28/04/2017

# teaser 8

CHANSIK


                Chansik był w kiepskim humorze. Myślał o Inyoung i czuł się znowu "tym najgorszym". Rzeczywiście, kilka tygodni wcześniej powiedziała mu o swoim wieczorze poetyckim. Potem nic więcej nie wspominała. I cóż... zupełnie o tym zapomniał, kiedy umawiał się ze znajomymi na robienie studenckiego projektu. Aż wreszcie było za późno na odkręcenie wszystkiego. Inyoung tego rozumiała. I nie chciała zrozumieć. Uważała, że kryzys w związku jego wina, że nigdy się nie starał i nie walczył o ich miłość. Czy gdyby tak było, nadal znosiłby te zarzuty? Czy po prostu nie zostawiłby jej? Czasami doprowadzała go do szału swoimi oskarżeniami. A mimo wszystko kochał ją. Cały czas. Niezmiennie.
                Po zrobieniu projektu poszedł ze znajomymi do pubu. Liczył, że kilka piw go rozweseli. Niestety, im więcej pił, tym intensywniej myślał o Inyoung. Zmęczony tym, postanowił zadzwonić i przeprosić ją, jak to zwykle się kończyło. Nie odebrała. Może poszła gdzieś jeszcze z Mikyeon i Jinhee i po prostu nie słyszała telefonu? Oby... Bo chyba nie była aż tak obrażona, by celowo go ignorować? Ucieszył się, że oddzwoniła, gdy jego telefon niespodziewanie zawibrował. I zdziwił się, zauważając, że to nie Inyoung, a Mikyeon.
- Taaak? - zapytał, lekko wstawiony.
- Chansik oppa... Inyoung, ona... ona - Mikyeon załkała kilka razy - spadła ze schodów i walczy o życie w szpitalu...
W jednej chwili poczuł się zupełnie trzeźwy. Wybiegł z pubu i wyskoczył na drogę, zatrzymując przejeżdżające samochody. W ten sposób po pół godzinie dotarł do szpitala. Operacja Inyoung trwała do później nocy. Przy sali byli jej rodzice, przyjaciele, Chansik. Wszyscy bali się werdyktu lekarza. Wreszcie ten powiadomił ich, że skutecznie powstrzymał krwotok wewnętrzny. Inne skutki upadku, jak kilka złamanych żeber, czy wstrząs mózgu, nie wydawały się w tym momencie tak niebezpieczne. Bliscy Inyoung, z poczuciem ulgi przyglądali się jej przez szpitalną szybę, czekając aż minie narkoza.

26/04/2017

school of hard knocks (rozdział 48) - END

THE FINAL


Shim Hyunseong (Boyfriend)

               W sobotę od rana spotkaliśmy się wszyscy u Donghyuna. Jego mama ugotowała dla nas, a ojciec zabawiał żartami, tak że przez moment zupełnie nie martwiliśmy się dzisiejszym, ostatnim odcinkiem show. I był jeszcze Joohan. Powoli przyzwyczajał się do pięciu szalonych wujków, którzy chętnie nucili mu piosenki, brali go na ręce i wydurniali się. A mimo wszystko po zabawie pobiegł, jak zwykle, do Donghyuna i zasnął na jego kolanach. Mieliśmy jeszcze trochę czasu, a ja obiecałem moim rodzicom, że ich odwiedzę. Powiedziałem o tym chłopakom.
- Zobaczymy się w dormie za dwie godziny - uspokoiłem ich.
To wystarczy, byśmy nie spóźnili się do studia telewizyjnego, gdzie sztab ludzi zadba o nasz wizerunek na scenie.
Rodzice się ucieszyli. Nie zatrzymywali mnie, bo wiedzieli, że mam obowiązki, zwłaszcza dziś. To był przecież ten przesądzający o wszystkim dzień. Życzyli mi powodzenia i powiedzieli, że dla nich i tak ja już jestem "wygranym". Wzruszyli mnie tym niemalże do łez. A te wolałbym pozostawić na później. Nigdy nie wiadomo, co się jeszcze wydarzy... Byłem w drodze do dormu, kiedy napisała do mnie Nana. "Trzymam kciuki". I tylko tyle. Wtedy coś do mnie dotarło. Nana naprawdę myślała, że wygram. Wszyscy moi bliscy mieli na to nadzieję. Co jeżeli zawiódłbym ich oczekiwania? Pewnie nie daliby tego po sobie poznać. A ja i tak czułbym ich rozczarowanie. Stop! Nie powinienem panikować. Myślenie w ten sposób mi nie pomoże. Wręcz przeciwnie, zaszkodzi. Niestety, już nie mogłem pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia - tremy. Nigdy szczególnie mi nie towarzyszyła. Czemu akurat w takim momencie?! Przesiadłem się na inny autobus i pojechałem do Nany. Zaskoczona, otworzyła drzwi. Miała na sobie szlafrok, była boso, a z mokrych włosów kapała jej woda.
- Co ty tu robisz? - spytała - nie powinieneś...
Nie pozwoliłem jej, by dokończyła. Przytuliłem ją, zamykając drzwi kopnięciem.
- Nie wiem, co się dzieje - powiedziałem - boję się...
- Występu?
- Tak. Występu. Presji. Porażki. Wiem, że nie powinienem...
- Ciii... - powtarzała i głaskała mnie po włosach - po prostu myśl o tym odcinku, jak o każdym poprzednim. Zrób swoje, czyli to, co robisz najlepiej. Nie przejmuj się niczym innym.
Nie wiem, czym mnie przekonała. Tym, co powiedziała, czy tym, że cały czas czułem jej bliskość? Po chwili odsunęliśmy się lekko od siebie i popatrzyliśmy sobie w oczy.
- Ok. Postaram się - obiecałem.
I wtedy mój wzrok padł na jej laptopa. Zabrała go pospiesznie, zauważając moją reakcję.
- Nana! Szukasz pracy? - zdziwiłem się.
- Ojjj... zaraz szukam. Ja... tylko przeglądałam oferty - odpowiedziała, zakłopotana.
- Nana! Naprawdę?
- Powiedziałam ci, że to jeszcze nic konkretnego!
Po raz kolejny przytuliłem ją i obróciłem dookoła. Cieszyłem się przy tym, jak dziecko.
- Ja... byłem pewien, że nigdy mnie nie posłuchasz.
- Prosiłeś, żebym z tym skończyła i została twoją utrzymanką. Odmówiłam. A kiedy wszystko przemyślałam... doszłam do wniosku, czemu nie poszukać sobie innej pracy?  Pieniądze zarabiane w ten sposób od dawna mnie nie cieszyły. Mimo, że nigdy na nie nie narzekałam. Ja wiem... że nie jestem dla ciebie idealna. Twoja rodzina, przyjaciele, na pewno nigdy mnie nie zaakceptują. Ale...
- Kocham cię - przerwałem jej.
- Ja też cię kocham - odpowiedziała - bardzo. Ale lepiej jedź już do studia, zrobiło się późno, nieprawda?


Lee Stephanie

               Po raz ostatni w historii tego show zapukałam do drzwi dormu Boyfriend. Otworzył mi Minwoo.
- Gotowi? - zapytałam.
Zajrzałam do salonu. Jeongmin i bliźniacy siedzieli na kanapie ze złożonymi na kolanach dłońmi, jak grzeczne dzieci. Donghyun chodził w tę we w tę, obgryzając skórki przy paznokciach. Widocznie był czymś zdenerwowany.
- No... Niezupełnie - stwierdził Minwoo i dopiero wtedy przypomniałam sobie, o co pytałam.
- Niezupełnie? To znaczy: tak, czy nie? - lubiłam konkretnych ludzi i konkretne odpowiedzi.
- Tak. My tak. Tylko... Hyunseong nie - dodał niepewnie Minwoo.
- To zaraz go popędzę. Shim Hyunseong! Gdzie jesteś? - wołałam i rozglądałam się dookoła.
Pewnie w łazience. Tam się skierowałam, kiedy ktoś mnie powstrzymał, chwytając za rękę. To był Donghyun.
- Hyunseong jedzie już do nas - wytłumaczył - dzwoniłem do niego.
- Już? - zdziwiłam się - Kim Donghyun, już to my powinniśmy być w drodze do studia telewizyjnego. Zadzwoń do niego jeszcze raz, niech dojedzie tam.
- Ok - przytaknął Donghyun.
Tak też zrobił. A ja zabrałam ich do vana i zawiozłam na miejsce. Wszyscy zachowywali się tego wieczoru dość nerwowo. Kręcili się za kulisami, nie mogli usiedzieć w fotelu, gdy tylko trafili w ręce stylistów. Ja też. W dodatku martwiłam się Hyunseongiem. Nadal go nie było. Wyszłam na korytarz, żeby do niego zadzwonić i zapytać, czy jest już blisko. W tym momencie wpadł na mnie Rain.
- Cześć, Stephie - przywitał się, jakby nigdy nic - i jak, wielkie emocje?
Już miałam odpowiedzieć, równie obojętnie, kiedy ktoś znowu złapał mnie za rękę i znowu był to Kim Donghyun.
- Chodź, Hyunseong zaraz przyjedzie - oznajmił.
I pociągnął mnie w stronę podziemnego parkingu.
- Dziękuję... - powiedziałam lekko zakłopotana - nie miałam ochoty rozmawiać z Jihoonem.
- Wiem.
- Rozstałam się z nim... kilka dni temu.
- Wiem.
- Ja... chyba jestem w tobie zakochana - wyznałam, zawstydzona.
O jeny! Jeszcze nigdy w życiu niczym tak się nie stresowałam.
- To też wiem - po raz trzeci powtórzył Donghyun, sprawiając, że zupełnie mnie zamurowało.
- C... co? Skąd?
- Bliźniacy powiedzieli mi, że podobno zwierzałaś się swojej siostrze...
- A mi, że to ty... no, że coś do mnie czujesz. Wszystko sobie zaplanowali! I jeszcze wplątali w to moją siostrę! Ja nie ręczę za siebie! Już nie żyją!
Byłam w tym momencie gotowa iść do Youngmina i Kwangmina i załatwić ich tak, że by ich matka nie poznała. Lecz wtedy przyjechała taksówka z Hyunseongiem.
- Lee Stephanie - zaczął z powagą Donghyun - rzeczywiście, bliźniacy nieźle namieszali... Ale czy ostatecznie nie wyszło nam to na dobre? Wreszcie powiedzieliśmy sobie to, co od dawna chcieliśmy powiedzieć.
- W sumie... to tak - przyznałam.
- Mamy jeszcze kilka sekund, zanim Hyunseong zdąży wysiąść z taksówki i do nas podejść. Możemy porozmawiać, albo wykorzystać ten czas, żeby przypieczętować te wyznania i się pocałować?
Wybraliśmy 2gą opcję.


Yong Junhyung (B2ST)

               Byliśmy już gotowi do występu i mieliśmy jeszcze trochę wolnego czasu. Ja się niecierpliwiłem. Obiecała przyjść do mnie Hyuna. Szykowaliśmy wspólnie niespodziankę. I nie tylko my... Byłem pewien, że niespodzianek dziś wieczorem nie zabraknie. Yoseob skarżył się, że brzuch go rozbolał z nerwów, więc siedzieliśmy z nim i staraliśmy się odciągnąć jego myśli od tego odcnika. Hyunseung od pół godziny przeglądał się w lustrze, Gikwang pisał na telefonie z Hyerim, Dongwoon chodził dookoła i zagadywał stylistki, a Doojoon poprosił mnie na bok.
- Junhyung, sądzisz, że to odpowiedni moment, żeby zapoznać resztę z naszym pomysłem?
- Nie wiem... Tak szczerze, obawiam się ich reakcji... - stwierdziłem.
- Niestety, nie możemy podjąć decyzji sami... Tu chodzi o dużo pieniędzy, dużo naszym pieniędzy.
- Wieeem.
- O czym gadacie? - zapytał Dongwoon, który znalazł się niespodziewanie przy nas.
- O tym, co zrobimy, jak wygramy - wyjaśnił mu bez wahania Doojoon.
Dongwoon zawołał podekscytowany:
- Jak to co?! Zadebiutujemy, pojedziemy z trasą dookoła świata i zarobimy mnóstwo pieniędzy!
- Kto jedzie dookoła świata? - zainteresował się Hyunseung, nie odrywając wzroku od lustra - ja też chcę!!!
- Ty pojedziesz. Jak wygramy ten program - odpowiedziałem.
Hyunseung złapał się za policzki z cichym westchnieniem:
- Wow...
- Jak baba - dogryzł mu Gikwang.
- Co?! Ej! Sam jesteś jak baba. Wzrostem. I wagą - zarzucił mu Hyunseung.
- Debil - odgryzł się Gikwang i cisnął w Jang'a pędzelkiem pozostawionym przez stylistkę - Yoseob jest niższy i lżejszy ode mnie, a nikt mu nic nie zarzuca.
- Nieprawda! - przeczył, oskarżony - nie jestem niższy, a już na pewno nie lżejszy, mam większe mięśnie.
- Skończcie - uspokoił ich Doojoon - ja mam wam coś do powiedzenia.
- Co? - zainteresowali się wszyscy.
- Plan działania. Jak zrekompensować Boyfriend ich przegraną - kontynuował lider.
- O ile przegrają... - przyznał Yoseob.
Chyba udzielił mu się dzisiaj pesymistyczny nastrój.
- Powiedzcie, nie żal wam, jak pomyślicie, że po tylu staraniach po prostu odpadną i nie zadebiutują? - zapytał Doojoon.
Zapadła cisza. Każdy chyba sam to sobie rozważał.
- No, może trochę żal - potwierdził Yoseob.
- Ale przecież nie ustąpimy im naszym kosztem! - wytarszył się Gikwang.
- Nie, oczywiście, że nie - powtarzał lider - ja i Junhyung... mamy lepszy pomysł.
Wtedy spojrzeli na mnie. No tak, pewnie znowu byli zazdrośni. Od dawna twierdzili, że obaj spiskujemy potajemnie. Nie wiedzieli, jak ja to robię, że lider zwykle akceptuje wszystkie moje pomysły wbrew sprzeciwu innych.
- Rozmawialiśmy też z Taehee - powiedziałem w swojej obronie - poparła ten pomysł. Potrzebujemy jeszcze tylko zgodny was wszystkich.


Kim Taehee

               Czułam się niepewnie. Miałam wrażenie, że wszyscy dziwnie mi się przyglądali odkąd upiłam się z Jihoonem w restauracji. Niezbyt pamiętałam, jak dotarłam wtedy do swojego pokoju i tak szczerze... może wolałam nie wiedzieć. Pewnie się wygłupiłam. Zwykle mi odbijało, kiedy przesadziłam z piciem. A wtedy niewątpliwie przesadziłam.
- Noona! - zawołał Doojoon.
Rozpoznałam jego głos. Nie musiałabym się obracać. Ale zrobiłam to i zobaczyłam tą zadowoloną twarz.
- Jakaś dobra wiadomość? - zapytałam.
- Tak. Zgodzili się na nasz pomysł. Wszyscy. No może tylko z Hyunseungiem było trochę problemów. Ale ostatecznie też w to wszedł.
- Super.
- Myślisz, że powinniśmy powiadomić MC Mong'a?
- Nie, lepiej nie. Nie wiadomo, jakby zareagował. A tak... zaskoczymy go waszą propozycją.
- O ile w ogóle wygramy i nasza propozycja na cokolwiek się przyda...
- Myślmy pozytywnie - poprosiłam - a MC Mong... jest już wystarczająco zestresowany, nie tylko tym, że to ostatni odcinek.
- A czym jeszcze? - spytał Doojoon.
- To ty nie wiesz? - zdziwiłam się - dzisiaj, podczas podliczania głosów, występuje Hyuna. I to w dodatku z premierowym kawałkiem. MC Mong boi się, że wywinie mu jakiś numer. Nigdy się dobrze nie dogadywali... To jej szansa na zemstę.
- Na zemstę? Niech nie przesadza. Kto myślałby o zemście w taki wieczór? Poza tym... co miałaby zrobić? Chyba nie ma nic, czym mogłaby go skompromitować.
- Nie wiesz, jaka jest Hyuna...
Akurat w tym momencie ją zauważyliśmy. Szła środkiem korytarza, dumnym krokiem, ubrana jak... no cóż, najważniejsze, że w ogóle ubrana.
- Gdzie Junhyung? - spytała Doojoona.
- Z chłopakami - poinformował i pospieszył za nią.
Zniknęli, a ja okręciłam się na pięcie, by iść napić się jeszcze wody i wpadłam na Rain'a. Może od dawna tam stał i podsłuchiwał?
- Kim Taehee, znowu na siebie trafiamy. Przypadkowo? Czy może to przeznaczenie? - zagadnął mnie.
Odpowiedziałam z uśmiechem:
- Ja nie wierzę w przypadki.


Moon Joonwon (Joowon)

               Pozostało jeszcze kilka minut do rozpoczęcia emisji. Wszyscy byli nerwowi i niecierpliwi. Ja też. Z jednej strony wolałbym poznać już wyniki ostatecznego konkursu, a z drugiej... byłem przyzwyczajony do prowadzenia cotygodniowych odcinków i wiedziałem, że może mi tego brakować. Wszyscy kręcili się po korytarzach, krzyczeli i szukali się wzajemnie. Uspokoili się dopiero, gdy usiedli w studiu, każdy zajmując swoje miejsce. Równo o 20.00 weszliśmy na wizję. Witając widzów, powiedziałem, że spotykamy się tu dzisiaj po raz ostatni. A kiedy B2ST oraz Boyfriend wstali i się ukłonili, rozległy się brawa.
- Jak się czujecie? - zapytałem.
- Dobrze. Yoseob narzekał tylko, że rozbolał go brzuch - przyznał lider B2ST.
- Yang Yoseob, to prawda? - zaniepokoiłem się, jak i pewnie wszystkie jego wierne fanki.
Mogłem je sobie wyobrazić, wzdychające w tym momencie "och! oppa:("
- Niestety, to prawda... Ale już jest lepiej. Taehee noona dała mi leki - opowiadał.
- Wasza menadżerka bardzo się o was troszczy - stwierdziłem, co oni potwierdzili.
Potem podszedłem do Boyfriend.
- Czujemy się świetnie. Gotowi na wygraną! - zawołał lider
- Wcześniej byliśmy na obiedzie u Donghyuna. Jego mama naprawdę super gotuje - dodał zachwycony Minwoo.
- Tak? Może kiedyś przyjdę to sprawdzić - odpowiedziałem.
- Zapraszam, hyung - rzekł z uśmiechem lider.
Wszyscy byli tacy mili, naprawdę!
Po tych krótkch rozmowach przyszła pora na wyświetlenie nagrań. Przedstawiały przeważnie próby, bo w tym tygodniu to na ćwiczenie do występów oba zespoły poświęciły najwięcej czasu. Dohee odwaliła kawał dobrej roboty. Wybrała najciekawsze momenty, zabawne dialogi, wpadki i wygłupy chłopaków. Sądząc po reakcjach, widzom w studiu bardzo się to spodobało i rozluźniło nieco atmosferę. Wtedy zapowiedziałem występy. Pierwsi zaprezentowali się B2ST z kawałkiem "YEY". Ich energia na scenie była wręcz oszałamiająca, a jurorzy zgodnie stwierdzili, że zrekompensowała braki w choreografii. Po nich wystąpili Boyfriend. Kawałek "Bounce" rozruszał ludzi w studiu, lecz nie tak, jak przedtem "YEY", co potwierdziło jury. A później na scenie znowu pojawili się B2ST. Wykonali piosenkę "Good luck", nad jaką Junhyung i muzycy ze studia nagraniowego tak ciężko pracowali. Efekty były widoczne. Jurorzy powiedzieli, że B2ST przygotowali na dzisiaj dwie naprawdę dobre propozycje. Za to drugi występ Boyfriend z "Alarm" wprowadził lekko nostalgiczny, romantyczny nastrój. Członkowie jury zgodzili się, że to sympatyczna, chwytająca za serce ballada. Otworzyliśmy linie sms-owe. A podczas głosowania trenerzy przyznali swoje comiesięczne punkty. Wszyscy (oprócz Rain'a który nie wiadomo czemu dał Boyfriend tylko 3) przydzielili obu zespołom maksymalną ilość. Tak więc w obecnej chwili B2ST prowadzili z wynikiem 571 punktów, natomiast Boyfriend mieli ich 570. Różnica była tak niewielka, że wszystko jeszcze mogło się wydarzyć. Kiedy zablokowano linie sms-owe, zapowiedziałem występ Hyuny na czas podliczania głosów. Pojawiła się na scenie skąpo ubrana, w mocnym makijażu. Cała ona. Zaczęła od starszych piosenek, tańczyła przy tym zmysłowo i wczuwała się w to, co robiła. A potem zaprosiła wszystkich na premierę swojego nowego kawałka. Nastała zbiorowa konsternacja, gdy na scenę przyszedł Junhyung. Tego nie było w planach! Nikogo  o to nie zapytali! Podejrzewali widocznie, że wprawią wszystkich w zbyt wielkie osłupienie, by ktokolwiek w porę oprzytomniał i ich powstrzymał... I czego by nie powiedzieć... przygotowali się świetnie. Ten występ pozwalał poczuć chemię między Hyuną, a rapującym Junhyungiem i wszelkie towarzyszące im emocje. A na koniec... po prostu pocałowali się. Niczego nie tłumacząc, nie usprawiedliwiając się. To było piękne i ryzykowne jednocześnie. Lecz czy mogło im jeszcze zaszkodzić? Już i tak po głosowaniu. Oboje ukłonili się. Junhyung dołączył do zszokowanych kolegów, a Hyuna udała się za kulisy. Na scenę wkroczył zdenerwowany MC Mong, trzymając tę ważną kopertę.  Albo rzeczywiście zaplanował bez przedłużania, albo Hyuna i Junhyung tak wytrącili go z równowagi, że jedyne, co mógł zrobić i zrobił, to po prostu odczytać wyniki.
- Z pierwszym singlem, z przewagą 64% do 46% wygrywają... B2ST - ogłosił.
Po raz kolejny rozległy się brawa. B2ST ściskali się i chwytali za ręce.
- Hyung, jest jeszcze drugi singiel - powiedziałem, przypominając MC Mong'owi o kopercie i przyglądając się przy tym chłopakom.
- Z drugim singlem... - zaczął Shin Donghyun - z przewagą 78% do 32% wygrywają... B2ST!
To nie wymagało większych kalkulacji. Po przeliczeniu B2ST otrzymali dziś 13 punktów, co dawało im w sumie 584, natomiast Boyfriend 7, a więc kończyli z wynikiem 577...
- Chcę ogłosić... - MC Mong próbował przekrzyczeć wiwatującą publiczność i płaczących z emocji zwycięzców - że School of hard knocks i przepustkę do debiutu wygrywają... B2ST!!!
Obserwowałem, co się dzieje. Na scenie pojawili się trenerzy. Niektórzy gratulowali zwycięzcom, a inni Boyfriend, którzy też byli przecież pracowici, zdolni i wspaniali w tym, co robili... Płakali, żegnając się ze swoimi marzeniami. I ten widok ściskał mi serce. A potem też poszli pogratulować B2ST, zupełnie szczerze. Wtedy Doojoon chwycił za rękę Donghyuna i pociągnął na środek.
- Zanim podziękuję organizatorom tego show, trenerom, moim fanom i wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że jestem tu dzisiaj, chcę coś powiedzieć - wytarł łzy, spływające mu po policzkach i kontynuował - wspólnie z całym zespołem postanowiliśmy, że jeżeli wygramy... z pierwszych zarobionych pieniędzy... chcielibyśmy zasponsorować debiut Boyfriend. Oczywiście później niech radzą sobie sami...
- C... co? - zapytał Kim Donghyun.
Nie tylko on był w totalnym szoku. Ja i MC Mong posłaliśmy sobie pytające spojrzenie. Trenerzy milczeli. Stephie otworzyła usta i stała tak, niepewna, czy się nie przesłyszała. Boyfriend byli zbyt zdziwieni, by płakać. A Taehee i B2ST śmiali się porozumiewawczo. Niemożliwe okazało się możliwe. Nie zadebiutuje jeden z zespołów, lecz oba.


OD AUTORKI:


Dziękuję wszystkim, którzy czytali, wypowiadali się i w ten sposób pomagali mi w tworzeniu tego opowiadania! 


To już jest koniec. 


Wymyśliłam tak, by było chyba dość sprawiedliwie^^ 


Za tydzień ruszam z "Eyes wide open". A do tego czasu opublikuję jeszcze ostatni teaser:)

21/04/2017

# teaser 7

INYOUNG



                Inyoung zerkała czasami na przyjaciółki. Siedziała przy niewielkim stoliku w świetle świec i czytała swoje wiersze. Widok Mikyeon i Jinhee, wystrojonych w kolorowe sukienki, motywował ją i uspokajał. Nie, żeby miała tremę. Ten problem jej nie dotyczył. Chociaż na co dzień była dość nieśmiała, zmieniała się nie do poznania, opowiadając o poezji. Nie tylko pisała swoje wiersze. Czytała ich też sporo. Notowała cytaty, kiedy czytała książki, albo słuchała piosenek podsyłanych przez Jinhee. Szukała poezji we wszystkim i we wszystkich. Lecz coraz mniej jej znajdowała w Chanshiku. Oddalali się od siebie. Czuła to. Bała się tego. I próbowała temu zaradzić. Niestety, jak by się nie starała, on i tak uważał, że histeryzuje.
                Po ostatnim wierszu pozwoliła swojej widowni zadawać pytania. W sali oprócz Mikyeon i Jinhee siedzieli jej znajomi ze studiów, niektórzy wykładowcy i... chłopak, którego nigdy wcześniej nie widziała. On pierwszy zapytał:
- Twoje wiersze są... dość pesymistyczne. A ty, jaka jesteś?
- Ja? Ja... staram się być optymistką - powiedziała po chwili zawahania.
Ostatnio miała zbyt wiele ponurych myśli.
- Co jest twoją inspiracją? - odezwała się jej wykładowczyni od historii dzieł antycznych.
- Muzyka - przyznała Inyoung o wiele pewniej niż po usłyszeniu pierwszego pytania - moja przyjaciółka Jinhee często wysyła mi piosenki, które... mnie inspirują. Zwłaszcza ich teksty.
Jinhee wstała i ukłoniła się z uśmiechem.
- Co robisz wieczorem? - zapytała podekscytowana Mikyeon.
Inyoung puściła jej oczko.
- Spotykam się z moimi przyjaciółkami! - zawołała.
Tak ustaliły, usiądą w pubie, napiją się i poplotkują.
Nikt więcej o nic nie zapytał. Inyoung podziękowała, a wtedy rozległy się oklaski. Sala powoli się opróżniała. Pozostały tylko Mikyeon i Jinhee oraz ten chłopak, którego nie znała. Zagadnął ją, gdy zabierała swoje rzeczy z pulpitu:
- Rozumiem... Wieczór z przyjaciółkami... Ale może przy okazji znalazłabyś czas, żeby opowiedzieć mi, jak starasz się być optymistką?
Inyoung spuściła wzrok i zachichotała.
- Ymm... może tak... a może nie - przyznała kokieteryjnie.
Co jej odbiło? Nigdy się tak nie zachowywała! Gdyby był tu Chanshik... Ale Chansik wolał robić projekt ze swoimi kumplami. Inyoung niespodziewanie zapragnęła niewielkiej, niewinnej zemsty. A okazja nadarzała się sama. Posłała porozumiewawczy uśmiech swoim przyjaciółkom. Zrozumiały, o co chodzi i zaproponowały, że poczekają na dole, zostawiając Inyoung i chłopaka samych.
- Yoon Hyunseok, miło mi ciebie poznać - oznajmił.
- Son Inyoung - przedstawiła się, ściskając jego rękę.
Przez kilka krótkich chwil patrzyli na siebie.
- Jutro o 18.00 przy uczelni? - zaproponował Hyunseok.
- No... nie wiem... - Inyoung straciła nieoczekiwanie pewność siebie.
- Jeżeli się zjawisz, to świetnie, a jeżeli nie... cóż.
- Moje przyjaciółki czekają...
Wyminęła go i wyszła z sali. Była na schodach, kiedy dodał:
- Son Inyoung! Mam nadzieję, że...
Nie dosłyszała. Obejrzała się za siebie, gdy wymówił jej imię i niebezpiecznie zachwiała. Nie zdążył jej przytrzymać. Potoczyła się po murowanych schodach. Na sam dół.

19/04/2017

school of hard knocks (rozdział 47)

ALL GOOD THINGS COME TO AN END


Kim Junsu

                Był spokojny wieczór i nic nie wskazywało na to, że cokolwiek się wydarzy. Chłopacy wrócili po kolacji do dormów. Jedynie Kim Donghyun kręcił się po dworze, dziwnie zamyślony, mogłem go obserwować przez okno i tak też zrobiłem z nudów. Niewielu trenerów znajdowało się chwilowo na terenie kompleksu. Nie wszyscy jeszcze zjawili się z powrotem po weekendzie, a dzisiaj odbywały się tylko zajęcia moje i Jay Parka - z B2ST oraz Rain'a i Tablo - z Boyfriend. Zdawało mi się, że gdzieś pomiędzy korytarzami mignął mi też Taemin. Porzuciłem obserwowanie Donghyuna i znudzony wyszedłem z pokoju w poszukiwaniu przygód. Doczekałem się pierwszej, kiedy tylko wpadła na mnie pijana Taehee. Zamiast przeprosić wybuchła histerycznym śmiechem i złapała się mojej koszulki.
- Oppa, znasz ten kawał? - pytała. W ogóle: oppa? Może po alkoholu wydawało się jej, że jest młodsza? - słoń i mrówka bawili się w chowanego. Słoń szukał, a mrówka się chowała. Szukał i szukał i jej nie znalazł. Wreszcie zawołał "mam cię w dupie!" Na co mrówka odpowiedziała "A już myślałam, że się podda"...
Taehee zakończyła opowieść kolejnym wybuchem śmiechu. Pewnie też by mnie tym rozbawiła, gdyby nie fakt, że ledwo utrzymywała się na nogach  i nadal nie puszczała mojej koszulki.
- Niezłe - stwierdziłem na odczepnego, a wtedy wyjaśniła:
- Rain mi opowiadał  Siedzieliśmy w restauracji i trochę wypiliśmy.
To się nazywało trochę? Zaraz, skoro przyszła do dormu sama, pewnie Rain jeszcze tam siedzi i pije... Naszła mnie myśl, że może by tak sprawdzić, co z nim. Odprowadziłem Taehee do drzwi jej pokoju, by mieć pewność, że nie zrobiła niczego głupiego po drodze i zszedłem do restauracji. Głos Rain'a rozchodził się donośnie w pobliżu. I nie był to głos osoby trzeźwej, tylko pijaka, który przypadkowo znalazł się w klubie karaoke. A widok, jaki ukazał się moim oczom po przyjściu do restauracji, potwierdził wszystkie moje poprzednie obawy. Jung Jihoon zapewne wypił sporo, jak już Taehee sobie poszła. Stał na stole, w ręce trzymał butelkę i wydawało mu się chyba, że jest na scenie. O dziwo trzeźwy Jay Park próbował go ogarnąć. Z marnym skutkiem. Wszystkiemu przyglądały się zaskoczone kelnerki.
- Hyung - poprosił mnie Jaebeom - może ty doprowadzisz go do porządku?
- Ja? - zdziwiłem się, bo sam rzadko piłem alkohol i niewiele wiedziałem o sposobach postępowania z pijanymi - no dobrze... postaram się. Jihoon hyung, powoli zejdziesz i odłożysz tę butelkę, ok?
- Czemu mi narzucasz, co mam robić? - zapytał.
- Bo to nie twoja prywatna restauracja. I nikt nie chce widzieć, jak się wydurniasz - odpowiedziałem.
Jay Park pokazał mi znak "ok".
- A słyszeliście ten kawał? - spytał Rain - słoń i mrówka bawili się...
- Tak i słoń zawołał "mam cię w dupie", a mrówka myślała, że się poddał - dokończyłem.
- O! Słyszeliście...
- Hyung, złaź natychmiast! - krzyczał Jaebeom.
- Przesadzacie. Wypijcie za wspaniałe show MC Mong'a i wyluzujcie! - zaproponował Rain, po czym domagał się, by kelnerki przyniosły jeszcze 2 butelki.
- Hyung, wracamy do pokoju. Tam dokończymy imprezkę, wporzo? - namawiał go Jaebeom, lecz to nie skutkowało.
Rain jedynie go popchnął i uparł się, że nigdzie nie idzie. A mi nasunął się inny pomysł...
- Hyung, Taehee noona kiepsko się czuje. Chyba potrzebuje twojej pomocy - powiedziałem z udawanym  niepokojem.
W jednej chwili Jihoon zeskoczył na podłogę, odłożył butelkę i ruszył do dormu trenerów.


Lee Stephanie

                Usłyszałam dziwne odgłosy z korytarza. A co jeszcze dziwniejsze, ten pijacki bełkot brzmiał, jak Rain... Miałam wielkie nadzieje, że się pomyliłam i to nie on. Wychyliłam się z pokoju. Niestety, to był on. Prowadzili go Kim Junsu i Jay Park, zarzucając sobie na szyję jego ramiona. Zrobiło mi się okropnie wstyd. Choć to chyba Rain powinien się wstydzić, a nie ja, prawda? Wszyscy zastygliśmy w bezruchu i patrzyliśmy na siebie wzajemnie. Jakby tego nie było dość, akurat przyszedł Taemin.
- Ups... ! - zawołał i schował się z powrotem w swoim pokoju.
 A ja byłam przekonana, że i tak stał przy drzwiach i podsłuchiwał. Świetnie. Przedstawienie gratis, to tylko w dormie trenerów School of hard knocks.
- Taehee... potrzebuje pomocy... - powtarzał bełkotliwie Rain.
- Wybacz, kłamaliśmy. Z Taehee wszystko ok - poinformował go Junsu.
- To ty potrzebujesz pomocy - dodał Jaebeom.
Co miała z tym wspólnego Taehee?
- Ooo, Steph, dobrze cię widzieć! - zawołał Rain i posłał mi całusa.
Miałam ochotę mu przyłożyć.
- Dzięki, że go tu przytachaliście. Ale pozwólcie, że ja się nim zaopiekuję - poprosiłam.
Chyba widzieli, że jestem zła, bo niepewnie przekazali go w moje ręce i życzyli mu powodzenia. Ledwie zamknęłam się z nim w pokoju, rzucił się na łóżko i mamrotał coś. Nie zastanawiając się w ogóle nad konsekwencjami, przyniosłam kubek zimnej wody i wylałam na Rain'a. Krzyknął przerażająco. Pewnie podsłuchujący Taemin, Junsu i Jay Park (założyłabym się o to, że wszyscy podsłuchiwali), pomyśleli w tym momencie, że naprawdę robię mu krzywdę. Za to moje metody przyniosły pożądany efekt, otrzeźwiły Jihoona.
- Stephie, niedobrze mi... - stwierdził.
- Chcesz rzygać?
- Rzygać? Nie... Rzygać chyba nie.
- Jakby co, przyniosę miskę.
Tak też zrobiłam. I usiadłam obok.
- Stephie, przepraszam... Ale wszystko przez to, jak mnie ostatnio traktowałaś.
- Jak cię traktowałam?
- Wolałaś Donghyuna. Pokazałaś mi to wiele razy.
- Co
- Zachowywałaś się, jakbyś się w nim zakochała.
- A ty, jakbyś się zakochał w Taehee! Widziałam, jak się obściskujecie! Kilka razy nakryłam was też w restauracji.
- Wszystko upraszczasz.
- Nie. Wręcz odwrotnie. Wszystko komplikowałam. Więc powinnam wreszcie coś postanowić.
- Co?
- Zakończmy to, oppa. Przepraszam. Nie ma sensu tego ciągnąć, nie uważasz? To wszystko za szybko się potoczyło. Daliśmy ogłoszenie, że jesteśmy parą, wystawiliśmy się na ocenę publiczną, cały czas byliśmy obserwowani. Nie mieliśmy swojego życia. To nas zniszczyło.
Mówienie o tym bolało. Polubiłam Rain'a przez ten krótki czas, który spędziliśmy jako para. W pewien sposób był mi bliski i wiedziałam, że zapamiętam go dobrze. Ale, kiedy ostatecznie się rozstawaliśmy, czułam, że słusznie zdecydowałam. Popatrzył na mnie niepewnie, załzawionymi oczami.
- Jeżeli zerwiemy... to tak, jakbyśmy przyznawali się do porażki - stwierdził.
- Niestety, po prostu nam nie wyszło. Ale to nie tak, że się nie staraliśmy.
- Naprawdę tego chcesz? Rozstania?
- Tak... - odpowiedziałam, na nic więcej nie umiałam się wysilić.
- Chyba mimo wszystko zwymiotuję - ostrzegł i tak zrobił, oczywiście nie trafiając do miski.


Jo Kwangmin (Boyfriend)

                Wyszedłem się przejść poza teren kompleksu, kiedy dołączył do mnie niespodziewanie Youngmin.
- Ty mi lepiej powiedz, gdzie moja koszulka Star Wars i czemu jeszcze nie kupiłeś sobie swojej? - zainteresowałem się.
- A po co mam kupować swoją, jak mam twoją? I tak nosimy ten sam rozmiar, bez sensu wydawać pieniądze na coś, czym możemy się podzielić - tłumaczył mi.
- Podzielić? Bierzesz ją sobie bez pozwolenia!
- Dobra, już wyluzuj, ja i tak nie o tym.
- A o czym? - zdziwiłem się, skoro nie o koszulce Star Wars.
- O Stephie i liderze.
- A co się dzieje?
- Chodzi o to, że nic się nie dzieje! Jak go na nią nasyłamy, to zwykle kończy się jedynie kulturalną rozmową.
- A co ty byś chciał? Donghyun już jedno dziecko ma i chyba póki co tyle mu wystarczy - stwierdziłem.
- O jeny, jaki ty głupi jesteś! Nie twierdzę, że mają się zaraz rozmnażać. Po prostu, jakbyś nie zauważył, jeszcze tylko tydzień i koniec show. Jeżeli Stephie i Donghyun nie wyznają sobie do tego czasu uczuć, to klapa.
- Ok, czyli chcesz, żebyśmy coś wymyślili?
- Jak nie my, to kto? - zapytał - oboje chcemy dla Stephie tego, co najlepsze, a skoro nie byłoby jej dobrze z żadnym z nas... poszukamy innego rozwiązania.
- To nie wiem, może zamknijmy ich gdzieś, rozpylmy feromony i rzućmy czarodziejskie zaklęcie?
- Ty lepiej nic nie mów. Mam pewien pomysł.
- Jaki? Nie mogłeś tak na wstępie? Po co ta cała gadka szmatka? - oburzyłem się, a Youngmin wyjaśnił:
- Liczyłem, że wymyślisz coś lepszego. Jak widać, się przeliczyłem.



Jo Youngmin (Boyfriend)

                Suji się zdziwiła, kiedy odwiedziłem ją niezapowiedzianie w środku tygodnia.
- Nie cieszysz się? - zaniepokoiłem się na widok jej pełnej troski twarzy.
- Cieszę, tylko... Powinieneś się przygotowywać do występu, a nie wymykać się po kryjomu! - zawołała i jednocześnie wpiła się w moje usta. 
Nie odrywaliśmy się od siebie przez kolejne kilka minut. A jak już się odrywaliśmy, to zaraz znowu zaczynaliśmy się całować.
- Po pierwsze: nie po kryjomu - stwierdziłem - powiedziałem wszystkim, że idę do ciebie. Po drugie: wieczorem nigdy nie ćwiczymy, tylko odpoczywamy.
- Ok, wierzę ci - przyznała - to zapraszam.
- A może się przejdziemy?
Niezbyt lubiłem jej rodziców po tym wszystkim, co o nich opowiadała, jak zostawili ją i Stephie w Ameryce i nie czułem się komfortowo w ich domu. Suji chyba wiedziała i rozumiała to.
- Ok - zgodziła się.
Wyszliśmy i ruszyliśmy w stronę parku, trzymając się za ręce. Pogadaliśmy trochę o naszych codziennych sprawach i wreszcie stwierdziłem, że to odpowiedni moment na wypełnienie mojej misji. Lekko się przy tym denerwowałem, bo nie zamierzałem zdradzać Suji wszystkich szczegółów. A co jak mnie przejrzy?
- Co myślisz o Donghynie? - rzuciłem.
- O waszym liderze?
- Yhm.
- Jest ok. Z tego, co mi wiadomo, troszczy się i dba o was.
- Chciałabyś go za szwagra?
Suji odpowiedziała głośnym śmiechem.
- Oppa, co ty tworzysz?
- Donghyun zdradził nam, że podkochuje się w Stephie. Tylko wstydzi się jej o tym powiedzieć. Nie jest pewien, czy ona też by go chciała... bo nie wszystkim odpowiadałby samotny ojciec, prawda? - wygłosiłem przemowę tak dobrze, jak ją wcześniej przećwiczyłem.
- Jestem... nieco zaskoczona - przyznała Suji - nie przypuszczałam, że unni i Donghyun...
- Może ty wspomniałabyś jej coś o jego uczuciach i wybadała reakcję?
- W sumie... czemu nie. Mi też się wydawało, że on nie jest jej zupełnie obojętny...
- Świetnie! Opowiedz mi, jak już się czegoś dowiesz.
- Ok.
Tak oto moja misja została w połowie wykonana. Pozostało jeszcze porozmawiać z Donghyunem i nakłamać, że Stephie zwierzała się swojej siostrze, jaka jest w nim zakochana, tylko niestety wstydzi się mu o tym powiedzieć.


Lee Jeongmin (Boyfriend)

                Skoro Youngmin poszedł spotkać się z Suji, ja też poczułem potrzebę zobaczyć się z Sohyun. To prawda, że pojawienie się jej ex chwilowo nas od siebie oddaliło. Nie podobało mi się, że po tym, jak ją potraktował, jeszcze z nim rozmawiała. Powinna po prostu zatrzymać pieniądze, które wreszcie raczył jej oddać, a jego odprawić z kwitkiem. Albo i bez! Ale Sohyun nie była taka. Nie umiała odwracać się od kogoś, kto na nią liczył. Może powinien się z tego powodu cieszyć? Gdyby była inna, nie wiadomo czy zapomniałaby to, co w przypływie furii zdradził jej o mnie pijany Hyunseong. Dzięki Sohyun sam powoli się z tym pogodziłem. Moi przyjaciele zaakceptowali moją przeszłość. Nie oskarżali mnie i nie wypominali niczego. Zaskakujące wydawało się też zachowanie Junhyunga. Kiedy zaczynaliśmy w jednym zespole, niezbyt się lubiliśmy. A mimo wszystko, akurat on pomógł mi w potrzebie, gdy przyszedłem do dormu się ciąć. Mówił wtedy wiele rzeczy i wiele rzeczy ułatwiło mi wybaczenie sobie i to, proszone przedtem, pogodzenie się z taką, a nie inną sytuacją. Te myśli nie opuszczały mnie, kiedy szedłem na miejsce spotkania z Sohyun. Byliśmy umówieni przy kawiarni, gdzie pracowała. Akurat kończyła się jej zmiana. Poszliśmy coś zjeść, a potem siedzieliśmy przytuleni do siebie na kanapie w lokalu.
- Przepraszam - powiedziała w pewnym momencie Sohyun - wiem, że ostatnio zachowywałam się nie fair.
- O czym ty mówisz?
- O Jinu. Wiem, że to, że poszłam i się z nim spotkałam cię zabolało.
- Zrobiłaś, co uważałaś za słuszne... Nie jestem zły, jeżeli o to pytasz.
- Obiecuję nigdy więcej się z nim nie kontaktować. Kocham ciebie i tylko ciebie. Przeszłość mnie nie obchodzi. Ja mam swoją i ty masz swoją. Po prostu o tym zapomnijmy.
Odpowiedziałem jej uśmiechem.
- Ja też cię kocham, bardzo, bardzo.
Pocałowaliśmy się i postanowiliśmy iść do Sohyun.
- Nie musisz wracać do dormu? - spytała.
- Nie. Mam czas do rana - odpowiedziałem.
Nie podejrzewaliśmy tylko, że coś, a konkretnie ktoś, popsuje nam plany. Kiedy doszliśmy do drzwi mieszkania, usłyszeliśmy ożywione rozmowy. Byliśmy pewni, że Soyeon, siostra mojej dziewczyny, zaprosiła swoich znajomych, lecz jak tylko weszliśmy, Sohyun rozpoznała głosy.
- To moi rodzice... - powiedziała - nie wiem, czemu tu są i czemu tak późno...
- To nic - stwierdziłem i wszedłem do pokoju, skąd dochodziły rozmowy.
Państwo Kim i Soyeon siedzieli przy stole. Wszyscy utkwili we mnie zaciekawione spojrzenie.
- Mamo, tato, to Jeongmin... - zaczęła niepewnie Sohyun.
- Dzień dobry. Miło mi poznać, jestem Lee Jeongmin. Chłopak państwa córki - dokończyłem.


Jang Hyunseung (B2ST)

                W siłowni rozległy się kroki, a potem ktoś zapalił światło. Raziło mnie w oczy, które i tak były zmęczone przez płacz. Junhyung podszedł szybkim krokiem do ściany, o jaką byłem oparty i przysiadł obok.
- Jang, wszędzie cię szukamy. Co ty sobie wyobrażasz? - zapytał lekko zirytowany.
Podniosłem spojrzenie, by zaraz znowu wbić je w swoje podkurczone kolana.
- Nic. Siedzę. I ryczę sobie. A nie widzisz? - odpowiedziałem tym samym niekoniecznie przyjemnym tonem.
- Mogłeś chociaż dać znać, nie szukalibyśmy cię tyle czasu nadaremnie.
Wstał i chciał odejść, a wtedy chwyciłem go za tył koszulki.
- Yong Junhyung. Boję się jutrzejszego odcinka - rzuciłem dość obojętnie, by nie skapnął się, JAK bardzo się boję, choć chyba mój obecny stan mówił sam za siebie.
- Nie jesteś jedyny. I naprawdę pomaga ci siedzenie tu i ryczenie?
- Szczerze? Nie, nie pomaga, nic nie pomaga. Nie boję się końcowych wyników, kto wygra to wygra. Przeraża mnie cały ten stres i emocje.
Junhyung usiadł z powrotem.
- Wszyscy tak mamy. Więc staramy się trzymać w grupie. Panika naprawdę w niczym nie pomoże. Musimy pokazać, że jesteśmy gotowi na sukces - tłumaczył mi.
I miał sporo racji. Stwierdziłem, że może niepotrzebnie histeryzuję. To nie tylko moja zasługa, czy wygramy, czy nie. Jaki by nie był wynik, nikt z nas osobna nie powinien czuć się winny.
- Przede wszystkim, musimy się pogodzić, prawda? - zasugerowałem -  na wizji niczego nie da się ukryć, a przyznam, że ostatnio trochę mnie ponosiło i to mogło źle wpłynąć na wizerunek zespołu.
- Tak, to prawda - potwierdził tylko.
Oczywiście, cały czas wiedziałem, że Junhyung i Hyuna mieli się ku sobie. A mimo wszystko przy każdym jej milszym geście wobec mnie, robiłem sobie bezsensowne nadzieje. Kiedy informacja o ich związku przestała być sekretem, ja też powoli odpuściłem. A to niestety bolało. Chyba w tym momencie opadało ze mnie nagromadzone napięcie.
- Czyli zgoda? - upewniłem się.
- Zgoda, zgoda - powtórzył Junhyung.
Podaliśmy sobie ręce i objęliśmy się po koleżeńsku.
- A w sumie... Jak mnie tu znalazłeś?
- Też często tu przychodziłem, żeby pobyć sam.
- Yhm...
Wtedy do siłowni wpadł zdyszany Doojoon.
- Junhyung! Czemu mi nie powiedziałeś, że znalazłeś Jang'a! Wszędzie go szukaliśmy! - wołał, a potem zauważył moje zapłakane oczy i dodał złowrogo - Junhyung... co ty mu zrobiłeś?
- To nie Junhyung - odpowiedziałem - to życie.


OD AUTORKI:

Dziękuję wszystkim za głosowanie w ankiecie! Pomogło mi w pisaniu, kolejnego konkursowego rozdziału.

Rozdział 48, który opublikuję za tydzień jest już tym ostatnim...

Zaraz potem ruszam z opowiadaniem EYES WIDE OPEN^^

Póki co dałam do niego teasery (jeszcze nie wszystkie, bo w sumie jest ich 8), opublikowałam też zakładkę "bohaterowie", oto link: http://butterflyyoja.blogspot.com/p/bohaterowie-eyes-wide-open.html 

17/04/2017

the song of love (rozdział 13)

                Był wieczór. Zapadał zmrok, gdy pociąg stopniowo zwalniał, zbliżając się do stacji i, wyrywając Jonghyuna z głębokiego snu. Notes, w którym przedtem opisywał swoją mozolną podróż do Szanghaju, by później móc lepiej opowiedzieć Mei wszelkie szczegóły, spoczywał na jego kolanach. Włożone pomiędzy kartki pióro, rozlało się i pozostawiło kleks, odbijający się na kolejnych kilku stronach. Jonghyun schował wszystko do walizki i poczuł, że chce mu się pić. Niestety, nie zdążyłby skorzystać z wagonu restauracyjnego. Zaczął wyglądać przez okno w poszukiwaniu ojca i mimowolnie w jego myślach  pojawiła się Aika, która codziennie obserwowała z nasypu kolejowego przejeżdżające pociągi. Jonghyun wierzył, że poznając dzieje Oh Hoona, w pewien sposób jej go zwraca.
                Lee Jongsoon stał na peronie z parasolem, czekając na swojego syna. Wypatrywał go z uśmiechem i zniecierpliwieniem, elegancki, wysoki i mimo swoich lat, nadal przystojny,  w okularach i modnym kapeluszu. A idealnie przystrzyżony wąs ukazywał jego dostojność. Jonghyun dopiero na peronie spostrzegł, że pada. Rozglądał się dookoła, z walizką w ręce. Zmókł, nim ktoś niespodziewanie okrył go parasolem, odwrócił się i rozpoznał ojca.
- Tato! - zawołał.
Wymienili przyjazny uścisk, śmiali się, odrywali od siebie i znowu się ściskali.
- Jak podróż? Trochę zmęczony, czy bardzo zmęczony?
- Trochę rozkojarzony. Dopiero się obudziłem i nie doszedłem jeszcze do siebie.
- Po tym, co ci się śniło?
- Hahaha, tato!
Wsiedli do dorożki i ruszyli w kierunku domu Lee Jongsoona, który dzielił ze swoim wieloletnim przyjacielem Kim Inho. Po drodze rozmawiali o tym, jak zmienił się Szanghaj od poprzedniej wizyty Jonghyuna i o innych błahych sprawach, te poważniejsze zostawiając na później. Kiedy dotarli na miejsce, deszcz już nie padał, niebo się rozchmurzyło i zalśniło gwiazdami. W niewielkim ogrodzie była ławka, obok rosło kilka krzewów, rozkwitały kwiaty. W drzwiach domu stał Kim Inho i przywitał Jonghyuna uściskiem dłoni, a potem też objęli się serdecznie.
- Odpocznij, my przygotujemy do kolacji - zaproponował synowi Jongsoon.
Jonghyun przeszedł do pokoju, który zwykle zajmował podczas odwiedzin u ojca. Stała tu stara, skrzypiąca szafa, łóżko, stolik z krzesłem i dwie biblioteczki z książkami słynnych, koreańskich i zachodnich autorów. Rozpakował z walizki, co potrzebne. Potem wykąpał się i założył czyste ubrania. Zmęczenie po podróży nieco opadło. A zapachy z kuchni oznaczały, że kolacja jest już gotowa. Jonghyun usiadł przy stole z ojcem i jego przyjacielem. Rozmawiali o tym, czego nie przekazali sobie w korespondencji, żartowali i popijali alkohol. Omawiali sukcesy i porażki ruchu niepodległościowego, na terytorium Korei oraz tutaj, na uchodźstwie. Wówczas Jonghyun przyniósł list, którego pilnie strzegł przez całą podróż.
- To od dowódcy oddziału Jung Yongjuna - wyjaśnił.
Ojciec otworzył kopertę i w ciszy, przy stłumionym świetle świecy, odczytał treść.
- Jung Yongjun chce, by wysłać mu kilku z naszych profesorów do pomocy w organizacji powstania - oznajmił po lekturze.
- Powstania? - powtórzył zaskoczony Inho - czy nasza armia nie jest jeszcze zbyt mała?
- Nie jestem pewien, nic mi nie wiadomo o planach powstania. Jung Yongjun poprosił mnie tylko, żebym przekazał list - ciągnął Jonghyun.
- A ja uważam, że to idealny moment. Sytuacja się pogarsza. Zmuszają koreańskie dziewczyny, by były japońskimi "pocieszycielkami", naszych mężczyzn groźbami zaciągają do japońskich jednostek wojskowych. Musimy działać. Szybko i skutecznie - stwierdził Jongsoon.
                Przez kolejne dni wszyscy trzej uczestniczyli w wielu spotkaniach ugrupowań politycznych. Dyskutowali o planowanym powstaniu, proponowali profesorów, których mogliby oddelegować do Keijo, omawiali wieści przechwycone z zachodnich stacji radiowych. W wolnych chwilach Jonghyun opowiadał ojcu o swoich przyjaciołach, tych żywych i tych, którzy oddali życie za ojczyznę - jak Jaesik - albo o losach swojej matki i siostry, ich codziennych trudach związanych z sierocińcem. Czas upływał przyjemnie.
                Pewnego wyjątkowo ciepłego wieczoru Jonghyun wyszedł do ogrodu pooddychać świeżym powietrzem. Usiadł na trawniku, oparł plecy o brzeg ławki, popalając cygaro. Dym odstraszał komary i inne owady. Z zarośli roznosił się rechot żab i towarzyszył im koncert świerszczy. Niestety Jonghyun czuł, że to tylko pozorny, chwilowy spokój. Uczucie nadchodzących problemów nie dawało mu spać, a jak już wreszcie zapadał w sen, dręczyły go koszmary. Czy to ostrzeżenie? Czy wszystko z powodu tęsknoty? Za codziennym życiem w Keijo, za Mei i... za Aiką?
- O czym tak myślisz? - zagadnął go ojciec, siadając obok.
- Tato... mam kogoś - wyznał z powagą Jonghyun - dziewczynę.
Twarz Jongsoona rozjaśniała.
- Kto to taki?
- Sakamoto Mei. Słynna diwa. Słynna japońska diwa.
- Co mam ci powiedzieć...
- Tato, nie wszyscy Japończycy są źli.
- Pewnie, że nie.
- Powiedz, co myślisz.
- Oboje cholernie dużo ryzykujecie. Jesteś koreańskim bojownikiem o wolność. Jeżeli policja cię przejrzy, Mei może mieć przez ciebie kłopoty. Czy ona zgadza się na to ryzyko?
- Nie - przyznał Jonghyun z ciężkim westchnieniem - Mei nie wie, ile ryzykuje, bo nie wie, kim naprawdę jestem.
- Nie powinieneś jej tak narażać.
- Ale... ja ją kocham! Nie rozumiesz? Nie pozwoliłbym, by stała jej się krzywda.
- A wierzysz w to, że by cię nie wydała?
- Wierzę.
- Skoro tak, powinieneś powiedzieć jej o wszystkim - uparł się Jongsoon i podrapał się w kark.
Jonghyun zamilkł. Czy istotnie narażał Mei? Wierzył, że gdyby poznała jego sekrety, nie zostawiłaby go. Byłoby jej po prostu okropnie ciężko. Zatajając pewne fakty, jedynie ją chronił.
- To ty tak uważasz. A jej kuzynka uważa coś zupełnie innego! - oburzył się wreszcie.
- Kuzynka?
- Takahashi Aika. Córka Oh Hoona i Takahashi Kanako, znaczy: Sakamoto Kanako.
- No tak! Oh Hoon! Sakamoto Kanako! - zawołał z przejęciem Jongsoon - jak mogłem nie skojarzyć jej z Sakamoto Mei? Kanako... Ma się dobrze?
- Aika nie wiedziała, że jej matka nazywała się kiedyś Sakamoto i nigdy nie słyszała o Oh Hoonie. Jak poznała historię jego związku z Kanako i walki o niepodległość, była ciekawa reszty. Tato, masz może pojęcie... czy istnieje jakaś minimalna szansa, że Oh Hoon jeszcze żyje? Czy ktokolwiek cokolwiek o nim słyszał po jego aresztowaniu?
- Jeżeli tak... opowiesz to wszystko Aice?
- Obiecałem jej.
- Jonghyun, prawda o ojcu Aiki jest o wiele, wiele gorsza niż ta, jaką obawiasz się dzielić z Mei o sobie samym. Czasami pewnych rzeczy lepiej się nigdy nie dowiedzieć.
- Obiecałem jej.
- Opowiem ci, ile wiem. A ty sam zdecydujesz, co z tym zrobisz.
- Dziękuję, tato.
Jongsoon zaczął opowiadać, a Jonghyun zasłuchał się w historię, jaka niezaprzeczalnie nie była tym, czego oczekiwała Aika, wypatrująca twarzy ojca w przejeżdżających pociągach.

***

                Aika obserwowała Akiharu i jego starania zawieszenia huśtawki na jednym z drzew owocowych w jej ogrodzie. Sam przygotował deskę i przeciągnął przez nią sznur. Pozostawało jedynie wybrać gałąź i przymocować go. Chłopak wszedł na drzewo i szukał odpowiednio solidnego konara.
- Nie spadnij - powtarzała Aika.
Gdy podnosiła wzrok na Akiharu, promienie słoneczne raziły ją w oczy i nic nie widziała.
Chłopak kilka razy udawał, że spada na ziemię, przy czym krzyczał przerażająco i straszył dziewczynę. Wreszcie aż, krzątająca się po domu, Kim Yejin wyjrzała do ogrodu, ciekawa, co tam się dzieje.
Po chwili huśtawka zawisła na drzewie. Ahikaru zeskoczył i zaproponował Aice, by ją wypróbowała.
- Nie zerwie się? - zapytała.
Akiharu pierwszy się pohuśtał i zwolnił miejsce dziewczynie. Przekonana tym testem, powoli usiadła na desce. Podskakiwała lekko, sama sprawdzając jej wytrzymałość.
- I jak? - niecierpliwił się Akiharu.
- Nie zerwie się - odpowiedziała.
Huśtał ją, a ona śmiała się głośno i bez opamiętania. Czasami miała wrażenie, że jeszcze... jeszcze tylko trochę i sięgnie czubkami butów to idealnie przejrzyste niebo. Gałąź chwiała się lekko, lecz utrzymywała Aikę. A Akiharu nie męczył się w ogóle, huśtał i huśtał ją dopóki nie skoczyła z huśtawki. Przytuliła się do chłopaka i pocałowała go w policzek.
- Dziękuję. To cudowny prezent - powiedziała.
- Co do prezentów... - zaczął niepewny i lekko zawstydzony - zbliżają się twoje szesnaste urodziny... Czy to, co powiedziałaś, że chciałabyś wtedy robić... jest jeszcze aktualne?
- Yhm - Aika zbliżyła usta do jego ucha i wyszeptała - chcę, żebyśmy się kochali w moje szesnaste urodziny.
- Załatwione.
                Tego dnia, wieczorem, gdy Akiharu musiał wracać do domu, Aika uparła się odprowadzić go kawałek. Z jednego kawałka zrobił się kolejny i jeszcze kolejny i jeszcze... Aż doszli do samych drzwi. A wtedy to Akiharu stwierdził, że musi koniecznie ją odprowadzić. I tak odprowadzali się wzajemnie, w tę i z powrotem. Zrobiło się ciemno, kiedy kazał dziewczynie wejść wreszcie do domu. Zatrzymywała się, odwracała i machała mu na pożegnanie. Dopiero w holu pomyślała, że matka pewnie się martwiła i pognała do pokoju Kanako powiedzieć jej, że już jest. Nie zapukała. I pożałowała tego. To, co zobaczyła, wywołało wstrząs. Kanako się przebierała. Stała w samych majtkach tak, że Aika ujrzała jej plecy pokryte okropnymi szramami.
- Mamo! - zawołała.
To były sekundy. Kanako odwróciła się natychmiast o 180 stopni, zasłaniając piersi pochwyconą w pośpiechu halką.
- Aika! Nie wiesz, że nie wchodzi się bez pukania?!
- Mamo, co to za blizny?!
- Blizny? O czym ty...
- Widziałam!
Kanako oddychała niespokojnie. Ręce jej się trzęsły.
- To po wypadku - powiedziała.
- Nigdy nie wspominałaś o tym wypadku.
- Byłam mała. Upadłam na szybę i...
- Ale...
- Aika, proszę. Nie chcę o tym rozmawiać. To dla mnie dość bolesne wspomnienie, bo, jak widzisz, skutki pozostały.
- Przepraszam... Chciałam tylko powiedzieć, że jestem już w domu.
- Dobrze. Umyj się i idź spać, żebyś była wyspana jutro w szkole.
- Dobranoc, mamo - odpowiedziała Aika i wyszła, nadal oszołomiona.
Te blizny nie dawały jej spokoju. Nigdy przedtem nie widziała pleców Kanako. Nie słyszała też o wypadku. Zastanawiała się, czy matka ukrywała blizny, bo tak bardzo się ich wstydziła, czy może nie opowiedziała jej wszystkiego, jak w wielu innych sprawach? Kiedy Aika umyła się i położyła, z pokoju matki dochodził cichy płacz.

***

                Wreszcie nastał dzień, na który Aika tak niecierpliwie czekała, dzień jej urodzin. Obudziła się wcześnie, nie mogła dospać do rana. Opłukała twarz, ubrała się w szkolny mundurek i przyszła na śniadanie. Matka i ciotka rozmawiały z, przygotowującą posiłek, Kim Yejin. Mei jeszcze nie wstała.
- Aika! Wszystkiego dobrego! - zawołała pomoc domowa, zauważając ją.
Kanako i Hikari odwróciły się w stronę dziewczyny. Wstały, śpiewając jej "sto lat". Potem uściskały ją i poszły po przygotowane przedtem prezenty. Aika dostała dwie książki, sukienkę w kolorowe kwiaty i zapas słodyczy. Uradowana, omal nie zdążyła nic zjeść i wyszykować się do szkoły. A kiedy już wychodziła, dogoniła ją Mei w satynowym szlafroku. Ucałowała kuzynkę w oba policzki i podarowała jej kilka ozdobnych spinek do włosów. Aika schowała je do tornistra, tak jak sukienkę w kwiaty, o czym nikomu nie powiedziała. Gdy dotarła lekko spóźniona na lekcję, okazało się, że cała klasa pamiętała o jej urodzinach. Aika dziękowała i, uśmiechnięta, usiadła na swoje miejsce. Była wzruszona i jednocześnie zasmucona. Tego dnia wyjątkowo brakowało jej ojca i Dahee. Miała wrażenie, że Takuya to rozumiał, bo zabawiał ją cały czas żartami. Dopiero po szkole wycofał się dyskretnie, gdy dostrzegł czekającego na Aikę Akiharu. Widział, jak na siebie patrzyli. Widział, jak biegli, by się przytulić i pocałować. Widział wystarczająco, by wiedzieć, że byli w sobie bardzo, bardzo zakochani.
- Chodź - zawołał Akiharu, ciągnąc Aikę - pamiętasz, jak ci mówiłem o domku letniskowym, o którym ojciec zapomniał od śmierci mojej matki?
- Yhm - odpowiedziała.
- To tam pójdziemy - oznajmił, pokazując jej klucze.
Mieli do pokonania kilka kilometrów. Nie spieszyli się. Szli powoli i trzymali się za ręce. Rozmawiali przy tym o zupełnie nieistotnych sprawach. Byli spokojni, dopiero, gdy zobaczyli domek letniskowy, rytm ich serc przyspieszył. Ogród porośnięty był chwastami, a warstwa kurzu na schodach, wskazywała, że od dawna nikt tu nie zaglądał, a konkretnie, od sześciu lat. Drzwi pokrywały pajęcze sieci. Akiharu pozrywał je, nim włożył klucz do zamka. Zawiasy zaskrzypiały. Ciężkie, dębowe drzwi ustąpiły, ukazując pokryte kurzem wnętrze. Aika zakaszlała. Z zadumą wpatrywała się w porzucone meble, pianino, książki, przedmioty codziennego użytku.
- Podoba mi się tu - przyznała, zachwycona.
- Powinienem był trochę posprzątać...
- Nie, tak jest jeszcze ciekawiej.
Obeszli wszystkie trzy pokoje na parterze i udali się po wąskich schodkach na strych. Przez niewielkie okno w dachu wpadały tu rozczepione promienie słoneczne. Akiharu położył na podłodze swoją torbę. Otworzył ją i wyjął koc oraz butelkę wina.
- To było moje ulubione miejsce, kiedy przenosiliśmy się tu na wakacje - wyjaśnił.
- Nie dziwię ci się - powiedziała, wyglądając przez okno.
Przy lesie rozciągało się jezioro. Woda wydawała się idealnie czysta, a porastające ją trzciny kołysały się na wietrze.
- A tam lubiłem pływać - kontynuował Akiharu - popływamy kiedyś?
- Oczywiście - odpowiedziała Aika.
Nadal stała zapatrzona w jezioro, gdy poczuła coś zimnego na swojej szyi. Podniosła rękę, dotykając tym samym srebrnego łańcuszka, którego kilka chwil temu nie miała.
- To pierwszy prezent - wytłumaczył Akiharu - jesteś gotowa na kolejne?
Aika odwróciła się od okna i spojrzała na chłopaka.
- Tak - powtarzała - tak, tak, tak.
Rozłożył koc. Usiedli oboje, Akiharu za Aiką oplatając ją swoimi nogami i ramionami. Otworzył butelkę wina, podał jej, a potem sam pociągnął kilka łyków. Głaskał włosy dziewczyny, całował szyję. To wprawiało ją w przyjemne podniecenie, o którym tyle razy czytała w książkach i którego nigdy jeszcze nie odczuwała tak intensywnie. Poddała się tym pieszczotom. Sama skierowała dłonie Akiharu na swoje piersi i wskazała im drogę niżej i jeszcze niżej. Był niepewny. Dotykał jej ostrożnie, jakby się bał, że przy jednym szybszym ruchu, Aika może rozpaść się na kawałki niczym porcelana.
- Kocham cię. Czy wiesz, jak ja bardzo cię kocham? - zapytał.
- Tak - odpowiedziała z przyspieszonym oddechem - i ja ciebie też...
Położyli się na kocu. Pieszczoty Akiharu nadal były subtelne. Kiedy zaczął rozpinać szkolny mundurek Aiki, ona też rozbierała go. Zawisł nad nią i całował ją całą, centymetr po centymetrze. Zachwycał się widokiem jej gołego ciała, rysował po nim niewidzialnie linie wzdłuż cieni utworzonych przez słońce. Aż dotarł palcami w to najwrażliwsze miejsce, jednocześnie ssąc sutki dziewczyny. Wtedy z ust Aiki wydobyły się pierwsze donośne jęki. Nie powstrzymywała ich. Chciała w ten sposób pokazać, że jest już gotowa. Tak, jak zazwyczaj robiły to kobiety w książkach, które czytała, przywarła do Akiharu i oplotła go udami. Zatopiła dłonie w jego włosach, gdy powoli wchodził w nią, powtarzając przy tym cały czas, że ją kocha. Aika potrafiła już tylko jęczeć. I jęczała, gdy kochali się w niezmiennie wolnym tempie, a mimo wszystko pocili się i oddychali szybko. Potem poczuła, jak od środka wypełnił ją ciepły płyn. A Akiharu położył się obok i przyciągnął dziewczynę do siebie.
- Wszystko w porządku? - zapytał z twarzą w jej włosach.
- W idealnym - powiedziała i wtuliła się w chłopaka.
Leżeli tak długo, naprawdę długo. Aż Aika nie wstała i nie oświadczyła:
- Ja też mam dla ciebie niespodziankę! Zamknij oczy.
- Nie.
- Zamknij!
- Nie. Nie wiem, co bym zrobił.. gdybym je otworzył... a ciebie by tu nie było.
- Nigdzie nie idę - obiecała - to miła niespodzianka. Zamknij oczy. I nie podglądaj. Nie waż się ich otworzyć, póki ci nie pozwolę!
Posłuchał się. Aika zauważyła ślady krwi między swoimi udami, lecz zignorowała to. Założyła sukienkę w kwiaty od matki i ciotki oraz ułożyła włosy, używając spinek od Mei. Później pozwoliła Akiharu otworzyć oczy. Obróciła się dookoła i zapytała, jak mu się podoba.
- Wyglądasz ślicznie. We wszystkim i bez niczego - stwierdził, wyciągając ręce, by znowu czuć jej ciepło i bliskość.
Słońce zachodziło. Leżeli wtuleni w siebie i rozmawiali leniwie, aż niespodziewanie Akiharu zapadł w sen. Aika wpatrywała się w jego twarz i zastanawiała się, o czym on śni. Wtedy przypomniała sobie słowa Mei po jej pierwszej nocy z Jonghyunem. "Miłość boli". Mnie nie bolało, pomyślała Aika. Czuła jedynie lekki dyskomfort. A więc... może to nie była miłość?

12/04/2017

# teaser 6

MIKYEON


                - Jeszcze raz: głęboki wdech i wydech. Dziękuję, to wszystko na dzisiaj - oznajmiła Mikyeon i na sali rozległy się oklaski.
Lubiła prowadzić zajęcia fitness, lubiła swoje klientki i wyraz zadowolenia na ich twarzach po każdym treningu. Sama czuła się lepiej po wysiłku fizycznym. Kiedy miała zmartwienie, po prostu musiała się zmęczyć. Sport wytwarzał endorfiny. 
                Napiła się wody i zamierzała wreszcie wyjść z sali, gdy niespodziewanie pojawiła się jej przyjaciółka Inyoung.
- Hej! - przywitała ją Mikyeon - przyszłaś na osobisty trening?
- Ja... słyszałam, co się przydarzyło Jinhee.
- Ach, tak. Ten typek nieźle ją podpuścił. Ale wszystko skończyło się szczęśliwie. Junghwan okazał się rycerzem ratującym z opresji księżniczkę. No i zostali parą - Mikyeon zaklaskała, lecz jej podekscytowanie nie udzieliło się Inyoung.
- Świetnie - odpowiedziała tylko.
- No to opowiadaj.
- Co?
- Co cię dręczy? Widzę przecież, że przyszłaś mi o czymś opowiedzieć.
- Chodzi o Chansika... - przyznała Inyoung z ciężkim westchnieniem. 
Oparła plecy o lustro i napiła się wody z butelki przyjaciółki.
- Znowu się kłócicie? - zapytała Mikyeon.
- Nie... Chansik zapomniał o mojej prezentacji wierszy i umówił się z kumplami na robienie projektu o ekologii.
- No co ty! Nie przyjdzie?
- Nie... Stwierdził, że już jest za późno, by to odwoływać. A więc nie mam co liczyć na jego obecność.
- Nie martw się. Ja i Jinhee na pewno przyjdziemy. Wiesz, że jesteśmy wielkimi fankami twoich wierszy?
- Wiem.
- I, że Chansik zasłużył na opierdziel?
- Wiem.
- I że my obie jesteśmy po twojej stronie, cokolwiek w związku z nim postanowisz...?
- Tak. To też wiem.
Obie uśmiechnęły się lekko.