30/11/2016

school of hard knocks (rozdział 27)

WHAT IS RIGHT? WHAT IS WRONG?

Lee Jeongmin (Boyfriend)

                Sohyun po swojej rozmowie z Hyunseongiem dołączyła do mnie na mieście. Widziałem, że wcześniej płakała, choć powtarzała, że wszystko poszło dobrze. Kazałem jej nie udawać, jeżeli jest szczęśliwa, niech mówi jaka jest szczęśliwa i jeżeli jest smutna, niech mówi jaka jest smutna. Uparła się, że naprawdę wszystko poszło dobrze, po prostu Hyunseong przyjął to trochę zbyt impulsywnie. Kiedy zadzwonił, siedzieliśmy w pubie, w którym dwa tygodnie temu wyznaliśmy sobie uczucia i, który stał się naszym ulubionym. Sohyun postanowiła, że nie odbierze. Niestety Hyunseong się nie poddawał. Zaproponowała, że wyłączy telefon, a mi zrobiło się jakoś żal Seong'a. Nie dość, że Sohyun dała mu kosza, to jeszcze wolała spotykać się z jego przyjacielem... Zaproponowałem, żeby odebrała i poprosiła go, by więcej nie wydzwaniał. Tak zrobiła. Powiedziała "proszę, nie dzwoń do mnie", a Hyunseong wystrzelił ze swoim pijackim monologiem:
- Jeongmin to męska dziwka. Zapytaj go. Dawał się rżnąć w dupę wszystkim, co tylko mieli z czego zapłacić.
Byłem wystarczająco blisko Sohyun, by to usłyszeć. Pewnie wyczuła, że zadrżałem. Spuściłem wzrok, zaciskając dłonie w pięści. Policzki mnie paliły. Sohyun rozłączyła się, zszokowana, i odłożyła telefon. Wbijała we mnie niepewne spojrzenie.
- Oppa...? - zapytała piskliwym głosem.
Zazwyczaj tak nie brzmiała... wszystko wskazywało, że znowu ledwie powstrzymywała płacz. Może gdybym opanował swoje reakcje, udałoby mi się ją okłamać. Tylko jaki jest sens zaczynania związku od kłamstwa?
- Ja... wszystko ci opowiem - postanowiłem.
- Wszystko? - powtórzyła - powiedz tylko, czy to prawda, "tak" lub "nie".
 - Tak...
Schowała twarz w dłoniach i przyznała z ciężkim westchnieniem:
- To obrzydliwe...
Racja, to obrzydliwe. Nie dziwiłem się, że Sohyun czuje do mnie jedynie wstręt, też go czułem. Byłem godny największego pożałowania. Cały zaczynałem się trząść, jak tylko przypominałem sobie, co pozwalałem sobie robić tym chorym zboczeńcom...
- Sohyun... to nie tak. Moja siostra była chora, potrzebowała pieniędzy na leczenie...
- Przepraszam, ja już lepiej pójdę.
Wstała w pośpiechu, potykając się o moje nogi, gdy mnie mijała, a ja ją przytrzymałem. Patrzyła w podłogę, słuchając mojego błagania:
- Proszę... Nie odchodź tak. Ja wiem, że to dla ciebie szok...
- Jeongmin. Puść mnie.
- Zobaczymy się jeszcze?
- Puść.
Wypadła z pubu, jakby brzydziła się być w tym samym pomieszczeniu, co ja. Byłem załamany. Żałowałem, że nie przyznałem się jej do wszystkiego wcześniej. Może nie zrywałaby z Hyunseongiem. Może by się dogadali. Może byliby dzisiaj parą. A z drugiej strony nie mogłem mu wybaczyć tej perfidnej zdrady. Ok, upił się, miał do mnie żal, mścił się, że odbiłem mu dziewczynę. Ale czy to go upoważniało, by zdradzić Sohyun mój najgorszy sekret? Zapłaciłem za to, co piliśmy i wybiegłem z pubu, mając nadzieję, że ją dogonię. Wystarczyłoby mi, gdyby chociaż obiecała, że jeszcze się odezwie. Nigdzie jej nie było. Tylko grupki podpitych nastolatków krążyły między lokalami. W tym tłumie i tak pewnie nie znalazłbym Sohyun. Zimne powietrze trochę mnie otrzeźwiło, mimo wszystko wolałem nie wracać do domu. Moi rodzice i rodzeństwo zaraz zauważyliby, że dzieje się coś niedobrego. Kiedy Minhee chorowała, a ja przychodziłem po spotkaniach z tymi obleśnymi typami i zamykałem się w łazience, a potem wypłakiwałem się w poduszkę, wierzyli, że to po prostu z troski o siostrę. Dziś nie miałbym odpowiedniej wymówki. Godzinę później wszedłem do dormu. Nikt nie zostawał tutaj w weekendy, byłem sam i mogłem się wreszcie rozpłakać. Tylko, że to nie pomagało. Po raz kolejny uświadamiałem sobie, jak ja bardzo siebie nie znoszę. Nie znoszę tego, że moja przeszłość nie pozwala mi cieszyć się normalnym życiem. Nie znoszę swojego ciała. Poszedłem do kuchni i zabrałem z szuflady nóż. W łazience zrzuciłem koszulkę. Pierwsze cięcie. Byłem w tym doświadczony, wypracowałem technikę, by nie zostawały blizny. Ale dziś to inna sytuacja. Kolejne cięcie, nie żeby oswoić fizyczny ból. Dzisiaj to serce mnie bolało. Nie tak prosto jest je zagłuszyć. Po chwili po moich ramionach popłynęła krew. A ulga i tak nie nadchodziła.


Son Dongwoon (B2ST)

                Gikwang postanowił, że w weekend pojedzie wreszcie do domu, mimo żalu do swojego brata. Stwierdził, że postara się po prostu go ignorować. Poza tym rodzice niecierpliwili się, kiedy ich odwiedzi i nie chciał, by ponosili konsekwencje za winy Hyekwanga. Do mnie też mama i brat cały czas wydzwaniali, chociaż nie zapraszali do domu. Pewnie ojciec im nie pozwalał. Nie mógł zaakceptować, że po moim wypadku z paralotnią nie zaskarżyłem producentów i nie zrezygnowałem z programu. A więc w ten weekend też nie zamierzałem ruszyć się z dormu. No chyba, że do sklepu. Tam akurat szedłem po coś do zjedzenia. W dodatku Joker, korzystając z tego, że w soboty i niedziele nikt nas nie nagrywał, wymyślił sobie z Hyuną romantyczną noc na terenie kompleksu i kazał mi kupić dla nich dobre czerwone wino. Tak, ja już widzę ten ich romantyzm... Śmieszyły mnie trochę te wszystkie zboczone historie, które krążyły o Junhyungu i trenerce (ok, głównie ja i Doojoon je tworzyliśmy), bo w rzeczywistości sprawiali wrażenie prawdziwych słodziaków. Myślałem sobie o tym, kiedy zauważyłem kogoś przykucniętego przy basenie. To był Jeongmin. Dziwne, zwykle nikt z Boyfriend nie zostawał tu na weekendy. Podszedłem bliżej i zobaczyłem, że ryczy, bez większego sensu zanurzając opuszki palców w wodzie i rysując nieregularne kształty.
- Hej. Co się dzieje? Sam tu jesteś? - zagadnąłem.
Podniósł wzrok i obrzucił mnie zaskoczonym spojrzeniem.
- Wszystko ok - skłamał.
- No dobra, jak nie chcesz gadać, to nie - pocieszyłem go koleżeńskim klepnięciem w bark.
A Jeongmin syknął, jakbym zrobił mu nie wiadomo co.
- Aaa!
Poczułem na swojej ręce coś lepkiego. Krew. Cały rękaw jego kurtki był zakrwawiony.
- Jeongmin... co to, kurwa...?!
- Zostaw mnie.
Chciał odejść, a ja go zatrzymałem i przypadkowo znowu złapałem za tę zranioną rękę. Jongmin zawył głośno i zgiął się w pół.
- Ała! Co robisz, idioto?! - wyzywał mnie.
A kiedy go puściłem, osunąłby się na ziemię, gdybym znowu go nie przytrzymał, z trochę większym wyczuciem.
- Chodź. Opatrzymy to - zaproponowałem.
Dopiero wtedy zobaczyłem, jaki Jeongmin jest słaby. Bez niczyjej potrzeby nie doszedłby do mojego dormu.
- Jun, przynieś apteczkę - poleciłem Jokerowi.
O nic nie zapytał. Widocznie zobaczył już, że Jeongmin jest ranny. Przyniósł tę apteczkę, a ja nie znalazłem tam nic oprócz kilku plastrów i butelki wody utlenionej. To nie wystarczy.
- U mnie w dormie też nie ma bandaży - Jeongmin domyślił się, czego szukam.
- Ok. I tak szedłem do sklepu - stwierdziłem - zaraz wracam. Jun, zajmij się nim, bo się wykrwawi.


Yong Junhyung (B2ST)

                Dongwoon przesadzał. Wykrwawieniem to nie groziło. Jeongmin był wystraszony i chyba trochę zestresowany, że został skazany na moje towarzystwo. Racja, nigdy się nie dogadywaliśmy... Też czułbym się nieswojo w jego sytuacji.
- Kto ci to zrobił? - zapytałem i usiadłem przy nim - sam to sobie zrobiłeś?
Nie odpowiadał. Czyli tak, jakby potwierdził, co? Kazałem mu zdjąć koszulkę i pozwolić to opatrzyć.
- Nie musisz - stwierdził.
- Kurwa, Jeongmin. Wolisz, żebyśmy my ci pomogli, czy chcesz iść do szpitala? A jak już się tniesz, naucz się umiaru.
- Poniosło mnie... Przedtem mi się to nie zdarzało.
- Ok. O nic nie pytam. Ściągaj koszulkę, bo to serio nie wygląda dobrze.
Wreszcie mnie posłuchał. Na obu ramionach miał kilka głębszych cięć. Krzywił się, gdy je dezynfekowałem i przyciskałem ręcznik, żeby tak nie krwawiły.
- Hyung... - zaczął niepewnie Jeongmin.
- Co?
- Nie powiesz nikomu?
- A komu mam powiedzieć?
- No nie wiem... komukolwiek.
- Znam twoje gorsze sekrety i jakoś z nikim się tym nie podzieliłem - uspokoiłem go.
- Dzięki. Wiesz... ja i Hyunseong zabujaliśmy się w jednej dziewczynie... wybrała mnie. A Seong wygadał jej, co wcześniej robiłem... No i powiedziała mi, że to obrzydliwe.
Niech tu tylko nie zaczyna ze zwierzeniami... Nie uważam, żebym był mistrzem dawania życiowych rad. I w ogóle... dziwnie tak, gdy ktoś, kogo nigdy nie traktowało się dobrze opowiada o swoich prywatnych sprawach.
- Bo to obrzydliwe - potwierdziłem.
- Wiem. Myślisz, że czemu czułem potrzebę się ciąć?
- Bez sensu. To ci nie pomaga. Może przynosi chwilową ulgę, nic więcej. Potem i tak czujesz się jak gówno, prawda? Każdy chyba zrobił kiedyś coś, czego się wstydzi. Ale musi się z tym pogodzić i żyć. Obojętnie, czy inni też to zaakceptują.
- Ty tego nie zaakceptowałeś.
- Chodziło mi tylko o dobro Boyfriend. I wkurzyłem się, że to ukrywałeś. Wyobrażałem sobie, jaki byłby gnój, gdyby się wydało... A później, no wiesz czułem się okropnie, że mnie wyrzuciliście z zespołu. Chociaż nigdy tego nie żałowałem. Polubiłem się z B2ST.
- Nie wyrzuciliśmy cię. Jeden z nas musiał odejść. Wszyscy postanowili, że to ty.
- A w zamian dołączył do was Hyunseong. I potraktował cię tak, że ja już nie nazywałbym go swoim przyjacielem.
- Był pijany.
- Czyli mu wybaczysz?
- Nie wiem. Może kiedyś.
- Proponuję, żebyś wcześniej wybaczył sobie.
Jeongmin przytaknął. Siedzieliśmy w ciszy i oglądaliśmy program muzyczny w telewizji. Niedługo potem wrócił Dongwoon.
- I co? Powiesz wreszcie skąd to masz? - zapytał, a Jeongmin w odpowiedzi posłał mi spojrzenie, oznaczające: ratunku.
- Ustaliliśmy, że o tym nie gadamy. No chyba, że Jeong znowu to zrobi, wtedy naskarżymy jego liderowi - wymyśliłem.
Dongwoon zamilkł. Widocznie nie podejrzewał, że Jeongmin się pociął. Usiadł obok i założył mu opatrunki, a potem zaproponował, że może dziś u nas nocować. Przyniósł mu swoją czystą koszulkę.
- Nie przesadzajcie...
- Serio. Bo Junhyung idzie do Hyuny, a ja się nie chcę nudzić.
- Ej!!! - zawołałem i pokazałem mu środkowego palca.
- Co? Skoro i tak dzielimy się sekretami... - stwierdził Dongwoon - ah, Jun, nie kupiłem wina. Zapomniałem. Sorry.


Lee Gikwang (B2ST)

                W sobotę spędziłem dużo czasu z rodzicami. Mama przygotowała mnóstwo jedzenia, a tata postawił jakiś alkohol. Irlandzka whisky? Interesujące. Ojciec Hyerim często jeździł w delegacje do Irlandii i przywoził ten trunek. Czasami mnie tym częstował. Ale nie przypominam sobie, by dawał nam do domu.
- Hye dostał to od twojej dziewczyny za korki z angielskiego - wyjaśnił tata, a ja poczułem się winny sprostowania:
- Mojej ex dziewczyny.
Rodzice nic nie powiedzieli. A mi w głowie zapaliła się jakaś lampka. Zaraz? Naprawdę to tylko korki z angielskiego? Czyżby mój głupi brat wreszcie zaczął się starać o oceny? Więc może rzeczywiście cały wieczór siedzi w pokoju i się uczy, a nie mnie unika? Jeżeli niesłusznie ich podejrzewałem, to serio się wygłupiłem... Po kilku łykach whisky z tatą poszedłem spać, bo byłem zmęczony po tygodniu ciężkiej pracy i dzisiejszym odcinku. Live'y wymagały zwykle wielkiego zaangażowania i przygotowań, te niekonkursowe też. Popisałem jeszcze chwilę z Yoseobem, który twierdził, że się stęsknił, choć widzieliśmy się kilka godzin temu i zasnąłem z telefonem. Obudziłem się krótko potem, mając dziwne wrażenie, że ktoś mi się przygląda. Odwróciłem się w stronę pokoju i zauważyłem obok twarz Hyekwanga. Nie dość, że bezczelnie się we mnie wpatrywał, to jeszcze wlazł mi w ciuchach do łóżka.
- Chcesz, żebym zszedł przez ciebie na zawał, głupku?
- Hyung...
- Co?
- Pogadajmy.
- Ja chcę spać. Nie gadać. Gdybyś się nie lenił całymi dniami to też byłbyś czasami zmęczony.
Zrobił obrażoną minę.
- Ja się nie lenię! Pilnie się uczę z Hyerim. Nie tylko angielskiego, bo jeszcze chemii i fizyki.
- O proszę, prywatną nauczycielkę sobie znalazł.
- Wiesz, że lubię Hyerim. I cieszę się, że możemy wspólnie spędzać czas. Zwłaszcza, że już jest wolna...
- Co chcesz przez to powiedzieć? I co robisz z moim telefonem?!
- Piszę sobie z Yoseobem - oznajmił jakby nigdy nic - bo mu nie odpowiedziałeś, to go poinformowałem, że śpisz...
Zabrałem mu mój telefon i schowałem pod poduszkę.
- Zaczynasz mnie wkurzać.
- Hyung. Nigdy bym nie rwał twojej dziewczyny. Chodzi mi o to, że jak już ją rzuciłeś, zbliżyliśmy się do siebie i... nie zrozum mnie źle... po prostu, stało się.
- Co "się stało"?
- No wszystko, hyung... Kolacja, whisky, jakaś romantyczna muza... Bo rodzice poszli na imprezę do znajomych, a Hyerim przyniosła notatki z reported speech...
- Ty pieprzony gnojku!!! - położyłem się na nim i przydusiłem poduszką, waląc w nią pięściami, choć chętnie naprawdę obiłbym mu ryj.
- Hyung! Zostaw mnie! Przecież już jej nie chcesz! Aaa ratunku!!! - szarpał się i darł, aż obudził rodziców.
Przybiegli oboje do mojego pokoju i wreszcie nas rozdzielili.
- Mamo, on mnie bije! - skarżył mój brat.
- Mamo, a on uprawia seks z Hyerim! - dodałem.
Zapanowała złowroga cisza.
- Hye? - zapytał tata, a mama z westchnieniem usiadła na moim łóżku.
Wtedy ten głupek wybuchnął śmiechem.
- Jaki seks?! My się tylko całowaliśmy! - powtarzał i zwrócił się do mnie - ty jesteś zboczony, wszystko ci się z seksem kojarzy.
Wybiegł z mojego pokoju, a za nim mama. Tata chyba próbował mnie pocieszyć, lecz niekoniecznie zdołał.
- Gi, świat jest pełen super dziewczyn, jeszcze jakąś spotkasz...
- Ale... ja ją nadal kocham - przyznałem - czemu taki ze mnie idiota, tato? Już sam się pogubiłem, komu i w co mam wierzyć.


Park Jaebeom (Jay Park)

                Byłem bliski wyczerpania nerwowego. W dzień starałem się jeszcze jakoś trzymać, prowadziłem zajęcia, promowałem swój najnowszy album i ignorowałem coraz częstsze pytania reporterów o rzekome zarzuty. Modliłem się tylko, by nie dotarło to do moich rodziców w Stanach. W nocy nie mogłem spać. Przewracałem się z boku na bok, spocony, a jak już udawało mi się zasnąć, dręczyły mnie koszmary i budziłem się z krzykiem. Wysłałem chyba ze sto wiadomości do Jaemi, wyjaśniając w jakim znalazłem się gównie i dopiero, gdy zagroziłem wynajęciem detektywa, żeby jej poszukał, odpisała. Zgodziła się pogadać i zaprosiła mnie do swojego mieszkania. Wyglądało, jakby nikt tu od dawna nie sprzątał. Sama Jaemi sprawiała też dość kiepskie wrażenie. Była ubrana w koszulkę, która sięgała jej kolan, nie miała makijażu i chyba sporo schudła. Po prostu szkielet...
- Wybacz, że się nie odzywałam. Nie miałam ochoty wychodzić i w ogóle z nikim się widzieć - przyznała.
Zaprowadziła mnie do kuchni i poczęstowała puszką coli bez cukru. Dla siebie też otworzyła, pociągała małymi łyczkami, krążąc dookoła, podczas gdy ja pozwoliłem sobie usiąść przy stole.
- Jaemi, mam okropne kłopoty.
- Wiem. Pisałeś mi. Nie rozumiem tylko, po co zleciłeś pobicie pana Byun.
- Zaraz. Przecież podobno cię zgwałcił.
Zadrżała i posłała mi mordercze spojrzenie. A to chyba ja powinienem być zły!
- Chciałam u ciebie przenocować. Nie prosiłam cię, żebyś kogokolwiek bił.
- No tak, nie wiem, na co liczyłem.
- Ja nadal nie wiem, na co liczysz.
- Pomóż mi, Jaemi.
Głośno odstawiła puszkę na stół i usiadła na wprost mnie.
- Ja? Jak ja mam ci pomóc? - zapytała.
- To mnie zniszczy. Nie rozumiesz? Tylko ty możesz mnie uratować. Idź na policję, zgłoś ten pieprzony gwałt i zaproponuj Byun'owi, że jeżeli wycofa oskarżenie, też wycofasz swoje - wyłożyłem jej swój idealny plan.
I coraz mniej wierzyłem, że to zadziała. Jaemi długo nad czymś myślała. Wreszcie oznajmiła:
- Nie mogę tego zrobić. Nie chcę znowu sobie o tym przypominać. Nie ty to przeżyłeś, nie wiesz jak jest mi ciężko... ja już też nie mam co marzyć o karierze. Gdybym wybrała inną agencję modelek i tak nie zapomniałabym o tamtym...
- Obiecuję, że będę cały czas przy tobie.
- Jaebeom...
- Tak?
- To niemożliwe. Nie udowodnię mu niczego, już jest za późno, nie ma dowodów...
- Nie zgwałcił cię, prawda?
Spodziewałem się, że oberwę w twarz. Na pewno nie spodziewałem się tego:
- Według prawa to nie byłby gwałt. Chociaż tak się czułam. Oddałam mu się dobrowolnie. A potem... wstydziłam się tych wszystkich rzeczy, na które mnie namawiał...
Tyle mi wystarczyło. Nie zniósłbym więcej. Nie wytrzymałbym tego w spokoju. Wybiegłem z mieszkania Jaemi, omijając co drugi schodek, aż znalazłem się na dworze i oparłem się o swój samochód. Wtedy ktoś położył mi dłonie na ramionach. Odwróciłem się. Stała przy mnie zapłakana Jaemi.
- Przepraszam - powiedziała - Jaebeom, tak bardzo cię przepraszam, ja chcę ci pomóc, tylko w tej sytuacji zupełnie nie wiem, jak. Błagam, wybacz mi, coś wymyślimy...
Przytuliłem ją mocno, zastanawiając się: jeżeli to nie jest miłość, to co to jest?

26/11/2016

the song of love (rozdział 5)

                Po chwili zabrzmiał roztrzęsiony głos komendanta:
- Chcę go usłyszeć! Chcę rozmawiać z moim synem!
Towarzysz Ahn podszedł z słuchawką do Akiharu i polecił:
- Przywitaj się.
- Cześć, tato... - zaczął niepewnie zakładnik i umilkł, jakby zabrakło mu słów.
- Akiharu! Wszystko w porządku? Nie jesteś ranny? Nie martw się, odbiję cię z rąk tych terrorystów!
- Proszę pamiętać o warunkach  - dodał towarzysz Ahn, chcąc ostrzec komendanta i rozłączył się.
Słuchawka z brzękiem opadła na widełki. Towarzyszka Park w spokoju skończyła przygotowywać posiłek. Nalała zupy do czterech glinianych misek i uszykowała łyżki. Wszystkie porcje zaniosła na dwór, oprócz jednej, dla Akiharu. Usiadła przy nim, kiedy towarzysz Ahn i towarzysz Min wyszli. Nie mogli przecież jeść w maskach i nie mogli pokazać się zakładnikowi bez nich. Wpatrywał się w nędzny, warzywny wywar. Choć dość przyjemnie pachniał, chłopak nie czuł się dobrze i nie miał ochoty na jedzenie. Towarzyszka Park oznajmiła:
- Nie mogę cię rozwiązać. Mogę cię jedynie nakarmić - nabrała zupy na łyżkę i podała mu.
Akiharu otworzył usta tylko po to, by potem napluć jej prosto w zamaskowaną twarz.
- W porządku, nie to nie - przyznała.
Odstawiła miskę i wyszła z pomieszczenia, pewnie zjeść ze swoimi wspólnikami. Gdy wszyscy wrócili, zawiązali mu oczy czarną chustą i wyprowadzili.
Nie chcieli, by cokolwiek zobaczył i rozpoznał lokalizację jednego z ich tajnych schronów. Poczuł chłód i wilgoć jesiennej nocy. Szedł przez błoto, a dookoła panowała cisza, wnioskował więc, że znajdują się z dala miejskich, brukowanych dzielnic. Zastanawiał się, czy to jego ostatnia noc. I jak dziś wygląda niebo, jest gwieździste, czy przykryte chmurami? Towarzyszka Park i towarzysz Ahn usadowili się z nim na podłodze furgonetki pancernej i uśmiechnęli się porozumiewawczo do wciśniętego w kąt Jonghyuna. Akiharu, mimo że go nie widział, wyczuwał intuicyjnie obecność jeszcze jednej osoby. Zastanawiał się, po co ich tylu? Może planowali zabić i jego i jego ojca? Poczuł, jak czymś go obwiązują. I wymacał na swojej piersi połączone taśmami laski. Dynamit.
- Co chcecie zrobić? - zapytał.
Nie otrzymał odpowiedzi. Towarzysz Min zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik. Ruszyli w kierunku przełęczy. Droga była długa i bardzo niebezpieczna. Prowadziła przez góry, wąskimi, wilgotnymi serpentynami. Czasami z jednej strony pojawiał się głęboki wąwóz i spieniony w dole potok, a wtedy towarzysz Min głośno klął zza kierownicy. Pozostali nie mogli nic zobaczyć, tył furgonetki był pozbawiony szyb, mimo wszystko czuli, jak pojazd chwieje się przy zakrętach i podskakuje na nierównej, górskiej powierzchni. Towarzyszka Park i towarzysz Ahn trzymali Akiharu, by nie próbował niczego głupiego. Chociaż pozornie był wyjątkowo spokojny, nie wiedzieli, co dzieje się w jego wnętrzu. A Jonghyun starał się zapanować nad swoim ciężkim oddechem i przygotować się na każdą ewentualność. Czy to w ogóle może się powieść? Czy tak ryzykowny plan nie wpędzi ich tylko w większe tarapaty? Czy naprawdę uratują Jaesika? A jeżeli tak... jak tragiczny może okazać się jego stan? Jonghyun nie raz widział ofiary tortur. I choć nigdy nie dawał się w takich chwilach ponieść emocjom, obrazy okrutnie poharatanych ciał dręczyły go w sennych koszmarach i napawały odrazą. Co kieruje człowiekiem, który czuje satysfakcję, zadając innym cierpienie? Czy w normalnych czasach, normalnych okolicznościach ktoś taki też dawałby upust tym sadystycznym skłonnościom, a może tylko wojna i ogólne przyzwolenie je prowokowały? Towarzysz Min skręcił w las, zaszeleściło gniecione kołami listowie i gałęzie. Tu się zatrzymali. Kilka metrów od polany przy przełęczy. Towarzyszka Park wyskoczyła z furgonetki i poszła na zwiady. Z wierzchołków gór opadała mgła. Księżyc niewiele pomagał. Musiała użyć latarki, jednocześnie zaciskając drugą rękę na wetkniętym za pas pistolecie. W koronach drzew szamotało się nocne ptactwo. Obok mignął jej jakiś cień. Już zdążyła wyciągnąć broń, gdy odkryła, że to tylko spłoszony zając. Brała udział w wielu misjach i nauczyła się nie ignorować niczego. Każdy szelest mógł zwiastować zagrożenie. Zwłaszcza podczas tak niebezpiecznego zadania. Pot oblał jej plecy, mimo że dygotała z zimna. Zgasiła latarkę. Wreszcie wyjrzała zza drzew. Wokół rozciągała się pogrążona w mroku i we mgle polana. Towarzyszka Park zauważyła komendanta. Stał opary o policyjny wóz i palił papierosa, wysoki, wywołujący swoją postawą respekt. Gdyby zabrał innych policjantów nie mieliby gdzie się ukryć. Skoro nie spotkała nikogo w lesie, teren był czysty. Wycofała się kilka kroków. Towarzysz Min został w furgonetce gotowy w każdym momencie do odjazdu, a Jonghyun przygotowywał się do udzielenia Jaesikowi pierwszej pomocy. Natomiast towarzysz Ahn powoli prowadził Akiharu w kierunku polany. Trzymał w jednej dłoni lont dynamitu, w drugiej zapalniczkę. Jak wszyscy, bał się. Towarzyszka Park torowała im drogę i dawała sygnały, żeby się zbliżyli. Wreszcie wyszli na otwartą przestrzeń, podążając w stronę komendanta Tsukiyama. Zauważył ich. Wydał z siebie pełne ulgi westchnienie, mogli to usłyszeć, a później dostrzegł dynamit wokół piersi syna i zawołał:
- Akiharu!
Chłopak drgnął. Jedynie, słysząc głos, mógł zyskać pewność, że jego ojciec jest tutaj. Tsukiyama szedł pewnym krokiem ku synowi, lecz towarzyszka Park zatrzymała go z wymierzonym w niego pistoletem. Kazała mu oddać osobiste zapasy broni. Rzucił na ziemię rewolwer. Przeszukała komendanta i znalazła jeszcze podręczy scyzoryk. Skonfiskowała i to i to. Pozostał bezbronny.
- Nie zabijajcie mojego syna... gorzko tego pożałujecie - powtarzał, wystraszony.
Nie odwracał oczu od Akiharu oplecionego laskami dynamitu i towarzysza Min, raz po raz złowrogo migającego płomieniem.
Park Misuk pozostała obojętna.
- Gdzie Jaesik? - zapytała.
Tsukiyama wskazał tylne siedzenie w policyjnym wozie. Odważyła się podejść i spojrzeć przez szybę. Jaesik był nieprzytomny. Lub nie żył. Poprosiła komendanta, aby go wyjął. Ten ułożył chłopaka przy jej stopach. Nachyliła się. Poczuła nieprzyjemny dreszcz na widok zakrwawionego ciała, pełnego otwartych, poszarpanych ran, pozbawionego trzech palców u lewej dłoni. Prawa zupełnie została mu obcięta. Towarzyszka Park dosięgnęła jego szyi i sprawdziła puls. Był. Chociaż ledwie wyczuwalny.
- Żyje jeszcze... - zakomunikowała.
- Oddajcie mi mojego syna!!! - rozpaczał Tsukiyama.
Towarzyszka Park pomyślała, że najchętniej zabiłaby Akiharu na jego oczach za to, co zrobiono z Jaesikiem, który tylko walczył o zabrany mu kraj i dobro swoich rodaków. Wolała sobie nie wyobrażać cierpień, jakich doświadczył. Gdyby sobie wyobraziła, chyba nigdy więcej nie brałaby udziału w misji. Towarzysz Ahn przyprowadził Akiharu i popchnął go nieporuszony w kierunku komendanta. Ojciec natychmiast zrzucił mu z oczu chustę i ściągnął z szyi dynamit. Oglądał syna ze wszystkich stron, sprawdzając czy nie został ranny. Wówczas towarzysz Ahn zabrał Jaesika, zarzucając go sobie na plecy, a towarzyszka Park nadal ich osłaniała, nie odkładając pistoletu. Pomimo mgły zauważyła, że po twarzy Akiharu popłynęły łzy, gdy znalazł się w uścisku swojego ojca. Jonghyun stał przy furgonetce, choć ustalili co innego. Pomógł ułożyć nieprzytomnego na podłodze, zapalił latarkę i... Min Hyoseok w tym momencie ruszył. Jonghyun stracił równowagę i uderzył się w tył głowy. Zaklął. Latarka wypadła mu z ręki. Szok trwał tylko chwilę. Jonghyun szybko się opanował i zajął się rannym. Nie wyczuł pulsu. Spanikowany zrobił Jaesikowi zastrzyk z epinefryny, sprawdził czy jego źrenice reagują na światło. Nie reagowały.
- Pomożecie mi? - zwrócił się do towarzyszy, używając ich imion odkąd oddali Akiharu.
Poprosił Park Misuk, by trzymała latarkę, Ahn Woohyuna, by zrobił Jaesikowi jeszcze jeden zastrzyk z epinefryny, sam zabrał się za reanimację: uciski, wdechy, uciski, wdechy... Kolejne powtórzenie. Brak pulsu.
- Jaesik, kurwa, nie rób tego... - błagał Jonghyun.
Powoli tracił kontrolę nad sytuacją, ręce mu się trzęsły, serce waliło w przyspieszonym tempie, działał niczym automat. Ktoś kazał Hyoseokowi zwolnić. Kto to był? Woohyun? Misuk? Szarpało nimi podczas przeprawiania się przez góry. Ciało Jaesika podskakiwało w śmiertelnych drgawkach. To skutek epinefryny, chwilowo sztucznie stymulowała układ nerwowy. Zaraz wszystko się uspokoiło. W furgonetce roznosił się tylko rozpaczliwy krzyk Jonghyuna:
- Jaesik nie! Kurwa mać, nie wolno ci! Wytrzymaj! Wytrzymaj jeszcze trochę! Nie rób tego Gyesoon! Nie odchodź! Nie!!!
Nie odpuszczał, reanimował go nadal, a potem oszalały walił pięściami w jego serce, które się poddało, bo zabrakło mu sił, żeby jeszcze dla kogoś bić.

***

                Mei zmartwiła się, gdy Jonghyun otworzył jej drzwi swojej chaty. Zobaczyła jego poszarzałą twarz, podkrążone oczy i pomyślała, że się rozchorował.
- Dobrze się czujesz? - zapytała.
- Yhm. Tak, to tylko zmęczenie.
Tylko zmęczenie, że jeszcze jej nie pocałował i nie domagał się pocałunku, choć tak wyglądały ich wszystkie wcześniejsze powitania? Zaprosił ją do domu, pomógł zdjąć płaszcz i odwiesił. Polecił Mei usiąść przy stole, a sam stanął przy kuchni, przygotowując napar z ziół. Był dziwnie milczący i przygnębiony. To Mei cały czas trajkotała, o swoim planowanym występie w Tokio, co ubierze, o czym ostatnio rozmawiała z matką, ciotką i kuzynką, jaki miała sen dzisiejszej nocy. Aż w pewnym momencie zauważyła:
- Nie słuchasz.
Jonghyun przyniósł dwie filiżanki naparu i usiadł z Mei.
- Nie, po prostu rozpraszasz mnie - stwierdził z uwodzicielskim uśmieszkiem.
Lampa naftowa dawała niewielki blask, pogrążając wszystko w nastrojowym półmroku. W tym świetle Mei wydawała się Jonghyunowi idealna. Rzęsy pozostawiały na jej policzkach lekkie cienie. Usta miała uchylone. Marzył o nich, o jędrnym ciele dziewczyny, przynoszącym mu wytchnienie po obrazach z zeszłej nocy. Mei spróbowała naparu i zakomunikowała:
- Powinieneś odpocząć, poprosić o kilka dni wolnego, porzucić chociaż wizyty domowe. Musisz być wykończony, zapracowujesz się, jakby nikt inny nie mógł cię czasami zastąpić...
Był pewien, że nie miała złych intencji, nie chciała go zdenerwować. Po prostu nie pomyślała, jak nieodpowiednio zabrzmiały jej słowa. Odpocząć? Poprosić o kilka dni wolnego? W kraju pogrążonym w wojnie, gdzie codziennie cierpi i ginie tak wiele ludzi? Wstał. Złapał Mei za rękę i pociągnął do pokoju. Wręcz zrywał z dziewczyny ubrania, wpijając się w jej usta i przygryzając je. Nie spodziewała się tego dzikiego wybuchu. Nic go nie zapowiadało... Chwilę temu w spokoju siedzieli i pili zioła. Chciała uspokoić chłopaka. Gdy oboje byli zupełnie nadzy, dotykała jego ciała. Drżał. Lecz nie z rozkoszy, z nerwów. Mei nie doczekała się swoich ulubionych pieszczot. Jonghyun nie miał zamiaru tracić czasu. Popchnął dziewczynę na łóżko i przygniótł twarzą do poduszki. W ten sposób mógł wbić się głęboko w jej wnętrze i tak zrobił. Mei z każdym kolejnym pchnięciem zaciskała dłonie na poduszce, czując się, jakby była zwyczajną prostytutką, służącą mu do zaspakajania jedynie swoich osobistych żądzy. Zastanawiała się, czym sobie zasłużyła. Nigdy jeszcze się tak nie zachowywał. Wreszcie Jonghyun z głośnym jękiem osiągnął spełnienie i zszedł z dziewczyny. Leżeli odwróceni od siebie. Upokorzona tym, jak ją potraktował, Mei zawinęła się w pierzynę. Czy to jest jego prawdziwa natura? Tylko początkowo okazywał jej czułość? Już się tym znudził?
- Przepraszam... - powtarzał.
W odpowiedzi usłyszał jedynie cichutki szloch. Wstydził się swojego zachowania. Nie odważył się jej dotknąć, wyciągnąć ze zwojów pierzyny i utulić. Aż wreszcie zapadła w niespokojny sen, z którego kilka godzin później wyrwała ją zbłąkana mucha, obijająca się o szybę. Mei nasłuchiwała rytmicznego tykania zegara. A potem lekko się podniosła. Gdzie Jonghyun? Zauważyła go, przysiadł z brzegu łóżka z łokciami opartymi o kolana i wpatrywał się obojętnie w podłogę.
- Chodź do mnie... - poprosiła.
- Mei... - zaczął, nie odrywając oczu od desek - zeszłej nocy... po raz pierwszy podczas mojej praktyki ktoś umarł... Próbowałem wszystkiego, zrobiłem, co mogłem... Nie uratowałem go... był tak okropnie ranny, po prostu umarł.
Pragnął opowiedzieć jej więcej, wiele więcej, lecz Mei nie chciała słuchać. O pewnych sprawach wolała nie wiedzieć, nie dopuszczała do siebie ogromu otaczających ją cierpień. Oplatając go ramionami, szepnęła:
- Już dobrze. Już wszystko dobrze, kocham cię.
- Ja ciebie też... - przyciągnął ją do siebie - przepraszam, Mei. Aishiteru. Saranghae. I love you.

***

                Gyesoon nie przestawała biec. Nie zatrzymywała się. Nie rozglądała dookoła. Czuła ból w okolicach klatki piersiowej, spowodowany przyspieszonym, nierównym oddechem. Jaesik nie żył, widziała w nocy jego ciało, tuliła je, głaskała, obmywała, jakby mógł jeszcze odczuć jej troskę. Jonghyun dokonał szybkiej sekcji zwłok. Zauważył kilka świeżych, śmiertelnych ran, zadanych, by ofiara wykrwawiła się zaraz po tym, jak już nastąpi wymiana zakładników. Pewnie przedtem też tylko dawki epinefryny sztucznie stymulowały krążenie. Niczego by nie zmienili, gdyby wcześniej zorganizowali misję odbicia go, lecz chociaż skróciliby o kilka dni jego cierpienie... Jaesik nie żył, został pochowanym wczoraj po południu na zboczu jednej z gór. Byli tam: trzech towarzyszy, którzy uczestniczyli w misji, dowódca oddziału - Yongjun, jego młodszy brat Yonghwa, Jonghyun, Minhyuk i Gyesoon. Promienie słoneczne tańczyły na ich twarzach, z koron drzew dochodził łagodny śpiew ptaków. Nikt nic nie mówił. Min Hyoseok i Ahn Woohyun wykopali dół, ułożyli tam owinięte w płótno ciało i zasypali zwałami ziemi. Yongjun odmówił modlitwę, a pozostali po nim powtarzali. Tylko Gyesoon milczała. Żyła w zupełnym otępieniu. Nie krzyczała, nie płakała. Wykonywała ze spokojem wszystkie codzienne czynności. A inni wiedzieli, że to jedynie pozorny spokój, odrzucenie od siebie tego, co zbyt bolesne. Ta faza kiedyś przeminie... Przyjdzie czas zaakceptowania wszystkiego. I co się wtedy wydarzy? Nikt wolał sobie nie wyobrażać.
                Gyesoon dotarła do grobu Jaesika i zastała tam pogrążoną w smutku postać. To był Yonghwa, nie zauważył jej, dopóki nie zatrzymała się przy nim i nie usłyszał jej szybkiego oddechu.
- Gyesoon... - odwrócił się, popatrzył w  wykrzywioną rozpaczą twarz dziewczyny - pewnie myślisz, że to niesprawiedliwe, zastanawiasz się, czemu ze wszystkich możliwych osób to spotkało akurat twojego chłopaka...
- Narzeczonego - poprawiła go - zaręczyliśmy się.
- Niestety, w tych okolicznościach nic nie jest sprawiedliwe - kontynuował - żyjemy w chorych czasach, prowadzimy bezsensowne wojny i cierpimy tak, że czasami nie starcza sił. Mimo wszystko, jakby to nie zabrzmiało, musisz być silna, Gyesoon. Nie możesz się poddawać.
O nie. Nie podda się. Ten, który torturował Jaesika poczuje jeszcze krwawą zemstę oszalałej z furii dziewczyny.

23/11/2016

school of hard knocks (rozdział 26)

A BOLT FROM THE BULE

Yong Junhyung (B2ST)

                Siedziałem w sali i czekałem na Jay'a. Spóźniał się pół godziny, co nigdy mu się nie zdarzało. Może utknął w korku, czy coś... a może obracał jakąś panienkę. To byłoby w jego stylu. Tylko czemu nie zadzwonił i nie poinformował, że odwołuje zajęcia? Chyba, że mi po prostu nic o tym nie wiadomo... Poszedłem do sali obok zapytać Tablo, który pracował akurat z chłopakami z Boyfriend, czy o czymś słyszał. Zastałem tam totalny rozpierdziel. Kwangmin i Minwoo gonili jego córkę - Lee Haru, a ona śmiała się głośno i uciekała z piskiem, jak ją łapali. Seonwoong natomiast bezskutecznie starał się ich przekrzyczeć. Wszyscy byli tak pochłonięci swoimi sprawami, że w ogóle mnie nie zauważyli. Wyszedłem. Co tu się dzisiaj dzieje... Poszedłem do dormu trenerów odwiedzić Hyunę i nie zastałem jej w pokoju. No świetnie. Już chyba nic mnie nie zdziwi. Korzystając z tego, że tutaj rozmowa nie zarejestruje się w kamerze, wyciągnąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do Hyuny. Odebrała, zdyszana.
- Junhyung, oddzwonię.
- A co robisz?
- Uprawiam... - i jeszcze to jej dziwne dyszenie...
Serce mi podskoczyło.
- Co robisz?!
- ... jogging.
- Ahaaa, jak jogging to ok. A ja stoję przed twoimi drzwiami i tęsknię. Przyjedziesz dziś do dormu?
- Planowałam dopiero jutro po południu.
- Nie wytrzymam do jutra po południu bez ucałowania twoich słodkich usteczek.
- Junhyung, czasami jesteś rozbrajająco romantyczny.
- To co proponujesz?
- Zobaczymy się na jutrzejszym treningu. Obiecuję, nie wymęczę cię, żebyś był w formie w weekend, hihi.
- Ok. To ty ćwicz sobie, żebyś była w formie po weekendzie, jak ja wymęczę ciebie.
Zachichotała.
- Kocham cię, Junnie.
- Yhm... Hyuna? A nie masz może przy sobie Jay'a?
- Jay'a?! Co ty znowu wymyślasz?
- Nic. Nie pojawił się na zajęciach. Za to Tablo przyprowadził na zajęcia z Boyfriend córkę i masakra po prostu, co tam się odpierdala.
- Dziwne... Mogę zadzwonić i zapytać Jay'a, o co chodzi. Gdyby to nie była jakaś poważna sprawa, chyba by nie nawalił...
- Też mi się tak wydawało.
- To pa pa. Całuski.
- Pa.
Odwróciłem się i w tym momencie zauważyłem stojącą w drzwiach swojego pokoju Taehee. Niestety, jej mina wskazywała, że słyszała naszą rozmowę. I nie miała zamiaru tak tego zostawiać...
- Junhyung! Czy ty oszalałeś?! - skrzyczała mnie, a ja wciągnąłem ją do pokoju, bo wolałem nie ryzykować, że znowu ktoś "przypadkowo" kręci się po korytarzu.
- Mogłabyś po prostu udawać, że tego nie słyszałaś? - zaproponowałem i posłałem Taehee swój najsłodszy uśmieszek.
- Co?! A ja myślałam, że to tylko plotki... Uświadamiasz sobie w ogóle, że oboje łamiecie zasady? Może Hyuna się z tego wywinie, ty nie. Zdyskwalifikują cię i tak się skończy twoja wspaniała przygoda. Chyba tego nie chcesz, prawda? Proszę, opamiętaj się, póki jeszcze nie jest za późno... Chociaż przez czas trwania show - tłumaczyła spokojnie, lecz stanowczo.
Wymądrzała się, jak jakaś wyrocznia, mimo że nic nie wiedziała o mnie i o Hyunie, ile nas kosztowało, by dojść do tego punktu. Akurat w tych sprawach Taehee była ostatnią osobą, która powinna wygłaszać mi kazania.
- Tak, jak ty i Doojoon? - zapytałem - brawo, szkoda tylko, że się z nim przelizałaś, zanim poleciałaś do Joonwona. Dałaś mu niepotrzebnie nadzieję.
W jej oczach pojawiło się oburzenie. Pewnie nie spodziewała się, że Doojoon zwierzył mi się ze wszystkiego. Nie wiedziała, jak się obronić i zastosowała atak.
- Przypominam, że jestem twoim menadżerem! - zawołała.
Wyszedłem bez pożegnania, a za drzwiami minął mnie Taemin i obrzucił dziwnym spojrzeniem.


Shin Donghyun (MC Mong)

                Dohee nie uspokoiła się, dopóki trzymając ją w ramionach (czułem się trochę, jakbym trzymał dziecko), nie stwierdziłem, że nie mam nic przeciwko, by chwilowo u mnie zamieszkała. Wtedy przestała beczeć i lekko zawstydzona wyswobodziła się z moich objęć. Smarki kapały jej z nosa. Mogłem jedynie wyobrazić sobie stan swojej koszuli... Podniosłem torby z zakupami i weszliśmy do domu. Przygotowałem coś do jedzenia, potem rozlałem do kieliszków wino, zadowolony, że dziś mam z kim je wypić. Dohee opowiadała mi o kłamstwach swojego taty, nie przebierała przy tym w słowach, przeklinała i jeszcze kilka razy zalała się łzami. Wreszcie znużona i trochę podpita poszła do pokoju, który jej przydzieliłem. Następnego dnia spałem jeszcze, kiedy pojechała na uczelnię i zobaczyliśmy się dopiero wieczorem. Przywitałem ją kolacją, bo skoro calutki dzień przesiedziałem w domu, mogłem coś ugotować. Jadła i oblizywała się, pokazując tym samym, że naprawdę jej smakowało.
- Tylko się nie przyzwyczajaj. Nie będę cię niańczył i przygotowywał ci codziennie ciepłych posiłków.
- Przykro mi, ja też nie jestem dobra w gotowaniu... Ale... postaram się nauczyć!
Ustaliliśmy, że ja gotuję w tygodniu, a Dohee w weekendy, co i tak jej się opłacało, więc chętnie przystała na tę propozycję. Przy okazji zaproponowałem, żeby rozpakowała swoje rzeczy. Posłała mi niewinny uśmieszek.
- Serio nie masz nic przeciwko, żebym przez jakiś czas u ciebie zamieszkała?
Nie miałbym nic przeciwko, gdyby nigdy się nie wyprowadzała...
- Jak postarasz się nie być taka hałaśliwa z rana, to może wytrzymam...
- Ja?! Hałaśliwa?! Pół nocy nie spałam, bo musiałam słuchać twojego chrapania!
- Przecież nie chrapałem!
- Chrapałeś. I to jak... skoro ja z drugiego pokoju słyszałam. Nie wiedziałeś? Może nikt ci tego jeszcze nie uświadomił?
- Min Dohee! Idź lepiej rozpakowywać te rzeczy, bo zaraz się rozmyślę.
Zamknęła się w "swoim" pokoju i nuciła jakąś piosenkę. Cieszyłem się, że dzielnie się trzymała, bo nie byłem zbyt dobrym pocieszycielem. I nie potrzebowałem kolejnej koszuli w jej smarkach. Wszedłem w internet poczytać o chrapaniu, gdy rozdzwonił się telefon. Wyświetlił mi się numer Jay Park'a. Skoro to tylko Jay, odbiorę... Już kilka minut później byłem gotowy działać.
- Wychodzisz? - zapytała Dohee, zastając mnie przy drzwiach.
- Nie. Tak sobie stoję w butach i w kurtce, z kluczykami do auta.
- Ok... Przepraszam, że zapytałam. Przepraszam w ogóle, że żyję!
- Dzwonił Park Jaebeom - opanowałem się troszeczkę i dodałem z westchnieniem - został oskarżony o zlecenie pobicia typka, który jest jakimś pieprzonym agentem modelek.

***

                Na komisariacie nie pozwolili mi tak szybko zobaczyć się z Jaebeomem, bo akurat odpowiadał na pytania policji. Wynudziłem się kompletnie, grając w głupie gry na telefonie i popijając lodowatą wodę z automatu. Nikogo nie obchodziło, że jestem producentem niezwykle dochodowego telewizyjnego show, a aresztowanie Jay'a wywoła prawdziwą katastrofę. Prasa mu nie przepuści, nieważne czy dojdzie do procesu, czy nie, oskarżenie to oskarżenie. Zrobiło mi się żal Jaebeoma, gdy wreszcie policjant mnie do niego przyprowadził i zostawił nas samych w sali, w których zazwyczaj odbywają się przesłuchania. Jay wyglądał na zmęczonego i obojętnego. Wstydził się spojrzeć mi w oczy. A ja szukałem odpowiednich słów.
- Nic nie powiesz? - zapytałem.
- Sorry.
- Sorry? I to wszystko?! - zdenerwowałem się i nie zauważyłem, by moja obecność wywarła na nim najmniejsze wrażenie.
- Hyung. Nie męcz mnie, błagam. Już mam dość odpowiadania na bezsensowne pytania i powtarzania cały czas, czemu to zrobiłem...
- A czemu to zrobiłeś?
- Ten skurwiel zgwałcił moją znajomą.
- I myślisz, że to jest sposób?! Wynająć cwaniaczka, co za kilka banknotów obije kolesiowi ryj?!
- Gadasz jak jeden z tych... policjantów.
- Bo takich rzeczy nie załatwia się na własną rękę! Kurwa, Jay, w naszym świecie sprawa kryminalna to już jest wyrok. I nie chodzi tylko o mój program. Cóż, skandal ucichnie, poszukam sobie nowego trenera, a ty? Ty tak szybko się nie wywiniesz, prasa cię zeżre, strawi i za przeproszeniem...
- Hyung! - Jaebeom uderzył dłońmi w stół - myślisz, że nie jestem na siebie wściekły? Otóż jestem, jestem na siebie cholernie wściekły! Bo gdyby ten koleś miał coś na sumieniu to nie doniósłby na mnie, prawda? Za bardzo by się bał, że mu też udowodnią jego winę. Czyli, to znaczy, że jest czysty. Moja znajoma mnie okłamała. A ja siedzę tu przez nią i mogę już tylko opłakiwać swoją dalszą karierę! - po tym wybuchu rzeczywiście się popłakał.
Ukrył twarz w dłoniach i załał się łzami. No super, wczoraj płacząca Dohee, dzisiaj płaczący Jay... Ok, chyba trochę mnie poniosło. Nie powinienem tak na niego naskakiwać, też przecież nie chciał tu wylądować...
- Jay, wyluzuj. Załamując się, niczego nie załatwisz. Kiedy wychodzisz? Spotkamy się i zastanowimy, co robić, poszukamy dobrego prawnika - starałem się dodać mu wsparcia.
Posłał mi zamęczone spojrzenie.
- Jestem żałosny, niczego nie umiem zrobić dobrze, wszystko spieprzę..
- Tak źle to chyba jeszcze nie jest...
- Jutro wychodzę za kaucją. I spotykam się z moim menadżerem, który jeszcze o niczym nie wie... Wolę sobie nie wyobrażać jego reakcji.
- Mam z nim pogadać? - zaproponowałem.
- Dzięki. Chyba muszę się z tym zmierzyć sam, skoro sam narozrabiałem.
- Ok. Jak tylko wyjdziesz, skontaktuj się z tą znajomą. Jeżeli została zgwałcona, niech natychmiast zgłosi się na policję!
- O ile jeszcze się zobaczymy... Po tej akcji jakby zniknęła z powierzchni ziemi. To... była dość luźna znajomość. Zrozum, mam przejebane - dokończył z westchnieniem.
Co mogłem mu na to odpowiedzieć? Nie pochwalałem jego zachowania, mimo wszystko to, że narażał się tak dla dziewczyny trochę mi imponowało. Nigdy nie pokazywał tej swojej strony. Stwarzał pozory, jakby wrażliwość, czy troska o kogoś były mu obce. A dziewczyny interesowały go tylko w czysto fizycznym sensie. Dzisiaj pokazał, że wszyscy się co do niego myliliśmy. Życzyłem mu spokojnej nocy i poprosiłem, żeby zadzwonił jutro po rozmowie z menadżerem.
- Jay, wiesz co twierdzi Dalajlama?
- Nie, nie wiem.
- Jeżeli problem da się rozwiązać, nie ma się czym martwić. A jeżeli problemu nie da się rozwiązać, nie ma sensu się martwić.
- Jesteś mistrzem motywowania - podsumował.
- Nie, Dalajlama - sprostowałem.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.


LeeTaemin

                Byłem na basenie z chłopakami i odczytałem sms-a dopiero w szatni: "Przynieś coś do żarcia dla mnie i dla Gayoon. Jesteśmy głodne:/ PS nie zapomnij o deserze i czymś do popicia:) Jeżeli nie przyjdziesz za godzinę, opublikuję w internecie zdjęcie, jak leżysz pijany w moim łóżku:*", pisała Jiyeon.
- Aaaa! - zawołałem, podskakując przy tym i odwalając jakiś bieg w miejscu, czy coś w tym stylu.
- Taemin? - Onew i Minho mierzyli mnie podejrzliwie.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Jonghyun.
- Taeminnie dostał sprośnego sms-a - dodał rozbawiony Key - to znowu Jiyeon?
- Nie wasza sprawa - rzuciłem i wyszedłem, żeby ci idioci oraz inni kolesie z szatni nie słyszeli mojej rozmowy.
Zadzwoniłem do Jiyeon. Po kilku sygnałach się odezwała:
- No i gdzie ty jesteś?
- Na basenie. Nie mogę dzisiaj do ciebie przyjść.
- Czyli mam opublikować twoje zdjęcie w internecie?
- Nie zrobisz tego.
- Zakład?
- Ty mnie kiedyś wykończysz.
- Jestem głodna. Masz jeszcze pół godziny, by dostarczyć mi jedzonko. Rozłączam się.
- Jiyeon! Jiyeon? Jiyeon!!!
No i rozłączyła się. A ja aż podskoczyłem, słysząc obok głupkowaty śmiech Key.
- Czyli to była Jiyeon! - triumfował wstrętny podsłuchiwacz.
Ignorując chłopaków i ich docinki, ubrałem się w tempie błyskawicy i złapałem taxi. Po drodze kupiłem kurczaka na wynos, muffinki i kilka puszek piwa. Byłem wykończony, kiedy wreszcie udało mu się dotrzeć do mieszkania Jiyeon.
- Spóźniłeś się trzydzieści sześć minut! - przywitała mnie takimi oto słowami.
Znowu miała perukę z długimi włosami, poza tym makijaż, obcisłe dżinsy i koszulkę, odsłaniającą dekolt. Ostatnio odnosiłem wrażenie, że starała mi się przypodobać...
- Ty mała paskudo, były korki. A ja jeszcze latałem za jedzeniem dla ciebie i twojej przyjaciółki, bo dupy wam do krzeseł poprzyrastały.
- Nic nam nie poprzyrastało, po co miałyśmy się męczyć, jak mogłyśmy wykorzystać ciebie? - Jiyeon z uśmiechem zabrała ode mnie pakunki i udała się do kuchni - doceniłbyś moje dobre serce! Policzyłam godzinę od chwili, kiedy odczytałeś sms-a i nie opublikowałam twoich pięknych foteczek, bo skoro tak, to się nie spóźniłeś. Mam nadzieję, że mi odpowiednio podziękujesz...
Dała się zaskoczyć. Rozpakowywała jedzenie, a ja podszedłem i pocałowałem ją w policzek.
- Tak, tak, dziękuję za wyrozumiałość - dodałem.
Zaskoczona Jiyeon milczała. Wtedy w kuchni pojawiła się Gayoon w dresie i byle jak związanych włosach.
- Hej, Taemin - przywitała się.
- Hej, co tam?
- A, ok. Sorry, że wyglądam jak wyglądam, nie chciałam przysłaniać urody Ji.
Jiyeon posłała jej mordercze spojrzenie.
- Zaraz podgrzeję kurczaka, a póki co, poczęstujcie się piwem - zaproponowała.
Otworzyliśmy sobie po puszce i jej też.
- Taemin, a która z nas jest piękniejsza? - drążyła Gayoon i omal się nie oplułem.
- Co to za pytania! - oburzyłem się.
- Po prostu ją zignoruj - poprosiła Jiyeon.
- O nie, nie, odpowiedz! - domagała się Gayoon.
I co mam zrobić, żeby żadna nie poczuła się urażona?!
- Obie jesteście piękne - stwierdziłem i wybuchnęły śmiechem. Jak zwykle ze mnie. Potem poszliśmy do pokoju i zjedliśmy kurczaka, a Jiyeon cały czas wymyślała mi nowe zadania: Taemin zrób to, Taemin zrób tamto. Byłem już zmęczony służeniem jej i ledwie położyłem się na podłodze obok nich, wpatrzonych w telewizor, zażądała:
- Taeminnie, a zatańczysz dla nas?
- O nie. Nie zmusicie mnie, żebym tutaj tańczył.
- Why?! - zapytały ze smutkiem.
- Bo nie. I... się wstydzę.
- Wstydzisz się? - zdziwiła się Jiyeon - a jak występujesz publicznie, nie masz z tym problemów...
- To co innego.
Pokazałem jej język, a ona zagroziła:
- Mam ci przypomnieć jaką posiadam galerię w swoim telefonie?
"Każdy w życiu odczuwa czasami taki moment, kiedy dochodzi do wniosku, że nic nigdy mu nie wychodzi, czyli tzw. syndrom porażki" dobiegł mnie głos z telewizora i stwierdziłem, że idealnie opisuje moje obecne położenie. Zatańczyłem kilka urywków z różnych układów do piosenek Shinee. Dziewczyny były chyba zadowolone, ja niekoniecznie.
- To co, jaka jest nagroda? - zapytałem po moim skromnym popisie.
- Hmmm - zastanawiała się Jiyeon - mam pewien pomysł.
-  O!
- Zamknij oczy.
Tak zrobiłem, też licząc na całusa w policzek. A Jiyeon zamiast mnie pocałować, rozmazała mi na twarzy krem, którym ozdobione były moje muffinki i jeszcze pokładała się ze śmiechu. Szybko odwdzięczyłem jej się tym samym. Gayoon przemknęła do swojego pokoju, bo widocznie nie chciała trzymać niczyjej strony. Po chwili ja i Jiyeon tarzaliśmy się po podłodze, umazani białym kremem.
- Nie za koszulkę!!! - powtarzałem.
- Nie po peruce, przecież to się tak szybko nie zmyje! - krzyczała Jiyeon, przygniatając mnie do podłogi.
Kiedy zużyliśmy wszystko, poszliśmy się trochę umyć.
- To ogarnij się i leć po nowe muffinki - oznajmiła Jiyeon. 
Złapałem ją za ramiona i potrząsnąłem, wołając:
- No ty chyba sobie ze mnie kpisz!


Lee Stephanie

                Wracałam z kolacji i oczywiście kogo spotkałam w dormie trenerów? Rain'a. Rzucił w moim kierunku obojętne "cześć". Nie odpowiedziałam. Nie, nie miałam powodów być obrażona. Nic mi nie zrobił. Po prostu wyobrażałam sobie nie wiadomo co, a Jihoon sprowadził mnie z powrotem na ziemię. Może trochę zbyt boleśnie i jeszcze się po tym upadku nie pozbierałam. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy, bo było mi wstyd. Wygłupiłam się. Okropnie się wygłupiłam. Najchętniej walnęłabym głową w coś ciężkiego. Przy drzwiach do mojego pokoju krążył Youngmin. Jeszcze jego mi tu brakowało... Starałam się nie pokazać, jaka jestem wkurzona.
- O, Youngmin. Chcesz o czymś porozmawiać?
- Yhmm. Tak... Chcę, tylko... okropnie się boję.
To prawda, był spanikowany. Odpowiedziałam mu uśmiechem.
- Przecież nie gryzę. Po prostu powiedz, co ci ciąży.
Zaprosiłam go do pokoju. Usiadł na łóżku ze spuszczonym wzrokiem i zawołał mnie.
- Chodź. Siądź obok i posłuchaj, ok?
Tak zrobiłam. A Youngmin milczał.
- No. Dawaj, zaczynam się niecierpliwić.
- Pewnie nigdy mi tego nie wybaczysz - stwierdził - widzisz... ja i Kwang powiedzieliśmy Rain'owi, żeby się do ciebie nie zbliżał. Bo doszliśmy do wniosku, że przez niego nie zwracasz na nas uwagi... I że jak zniknie z listy kandydatów, to zakochasz się w jednym z nas... Mimo wszystko liczyłem, że wybierzesz mnie. Nie wiem, jakbym zniósł, gdybyś wybrała Kwangmina. Ale... czego naprawdę nie mogę znieść to tego, że chodzisz smutna. I... ja już wolę, żebyś wybrała Rain'a niż taka była.
Poczułam, że łzy napływają mi do oczu.
- Youngmin...
- Przepraszam... Odkręcę to...
- Rain nie wystraszył się waszych gróźb. Po prostu nic do mnie nie czuje. Tak, jak ja do ciebie i do Kwangmina. Lubię was i... to wszystko. Rain lubi mnie i to też wszystko. Jestem zła, że do niego poszliście, choć przy okazji wreszcie pozbyłam się złudzeń...
- Przepraszam...
Powtarzał to, jakby nie umiał powiedzieć niczego innego. Przez chwilę wsłuchiwaliśmy się tylko w rytm naszych oddechów. Nie mogłam wkurzyć się na Youngmina. Zrozumiałam, że jego uczucia do mnie były szczere. Wolał, żebym wybrała Rain'a, bylebym tylko czuła się szczęśliwa. Wzruszył mnie tym i sprawił, że po raz pierwszy potraktowałam jego wyznania z powagą.
- Ja też przepraszam - przyznałam.
Przytuliłam Youngmina, chcąc osłodzić mu to ostateczne odrzucenie.



Shim Hyunseong (Boyfriend)

                Sohyun unikała mojego wzroku. Po sobotnim odcinku live spotkaliśmy się u mnie w domu i wypiliśmy po piwie. Wreszcie trochę się ożywiła.
- Seong, ja już mogę dać ci odpowiedź - zaczęła.
- Odpowiedź?
- No wiesz... czy chcę, żebyśmy byli parą...
Przez te wszystkie kłamstwa czasami zapominałem, że nie jesteśmy. Ale to się zaraz zmieni... może, a może nie. Sohyun sprawiała wrażenie zestresowanej. Wmawiałem sobie, że pewnie nie jest jej łatwo po raz pierwszy wyznać mi miłość. Choć ogarniało mnie złe przeczucie.
- Wiesz, możesz mi wszystko powiedzieć - stwierdziłem i dla dodania Sohyun odwagi, chwyciłem ją za rękę.
- Ja... zakochałam się w Jeongminie... - przyznała.
Głośno wypuściłem z płuc powietrze. Czy mogło mi się przesłyszeć?
- To niemożliwe - podsumowałem - przecież ty go nie znasz, tylko 2 razy go widziałaś! Chyba nie zabujałaś się w nim, oglądając go w telewizji!
Sohyun zabrała rękę i nadal na mnie nie patrzyła.
- Nie... Spotkaliśmy się kilka razy. Tyle wystarczyło, żebyśmy zrozumieli, co do siebie czujemy... Wybacz mi, międzny nami nigdy do niczego nie dojdzie. Wreszcie to do mnie dotarło.
- Zaraz. Chcesz powiedzieć, że jednocześnie spotykałaś się z Jeongminem?! Mieliście romans?!
- Jaki romans? Żeby mieć romans musiałabym mieć chyba chłopaka! Nigdy ci niczego nie obiecywałam. I jak tylko odkryłam, że zakochałam się w Jeongminie, ustaliliśmy, że wszystko ci opowiem...
Sohyun się rozpłakała. Nie rozczuliło mnie to. Wręcz przeciwnie, zdenerwowało. Nie wspominając już, jak zawiódł mnie Jeongmin.
- Nie wierzę... Ile to trwa?
- W zeszłym tygodniu postanowiliśmy ci powiedzieć.
- Pytam ile to trwa, nie kiedy łaskawie postanowiliście mi powiedzieć!
- Hyunseong - otarła łzy - nie krzycz. Ile to trwa? Chyba od początku wpadliśmy sobie w oko... Jeongmin po prostu się odsunął, bo ty pierwszy go poinformowałeś, że ci się podobam. Ale to tak nie działa.
- Czyli od początku mnie okłamujecie?!
- To ty kłamałeś. Rozpowiadałeś wszystkim, że masz dziewczynę, a ja nią nigdy nie byłam!
- Super! Pewnie! Zrzuć wszystko na mnie! Ja jestem winny, że się w tobie zakochałem i próbowałem o ciebie walczyć!
Nie obchodziło mnie, że pewnie rodzice wszystko słyszą. Wierzyłem, że jeżeli wykrzyczę Sohyun, a potem Jeongminowi, co o nich myślę, poczuję się lepiej. A ona wstała i ruszyła w stronę drzwi.
- Wychodzę... - oznajmiła.
- Jeszcze nie skończyłem! - powtarzałem i znowu złapałem jej rękę. Wyrwała mi się.
- Jesteś chory, Hyunseong! - po tych słowach po prostu wyszła.
Wydawało mi się, że to jakiś koszmar, z którego nie mogę się obudzić. Nie odrywając oczu od drzwi, domyśliłem się, że obok stoją moi rodzice i przyglądają mi się.
- Hyunseong, jak ty się odnosisz do dziewczyny?! Cokolwiek ci powiedziała, nie powinieneś jej tak traktować! - moralizował ojciec.
A matka powtarzała tylko, by dał mi spokój, czy nie widzi jaki jestem załamany? Tak, spokój. Tego potrzebowałem. Wybiegłem z domu, dopiero na dworze wkładając kurtkę i nie zawiązując butów, bo i po co. Jeździłem bez celu autobusami, wysiadając na przypadkowych stacjach i moknąc w strugach deszczu, aż wreszcie znalazłem się w pubie. Nie wiem, ile wypiłem. Dużo. Wiem, że literki myliły mi się w telefonie, kiedy postanowiłem pogadać z Jeongminem i wygarnąć mu wszystko. A potem coś mnie powstrzymało. Pewnie i tak siedzi z Sohyun, stwierdziłem, i postanowiłem wybrać jej numer. Nie odebrała, a ja wydzwaniałem do skutku. I wreszcie się odezwała:
- Hyunseong, proszę, nie dzwoń do mnie...
Po głowie krążyły mi jej słowa "jesteś chory!". Ogarniała mnie wściekłość. Sohyun nie miała prawa tak powiedzieć. Zobaczymy kto tu jeszcze jest chory! Z moich ust wydobył się pijacki bełkot:
- Jeongmin to męska dziwka. Zapytaj go. Dawał się rżnąć w dupę wszystkim, co tylko mieli z czego zapłacić.

16/11/2016

school of hard knocks (rozdział 25)

OUT OF CONTROL

Moon Joonwon (Joowon)

                Gyuri wstała i zamknęła się w łazience.
- Chyba byłoby lepiej, gdyby pan już poszedł... - poprosiłem jej ojca.
- Nie wiedziałem... Nie wiedziałem... - powtarzał cały czas, zszokowany.
- Ja też nie wiedziałem - tylko tyle mogłem z siebie wydusić. 
Kim Siwoong wyszedł niepewny, czy Gyuri jeszcze kiedyś zechce z nim porozmawiać. Mimo wszystko zrozumiał, w tej sytuacji najlepsze, co może zrobić, to zostawić nas samych. Pożegnałem go i zapukałem w łazienkowe drzwi.
- Wejdź - dotarł do mnie jej cichy, obojętny głos.
Drzwi nie były zamknięte. Wszedłem i zobaczyłem ją stojącą nad umywalką. W ręce trzymała pudełko leków na uspokojenie.
- Ile tego połknęłaś? - zapytałem.
- Trzy.
Przytuliłem Gyuri i wtedy się rozpłakała. Upuściła pudełko tabletek, które rozsypały się po podłodze. Byłem zdziwiony, gdy mnie pocałowała. A może potrzebowała potwierdzenia, że po tym wszystkim, co mi wyznała, nie opuszczę jej? Skoro tak, przyciągnąłem ją do siebie, zapominając się w tym pocałunku. Kiedy się od siebie odsunęliśmy zauważyłem, że sam beczę jak dziecko. Jeszcze raz przytuliłem Gyuri i zaprowadziłem do pokoju. Usiedliśmy na łóżku, kawałek od siebie.
- Opowiedziałam o wszystkim mamie - zaczęła, pociągając nosem - nie chciała mi wierzyć, dopóki nie zobaczyła, jak zaatakowałam swojego ojczyma... Myślałam, że wreszcie przejrzy na oczy. Zrozumie, że nie bez powodu go oskarżam... A ona... ona była po prostu zazdrosna!
- Zazdrosna? - powtórzyłem.
- Bo jej nigdy nie okazywał tyle zainteresowania, co mi. Nie podniecała go...
- Obwiniała o to ciebie?!
- Kiedyś powiedziała mi, że musiała tak postąpić, bo by od nas odszedł, zostawiając bez grosza. A ja o niczym innym nie marzyłam, nie martwiłam się pieniędzmi! Wiedziała, że nie zbliżał się do mnie po tym, jak go zaatakowałam i myślała, że wszystko jest w porządku. A ja ledwie znosiłam jego obecność, to okropne, chore spojrzenie... Skoro z nikim nie mogłam o tym porozmawiać, pisałam pamiętnik... Ukradł mi go.
- Gyuri...
- Czytał i masturbował się.
- To obrzydliwe.
- Jak tylko skończyłam liceum, wyjechałam na studia i zamieszkałam w akademiku. Zaczynałam wierzyć, że dał mi spokój. Spotykałam się z chłopakami... Wtedy się pojawiał, by mi przypomnieć, że jestem tylko jego... Przeprowadziłam się tutaj, żeby od tego wszystkiego uciec! Po roku wysłał mi pierwszy wpis z mojego pamiętnika... Wtedy też zauważyłam, że ktoś mnie śledzi... byłam przekonana, że to mój ojczym.
- Pytał o ciebie w pracy, prawda?
- Tak. Riyoo przekazała mi, że szukał mnie człowiek z blizną na policzku... Tak się tym zdenerwowałam, że zasłabłam.
- Obiecuję, nie pozwolę mu więcej cię skrzywdzić - powiedziałem.
Nigdy nie pomyślałbym, że Gyuri spotkało coś tak okropnego. I że nadal się od tego nie uwolniła. Cierpiała przez cały czas, a ja nie mogłem jej pomóc, bo nie wiedziałem z czym musiała się zmagać. I wstydziłem się, że jeszcze kilka dni wcześniej podejrzewałem ją o romans.
- Joonwon... wybaczysz mi? - zapytała - że to ukrywałam... i że cię okłamywałam. Czy moglibyśmy znowu...?
Chwyciłem ją za rękę.
- Co to w ogóle za pytania... kocham cię, Nam Gyuri.
- Ja też cię kocham - odpowiedziała i znowu się rozpłakała.


Lee Jeongmin (Boyfriend)

                Oglądając telewizję z moją siostrą, zastanawiałem się, czy zadzwonić do Sohyun. Pewnego wieczoru poprosiłem, by Hyunseong pożyczył mi swój telefon, przesłałem sobie jej numer i usunąłem wiadomość z jego skrzynki.
- Chciałbyś kiedyś wystąpić w Happy Together? A może wolisz Running Man'a? - wypytywała moja siostra Minhee.
- A dzisiaj leci Running Man? - zapytałem.
- Nie pytam, co wolisz oglądać, tylko w czym wolałbyś wystąpić, głupku - Minhee połaskotała mnie po brzuchu, a ja upuściłem telefon.
- Aaa! Noona, sama jesteś głupia.
- Odwołaj to!!!
- Nie.
Rzuciła się na mój telefon, zanim zdążyłem go podnieść.
- No zobaczymy, co ty tu ukrywasz... Pewnie porno.
- Oddawaj...
- O! Jakaś Sohyun. Jeongminnie ma dziewczynę!
- Oddawaj!
- Opowiadaj, kto to Sohyun.
- Noona, proszę...
- Prosisz? Przed chwilą usłyszałam, że jestem głupia.
- Żarty to były. Przecież mądra jesteś, nie ma mądrzejszej od ciebie! - przybliżyłem się, żeby ją cmoknąć w policzek.
- Fuuu! Ślinisz. Nie próbuj mnie przekupić swoimi obleśnymi całusami.
- Moje całusy nie są obleśne - zrobiłem smutną minę - i oddaj mi telefon, muszę zadzwonić do Sohyun.
- Oddam, jak mi o was opowiesz.
Opowiedziałem jej wszystko, od dnia, kiedy z Hyunseongiem poznaliśmy Sohyun.
- Więc nie wyobrażaj sobie za wiele - podsumowałem.
- Przeanalizujmy to. Skoro powiedziała, że nie chodzi z Hyunseongiem, nie przejmuj się, że odbierzesz kumplowi dziewczynę.
- Ale ona mu się podoba...
- I co z tego, jeżeli on się nie podoba jej? Bierz ten telefon i dzwoń! - wcisnęła mi go w rękę.
- Ok...
Poszedłem do kuchni, bo akurat nikogo tam nie było. Powtarzałem sobie, że nie robię nic złego, po prostu dzwonię do dziewczyny, co z tego, że teoretycznie do dziewczyny mojego kumpla. Bo Hyunseong nie wie, że odkryłem jego kłamstwo... Sohyun odebrała po trzech sygnałach.
- Halo?
Ten oficjalny ton... zaraz, przecież wyświetlił jej się obcy numer!
- Hej, to ja... znaczy Jeongmin.
- Oppa! - zawołała z przejęciem.
- Co robisz? Masz czas dzisiaj wieczorem?
- Jestem w pracy do 22.00. Później mam czas.
- Odbiorę cię. Tylko powiedz, gdzie.
Pracowała jako kelnerka w restauracji, od kiedy wyrzucili ją z kawiarni. Poinformowała mnie, jak tam trafić.
- Ostatnio... byłam może trochę pijana... nie pamiętam, żebym podawała ci numer.
- Spokojnie. Nie byłaś aż tak pijana. Nie pamiętasz, bo nie podawałaś. Pożyczyłem go sobie...
- Rozumiem. To do później, bo ja w pracy jestem!
- Pa.
                O 22.00 kręciłem się koło restauracji, zdenerwowany, jak nigdy. Chociaż temperatura ostatnio spadała w nocy do kilku stopni, było mi wyjątkowo gorąco. Co ja najlepszego wyprawiam?! I przede wszystkim jak spojrzę potem w oczy Hyunseongowi?
I tak czułem się dziwnie, kiedy opowiadał mi o Sohyun i jednocześnie wkurzało mnie, że kłamał. Wreszcie się pojawiła. Miała czerwony płaszcz i buty na obcasach (czemu nie mogłem urosnąć kilka centymetrów wyższy?!). Pomachała mi i ruszyła w moim kierunku.
- Cześć. Przejdziemy się gdzieś? - wyszedłem z propozycją, idiotyczną propozycją, jak się okazało...
- Tak szczerze wolałabym posiedzieć... Nogi mi odpadają po dwunastu godzinach biegania między stolikami.
Weszliśmy do pierwszego-lepszego pubu. Sohyun zamówiła sok, a ja colę. Przez chwilę piliśmy w milczeniu.
- Żałowałaś... tego pocałunku? - wreszcie wyrzuciłem to z siebie i poczułem, że się rumienię.
Dobrze, że Sohyun na mnie nie parzyła. Wbiła wzrok w swoje splecione na stoliku dłonie.
- Nie - odpowiedziała - nie żałowałam... a ty?
- W ogóle. Cały czas o tym myślałem... o tym i... o tobie. Niecierpliwiłem się, kiedy się znowu zobaczymy.
- Ja też.
- Sohyun, powinniśmy się zastanowić, co robić. Z mojej strony... ja chcę czegoś więcej... jeżeli ty też tego chcesz, musisz pogadać z Hyunseongiem.
Wtedy znowu się pocałowaliśmy i nie mieliśmy zamiaru sobie przeszkadzać, kiedy przyszła barmanka zabrać puste szklanki po napojach. Kilka razy odrywaliśmy się od siebie, by zaraz zacząć na nowo. Wreszcie opanowaliśmy się trochę i wybuchnęliśmy konspiracyjnym śmiechem.
- Oppa, nad czym tu się jeszcze zastanawiać? - zapytała Sohyun.


Yoon Doojoon (B2ST)

                W poniedziałek rano, jak tylko wyszliśmy przebiec obowiązkowy dystans, podszedł do mnie lider Boyfriend Kim Donghyun.
- Gratki. Może po ogłoszeniu wyników nie byliśmy zbyt wylewni, no zrozum... Ale naprawdę uważamy, że zasługujecie na tą wygraną - walnął przemowę.
- Dzięki. Rozumiem. Nie dziwi mnie, że nie skaczecie z tego powodu z radości - stwierdziłem - po prostu, jak kiedyś powiedzieliście, wygrywają lepsi. Co nie znaczy, że "On&On" nie jest dobre. Mi się spodobało.
- No i przypominam o twojej obietnicy. To jedyny plus w tej sytuacji, ponabijać się z ciebie, jak ganiasz w samych gaciach - dodał Donghyun, szturchając mnie ramieniem.
- Dobraaa... Zaczynam żałować, że to wymyśliłem! Jeżeli Boyfriend wygrają kolejny konkurs, ty też się tak przebiegniesz, obiecujesz?
- Ahahaha! Obiecuję!
Potarliśmy się kciukami na znak przysięgi. I w tym momencie dotarło do mnie, że gdybyśmy nie wygrali tego programu, byłoby mi cholernie przykro i jednocześnie byłoby mi cholernie przykro, gdyby nie wygrali go Boyfriend. Często spotykaliśmy się z na terenie kompleksu, na posiłkach, podczas live'ów oglądaliśmy się wzajemnie na nagraniach. I to wszystko sprawiło, że się zżyliśmy i nie traktowaliśmy już tylko jak konkurencję do wyeliminowania.
Wszyscy się śmiali, kiedy zrzuciłem koszulkę i spodnie. A Dongwoon w dodatku mnie nagrywał. Yoseob, Jang i Junhyung powtarzali, żebym zdjął jeszcze bokserki. Gikwang zagwizdał, nabijając się, że nigdy nie widział tak sexy ciałka. Boyfriend za to klaskali dla dodania mi odwagi.
- Biegnijmy już, bo ja zamarzam! - zawołałem.
Ruszyliśmy wokół parku. Po kilku krokach zrobiło mi się odrobinę cieplej. I wtedy zauważyłem, że Yoseob też zdejmuje swoją koszulkę. Potem zrobił to Dongwoon, następnie Junhyung, Gikwang i ostatni Jang Prince. Spodnie sobie zostawili. Mijając nas, członkowie Boyfriend nie przestawali się chichrać i klaskać. Wiedziałem, że to jeden z takich momentów, których się nie zapomina. Rozłorzyłem szeroko ramiona i wyprzedziłem pozostałych. Aż niespodziewanie rozległ się krzyk Jang'a. Wszyscy się zatrzymaliśmy, (B2ST oraz Boyfriend) i zobaczyliśmy spływającą po jego włosach ptasią kupę.
- Nigdy więcej!!! - zawołał wkurzony i pobiegł do dormu się wykąpać.
A potem ledwie przebiegliśmy pierwsze okrążenie, usłyszeliśmy wystraszony głos Taehee.
- Co wy wyprawiacie?! Chcecie się rozchorować?! - stała na tarasie w szlafroku i opieprzała nas - natychmiast ubierzcie koszulki! Doojoon, a ty ubierz też spodnie! I powiedzcie mi, gdzie jest Jang Hyunseung!


Min Dohee

                 - Sekretarko Oh! Sekretarko Oh!!! - wołałam.
Czemu jak zwykle nie przychodzi, kiedy jej potrzebuję? Wkurzona rzuciłam zeszytem, zapominając że mam tam pełno kserówek z notatkami z wykładów. Kartki rozsypały się po podłodze, a ja głośno przeklęłam. Sekretarka Oh powinna to posprzątać! Postanowiłam iść jej poszukać i zdrowo opieprzyć. Mijałam pokój taty, u którego akurat był doktor Choi. Nie miałam zamiaru podsłuchiwać. Pewnie w ogóle bym się nie zatrzymała, gdybym nie wyłapała tego jednego zdania...
- Musisz powiedzieć Dohee... martwi się o ciebie, myśli, że naprawdę chorujesz. A ja nie umiem jej już okłamywać... - mówił przyciszonym głosem doktor.
Zatrzymałam się, przyciśnięta do drzwi.
- Nie mogę, nigdy by mi tego nie wybaczyła... - powtarzał mój tata.
Wstrzymałam oddech. O czym oni rozmawiają?! Miałam ochotę wejść i zażądać, by mi wszystko wyjaśnili. Potem pomyślałam, że dowiem się więcej, pozostając w ukryciu.
- Nie tak się umawialiśmy. Zgodziłem się pomóc ci raz. Jeden raz! A ty już od trzech lat oszukujesz wszystkich, że masz depresję! Czemu po prostu nie przyznasz się, że dopadł cię kryzys twórczy? Czy to taki wstyd? Przestępstwo?
- Ty tego nie zrozumiesz...
- To wytłumacz mi.
- Jestem jednym z najpopularniejszych reżyserów w Korei. Nie mogę się przyznać, że przez trzy lata udawałem depresję, bo po prostu się wypalam i już nie umiem stworzyć sam niczego dobrego...
Nie wytrzymałam. Z impetem otworzyłam drzwi i wpadłam do pokoju. Łzy spływały mi po policzkach.
- Wszystko słyszałam!!! - zapadła cisza - co tak stoicie? Zdziwieni, że wreszcie odkryłam waszą tajemnicę?!
- Dohee, chcę ci wszystko wytłumaczyć... - zaczął tata, opadając na najbliższy fotel.
Był blady, a ja nie wiedziałam czy naprawdę się denerwował, czy udawał, co, jak się okazało, dobrze mu przecież wychodziło...
- Wytłumaczyć? - powtórzyłam - tylko, że ja nie chcę tego słuchać, już ci nie wierzę. A więc lepiej daj sobie spokój.
- Pozwól ojcu powiedzieć coś w swojej obronie - wstawił się za tatą doktor Choi.
Miałam dość. Złapałam go za kołnierz koszuli, wyższego ode mnie o głowę mężczyznę i wykrzyczałam, potrząsając nim:
- To pan niech przygotowuje swoją obronę, jak już podam pana do sądu za sfałszowanie historii choroby! W dodatku tata od trzech lat bierze przepisywane przez pana antydepresanty! To niedopuszczalne!
Doktor Choi chwycił mnie za ręce. Potem ostrożnym, lecz stanowczym gestem, odsunął od siebie.
- To były witaminy - oznajmił.
Zabrakło mi słów. Po prostu wyszłam z pokoju, a tata ruszył za mną, powtarzając moje imię. Nie miałam zamiaru się zatrzymywać. Nie miałam zamiaru tu zostawać, z człowiekiem, który przez trzy lata mnie okłamywał, pozwalał, bym się o niego martwiła i wypełniała jego reżyserskie obowiązki. Poza tym przez udawaną chorobę taty straciłam Minwoo. Nikt nie wie ile łez wtedy wylałam. W jednej chwili uświadomiłam sobie, że nie mam nikogo, kogo obchodziłoby moje życie. Tata próbował mnie powstrzymać, kiedy pakowałam swoje rzeczy do walizki. A skoro mu się to nie udało, zawołał sekretarkę Oh. O dziwo zaraz się zjawiła.
- Co pa... - znowu chciała mi "panienkować" - co ty robisz?! - poprawiła się.
- Wyprowadzam się. A nie widać?!
- Sekretarko Oh, proszę ją powstrzymać, proszę nie pozwolić jej tak odejść! - błagał tata, a ona nie wiedziała, jak powinna się zachować.
- Ja? Ja mam panienkę powstrzymać? - zapytała i to, że znów mnie tak nazwała tylko przyspieszyło moje wyjście.
Wybiegałam z domu z pospiesznie spakowaną walizką, słuchając jeszcze krzyków taty:
- Sekretarko Oh, nie pozwól jej odejść! To polecenie służbowe!!!
Chwilę później siedziałam w metrze i jechałam do MC Mong'a. Jeszcze nie wiedziałam, po co konkretnie, wiedziałam za to, że nie zostawi mnie tak z tym wszystkim. Zadzwoniłam do drzwi i zastanawiałam się, jak się zachowa, gdy zobaczy mój stan. Powie coś pocieszającego? Poczęstuje mnie kieliszkiem alkoholu? Przytuli? Zadzwoniłam jeszcze raz. I jeszcze. Naciskałam dzwonek chyba przez minutę. Aż wreszcie dotarło do mnie, że nie zastałam go w domu. Nie miałam odwagi zadzwonić do Donghyuna i poprosić, żeby szybko wracał, bo siedzę tu i beczę jak wariatka. Mniej-więcej w tej sytuacji zastał mnie około godzinę później. Przez moment jedynie gapił się z niedowierzaniem, czy to rzeczywiście ja. A potem rzucił na schody siatki z zakupami i ukucnął obok, podnosząc mój podbródek, żebym popatrzyła mu w oczy.
- Dohee. Co się dzieje? - zapytał.
- Nienawidzę mojego taty! Nienawidzę doktora Choi! Nienawidzę wszystkich! - płakałam.
- A mnie?
W odpowiedzi przytuliłam się do MC Mong'a i chciałam pozostać  w jego ramionach przez całą wieczność.


Park Jaebeom (Jay Park)

                Każda akcja wywołuje reakcję. Podstawowa zasada fizyki. Wiedziałem, że to co zrobiłem sprowokuje dalszy rozwój wypadków. Tylko nie spodziewałem się, że wszystko potoczy się w zupełnie innym kierunku... Było późne popołudnie. Suyeon, moja koleżanka, która wpadła wczoraj wieczorem i po upojnej nocy trochę się zasiedziała, wpieprzała resztki chipsów, rozwalona w samych gaciach na kanapie.
- Ja zaraz spadam prowadzić zajęcia w School of hard knocks - powiedziałem jej - nie, żebym cię wypraszał, czy coś, zrozum, obowiązki wzywają.
Obrzuciła mnie tępym spojrzeniem.
- A nie mogę tutaj zostać? Poczekałabym. Zamówiłabym coś dobrego do jedzenia, a potem... - zachichotała, strzelając gumką przy swoich gaciach.
Wydawało mi się to w tym momencie... wyjątkowo nieprzyzwoite, choć naprawdę nieprzyzwoite rzeczy robiliśmy w nocy. Przypomniałem sobie Jaemi, jak kilka dni temu układałem ją do snu, a ona sprawiała wrażenie tak niewinnej i bezbronnej. Kompletne przeciwieństwo Suyeon. Zdenerwowałem się. Nigdy nie lubiłem, gdy ktoś ignorował moje prośby. Złapałem Suyeon za rękę, może trochę za mocno, i zmusiłem, żeby wstała, przy czym rozsypała chipsy.
- Ała! Co robisz?! Odbiło ci?! - urwała, kiedy niespodziewanie rozległ się dzwonek do drzwi - o, no proszę. Już spraszasz sobie inną?
- Zamknij się - rzuciłem i popchnąłem ją z powrotem na kanapę.
Przykryła się kocem, a ja poszedłem otworzyć. W drzwiach zastałem dwóch policjantów i przeszło mi przez myśl, że może w mojej rodzinie wydarzyło się coś okropnego, o czym przyszli mnie poinformować, jak to zwykle pokazywano w filmach.
- Pan Park Jaebeom? - zapytał jeden z funkcjonariuszy.
A co? Nie poznawał mnie?
- Tak, to ja - odpowiedziałem, nadal mając w głowie to okropne przeczucie, że chodzi o kogoś z moich bliskich.
Aż wreszcie dotarł do mnie głos drugiego funkcjonariusza. Pokazując legitkę, oznajmił:
- Jest pan zatrzymany w związku z pobiciem Byun Youngshina.
- Słucham?
- Pan Byun Youngshin wczoraj z bardzo poważnym uszkodzeniem ciała trafił do szpitala.
- To niemożliwe! - zawołała Suyeon, przytrzymując koc - Jaebeom cały wczorajszy wieczór był w domu! Mogę to potwierdzić, bo byłam z nim! Nikogo nie pobił!
- Słyszeliście? - powtórzyłem dumny z siebie i dumny z Suyeon.
Gdybym wyprosił ją wcześniej, nie wiadomo, czy okazałaby się tak pomocna...
- Proszę zrozumieć, pański wspólnik, który wykonał zlecenie, zdążył nam o wszystkim opowiedzieć. Aresztujemy pana za zlecenie pobicia - wyjaśnił w odpowiedzi ten pierwszy z policjantów - i lepiej, żeby pan z nami współpracował.
No tak, zasada akcji i reakcji zadziałała i w tym przypadku. Nie pozostawało mi nic innego, jak pozwolić założyć sobie kajdanki.