31/01/2018

our whole family (rozdział 9)

ONE KISS

                Geunsuk widział ich z oddali, Seungyeon i Hongkiego, połączonych w pocałunku. Czas zatrzymał się niespodziewanie. Tak, jak w chwili wypadku, kiedy człowiek uzmysławia sobie, że nie może tego powstrzymać, sekundy stają się ułamki sekund, wprawiają powietrze w lekkie drżenie. A potem nadchodzi nieuniknione. Czas rozwarstwia się i zapada ciemność. Geunsuk obserwował niczym w zwolnionym tempie rozkosz na twarzy Seungyeon, zupełnie taką, jaką widział kilka dni przedtem, całując ją. To bolało, trafiając prosto w serce. Hongki natomiast, chyba wyczuł czyjąś obecność i szybko odsuwając dziewczynę od siebie, spojrzał na detektywa. Tym sposobem stało się owo nieuniknione, doszło do zderzenia. Słoneczne promienie wpadające przez okno do domu pogrzebowego były niczym światła policyjnej latarki, demaskującej miejsce zbrodni i zbrodniarzy. Przestraszeni siedzieli na podłodze w końcu korytarza, jakby zrozumieli, że nie ma drogi ucieczki. W przeciwieństwie do mężczyzn, patrzących sobie w oczy, Seungyeon nie podnosiła wzroku. Chociaż sama w to nie dowierzała, miała nadzieję, że detektyw nie widział niczego, czego nie powinien. Żeby tylko nie zdradziły jej czerwone z emocji policzki i nerwowy oddech...
- Detektywie, to nie tak... - powtarzał zawstydzony Hongki.
Seungyeon lekkim szturchnięciem przekazała mu, by lepiej zamilkł. Przecież tylko winny się tłumaczy! Ale pewnie czuł się winny po pocałunku z dawną szwagierką w dniu pogrzebu swojej dziewczyny...
Geunsuk nic nie mówił. Nie istniało odpowiednie słowo na to, co czuł w tamtym momencie. A więc tak czuje się zdradzona osoba...
- Ehm, ja poszedłem sprawdzić, jak się pan trzyma - rzekł wreszcie ze stoickim spokojem - tak niespodziewanie wypadł pan z sali.
Czy Hongki wie o mnie i Seungyeon?, zastanawiał się detektyw, wie, co wydarzyło się ostatnio w jej apartamencie?
- Ach, jak pan widzi, w ogóle się nie trzymam - przyznał Hongki i istotnie nie prezentował się zbyt dobrze, łzy pozostawiły po sobie niezbite dowody.
- Nie wiedziałem, że jest tu pan z panią Seungyeon. Nie przeszkadzałbym wtedy wam. Naprawdę przepraszam.
- W niczym pan nie przeszkodził.
- Nie? - wyrwało się Geunsukowi.
Tym sposobem Seungyeon zyskała pewność, że wszystko widział. Hongki natomiast dodał:
- To naprawdę nic nie znaczyło. Seungyeon poniosło. Może zbytnio się wczuła w pocieszanie mnie.
Geunsukowi wydawało się tylko, a może rzeczywiście po tym wyznaniu zauważył na jej twarzy wściekłość. Seungyeon podniosła się pospiesznie, wyprostowała sukienkę i odezwała się ze wzrokiem nadal wbitym w podłogę:
- To ja już pójdę.
A następnie ruszyła w kierunku drzwi. Geunsuk ledwie zdusił w sobie potrzebę, by pobiec za nią i zrobić jej awanturę o to, jak czuł się potraktowany. Ale zaraz potem dotarło do niego: nie, ona go nie wykorzystała, on doprowadził do tego sam, wyobrażając sobie nie wiadomo co. Seungyeon nigdy niczego mu nie obiecywała. Tak naprawdę nie wydarzyło się nic oprócz jednego, jedynego pocałunku na kanapie. To on ubzdurał sobie, że za tym całym zamieszaniem z zamordowaniem Jaekyung czekała ich miłość. Geunsuk po raz pierwszy w życiu doznawał tego typu rozczarowania. I potrzebny był mu czas, by się z tym wszystkim oswoić. Ale, kiedy chciał odejść, jak przedtem Seungyeon, usłyszał głos:
- Detektywie, czy może mnie pan podrzucić do domu? Nie wytrzymam tu dziś dłużej. P... Proszę mnie podrzucić do domu - powtarzał Hongki błagalnie.
- OK - zgodził się Geunsuk.

***

                Seyngyeon szła prosto przed siebie, nie bacząc na nikogo i na nic. W tym momencie jedynym jej pragnieniem było uciec. Nie chciała, by ktokolwiek przyłapał ją z Hongkim. Nie chciała, by przyłapał ją detektyw. Geunsuk... co miałaby mu powiedzieć? I czy zostało coś jeszcze do powiedzenia? Przecież widział wszystko. Seungyeon wpadła na kogoś i nie siliła się na przeprosiny. Po chwili znalazła się na dworze. Natychmiast owiało ją zimne powietrze, otoczyli dziennikarze i zasypali pytaniami. Nie słuchała ich, jakoś dotarła do parkingu i wsiadła do samochodu, tam poczuła się bezpiecznie. A może to tylko pozorne bezpieczeństwo? Seungyeon miała wrażenie, że od pewnego czasu stąpa po kruchym lodzie. Jeżeli dziś pojawiło się pęknięcie, to nieuniknione, że prędzej, czy później cała tafla zawali się spektakularnie. Zdecydowanym gestem zaciskała dłonie na kierownicy, wyjechała z parkingu i wtedy dopadło ją to okropne uczucie. Nieoczekiwany napad paniki? A może skutki tego, że od rana nie miała w ustach łyka alkoholu? Seungyeon czuła, jak wszystko w jej ciele sztywnieje i po prostu wiedziała, że nie przejedzie tych kilku kilometrów, co dzieliły ją od domu. Spanikowana zjechała na pobocze, zatrzymała się i oparła czoło o kierownicę, czym przypadkowo nacisnęła klakson. Przez moment wył przeraźliwie niczym kierowane do wszystkich S.O.S. Nie przypuszczała, że ktokolwiek na nie zareaguje... Ledwie usłyszała, że ktoś zapukał w szybę, przerażona podniosła wzrok i zobaczyła obok Hyesung.
- Unni, co ty tu robisz? - zapytała, otwierając drzwi i niemalże ją nimi uderzając.
- Tak zahamowałaś, że o mało co miałabyś nas w swoim bagażniku - zauważyła siostra - wszystko OK.
Seungyeon nie zainteresowała się, jakich "nas".
- Nie. Nie jest OK. Nic nie jest OK - powiedziała.
Hyesung doznała szoku. W twarzy tej przerażonej dziewczyny nie rozpoznawała swojej wiecznie pełnej optymizmu siostry. Chyba po raz pierwszy w życiu zrobiło jej się żal Seungyeon.
- Dobra, chodź, podwieziemy cię.
Kiedy pomagała siostrze wysiąść, czuła jaka jest ona słaba. A do Seungyeon dopiero wtedy dotarło, że "my" oznacza Hyesung i Jonghoona. W ciszy usiadła posłusznie na tylnym siedzeniu samochodu chłopaka, zaczęła szukać w torebce chusteczek, by wytrzeć spocone czoło. Nie przestawały drżeć jej dłonie. Po drodze milczała, mimo że Hyesung i Jonghoon z ożywieniem rozmawiali. Nie powiedziała nic, a kiedy zatrzymali się przy jej apartamentowcu, siedziała w bezruchu niczym zahipnotyzowana. Aż wreszcie usłyszała głos siostry:
- Seungyeon!
Nieoczekiwanie wyrwana z zadumy, wysiadła.
- Unni, dziękuję i... przepraszam.
- W porządku.
- Nie zapytasz mnie za co?
- Nie zapytam, wiem, za co.
Hyesung odprowadziła siostrę wzrokiem.
- A ja nie wiem - przyznał Jonghoon po chwili - za co cię przepraszała?
- Och, za to, że nasłała na mnie reporterów.
- Więc to naprawdę była ona?
- Ja od początku wiedziałam, że to była ona.
Jonghoon zareagował na tę wiadomość ze stoickim spokojem. A Hyesung czuła przyjemne ciepło w sercu od kiedy usłyszała z ust siostry przeprosiny. Może to oznaczało, że ich bezsensowna wojna wreszcie się skończy. Przecież obie tego chciały i obie zamiast wyciągnąć rękę na zgodę, wciąż wzajemnie się oskarżały. Chociaż przyrodnimi, były mimo wszystko siostrami. Czas naprawić ich relacje. Póki nie jest za późno. Z takim postanowieniem Hyesung wysiadła przy swoim domu. Nie zaprosiła Jonghoona, chciała być sama i zastanowić się nad pewnymi sprawami. A kiedy żegnała go czułym uściskiem zobaczyła na tylnym siedzeniu karteczkę i ciekawa, co też zostawiła Seungyeon, pochyliła się, czytając ją.
- A może pojedziemy do mnie? - proponował Jonghoon.
- Nie. Nie dziś - powiedziała spłoszona Hyesung, cofając się z tylnego siedzenia i ruszając w kierunku drzwi do domu.
Nie spojrzała za siebie, nie pomachała chłopakowi, szła wpatrzona w karteczkę, a konkretnie paragon z ulubionego baru siostry. Nie. Nie pomyliła się, tam naprawdę widniała data 10 października. Seungyeon piła tego wieczoru nieprzyzwoite ilości alkoholu. Tu, w Seulu. Nie, jak utrzymywała, w Busan.

***

                Hongki usiadł wygodnie w fotelu obok kierowcy i popadł w dziwne otępienie. To było Geunsukowi na rękę, bo chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie miał ochoty na rozmowę, jak dziś. Co w ogóle wie o Seungyeon? Czy naprawdę jej rodzinna historia, opowiedziana przy akompaniamencie łez, wystarczyła, by zakochał się i wyobrażał sobie ich przyszłość? Z całych sił zaciskał dłonie na kierownicy i w ten sposób wyładowywał kipiącą w nim złość.
- Ja i Seungyeon to osobny rozdział - rzekł niespodziewanie pasażer - czy chce go pan wysłuchać?
Geunsuk rzucił przelotne spojrzenie na Hongkiego. Chociaż na pogrzebie prezentował się elegancko, w tym momencie przypominał kupkę nieszczęść. A to spowodowało, że detektyw rzekł "tak", kiedy naprawdę nie chciał słuchać o Seungyeon. Jeżeli to pomoże Hongkiemu, nie powinien mu odmawiać...
- OK, proszę powiedzieć, co ma pan do powiedzenia.
- Ja i Seungyeon... rok temu coś się między nami wydarzyło.
- S... Słucham?
- Tak. Tak, wiem jak to brzmi, zdradził żonę z jej własną siostrą. Ale nie jestem z tego dumny i wydawało mi się, że Seungyeon też nie jest.
- Ach, wydawało się panu?
- Tak. Bo dzisiaj sam nie wiem, co o tym sądzić, niczego nie jestem już pewien.
Hongki z westchnieniem ukrył twarz w dłoniach i zamilkł. Akurat w momencie, w jakim Geunsuk zaczynał się niecierpliwić wysłuchania reszty tego niechlubnego "rozdziału".
- Czyli podejrzewa pan, że Seungyeon poczuła i cały czas czuje coś do pana?
Jeżeli tak było, to oznacza, że nigdy nie czuła niczego do mnie, uzmysłowił sobie Geunsuk i znowu zabolało go serce.
- Ja przepraszam, n... nie, nie mogę panu o tym opowiedzieć.
- Dlaczego?
- Dlatego, że nie czuję się dobrze. Czy może się pan zatrzymać? Bo muszę zwymiotować.
Ale nie zwymiotował. Geunsuk zatrzymał się na poboczu i obserwował Hongkiego, pochylonego obok, krztuszącego się i prowokującego wymioty. Nic z tego.
- Nie ma pan czym zwymiotować - poinformował go wreszcie.
Na pogrzebie Hongki niewiele zjadł, jak i pewnie przez poprzednich kilka dni. Ostatecznie poddał się i wsiadł z powrotem.
- Jeżeli chce pan usłyszeć tę opowieść do końca, zapraszam do siebie - zaproponował.
Geunsuk dał mu butelkę wody, jaką zazwyczaj woził w schowku. Hongki popił trochę, mimo to nie wyglądał lepiej. Nie odzywali się potem po drodze. Nie patrzyli na siebie wzajemnie. Aż po pół godzinie dotarli do celu. W milczeniu weszli do domu, zdjęli kurtki i buty. Geunsuk rozsiadł się na kanapie, Hongki poczęstował go kubkiem kawy, sam popijał wodę od detektywa.
- Niech mi pan opowie o Seungyeon.
- No więc... po tym, jak poszliśmy do łóżka, postanowiliśmy, że o wszystkim zapomnimy.
- Ale tak się nie stało?
- Nie. Nie z jej strony. Niestety.
- Czy Seungyeon się w panu zakochała?
- Kiedy dowiedziała się o moim rozwodzie z Hyesung, zadzwoniła do mnie pijana i wyznała mi miłość.
- A pan, co jej odpowiedział?
- Że nie jestem gotowy do kolejnego związku. Nie wiedziałem, jak powiedzieć, że po prostu jej nie kocham i tamto nic dla mnie nie znaczyło. Ja... mimo to lubiłem Seungyeon.
- Rozumiem. Nie chciał jej pan skrzywdzić. A potem pan poznał Jaekyung.
- Tak.
- Jak zareagowała na to Seungyeon?
- Jak zareagowała? Nie wiem. Nie widywaliśmy się wtedy. Nie mieliśmy kontaktu. Nie dzwoniliśmy do siebie. Za to po jej śmierci...
- Hm?
- Seungyeon dodawała mi wsparcia jak prawdziwa przyjaciółka. Przez to uwierzyłem, że jeżeli cokolwiek do mnie czuła, zapomniała o tym. Naprawdę, byłem tego pewien, do dzisiaj.
- Czy ona pana pocałowała?
- Tak.
- Co pan wtedy pomyślał?
- Że nie powinienem, tylko to przeszło mi przez myśl w tamtym momencie. A potem pojawił się pan, detektywie. Czy pan sądzi, że ona nadal mnie kocha? - pytał Hongki, czując się i wyglądając już o wiele lepiej.
W przeciwieństwie do detektywa. Geunsuk nie udzielił mu odpowiedzi, ani wtedy, ani nigdy. W przypływie impulsu wstał z kanapy, nie dopijając kawy, krew wrzała mu w żyłach i motywowała do działania.
- Dziękuję za tę opowieść.
- Już pan idzie? - zapytał Hongki, jakby szczerze rozczarowany i... zasmucony?
- Niestety, praca wzywa.
- Szkoda, byłoby miło, gdyby dotrzymał mi pan towarzystwa. Ale praca, to praca. Nie mogę pana zatrzymywać.
- Do zobaczenia - rzucił jeszcze Geunsuk, zaskoczony, że do Hongkiego nic a nic nie dotarło.
Seungyeon... Seungyeon stanowiła niebezpieczeństwo! Jak możliwe, że to przeoczył? Nie myślał w tym momencie o swoim złamanym sercu. Niestety, jak podejrzewał, nigdy do niego nic nie czuła, jedynie chciała go zwieść. I to jej się udało. Seungyeon miała motyw... Geunsuk zrozumiał, że musi natychmiast z nią porozmawiać, a przede wszystkim sprawdzić, czy wieczorem 10 października, jak utrzymywała, przebywała w Busan. Czemu przedtem tego nie zrobił? Seungyeon kochała Hongkiego. Seungyeon wiedziała o ciąży. Seungyeon zabiła Jaekyung. Ta możliwość przerażała go i przyprawiała o dreszcze. Chociaż był za bardzo zdenerwowany, by siadać za kierownicę, nie chciał tracić czasu. Po chwili z piskiem opon ruszył do apartamentu Seungyeon. Co jej powie? Niestety, musi porzucić dumę i zaakceptować świadomość, że przez tyle czasu dawał się zwodzić. W niesamowicie szybkim tempie pokonał drogę, a potem wsiadł do windy i niecierpliwie patrzył na zmieniające się numerki pięter. Zimnym pot oblał mu plecy. Raz. Dwa. Trzy, tyle razy naciskał dzwonek. Aż drzwi się otworzyły i stanęła w nich roztrzęsiona... Hyesung, na jej twarzy była krew.

OD AUTORKI:

Kochani moi, wiele się wyjaśnia, więc informuję zawczasu, że pozostał jeszcze tylko jeden rozdział tego opowiadania. 

Pozdrawiam!:)

i will protect you (rozdział 5)

                Hyojong wpatrywał się tępym wzrokiem w przestrzeń, minuty mijały. Uderzenie nie było silne, nie bolało, a mimo to coś sprawiało, że do oczu cisnęły się łzy. Może z szoku? Może z rozczarowania? Matka nigdy dotąd go nie spoliczkowała. Nie tego spodziewał się po miesiącach rozłąki. Ale czy powinien się temu dziwić? Czyi rodzice zareagowaliby spokojnie na wieść, że ich syn napadł na kogoś i wyznaczono mu kuratora? Hyojong czuł lekki żal o to, że starszy brat o wszystkim im opowiedział. A jednocześnie pojawiła się i ulga. Pewnie prędzej lub później i tak by się dowiedzieli, tym sposobem nie musiał sam się tłumaczyć. Hyojong walczył z kolejnym przypływem łez i niewykluczone, że rozpłakałby się, gdyby nie usłyszał pukania do drzwi, które przeszkodziło mu w rozważaniach. Chociaż nie odpowiedział, mama postanowiła wejść do pokoju. A więc chyba mimo wszystko nie ominie go tłumaczenie się...
- Hyojong...
- Hm?
Matka przysiadła obok i pogłaskała go po policzku.
- Hyojong, przepraszam.
- OK.
- Niepotrzebnie wyładowałam się na tobie, to wszystko przez ojca.
- A co się dzieje z ojcem? - zapytał z niepokojem.
Czyżby coś mu się stało? Nie. Niemożliwe. Matka nie przyleciałaby wtedy do domu, tylko zadzwoniła po niego i po Hyojina. Czyli o co chodzi?
- Nie wiem, czy powinnam ci o tym opowiadać - przyznała, po czym zamilkła na pewien czas i dodała, uciekając spojrzeniem, jak gdyby ze wstydem - wasz ojciec nie jest wiernym mężem.
- Ale co to znaczy, mamo? - zapytał niewinnie, nie przypuszczając, że ją tym zdenerwuje...
Matka nigdy jeszcze nie wydawała mu się tak roztrzęsiona.
- Nie udawaj, że nie wiesz, co to znaczy, masz dwadzieścia cztery lata. A wasz ojciec mnie zdradza. Niestety, taka jest prawda.
Hyojong ze zdziwieniem rozchylił usta, lecz nie znalazł odpowiednich słów na skomentowanie tej sytuacji. A może po prostu w to nie wierzył. Owszem, tak się czasami zdarza, inni ojcowie znajdowali sobie kochanki. Ale przecież nie jego... nie jego, we wszystkim oddany swojej rodzinie, tata... On nigdy nie zrobiłby czegoś tak niegodnego.
- O czym mama mówi? - zapytał wreszcie z niedowierzaniem - i, czy to pewne?
- Och, gdyby nie było pewne, przecież bym ci o tym nie opowiadała! No co, może mam ci opowiedzieć jeszcze, jak się tego dowiedziałam, kim jest jego kochanka i, że jest ładna?
Nie. Nie mów lepiej nic więcej.
- Jesteś na mnie zły? - zmartwiła się mama - że nie chciałam udawać, że o niczym nie wiem i, że postanowiłam od niego odejść?
- Nie.
Chwilowo nie czuł zupełnie nic, nie był zły ani na nią, ani na ojca.
- Nie wiem, co mam robić. Jak z tym żyć. Jestem kompletnie rozbita, nie mogę jeść, nie mogę spać, nie mogę... - powiedziała i głos jej się załamał, a po twarzy popłynęły łzy.
- Nie płacz.
- Ale to tak bardzo boli.
- Och, mamo - powtarzał Hyojong, przytulając ją i sam nie powstrzymując już łez.
A potem po prostu siedzieli tak i płakali w ciszy.

***

                Yoonmi obawiała się drugiego spotkania z Hyojongiem, bo dobrze pamiętała, jak potoczyło się pierwsze. Wtedy, jedyne na co miała ochotę, to rozpłakać się i po prostu poddać. W pracy trafiała na różnych ludzi. Ale zwykle umiała do nich dotrzeć swoimi sprawdzonymi sposobami. Na początku opowiadała o sobie, czym wzbudzała ich zaufanie i zazwyczaj wtedy pozwalali jej się poznać. A to już połowa sukcesu. Na Hyojonga nic nie działało. Jak by się nie starała, pozostawał obojętny, zimny i niedostępny. Yoonmi po pierwszym spotkaniu z nim czuła, że zawiodła jako kuratorka i zastanawiała się, czy może rzeczywiście nie była gotowa do powrotu do pracy. Nie opowiedziała o swoich obawach mężowi, wiedziała, że wystarczy, by jeszcze raz wspomniał jej o tym, a ulegnie mu i odejdzie z zawodu. Ale potem okazało się, że to tylko chwilowy kryzys. Yoonmi nabierała nowych chęci i sił. O nie, nie podda się, sprosta wyzwaniu i kiedyś dotrze do Hyojonga. Nieważne ile to wymagałoby czasu. Z takim postanowieniem zjawiła się w kawiarni na ich drugim spotkaniu i mimo lekkich obaw, których się nie wyzbyła, nie traciła optymizmu. Bez trudu odnalazła go przy tym samym stoliku, co ostatnio, w identycznie lekceważącej pozie, z pustym, pozbawionym emocji wzrokiem. Nie zapowiadało to niczego dobrego. Ale grunt, że w ogóle tu był, wpakowałby się w jeszcze większe kłopoty, gdyby się nie zjawiał. Z uśmiechem dosiadła się do stolika i przywitała:
- Cześć.
- Cześć.
- I co nowego u ciebie?
- Nic.
- Nic? Nic się nie wydarzyło, dobrego, czy niedobrego? Hm?
Nie lubiła wyciskania z innych informacji. Ale czasami to działało i było jedynym sposobem na dowiedzenie się czegokolwiek. A w przypadku Hyojonga nigdy nie wiedziała, co zadziała, co nie, tak że próbowała wszystkiego.
- Moja mama przyleciała - rzekł niespodziewanie - nie wiem, czy to dobrze, czy nie.
Yoonmi triumfowała, czego nie dała po sobie poznać. Wreszcie dopuszczał ją do swojego życia, choćby w niewielkim stopniu i tak zdawkowymi informacjami. Niestety, w tym momencie przy stoliku pojawiła się kelnerka i przerwała im.
- Ja poproszę espresso, a co dla ciebie? - Yoonmi zapytała podopiecznego - stawiam.
- Nic.
- A dla niego deser lodowy z owocami - zdecydowała sama i nie doczekała się reakcji ze strony Hyojonga.
No tak, zapomniała, że wszystko mu jedno, jak ją poinformował w poprzednim tygodniu. Nie rozmawiali o niczym konkretnym, aż kelnerka nie przyniosła kawy i pucharku z deserem. Nie, w zasadzie to nie była rozmowa, jedynie Yoonmi opowiadała o tym, i o tamtym. A potem powróciła do poważnych spraw i zapytała podopiecznego, czemu nie wie, czy cieszy się, czy nie z odwiedzin mamy.
- Nie przyleciała w odwiedziny, przyleciała chyba na dobre.
- Pewnie z tęsknoty za domem?
- Pewnie tak.
- A tata?
- Nie, tata tam został.
- Coś wydarzyło się w Japonii?
Yoonmi zauważyła nieoczekiwane skrępowanie w zachowaniu Hyojonga, przez moment w jego oczach nie było pustki. Co spowodowało ten przypływ emocji? Lecz zaraz wszystko na nowo przykryła maska zobojętnienia.
- Ależ nie, nic się nie wydarzyło.
- Twoja mama wie o naszych spotkaniach?
- Tak.
- Czy mogłabym z nią przy okazji porozmawiać?
- Lepiej nie.
- Dlaczego?
- Dlatego, że... to niezbyt dobry moment, dopiero co wróciła.
- Nie powiedziałabym jej o tobie niczego złego - dodała Yoonmi, popijając espresso.
- Bo co złego możesz o mnie powiedzieć?
- Och, kogoś tu naszła ochota na żarty.
- Nie. Nie o to chodzi. Moja mama wie, co zrobiłem, chyba straciła do mnie resztki zaufania i czego by pani nie powiedziała, nic już jej nie zdziwi.
- A więc tak: po pierwsze nie "pani", tylko "noona". A po drugie, mama to mama, jeżeli jest zła, a pewnie jest, i tak nigdy nie przestanie jej na tobie zależeć.
- Tak pani... Tak sądzisz, noona?
- Yhm. Hyojong... - zaczęła niepewnie Yoonmi - chciałabym wiedzieć, czemu to zrobiłeś, nie żeby cię ocenić, a żeby cię zrozumieć.
I wtedy zapadła cisza. Yoonmi miała nadzieję, że Hyojong przygotowuje się do tego, by jej o wszystkim opowiedzieć. Później zrozumiała, że liczyła na zbyt wiele.
- Może wystarczy? - zapytał, przerywając milczenie - mam na dzisiaj dość.
Nie chciała naciskać. Nie chciała go zmuszać do zwierzeń. Wiedziała, że tak tylko zerwie nić porozumienia pomiędzy nimi.
- OK, widzimy się w przyszłym tygodniu - wypiła resztkę espresso i pożegnała się ze swoim podopiecznym uściskiem dłoni.
O dziwo, nie zignorował jej gestu.
- Do widzenia.
- Do widzenia. Hyojong...!
- Tak?
- Nie ruszyłeś deseru.
- Nie mam ochoty, zjedz go, jeżeli chcesz.
Ale nie chciała, jeszcze przez pewien czas siedziała sama przy stoliku i wpatrywała się w deser, a potem poszła zapłacić.

***

                Nikt nic nie mówił, a pani Shin piorunowała wszystkich ostrym wzrokiem. Byul i Changgu zastygli w bezruchu, on nadal przyciskając dłoń do uderzonego policzka. Chaewon zrzuciła z siebie ramiona Yanana. Nie potrafili powiedzieć, co tu się wydarzyło, skoro tak naprawdę też tego nie wiedzieli. Wszystko potoczyło się za szybko. Wszyscy działali impulsywnie.
- Nic się nie dzieje, mamo - zapewniła Byul i znowu zamilkła.
Bo jak miała wytłumaczyć swój strój i makijaż? Doskonale wiedziała, co myślała jej matka: dziwka.
- To  nieporozumienie - dodał pospiesznie Changgu, a policzek cały czas okropnie go piekł.
- Ja... wystraszyłam się, że nasz gość zrobił coś Byul - wyjaśniła Chaewon bez sprecyzowania, który gość.
Nie chciała stracić pracy, musiała wytłumaczyć się logicznie z tego, czemu ledwie co krzyczała i szarpała się w ramionach Yanana.
- Słucham? - pytała Shin Haera.
- Ale to nieporozumienie! - powtarzał załamany Changgu, zdradzając tym samym, że chodzi o niego.
- Byul, czy on ci coś zrobił? - zapytała ją matka.
- Nie. Chaewon pomyliła się po prostu i niepotrzebnie stanęła w mojej obronie.
- Jak to: pomyliła się?
- Bo płakałam, a Changgu chciał mnie uspokoić.
- Czemu płakałaś?
- Bo... opowiadałam mu o czymś przykrym, mamo - powiedziała Byul i wskazała bliznę na swojej twarzy, biała linka stała się na nowo widoczna, po tym jak cały makijaż popłynął ze łzami.
- To prawda? Chaewon? Lee Chaewon! - zawołała pani Shin.
- Tak.
- Nie podoba mi się, że napadasz na naszych gości.
- Naprawdę przepraszam, ja... jestem wyczulona na tego typu przypadki - tłumaczyła się Chaewon - nie umiałam prawidłowo ocenić sytuacji i wyszło, jak wyszło, przykro mi. 
Taki wstyd... napadła na niewinnego chłopaka. Nie potrafiła po tym na niego spojrzeć. Nie, nie potrafiła spojrzeć na nich obojgu, na Changgu i na Yanana.
- I ja przepraszam w imieniu mojej pracownicy - dodała pani Shin.
- Nic się nie stało, Chaewon miała dobre zamiary, była przekonana, że działa w obronie pani córki - przyznał Changgu - poza tym, zaraz została powstrzymana przez Yanana.
- Oby to było ostatni raz - powiedziała pani Shin, zwracając się do Chaewon, po czym zamknęła się z powrotem w swoim pokoju.
Byul też zmyła się pospiesznie. 
- Naprawdę przepraszam - powtarzała Chaewon, kiedy została sama z chłopakami. 
- OK. Rozumiem. Nie wiem tylko, co odbiło twojej koleżance - stwierdził ze wzburzeniem Changgu i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych, pewnie wracając na ognisko. 
- Eh, pogadam z nim - zaproponował Yanan i pospieszył za przyjacielem.
- A ja pogadam z Byul - postanowiła Chaewon i powoli zaczęła podejrzewać, że ta mimo wszystko narozrabiała, Jeżeli nie, czemu Changgu byłby na nią taki zły? Przecież nie z powodu wysłuchania historii jej blizny! Jak przypuszczała, przyjaciółka leżała, i wylewała strumienie łez, a poduszka brudna była od resztek rozmazanego makijażu.
- Byul, co się stało?
Chaewon przysiadła obok i pogłaskała ją po włosach.
- Jak ci o wszystkim opowiem, to przestaniesz mnie lubić.
- Nigdy nie przestanę cię lubić.
- Unni, przepraszam, że narobiłam ci kłopotów.
- Och, powiedz wreszcie, co się stało.
- Ja... chciałam uwieść Changgu - wyszlochała Byul - poszłam do jego pokoju i zaproponowałam mu seks, a on... kazał mi wyjść! No to wyszłam, wyszłam i rozpłakałam się. Changgu chciał porozmawiać i starał się mnie dogonić. Ja uznałam, że nie mamy o czym, czułam się upokorzona. Wtedy pojawiłaś się ty i Yanan. Już znasz resztę. Nie liczyłam, że Changgu zakocha się we mnie. Nie jestem taka naiwna. Podobno chłopaków nie trzeba namawiać, trzeba tylko odpowiednio ich podejść. Specjalnie ubrałam się i pomalowałam, chciałam go mieć choćby przez moment, dowiedzieć się, jak to jest... no wiesz, tyle by wystarczyło, nie żebrałabym o więcej. Ale on mi odmówił! Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?! Unni, czy ja jestem tak odrażająca?!


OD AUTORKI:

I jak się podoba kolejny rozdział?:)
 Wyjaśniło się trochę? 
Co uważacie o relacjach Chaewon i Byul z chłopakami? Kogoś shipujecie?

24/01/2018

i will protect you (rozdział 4)

*RETROSPEKCJA*

                Hyojong wpatrywał się twarz dziewczyny. Wszystko przez kod do drzwi, którego istotnie nie zmienił, lecz nie podejrzewał, że Chaewon go zapamięta, a co dopiero wykorzysta, by dostać się do mieszkania. Tak się po prostu nie robi. Zmieszana intensywnym spojrzeniem chłopaka, wstała i zajęła się wykładaniem na talerze ryżu z warzywami.
- Kolacja już jest gotowa - poinformowała - a poza tym, powoli musisz zrobić zakupy.
To prawda, od kilku godzin nic nie jadł, poza tym był zmęczony zajęciami i propozycja ciepłego posiłku wydawała się niezwykle kusząca. Tak więc siadł do stolika.
- OK, zjemy, a potem sobie pójdziesz.
Przy kolacji Chaewon opowiadała o zaplanowanych w tym tygodniu rozmowach kwalifikacyjnych. Usilnie poszukiwała pracy, przesłała CV do kilku kawiarni, sklepów, jako pomoc domowa i miała nadzieję, że załapie się gdziekolwiek. Później pozbierała naczynia i powkładała do zmywarki. Ale nic nie wskazywało, żeby zamierzała wyjść. Kiedy Hyojong wcisnął jej w rękę trochę pieniędzy i polecił, by kupiła sobie za to jedzenie, była zaskoczona.
- Czyli chcesz, żebym ja zrobiła zakupy?
- Nie, chcę, żebyś sobie poszła i nie wracała.
Hyojong starał się być stanowczy, bo tylko tak istniała szansa, by go posłuchała i nie nabierała na te smutne oczy. Już i tak w zaskakująco szybkim tempie stała się dla niego zbyt ważna i niezwykle przekonywująca.
- Naprawdę nie chcesz, żebym tu została i dbała o dom? - spytała.
- Nie. Już o tym rozmawialiśmy i zdania nie zmienię. Jeżeli na to zasłużył, powinnaś iść na policję i donieść na brata. Nie musiałabyś się więcej ukrywać. Jak nie chcesz sama, to mogę ci potowarzyszyć - zaproponował i w tym momencie rozpłakała się, siadając na kanapie i chowając twarz w dłoniach - Chaewon, nie licz, że to na mnie podziała.
Ale podziałało. Bez skutku usiłował ją uspokoić, prosił lub po prostu rozkazywał, by przestała płakać i wzbudzać w nim litość. Obojętna na wszystko, wylewała strumienie łez, wpadła w histerię, niczym rozpieszczone dziecko, którego zachcianki nie spełniono. Kiedy wreszcie na niego spojrzała, w jej czerwonej od płaczu twarzy wyczytał poddanie.
- Proszę... - wyszeptała.
Hyojong ukucnął obok i ujął jej dłonie w swoje, zmuszając ją tym samym do skoncentrowania na nim uwagi.
- Nie możesz tu zamieszkać. Ale pamiętaj, jakbyś zechciała iść na policję, czy jakbyś potrzebowała w czymkolwiek pomocy, dzwoń do mnie. OK?
- OK...
Potem zapisał jej swój numer telefonu i ID na kakaotalk. Chaewon uspokoiła się trochę. Już nie płakała, wydawała się jedynie wyczerpana po tamtym wybuchu histerii. Powoli wstała z kanapy, włożyła kurtkę i buty. Hyojong przypomniał sobie, jak poprzednio gryzło go sumienie i zaproponował, że pomoże jej z walizką. Nie odzywał się, zbiegając z nią po schodach i oddając ją właścicielce. Nie było pożegnania, czy spoglądania za siebie, każdy poszedł w swoim kierunku, ona do sklepu całodobowego, on z powrotem do domu. I znowu pojawiło się to niespodziewane uczucie pustki. Niemożliwe, by tak bardzo przyzwyczaił się do Chaewon, skoro była tu ledwie dzień! Więc o co chodzi? Pewnie o to tę tęsknotę za rodzicami. Nieustannie brakowało mu ich po tym, jak przenieśli się do Japonii i tak rzadko mieli czas na rozmowy. Hyojong postanowił chociażby stwarzać pozory, że wszystko w porządku. Tak więc po powrocie do domu nastawił głośno muzykę i siadł do nauki. Informatyka od dawna go interesowała, lecz niestety były to czasochłonne studia, zakładały konieczność zapoznawania się, poszukiwania i tworzenie nowych technologii, a przy tym cierpliwość i umiejętność skoncentrowania się, co dziś okazało się dla Hyojonga problemem. Nie umiał skupić się na niczym i czuł się jak jakaś nieszczęsna postać z kreskówki, otoczona dymkami z wizerunkiem kogoś, o kim nieustannie myśli. A tą osobą oczywiście była Chaewon. Za to, że nie pozwolił jej u siebie zamieszkać i zadbać o dom, prześladowała go niczym duch. Kiedy przyłapał się na tym, że zrzucił wszystkie notatki, odganiając "ją", odszedł od nauki. Przez resztę wieczoru snuł się po pokojach, zastanawiając się, czym może się zająć i ostatecznie, niczym się nie zajmując. Telewizja kojarzyła mu się z Chaewon. Przyjaciela nie było akurat na kakao. Aż wreszcie, znudzony nic nierobieniem, Hyojong położył się do spania. Chociaż w snach go nie nawiedziła...
                Nazajutrz nie wstał zaraz po rozdzwonieniu się budzika i zaspał na pierwsze zajęcia. W dodatku na stoliku nie było gotowego śniadania. W kiepskim humorze udał się na uczelnię, a rozkojarzenie przez cały czas go nie opuszczało. Jeżeli nie zapomni o Chaewon, nigdy więcej nie skupi się na niczym. Żeby przyspieszyć ten proces zapominania, spotkał się po południu z Hongseokiem. Rozmawiając o różnych sprawach, poszli coś zjeść, a potem powoli popijali piwo. I wtedy niespodziewanie zamilkli, wsłuchani jedynie w gwar i rozmowy innych: obaj chcieli zwierzyć się sobie wzajemnie i obaj niezbyt wiedzieli, jak. Chociaż znali się od podstawówki i dzielili się wszystkimi sekretami, ostatnio w ich życiu wydarzyły się rzeczy ciężkie do zaakceptowania przez samych siebie. Ale ostatecznie, po dwóch szklankach piwa, Hongseok otworzył się pierwszy:
- Eh... wiesz, że mieliśmy ostatnio zajęcia z pozostałymi grupami z angielskiego? - zapytał, popijając jeszcze jeden spory łyk i unikając wzroku Hyojonga.
- Tak, robicie projekt o historii Anglii. I?
- I tam była taka Younghee...
- Hyung, czyżby cię strzała amora trafiła? - zażartował Hyojong, szturchając go w bok.
Hongseok posłał mu gniewne spojrzenie, jak zwykle, gdy nie był w nastroju na żarty, a ten, na złość,żartował cały czas.
- Spadaj, żadna zaraz strzała amora, po prostu, ona chyba mi się spodobała.
- A masz jej zdjęcie?
- Tak, mam jej instagrama.
Po chwili Hyojong oglądał konto dziewczyny, była szczupła i zgrabna, w dodatku miała piękne, długie do pasa włosy.
- Oh, wow! - zawołał - naprawdę, po prostu nieziemska.
- Eh, tylko jest jeden problem...
- Pewnie ma chłopaka.
- Możliwe. Younghee tańczy w klubie ze striptizem, potwierdzone info.
- Przez kogo?
- Przeze mnie.
- Hyung, byłeś w klubie ze striptizem?
- Ale tylko po to, żeby zobaczyć, czy naprawdę tam tańczy. I tańczyła... rozebrana do bielizny.
- Twoi rodzice zabiliby cię, gdyby wiedzieli, gdzie bywa ich syn, dziedzic słynnego na świecie koncernu kosmetycznego, genialne dziecko!
- Nie kpij.
- Tak by było, nieprawda?
- No kurde, prawda. Moi rodzice nigdy by jej nie zaakceptowali i nie wiem, czy sam bym zaakceptował to, co robi.
- Nie wiadomo, czemu to robi.
- A więc ty byś jej jeszcze nie przekreślił? - zapytał z pewnym onieśmieleniem Hongseok.
- Nie, chyba chciałbym zapoznać ją lepiej i ocenić, jaka jest sytuacja - przyznał Hyojong, a potem, może w skutek wypitego alkoholu, zwierzył się i ze swojej sytuacji z Chaewon.
Nie pomijając niczego, opowiadał o tym, jak po raz pierwszy zobaczył ją w sklepie, przenocował i chociaż później wyprosił, wieczorem znowu zastał u siebie w domu, oglądającą telewizję i czekającą na niego z ciepłym posiłkiem. Słowa popłynęły. A po wrzuceniu z siebie tego wszystkiego, Hyojong poczuł się spokojniejszy. Poza tym, to ciekawe, jakich rad udzieli mu Hongseok.
- No, chyba nie tylko mnie ta strzała trafiła...
- Co?
- Nie zaprzeczaj, spodobała ci się. Lee Chaewon. I dręczy cię sumienie, że nie pozwoliłeś, by została.
- Hyung, ty głuuupi jesteś. Nie powiem, poruszyła mnie jej historia. Ale to tylko tyle.
- OK. Nie chcesz jej u siebie, rozumiem, boisz się, by nie rozeszło się, że z kimś zamieszkałeś. A więc powiedziałeś, że może liczyć na pomoc w czymkolwiek innym, miło z twojej strony, tylko, naprawdę wierzysz w to, że zdecyduje się donieść na brata?
- Nie wiem, powiedziałem, że to jedyne, co może zrobić, by nie musiała się więcej ukrywać.
- Ale ty nie znasz jej sytuacji, jak i ja nie znam sytuacji Younghee. Nie wiesz, czy to, co zrobił brat wystarczy, by na niego donieść, a jeżeli tak, ona może po prostu nie być na to gotowa.
- Racja... czyli jak ja mogę jej pomóc?
- Hm, wspierając ją. Nie czekając, aż sama się odezwie - ciągnął Hongseok - pokazując, że interesuje cię jej los.
To były cenne rady i Hyojong je sobie zapamiętał. Kiedy wyobrażał sobie Chaewon siedzącą w sklepie całodobowym, samą i pozostawioną bez pomocy, ściskało go to za serce. Co z tego, że dał jej pieniądze, oprócz nich potrzebowała przede wszystkim wsparcia. Chociaż rozmawiał z Hongseokiem jeszcze o wielu innych sprawach, przez cały czas rozmyślał o tamtych pełnych smutku oczach. A jak już wracał do domu, postanowił po drodze zrobić zakupy w sklepie całodobowym i przy okazji odwiedzić Chaewon. Nie chciał, by uznała, że wyrzucając ją za drzwi, po prostu pozbył się kłopotu, chciał, by wiedziała, że może na niego liczyć... Z dziwnym podekscytowaniem zastanawiał się, co jej powie, a ona: co powie jemu? Tak, jakby nie widzieli się od dawna, a nie od poprzedniego wieczoru. To spowodowało, że rozczarowanie było bolesne, gdy Hyojong dotarł wreszcie do sklepu i nie zastał tam dziewczyny. A może akurat kąpała się na stacji benzynowej, czy korzystała z ubikacji i zaraz wróci? Nie zaszkodzi mu zaczekać i zrobić przez ten czas zaplanowane zakupy. Czego w sumie potrzebuje? Na pewno ryżu, warzyw, zupek instant i innych gotowych produktów, trochę słodyczy i zapas coli. Z pełnym koszykiem udał się do kasy. Sprzedawca posłał mu zaciekawione spojrzenie, co znaczyło, że chyba go rozpoznawał. A w zasadzie, stwierdził Hyojong, nic nie szkodzi zapytać...
- Nie ma jej tu?
Sprzedawca odgadł o kogo chodzi.
- Nie, nastraszyłem ją policją i wreszcie poszła.
- Co?!
- Już mnie irytowało, że wiecznie tu przesiaduje. Więc powiedziałem jej, że albo wyjdzie sama, albo z pomocą policji.
Co pan narobił?! Czy pan nie wie, że Chaewon nie ma dokąd iść?! Czemu jest pan taki okrutny?!, Hyojong chciał mu wykrzyczeć wszystko prosto w twarz, lecz po chwili stwierdził, że pewnie niewiele by go to obeszło i zamiast tego zapytał:
- Nie wie pan, gdzie poszła?
- Nie wiem. Niech idzie, gdzie chce, byle tu nie przesiadywała. Już mi działała na nerwy.
- To pamięta pan, kiedy poszła?
- Około południa.
Hyojong spakował zakupy i, nie żegnając się,  ze zdenerwowaniem wyszedł ze sklepu. Może była jeszcze jakaś szansa na znalezienie Chaewon? Może szwędała się po okolicy, bo gdzie mogłaby iść? Pomimo tego, że torby z zakupami były ciężkie, szukał jej na całym osiedlu. Bezskutecznie. Przemarznięty wrócił wreszcie do domu i przysiadł przy stoliku wpatrzony w sine z wysiłku dłonie. Super. Pewnie nie spotkają się więcej. Chaewon nigdy się nie odezwie, a on nie wiadomo czemu, nie poprosił o jej numer, kiedy podawał swój. To okropnie go przygnębiło. Później ze zrezygnowaniem rozpakował zakupy. I wtedy w korytarzowym lustrze zobaczył odbicie pokoju brata. O nie, nie pomylił się! Chaewon spała przykryta kocem, a obok stała jej walizka. Hyojong bez zastanowienia zapalił wszystkie światła i podszedł do dziewczyny, a ona powoli podniosła powieki. Z przerażeniem podciągając pod siebie kolana, spojrzała na niego, przekonana, że go zdenerwowała.
- Nadal nie zmieniłeś kodu do drzwi - powiedziała niewinnie, niczym dziecko wiedzące, co zrobiło nie tak i, że nie ominie go kara.
Chaewon. Lee Chaewon. Czemu po przebudzeniu sprawiała wrażenie jeszcze piękniejszej?
- No wiesz co... szukam cię wszędzie, a ty tu sobie, jak gdyby nigdy nic, śpisz.
- Jak to? Czemu? Czemu mnie szukasz? - zapytała ze szczerym zdziwieniem.
- Chaewon, możesz tu zamieszkać.
W odpowiedzi, po prostu go przytuliła.

OD AUTORKI:

I co, cieszycie się, że Hyojong pozwolił Chaewon zamieszkać u siebie?:)

18/01/2018

our whole family (rozdział 8)

THE MOTIVE IS IMPORTANT

                Dongcheol rozsiadł się na kanapie. Gdyby tylko był świadomy, że dopiero co Seungyeon i Geunsuk leżeli tu przytuleni i oddawali się miłosnym pieszczotom... A może podejrzewał, że wydarzyło się między nimi wiele? Pewne znaki na to wskazywały. Na przykład pogniecione przykrycie kanapy, czy zaczerwienione policzki Seungyeon, choć nie wykluczone, że to z powodu picia.
- I ty, ty robisz mi wyrzuty, że przesadzam z prochami? - zapytał Dongcheol - sama masz problem z piciem.
Już podchodziła do barku, lecz kiedy to usłyszała, powstrzymała się i postanowiła, że nie da mu satysfakcji.
- Nie mam z niczym problemu! Ja piję, bo lubię, nie, bo muszę - zawołała ze wzburzeniem.
Naprawdę tak uważała. A może to było tylko kiepskie tłumaczenie? Seungyeon do niedawna nie zauważała, że pije więcej niż inni w jej otoczeniu. Przecież wszystko dla ludzi. Nic w tym złego, by posiedzieć wieczorem z kieliszkiem wina, czy nalać sobie czegoś mocniejszego dla dodania odwagi. A kiedy powoli zrozumiała, że jej zdarza się to trochę za często, uznała: mam po prostu taki nawyk, jak inni mają nawyk spania przy świetle, czy zaczynania dnia kubkiem kawy. Ale nigdy przedtem nie została porównana do narkomana.  Czy jej pozornie niewinnie picie istotnie nie różniło się wiele od uzależnienia, w jakim tkwił Dongcheol?
- Pewnie, lubisz, nie musisz, a skoro lubisz, bez sensu sobie odmawiać - odrzekł.
Seungyeon zadrżała, czemu brzmiał tak, jakby czytał jej w myślach? Doskonale wiedziała, że nie stara się po prostu odciągnąć uwagi od siebie, nigdy nie bronił się takimi sposobami, nie atakował innych, by zmniejszyć  poczucie swojej winy.
- Och, nieprawda, nie myślę tak, w ogóle o tym nie myślę, bo nie uważam, by było to problemem - powiedziała.
Ostatecznie napiła się wody. Powoli odczuwała zmęczenie. Ten wieczór zapowiadał się cudownie, a okazał totalnym niewypałem.
- Seungyeon-sii, oboje tak myślimy.
Nie miała sił powtarzać po raz kolejny, że bądź co bądź picie alkoholu jest legalne, a on natomiast wiele ryzykuje obracając się w tym przestępczym świecie.
- Nie chcę, żebyś kupował z moich pieniędzy narkotyki - powiedziała z powagą - i nie chodzi o to, że ich nie mam, tylko...
Co: tylko? Seungyeon sama nie wiedziała, czy martwi się o niego, czy może o siebie, czy może o nich oboje.
Poza swoimi osobistymi uzależnieniami łączyło ich też ryzyko. Dongcheol poprosił Seungyeon, by usiadła obok, a kiedy to zrobiła, przyznał:
- Nie martw się, mamy mroczniejsze sekrety.
- Ale to przeszłość.
- Naprawdę tak potrafisz? Jak gdyby nigdy nic zamykasz jeden rozdział w swoim życiu i rozpoczynasz nowy?
- Naturalnie. Jakbym nie potrafiła, to bym zwariowała. I ty też musisz się tego nauczyć.
- Nie wiem, czy chcę.
Seungyeon czuła się rozkojarzona tym, że przez cały czas patrzył jej w oczy. Pomimo otępienia spowodowanego uzależnieniem, pozostawały szczere. Nie dziwiła się, że kiedyś była w nich taka zakochana.
- A... czego chcesz? - spytała niepewnie.
- Bo skoro tyle nas łączy, może zejdziemy się znowu? - zaproponował, pochylił się lekko w jej kierunku i zaśmiał się nerwowo.
Seungyeon wstała pospiesznie, wolała nie być blisko, gdyby naszła go ochota doprowadzić do pocałunku, czy zrobić coś innego, równie idiotycznego w ich przypadku. Jedyne czego chciała w tym momencie, to żeby poszedł i nie przypominał jej o niczym, co jeszcze mieli wspólnego. Chyba to zrozumiał.
- Twój plan nie ma szans się powieść - rzucił, zmierzając do drzwi i sprawiając, że ją zmroziło.
- Mój plan? - spytała, udając, że nie wie, o co mu chodzi.
Bo niezupełnie wiedziała. Czy możliwe, że Dongcheol zna jej zamiary?
- Ten, o którym opowiedziałaś mi kiedyś, kiedy byłaś pijana - wyjaśnił z chytrym uśmiechem, po czym poszedł wreszcie.
Seungyeon rzuciła o drzwi kieliszkiem. A potem siedziała na podłodze i płakała wpatrzona w roztrzaskane szkło. Za bardzo przypominało jej osobiste życie.

***

                Nazajutrz Geunsuk poprosił o rozmowę Bomi, dziewczynę Minhwana. Nie wydawała się zaskoczona telefonem, może spodziewała się tego, a może uprzedzono ją o zamiarach detektywa. Uprzejmie zaproponowała, by spotkali się dzisiaj w kawiarni, po jej pracy. Geunsuk był tam godzinę wcześniej, pozałatwiał szybko wszystkie sprawy i zamiast tracić czas na niepotrzebne rzeczy, postanowił napić się kawy i zaczekać ze spokojem na Bomi, dziewczynę o niezwykle miłym i ciepłym głosie. W kawiarni rozmyślał o Seungyeon. Nie potrafił skupić się na niczym innym po wczorajszym wieczorze spędzonym w jej domu. Chociaż wydawało mu się to z perspektywy dzisiejszego dnia odległym i nierealnym snem, nie żałował. A jeżeli czegokolwiek miałby żałować: jedynie tego, że im przeszkodzono. Kim był Dongcheol? Czy wypada wypytywać o to Seungyeon? Geunsuk nie interesował się tym tylko z troski, pojawiło się coś jeszcze... zazdrość. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek tak zależało mu na kobiecie. Zwykle nie wiązał się z nimi, albo wiązał się na krótko. Nie uważał się za stworzonego do związku i wszystkie poprzednie jedynie to potwierdziły. Ale wierzył, że z Seungyeon nie doprowadziłby do katastrofy, starałby się z całych sił. A kiedy człowiek się stara, nie ma rzeczy niemożliwych. Tak powtarzali mu rodzice i oto ile osiągnął! Geunsuk wierzył, że i w życiu osobistym odniesie sukces. Z pozytywnym nastawieniem postanowił napisać do Seungyeon. Tyle chciał jej powiedzieć. Może nie powinni spotykać się póki trwa śledztwo, lecz przecież prędzej, czy później schwyta mordercę Jaekyung, a wtedy nikt więcej w niczym im nie przeszkodzi. W chwili, gdy wyciągnął z kieszeni telefon i zastanawiał się, co konkretnie napisać Seungyeon, usłyszał obok siebie głos, brzmiący w realu równie przyjemnie:
- Jang Geunsuk? - zapytała.
Geunsuk spojrzał na dziewczynę o krótkich, ciemnych włosach, w czarnych ubraniach i z pomalowanymi w tym samym kolorze paznokciami. Przez moment zastanawiał się, czy to żałoba, lecz szybko porzucił te myśli i stwierdził, że po prostu miała taki styl.
- Witam, detektyw Jang Geusuk - wstał, podając jej rękę - miło mi.
- Lee Bomi, mi też miło - przedstawiła się, a potem siedli, wpatrując się w siebie wzajemnie badawczo, w czym przeszkodziło im tylko pojawienie się kelnerki.
- Podobno była pani blisko z Jaekyung - przyznał Geunsuk przy kolejnym espresso.
- O tak, może to wydawać się panu dziwne, ja gotka, a ona promieniejąca energią, mimo wszystko, dobrze się dogadywałyśmy, lubiłyśmy się, byłyśmy prawdziwymi przyjaciółkami - opowiadała Bomi ze smutkiem, a twarz dziewczyny odzwierciedlała wszystkie emocje targające jej sercem.
- Często wspominała o Hongkim?
- Pewnie, byli w sobie tacy zakochani!
- Czyli wyklucza pani, by zachowywał się w stosunku do Jaekyung agresywnie?
- Co? Hongki miałby zachowywać się agresywnie? Niemożliwe, to chodząca łagodność. Każdy tak panu powie.
- Każdy mi tak mówi.
- Czemu więc mnie pan o to pyta?
- Czy widziała pani jej siniaki?
- Te na nogach? No, widziałam. Jae spadła z roweru.
- Jaekyung nie miała roweru.
- Owszem, nie miała, pożyczyłam jej mój.
Geunsuk poczuł w tym momencie coś dziwnego. Te zeznania w pewnym sensie zdjęły podejrzenie z Hongkiego, a jednocześnie oddalały od znalezienia mordercy, skoro oznaczały tyle, że kolejny trop okazał się błędny. Nie pozostawało detektywowi nic, jak wreszcie zaakceptować, że tracił czas podążając w mylnym kierunku i nadal tkwił w martwym punkcie. Bomi nie rozumiała tego zrezygnowania, które go wypełniło i którego nie zdołał ukryć.
- OK, to może zapytam wprost... Czy pani sama podejrzewa kogokolwiek? Kto byłby do tego zdolny?
Bomi przez pewien czas milczała, jakby rozważała coś w swoim sercu. Natomiast jej twarz wyrażała skupienie. Geunsuk niecierpliwił się usłyszeniem odpowiedzi.
- Nikt nie byłby zdolny jej zabić. Nikt nie byłby zdolny z premedytacją zadać śmierci osobie, która tak kochała życie. O tym jestem przekonana - powiedziała Bomi, nie zastanawiając się zbytnio nad interpretowaniem swoich słów.
A wtedy Geunsuk wbił w nią wzrok i z ożywieniem zapytał:
- Czy pani sugeruje, że Jaekyung została zamordowana w wyniku przypadku?

***

                Aż wreszcie nastał ten dzień, dzień pogrzebu Jaekyung i przywitał wszystkich ładną pogodą. Nie padał deszcz, chmury nie tworzyły mrocznej aury, a wiatr nie wygrywał złowieszczych melodii. Słońce ogrzewało Seul, rozleniwiało. A to tylko dodawało temu dniu smutku i nostalgii, przypominało, że jej już nie ma, a świat nadal istnieje.
Hyesung od tygodnia nie wychodziła z domu i nie sprawdzała Internetu. Po ostatnim ataku reporterów, bała się czytania czegokolwiek o sobie. Niestety, skutki i tak jej nie ominęły. Przy drzwiach wiecznie kręcili się dziennikarze, wypisywali i wydzwaniali, prosząc o rozmowę. Nie rozumieli, że nie zamierzała się tłumaczyć, bo po prostu nie miała z czego? Część osób, które zwała swoimi znajomymi, odwrócili się. Część niby obiecywała dodawać jej wsparcia, lecz pozostawała nieufność. Pewnego dnia zadzwoniła matka, wypłakiwała się do słuchawki i zawodziła: przecież to zaszkodzi twojej karierze! Nagrywanie dramy też zostało chwilowo przerwane. Hyesung nie tyle bolała ta zawodowa porażka, co świadomość, że nigdy nie zmyje z siebie łatki morderczyni, jaką przyklejała jej prasa, raz rzucone oskarżenie nigdy nie znika, zatruwa i przeszłość i przyszłość niewinnie oskarżonego.
- O czym myślisz? - usłyszała tuż obok dobrze znany głos.
- Nie wiem, co ubrać na pogrzeb - powiedziała ze zrezygnowaniem, nie zamierzając zdradzać szczegółowego przebiegu swoich myśli.
Jonghoon otoczył ją ramionami, wyznając i wzdychając przy tym ciężko:
- Hyesung, to nie jest dobry pomysł, żebyś tam szła.
- Rzekomo mordercy przychodzą na pogrzeby swoich ofiar - dopiero, kiedy zadrżał, dodała - a kto wierzy mediom, wierzy, że zabiłam Jaekyung.
- Ja nie wierzę mediom, tylko tobie.
- Nie wiem, co ubrać.
- Hm, może to?
Jak jej polecił, ubrała czarną, skromną sukienkę za kolana. Nie pomalowała się. Nie układała specjalnie włosów. Byle tylko nie rzucała się w oczy. Przy pomocy Jonghoona przecisnęli się pomiędzy nachalnymi dziennikarzami, ignorując ich nietaktowne pytania i dotarli bezpiecznie do samochodu. Po drodze nie odzywali się wiele, w niektórych chwilach milczenie znaczy więcej niż słowa. A potem kolejne zmagania z dziennikarzami. Niestety, wokół domu pogrzebowego były ich setki. Nie odpuszczali nikomu, napierali ze wszystkich stron na pojawiających się żałobników i zasypywali pytaniami. Ktoś błysnął Hyesung fleszem prosto w twarz. A to wystarczyło, by wspomnienie z napadu w wytwórni wywołało poczucie paniki. Nie byłoby dobrze, gdyby Jonghoon nie wprowadził jej w porę do domu pogrzebowego. Nie było też dobrze zobaczyć tyle bliskich twarzy pochylonych nad zdjęciem Jaekyung opartym o urnę i obłożonym kwiatami. Członkowie FT Island trzymali się obok siebie, otaczając Hongkiego i dodając mu wsparcia w tych trudnych chwilach. Nieco z boku stała Seungyeon i detektyw. W sali nie brakowało też innych artystów z FNC Entertainment i licznych koleżanek Jaekyung. Później przyjechała Bomi, w efektownej kreacji z czarnych koronek, i ze łzami w oczach wtuliła się w Minhwana. Nadal nikt nic nie mówił, wszyscy modlili się w ciszy w swoim sercu. W zasadzie dopiero, kiedy pojawiło się jedzenie i alkohol, rozeszło się echo pierwszych przygaszonych rozmów, wspominano Jaekyung i powoli zrzucano z siebie emocje. Szok spowodowany jej tragicznym odejściem pozostawiał miejsce żalowi. Już do wszystkich dotarło, że ona naprawdę nie żyje, lecz nikt nie potrafił tego zaakceptować. Hyesung przez cały czas wpatrywała się w Hongkiego. Nie wstawał z kolan, ze wzrokiem wbitym w zdjęcie Jaekyung wydawał się zupełnie nieruchomy, jakby i jego życie skończyło się wraz z jej.
- Witam - rozległ się w tym momencie głos detektywa.
Hyesung spojrzała mu ze zdziwieniem w twarz.
- Witam - odpowiedziała.
Bez pytania nalał alkoholu sobie, jej i Jonghoonowi.
- Proszę mi wierzyć, pani siostra odmawia mi wypicia dla towarzystwa.
- Ach, to dobrze. Nie wiem, co ją do tego skłoniło, czy może kto, mimo wszystko cieszę się.
Hyesung skierowała wzrok na Seungyeon stojącą w rogu sali, a potem znowu utkwiła spojrzenie w byłym mężu. Coś w twarzy Hongkiego ją niepokoiło. Coś, czego nigdy tam nie widziała. Coś, co nazwałaby szczytem rozpaczy.
- Już przestaliście się ukrywać - przyznał Geunsuk - weszliście do domu pogrzebowego, jakby nie obchodziło was, czy inni wyczują, czy nie, że jesteście parą.
- Ach, po prostu stwierdziliśmy, że i tak nikt tego nie spostrzeże - rzekł Jonghoon.
- A ja spostrzegłem.
- Gratulacje, detektywie.
- A pan, przyszedł tu szukać mordercy? - odezwała się znowu Hyesung.
- Czy zna pani przypowieść o dwóch siostrach?
- Nie.
- Proszę, niech pani posłucha.
- Oczywiście.
- Pewnego dnia dwie siostry spotkały na pogrzebie mężczyznę. Przedtem nigdy go nie widziały, mimo to obie zakochały się w nim. Niedługo potem odnaleziono zwłoki jednej z nich, okazało się, że została zamordowana przez tą drugą. Proszę powiedzieć, jaki według pani był motyw?
Hyesung milczała.
- Zazdrość o tego mężczyznę - wtrącił Jonghoon.
Geunsuk wyjaśnił z zagadkowym błyskiem w oczach:
- Nie, ona potrzebowała kolejnego pogrzeby, by go zobaczyć.
- Co za okropna przypowieść! - zawołał Jonghoon.
Hyesung poczuła przebiegający jej przez plecy nieprzyjemny dreszcz.
- Nie rozumiem, czemu mi pan o tym opowiada - przyznała.
- Chodzi o to, że przede wszystkim istotny jest motyw - oznajmił detektyw - pani przez cały czas nie odrywała od niego wzroku...
A wtedy wszyscy trzej spojrzeli w miejsce, które ledwie co zajmował Hongki, było ono puste.

***

                Seungyeon widziała ten moment, kiedy niespodziewanie wstał i wybiegł z sali. Bez zastanowienia ruszyła za nim.
- Hongki! - wołała.
Nie zatrzymał się. Nie zawahał. Nie spojrzał za siebie, po prostu pędził, jakby chciał uciec od wszystkiego i wszystkich. A kiedy dotarł do końca korytarza osunął się na podłogę, jak gdyby stracił resztki sił i rozpłakał, po raz pierwszy, odkąd umarła...
- Nie ochroniłem jej! - powtarzał w ataku histerii.
Seungyeon w jednej chwili klęczała obok i obejmowała go czule.
- Nie przewidziałeś tego... Nie mogłeś. Nikt nie mógł.
- Powiedz mi, jak ja mam z tym żyć?
- Och, Hongki, pamiętaj, nie jesteś sam...
- Powiedz mi, czy to rzeczywiście  poczucie niesprawiedliwości, czy zwyczajna ciekawość, kto zabił? Co sprawia, że wszyscy wariują z poszukiwaniami mordercy, podejrzewają siebie wzajemnie i nie ufają sobie? Jaekyung by tego nie chciała.
Hongki nie przestawał płakać. Strumienie łez spływały mu po twarzy i drżał na całym ciele. Nic nie mogło go uspokoić.
- Czy ty chcesz... żeby nie szukano mordercy?
- Ja chcę tylko, żeby Jaekyung wróciła.
- Oppa, wiem, że cierpisz i nigdy jej nie zapomnisz. Ale nie o to chodzi. Pewnego dnia po prostu nauczysz się z tym żyć, ta strata przestanie tak boleć, musisz tylko wytrzymać.
- Nie ochroniłem jej - szlochał Hongki - jestem okropnym człowiekiem. Nie ochroniłem jej!
Seungyeon w przypływie impulsu połączyła ich usta w pocałunku. Och, było idealnie, było tak idealnie jak w zeszłym roku, kiedy pocałowała go po raz pierwszy. Nic się nie zmieniło. Nadal sprawiał, że jej serce biło przyspieszonym tempem. A jego słabość pozwoliła, by zatraciła się w tym pocałunku w takim stopniu, że nie słyszała kroków detektywa.

17/01/2018

i will protect you (rozdział 3)

                Niespodziewanie rozległ się dzwonek do drzwi, odrywając Hyojonga od rozwieszania prania. Każda domowa czynność przypominała mu Chaewon, bo jak jeszcze tu mieszkała, wykonywała ich większość. Nigdy nie był dobry w sprzątaniu, gotowaniu i innych tego typu pracach. Ale to nie tak, że nie dawał w zamian nic z siebie, dawał jej wiele... Ostatnio przypominała mu się we wszystkich takich chwilach. A wtedy chciał wyć z tęsknoty wołając ją, gdziekolwiek by była... Niepewnie popatrzył przez wizjer. I jego nadzieje rozprysły się spektakularnie w powietrzu niczym fajerwerki. Niestety, to nie była Chaewon.
- Wiem, że tam stoisz. Otwórz mi. Pogadajmy! - zawołał zza drzwi Hongseok.
Hyojong poczuł lekki ucisk w piersi, mimo to nie uległ namowom i nadal udawał, że po prostu go nie ma. Z westchnieniem wrócił do rozwieszania prania. Czemu to wszystko tak boli? Przeszłość. Czemu nie może wymazać wspomnień tych stu trzydziestu trzech dni i żyć, jakby nic a nic się nie wydarzyło? Po chwili znowu usłyszał głos zza drzwi:
- Hyojong, przepraszam, że wtedy uciekłem. Ale sam rozumiesz, przestraszyłem się, moi rodzice pewnie by mnie za to zabili. A twoich i tak tu nie ma...
Czemu musiał mu o tym przypominać? Idiota. Gdyby nie to, że były popsute, założyłby słuchawki, by go zagłuszyć. Nie zamierzał niczego zrozumieć. A potem Hongseok dodał:
- Nie odzywasz się. Nie odbierasz telefonu. Nie odpisujesz. Hyojong, martwi mnie to, chciałbym ci pomóc.
Nie, hyung, ja dziękuję za taką pomoc...
I wszystko ucichło. Hyojong skończył z rozwieszaniem prania, w spokoju rozłożył się na kanapie, otworzył puszkę piwa. Nie szukał pocieszenia w alkoholu, pewien, że i tak by go tam nie znalazł, pił tak po prostu, z nudów. Aż usłyszał charakterystyczne piknięcie, oznaczające otwieranie drzwi. Hyojong znowu pomyślał z podekscytowaniem: to ona, ona zna kod! Serce biło mu w przyspieszonym tempie. Natychmiast znalazł się przy drzwiach, za którymi stała...
- M... mama?!
Nie było wybuchu euforii. Nie było czułego powitania. Nie było wpadania sobie w ramiona. Jedynie zdziwienie i sprezentowany Hyojongowi policzek.
- Czy tobie zupełnie odbiło?! - krzyczała mama - słyszałam od Hyojina, że sprowadzasz do domu obce dziewczyny, napadasz na kogoś i masz na karku kuratora!
Hyojong milczał, masował obolały policzek, powstrzymując płacz i zamykając się w swoim pokoju.

***

                Byul od rana była podekscytowana. W kuchni przypadkowo zbiła miskę, przez co naraziła się na złość swojej matki, a potem pomyłkowo dodała soli zamiast cukru do pieczonego przez siebie ciasta. Natomiast od godziny dziewiątej chodziła z kąta w kąt i wyczekiwała przyjazdu chłopaków, podczas gdy Chaewon pozostawała zupełnie spokojna. Nie podobał jej się plan podrywania ich. Nie wiedziała, czemu zgodziła się na to i obwiała się też z tego wycofać. Nie przypuszczała po prostu, że Byul podejdzie do wszystkiego z powagą. A kiedy przekonała się o tym, nie chciała jej rozczarowywać. Ostatecznie może troszeczkę poudawać zaangażowanie, jeżeli ci chłopacy na zbyt wiele sobie pozwolą, skutecznie ich spławi i tyle. Nie była gotowa na poznawanie kogokolwiek, bo nadal kochała innego...
- Unni! Przyjechali! Przyjechali! Przyjechali! - wołała Byul, przyczajona przy oknie, podskakiwała i klaskała w dłonie.
Chaewon niepewnie zbliżyła się do firanki i zobaczyła ich: trzech chłopaków, jeden z nich trzymał za rękę dziewczynę.
- Więc to ta para - powiedziała.
- Ciii pozostali są dla nas - dodała Byul - którego wolisz?
Chaewon milczała, chociaż obaj byli przystojni, spodobał jej się ten niższy. Ale zaraz uznała, że skoro nie zamierzała angażować się w to, powinna pozwolić Byul wybrać wcześniej. I tak zrobiła:
- Yhm. Nie wiem. A ty, którego? - spytała.
- Zdecydowanie tego niższego. 
- A ja tego wyższego. 
Goście wzięli walizki i ruszyli w kierunku drzwi. Byul postanowiła, że obie ich powitają. Chaewon nie zaprotestowała, mimo że nie uważała, by było to dobrym pomysłem. A już po chwili poznała ich nazwiska: ten, którym miał dziewczynę, o imieniu Minah, nazywał się Ko Shinwon, niższy Yeo Changgu, a wyższy Yanan, pochodził z Chin. Oni wszyscy studiowali w Seulu i wybrali się na weekend nad morze. Byul z ożywieniem opowiadała im o pobliskich atrakcjach, co warto, a czego nie warto zwiedzić i zdawała się zupełnie ignorować fakt, że dyskretnie spoglądają na jej bliznę, zdeterminowana walczyła o względy chłopaka, którego sobie wybrała. Chaewon milczała, stała z boku i obserwowała.
- Pewnie zmęczeni po podróży? - nadawała Byul - zapraszam, zaprowadzimy was do pokoi.
A potem poszła na piętro i nie zorientowała się, że Chaewon stoi cały czas w tym samym miejscu. Jedynie Changgu, odwracając się, zmierzył ją wyjątkowo intensywnym spojrzeniem... 
- Jeżeli chcecie, za domem możecie zrobić ognisko - zaproponowała Byul, przerywając na moment monolog i czekając na reakcję.
- Czemu nie, byłoby miło - pierwszy przyznał Shinwon.
- O tak, może dziś wieczorem? - poparła go Minah.
- OK! - zawołał zaraz Yanan, po czym zapytał - co ty na to, hyung?
Changgu podrapał się po brodzie i rzekł:
- Spoko, możemy zrobić ognisko.
- A my chętnie pomożemy wam ze zbieraniem chrustu - zaoferowała Byul i zmarszczyła czoło.
Chaewon. Czemu nie ma jej tu?

***

                Kiedy na dworze zapadał zmierzch, nad okienkiem w dachu powoli płynęły ciemne chmury. Nie była to wymarzona pogoda na ognisko. Mimo wszystko Chaewon trzymała kciuki, by nie padał deszcz. Nie martwiła się o siebie, a o Byul, która po powrocie ze zbierania w lesie chrustu, wpadła do jej pokoju i zawołała:
- Unni, szykuj się, w zamian za pomoc zaprosili nas na to ognisko!
- Ja w niczym nie pomagałam.
- Och, nie przejmuj się, powiedziałam, że musisz poprasować, a i tak kazali przyjść na ognisko nam obu.
Czy Byul nie rozumiała, że prasowanie to była tylko wymówka?
- Ja nie idę, nie mam ochoty - powiedziała szczerze Chaewon.
Już wystarczy udawania, a poza tym Byul doskonale radziła sobie z realizowaniem planu. Nie potrzebowała pomocy w zbliżeniu się do chłopaków, bo sama zrobiła tak wiele w tak niewielkim przedziale czasu.
- Jak to? - pytała, zszokowana - nie podoba ci się Yanan?
- Jest przystojny i pewnie sympatyczny, tylko po prostu nie w moim typie.
- Jest dość cichy, to prawda. Ale nie nudny, lubi rysować i uprawiać sport, co widać... Unni, bo chyba ci nie przeszkadza, że nie pochodzi z Korei?
- Nie. Nie przeszkadza. Jest po prostu za wysoki, jak ja bym z nim wyglądała? - rzuciła Chaewon i zaraz tego pożałowała.
- A może podoba ci się Changgu? - zapytała Byul z przerażeniem.
- Nie! Nie wymyślaj. Nie mam ochoty na ognisko i tyle.
Byul poddała się wreszcie. Chaewon za to została sama z poczuciem winy, że dała się w to wszystko wciągnąć i, że musiała się z tego wszelkimi sposobami wycofywać. Nie zauważyła kiedy nad okienkiem w dachu zrobiło się zupełnie ciemno. Ale chmury widocznie nie zniknęły, bo na niebie nie było gwiazd. Chaewon zapaliła światło z postanowieniem, że może poczyta. Książki sprawiały, że zapominała o wszystkim innym, a tego w tym momencie potrzebowała: zapomnienia. Ale niedługo rozkoszowała się spokojem. Ledwie przeczytała kilka stron, ktoś, a prawdopodobnie Byul, zapukał do drzwi. Chociaż Chaewon zawołała "proszę" nikt nie wszedł. Czyżby to pani Shin? Jeżeli tak, lepiej jej nie irytować. Chaewon wstała, znowu zapominając o niskim suficie, co poskutkowało uderzeniem, i otworzyła, po czym zastygła w bezruchu, zastając w drzwiach...
- Cześć, podobno powiedziałaś swojej koleżance, że do nas nie dołączysz, przyszedłem spytać, czy może nie zmienisz zdania? - rzekł oparty o futrynę Changgu.
- Ja... - zamierzała powiedzieć "nie". Gdyby skorzystała z zaproszenia chłopaka, tylko zraniłaby Byul. A tego nie chciała. Ale wtedy ta pojawiła się w drzwiach jej pokoju, ubrana wyjątkowo wyzywająco i w ostrym makijażu, niemalże zupełnie zasłaniającym bliznę.
- Już wszystko gotowe, chooodź - namawiała.
Chaewon przeskakiwała wzrokiem, z Changgu na Byul, z Byul na Changgu i z powrotem. Przecież nie miała ochoty na ognisko. Naprawdę nie wiedziała, jak do tego doszło, że siedziała po chwili wpatrzona we wzniecony ogień. I czuła się trochę dziwnie, przyjezdni zrobili zakupy, Byul przyniosła z kuchni bataty, a ona nie miała nic. Chociaż powtarzali, by się częstowała, nie korzystała z ich zapasów przekąsek i alkoholu. Ze smutkiem obserwowała pozostałych, jak gdyby była jedynie zbędnym elementem. Shinwon i Minah siedzieli przytuleni, szeptając sobie czułe słówka. Byul zagadywała Yanana i Changgu, którzy piekli pianki oraz bataty. A przy tym wydawała się taka naturalna, mimo kreacji, jaka zupełnie jej nie pasowała. Z rozbawieniem opowiadała o podglądanych w porcie rybakach, o okolicznych skandalach i plotkach. Niemożliwe, ta zazwyczaj zamknięta w sobie Byul, stała się dziś prawdziwą duszą towarzystwa. Co zaskakujące, zdawała się nie zauważać tego, że Changgu przez cały czas kieruje wzrok na Chaewon. A potem podał jej sztuczny ogień i podpalił koniec.
- Nie zapomnij o życzeniu.
Chaewon w ciszy przypatrywała się patyczkowi, jak wypala się powoli, przemienia w pył i nie przejmowała się życzeniem, bo to jedyne, które miała, i tak nie spełni się nigdy. Changgu poinformował wszystkich, że idzie do ubikacji. Natomiast Byul, zasmucona jej kiepskim humorem i tym, że siedzi sama, poprosiła Yanana, by porozmawiał z Chaewon. Nigdy nie był dobry w nawiązywaniu nowych kontaktów. Chociaż starał się, nie opanował lekkiego skrępowania. Chaewon zrobiło się go trochę żal i postanowiła, że mu pomoże, opowiadała o wszystkim i o niczym tylko po to, by poczuł się swobodnie. A potem rozmowa potoczyła się swoim tempem. Nie nudzili się, raz byli poważni, a zaraz wybuchali śmiechem. Yanan poczęstował Chaewon piankami, a ona przygotowała do pieczenia bataty. I wtedy uzmysłowiła sobie, że Changgu podejrzanie długo nie wraca, w dodatku... nigdzie nie było Byul. Shinwon i Minah powtarzali, że widzieli, jak szła do domu. Chaewon pospiesznie sięgnęła telefon i wybrała jej numer. Byul nie odebrała.
- Bez paniki - uspokajał ją Yanan - skoro widzieli, jak idzie do domu, to znaczy, że czymś się tam pewnie zajęła.
- A może poszła po coś do ubrania? - zapytał Shinwon.
- Niewykluczone, sama dziwiłam się, że jej nie zimno - przyznała Minah, po czym dodała - zastanawia mnie za to, co zatrzymało Changgu.
- Czyżby dopadła go sraczka? - zażartował Shinwon, lecz nikogo to nie rozbawiło.
- Ja idę sprawdzić, co z Byul - postanowiła Chaewon.
- Ja idę sprawdzić, co z Changgu - rzekł zaraz Yanan.
I oboje udali się do domu. Gdyby nie światła na werandzie, szliby w totalnym mroku. Chaewon skomentowała, że na niebie nie ma gwiazd. Yanan potwierdził, że pewnie rozpada się lada moment. I tym sposobem, póki nie dotarli do domu, rozmawiali o pogodzie. A potem wypadki potoczyły się tak szybko, że ciężko byłoby je zanalizować. Changgu spieszył za zapłakaną Byul, wołając ją i przepraszając:
- Ej, zaczekaj, to nie tak, to wszystko nie tak!
Chaewon zamarła, tyle wystarczyło, by przenieść się znowu w przeszłość, do dnia, który zniszczył jej życie, a potem wpaść w prawdziwy szał.
- O ty zboczeńcu! Co jej zrobiłeś?! Nie wywiniesz się, zapłacisz za to! - krzyczała, napadając na Changgu i wymierzając mu silny policzek.
Natychmiast poczuła odciągające ją od niego ramiona Yanana i usłyszała pisk Byul:
- Unni, nie, on nic nie zrobił!
Changgu przykładał dłoń do policzka i patrzył na pozostałych zaskoczony, niczego nie pojmując. Chaewon wyrywała się, gotowa kontynuować atak. Yanan, otaczając ją swoimi silnymi ramionami, błagał, by się uspokoiła. Byul płakała, a rozmazany tusz tworzył na jej twarzy groteskowe smugi,  z przerażeniem powtarzała, że "on naprawdę nic nie zrobił". I wtedy, w tym całym zamieszaniu zjawiła się na korytarzu pani Shin w szlafroku, widocznie zbudzona ze snu.  Ostrym wzrokiem popatrzyła po wszystkich i wreszcie zatrzymała wzrok na swojej córce.
- Co tu się dzieje? - wołała z gorączką, - i jak ty, do cholery, wyglądasz?!


OD AUTORKI:

I co wy na to, że mama Hyojonga wróciła do domu?:) 

Jak wam się podoba przyjazd chłopaków? 

I co myślicie, co wydarzyło się pomiędzy Byul i Changgu?