznałaś, musiałaś w pewnym momencie stwierdzić: może to coś tego wyjść... Co zrobił tata, że tak pomyślałaś?
- Co zrobił? Chyba nic konkretnego... Tata... był szczery, we wszystkim. Choć nie lubił rozmawiać o uczuciach, nigdy nie kłamał, nie udawał, nie zgrywał się... Opowiadał o swoich codziennych sprawach, o swoich zainteresowaniach... To sprawiało, że stopniowo stawał mi się bliski... Ale czemu tak mnie wypytujesz? - zdziwiła się mama - Junhyunggie, masz dziewczynę? A może... podoba ci się jakaś?
Podniosłem się do pozycji siedzącej i utkwiłem wzrok w telewizorze, by uniknąć podejrzliwych spojrzeń mamy.
- Tak - odpowiedziałem - podoba mi się. Bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba. 


Ahn Jaemi

                Powiedział, że zadzwoni? Tak, powiedział, że zadzwoni. Choć sama o to spytałam, powiedział, że zadzwoni! I nie zadzwonił. Nie wiem, czemu tak bardzo czekałam na telefon od Jaebeoma. Minęło dopiero pięć dni odkąd poznaliśmy się na imprezie i skończyliśmy w męskiej toalecie. Teoretycznie nadal istniała szansa, że jeszcze zadzwoni... Niepotrzebnie ubzdurałam sobie, że zrobi to zaraz z rana, jak tylko obudzi się skacowany i przypomni sobie o poprzedniej nocy. Bo gdyby rzeczywiście chciał zadzwonić, zadzwoniłby tego dnia... A więc nie chciał. Albo nie mógł. Był przecież gwiazdą, miał mnóstwo zajęć, szkolił uczestników nowego telewizyjnego show... Albo... coś mu się stało. To wydawało mi się niestety prawdopodobne. Czy byłby tak troskliwy i czuły po spędzeniu zaledwie kilku upojnych chwil w toalecie, jeżeli nie planowałby mnie więcej zobaczyć? Wątpiłam w to. I wciąż miałam jego numer. Wybierałam go niepewnie. Nie chciałam, by myślał, że się narzucam... Powinnam mu po prostu powiedzieć, że się martwiłam. Tak, coś pewnie mu się stało... Po trzech sygnałach usłyszałam głos. Damski głos. Głos młodej dziewczyny. I zupełnie straciłam panowanie nad sytuacją.
- Tak, słucham?
- Dz... dzień dobry - jąkałam się - dobry wieczór... mogę rozmawiać z Jaebeomem?
Idiotko, czemu jeszcze chcesz z nim rozmawiać?!, ganiłam samą siebie.
- Nie ma tu nikogo o tym imieniu - usłyszałam w odpowiedzi.
- J... jak to? Przecież to jest numer Jaebeoma.
- Nie, to mój numer.
- Czyli?
- A z kim rozmawiam?
- Ahn Jaemi - przestawiłam się, nie wiedzieć, dlaczego - dostałam ten mumer od... pewnego chłopaka.
Wolałam nie wspominać od kogo, bo moja rozmówczyni uznałaby mnie już za totalną wariatkę.
- Przykro mi, to mój numer, Ryu Sungjin. Nie znam nikogo o imieniu Jaebeom. Ten chłopak chyba się pomylił.
Ten chłopak chyba się pomylił... Ja podałam mu dobry numer, gdyby się pomylił to by nie usprawiedliwiało tego, że nie zadzwonił. Jaebeom po prostu mnie okłamał. Celowo i z premedytacją. Żeby już nigdy nie zadzwonić i, żebym nigdy go nie znalazła. Była jeszcze możliwość, że to Ryu Sunjin kłamała. Dowiedziała się, że Jaebeom ją zdradza i mnie spławiła. Ale czy w tym wypadku nie nawrzucałaby mi i kazała więcej nie dzwonić, zamiast udawać, że to nie jego numer? Bo przecież mogłabym dobrze wiedzieć, że jego...
- Tak, chyba się pomylił... - odpowiedziałam i rozłączyłam się, zanim Ryu Sungjin zdążyłaby usłyszeć mój płacz.


Kim Hyuna

                Po wtorkowych zajęciach z B2ST Junhyung został w sali.

  - Zatańcz. Cokolwiek - powiedział.
Miałam wrażenie, że ostatnio był pewniejszy siebie. Przypadkowo okazało się, że komponuje. Zgodził się, by Kim Taehee pokazała jego zapiski ludziom ze studia nagraniowego, a ci zdecydowali, że wprowadzą kilka poprawek i tak oto B2ST zrezygnowali z piosenki napisanej w 100% przez muzyków z Cube Entertainment, a wybrali na drugi singiel jeden z kawałków Junhyunga. Na zajęciach z Taeminem mieli pracować też nad choreografią wraz z jeszcze innymi choreografami. 
Nie odpowiedziałam. Wyszłam z sali bez słowa, a mijając chłopaka, dodatkowo potrąciłam go ramieniem. Nie miałam zamiaru traktować Junhyunga lepiej jedynie z powodu jego nagłych sukcesów. Siedziałam w pokoju i zastanawiałam się, czemu spędzałam tyle czasu na terenie kompleksu. Mogłam wpadać tu tylko poprowadzić zajęcia i wracać do dormu, albo do rodziców. Ale jakoś nie miałam ostatnio ochoty. Dziewczyny z zespołu były za bardzo dociekliwe w kwestii mojego życia osobistego. Wymyślały niestworzone historie o mnie i moich kumplach, zwłaszcza o Taeminie. Kiedy Taemina traktowałam naprawdę tylko jak kolegę. A z rodzicami nie dogadywałam się najlepiej. Ktoś zapukał do drzwi. Kto to może być?, pytałam samą siebie. Postanowiłam sprawdzić. Otworzyłam i... zobaczyłam Junhyunga. Ciśnienie zaraz mi podskoczyło. Chciałam zatrzasnąć drzwi, niestety zdążył wsunąć stopę do pokoju.
- Co ty tu robisz? - spytałam - nie chcę, żebyś tu przyłaził...
Nie słuchał mnie. Odruchowo się odsunęłam, gdy się zbliżył. Niespodziewanie założył mi swoje słuchawki i włączył piosenkę. Nie wiedziałam, skąd miałam cierpliwość, by wysłuchać ją całą. 
- Podobała ci się? - zapytał, gdy oddałam mu słuchawki - słuchałem tej piosenki, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy...
I tańczyliśmy w wielkiej, pustej sali z migającymi światłami, pomyślałam.
Pokazał mi swój telefon, żebym przeczytała: PJ Harvey - "Big exit".
- Tak... - odpowiedziałam - jest bardzo przebojowa. 
- To moja ulubiona wokalistka. Nie wszystkie jej piosenki są przebojowe. Przeważnie... słucham jednej przez kilka dni, zależnie od mojego nastroju, jak już się zmieni, przez kilka dni słucham innej...
Nie wiedziałam, czemu mi to wszystko mówi, czemu zjawia się tu i opowiada mi tak osobiste rzeczy! 
- A... dzisiaj? Na jaką piosenkę masz nastrój dzisiaj? - spytałam, bo chyba po prostu nie miałam pomysłu, co odpowiedzieć. 
Pokazał mi, żebym usiadła. Tak też zrobiłam. Słuchałam się Junhyunga, jakby był nie wiadomo kim, a tak naprawdę powinnam go wyrzucić za drzwi. Zajął miejsce obok i założył mi z powrotem słuchawki. Przeczytałam w jego telefonie: PJ Harvey - "Daddy".
Słuchałam piosenki w skupieniu. Aż wreszcie zdenerwowałam się na siebie, że dałam się wciągnąć w rozmowę z Jokerem, że go jeszcze nie wywaliłam. Zdjęłam słuchawki i przyznałam:
- Byłoby lepiej, żebyś tu nie przychodził...
- Nie możesz po prostu siedzieć cicho i słuchać piosenki? - zapytał w wyjątkowo szorstki, a jednocześnie... błagalny sposób, jeszcze raz zakładając mi słuchawki.


Oh Daddy
Your baby
Is weak and calling out your name

My Daddy
Oh don't leave me
I beg you sing your song again

That the stars
 Up in the sky
Will shine down gently on the two of us, tonight
And soon enough (Daddy)
It will be light (Baby)
We'll hold on tightly to each other, you and I
And I won't cry...

20/07/2016

school of hard knocks (rozdział 8)

1st CONTEST

Jang Hyunseung (B2ST)

                Już niewiele zostało do pierwszego konkursowego występu, czyli do zaprezentowania naszych singli. To znaczy, jutro mieliśmy czas na próby generalne, a pojutrze występowaliśmy. Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy tak dobrze przygotowani, jak Boyfriend. A wszystko przez Hyunseonga i jego pretensje co do piosenki. Oni przygotowywali się od miesiąca, my zaledwie od dwóch tygodni. Byliśmy zestresowani, a zamiast się zrelaksować, po czwartkowych zajęciach ze śpiewu zostaliśmy zabrani do parku rozrywki. Jak tylko zobaczyłem te wszystkie karuzele i inne atrakcje, zrobiło mi się słabo. Oczywiście teren był ogrodzony, obstawiony ludźmi z ekipy telewizyjnej. Po jednej stronie ustawili trenerzy, po drugiej zespoły w towarzystwie menadżerek. Pośrodku zajął miejsce Joowon.
- Nie zabraliśmy was tu dla zabawy - zaczął, no proszę, milutko... - Po konkurencji z tańczeniem w błocie, przygotowaliśmy wam... wizytę w domu grozy i przejażdżkę na rollercoasterze!
Wydawało mi się, że wszyscy w tym momencie wydali przerażone okrzyki, tylko ja byłem zbyt spanikowany, by w ogóle wydobyć z siebie głos.
- Jeden z zespołów wejdzie do domu grozy, drugi na rollercoastera. Później nastąpi zmiana. Wszyscy dostajecie na początku po dziesięć punktów. Kto wcześniej wybiegnie z domu grozy, to je straci, tak samo ten, kto nie pojedzie na rollercoasterze - Joowon tłumaczył zasady, spokojny, bo nie jego czekają te okropne wyzwania.
Mi przebiegł po kręgosłupie zimny dreszcz. Pozostali chyba to zauważyli.
- Ty masz lęk wysokości, nie? - zagadnął mnie Doojoon.
Przytaknąłem skinieniem głowy.
- I boi się duchów. Jak ostatnio założyłem na łeb prześcieradło i go wystraszyłem, popuścił w majtki! - przypomniał Dongwoon ze śmiechem.
Jak gdyby to było śmieszne!
- Jang Prince boi się wszystkiego! - podsumował Yoseob.
- Tak, pewnie, nabijajcie się - powiedziałem - a ja naprawdę nie dam rady wejść do tego domu, nie wspominając już o rollercoasterze.
- No nie gadaj, jak nie wejdziesz to stracimy przez ciebie 20 punktów - wypomniał mi Joker.
Posłałem mu niezadowolone spojrzenie i odpowiedziałem:
- Wiem, że chcesz wygrać ten program, ja też tego chcę. Tylko... to jest silniejsze ode mnie, nie wejdę tam, bo za bardzo się boję, a nie, że tak sobie wymyślam.
- Nie możesz spróbować jakoś się przełamać? - kontynuował Joker.
- Nie naciskaj, jak nie to nie. I tak mamy sporo punktów z poprzedniej konkurencji. Nie ucierpimy tak bardzo, jeżeli stracimy te 20. I może Boyfriend też coś potracą - uspokajał Doojoon.
- Sorry... - tylko tyle mogłem powiedzieć.
Junhyung otoczył mnie ramieniem.
- Co jest straszniejsze? - zapytał - dom grozy, czy rollercoaster?- Rollercoaster.
- Ok, to postaraj się chociaż wejść do domu grozy.
- Joker, odpuść mu... - prosili Yoseob i Gikwang.
- Mogę cię trzymać za rękę, tylko postaraj się tam wejść - Junhyung się nie poddawał.
Wszyscy kazali mu już skończyć i wtedy się odezwałem:
- Ok. Postaram się.
- Jang, naprawdę nie musisz... - zaczął Doojoon.
- Powiedział, że się postara - wtrącił pospiesznie Joker.
- Tak, postaram się - powtórzyłem.
Pozostali członkowie nagrodzili mnie oklaskami.
Liderzy losowali, który z zespołów idzie do domu grozy, a który na karuzelę. Nam przypadła w pierwszej kolejności przejażdżka na rollercoasterze. Wszyscy mieliśmy kaski i zamontowaną na nich kamerę. Chłopacy podzielili się parami: Doojoon z Dongwoonem, Gikwang z Yoseobem, a Junhyung został sam, bo ja, jak ustaliliśmy, zrezygnowałem z tej atrakcji. Przyglądałem im się z dołu i słyszałem ich krzyki. To było przerażające. Wrócili bladzi i przestraszeni. A czekała nas jeszcze wizyta w tym nieszczęsnym domu grozy. Patrzyliśmy na wychodzących stamtąd Boyfriend. Wydawali się rozbawieni, więc stwierdziłem, że tam w środku chyba nie może być tak źle... Joowon podszedł do nas i zapytał o towarzyszące nam emocje.
- Po rollercoasterze nie boję się już niczego! - zapewniał Yoseob.
- Było aż tak źle? - zapytał prowadzący.
- Yoseob tak mnie ściskał ze strachu, że mam całą rękę podrapaną - żalił się Gikwang i pokazywał te zadrapania.
Doojoon i Dongwoon udawali cool guys, jakby chwilę przedtem nie piszczeli z przerażenia. Junghyung nic nie powiedział, a ja przyznałem, że okropnie się boję. Joowon życzył nam powodzenia. Chwyciliśmy się za ręce i krzyknęliśmy: fighting! Pierwsi weszli Doojoon i Dongwoon, udając, że nic ich nie rusza i zapraszając mnie. Gikwang powtarzał, że jeżeli naprawdę nie chcę tego robić, to mogę jeszcze zrezygnować. A Joker złapał mnie za rękę i wciągnął do domu grozy. Jak tylko weszliśmy, zobaczyliśmy migające światła, a w nich pojawiającą się zakrwawioną postać w łańcuchach, zbliżającą się do nas.  Doojoon, Dongwoon i Gikwang przebiegli szybko do następnej sali, skąd zaraz rozległy się ich piski. Yoseob wywalił się na podłogę i krzyczał, a ja próbowałem się cofnąć i zapewne zrobiłbym to, gdyby Junhyung mnie nie przytrzymał.
- Nie chcę tu być!!! - powtarzałem z twarzą w jego koszulce, byle tylko nie widzieć tej okropnej postaci.
- Uspokój się - powiedział Joker stanowczo - chodź, lol... będzie dobrze...
Niekoniecznie mi pomogły te słowa, lecz z nim poszedłem. W sali obok było zupełnie ciemno, za to latały gigantyczne motyle, wyglądające jak nietoperze. Nie przestawałem się trząść, kiedy obijały się o mnie, Junhyung też kilka razy się wzdrygnął. Przeszliśmy do jeszcze jednej sali (cholera, ile ich tu?). Nasz lider, Dongwoon i Gikwang byli gdzieś z przodu, za nami podążał niepewnie Yoseob. Tutaj też było ciemno, w dodatku roznosiły się przerażające jęki. Pomyślałem, że to wszystko, na pewno nie byłem przygotowany, że coś... obejmie mnie za nogi. Nie mogłem krzyczeć, głos po prostu nie wydobywał się z mojego gardła. I zorientowałem się, że zgubiłem Junghyunga. Chyba też złapało go to coś. Bo zdawało mi się, że słyszałem jego krzyk. A może krzyk Yoseoba? Po chwili dotarło do mnie, że leżę na podłodze, a oni kucają obok.
- Jang, wszystko ok? - powtarzał Joker - to chodź, pewnie niewiele już zostało.
Nie odpowiedziałem, nie mogłem złapać oddechu. Junhyung próbował mnie podnieść.
- Ej... on chyba nie może oddychać... - zauważył Yoseob.
Wtedy z ust Junhyunga popłynęła prawdziwa wiązanka przekleństw. Kazał Yoseobwi iść przed siebie, a kiedy ten darł się, że nie chce tu zostać sam, podniósł mnie i wyprowadził na zewnątrz. Byłem ledwie przytomny.
- Pomocy, Jang się dusi! - Joker zawołał trenerów i naszą menadżerkę.
Otoczyli mnie, kazali mi włożyć głowę między kolana, uspokoić się. Po chwili wreszcie złapałem oddech.
- Już dobrze, już jest po wszystkim - powtarzała Taehee i obejmowała mnie jak dziecko.
- Przepraszam... - odezwałem się do Junhyunga.
Było mi okropnie głupio. Nie dość, że straciliśmy moje dziesięć punktów, to jeszcze jego...
- Ok - powiedział tylko.
Jak już wszyscy wrócili, zdążyłem dojść do siebie. Mimo to, wypytywali, jak się czuję i wyglądali na przejętych. Joowon podał ostateczne punkty: 50 dla Boyfriend (Hyunseong darował sobie przejażdżkę na rollercoasterze) i 30 dla B2ST. W restauracji po powrocie do kompleksu czekała na nas spóźniona kolacja. Wszyscy oprócz mnie poszli jeść. Ja nie byłem głodny. Chyba jeszcze trzymały mnie emocje. A jak już zaczęły opadać, rozryczałem się. Oczywiście w tych niezręcznych okolicznościach musiała zastać mnie Hyuna, wracająca ze swojej kolacji do dormu trenerów. Usiadła na brzegu ławki, gdzie sam siedziałem i milczała przez pewien czas.
- Mam sobie iść? - zapytała wreszcie.
- Tak. Nie... Nie wiem - odpowiedziałem i jakoś opanowałem płacz.
- Mów, co ci jest, jak nie chcesz, żebym naprawdę sobie poszła.
- Zawaliłem. Przeze mnie straciliśmy punkty.
- Słyszałam, jak Taehee rozmawia o tym z chłopakami. Nikt cię nie wini.
- Wierzyli we mnie...
- Od początku wiedziałeś, że sobie nie poradzisz, Joker niepotrzebnie wywierał na ciebie presję.
- Daj spokój. To nie jest jego wina, tylko moja - odpowiedziałem lekko zirytowany.
Hyuna wstała z ławki.
- Ok, nieważne czyja, nie przejmuj się już.
- Chciałbym być taki odważny, jak Junhyung - przyznałem.
- Kto jest odważny? Ten kto niczego się nie boi, czy ten kto się boi, a mimo wszystko się nie poddaje? - zapytała, zanim poszła i zostawiła we mnie... pewien niedosyt.


Jo Youngmin (Boyfriend)

                Dopiero, gdy stylistka wysuszyła mi włosy, zauważyłem jak jasna jest farba, poprzednio tak starannie przez nią nakładana. 
- Zadowolony ze swojej nowej fryzury? - zapytała ta zdrajczyni, dodatkowo przeczesując dłonią moją okropną blond czuprynę. 
W odpowiedzi zacząłem krzyczeć, o wiele przeraźliwiej, niż dwa dni temu w parku rozrywki. Wystraszona stylistka aż zasłoniła sobie uszy.
- Przypominam... lovelasa prosto z brazylijskich telenoweli! Chłopaki mnie wyszydzą, a ja ze wstydu nie wejdę na scenę - powiedziałem, ledwie powstrzymując płacz i unikając spoglądania w lustro - jak mogliście mi to zrobić, jak mogliście mnie tak oszpecić?!
- Oh, przecież nie wyglądasz źle. Lepiej ci w tym blondzie, niż myślałam. A jak chcesz wiedzieć, Lee Stephanie poprosiła, żeby cię przefarbować. To kara, że ją okłamałeś.
- Ja ją okłamałem?
Stylistka wzruszyła ramionami.
- Z basenem. Powiedziałeś, że ty ją wrzuciłeś, a tak naprawdę to był Kwangmin.
- Cooo?! 
Zerwałem się w kierunku pokoju, gdzie siedziała Stephie i pozostali członkowie Boyfriend, przygotowani już przez stylistów do występu w telewizji (wszyscy oprócz mnie, bo im nikt nic nie farbował). 
- O wow, jesteś blondynem! - usłyszałem szyderczy ton mojego brata.
- Wreszcie będę was rozróżniała! - Stephie klaskała w dłonie.
A ja swoimi własnymi najchętniej bym ją udusił.
- Możesz mi łaskawie wytłumaczyć, co ty nagadałaś stylistce z tym basenem?!
Oczy wszystkich były skierowane na mnie. No tak, ośmieliłem się krzyczeć na naszą menadżerkę.
- Uspokój się, zaraz jedziemy do stacji telewizyjnej - przypomniała ona.
- Nigdzie nie pojedziemy, jeżeli wszystkiego zaraz nie wyjaśnisz! To nie Kwangmin cię wrzucił, tylko ja! I ja cię nie okłamałem!
Stephie zapytała mojego brata:
- Hmm... chcesz mi może coś powiedzieć?
- Ja? Ja nie mam nic do powiedzenia. A ty miałaś zachować to dla siebie - odpowiedział, dziwnie zdenerwowany Kwangmin.
- Co miałaś zachować dla siebie? - powtórzyłem - jako pokrzywdzony, proszę o wyjaśnienie!
- Ok, porozmawiamy na spokojnie. Youngmin i Kwangmin zostają, pozostali wychodzą - oznajmiła Stephanie.
Donghyun, Hyunseong, Jeongmin i Jiyeon niechętnie opuścili pokój. My usiedliśmy na kanapie, Stephie pośrodku, ja i Kwangmin po obu jej stronach.
- Słucham, o co chodzi? - odezwałem się, zniecierpliwiony.
Ta cała sytuacja zaczynała mnie denerwować.
- Skoro ja mam zachować to dla siebie, ty mu wszystko wyjaśnij - Stephie poprosiła mojego brata - i mi, przy okazji.
- Tu nie ma nic do wyjaśniania.
- Możecie mi wreszcie powiedzieć przez kogo tak naprawdę znalazłam się wtedy w wodzie? - pytała z rezygnacją Lee Stephanie.
- Przeze mnie - obaj odpowiedzieliśmy zgodnie.
- Przeze mnie - powtórzyłem - już o tym rozmawialiśmy.
- Tak, a chwilę później przyszedł do mnie Kwangmin i też się przyznał.
Spojrzałem podejrzliwie na mojego brata.
- Jak to się przyznałeś? Przecież nie ty ją wrzuciłeś!
- Jak nie, jak tak! - oburzył się Kwangmin.
- Usłyszał, że na kamerze nie widać, kto to zrobił, więc chciał się podlizać, donosząc, że kłamałem. A sam kłamał! - zarzuciłem mu.
O to go nie podejrzewałem. Często się kłóciliśmy i przekomarzaliśmy, jednak ten jeden raz Kwangmin pozwolił sobie na zbyt wiele. Wreszcie zrozumiałem czemu Stephanie traktowała mnie ostatnio tak nieprzyjemnie. Myślała, że ją okłamałem.
- Od początku tylko kręcicie i nabijacie się ze mnie - podsumowała, obrażona.
- Racja, trochę kręciliśmy. Ale później szczerze się przyznałem, bo usłyszałem, że wszystko się nagrało. I dopiero jak powiedziałaś, że na kamerze nic nie widać, Kwangmin zaczął kombinować. Nie wydawało ci się to podejrzane? - próbowałem ją jakoś przekonać.
- Nie, bo was nie rozróżniałam - odparła - gdyby było coś widać, też nie zorientowałabym się który, to który.
- A tak zgodnie z zasadami logiki: czemu miałbym się przyznawać do czegoś, czego nie zrobiłem? - zapytałem.
- Wy i logiczne myślenie to przeciwieństwo - wypaliła Stephie - a czemu Kwangmin miałby się przyznawać, skoro tego nie zrobił?
- To już jego powinnaś spytać - stwierdziłem.
- Kwangmin, powtarzam jeszcze raz, chcesz mi coś powiedzieć? -  zapytała Stephanie.
Ze spuszczoną głową wybąkał:
- Przepraszam...
- Ty debilu!!! - rzuciłem się na niego z łapami - to przez ciebie pofarbowali mnie na ten okropny blond!!!
- Przestańcie! - powtarzała Stephie i próbowała nas rozdzielić.
Gdy jej się to wreszcie udało, odgrażałem się Kwangminowi:
- Jeszcze się policzymy.
- Policzycie się po występie. Youngmin, dołóż mu jeszcze ode mnie, bo sama niestety nie mogę was bić - podsumowała Stephanie, przypominając o vanach czekających, by zabrać nas do stacji telewizyjnej. Jak tylko wyszliśmy z pokoju, zastaliśmy przyklejonych do drzwi Donghyuna, Hyunseonga, Jeongmina i Jiyeona. 


Moon Joonwon (Joowon) 

                Dzisiejszego dnia w studiu, z którego emitowaliśmy odcinki live, chłopacy wydawali się lekko poddenerwowani. Nic dziwnego, dziś mieli otrzymać sumy uzyskanych w ciągu tego miesiąca punktów, zaprezentować swoje pierwsze single i poddać je ocenie jurorów oraz głosowaniu widzów. Zapytałem w jakich są nastrojach.
- Jesteśmy naprawdę podekscytowani. Ten występ jest jednocześnie naszym debiutem i ostatnio po prostu szalejemy z emocji.  Trochę się przy tym kłóciliśmy, bo wszyscy mieli swoje pomysły i propozycje... Ale to były niegroźne kłótnie i szybko się później godziliśmy - opowiadał lider B2ST, Yoon Doojoon.
- Czyli obyło się bez ofiar? - podsumowałem.
- Nie! - wykrzyknął w tym momencie Yang Yoseob - ja jestem ofiarą. Podczas jednej próby Doojoon z Dongwoonem stwierdzili, że się wymądrzam i postanowili chamsko wynieść mnie z sali. A jak już mnie wynosili, to mi spodnie pękły, może przemilczę, gdzie...
- Na dupie!!! - zawołał rozbawiony Dongwoon.
- Uwaga, ofiara numer jeden: spodnie Yoseoba. Lubiłeś je? - zapytałem.
- Tak, to były moje ulubione! - rozpaczał Yoseob, aż Doojoon i Dongwoon nie powiedzieli, że odkupią mu podobne.
Zajrzałem w notatki. Już był czas zapowiadać występy.
- Joker, jako autor pierwszego konkursowego singla B2ST, jak się czujesz? Jesteś zdenerwowany? - zagadnąłem Junhyunga, bo wydawał mi się wyjątkowo spokojny.
- Nie - odpowiedział - niech po prostu wygrają lepsi. Ja włożyłem serce w napisanie tego kawałka, a my wszyscy przez ostatnie tygodnie staraliśmy się opanować jego wykonanie do perfekcji. Daliśmy z siebie tyle, ile mogliśmy. Wierzymy, że widzowie to zobaczą i nas nagrodzą.
Wow, to była chyba najdłuższa wypowiedź, jaką kiedykolwiek z jego ust usłyszałem. Zapowiedziałem zespół B2ST w piosence "B2ST is the best" i poprosiłem ich na scenę. Zgromadzone w studiu czteroosobowe jury, składające się z krytyków muzycznych, oceniło, że to był dobry występ, chociaż singiel trwał ledwie 1 minutę 30 i sprawiał wrażenie, że został napisany w pośpiechu. Publiczność nagrodziła chłopaków głośnymi brawami, a jak już usiedli z powrotem na miejsce,  zacząłem rozmawiać z Boyfriend.
- Youngmin, zmieniłeś kolor włosów - zauważyłem.
W zamian tylko próbował schować się za swojego brata.
- To był pomysł menadżerki, a nasz Younggie bardzo z tego powodu rozpacza, choć my wszyscy uważamy, że nie wygląda źle - wyjaśnił Kwangmin.
- Tylko tragicznie. Żartowałem! - wtrącił Hyunseong.
- No bardzo zabawne! - zawołał Youngmin.
- Drogie fanki, musicie dodać mu wsparcia komentarzami na forum - powiedziałem i postanowiłem pozostać przy bezpieczniejszych tematach, by nie wywoływać kłótni - dla was też przygotowania do konkursu były tak nerwowe? 
- Nie, my nie jesteśmy nerwowi. Chociaż trochę się stresujemy i w ogóle, to pracowaliśmy w przyjemnej atmosferze - powiedział Kim Donghyun, jak zwykle dbając o ich wizerunek.
- Park Jiyeon, a co z twoim nadgarstkiem? Ma to coś wspólnego z przygotowaniami? - zainteresowałem się.
- Nie. Przewróciłem się podczas jednej z konkurencji - odpowiedział, pokazując zabandażowany prawy nadgarstek.
- Boyfriend, sądzicie, że wygracie? - zapytałem.
- Hmm... chyba nie myślimy w kategoriach "wygramy, przegramy". Staramy się po prostu dać z siebie wszystko... - zaczął Jeongmin, po czym przeniósł spojrzenie na siedzącego naprzeciwko Junhyunga - jak powiedział Joker, wygrają lepsi.
Zapowiedziałem występ Boyfriend. Według opinii jurorów ich singiel, ani szybki, ani wolny, był nieco nostalgiczny, lecz nie przytłaczający i wpadający w ucho. W dodatku wykonanie na żywo, choreografia, wszystko wydawało się idealnie dopracowane. Rozpoczęliśmy głosowanie. Publiczność w studiu i oglądająca nas w telewizji miała pół godziny na wysyłanie smsów z numerem 1 na B2ST i z numerem 2 na Boyfriend. Liderzy, jak i menadżerki powiedzieli jeszcze kilka słów od siebie, by zachęcić do oddawania głosów. Później wyświetliliśmy urywki z ostatniego tygodnia, tańczenie w błocie, nie pomijając końcowego upadku Jiyeona i nagrania z parku rozrywki z atakiem paniki Jang Prince'a. Omówiliśmy krótko wyniki poprzednich konkurencji i zsumowaliśmy punkty przyznawane przez trenerów. B2ST otrzymali w sumie 27 (stracili 2  u Hyuny, bo podobno nie wszyscy wykazywali aktywność na jej zajęciach, a zwłaszcza Jang Prince i Joker. Przez tego drugiego 1 punkt odjął im i Jay Park). Natomiast Boyfriend dostali punktów 25 (stracili 1 u Tablo i 2 u Jay Park'a z powodu Jiyeona i Kwangmina i 2 u Hyuny z powodu tego pierwszego). Sumując te oceny z wynikami z konkursów, B2ST mieli 108, Boyfriend 111 punktów. Pozostawało oczekiwać tylko na zamknięcie głosowania. Gdy to wreszcie nastąpiło, zapowiedziałem jednego z trenerów - Kim Junsu, by zaśpiewał kilka piosenek podczas podliczania głosów. W przyszłych miesiącach inni mają dostawać na ten czas scenę dla siebie. Tak zadecydował MC Mong. A skoro Junsu akurat wydawał album, został wyznaczony do dzisiejszego odcinka. Po mini koncercie ukłonił się nisko i zachęcał do kupowania swojej płyty. Ja za to zawołałem na scenę MC Mong'a z wynikami głosowania.
- Mam coś, na co wszyscy czekają - zaśmiał się - emocje rosną, prawda? Drodzy widzowie, myślicie, że wygrywają B2ST? - rozległy się brawa - myślicie, że wygrywają Boyfriend? - rozległy się jeszcze głośniejsze brawa.
- Hyung, nie znęcaj się nad nimi - poprosiłem w imieniu chłopaków.
 MC Mong otworzył kopertę.
- Wynikiem 62%, czyli 6 punktami, do 38%, czyli do 4 punktów, wygrywają... Boyfriend!!! - oznajmił i w całym studiu zapanowało szaleństwo.
Zwycięzcy krzyczeli i skakali na siebie wzajemnie. Na zakończenie jeszcze raz wystąpili z "Janus". A B2ST bili im brawa, starając się nie pokazywać, jak bardzo byli zawiedzeni.


Kim Taehee

                Po emisji na żywo MC Mong zaprosił wszystkich zaangażowanych w prowadzenie show do restauracji na terenie kompleksu, na coś, co nazwał "bankietem", a okazało się po prostu zwyczajną kolacją. Byłam przygnębiona przegraną B2ST. Przeżywałam z nimi ich występ i oczekiwanie na wyniki. A kiedy wreszcie je ogłoszono, czułam strużki potu spływające mi po kręgosłupie. Powiedziałam, żeby się nie martwili. To dopiero pierwszy z konkursowych odcinków live. I tak powinni być z siebie dumni, bo mieli zaledwie pół miesiąca na przygotowania, podczas, gdy Boyfriend przygotowywali się cały. Udawali, że jakoś się trzymają, a ja wiedziałam, ile taka postawa wymaga wysiłków. Wsiedliśmy do vana i wróciliśmy na teren kompleksu, po drodze słuchając tylko samochodowego radia i gadaniny Gikwanga z Yoseobem, bo ci woleli zatuszować rozgoryczenie rozmową. Życzyłam im przyjemnej niedzieli i dodałam, że zobaczymy się w poniedziałek. Sama zamierzałam wpaść na ten jeden dzień do domu, jeszcze tylko czekała mnie wymyślona przez MC Mong'a kolacja. Poszłam do toalety, trochę się odświeżyć. Ochlapałam twarz i kark zimną wodą, poprawiłam makijaż. Nie chciałam wyglądać na zmartwioną, nie lubiłam, gdy inni koncentrowali się na moich niepowodzeniach i starali się pocieszyć. To wprawiało mnie w jeszcze większe zakłopotanie. Zwłaszcza, że wszyscy przyzwyczajeni byli do widoku uśmiechu na mojej twarzy. Nie chciałam sobie niszczyć tego wizerunku. Przyszłam do restauracji. Przy kilku stołach połączonych w jeden zostało ostatnie, wolne miejsce, pomiędzy milczącą Min Dohee i, pogrążoną w rozmowie z Jung Jihoonem, Stephie. To by mi odpowiadało, nikt by mnie nie zagadywał i nie próbował pocieszyć po przegranej B2ST. Istotnym problemem był tylko siedzący naprzeciwko i zajadający się sałatką krabową Moon Joonwon. Obok niego zajmował miejsce Kim Junsu. Zasugerowałam im zamianę.
- Nie chciałabym później cierpieć na niestrawność przez patrzenie na ciebie - powiedziałam Joonwonowi.  
Zastygł w bezruchu, upuszczając kawałek sałaty z pałeczek. Junsu posłał nam obojgu pytające spojrzenie. Aż dziwne, że jeszcze nic nie mówił, był przecież wyjątkowo rozgadanym człowiekiem. 
- Jak coś ci nie odpowiada, czemu sama się nie przesiądziesz? Mi też nie jest przyjemnie jeść, patrząc na ciebie - wypalił Joonwon i potrzebowałam chwili, by do siebie dojść.
Tymczasem MC Mong, zajmujący miejsce u szczytu stołu, wstał z kieliszkiem w ręce i z zamiarem wzniesienia toastu.
- Przy okazji pierwszego konkursowego odcinka live zaprosiłem was tutaj, by wam podziękować za poświęcenie i wkład w moje show, jest mi niezwykle miło współpracować z tak zdolnymi, sympatycznymi i pięknymi ludźmi...
Nie wytrzymałam. Przerwałam przemówienie MC Mong'a donośnym krzykiem:
- Hey!!! Moon Joonwon! Po tym, jak się zachowałeś, powinieneś czuć się choć trochę zawstydzony, powinno być ci choć trochę przykro. Ale nie, nie dość, że nie zrezygnowałeś z prowadzenia programu, musisz jeszcze złośliwie skazywać mnie na swoją obecność! Wiesz w ogóle, co to "przyzwoitość"?! Czy ty jesteś zupełnie pozbawiony ludzkich uczuć?!
Przy stole zapanowała cisza. Min Dohee, szturchając mnie lekko, szepnęła:
- Unni, wszyscy słuchają...
Utkwiłam spojrzenie w zaskoczonej twarzy Joonwona.
- O czym ty, do cholery, gadasz? - zapytał.
- O nas - przyznałam, mając już, gdzieś, jaką urządzam tu scenę i tak zdążyłam wystarczająco się skompromitować - o nas trzy lata temu. 
MC Mong nadal stał z kieliszkiem w ręce, chyba liczył, że szybko to zakończymy. 
- Aigoo,  masz tupet... Oskarżać mnie o to, co się wydarzyło trzy lata temu... Ty po prostu chciałaś się zabawić, a jak już się znudziłaś, nie miałaś odwagi przyjść i powiedzieć mi, jaka jest prawda - wysyczał Joonwon i musiałam przyznać, że jeszcze nigdy nie widziałam go tak zdenerwowanego.
- Co?! - wykrzyknęłam - ja... ja byłam w tobie zakochana! To nazywasz "zabawą"?! Zaufałam ci, myślałam, że możemy być szczęśliwi, a ty pewnego dnia po prostu zniknąłeś z mojego życia, nie tłumacząc niczego, nie chciałeś mnie widzieć i nie odbierałeś moich telefonów! Kto kim się znudził?! Kto niby nie miał odwagi?! Kto tylko chciał się zabawić?! - darłam się, bliska rozpłakania się na oczach tych wszystkich ludzi.
- Yhmm - odchrząknął MC Mong, nadal nie siadając na miejsce - z tej okazji, chciałbym też...
- A co innego miałem zrobić po tym, czego się dowiedziałem?! - niespodziewanie zawołał Joonwon. 
Wszyscy udawali skupionych na MC Mong'u, na jedzeniu, na czymkolwiek, tylko nie na nas. A my wiedzieliśmy, jak to wyglądało naprawdę. Byliśmy w centrum zainteresowania. Tylko w tym momencie mieliśmy to już głęboko gdzieś.
- Czego? Czego się dowiedziałeś? - powtórzyłam.
- Nie udawaj niewiniątka. Kochałaś mnie?! Co we mnie kochałaś?! Wiek?! Popularność?! Jak mogłaś nie powiedzieć mi sama, tylko wysyłać swojego narzeczonego?! Może jeszcze stwierdzisz, że o niczym nie wiedziałaś?! Nie wyobrażasz sobie, co to za uczucie usłyszeć, że byłeś dla swojej dziewczyny jedynie zabawką?! "Nie jestem tylko jej agentem, jestem jej facetem. Nie mam zamiaru dzielić się nią z kimkolwiek, zwłaszcza z takim szczeniakiem, jak ty!". Jeszcze pamiętam te słowa. I twoje zdjęcia z tym pierdolonym Hwang Myuntaekiem! Przepraszam za zamieszanie. MC Mong dokończ swoje przemówienie - dodał Joonwon i zabrał się z powrotem za jedzenie sałatki.
Byłam zupełnie osłupiała. Hwang Myuntaek?, powtarzałam sobie w myślach. Przyszedł do Joonwona? Powiedział mu, że jest moim facetem? Kazał zostawić mnie w spokoju? Pokazał zdjęcia? Przecież nie było żadnych zdjęć... nie było też nigdy nic poza pracą, co łączyłoby mnie z moim agentem. Jak Myuntaek mógł mi to zrobić? I jak ja mogłam o niczym nie wiedzieć?! Z tego wszystkiego naprawdę się rozpłakałam i upokorzona opuściłam restaurację.

OD AUTORKI:

Dziękuję wszystkim za głosowanie w ankiecie, bardzo mi pomogliście:)

15/07/2016

apeiron (rozdział 34)

Don't stop this feeling



U-KWON

                Czekałem przy szkole Naeun i przyglądałem się grupce nastolatek, niewątpliwie mnie obgadujących. Kiedy wydawało im się, że nie widzę, pokazywały w moim kierunku palcami, wzdychały i chichotały. Jak tylko na nie spoglądałem, spłoszone odwracały wzrok. Niezmiernie mnie to rozbawiło. Postanowiłem porzuć gumę, by zająć czymś usta i perfidnie nie wybuchnąć śmiechem. Przewrażliwione nastolatki pewnie poczułyby się tym dotknięte. Po chwili zjawiła się Naeun. Wyszła ze szkoły spokojnym, dumnym krokiem, a jak tylko mnie zobaczyła, przyspieszyła, wołając:
- Yukwon oppa!
Wpadła prosto w moje ramiona, okręciłem ją dookoła i postawiłem z powrotem na ziemię. Spojrzałem w stronę grupki obgadujących mnie nastolatek. Tak, były dotknięte. Zabrałem Naeun do siebie. Przez całą drogę na motorze obejmowała mnie ciasno, czułem jej ciepło i bliskość. W domu przygotowaliśmy obiad, jakbyśmy byli starym, dobrym małżeństwem. Jedliśmy, jednocześnie oglądając coś w telewizji i gadając o nic nie znaczących sprawach.
- Son Naeun, chcesz iść na koncert BigBang? - zagadnąłem ją w pewnym momencie.
Zaniemówiła.
- Jeszcze pytasz... pewnie, że bym chciała...
Wyciągnąłem z szuflady bilety na jutrzejszy koncert BigBang w Seulu i pokazałem jej. Była oszołomiona.
- Yukwonnie... skąd je masz?!
- Ukradłem - Naeun wyglądała, jakby rzeczywiście rozważała taką możliwość - żartowałem. Mój brat chciał iść ze swoją żoną, tylko... ona dziś urodziła. Oddał mi je za korzystną cenę.
- O Boże, naprawdę?! No i... skąd wiedziałeś, że to mój ulubiony zespół? Nigdy ci o tym nie wspominałam... nie chciałam, żebyś pomyślał, że jestem jakąś zdesperowaną fanką.
Nie powiedziałem jej, że akurat tak się w tej chwili zachowywała. Zamiast wykazać zainteresowanie tym, że od kilku godzin byłem wujkiem, żyła jedynie koncertem BigBang. Udając oburzenie, zacząłem ją łaskotać, a ona wyrywała mi się.
- Widziałem kolekcję ich płyt u ciebie - odpowiedziałem później.
Naeun oczywiście uznała, że powinna jakoś się przygotować i poćwiczyć fanschanty. Pół nocy spędziliśmy przy komputerze, oglądając występy BigBang. Im mocniej ona się w to wkręcała, tym mocniej ja zaczynałem mieć ich dość. Następnego dnia, czyli w sobotę, pojechaliśmy wieczorem na koncert. Staliśmy w milionowej kolejce, zanim weszliśmy do sali i ustawiliśmy się na trybunach. Chociaż znajdowaliśmy się dość w tyle, przez to, że kolejne rzędy były wyżej położone od poprzednich, dobrze widzieliśmy scenę. Naeun wyjęła lightstick'a, kupionego jeszcze przed koncertem. Była tak podekscytowana, że zaczynałem odczuwać zazdrość. Piszczała z innymi, rozhisteryzowanymi fankami, kiedy wreszcie BigBang pojawili się na scenie. Zaśpiewali piosenki ze swojej najnowszej płyty - M.A.D.E, a później i wcześniejsze. Naeun przez cały czas doskonale się bawiła. Ja starałem się dotrzymywać jej w tym towarzystwa. Po około dwóch godzinach BigBang powiedzieli wszystkim "dobranoc" i zaczęła się zbiorowa rozpacz. Po policzkach Naeun płynęły łzy. To było już trochę żenujące, ale nic jej nie powiedziałem. W pewien sposób... rozbrajała mnie. BigBang wrócili na scenę. Zaśpiewali na bis "Feeling", a fanki z nimi. Ja... byłem jakby poza tym wszystkim. Nie wiedziałem jak opisać to uczucie. Ten moment wydawał mi się zbyt beztroski, zbyt idealny i spokojny, by trwał wiecznie. Dopadła mnie myśl, że to się zaraz skończy, że wydarzy się coś... tylko co? Nie mogłem pozbyć się uczucia niepokoju. Po koncercie wróciliśmy z Naeun do mojego mieszkania i długo się kochaliśmy. Myślałem, że może przez to wreszcie zrzucę z siebie niespodziewane napięcie i poczuję się spokojniejszy. Ale nic podobnego się nie wydarzyło. Lęk mnie nie opuszczał. Dwa dni potem, kiedy Naeun była już w Seulu i prawdopodobnie siedziała w szkole, powtórzyła się sytuacja, jaka miała miejsce już kiedyś i, jaką tak bardzo starałem się wymazać z pamięci. Policja zapukała do moich drzwi i oznajmiła, że jestem aresztowany.



3 MIESIĄCE PÓŹNIEJ

                Oślepiające promienie światła wpadały do więziennej celi. To moje miejsce. Od trzech miesięcy jestem tu i jeszcze trochę pobędę. Sąd skazał mnie na dwa lata. Nie wiem, czy to dużo, czy to mało. Członkowie aresztowanego przedtem gangu  donieśli na mnie i na resztę Apeiron. W zamian za skradzione im pieniądze, tak powiedzieli. Taką przygotowali zemstę, gdy zrozumieli, że nie mają jak nas pozabijać. Ale tylko ja siedziałem za kratkami. Jak do tego doszło? Zico zniknął nie wiadomo gdzie, P.O i Kyung też. Jaehyo to nie dotyczyło, bo był postrzelony w głowę i leczył się, zamiast kraść cokolwiek. B-BOMB znajdował się w zakładzie psychiatrycznym, kiedy to wszystko się rozgrywało. A o Taeilu nikt, kompletnie nikt nie posiadał żadnych informacji. Nie mogli nic mi udowodnić, bo pieniądze zniknęły. A ja i tak się przyznałem. Postanowiłem przyjąć zemstę, by wreszcie zakończyć bezsensowną rywalizację z członkami tego groźnego gangu. Wziąć całą winę na siebie. Naeun wszystko rozumiała. Obiecała, że poczeka dwa lata, poczeka tyle, ile to konieczne. Ponieważ byłem już drugi raz w więzieniu, wiedziałem o wielu zasadach i o tym, jak się tu odnaleźć. Nikt mnie nie bił, nikt mi nie dokuczał. Czas płynął powoli i trochę monotonnie, lecz spokojnie. Najciekawsze były dni odwiedzin. Taki dzień nastał dziś. Spodziewałem się Naeun, albo kogoś z mojej rodziny. Tylko ci przychodzili... I aż tak bardzo się nie pomyliłem. Rzeczywiście, w pokoju odwiedzin była Naeun... i B-Bomb z jakąś laską.
- Poznaj moją dziewczynę - powiedział, zamiast powitania - to Shin Minseong, pielęgniarka...
- Z psychiatryka! Ta, co ci się od dawna podobała! - wykrzyknąłem bez zastanowienia.
- Tak, to jestem ja - roześmiała się Minseong.
Wyglądała na sympatyczną osobę.
- Od kiedy jesteście parą? - zapytałem.
- Od trzech miesięcy. Wiele cię omija, jak tu siedzisz - odpowiedział B-Bomb.
To była prawda. Ale siedziałem tu, by wieść potem spokojne, szczęśliwe życie.
- Wow, gratuluję.
- Tak naprawdę to... - zaczął B-Bomb - my przyszliśmy się pożegnać.
- Pożegnać? - powtórzyłem.
- Tak. Przeprowadzamy się do USA. Z moją matką. Tak zdecydowaliśmy - opowiadał.
- Wyślijcie mi pocztówkę - poprosiłem.
- Tak - potwierdzili - wyślemy.
Nie byli długo. Pożegnali się i poszli.
Nie chcieli "marnować" mojego czasu odwiedzin, wiedzieli, że wolałbym pobyć sam na sam z Naeun. Odezwała się dopiero, gdy zniknęli.
- Jak się czujesz? - zapytała - nic cię nie boli? Dobrze jesz? Możesz spać?
Zachowywała się jak moja matka, a nie jak moja laska. I ona miała zaledwie szesnaście lat... Przez pewien czas po prostu przyglądałem się jej, zupełnie obojętny na obecność strażnika, na wszystko. Będę musiał wytrzymać tydzień, zanim znowu się zobaczymy. Starałem się więc wykorzystywać maksymalnie każdy wspólny moment.
- Wszystko ok - szepnąłem.
Tylko na to było mnie stać. Na szept. By nie zaburzyć tej chwili intymności, jedynej, jaką obecnie mogliśmy się cieszyć i upajać.
- Na pewno?
- Na pewno. Tylko serce mnie boli. Bo jesteś taka piękna, cudowna, wspaniała...
- Yukwon oppa! Przestaniesz ze mnie żartować?
- A jak nie, to co?
- Poproszę pana strażnika, żeby cię pobił.
- Nie zrobisz tego.
- Zrobię. Proszę pana!
Strażnik zupełnie nas ignorował.
- Son Naeun! - zdążyłem zasłonić jej usta dłonią - ja nie żartowałem.
- Mam dla ciebie news - powiedziała.
- Tak?
- P.O i Bomi wrócili z Japonii.
- Szkoda, że już po procesie - stwierdziłem.
Nie dodałem nic więcej, żeby dla strażnika nie wydawało się to podejrzane. W sądzie zeznawałem, że ja jestem jedynym winnym w kwestii kradzionych pieniędzy. Lepiej nie obnosić się z tym, że kłamałem i nie robić sobie problemów. Zapytałem po prostu, co u nich.
- Nic. P.O wrócił na studia, a Bomi do szkoły.
- Idealne życie - podsumowałem.
- My też stworzymy sobie idealną przyszłość - obiecywała Naeun - jeszcze tylko dwadzieścia jeden miesięcy, sześćset trzydzieści osiem dni, piętnaście tysięcy trzysta dwanaście godzin...
- Te liczby zaczynają być dołujące.
- Za tyle będę już pełnoletnia, a wtedy moglibyśmy... - zaczęła niepewnie.
- Son Naeun! - zawołałem - czy ty mi się oświadczasz?
Strażnik parsknął śmiechem. Odpowiedziała, oburzona:
- No co ty?! Jak ja bym śmiała...


OD AUTORKI:

Tak! Mam dla was rozdział. Przypominam, że przedostatni tego opowiadania... Ale przedostatni to nie ostatni, a więc nie rozpaczajmy jeszcze:)

13/07/2016

school of hard knocks (rozdział 7)

LOVE IS NOT WHAT IT SEEMS

Min Dohee

                Lepiej późno, niż wcale? O nie, wolałabym wcale nie dowiadywać się tego, czego się dowiedziałam po ostatniej imprezie z Donghyunem. Jego reakcja, wszystko, co powiedział i zrobił... - jak już to sobie przeanalizowałam - doszłam do jednego wniosku: ja mu się spodobałam. Nie wiedziałam jeszcze jak bardzo i w jakim sensie, może po prostu... pociągałam go fizycznie? Zrozumiałam wreszcie, że nie traktował mnie tylko jako swojej współpracowniczki. A tak naprawdę uświadomił mi to Minwoo.
- Min Dohee, czy ty serio jesteś taka ograniczona? Koleś szaleje z miłości do ciebie, tego nie da się nie zauważyć - twierdził, wycierając mi twarz w tamtym klubie.
A ja jakoś nie zauważyłam. Płakałam przez całą drogę do domu i potem w swoim pokoju, zawinięta w kołdrę i okropnie zawstydzona. Skoro Donghyun rzeczywiście... podkochiwał się we mnie i podobno okazywał to w tak ewidentny sposób, że Minwoo po kilku minutach wszystkiego się domyślił, wyszłam na naprawdę złą osobę. Dałam Donghyunowi nadzieję, bo, pijana, czy nie, pozwoliłam mu się pocałować, a jak już wytrzeźwiałam, nie wyjaśniłam tego. Zaprosiłam go do klubu, co pewnie potraktował jako zachętę, a ja... ja siedziałam i obściskiwałam się z innym facetem. W dodatku wyraziłam się jasno, że nie jestem zainteresowana MC Mong'iem. I jeszcze z niego żartowałam! Wiedziałam, że powinnam go przeprosić.  Ale jak już zebrałam się w sobie i do niego zadzwoniłam, włączyła się poczta głosowa. Ta sytuacja powtórzyła się kilka razy. Zrezygnowana, rzuciłam telefonem na biurko. Miałam ochotę nie wstawać, nie iść na uczelnię, nie robić nic. Jakby tego było mało, tata znowu poczuł się gorzej, przypadkowo akurat w dniu podpisywania kontraktu o współpracy z jakimś innym reżyserem. Krzyczał i awanturował się od rana. Do mojego pokoju po raz kolejny wpadła przerażona sekretarka Oh.
- Panienko Dohee, pan Min wylał na siebie zupę...
- Aaaa! - wydarłam się, chyba niemniej przerażająco, niż dzisiaj tata - czemu nie zadzwoniłaś po doktora Choi? Czemu ja mam nad wszystkim panować, jakbym nie miała innych problemów?! I czemu nazywasz mnie "panienką", skoro tyle razy powtarzałam... - nie dokończyłam zdania, bo w tym momencie zadzwonił mi telefon.
Sięgnęłam go z biurka. Gestem ręki pokazałam sekretarce Oh, żeby wyszła. I wyszła. Dzwonił MC Mong, a ja nie miałam czasu policzyć do dziesięciu, żeby się uspokoić, bo by się rozłączył. Z walącym sercem odebrałam.
- Hej... - powiedziałam i choć przygotowałam sobie przepraszającą mowę, w jednej chwili wszystko zapomniałam - ja... - zaczęłam niepewnie.
Donghyun wszedł mi w słowo. Jego głos był lekko poddenerwowany.
- Widziałaś ostatnie nagrania?
- Nie, jeszcze nie... Byłam... za bardzo roztrzęsiona po wczorajszym... Chciałam...
- To je obejrzyj. Nie wiem, co odpierdzielają Junhyung i Hyuna, że ona zabrała go do dormu trenerów, a on dopiero po trzech godzinach go opuścił, ale nie waż się pokazywać tego na live'ie - rozłączył się.
I wówczas też się zdenerwowałam. Czy go sprowokowałam, czy nie, oblał mnie szklanką wody na oczach tylu ludzi! Byłam okropnie upokorzona. Donghyun też powinien przeprosić, a nie dzwonić i pieprzyć coś o Hyunie i Junhyungu! Skoro to tak, oboje udawajmy, że wczoraj nic, a nic się nie wydarzyło.


Kim Hyuna

                Obudziłam się ze wspomnieniem tego wszystkiego, co wyprawiałam z Junhyungiem poprzedniego wieczoru. Nie, to nie było normalne. To było szaleństwo. Wstałam i  poczułam lekki ból w kroku. Świetnie. Nie sądziłam, że jestem tak delikatna. A z drugiej strony, jak miałam się czuć po ponad dwóch godzinach intensywnego seksu? Przeklęłam głośno. Poszłam się wykąpać, mając nadzieje, że to pomoże. Pomyliłam się. Nadal byłam obolała. Nie tak, by przeszkadzało mi to w zwykłym funkcjonowaniu, niestety na tyle, bym zrozumiała, że dziś nie poprowadzę zajęć. Ubrałam się i zadbałam, by wyglądać trochę lepiej, niż się czułam. Przyszłam do restauracji, gdzie oba zespoły jadły  akurat śniadanie.
- Z przyczyn osobistych odwołuję dzisiejsze zajęcia - oznajmiłam i opuściłam restaurację, nie patrząc na Boyfriend, bo to z nimi miałam dziś zaplanowany trening, a na Junhyunga, łapiąc jego tępe i złośliwe spojrzenie.
Kilka minut później otrzymałam od niego smsa: czy to ja jestem twoją osobistą przyczyną?
Co za bezczelność. Nigdy jeszcze nie zostałam przez nikogo tak potraktowana, jak zabawka. Wyłączyłam telefon. W tej sytuacji jedyne, czego chciałam, to być sama. Spakowałam kilka rzeczy i wsiadłam w samochód. Pojechałam do oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów świątyni buddyjskiej. W dzieciństwie często ją odwiedzałam z rodzicami. Położona w górach nad potokiem i malowniczym wąwozem zawsze działała na mnie uspokajająco. A tego najbardziej potrzebowałam. Uspokojenia. Musiałam poukładać sobie wszystko w głowie. I wymyślić strategię, jak potraktować Junhyunga. Jeden z mnichów, sprzątający w świątyni chyba myślał, że się modlę. Podszedł do mnie i usiadł obok.
- Masz kłopoty, moje dziecko?
- Chyba wszyscy je mają.
- Jeżeli chcesz, możesz mi opowiedzieć, co cię dręczy.
- Nie - odparłam - naprawdę, nie ma czego opowiadać. Potrzebuję się tylko wyciszyć.
- Gdybyś mnie szukała, jestem za tamtymi drzwiami - dodał i zniknął w jednym z przylegających do świątyni pomieszczeń.
Pomyślałam, że skoro już tu jestem, rzeczywiście mogłabym się pomodlić. Spędziłam tak około godziny. Chociaż wzruszały mnie dobre chęci mnicha, nie poszłam z nim porozmawiać. Wróciłam do dormu, może niekoniecznie spokojniejsza, lecz z pewnym postanowieniem. Powinnam jakoś zareagować. Włączyłam telefon i wysłałam wiadomość do Junhyunga: przyjdź do mojego pokoju. Szybko.
Nie czekałam długo. Otworzyłam mu drzwi i zobaczyłam go... zaskoczonego?
- Myślałem, że po wczorajszym już masz dość - oznajmił z pełnym satysfakcji uśmiechem.
Bez zastanowienia kopnęłam go prosto w krocze i patrzyłam, jak z jękiem upada na podłogę, trzymając się za to miejsce.
- Wreszcie jesteśmy kwita - powiedziałam i z takim samym zadowolonym uśmiechem, zatrzasnęłam mu drzwi.
Zrobiłam to, co powinnam. Więc czemu serce nadal waliło mi, jak oszalałe? Nie zdążyłam ochłonąć, kiedy ktoś zapukał do mojego pokoju. Nie byłam gotowa na rozmowę z Jokerem. Gdybym była, oczywiście bym z nim porozmawiała, zamiast odpowiadać w taki sposób, w jaki to zrobiłam. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. A jeżeli nie otworzę, nie wyjdę na słabą? Otworzyłam. I głośno odetchnęłam, bo zamiast Junghyuna za drzwiami zastałam Taemina.
- Hej. Słyszałem, że odwołałaś dzisiejsze zajęcia. Coś się dzieje? - zapytał z wyraźną troską.
Aż tak po mnie widać, że nie jest dobrze? Mimo wszystko postanowiłam kłamać.
- Nie - odpowiedziałam - po prostu musiałam coś załatwić.
- Oki. Chcesz zobaczyć choreografię do tej nowej piosenki B2ST? Dziś skończyłem ją układać z innymi choreografami. Wiedziałaś, że Junhyung napisał ten kawałek w kilka godzin?
Tak, Junhyung może wiele w ciągu kilku godzin...
- Chcę - zgodziłam się i poszłam z Taeminem do jednej z sal, niestety akurat do tej, gdzie pierwszego wieczoru tańczyłam z Jokerem. Siedziałam na podłodze, kiedy Taemin pokazywał mi układ. Nie potrafiłam się skoncentrować, choć pamiętam, że choreografia wyglądała naprawdę dobrze. W pewnym momencie zadzwonił mi telefon. Zobaczyłam, że to MC Mong. Pokazałam Taeminowi, żeby sobie nie przeszkadzał i wyszłam na korytarz. Odebrałam. Usłyszałam zdenerwowany głos Shin Donghyuna.
- Kim Hyuna, zapytam wprost. Możesz powiedzieć, że to nie moja sprawa, jednak to jest mój program i powinienem wiedzieć: co cię łączy z Yong Junhyungiem?
- Słucham? - powtórzyłam.
- Wczoraj o dziewiętnastej dwadzieścia dwie przyprowadziłaś Junghyunga do domu trenerów. W kamerze nie widać go wychodzącego do dwudziestej drugiej cztery. Możesz mi wytłumaczyć co tam robił przez taki długi czas?
- Nic nas nie łączy. Chciałam go opieprzyć na osobności za to, że podrywał mnie na zajęciach. Powiedziałam mu kilka słów i zostawiłam. Nie wiem, co robił później i mnie to nie interesuje - odpowiedziałam, rozłączając się.
Jeszcze tego mi brakowało, żeby inni się dowiedzieli. Czy nie wystarczyło, że sama byłam tym okropnie zażenowana? Nie wróciłam do sali. Po chwili na korytarzu pojawił się Taemin.
- Kim Hyuna, nie podobała ci się moja choreografia? - zapytał.
Przytuliłam się do niego i po prostu się rozpłakałam.


Lee Gikwang (B2ST)

                W sobotnim odcinku na live'ie rozmawialiśmy o naszym nowym kawałku. Oczywiście Joowon znowu przedstawiał wszystko tak, żeby nikt (w tym przypadku Hyunseong) nie okazał się winny. Teoretycznie po prostu upomniał się o napisaną przez siebie piosenkę, my w ogóle na tym nie ucierpieliśmy, a Junhyung wykazał się swoim niepowtarzalnym talentem i w ciągu jednej nocy napisał nasz nowy singiel. W tej historyjce zgadzało się tylko to ostatnie. Joker rzeczywiście nieźle nas zaskoczył. Nie spodziewalibyśmy się po nim, że może okazać się taki pomocny. A jego kawałek "B2ST is the best" wydawał się naprawdę dobry. Dzięki Junhyungowi istniała jeszcze jakaś szansa, że nie skompromitujemy się w najbliższym odcinku na koniec miesiąca. W sobotę wieczorem pojechałem do domu, spakowałem się i pół godziny później byłem przed drzwiami do mieszkania Hyerim. Spodziewała się mnie. Powiedziałem jej kilka dni temu, że szykuję niespodziankę. Nie wiedziała tylko jaką. Po milutkim powitaniu, zaprosiła mnie do siebie, a ja zaprotestowałem.
- Co... co jest? Czemu nie wejdziesz? Tylko nie mów, że dopiero przyszedłeś, a już gdzieś się spieszysz!
Roześmiałem się głośno na widok jej zdenerwowanej miny.
- No naprawdę, to by była wspaniała niespodzianka, przyjść, żeby zaraz sobie iść - nabijałem się z Hyerim, a jak już przymierzała się do uderzenia mnie, dodałem - masz pięć minut na spakowanie się. Jedziemy nad morze!
Zamiast zabrać się za pakowanie, straciła to pięć minut na zadawanie pytań: Co? Jak? Gdzie? Kiedy?
- Pociągiem. Do Busan. Za godzinę - odpowiedziałem.
Pokazałem jej bilety i pomachałem nimi zachęcająco.
Krzyczała, podekscytowana i oczywiście zaraz zjawiła się cała jej rodzina.
- Jedziemy z Gi nad morze! - powtarzała Hyerim.
- Kto pojedzie, to pojedzie. Ja już jestem spakowany - przypomniałem.
Pobiegła do swojego pokoju. Ja siedziałem z jej rodzicami, starszą i młodszą siostrą i starałem się podtrzymać rozmowę. Niezręczna sytuacja. A Hyerim oczywiście potrzebowała kilkunastu minut, żeby spakować się na jeden dzień. W dodatku jeszcze taksówka się spóźniła. Wpadliśmy na peron z torbami na ramionach, by zająć miejsce w pociągu, zaledwie kilka sekund przed odjazdem. Po drodze śmialiśmy się i objadaliśmy słodyczami, które zabrałem na podróż. Łaskotałem Hyerim, a ona darła się okropnie, aż w przedziale pojawiła się jakaś babka.
- Cicho, dzieci obudzicie - syknęła, obdarzając nas złowrogim spojrzeniem.
- Ja nie mam dzieci - wypaliłem, a jak już wyszła, Hyerim wyjaśniła:
- Chodziło o jej dzieci, głupku.  
Wybuchłem niepohamowanym śmiechem i w tym momencie w przedziale obok rozległ się płacz.
Ups...

***

                Opieprzeni przez babkę, jak się później okazało, mamę dwóch dziewczynek w wieku na oko 2 i 4 lat, po północy wysiedliśmy w Busan. Do motelu, gdzie wynająłem pokój, było niedaleko. Zostawiliśmy tam bagaże i poszliśmy do sklepu po coś do jedzenia. Hyerim uwielbiała jeść, na co nie wskazywała w ogóle jej drobna figura. Może, gdyby nie spędzała tylu godzin w klubie fitness, to by tak nie wyglądała. 158 cm wzrostu, jedynie 42 kg wagi, za to miała przeurocze, pulchne policzki, jak dziecko. Uważałem, że jest naprawdę ładna. Najładniejsza ze wszystkich dziewczyn, które zapisały się rok temu na wakacyjny kurs języka angielskiego. Tam się poznaliśmy. 
                Siedzieliśmy na pustej plaży (czasami kręcili się tutaj pojedynczy ludzie) i jedliśmy trójkątny kimbap. Wieczór był wyjątkowo ciepły, więc bez wahania zrzuciliśmy ciuchy i w samych gaciach (ok, Hyerim miała jeszcze stanik), wskoczyliśmy do wody. Wróciliśmy do motelu mokrzy i roześmiani.
- Idę się wykąpać. A ty pościel łóżko - powiedziała Hyerim, szukając w torbie koszulki nocnej.
- A może umyć ci plecy? - zaproponowałem.
- Lee Gikwang, co ty sobie wymyśliłeś w tej chorej głowie?
- Niiic, wykąpalibyśmy się oboje, byłoby szybciej.
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Będzie szybciej, jak pościelisz łóżko, żebym mogła się zaraz położyć. Jestem śpiąca - oznajmiła i z tym słowami zamknęła się w łazience.
Pościeliłem to łóżko. Hyerim kąpała się długo, wyszła w koszulce nocnej, przypominającej moją bluzkę (aha, bo to była moja bluzka) i zwinęła się w kołdrę. Jak sam już się wykąpałem, nie byłem pewien, czy spała, czy co. Położyłem się obok i wyszeptałem jej na ucho:
- Kocham cię.
- Yhmm... - szepnęła sennie.
- Naprawdę bardzo cię kocham - powtórzyłem.
Czemu musiała spać w takim momencie?!
- Ymmm... tak, też cię kocham, Gi...
Pocałowałem Hyerim, co ją chyba nieco rozbudziło. Pozwoliła mi bez oporów położyć się na sobie, a jak już w myślach świętowałem sukces i, jak wsuwałem ręce za jej koszulkę, zaprotestowała.
- Co ty wyprawiasz? -  głos Hyerim zabrzmiał nieprzyjemnie ostro.
- Przecież powiedziałem, że cię kocham - przypomniałem.
- I myślisz, że to wystarczy, żeby bezczelnie mnie obmacywać?
- To obmacywanie nie było bezczelne...
- Jesteś taki, jak wszyscy faceci, myślisz tylko o tym, żeby mnie przelecieć.
- Co w tym dziwnego, że o tym myślę? Kocham cię i mi się podobasz. To chyba oczywiste, że chcę czegoś więcej. Nie postarałem się? Zabrałem cię tutaj, wynająłem pokój, zadbałem, żebyś się dobrze bawiła. A ty zarzucasz mi, że myślę tylko o sobie.
- Aha, przywiozłeś mnie tu w tym jednym, konkretnym celu, tak?
- Nie przesadzaj, spotykamy się rok...
- Oh, wybacz, że byłam taka okropna i kazałam ci się tyle powstrzymywać.
Zrzuciła mnie z siebie i odwróciła się. Super, to sobie porozmawiamy.
- Nie jesteś okropna... Staram się ciebie zrozumieć... Nie chcesz, to nie chcesz... Ale... czemu?
- Nie jestem jeszcze gotowa. Wystarczy?
- Po prostu nie masz do mnie zaufania - zarzuciłem jej i zrozumiałem po chwili, że byłoby lepiej, jakbym się powstrzymał.
Niepotrzebnie ją sprowokowałem.
- A dziwisz się? Nie chcę później znowu usłyszeć w telewizji "nie, nie mam dziewczyny".
- Nie mogłem powiedzieć na wizji, że mam! Fanki by mi tego nie wybaczyły i wszyscy w zespole byśmy na tym ucierpieli!
- Ach, jestem zagrożeniem dla twojego zespołu.
- Nie jesteś dla nikogo zagrożeniem! Czemu wszystko tak interpretujesz?! Chcę tylko, żebyśmy się trochę pokochali, a ty wypominasz mi coś, o czym już rozmawialiśmy i w dodatku powiedziałaś, że to rozumiesz! - krzyczałem na nią, choć sam nie wiedziałem, co mnie tak zdenerwowało.
Ta odmowa? Nie, chyba nie sama odmowa, tylko jej sposób. Hyerim potraktowała mnie, jakbym zaproponował nie wiadomo co, a ja proponowałem normalną rzecz. Większość moich kolegów spała już ze swoimi laskami.
- To, że rozumiem nie oznacza, że nie było mi przykro - odpowiedziała i popłakała się.
Super, naprawdę romantyczna noc. Jeszcze płaczącej dziewczyny mi tu brakowało.
- Przepraszam... - powiedziałem.
Jak próbowałem ją przytulić, zawołała:
- Tylko mnie dotknij, a śpisz na podłodze!
Płakała, aż wreszcie zasnęła. Ja całą noc przewracałem się z boku na bok. Rano wsiedliśmy w pociąg i wróciliśmy do Seulu. Hyerim pojechała do siebie, a ja kręciłem się po mieście, byle tylko nie opowiadać nikomu o przyczynach szybszego powrotu.


Park Jiyeon (Boyfriend)

                W niedzielę spędziłam kilka godzin w sali bokserskiej. Ale niewiele ćwiczyłam. Zjadłam zamówione jedzenie z appą i pogadałam trochę z Minseokiem, który jak tylko usłyszał, że przyjechałam, wpadł mnie odwiedzić.
- Jest w tobie zakochany - powiedziała Gayoon, gdy wreszcie byłam już w domu i pakowałam do torby czyste ubrania.
- Kto? - zapytałam, nie bardzo czając, o czym ona gada.
- Minseok. Jak tylko nie masz czasu z nim rozmawiać, to wydzwania do mnie i wypytuje o ciebie.
- Przesadzasz - wyśmiałam ją - po prostu się nudzi.
- Gdyby się nudził to rozmawiałby o tak o, o wszystkim, a nie tylko o tobie.
- Gayoon - posłałam jej zirytowane spojrzenie, bo naprawdę zaczynała mnie wkurzać - o co ci chodzi?
- O nic. Ale to przykre jak Minseok się stara, a ty ignorujesz jego uczucia.
Ostatnie, na co miałam ochotę, to rozmowa o moim życiu uczuciowym. Westchnęłam. W tej kwestii mogłam powiedzieć tylko tyle, że ono nie istnieje. I nic nie wskazywało, żeby to się szybko zmieniło. Nie miałam czasu na myślenie o takich sprawach, kiedy były ważniejsze: nie dać się zdemaskować, stać się sławną, wygrać program. Gayoon tego nie rozumiała. Oglądała mnie w telewizji i podniecała się, jakby sama tam występowała i jakby to już był sukces. Czasami zachowywała się okropnie nierozważnie. Na przykład, wkładając mi do torby wibrator, bo "skoro mam udawać chłopaka z żadnym pewnie się nie prześpię". Nakrzyczałam na nią, że przez tę jej "wspaniałomyślność" wyszłam na idiotkę (idiotę?) i nie wiedziałam, czy ktokolwiek uwierzył w moje tłumaczenie, chociaż nie kłamałam, że nie sama przyniosłam to tu przyniosłam. Gayoon nie podejrzewała, że chłopacy znajdą go w mojej torbie, tak powiedziała i obiecała więcej nie zostawiać mi takich prezentów. Dla świętego spokoju po powrocie do dormu w niedzielę wieczorem, przejrzałam wszystkie swoje rzeczy.
- Szukasz wibratora? - śmiali się bliźniacy.
Chociaż zaczynali nas nagrywać dopiero w poniedziałek rano, spojrzałam podejrzliwie na najbliższą kamerę.
- No nie wiem, może moi cudowni znajomi postanowili znowu mnie skompromitować - powiedziałam.
Youngmin, Kwangmin, Jeongmin i Hyunseong (Donghyuna z nami nie było, wspominał, że dojedzie jutro) wybuchli śmiechem i wymyślali, co jeszcze mogłoby się znaleźć w moim bagażu. Musiałam przyznać, że wyobraźni im nie brakowało.
                Następnego dnia nasi wspaniali organizatorzy programu postanowili w ramach dodatkowych zajęć zabrać nas na mokradła za pobliskimi lasami, ogrodzili teren, zwołali ekipę telewizyjną i urządzili konkurs. Puszczali piosenki znanych koreańskich zespołów, a my musieliśmy tańczyć wyświetlane choreografie, boso... w błocie. Wszyscy z członków zaczynali konkurencję z dziesięcioma punktami. I tracili po jednym przy każdym upadku. Na koniec wszystko było dodawane i ogłaszano wyniki dla zespołów. Liderzy losowali, kto rozpocznie konkurs. Okazało się, że B2ST. Niepewnie weszli w błoto i zaczęli tańczyć, gdy tylko poleciała muzyka. Jang Prince darł się z przerażeniem, że zaraz się wywali i rzeczywiście pierwszy wylądował dupą na ziemi. Później zamiast tańczyć, jedynie udawał, że się rusza, za co dostał opierdziel od Hyuny i Taemina, którzy odgrywali dziś role sędziów. Po chwili z głośnym przekleństwem przewrócił się też Joker. Zastanawiałam się, czy to potem wyciszą, czy tylko ocenzurują. Gikwang z nieznanych przyczyn był jakiś zdenerwowany. Wpadł na Yoseoba, co zakończyło się tak, że obaj wywalili się w błoto. Doojoon jako jedyny w ogóle się nie przewrócił. A Jang Prince i Gikwang jeszcze kilka razy. Po dziesięciu minutach (bo tyle trwała ta zabawa) B2ST opuścili teren i zaczęli tulić się do siebie wzajemnie, żeby wytrzeć błoto. Najwięcej wyżywali się na czystym Doojoonie. Hyuna i Taemin podliczyli im punkty, z których otrzymali ogólny wynik: 51. Po nich przyszła pora na nas. My nie radziliśmy sobie tak dobrze. Youngmin i Kwangmin zamiast upadać pojedynczo, to przy każdym zachwianiu równowagi łapali się nawzajem za rękę i wywalali się obaj. Donghyun stracił wszystkie dziesięć punktów, bo co chwilę się ślizgał, Huynseong, przewracając się, bez przerwy wpadał na kogoś, przeważnie na Jeongmina, choć ten sam tylko raz zaliczył glebę. Ja starałam się po prostu nie wykonywać gwałtownych ruchów. Upadłam niestety na twarz, kiedy szturchnął mnie Hyunseong, a później jeszcze wyrąbałam się przy próbie wykonania obrotu. Skończyliśmy z 36 punktami. Niedobrze. Schodziłam z błota zmartwiona tak marnym wynikiem i sama nie wiedziałam jak, po prostu poślizgnęłam się i upadłam jakoś dziwnie na rękę. Chłopacy natychmiast mnie otoczyli, dopytując, czy żyję i czy mogę ruszyć nadgarstkiem. Zanim sprawdziłam, obok ukucnął Taemin.
Chwycił moją rękę i zaczął ją ostrożnie obmacywać.
- Jiyeon, wszystko dobrze? Nic cię nie boli? - zapytał z przejęciem.
- Nie... - przyznałam, rozkojarzona.
Gdy tylko mnie dotknął, poczułam ciepło i to ciepło łagodziło wszelki ból.


Jung Jihoon (Rain)

                Rzadko nocowałem na terenie kompleksu, tak jak Jay Park. Ale skoro mieliśmy pokoje obok siebie, czasami spotykaliśmy się przy drzwiach. Na przykład w poniedziałek po jego zajęciach z rapu.
- Agrr serio... Ale mnie wymęczyli - narzekał, idąc i przeciągając się.
- Kto? - zapytałem.
Stałem w otwartym oknie i paliłem sobie papierosa.
- Jiyeon i Kwangmin. Pierwszy ledwie zaczyna rapować, już brzmi jak laska, a drugi o wszystko się wykłóca i zadaje za dużo pytań. Nie rozumie, że rap to nie tylko poczucie rytmu i, no kurwa, gnojek na za wiele sobie pozwala. To już Junhyung z B2ST nie sprawia tyle problemów. Przynajmniej słucha moich uwag. Ale za to za bardzo stara się dominować. Niezależnie od piosenki, jego rap part wysuwa się na pierwsze miejsce.
- Hmmm... może powinieneś raz połączyć zajęcia dla obu zespołów? Kwangmin zobaczyłby, że i taki indywidualista, jakim jest Joker, nie ignoruje twoich rad i wziął z niego przykład, a Joker nauczyłby się współpracować.
- Bingo! - Jay pstryknął palcami prosto przed moją twarzą - hyung, jesteś geniuszem, stawiam ci piwo.
- Haha, spoko, nie musisz. Po prostu przyszło mi to do głowy, więc się podzieliłem.
- Masz być gotowy za godzinę. Wezmę prysznic i pójdziemy się narąbać w 3D. Przy okazji rozejrzymy się za jakimiś laskami - Jay mrugnął do mnie porozumiewawczo.
- A więc to tak! Mówisz, że stawiasz mi piwo, a naprawdę szukasz towarzystwa, żeby iść na dziewczyny - podsumowałem i chciałem go kopnąć w tyłek, tylko że zniknął już za drzwiami swojego pokoju.
Ja też poszedłem się wykąpać i przebrałem się. Postanowiłem jeszcze coś zjeść, bo doświadczenie nauczyło mnie, żeby nie pić na głodniaka. W restauracji zastałem Stephie konsumującą makaron z czarną fasolą
Jak tylko mnie zobaczyła, pomachała, żebym się dosiadł. Zająłem miejsce obok z zestawem kimbapu.
- A co ty taki wystrojony? - zagadnęła i przyjacielsko klepnęła mnie w plecy - oppa, nie wiesz, że i w podartym dresie jesteś wystarczająco przystojny? Chyba chcesz złamać kolejne kobiece serce. No gadaj, kto to taki!
Zaśmiałem się. Byłem przyzwyczajony do słuchania komplementów... Ale w wykonaniu Stephie zabrzmiały one tak niewinnie, jakby powiedziała je młodsza siostra.
- Idę na imprezę z Jay'em - odpowiedziałem - i... kiedy ty mnie widziałaś w podartym dresie?!
- No dobra, nie widziałam. Mogę to sobie jedynie wyobrazić. Yhm, na imprezę z Jay'em? Super, też bym się rozerwała. Ostatnio mam wrażenie, że żyję tylko problemami chłopaków, bliźniaków zwłaszcza.
- Tak, wszyscy się na nich skarżą. U mnie na zajęciach to też oni robią najwięcej szumu. Stephie, jak chcesz, możesz iść z nami na imprezę  - zaproponowałem bezmyślnie (bo chyba powinienem to przedtem uzgodnić z Jay'em?) i byłem pewien, że ona i tak stanowczo, lecz grzecznie podziękuje. A jej odpowiedź nie wydawała się ani odrobinę stanowcza.
- Oh, nie chciałabym wam przeszkadzać, skoro to męskie wyjście...
- Nie, nie będziesz przeszkadzać... - zacząłem, jednocześnie nie zaprzeczając, że tak, to męskie wyjście. 
Po prostu nie chciałem być niegrzeczny. Myślałem, może sama się zorientuje, że wypadałoby zapytać Jay'a... Uśmiechnęła się tylko i powiedziała:
- Ok. Kiedy mam być gotowa?
- Za dwadzieścia minut wychodzimy.
- Ojej, to muszę się pospieszyć. Czekajcie w holu - dodała i, odchodząc, zabrała jeszcze kawałek z mojego kimbapu.
Dwadzieścia minut później zeszliśmy z Jay'em do holu i powiedziałem mu o swojej rozmowie ze Stephie.
- No nie pierdziel... Po co bierzesz dziewczynę, jak my idziemy na laski? - pytał mnie, lekko zirytowany.
- Sorry, nie mogłem odmówić. Byłoby jej przykro...
- Mogłeś powiedzieć, że idziemy poruchać.
- O, jaki pewien, że porucha.
- A ty bujasz się w Stephie.
- Odbiło ci? To jeszcze dziecko jest...
- O sam widzisz, dziecko! A ty ją na imprezę dla dorosłych bierzesz!
Szturchnąłem go, żeby się zamknął, bo akurat po schodach schodziła Stephie. Miała na sobie dżinsowe rurki, białą błyszczącą koszulkę i chyba z kilkunasto-centymetrowe szpilki. A jak stanęła przy nas i zarzuciła włosami, poczuliśmy zapach jej perfum.
- Cześć. Jihoon oppa powiedział, że mogę z wami iść. Nie będę przeszkadzała? - spytała z uśmiechem, który chwycił za serce chyba i Jay'a, bo odpowiedział, że nie.
Dostaliśmy się taksówką do największej z dzielnic rozrywki w Seulu i wybraliśmy drogi, ekskluzywny klub dla VIPów, mając nadzieję, że nie trafią tu napalone psychofanki. Usiedliśmy na jednej ze skórzanych kanap i zamówiliśmy piwo. Po kilku Jay zniknął na parkiecie, a ja i Stephie próbowaliśmy rozmawiać, lecz trudno było przekrzyczeć muzykę. Wreszcie poddaliśmy się i tylko patrzyliśmy na bawiących się ludzi. W tłumie zobaczyliśmy Jay'a. Tańczył z jakąś panną, przyciskając ją ciasno do siebie. W pewnej chwili złapali się za ręce i zniknęli w męskiej toalecie. Ja i Stephie popatrzyliśmy na siebie ze zrozumieniem. Już chyba na dobre zostaliśmy sami...
- To może potańczymy? - zaproponowałem.
- Ok. Możemy potańczyć - zgodziła się Stephie i dołączyliśmy do tłumów na parkiecie.


Park Jaebeom (Jay Park)

                Obejmowałem Jaemi, jak wychodziliśmy z kibla. Po naszym szybkim numerku przytuliła się do mnie, a ja jakoś tak nie mogłem jej odtrącić. Zaprowadziłem ją na kanapę, gdzie siedzieli jeszcze niedawno Jihoon i Stephie. Po chwili zjawili się zdyszani. Powiedzieli, że byli na parkiecie.
- To jest Jaemi - przedstawiłem ją,  nie przestając otaczać jej ramieniem.
Jihoon i Stephie przywitali się z moją nową koleżanką w momencie, kiedy przyszła kelnerka, pytając:
- Coś dla was? 
- Jaemi, co byś chciała? - zagadnąłem ją.
Wiedziałem, że była już śpiąca. I wyczerpana tym, co wyprawialiśmy w kiblu.
- Piwo - wymamrotała.
Zamówiłem piwo i popijaliśmy je wspólnie, gadając z Rain'em i Stephie. Jaemi oczy się zamykały, więc wreszcie zadzwoniłem jej po taxi. Pocałowałem ją w czoło na pożegnanie i przytuliłem, żeby nie czuła się wykorzystana po tym, jak już więcej się nie odezwę. A ona nieoczekiwanie zapytała:
- Zadzwonisz do mnie jeszcze?
- Taaa... ok - odpowiedziałem bez przekonania.
Poprosiła mnie o telefon i wpisała mi swój numer. Chciała też mój. Podyktowałem jej go, niestety przy Jihoonie i Stephie. Bili mi brawa, gdy tylko Jaemi pojechała do domu. Chyba byli już pijani. Nie powiedziałem im, że celowo podałem jej zły numer.


OD AUTORKI:


Przygotowałam ankietę! Chciałabym, by to czytelnicy decydowali o wynikach w kwestii piosenek, a 1-wszy konkurs z 1-wszymi singlami opisuję w kolejnym rozdziale. Dałam linki z live'ów, bo tak też sobie wyobrażam te występy i choreografie (no w przypadku Boyfriend wszyscy wyobrażamy sobie, że Minwoo to Jiyeon xD). Dodatkowo umieszczę je jeszcze tu. Jeżeli nie chcecie głosować, to postaram się sama decydować o wygranych, tę ankietę robię jako eksperyment:) 

B2ST - "B2ST is the best": https://www.youtube.com/watch?v=5gJR3Gm2fXQ

Boyfriend - "Janus": https://www.youtube.com/watch?v=kaV7QaPvrRE

PS. Tak, wiem, dawno nie dodawałam Apeiron, postaram się szybko napisać nowy rozdział i dodać:)