28/09/2016

school of hard knocks (rozdział 18)

THE GIRL WHO LAUGHS THE LOUDEST

Moon Joonwon (Joowon)

                Gyuri krążyła po pokoju. Już kiedy do mnie zadzwoniła, pytając, czy mógłbym wpaść, wydawała się jakaś zdenerwowana.
- Przepraszam, że otworzyłam ten list. Był zaadresowany na redakcję. Pomyślałam, że może ktoś zrobił mi żart i bez sensu cię o tym informować. A jak już go przeczytałam... wiedziałam, że powinnam ci go natychmiast przekazać.
Tak szczerze to przestałem jej słuchać, chwyciłem list i zacząłem czytać.

Drogi Moon Joonwonie,
mimo ważnych informacji, które mam panu do przekazania, chcę pozostać osobą anonimową. Choć nie ujawniam swojego nazwiska, mogę przysiąc, że moja szokująca wiadomość jest prawdziwa. Park Jiyeon, uczestnik telewizyjnego show School of hard knocks ukrywa swoją prawdziwą płeć. Członkini grupy Boyfriend z powodu nie przyjęcia jej do kilku wytwórni jako kobiety, postanowiła udawać mężczyznę. Posiada fałszywy dowód osobisty, sfałszowała też wyniki badań, wysyłając na nie swojego kolegę. Powtarzam, że chcę zachować anonimowość, stąd pomysł, by wysłać list do czasopisma, w którym redaktorką jest pana przyjaciółka. Nie wiem, co uczyni pan z tą informacją, ja po prostu czuję się w obowiązku poinformować odpowiednie osoby o popełnieniu przestępstwa.
Z poważaniem,
Życzliwa Dusza.

                Moje zaskoczenie było tak wielkie, że odzwierciedliło się w rzuceniu kartki na podłogę i gwałtownym wybuchu śmiechu.
- O fuck. Gyuri, to naprawdę jest jakiś żart - powiedziałem.
Przyglądała mi się, jak zwykle poważna i jakby skrępowana.
- Tak. Też pomyślałam, że to nieprawdopodobne. Mimo wszystko wolałam ci przekazać ten list, jakby nie było, ktoś wysłał go do ciebie.
- Nie rozumiem czemu nie skontaktował się z producentem. Albo z menadżerem Boyfriend. Z kimkolwiek z trenerów. No kurde! - próbowałem zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, jeszcze raz przeczytałem list. Wydawał mi się równie niedorzeczny.
- Bo chciał pozostać anonimowy. Dzięki skandalowi, że jesteśmy parą mógł się o mnie dowiedzieć i zaadresował list na redakcję, domyślając się, że ci go przekażę.
- No tak, chce pozostać anonimowy, żeby nie odpowiadać za ten idiotyczny żart.
- Albo chce ukryć swoją tożsamość przed Jiyeonem, jeżeli to, co pisze, jest prawdą.
- Jak to może być prawdą?! Jak baba może udawać chłopaka tak, żeby pięciu innych chłopaków przebywających z nią 24/7 się nie zorientowało!
Gyuri wzruszyła ramionami.
- Ja tylko przekazałam ci list. Zrób z nim, co uważasz za stosowne. Jeśli uważasz, że to żart, zignoruj go - wypowiedziała się.
- Cholera, Gyuri! - zdenerwowałem się niepotrzebnie - kiedyś taka nie byłaś. Udzielałaś mi wsparcia. Ostatnio tylko snujesz się jak cień i robisz wszystko, by nie zwracać na siebie uwagi. Kiedy ja chcę się dowiedzieć, co ty uważasz, proszę cię o opinię!
W jednej chwili zrobiło mi się głupio, że tak na nią nakrzyczałem. Niczym sobie nie zasłużyła. Rzeczywiście, ostatnio zachowywała się dość... dziwnie. Była jakby wycofana, nie chciała wychodzić z domu, nie chciała powiedzieć, co ją dręczy, wymawiała się zmęczeniem, podczas gdy czegoś najwyraźniej się bała.
- Nie odzywaj się do mnie tym tonem. Jeżeli coś ci się nie podoba to po prostu znajdź sobie inną, żeby cię wspierała - oznajmiła Gyuri lodowato, posyłając mi ostrzegawcze spojrzenie.
Przez moment odniosłem wrażenie, że wystarczy ją tylko sprowokować, by stała się niebezpieczna. A potem zażenowałem się swoimi podejrzeniami. Ok, choć niewiele wiedziałem o mojej dziewczynie, to spotykaliśmy się rok. Przez ten czas powinienem mniej-więcej poznać jej reakcje. Lecz czasami nadal mnie zaskakiwała.
- Przepraszam. Jestem po prostu totalnie zaskoczony... - wolałem jej, rzecz jasna, nie prowokować - chcę wiedzieć, co ty byś zrobiła w tej sytuacji.
Gyuri natychmiast też się uspokoiła. Co więcej, podniosła list i usiadła z nim przy mnie.
- Porozmawiałabym z MC Mong'iem - powiedziała - we mnie też treść tego listu wzbudza jedynie rozbawienie. Nieprawdopodobna historia. Ale jako redaktorka wiem, że nieprawdopodobne historie się zdarzają. Jeżeli MC Mong stwierdzi, że to żart, trudno, ty chociaż będziesz mieć spokojne sumienie.
- Może i tak...
- Jiyeon sprawia wrażenie bardzo delikatnego. Zauważyłam to, oglądając School of hard knocks. Ma kobiece ruchy, czasami jakby... kobiecy głos.
- Kiedy o tym mówisz, też to tak widzę... Albo jesteśmy zbyt sugestywni, albo naprawdę dzieje się coś podejrzanego... Zaraz porozmawiam z MC Mong'iem.
- Tak zrób.
- Ach i jeszcze jedno: nie wymieniłbym cię na żadną inną, głuptasku - pocałowałem ją w czoło i poczochrałem jej włosy.
Wreszcie się zaśmiała.
- To dobrze, bo ja nie pozwoliłabym ci odejść - rewanżując się za te dziecinne pieszczoty, złapała mnie za policzki i zmusiła, bym głośno wypuścił powietrze, powodując przy tym charakterystyczny, nieprzyjemnie kojarzony dźwięk.


Shin Donghyun (MC Mong)

                - Po prostu nie wierzę - powiedziałem, bo tylko na tyle było mnie w tym momencie stać i spróbowałem podsumować bilans tego dnia, choć dopiero się zaczął - ledwo się dowiedziałem, że Yong Junhyung został wczoraj pobity, ktoś wysyła do twojej dziewczyny list i twierdzi, że Park Jiyeon to baba?
Joonwon odpowiedział westchnieniem.
- Też nie wiem, co mam o tym sądzić -przyznał - wiedziałem tylko, że powinienem ci to pokazać.
- Cholera - zakląłem - przecież nie mogę mu kazać zdjąć gaci i udowodnić wszystkim, że jest facetem!
- Nie możesz - zgodził się Joonwon.
- Nie pomagasz.
- A jak mam ci pomóc? To chyba jedyny sposób. Ewentualnie możesz mu powiedzieć, żeby powtórzył badania lekarskie i nadzorować, czy niczego nie kombinuje.
- To już jest jakaś myśl - stwierdziłem - jeżeli Jiyeon odmówi wykonania badań, sprawa będzie podejrzana. Tylko co to da? Podejrzenia nic nie rozwiążą. Potrzebne są dowody... Muszę powiedzieć o wszystkim Stephie - zdecydowałem - niech porozmawia z Jiyeonem. Może on wie, że ktoś zrobił mu głupi żart, może wie, kto. To by wiele ułatwiało.
Ten pomysł wydawał mi się póki co najrozsądniejszy. Poprosiłem Joonwona, żeby zachował wszystko dla siebie. Nie ma powodu rozgłaszać czegoś, co jest jeszcze niepotwierdzone.
- Czyli też w to nie wierzysz? - zapytał Joonwon.
- Staram się w to nie wierzyć - odpowiedziałem.

***

                Odwiedziłem Stephanie w jej pokoju na terenie kompleksu. Wyglądała na zaskoczoną moją niezapowiedzianą wizytą.
- Słyszałam, że Junhyung został pobity - przywitała mnie tymi słowami.
- Tak, to prawda. Wysłałem go do szpitala. Jak trochę odpocznie, poprosimy makijażystkę, by zakryła jego siniaki i będziemy udawać, że po prostu chorował.
- Sprytnie - przyznała Stephanie - a... w sumie... to czemu do mnie przyjechałeś?
Chyba wyczuła, że stało się coś, co dotyczy jej lub kogoś z Boyfriend. Gdyby to nie było nic pilnego, zadzwoniłbym, a nie zjawiał się osobiście.
- Lepiej, żebyś usiadła - powiedziałem - bo zaraz i tak to zrobisz.
- Zaczynam się bać...
- Czytaj - powiedziałem, podając jej list - przyszedł do czasopisma dziewczyny Moon Joonwona. Dotyczy jednego z twoich podopiecznych.
Stephanie zmarszczyła czoło. Czytała chyba kilka razy, bo sporo czasu wpatrywała się tępym wzrokiem w list.
- Przecież to bzdury! - roześmiała się.
- Yhm, a pamiętasz jak pierwszego dnia Junhyung znalazł w torbie Jiyeona wibrator?
- Nooo, przyjaciele zrobili mu żart. I pewnie wymyślili kolejny - oddała mi list, jakby w ogóle nie chciała go widzieć.
- A co jeśli to prawda i Jiyeon nas wszystkich oszukał... oszukała? Może rzeczywiście tylko postanowiła udawać chłopaka. A zmuszona do nieutrzymywania kontaktów erotycznych, załatwiła sobie wibrator.
- Ja też nikogo nie mam, a nie używam wibratora - skomentowała Stephanie.
- Ok, może troszeczkę mnie poniosło. Tak, czy siak, musisz to sprawdzić.
- Co muszę sprawdzić?
- Jego tożsamość.
- Przepraszam bardzo, JAK?
- To już mnie nie interesuje. Porozmawiaj z nim, postaraj się go zaskoczyć swoimi podejrzeniami, potem pokaż list. Ach i zrób to tak, by nikt się nie zorientował, o co chodzi. Lepiej nie wywoływać skandalu.
- Czemu ty z nim nie porozmawiasz? No sorry, mam do niego podejść i zapytać, jesteś babą, czy facetem?! - wybuchnęła Stephanie.
Nie spodobało jej się chyba to zadanie.
- Umiesz się dogadać z ludźmi. Przekonałaś Youngmina, by wyszedł, jak zamknął się w toalecie.
- Oszaleję.
- Poproś Jiyeona, by powtórzył badania u lekarza, którego mu wyznaczymy.
- A jeżeli odmówi? To da nam odpowiedź. A jednocześnie niczego mu nie udowodnimy.
- Też się nad tym zastanawiałem. Wówczas zagrozimy, że oddamy list policji, by znaleźć winnego tych "oczernień". Jeżeli to nie oczernienia, Jiyeon pewnie się wystraszy, że autor ma dowody na potwierdzenie swoich słów.
- Gdyby tak było, to czemu nie zgłosiłby się z nimi, zamiast wysyłać list i ukrywać swoje nazwisko?
- Widocznie nie chce, by Jiyeon odkrył, kto go zdradził.
- Jezu, mówisz o tym tak, jakby to była prawda.
- Bo to może być prawda.
- Co wtedy zrobisz? - zapytała Stephanie z powagą - co zrobisz, gdyby się okazało, że Jiyeon nas wszystkich oszukiwał?
Odpowiedziałem szczerze, że nie wiem.


Lee Stephanie

                Postanowiłam porozmawiać z Jiyeonem. Kazałam mu do mnie przyjść po ostatnich zajęciach. Przyszedł i tłumaczył, że nie zdążył jeszcze się wykąpać. Był wyluzowany i spokojny, jak zwykle. Rozsiadł się na moim łóżku z szeroko rozstawionymi nogami. Nie przeszłoby mi przez myśl, że to typowo męskie zachowanie mogłoby być udawaniem.
- Powtórzysz badania. Przydzielimy ci lekarza, do którego się zgłosisz - powiedziałam i usiadłam obok.
Widziałam, że Jiyeon zadrżał. A to mogło oznaczać jedynie, że coś ukrywa. Tylko co? I czemu ten cholerny MC Mong akurat mi kazał się tego dowiedzieć?!
- Ale jak to? - zapytał - jest coś nie tak z moimi wynikami?
- Powiem szczerze: podejrzewamy, że są podrobione. Aby to wykluczyć, po prostu je powtórz. Nie myśl, że cię oskarżamy o oszustwo, chcemy tylko być pewni.
- Czego pewni? Nie rozumiem! - oburzył się - czy ja jestem na coś chory?
- Nie, Jiyeon, wszystko ok. Staramy się tylko potwierdzić, że informacja, która do nas dotarła, jest nieprawdziwa.
- Jaka znowu informacja?!
Krzyczał. Uspokoił się, kiedy dotarło do niego, że nie powinien się denerwować, bo tylko ściąga na siebie większe podejrzenia - o co w tym wszystkim chodzi? - dodał, spokojniej.
- Ktoś twierdzi, że ukrywasz swoją prawdziwą płeć - odpowiedziałam.
Zrozumiałam, że nie uda mi się niczego dowiedzieć, nie wykładając naraz wszystkich kart. Jiyeon się zaśmiał, potem zbladł, chyba go zatkało.
- Że niby... ja jestem laską?! - zapytał z niedowierzaniem.
- Powiedziałam: ktoś tak twierdzi, a my musimy to wykluczyć. Wystarczy, że pójdziesz na badania.
- Kto? Chyba jakiś totalny debil! Nudzi mu się i jaja sobie robi.
- Nie wiadomo, kto to.
- Co?! Wierzycie anonimowi? No naprawdę...
- Czy ja powiedziałam, że mu wierzymy? Umów się do lekarza, którego ci przydzielimy, zrób badania i załatwione.
- Nie chcę. Już przecież jedne zrobiłem, wystarczy.
- Wiesz, że jak odmówisz, to tak, jakbyś wszystko potwierdził? - ostrzegałam go.
Nic sobie z tego nie robił. Był zdenerwowany i uparty.
- Nie jestem laską. I nie potrzebuję tego udowadniać. Myślicie, że przez dwa miesiące udawałbym chłopaka i nikt by niczego nie zauważył? A wcześniej, jako trainee? To, co sugerujecie jest śmieszne. I obraża mnie! Ja nie chcę w tym uczestniczyć! - postanowił.
Wstał, gotowy odejść. Chyba zapomniał, że jestem jego menadżerem i to ja kończę rozmowę. Złapałam go za rękę.
- Jeżeli odmówisz badań, zlecimy policji odnalezienie autora anonimu i osobiście z nim porozmawiamy - zagroziłam.
MC Mong twierdził, że to zadziała. Nic więcej nie miałam przygotowane. Oto moja ostatnia karta.
- Ja też chętnie z nim porozmawiam i dowiem się, czemu wymyśla o mnie tak niestworzone historie - odpowiedział Jiyeon, wyrwał rękę z mojego uścisku i wyszedł. A ja odkryłam, że nie wiem nic, czego bym nie wiedziała zanim przeprowadziłam z nim tę rozmowę. Zrozumiałam, że wyjaśnienie tej sytuacji jest trudniejsze niż się wszystkim wydawało.


Park Jiyeon (Boyfriend)

                Cała się trzęsłam. Jak ta... osika? Musiałam wybiec z pokoju Stephie, bo albo bym eksplodowała z nerwów, popłakała się, albo zdradziłoby mnie drżenie rąk. I tak miałam wrażenie, że jej nie przekonałam. Dałam się ponieść emocjom i nie przyjęłam tego na spokojnie. To pewnie wzbudziło w Stephie podejrzenia. Może gdyby tak mnie nie zaskoczyła... Gdybym wiedziała, że ktoś wysłał ten przeklęty anonim... Czy to by coś zmieniło? Zapewne nie. Zareagowałabym tak samo impulsywnie. Bo kto zachowałby spokój, czując, że jego życie rozpada się na kawałki? Próbowałam powstrzymać ten nieuchronny proces. Odmówiłam wykonania badań. Tym rzeczywiście tylko przyznawałam się do kłamstwa. Ale zaskoczyłam Stephie, zgadzając się na powiadomienie policji. Tym samym wydawałam na siebie wyrok. Znajdą autora anonimu i odkryją, że ich wszystkich oszukałam. Wylecę z programu. Każą mi zapłacić odszkodowanie. Poniosę odpowiedzialność prawną za posiadanie podrobionego dowodu osobistego i sfałszowanie wyników badań. Podsumowując: będę w przysłowiowej, wielkiej dupie. I nie zobaczę więcej Taemina. Jiyeon! Uspokój się. Myśl, powtarzałam sobie, wybiegając z dormu trenerów. Kto wysłał ten anonim? Ktoś, kto wie, że nie jestem facetem. Czyli appa, Minseok i Gayoon. Appa odpada. Minseok pomagał mi z wynikami, stał się współwinnym przestępstwa. Nie nakablowałby sam na siebie. A więc Gayoon. Moja przyjaciółka. Ufałam jej... Naprawdę miałam ochotę się rozpłakać. Zamiast tego pognałam na autobus. Po drodze wyobrażałam sobie, co jej powiem, a kiedy ją zobaczyłam, po prostu milczałam i wpatrywałam się w nią, tępo.
- Jiyeon! Co ty tu robisz?... C... coś się stało? - zapytała Gayoon.
I wtedy jej przywaliłam. Z pięści w twarz, nie powstrzymując sił. Zatoczyła się i złapała się ściany. Kiedy ma mnie spojrzała, zauważyłam, że krwawi z nosa. - Jiyeon... - jęknęła, gotowa się popłakać.
- Jak mogłaś! Jak mogłaś, ty zdziro! Ufałam ci! Wszystko zniszczyłaś! Zdrajczyni!!! - darłam się, okładając ją pięściami.
- Jiyeon, błagam, błagam!!! Za co? Nic nie rozumiem! Jiyeon, to boli! - beczała.
Wreszcie wykończona tą walką, poddałam się. Wstałam z podłogi, pozostawiając tam zwijająca się w bólu Gayoon.
- Nie udawaj, że nie rozumiesz. Najlepiej nic nie mów, wyjaśnij mi tylko dlaczego - zauważyłam, że i po mojej twarzy popłynęły łzy - dlaczego to zrobiłaś?
- Ale co? - powtarzała - to ty powinnaś mi to wytłumaczyć. Wpadasz tu i mnie bijesz... Za nic!
- Za nic? Wiem o wszystkim. Wiem, że ty wysłałaś tą wiadomość.
- Jaką wiadomość?!
- O tym, kim naprawdę jestem!!!
- O Boże! Dowiedzieli się?!
Odpowiedziałam jej kolejnym ciosem.
- Nie zgrywaj się! To ty im to wysłałaś!
- Odbiło ci? Ja? Po co?!
- O to chciałam cię zapytać.
- Ja niczego nie wysyłałam... Przysięgam... musisz mi uwierzyć.
Prychnęłam.
- Jak nie ty, to kto?
- Minseok.
- Monseok pomagał mi fałszować wyniki.
- To appa.
- Nie wiesz, co mówisz. Appa jest dla mnie jak prawdziwy ojciec.
- Jiyeon, to nie ja, to nie ja, naprawdę!
- Byłaś zazdrosna. Postanowiłaś, że jeżeli ty nie możesz wszystkiego mieć, to ja też tego nie będę miała.
- Zwariowałaś.
- Już wcześniej chciałaś mnie zniszczyć. Podłożyłaś mi ten pieprzony wibrator.
- Podłożyłam ci go, bo myślałam, że ci się przyda! Nie przewidziałam, że ktoś inny może to znaleźć!
- Taaa, pewnie - zaśmiałam się ironicznie - to nie podziałało, więc napisałaś list. Wiedziałaś, że tak możesz mnie zniszczyć.
- Nie chcę cię niszczyć! Jestem twoją przyjaciółką!
- Nie. Nie jesteś. I obiecuję, zapłacisz mi za wszystko.
Płacząc, wstałam i ruszyłam do drzwi.
- Jiyeon! - wołała Gayoon.
Nie reagowałam. Nie chciałam więcej jej widzieć, słyszeć. Śmiała jeszcze podejść do mnie i chwycić mnie za rękę.
- Przysięgam na wszystko, ja niczego nie wysyłałam. Pomogę ci się z tego wyplątać, dowiedzieć się, kto to zrobił...
Odepchnęłam ją i wyszłam, nie zaszczycając jej już ani jednym spojrzeniem.
Wróciłam do dormu i choć wydawało mi się, że trochę się ogarnęłam, chłopacy zaraz mnie otoczyli i obrzucili pytaniami:
- Co się stało? Gdzie ty się podziewałeś? O czym rozmawiałeś ze Stephie?
Zastanawiałam się, jak powinnam się zachować, by ci, co oglądają nas na monitoringu uwierzyli, że rzeczywiście niesłusznie mnie oskarżyli. Miałam nadzieję, że wszystko jeszcze da się uratować... Roześmiałam się.
- Stephie zarzuca mi, że jestem babą - oznajmiłam.
Reakcja była taka, na jaką czekałam. Wszyscy powtórzyli:
- Co?!
- Kompletnie ją pogrzało - przyznałam.
- A czemu ci to zarzuca? - zdziwił się Jeongmin.
- Ktoś podobno wysłał anonim z taką informacją.
- Przecież to idiotyczne - stwierdził Hyunseong z zażenowaniem.
- Tak. A co ciekawsze, Stephie w to wierzy - dodałam.
- W sumie... Jiyeon jest taki trochę... dziewczęcy - zażartował Kwangmin.
Ledwo się powtrzymałam, by go nie walnąć.
- Ja?!
- No przecież nie JA - odpowiedział, a Youngmin dodał:
- I co chwilę się źle czuje, jak baba z okresem.
- No i zasłabł na treningu - dorzucił Hyunseong.
- Przestaniecie wreszcie? To nie jest zabawne, to jest żenujące - powiedziałam.
- A może serio Jiyeon to baba i się ukrywa? - nie przestawał Kwangmin.
- Nie dowiemy się, jak nie sprawdzimy - zauważył Youngmin i obaj się na mnie rzucili.
Po chwili kotłowaliśmy się na podłodze. Próbowałam ich z siebie zrzucić, niestety, byli we dwóch, a jeszcze Hyunseong do nich dołączył. Wystarczy, że podnieśliby mi koszulkę i zobaczyli cycki owinięte bandażem... pomijając już fakt, jaka między moimi nogami czekałaby ich niespodzianka... Spociłam się z nerwów. I wtedy Donghyun zawołał:
- Dość! Przecież nas nagrywają!
Uspokoili się, a ja wykorzystałam chwilę, by się im wymknąć.
- Rozbierzemy go w kiblu - postanowił Kwangmin i wspólnie z Youngminem próbowali mnie złapać.
- Zobaczymy, co tam ukrywa w gatkach! - chichotał ten drugi.
- Odczepcie się ode mnie, idioci! - krzyczałam, uciekając.
Dla nich to były żarty, a ja naprawdę się bałam.
- Uspokójcie się - znowu uratował mnie Donghyun - czy wam byłoby miło jakby ktoś z was żartował, że się zachowujecie jak baba? Poza tym Jiyeon nigdy się tak nie zachowywał. To prawdziwy mężczyzna, prawda? - poczułem mocne klepnięcie w plecy.
- Nie załamujcie mnie... - powiedziałam tylko.
- No widzicie. Po prostu mu zazdrościcie, bo wszystkie fanki go biasują - dodał Donghyun.
Youngmin i Kwangmin odpuścili, a ja odetchnęłam z ulgą. I wtedy zrozumiałam, lawina ruszyła, nie uda mi się jej powstrzymać. Prędzej zejdę na zawał, wykończę się psychicznie. To ten moment, kiedy muszę się wreszcie poddać. Ratować, co zostało jeszcze do uratowania. Porozmawiać z kimś, do kogo mam zaufanie. Tak, jest taki ktoś... jest taka osoba.


Kim Hyuna

                Zdziwiłam się, kiedy na wtorkowych zajęciach z B2ST nie zastałam Junhyunga. Zapytałam o to pozostałych.
- Nic nie wiesz?! - zdziwił się Yoseob - Joker został...
- Rozchorował się! - Doojoon wszedł Yoseobowi w słowo, zasłaniając mu usta.
- Ej, jej przecież możemy powiedzieć - przyznał Dongwoon - i tak to wytną, bo ukrywają prawdziwy powód jego nieobecności. Joker został pobity.
Poczułam, że zrobiło mi się gorąco. A następnie zimno. Chyba zbladłam.
- Jak to: pobity?! - zapytałam.
- Napadli jego brata, a on mu pomagał - wyjaśnił Yoseob, gdy Doojoon wreszcie zabrał rękę, zasłaniającą mu połowę twarzy.
- O Boże... - jęknęłam - kiedy? Bardzo z nim źle?
- W sobotę. Niestety dobrze nie jest, jak MC Mong go zobaczył to kazał mu iść do szpitala... - tłumaczył Doojoon.
Uzmysłowiłam sobie, że gdybym umówiła się z Jokerem po występie nie tylko uniknęłabym upadku ze schodów, on też uniknąłby pobicia. Coś, co brałam za dobry znak, okazało się przekleństwem. Miałam ochotę gorzko zapłakać. I przytulić Junhyunga. Jednocześnie byłam wkurzona, że o niczym nie wiedziałam. Ani od niego, ani od nikogo z trenerów. Pomyślałam, że mnie po prostu nie lubią. Z nikim zbyt blisko się nie trzymałam. No może z Taeminem. Ale to już przegrana sprawa. Akurat czemu on mi o tym nie opowiedział to bardzo zrozumiałe.
- A co z twoimi nogami? - przywrócił mnie do rzeczywistości głos Jang'a - to wygląda okropnie!
Tak, od upadku ze schodów miałam uda w siniakach, a zamiast je przykrywać, celowo ubrałam szorty. Chciałam wkurzyć MC Mong'a. Niech pomyśli sobie, że to efekt jakiś perwersyjnych zabaw. Z Junhyungiem, na przykład. Bawiłoby mnie, gdyby w to uwierzył. Tylko, że Junhyung jest w o wiele gorszej kondycji, niż ja. Potem pomyślałam: czy to nie przeznaczenie, że oboje ulegliśmy wypadkowi w ten wieczór, który planowaliśmy spędzić wspólnie?
- A, to nic - zachichotałam.
- Hyuna! Te siniaki wyglądają przerażająco. Co ci się stało? Chyba okropnie bolało... - zmartwił się Jang.
Odniosłam wrażenie, że chciał dotknąć moich ud i je pogłaskać. Nie z jakimś erotycznym podtekstem, tak po prostu, pocieszająco.
- Zabawiała się w 50 twarzy Grey'a - rozległ się szept Doojoona.
- Chyba w 50 twarzy Junhyunga - dodał Dongwoon.
Wybuchnęli śmiechem. Jang Prince zmierzył ich morderczym spojrzeniem.
- Wszystko słyszałam! - oznajmiłam - i wypraszam sobie. Spadłam ze schodów, jeżeli was to interesuje. Postaram się zakrywać te siniaki, żebyście nie musieli ich oglądać, skoro są tak przerażające.
Po zajęciach udałam się do dormu trenerów, by zadzwonić do Junhyunga i zapytać go o samopoczucie. Oczywiście po drodze spotkałam Taemina.
- Hyuna! Słyszałaś! Przyszedł list, że Jiyeon sfałszował wyniki badań, bo ukrywa swoją prawdziwą płeć! - wołał, zaaferowany.
To były jego pierwsze słowa, jakimi mnie zaszczycił od tej nieszczęsnej, wspólnej nocy.
- Co? Czyli, że... przyjęli do boysband'u dziewczynę?
- Tak. W dodatku Jiyeon zaczął się dziwnie zachowywać, jakby to była prawda... Wszyscy o tym gadają!
- Hm... Ja o tym nie słyszałam - przyznałam - jak i jeszcze o kilku innych nowościach, o których dopiero dziś się dowiedziałam.
- A, tak, Junhyung - odpowiedział zdawkowo, po czym przeniósł spojrzenie na moje uda (gdzie patrzysz Taemin?) - Hyuna... co to jest?!
- Siniaki - odparłam, obojętnie.
- Widzę, że siniaki... Tylko... ała... aż mnie boli patrzenie na nie... Jak to się stało?
- Spadłam ze schodów - powiedziałam - a co... zastanawiasz się, czy to Junhyung?
Zauważyłam na jego twarzy przerażenie. A potem jakby... zażenowanie i... obrzydzenie?
- Wiesz co? - zapytał Taemin - jesteś zboczona!!! - wydarł się i odszedł, obrażony.
- Aaale...!!! - zawołałam za nim - ja naprawdę spadłam ze schodów!


Lee Taemin

                Zachowanie Hyuny mnie zażenowało. A te siniaki... Fu! Obrzydlistwo. I jeszcze zapytała "a co, zastanawiasz się, czy to Junhyung?", jakby chciała, żebym tak pomyślał. Nie wierzyłem w jej historię o schodach. W historię z Jokerem chyba też nie wierzyłem... co oni musieliby robić, że ona ma uda w siniakach, a on wylądował w szpitalu?! Postanowiłem, że to po prostu oleję. Niech robią, co chcą. Kiedyś się odkocham. Zwłaszcza, że Hyuna stała się taka niesympatyczna. I jeszcze jest zboczona! Wydawało mi się, że to ona, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem, zdenerwowany.
- Cześć, trenerze - przywitał się Jiyeon.
Od wczoraj był spięty, nie mógłbym tego nie zauważyć.
- Cześć - odpowiedziałem.
- Zaprosisz mnie, czy mam tu tak stać?
- Zapraszam.
Wszedł, upewnił się, że nikt nie podsłuchuje, zamknął drzwi.
- Chcę ci coś pokazać - oznajmił.
- Tak? No dobra, pokaż.
Nie wiem w sumie, czego się spodziewałem...
- Mam dość. Nie mogę więcej udawać - stwierdził Jiyeon i... zrzucił koszulkę. Był owinięty w bandaż. Następna ofiara nieszczęśliwego wypadku? Zanim zdążyłbym o cokolwiek zapytać, zaczął go rozwijać. I zobaczyłem piersi. Kobiece piersi! Jiyeon rozbierał(a) się bez najmniejszego skrępowania. A ja byłem jak sparaliżowany. Wiedziałem, że muszę stać i się przyglądać... by rozwiązać zagadkę. Jiyeon zrzuciła spodnie. Była już tylko w samych majtkach. Zdjęła je jednym gestem. Wpatrywałem się w to miejsce między jej nogami, jeszcze zbyt zszokowany, by wyciągnąć z tego wszystkiego wnioski. Wreszcie dotarło do mnie, widzę nagą dziewczynę. A ja od dwóch miesięcy traktowałem ją jak chłopaka! Nie wytrzymałem, wybiegłem, słysząc jej dziki, histeryczny śmiech.

25/09/2016

Beautiful killer - N (VIXX) - CZĘŚĆ III END

                Kocham Hakyeona. Kocham go za wszystko i mimo wszystko, ze wszelkimi prawami i wbrew wszelkim prawom. Uświadomiłam to sobie w najgorszym momencie. W momencie, w którym sama muszę oddać za niego życie lub go zabić. Nieustannie myślałam o śmierci, mojej i jego. Tyle wycierpiałam, by osiągnąć to, co mam. Tak bardzo walczyłam o przeżycie. Zrezygnuję z tego dla kogoś, kogo poznałam zaledwie kilka tygodni temu? Wmawiałam sobie, że go nie kocham. Że to nie miłość. Żałowałam, że nie zabiłam mężczyzny, który był moim testem. I tak chciał umrzeć. A mi po pierwszym morderstwie, zapewne nie tak trudno przyszłoby drugie. Leżałam z Hakyeonem w łóżku i wyobrażałam sobie, że wstrzykuję truciznę w jego ciało. Budziłam się w nocy z krzykiem i nie mogłam się uspokoić. Wymiotowałam po każdym konkretnym posiłku.
- Daisy, co się dzieje? -zapytał mnie zaniepokojony Hakyeon.
- Nic - kłamałam - mam te dni. Jestem trochę... rozchwiana.
Przytulił mnie i głaskał po włosach, a ja wtedy zdecydowałam, że muszę go zabić. Skoro ktoś tego chciał, Hakyeon musiał zawinić. Wyjmował z lodówki butelkę wina, a ja stałam za nim ze strzykawką w ręce, gotowa wbić mu ją w plecy i pozbawić go życia. Zbliżałam się do niego małymi kroczkami, drżałam, jakbym dostała gorączki. Podniosłam rękę i... Hakyeon niespodziewanie się odwrócił. Przez chwilę tylko na siebie patrzyliśmy. Nadal mogłam wykonać zadanie, zaatakowałabym go, zanim zdążyłby się zorientować, po trzech minutach by nie żył. A ja po prostu rozpłakałam się. Hakyeon zabrał mi narzędzie zbrodni i położył na stole. Choć przecież mógł wstrzyknąć tę truciznę mi, gdyby tylko chciał. Domyślił się, próbowałam go zabić. Nie musiałam niczego tłumaczyć.
- Daisy... Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?! - powtarzał.
Chciałam, by okazał złość. Tak, jak zwykle okazywał ją Leo. Chciałam, żeby mnie uderzył, zadał mi ból. Wtedy mogłabym stwierdzić, że go nienawidzę. Ale Hakyeon jedynie patrzył na mnie zranionym wzrokiem i pytał "dlaczego?". Po jego policzkach płynęły łzy. Opowiedziałam mu całą swoją historię. Od dnia, gdy znalazłam martwych rodziców, gdy przez ciotkę straciłam słuch w jednym uchu, gdy zostałam członkiniom mafii. Słuchał z uwagą, nie przerywając mi i nie przestając płakać. Wiedziałam, że opowiadając mu to wszystko, wydałam wyrok na nas oboje.
- Zabij mnie - poprosiłam wreszcie - i tak mnie zabiją za to, że zdradziłam swoich ludzi. Zabij mnie i ucieknij. Wyjedź z Korei, rozpocznij nowe życie, ty jeszcze możesz być szczęśliwy. A ja... dla mnie już nie ma  szans. Zabij mnie, proszę, tak, bym za bardzo nie cierpiała... Zabij mnie szybko i bezboleśnie. Ja... chciałabym dla ciebie zginąć - wyznałam.
- Nie! Nic nie mów. Jeszcze oboje możemy być szczęśliwi! - zawołał Hakyeon.
- Chciałam cię zabić! - przypomniałam.
- Nie chciałaś. Gdybyś chciała, to byś to zrobiła - złapał mnie za ręce - Daisy, dwa lata temu, tym samym ratując mnie, zmarła w wypadku samochodowym moja narzeczona. Nigdy się po tym nie pozbierałem. I nie zgadzam się, kategorycznie nie zgadzam się, żebyś dla mnie umierała!
- Ale...
- Nie. Już wystarczająco wycierpiałaś. Nikt więcej cię nie skrzywdzi, obiecuję. Kocham cię, Kim Dayoung - nazwał mnie moim prawdziwym imieniem.
- Ja ciebie też. Kocham, kocham, tak bardzo cię kocham!
Nie powstrzymywaliśmy łez. Niecierpliwie zrzucaliśmy z siebie wzajemnie ubrania. Kochaliśmy się na kuchennym stole. Potem piliśmy wino i układaliśmy plan. Siedziałam na kolanach Hakyeona, wtulona w niego, czułam jak bije jego serce. Powtarzał, że oboje jeszcze możemy być szczęśliwi i ja naprawdę zaczęłam w to wierzyć. Nasz plan wydawał się dziecinnie prosty. Kupiliśmy bilety na jutrzejszy prom do Japonii. Miałam iść rano na uczelnię, Hakyeon do firmy. Najważniejsze, byśmy zachowywali się tak, jakby nic się nie działo i niby przypadkowo spotkali się przy przystani. Z Japonii wyruszymy w świat, gdzieś, gdzie nas nie odnajdą. Musiałam tylko udać się do willi Leo, by zabrać mój paszport. Przechowywał go w biurze. Kolejny dowód, że kontrolował każdą część mojego życia. Na zajęciach byłam rozkojarzona. Moi znajomi zauważyli, że coś się dzieje. Skłamałam, że boli mnie brzuch. W sumie to nie skłamałam. Bolał mnie z nerwów. Wreszcie pojechałam do willi Leo. Zdziwił się, kiedy mnie zobaczył. Powiedziałam, że przyjechałam ustalić szczegóły zabójstwa Hakyeona.
- A co tu ustalać?! - wybuchnął - po prostu go zabij!
Obiecałam zrobić to dzisiaj. Stwierdził, że skoro już przyjechałam, to trochę się zabawimy. Powtarzałam sobie, że to ostatni raz i nigdy więcej nie oddam się Leo. Wreszcie nastąpiło to, na co czekałam. Zniknął w łazience. A ja rzuciłam się do jego biura i znalazłam mój paszport. Ledwie zdążyłam. Zastał mnie, ukrywającą go w kieszeni spodni, które zaczęłam szybko zakładać.
- Już chcesz uciec? - zapytał.
- Uciec? Szefie, mam dużo roboty. Ale wystarczy jeden telefon i znowu cię odwiedzę - yhy, tak, pewnie! - papa - dodałam, całując go w policzek.
- Daisy...
- Tak?
- Ja... czasami jestem dla ciebie niedobry... Ale wiesz, że cię lubię, prawda?
To mu się wzięło na wyznania!
- Tak, szefie, wiem.
Uśmiechnęłam się i opuściłam willę. Po drodze minął mnie Ravi i wymieniliśmy obojętne "cześć". Rozpierała mnie radość. Byłam wolna! Pojechałam do swojego mieszkania i spakowałam potrzebne rzeczy. Godzinę później czekałam przy przystani. Ludzie powoli się schodzili, rodziny, zakochani, młodzież. Hakyeon się spóźniał. Pomyślałam, że coś zatrzymało go w firmie. Zaczęłam się niecierpliwić. A jeżeli się rozmyślił? Wystawił mnie? Powinnam uciec sama? Nie! Byłam zła na siebie, że w niego zwątpiłam. Gdy ludzie wchodzili na pokład promu, a Hakyeon nadal się nie zjawiał, postanowiłam zadzwonić. Na nowy numer, nie ten na podsłuchu.
- Cześć, Daisy - usłyszałam.
To nie był głos Hakyeona. To był głos Leo!
Oblał mnie zimny pot. Cała zesztywniałam.
- Szefie? - zapytałam.
- Co? Twój ukochany się nie pojawił? Nic dziwnego, to mi postanowił złożyć wizytę. Och nie, nie przyszedł tu dobrowolnie. Wiesz, co mu powiedziałem? "Mam Daisy. Jak chcesz ją ocalić, przyjdź". I przyszedł. Wpadł prosto w moje sidła. Daisy, malutka, ty też to usłyszysz: jeżeli chcesz go ocalić, przyjdź. Szybko.
Rozłączył się. A ja po prostu się rozpłakałam. Prom wypełnił się ludźmi, a ja siedziałam na swojej torbie, wylewając potoki łez. I zastanawiałam się: ile mam czasu na ułożenie nowego planu?


PERSPEKTYWA LEO

                Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Ja i Cha Hakyeon. Moja ofiara. Był lekko poobijany, bo nie mogłem się powstrzymać, by nie zobaczyć, jak zwija się i jęczy z bólu, kiedy Hongbin i Ken okładali go pałkami. Wiedziałem, że Daisy się w nim zakochała. Stała się inna. Nigdy taka przy mnie nie była. Przez to znienawidziłem Hakyeona. Pozwoliłem jej lecieć z nim do Paryża, by mieć pewność. Wysłałem tam Hyuka i kazałem ich obserwować. Byli tak zapatrzeni w siebie, że się nie zorientowali. Daisy, przez tyle lat szkolona na swoje stanowisko, nie zauważyła, że to pułapka. Kipiała we mnie wściekłość. Ta ja jestem zleceniodawcą zabójstwa. Człowiek, który zgłosił się do mnie ze zdjęciem Hakyeona, interesował się tylko bieżącą sytuacją firmy. Nie chciał nikogo zabijać. A ja nie mogłem wyjść przy Daisy na tego najgorszego. Więc okłamałem ją, że zleceniodawca jest jeden. Wierzyłem, że się opamięta. Że nie poświęci swojego życia dla tego mięczaka. Pomyliłem się. Kłamała, kiedy okazywała mi uczucia. A ja ją naprawdę pokochałem! Ravi zagadnął mnie dziś, że Daisy szukała czegoś w moim gabinecie. Przejrzałem nagrania z monitoringu i aż mnie zmroziło. Zabrała swój paszport. Planowała uciec! Z nim! Z Cha Hakyeonem! Wszystko do mnie dotarło. Udało mi się go tu sprowadzić. I trochę się nad nim poznęcać. Och, wszystko układało się idealnie! Zacząłem tylko niepokoić się, czemu Daisy tak długo się nie zjawia.
- Lubisz muzykę? - zapytałem Hakyeona - umilę ci to czekanie. Posłuchamy sobie jej ulubionej piosenki. Kiedy się skończy, a Daisy nie przyjdzie, po prostu zrobię ci trujący zastrzyk. A jeśli przyjdzie... jeszcze trochę porozmawiamy.
Nastawiłem piosenkę Davida Lyncha i Lykke Li - I'm waiting here. Moje biuro wypełniło się łagodną muzyką.
- Mam nadzieję, że nie przyjdzie - odpowiedział Hakyeon.
Ogarnął go strach.


PERSPEKTYWA DAISY

                W gabinecie Leo grała muzyka. Rozpoznałam moją ulubioną piosenkę...  Obaj siedzieli naprzeciwko siebie, szef i Hakyeon, związany w podartych ubraniach, zakrwawiony. Ten widok łamał mi serce. Chyba bym upadła, gdyby nie podtrzymywał mnie Ravi. Leo kazał mu wyjść i być za drzwiami. A potem mnie zgwałcił. Na oczach Hakyeona. Zmusił go, by się przyglądał, bo jak choćby na moment odwracał wzrok, dostawałam w twarz. Przyglądał się i krzyczał, jakby to jego gwałcono. Po tym wszystkim Leo rzucił we mnie strzykawką z trucizną.
- Zabij jego lub siebie - powiedział - jeżeli zabijesz siebie, wiedz, że ja i tak jego zabiję. Jeżeli zabijesz jego, pozwolę ci żyć.
- Zabij mnie... - błagał Hakyeon, a ja wydałam z siebie rozpaczliwy krzyk - zabij mnie, Kim Dayoung.
Po jego policzkach płynęły łzy. I po moich też.
- Daisy! Zdecyduj wreszcie! - ponaglał Leo.
Jednym gestem wbiłam igłę w nogę Hakyeona i upadłam na podłogę, szlochając. Wydał z siebie tylko stłumiony jęk. I zasnął.
- Już dobrze. Już dobrze, Daisy - powtarzał Leo.
Tulił mnie, głaskał po włosach, całował. Miałam ochotę zwymiotować.
- Ravi! - zawołał wreszcie - masz się pozbyć ciała.
Zabrał Hakyeona. Wyswobodziłam się z objęć Leo i powiedziałam, że chcę zostać sama.
- Możesz iść do swojego pokoju. To nadal twój pokój - przypomniał.
W torebce trzymałam zastrzyk z antidotum, zdobyty, zanim tu przyjechałam od zaprzyjaźnionego nielegalnego farmaceuty. Wiedziałam, że w ciągu dziesięciu minut muszę je podać Hakyeonowi, by go uratować. Gdybym tylko miała pojęcie, gdzie jest... Mógł mi to zdradzić tylko Ravi. Zadzwoniłam do niego.
- Gdzie? Gdzie go zabrałeś?! - krzyczałam.
- Daisy, nie mogę ci tego powiedzieć.
- Rozmawiałam z szefem. Pozwolił mi go ostatni raz zobaczyć.
- Jest w furgonetce w garażu. Zaraz wyruszam z nim do doktora Min, żeby wiesz... wykorzystać organy...
Rozłączyłam się. I wreszcie zwymiotowałam. Byłam akurat w toalecie. Ruszyłam w kierunku garażu. Chciałam wyjść bocznymi drzwiami, by pozostać niezauważoną. Niestety, natknęłam się tam na Hongbina.
- Szefie! - zawołał - mam ją!
W jednej chwili poczułam uderzenie w twarz. To Leo.
- Ty zdziro! Ty przebiegła suko! Odpocząć w swoim pokoju, tak?! Darowałem ci życie! A ty zamiast docenić moją dobroć chciałaś uciec!
- O Boże nie... chciałam zobaczyć Hakyeona - powiedziałam - błagam, błagam, pozwól mi go tylko zobaczyć. Ostatni raz! Potem będę twoja, będę cię kochała, zrobię wszystko!
- Nie wierzę ci. Nie wierzę ci, Daisy - odpowiedział i dał mi śmiertelny zastrzyk.
Upadłam. Odszedł. Zostawił mnie tam. Samą. Mam minutę, minutę zanim zapadnę w sen i nigdy więcej się nie obudzę. Widziałam otwartą furgonetkę. I Hakyeona. Dzieliły nas trzy metry. Cała wieczność. Czołgałam się, czując jak opanowuje mnie odrętwienie, kolejne mięśnie obumierają. Nie wolno mi zasnąć. Nie wolno mi zamknąć oczu. Nie wolno!!! Półprzytomna wyjęłam z torebki antidotum i wstrzyknęłam Hakyeonowi, wydając z siebie ostatnie tchnienie.


ROK PÓŹNIEJ

PERSPEKTYWA HAKYEONA

                Co najbardziej spodobało mi się na Hawajach? To, że tu wiecznie świeciło słońce. Kim Dayoung lubiła słońce. Pamiętam, jak opalając się na moim tarasie wystawiała twarz ku ostrym promieniom i uśmiechała się. Niestety, pamiętam też jej łzy.
- Yeon, znowu rozmyślasz o Daisy? - zapytał Ravi, wychodząc ze swojego pokoju z jakąś półnagą panną.
- Nie.
- Nie kłam, już ja znam ten twój uśmieszek.
Tak, rozmyślałem o Daisy z uśmiechem, choć czasami też płakałem.
- Minął już rok. Yeon, ona tak zdecydowała. Umarła, bo chciała, byś ty żył. Ciesz się tym, poznaj sobie miłą dziewczynę, pokaż, że ofiara Daisy miała sens.
- Tak - zgodziłem się z nim - kiedyś tak zrobię, jeszcze jest za wcześnie.
- Kto to Daisy? - zapytała półnaga panna.
- To... - zaczął Ravi.
- To ktoś, kto oddał za mnie życie - powiedziałem.
Rok temu, Daisy wstrzyknęła mi antidotum i umarła. Zanim się obudziłem Ravi był już w połowie drogi do lekarza, który miał wyciąć i handlować moimi organami. Czasami żartowaliśmy, że gdybym pozostał nieprzytomny jeszcze kilkanaście minut... Obaj doznaliśmy szoku, że żyję. Ravi znalazł obok mnie torebkę Daisy, gdzie znajdowało się opakowanie po antidotum. Obok leżała strzykawka. Zrozumieliśmy wszystko. Płakaliśmy, jak dzieci.
- Gdybym wtedy nie nakablował Leo, że szukała czegoś w jego gabinecie... - powtarzał Ravi.
Czuł się winny jej śmierci. Tak, jak ja (przecież zamiast mi mogła wstrzyknąć antidotum sobie...) To nas połączyło. Poza tym chyba miał już dość nieuczciwego życia z bezdusznym szefem. Postanowiliśmy uciec. Wynajmowaliśmy domek na Hawajach, pracowaliśmy, Ravi podrywał dziewczyny. W Korei uznano mnie za zaginionego. Tylko moi rodzice wiedzieli, gdzie naprawdę jestem. Ravi wyszedł ze swoją panną. A ja modliłem się, przyrzekając kiedyś, pewnego słonecznego dnia udowodnić Dayoung, że jej ofiara miała sens.

OD AUTORKI:

To była ostatnia część tego krótkiego opowiadanka. I ja naprawdę przepraszam za zakończenie! Tak to po prostu wymyśliłam... Przepraszam też za okropnego Leo, kogoś musiałam zrobić tym złym i wypadło na Leo biedaka xD 

Ach i zapraszam jeszcze na piosenkę, mam nadzieję, że oddaje klimat: 

David Lynch & Lykke Li - I'm waiting here 

I tak dla zainteresowanych, przy wymyślaniu opowiadania inspirowałam się też kawałkiem Ich Troje - "Zastrzel mnie", który przypadkowo usłyszałam haha.

21/09/2016

school of hard knocks (rozdział 17)

ACCIDENTS WILL HAPPEN

Lee Stephanie

                - Nie czekajcie. Zapowiada się dłuższa rozmowa. Kiedy indziej wyskoczymy do pubu, ok? - zaproponowałam pozostałym członkom Boyfriend, zatrzymując, w swoim pokoju w dormie trenerów, jedynie Youngmina i Kwangmina.
- To niesprawiedliwe. Jesteśmy zespołem, też powinniśmy uczestniczyć w rozmowie - uparł się lider.
Prawdopodobnie, jak i pozostałą trójkę, zżerała go ciekawość, o czym chcę gadać z bliźniakami.
- Obawiam się, że to niestety sprawa prywatna - odpowiedziałam.
- Chyba zaczynam rozumieć! - zawołał podekscytowany Hyunseong - obaj są w tobie zakochani, a ty nie wiesz kogo wybrać.
- Nie, no przecież odrzuciła Younggie'ego. Powiedziała, że kocha Kwang'a - dodał Jiyeon.
Youngmin posłał mu mordercze spojrzenie. Kwangmin odpowiedział uśmiechem.
- Wynocha - powiedziałam - chcę rozmawiać z bliźniakami.
Donghyun, Jiyeon, Hyunseong i Jeongmin opuścili mój pokój. Dla pewności sprawdziłam jeszcze, czy nie stoją za drzwiami i nie podsłuchują. To byłoby tak typowe dla nich zachowanie! Spojrzałam na Youngmina i Kwangmina. Wydawali mi się jednocześnie najbardziej uroczymi i tępymi na świecie istotami.
- Od początku miałam przez was tylko kłopoty. Nie brałam tego do siebie, bo wszyscy trenerzy je przez was mieli. Ale nigdy nie dochodziło do sytuacji, że jeden zamyka się w kiblu i wywołuje taki rozpierdziel, bo nie chce mu się wyjść na scenę!
- To było silniejsze ode mnie - tłumaczył Youngmin - nie chodzi o to, czy mi się chciało, czy nie chciało, po prostu nie mogłem wyjść. A potem się przestraszyłem, że będziecie na mnie źli...
Tak, dopiero gdy go przekonałam, że tym uporem tylko pogarsza swoje położenie, wyszedł.
- To prawda, że Young wyznał ci uczucia? - zapytał Kwangmin.
I tak wszyscy już o tym wiedzieli, bo na parkingu studia telewizyjnego sam się przyznał.
- To prawda - odpowiedziałam.
- Co za gnojek - skomentował Kwangmin.
- Wiedziałem, że masz zamiar wyznać jej wszystko po dzisiejszym odcinku. Postanowiłem cię wyprzedzić. Bo mi pierwszemu się spodobała! A ty byłeś pewien, że to tamta prostytutka! - oznajmił z triumfującym uśmiechem Youngmin, jakby chcąc się pochwalić swoim sprytem i inteligencją, że wpadł na pomysł wyprzedzenia brata.
- Ja prostytutka?! - zawołałam.
- No ta, co przypadkowo poszła do B2STów. Kwangmin myślał, że ty nią jesteś - emocjonował się Youngmin.
- Nie ciesz się, i tak przecież powiedziałeś, że wybrała mnie - odszczeknął Kwangmin.
- I tego akurat nie rozumiem. Skąd pomysł, że miałabym "wybrać" kogoś z was? Ja jestem waszym menadżerem! I łączą nas jedynie czysto oficjalne stosunki! - wyjaśniałam, przerażona, że po odrzuceniu Youngmina będę musiała jeszcze odrzucić jego brata. Wspaniale.
- No przecież sama tak powiedziałaś... że podoba ci się ktoś inny... - przypomniał Youngmin.
- No i ubzdurałeś sobie, że to Kwangmin!? Gratuluję! - krzyknęłam.
- A... nie? - zdziwił się Youngmin.
- Jak nie ja, to kto?! - oburzył się Kwangmin.
- Rain! - wykrzyknął niespodziewanie Youngmin - pamiętam, jak się w siebie wpatrywaliście wtedy w garderobie! To Rain, prawda?
Moja mina mówiła wystarczająco.


Kim Hyuna

                - Kim Hyuna! - usłyszałam głos i odwróciłam się.
Pośrodku korytarza stał MC Mong i mierzył mnie złowrogim spojrzeniem.
- Tak? - zamrugałam rzęsami, udając słodką idiotkę.
- Chyba musimy o czymś porozmawiać. Zapraszam.
Pokazał mi, bym poszła za nim. Poszłam. Po chwili siedzieliśmy w jednym z biur, założyłam nogę na nogę i oparłam podbródek na łokciu.
- Słucham, MC Mong, o czym chcesz porozmawiać? Nie przeciągajmy tego, to był bardzo nerwowy dzień. Youngmin dostarczył nam takich emocji, że myślę tylko o tym, by położyć się z pudełkiem lodów. A miałam spędzić tę noc z facetem w luksusowym hotelu...
Moja paplanina wytrąciła go z równowagi. O to mi chodziło.
- Tak, ten dzień nie był najprzyjemniejszy. A ja nie zapraszałem cię tutaj, by rozmawiać o tym, gdzie i z kim miałaś spędzić dziś noc. Słucham, co masz do powiedzenia o kamerze? Może sama się zbiła?
- Oh, to był wypadek. Wypadki chodzą po ludziach - odpowiedziałam mu znanym przysłowiem, nie dając się sprowokować.
- Wypadek, że złapałaś stojak do mikrofonu i przywaliłaś nim w kamerę?
Wzruszyłam ramionami.
- Cóż, podczas śpiewania zdarzają się wypadki. Niestety nie wszystko się nagrało. A więc nie dowiesz się, co robiliśmy, gdy już przypadkowo zbiłam kamerę.
- Zostajesz obciążona kosztami za zamontowanie nowej - oznajmił MC Mong - i upominam cię po raz ostatni: nie wdawaj się w romans z Jokerem, z żadnym z uczestników. Nie zawaham się zdyskwalifikować was za złamanie zasad.
- Najpierw musisz mieć dowód. Nikogo nie przekonają twoje domysły i podejrzenia, jeżeli nie zdobędziesz nic na ich potwierdzenie.
- Pomyliłem się co do ciebie. Gdy podpisywałaś kontrakt wydawałaś się pracowita i sympatyczna. Pracowita może jesteś, za to sympatyczna... nie, jesteś po prostu bezczelna.
- No proszę, jak celnie potrafisz osądzić mnie, a nie widzisz na przykład tego, że mała Min Dohee jest w tobie nieszczęśliwie zakochana.
Parsknął śmiechem.
- Nie wiesz, co łączy mnie i Dohee. I nie mam zamiaru ci opowiadać, jak wygląda sytuacja.
- No to chyba doszliśmy do porozumienia. Ja zostawiam w spokoju ciebie i Dohee, ty mnie i Junhyunga - podniosłam się i ruszyłam do drzwi - dobranoc, MC Mong.
Jechałam taksówką do dormu 4Minute, gdy Joker przysłał mi sms-a. "Co z hotelem?". "Przykro mi. Nie spełniłeś warunku.", odpisałam. "Było 5 do 5" uparł się. Uświadomiłam go: "54% do 46%, to wciąż wygrana Boyfriend.". Powtarzałam sobie, że to był znak. Nie powinnam popełnić drugi raz tego błędu i iść do łóżka z Jokerem. Zapewne znów bym żałowała. Nie mogę go kochać. Po prostu nie mogę. Czasami, gdy był zbyt blisko, zapominałam się. Chciałam mu zaufać i przekonać się, że mnie nie skrzywdzi. Potem myślałam sobie: a jeżeli skrzywdzi, przeżyję kolejne rozczarowanie. Przegrana B2ST podziałała jak zimny prysznic. Junhyung nie spełnił warunku, który wymyśliłam, by iść z nim do łóżka. Powinnam się cieszyć! A ja rozpaczałam... W dormie na dole nie zastałam nikogo. Na piętrze tylko Jihyun. Ostatnio to typowe. Wpadam i nikogo nie zastaję.
- Gdzie wywiało resztę?
- Są u chłopaków.
Ach tak, zapomniałam, że tylko ja i Jihyun to singielki.
- Unni, zjesz ze mną pudełko lodów? - zapytałam - mam ogromną ochotę na coś kalorycznego.
- Ok.
- To przyniosę - zaproponowałam i ruszyłam na dół.
- Oglądałam cię w telewizji! Coś rozkojarzona byłaś przy tym dawaniu punktów... - gadała Jihyun, a ja odwróciłam się, by ją lepiej słyszeć. Wtedy źle stanęłam i sturlałam się ze szczytu schodów. Wydałam z siebie przerażający krzyk, odkrywając, że nie mogę się poruszyć. Po chwili znalazła się przy mnie spanikowana Jihyun.
- Hyuna! O cholera! Nic ci nie jest?! - z jej pomocą zdołałam się podnieść i przekonać samą siebie, że skoro wstałam, chyba niczego nie złamałam, czy nie zwichnęłam. Mimo to wszystko mnie bolało.
- Wezwę pogotowie! - zawołała Jihyun.
Powstrzymałam ją. I pomyślałam, że gdybym pojechałam z Jokerem do hotelu, prawdopodobnie uniknęłabym tego nieszczęsnego wypadku.


Yong Junhyung (B2ST)

                W sobotę pół nocy przegadałem z mamą. Siedzieliśmy, piliśmy jej domową nalewkę z aronii i rozmawialiśmy.
- Jestem z ciebie dumna - powiedziała - nie przestaję słuchać twojej piosenki.
- Mówisz tak, bo jesteś moją mamą - stwierdziłem - brak ci... tego no, obiektywizmu. Poza tym nie ja sam napisałem tę piosenkę. Pomagali mi muzycy z wytwórni.
Zaczęła mnie łaskotać. 
Następnego dnia postanowiłem, że odezwę się do brata. Napisałem mu na kakao, czy zobaczymy się wieczorem na mieście. Odpowiedział, że ok. Koło 20tej pożegnałem się z mamą i pojechałem do pubu, gdzie umówiłem się z Junsungiem. Przywitał mnie uściskiem, którego jakoś nie odwzajemniłem. Za rzadko się widywaliśmy, nie byliśmy sobie tak bliscy. Wypiliśmy po piwie, gadając trochę o moim zespole i o szkole mojego brata. W pewnym momencie Junsung poszedł do kibla i wrócił dziwnie wzburzony.
- Wiesz, jakiś koleś mnie popchnął i się zaczynał. Oddałem mu.
- Pobiłeś go?
- Oj, zaraz pobiłem... poszarpaliśmy się trochę.
Potem gadaliśmy o jeszcze innych sprawach, wreszcie wyszliśmy z pubu. Pokonaliśmy zaledwie kilka metrów, gdy pojawiło się przy nas kilku napakowanych kolesi. Złapali mojego brata i zniknęli z nim w bocznej alejce. Jeden z nich trzymał mnie i zasłaniał mi usta.
- Brat? - spytał, a ja potwierdziłem - należała mu się nauczka. Pobił w kiblu Coyote'a.
Junsung próbował się bronić, nie miał niestety żadnych szans. Był jeden, a ich trzech. Niedobrze mi się robiło, widząc, jak biją go po mordzie, walą w brzuch, zaczynają kopać. Zmobilizowałem wszystkie siły, by wyrwać się trzymającemu mnie kolesiowi. Kilka razy uderzyłem go w twarz. Zachwiał się, a potem jakby oszalał. Ruszył na mnie, jednym ciosem powalając na ziemię. Po chwili dołączyło do niego jeszcze dwóch kolesi. Wreszcie wszyscy zostawili mojego brata. I skupili się na mnie. Skuliłem się tak, by chociaż nie trafiali kopniakami w głowę. Najbardziej obawiałem się o nerki. To na nich się skupili. Junsung już ich nie interesował. Przenieśli się na mnie. Krzyczał i próbował mi pomóc, a oni tylko go odpychali. Wydawało mi się, że to się nigdy nie skończy. Poczułem niespodziewane szarpnięcie. Jeden z kolesi przytrzymywał mnie w pionie, drugi walił po mordzie. Wreszcie pozwolili mi znów upaść na ziemię i uciekli. Prostopadłą ulicą chodzili ludzie. Nikt nie zareagował. Bali się. W ustach czułem smak krwi. Wszystko mnie bolało. Muszę dziś wracać do dormu, ewentualnie jutro, ta myśl nie dawała mi spokoju. Junsung, po którym oprócz jednej ranki nad brwią nie było widać oznak pobicia ukucnął obok i złapał mnie za rękę.
- Hyung - powtarzał drżącym głosem - proszę, wracajmy do domu!

***

                Ojciec osłupiał na nasz widok.
- Tato, napadli nas! - zawołał spanikowany Junsung.
Podtrzymywał mnie, a ja i tak ledwie mogłem stać. Tata pomógł mi dojść do kanapy w pokoju.
- Wezwę pogotowie - postanowił.
Zbliżał się do telefonu, kiedy zaprotestowałem:
- Nie, tato, proszę! Nie wzywaj. Muszę najpóźniej jutro wracać do dormu.
Wiedziałem, że ze szpitala mógłbym tak szybko nie wyjść.
Kazał Junsungowi przynieść miskę letniej wody, ręcznik i apteczkę. Zajął się jego raną nad brwią, potem usiadł z powrotem przy mnie.
- W szpitalu zrobiliby to lepiej - powiedział tylko.
Wzruszyłem ramionami. Zmył mi ręcznikiem krew z twarzy.
- Tato, nie możesz być delikatniejszy? Hyung stanął w mojej obronie, gdyby mi nie pomógł, też bym tak wyglądał - poprosił Junsung.
Tata nie zareagował. Nasączył w wodzie utlenionej kilka patyczków do uszu i dezynfekował moje rany. Szczypało. Postanowiłem sobie, że wytrzymam i nie krzyknę. Nie zniszczę tego... Tylko kilka łez popłynęło mi po policzkach, kiedy dotarło do mnie, że ja i mój ojciec nigdy nie byliśmy sobie bliżsi, niż w tej chwili.


Lee Gikwang (B2ST)

                Umawialiśmy się z chłopakami, że co tydzień ktoś z nas będzie zostawać w dormie z Dongwoonem. Nie jeździł do domu, czasami jedynie dzwonił do brata, ewentualnie do mamy, a my nie chcieliśmy, żeby musiał siedzieć tu sam. W ten weekend wypadało na mnie.
- Ja nie mam pięciu lat, nie potrzebuję opieki 24/7. Jedź do domu, albo do swojej laski - namawiał mnie w niedzielę.
- Nie wiem, czy chcę się z nią widzieć. Ostatnio tylko robi mi wyrzuty i o wszystko się obraża. Może będzie milsza, jak się trochę stęskni - powiedziałem.
- Pewnie już się tęskniła. Z tęsknoty zaczęła się tak dziwnie zachowywać.
- Uprzedziłem ją, że nie zobaczymy się w ten weekend. Poza tym zaprosiła dziś przyjaciółki.
- To zrób jej niespodziankę - wymyślił Dongwoon.
Stwierdziłem, że ten pomysł nie jest najgorszy.
- A może pojedziesz ze mną? - zaproponowałem.
- Do twojej laski? Sorry, hyung, nie bawią mnie trójkąty.
Rzuciłem w Dongwoona poduszką i spakowałem kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Postanowiłem wpaść na chwilę do domu, a potem odwiedzić Hyerim. Rodzice się zdziwili. Nie spodziewali się mnie ani wczoraj, ani dzisiaj. Nie przestawali mi gratulować występu i wypytywali o kolejny kawałek.
- Junhyung i ludzie ze studia już nad tym pracują - powiedziałem - postanowiliśmy wyjść wreszcie z czymś szybkim, dynamicznym i imprezowym. "Beautiful night", sam tytuł zachęca, nieprawda?
- Następna wygrana będzie wasza - przeżywała mama.
Pomogłem jej przy obiedzie. Tata kręcił się dookoła i, jak oboje stwierdziliśmy, przeszkadzał. Udając obrażonego, poszedł nakrywać stół. Wtedy zapytałem o mojego brata.
- Mówił, że jedzie do kolegi i wraca wieczorem - odpowiedziała mama.
- A, no to chyba się nie zobaczymy, bo ja chcę jeszcze odwiedzić Hyerim - uprzedziłem.
Po obiedzie zagadałem się z rodzicami i oczywiście się zasiedziałem. Wiedziałem, że tak szybko mnie nie wypuszczą. Namawiali, bym zaczekał na Hyekwanga, niestety był wieczór a ten nadal nie wracał. Wreszcie spakowałem sobie kilka czystych ubrań na najbliższy tydzień i pożegnałem się. Złapałem autobus i pojechałem do Hyerim. Byłem przed jej domem kilka minut po dwudziestej drugiej. Z ogrodu dochodziły strzępy rozmowy. W pierwszej chwili nie zorientowałem się, co się dzieje. Rozpoznałem głosy dopiero, gdy otworzyłem furtkę i mnie zobaczyli: Hyerim i Hyekwang. Wpatrywaliśmy się wszyscy w siebie wzajemnie jak zahipnotyzowani. Przypominało to scenę z kiepskiej komedii: koleś przyłapał swoją dziewczynę i swojego brata późnym wieczorem w jej domu, podczas gdy ona rzekomo zapraszała dziś przyjaciółki, a on był u kolegi!
- Gikwang, co ty tu robisz? - zapytała zaskoczona Hyerim.
- Co ja tu robię?! Mnie dziwi, co tu robi mój brat, ja tylko przyjechałem odwiedzić dziewczynę!
- Hyung, ja się tu uczę angielskiego - wypalił Hyekwang.
Głupszej wymówki by nie wymyślił.
- Ty i nauka? Błagam!
- Oppa, taka jest prawda. Hye poprosił mnie dwa tygodnie temu, żebym uczyła go angielskiego - tłumaczyła Hyerim.
- Aha i nic mi nie powiedzieliście? Gdyby chodziło tylko o to, nie musielibyście okłamywać wszystkich dookoła, że zapraszacie przyjaciół, czy jedziecie do kolegi! - powtarzałem.
Z domu wyszła mama Hyerim, pytając, co tu się dzieje.
- To ja chcę wiedzieć, co tu się dzieje! - wykrzyknąłem.
- Jak to, co? Hyerim uczy twojego brata angielskiego - oznajmiła pani Cha.
- Kryje ich pani? - zapytałem - czy dała się pani wciągnąć w te obrzydliwe kłamstwa?
- Gikwang! - upomniała mnie przerażona Hyerim - to nie są kłamstwa! Błagam cię, nie wyciągaj pochopnych wniosków.
- Gdyby nie były, to czemu nie powiedzielibyście mi o tym wcześniej?
- Bo wiedzieliśmy, jakbyś zareagował. Hyerim wiedziała. I poprosiła, byśmy ci o tym nie mówili. Nie myliła się! Ty jesteś zupełnie popieprzony! - stwierdził Hyekwang.
- Sugerujesz, że Hyerim cię zdradza?! - wołała jej matka.
- Niczego nie sugeruję, przecież widzę!
- Co widzisz?! Mnie i Hyekwanga rozmawiających w ogrodzie! I wymyślasz o nas niestworzone historie! - po policzkach mojej dziewczyny popłynęły łzy.
Ja też najchętniej bym się rozpłakał.
- Nie wierzę wam - powiedziałem - Hyekwang od dawna cię podrywał, nastawiał przeciwko mnie i ostatecznie mi ciebie odebrał!
Mój brat wybuchnął śmiechem. Hyerim tylko płakała.
- To twoja sprawa, w co wierzysz, a w co nie. A to mój dom i nie pozwolę, żebyś się tu awanturował - dodała pani Cha.
Przytuliła Hyerim i zniknęły za drzwiami, zostawiając w ogrodzie mnie i Hyekwanga.
- Cha Hyerim, rzucam cię! Słyszysz?! Zrywam! Idź sobie do mojego brata, czy do kogo tam chcesz! Nic mnie to nie obchodzi!!! - wykrzykiwałem, aż zatrzasnęła okno.
Wreszcie mam odpowiedź: dziwne zachowanie Hyerim, jej niechęć, by przeżyć wspólnie nasz pierwszy raz, wieczne wyrzuty... Pod moją nieobecność szukała pocieszenia u mojego brata. Wiedziała, że jest gotowy jej je dać. Rzygać mi się chciało.
- Ciebie naprawdę pogięło - stwierdził Hyekwang i pokazał mi, żebym popukał się w głowę.
Potem każdy z nas poszedł w inną stronę.


Shim Hyunseong (Boyfriend)

                Sohyun siedziała naprzeciwko mnie w kawiarni i jadła swoją porcję lodów, ja swoją.
- Oglądałam was wczoraj z takim przejęciem, że aż mnie ręce rozbolały od trzymania kciuków. No i oczywiście zagłosowałam. Wysłałam chyba z dziesięć sms-ów. Tak się cieszę, że wygraliście! - opowiadała, czasami odgarniając niesforne kosmyki włosów, wpadające jej do pucharka z lodami.
- Hmmm, wygraliśmy... inni nazywają to remisem.
- Ale procentowo wypadacie lepiej.
- Podoba mi się twoje podejście - uśmiechnąłem się.
- Przecież powiedziałam, że jestem waszą fanką! - przypomniała - o jezuuu, te lody są przepyszne!
Wygrzebywała resztki z pucharka.
- Chcesz jeszcze? Jak już powiedziałem, ja stawiam.
- Ohhh, nie chcę cię tak naciągać...
- Sohyun - zwróciłem się do dziewczyny jej imieniem - spokojnie, to rekompensata za te sms-y, co na nas wysłałaś
- Skoro tak, chętnie zjadłabym jeszcze.
Zamówiłem dla nas po dodatkowej porcji lodów. Sohyun była uszczęśliwiona, aż oblizywała usta. Zapytałem ją o jej stosunki z siostrą.
- Nie jest, ani lepiej, ani gorzej. Poszukałam nowej pracy, powoli spłacam dług - odpowiedziała.
Zauważyłem, że rozmowa o tym nie sprawia jej przyjemności, nic dziwnego.
Poprosiła mnie, bym lepiej opowiedział coś o swoim zespole. Więc opowiedziałem o opiece nad lalkami, konkursowym odcinku, dziwnym zachowaniu Youngmina i Kwangmina. Anegdotki o chłopakach najbardziej ją interesowały. W pewnym momencie spytała:
- A... w zasadzie... to czemu Jeongmin nie mógł dzisiaj przyjść?
- Nie wiem, czy nie mógł. Po prostu go nie zapytałem - powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Jak to? - zdziwiła się - czemu?
- A czemu miałbym go pytać?
- No... przecież się poznaliśmy, myślałam, że wyjdziemy wszyscy we trójkę.
- Nie planowałem spotkania we trójkę - odpowiedziałem - zależało mi, by zobaczyć ciebie. Polubiłem cię. Chciałbym... żebyśmy się spotykali.
Domyśliłem się, że może to za szybko. Widzieliśmy się dopiero drugi raz. Ale ja byłem stuprocentowo pewien swoich słów, więc po co owijać w bawełnę? Sohyun wyglądała na zmieszaną.
- Ja... nie wiem, co powiedzieć - przyznała niepewnie.


Nam Gyuri

                Obudził mnie telefon. Dochodziła 8.00 rano. Pomyślałam, że to Joonwon, choć o tej porze zazwyczaj jeszcze spał, jeżeli akurat nie prowadził żadnych konkurencji w School of hard knocks. A z tego co mi wiadomo, dziś go tam nie potrzebowali. Sięgnęłam telefon, dzwoniła Riyoo. Odebrałam, zaspana.
- Tak, słucham?
- Cześć. Wiesz, otwierałam dziś redakcję, opróżniałam skrzynkę i... znalazłam dziwny list. 
- W sensie...? - zapytałam.
To, że zadzwoniła z tą sprawą do mnie mogło oznaczać tylko, że list dotyczył bezpośrednio mojej osoby. Poczułam nieprzyjemny dreszcz. Ten człowiek nigdy nie da mi spokoju... Śledził mnie, gdy szukałam informacji do artykułu o szamanizmie, odwiedził redakcję, wreszcie wysłał list... Co w nim było, że Riyoo nazwała go "dziwnym"? Czyżby czytała jego treść?!
- Gyuri, to list do twojego chłopaka.
- Co?!
- Na kopercie napisane jest jego imię i nazwisko, Moon Joonwon.
Co ten człowiek chce od Joonwona?!, zastanawiałam się. O cokolwiek chodzi, ten list nie powinien trafić w jego ręce.
- Ja... zaraz po to przyjadę - postanowiłam.
- Ok - powiedziała Riyoo.
Musiała wyczuć moje zdenerwowanie.


OD AUTORKI:


Jak obiecywałam, Junhyung dostał "zasłużony' wpierdol. Magda165, wiem, że chodziło ci o to, by pobił go ktoś z uczestników show, niestety nie znalazłam powodu, a więc zasłużył, to dostał, nieważne od kogo xD