27/12/2017

eyes wide open (epilog)

2 LATA PÓŹNIEJ

                - Mia! Mia! Mia! - usłyszała nawoływania i to sprowadziło ją z powrotem na ziemię z obłoków, w jakich bujała.
- Taaak? - spytała.
O nie, znowu w ten pretensjonalny sposób przeciągała litery. Czasami zachowywała się jak prawdziwa gwiazda, taka ze swoimi humorkami i niezbyt uprzejmymi nawykami. Chociaż starała się z tym walczyć i pokazać, że mimo odnoszonych sukcesów nie stała się zarozumiała, musiała przyznać, że jej pewność siebie z każdym kolejnym wygranym konkursem wzrastała. Mia z uśmiechem stwierdzała: jestem dobra, naprawdę jestem dobra! Wiele razy to sobie powtarzała i powoli zaczynał w to wierzyć.
- Już gotowa? - zapytał jeden z organizatorów konkursu - zaraz wchodzisz na scenę.
- Pewnie! - odpowiedziała.
Niecierpliwie czekała na ten moment. Od tego konkursu zależało wiele, na przykład to, czy weźmie udział w międzynarodowym. A bardzo chciała. Przez kilka chwil wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze. W ciągu ostatnich dwóch lat jej twarz nabrała innego wyrazu, była po prostu poważniejsza. Mia zapuściła też włosy. Miękkimi falami opadały za ramiona, nie zaplatała ich zazwyczaj, czasami tylko wpinała w nie ozdobne spinki, na przykład dzisiaj, srebrne kokardki, które idealnie pasowały do sukienki. O tak, była gotowa. Zdecydowanie odwróciła się od lustra i stanęła przy schodkach prowadzących na scenę.
- A oto występ kolejnej uczestniczki, uczennicy szkoły muzycznej w Seulu, zwyciężczyni wielu wokalnych konkursów, w piosence The Sounds "Something to die for", Shin Mia! Brawa! - zapowiedział ją prowadzący.
Oklaski wypełniły amfiteatr, kiedy pojawiła się na scenie. W pierwszej chwili reflektory ją oślepiły, nic nie widziała, zupełnie nic. Lecz jakoś doszła do stojaka z mikrofonem. A zaraz potem popłynęła muzyka. I światła powoli się rozproszyły. Mia śpiewała i obserwowała publiczność. Niby jak miałaby znaleźć swoich bliskich w tym tłumie? Niemożliwe. Lecz... była już przy refrenie, kiedy zobaczyła twarz Angelene, a obok obejmującego ją Sunwoo. Mimo, że kłócili się czasami, kochali się i szanowali. Przy nich natomiast stał Dongwoo i Jinhee, którzy rok temu wspólnie zamieszkali, Jinyoung z Mikyeon w zaawansowanej ciąży, Junghwan z Sooji, swoją narzeczoną zapoznaną podczas pobytu w Stanach, Inyoung i Chansik, na nowo w sobie zakochani. Mimo wszystko Mia czuła się lekko zawiedziona, dopóki wreszcie nie zobaczyła w tłumie tej konkretnej twarzy. Siwan był tu ze swoją starszą siostrą i ich młodszym rodzeństwem. Nie odrywał wzroku od Mii i tylko dzięki temu wreszcie ściągnął na siebie jej spojrzenie. W tym momencie rozpromieniła się cała. Obecność Siwana radowała ją niczym sama wygrana w konkursie. Na koniec Mia ukłoniła się nisko i znowu posypały się oklaski. Przez krótki czas pozostała w tej pozycji. A kiedy wyprostowała się z powrotem zobaczyła poruszony tłum, swoich bliskich z ich przyjaciółmi i dłonie Siwana ułożone w serce.


OD AUTORKI:

Tak, wiem, że epilog był krótki. Ale naprawdę, miałam go nie pisać, chciałam tylko na koniec wspomnieć o tym, jak bohaterom potoczyło się życie:) 

Jeszcze raz dziękuję wszystkim dodającym mi wsparcia komentarzami podczas tego opowiadania i zapraszam na kolejne, z którym ruszam od przyszłego tygodnia:) (prolog był opublikowany wcześniej). 

Jest to opowiadanie o zespole Pentagon, w konkretnie o E'Dawnie, chociaż pojawiają się też inni, akcja natomiast dzieje się tak jakby dwutorowo, bo akcja co drugiego rozdziału dzieje się przed 3 miesiącami , pozostałe aktualnie. A co do gatunku to chyba przede wszystkim romans i dramat:) Jestem ciekawa, czy polubicie to opowiadanie, bo przyznam, że mam do niego sporo planów:)

 Pozdrawiam<3

23/12/2017

our whole family (rozdział 6)

FLASHBACKS

                Obaj wrócili z rozmowy na dachu dziwnie wyciszeni, i detektyw, i Jonghoon. Pozostali spoglądali na nich z zaciekawieniem, jakby liczyli na streszczenie im wszystkiego. Ale nikt nie zamierzał tego robić. Członkowie zespołu zastanawiali się, po co Geunsuk wracał do sali prób, o czym zaraz ich poinformował:
- Ehm,  pana też chciałbym o kilka rzeczy zapytać - przyznał, zwracając się do Minhwana i pokazując kierunek drzwi.
W ciszy wyszli z sali i nie odzywali się, aż nie doszli do bufetu, gdzie usiedli każdy z kubkiem kawy. Nie było to idealne miejsce na rozmowę. Już i tak wytwórnia huczała od plotek, a kolejne wizyty detektywa tylko to wzmagały. Nie wiadomo skąd wszyscy wiedzieli, kim był i czego tu szukał. Niestety, w bufecie też czuł się przez cały czas obserwowany.
- Już pan wie, że byłem dobrym przyjacielem Jaekyung - stwierdził Minhwan z uśmiechem - i że to dzięki mnie poznała się z Hongkim, prawda?
- Jak to wyglądał? Czy może mi pan o tym opowiedzieć? Cokolwiek, o ich pierwszym spotkaniu.

                Hongki od godziny mierzył garnitury. Mimo że wszystkie były podobne, nie potrafił wybrać. I zdawało się, że tylko Minhwan rozumiał tę potrzebę dobrego zaprezentowania się podczas rozprawy rozwodowej.
- To co, który lepszy? Ten granatowy w prążki, czy zwykły czarny? Nie wiem, jak ludzie ubierają się do sądu.
- W granatowym ci lepiej, hyung. Za to czarny to taki wiesz, elegancki i klasyczny, standardowy.
- Yhy... - Hongki posmutniał - Hyesung bardzo dbała, by moje stroje pasowały do jej; kiedy gdzieś wychodziliśmy, uzgadnialiśmy przedtem, co ubierzemy. A może uznała, że to w tej sytuacji nieważne... Nie?
- Nie wiem, zapytaj się jej.
- Zapytałem. Zapytałem, a ona kazała mi nie pajacować. Czy to było pajacowanie?
- Och, męczysz mnie, hyung. Może po prostu wybierz ten garnitur, który ci się podoba. Bo ja nie mam czasu siedzieć tak do nocy i zastanawiać się, co zakłada się na rozwody. No i spotykam się z koleżanką za... - Minhwan sprawdził godzinę w telefonie - co, już jest tak późno?!
W tym momencie był gotowy wyjść i popędzić w miejsce spotkania, ignorując protesty przyjaciela.
- Nie zostawisz mnie tu z tymi wszystkimi garniturami! Nie możesz! Ej, mam jeszcze trzy do przymierzenia, kto mi doradzi, jeżeli nie ty?
- Nie wiem, poproś panią ekspedientkę.
- Ale pani ekspedientce wszystko jedno, bylebym tylko kupił dużo i drogo - ciągnął Hongki, nie zważając na pracującą w sklepie dziewczynę, przysłuchującą się rozmowie.
- Naprawdę, nie mam czasu, hyung, a muszę jeszcze posprawdzać dojazd.
Wtedy Hongki zapytał przyjaciela, gdzie konkretnie spotykał się z tą koleżanką, a kiedy usłyszał, że koło jej mieszkania w zupełnie innej dzielnicy miasta, zaproponował:
- Yhm, to ty pomóż mi z tymi garniturami, a ja cię potem podwiozę!
I tak zrobili, pół godziny później wyszli ze sklepu z zakupami. To dzięki poradom przyjaciela Hongki wybrał wreszcie czarny garnitur i krawat. Bez problemu dotarli na czas na miejsce, a ona, koleżanka Minhwana czekała gotowa, ubrana w sukienkę w kwiatki, z rozpuszczonymi włosami, siedziała na schodkach. Hongki nigdy nie zrozumiał, czemu wyskoczył z samochodu. Może po prostu przyciągała go swoim ciepłem. Może  smutkiem ukrytym w spojrzeniu po tym jak jej ukochana babcia zmarła i zostawiła ją samą, zupełnie samą na świecie. Gdy tylko ich zauważyła, wstała. Serdecznie przywitała Minhwana, a potem...
- Ach, ty jesteś Hongki! - zawołała.
Nie potrafił wydobyć z siebie głosu i może to i lepiej, bo chwilowo zapomniał o tym, że był znanym muzykiem i już chciał zapytać, skąd go znała - Jaekyung, miło mi.
Hongki, nadal mimowolnie milcząc chwycił jej rękę, zamierzając nie puszczać, przytrzymać w swojej, cieszyć się napełniającym go ciepłem. A przy tym obawiał się o reakcję Jaekyung. Z przerażeniem szukał usprawiedliwienia tego niecodziennego  zachowania. Niepotrzebnie, bo i ona nie zamierzała zabrać swojej ręki.

***

                Chociaż nic oprócz  tego niewinnego powitania nie stało się wtedy, Hongki nie zapomniał o Jaekyung. Po kilku tygodniach znowu zaparkował samochód w pobliżu jej mieszkania i usadowił się wygodnie w fotelu kierowcy, czekając aż ją zobaczy. Chodziło mu tylko o to, o nic więcej, popatrzy i wróci do domu. Nie planował z nią rozmawiać i tak niczego by nie zdołał powiedzieć i znowu zapanowałaby niezręczna cisza. Patrzenie z ukrycia nie wydawało mu się w tym momencie czymś nieodpowiednim. Hongki zakładał, że robi coś zupełnie oczywistego i wszyscy zrozumieliby go. A pomimo tego, był lekko zażenowany, gdy Jaekyung wreszcie wyszła z mieszkania. Dzisiaj ubrała krótkie spodenki ogrodniczki i koszulkę, a włosy splecione miała w dwa warkoczyki. W takim wydaniu przypominała małą dziewczynkę. Nie odrywał wzroku od jej sylwetki, widział jak zwinnie zbiegała ze schodów, jak zatrzymywała się przy pasach i rozglądała. O nie, kiedy przejdzie przez ulicę, zauważy go... Dopiero wtedy zrozumiał, że czekanie tu i patrzenie na nią mimo wszystko jest nieodpowiednie. Natychmiast odwrócił twarz od szyby, zapadając się w fotelu. Niech tylko przejdzie, on ucieknie stąd i nigdy nie wróci! Z emocji wstrzymał oddech. I wtedy rozległ się ten złowrogi odgłos... pukania w szybę. Hongki niepewnie spojrzał w tamtym kierunku. Roześmiana Jaekyung stała obok, przyprawiając jego serce niemalże o zawał, a policzki o natarczywe pieczenie. W pierwszym odruchu chciał po prostu ruszyć, lecz zamiast zrobić cokolwiek, jedynie tępo wpatrywał się w jej twarz. Czy to z niego tak się śmiała? Możliwe, sam siebie by wyśmiał. Albo zdrowo opieprzył i postraszył policją. Musi poprosić ją, by tego robiła. Musi jej to wytłumaczyć. Musi się logicznie usprawiedliwić! Tylko jak? Tak się zastanawiał, a ona nadal pukała w szybę. Hongki, opuszczając ją, wyrzucił z siebie niepewnie:
- Cześć, ja... nie wiem... naprawdę nie wiem... eee.... yyy.
- Skoro już tu jesteś to może przejdziemy się po parku? - zaproponowała, jak gdyby nigdy nic i darowała mu tłumaczenie.
Taka była Jaekyung. Wszelkimi sposobami pomagała ludziom czuć się przy sobie komfortowo, znała ich uczucia i rozumiała. Nie zapytała, ani wtedy, ani nigdy później, co robił obok jej mieszkania. Tego dnia przez kilka godzin chodzili po parku, niczym para dobrych przyjaciół. Może to, że Jaekyung nie pytała o nic, skłoniło Hongkiego do zwierzeń. Ze wzrokiem wbitym w ziemię opowiadał jej o swoim rozwodzie, nie pomijając niczego i nie wybielając się, bo przede wszystkim czuł się winny wobec Hyesung. Słowa popłynęły, jeszcze nigdy z nikim nie rozmawiał tak szczerze, a zwłaszcza z ledwie poznaną osobą. Jaekyung go nie oceniała i nie oskarżała, wysłuchała, a potem zaproponowała, by zjedli coś słodkiego na poprawienie humoru. Lody kapały jej na ubrania, a ona nie przejmowała się tym zupełnie.
- To nie tak, że jestem jakimś stalkerem... ja tylko... sam nie wiem czemu tam przyjechałem - tłumaczył się ponownie.
- Te lody są pyyyszne, kupimy sobie po jeszcze jednej porcji, co? - powiedziała.

***

                Kolejne miesiące to spotkania, rozmowy i pocałunki. Hongki był oczarowany Jaekyung w każdym względzie, a ona po raz pierwszy w życiu poznawała miłość. Nie kłócili się nigdy, we wszystkim dochodzili do kompromisu, rozumieli się. Ten stan niestety nie trwał wiecznie. W ich niewinne pocałunki wdarła się cielesność. Hongki zazwyczaj wycofywał się w momencie, kiedy pieszczoty stawały się odważniejsze. A Jaekyung nie tego chciała. Już od dawna była gotowa oddać mu się. I wreszcie postanowiła do tego doprowadzić. Pewnego wieczoru zaprosiła do siebie Hongkiego, przywitała go w seksownym komplecie bielizny i zaczęła całować. Potem przenieśli się do sypialni, podnieceni i niecierpliwi. Jaekyung nie wiedziała, co się stało, że Hongki znowu wycofał się w ostatnim momencie. Zawiedziona zapytała go o to i wtedy usłyszała te okropne słowa:
- Jaekyung, my nie możemy się więcej spotykać.
Tak bardzo bolało. Przez kilka dni tylko płakała i płakała. Nie sypiała. Nie dbała o siebie. Nie przestała go kochać. Aż wreszcie niespodziewanie wpadła do mieszkania Hongkiego z prawdziwą awanturą.
- Nie dam ci spokoju, dopóki mi tego nie wytłumaczysz! - krzyczała.
Nie wątpił. Jeżeli Jaekyung uparła się z czymś, to trzymała się tego. Nie pozostawało mu nic innego niż być z nią w tym temacie szczerym, czego przedtem tak usilnie unikał.
- OK, siadaj - polecił jej - proszę...
A Jaekyung usiadła i rozpłakała się histerycznie. Obojętna na wszystko, zawodziła i nie przejmowała się zupełnie spuchniętymi oczami. Hongki po raz pierwszy widział ją taką i to go rozkojarzyło. Przez cały czas podawał jej chusteczki, głaskał po włosach, powtarzając, by nie płakała. Ale nic niestety nie pomagało. Jaekyung nie zamierzała przestawać. 
- O cokolwiek chodzi, chcę wiedzieć - powtarzała.
- Och, Jaekyung, ja nie jestem odpowiednim facetem dla ciebie.
- A niby skąd to wiesz, skąd wiesz kto jest dla mnie odpowiedni?!
- Na pewno nie ktoś taki, jak ja.
- To znaczy?
- Przecież wiesz, czemu rozwiodłem się z Hyesung.
- Czy mnie też zdradzasz?
- O Boże, nie!
- To o co, do cholery, chodzi?! - kiedy krzyczała, niemalże wprawiała w drżenie szyby w oknach.
Pomimo swojej dość drobnej budowy, miała w sobie tak wiele siły. Chociaż była łagodna, niekiedy zamieniała się w wulkan z kipiącą lawą.
- Bo... ty jesteś jeszcze taka młoda. Boję się, że skrzywdzę cię tak, jak skrzywdziłem Hyesung. A nie chcę tego... - wyznał patrząc z przerażeniem prosto w jej zapłakane oczy.
O dziwo, wtedy Jaekyung przestała płakać. Jedynie wydawała się trochę zaskoczona i... rozbawiona? Swoimi drobnymi dłońmi złapała go za policzki i tym typowym jej lekkim, beztroskim tonem, powiedziała:
- Skoro nie chcesz, to po prostu tego nie rób.

                Geunsuk dopił resztę kawy, przy czym kilka fusów dostało mu się do ust i skrzywił się, przełykając.
- Yhm, sporo pan wie o ich historii - przyznał.
- To prawda. Jaekyung zwierzała się mojej dziewczynie Bomi, a ona opowiadała mi.
- Hongki też panu o tym opowiadał?
- Nie.

***

                Jonghoon zapalił papierosa na tarasie na dachu. Hyesung, chociaż nie była ich zwolennikiem, też skusiła się na jednego. Powoli wdychała dym i czuła w środku delikatne drżenie. Promienie słoneczne nadal paliły w twarz. A powietrze nadal wydawało się duszne.
- Nie musiałaś opowiadać o nas temu detektywowi, wytłumaczyłbym się jakoś - stwierdził Jonghoon, znowu zupełnie opanowany.
Potem wyciągnął rękę, żeby objąć Hyesung, a ona wykonała dyskretny unik.
- Tak, słyszałam to twoje tłumaczenie się - odpowiedziała, zgasiła papierosa o barierkę i poszła bez pożegnania.
Jonghoon był czasami taki naiwny. Przecież tylko po to, by mu pomóc powiedziała detektywowi o ich związku. Nie potrafiła znieść myśli, że Geunsuk go podejrzewa. To od chłopaków z zespołu usłyszała, że poprosiła Jonghoona o rozmowę. Nie zapytała, dokąd poszli, po prostu wiedziała. Jonghoon lubił przestrzenie, kiedy po raz pierwszy wyznawał jej uczucia, też na tym tarasie. Nie pomyliła się, zastała ich tam. Przez pewien czas stała przy drzwiach i po prostu przysłuchiwała się. Jonghoon spanikował, przytłoczony pytaniami detektywa, a każda odpowiedź tylko go pogrążała. Jak miała mu nie pomóc?
Niespodziewane zderzenie pośrodku korytarza oderwało Hyesung od analizowania tego wszystkiego w swojej głowie.
- Och, przepraszam - powiedziała, spoglądając na obiekt zderzenia.
- OK - pospiesznie rzucił w odpowiedzi Chani.
Już zamierzał odejść, lecz Hyesung zatrzymała go, ciągnąc za sweter.
- Nie oddałam ci twoich pieniędzy.
- Czyli to ty je znalazłaś?
- Nie, nie, nie ja, moja siostra.
- A, rozumiem, widzieliśmy się może minutę temu.
- Co? W sensie: ty i Seungyeon? Gdzie?
- No przy wytwórni, przywiozła Hongkiego i pojechała z powrotem.
- A on nie ma samochodu? - skomentowała ironicznie Hyesung, po czym przekazała chłopakowi pieniądze i poszła w kierunku drzwi.
Nie rozumiała, czemu Hongki i Seungyeon nadal się przyjaźnili. Niestety, miała wrażenie, że siostra robiła jej to na złość. Hyesung z ciężkim westchnieniem wyszła z wytwórni. I wtedy to się stało. Ktoś błysnął jej fleszem prosto w twarz. To ją oślepiło. A kiedy na nowo otworzyła oczy, dookoła cisnęli się reporterzy z kamerami. Otoczona ze wszystkich stron, nie miała szans uciec. Przy jej twarzy pojawiały się kolejne mikrofony i sprzęty nagrywające. Czy to prawda, że zamordowano dziewczynę Lee Hongkiego? Co nowego w śledztwie? A jak pani czuje się jako podejrzana?, padały pytania. Hyesung drżała na całym ciele, oblana zimnym potem, z bijącym stanowczo za szybko sercem. Gdyby było możliwe tak po prostu zniknąć, zdematerializować się, rozpłynąć w powietrzu. W jednej chwili poczuła się, jak wrzucona do klatki z wygłodniałymi lwami, odsuwała ich wszystkich od siebie, mimo to oni napierali na nią ze zdwojoną siłą. A potem znowu zrobiło się ciemno. Ale nie, nie zemdlała. Ktoś po prostu zasłonił jej twarz ciemnym materiałem. Z przerażenia wstrzymała oddech. Aż wreszcie poczuła obejmujące ją ramiona i usłyszała głos:
- Już dobrze, Hyesung. Już dobrze.
To był Hongki.

***

                Geunsuk wstał i uścisnął rękę Minhwanowi. A potem wszystko potoczyło się tak szybko. W jednej chwili poczuł silne uderzenie w szczękę i padł z krzesłem, o które obił się przypadkowo, na podłogę.
- Jesteś z siebie zadowolony?! - rozległ się głos Jonghoona.
Geunsuk podniósł na niego wzrok, kiedy pierwszy szok powoli mijał.
- Hyung, odbiło ci?! - naskoczył na przyjaciela Minhwan.
Ale Jonghoon nie wydawał się przejęty konsekwencjami swoich działań. I nadal stał w bojowej pozie.
- Co to ma, kurwa, znaczyć?! - zawołał Geunsuk, starając się podnieść z podłogi, a Minhwan pospieszył mu na pomoc.
Natomiast dookoła już tworzył się tłum.
- Ten pieprzony glina sprzedaje nas mediom! - krzyczał Jonghoon w jakimś dzikim oszołomieniu.
- O czym ty gadasz! Jakim mediom?! Poza tym odpowiesz za napaść na policjanta!
- O tym, że Hyesung została zaatakowana przez reporterów!
- Co?! - zdziwił się Geunsuk - kiedy?
- Przed momentem! Hongki ledwie ją stamtąd wyciągnął! Jest przerażona!
Po tym wybuchu Jonghoona zapadła cisza. Chyba do wszystkich dotarła powaga sytuacji. Co oznaczał taki skandal dla wytwórni? Nikt sobie tego nie wyobrażał.
- Nie wiem, kto dzieli się takimi informacjami z prasą. Ale to na pewno nie jestem ja! - rzucił z irytacją detektyw, po czym wskazał na Jonghoona i dodał - a my jeszcze sobie porozmawiamy.

OD AUTORKI:

Kochani! 

Przy okazji dodania tego rozdziału chciałabym wam życzyć:

 Wesołych Świąt!💓💓💓

20/12/2017

eyes wide open (rozdział 34) - END

MEANS TO AN END

                Sunwoo wstawiał wodę w czajniku w kancelarii, chichocząc nie wiadomo czemu i nucąc po cichu piosenkę, jaką usłyszał z rana w radiu i, jaka o dziwo spodobała mu się. Nie zauważył, że od pewnego czasu obok stała Youngju i obserwowała go. Nie wiedziała, co się dzieje, może tylko jej się wydawało, a może naprawdę ostatnio była przez niego po prostu ignorowana. Znacząco chrząkając zaznaczyła swoją obecność. Dopiero wtedy Sunwoo rzucił wzrokiem w tamtym kierunku i zawołał:
- Youngju-ssi! Nie wiedziałem, że tu stoisz, może kawy?
- O tak, chętnie.
- Dobrze pamiętam: łyżeczkę cukru?
- Dwie.
Ach, racja, to Angelene sypie łyżeczkę...
- Proszę - z uśmiechem przekazał Youngju jej kubek, a kiedy chciał przejść i zabrać się z powrotem do pracy, zagrodziła drzwi.
- Aż tak się spieszysz?- zapytała.
- A co, chcesz pogadać?
- Tak, chcę pogadać!
Sunwoo był zaskoczony jej ostrym tonem. Gdyby się postarał, bez trudu by ją odsunął i przeszedł. Ale wolał nie ryzykować z gorącą kawą. W związku z tym pozostawało mu tylko zgodzić się na rozmowę. Ledwo wyszli z kantorka, zauważyli nielubianego współpracownika. Oczywiście wiedzieli, że celowo zakradł się tu i podsłuchiwał. To nie było odpowiednie miejsce na rozmowę. W milczeniu wyszli z kancelarii i udali się do pobliskiego parku. Youngju jakby zaraz poprawił się humor. Przez cały czas szła lekkim krokiem, powoli, uradowana spacerem, ściskając kubek kawy. Aż do momentu, kiedy Sunwoo zapytał nieco zniecierpliwiony:
- To o czym chciałaś pogadać?
- O nas - wypaliła bez zażenowania.
- Youngju...
- Od pewnego czasu coś się dzieje, widzę to i chcę wiedzieć, co, możesz mi wytłumaczyć?
- Youngju, nigdy nie było nas.
- Nie rozumiem.
- Jeżeli ty traktowałaś tak naszą znajomość, to... przepraszam.
- Czyli te spotkania nic dla ciebie nie znaczyły? A... seks? O Boże...
Youngju zatrzymała się, a w jej oczach zabłyszczały łzy. W jednej chwili wbiła wzrok w ziemię i już go nie podniosła. Czemu to tak bolało? A Sunwoo nie czuł się w tym momencie lepiej. Chociaż tego nie chciał, skrzywdził ją...
- Ja... spotykam się z kimś. I chciałbym, żeby sytuacja była jasna. OK?
- Wracajmy - odpowiedziała.
- W porządku. Wracajmy.
Nikt nie wypił swojej kawy, po powrocie odstawili kubki i już po nie nie sięgnęli. A kiedy skończyli na dzisiaj, Youngju znowu zatrzymała Sunwoo i tym samym, co poprzednio, ostrym tonem zawołała:
- Już wiem, spotykasz się z tą puszczalską zdzirą, co wynajęła u ciebie mieszkanie!
W odpowiedzi Sunwoo złapał ją za ramiona i ostrzegł:
- Jeżeli znowu usłyszę, że obrażasz Angelene to naprawdę się zdenerwuję.
A potem opuścił kancelarię. W pierwszej chwili, kiedy znalazl się na parkingu i poczuł delikatne dłonie zasłaniające mu oczy znowu pomyślał o Youngju. Ale zaraz rozpoznał ten dotyk...
- Shin Jiwoo.
- Tak! - zachichotała, pozwoliła, by objął ją i pocałował w usta.
- Co za niespodzianka. I jak tam rozmowa kwalifikacyjna? Przyjęli cię?
- Eh...
- Nie? Nie martw się, poszukamy czegoś, jak nie w tym zakładzie, to w innym. Nie poddawaj się. OK? - powtarzał Sunwoo, chwytając ją za policzki i patrząc jej prosto w oczy.
- Przyjęli mnie - wyznała.
Niespodziewanie rzucili się sobie w ramiona, piszczeli i podskakiwali na samym środku parkingu.

***

                Mikyeon spacerowała zdenerwowana po pokoju przyjaciółki, trzymając telefon i spoglądając na niego niecierpliwie. Obok, na kanapie siedzieli przytuleni Jinhee i Dongwoo. Nadal dziwiło ją i cieszyło jednocześnie, że ich znajomość tak szybko się rozwijała. Nikt, kto tylko na nich spojrzał nie wątpił, że byli w sobie bardzo zakochani. Chociaż jeszcze nie zamieszkali wspólnie, Mikyeon czuła, że to niedługo nastąpi. Nie mogli wytrzymać dnia, żeby się nie spotkać, czy nie zadzwonić i nie popisać w internecie. A kiedy tylko widziała ich, przytulonych tak, jak dziś, wiedziała, że byli stworzeni dla siebie. Przez moment spoglądała na nich, a potem znowu wbiła wzrok w telefon.
- Unni, nie denerwuj się, nic mu się nie stało, jestem o tym przekonana - powtarzała Jinhee.
- No to czemu jeszcze go tu nie ma i nie odbiera telefonu? - pytała Mikyeon bliska napadowi paniki.
- Jinyounga czasami ciężko zrozumieć. Ale ja też uważam, że nie powinnaś się denerwować i, że nic mu się nie stało. Oby zaraz oddzwonił - dodał Dongwoo.
- A wy jak zwykle zgodni - zażartowała, mimo że nie było jej do śmiechu, Mikyeon - nie będę na niego zła, jeżeli zapomniał o spotkaniu, naprawdę nie będę, niech tylko oddzwoni!
I w tym momencie akurat rozległ się sygnał telefonu. Mikyeon natychmiast odebrała, z przejęciem zadając naraz serię pytań. Później zamilkła, czekając na odpowiedzi.
- Kochana, przepraszam, położyłem się, bo byłem bardzo zmęczony i... nie wiem, jak to się stało, dopiero się obudziłem! No wiem, powinienem już być u ciebie. Nie złość się, pospieszę się. OK? - tłumaczył Jinyoung.
I wtedy jakby zupełnie zapomniała o tym, co sobie przedtem postanowiła.
- Oppa, ty sobie śpisz, a ja umierałam ze strachu! Już miałam w głowie wszystkie złe scenariusze! Lepiej nie zjawiaj się u dzisiaj u mnie, bo nie ręczę za siebie.
- Mikyeon...!
Nie słuchała, rozłączyła się i rzuciła telefon na kanapę. A potem usiadła obok i ukryła twarz w dłoniach. Emocje powoli opadały.
- "nie będę na niego zła" - przypomniał jej rozbawiony Dongwoo.
- Och, ciesz się, że wreszcie oddzwonił - dodała Jinhee, chciała złagodzić złość przyjaciółki, niestety niezbyt jej się to udało.
Mikyeon nadal była zdenerwowana, kiedy zadzwonił domofon. Nie wpuściła chłopaka. Nie wiedziała, kto inny to zrobił, lecz po chwili usłyszała dzwonek do drzwi.
- Nie mam zamiaru tak szybko ci wybaczyć - upierała się Mikyeon.
- To chociaż wpuść mnie.
- Nie.
- Proszę!
- Nie.
- Jinhee! Dongwoo! Dobrze wiem, że tam jesteście, wpuścicie mnie?
Cisza. A zza drzwi zaraz potem rozległy się pobrzękiwania gitary i śpiew Jinyounga z improwizowanym tekstem na przeprosiny.
- Oppa, odbiło ci?! - zawołała zszokowana Mikyeon, wreszcie wpuszczając go do mieszkania.
O nie, nie spodziewała się, że zjawi się tu z... gitarą!
- Nie podoba ci się? A mi się wydawało, że lubisz, jak gram... - tłumaczył i wyglądał przy tym tak uroczo i niewinnie, że ledwie powstrzymywała śmiech.
- No tak, tylko niekoniecznie lubię w to angażować wszystkich sąsiadów i narażać się potem na plotki...
- Czyli jeszcze jesteś na mnie zła?
- Yhm, jeszcze trochę, troszeczkę - zachichotała.
- A ja chyba mam pomysł, żebyś nie była...
- Tak?
- Zamknij oczy.
- Po co?
- Zamknij oczy. Zaufaj mi.
- OK...
Tak zrobiła, a zaraz potem poczuła jego delikatne pocałunki i to niesamowite ciepło. Nie przejmowała się, że Jinhee i Dongwoo byli obok i pewnie wszystko widzieli. Nie otwierając oczu zarzuciła Jinyoungowi ramiona na szyję i poddała się temu
- Kocham cię, Mikyeon.
- Ja ciebie też, oppa.

 ***

                Mia stresowała się przez cały czas stania w kolejce do przesłuchania w budynku szkoły muzycznej. Nie rozmawiała z nikim, mimo że dookoła słyszała szepty swoich rywali. Nie chodziło o to, że wydawali jej się niemili, czy coś podobnego, po prostu pozostawała skoncentrowana na tym, po co tu przyszła. A przyszła dać z siebie wszystko, nie nawiązywać kontakty. Aż wreszcie poproszono ją do sali, gdzie zasiadało jury. I wtedy poczuła, że stres powoli opada. Nie miała o co się martwić, była przygotowana, a to, czy jurorom się spodoba, czy nie, zależało zwłaszcza od ich osobistego gustu. Na początku przedstawiła się, opowiedziała trochę o sobie i uśmiechnęła się.
- A co wykonasz? - zapytał jeden z jurorów.
- Inkey "I Am" - odpowiedziała.
I zaśpiewała, tak dobrze, jak tylko potrafiła, wkładając w to wszystkie emocje i zapominając o jury. Nie zastanawiała się, czy ich zachwyciła. Nie patrzyła na nich, przez cały czas nie otwierała oczu. A kiedy skończyła... wydawali się zupełnie obojętni. Nie wiedziała, co to oznacza. Więc podziękowała, ukłoniła się i wyszła z sali. Na korytarzu czekała Angelene i Sunwoo. Natychmiast zarzucili ją pytaniami. Jak miała na nie odpowiedzieć, skoro nie potrafiła ich wszystkich spamiętać?
- Och, wystarczy! - zawołała wreszcie - ja sama nie ekscytuję się tym tak, jak wy.
- Ale opowiedz coś - nalegała Angelene.
- Na pewno jurorom się spodobało - dodał Sunwoo.
Mia wytłumaczyła z westchnieniem:
- Nie wiem, czy się spodobało, po nich nigdy nic nie widać. Ale ja dałam z siebie wszystko i jeżeli mnie nie przyjmą, to wiem, że tego nie zawaliłam.
Już i tak była z siebie dumna. A potem wyszła wreszcie ze szkoły. Na dworze powoli robiło się ciemno. Może to z tego powodu Mia nie tak szybko zauważyła tamtą przyczajoną w pobliżu sylwetkę...
- Siwan!
Chociaż poprosiła, by nie przychodził, był tu.
- Cześć, dzień dobry - przywitał się z nią i ukłonił się Angelene oraz Sunwoo.
- Co ty tu robisz? - zdziwiła się Mia.
- Yhm... przyjechałem zapytać, jak ci poszło - przyznał ze wzrokiem wbitym w ziemię.
- OK.
Angelene i Sunwoo zaproponowali, że odwiozą go do domu. Już po chwili Mia i Siwan siedzieli obok siebie na tylnych kanapach. Nikt nic nie mówił, w samochodowym radiu cicho grała muzyka. Angelene i Sunwoo trzymali się za ręce, to nie przeszkadzało mu prowadzić. W pewnym momencie Siwan wyciągnął z kieszeni telefon, napisał wiadomość i pokazał Mii "czemu nie chciałaś, żebym przychodził?, a ona odpisała mu w swoim telefonie "czułabym się skrępowana". Siwan przez pewien czas męczył się z ułożeniem odpowiedzi. Aż wreszcie wystukał "czemu, nie lubisz mnie?", "lubię...". Jak na złość utknęli w korku. A może to dobrze? Niespodziewanie droga do domu wydłużała się. Siwan i Mia wymienili wstydliwe spojrzenie. "nie rozumiem, o co chodzi" napisał w swoim telefonie, "lubię cię, o to tu chodzi", odpowiedziała.

OD AUTORKI:

To już jest koniec:) 

Chociaż... niezupełnie, jeszcze za tydzień epilog. 

Dziękuję wszystkim zainteresowanym tym opowiadaniem!<3 

I zapraszam też na kolejne "I will protect you", które rozpocznie się w styczniu. 

Póki co dodałam do niego prolog i zakładkę z bohaterami.

13/12/2017

eyes wide open (rozdział 33)

FOUND FOUND FOUND

                Inyoung spacerowała w okolicy klubu fitness i czekała na pojawienie się przyjaciółki. Chociaż była ładna pogoda, to jej nie cieszyło, jak i nic innego ostatnio. Co z tego, że obudziła się po dwóch latach, chętnie przespałaby kolejne dwa. Albo i dziesięć.
- Hej! - usłyszała niespodziewanie wesoły głos.
Mikyeon trzymała torbę ze swoim sportowym strojem i machała jej energicznie. Inyoung przekonała się do tego spotkania dopiero, kiedy przyjaciółka obiecała, że nie wspomni ani o Jinhee, ani o Chansiku.
- Hej.
- Wybacz, że tyle czekałaś, brałam jeszcze prysznic po treningu.
- Nie szkodzi.
Powoli ruszyły w kierunku dzielnicy z restauracjami, barami i kawiarniami.
- Mam ochotę na ogromną porcję lodów, a ty? - zapytała Mikyeon.
- O tak, ja też - powiedziała Inyoung choć tak naprawdę nie miała ochoty na nic.
Po kilkunastu minutach usiadły w ogródku jednej z kawiarni, poprosiły o lody i latte macchiato.
- Tak oto zmarnowałam dzisiejszy trening - chichotała Mikyeon, kiedy już wszystko zjadła.
- A ja chyba przyjdę na jutrzejszy - żartowała Inyoung.
- No pewnie, zapraszam!
- Dzięki, za to ja zapraszam ciebie na mój wieczorek poetycki.
- Oh, wow, kiedy?
- W przyszły poniedziałek na mojej uczelni, o osiemnastej. I mam nadzieję, że nie skończy się tak fatalnie, jak poprzedni... Wiesz, ostatnio sporo piszę.
- Jak ty sobie w ogóle radzisz?
- Z czym?
- Ze wszystkim. Z życiem po przebudzeniu i z... tym, o co nie chcesz, żebym pytała.
- Nadal nie wierzę w to, że minęły dwa lata - tłumaczyła Inyoung - czuję się tak, jakbym przespała ledwie kilka dni. Jednocześnie nic się nie zmieniło i tyle się zmieniło...
- Trzymam kciuki, by wszystko szybko się poukładało.
- Ona bardzo mu pomagała, prawda?
- Kto? Komu?
- Jinhee. Chansikowi.
- Oni po prostu dobrze się dogadywali. Jinhee cierpiała po wyjeździe Junghwana, a Chansik zaopiekował się nią i pomylił się, że to miłość - opowiadała Mikyeon.
Inyoung podparła się łokciami.
- No nic. Nieważne. Już mnie to nie obchodzi.
                W poniedziałek zastała Mikyeon na widowni podczas wieczorku poetyckiego. W pewnym sensie to dodało jej odwagi, odkąd pamiętała była nieśmiała i wkładała dużo wysiłku w publiczne występy. Najgorsza okazała się mowa powitalna, potem słowa po prostu popłynęły. Inyoung siedziała przy ustawionym z przodu sali stoliku, czytała przy płomieniu świecy i omawiała swoje wiersze. Większość z nich była smutna i odzwierciedlała jej ostatni kiepski nastrój. Zwrotki opowiadały o nieszczęśliwej miłości, samotności i rozpaczy. Inyoung czytała je ze stoickim spokojem, niemalże bez emocji. W pewnym momencie zauważyła, jak do sali wszedł dziwnie zakamuflowany chłopak i usiadł na jednym z krzeseł z tyłu. Przez jakiś czas patrzyła na niego, a potem zupełnie o nim zapomniała. Pod koniec pozwoliła widzom zadawać pytania, starała się odpowiadać na wszystkie, mimo że niektóre były dziwne i bardzo osobiste. Aż wreszcie usłyszała głos tego chłopaka w kamuflażu. I wtedy go rozpoznała...
- Kim inspirowała się pani podczas pisania? - zapytał z powagą Chansik, udając jednego z widzów.
Czemu tu przeszedł?! Czego chciał?! Okropnie się zdenerwowała. A jednocześnie poczuła, że szybciej bije jej serce... Nie. Niemożliwe, by jeszcze nie miała go dość po wszystkim, co zrobił. Nie chodziło o to, że nie wytrzymał próby czasu i wydawało mu się, że zakochał się w innej (i to w kim!), chodziło o to, że potem tak perfidnie kłamał! Lecz... czy sama nie postąpiłaby w ten sposób w podobnej sytuacji?
- Tak - odpowiedziała - prawda, że inspirowałam się kimś.
- Czy to pani chłopak?
- Nie, to były chłopak.
- Nadal pani o nim myśli?
- Nie.
- Nie? - powtórzył Chansik ze zdziwieniem - a mimo tego napisała pani o nim tyle wierszy!
Inyoung zamilkła. Ze wszystkich pytań, to zupełnie ją zaskoczyło. I odpowiedziała jedynie wstydliwym uśmiechem.

***

                Jinhee milczała, ściskając w dłoniach kubek kawy. Słoneczne promienie, przedzierały się przez okno, tworzyły na podłodze nieregularne cienie i to tam utkwiła wzrok, kiedy Dongwoo palił papierosa i opowiadał jej o swojej przeszłości. Nie przerywała mu, siedziała u niego na łóżku i słuchała w skupieniu.
- Yhm... to by było na tyle. A jeżeli mi nie wierzysz, sama zobacz jaki jestem słaby - dokończył, pokazując blizny na swoim przegubie.
Jinhee dotykała ich ostrożnie, jakby to nadal sprawiało mu ból. Nie protestował. A potem przytuliła go i powiedziała:
- Och, oppa, nie znam silniejszej osoby niż ty.
Dongwoo też jej wysłuchał, kiedy opowiadała o śmieci swojej siostry i o tym, że od tego czasu nie dogadywała się dobrze z rodzicami. Przez cały czas siedzieli przytuleni, dzielili się swoimi troskami i doświadczeniami z życia. Wieczorem, kiedy słońce zachodziło, kochali się. 
Co naprawdę zaskakiwało Jinhee to, że od niedawna nie czuła potrzeby picia. A kiedy następnego dnia Dongwoo zabrał ją do szpitala do swojej matki, zrozumiała, jak blisko była popadnięcia w uzależnienie. Operacja pani Shin powiodła się, przebiegła bez komplikacji, lecz lekarze wyrazili się jasno, by nie sięgała po alkohol. W to niestety nikt nie wierzył. Jinhee siedziała z Dongwoo przy jej łóżku i zastanawiała się, czy gdyby sama nie ograniczyła picia też tak by skończyła, chora, zniszczona, obdarta z wszelkich emocji. A potem przyszedł ojciec, chwiejnym krokiem z podkrążonymi oczami, oraz Angelene z...
- To Sunwoo - powiedziała, przedstawiając go tym, z którymi jeszcze się nie znał i nie musiała dodawać nic więcej, po sposobie w jaki na siebie patrzyli, widać było wszystko.
- Cha Sunwoo, miło mi poznać - ukłonił się.
- To Jinhee -  wtrącił pospiesznie Dongwoo.
A potem wymienił z Angelene pytające spojrzenie, oboje byli zaskoczeni, że spotykają się tu ze swoimi partnerami.
- Chyba mamy sobie wiele do opowiedzenia, braciszku - wyszeptała mu później do ucha, chichocząc.
- Chyba tak.
Natomiast państwo Shin niewiele się odzywali, ona: wyczerpana operacją, on: w alkoholowym otępieniu. I wszyscy wiedzieli, że nic się nie zmieni, oboje nie naprawią niczego w swoim życiu. I, że Angelene nie przestanie im pomagać, a Dongwoo denerwować się, że wszystkie jej pieniądze wydają przecież na picie. Lecz to nie czas na martwienie się na przyszłość. Angelene i Sunwoo oraz Jinhee i Dongwoo po wyjściu ze szpitala postanowili przenieść się w przyjemniejsze miejsce i poznać się lepiej. Ostatecznie wybrali restaurację na dworze, gdzie do późna siedzieli i rozmawiali. Wtedy Dongwoo po raz pierwszy pomyślał, że może przyszła pora, by poszukać sobie innej pracy niż bycie dilerem... jeżeli jeszcze nie dziś, to niedługo, pewnego dnia.

***

                Junghwan obudził się, kiedy mama odsłoniła roletę w oknie i zawołała, by wstawał. Z pomrukiem niezadowolenia wtulił twarz w poduszkę. Przecież były wakacje. Nie miał tu nic do roboty. I tak nudził się trochę. Poza tym czuł się nieco zawstydzony staraniami mamy, by naprawić ich relacje, które nigdy nie były dobre i, by zbliżyć się do siebie. Zaraz po przylocie opowiedział jej o Jinhee, czego codziennie potem żałował. Troska mamy cały czas przypomniała mu o tamtym rozstaniu i nie pozwalała rozpocząć życia na nowo.
- Synku...
- Taaak?
- Rano była u mnie Sindy... - zaczęła niepewnie mama - powiedziała, że idzie dzisiaj ze znajomymi na imprezę i pytała, czy nie masz ochoty jej potowarzyszyć.
- Nie, nie mam ochoty.
- Niestety... za późno.
Junghwan podniósł się do pozycji siedzącej i zmrużył oczy.
- Co masz na myśli, mamo?
- No... bo ja już jej powiedziałam, że możesz z nią iść.
- Nie. Nie zrobiłaś tego!
- Wybacz.
- Jak mogłaś, mamo?! Czemu nie zapytałaś? Czemu znowu decydujesz za mnie?!
Nie wytrzymał i po prostu puściły mu nerwy. Sam był zaskoczony tym wybuchem. I mama chyba też nie tego się spodziewała.
- OK, skoro nie chcesz, mogę zadzwonić do Sindy i jej to powiedzieć.
Już sięgała po telefon, kiedy Junghwan wyobraził sobie, jak przykro zrobi się córce sąsiadów po usłyszeniu tego. Chociaż nie przepadał za Sindy i denerwowało go, że nie zna dobrze angielskiego, a w tylko w tym języku umiała rozmawiać, nie chciał jej zasmucać. Nie podobało mu się i to, że sprawiała wrażenie zainteresowanej rozpoczęciem bliższej znajomości, a on wolał inny typ dziewczyn. Mimo wszystko... wyjście na imprezę chyba jeszcze niczego nie oznacza?
- Nie dzwoń, mamo.
- To znaczy, że...?
- Tak.
- Synku, nie wiesz, jak ja się cieszę! - zareagowała mama z tą typową sobie przesadą.
Wieczorem Junghwan znalazł się w zatłoczonym klubie. Oczywiście okazało się, że na imprezie "ze znajomymi" zostali tylko we dwoje. Sindy tłumaczyła, że wszyscy inni rozmyślili się przed. Ale nie uwierzył jej, pewnie w ogóle ich nie powiadomiła! To skutecznie popsuło mu humor i zniechęciło go do dziewczyny. A po wypiciu z nią piwa i zatańczeniu kilku piosenek na parkiecie, marzył jedynie o powrocie do domu. Ale Sindy nie miała tego w planach.
- No co ty! Chyba nie zostawisz mnie tu! - powtarzała - mam potem sama wracać?
Tak więc poprosił o jeszcze jedno piwo i zamilkł. Wszystko go irytowało. Muzyka była zbyt hałaśliwa, ludzi za dużo. Co ja tu robię?, zastanawiał się?. I miał ochotę po prostu płakać. Wtedy ją zobaczył... Natychmiast rozpoznał, że to Koreanka. Zupełnie sama stała po przeciwnej stronie sali i wydawała się równie zdesperowana. Palcami wystukiwała rytm i sprawiała wrażenie obojętnej na otoczenie. Nie. Nie powinien jej przeszkadzać. Skoro była sama, to pewnie chciała być sama... Lecz nie przestawał się jej przypatrywać. I wreszcie złapała to spojrzenie. Nie uśmiechała się. Nie wydawała się zła. Nie, po prostu też na niego spoglądała. Tyle wystarczyło, by zignorował Sindy i z niespokojnym sercem podszedł do Koreanki. Nie pomylił się. Też przyleciała tu na wakacje z Seulu, nie znała nikogo i nudziła się okropnie. A na imię miała Soojin. Ubrana w czarną, dość zwyczajną sukienkę, w lekkim makijażu i z rozpuszczonymi włosami. Podobała mu się. Lecz kiedy zapytał, o co chciał, czuł że to koniec tej chwilowej znajomości. Już zamierzał odejść, aż niespodziewanie usłyszał jej głos:
- Ach, kocham tę piosenkę!
To go zatrzymało. W tej sytuacji nie wypadało odejść bez komentarza, tylko: co tu powiedzieć? Więc po prostu podał rękę Soojin i poprosił do tańca. 


OD AUTORKI:


Tak, oprócz tego rozdziału pozostał już tylko jeden i epilog... 


Za to nowe opowiadanie powoli pisze się:) 

Wyczekujcie!

12/12/2017

our whole family (rozdział 5)

NO ONE KNOWS ABOUT US

                Hongki spał, gdy rozległ się dzwonek do drzwi, natarczywy i hałaśliwy. Nie miał zamiaru wstawać. Nie miał zamiaru rozmawiać z nikim. Podczas gdy spał, zapominał o tym wszystkim, co spotkało Jaekyung. A tylko zapomnienie przynosiło mu w tych chwilach ulgę.
Lecz skoro dzwonek nie ustawał, Hongki sprawdził godzinę, dowiadując się, że jest dopiero popołudnie i ruszył do drzwi. W kamerce zauważył twarz Seungyeon.
- Przepraszam. Nie mam dziś ochoty na odwiedziny - rzucił stanowczo do słuchawki domofonu, odkładając ją zaraz na miejsce.
Nie doszedł jeszcze z powrotem do kanapy, kiedy ponownie rozległ się dzwonek. Hongki to zignorował. A po chwili dostał wiadomość na telefon od czekającej za drzwiami Seungyeon "Nie odejdę, póki nie porozmawiamy". Wtedy poddał się i otworzył jej drzwi. Pewnie wyglądał fatalnie i wzbudzał jedynie litość, bo pierwsze, co zrobiła, to otoczyła go ramionami i zastygła w tej pozycji.
- Oh, Hongki! - powtarzała.
Cała ta sytuacja krępowała go trochę. Ale nie zrobił nic, ani jej nie objął, ani nie odsunął od siebie. Czasami czuł się tak, jak gdyby w chwili dowiedzenia się o śmierci Jaekyung wyzbył się wszelkich emocji.
Seungyeon za to, zrzuciła w pośpiechu buty i kurtkę, po czym poszła do pokoju, a jej oczom ukazał się totalny bałagan. I jeszcze ten Hongki, w szlafroku, z wywiniętymi we wszystkie strony włosami. Istny obraz rozpaczy. Bez wahania zabrała się za zbieranie z podłogi pustych butelek i innych śmieci. Nie odzywała się przy tym, aż nie usłyszała pytania:
- Co ty tak w ogóle robisz?
- Nic - powiedziała - tylko to, co powinna moja siostra.
- Seungyeon-sii, ja już nie jestem z Hyesung, ona nie ma żadnych wobec mnie obowiązków.
- Nie usprawiedliwiaj jej. I co z tego, że się rozwiedliście, nadal pozostajecie znajomymi z pracy. Nieprawda?
- Hyesung wie, że gdyby coś, chłopaki by się o mnie zatroszczyli.
- To czemu ich tu nie ma?
- Już ci powiedziałem, nie jestem w nastroju na niczyje odwiedziny.
Hongki opadł z westchnieniem na kanapę, z której zaraz wygoniła go Seungyeon, by zmieść okruchy i poprawić rogi narzuty. Ta rozmowa powoli działała mu na nerwy. A mimo to nie wyprosił dziewczyny, bo był pewien, że nie miała złych intencji. Jedynie z lekkim zdziwieniem obserwował, jak krzątała się dookoła. W godzinę uporządkowała pokój i ugotowała obiad. Wtedy przypomniał sobie, że od rana nic nie jadł, a i wtedy nie był to jakiś pożywny posiłek. Chociaż niby nie czuł się głodny, kiedy rozniosły się zapachy z kuchni, nabrał ochoty na jedzenie. Z mimowolnym uśmiechem, takim oznaczającym wszystko i nic, usiadł przy kuchennym stole. Przez cały czas wpatrywał się w Seungyeon, w jej płynne ruchy i świadomość własnych działań. Po chwili kurczak, ryż i warzywa były gotowe.
- Hmmm, wygląda jak romantyczna kolacja, co nie? - spytała na koniec, z dłońmi podpartymi pod biodra - brak tylko wina.
A Hongki zupełnie bez zastanowienia wypalił:
- Ależ mam wino, w barku.
Seungyeon poszła po butelkę i kieliszki. Później usiadła na wprost chłopaka i popiła większy łyk. Oboje stwierdzili po chwili, że przy winie je się przyjemniej. O dziwo, zaprzestali picia po jednym kieliszku. To wtedy Seungyeon zapytała z powagą:
- Jak ty sobie radzisz?
- Jakoś.
- Ten detektyw... chyba cię podejrzewa.
- Tak, wiem.
Seungyeon była zaskoczona jego spokojem. Nie martwił się tym? Nie szukał rozwiązania? Nie bał się konsekwencji?
- Może na tym ucierpieć wasza reputacja, jako zespołu.
- Nie dbam o to.
- A o chłopków?
- Przecież nic nie zrobiłem...
- Ja wiem. I pomogę ci w tym wszystkim, pamiętaj - powiedziała, pochylając się lekko w jego kierunku i chwytając go za rękę.
- Czemu to robisz?
- Ze względu na naszą dawną przyjaźń.
- Seungyeon-ssi...
- Tak?
Hongki wbił wzrok w stół i przez pewien czas milczał. Tak, jakby coś rozważał. A potem wypił resztkę wina i wyznał:
- Seungyeon-ssi... Jaekyung była w ciąży.
Nie odpowiedziała mu "wiem".

***

                Geunsuk postanowił porozmawiać z pozostałymi członkami zespołu FT Island w celu zabicia czasu. Niestety, śledztwo pozostawało w martwym punkcie. Nie liczył na to, że dowie się czegokolwiek nowego, lecz może chociaż porówna zeznania reszty z zeznaniami poprzednich.
Popołudniu udał się do Jaejina. Skoro ten bardzo lubił Jaekyung, niewykluczone, że czasami mu się zwierzała.
Geunsuk zdecydowanie zapukał do drzwi i po chwili wszedł do eleganckiego apartamentu. Nie był duży, za to gustownie urządzony i sprawiał wrażenie przytulnego. Nie to, co na przykład mieszkanie Hongkiego, zabałaganione i surowe w wystroju. Jaejin poprosił detektywa do salonu i zaproponował coś do picia. Geunsuk jak zwykle nie odmówił filiżanki kawy.
- Przyszedłem porozmawiać o Jaekyung - rzekł.
Jaejin posłał mu uśmiech.
- Tak, wiem, wiem.
- Podobno się lubiliście.
- To prawda, sporo rozmawialiśmy, w zasadzie o niczym istotnym, po prostu dobrze się rozumieliśmy.
- Czy Jaekyung zwierzała się panu, że ostatnio czymś się niepokoi?- Nie. Chociaż ostatnio zachowywała się dość nerwowo.
- Tak?
- Wie pan, kilka dni przed... no wiadomo przed czym, zrobiłem jej kawał. Akurat czekała na Hongkiego przy wytwórni. A ja zaszedłem ją od tyłu, zasłaniając jej oczy. OK, może i to było dziecinne. Ale ona nie tylko się wystraszyła, ona spanikowała! Nie wiedziała, że to ja. A zawołała: czego ode mnie chcesz?!
- Czyli sugeruje pan, że czegoś, a konkretnie kogoś się bała?
- O tak, była zastraszona. Wtedy nie odebrałem tego w taki sposób... Ale potem...
- Rozumiem - Geunsuk zamyślił się na moment - a... czy według pana to możliwe, by miała romans?
- Jaekyung?! Nie. Nigdy.
- Jest pan tego taki pewien?
- Jestem.
- Czemu?
- Proszę pana, zadaje pan dziwne pytania. Czemu? Wystarczyło spojrzeć, na nią i na Hongkiego, byli zakochani. Poza tym, to nie taki typ dziewczyny.
- A może twierdzi pan tak, bo chce kryć tego, z kim romansowała?
- Jaekyung nie romansowała - Jaejin był w widoczny sposób zirytowany - i po co niby bym go krył?
- Gdyby na przykład chodziło o pana...
- Co?!
W innych okolicznościach Geunsuk wybuchłby śmiechem na widok twarzy Jaejina w tym momencie: rozszerzone źrenice i uchylone usta.
- Jak wszyscy utrzymywali, lubiliście się i to "bardzo".
- Proszę pana, pan przesadza. Owszem, lubiliśmy się i co z tego? Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że to mogłoby oznaczać coś więcej.
- Płakał pan po informacji o jej śmierci.
No tak, Chani, stwierdził Jaejin, detektyw musiał udać się do wytwórni i węszyć.
- Co w tym zaskakującego? Płacz to chyba naturalna reakcja w takim momencie. Jeżeli nie ma pan więcej pytań, to wolałbym, by pan sobie poszedł.
Geunsuk nie chciał zdenerwować Jaejina. I nie podejrzewał go też o taką stanowczą reakcję. Lecz nie zamierzał przepraszać, starał się po prostu rozwiązać zagadkę zbrodni. W milczeniu wstał, ukłonił się i wyszedł z mieszkania. Wszyscy zaprzeczali, by Jaekyung romansowała z kimkolwiek. Ale czy często nie jest tak, że ktoś tylko stwarza pozory niewinnego? Im więcej pytań zadawał, tym więcej powstawało nowych. Brakowało konkretnych odpowiedzi. Brakowało rzetelnego świadka. Brakowało motywu. Po co? Czemu ktoś zabił tę dziewczynę? Czy wiedziała kto ją zastraszał? Naprawdę nikomu się nie zwierzała? Geunsuk postanowił udać się do Minhwana, a skoro go nie zastał, zamiast tracić czas, złożył wizytę Seunghyunowi. Nie dość, że ten długo nie podchodził do drzwi, to jeszcze niechętnie poprosił go do domu.
- Jeżeli pan woli, może pan odpowiedzieć na moje pytania na komisariacie - stwierdził Geunsuk.
- Tylko, że ja nie mam nic do powiedzenia, nic, a nic.
- Czemu tak pan zakłada?
- Już wiem, że inni wspominali panu o moim nałogu. Tak, zbyt często wpadam do kasyna, zbyt ryzykownie gram, to wszystko prawda. Ale nie mam nic wspólnego z tym, co przydarzyło się Jaekyung.
- A te siniaki na pana przegubie?
Wtedy Seunghyun zauważył, że nie założył opatrunku na nadgarstek. Notorycznie zapominał o tym, od kiedy już go tak nie bolało. I potem wysłuchiwał pytań, co mu się stało.
- To też pamiątka z kasyna - wytłumaczył.
- Czyżby?
- Jeden z moich przeciwników załamany przegraną zaatakował krupierkę, a ja ją broniłem.
- No proszę, ma pan w sobie coś z bohatera - w głosie detektywa zabrzmiała ironia.
- Na pewno nie z mordercy.
- Pana relacje z Jaekyung były złe.
- Prawda.
- Podobno raz doszło do kłótni.
- Pan nigdy się z nikim nie pokłócił?
Niestety, każda kłótnia nabiera innego znaczenia, kiedy dochodzi do zbrodni.
- Przykro mi z powodu jej śmierci, to naprawdę wszystko, co mam do powiedzenia.
- Co pan robił wieczorem dziesiątego października?
- Nie ustalił pan tego jeszcze?
- Podobno pił pan z Hongkim, a później?
- Pojechałem do kasyna. Obroniłem tę krupierkę. Odwiedziłem Jonghoona, niestety nie było go w domu.
- Yhm - Geunsuk zamilkł na moment, aż niespodziewanie coś sobie przypomniał - zaraz! Jak to Jonghoona nie było w domu? Przecież zeznawał, że był...
- Nie wiem. Może tylko udawał... Ale nigdzie nie paliły się światła i nie otworzył mi.
Geunsuk pamiętał, co mówił mu Jonghoon, zastrzegał się, że tego dnia był u siebie. Dlaczego? Dlaczego skłamał? To pochłonęło detektywa kompletnie podczas drogi do domu. Nie pojedzie dzisiaj do klubu, jeszcze raz przeanalizuje wszystko i zastanowi się, czy niespodziewane odkrycie wprowadza cokolwiek nowego w śledztwo.

***

                Geunsuk następnego dnia nadal analizował fakty. Jaekyung czuła się zastraszona. To nie z powodu odkrytej przez siebie ciąży w ostatnich tygodniach życia zachowywała się, jak twierdziły jej przyjaciółki z uczelni "dziwnie", a z powodu czyhającego zagrożenia. Tylko czy komukolwiek się z tego zwierzała? A jeżeli tak, czy ktokolwiek miał motywy, by ten fakt zataić? W nocy dziesiątego października była sama, bała się i zadzwoniła do Hongkiego. Nie odebrał telefonu. A zaraz potem sprawca wszedł do jej domu i zabił, zadając cios w tył głowy lub popychając ją na chociażby kant kuchennego stołu. Według sąsiadki, nadjechał czarny samochód. Trzy dni później ciało Jaekyung zostało wyłowione z rzeki, a jej rzeczy osobiste nadal  były nieodnalezione. O ciąży wiedziała rzekomo jedynie Seungyeon. Naprawdę przypadkowo znalazła test w podpaskach, przychodząc do jej domu na przyjęcie urodzinowe zaledwie na kilka minut? A nie znalazł go na przykład Hongki, skoro bywał tam o wiele, wiele częściej? To prawda, jego zdziwienie na wiadomość o ciąży wydawało się nieudawane, lecz przecież poza byciem muzykiem robił też karierę aktora. Co jeżeli... Jaekyung zadzwoniła do Hongkiego, a on nie odebrał, bo był tuż obok, gotowy zadać jej śmiertelny cios, po czym zachowywać się, jakby istotnie zaginęła? Pozostawało jeszcze kłamstwo Jonghoona. Geunsuk zamierzał zaraz z nim o tym porozmawiać i postanowił odwiedzić go w wytwórni. Wszyscy z zespołu, poza Hongkim ćwiczyli w jednej z sal. Przez pewien czas detektyw obserwował ich podczas próby. Nie tak szybko go zauważyli. To Seunghyun pierwszy dostrzegł jego sylwetkę opartą o drzwi.
- Ooo, pan detektyw! - zawołał niby przyjemnie, lecz jakby z nutką ironii - poćwiczy pan z nami?
- Nie. Niekoniecznie.
- To co pana tu sprowadza? - w rozmowę włączył się Jonghoon.
Geunsuk w odpowiedzi posłał mu uśmiech i zapytał:
- Może byłby pan tak miły i oprowadził mnie po wytwórni?
- No proszę, nasz detektyw mimo wszystko interesuje się show biznesem! - kpił Seunghyun.
Minhwan złapał go za rękę i kazał się uspokoić. Jaejin w ciszy popijał wodę i ignorował wszystko dookoła.
- OK - zgodził się Jonghoon i zabrał detektywa na korytarz, zanim ktokolwiek zdążył znowu coś powiedzieć i skomentować.
- Hongki opuszcza próby?
- Tak, od kilku dni nie wychodzi z domu. Seungyeon zaproponowała, że go odwiedzi, odkąd  pamiętam dobrze się dogadywali. Eh.
- Rozumiem.
Geunsuk poczuł przyjemny dreszcz, jak tylko usłyszał jej imię.
- Oczywiście my też staramy się pomagać Hongkiemu i dodawać mu wsparcia. Niestety, stał się w stosunku do nas jakby... nieufny. Więc nie narzucamy się.
Na korytarzach panował ruch, muzycy, aktorzy, producenci przechadzali się w tę i z powrotem. Jonghoon zaproponował, by poszli porozmawiać na tarasie na dachu. Nie wydawało się to złym pomysłem. Zwłaszcza, że pogoda była ładna. Tu promienie słoneczne były jakby ostrzejszych niż tych kilka pięter niżej. A ludzie, sznury samochodów, korony drzew, wszystko w dole sprawiało wrażenie mniejszego. Lekkie powiewy wiatru przytłumiały uliczny zgiełk.
- Co za miłe miejsce - stwierdził detektyw.
- O tak, to był dobry pomysł, żeby tu przyjść, prawda? - Jonghoon stanął przy poręczy, nieco niebezpiecznie wychylił się do przodu i pozostał tak przez pewien czas - o czym chce pan porozmawiać, detektywie?
- Proszę się nie wychylać.
- OK.
Jonghoon posłusznie powrócił do poprzedniej pozycji, stał wyprostowany, trzymając się poręczy i wpatrując się w detektywa z zaciekawieniem.
- Co pan robił wieczorem dziesiątego października?
- Co robiłem? Już pan o to pytał.
- A więc?
- Jak panu powiedziałem, byłem u siebie - przyznał Jonghoon ze stoickim spokojem.
- To czemu nie otworzył pan drzwi koledze?
- Słucham?
- Seunghyunowi. Tego wieczoru był u pana. I pana nie zastał.
- Jeżeli mu nie otworzyłem, to widocznie nie bez powodu.
- Nie wpuścił go pan celowo?
- Skoro Seunghyun był u mnie o tak później porze, mogłem przypuszczać po co.
- Yhm, po pieniądze?
- Bingo.
- A czemu nie wspomniał pan podczas przesłuchania o tej niespodziewanej wizycie?
- Bo... nie wydawało mi się to istotne - rzekł Jonghoon, o wiele mniej pewnie, co wzbudziło czujność detektywa.
- Seunghyun zapamiętał, że w pana domu nie były zapalone światła.
- Co w tym dziwnego? Chyba mogłem spać. No bo przecież było późno.
- Ach tak, więc obudził pana dzwonek do drzwi?
- No...
- I poszedł pan sprawdzić kto to, nie zapalając światła?
- A czemu pan zakłada, że poszedłem sprawdzić kto to?
- Ledwie co pan utrzymywał, że celowo nie otworzył drzwi Seunghyunowi, bo przypuszczał, że chodziło o pieniądze.
Jonghoon na moment uchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz... potem po prostu zamilkł. Geunsuk ma mnie w garści, stwierdził. Mocno zaciskał dłonie na poręczy, a przez plecy przebiegł mu zimny dreszcz.
- To nie tak... - zaczął po chwili - nie wiedziałem, że był u mnie Seunghyun, słyszę o tym po raz pierwszy, od pana, i informuję, że gdybym sprawdził, nie otworzyłbym mu, skoro pewnie chodziło o pieniądze.
- Proszę pana przykro mi to stwierdzić, niestety, gubi się pan w zeznaniach...
- Nie gubię się, ja tylko...
- Dość - niespodziewanie rozległ się kobiecy głos.
Obaj i Jonghoon i Geunsuk spojrzeli w kierunku drzwi prowadzących na taras.
- Hyesung? Co ty tu robisz? - 
- Dość - powtarzała - tego wieczoru Jonghoon był u mnie.
W jednej chwili zapanowała cisza. Wszyscy wpatrywali się w siebie wzajemnie ze zdziwieniem. Całkowita konsternacja.
- Co to ma znaczyć? - przemówił wreszcie Geunsuk - chce pani załatwić mu alibi?
- O Boże, oppa, wiedziałam, że to się tak skończy - jęknęła.
- Jak? - dopytywał Geunsuk.
Jonghoon załamał ręce.
- Że kłamstwo wyjdzie na jaw i to rzuci na nas podejrzenie, kiedy my nie mamy sobie nic do zarzucenia.
- Czyżby? - naciskał detektyw.
- Nie chciałam, by ktokolwiek usłyszał, że był u mnie w nocy. To wywołałoby skandal. Ledwie kilka miesięcy po rozwodzie z Hongkim wdałam się w romans z jego przyjacielem.
- To prawda? - detektyw zwrócił się do Jonghoona.
- Yhm. Nie chcieliśmy też, by usłyszał o tym Hongki.
- Czy ktoś o was wie?
- Nie - odpowiedzieli oboje jednocześnie.
- Czy ktokolwiek potwierdzi waszą wersję wieczoru dziesiątego października? - zapytał Geunsuk i znowu zapadła cisza - no tak, spodziewałem się tego.

06/12/2017

eyes wide open (rozdział 32)

EYES WIDE OPEN

                Sunwoo usłyszał przez uchylone okno hałas, a potem coś jakby zduszony jęk. Bez wahania wyszedł przed dom i zauważył Angelene siedzącą na schodach i patrzącą z rezygnacją na swoje stłuczone kolano. Dookoła leżała rozsypana zawartość jej torebki i but. Wystarczyło na nią spojrzeć, by widzieć, że była pijana.
- Angelene! Co się stało? - zawołał na jej widok, a ona w odpowiedzi rozpłakała się głośno.
Strumienie łez spływały po jej policzkach i kapały prosto na krwawiące kolano, co chyba szczypało, lecz ignorowała to zupełnie. Sunwoo w jednej chwili znalazł się obok i przytulając ją do siebie jeszcze raz zapytał, co się stało. Nie otrzymał odpowiedzi i zrozumiał wreszcie, że niczego się nie dowie, póki jej nie uspokoi. Angelene nie przestawała płakać i drżała na całym ciele. Instynktownie wtulała się w niego, jak dziecko szukające pocieszenia. A potem zbierając to, co wysypało się z torebki, zapytał ją, czy zdoła dojść sama do domu. Chociaż upierała się, że tak, zachwiała się niebezpiecznie, wstając. Sunwoo nie zamierzał pozwolić jej ponownie upaść i zrobić sobie krzywdy. Nie zważając na protesty Angelene, zaniósł ją do siebie i posadził na kanapie. To wtedy poddała się, jakby obojętna na wszystko. Nadal nic nie powiedziała, kiedy poszedł po apteczkę i opatrzył jej kolano. Niespodziewanie poczuła się zbyt wyczerpana, by płakać. Więc ucichła.
- Angelene, powiesz mi wreszcie, co się stało? - poprosił.
- No dobrze, zostałam zwolniona - wyznała bez większych emocji.
- Czemu?!
- Bez powodu, tak po prostu.
- Nie zwalnia się nikogo "tak po prostu".
- Och, Sunwoo - z westchnieniem popatrzyła mu w oczy - ty nie wiesz, kim tak naprawdę jestem.
- Więc opowiedz mi o tym.
- Jeżeli opowiem ci o sobie, to przestaniesz mnie lubić.
- Nie...
- Niestety, wiem, że tak będzie.
- Angelene, lubię cię bez względu na wszystko.
- Nie, lubisz mnie taką, jaka myślisz, że jestem. Przykro mi. Wiele razy kłamałam.
- Z czym?
- Ze wszystkim, kiedy opowiadałam ci o swojej rodzinie.
Angelene zauważyła niepokój w oczach Sunwoo i miała wrażenie, że serce zaraz jej pęknie.
- Nie rozumiem...
- Moi rodzice to alkoholicy. Mój brat był w poprawczaku, bo nie zatroszczyłam się o niego. A ja... ja zarabiałam spotykając się z facetami za pieniądze. Niestety, oto cała prawda. Jaehyuk, szef, był moim ostatnim sponsorem, zwolnił mnie, kiedy z go zostawiłam.
- N... Nie wiedziałem - tylko tyle wyrzucił z siebie Sunwoo.
Przez cały czas wpatrywał się w Angelene szeroko otwartymi oczami, z niedowierzaniem.
- No, to wreszcie wiesz... Czy jest jeszcze coś, co chcesz mi powiedzieć? - zapytała i odpowiedziała jej cisza - tak przypuszczałam.
- Angelene...
Nie wiedziała sama, jak to się stało, że tak szybko wytrzeźwiała. Nie czuła się już pijana, kiedy wstała i pewnym krokiem ruszyła w kierunku drzwi.
- Dziękuję ci za wszystko - powiedziała - my... potraktujmy to jako pożegnanie.
A potem poszła do swojego mieszkania, stanęła pośrodku pokoju dziennego i zastygła w bezruchu, do czasu aż obok nie zjawiła się Mia.
- Och, mamo! - zawołała tylko i, wyciągając z uszu słuchawki, przytuliła ją, nie pytając o nic.

***

                Jinhee odczytała sms-a, wstała i pozostała w tej pozycji, wpatrzona w telefon z szeroko otwartymi oczami i uchylonymi ustami. W dodatku, o czym była przekonana, pewnie zaczerwieniła się znowu...
- Jinhee, co ci? - zapytała Mikyeon, która akurat pojawiła się w jej pokoju bez ostrzeżenia chociażby w postaci pukania.
- Ja... dostałam wiadomość.
- Tak, a jaką?
- Yhm... w... wiesz co, sama zobacz.
Jinhee podała jej telefon i czekała niecierpliwie na reakcję.
"Hej, masz może czas i ochotę iść wieczorem do klubu? Shin Dongwoo."
- Aaa!!! - zawołała Mikyeon, podekscytowana jakby ta wiadomość dotyczyły jej i szybko odpisała.
- Unni! Nie wysłałaś mu niczego? Nie wysłałaś, prawda? Jak wysłałaś to cię po prostu uduszę!
- OK. Ale może wstrzymaj się z tym trochę, pewnie przydadzą ci się moje rady, co ubrać do klubu...
- Unni, jeszcze nie powiedziałam, że idę.
- No nie, nie powiedziałaś, więc zrobiłam to za ciebie.
- Ja cię naprawdę....!!! - nie dokończyła, rozległ się sygnał przychodzącego sms-a.
- Ooo, odpisał.
- Co? Co? Co odpisał?! - powtarzała Jinhee, też mimowolnie wpadając w stan podekscytowania.
- Że cieszy się i zaprasza do "Music Heaven" o 20.00. Jinhee! Czy to nie...
- Ojej, tak, mój ulubiony klub.
- Och wow, nie wiem jak ty, ja nie wierzę w przypadki.
- Ani ja, pewnie Jinyoung zdradził mu, że lubię to miejsce.
- Nie.
- Nie?
- Nie zamierzał wam "pomagać", stwierdził, że lepiej pozwolić wszystkiemu toczyć się swoim tempem.
- Ach, widzę, że sporo o nas dyskutujecie.
- Jinhee.
- No nic, nieważne. Chwilowo mam większy problem, kompletnie nie wiem w co się ubiorę, unni!
Mikyeon zachichotała, potem ułożyła dłonie w pistolety, wycelowała w kierunku przyjaciółki i zawołała:
- Hahaha, wiedziałam!
                Trzy godziny później Jinhee uznała, że jest już chyba gotowa. Dzięki poradom Mikyeon została ostatecznie w spódniczce i koszulce. Nie malowała się, jedynie posmarowała usta błyszczykiem. Włosy zostawiła rozpuszczone. Podobała jej się taka kreacja, naturalna. A potem z bijącym nieco za szybko sercem ruszyła do klubu. Dopiero przy wejściu spanikowała, nadal jeszcze ogarniał ją wstyd po tym, jak rozpoczęli znajomość... Nie wiedziała, czy powinna o tym wspomnieć, czy udawać, że nic a nic się nie stało. A może w ogóle pojawienie się tu to idiotyczny pomysł? Już chciała wycofać się i odejść, kiedy drzwi do klubu otworzyły się i stanął w nich...
- Cześć... Dongwoo, oppa - powiedziała niepewnie i spuściła wzrok, zawstydzona, czując, że na jej czoło wystąpiły kropelki potu, a przecież nie było upału...
- Cześć, w sumie to wyszedłem zapalić - wyjaśnił jej - chcesz też?
- Yhm.
Tak więc po chwili stali oboje oparci o mur i palili papierosy. Dongwoo o czymś opowiadał i chociaż Jinhee tego słuchała, to potem za nic nie pamiętała o czym. Promienie zachodzącego słońca raziły ich w oczy. A napięcie nie opadało, ani tu, ani w klubie. W środku było tłoczno i duszno. Jinhee i Dongwoo usiedli przy stoliku w rogu.
- Czego chcesz się napić? - zapytał.
- Yhm... może piwa - powinna opanować się z tym rozpoczynaniem zdania od "yhm", "eh", "ehm" i tym podobne!
Kiedy Dongwoo podszedł do baru, Jinhee obserwowała go ukradkowo. Podobało jej się, jak był ubrany, jak brzmiał jego głos i jak się śmiał. O tak, gdyby słuchała tego śmiechu codziennie, nigdy nie byłaby smutna.
- O czym myślisz? - zagadnął ją, wracając z dwoma szklankami piwa.
- O niczym istotnym - skłamała.
- Ach, tak? A byłaś taka skupiona...
Jinhee chichotała, gdy udawał jej mimikę.
- No wiesz, naprawdę bardzo bardzo śmieszne! - wołała.
- A co, nieśmieszne? To czemu się śmiejesz?
- Z ciebie. Z tego jak wyglądasz, udając mnie.
- No jak?
W tym momencie zrobiła taką zabawną minę, jaką tylko potrafiła. Dongwoo wybuchł śmiechem. Jinhee nie wytrzymała i też się roześmiała.
- Wybacz - powiedziała potem - czasami trochę mi odbija.
- Wybaczam, to było baaardzo... ciekawe.
I znowu się zaśmiali.
- Ale chyba nie powinnam tego robić, jeżeli chciałabym, byś mnie polubił, pomyślisz, że jestem wariatką.
- Jinhee, ja już cię lubię.
I zapadła chwilowa cisza.
- Yhm... to za co wypijemy?
- No nie wiem, za przyszłość?
- OK.
I stuknęli się szklankami. A potem pili i rozmawiali o wszystkim, nie zważając, jak szybko mija czas. W pewnym momencie Jinhee powiedziała, że idzie do ubikacji. Długo stała przy lustrze wpatrzona w swoje odbicie. Dawno nie wyglądała tak dobrze i zdrowo. A kiedy wyszła, z przerażeniem zauważyła, że przy ich stoliku nie było Dongwoo. Czyżby wyszedł bez pożegnania? Nie... Niemożliwe. Mimo to poczuła jak coś ją ściska w środku. Już była gotowa się rozpłakać, gdy niespodziewanie usłyszała jego głos... ze sceny, trochę zmieniony przez mikrofon.
- Dla Jinhee - rzekł tylko, a potem zaśpiewał piosenkę CNBlue - "Now or Never". Nie wydawał się przy tym zażenowany, zachowywał się zupełnie swobodnie, mimo że wszyscy w klubie na niego patrzyli. To dla mnie... To naprawdę dla mnie, powtarzała sobie Jinhee z niedowierzaniem. Jak zahipnotyzowana stała i nie odrywała oczu od Dongwoo. Kiedy wyciągnął rękę w jej stronę, ruszyła w jego kierunku. Już wszyscy wiedzieli, że to o nią chodzi, że to ta Jinhee. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak wyjątkowa. Aż wreszcie przy pomocy Dongwoo wdrapała się na scenę i zaśpiewali do jednego mikrofonu ostatni refren. A kiedy rozległy się brawa, ich usta połączyły się w niewinnym pocałunku.

***

                Sunwoo przez kilka dni nie widywał Angelene i nie był pewien, czy nie wychodziła z domu, czy po prostu na siebie nie trafiali. Za to czasami spotykał Mię, a ta ignorowała go w dziwny sposób. Aż pewnego dnia, kiedy znowu nie powiedziała mu "dzień dobry" zapytał ją, o co chodzi.
- Pfff, jak to o co?! - zawołała z ironią - ajussi, nie odezwę się do ciebie, aż nie zrobisz czegoś, by mama już nie płakała.
A po tym poszła w kierunku przystanku, zapewne wybierając się do Siwana.
Sunwoo zaklął po cichu. Nie chciał, by tak się wszystko potoczyło. I bez przerwy rozmyślał o Angelene. Nieustannie zastanawiał się, jak naprawić ich relacje. Nie skupiał się na niczym i wiecznie chodził poddenerwowany. Nie. Nie może tak tego pozostawić. Niepotrzebnie wyczekuje reakcji Angelene, skoro sam powinien działać. Dopiero Mia mu to uzmysłowiła. 
Długo szykował się na tę rozmowę i układał sobie w myślach, co powie. A i tak, jak przypuszczał, wszystko zapomniał, gdy tylko zapukał drzwi. W pierwszej chwili rozważał cofnięcie się, lecz było już za późno. Angelene otworzyła.
- Nie zalałam ci mieszkania, czy coś z tych rzeczy, więc chyba możesz sobie iść - powiedziała nadzwyczaj chłodno, chociaż widział po jej twarzy, że przedtem płakała.
Już zamykała mu drzwi i gdyby ich nie przytrzymał, pewnie nie otworzyłaby mu znowu. Zdecydowanie wszedł do środka i usiadł na kanapie w pokoju dziennym.
- A ty zamierzasz tak stać? - zapytał.
- Nie zapraszałam cię.
- Ale ostatnio oczekiwałaś ode mnie odpowiedzi, a ja ci jej nie udzieliłem.
- Ach tak, odpowiedzi?
Anglene stała oparta o futrynę, zakładając ręce.
- Przykro mi, że twoja przeszłość była, jaka była. Ale nie osądzam cię. Bo nie mam prawa. I nie wiem, jak sam zachowałbym się w podobnej sytuacji. Boli mnie to, że cały czas kłamałaś i udawałaś kogoś, kim nie jesteś. Mimo wszystko, chcę cię lepiej poznać, chcę poznać Shin Jiwoo.
Nie spuszczał wzroku z jej twarzy. W swojej przemowie brzmiał tak szczerze. Angelene poczuła wzruszenie, lecz nie pokazała go, pozostawała opanowana.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała.
- Ja... chcę po prostu być przy tobie - wyznał, wyciągając ramiona, a ona natychmiast w nie wpadła.
- Sunwoo. Och, Sunwoo! - powtarzała ze łzami w oczach i całowała go namiętnie - z... zaraz...
- Ciii.
- Ale zaraz...
W jednej chwili otworzyły się drzwi, w pokoju zjawiła się Mia i wydała z siebie okrzyk zaskoczenia.
- No proszę... tego to się nie spodziewałam - przyznała z ironicznym uśmiechem.
Angelene szybko odskoczyła od Sunwoo i wytłumaczyła mu:
- Yhmm chciałam powiedzieć, że zaraz przyjdzie Mia.
- Ale... byłem pewien, że pojechała do Siwana!
- Nie, poszłam do sklepu, po loda - odpowiedziała Mia - no aleee jak chcecie, to zaraz odwiedzę Siwana.
- Nie. Nie musisz... - powtarzała zakłopotana Angelene.
- A może powinnam zostać u niego na noc? - chichotała Mia.
- O nie! Chcę cię widzieć w domu o 20!
- To do jutra, mamo!
- Mia! Mia! Wracaj! Mia! - krzyczała Angelene, a wtedy Sunwoo z powrotem objął ją ramionami i pocałował.