Minori
stała przy oknie w swoim hotelowym pokoju i wpatrywała się w wielkie krople
zalewające sad. Załamanie pogody nastąpiło niespodziewanie w nocy. Zimne
północne powietrze przepędziło ostatki lata. Minori ubrała się w spodnie i
ciepły sweterek, czekała, miała nadzieję, że deszcz trochę zelżeje. Nie
przestawało padać, a czas naglił i do spotkania z Kudo Kaito pozostała ledwie
godzina. Aż wreszcie zasunęła zasłonki, zabrała parasol, po czym wyszła.
Szybkim krokiem ruszyła w kierunku przystanku, gdzie wsiadła w zatłoczony
autobus. Sama nie wiedziała, czemu czuła w sobie taki niepokój. Kudo Kaito, co
zamierzał jej przekazać? Gdyby to było coś dobrego, czy nie zrobiłby tego przez
telefon? Gdyby to było coś złego, czy też nie wolałby załatwić wszystkiego od
zaraz? Więc o co chodziło, że domagał się osobistego spotkania? Minori miała
mętlik w głowie. Jednocześnie była ciekawa i bała się. A w dodatku autobus
wlókł się niemiłosiernie i kiedy tylko wysiadła, rzuciła się pędem przed
siebie. Ostatecznie dotarła w porę do kawiarni, lekko zmoczona i zdyszana, rozejrzała
się wokoło po pozajmowanych stolikach. Wtedy go zauważyła. Kudo Kaito podnosił
rękę w powitalnym geście. Minori zatrzymała na nim wzrok, był młody, o wiele,
wiele młodszy niż sobie wyobrażała, elegancki, ubrany w czarny garnitur,
popijał wodę sodową. Kiedy się zbliżała, wstał.
- Kaito, miło mi.
- Minori.
Na moment ich dłonie zetknęły się w uścisku.
- Co za pogoda, prawda? - zagadywał, odsuwając jej krzesło
i odkładając ociekający parasol.
- Tak, istotnie paskudna.
W oczach Kaito była niepokojąca przenikliwość. To
sprawiało, że Minori skupiła wzrok na ustach chłopaka. A po chwili doszła do
wniosku, że ich kształt przypominał serce.
- Czego masz ochotę się napić? - zapytał.
- Kawy.
Kaito podszedł do baru, a zaraz potem do stolika podano
dwie filiżanki z parującym płynem.
- Pewnie zastanawia cię, kim jestem.
- Nie będę ukrywać, bardzo.
- Tak więc, robię doktorat z historii, interesuję się też
okresem okupacji.
Minori zadrżała. Wreszcie. Wreszcie trafiła na kogoś
naprawdę pomocnego.
- A co wiesz o mojej mamie? - pytała z podekscytowaniem.
- Nie powiedziałem, że cokolwiek wiem.
- Nie wiesz? - cisza - to po co się spotkaliśmy?
- Bo zamierzałem cię ostrzec.
- Przed czym?
- Przed rozczarowaniem, to nie ma sensu, Minori.
Kiedy wymówił jej imię, poczuła rozgoryczenie. Kaito był
przecież obcą osobą. Czemu tak się spoufalał?
- Niby co nie ma sensu?
- Te poszukiwania, zrozum, całą tajną dokumentację przejęli
Amerykanie lub została zniszczona, nic nie pozostało.
- Nieprawda! Na pewno jest ktoś, kto pamięta. I kto
przerwie to milczenie.
- Nikt nie przeżył obozu. Nikt. Stamtąd nie było ucieczki.
- A oficerowie? A strażnicy? A wszyscy pozostali pracownicy
obozu?
Minori miała wrażenie, że pobladł. Co go tak wystraszyło? Czyżby
jej ton? Może nie powinna tak reagować. Ale nie tego spodziewała się po ich
rozmowie przez telefon. Kaito nie tylko nie potrafił jej pomóc, w dodatku
jeszcze odwodził od poszukiwania prawdy!
- Nie wierzę, by ktokolwiek z nich był gotowy opowiedzieć ci
o tym, o czym chcesz usłyszeć, poddaj się, stracisz tylko czas, pieniądze i
energię.
- A co cię to w ogóle obchodzi?
- Nie obchodzi mnie, po prostu uważam, że możesz robić
ciekawsze rzeczy zamiast tracić cenny czas na błądzenie we mgle.
- Na przykład?
- No wiesz, jesteś atrakcyjna i młoda...
Minori odważyła się spojrzeć mu w oczy. Kaito patrzył na
nią z uśmiechem. I w tym momencie miała ochotę go uderzyć. Niespodziewanie
zauważyła, że lokal, spowity w romantycznym półmroku, pełen jest zakochanych
par. Na stolikach paliły się świece. Z gramofonu płynęły miłosne piosenki.
Czyli to tak... kiedy desperacko szukała swojej matki, on zwabił ją tu po
prostu dla rozrywki.
- Wal się ty arogancki gnojku! - zawołała, po czym wstała i
wypadła z kawiarni.
Ledwie znalazła się na dworze, uświadomiła sobie, że
zapomniała parasola. Lodowaty deszcz zaatakował ją wielkimi kroplami.
Natychmiast zawróciła, zderzając się w drzwiach z Kaito i wydając z siebie nieartykułowany
krzyk, a zanim zapytała, po co wyszedł, rozłożył jej parasol i okrył ich oboje.
Kiedy widziała go siedzącego przy stoliku nie przypuszczała, że może być tak
wysoki, szeroki w barkach i wysportowany. Minori zastygła w bezruchu, przez to
wszystko poczuła się niepewnie, miała wrażenie, że świat zmalał, przybrał
rozmiary rozłożonego parasola, jakby poza jego granicami nie było nic, po
prostu pustka.
- Wybacz, nie to zamierzałem powiedzieć.
- Ale to powiedziałeś.
- Nie poddasz się w poszukiwaniach?
- Nie.
- Skoro tak, pozwolisz, że ci pomogę?
- Nie wiem w czym konkretnie.
- Nie zapomnij, że jestem historykiem.
- Yhm.
- "Yhm", to znaczy, że się zgadzasz?
- Nie. Tak. Nie wiem.
- Czyli widzimy się jutro w południe w bibliotece
uniwersyteckiej?
- No dobrze.
Kaito wtedy dopiero przekazał jej parasol, a rączka była
przez niego przyjemnie ugrzana. Minori przez cały czas w drodze do hotelu
towarzyszyło to ciepło i sprawiało, że chwilowo znowu poczuła gwałtowny
przypływ pożądania, lecz zaraz go opanowała.
***
Kaito tak,
jak wszedł do domu, z ciężkim sercem siadł w fotelu i popadł w dziwny marazm.
Minori... bał się przez moment, że go przejrzała. Kiedy odwodził ją od
rozgrzebywania historii swojej matki, wyczuła w nim nieszczerość. Kiedy
zaoferował pomoc, wpadła w sidła. Ludzie stają się ufni i usypiają czujność wobec
tych, co okazują im dobroć. Nie przypuszczają, że maska przyjaciela może skrywać
wroga. Nie podejrzewają nikogo o taką perfidię. A więc tym jestem, pomyślał
Kaito, perfidnym wrogiem. Nie był zadowolony z dzisiejszego spotkania. Nie tak
je sobie wyobrażał. Minori miała się wystraszyć i wycofać. Jak to się stało, że
w zamian sam czuł strach i o mało co nie wycofał się bez walki? Niespodziewanie
w pokoju zjawił się ojciec i zapalił światło. Kaito zmrużył oczy i dopiero
wtedy dotarło do niego, że nadal ma na sobie buty.
- I co? - zapytał Hideki z pewnym niepokojem.
- Nie wiem, chyba w porządku.
- A co jej powiedziałeś?
- Aby trzymała się od tego z dala.
- I to wystarczyło?
- Nie.
- No więc co zrobiłeś?
Hideki się niecierpliwił, usiłował wyczytać cokolwiek z
postawy syna. Kaito jednakże pozostawał niewzruszony, tylko ręce trzęsły mu się
lekko i to na nich ojciec zatrzymał wzrok.
- Nic... zaproponowałem jej... pomoc.
- W czym?
- W poszukiwaniach, tato.
- Nie wierzę, czy tobie kompletnie odbiło?
- A co innego mi pozostawało?
- Jak to, "co innego ci pozostawało"?! -
zdenerwował się ojciec - poszedłeś tam przecież, by powstrzymać tę dziewczynę,
a nie pomagać jej dojść do prawdy, która zniszczy nas wszystkich!
- Och, ty nic nie rozumiesz! - zawołał Kaito, wstając i spacerując
nerwowo po pokoju - będę tylko udawał, że jej pomagam, a tak naprawdę zrobię
wszystko, by nie dotarła do żadnych obciążających nas informacji.
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł, chyba trochę zbyt
ryzykowany.
- Skoro nie mogę powstrzymać Minori, pozostaje mi tylko
kontrolować jej działania.
- Minori... - Hideki powtórzył z westchnieniem jej imię -
jaka ona jest?
Kaito przypomniał sobie ich rozmowę. Jaka? Jaka była
Minori?
- Gdybym miał ją opisać jednym słowem... wybuchowa?
***
Następnego
dnia spotkali się w bibliotece uniwersyteckiej. Minori siedziała zastawiona
starymi gazetami przy stoliku na wprost wielkiego, uchylonego okna, przez które
wpadały słoneczne promienie i raziły w oczy. Kaito przechadzał się w tę i we w
tę z otwartym numerem z tysiąc dziewięćset trzydziestego drugiego roku i czytał
na głos:
- Z powodu troski o higienę i zdrowie społeczeństwa na
terenie Mandżuri, w Pingfang, dzielnicy miasta Harbin, utworzono specjalną jednostkę
731 uzdatniającą wodę...
- Co? - zapytała wzburzona Minori - jednostkę uzdatniającą
wodę?!
- To była z początku ich przykrywka.
- Cholerni hipokryci, udawali troskę o zdrowie innych, by
nie przeszkadzano im w mordowaniu niewinnych ludzi!
- Kiedy dwanaście lat później dowództwo jednostki w ręce
Shiro Ishiiego, jej prawdziwa działalność stała się jawna - przypomniał Kaito i
zacytował go - "misją lekarza jest blokować choroby i je zwalczać, lecz
zadanie, nad którym mamy tu pracować to całkowita odwrotność tych reguł".
- Wariat!
Minori nie kontrolowała emocji i kilkoro studentów
zgromadzonych przy stoliku obok popatrzyło na nią z niezadowoleniem. Gdyby
Kaito nie przyłożył palca do ust (tych swoich pełnych ust, przypominających jej
przez cały czas serce), i nie wydał z siebie znaczącego "ciii",
pewnie nie uspokoiłaby się zbyt szybko. Ostatecznie zabrała się z powrotem za grzebanie
w gazetach. "Niebezpieczni skazańcy podczas transportu do jednostki 731
uciekli z twierdzy Zhongma", "Lekarze z jednostki 731 przeprowadzają
przełomowe badania w rozwoju medycyny". "Japonia skapitulowała.
Amerykanie wydali pozwolenie likwidacji jednostki 731 i zarekwirowali jej
archiwa ze względu na wiele cennych naukowo informacji. Nie ujawniono nazwisk
osób wykonywujących działania jednostki"
- Co za popierdolona propaganda! - zdenerwowała się Minori
i po raz kolejny podniosła głos.
Kaito bezskutecznie usiłował ją uspokoić. Wtedy zjawiła się
bibliotekarka, starsza pani w okularach w grubych oprawkach. Z nieskrywaną
naganą w głosie powiedziała:
- Nie są tu państwo sami, proszę o odrobinę szacunku dla
innych.
- Naprawdę bardzo przepraszamy i zaraz sobie idziemy -
postanowiła w tym momencie Minori.
A potem pozbierała "te propagandowe
śmieci", odłożyła z powrotem i wyszła. Kaito widział jej zdenerwowanie.
Kiedy szli zabytkowymi arkadami biblioteki przez dziedziniec, zapytał:
- A czego oczekiwałaś?
Nie potrafiła powiedzieć.
- Nie jest ci czasami wstyd za swój kraj? Bo mi tak. Bardzo
- przyznała, chociaż obawiała się trochę reakcji chłopaka.
Absolutnie nie chciała go oskarżać, tylko podzielić się tym
kolektywnym poczuciem winy, które i sama miała, mimo że nigdy nie czuła się
Japonką.
- Tak, czasami jest - rzekł z powagą po chwili zadumy - nie
dajmy się mimo wszystko zwariować, nie my mordowaliśmy, nie my torturowaliśmy,
nie my eksperymentowaliśmy na ludziach, a ci, co to robili, przeważnie działali
na rozkaz i gdyby się sprzeciwili, sami zapłaciliby życiem. W historii takich
przypadków było sporo. A czy, według ciebie, każdy Niemiec powinien czuć winę
za zbrodnie hitlerowskie?
- Nie. Jak zwykle przesadzam. Wybacz.
- Wybaczam.
Kaito na zgodę zaproponował jej papierosa. A potem po
prostu stali oparci o opleciony bluszczem mur, palili i milczeli. Dokoła
kręcili się studenci z książkami. Lato zawitało ponownie, po wczorajszym
deszczu nie pozostał ślad.
- W tym tygodniu mam zamiar udać się do Pingfang i zobaczyć
obozy - odezwała się po chwili Minori.
- Yhm... to... niezbyt przyjemne miejsce...
- Zapewne.
- Może być ci ciężko je oglądać, skoro dotyczy kogoś z
twoich bliskich.
- Nie jestem dzieckiem, widziałam w życiu wiele i zmierzę
się z tym.
- Może przedtem zobaczymy co innego? A jeżeli mimo wszystko
uprzesz się przy swoim, pojedziemy do Pingfang. OK?
I tym sposobem przesiedzieli resztę dnia w Archiwum
Narodowym. Minori wiedziała, że sama nigdy by się nie dostała do środka. Kaito,
okazując legitymację doktoranta, a ją przedstawiając jako dziennikarkę,
załatwił im przepustkę do tego ogromnego, ponurego gmachu. Poza nimi i kilkoma
znudzonymi ochroniarzami nie było tu nikogo. Przestrzenie między wysokimi do
sufitu regałami zajmowała niczym niezmącona cisza i drobinki kurzu, a każdy
krok na wykafelkowanej podłodze odbijał się donośnym echem. Minori z wrażenia
wstrzymywała oddech. Kaito zachowywał się za to bardzo pewnie. Bez trudu
znalazł odpowiedni dział i wyciągnął teczkę zatytułowaną J.731. Z
przeszywającym smutkiem w oczach podawał Minori kolejne akta. Posłusznie
czytała wszystko, jak szkolną lekturę, niczego nie pomijała, czytała o
przeprowadzanych na żywych ludziach okrutnych eksperymentach, o celowo
rozprzestrzenianych chorobach, o palonych masowo ciałach zmarłych i wyrzucaniu
prochów do rzeki. A potem łzy wypełniły jej oczy, litery rozmazywały się i
stawały się przez to nieczytelne. Minori nie potrafiła się poruszyć
przytłoczona tymi obrazami, powracającymi i znikającymi, znikającymi i
powracającymi wciąż na nowo. Gdyby Kaito nie oparł rąk o jej ramiona,
popychając ją lekko i zaprowadzając do drzwi wyjściowych, stałaby tak i stała.
Na dworze powoli zapadał zmrok, życie toczyło się swoim codziennym zwyczajnym
rytmem, wręcz nienaturalnie zwyczajnym w zderzeniu z opisami z
archiwalnych akt. Kaito był z siebie zadowolony. Nie chciał, co prawda,
doprowadzać Minori do tego stanu, chciał ją po prostu wystraszyć tymi
wszystkimi obrazami, jak poprzedniego dnia w kawiarni, tylko że z lepszym
skutkiem, chciał i wreszcie podołał zadaniu. A więc czemu czuł żal, gdy na nią
patrzył, pokonaną i poddaną, skoro osiągnął sukces... bo chyba osiągnął?
- Nadal masz zamiar udać się do Pingfang? - zapytał, niepewny,
czy cokolwiek w tym momencie dotrze do Minori.
- Tak.
***
Wizyta na
terenie byłego obozu została szczegółowo zaplanowana. Minori zabrała notes i
kupiła nowy film do aparatu, przewieszonego w tym momencie przez szyję. Kaito
stwierdził, że naprawdę przypominała mu dziennikarkę. Autobus dowiózł ich do
dzielnicy Pingfang. A potem w milczeniu ruszyli w kierunku pozostałych po
obozie ruin. Niewiele ostatnio rozmawiali, wytworzył się między nimi dziwny
dystans i sprawiał, że woleli zachować pewne rzeczy dla siebie. Czyżby nie
ufali sobie po ostatnim spotkaniu? Czy może dopiero uczyli się tego zaufania?
Już po kilku minutach szybkiego marszu zatrzymali się na wprost ogromnego
terenu otoczonego pozrywanym drutem kolczastym. Z przodu wznosiła się ściana z
czymś, co kiedyś było pewnie kominem, pozostałość budynku krematoryjnego. Tu
palono zwłoki, z których prochy wrzucano potem do rzeki. Minori podniosła
aparat i zrobiła zdjęcie. Kaito nie niecierpliwił się, nie ponaglał, dał jej
tyle czasu, ile potrzebowała. Aż wreszcie przeszli przez żelazne wrota obozu.
- Czemu nikt tego nie strzeże? - zdziwiła się Minori.
- Czemu ktoś miałaby strzec oczyszczalni wody? - rzucił z
dużą dawką ironii Kaito.
Minori odpowiedziała westchnieniem. Czy naprawdę nikt nie
zauważa, że zaprzeczając rzeczywistość, traci cenne dowody? I, że o tym, co się
tu wydarzyło, powinno się opowiadać, że powinno się pokazać ludziom do czego
może doprowadzić wojna, by to się nigdy nie powtórzyło? Minori zrobiła jeszcze
kilka zdjęć, jakby sama była odpowiedzialna za udokumentowanie tego
wszystkiego. Na pokrytym gruzami kilkoro dzieci kopało brudny, w połowie
spalony but.
- Wynocha! - przeszkodził im Kaito – Nie wiecie, że to
miejsce jest cmentarzem? Nie wiecie ile osób tu poległo? Wynocha, a jak jeszcze
raz tu przyjdziecie, nie ręczę za siebie!
Wtedy przestraszone dzieci rzuciły się pędem do ucieczki.
Minori sfotografowała but. A potem poszła zobaczyć jedyny nadal dobrze
zachowany barak. Kaito pospieszył za nią. Bez wahania weszli do środka i
rozejrzeli się dokoła. W ciemnym i dusznym pomieszczeniu pozbawionym okien nie
pozostało nic poza zbitym z desek stołem z przymocowanymi masywnymi łańcuchami
i walającymi się po podłodze, koło gablotki ze stłuczoną szybą, narzędziami
chirurgicznymi. Jak wielu niewinnym osobom odebrano tu w męczarniach życie?
Kaito oświetlił pomieszczenie przy pomocy zapalniczki. Minori sfotografowała
wszystko i niespodziewanie odkryła, że przez cały czas stała na wyblakłych,
rozległych plamach... zaschnięta krew. Natychmiast zrobiła krok w tył. Na
moment, tylko krótki moment, zamknęła oczy. A potem sfotografowała i to.
- Nie mogę tak tego zostawić, opowiem o wszystkim,
mam zamiar iść z tym do mediów, pomożesz mi? - pytała, gdy wyszli wreszcie z
baraku.
- Tak.
Kaito był pełen podziwu, że trzymała się tak dzielnie. A
może tylko udawała? A może po prostu nie chciała pokazać, jaka jest przerażona?
Minori spacerowała po terenie obozu zajęta robieniem zdjęć, czasami przystawała
i dumała nad czymś, czasami wyjmowała notes i pisała coś z przejęciem, trzymała
w sobie emocje, wykazywała się pełnym profesjonalizmem. Kaito starał się
stwarzać chociaż pozory, że jej pomaga, lecz bardzo dobrze radziła sobie sama.
Czy myślała o swojej mamie? Jak mogłaś tu trafić? Jak mogłaś tu żyć? Jak mogłaś
tu umrzeć...? Czy zadawała sobie te pytania?
***
Przez
kilka kolejnych dni Minori dochodziła do siebie po wizycie w obozie. Nie
opuszczała hotelowego pokoju, godzinami trwała w bezruchu, wpatrzona w
nieokreślony punkt lub pisała w notesie. Nie spała dobrze, miała koszmary i
budziła się przerażona. Wtedy otwierała okno, siadała na parapecie i oddychała
nocnym powietrzem. Aż wreszcie znowu zadzwonił Kaito. Minori stała przy
telefonie w recepcji i zastanawiała się, czy chce wyjść z nim wieczorem, czy
nie chce. A jeżeli nie chce, to czemu nie, tego nie wiedziała, i pozostawało
jej jedynie ulec namowom. Bez przekonania przebrała się w sukienkę, lekko
umalowała usta i ruszyła powoli w kierunku lokalu, gdzie, ustalili, że się
spotkają, a obcasy jej butów stukały o bruk. Zafascynowana obserwowała
spacerujące w blasku latarni pary, samotnych, wytwornych mężczyzn,
wodzących za nią wzrokiem, i skrywające się w bramach prostytutki.
Niespodziewanie poczuła się bardzo dorosła, po raz pierwszy była tak późno poza
hotelem. Kiedy dotarła do celu, zauważyła Kaito siedzącego na jednym z wysokich
krzeseł poustawianych wzdłuż baru i popijającego whisky.
- Na co masz ochotę? - zapytał z uśmiechem, gdy zajęła
miejsce obok i oparła się łokciami o blat.
Na twarzy miał kilkudniowy zarost, który dodawał mu pewnej
pociągającej powagi.
- Na to, co ty.
I po chwilo oboje popijali whisky. Im później, tym większe
zamieszanie panowało w lokalu. Ktoś wchodził. Ktoś wychodził. Gwar
nakładających się na siebie rozmów tworzył towarzyski klimat.
- Kiedy przeprowadziłeś się do Harbinu? Czemu akurat tu? Bo
przecież pochodzisz z Japonii, prawda? - pytała zainteresowana Minori.
- Ojciec dostał tu propozycję pracy, byłem wtedy dzieckiem
i nie przeżyłem tego specjalnie.
Kaito popił spory łyk alkoholu, jak gdyby opowieść o tym
wprawiała go w zażenowanie. Minori jednakże kontynuowała:
- Yhm... a kim jest z zawodu?
- Lekarzem, profesorem psychiatrii.
- Często wspomina o swoich pacjentach?
- Ojciec wykłada na uniwersytecie.
- O proszę, to chyba u was rodzinne! - zawołała, po czym
zapytała niepewnie - a mama?
- Cóż, porzuciła nas lata temu.
- Tak po prostu?!
- Minori, opowiedz mi lepiej o sobie - przyznał po chwili
zastanowienia.
I opowiedziała mu o swoim życiu, a kiedy skończyła, lekko
kręciło jej się w głowie po wypitym alkoholu. Kaito słuchał w skupieniu. A kiedy
wskazał gestem w kąt lokalu, gdzie muzycy rozkładali instrumenty, zapytała z
zainteresowaniem:
- Kto to?
- Dio Do, grają tu codziennie - tłumaczył - po tym
wszystkim, co ostatnio widziałaś, chcę ci pokazać coś dobrego i przypomnieć, że
nie tylko zło pozostało na świecie.
Czy to te słowa wywołały w Minori niespodziewane
wzruszenie? Czy może muzyka? Cała drżała, gdy wsłuchiwała się w grę Dio Do. Nie
umiała wyrazić zachwytu, jaki ją ogarniał jeszcze długo, długo po koncercie. I
miała wrażenie, że coś, co umarło w jej sercu podczas wizyty w obozie, na nowo
odżyło, to była wiara w dobro.
- Dziękuję - powiedziała i spojrzała Kaito prosto w oczy.
A potem poszli powoli w kierunku jej hotelu, milczeli, do
czego przywykli i nie czuli z tego powodu skrępowania. Na pożegnanie podali
sobie ręce, potem każdy ruszył w swoim kierunku. On do domu. Ona znikła za
hotelowymi drzwiami. Ledwie znalazła się w środku, zauważyła niecodzienne
poruszenie i usłyszała głos recepcjonistki:
- Och, proszę pani, dobrze, że pani jest, ktoś włamał się
do pani pokoju, już zadzwoniłam po policję.
Minori
stała przy oknie w swoim hotelowym pokoju i wpatrywała się w wielkie krople
zalewające sad. Załamanie pogody nastąpiło niespodziewanie w nocy. Zimne
północne powietrze przepędziło ostatki lata. Minori ubrała się w spodnie i
ciepły sweterek, czekała, miała nadzieję, że deszcz trochę zelżeje. Nie
przestawało padać, a czas naglił i do spotkania z Kudo Kaito pozostała ledwie
godzina. Aż wreszcie zasunęła zasłonki, zabrała parasol, po czym wyszła.
Szybkim krokiem ruszyła w kierunku przystanku, gdzie wsiadła w zatłoczony
autobus. Sama nie wiedziała, czemu czuła w sobie taki niepokój. Kudo Kaito, co
zamierzał jej przekazać? Gdyby to było coś dobrego, czy nie zrobiłby tego przez
telefon? Gdyby to było coś złego, czy też nie wolałby załatwić wszystkiego od
zaraz? Więc o co chodziło, że domagał się osobistego spotkania? Minori miała
mętlik w głowie. Jednocześnie była ciekawa i bała się. A w dodatku autobus
wlókł się niemiłosiernie i kiedy tylko wysiadła, rzuciła się pędem przed
siebie. Ostatecznie dotarła w porę do kawiarni, lekko zmoczona i zdyszana, rozejrzała
się wokoło po pozajmowanych stolikach. Wtedy go zauważyła. Kudo Kaito podnosił
rękę w powitalnym geście. Minori zatrzymała na nim wzrok, był młody, o wiele,
wiele młodszy niż sobie wyobrażała, elegancki, ubrany w czarny garnitur,
popijał wodę sodową. Kiedy się zbliżała, wstał.
- Kaito, miło mi.
- Minori.
Na moment ich dłonie zetknęły się w uścisku.
- Co za pogoda, prawda? - zagadywał, odsuwając jej krzesło
i odkładając ociekający parasol.
- Tak, istotnie paskudna.
W oczach Kaito była niepokojąca przenikliwość. To
sprawiało, że Minori skupiła wzrok na ustach chłopaka. A po chwili doszła do
wniosku, że ich kształt przypominał serce.
- Czego masz ochotę się napić? - zapytał.
- Kawy.
Kaito podszedł do baru, a zaraz potem do stolika podano
dwie filiżanki z parującym płynem.
- Pewnie zastanawia cię, kim jestem.
- Nie będę ukrywać, bardzo.
- Tak więc, robię doktorat z historii, interesuję się też
okresem okupacji.
Minori zadrżała. Wreszcie. Wreszcie trafiła na kogoś
naprawdę pomocnego.
- A co wiesz o mojej mamie? - pytała z podekscytowaniem.
- Nie powiedziałem, że cokolwiek wiem.
- Nie wiesz? - cisza - to po co się spotkaliśmy?
- Bo zamierzałem cię ostrzec.
- Przed czym?
- Przed rozczarowaniem, to nie ma sensu, Minori.
Kiedy wymówił jej imię, poczuła rozgoryczenie. Kaito był
przecież obcą osobą. Czemu tak się spoufalał?
- Niby co nie ma sensu?
- Te poszukiwania, zrozum, całą tajną dokumentację przejęli
Amerykanie lub została zniszczona, nic nie pozostało.
- Nieprawda! Na pewno jest ktoś, kto pamięta. I kto
przerwie to milczenie.
- Nikt nie przeżył obozu. Nikt. Stamtąd nie było ucieczki.
- A oficerowie? A strażnicy? A wszyscy pozostali pracownicy
obozu?
Minori miała wrażenie, że pobladł. Co go tak wystraszyło? Czyżby
jej ton? Może nie powinna tak reagować. Ale nie tego spodziewała się po ich
rozmowie przez telefon. Kaito nie tylko nie potrafił jej pomóc, w dodatku
jeszcze odwodził od poszukiwania prawdy!
- Nie wierzę, by ktokolwiek z nich był gotowy opowiedzieć ci
o tym, o czym chcesz usłyszeć, poddaj się, stracisz tylko czas, pieniądze i
energię.
- A co cię to w ogóle obchodzi?
- Nie obchodzi mnie, po prostu uważam, że możesz robić
ciekawsze rzeczy zamiast tracić cenny czas na błądzenie we mgle.
- Na przykład?
- No wiesz, jesteś atrakcyjna i młoda...
Minori odważyła się spojrzeć mu w oczy. Kaito patrzył na
nią z uśmiechem. I w tym momencie miała ochotę go uderzyć. Niespodziewanie
zauważyła, że lokal, spowity w romantycznym półmroku, pełen jest zakochanych
par. Na stolikach paliły się świece. Z gramofonu płynęły miłosne piosenki.
Czyli to tak... kiedy desperacko szukała swojej matki, on zwabił ją tu po
prostu dla rozrywki.
- Wal się ty arogancki gnojku! - zawołała, po czym wstała i
wypadła z kawiarni.
Ledwie znalazła się na dworze, uświadomiła sobie, że
zapomniała parasola. Lodowaty deszcz zaatakował ją wielkimi kroplami.
Natychmiast zawróciła, zderzając się w drzwiach z Kaito i wydając z siebie nieartykułowany
krzyk, a zanim zapytała, po co wyszedł, rozłożył jej parasol i okrył ich oboje.
Kiedy widziała go siedzącego przy stoliku nie przypuszczała, że może być tak
wysoki, szeroki w barkach i wysportowany. Minori zastygła w bezruchu, przez to
wszystko poczuła się niepewnie, miała wrażenie, że świat zmalał, przybrał
rozmiary rozłożonego parasola, jakby poza jego granicami nie było nic, po
prostu pustka.
- Wybacz, nie to zamierzałem powiedzieć.
- Ale to powiedziałeś.
- Nie poddasz się w poszukiwaniach?
- Nie.
- Skoro tak, pozwolisz, że ci pomogę?
- Nie wiem w czym konkretnie.
- Nie zapomnij, że jestem historykiem.
- Yhm.
- "Yhm", to znaczy, że się zgadzasz?
- Nie. Tak. Nie wiem.
- Czyli widzimy się jutro w południe w bibliotece
uniwersyteckiej?
- No dobrze.
Kaito wtedy dopiero przekazał jej parasol, a rączka była
przez niego przyjemnie ugrzana. Minori przez cały czas w drodze do hotelu
towarzyszyło to ciepło i sprawiało, że chwilowo znowu poczuła gwałtowny
przypływ pożądania, lecz zaraz go opanowała.
***
Kaito tak,
jak wszedł do domu, z ciężkim sercem siadł w fotelu i popadł w dziwny marazm.
Minori... bał się przez moment, że go przejrzała. Kiedy odwodził ją od
rozgrzebywania historii swojej matki, wyczuła w nim nieszczerość. Kiedy
zaoferował pomoc, wpadła w sidła. Ludzie stają się ufni i usypiają czujność wobec
tych, co okazują im dobroć. Nie przypuszczają, że maska przyjaciela może skrywać
wroga. Nie podejrzewają nikogo o taką perfidię. A więc tym jestem, pomyślał
Kaito, perfidnym wrogiem. Nie był zadowolony z dzisiejszego spotkania. Nie tak
je sobie wyobrażał. Minori miała się wystraszyć i wycofać. Jak to się stało, że
w zamian sam czuł strach i o mało co nie wycofał się bez walki? Niespodziewanie
w pokoju zjawił się ojciec i zapalił światło. Kaito zmrużył oczy i dopiero
wtedy dotarło do niego, że nadal ma na sobie buty.
- I co? - zapytał Hideki z pewnym niepokojem.
- Nie wiem, chyba w porządku.
- A co jej powiedziałeś?
- Aby trzymała się od tego z dala.
- I to wystarczyło?
- Nie.
- No więc co zrobiłeś?
Hideki się niecierpliwił, usiłował wyczytać cokolwiek z
postawy syna. Kaito jednakże pozostawał niewzruszony, tylko ręce trzęsły mu się
lekko i to na nich ojciec zatrzymał wzrok.
- Nic... zaproponowałem jej... pomoc.
- W czym?
- W poszukiwaniach, tato.
- Nie wierzę, czy tobie kompletnie odbiło?
- A co innego mi pozostawało?
- Jak to, "co innego ci pozostawało"?! -
zdenerwował się ojciec - poszedłeś tam przecież, by powstrzymać tę dziewczynę,
a nie pomagać jej dojść do prawdy, która zniszczy nas wszystkich!
- Och, ty nic nie rozumiesz! - zawołał Kaito, wstając i spacerując
nerwowo po pokoju - będę tylko udawał, że jej pomagam, a tak naprawdę zrobię
wszystko, by nie dotarła do żadnych obciążających nas informacji.
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł, chyba trochę zbyt
ryzykowany.
- Skoro nie mogę powstrzymać Minori, pozostaje mi tylko
kontrolować jej działania.
- Minori... - Hideki powtórzył z westchnieniem jej imię -
jaka ona jest?
Kaito przypomniał sobie ich rozmowę. Jaka? Jaka była
Minori?
- Gdybym miał ją opisać jednym słowem... wybuchowa?
***
Następnego
dnia spotkali się w bibliotece uniwersyteckiej. Minori siedziała zastawiona
starymi gazetami przy stoliku na wprost wielkiego, uchylonego okna, przez które
wpadały słoneczne promienie i raziły w oczy. Kaito przechadzał się w tę i we w
tę z otwartym numerem z tysiąc dziewięćset trzydziestego drugiego roku i czytał
na głos:
- Z powodu troski o higienę i zdrowie społeczeństwa na
terenie Mandżuri, w Pingfang, dzielnicy miasta Harbin, utworzono specjalną jednostkę
731 uzdatniającą wodę...
- Co? - zapytała wzburzona Minori - jednostkę uzdatniającą
wodę?!
- To była z początku ich przykrywka.
- Cholerni hipokryci, udawali troskę o zdrowie innych, by
nie przeszkadzano im w mordowaniu niewinnych ludzi!
- Kiedy dwanaście lat później dowództwo jednostki w ręce
Shiro Ishiiego, jej prawdziwa działalność stała się jawna - przypomniał Kaito i
zacytował go - "misją lekarza jest blokować choroby i je zwalczać, lecz
zadanie, nad którym mamy tu pracować to całkowita odwrotność tych reguł".
- Wariat!
Minori nie kontrolowała emocji i kilkoro studentów
zgromadzonych przy stoliku obok popatrzyło na nią z niezadowoleniem. Gdyby
Kaito nie przyłożył palca do ust (tych swoich pełnych ust, przypominających jej
przez cały czas serce), i nie wydał z siebie znaczącego "ciii",
pewnie nie uspokoiłaby się zbyt szybko. Ostatecznie zabrała się z powrotem za grzebanie
w gazetach. "Niebezpieczni skazańcy podczas transportu do jednostki 731
uciekli z twierdzy Zhongma", "Lekarze z jednostki 731 przeprowadzają
przełomowe badania w rozwoju medycyny". "Japonia skapitulowała.
Amerykanie wydali pozwolenie likwidacji jednostki 731 i zarekwirowali jej
archiwa ze względu na wiele cennych naukowo informacji. Nie ujawniono nazwisk
osób wykonywujących działania jednostki"
- Co za popierdolona propaganda! - zdenerwowała się Minori
i po raz kolejny podniosła głos.
Kaito bezskutecznie usiłował ją uspokoić. Wtedy zjawiła się
bibliotekarka, starsza pani w okularach w grubych oprawkach. Z nieskrywaną
naganą w głosie powiedziała:
- Nie są tu państwo sami, proszę o odrobinę szacunku dla
innych.
- Naprawdę bardzo przepraszamy i zaraz sobie idziemy -
postanowiła w tym momencie Minori.
A potem pozbierała "te propagandowe
śmieci", odłożyła z powrotem i wyszła. Kaito widział jej zdenerwowanie.
Kiedy szli zabytkowymi arkadami biblioteki przez dziedziniec, zapytał:
- A czego oczekiwałaś?
Nie potrafiła powiedzieć.
- Nie jest ci czasami wstyd za swój kraj? Bo mi tak. Bardzo
- przyznała, chociaż obawiała się trochę reakcji chłopaka.
Absolutnie nie chciała go oskarżać, tylko podzielić się tym
kolektywnym poczuciem winy, które i sama miała, mimo że nigdy nie czuła się
Japonką.
- Tak, czasami jest - rzekł z powagą po chwili zadumy - nie
dajmy się mimo wszystko zwariować, nie my mordowaliśmy, nie my torturowaliśmy,
nie my eksperymentowaliśmy na ludziach, a ci, co to robili, przeważnie działali
na rozkaz i gdyby się sprzeciwili, sami zapłaciliby życiem. W historii takich
przypadków było sporo. A czy, według ciebie, każdy Niemiec powinien czuć winę
za zbrodnie hitlerowskie?
- Nie. Jak zwykle przesadzam. Wybacz.
- Wybaczam.
Kaito na zgodę zaproponował jej papierosa. A potem po
prostu stali oparci o opleciony bluszczem mur, palili i milczeli. Dokoła
kręcili się studenci z książkami. Lato zawitało ponownie, po wczorajszym
deszczu nie pozostał ślad.
- W tym tygodniu mam zamiar udać się do Pingfang i zobaczyć
obozy - odezwała się po chwili Minori.
- Yhm... to... niezbyt przyjemne miejsce...
- Zapewne.
- Może być ci ciężko je oglądać, skoro dotyczy kogoś z
twoich bliskich.
- Nie jestem dzieckiem, widziałam w życiu wiele i zmierzę
się z tym.
- Może przedtem zobaczymy co innego? A jeżeli mimo wszystko
uprzesz się przy swoim, pojedziemy do Pingfang. OK?
I tym sposobem przesiedzieli resztę dnia w Archiwum
Narodowym. Minori wiedziała, że sama nigdy by się nie dostała do środka. Kaito,
okazując legitymację doktoranta, a ją przedstawiając jako dziennikarkę,
załatwił im przepustkę do tego ogromnego, ponurego gmachu. Poza nimi i kilkoma
znudzonymi ochroniarzami nie było tu nikogo. Przestrzenie między wysokimi do
sufitu regałami zajmowała niczym niezmącona cisza i drobinki kurzu, a każdy
krok na wykafelkowanej podłodze odbijał się donośnym echem. Minori z wrażenia
wstrzymywała oddech. Kaito zachowywał się za to bardzo pewnie. Bez trudu
znalazł odpowiedni dział i wyciągnął teczkę zatytułowaną J.731. Z
przeszywającym smutkiem w oczach podawał Minori kolejne akta. Posłusznie
czytała wszystko, jak szkolną lekturę, niczego nie pomijała, czytała o
przeprowadzanych na żywych ludziach okrutnych eksperymentach, o celowo
rozprzestrzenianych chorobach, o palonych masowo ciałach zmarłych i wyrzucaniu
prochów do rzeki. A potem łzy wypełniły jej oczy, litery rozmazywały się i
stawały się przez to nieczytelne. Minori nie potrafiła się poruszyć
przytłoczona tymi obrazami, powracającymi i znikającymi, znikającymi i
powracającymi wciąż na nowo. Gdyby Kaito nie oparł rąk o jej ramiona,
popychając ją lekko i zaprowadzając do drzwi wyjściowych, stałaby tak i stała.
Na dworze powoli zapadał zmrok, życie toczyło się swoim codziennym zwyczajnym
rytmem, wręcz nienaturalnie zwyczajnym w zderzeniu z opisami z
archiwalnych akt. Kaito był z siebie zadowolony. Nie chciał, co prawda,
doprowadzać Minori do tego stanu, chciał ją po prostu wystraszyć tymi
wszystkimi obrazami, jak poprzedniego dnia w kawiarni, tylko że z lepszym
skutkiem, chciał i wreszcie podołał zadaniu. A więc czemu czuł żal, gdy na nią
patrzył, pokonaną i poddaną, skoro osiągnął sukces... bo chyba osiągnął?
- Nadal masz zamiar udać się do Pingfang? - zapytał, niepewny,
czy cokolwiek w tym momencie dotrze do Minori.
- Tak.
***
Wizyta na
terenie byłego obozu została szczegółowo zaplanowana. Minori zabrała notes i
kupiła nowy film do aparatu, przewieszonego w tym momencie przez szyję. Kaito
stwierdził, że naprawdę przypominała mu dziennikarkę. Autobus dowiózł ich do
dzielnicy Pingfang. A potem w milczeniu ruszyli w kierunku pozostałych po
obozie ruin. Niewiele ostatnio rozmawiali, wytworzył się między nimi dziwny
dystans i sprawiał, że woleli zachować pewne rzeczy dla siebie. Czyżby nie
ufali sobie po ostatnim spotkaniu? Czy może dopiero uczyli się tego zaufania?
Już po kilku minutach szybkiego marszu zatrzymali się na wprost ogromnego
terenu otoczonego pozrywanym drutem kolczastym. Z przodu wznosiła się ściana z
czymś, co kiedyś było pewnie kominem, pozostałość budynku krematoryjnego. Tu
palono zwłoki, z których prochy wrzucano potem do rzeki. Minori podniosła
aparat i zrobiła zdjęcie. Kaito nie niecierpliwił się, nie ponaglał, dał jej
tyle czasu, ile potrzebowała. Aż wreszcie przeszli przez żelazne wrota obozu.
- Czemu nikt tego nie strzeże? - zdziwiła się Minori.
- Czemu ktoś miałaby strzec oczyszczalni wody? - rzucił z
dużą dawką ironii Kaito.
Minori odpowiedziała westchnieniem. Czy naprawdę nikt nie
zauważa, że zaprzeczając rzeczywistość, traci cenne dowody? I, że o tym, co się
tu wydarzyło, powinno się opowiadać, że powinno się pokazać ludziom do czego
może doprowadzić wojna, by to się nigdy nie powtórzyło? Minori zrobiła jeszcze
kilka zdjęć, jakby sama była odpowiedzialna za udokumentowanie tego
wszystkiego. Na pokrytym gruzami kilkoro dzieci kopało brudny, w połowie
spalony but.
- Wynocha! - przeszkodził im Kaito – Nie wiecie, że to
miejsce jest cmentarzem? Nie wiecie ile osób tu poległo? Wynocha, a jak jeszcze
raz tu przyjdziecie, nie ręczę za siebie!
Wtedy przestraszone dzieci rzuciły się pędem do ucieczki.
Minori sfotografowała but. A potem poszła zobaczyć jedyny nadal dobrze
zachowany barak. Kaito pospieszył za nią. Bez wahania weszli do środka i
rozejrzeli się dokoła. W ciemnym i dusznym pomieszczeniu pozbawionym okien nie
pozostało nic poza zbitym z desek stołem z przymocowanymi masywnymi łańcuchami
i walającymi się po podłodze, koło gablotki ze stłuczoną szybą, narzędziami
chirurgicznymi. Jak wielu niewinnym osobom odebrano tu w męczarniach życie?
Kaito oświetlił pomieszczenie przy pomocy zapalniczki. Minori sfotografowała
wszystko i niespodziewanie odkryła, że przez cały czas stała na wyblakłych,
rozległych plamach... zaschnięta krew. Natychmiast zrobiła krok w tył. Na
moment, tylko krótki moment, zamknęła oczy. A potem sfotografowała i to.
- Nie mogę tak tego zostawić, opowiem o wszystkim,
mam zamiar iść z tym do mediów, pomożesz mi? - pytała, gdy wyszli wreszcie z
baraku.
- Tak.
Kaito był pełen podziwu, że trzymała się tak dzielnie. A
może tylko udawała? A może po prostu nie chciała pokazać, jaka jest przerażona?
Minori spacerowała po terenie obozu zajęta robieniem zdjęć, czasami przystawała
i dumała nad czymś, czasami wyjmowała notes i pisała coś z przejęciem, trzymała
w sobie emocje, wykazywała się pełnym profesjonalizmem. Kaito starał się
stwarzać chociaż pozory, że jej pomaga, lecz bardzo dobrze radziła sobie sama.
Czy myślała o swojej mamie? Jak mogłaś tu trafić? Jak mogłaś tu żyć? Jak mogłaś
tu umrzeć...? Czy zadawała sobie te pytania?
***
Przez
kilka kolejnych dni Minori dochodziła do siebie po wizycie w obozie. Nie
opuszczała hotelowego pokoju, godzinami trwała w bezruchu, wpatrzona w
nieokreślony punkt lub pisała w notesie. Nie spała dobrze, miała koszmary i
budziła się przerażona. Wtedy otwierała okno, siadała na parapecie i oddychała
nocnym powietrzem. Aż wreszcie znowu zadzwonił Kaito. Minori stała przy
telefonie w recepcji i zastanawiała się, czy chce wyjść z nim wieczorem, czy
nie chce. A jeżeli nie chce, to czemu nie, tego nie wiedziała, i pozostawało
jej jedynie ulec namowom. Bez przekonania przebrała się w sukienkę, lekko
umalowała usta i ruszyła powoli w kierunku lokalu, gdzie, ustalili, że się
spotkają, a obcasy jej butów stukały o bruk. Zafascynowana obserwowała
spacerujące w blasku latarni pary, samotnych, wytwornych mężczyzn,
wodzących za nią wzrokiem, i skrywające się w bramach prostytutki.
Niespodziewanie poczuła się bardzo dorosła, po raz pierwszy była tak późno poza
hotelem. Kiedy dotarła do celu, zauważyła Kaito siedzącego na jednym z wysokich
krzeseł poustawianych wzdłuż baru i popijającego whisky.
- Na co masz ochotę? - zapytał z uśmiechem, gdy zajęła
miejsce obok i oparła się łokciami o blat.
Na twarzy miał kilkudniowy zarost, który dodawał mu pewnej
pociągającej powagi.
- Na to, co ty.
I po chwilo oboje popijali whisky. Im później, tym większe
zamieszanie panowało w lokalu. Ktoś wchodził. Ktoś wychodził. Gwar
nakładających się na siebie rozmów tworzył towarzyski klimat.
- Kiedy przeprowadziłeś się do Harbinu? Czemu akurat tu? Bo
przecież pochodzisz z Japonii, prawda? - pytała zainteresowana Minori.
- Ojciec dostał tu propozycję pracy, byłem wtedy dzieckiem
i nie przeżyłem tego specjalnie.
Kaito popił spory łyk alkoholu, jak gdyby opowieść o tym
wprawiała go w zażenowanie. Minori jednakże kontynuowała:
- Yhm... a kim jest z zawodu?
- Lekarzem, profesorem psychiatrii.
- Często wspomina o swoich pacjentach?
- Ojciec wykłada na uniwersytecie.
- O proszę, to chyba u was rodzinne! - zawołała, po czym
zapytała niepewnie - a mama?
- Cóż, porzuciła nas lata temu.
- Tak po prostu?!
- Minori, opowiedz mi lepiej o sobie - przyznał po chwili
zastanowienia.
I opowiedziała mu o swoim życiu, a kiedy skończyła, lekko
kręciło jej się w głowie po wypitym alkoholu. Kaito słuchał w skupieniu. A kiedy
wskazał gestem w kąt lokalu, gdzie muzycy rozkładali instrumenty, zapytała z
zainteresowaniem:
- Kto to?
- Dio Do, grają tu codziennie - tłumaczył - po tym
wszystkim, co ostatnio widziałaś, chcę ci pokazać coś dobrego i przypomnieć, że
nie tylko zło pozostało na świecie.
Czy to te słowa wywołały w Minori niespodziewane
wzruszenie? Czy może muzyka? Cała drżała, gdy wsłuchiwała się w grę Dio Do. Nie
umiała wyrazić zachwytu, jaki ją ogarniał jeszcze długo, długo po koncercie. I
miała wrażenie, że coś, co umarło w jej sercu podczas wizyty w obozie, na nowo
odżyło, to była wiara w dobro.
- Dziękuję - powiedziała i spojrzała Kaito prosto w oczy.
A potem poszli powoli w kierunku jej hotelu, milczeli, do
czego przywykli i nie czuli z tego powodu skrępowania. Na pożegnanie podali
sobie ręce, potem każdy ruszył w swoim kierunku. On do domu. Ona znikła za
hotelowymi drzwiami. Ledwie znalazła się w środku, zauważyła niecodzienne
poruszenie i usłyszała głos recepcjonistki:
- Och, proszę pani, dobrze, że pani jest, ktoś włamał się
do pani pokoju, już zadzwoniłam po policję.