31/05/2017

eyes wide open (rozdział 5)

FINDING A WAY

                Jinhee wstała, zabierając swoje niedopite piwo.
- To wy sobie porozmawiajcie - powiedziała.
Zaraz za nią zawołała Mikyeon:
- A ja odłożę rzeczy - podniosła, upuszczoną przedtem przypadkowo, torbę i poszła za Jinhee, pytając - jak mogłaś? Czemu go tu wpuszczałaś?
- Tylko porozmawiajcie - namawiała Jinhee - co ci szkodzi?
Chociaż mówiły dość cicho, Jinyoung i tak wszystko słyszał i poczuł się niezręcznie. Ledwo powstrzymał odruch, by po prostu wstać i wyjść. Bez pożegnania. Lecz po chwili głosy ucichły, a Mikyeon z powrotem pojawiła się w kuchni.
- Cześć, oppa. Wybacz, że się nie przywitałam - powiedziała, przybierając o wiele milszy ton - nie spodziewałam się ciebie. Poza tym jestem spocona po treningu i...
- Daj spokój. Ty widziałaś mnie w gorszych okolicznościach - wszedł jej w słowo.
- To prawda.
- Chcę cię tylko za to przeprosić i idę.
Mikyeon nalała sobie wody i wypiła naraz.
- Ok, przeprosiny przyjęte - odpowiedziała, w ogóle na niego nie patrząc.
Zgodnie z tym, co mówił, to był moment, kiedy powinien wyjść. Ale nie zrobił tego. Przyglądał się Mikyeon, jak poprawiała włosy, bo kilka kosmyków wydostało się z kitki.  Pewnie celowo znajdowała sobie zajęcia, by nie usiąść obok i szczerze nie porozmawiać.
- Dasz mi możliwość naprawić to złe wrażenie, które ostatnio wywarłem?
Dopiero wówczas spojrzała mu w oczy. Stała oparta pupą o kuchenny blat i wpatrywała się w Jinyounga. Widocznie skończyły jej się pomysły zajęcia się czymkolwiek. I nie spodziewała się, że Jinyoung ośmieli się i wyskoczy z propozycją kolejnego spotkania.
- Jak... - zapytała -  chcesz to naprawić?
- Zróbmy sobie piknik na plaży. Poznajmy się lepiej. Porozmawiajmy. Co ty na to?
- Nie wiem...
Zrobiło mu się głupio, że siedzi, a ona stoi. Więc też wstał i zbliżył się w kilku krokach tak, że opierając dłonie o blat, jego twarz i jej twarz znalazły się na wprost siebie.
- Bez sensu, żebym ci się tłumaczył i składał obietnice, w które pewnie i tak nie uwierzysz. Chcę ci pokazać, że nie ja jestem taki, jak ostatnio... Chcę, żebyś sama to zauważyła, zaufała mi i poczuła się przy mnie bezpiecznie.
- Yhm... ok... - powiedziała po jego przemowie, spuściła wzrok, bo Jinyoung patrzył na nią zbyt intensywnie i dodała - piknik na plaży brzmi ok.
- W sobotę po południu?
- Tak.
- Suuuper.
Jinyoung odsunął się od Mikyeon i ruszył w kierunku drzwi, a ona go odprowadziła.
- Oppa, wiesz, że po ostatnim nie tak szybko ci zaufam i poczuję się przy tobie bezpiecznie. Poobserwuję cię. Nie spieprz tego - ostrzegała, kiedy zakładał buty.
- Nie spieprzę - zagwarantował i wyszedł.
Co ja wyprawiam?!, zastanawiała się Mikyeon. Po powrocie z klubu zupełnie przekreśliła go jako swojego przyszłego chłopaka. Postanowiła, że dyskretnie spławi Jinyounga, jeżeli ten jeszcze się odezwie. Ale nie spławiła. Przeciwnie, zaakceptowała jego propozycję, by znowu się spotkali. Chyba oszalałam, pomyślała i sięgnęła po piwo z zapasów Jinhee.

***
                Kancelaria prawnicza znajdowała się w jednej z bogatszych dzielnic Seulu, pełnej drogich butików i eleganckich restauracji. Sunwoo wybrał lokal specjalizujący się w kuchni włoskiej, by iść tam w przerwie na lunch. Był zmęczony i przygnębiony. Miał dziś klientkę pozywającą szpital o brak kompetencji w skutek czego jej córka zmarła kilka minut po tym, jak przyszła na świat. Ale fakty nie przemawiały za winą lekarza. Sunwoo podejrzewał, że to przepełnione bólem serce kobiety szuka kogoś odpowiadającego za ten dramat. Mimo wszystko, przyjął zlecenie i zobowiązał do reprezentowania jej interesów. Przy drzwiach stali pozostali prawnicy, których zatrudniała kancelaria - Youngju - od dawna farbująca włosy na ognisty czerwony kolor oraz Jongsung - rywal Sunwoo. I w tym momencie nie powstrzymał się od złośliwego komentarza.
- Jak to jest przyjmować zlecenie skazane na przegraną? - zagadnął.
- Jak to jest od kilku tygodni w ogóle nie przyjmować zleceń? - odgryzł się Sunwoo.
Rzeczywiście jego rywal miał ostatnio niewiele klientów. Chyba poczuł się pokonany, bo nie wygłosił riposty. Za to Sunwoo otoczył ramieniem Youngju i zaproponował jej wspólny lunch.
- Chętnie - odpowiedziała.
Też nie przepadała za Jongsungiem i nie ukrywała tego. Pewnym krokiem ruszyła do samochodu i wsiadła, gdy Sunwoo otworzył jej drzwi.
- Dziś kuchnia włoska - postanowił - jesteś za?
- A jeżeli jestem przeciw?
- To wysiadasz z mojego samochodu - żartował z powagą, czym czasami rozbawiał ją do łez.
- Głupek - zachichotała - a jak książka, co ci polecałam?
- W schowku.
Sprawdziła. "Jak pokonać wroga?".
- Z tą książką na pewno pokonasz Jongsunga! - zawołała.
Kiedy był sam na sam z Youngju, nie miał ochoty rozmawiać o rywalu.
- A ty nadal nie powiedziałaś, co myślisz o kuchni włoskiej - przypomniał, ruszając.
W lusterku dostrzegł szeroki uśmiech Youngju.
- Jest idealna - odpowiedziała.

***

                Mia znalazła sobie inne miejsce na palenie papierosów. Nie chciała więcej natknąć się na Dupka, więc zrezygnowała z ukrywania się w zaułku między murami swojej szkoły i gimnazjum. Wymykała się poza teren podstawówki, przekraczała ulicę i znikała w rzędzie wysokich biurowców. Tu była bezpieczna, a jednocześnie w obliczu kilkudzisięciopiętrowych wieżowców czuła się bardzo, bardzo mała. Obserwowała biznesmenów, podziwiających Seul z tarasów na dachach i powtarzała sobie, że wystarczy dobrze się uczyć, by kiedyś też była taka bogata i niezależna. Wracała na lekcje i te widoki podtrzymywały ją na duchu. Potem zostawała na próbach musicalu. Chociaż niektórzy uczniowie, jak i Mia, nie robili nic oprócz śpiewania z całą klasą końcowej piosenki, wszyscy byli zobowiązani uczestniczyć w przygotowaniach. Pani Yoon zapraszała ich do atelier należącego do jej kółka teatralnego. Był tam niewielki podest z kurtyną, który służył za scenę, prowizoryczne reflektory, mikrofony i trochę kostiumów. Mia lubiła to pomieszczenie, nie lubiła tylko osób, z którymi tu przebywała. Podczas prób siadała osobno, ignorowała zagadującą ją czasami Jyuri i wyobrażała sobie, że jest tu sama i sama gra wszystkie role. Wiedziała, że zrobiłaby to w wielu przypadkach lepiej od swoich koleżanek i kolegów. Po szkole często odwiedzała Dongwoo i namawiała go, by jej coś ugotował. Wolała świeże posiłki niż odgrzewane przez Angelene mrożonki. Wolała też jego towarzystwo niż matki, wiecznie spiętej i o coś niespokojnej. Dongwoo był kontaktowny, wyluzowany, chwilami trochę sarkastyczny, lecz mimo to miał dobre serce. I dużo pieniędzy, choć rzadko wychodził do "pracy", która polegała rzekomo na handlu. W pewnym sensie, stał się dla Mii autorytetem. Wiedziała, że by sobie poradził z takim Dupkiem. Więc i ona musiała sobie poradzić. O ile jeszcze go spotkam, pomyślała jednego dnia, wracając ze szkoły. I akurat tego dnia go spotkała. Zapomniała, że przecież sprawdzał ostatnio, gdzie mieszkała. Nie spodziewała się że zaczai się na nią w drodze z przystanku do domu. Miała w uszach słuchawki i idąc, kołysała się lekko w rytm muzyki. Dopiero, gdy podszedł i otoczył ją ramieniem, jakby był jej znajomym, wyczuła jego obecność. Zadrżała. Planowała po prostu go zignorować i nadał słuchać muzyki. Dupek wyciągnął jej z uszu słuchawki.
- Chyba zapomniałaś, jaka jest umowa.
- O niczym nie zapomniałam i nic mi nie wiadomo o żadnych umowach - odpowiedziała.
Chciała pokazać, że się nie boi. Wyrwała się z jego uścisku, lecz objął ją z powrotem, zaciskając rękę na jej skórze.
- Mam sobie iść? Pójdę, jak dasz mi pieniądze.
- Niczego ci nie dam! - zawołała.
Byli na ulicy, wiedziała że tu nie posunie się do wyrwania jej tornistra i zabrania pieniędzy, jak ostatnio. Nie doceniała jego sprytu. I szybko tego pożałowała. Wyrwał jej z rąk telefon z słuchawkami i schował do wewnętrznej kieszeni swojej kurtki.
- Wezmę go w zastaw - wyjaśnił - jak przyniesiesz pieniądze, oddam ci telefon.
Odszedł z bezczelnym uśmiechem. A Mia, zaciskając zęby, by się nie rozpłakać, ruszyła do domu. Odzyskam telefon, pocieszała samą siebie, muszę tylko opracować dobry plan, jak zdobyć pieniądze. Pomysł nasunął jej się, kiedy zobaczyła w korytarzu nową, markową torebkę Angelene. Skąd matka miała na nią pieniądze? Mia zastała ją w kuchni, gotującą zupę, oczywiście z mrożonych warzyw.
- Sięgnij talerze i siadaj - powiedziała Angelene, mieszając zawartość sporego garnka.
- Ok.
Mia wykonała polecenie. Po chwili matka nalała im zupy i usiadła obok.
- Jak tam w szkole? - zapytała.
Mia przewróciła oczami i odpowiedziała:
- Maaamo, czemu rodzice zadają tak wkurzające pytania?
- Nie wiem. Moi nigdy mnie o to nie pytali. Woleli pytać o pieniądze na alkohol - przyznała Angelene, odkładając łyżkę. Mia rozumiała, że matka nie może wybaczyć rodzicom, jak zniszczyli jej dzieciństwo, lecz nie zamierzała w tym momencie silić się na pocieszenie. Musiała działać.
- Co do pieniędzy... - zaczęła niepewnie - dasz mi na buty?
- Przecież dopiero co kupowałam ci nowe...
- Zniszczyły się.
- To pojedziemy do sklepu z reklamacją.
- Mamo! - Mia podniosła głos.
- Nie krzycz, proszę. Co "mamo?".
- Chcę inne. Już mi się te nie podobają.
- To odłóż sobie z kieszonkowych, ja nie jestem od spełniania twoich kaprysów.
- Tylko od spełniania swoich.
- O co ci chodzi?
- O torebkę.
- To nie... tak.
- A jak? - zapytała buntowniczo Mia - masz kolejnego sponsora? Mamo, znowu to robisz?
- Nie mów do mnie w taki sposób!
- Czyli to prawda!
- Mia! - zawołała Angelene, lecz córka już jej nie słuchała.
Zatrzasnęła się w swoim pokoju i padła na łóżko, rozżalona z kilku powodów.
1) nie miała telefonu.
2) nie zdobyła pieniędzy.
3) jej matka znowu była czyjąś utrzymanką!
Wyczerpana tym wszystkim nie wiedziała, kiedy zapadła w niespokojny sen, w mundurku szkolnym i bez odrobionych lekcji. Jak się obudziła, była przykryta kocem. Wstała, wykąpała się, przebrała i usiadła z zeszytem przy biurku. Po północy zagrzebała się w pościeli i postanowiła jeszcze trochę pospać. Wtedy usłyszała dochodzące z dołu jęki. No tak, miała pokój nad sypialnią sąsiada. Przez moment pomyślała, że to może Angelene i, że to może Sunwoo jest jej sponsorem, lecz przypomniała sobie szybko: jak byłam w łazience, matka przecież oglądała telewizję, a od tego czasu nikt nie wychodził. Mia nie wiedziała, czy poczuła ulgę, czy rozczarowanie. Wolałaby nie słyszeć, jak Angelene jęczy z rozkoszy, a jednocześnie... Angelene i Sunwoo nie byliby najgorszą parą. Mia myślała o tym, ponownie zasypiając. A kiedy rano wyszła do szkoły, trafiła na sąsiada i dziewczynę, która tak jęczała. Była elegancko ubrana, miała ognistoczerwone włosy. Oboje wsiadali do samochodu.
- Ajussi! - zawołała Mia i ukłoniła się - dzień dobry.
- Cześć. Podrzucić cię do szkoły? - zaproponował z uśmiechem.
- Nieee. Nie, dziś wyszłam na czas. Ale... moja mama za późno wstała, a spieszy się do lekarza, czy coś! - dodała Mia i ruszyła w kierunku przystanku.

24/05/2017

eyes wide open (rozdział 4)

TIME TO SAY SORRY

                Junghwan usłyszał płacz i ruszył w kierunku, z którego dochodził. Tak dotarł do kuchni. Zauważył przy stole dwie kobiece sylwetki. To Jinhee obejmowała płaczącą Mikyeon i głaskała ją pocieszająco po włosach. Obie nie dostrzegły go, dopóki nie zapalił światła.
- Co się dzieje? - zapytał z niepokojem.
Przypomniał sobie, że Mikyeon była w klubie, a jej obecny stan nie wskazywał nic dobrego.
- Jinyoung to zwykły ćpun! - zawołała Jinhee.
- Co? - zdziwił się Junghwan - czy my mówimy o tym samym Jinyoungu?
Kojarzył go przecież z imprezy urodzinowej Inyoung, a wtedy wywarł na nim wrażenie wręcz ugrzecznionego chłopaka. Na pewno nie "zwykłego ćpuna". Jinhee powtórzyła mu wszystko, co opowiedziała jej wcześniej przyjaciółka. A Mikyeon podsumowała to kolejnym wybuchem płaczu.
- Dobra zabawa? - kpiła - cały czas się o niego martwiłam! Czy nie sprowokuje bójki, czy nie sięgnie po alkohol i nie wywoła tym jeszcze gorszych skutków. Nie wiem, nie znam się na objawach brania narkotyków.
- Unni, chcesz wina? Nie wypiłam wszystkiego - Jinhee poszła po opróżnioną w połowie butelkę i podała Mikyeon.
Ta podniosła ją do ust, nie troszcząc się o kieliszek, i pociągając co pewien czas kilka większych łyków, kontynuowała:
- Wsadziłam go do taksówki i odwiozłam do domu. Mam nadzieję, że wziął się w garść, a nie zaćpał więcej.
- Jest dorosły. Chyba wie, co robi. A jak nie wie, nie ty jesteś za to odpowiedzialna - Junghwan uspakajał Mikyeon.
- A ja uważam, że powinien ci się z tego solidnie wytłumaczyć - dodała Jinhee.
- Nie wiem, czy zechcę go wysłuchać. Wkurzył mnie. I rozczarował - opowiedziała Mikyeon, ciągnąc jeszcze kilka łyków prosto z butelki.
Jinhee i Junghwan wymienili porozumiewawcze spojrzenie: jeżeli jej nie powstrzymają, przyjaciółka zaraz się upije. A popsuta randka i kac to niekoniecznie dobre połączenie.
- Mam sushi! - przypomniał sobie i zaproponował jej Junghwan.
- Nie, dzięki. Wystarczy mi wino - powiedziała.
Sądząc po tym, że wypiła pół butelki w ciągu kilkunastu minut, zaraz pewnie pojawią się efekty.
- No to ja je zjem! - postanowił Junghwan, rozglądając się w poszukiwaniu pałeczek, a skoro ich nie znalazł, zabrał się za jedzenie palcami - Jeanny, a ty chcesz trochę?
Często wymawiał jej imię z takim akcentem, jakby pochodziło z angielskiego.
- Nie.
- No tak, dziewczyny... Pewnie zaraz zrobicie mi pogadankę o jedzeniu po 22.00 - stwierdził.
- Ale my ci nie zabraniamy - odpowiedziała Jinhee - jedz sobie, jedz. Na zdrowie.
Jednocześnie obie lekko zażenowane patrzyły, jak grzebie palcami w sushi.
Mikyeon nieco przystopowała z piciem. Powoli zaczynała czuć, że w jej krwioobiegu krąży spożyty w zbyt szybkim tempie alkohol.
- A wam jak upłynął wieczór? - spytała.
- Super! - zawołała natychmiast Jinhee.
- No po prostu świetnie - dodał Junghwan, dogryzając akurat marynowany imbir.
- Wyczuwam sarkazm - zauważyła Mikyeon.
Jinhee opowiedziała jej pokrótce o wizycie pani Byun i małym Mihyunie.
- Jak tylko zabrała go z powrotem, Junghwan zasnął. No a potem przyszłaś ty i nieźle nas nastraszyłaś - podsumowała.
- Ups. Możecie to nadrobić. Ja pójdę do swojego pokoju i posłucham muzyki w słuchawkach, więc nie krępujcie się - powiedziała i zachwiała się, wstając.
Pocieszała się, że może przyjaciele tego nie zauważyli. A jeżeli zauważyli, zostawili to bez komentarza. Obie dziewczyny zniknęły w swoich pokojach. Jinhee miała przy sobie Junghwana, a Mikyeon wspomnienie popsutej randki i resztkę wina.

***

                Angelene przyglądała się córce. Mia, ubrana w szkolny mundurek, w dwóch krótkich kitkach i z czarnym chokerem na szyi, kończyła jeść płatki z mlekiem. Kiedy tak dorosła?, zastanawiała się matka, czy sama w jej wieku już miesiączkowałam? Nie. Chyba jeszcze nie. Nie umiała sobie tego przypomnieć, bo dawno, dawno temu pogrzebała przeszłość i pozbyła się wspomnień.
- Idę do szkoły - powiedziała Mia.
Założyła buty i podniosła tornister.
- A jak się czujesz? Nie boli cię brzuch? - dopytywała Angelene.
Podała córce zapakowane kanapki i jabłko. Mia schowała je do tornistra i odpowiedziała:
- Nie. Wszystko ok.
- No dobrze. To idź, idź, nie spóźnij się na autobus.
Gdy tylko Mia wyszła, Angelene z westchnieniem opadła na krzesło. Nie chciała pokazywać córce, jak bardzo bała się dzisiejszego dnia w pracy. Nie kontaktowała się z szefem od piątku, czyli odkąd zignorowała ostrzeżenie i wbrew jego woli opuściła zakład fryzjerski. Liczyła na to, że Jaehyuk ochłonął przez weekend o tyle, by okazać jej wyrozumiałość. Miała 30 lat, lecz reagowała jak dziecko, jeżeli tylko ktoś podnosił na nią głos, traciła pewność siebie i po prostu wpadała w płacz. Tak nie wolno, powtarzała sobie, musisz wziąć się w garść. Z tym postanowieniem wstała i posprzątała po śniadaniu, patrząc przez okno na wyjeżdżającego z garażu Sunwoo. W pewnym momencie ją zauważył. Pomachał jej z uśmiechem zza kierownicy, a ona odpowiedziała tym samym i spuściła wzrok, wracając do mycia naczyń. Przebrała się później z piżamy w dżinsy i niebieską, koszulową bluzkę, nałożyła makijaż. Po przejechaniu kilku przystanków metrem, dotarła do zakładu fryzjerskiego, w którym pracowała. Szef zupełnie zignorował jej przyjście. Zastała go z kubkiem kawy i ze wzrokiem wbitym w gazetę.
- Cześć. Jestem - powiedziała.
Odłożyła torebkę i zajrzała w zeszyt z rozpiską klientów.
- Po co? - zapytał Jaehyuk, patrząc na nią gniewnie - poprosiłem Dabin, żeby przyszła w twoim zastępstwie.
- Szefie...
- Ostrzegłem cię, że jeżeli wyjdziesz, nie masz tu po co wracać. Wyszłaś.
- Myślałam, że nie mówisz serio... Moja córka mnie potrzebowała.
- Przykro mi.
Szef znowu wbił wzrok w gazetę, a Angelene pomyślała, że to o wiele gorsze niż gdyby codziennie na nią krzyczał. I choć nie żałowała swojej decyzji, że wyszła i pojechała do Mii do szkoły, wolała w tym momencie nie poddawać się i przeprosić.
- Wiem, że źle zrobiłam. Byłam wtedy zdenerwowana i nie myślałam trzeźwo. Ale to się nie powtórzy. Obiecuję.
- Shin Jiwoo, wystarczy. Jesteś zwolniona.
W oczach Angelene zalśniły łzy. Ledwie je powstrzymywała. Chociaż nigdy nie lubiła Jaehyuka, ta praca dawała jej zadowolenie i, przede wszystkim, niezłe pieniądze.
- To niech się szef pierdoli - odpowiedziała stanowczo.
Kiedy sięgała torebkę, łzy mimowolnie potoczyły się po jej policzkach. Spodziewała się awantury, obciętej pensji, tylko nie tego... nie tego. Załamana opuszczała zakład i wtedy jeszcze raz usłyszała głos Jaehyuka:
- Shin Jiwoo! Jeżeli chcesz... odwiedź mnie dziś wieczorem. Przedyskutujemy na spokojnie, co z twoją dalszą pracą.
Tak, pewnie, przedyskutujemy!, kpiła w myślach. Od dawna wiedziała, jak szef na nią patrzył, jak przypadkowo dotykał jej ręki, czy posyłał uwodzicielskie spojrzenie. W tym była przecież dobra. W załatwianiu wszystkiego seksem. Chociaż po powrocie z USA skończyła ze sponsoringiem, inni nadal wyczuwali jej słabość i sprawiali, że czuła się jak dziwka. Zapłakana, odwróciła się w kierunku Jaehyuka i odpowiedziała:
- Tak, szefie, odwiedzę.

***

                Jak tylko kokaina przestała działać, Jinyoung popadł w kilkudniowy stan wycofania i depresji. Z nikim się nie kontaktował i wychodził tylko w celu poprowadzenia wieczornej audycji. Początkowo stwierdził, że po tym, co zrobił, nigdy więcej nie odezwie się do Mikyeon. A potem pokusa, by zobaczyć ją jeszcze raz wygrała ze wstydem. Postanowił wstrzymać się kilka dni i pozwolić jej ochłonąć. Może wtedy mu wybaczy. Może wtedy i on poczuje się pewniejszy siebie o tyle, żeby iść poprosić o to wybaczenie. Niestety, mylił się. I szybko doszedł do wniosku, że jego taktyka była zła. Dając Mikyeon czas, jeszcze dodatkowo rozzłościł ją tym, że milczał. Już pewnie ostatecznie go przekreśliła, o ile w ogóle nie zapomniała o jego istnieniu. Pozostało mu pogodzić się z sytuacją... albo wykonać wreszcie jakiś ruch. Wybrał drugą opcję. Nie był dzieckiem, które narozrabia i unika konsekwencji. Wystarczy, że raz okazał się tchórzem. Wreszcie zachowa się dorośle i odpowiedzialnie. Z takim nastawieniem przyszedł po swojej wieczornej audycji do mieszkania Mikyeon i Jinhee. Stając w drzwiach, usłyszał że nie zastał tej pierwszej. Zastanawiał się, czy to prawda, czy tylko wymówka. I wtedy Jinhee dodała:
- Możesz wejść. Unni powinna zaraz być. O 21.00 prowadziła ostatni trening.
- Dzięki.
Jinyoung ruszył za Jinhee. Znowu była w dresie, a włosy związała w luźny kok. Pewnie ubierała się tak zaraz po powrocie z uczelni. Zaprowadziła go do kuchni i posadziła przy stole.
- Herbata? Kawa? Piwo? - zapytała.
- Najlepiej woda.
- A ja piwo. Ah, gdyby moi rodzice to widzieli! - zachichotała.
Nalała mu wody. Dla siebie sięgnęła z lodówki piwo i usiadła obok chłopaka. Niezbyt zrozumiał jej ostatnią wypowiedź.
- Ale czemu? - podpytywał.
- Wyglądam na menelkę, a nie dziewczynę z dobrego domu, nieprawda?
- Może i prawda - puścił jej oko - a rodzicom się to nie podoba.
- Yhm.
- Mogę być wścibski?
- Możesz.
- Czemu wyprowadziłaś się od rodziców w takim młodym wieku, zwłaszcza, że chyba nie narzekają na brak pustych pokoi?
- No tak. Moi rodzice są bogaci. Trudno to ukryć... Miałam kiedyś siostrę, wiesz?
- Miałaś?
- Jinri zmarła, zanim się urodziłam, zapalenie opon mózgowych. Moi rodzice okropnie to przeżyli... no i postarali się o kolejne dziecko. Odkąd pamiętam, chuchali na mnie i dmuchali, byli po prostu zbyt opiekuńczy. Nigdy nie pozwalali mi wyjeżdżać z przyjaciółmi na wakacje, wracać późno do domu, pić alkoholu... A ja już miałam tego dość. Chciałam się uwolnić. I wiedziałam, że ostatnia szansa to przeprowadzka. Rodzice się wkurzyli. Ale wreszcie zaakceptowali moją decyzję.
- No to wywalczyłaś sobie wolność - podsumował Jinyoung i na znak toastu stuknął swoją szklanką o puszkę z piwem Jinhee.
- Moi przyjaciele wypominają mi, że przez to, jak rodzice mnie traktowali, jestem niesamodzielna i nieodpowiedzialna.
- Jeszcze się tego nauczysz. Co ty tak w ogóle studiujesz?
- Projektowanie wnętrz.
- A mój diler architekturę. Weekendowo.
- Yhm... diler i studia? To dość nietypowe.
- On chce rzucić dilerkę. A ja chcę rzucić dragi. Myślisz, że Mikyeon jest jeszcze na mnie zła?
- Martwiła się o ciebie.
- Tak?
- Bała się, że może ci się coś stać. Mikyeon rzadko opowiada o swoich uczuciach - przyznała Jinhee, popijając piwo - woli udawać, że wszystko w porządku. Nie chce "obarczać nikogo swoimi sprawami". Kiedyś na treningu kontuzjowała sobie stopę. Chociaż kulała, wmawiała wszystkim, że nic jej nie jest. Potem okazało się, że to złamanie. Ale w sobotę.. w sobotę Mikyeon naprawdę się o ciebie martwiła.
- Nie powinna. To był pojedynczy wybryk...
- Wytłumacz się jej - powiedziała Jinhee, kiedy usłyszała odgłos przekręconego w zamku klucza.
Po chwili w kuchni pojawiła się Mikyeon w sportowym stroju. Zdziwiła się zastanym przez siebie widokiem. Przypadkowo upuściła na podłogę torbę i spytała, zaskoczona:
- Jung Jinyoung, co ty tu robisz?

20/05/2017

the song of love (rozdział 15)

                Na posterunku w Yongsan panowało poruszenie, odkąd odbywały się przesłuchania grupy koreańskich bojowników aresztowanych podczas próby włamania do jednego z japońskich magazynów z amunicją. Akiharu postanowił to wykorzystać, by wedrzeć się do archiwum i poszukać akt dotyczących procesu Oh Hoona. Niestety, nie pozostał niezauważony. Jak tylko znalazł się na posterunku, pracujący przy biurkach oficerowie wstali i pozdrowili go. Wiedzieli, że syn komendanta pewnego dnia do nich dołączy. A sądząc po ambicjach ojca, swoimi awansami szybko rozwinie karierę. W główniej sali obracały się zamontowane przy suficie wiatraki. Ochładzały letnie powietrze. Akiharu ukłonił się i skręcił w korytarz, gdzie znajdowały się biura wyższych rangą oficerów, w tym i biuro komendanta Tsukiyama. Chłopak zapukał kilka razy. Wszedł, jak tylko usłyszał zdecydowane "proszę".
- Cześć, tato - przywitał się i usiadł w fotelu przy niewielkim stoliku, podczas gdy ojciec pracował przy biurku, nad którym też obracał się wiatrak.
Twarz komendanta nie wyrażała żadnych emocji, jedynie pełne skupienie. Nie odrywał wzroku od sterty dokumentów.
- Cześć, synu - jego odpowiedź była bardzo szorstka i oficjalna - co cię tu sprowadza? Nie masz dziś treningu kendo? Musisz się dobrze przygotować do testów sprawnościowych, jak oblejesz, stracisz możliwość dostania się do szkoły oficerskiej.
- Nie, dziś nie mam treningu. I nie obleję testów - odparł Akiharu, głośno przełykając ślinę - tato, przyniosłem ci kanapki ryżowe. Pani Choi je przygotowała.
Poproszenie kucharki o pomoc było dobrym pomysłem, bo przyniesione jedzenie posłużyło jako pretekst wizyty na posterunku. Akiharu podał ojcu owinięty w kuchenny ręcznik pojemnik.
- O, dziękuję, rzeczywiście, jestem już głodny - stwierdził ten, usiadł w fotelu na wprost syna i, rozpakowując jedzenie, polecił mu - częstuj się.
- Nie... ja jestem po obiedzie, poza tym nie chcę ci przeszkadzać, widzę, że masz sporo pracy.
- Tak, moi oficerowie wszelkimi sposobami starają się cokolwiek wyciągnąć z tych niedoszłych złodziei amunicji, a oni jakby się zmówili, nie wydają ani swoich towarzyszy, ani dowódcy.
- I co zrobicie?
- Jak to "co"? Każdy ma jakąś wytrzymałość na ból. Jeżeli ją przekraczamy, większość po prostu traci zmysły i zdradza wszystko, o co tylko zapytamy - tłumaczył ojciec, zajadając się kanapką.
Akiharu poczuł, że przebiegł go dreszcz. Wstał, żegnając się:
- Miłego dnia, tato.
Opuszczając biuro komendanta, usłyszał jeden, jedyny przerażający krzyk, odbijający się echem w korytarzu, prowadzącym do sali tortur. Akiharu zawrócił i pospieszył do archiwum. To był dobry moment na przejrzenie tajnych dokumentów. Oficerowie zajmowali się swoimi sprawami, a ojciec jedzeniem. Akiharu bez trudu dostał się między rzędy teczek. Były ułożone rocznikami, pokryte warstwą kurzu. Tak, jakby nikt nie wracał do skrywanych w nich historii. Tak, jakby los tysięcy istnień ludzkich pozostał po prostu zapomniany. Chłopak zatrzymał się przy półce z podpisem: rok 1920. To wtedy aresztowano Oh Hoona. Lecz żadna z teczek nie zawierała jego nazwiska.
- W czym pomóc? - niespodziewanie rozległ się głos i Akiharu aż podskoczył.
Obok stał oficer w średnim wieku, z powagą wypisaną na twarzy.
- Ja... - Akiharu rozważał, czy skłamać, lecz ostatecznie postanowił zagrać otwartymi kartami - szukam akt Oh Hoona, jednego z przywódców zamieszek z tysiąc dziewięćset dziewiętnastego, aresztowanego w tysiąc dziewięćset dwudziestym roku w Szanghaju - wyjaśnił, a przy tym oblał go nieprzyjemny pot.
Może to nie z powodu nerwów, tylko gorąca. Tu nikt nie włączył wiatraków.
- Hmm... w Szanghaju? - powtórzył oficer, Ishihara Eizo, jak głosiła naszywka na jego mundurze - skoro przesłuchiwania nie odbywały się na naszym posterunku, akta powinny być w tajnych archiwach gubernatorstwa.
- No tak... dziękuję - Akiharu ukłonił się i wyszedł.
Sprawa okazała się nie taka prosta, jak przypuszczał, a mimo to bez wahania zatrzymał rikszę i kazał się odwieźć do wspomnianych przez Ishihara Eizo archiwów. Po drodze myślał nad taktyką. Czy wystarczy być synem komendanta, żeby tam wejść i przejrzeć akta? Jeżeli nie, co powinien powiedzieć? Lepiej ukryć prawdziwy powód swojej wizyty, a może zapytać bezpośrednio, jak na posterunku? Nic nie postanowił. Zapłacił rikszarzowi i stał w blasku popołudniowego słońca przy drzwiach archiwum gubernatorstwa. Przypomniał sobie twarz Aiki w momencie, kiedy poprosiła go o znalezienie akt z procesu jej ojca. Zaufała mu, powierzając sekrety, które mogłyby kosztować ją życie. Liczyła na niego. To go zmotywowało, by mimo ryzyka, pokonać lęk i przekroczyć próg. W archiwum panował przyjemny chłód i półmrok. Okna osłonięte były żaluzjami. Wszędzie kręcili się strażnicy i jeden z nich podszedł zaraz do zestresowanego chłopaka.
- Tsukiyama Akiharu? - zapytał - jest pan synem komendanta posterunku i wielokrotnym zwycięzcom zawodów w kendo, prawda?
- Tak.
- Bardzo mi miło pana poznać. Byłem na kilku z pana walk i wszystkie wywarły na mnie wielkie wrażenie. Kłaniam się z wyrazami szacunku - tak też zrobił - jestem do pana usług.
- Dziękuję - Akiharu zamilkł na moment, bo choć przywykł do tego typu komplementów, czasami nadal go zawstydzały - ojciec poprosił mnie o sprawdzenie czegoś w aktach.
- Co to za akta? - zapytał strażnik.
- Z procesu Oh Hoona, przywódcy zamieszek z tysiąc dziewięćset dziewiętnastego, aresztowanego w tysiąc dziewięćset dwudziestym roku w Szanghaju.
- 1920 rok... zapraszam pana na piętro.
Weszli po jasnych, marmurowych schodach. Oprócz chłodu i mroku panowała tu złowroga cisza. Strażnik zaprowadził Akiharu do przestronnej sali i przekazał go koledze wraz z uzyskanymi przedtem informacjami, kto, kogo i czemu szuka. Sytuacja stawała się powoli zbyt jawna. Niemożliwe wydawało się załatwienie tego dyskretnie. A to nie podobało się Akiharu. Co więcej, czuł, że ten strażnik cały czas podejrzliwie mu się przygląda. Zaprowadził chłopaka do odpowiedniej półki i podał teczkę podpisaną "Oh Hoon/1920". Nie odszedł, gdy Akiharu ją otworzył, jakby interesowała go jego reakcja. A potem odłożył teczkę i odprowadził chłopaka do drzwi. Ostrożność i kontrola, oto czym wyróżniały się archiwa gubernatorstwa. Akiharu poczuł ulgę, kiedy wreszcie znalazł się na dworze. Lecz ta ulga trwała krótko. Przytłoczony tym, co wyczytał w aktach, chodził po mieście bez konkretnego celu. Przeszedł przez park, krążył po rynku, mijając obojętnie stragany. Wieczorem dotarł do torów. Zastał tam Aikę, lecz nie była sama, towarzyszył jej Takuya. Oboje siedzieli na szczycie nasypu, w milczeniu. Akiharu zastanawiał się, gdzie się podziała ta radość życia, jaką do niedawna miała w sobie Aika. Brutalność wojny jej ją odebrała. Spojrzał na nią ostatni raz i uciekł. To nie tak, że postanowił zatrzymać dla siebie, co wyczytał w aktach. Powie jej, tylko nie dziś, dziś chciał, by  jeszcze obserwowała przejeżdżający pociąg.

***

                Było późne popołudnie, kiedy Yonghwa i Jonghyun dotarli do obozowiska oddziału Yongjuna, dostarczając zapasy produktów żywnościowych i przedmiotów codziennego użytku. Zastali dziewczyny sprzątające po obiedzie, a zza wzgórza rozchodziło się echo okrzyków koreańskich żołnierzy i wydawanych im przez dowódcę rozkazów.
- Mają trening - poinformował Yonghwa swojego towarzysza. 
W tym momencie dziewczyny ich zauważyły. Misuk zanosiła do spiżarki resztki jedzenia. Jisoo i Suyeon myły naczynia. Gyesoon ustawiała talerze i miski tak, by słońce szybko je wysuszyło. Udawała, że nie widzi chłopaków, póki nie podeszli naprawdę blisko. Wtedy zawołała:
- Towarzysz Lee!
Jonghyun bez wahania objął ją, uniósł lekko i obrócił dookoła. A Jisoo i Suyeon słyszały, jak Misuk szepnęła z odrazą "dziwka" i wycofała się. Yonghwa ruszył za nią, wymawiając się:
- Ja poszukam Minhyuka.
Ledwie oddalili się o tyle, by nikt nie słyszał ich rozmowy, Misuk powiedziała z uśmiechem:
- Cześć. Wszyscy się stęskniliśmy za twoimi wizytami, dowódca, żołnierze i... ja.
Celowo nie wspomniała o Gyesoon. Przy Yonghwie wolała udawać, że jej rywalka po prostu nie istniała, chciała, by zauważał tylko ją samą - dziewczynę, która oddała mu się, gdy oboje nie byli trzeźwi, w potem w ogóle tego nie żałowała.
- Cześć. Towarzyszko Park... - zaczął w sposób dziwnie oficjalny - przepraszam za ostatni raz. Tamto... nie powinno się wydarzyć.
- Nie przesadzaj, oboje tego chcieliśmy - przypomniała.
- Tu nie chodzi o chęci.
- A o co?
- Ty chciałaś czegoś więcej. Ja tylko tego jednego razu. Przepraszam, jeżeli już robiłaś sobie nadzieje... - tłumaczył Yonghwa, a Misuk zbyła to przepełnionym pogardą prychnięciem.
- Nie mów mi, że wymagam za wiele! - powiedziała, lekko zirytowana - nie wymagam, byś poprosił mnie o rękę i wziął za żonę, nie wymagam od ciebie częstszych wizyt, czy lepszego życia. Ja chcę tylko tego, żebyś mnie kochał.
- Och, Misuk, ty nic nie rozumiesz - przyznał, wzdychając, zatrzymał się i położył ręce na jej ramionach - ślub, częstsze wizyty, lepsze życie, nie rozumiesz, że bym ci to wszystko dał, gdybym rzeczywiście tylko cię kochał?
Patrzył jej prosto w oczy, wypowiadając te okropne słowa. Nie kochał jej. Nie pokocha. Nigdy. Wreszcie to sobie uświadamiała.
- A więc... Kim ja jestem? Kim ja dla ciebie jestem? - spytała.
- Jesteś bojowniczką o wolność, należącą do oddziału mojego brata, towarzyszką Park Misuk.
- A ty... - zaczęła spokojnie, by zaraz niespodziewanie podnieść głos - jesteś dla mnie nikim!
- Przepraszam - powtórzył jeszcze raz i, zostawiając ją na szczycie, zaczął schodzić po przeciwnej stronie wzgórza, gdzie mieli trening żołnierze. Już się nie zatrzymywał i nie obracał za siebie. Później wielokrotnie tego żałował. Może gdyby nie był tak boleśnie bezpośredni, gdyby dodał choć jedno cieplejsze słowo... nie tak by się wszystko potoczyło. Lecz wówczas myślał, że postąpił słusznie i chociaż rozmowa z Misuk kosztowała go wiele wysiłków, z lekkim sercem wracał do obozu z zabranym z treningu Minhyukiem. Jisoo i Suyeon nadal myły naczynia. A Gyesoon i Jonghyun siedzieli na ziemi, rozmawiając.
- Hyung! - zawołał Minhyuk i po chwili ściskał się serdecznie z od dawna nie widzianym przyjacielem.
- Minhyukkie, jak ty się zmieniłeś! Przyznaj się, trenujesz, tylko po to, żeby dziewczyny mdlały na widok twojego wyrobionego ciała - żartował Jonghyun.
- Głupek - wyzwał go Minhyuk i rzucił wyrwaną trawą.
- O ty... giń, cwelu, giń! - krzyczał Jonghyun i chwytając garść ziemi, popędził za uciekającym przyjacielem.
Gyesoon i Yonghwa skwitowali to krótkim, przytłumionym śmiechem.
- Zaraz przyjdzie Yongjun, chce porozmawiać z Jonghyunem i przekazać mu instrukcje co do przyjazdu profesorów oddelegowanych przez jego ojca. Przygotujmy może coś do picia - zaproponował lider.
Ruszył za Gyesoon do namiotu, który pełnił funkcje kuchni. Zabrał jej z rąk czajnik, nalał wody i wstawił na palnik.
- Nie musisz mi pomagać. Ja umiem to zrobić sama - powiedziała.
- Jesteś na mnie zła.
- Nie. Niby o co?
- Nie wiem, ty mi powiedz - poprosił - może o to, że od czasu tego pocałunku mnie tu nie było?
- Liderze, mam tyle roboty, że nie zastanawiam się codziennie, czy dziś nas odwiedzisz, czy nie. Niecierpliwię się, kiedy zaczyna brakować ryżu. Poza tym, to, jak często się tu zjawiasz, jest mi zupełnie obojętne - odparła, w ogóle na niego nie patrząc - i nie wspominaj więcej, proszę, o tym pocałunku.
- Skoro sobie poradzisz, to idę do namiotu Yongjuna.
- W porządku.
Dowódca, Jonghyun i jeden z żołnierzy, dwudziestoczteroletni Kangshin, siedzieli na podłodze i dyskutowali. Jak tylko Yonghwa wszedł do namiotu, zawołali go i zapoznali z zaplanowaną misją. Profesorowie Kwon Hyunjoon i Kim Soowon wyruszą z Szanghaju, używając fałszywych dokumentów i wysiądą z pociągu w Keijo. Ze stacji kolejowej odbierze ich wyznaczony do tego zadania Kangshin i odwiezie w bezpieczne miejsce, gdzie opracują wstępny plan powstania. Misja wydawała się prosta, choć Jonghyun i jego ojciec włożyli wiele trudu w ustalenie wszystkich szczegółów listownie, przy użyciu obcego cenzorom szyfru. Wciąż trwała ożywiona dyskusja, kiedy pojawiła się Gyesoon z herbatą i, jak tylko im ją podała, wyszła. Na zakończenie wszyscy Yongjun, Yonghwa, Jonghyun i Kangshin wymienili uściski dłoni. 
Pozostali żołnierze, zwolnieni dziś wcześnie z treningu, całą gromadą szli wykąpać się w strumieniu. Dziewczyny powoli zabrały się za robienie kolacji. Yonghwa nie był zbyt zadowolony z perspektywy zjedzenia wspólnego posiłku z Misuk, lecz jak się okazało, nie było jej w obozie, co nie ucieszyło Jisoo, Suyeon i Gyesoon. Tu liczyła się każda para rąk do pomocy. Słońce zachodziło, chowając się za wierzchołki gór, a przy kolacji toczyły się rozmowy. Yonghwa i Jonghyun postanowili wracać po posiłku. Uściskali dowódcę oraz Gyesoon, a Minhyuk odprowadził ich kawałek. Szli przez las, opowiadając sobie żarty i wygłupiając się.
- Muszę się wysikać, bo zaraz nie wytrzymam - stwierdził w pewnym momencie Jonghyun i stanął za drzewem - wiecie, jak Mei nazywa mojego kutasa? - wołał
- Głupek - podsumował po raz kolejny Minhyuk i dodał - nie i nie chcemy wiedzieć!
- Głupek, w dodatku zakochany po uszy - przyznał z westchnieniem Yonghwa.
- Wiem, cały czas opowiadał mi i noonie o swojej dziewczynie. A apropo Gyesoon... nie przejmuj się, że cię odtrąca, to minie - poradził Minhyuk w odpowiedzi na to wcześniejsze westchnienie.
Yonghwa stanął, jak wryty i wbił wzrok w swojego towarzysza.
- O czym ty...
- O waszym pocałunku. Nie byłem tak pijany, by tego nie zauważyć. No dobra, byłem, po prostu dotarło do mnie, że zrobiło się dziwnie cicho, otworzyłem oczy i co... lider z moją siostrą!
- My też nie byliśmy trzeźwi.
- Wiem, że ją lubisz. I noona cię lubi, tylko... jest tym kompletnie oszołomiona. Dopiero co straciła Jaesika. Nie może uwierzyć, że zakochała się w innym. Daj jej czas, jeszcze otworzy się na nowe uczucia.
- Oby tak było...
- Ej, a włożyliście kiedyś dziewczynie w tyłek? - wołał wesoło Jonghyun, doganiając ich.
- Liderze, zrób mu coś, bo jak nie, to ja mu zrobię - ostrzegł Minhyuk.
- Towarzyszu Lee, w tyłek to zaraz ci kopa zasadzę. Stwierdziliśmy, że jesteś głupi i zakochany, a ty jesteś po prostu głupi i niewyżyty - wygarnął mu Yonghwa.
Jonghyun pokazał zęby w szerokim uśmiechu. Spoważniał, gdy pozostali wreszcie we dwóch i w zapadającym zmroku dochodzili do polany, gdzie mieli zaparkowany samochód. Las szumiał w podmuchach lekkiego wiatru. Gdzieś w oddali wył wilk. Złowieszczo.
- Liderze, mam wrażenie... że niedługo wydarzy się coś niedobrego -  żalił się Jonghyun.
- A ja mam wrażenie, że niedługo wydarzy się wiele niedobrych rzeczy - zwierzył się ze swoich obaw Yonghwa.

***

                Wieczorem Aika usiadła do pianina i zakładała się z Mei po ilu nutach ta rozpozna tytuł utworu. Kuzynki wygłupiały się przy tym i chichotały, tak, że nie usłyszały kołatania do drzwi. Dopiero po chwili Seonri, nowa gosposia, przerwała im zabawę i poinformowała o wizycie Akiharu, dodając, że niestety nie chciał wejść. Aika zastała go w drzwiach i zobaczyła w jego oczach bezkres smutku.
- Aki, co się dzieje? - zapytała.
Ujmując w dłonie jego policzki, pocałowała go w usta.
- Możemy wyjść, porozmawiać?
- Tak.
Ubrała buty. Złapała chłopaka za rękę i poprowadziła w kierunku pobliskiego parku. Przez cały czas Akiharu milczał. Zacisnął usta w linijkę i zdawał się ignorować wszystko dookoła.
- Chodzi o akta z procesu twojego taty - wyznał wreszcie.
Aika zatrzymała się pośrodku drogi i zadrżała. Z oczu Akiharu wyczytała wiele. A mimo to poprosiła:
- Opowiedz mi... wszystko.
- Oh Hoon... on... powiesili go. W grudniu tysiąc dziewięćset dwudziestego roku. Z pozostałymi towarzyszami, których wydała twoja mama.
Przytulił Aikę w momencie, w którym się rozpłakała. Trzymał ją w ramionach i sam nie powstrzymywał łez. Odkrył to, o co go poprosiła. I tym zadał jej ból. Płakał, bo było mu źle z tym, że ogarnęła go ulga, jak tylko zrzucił z siebie poczucie przykrego obowiązku poinformowania Aiki o śmierci ojca. Mógł to zataić. Mógł skłamać, że nie dotarł do akt. Nie był pewien, czy dobrze zrobił, opowiadając jej, co w nich wyczytał. Ale w jednej kwestii się nie pomylił -  odtąd Aika nigdy więcej nie obserwowała przejeżdżających pociągów.

***

                Powietrze było duszne i pachniało skoszoną trawą. Obok latały muchy, zainteresowane ogryzkiem jabłka. Aika siedziała w ogrodzie i odganiała owady. Przez kilka dni żyła w zawieszeniu. Miała wrażenie, że to, co dzieje się wokół, w ogóle jej nie dotyczy. Chciała uczestniczyć w codziennych sprawach, lecz czuła się wykluczona, pochłonięta przez nawał myśli. Zastanawiała się, czy to kiedykolwiek przeminie, czy uda jej się jeszcze odzyskać normalność. Dni dłużyły się, powoli nie odróżniała ich od siebie. Nie opuszczała jej melancholia i poczucie winy. To tak, jakby miała na sumieniu 8 istnień. Myślała o ojcu i jego towarzyszach, a kiedy spała, widziała ich w snach. Szukała sposobu, by się od tego wszystkiego uwolnić. I wreszcie znalazła. Już wiedziała, co powinna zrobić. Zostawiła ogryzek jabłka muchom, wstała i pognała przed siebie. Zdyszana waliła w drzwi domu Jonghyuna, dopóki jej nie otworzył. Miała przyspieszony oddech i wypieki na policzkach.
- Chcę dołączyć do ruchu oporu - powiedziała, nim zdążył zapytać ją o cokolwiek - wreszcie to zrozumiałam. Chcę walczyć o wolność Korei. Chcę być taka, jak ty.


OD AUTORKI:


To taki punkt zwrotny w tym opowiadaniu i cieszę się, że wspólnie doszliśmy do tego momentu:) 


I mam nadzieję odtąd już tylko zaskakiwać rozwojem akcji...:D


A tym się inspirowałam przy wymyślaniu owego "punktu zwrotnego":




17/05/2017

eyes wide open (rozdział 3)

MISS KOREA

                Wreszcie weekend!, pomyślała Mikyeon. Leżała na podłodze, rytmicznie podnosząc i opuszczając nogi. Poranny trening, wykonywany zgodnie z instrukcjami z filmiku w internecie, dodawał jej energii. Niestety, polegała tylko na tym, co widziała, bo głos opisujący ćwiczenie, zagłuszała muzyka z pokoju Jinhee oraz jej śpiew. I choć Mikyeon ją uwielbiała, czasami wolałaby, żeby przyjaciółka szła być głośno gdzie indziej. Albo, żeby była głośno, jak zostawała sama. Myślała o tym, kiedy jej telefon zadzwonił. Nie, oczywiście tego też nie słyszała, zorientowała się po wibracjach, odbijających się od blatu biurka. Sprawdziła, kto to. Jung Jinyoung! Już myślała, że się nie odezwie... a on wydzwania po kilku dniach, odkąd się poznali! Jeżeli poszłaby do pokoju Jinhee, poprosić, by przyciszyła muzykę, Jinyoung by się rozłączył. Jak się rozłączy, nie wiadomo, czy kiedykolwiek znowu się odezwie. Zignorowała wycie przyjaciółki zza ściany i odebrała.
- Halo?
- Cześć. To ja, Jinyoung - ledwie słyszała jego głos - co robisz? Imprezę?
- Nie. Imprezę robi Jinhee, ja tylko poranny trening.
- A co robisz wieczorem?
- Hmm... nie wiem - powiedziała po krótkim zastanowieniu.
- Za to ja już wiem.
- Tak?
- Idziesz do klubu z przystojnym, seksownym speakerem...
- Poproszę Jinhee, żeby ściszyła tę muzykę. Nie rozłączaj się.
Odłożyła telefon i poszła do pokoju przyjaciółki. Jinhee stała na łóżku w dresie, w którym zwykle spała i darła się do tubki kremu BB, udając, że to jej mikrofon. Jak tylko zobaczyła Mikyeon, przyciszyła muzykę i powiedziała z niewinnym uśmiechem:
- Sorki. Trochę mnie poniosło.
- Zadzwonił Jinyoung. Zaprosił mnie do klubu.
- I co mu powiedziałaś?
- Jeszcze nic... odłożyłam telefon i przyszłam do ciebie, żebyś mi szybko doradziła.
- To sama mu powiem! - postanowiła Jinhee, rzucając się na poszukiwania telefonu przyjaciółki.
- Co? Nie! Nie waż się! Nie ręczę za siebie, jeżeli to zrobisz! - wołała przerażona Mikyeon.
Pognała za Jinhee do swojego pokoju i spóźniła się. Zastała ją rozmawiającą z Jinyoungiem.
- Tak. Yhm. Tak, Mikyeon mówi, że masz po nią wpaść wieczorem, około 20.00 i zaraz prześle ci sms-a z naszym adresem. To papa, oppa!
Rozłączyła się, dumna z siebie i sama wystukała wiadomość, jaką obiecała Jinyoungowi.
- Kim Jinhee. Już nie żyjesz! - zawołała, zdenerwowana Mikyeon, planując zemstę.
Czy było coś, czego przyjaciółka szczególnie nie lubiła? Tak! Łaskotki. Miała je przecież na całym ciele. Po chwili Jinhee krzyczała wniebogłosy:
- Aaa! Unni, zostaw mnie! Błagam! Bo nie oddam ci telefonu! - ostrzegała, lecz to nie podziałało.
Uciekała, a Mikyeon biegała za nią i wszystko wskazywało, że nie zamierzała jej odpuszczać. Aż wreszcie wyczerpana Jinhee zatrzasnęła się w łazience.
- Jesteś po prostu okropna! - powtarzała Mikyeon, odchodząc od drzwi, które niespodziewanie się otworzyły.
- Patrz, co przypadkowo wysłałam do Jinyounga - powiedziała przyjaciółka.
Mikyeon przeczytała wiadomość. Po ich adresie zamieszkania były znaki: ajslwjxn z lwksn aksnsk//.
- Jinhee!!!
- To nie moja wina, tylko twoja! Ty mnie łaskotałaś i przypadkowo coś poklikałam.
- I jak ja mam mu się po tym pokazać na oczy?!
- Nie histeryzuj, na pewno stwierdzi, że to było zabawne - telefon znowu zawibrował - o, odpisał!
- Co?
- "bzksnak sjskan ajsjs" - przeczytała Jinhee - widzisz, rozbawiło go.
- Super, ma mnie za kretynkę, a ja nie wiem, w co się ubrać i czy w ogóle chcę iść do tego klubu. 
Zrezygnowana Mikyeon udała się z powrotem do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. Przykryła twarz poduszką i pojękiwała z żalu.
- Oczywiście, że chcesz. A co do ubioru, zaraz coś wymyślimy - odpowiedziała Jinhee i dobrała się do szafy przyjaciółki.

***

                Jinyoung lubił weekendy. Chociaż jego praca ograniczała się do spędzania w rozgłośni około godziny codziennie wieczorem przez pięć dni w tygodniu, wywoływało to pewne poczucie obowiązku. Każda audycja wymagała wcześniejszego przygotowania, nie tylko listy utworów, a osobistych refleksji, chwytających za serce historii i newsów ze świata muzyki, by zainteresować słuchaczy. To mu się udawało. Często czytał w komentarzach w zakładce swojej audycji, że jego głos działa uspokajająco, jak lek na wszelkie smutki. Cieszył się, że może dawać ciepło tym osobom, którym go brakowało. Taka praca sprawiała mu przyjemność. I lubił to, co robił, lecz nie tak, jak weekendy, które były jego i tylko jego. A jeżeli chciał, to je z kimś dzielił. Chociażby dziś... Celowo wstrzymał się do soboty, by mieć więcej czasu dla siebie i dla Mikyeon. Wykąpał się, ubrał się stylowo i spryskał perfumem. To wtedy dopadł go stres, czego zupełnie nie rozumiał. Mimo, że zwykle cichy i lekko wycofany, był też jednocześnie pełen charyzmy, czym wręcz przyciągał dziewczyny. Nie wstydził się z nimi flirtować, bez trudu namawiał je na seks. Wreszcie uświadomił sobie, czemu tak było. Niestety, wszystkie wydawały mu się po prostu obojętnie. Nie obchodziło go, co o nim pomyślały, czy wywarł na nich pozytywne wrażenie. Bo rzadko kiedy po wspólnie spędzonej nocy umawiał się z nimi ponownie. Z Mikyeon to inna sprawa. Nie tylko pociągała go fizycznie. Spodobał mu się jej charakter. Miała w sobie tyle energii i pozytywnych emocji. Zarażała uśmiechem. Tak, jak jego głos był dla niektórych lekiem na smutki, dla niego tym samym stała się Mikyeon. Chciał, by dobrze go odebrała, a nie miała za sztywniaka, który stresuje się randką. Zaraz: to randka? Tak nazywał ich wyjście. Kiedy odkładał perfum, z szafki wypadł mu woreczek z kokainą. Zapasu było sporo, bo ostatnio Jinyoung niezbyt często zażywał narkotyki. Tylko mała dawka..., powtarzał sobie, dodałaby mi odwagi... Uległ pokusie. Efekty poczuł, jak wsiadał do taksówki. Wiercił się, zagadywał kierowcę i niecierpliwił, kiedy zobaczy Mikyeon. Aż wreszcie stanął w drzwiach mieszkania dziewczyn i aż zagwizdał na jej widok. Miała na sobie buty na koturnach, obcisłe legginsy i błyszczący top. Włosy związała w kitkę, bo tak było wygodnie. W ręce trzymała małą torebeczkę.
- Cześć, Mikyeon - przywitał się - wyglądasz... wow... super... sexy.
Coś w jego zachowaniu ją niepokoiło. Był inny, niż tego dnia, kiedy się poznali w ogrodzie u rodziców Jinhee. Wydawał się dziwnie rozkojarzony, jakby... nie, niemożliwe.
-  Cześć. Dzięki... - odpowiedziała.
- Jinyoung, oppa! - zawołała Jinhee, nadal w dresie, w jednej chwili zjawiając się w drzwiach - zadbasz o to, żeby Mikyeon dobrze się bawiła i nie wracała za wcześnie? Bo wiesz... zaprosiłam Junghwana.
- Spoko - rzucił Jinyoung - a ja zapraszam panią Miss Korea do taksówki.
Jaką "panią Miss Korea?", pomyślała Mikyeon. Tego typu teksty w ogóle do niego nie pasowały. Już miała pewność, że z Jinyoungiem dzieje się coś niedobrego. A mimo to wsiadła z nim do taksówki. Gdyby się wycofała, Jinhee by ją skrzyczała... bo sama była zbyt naiwna i beztroska, żeby nabrać co do chłopaka podejrzeń. Po drodze Mikyeon wysłuchała monologu Jinyounga, o niczym tak naprawdę. Miała nadzieję, że może chociaż w klubie na parkiecie przejdzie mu ta faza. Jak tylko weszli do pełnej imprezowiczów, dusznej sali, porwała go do tańca. Kolorowe światła migały, a muzyka dudniła głośno. Mikyeon starała się utrzymywać tempo, które narzucał Jinyoung. Po godzinie on w ogóle się nie zmęczył, a ona była cała spocona i ledwie łapała oddech.
- Muszę się napić - powiedziała.
Ruszyła w kierunku baru, ciągnąc Jinyounga za rękę, bo nie chciała, żeby zostawał sam.
- Tak! Napijmy się piwa! - powtarzał.
- Wolałabym colę - zasugerowała, bo nie wyobrażała sobie, co by było, gdyby on dodatkowo pił alkohol... W tym momencie zachwiał się, potrącając jakąś dziewczynę. Przepraszał ją wylewnie, kiedy do akcji wkroczył napakowany typ i popychając go lekko, zapytał:
- Przywalasz się do mojej laski?
- Nie! Ja? Co ty! - tłumaczył ze śmiechem Jinyoung - mam swoją! Miss Korea.
Niespodziewanie przytulił Mikyeon i wtedy to zauważyła...
- Oppa, krew ci leci z nosa! - zawołała, przerażona.
- Ja mu nic nie zrobiłem - dodał ten napakowany typ, objął swoją dziewczynę i zniknęli na parkiecie.
- Wszystko ok, nic mi nie jest, nic mi nie jest, naprawdę - twierdził Jinyoung.
Podniósł rękę do twarzy i obojętnie wytarł krew. Mikyeon postanowiła zabrać go do ubikacji. Wstydziła się iść do męskiej, więc wybrała damską. Kazała Jinyoungowi usiąść na podłodze i podała mu ręczniki papierowe. Nie myślała chwilowo o tym, jak nie cierpi krwi. Kucając obok chłopaka, pytała zatroskana:
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Dobrze, naprawdę - zaśmiał się - miło mi, że się o mnie troszczysz.
- Głupku...
Dziewczyny, które wchodziły i wychodziły, patrzyły na nich, zaciekawione. Krew wreszcie przestała lecieć.
- Mieliśmy się napić - przypomniał Jinyoung.
- Nie chcę pić - odpowiedziała Mikyeon - chcę do domu, proszę.

***

                Jinhee, przeglądała się w lustrze, ubrana w komplet czerwonej bielizny i satynowy szlafrok. Dziwnie się czuła taka wystrojona. Niekiedy miała wrażenie, że bycie sexy po prostu jej nie pasowało. Te wszystkie spinki, zapinki, falbanki i fiszbiny tylko utrudniały ruchy. Lecz dzisiaj postanowiła się trochę pomęczyć, żeby zaskoczyć Junghwana. Uczesała włosy i pomalowała usta. Jeszcze tylko przyniesie piwo z lodówki. Albo nie! Lepiej wino. Czerwone, w kolorze jej bielizny. Jak dobrze, że zazwyczaj miała w zapasie butelkę, czy dwie. Ustawiła ją w swoim pokoju na komodzie, która służyła za nocny stolik, i przygotowała kieliszki. Zapalała świece, kiedy przyszedł Junghwan.
- Przyniosłem sushi! - zawołał od progu i zmierzył Jinhee zaskoczonym spojrzeniem.
- To super, bo zupełnie zapomniałam o jedzeniu. Ale mam wino!
W podskokach pognała do swojego pokoju, a Junghwan za nią. Zobaczył, że naprawdę się postarała ze stworzeniem nastroju i nadal zaskoczony zapytał:
- A co to za okazja?
- Taka, że Mikyeon poszła do klubu z Jinyoungiem i jesteśmy sami, podoba ci się?
- Ty mi się podobasz - odpowiadając, pochwycił dziewczynę w ramiona, a łącząc ich usta w pocałunku, zmusił ją, by wreszcie zamilkła. Musiała stanąć na palcach, by objąć go za szyję. Była gotowa oddać mu się w tym momencie, zanim jeszcze zabiorą się za sushi i popiją winem. Niestety, nieoczekiwanie zabrzmiał dzwonek do drzwi. Jinhee niechętnie oderwała się od chłopaka i zarzuciła szlafrok, który nie wiadomo kiedy znalazł się na podłodze.
- Otworzę - powiedziała.
- Zapraszałaś kogoś jeszcze?
- Tak, wiesz, marzy mi się grupowa orgia.
Zrozumiała nieodpowiedniość tego komentarza, kiedy otworzyła drzwi i zobaczyła wystraszoną twarz sąsiadki, mieszkającej piętro wyżej i trzymającej za rękę swojego sześcioletniego synka.
- O... dobry wieczór pani Byun - przywitała się Jinhee.
- Przepraszam... widzę, że pani już jest wykąpana... Ale... dowiedziałam się, że moja matka miała zawał i trafiła do szpitala. Rozumie pani, nie chciałabym tam brać Mihyuna. Czy mogłabym go u pani zostawić na 2-3 godziny? - sąsiadka nie przestawała trząść się z nerwów, sprawiając, że jak zwykle pomocna i wrażliwa Jinhee nie umiała powiedzieć jej "nie".
- Tak... Dobrze. Mogę się zająć Mihyunem. Niech pani jedzie do szpitala.
- Dziękuję! Nie wiem, jak ja się odwdzięczę! - zawołała pani Byun i poprosiła synka, by był grzeczny.
- W porządku - uspokoiła ją Jinhee i złapała za rękę przestraszonego Mihyuna.
Zamykając drzwi, zastanawiała się, jak wytłumaczy jego obecność Junghwanowi. Nie musiała. Wszystko słyszał i zareagował lepiej niż się spodziewała. Zajął Mihyuna zabawą i wyglądał przy tym, jakby sam był w swoim żywiole. Po chwili obaj gonili się po pokojach i robili przy tym mnóstwo bałaganu. Czas upłynął przyjemnie. Dwie godziny później sąsiadka wróciła uspokojona, że z jej matką już jest lepiej. Zabrała spoconego po zabawie Mihyuna, podziękowała i pożegnała się. Jinhee poszła do swojego pokoju, do Junghwana, zadowolona, że wreszcie zajmą się tym, w czym im przeszkodzono. Nie przewidziała tylko, że on, zmęczony zabawą z synem sąsiadki, zasnął. Usiadła obok i z niezadowoleniem popijała wino, aż do powrotu Mikyeon. Wtedy wstała i wyszła z pokoju, ciekawa zwierzeń przyjaciółki. Lecz znowu to nie tego się spodziewała... Mikyeon kucała na podłodze, opierając plecy o drzwi.
- Jinhee... on... on był naćpany! - zawołała i rozpłakała się głośno.

10/05/2017

eyes wide open (rozdział 2)

IT'S ALWAYS SOMETHING

                Mia zarzuciła tornister na plecy i pognała w stronę przystanku. Widziała zbliżający się autobus, a kiedy chciała przyspieszyć, zahaczyła butem o wystającą płytkę chodnika i upadła, zdzierając sobie po wewnętrznej stronie ręce, którymi się zaparła. Z jej ust wyrwał się bolesny jęk. A autobus ruszył z przystanku, zabierając wszystkich czekających. Jeżeli pojedzie kolejnym, spóźni się do szkoły. Świetnie. Spojrzała na rozkład, sprawdzając, czy nie lepiej byłoby skorzystać z innej linii, z przesiadką. Wtedy obok przystanku zatrzymał się czarny samochód, opuszczając szybę.
- Wskakuj - rozległ się ponaglający głos sąsiada, Cha Sunwoo.
Mia bez wahania otworzyła drzwi i wskoczyła na siedzenie obok kierowcy.
- Dziękuję - powiedziała, zapinając pas - uciekł mi autobus, a spieszę się do szkoły.
Sunwoo popatrzył na jej krwawiące ręce. Pewnie widział, jak upadła. Co za wstyd...
- Weź sobie chusteczkę - polecił, wskazując schowek i włączając się ponownie do ruchu - a jeżeli potrzebujesz, kupimy w aptece opatrunki, albo poprosisz pielęgniarkę w szkole.
- To nic groźnego - zapewniała Mia, szukając w schowku paczki chusteczek, oprócz których wpadła jej w oczy okładka książki.
"Jak pokonać wroga?" - głosił tytuł. Sunwoo nastawiał radio. Wszystkie piosenki wydawały się Maii tandetne i hałaśliwe. Przypomniała sobie cytat z piosenki The Smiths: "Burn down the disco. Hang the blessed DJ. Because the music that they constantly play, it says nothing to me about my life". Chciała ten cytat przytoczyć, lecz Sunwoo zrobił to za nią, w dość eufemistyczny sposób:
- Nie grają niczego ciekawego w tym radiu - podsumował i ostatecznie pozostał przy stacji z wiadomościami.
- Ajussi, masz wrogów? - zapytała Mia.
Zaskoczyła go. A potem zauważył, że zainteresowała się tytułem książki.
- Nie... Nie. Jest kilka osób, z którymi niekoniecznie się lubię, to wszystko.
- Więc po ci ta książka?
- Tak po prostu - stwierdził Sunwoo - jest ciekawa, z punktu psychologii. Trochę interesuję się psychologią, to też potrzebne prawnikowi.
- Ok.
Mia sięgnęła wreszcie po chusteczkę. Odłożyła resztę i zamknęła w schowku z książką. We wiadomościach w radiu mówili o porannym wypadku w centrum Seulu. Trasa autobusu, który jej uciekł, była zablokowana, a Sunwoo sprytnie powymijał korki i na czas dowiózł dziewczynkę do szkoły.

***

                Ledwie Mia pojawiła się w sali lekcyjnej, Jyuri złapała się rękawa jej mundurka i szarpiąc go, relacjonowała:
- Słyszałaś? Podobno pani Yoon przyjdzie dziś do nas  na godzinę wychowawczą, żeby porozdawać gotową wersję scenariusza i rozdzielić role!
- Yhm - odpowiedziała Mia, wypakowując swoje rzeczy.
Musical, który jej klasa miała wystawić na zakończenie roku szkolnego, w przeciwieństwie do pozostałych uczniów, niezbyt ją emocjonował. Bo wiedziała, że i tak w nim nie zagra. Nie zamierzała walczyć o rolę. Tylko by się wygłupiła i wystawiła na pośmiewisko. Shin Mia, cicha, szara myszka, która nigdy nie odezwie się niepytana, grająca w szkolnym musicalu! Kpiny nie miałyby końca. Nienawidziła swojej klasy. Nienawidziła szkoły. I gdyby nie to, że mimo wszystko lubiła zdobywać wiedzę, pewnie niejednokrotnie wybrałaby wagary. Jakoś przetrwała trzy pierwsze lekcje. Sumiennie notowała w zeszycie, co dyktowali nauczyciele, chociaż zraniona dłoń okropnie ją szczypała od ściskania długopisu. Nikt oprócz Jyuri nie zainteresował się tym. Mia odpowiedziała wzruszeniem ramion. A podczas kolejnej przerwy, wykorzystała to, by choć na moment pozbyć się swojej jedynej przyjaciółki. Skłamała jej, że idzie do pielęgniarki, a tak naprawdę opuściła teren szkoły i zatrzymała się w zaułku oddzielającym mury podstawówki od gimnazjum. Dobrze wiedziała, że nie było tu monitoringu. Z uśmiechem otworzyła tornister w poszukiwaniu papierosów i zapalniczki. Znalazła je oczywiście w kieszeni z boku. Po chwili zaciągała się dymem jak doświadczona palaczka i czuła, że powoli zrzuca z siebie napięcie dzisiejszego dnia. Zauważyła kamyk i bawiła się, rozgniatając go butem, kiedy ktoś niespodziewanie zrobił jej zdjęcie i usłyszała nieprzyjemny głos:
  - Dawaj pieniądze.
Podniosła wzrok. Obok stał chłopak, mniej więcej 15-16letni, jak wywnioskowała, uczeń gimnazjum. Ubrany był dość typowo: dżinsy, czarna kurtka, czapka zachodząca na czoło.
- Nie mam - powiedziała Mia, obojętnie.
- A na fajki to masz?
- Nie kupowałam ich, ukradłam.
- Hey! - zawołał i niebezpiecznie zbliżał się w jej kierunku - jeżeli nie dasz mi pieniędzy, osobiście pójdę do twojego dyra ze zdjęciem, jak jarasz fajki.
- To opowiem mu, że mnie zastraszasz!
- A dowody? - zapytał, był tak blisko, że czuła jego oddech na swojej twarzy, a jej plecy dotykały muru - nie masz.
- I nie mam pieniędzy - dodała.
To go zdenerwowało. Uderzył dłońmi w mur. Odruchowo skuliła się, zamykając oczy, przy czym przypadkowo upuściła papierosa. Rozważała możliwość ucieczki. W zaułku zjawili się trzej gimnazjaliści, lecz widząc, co tu się dzieje, szybko się wycofali. Mia zauważyła chwilowe rozkojarzenie napastnika, podniosła tornister i chciała mu się wyrwać. Niestety, nie zdążyła, przycisnął ją z powrotem do muru.
- Hey, jeszcze nie pozwoliłem ci odejść. Nie wiesz, kim ja jestem?!
- Powiedziałam, że nie mam pieniędzy!
- Cicho. Zaraz zobaczymy.
Szarpnął za jej tornister. Nie chciała go oddać i dzielnie walczyła, póki nie została popchnięta i nie wylądowała na twardych, chodnikowych płytkach, zdzierając sobie kolano. Czy ja dzisiaj dotrę do domu cała?, pomyślała. Leżała i przyglądała się, jak napastnik wyciąga jej portfel, bierze pieniądze i... coś jeszcze. Moja legitymacja!, wystraszyła się Mia. Ale on tylko sprawdził, gdzie mieszkała. Potem odłożył wszystko do jej tornistra. Rzucił nim w dziewczynę i napluł na nią, ostrzegając:
- Za tydzień na tej przerwie przyniesiesz więcej, a jak nie, to cię zniszczę.
Oddalił się pewnym krokiem, pogwizdując. Mia podniosła się powoli. Żując gumę, by nie było czuć, że paliła, poszła umyć krwawiące kolano i doprowadzić się do względnego porządku. A później wróciła na godzinę wychowawczą z panią Yoon, prowadzącą kółka teatralnego. Była rozkojarzona, jej myśli krążyły wokół tego jednego zdania: "przyniesiesz więcej, a jak nie, to cię zniszczę". Więcej, czyli ile?, zastanawiała się, co za... Dupek, tak postanowiła go nazywać. Zaszeleściły kartki scenariusza. Wtedy Mia zauważyła, że pani Yoon rozdała je wszystkim i jej też, a na tablicy wypisała role do rozdzielenia. Opowiedziała też napisaną przez siebie historię. Nic twórczego, pomyślała Mia, miłość - jej, wzorowej uczennicy i jego - szkolnego rozrabiaki, do tego wątki poboczne i kilka piosenek.
- A więc potrzebujemy uzdolnionej muzycznie pary - podsumowała pani Yoon - w przypadku chłopaka problem jest już chyba rozwiązany, Kim Seungho, zgadasz się zagrać tę rolę?
- Tak - potwierdził kilkukrotny finalista międzyszkolnych konkursów wokalnych.
W przypadku dziewczyny zgłosiły się dwie kandydatki, należące do kółka teatralnego, które wielokrotnie wystąpiły na szkolnych uroczystościach. Obie były dobre i pani Yoon zdecydowała, że pozostawi wybór innym uczniom. Poprosiła ich o wyjęcie karteczek i wskazanie nazwiska lepszej kandydatki. Potem zapisywała wyniki na tablicy.
- Ahn Jaemi, Ahn Jaemi, Kang Hana, Ahn Jaemi, Shin Mia? - klasa rozbrzmiała śmiechem - Mia, przecież ty się nie zgłaszałaś, prawda? - spytała ją pani Yoon.
Śmiech nie ustawał. A Mia miała ochotę zamordować tego, kto zrobił jej taki upokarzający żart i na nią zagłosował.
- Nie, nie zgłaszałam się - odpowiedziała i poczuła, jak łzy napływają jej do oczu.
Ogarnij się, Mia. Ogarnij się, powtarzała sobie. Nie zamierzała płakać z tak głupiego powodu. I miała gdzieś ten musical. Więc czemu jej serce przyspieszyło na kilka sekund, kiedy pani Yoon ją wyczytała i kiedy jeszcze klasa nie rozbrzmiała tym dzikim, histerycznym śmiechem?

***

                Dongwoo, jak zwykle, kiedy tylko usłyszał przez domofon głos siostrzenicy, uchylił drzwi mieszkania.
- Hej - przywitał się, wpuszczając ją.
- O, cześć Mia! - zawołała Aeri, leżąca na kanapie w pokoju z aneksem kuchennym.
Nie odrywała wzroku od telefonu, w którym pisała.
- Cześć - odpowiedziała Mia i zakomunikowała - głodna jestem.
- Może Aeri ci coś uszykuje, gotowanie to jej hobby - zakpił ze swojej dziewczyny Dongwoo, a ona wycelowała w niego poduszką. Złapał ją i odrzucił z powrotem, przy tym wytrącając telefon z rąk Aeri.
- Yaaa, odbiło ci?! - krzyczała.
Zignorował to. Natomiast Mia zakomunikowała z promiennym uśmiechem:
- Wujku, nikt nie gotuje lepiej niż ty!
- Lizus - stwierdził i wtedy zauważył jej kolano - co ci?
- Niiic. Wywaliłam się w drodze do szkoły. Uciekł mi autobus.
- A ty go goniłaś, czy jak?
- Yhm... mniej więcej. Niestety przegrałam z chodnikiem. Jeszcze zdarłam sobie ręce - pokazała mu efekty - a potem spotkałam pana Sunwoo i mnie podwiózł.
- Nie poszłaś z tym do pielęgniarki?
- A po co?
- Choćby po to, żebyś nie dostała zakażenia.
Podniósł ją i posadził na stole.
- Co robisz?! - powtarzała.
- Pewnie i tak na to za późno... - poszedł po apteczkę i poszukał wody utlenionej - może szczypać.
- Ała!!! - wołała, kiedy Dongwoo dezynfekował jej rany, aż Aeri oderwała wzrok od telefonu i na nią spojrzała.
- Już - uspokoił siostrzenicę - jeszcze plasterek dzidzi na kolanko nakleję, niestety nie mam z misiami.
Pokazała mu język i zapytała:
- To co z tym jedzeniem? Uszykujesz coś, czy nie?
- A pomożesz mi?
- Spoko.
Oboje wiedzieli, że na Aeri nie mają co liczyć. Ze swoimi paznokciami, prosto od kosmetyczki, wolała trzymać się z dala od kuchni. Odłożyła za to wreszcie telefon i porozkładała talerze. Dongwoo i Mia przygotowali polędwiczki z warzywami i kawałkami ananasa. Potrawa prezentowała się przepysznie i przepysznie smakowała. Tak powiedziała Aeri, która mimo że, co wliczało się w obowiązki modelki, dbała o figurę, zjadła sporo. W przeciwieństwie do Mii...
- Ty głodna byłaś podobno - przypomniał Dongwoo.
- Ale mnie brzuch rozbolał - odpowiedziała, na co jej zaproponował:
- To może chcesz miętę?
- Yhy.
Wypiła i postanowiła wracać do domu. A jeszcze przedtem ukradła Dongwoo kilka papierosów.

***

                Angelene popsikała lakierem włosy klientki i przyjrzała się efektom swojej pracy. Była zadowolona, i ona, i siedząca we fryzjerskim fotelu nastolatka. Ta podziękowała, wstała i obejrzała się ze wszystkich stron. Farba na jej włosach, mimo że wyjątkowo jasna, wydawała się naturalna. Szefowi też się podobało. Jaehyuk posłał Angelene pełen uznania uśmiech, strzygąc swoją klientkę.
- Odbierz wreszcie ten telefon - poradził pracownicy, kiedy blond nastolatka zapłaciła za usługę i została jeszcze zrobić sobie selfie. Potem wyszła, zadowolona.
Wtedy Angelene zauważyła, że jej telefon wibruje. Odebrała i usłyszała głos Kim Sojin, wychowawczyni swojej córki.
- Proszę pani, Mia zamknęła się w toalecie i nie chce stamtąd wyjść. Jest okropnie roztrzęsiona - opowiadała - chce, żeby przyjechała pani do szkoły, przyjedzie pani?
- Tak, oczywiście! - zawołała Angelene.
Poczuła, że cała się trzęsie. Jeżeli Mia, zwykle rozważna i opanowana, zachowywała się tak, jak przedstawiła wychowawczyni, to pewne, że wydarzyła się jakaś straszna rzecz. Musi pomóc swojej córce! Musi szybko dotrzeć do szkoły! Już kilka dni temu Mia stłukła sobie kolano, potykając się teoretycznie... może kłamała? Zrzucają z siebie fryzjerski fartuch i porywając z wieszaka torebkę, Angelene pospiesznie opowiedziała szefowi o obecnej sytuacji.
- Nie wyjdziesz - postanowił Jaehyuk - zaraz masz klientkę i ja, jak widzisz, też mam klientkę.
Strzyżona przez niego emerytka przysłuchiwała się z uwagą rozmowie.
- Muszę... - błagała Angelene.
- Za godzinę mogę cię zastąpić. Wstrzymaj się godzinę.
- Ale...
- Shin Jiwoo! - krzyknął, widząc, że nie zamierzała się poddawać - jeżeli wyjdziesz, nie masz po co wracać.
Nie wahała się, wypadła z salonu nie oglądając się za siebie. Po godzinie, jaką szef kazał, żeby się wstrzymała, od dawna była w szkole. Odnalazła panią Kim Sojin, a ta podprowadziła ją do drzwi, za którymi cicho popłakiwała Mia. Obok znajdowały się też psycholog i pielęgniarka. Angelene poprosiła wszystkie trzy, by na moment wyszły. Kiedy została sama, zapukała do drzwi kabinki i powiedziała spokojnie:
- Córeczko, to ja, jestem tu i bardzo, bardzo cię kocham. Możesz wyjść?
W jednej chwili drzwi się otworzyły i zapłakana Mia wtuliła się w Angelene.
- Maaamo! - zawołała - dostałam okres.


OD AUTORKI:


Jak obiecywałam jest Angelene i Mia. Mam nadzieję, że przybliżyłam tu trochę ich charaktery, zwłaszcza Mii:) Zapraszam do czytania i komentowania^^ 


* Wykorzystałam cytat z piosenki The Smiths - Panic (jakby ktoś był zainteresowany).