29/01/2017

the song of love (rozdział 9)

                Jonghyun wracał z wizyty domowej. Sytuacja była poważna. Syn pewnej wdowy nie utrzymał równowagi i spadł na ziemię podczas naprawiania dachu. Choć zachował przytomność, jego stan wydawał się dość poważny. Jonghyun opatrzył chłopaka i uprzedził, że jeśli wystąpią objawy wstrząsu mózgu, powinien przyjść do szpitala na szczegółowe badania. Za kilka godzin sam też rozpoczynał nocny dyżur. Chciał przedtem coś zjeść, zmienić ubrania. Był blisko swojego domu, kiedy dostrzegł koło drzwi dwie kobiece sylwetki. Obie te osoby wydawały się czymś zdenerwowane. Wyczuł to, nim zdążył podejść i rozpoznać Mei oraz jej gosposię - Kim Yejin. Otworzył usta, by zapytać, co je tu sprowadza, lecz w tym momencie pani Kim złapała go za poły płaszcza i zawołała:
- Gdzie jest Dahee?! Gdzie jest moja córka?!
Widział w jej mimice złość, zarzut, oskarżenie. I za nic w świecie tego nie pojmował. Czy nie starał się pomóc córce Kim Yejin? Przez poprzednie dwa tygodnie przychodził codziennie, podawał dziewczynie leki, robił zastrzyki, wreszcie zabrał ją do szpitala.
- Dahee zniknęła - oznajmiła, wyjątkowo w jej przypadku stanowczo i chłodno, Mei.
- Jak to: zniknęła? - zapytał Jonghyun.
Pani Kim zaciskała ręce na połach jego płaszcza. Obawiał się, że wypowie jeszcze jedno nieostrożne słowo, a oberwie w twarz.
- Nie ma jej. I nikt nic nie wie - dodała Mei.
- Porozmawiajmy w domu - zaproponował Jonghyun i wtedy Kim Yejin zużyła resztki swojej energii, by nim potrząsnąć.
- Porozmawiać?! A o czym tu rozmawiać?! Chcę tylko wiedzieć, co zrobiłeś z Dahee! Gdzie ją zabrałeś?!
- Ja? Czemu...
- To przez ciebie została skierowana do szpitala! Z którego kilka dni później zniknęła!
- Wystarczy! - poprosiła Mei - Kim Yejin, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy weszli do domu i porozmawiali...
Wówczas Jonghyun docenił tę cechę jej charakteru, jaką była bezproblemowość, oraz umiejętność opanowywania wszelkich sporów. Zaprosił obie kobiety do domu i zaproponował coś do picia. Odmówiły. Usiadły przy stole i opowiadały o dziwnym zniknięciu dziewczyny ze szpitala. Kim Yejin jak zwykle z rana przyjechała odwiedzić Dahee, lecz w sali zastała jedynie puste łóżko. Pomyślała, że córka jest na jakiś badaniach lub poszła do dzieci z innych sali. Wreszcie spytała lekarza, pielęgniarki. Nikt zdawał się nic nie wiedzieć, każdy dziwił się tymi pytaniami, jakby Dahee w ogóle nie istniała. Jonghyun mimo wszystko niewiele z tego zrozumiał. Nikt nie wypisałby jej i nie przenosił w inne miejsce bez poinformowania kogokolwiek z opiekunów. Wreszcie stwierdził, że jedyne wyjście to udać się do szpitala i jeszcze raz zapytać lekarza. Kobiety wyraziły zgodę. Złapali dorożkę i pół godziny później dotarli na miejsce. Jonghyun i Mei wyglądali na opanowanych. Kim Yejin drżała na całym ciele, a jej policzki pokrywała chorobliwa bladość. Odszukali lekarza, który zajmował się Dahee i zapytali o niespodziewane zniknięcie dziewczyny.
- Nic o tym nie wiem - powtarzał doktor Keisuke - czemu miałaby zniknąć? Ludzie nie znikają ze szpitala.
Jonghyun się zdenerwował. Poczuł się winny. Lecz przecież nie mógł wiedzieć, co się wydarzy, zabierając ją tu. Nie mógł tego przewidzieć.
- Nie udawaj, że jej nie pamiętasz! Nie udawaj, że nie wiesz o kogo chodzi! Nie mogłeś nie zauważyć, że zniknęła. Leczyłeś tę dziewczynę! Gdzie jest jej karta choroby? Chcę ją zobaczyć!
- Nie istnieje.
- Słucham?!
- Nie istnieje żadna dokumentacja związana z taką osobą.
- Do cholery, nie udawaj, że nigdy jej tu nie było!!!
Kim Yejin przysłuchiwała się zupełnie wypruta z emocji. Odczuwała jedynie lęk o Dahee. Mei zadrżała, kiedy Jonghyun podniósł głos. Nigdy jeszcze nie słyszała go tak zdenerwowanego. Myślała, że w tym wzburzeniu był skłonny do uderzenia doktora Keisuke, lecz niespodziewanie obok zobaczyła ordynatora.
- Lee Jonghyun. Proszę się uspokoić - oznajmił doktor Fuchida.
Ten rzeczywiście się uspokoił. A w zamian to Kim Yejin wpadła w szał.
- Co zrobiliście mojej córce?! - rozpaczała.
- Kim Dahee. Piętnaście lat. Zapalenie płuc - przypomniał Jonghyun - gdzie jest? Przecież jeszcze nie wyzdrowiała. Leżała w sali numer 6. A dzisiaj wszyscy udają, że nigdy tu nie przebywała.
- Porozmawiajmy w moim gabinecie - postanowił doktor Fuchida, dając znak Jonghyunowi, żeby za nim szedł.
- Jestem jej matką! Też chcę uczestniczyć w rozmowie - oburzyła się pani Kim i ruszyła za nimi.
Po chwili siedzieli w gabinecie, wypełnionym dziwnym napięciem i... lękiem. Po twarzy kobiety popłynęły łzy. Czuła, że usłyszy coś okropnego. Nie była na to gotowa.
- Dzisiaj w szpitalu pojawili się dwaj oficerowie... Zabrali Dahee. Nie wiem czemu i dokąd. Po prostu... ją zabrali - wyrzucił z siebie ordynator.
W tym momencie z piersi Kim Yejin wyrwał się przerażający ryk. Rzuciła się na doktora Fuchida, okładała go pięściami, kopała i przeklinała. Jonghyun ledwie zdołał ją wreszcie przytrzymać. Duża dawka leku uspakajającego sprawiła za to, że zrozpaczona matka popadła w otępienie.
- Chcę iść na posterunek. - powtarzała w kółko.
Mei również była oszołomiona. Dahee, aresztowana? Niby za co? Nie walczyła o wolność. Nigdy też nie wykazywała się patriotyczną postawą, a jej matka pracowała w japońskim domu! Jongyunowi nie pozostało sporo czasu do rozpoczęcia dyżuru. Mimo to postanowił towarzyszyć kobietom w wizycie na posterunku. Dotarli tam pieszo, gdyż odległość nie była taka duża. Usiedli przy biurku jednego z oficerów i podali nazwisko aresztowanej dziewczyny. Policjant przekartkował stertę papierów tylko po to, by zaraz stwierdzić, że nie posiada informacji o tej osobie.
- To znaczy? - spytała Kim Yejin.
Leki nadal działały. Była otępiała.
- To znaczy, że taka osoba nie została aresztowana - wytłumaczył oficer.
- Doktor twierdzi, że ze szpitala zabrała ją policja - upierała się.
- Jaki doktor?
Kiedy oficer o to spytał, zapadła złowroga cisza. A potem Jonghyun wyjaśnił:
- Ordynator. Doktor Fuchida.
Zauważył lekkie poddenerwowanie w zachowaniu policjanta. Oficer stukał palcami o blat i zaciskał usta. Mimo to konsekwentnie trzymał się poprzedniej wersji. Imperialna policja nigdy nie wstydziła się swoich okrutnych poczynań. Jakich strasznych rzeczy dopuścili się wobec Dahee, że woleli to ukryć i przemilczeć? Tego Jonghyun sobie nie wyobrażał. Po opuszczeniu posterunku tłumaczył Kim Yejin, że dzięki doktorowi Fuchida mają chociaż jakiś ślad i pojęcie w jakim kierunku kontynuować poszukiwania. Było to kiepskie pocieszenie, bo choć ślad rzeczywiście istniał, urywał się przerażająco szybko. Mei niewiele się odzywała. Jedynie obejmowała gosposię i powtarzała, że na pewno wszystko się dobrze skończy. Naprawdę tak uważała? Czy to też było tylko sposobem na pocieszenie? A może nie wiedziała, że w przypadku policji nic nigdy dobrze się nie kończy...? Jonghyun wsadził je do dorożki i ruszył z powrotem do szpitala. Przebiegł kawałek, bo zrobiło się dość późno, a nie chciał spóźnić się na dyżur. Nie mógł wyrzucić z myśli obrazu Dahee, jak zobaczył ją w ogrodzie (tego dnia, gdy po raz pierwszy przyszedł odwiedzić Mei) i podczas wizyt w jej domu, kiedy zachorowała. Była miłą nastolatką, lekko niepewna siebie, wstydliwa, lecz niezmiennie gotowa okazać wszystkim życzliwość. Czy powinien się winić za jej zniknięcie? Czy gdyby nie wysłał jej do szpitala, nie znalazłaby się w niebezpieczeństwie? Czy cierpiała? Przecież nie zdążyła wyzdrowieć... Nie umiał sobie odpowiedzieć na te pytania, umiał natomiast zrozumieć czemu inni go obwiniali. Myśleli, że był wrogi Koreańczykom, a Dahee to Koreanka. Pierwszy raz w życiu kłamstwa, jakimi karmił Mei nie pomagały, lecz przeciwnie, jedynie go pogrążały. Nie znając tak oczywistego powodu na jego niewinność, musiała po prostu uwierzyć mu na słowo.
- Wierzysz? - zapytał Mei, kiedy Kim Yejin była w dorożce, a ona sama dopiero wsiadała.
 - Wierzę - odpowiedziała.
                Analizując to wszystko podczas wieczornego obchodu, Jonghyun nadal odnosił wrażenie, że wtedy widział w jej oczach niepewność.

***

                Mei krążyła po pokojach, niespokojnie, przepełniona obawami, jakby wyczuwała czające się dookoła zagrożenie. Odkąd Dahee przepadła bez śladu, nie było żadnych nowych informacji. Rodzina dziewczyny odchodziła od zmysłów, lecz Kim Yejin nadal codziennie pojawiała się w pracy. Powtarzała, że gdyby siedziała bezczynnie, chyba by zwariowała, mimo że Kanako i Hikari kazały jej zostać w domu i wesprzeć resztę swoich bliskich. Mei obserwowała gosposię, zamiatającą podłogę. W pewnym momencie Kim Yejin upuściła miotłę i zalała się łzami.
- Już nie mogę - rozpaczała - po prostu nie mogę.
Mei natychmiast znalazła się obok i, przytulając płaczącą kobietę, powiedziała:
- Proszę iść do domu. Posiedzieć z mężem i... dziećmi.
Wiedziała, że kiedy wspomniała jej dzieci, jednocześnie przypomniała o tym, że jednego z nich brakowało.
- Dobrze - odpowiedziała gosposia i otarła łzy - idę do domu.
Kanako i Hikari były dziś w hotelu. Aika w szkole. Mei została sama. I ta samotność dodatkowo ją przygnębiała. Nastawiła muzykę, by zagłuszyć myśli. Ale niewiele to pomagało. Nadal pojawiały się w jej głowie pytania Jonghyuna "wierzysz mi, prawda?". Powiedziała, że wierzy, bo chciała mu wierzyć. Mimo wszystko pozostała wątpliwość, wywołująca niepokój. Skoro Kim Yejin poszła do domu, Mei postanowiła zająć się pracami domowymi i przygotować coś do jedzenia. Nigdy nie radziła sobie w kuchni zbyt dobrze. Ugotowała ryż i warzywa. Pogrzała je, kiedy Aika przyszła ze szkoły. Jadły w ciszy, co rzadko im się zdarzało. Zazwyczaj wręcz wchodziły sobie w słowo.
- Myślisz, że Jonghyun ma z tym coś wspólnego? - spytała niespodziewanie Aika.
Niewiele zjadła, mieszała w swojej porcji, jakby jej nie smakowało, albo jakby po prostu nie miała ochoty na jedzenie.
- Co? - zdziwiła się Mei, utkwiła w Aice wystraszony wzrok.
- Myślisz, że Jonghyun ma coś wspólnego z tym, że Dahee zniknęła?
- Nie... A czemu?
- Kilka faktów by na to wskazywało, prawda?
- Jakich faktów?
- Jonghyun trzyma z Japończykami. Umieścił Dahee w japońskim szpitalu, a stamtąd zabrała ją japońska policja.
- To o niczym nie świadczy - obruszyła się Mei - umieścił ją w szpitalu, w którym jest stażystą. I robił wszystko, by się dowiedzieć, co się wydarzyło.
- O Boże, Mei! - zawołała Aika, uderzając dłońmi w blat - skoro go nie podejrzewasz, to czemu od kilku dni snujesz się, jak cień, nie możesz spać, jeść, jesteś cały czas zdenerwowana? Ty też uważasz, że Jonghyun coś ukrywa, tylko nie wiesz co. Widzisz to w jego oczach, w jego zachowaniu. Czasami go nie rozumiesz. Ale wolisz udawać, że nic się nie dzieje niż stawić czoło problemom! W ten sposób nie pomożesz, ani sobie, ani Dahee.
Aika nie wiedziała, czy kuzynka słyszała jej słowa, bo w pewnej chwili wstała i pognała do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi. Taka była. Unikała konfrontacji z tym, co bolesne i niewygodne. I choć Aika ją kochała, czasami miała dość ignorancji kuzynki. Wyrzuciła resztki jedzenia, pozmywała naczynia i posprzątała po posiłku. Miała plan poszukiwania Dahee. A żeby go zrealizować, musiała się opanować i jeszcze raz porozmawiać z Mei. Niepewnie zapukała do drzwi jej pokoju. Była zdeterminowana. Zaginiona przyjaciółka potrzebowała pomocy. A Aika obiecała sobie, że nie spocznie, jeżeli nie dotrze do konkretnych informacji.
- Wejdź - usłyszała.
Mei siedziała na łóżku i płakała. Aika usadowiła się obok, ostrożnie złapała kuzynkę za rękę.
- Mei... W ten sposób naprawdę...
- A co my możemy zrobić, żeby jej pomóc?
- Mam pewien pomysł... żeby udowodnić, czy Jonghyun jest niewinny.
- Jaki?
- Przeszukanie. Musisz zakraść się do jego domu i...
- Co? Oszalałaś...
- Jeżeli cokolwiek ukrywa, na pewno przechowuje coś, co nas na to naprowadzi!
- Tak nie wolno.
- A wolno oszukiwać!
- Jonghyun nie oszukuje!
- To czemu boisz się to udowodnić?
- Nie boję się! Nie boję się niczego! - powtarzała Mei ze wzburzeniem - to po prostu nieuczciwe. Poza tym... jak miałabym się tam zakraść? Zabrać mu klucze? Włamać się? O nie.
Aika zamilkła. No tak, była naiwna, jeżeli liczyła, że Mei wykazałaby się taką inicjatywą. Lecz mimo wszystko nie powinna się poddawać. Powinna walczyć. Choćby nie wiadomo co, nie odpuszczać.
Z powagą zaproponowała:
- Skoro tak... zostaw to mi.

***

                Mei sama się sobie dziwiła, że przystała na propozycję Aiki. Panikowała, chociaż jej rola ograniczała się do tego, by otworzyć okno w domu Jonghyuna i wciągnąć go gdzieś na pewien czas. Wyczuł zdenerwowanie dziewczyny, kiedy siedziała w jego pokoju i opowiadała niby obojętnie o swoich codziennych sprawach. Zapytał o to, a Mei odpowiedziała, że cały czas niepokoi się o Dahee. Po chwili znalazła się w ramionach chłopaka. Powtarzał, że też okropnie go zmartwiła ta historia, że obiecuje tak tego nie zostawiać i kontynuować poszukiwania. Mei słyszała w jego głosie szczerość. W tym momencie zaufała mu. I czuła się podle, że mimo wszystko zgodziła się go kontrolować i sprawdzać. Zaproponowała, by przeszli się na targ i nie myśleli chwilowo o przykrych sprawach. Jonghyun był za. Ubrali się i wyszli, a wtedy Mei zawołała, że zostawiła w jego pokoju rękawiczki. Istotnie je zostawiła, celowo, żeby miała pretekst wejść z powrotem do domu i otworzyć okno z przeciwnej strony. Aika tam czekała. Mei posłała jej pełne paniki spojrzenie, oznaczające: Za godzinę wracamy, nie możemy cię tu zastać! Załatw to szybko!
Tak się umawiały. Aika miała godzinę na przeszukanie domu i pozostawienie wszystkiego w idealnym porządku. Potem musiała się wymknąć, za to Mei po powrocie, dyskretnie zamknąć okno, by Jonghyun nie zauważył niczego podejrzanego. 
Plan wydawał się prosty. 
                Aika, podciągając się na rękach, wskoczyła na parapet, a stamtąd do pokoju. Przez chwilę tylko się rozglądała. Znalazła się w swojego typu gabinecie. Były tu biblioteczki z książkami, biurko, kominek. Uznała, że w tym pokoju rozpocznie poszukiwania. W szufladach nie trafiła na nic ciekawego. Kilka listów, przedmiotów codziennego użytku, rodzinnych fotografii. Zastanawiała się, gdzie sama schowałaby coś, co miałaby do schowania. Spojrzała na książki. Wyciągała wszystkie po kolei, potrząsała nimi, a kiedy chciała porzucić tę metodę, na podłogę wypadła jakaś kartka. Aika podniosła ją ostrożnie i jęknęła, przerażona. Była to fotografia jej matki i dwóch, młodych mężczyzn w ogródku kawiarni, a napis z odwrotnej strony głosił: miłemu koledze - Sakamoto Kanako i Oh Hoon.
Przecież jej matka nazywała się Takahashi! Nie Sakamoto, jak wujek Ryu, bo mieli innych ojców. A Oh Hoon? Aika zadrżała. Wiedziała bowiem kto to i szybko zidentyfikowała go spomiędzy dwóch mężczyzn z fotografii. Była tak uderzająco podobna do swojego ojca... Miała jego rysy twarzy, jego oczy, jego uśmiech. Upadła na kolana, ściskając to zdjęcie, jakby pozostało najcenniejszą w jej życiu pamiątką. Łzy mimowolnie potoczyły się po policzkach dziewczyny. Siedziała i płakała. To jedynie, do czego jeszcze była zdolna. Nie ruszała się, trwała w otępieniu, gdy w pokoju pojawiła się Mei.
- Aika... - szepnęła - idź... idź stąd...
Po chwili obok znalazł się Jonghyun. 
Zszokowany patrzył na obie dziewczyny, niczego nie pojmując, lecz powoli dotarło do niego, że to jakiś spisek, a jego oczy ciskały gromami.
- Co to, do cholery...?! - nie dokończył.
Zapłakana Aika pokazała mu zdjęcie, ledwie opanowując trawiącą ją złość i żądając stanowczo:
- Lee Jonghyun, możesz mi powiedzieć, skąd to masz? Możesz mi powiedzieć, skąd masz zdjęcie moich rodziców?!

25/01/2017

school of hard knocks (rozdział 35)

WHAT'S GOING ON?


Kim Donghyun (Boyfriend)

               Zabranie Joohana do dormu było szaleństwem. Oczywiście cieszyłem się, że mam go cały czas przy sobie. Ale... odkąd do nas dołączył, wszystko się zmieniło. Nie mieliśmy chwili spokoju. W dzień młodym opiekowała się Stephie, albo trenerzy, a jak mogliśmy, to braliśmy go na zajęcia. Wieczorem, kiedy teoretycznie powinien być zmęczony, wykazywał najwięcej energii i płakał, jeżeli się z nim nie pobawiliśmy. Taka zabawa polegała najczęściej na tym, że goniliśmy się po dormie, na co naprawdę rzadko kto z nas znalazł jeszcze siłę. W nocy Joohan na szczęście spał spokojnie, wtulony we mnie, a rano budził nas wesołym okrzykiem, trudnym do zidentyfikowania, za to chcąc nie chcąc znowu oznaczającym pobudkę pół godziny przed budzikiem. Co mnie trochę zaskakiwało, nikt się nie skarżył. Wszyscy traktowali Joohana, jakby był jednym z członków w zespole. Hyunseong pomagał mi go kąpać i karmić, Jeongmin i Minwoo zajmowali się nim, a bliźniacy zabawiali. W wolnych chwilach (a niewiele takich się zdarzało) robiłem wszystko, by dostarczyć Joohanowi jakiś rozrywek i umilić mu czas. Jednego popołudnia wyszliśmy na dwór, bo akurat znowu napadało śniegu i spotkaliśmy wracającego z dormu trenerów Doojoona.
- Hej, jak tam przygotowania singli? - zagadnął.
- W sumie to skupiliśmy się na japońskim, a koreański... cóż...
- U nas jest podobnie. W dodatku jeszcze Taemin uparł się i przygotował nam dość skomplikowaną choreografię.
- Wy i choreografia? - zdziwiłem się, rozbawiony.
- No tak. Kiepscy z nas tancerze. Może do wolnej piosenki pójdzie nam lepiej.
- Szykujecie nastrojowy kawałek?
- Japoński singiel jest dosyć skoczny, więc z koreańskim postawiliśmy na coś spokojniejszego. A wy?
- Oba single są dość skoczne - stwierdziłem.
Wtedy Joohan stanął przy mnie i zaczął się z zainteresowaniem przyglądać Doojoonowi.
- To twój syn? - zapytał lider B2ST.
- No tak - potwierdziłem - to Joohan.
Doojoon, kucając obok, wyciągnął do niego rękę.
- Cześć. Przywitasz się?
W odpowiedzi Joohan schował się za mnie.
- Wstydzi się wszystkich, których nie zna - powiedziałem.
- Mam siostrzenicę w jego wieku. I też jest taka wstydliwa.
Pogadaliśmy jeszcze jakiś czas. Joohan chyba zaakceptował Doojoona jako nowego wujka, bo pozwolił mu się ponosić i pstryknąć sobie z nim zdjęcie. Potem zrobiło się zimno i postanowiliśmy wracać. Chwyciłem Joohana za rękę. Byliśmy już przy drzwiach do dormu, kiedy Doojoon zawołał jeszcze:
- Nie żeby coś, przypominam o zakładzie!
- Jakim... zakładzie?
- Jeśli Boyfriend wygrają kolejny konkurs, biegniesz w samych gatkach - zaśmiał się.
- Nie przy dziecku - odpowiedziałem z udawanym gniewem.


Lee Suji

               Przyjechałam do kompleksu School of hard knocks z pretekstem, że chcę tylko odwiedzić siostrę. Naprawdę chciałam odwiedzić Youngmina. Dużo pisaliśmy na kakao, a w weekend poszliśmy do kina i na jedzenie. Nie wiedziałam, czy to była randka... Ale... Youngmin pocałował mnie, kiedy się rozstawaliśmy, więc chyba była. Poszłam prosto do pokoju Stephie. Na korytarzu spotkałam jeszcze Rain'a.
- O hej, to ty jesteś Lee Suji. Siostra Stephie - zagadnął.
- No tak, to ja... - patrzył na mnie z uśmiechem, podczas gdy zastanawiałam się, jak powinnam się do niego zwracać.
Oppa? Ajussi?
- Nie ma jej w pokoju. Chwilowo bawi dziecko - oznajmił Rain.
Co?!
- Dziecko? - powtórzyłam
- Trzy dni temu postanowiła przywieźć tu Joohana, syna Donghyuna no i... czy jej się to podoba, czy nie, sama go niańczy.
- Moja siostra i dzieci. Świat oszalał. Wiesz co robiła, jak byłam mała? Kradła mi słodycze!
- Och, to naprawdę okropne.
- No nie?
- Jak spotkam Stephie, powiem, że jej szukasz.
- A, nie... Znam kod do drzwi. Wejdę i zrobię unni niespodziankę.
- Jak uważasz.
Rain poszedł sobie, a ja wystukałam kod i dostałam się do pokoju. Napisałam do Youngmina, żeby tu zaraz przybiegł. Mieli akurat przerwę po obiedzie, więc chyba nie powinni być niczym zajęci. Chociaż... gdyby nie byli zajęci, to czy Stephie zajmowałaby się tym dzieckiem? Może powinnam to wszystko natychmiast odwołać?! Za późno. Przyszedł Youngmin. Otworzyłam mu drzwi i chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a potem... pocałowaliśmy się. Tak namiętnie, naprawdę namiętnie... Poczułam taki dziwny prąd przeszywający mnie całą. Ledwie lekko odsuwaliśmy się od siebie i znowu się całowaliśmy.
- Suji... ja... - zaczął.
Wiedziałam, co chce mi powiedzieć.
- Ja ciebie też - przyznałam.
Chyba zwariowaliśmy. Padliśmy na łóżko, dotykając się wzajemnie i powoli zrzucając z siebie ubrania. Nie myślałam o niczym, ani o tym, że widziałam go dopiero trzeci raz w życiu, ani że nigdy jeszcze tego nie robiłam, ani że pewnie nie mieliśmy zabezpieczenia. Youngmin całował mój goły brzuch, a ja - gdybym tego w ogóle chciała... - nie zdołałabym go powstrzymać. I w tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Ja i Youngmin spojrzeliśmy na siebie z przerażeniem. I tak był w lepszej sytuacji. Miał na sobie jeszcze spodnie. Ja... jedynie bieliznę.
- Ciii, po prostu nie otworzymy - stwierdził.
- To sama wejdzie. Rain na pewno jej przekazał, że przyszłam. Fuck - przeklęłam.
- To nie Stephie - dodał szeptem Youngmin - przecież by nie pukała.
Racja! Uspokoiliśmy się trochę. Ktokolwiek by to był, zaraz się znudzi i sobie pójdzie. Po prostu przeczekamy. A potem ubierzemy się grzecznie i wyjdziemy. Lecz w tym momencie zza drzwi rozległ się stanowczy głos MC Mong'a:
- Lee Stephanie!
A po chwili jej odpowiedź:
- Tu jestem.
Youngmin zdążył zamknąć się w łazience, kiedy drzwi się otworzyły i w pokoju pojawiła się moja siostra z MC Mong'iem.
- Suji? - zapytała - a co ty...
- Wpadłam w odwiedziny - oznajmiłam i dyskretnie wrzuciłam za łóżko kurtkę Youngmina.



Shin Donghyun (MC Mong)

               Przygotowania mojego nowego albumu powoli zbliżały się ku końcowi. Co nie oznaczało, wbrew pozorom, więcej wolnego czasu. Były jeszcze poprawki i praca nad teledyskiem. W dodatku Dohee zrobiła się dziwnie zazdrosna o śpiewającą w promującym album singlu Jung Eunji, no i oczywiście pojawiającą się też w MV. Nie rozumiała, że mam mnóstwo obowiązków. Nie odzywała się do mnie zbyt wiele, a ja stwierdziłem, że może lepsze milczenie niż wieczne kłótnie. Skoro rzadko byłem w domu, Dohee nudziła się po zajęciach i poświęcała programowi. Cały czas siedziała przy nagraniach, czasami komentowała sama do siebie.
- Naprawdę, zrobiłbyś coś z tym dzieckiem - rzuciła kiedyś, gdy akurat położyłem się spać po ciężkim dniu.
- Jakim dzieckiem? - zapytałem.
- No z synem Donghyuna. A z jakim?
- To Joohan jeszcze tam jest?!
Senność w jednej chwili mnie opuściła. Podniosłem się i przybiegłem to sprawdzić. Dohee oglądała nagrania z dzisiejszego wieczoru. Donghyun akurat karmił Joohana, a Minwoo zabawiał młodego głupimi minami.
- Jest tam od dwóch dni. Nie wiedziałeś? - zdziwiła się Dohee.
- Nie no, wiedziałem, że Stephie zabrała go do dormu chłopaków. Nie wiedziałem tylko, że jeszcze tam jest!
- Bo ty ostatnio nic nie wiesz. Oprócz tego, kiedy znowu spotkasz się z Eunji - Dohee udawała obrażoną dziewczynkę.
- Jeżeli znowu masz zamiar robić mi te bezsensowne wyrzuty, to ja idę spać - położyłem się z powrotem do łóżka.
I nie zdziwiłem się w ogóle, że Dohee już po chwili do mnie dołączyła, powtarzając przepraszająco:
- Jesteś zły?
- Jutro po powrocie z planu pogadam ze Stephanie - zdecydowałem - mam dość tego, że wszyscy wyprawiają, co chcą z moim show.
Dohee przytaknęła. Lubiła, kiedy byłem taki stanowczy. To tylko utwierdziło mnie w mojej decyzji. Następnego dnia po kilku godzinach kręcenia teledysku pojechałem do kompleksu i poszedłem prosto do pokoju Stephanie. Nie otwierała. Dziwne, bo zza drzwi dochodził znaczący chichot. Zawołałem ją po imieniu i w tym momencie... zauważyłem jej sylwetkę zbliżającą się do mnie.
- MC Mong? - spytała, zaskoczona.
- Hej, ktoś jest u ciebie w pokoju? - odpowiedziałem.
- Nie... A czemu miałby być?
- Ktoś się tam śmiał.
- Zaraz to sprawdzimy...
Stephanie wystukała kod i weszliśmy do pokoju. Na łóżku leżała roześmiana nastolatka. Przywitała nas niewinnym "cześć"
- Suji... a co ty... - zaczęła Stephanie.
- Wpadłam w odwiedziny - odpowiedziała.
- To moja siostra. Zwykle wpada w odwiedziny w najgorszym momencie - oznajmiła Stephanie.
Siostra posłała jej pełne żalu spojrzenie. To zupełnie jak mina Dohee poprzedniego dnia...
- Słuchaj Suji, ja muszę z twoją siostrą o czymś pogadać. Czy mogłabyś na chwilę przejść się gdzieś i zostawić nas samych? - poprosiłem, mając przy tym wrażenie, jakbym rozmawiał z dzieckiem. A dzieckiem to Suji już nie była.
- Ach, samych? - powtórzyła z głupim uśmieszkiem - skoro tak chcecie...
Wyszła, oglądając się jeszcze za siebie, jak gdyby coś ukrywała.
- Siadaj - zaproponowała mi Stephanie, przy czym wygładzała łóżko - kiedy wychodziłam ta narzuta nie była tak pomięta...
- Chodzi o Joohana. Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? Rozumiem, że zabrałaś go tu, żeby zmienić podejście fanów i trochę ich udobruchać po ostatnich skandalach... Ale sama przyznasz, że to dziecko wywołuje za duże zamieszanie - stwierdziłem.
Zrezygnowana usiadła obok mnie.
- Tak, tak, racja. Myślałam tylko o tygodniu.
- Tydzień to stanowczo za dużo. Nie podoba mi się, co tu się dzieje przez Joohana. Wszyscy skupiają się na nim, a nie na swoich obowiązkach. Poza tym, nie uważam, żeby telewizyjne show było odpowiednim miejscem dla dwulatka.
- Dobrze. Porozmawiam z Donghyunem i poproszę, żeby odwiózł go do domu. Chociaż... o Boże no, oni są tak zżyci, że mnie serce boli jak ja widzę ich pożegnania - przyznała Stephanie z ciężkim westchnieniem.
- A może po prostu odzywają się w tobie macierzyńskie instynkty? - rozważałem.
- O nie. Co to, to nie - zaprzeczyła stanowczo.
Wtedy dobiegł do mnie jakiś dziwny odgłos.
- Ty też to słyszałaś?
- Nie. Co?
- Jakby... ktoś był w łazience...
- No co ty! Kto. I po co... - zaśmiała się Stephanie, a mimo wszystko poszła sprawdzić.
Otworzyła drzwi i w tym momencie rozległ się podwójny krzyk, jeden damski, drugi męski... Podszedłem bliżej i też omal nie krzyknąłem, kiedy zastałem w łazience Youngmina... podczas sikania.
- No co? - spytał zawstydzony - ja już nie mogłem wytrzymać.



Jung Jihoon (Rain)

               Po spotkaniu z Suji szedłem akurat do restauracji coś zjeść i... po prostu wpadliśmy na siebie, ja i Stephanie.
- Ooo, sorry - powiedziała.
- Nie, nie, to ja przepraszam - chciała odejść, zatrzymała się, kiedy usłyszała moje następne słowa - podobno w dzieciństwie byłaś okropna dla swojej siostry. Kradłaś jej słodycze, to prawda?
Posłała mi groźne spojrzenie. Aż przeszedł mnie dreszcz.
- A skąd ty to wiesz?
- Czytam ci w myślach? Żart. Suji mi powiedziała. W sumie... to miała być niespodzianka, nie chciała, bym ci mówił, że przyjechała w odwiedziny.
- Ach. Ok.
Zamiast do swojego pokoju, poszła jeszcze do dormu Boyfriend, a ja do restauracji. Byli tam Taehee i Jay. Siedzieli, zachowując od siebie odległość kilku stolików. I oboje spożywali alkohol. A to interesujące. Kupiłem sobie coś do jedzenia i poszedłem usiąść koło Jay'a.
- Hej. Jak tam? - zagadnąłem.
- Ok - rzucił obojętnie, był już chyba lekko wstawiony.
- Kiedy... proces?
- Za trzy tygodnie. I nie udawaj, że cię to obchodzi. Cieszysz się po prostu, że to spotkało mnie, a nie ciebie.
No cóż, niektórzy po alkoholu zachowują się agresywnie.
- No wiesz, ja nie biję przypadkowych kolesi...
- Tak naprawdę to wszystko twoja wina.
- Co? No to pojechałeś...
- Przekonałeś mnie, żebym nie szedł z Jaemi na ten casting. Poszła tam sama i została wykorzystana.
- Nie przeze mnie. Ja nie jestem jakiś pieprzony jasnowidz. Przykro mi, że to spotkało Jaemi i ciebie.
- Tak, pewnie, wszystkim przykro.
Jay wstał i wyszedł bez słowa z restauracji. Zostawił jeszcze swoje piwo, więc dopiłem je. Wtedy dokuśtykała do mnie Tahee.
- Nie przejmuj się. Dla wszystkich taki jest, po prostu się stresuje.
No tak. Cała Taehee. Każdy może liczyć ma zrozumienie z jej strony.
- Zapytałbym jak z twoją kostką, tylko boję się, byś zaraz nie zarzuciła mi, że to moja wina...
- Nie... co ty. A z kostką już lepiej.
- To czemu tu siedzisz i upijasz się?
- Wszyscy mają swoje problemy, co nie?
- Chodzi ci o Joonwona - stwierdziłem.
Wieść o jego zaręczynach szybko się rozchodziła. A z tego, co mi wiadomo, planował wkrótce powiedzieć o tym mediom.
- Czy to aż tak oczywiste? Czy ja jestem aż tak oczywista?
- Nie... po prostu pamiętam waszą sprzeczkę... wtedy przy stole, na bankiecie zorganizowanym przez MC Mong'a.
- Ach, tak. Już sama o tym zapomniałam.
- Wiesz... zastanawiam się, czy nie dać jej szansy... Chociaż... nie chcę, żeby kradła mi słodycze - stwierdziłem ze śmiechem.
- Kto? - zapytała Taehee.


Lee Stephanie

               Youngmin chciał się wymknąć, lecz MC Mong go zatrzymał.
- Hola, hola, ty chyba musisz się z czegoś wytłumaczyć - zauważył.
Youngmin się zaczerwienił.
- Co tu robiłeś? - zapytałam.
Szczerze? Byłam cholernie zła. Nie lubiłam gdy ktoś zakłócał moją prywatność i urządzał sobie potajemne randki w moim pokoju. Bo w inny sposób nie mogłam tego wszystkiego nazwać.
- Robiłem siku. Ile razy mam to powtarzać? -  pytał Youngmin.
- Tak?! - wydarłam się - z moją siostrą?!
- Ehm, to może ja już pójdę - przyznał MC Mong i wyszedł.
Postanowiłam zaczekać na Suji i zapytać ją, co się tutaj dzieje. Youngmin usiadł ze wzrokiem wbitym w swoje buty. Chciałam wysłuchać jego wersji, a potem wersji mojej siostry. Ale uparł się. Milczał, dopóki nie pojawiła się Suji.
- Co wy wyprawiacie? - spytałam.
- Nic. Zaprosiłam tu Yougmina, a ty oczywiście przyszłaś i wszystko popsułaś - zarzuciła mi siostra.
- Och. Przepraszam, że was przyłapałam - dodałam ironicznie.
- Noona, tu chociaż nie jesteśmy nagrywani - Youngmin niespodziewanie nabrał odwagi.
I wtedy zrozumiałam, że to nie była tylko przyjacielska rozmowa. Łączyło ich coś więcej. Z czym musieli zachować dyskrecję i kryć się u mnie w pokoju.
- To coś poważniejszego, prawda? - spytałam.
Spojrzałam na siostrę, a jej mina mówiła sama na siebie. Potem skierowałam wzrok na Youngmina. Patrzył to na Suji, to na mnie. Domyślałam się, co w tym momencie czuł. Musiał przyznać, po tym jak wyznał mi miłość, że zakochał się w innej. A jednocześnie nie mógł powiedzieć nic, co uzmysłowiłoby Suji, jakimi uczuciami mnie darzył. Współczułam mu i sama byłam... nie, no chyba nie zazdrosna. Przecież go nie chciałam. To nie znaczy, że nie może mieć innej. Tylko czemu tą inną musi być akurat moja siostra?!
- Tak, to coś poważniejszego - potwierdził - i przepraszamy, że użyczyliśmy sobie twojego pokoju bez pozwolenia.
Po tych słowach ukłonił się i wyszedł, a ja robiłam wszystko, by Suji nie zorientowała się, jak mnie to ruszyło. Opanuj się, powtarzałam sobie, nie jesteś zazdrosną nastolatką.
- Unni. Źle się czujesz? Masz wypieki... - zauważyła Suji.
Odgłos pukania do drzwi uratował mnie od odpowiedzi. Głośno wypuściłam powietrze. A potem mój oddech znowu niebezpiecznie przyspieszył. W drzwiach stał Rain. Jak gdyby nigdy nic wszedł do mojego pokoju i zapytał Suji:
- Przepraszam, czy mogłabyś, na chwilę, tylko na chwilę, zostawić nas samych?
- No nie, to czyste kpiny. Wszyscy mnie dzisiaj wypraszają. Lepiej w ogóle stąd spadam - oburzyła się moja siostra i wyszła, zatrzaskując drzwi.
- Co jej? - zdziwił się Rain - wcześniej była dla mnie dość miła.
- To ten wiek - wypaliłam - nie przejmuj się moją siostrą. Powiedz lepiej, co cię tu sprowadza.
- Może... zrobię to twoim sposobem?
- C... co?
Zbliżał się do mnie, a ja się cofałam aż dotarłam do szafy. Moje plecy zetknęły się z jej drzwiami. Nie miałam już drogi ucieczki. Nie chciałam uciec. Po prostu poddałam się, kiedy Rain ledwie dotykał moich warg swoimi.
- Nie wiem, czy to się uda... - przyznał - mimo wszystko... może zaryzykujmy?

18/01/2017

school of hard knocks (rozdział 34)

COME BACK TO LIFE


Kim Donghyun (Boyfriend)

                Nie wiem, co gorsze, konferencja prasowa, czy czekająca mnie konfrontacja z MC Mong'iem. To pierwsze jakoś przeżyłem. Nie wybiegłem z krzykiem, gdy posypały się pytania. Udzieliłem odpowiedzi na wszystkie, nie pomijając niczego. Byłem spokojny, opowiadając historię, swoją, Joohana i jego matki. Po raz pierwszy od dawna czułem się tak lekko i beztrosko. Mimo że paradoksalnie tym samym wydawałem na siebie wyrok. Obawiałem się rozmowy z MC Mong'iem, bo zrobił tak wiele, by ratować mój wizerunek, a ja... ja po prostu spieprzyłem wszystkie jego wysiłki.
- Donghyun! Czy ci zmysły odjęło?! Czy ty oszalałeś?! Czy wiesz, co to w ogóle dla ciebie oznacza?! - krzyczał, idąc po jednej mojej stronie, po drugiej kroczyła równie wzburzona Dohee.
- Kim Donghyun, możesz to wszystko wytłumaczyć? - powtarzała.
Byłem obojętny na ich pytania, tak jakbym ich nie słyszał. Wszyscy dookoła należeli w tym momencie do innego świata. Żyli gdzieś, gdzie dla mnie zabrakło przestrzeni. Byłem sam, jak zwykle zupełnie sam. Z korytarza przeszliśmy do pomieszczenia, które stanowiło jakby zaplecze sali konferencyjnej. Nie wiadomo skąd, tam też znalazła się jakaś dziennikarka i zaraz dopadła mnie z mikrofonem, zarzucając pytaniami.
Przeszedłem obok, zbliżyłem się do biurka, lecz zamiast przysiąść na krześle, uderzyłem kilka razy w blat. MC Mong nadal krzyczał, Dohee biegała wokół, dziennikarka znowu zaatakowała mnie pytaniami, a w odpowiedzi usłyszała tylko huk mojego upadku, gdy już po prostu nie mogłem wytrzymać i nie zemdleć.

***

                Ta cisza i błogość były namiastką raju. Wyrwał mnie z niego głos Min Dohee:
- A może lepiej wezwijmy karetkę?
- Spokojnie, wraca do żywych - dodał MC Mong.
- Co się... - zrobiło mi się niedobrze - chyba zaraz zwymiotuję...
Obyło się bez wymiotowania. Dohee podała mi wodę i powiedziała:
- Ta głupia dziennikarka została wywalona. I przepraszała cię.
- Świetnie - stwierdziłem od niechcenia.
- Ogłaszasz publicznie, że masz dwuletniego syna. Mdlejesz. Internet szaleje. Tego tu jeszcze nie mieliśmy - MC Mong usiadł na brzegu kanapy, gdzie mnie podprowadzili i ułożyli.
- Nie stresuj go dodatkowo. Nie w tym momencie. Jego też to wszystko wiele kosztowało - tłumaczyła Dohee, jej obecność tu działała uspokajająco.
- Ja... nie powinienem tego ukrywać, wiem... nie powinienem kłamać. Za późno to do mnie dotarło. Może byłoby lepiej, jakbym w tej sytuacji nadal wszystko ukrywał i kłamał... Ale ja już tak nie mogłem. To mnie wykańczało. I... moi rodzice, siostra, przyjaciele, a zwłaszcza mój syn... wszyscy tego ode mnie wymagali.
- Więc czujesz się lepiej - podsumował MC Mong.
- Nie wiem. Pewnie zapłacę za to wysoką cenę. Wylecę ze School of hard knocks?
- Nie mam podstaw, by cię wywalić. Niestety. Chyba, że tak postanowią pozostali członkowie Boyfriend, czy po prostu fani. Ciężko przewidzieć jak na to zareagują, jeżeli większość się od was odwróci, z twojego powodu, sam przyznasz, że powinieneś odejść i ratować tym samym resztę.
- To prawda.
- Z tego, co widzę po komentarzach, fani reagują różnie. Ale wszyscy jeszcze są w szoku - zauważyła Dohee z telefonem w ręce.
Pewnie czytała wypowiedzi na forum.
- A... czy wiecie może... jak zareagowali chłopacy? - nie mogłem wytrzymać i nie zadać tego pytania.
Nastała niezręczna cisza. MC Mong patrzył na Dohee, Dohee na MC Mong'a. Wreszcie oznajmiła:
- Też są w szoku.
- Odwiozę cię do domu - zaproponował mi MC Mong - odpocznij i daj innym czas, by się z tym wszystkim oswoili.
Zgodziłem się posłusznie.



No Minwoo (Boyfriend)

                Siedzieliśmy przy komputerze i oglądaliśmy konferencję Donghyuna. Odwiedziliśmy go w weekend i dowiedzieliśmy się, jaki jest plan MC Mong'a. Wszyscy stwierdziliśmy, że brzmi dość przekonująco. Tylko Donghyun był pełen obaw. Zapytał, jak byśmy zareagowali, gdyby załatwił to wszystko na swój sposób, bo odpowiedzi przygotowane przez Dohee wydają mu się troszeczkę... sztuczne. Zgodnie odpowiedzieliśmy, że spoko, niech się wypowiada swoimi słowami, by zabrzmiało naturalnie. Chyba nikt z nas się nie domyślił, że lider postanowił zupełnie zmienić plan, chociaż zastanawialiśmy się, o co mu tak naprawdę chodzi, gdy pytał o naszą reakcję. I wreszcie poznaliśmy odpowiedź. Oglądając konferencję, milczeliśmy. Wpatrywaliśmy się z otwartymi ustami, co się tam wyprawiało. Już to, że zupełnie nie trzymał się wersji MC Mong'a nas zszokowało, a potem... przyznał przy tych wszystkich dziennikarzach, że Joohan jest jego synem, a nie siostrzeńcem. I że Hyunseong i Jeongmin już o tym wiedzieli. Ja, Kwangmin i Youngmin spojrzeliśmy na nich.
- Chcecie coś powiedzieć? - zwróciłem się bezpośrednio do zdrajców.
Hyunseong i Jeongmin nie odpowiadali.  
- Od dawna wiecie? - zapytał Kwangmin.
- Od... tygodnia? - stwierdził po chwili Jeongmin.
Wtedy Youngmin dodał z wyrzutem:
- Świetnie. I o niczym nam nie powiedzieliście.
- Zrozum. Donghyun wolał powiedzieć wam sam. I ostatecznie tak zrobił. Przyznał się do wszystkiego - tłumaczył go Jeongmin, a Hyunseong mu przytakiwał.
- Taaa. W telewizji. Akurat w takim momencie. W samym środku show - rozpaczał Kwangmin.
Ej, ja przypominam, że nasza rozmowa się nagrywa. Nie zdziwię się, jeżeli to puszczą na wizji, jak zwierzenia Junhyunga - upomniał go, a przy okazji nas wszystkich, Hyunseong.
- Naprawdę uważacie, że dziecko Donghyuna może mieć jakikolwiek wpływ, czy wygramy, czy nie? - zapytałem.
- Tak. Przecież idealny oppa to nie samotny ojciec - rzucił Youngmin.
- Gówno prawda - stwierdziłem - laski to kręci.
- Co? - zapytali jednocześnie bliźniacy i Hyunseong.
Jeongmin próbował skontaktować się z liderem.
- Samotni ojcowie. Mają większe wzięcie niż "zwykli kolesie" - ciągnąłem - to chwyta laski za serce, uczynny, troskliwy, opiekuńczy...
- Obawiam się, że nie wszystkie fanki tak uważają - zmartwił się Kwangmin - wiele pewnie się od nas odwróci.
- Trudno. Czy mamy inne wyjście? Donghyun jest naszym liderem. I radzi sobie świetnie, nigdy niczego nie zawala, jego ojcowskie obowiązki go nie ograniczają. No to w czym problem? W fankach? Jeżeli są prawdziwymi fankami, zostaną przy nas - wygłosiłem niezłe przemówienie, a po nim zapadła cisza.
Nie mogłem sobie wyobrazić Boyfriend bez Donghyuna. I naprawdę nie mogłem zrozumieć, o co to wielkie halo. Przecież nikogo nie okradł, nie zgwałcił, nie zamordował. Po prostu kochał się w kobiecie, która zachorowała i umarła, zostawiając mu w "spadku" syna. A on, pogrążony w smutku, odnalazł pocieszenie w muzyce.
- Ja nie oskarżam Donghyuna. Jest mi tylko przykro, że przez cały czas kłamał i nam nie ufał - przyznał w pewnym momencie Kwangmin.
- A ja... - zaczął Youngmin niepewnie - jeżeli mam być szczery, to okropnie się boję, czy my z tego wszystkiego wybrniemy...
- Pomyślcie, jak w tej sytuacji musi się czuć Donghyun - zauważył z przygnębieniem Jeongmin.
- Powinniśmy go poszukać i jakoś wesprzeć - zaproponowałem.
- No to chodźmy - pierwszy ruszył się Hyunseong, a my wszyscy poszliśmy za nim.
Na korytarzu wpadliśmy na MC Mong'a. Wyglądał niezbyt dobrze, był zmęczony i przygnębiony.
- Donghyun zasłabł po konferencji - oznajmił - kazałem mu wracać do domu i odpoczywać. A wy, musicie się zastanowić, co mu powiedzieć, kiedy przyjedzie z powrotem.



Yoon Doojoon (B2ST)

                Siedzieliśmy wszyscy w dormie, oglądając konferencję prasową Donghyuna. Z tego powodu wszystkie dzisiejsze zajęcia odwołano i cieszyliśmy się spokojem. Ale po tym, co ogłosił lider Boyfriend zapanowało wielkie poruszenie. Zastanawialiśmy się, jak to się skończy dla nich... i jak to się skończy dla nas. Potem przyszła Tahee. Dongwoon otworzył jej drzwi i przyprowadził ją do salonu, bo chodziła o kuli.
- Noona! Co z twoją kostką? - wypytywali wszyscy i ja też, udając, że nic a nic o tym nie wiem.
- Poślizgnęłam się. Zimą o to nietrudno - odpowiedziała.
Dongwoon pomógł jej usiąść na kanapie i wskazał na laptopa.
- To prawda? - zapytał - Kim Donghyun ma syna? Dwuletniego?
- Na to wygląda - przyznała Taehee, a ja nie mogłem się powstrzymać i nie posyłać jej uśmiechu.
- No i co z tym zrobicie? - dopytywał Yoseob.
- Wyrzucicie go? Jest przecież liderem... - słusznie zauważył Gikwang.
- MC Mong pozostawił podjęcie decyzji członkom Boyfriend - wyjaśniała Taehee.
Odwróciła twarz, lecz i tak cały czas mimowolnie zerkała na mnie.
- To w sumie podwójny skandal - stwierdził Hyunseung - 1) fotki na forum 2) syn. Myślicie, że to się odbije na wynikach głosowania?
- Mam nadzieję, że nie - stwierdziłem - przecież dziecko nie wyklucza się z talentem. A o to tu chodzi, o uczciwą rywalizację, nie wygraną dzięki skandalowi jednego z "rywali". Gdybym ja narozrabiał... tak po prostu pozbylibyście się mnie?
Zapadła cisza.
- Hyung, o czym ty gadasz. Przecież ty nie sypiasz z przypadkowymi laskami i nie masz dzieci - podsumował Dongwoon.
- A skąd ta pewność... - żart w moim wykonaniu rozładował atmosferę i wywołał sporo śmiechu.
- No cóż. Chciałam wam tylko przekazać, że jutro już odbywają się zajęcia. I Joowon ogłosi kolejne zadanie konkursowe - powiedziała Taehee.
Po raz pierwszy imię prowadzącego zabrzmiało dość obojętnie w jej ustach. I to mnie naprawdę cieszyło. Taehee pożegnała się i wyszła. Dongwoon miał dziś chyba dzień dobroci i postanowił odprowadzić ją do jej pokoju.
- Hyung, pójdziemy do sklepu? - zaproponował mi niespodziewanie Junhyung.
- Nieee, posiedzę na forum i poczytam w komentarzach, co ludzie sądzą o skandalu Donghyuna - odpowiedziałem.
A po chwili wysłał mi wiadomość na kakao "kurwa, idziemy do tego sklepu, bo jak się wkurwię to zobaczysz kurwa." Yhm, chyba powinienem po prostu pójść. Ubraliśmy się i wyszliśmy na dwór. W parku okropnie wiało, w dodatku padał śnieg i sypał nam płatkami prosto w oczy. Byłem wściekły na siebie, a jeszcze wścieklejszy na Junhyunga, że namówił mnie na opuszczenie ciepłego, przytulnego dormu. Wyszliśmy poza teren kompleksu. Wtedy Junhyung ulepił śnieżkę i rzucił w moim kierunku. Zrobiłem unik.
- Dobrze się bawisz? - obrzuciłem go gniewnym spojrzeniem.
- Byłeś z Tahee podczas tego jej wypadku, prawda? - zapytał.
Zatkało mnie.
- Co? Co ty znowu tworzysz? Teorie spiskowe...
- Przecież to się rzuca w oczy. Nie zdziwiłeś się na widok jej skręconej kostki. Cały czas szczerzyłeś się jakbyś się czegoś naćpał no i jeszcze... ten tekst o skandalach. Bronisz Donghyuna, bo wiesz, że ty i Taehee też możecie wywołać aferę.
Liczyłem jedynie na to, że inni nie byli takimi dobrymi obserwatorami, jak Junhyung.
- W sumie to... omal już jej nie wywołaliśmy.
Kolejne dwie śnieżki ledwie mnie ominęły.
- Opowiadaj!
- Jak nie przestaniesz rzucać tym gównem to nic ci nie powiem, w ogóle nigdy więcej się do ciebie nie odezwę.
- Uuu.
- Dostaliśmy mandat. A konkretnie, ja.
- Jak to? Przecież ty prawka nie masz.
- No nie mam... Za to ten mandat. I dobrze, że tylko tak się skończyło...
Streściłem mu przebieg mojej wycieczki (randki?) z Taehee. Junhyung słuchał ze śmiechem.
- Wow, no nieźle - powtarzał - hyung, a wiesz może co to były za leki?
Schyliłem się, żeby nabrać śniegu i wrzucić Junhyungowi za koszulkę. Jego krzyki słyszała chyba cała okolica.



Lee Stephanie

                Szłam akurat do dormu Boyfriend, gdy zastałam ich wszystkich w kurtkach, gotowych do drogi.
- A wy dokąd? - spytałam.
- Do Donghyuna - oznajmił Hyunseong - idziesz też?
- Nie wiem, czy chciałby, żebyśmy tak wszyscy go nachodzili, zasłabł po swojej konferencji i był w kiepskiej formie. Powinien w spokoju dojść do siebie - przyznałam.
Uważałam, że to byłoby dla Donghyuna najlepsze. Przemyślenie wszystkiego na spokojnie, a nie konfrontacja z pozostałymi członkami zespołu.
- Nachodzili? - powtórzył Jeongmin - Donghyun dba o nas i pomaga nam, kiedy tylko tego potrzebujemy, my też powinniśmy jakoś go wesprzeć.
Nie ukrywam, sama byłam ciekawa, jak się trzymał i w jaki sposób pozostali go potraktują. Zgodziłam się.
- To chodźmy do vana, ja kieruję - postanowiłam.
Niedługo później byliśmy przed domem państwa Kim. Dopiero wtedy stwierdziliśmy, że w sumie to wcześniej wypadało zadzwonić i uprzedzić o swojej wizycie. Już trudno. Zapukałam do drzwi. Bo pozostałych oczywiście opuściła odwaga. A po chwili rozległy się kroki. W drzwiach pojawiła się pani Kim.
- Dzień dobry - powiedziałam - my... chcielibyśmy odwiedzić Donghyuna. I ogólnie, dowiedzieć się, jak się czuje.
Jeżeli odeśle nas z powrotem, cóż...
- Zapraszam - odparła z uśmiechem - Donghyunnie jest u siebie w pokoju. Możecie wejść, a ja uszykuję wam coś do picia. Kawa? Herbata?
Podziękowaliśmy zgodnie i poprosiliśmy, by nie robiła sobie kłopotu. Chcieliśmy tylko porozmawiać z jej synem. Zapukaliśmy do drzwi jego pokoju i weszliśmy, kiedy usłyszeliśmy obojętne "proszę". Siedzieli na podłodze: Donghyun i Joohan. Bawili się jakimiś klockami i wyglądali... uroczo. Nie wiedziałam, czemu tak pomyślałam, nigdy nie przepadałam za dziećmi. Samotni ojcowie też mnie nie kręcili, o czym cały czas po drodze nadawał Minwoo. Donghyun zdziwił się na nasz widok. Pewnie słyszał, że ktoś przyszedł, lecz chyba nie domyślał się, że jesteśmy tu wszyscy.
- Cześć - powiedziałam - jak tam?
- Yhmm. Wporzo - stwierdził Donghyun, a zawstydzony Joohan schował się w jego ramionach - siadajcie...
Pousiadaliśmy, gdzie znalazło się miejsce. Ja i bliźniacy na łóżku, Hyunseong przy biurku, a Jeongmin i Minwoo na podłodze, zabawiając Joohana. Już troszeczkę się ośmielił.
- Jutro zaczynają się na nowo treningi - rzucił Hyunseong.
- I Joowon ma ogłosić kolejne konkursowe zadanie - dodał Youngmin.
- Dołączysz do nas, hyung, czy potrzebujesz jeszcze trochę odpoczynku? - to znowu Hyunseong.
- Chcecie mnie nadal w zespole? - zapytał ze zdziwieniem Donghyun.
- A czemu nie? Wkurzyłeś nas tymi kłamstwami i w ogóle. No i rozgłosiłeś wszystko w telewizji, nie uzgadniając tego z zespołem. Ale czemu mielibyśmy cię wyrzucić? Przez tą aferę stracimy pewnie sporo fanów. Tylko, że jak odejdziesz to stracimy ich zdecydowanie jeszcze więcej - ciągnął Kwangmin.
Spodobało mi się jego podejście. Na twarzy Donghyuna też zauważyliśmy jakby cień uśmiechu.
- Skoro tak... to wracam na treningi - postanowił.
Stwierdziliśmy, żeby się spakował i wskakiwał z nami zaraz do vana. Chociaż Joohan był pochłonięty zabawą z Jeongminem i Minwoo, posmutniał na widok walizki swojego (nadal nie przechodziło mi to przez myśl) taty. Donghyun podniósł synka i tłumaczył mu, że zobaczą się za kilka dni. Myślałam, że mi pęknie serce, kiedy Joohan się popłakał.
- Niech też jedzie - zaproponowałam.
I w tym momencie oczy wszystkich były zwrócone na mnie.
- Co??? - powtarzali mniej-więcej jednocześnie.
- Jak to? - zdziwił się Donghyun - mam zabrać Joohana do dormu?
- I tak fani dowiedzieli się o jego istnieniu. Możesz im pokazać, jaki z ciebie dobry ojciec i sprawić, żeby go pokochali - zauważyłam - skoro już jakoś zaistniał w świecie mediów, niech rozwija swoją karierę, a przy okazji pomaga wam w autopromocji.



Nam Gyuri

                Żałowałam, że już jutro Joonwon jest potrzebny w School of hard knocks, co oznaczało dla nas powrót do rzeczywistości, czyli do Seulu. Po sobotnim odcinku spakowaliśmy kilka rzeczy, wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy przed siebie. Postanowiliśmy wynająć pokój w jakimś tradycyjnym domku w górach blisko wyciągów narciarskich. Nigdy nie próbowałam jazdy na nartach i początkowo byłam troszeczkę niepewna. Joonwon oczywiście mógł się pochwalić dużym doświadczeniem, jak w wielu innych dyscyplinach sportu. Zabrał mnie na stok i uczył wszystkiego cierpliwie. Ja się za to denerwowałam. Wpadałam w szał, jak tylko znowu lądowałam na tyłku i przysięgałam, że nigdy więcej, a później i tak próbowałam zjazdu jeszcze raz i jeszcze. Spodobało mi się. To była wspaniała zabawa. Potem wracaliśmy wymęczeni do domku, jedliśmy gotowe jedzenie i grzaliśmy się wzajemnie ciepłem swoich ciał w ogromnym łóżku. Tego przedostatniego dnia, gdy pogoda nie pozwalała korzystać ze stoku, siedzieliśmy przy kominku i przyglądaliśmy się przez okno śnieżnej burzy. Wtedy Joonwon chwycił mnie za rękę i zapytał dość niezdecydowanie:
- Czy twój ojczym dał ci wreszcie spokój?
- Wysłał mi jeszcze dwie wiadomości - przyznałam szczerze.
- Idźmy z tym na policję. Niech go przymkną. Choćby z powodu nękania, skoro jego najgorszych przewinień już mu nie udowodnimy.
Odpowiedziałam z uśmiechem:
- Dobrze.
Joonwon był chyba zaskoczony moją reakcją, a mi... przeszłość powoli obojętniała. Nie bolało mnie wspomnienie dawnych przeżyć i nie przejmowałam się kolejnymi wiadomościami mojego ojczyma. Miałam kogoś, kogo kochałam i tylko to się liczyło. W pewnym momencie poczułam coś na swoim palcu i zauważyłam, że Joonwon ostrożnie wsuwa mi pierścionek. Popatrzył na mnie z powagą i zapytał:
- Gyuri, czy ty zostałabyś... moją żoną?
Nigdy nie widziałam tak niewinnej, uroczej i jednocześnie zabawnej miny... Biedny Joonwon... chyba się zawstydził i nic z tego nie pojmował, kiedy pewnej chwili mimowolnie wybuchłam śmiechem i rozpłakałam się. Eh, cholerne wzruszenie.



Moon Joonwon (Joowon)

                A to niespodzianka. Przyszedłem do jednej z sal, gdzie były już oba zespoły i... do moich stóp dobiegło dziecko, konkretnie chłopiec, wiek: około dwóch lat. Popatrzył na mnie spłoszony, a kiedy pogłaskałem go po głowie i zapytałem o imię, podbiegł do Kim Donghyuna.
- To jego syn, Kim Joohan - oznajmiła Stephanie, jak gdyby nigdy nic.
- No świetnie, tylko co tu robi? - zdziwiłem się.
- Yhmm, bawi się.
- Aha. A MC Mong o tym wie?
- No chyba widzi na nagraniach.
- Ok, nieważne.
Joohan akurat wdrapał się na plecy Minwoo, a ten nosił go na barana.
Koło mnie i Stephanie niespodziewanie znalazła się Taehee.
- Ty chyba masz opowiedzieć o zasadach kolejnej konkurencji, prawda? - ponaglała mnie.
- Tak - potwierdziłem - zgadza się.
Kolejne konkursowe zadanie było dość... nietypowe. Oprócz pracy nad nowymi singlami, każdy z zespołów ma przygotować też... piosenkę po japońsku. Zapanowało poruszenie.
- Czyli co? - dopytywał lider B2ST - przygotowujemy dwa single na koniec miesiąca?
- Tak, dostaniecie piosenki przydzielone przez agencje, musicie po prostu dobrać sobie kwestie i przygotować show - powiedziałem.
Udzieliłem wszelkich informacji i byłem niepocieszony, że tylko z tego powodu ja i Gyuri wracaliśmy wcześniej z wycieczki. Po odpowiedzeniu na wszystkie pytania wyszedłem i znów dopadła do mnie Taehee.
- Jest uroczy, prawda? - zapytała.
- Kto?
- Joohan.
- Ach, tak. Prawda.
Lubiłem dzieci. Lecz niekoniecznie lubiłem o nich rozmawiać z moimi ex...
- Jesteś jakiś rozkojarzony - przyznała Taehee podejrzliwie - coś się dzieje?
- Ahh, nie... nic się nie dzieje - odpowiedziałem z niewinnym uśmiechem - po prostu... wczoraj ja i Gyuri się zaręczyliśmy.

11/01/2017

school of hard knocks (rozdział 33)

I'VE SAID IT BEFORE AND I'LL SAY IT AGAIN


Shin Donghyun (MC Mong)

                Poprosiłem Kim Donghyuna o rozmowę w jakimś spokojniejszym miejscu. Stwierdził, że trochę spieszy się do domu i, że może po prostu porozmawiamy w dormie po powrocie ze stacji telewizyjnej. Zgodziłem się. Upewniłem się jeszcze, że Dohee wsiadła do taksówki i odjechała bezpiecznie, nie zaatakowana znowu przez Hyunę, po czym sam ruszyłem z podziemnego parkingu. Pół godziny później byłem już na terenie kompleksu School of hard knocks. Członkowie obu zespołów jeszcze nie dotarli. Zjawili się kilka minut po mnie, roztrząsając skandal związany z liderem Boyfriend. Poszliśmy z Donghyunem do jednej z sal i usiedliśmy na kanapie.
- Musisz mi wszystko opowiedzieć, żebyśmy mogli skutecznie działać - rzekłem.
Bez sensu byłoby wkurzenie się na niego i prawienie kazań, nic i tak nie mogło cofnąć czasu. Poza tym... to jeszcze nie przestępstwo, że przystojny, spragniony życia chłopak zabawia się czasami z przypadkowymi laskami... Lepiej się zastanowić, jak w tym wypadku uratować jego wizerunek koreańskiego idola, który przecież musi stanowić dobry wzór do naśladowania, a nie wywoływać zgorszenie.
- Poszedłem do klubu i się upiłem. Ta blondynka mnie zgadała. Mówiła, że ma na imię Joohee... pewnie kłamała. Wyszliśmy z klubu, bo było mi niedobrze. Niewiele pamiętam... Byliśmy w hotelu. Rano obudziłem się sam i wróciłem do dormu - Donghyun wpatrywał się w swoje buty, chyba wstydził się tego, co zrobił.
- Yhm... nie brzmi to dobrze. Dużo ludzi mogło was widzieć i zapamiętać.
- Tak.
- Co innego gdyby nie chodziło o przypadkową, tylko o twoją dziewczynę... Moglibyśmy dogadać się z tą Joohee i poprosić, żeby ją udawała. Jesteście parą, niestety ostatnio nie układa się wam zbyt dobrze, wychodzicie na imprezę i wpadacie na siebie. Godzicie się, idziecie do hotelu. Joohee robi ci zdjęcia i wstawia je do internetu, by wszyscy wiedzieli, że jesteś tylko jej. Brzmi lepiej, prawda?
- To nieuczciwie, hyung... chcesz przekupić tę dziewczynę!
- Jestem pewien, że przyjmie pieniądze. Być może tylko z tego powodu wywołała skandal. Liczyła, że się wzbogaci. To ten typ!
Donghyun się wahał.
- Hyung... nie wiem.
Mi też nigdy nie podobały się nieuczciwe zagrywki. Ale ta laska też przedtem zachowała się nieuczciwie i wykorzystała Donghyuna. Ja tylko staram się ratować, co jest jeszcze do uratowania. A może mam pozwolić, by ten skandal zniszczył przyszłość Boyfriend?
- Po prostu zostaw to mnie - stwierdziłem - dogadam się z tą... Joohee. Potem poproszę o konferencję prasową i opowiesz to wszystko, co ustaliliśmy. A za kilka tygodni ogłosisz, że powiedzieliście sobie goodbye i po problemie.
- Yhm...
- Trzymaj się i odpocznij przez weekend, kiepsko wyglądasz - poleciłem jeszcze, wstając z kanapy i uznając, że rozmowa skończona.
- Hyung... - zawołał Donghyun niepewnie - przepraszam.
- Mnie? Mnie nie masz za co przepraszać, jak już ucierpisz jedynie ty i zespół.
Coś w jego zachowaniu nie dawało mi spokoju.



Min Dohee

                Jeszcze się nie uspokoiłam. Miałam ochotę chwycić Hyunę za kudły i uderzyć jej głową w coś ciężkiego. Gdyby wtedy Donghyun i Joonwon nas nie powstrzymali, nie wiadomo, jak by się to skończyło. Naprawdę uważałam, że Hyuna nie jest zupełnie normalna. Ok, rozumiem, że się zdenerwowała. Mi też zrobiło się przykro, że uraziłam Junhyunga. Lecz przecież nie chciałam. Nie taki miałam zamiar. Nie starałam się wypromować show, tylko B2ST... i chłopacy powinni mi być za to wdzięczni! A skoro nie docenili moich dobrych intencji, co więcej, mieli jeszcze pretensje, ich strata... Poza tym, podpisując kontrakt wiedzieli, że wszystko, o czym rozmawiają na terenie kompleksu może być puszczone w telewizji. Nie zrobiłam niczego nieodpowiedniego, w dodatku byłam skłonna przeprosić Junghyunga. To Hyuna potraktowała mnie jak jakaś dziukuska. Nie mogłam cierpliwie stać i wysłuchiwać jej wrzasków, do tego jeszcze 2 razy mnie spoliczkowała!
- Szukam lalki voodoo, żeby nazwać ją Hyuna i wbijać w nią szpilki - oznajmiłam po powrocie MC Mong'a, kiedy zastał mnie przy komputerze.
- Dohee, odpuść już. Obie jesteście winne. A ja nie życzę sobie takich akcji w moim show.
Odwróciłam się z morderczym gniewem w oczach.
- Zaatakowała mnie, obrażała i biła. To bolało. Ja się tylko broniłam.
Pocałował mnie w policzek.
- Gdzie jeszcze boli? - zapytał.
- Serce mnie boli - odpowiedziałam.
O tak, chciałam być pocieszana. MC Mong wyłączył komputer, chwycił mnie za rękę i pociągnął do swojej sypialni.
- Po prostu się odpręż - poprosił.
- A jak rozmowa z liderem Boyfriend? - spytałam, gdy masował mi plecy i po chwili poczułam, że rzeczywiście powoli się uspokajam.
- Byłem pełen obaw, mimo wszystko zaczynam wierzyć, że wszystko da się jeszcze jakoś załatwić.
- Oczywiście. Dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych - przyznałam i zachichotałam, bo w tym momencie poczułam dłonie MC Mong'a za moją bluzką i cicho jęknęłam - a co to za masaż...
- Masaż erotyczny - stwierdził z uśmiechem - to nie był zbyt przyjemny dzień, powinniśmy postarać się chociaż o przyjemnie zakończenie.



Yong Junhyung (B2ST)

                Co za fatalny dzień. Rozmawiając z Dongwoonem na siłowni i opowiadając mu o swoim ojcu, zupełnie nie liczyłem się z tym, że może to trafić do tysięcy widzów. I choć cały czas powtarzałem sobie, że muszę się trzymać, za kulisami po prostu się rozkleiłem. W dodatku Hyuna podobno pobiła się z Dohee. Świetnie. Wszyscy gadali o moich rodzinnych sprawach, zamiast to wyciszyć. I nie, żebym cieszył się z czyiś nieszczęść, lecz... poczułem się bezpieczniej, kiedy wybuchł skandal z Donghyunem. Już mieli inny obiekt plotek. Mogłem się trochę uspokoić i ogarnąć. Gdy dotarliśmy do dormu, życzyłem chłopakom miłego weekendu, a jakiś czas później byłem w domu. Mama jak zwykle przywitała mnie uściskiem i kolacją. Siedzieliśmy w kuchni i rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o tamtym nagraniu. Byłem jej za to bardzo wdzięczny. W nocy nie mogłem spać. Po kilku godzinach leżenia, wpatrywania się w sufit i słuchania depresyjnej muzyki, stwierdziłem, że mam tego dość. A jakbym tak... napisał o tym wszystkim piosenkę?. Siadając przy biurku nie byłem pewien, czy to w ogóle dobry pomysł. Ale chyba lepiej bazgrolić po papierze niż leżeć bezczynnie do rana. Po chwili wkręciłem się zupełnie. Położyłem się dopiero, gdy robiło się jasno, a jak tylko się obudziłem, wróciłem do pisania. Dopiero ze spisanych w nocy refleksji ułożyłem pierwsze linijki tekstu. Cały dzień robiłem sobie jedynie krótkie przerwy, by zjeść z mamą, czy pójść do kibla. Potem znowu pracowałem. Wtedy zapominałem o wczorajszym odcinku, o moim ojcu i o wszystkim, co mogło popsuć mi humor. Po południu stwierdziłem, że wyślę Hyunie sms-a: że zobaczymy się po weekendzie, przepraszam i mam nadzieję, że się nie obraziła. Próbowała się do mnie dodzwonić, a ja ignorowałem wszystkie telefony. Co miałbym jej powiedzieć? Że okropnie mi wstyd po tym, jak widziała mój ostatni stan i potrzebuję czasu, by dojść do siebie? Wreszcie się poddała. Tak mi się wydawało... A pół godziny później mama zapukała do drzwi mojego pokoju.
- Junhyung, ktoś do ciebie przyszedł...
Nie zdziwiłem się, że tym kimś okazała się Hyuna.
Mama zaproponowała jej coś do picia, a skoro podziękowała, zostawiła nas samych.
- Możesz mi wytłumaczyć, czemu mnie unikasz? - spytała Hyuna.
Stała pośrodku, a ja nie poprosiłem, żeby usiadła.
- Nie unikam - odpowiedziałem - piszę piosenkę.
- Myślisz, że kiedy nic nie widzę, to nie wiem, jak jest ci ciężko?
- Zapomnij o tamtym, ok? Wkurzyłem się z powodu tego nagrania. To wszystko. Chwilowa słabość.
- Ty też byłeś przy mnie, kiedy przeżywałam swoją chwilową słabość. 
No tak, płakała w prysznicu...
- Hyuna-ah? To prawda, że zaatakowałaś Dohee?
- Yhm - zachichotała - zasłużyła sobie.
- Jesteś szalona - stwierdziłem, a ona po prostu usiadła mi na kolanach i pogłaskała mnie po policzku.
- No, co ty tam piszesz? - spytała - wasz kolejny hit?
- Wasz? Nie, nie piszę dla B2ST.
- A dla kogo?
- To duet, dla ciebie i dla mnie - powiedziałem - nagramy go kiedyś, prawda?



Yoon Doojoon (B2ST)

                Taehee krzyżowała ręce na piersi, by chociaż trochę się ogrzać.
- Ochhh, morze jest jeszcze cudowniejsze zimną! - wołała.
Bawiła mnie ta jej ekscytacja. Taehee zachwycała się po prostu wszystkim. Mnie jakoś nie pociągało wzburzone morze, a zwłaszcza ciągnący znad niego lodowaty wiatr. Jedyne, co mógłbym nazwać "cudownym" to ją samą. Z tego powodu cieszyłem się, że wymyśliłem tę wycieczkę. Zanim wyszliśmy ze stacji telewizyjnej, dotarliśmy do dormu i wreszcie tutaj, upłynęło sporo czasu. Akurat dochodziła północ. Otoczyłem Taehee ramionami, by ją rozgrzać, a wtedy wyrwała mi się i pognała naprzód.
- Uważaj, to niebezpiecznie! - ostrzegłem, gdy wspinała się na falochrony.
- Wow! Jak pięknie...
- Noona, nie powinnaś...
- Spokojnie, woda tu nie dochodzi! - zawołała i w tym samym momencie poślizgnęła się na mokrych falochronach.
Upadła z głośnym jękiem i trzymała się za kostkę. W jednej chwili byłem obok.
- A nie mówiłem...
- Doojoon nie praw mi tu kazań! To okropnie boli! - krzyczała.
Ok, stwierdziłem, że lepiej zostawić na później moje "a nie mówiłem". Powinienem jej przede wszystkim pomóc. Próbowałem ją ostrożnie podnieść.
- Możesz wstać? - zapytałem.
Ledwo wyprostowała się do pozycji pionowej, wpadła mi prosto w ramiona. Już nie miała stąd drogi ucieczki.
- Chyba coś sobie złamałam - powtarzała spanikowana.
- Być może to tylko skręcenie. Nie panikuj. Wskakuj mi na plecy, pojedziemy do lekarza.
- Do lekarza?! Jak ty to sobie wyobrażasz? Wszyscy nas zobaczą... i co powiemy? Że chodziliśmy sobie w nocy po falochronach? Nikt nie może się dowiedzieć.
- Nie praw mi tu kazań - przedrzeźniłem ją - po pierwsze, wyszukam zaraz najbliższą prywatną klinikę, po drugie jesteśmy dorośli i nie musimy się tłumaczyć ze wszystkiego, co robimy, po trzecie: TY chodziłaś po falochronach.
- Auuua! - wyła tylko i mocno ściskała mnie za szyję.
Stwierdziłem, że mimo nieprzyjemnych okoliczności, przyjemnie nieść ją w ten sposób i czuć ciepło jej ciała przytulonego do moich pleców. Ułożyłem Taehee na tylnym siedzeniu samochodu i wszedłem w internet. Po wyszukaniu lokalizacji, ruszyłem do kliniki. Na miejscu okazało się, że kostka Taehee nie jest złamana i, że to jedynie skręcenie. Mimo wszystko powinna ją usztywniać i nie nadwerężać. Dostała też środki przeciwbólowe, których skutki dość szybko się uwidoczniły.
- Ja chcę prowadzić! - powtarzała Taehee, wciskając się za kierownicę.
- Przepraszam bardzo, jak ty chcesz prowadzić z zabandażowaną kostką?
- A jak ty chcesz prowadzić bez prawka?
- Już tak jeździłem. Sama wiesz, że umiem.
- Ale jesteś - przesunęła się na siedzenie obok i zrobiła obrażoną minę.
- No już, już, spokojnie - poprosiłem, głaszcząc ją po głowie jak szczeniaczka i chyba jej się to spodobało.
Ledwo ruszyłem, Taehee włączyła radio. Szukała odpowiedniej stacji, a kiedy trafiła na piosenkę Abby - "Dancing Queen", podgłośniła na maxa. To nie wystarczyło. Musiała jeszcze otworzyć szybę i drzeć się ze swoimi marnymi zdolnościami wokalnymi. Serio tak fałszowała, czy tylko wygłupiała się przez te leki?
- Wooo! - zawołała, wystawiając rękę - Doojoon wyprzedź, wyprzedź tego tira!
- Dopiero co zarzucałaś mi, że nie mam prawka...
- Już się przekonałam, że dobrze jeździsz. No wyprzedź go! Powiedziałam, żebyś go wyprzedził!
Zrobiłem to dla świętego spokoju. Oczywiście, gdy mijaliśmy się z tym tirem, Taehee nie powstrzymała się od pokazania kierowcy środkowego palca, przy tym wybuchając dzikim śmiechem. Pewnie w innych okolicznościach też by mnie to bawiło. Nie dziś, kiedy jej zachowanie stawało się wręcz niebezpieczne.
- Taehee, błagam cię...
- Ymm o co? No o co mnie błagasz, Doojoonnie?
- O to, żebyś siedziała cicho. Chociaż pięć minut. Zamknęła szybę. I ściszyła to przeklęte radio!
O dziwo Taehee posłuchała moich próśb. Już uwierzyłem, że się uspokoiła, kiedy wpiła się w moje usta i przysłoniła mi widoczność. Ktoś na nas zatrąbił. Z przodu zamigały światła radiowozu.
- Policja! - zorientowałem się, spanikowany.
To podziałało na Taehee jak upomnienie. Wróciła na swoje miejsce, a ja skręciłem na pobocze. Otworzyłem drzwi, za którymi stał jeden z funkcjonariuszy policji.
- Dokumenty - poprosił.
Oblał mnie zimny pot. Taehee się śmiała.



Lee Gikwang (B2ST)

                W niedzielę wieczorem do mojego brata przyszła Hyerim. Byłem akurat w toalecie i kiedy wyszedłem, spotkaliśmy się na korytarzu. Podawała mu swój płaszcz i niespodziewanie jej wzrok zawisł na mnie.
- Cześć, Gikwang. Nie wiedziałam, że jeszcze jesteś...
- To też mój dom - odpowiedziałem.
Poszli do pokoju Hyekwanga. Cały czas korciło mnie, żeby wejść tam i sprawdzić z byle pretekstem, co porabiają. Niedobrze mi było, że mój brat i Hyerim mogliby się przytulać, pocałować, a co dopiero coś innego...
- Zostaw ich w spokoju. Zrób mi kawy - poprosiła mama.
Poszedłem do kuchni. Byłem jej wdzięczny, że znalazła mi zajęcie, bo czułem się okropnie, krążąc koło drzwi pokoju Hyekwanga jak jakiś sęp. Ledwie nalałem wody do czajnika i położyłem go na kuchenkę, przylazł do kuchni mój brat.
- Hyung, dla nas herbata - oznajmił, jakby był w restauracji i rozmawiał z kelnerem.
- Psss - wyszydziłem go - sami sobie zróbcie.
Wyszedł, obrażony. I dobrze. Nie dość, że odbił mi dziewczynę, siedzi z nią w pokoju i nie wiadomo, co robi, to jeszcze znalazł sobie służącą...
- Gnojek. Zwykły chujek. Skurwiel - chodziłem po kuchni, rzucając wyzwiskami i czułem się niestety niewiele lepiej.
- Gikwang - upomniał mnie tata.
- Przepraszam. Wkurzyłem się na młodego.
- I co ci przyjdzie z tego przeklinania?
- Nic. A co ma przyjść?
- Nadal ją kochasz, prawda?
- No tak. Już ci przecież powiedziałem.
- To zawalcz o nią. Nie poddawaj się tak. Może jeszcze nie jest za późno - dodał tata i wyszedł.
Woda się zagotowała. "Zawalcz o nią". Tylko jak? Póki co, byłem wkurzony na nich oboje. A potem poszedłem do nich z tą herbatą... wzbogaconą w środek przeczyszczający. Wreszcie mogę spokojnie wracać do dormu! Jak tylko przyjdą skutki, odechce im się amorów.



Kim Donghyun (Boyfriend)

                MC Mong nie chciał mi powiedzieć ile wyniosło go przekupienie Joohee, by udawała moją dziewczynę. Triumfował, bo uważał problem za rozwiązany. Był taki dumny z siebie, jakby pokonał jakiś rekord Guiness'a, czy coś w tym stylu. Z przejęciem planował konferencję prasową, a Dohee układała odpowiedzi na wszelkie możliwe pytania, które mogą paść. Moją rolą było tylko wyuczenie się ich i powtórzenie w odpowiednim momencie. A więc mimo nadawania konferencji na żywo w internecie, całość była wyreżyserowana. Czy tak to zwykle wygląda? Popularna gwiazda narozrabia, a potem sztab ludzi ustala swoją wersję i tuszuje skandal? Konferencja odbywała się poniedziałkowego popołudnia, a ja już od rana byłem na środkach uspakajających. MC Mong kazał mi się opanować. Tłumaczył, że wszystko jest przecież dopracowane i dopięte na ostatni guzik. Nie mógł wiedzieć, że wyrzuciłem skrypt zaraz po przejrzeniu. Równo o godzinie 16.00 wszedłem do sali konferencyjnej. Zrobiło mi się niedobrze na widok kilku rzędów krzeseł obsadzonych spragnionymi szokujących newsów dziennikarzami. Podszedłem niepewnie do podium na wprost nich i ukłoniłem się z uśmiechem.
- Witam wszystkich. Nazywam się Kim Donghyun, jestem liderem w zespole Boyfriend konkurującym z zespołem B2ST w telewizyjnym show School of hard knocks o oficjalny debiut. Chętnie odpowiem na wszystkie pytania - witając się, byłem oślepiony błyskami fleszy i przez cały czas mrużyłem oczy.
Ach, to z tego powodu gwiazdy noszą wiecznie ciemne okulary... a ja twierdziłem, że dla szpanu. Mogłem sobie wyobrazić, jak wyszedłem na tych wszystkich zdjęciach. Chociaż, jaki jest sens się nad tym zastanawiać? Młoda dziennikarka w trzecim rzędzie podniosła rękę, zgłaszając chęć zadania pierwszego pytania.
- Czy to prawda, że w czwartkową noc uprawiał pan w hotelu seks z poznaną w klubie Shin Joohee?
- Tak - odpowiedziałem - to prawda.
Do kolejnego pytania zgłosił się ktoś inny:
- Czy Shin Joohee szantażowała pana, a kiedy odmówił jej pan pieniędzy, opublikowała zdjęcia?
- Nie, po prostu je opublikowała. Nie szantażowała mnie, obawiam się, że chciała tylko skandalu.
- Czy był pan świadomy tego, że Shin Joohee sfotografowała pana? - to głos z pierwszego rzędu.
- Nie. Byłem wtedy bardzo pijany. Po tym, jak ja i Joohee uprawialiśmy seks, obudziłem się sam - po tych słowach między dziennikarzami zapanowało poruszenie.
Krzyczeli jeden przez drugiego, a ja niewiele mogłem z tego wyłapać. Wreszcie dotarł do mnie głos jednego dziennikarza:
- Czemu był pan tak bardzo pijany? Poniosła pana zabawa? - zapytał - a może... były ku temu konkretne powody?
Wtedy jeszcze mogłem się wycofać i ratować plan MC Mong'a, który porzuciłem w chwili jego powstania, stawiając na szczerość. Mogłem jeszcze ten jeden raz skłamać. Mogłem odpowiedzieć cokolwiek. A jednocześnie dziwne, wewnęrzne uczucie nie dawało mi spokoju. Taka okazja się nie powtórzy. Już wcześniej powiedziałem Hyunseongowi i Jeongminowi, jaka jest prawda... więc powiem to jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze. Wykrzyczę wszem i wobec.
- Tego dnia... Shim Hyunseong i Lee Jeongmin odkryli mój sekret - wyciągnąłem telefon i pokazałem im zdjęcie... - to Kim Joohan. Mój syn. Ma dwa latka.