30/05/2018

i will protect you (rozdział 22)

*RETROSPEKCJA*

                Chaewon wyłączyła budzik, lecz jeszcze przez pewien czas pozostała w łóżku. Nie chciała wstawać. Nie miała na to sił i ochoty. Przyjemnie było jej leżeć w ramionach Hyojonga i czuć w całym ciele rozkoszne zmęczenie po tym do czego doszło wczoraj. A kiedy wreszcie przełamała w sobie lenistwo i podniosła się lekko, w wyniku niespodziewanego szarpnięcia, znowu znalazła się w uścisku.
- Oppa - zachichotała, gdy objął ją ramionami i przytulił się do jej pleców.
- Tak?
- Musimy wstawać.
- Musimy? - powtórzył sennie - a jeżeli nie, to co, spowodujemy wybuch wojny, epidemii, czy innych katastrof?
W tym momencie chciał tylko zatrzymać ją przy sobie.
- Nigdy nie wiadomo, chociaż... pewnie nic by się nie stało, poza tym, że ciebie znowu nie byłoby na zajęciach, a ja miałabym problemy w pracy.
- No to może zrobimy sobie dzień wolnego, co?
- O nie, nie kuś mnie, bo ulegnę - powiedziała, po czym wstała wreszcie i popatrzyła na Hyojonga.
Nie czuła się zawstydzona. Nie żałowała tego, co stało się wieczorem. Nie pamiętała, by kiedykolwiek była tak spokojna jak dzisiejszego poranka. Ubrana jedynie w koszulkę chłopaka poszła do kuchni i przygotowała śniadanie. A on nadal nie wstawał. Chaewon zorientowała się po chwili, że po prostu spał. Głośno zachrząkała, wołając go i poszturchując. Hyojong udawał, że się nie obudził. Aż niespodziewanie szeroko otworzył oczy i zaryczał, jakby był niebezpiecznym potworem. Chaewon podskoczyła z przerażenia, a on złapał się za brzuch i śmiał się bez opanowania. Czy to było tak zabawne?, zamierzała zapytać. Ale po chwili sama nie umiała powstrzymać śmiechu. A potem usiedli do stolika, zjedli i wypili po kubku kawy. Hyojong ledwie wyrobił się na zajęcia. Nigdy nie umieli się rozstawać, a zwłaszcza dziś okazało się to trudne, mieli sobie zbyt wiele do powiedzenia i zbyt wiele do zaoferowania, niewinne pieszczoty, szepty, pocałunki. Chaewon, jak już wreszcie wyszedł, wykąpała się i przyglądała się z uśmiechem odbiciu swojego gołego ciała w lustrze. Aż tak mu się podobało? Aż tak go zachwycało, że zupełnie oszalał na jej punkcie? Podekscytowana tym wystroiła się i lekko umalowała. A kiedy jechała do pracy, po raz pierwszy w życiu zrozumiała, co to pewność siebie. Chaewon wydawało się, że nic nie może popsuć tego wrażenia. Nie obawiała się niczego, wszystko dookoła odzwierciedlało jej dobry humor i nieprzyzwoity niemalże, ekshibicjonistyczny optymizm. Czy klienci, jakich obsługiwała z tym optymizmem wypisanym na twarzy wyczuli, że była po prostu zakochana? Nie wiedziała. A chciała tego, chciała opowiedzieć wszystkim o swoim uczuciu do Hyojonga, wykrzyczeć to światu. Ze zniecierpliwieniem wyczekiwała kolejnych wiadomości, pisanych jej przez niego ukradkowo na zajęciach. Ledwie czytała treść, chichotała i czerwieniła się z emocji. Nie uspokoiła się po przyjściu swojej zmienniczki. Chaewon odpowiadała jedynie salwami śmiechu, kiedy koleżanka pytała, z czego tak się cieszy i czemu jest taka rozemocjonowana. Aż wreszcie tamta wyrwała jej telefon i zadzwoniła do Hyojonga.
- Cześć, kochana! - zawołał, odbierając natychmiast i zamilkł.
- Cześć, tu Suri - przedstawiła się pospiesznie koleżanka, po czym poprosiła z prawdziwą powagą - ja chciałam cię tylko zapytać, czy możesz wpaść i coś zaradzić, bo"kochana" śmieje się, jakby najadła się helu!

***

                W sobotę brat poprosił Hyojonga i Chaewon, by zaopiekowali się Taeyangiem, bo z żoną wybierają się na wesele. Bez wahania zgodzili się na tę przysługę. Hyojin i Nayoon zaraz po obiedzie przywieźli im synka z całą torbą zabawek. Taeyang był wyjątkowo żywym dzieckiem. Nie umiał zająć się niczym więcej niż kilka minut, nudził się wszystkim po chwili i wpadał na zaskakujące pomysły. Hyojong żartował, że bratanek ma ADHD, a chłopiec zaprzeczał stanowczo, chociaż nie znał znaczenia tego zarzutu.
- A ty masz alergię! - wołał, pewien, że to podobnie niepochlebne, co nadpobudliwość.
- Owszem, mam, na ciebie - zachichotał Hyojong i wtedy bratanek zaatakował go swoim zabawkowym pistoletem.
Chaewon obserwowała ich z zażenowaniem. Czasami obaj zachowywali się, jakby byli nadpobudliwymi przedszkolakami. Hyojong udawał, że kula trafiła go w serce, położył się na podłodze i wołał o pomoc. Taeyang chciał nauczyć się sztucznego oddychania. A Chaewon została ich manekinem. Nie protestowała, kiedy Hyojong pocałował ją, pokazując jak odpowiednio wykonać wdechy. Lecz potem wstała pospiesznie i zaproponowała, by poszli na plac zabaw. Tak zrobili. Hyojong kupił dla wszystkich lody, zjedli i odpoczęli w cieniu dużych drzew. Taeyang pograł trochę w piłkę z innymi chłopcami, a potem wymyślił sobie chowanego. Nie nabrali go, że nie ma tu gdzie się chować, wyczuł, że byli po prostu zbyt leniwi i nalegał, aż wreszcie mu ulegli. Kiedy chowali się Hyojong i Chaewon, znowu całowali się dyskretnie i trzymali się za ręce. Kiedy chowali się Hyojong i Taeyang, zdradzał ich śmiech. Kiedy Chaewon chowała się z chłopcem, postanowiła niespodziewanie wbiec do bloku. Przez cały czas w ciszy siedzieli na schodach i wiedzieli, że nie ma szans, by Hyojong ich tu znalazł. Z rozbawieniem podglądali go przez okno, chodził po placu, zniecierpliwiony i zdenerwowany.
- Wiesz, ciociu, chciałbym braciszka albo siostrzyczkę, miałbym z kim się bawić - przyznał w pewnym momencie Taeyang.
- No to powiedz o tym rodzicom.
- Już powiedziałem.
- I co?
- I nic. Nie mają czasu. Ja nie wiem, czy naprawdę zrobienie braciszka albo siostrzyczki aż tyle trwa, ciociu?
- Yhm... nie, zrobienie nie - odpowiedziała - co innego opiekowanie się.
- Ja bym się opiekował.
Chaewon pogłaskała go po głowie. Może Taeyang był zbyt żywy, lecz przy tym rozbrajająco uroczy. Po chwili zapytał:
- A może ty i wujek zrobicie mi kuzyna albo kuzynkę?
I wtedy po raz pierwszy Chaewon wyobraziła sobie siebie w roli matki. Nigdy nie rozważała, czy zdecyduje się kiedykolwiek na dzieci, nie miała dobrego wzoru do naśladowania i wiedziała, że sama by takim nie była. Pomimo wszystko, w tym momencie nie wykluczała tego ostatecznie. Nie przerażało jej to. Nie przerażało jej nic. Nie przy Hyojongu. Lecz akurat to Taeyang stał obok, obdarzając ją błagalnym spojrzeniem i czekając na odpowiedź.
- Wiesz co? - zapytała, zaskoczona i oszołomiona swoimi poprzednimi rozważaniami - wujek naprawdę się zdenerwuje, jeżeli zaraz nie wyjdziemy.
A więc wyszli i zastali Hyojonga siedzącego ze zrezygnowaniem i obgryzającego skórki przy paznokciach. Nie wybaczył im, chociaż przepraszali za psikusa. Kiedy wracali do domu, nadal był obrażony, w dodatku bratanek wytłumaczył się sprytnie i tym sposobem cała wina spadła na Chaewon. A od tego momentu zaczepiali ją nieustannie, denerwowali i spiskowali przeciwko. Ledwie zabrała się za przygotowanie kolacji, zauważyła, jak wyrywają sobie zabawkowy pistolet i strzelają w nią piankowymi nabojami. Nie chciała dawać im satysfakcji i reagować. Nie wytrzymała dopiero, gdy pocisk wylądował w zupie. O nie, tego było za wiele. Nieco podnosząc głos kazała im posprzątać zabawki i wykąpać się. Co dziwne, posłuchali i przy kolacji już wszyscy siedzieli w piżamach. Taeyang zamiast wyciszyć się przy oglądaniu bajki, nabrał na nowo ochoty do zabawy. Nie poczuł się zmęczony, póki nie poskakał po kanapie, przypadkowo nie rozlał wody i nie stłukł kubka. Ostatecznie wtedy stwierdził, że może iść spać, lecz koniecznie z wujkiem. Hyojong był zmuszony położyć się z nim u siebie w pokoju. Chaewon słyszała, że o czymś jeszcze rozmawiali, chichotali i przekomarzali się. Niespokojna przewracała się z boku na bok, sen nie nadchodził. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz spała sama na kanapie i czuła się tu dziwnie obco bez Hyojonga. Aż wydarzyło się coś niespodziewanego. Na poduszce wylądował piankowy nabój. Chaewon przetarła i podniosła oczy. Hyojong stał z wymierzonym w nią zabawkowym pistoletem.
- Lee Chaewon, ręce do góry! - zawołał, dostatecznie cicho, by bratanek w pokoju obok się nie obudził, po czym dodał - nie zastrzelę cię, jeżeli wpuścisz mnie do łóżka.
- Yhm, zrobię to tylko, by nie stracić życia - zachichotała.
A po chwili leżeli przytuleni.
- Nie spałaś? - spytał Hyojong.
- Nie. Nie mogłam bez ciebie. A ty?
- Ja też.
Chaewon znowu zachichotała i wtedy pocałował ją, już nie niewinnie i dyskretnie, a z prawdziwą pasją. Natomiast palcami błądził po jej rozpalonym ciele. Nie pozostawała obojętna. Z przejęciem odwzajemniała pieszczoty. Z jej ust kilka razy wyrwał się pełen rozkoszy pomruk.
- Nie możemy - wyszeptała.
- Nie możemy czego?
- No... kochać się.
- A czemu?
- Taeyang.
- Taeyang śpi.
- Na pewno?
- Na sto procent.
A więc zaufała mu, bo sama też bardzo tego chciała, kochać się, poczuć go znowu w sobie. Nie potrafili się powstrzymać, powoli poddawali się uczuciom. I wtedy usłyszeli przepełniony wyrzutami głos:
- Ja nie chcę spać sam! - stanowczo zawołał Taeyang , po czym jak gdyby nigdy nic ułożył się na kanapie pomiędzy nimi, nie zauważając, że oboje są dziwnie zaczerwienieni i oddychają wyjątkowo szybko.

***

                Kiedy wieczory powoli stawały się ciepłe, czasami siedzieli po kolacji na tarasie i rozmawiali do nocy, o wszystkim, a dziś akurat o wakacjach.
- Nie wiem, czy uda mi się dostać wolne - powiedziała Chaewon szczerze.
- Chociaż kilka dni! - nalegał Hyojong - musisz porozmawiać z szefem.
- No dobrze, postaram się.
- Może wybierzemy na Jeju? A jak nie na Jeju, to... hmmm gdzie byś chciała?
- Nie mam żadnych życzeń. Nie byłam nigdy nigdzie na wakacjach, więc wszędzie mi się spodoba. O, na przykład nad morzem.
Chaewon zaklaskała, jak zwykle, gdy uważała, że wpadła na dobry pomysł.
- W Tajlandii jest piękne morze, moi rodzice byli tam kiedyś i sporo opowiadali.
- I co opowiadali?
- Nie pamiętam.
Niespodziewanie oboje wybuchli śmiechem.
- Oppa, a w ogóle pamiętasz, jak się nazywasz? - zażartował z niego.
Hyojong przybrał poważną pozę i zawołał:
- Wiem!
- Wiesz, jak się nazywasz?
- Nieee. Wiem, co opowiadali rodzice, opowiadali, że jeździli na słoniu.
- I to jest twoim marzeniem?
- A twoim nie?
- Pewnie, że moim też!
- No to musimy polecieć do Tajlandii - stwierdził Hyojong, po czym zapytał, w jakim terminie lepiej by jej pasowało, w czerwcu, w lipcu, czy może w sierpniu.
- Nie wiem, czy w ogóle gdziekolwiek polecimy. Nie rozmawiałam jeszcze z szefem. Nie zgodzi się i co? - powiedziała, zmartwiona.
Hyojong objął ją ramionami.
- OK, pogadamy o tym potem - przyznał - a póki co... wybierzemy się prosto do raju.
A gdy całowali się czule, tylko księżyc wysoko na niebie i gwiazdy były ich świadkami. W ciszy poszli potem do domu i zabrali się za przygotowania do snu. Wtedy Chaewon popatrzyła na telefon i w tym samym momencie zamarła. A Hyojong natychmiast to zauważył.
- Co się dzieje? - zapytał.
- Nic.
- Nic? Nie wierzę ci. Nie pierwszy raz patrzysz na telefon i tak reagujesz.
- Jak?
- Czego się boisz?
Nie wytrzymała. Nie umiała go okłamywać, rozpłakała się i po prostu podała mu telefon. "I tak mi nie uciekniesz", zadrżał, czytając wysłaną jej dziś wiadomość sms z zastrzeżonego numeru.
- Lee Chaewon, czy to twój brat?
- Nie wiem.
- Nie wiesz?
- Nie wiem kto inny, jeżeli nie on... A jednocześnie, nie wierzę, że byłby do tego zdolny.
- A wiesz, że groźby są karalne? Możemy iść z tym na policję i doprowadzić to wszystko wreszcie do porządku.
- Nie! - zawołała - tylko nie na policję, nie, proszę, nie doniosę na Chaehyuna, jest jaki jest, lecz to nadal mój brat. Nie zrobiłby mi nic złego. Poza tym, obok ciebie czuję się bezpiecznie.
Chaewon siedziała na kanapie z podkurczonymi kolanami i nie potrafiła uspokoić się, czy choćby opanować płaczu. A ten widok łamał Hyojongowi serce. Niepewnie zbliżył się i , przytulając ją do siebie, rzekł:
- Niczego się nie obawiaj, obiecuję, będę cię chronić.

23/05/2018

i will protect you (rozdział 21)

                Yoonmi zaproponowała przeprowadzenie cotygodniowego spotkania u siebie, bez wizyty w kawiarni. Nie czuła się dobrze z tym jak potraktowała Hyojonga, gdy zjawił się ostatnio niespodziewanie w jej domu i chciała mu to zrekompensować. Z tej okazji przygotowała desery lodowe z owocami, schowała do lodówki i snuła się po pokojach. W takich chwilach potrafiła jedynie cieszyć się i niecierpliwić. A jeżeli już dokuczały jej wyrzuty, to tylko wtedy, gdy odchodził, zostawiając ją samą ze swoim sumieniem. Nigdy mimo to nie żałowała. Nigdy nie planowała się z tego wycofywać. Nigdy nie przejmowała się konsekwencjami, kiedy na niego czekała. I co, że była dorosła, emocjonowała się wszystkim jak zakochana po raz pierwszy w życiu nastolatka. W przypływie impulsu poszła jeszcze popryskać się perfumem, lecz ledwie siadła przy lustrze w swojej sypialni, usłyszała dzwonek do drzwi. Niemalże w podskokach popędziła otworzyć. Hyojong posłał jej niewinny uśmiech. A kiedy zatrzasnęła za nim drzwi, objął ją i czule pocałował.
- Masz ochotę zjeść lody? - zapytała.
- Mam ochotę zjeść ciebie.
Yoonmi chichotała, kiedy udawał, że wgryza się w jej szyję niczym wampir, a przy tym zostawiał tam wilgotne ślady. Później złapała go za rękę i zaprowadziła do kuchni. Przez moment po prostu wpatrywała się w niego, siedzącego przy stoliku i upajała się tym widokiem. Hyojong wyciągnął ją z mrocznych otchłani, w jakich trwała od wielu, wielu miesięcy.
- Proszę - powiedziała, podała mu deser i siadła obok ze swoją porcją.
- Dobre - przyznał po skosztowaniu, zajadając w pośpiechu i oblizując co pewien czas usta.
- Hyojong, opowiedz mi o tym, o czym wtedy zamierzałeś.
- Kiedy?
- Kiedy przyszedłeś tu ostatnio i zapoznałeś się z moim mężem.
Hyojong odłożył łyżeczkę, jak gdyby stracił ochotę na jedzenie, spoważniał.
- Nieważne, po prostu o tym zapomnijmy - rzekł.
-  Naprawdę, przykro mi, że nie wysłuchałam cię wtedy. Spanikowałam. Bałam się. Bałam się o nas, zrozum.
- Yhm, zachowałaś się, jakbyśmy robili coś złego.
- Bo my robimy coś złego.
- Nie, to ty robisz coś złego, ja nikogo nie zdradzam.
Nie zaprzeczyła, mimo wszystko zabolało. Czy naprawdę tak uważał? Czy po prostu mścił się za to, jak go ostatnio potraktowała?
- Ach, tak - powiedziała, po czym wstała i wyszła z kuchni.
Hyojong zabrał się z powrotem za deser, lecz nie smakował mu jak poprzednio. A lody w pucharku Yoonmi po chwili zupełnie się roztopiły. Wreszcie postanowił jej poszukać i zastał siedzącą na kanapie.
- Noona, przepraszam, przesadziłem - przyznał, pełen skruchy.
Nie zareagowała. Nie odpuszczał mimo wszystko, zaczepiał ją, łaskotał i poszturchiwał, by wreszcie przestała go ignorować i, albo mu wybaczyła, albo na niego nawrzeszczała. A skoro i to nie pomogło, odważył się na śmielsze pieszczoty. Yoonmi nie protestowała, aż znowu nie wtulił twarzy w jej szyję.
- Nie dziś - powiedziała, odsuwając go stanowczo od siebie. Hyojong popatrzył na nią wzrokiem zbitego psa.
- Noona, jesteś zła o to, czego ci nie powiedziałem, czy o to, co ci powiedziałem? - zapytał.
Wystarczyło. W odpowiedzi złapała go za policzki i zachichotała, rozczulona.
- Gdybym chciała i tak nie umiem być na ciebie zła - wyznała, a potem ze spokojem wytłumaczyła mu przyczyny swojej odmowy - mam te dni i trochę boli mnie brzuch.
- Nie martw się, znam na to idealny sposób! - zawołał.
Yoonmi nie zapytała, gdzie się tego nauczył, kiedy ułożył ją na kanapie, podciągnął jej koszulkę i pomasował brzuch.

***

                Chaewon przechadzała się boso brzegiem morza. Nienagrzana jeszcze ciepłem lata woda ochlapywała jej stopy i nogawki podwiniętych za kolana spodni. Stopniowo przyzwyczajała się do zimna, choć w pierwszej chwili miała wrażenie, że została zaatakowana tysiącami wbijających się igieł. W lewej ręce niosła buty. Natomiast prawą trzymała telefon i rozmawiała z Changgu.
- Wreszcie udało mi się załatwić praktyki - opowiadał jej - zaczynam od lipca.
- To super wiadomość, wiedziałam, że wszystko się poukłada! - zawołała szczerze uradowana.
Para spacerowiczów popatrzyła z zainteresowaniem w jej kierunku, a ona zupełnie się tym nie przejmowała. Nie miała zamiaru martwić się chwilowo niczym i psuć sobie dobrego humoru. Pierwszy raz od dawna czuła się znowu zadowolona z życia.
- Powiedz, co u ciebie. Jesteś na spacerze? Aż mi wstyd, cały czas tylko gadam i gadam, a ty też masz mi na pewno wiele do opowiedzenia!
- Jestem, chcesz posłuchać szumu fal?
- Pewnie.
Chaewon odstawiła telefon od ucha, po czym skierowała go w stronę morza.
- I jak, słyszysz coś?
- Tak, słyszę morze, tak że chyba mnie nie oszukujesz.
- A czemu miałabym cię oszukiwać?
- Nie wiem... Nie wiem... co innego gdybyś pokazała w kamerze, że to naprawdę szum fal. A nie na przykład suszarki.
- Oppa, nie lepiej zobaczyć morze na żywo?
- O wiele lepiej.
- To... może przyjedziesz na weekend? - zaproponowała.
Changgu zamilkł na moment, a potem zapytał z niedowierzaniem:
- Serio?
- Serio. Czy ty znowu mi nie wierzysz i żądasz dowodów?
- A co z Byul?
Dobrze pamiętał, że ze względu na nią Chaewon powiedziała mu kiedyś, że lepiej, by więcej się tu nie zjawiał.
- O wszystkim wie.
"O wszystkim" zabrzmiało, jakby było to coś naprawdę wielkiego.
- I jak zareagowała?
- Z początku poczuła się trochę urażona, że nie wspomniałam jej wcześniej o naszych rozmowach, a potem zrozumiała.
- Ufff.
- Byul to dobra przyjaciółka.
- I ja też nie chciałbym, by było jej przeze mnie przykro.
- Tak, wiem. Spokojnie - zapewniała - o ile czuła cokolwiek do ciebie, przeszło jej zupełnie.
- A więc OK.
- Przyjedziesz?
- Yhm, jeżeli masz dla mnie wolny pokój, będę w najbliższy weekend.
Chaewon zdziwiła się, że zaplanował to tak szybko, lecz nie żałowała, odpowiedziała szczerze:
- Dobrze, będę czekała i mam dla ciebie wolny pokój - tylko czy w swoim sercu?
Nie odważył się o to zapytać. Nie powinien naciskać. Chaewon paradoksalnym sposobem oddała się od niego, kiedy się zbliżał i zbliżała się, kiedy się oddalał.
- No, to za kilka dni się widzimy! - podsumował - cieszę się.
- I ja też.
Kiedy rozłączyła się wreszcie, fala ochlapała jej spodnie, a ona śmiała się tylko, obojętna na wszystko.

***

                Changgu zadzwonił do drzwi domu letniskowego piątkowym popołudniem. Chaewon przywitała go z uśmiechem, zaprowadziła do pokoju i zapewniła, że wybrała taki z widokiem na morze. Spodobało mu się. Uradowana tym, obserwowała, jak szeroko otworzył okno, wychylił się i wsłuchiwał w szum fal.
- Spędzę tu wspaniałe dwa dni - podsumował, a potem zabrał się za rozpakowywanie walizki.
Chaewon chciała wyjść, lecz powstrzymał ją i poprosił, by moment poczekała. A potem wyciągnął torebeczkę z prezentem i wręczył jej.
- Och, dziękuję! - zawołała, po czym dodała z przerażeniem - ja nic dla ciebie nie mam...
- Nieważne. A jeżeli chcesz mi się mimo wszystko odwdzięczyć, to możesz, spacerem po plaży.
I tak też ustalili. Ona poszła obejrzeć prezent. On rozpakował rzeczy, umył się i udał do jadalni. Niecierpliwie wypatrywał Chaewon. Dziś sprawiała wrażenie o wiele weselszej i jeszcze piękniejszej niż ostatnio. Czy istotnie taka była? Czy po prostu powoli się zakochiwał... Rozważania przerwała mu pani Shin, zjawiając się znienacka przy stoliku i witając go wyjątkowo serdecznie.
- Bardzo mi miło znowu pana widzieć - powiedziała.
Changgu wstał, by podać jej rękę, a gdy z powrotem usiadł, odrzekł:
- Spodobało mi się to miejsce. I nie tylko miejsce... obsługa też - dodał pospiesznie.
Co prawda nie chciał zdradzać zbyt wiele, lecz nie zdołał powstrzymać się z tym komentarzem.
Shin Haera chyba niezupełnie go zrozumiała.
- Byul chętnie oprowadzi pana po okolicy, jeżeli tylko ma pan ochotę.
Niemalże w tym samym momencie jej córka pojawiła się obok z tacami z jedzeniem.
- Pewnie Changgu zgłodniał po podróży, niech zje w spokoju - powiedziała, a matka wycofała się dyskretnie.
- Cześć, Byul.
- Cześć - rzuciła dość chłodno i dodała - wiesz, rzadko gościmy tu młodego w dodatku przystojnego chłopaka i moja mama postanowiła sobie chyba, że nas wyswata. Ale nie musisz się obawiać, nie zamierzam jej tego ułatwiać. Smacznego.
Ledwie to powiedziała, oddaliła się od pełnego smakołyków stolika, wydawała się zawstydzona i zażenowana zagrywkami swojej matki. Gdyby zaczekała, poprosiłby, żeby nie przejmowała się tym tak bardzo. Kolacja okazała się smaczniejsza niż przypuszczał . A potem poszedł z powrotem do pokoju i zastał przy drzwiach Chaewon, gotową do drogi, z zawiązaną na szyi apaszką, jaką jej sprezentował. Natychmiast to dostrzegł, wiedziała o tym, lecz oboje nic nie powiedzieli i po prostu poszli pospacerować. Chaewon zaprowadziła go w miejsce, gdzie pozwoliła mu ostatnio posłuchać przez telefon szumu morza. Changgu zatrzymał się i, wpatrzony w horyzont, opowiadał o swojej rodzinie, planach i marzeniach. Po studiach chciałby być znanym dziennikarzem i dostać się do telewizji. Chaewon obiecała trzymać za niego kciuki.
- A ty? - zapytał - opowiedz mi coś o sobie.
- Nie ma nic do opowiedzenia.
- Nie wierzę, znowu mnie oszukujesz, na pewno coś by się znalazło.
- Yhm... złap mnie, jak potrafisz! - zawołała niespodziewanie i rzuciła się pędem po plaży.
Changgu dogonił ją szybko, śmiali się, przewracając się i tarzając się w piasku, aż mieli go wszędzie. Powoli robiło się ciemno, a słońce chowało się do morza. Kiedy zupełnie zaszło, wstali i ruszyli do domu, idąc blisko siebie, lecz obawiając się złapać za ręce, czy chociażby otrzeć się o siebie palcami. Wieczór był przyjemny. Nie chcieli tracić go na siedzenie w pokojach, więc kilka razy obeszli dookoła dom, aż postanowili wreszcie wracać. Przy stoliku w holu zastali Byul. Ledwie ich zobaczyła, podniosła wzrok znad kartki papieru, a potem poinformowała, że jedzie jutro z rana po zakupy i zapytała, czy coś by chcieli.
Kiedy powiedzieli, że nie, odprowadziła ich uśmiechem po schodach.
- Kto serwuje jutro śniadanie? - spytał Changgu.
- Skoro Byul i jej mama jadą po zakupy, to chyba ja - wywnioskowała Chaewon - a co?
- Nic, cieszę się, że zobaczymy się zaraz z rana.
Nie chciał wspominać o matrymonialnych planach pani Shin, o jakich usłyszał przy kolacji, pomimo tego wolał unikać podobnych sytuacji. Ze względu na siebie i na Byul, która krępowała się przez to i czuła się niezręcznie. W pewnym momencie zorientowali się, że doszli do drzwi jego pokoju i zatrzymali się przy nich.
- No, to dobranoc - życzyła mu Chaewon.
Changgu posłał jej niepewne spojrzenie.
- Nie chcesz wejść? - zapytał, po czym dodał pospiesznie - pogadamy.
- Nie, pewnie jesteś zmęczony po podróży, powinieneś się wyspać, by jutro być wypoczęty.
- A więc dobranoc.
To prawda, czuł się trochę zmęczony, mimo wszystko nie spieszył się do spania. Chaewon też nie sprawiała wrażenia, jakby zamierzała się tak szybko rozstawać. Oboje więc po prostu stali i patrzyli na siebie wzajemnie w wymownym i pewnym sensie zmysłowym skupieniu. Chaewon miała lekko uchylone usta. Changgu ledwie się powstrzymywał, by nie złożyć na nich pocałunku, a potem, by objąć ją i uleczyć wszystkie jej smutki. Czas mijał.
- Chaewon, ja... - zaczął.
W tym momencie stanęła na palcach i sama pocałowała go lekko w policzek, po czym pognała do pokoju na poddaszu, jakby nie chciała usłyszeć tego, co zamierzał jej powiedzieć, a może, jakby chciała, by złapał ją znowu swoimi silnymi ramionami.

16/05/2018

i will protect you (rozdział 20)

*RETROSPEKCJA*

                W przerwie między zajęciami Younghee siedziała przy stoliku uczelnianego bufetu i po raz kolejny czytała list od Hyunggu. Regularnie w połowie miesiąca przysyłał jej przelane na papier szczegółowe relacje z ostatnich tygodni w wojsku. Czasami dołączał też wyszukany w wojskowej bibliotece lub napisany przez siebie wiersz. Hyunggu umiał wyrażać się pięknie i poetycko. Younghee wiedziała, że tym sposobem podbiłby wiele serc, lecz niestety, nie jej. Bo nigdy nie odwzajemniała jego uczuć. A może po prostu nie była romantyczką. Z westchnieniem nabrała pałeczkami ryż, włożyła sobie do ust i energicznie żuła. Byle tylko skupić się na jedzeniu. Byle tylko skupić się na czymkolwiek. Dzisiaj odwiedzi mamę, tak postanowiła. Uspokojona podniosła wzrok i zatrzymała go na wchodzącym do bufetu Hongseoku. Nie wiedziała czemu to poruszyło jej serce w o wiele większym stopniu niż listy od Hyunggu. A jednocześnie wypełniło niepokojem. Często mimowolnie wspominała te kilka chwil spędzonych z nim na imprezie i potem, podczas drogi do domu. Hongseok wydawał jej się uroczo szczery, a mimo to w pewnym sensie zagadkowy. Chociaż był bogaty, nie szczycił się tym, przeciwnie, miała wrażenie, że wstydził się tego. Nie wiedziała tylko, czemu. A potem przyznała, że taka ciekawość nie doprowadzi do niczego dobrego i zabroniła sobie podobnych myśli. Nie dojadła ryżu, wstała i ruszyła w kierunku drzwi. Ale zanim wyszła z bufetu, posłała Hongseokowi niewinne spojrzenie, na co odpowiedział uśmiechem, trochę nachalnym i trochę zbyt intensywnym. Younghee myślała o tym przez kolejne zajęcia, a potem, jak postanowiła, pojechała do mamy. W szpitalu panował codzienny ruch. Lekarze, chorzy i ich bliscy przechadzali się korytarzami, pielęgniarki roznosiły lekarstwa, czy plotkowały po cichu. Younghee nienawidziła szpitali, to z tego powodu tak rzadko tu bywała, czuła się potem wewnętrznie rozbita i potrzebowała kilku dni, by dojść do siebie. Kiedy wsiadała do windy i wybierała piętro, gdzie znajdował się oddział psychiatryczny, zaczęła lekko drżeć. Nie wycofała się mimo to. Nie zrobiłaby tego mamie, która od dawna pewnie wyczekiwała jej wizyty. Younghee powoli poszła w kierunku sali, a przez uchylone drzwi ujrzała sylwetkę owiniętej kocem, siedzącej przy oknie kobiety. Ta wstała pospiesznie i z rozłożonymi ramionami zawołała:
- Younghee!
- Cześć, mamo.
Obie uściskały się, a potem usiadły nie puszczając swoich dłoni i nie odrywając od siebie wzajemnie wzroku.
- Co u ciebie, córeczko?
- OK.
- Jak na studiach?
- OK.
- A w pracy?
- Też OK.
Niespodziewanie zjawiła się salowa z posiłkiem.
- Proszę pani, niech pani pozna moją córkę, studiuje filologię angielską i jest kelnerką - zawołała mama Younghee, gdy tamta wydawała jej obiad.
- Ach, śliczna i ambitna - podsumowała salowa serdecznie.
- Dziękuję - rzuciła Younghee z zażenowaniem.
Co z tego, że śliczna i ambitna, skoro oszustka? Nie powiedziała mamie o prawdziwym charakterze swojej pracy, jak i o wielu innych sprawach. Nie chciała, skoro wiedziała, że może nazajutrz ta znowu jej nie rozpozna...
- A co u Hyunggu? - zapytała mama, gdy salowa znikła za drzwiami.
- Dobrze. Dzisiaj przysłał mi list - odpowiedziała Younghee z widocznym smutkiem i zobojętnieniem.
W oczach mamy pojawiło się za to przejęcie.
- No i co napisał?
- Nic, takieee tam... bzdety.
- Ale za dwa tygodnie wyjdzie z wojska, prawda?
- Tak, mamo.
Younghee przygryzła wargi, a robiła tak zazwyczaj, gdy denerwowała się czymś.
- Nie cieszysz się. Coś się pomiędzy wami wydarzyło? Coś się nie układa? - wypytywała mama.
- Nie - przyznała Younghee, bo przecież nic, zupełnie nic się nie wydarzyło - obiad zaraz wystygnie.
I zapadła cisza. W sali roznosiło się tylko echo mlaskania. Ledwie mama zjadła, popatrzyła na córkę dziwnie podejrzliwie i obco.
- Moja Younghee studiuje i jest kelnerką - powiedziała, po czym zapytała z pretensjami - a ty, to kto?
Younghee wiedziała, że mamie znowu się pogorszyło. Ale dzisiejszego popołudnie nie zdołała opanować się i znieść tego na spokojnie. Ze łzami w oczach wypadła z sali i miała wrażenie, że jej kroki rozbrzmiewają nienaturalnie głośno na wypolerowanej, sterylnej powierzchni korytarza.

***

                Przy budce z bubble tea panował dziś prawdziwy ruch. Chaewon ledwie się wyrabiała, a mimo że czuła lekkie zmęczenie, od dawna nie miała chwili odpoczynku. W pewnym momencie do lady podszedł chłopak, którego dopiero co obsługiwała i rzekł niepewnie:
- No... bo ja poprosiłem o smak wiśniowy, a to truskawka.
Chaewon zmarszczyła brwi. Niemożliwe, by się pomyliła, pamiętała, że sięgała syrop wiśniowy, a nie truskawkowy. W dodatku oba były w podobnym kolorze, nie wiedziała więc, czy chłopak po prostu nie kłamał, bo nie rozpoznawała smaku na oko. 
- Ach, naprawdę? - zapytała ze zdziwieniem.
- Jak mi nie wierzysz, to sama posmakuj - odparł i podał jej plastikowy kubek z herbatą i używaną słomką.
O nie, na pewno nie zamierzała pić po nim.
- Skoro tak, zrobię ci inną herbatę - zaproponowała.
No nic, pokryje koszty ze swojej kieszeni.
- Nie. Nie trzeba... wolałbym, żebyś w ramach rekompensaty dała się zaprosić do kina albo chociaż zostawiła mi numer telefonu - przyznał i zawstydzony wbił wzrok w ziemię.
Chaewon milczała przez moment. Nie zamierzała przyjmować zaproszenia. Nie chciała też zranić go zbyt stanowczą odmową, skoro i tak był całą sytuacją zestresowany. Lecz zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, niespodziewanie usłyszała dobrze znany jej głos:
- Nie pozwalaj sobie, ona jest zajęta - rzucił Hyojong, przeciskając się do lady i lekko popychając chłopaka.
- A... aha... ja przepraszam - wyjąkał ten, wystraszony i zaskoczony, po czym oddalił się pospiesznie.
- Oppa! - zawołała Chaewon, zła, że tak potraktował tego niczego niewinnego chłopaka.
- Kto to był i czemu cię podrywał? - zapytał Hyojong z niezadowoloną miną, z jaką nigdy jeszcze go nie widziała.
- Klient. A czemu mnie podrywał? Nie wiem, pewnie mu się spodobałam.
- I mówisz o tym tak spokojnie?
- Oppa, to nie oznacza, że i on mi się spodobał.
- A spodobał?
- Nie. Nie mam w zwyczaju oglądać się za innymi chłopakami, wiesz? Poza tym, ty chyba powinieneś być na zajęciach, zamiast zjawiać się tu i odstraszać ludzi - zareagowała może zbyt ostro, lecz nadal była bardzo zdenerwowana.
Nie podobała jej się ta nieuzasadniona zazdrość u Hyojonga i to, że wyładowywał się na innych.
- Akurat odwołali mi wykład - rzekł urażony, odwracając się bez pożegnania i ruszając w kierunku przystanku autobusu.
- Oppa! - jeszcze raz zawołała Chaewon, lecz po prostu to zignorował.
Ze smutkiem załamała ręce. A kiedy Hyojong zupełnie znikł jej z oczu, znowu usłyszała głos niesłusznie zaatakowanego chłopaka:
- Nie wiedziałem, że jesteś zajęta, naprawdę bardzo, bardzo przepraszam, że masz przeze mnie kłopoty - przyznał.
W tym momencie wstydziła się za Hyojonga.
- Nic się nie stało - powiedziała i posłała mu na pocieszenie uśmiech - jak ci na imię?
- Yuto.
- Japończyk?
- Japończyk.
- A ja jestem Chaewon. Nie umówimy się, bo jak już wiesz, mam chłopaka. Ale życzę ci wszystkiego dobrego.
- Dziękuję. I nie złość się na niego. On był zazdrosny, bo pewnie bardzo cię kocha.
Nie odpowiedziała, zastanawiała się nad tym, co twierdził Yuto. Może Hyojong rzeczywiście poczuł się po prostu zazdrosny i zagrożony? Z odwołanego wykładu spieszył tu, by ją zobaczyć, a ona nie dość, że rozmawiała z innym, to jeszcze nakrzyczała na niego. Nie dziwiła się, że był obrażony i ignorował jej sms-y. Wracając z pracy postanowiła iść do cukierni i kupić na przeprosiny ulubione ciastka Hyojonga. Tak zrobiła. W domu zastała go skupionego na grze na konsoli.
- Jesteś zły? - zapytała, siadając obok, po czym dodała - kupiłam twoje ulubione ciastka.
Zero reakcji. A więc tak. Jest zły. Chaewon sama zabrała się za jedzenie, chrupała ciastka i mruczała celowo, by mu narobić ochoty. Aż wreszcie podziałało. Hyojong skusił się na biszkopcik przekładany dżemem, a ona zareagowała szerokim uśmiechem triumfu.
- To nie znaczy, że nie jestem zły - poinformował po chwili, lecz Chaewon wiedziała, że zgrywał się tylko i udawał obrażonego, żeby starała się go udobruchać.
- A co mam zrobić, żebyś nie był? - zapytała.
- Nie wiem, wymyśl.
- Hmmm. To może zatańczę?
- OK.
Jak tylko stanęła na kanapie i zaczęła się wyginać w zabawnych pozach, Hyojong porzucił grę na konsoli i nie odrywał wzroku od dziewczyny.
- Czy to wystarczy? - zapytała na koniec i ukłoniła się nisko.
- Absolutnie nie wystarczy.
- Och, to co jeszcze mam zrobić?
- Nie wiem, nie wiem - chichotał.
Chaewon nachyliła się nad nim i pocałowała go w usta.
- A to?
- Nie.
- Nie?
- No to co... - nie dokończyła.
Hyojong przewracając ją na plecy, zawisł nad nią, a potem połączył ich usta w pełnym pasji pocałunku. Kiedy wreszcie odsunęli się lekko od siebie, zapanowało pomiędzy nimi dziwne napięcie i wtedy zrozumieli, że zaraz coś się wydarzy i, że to po prostu nieuniknione. Chaewon podniosła ręce, a wtedy szybkim ruchem ściągnął jej koszulkę. W tym momencie chciała tylko, by byli blisko, jak tego ranka, gdy po raz pierwszy spali w swoich ramionach. Nie wiedziała kiedy uporał się z rozpięciem jej biustonosza, rzucił nim niedbale i wtulił twarz w miękkie piersi.
- Hyojong... - wyszeptała, co zabrzmiało jak jęk, bo ledwie łapała oddech.
Czule popatrzył jej prosto w oczy.
- Tak? - zapytał - co byś chciała?
- Nie wiem...
- Chcesz, żebyśmy się kochali?
Czyżby czytał jej w myślach?
- Chcę...
- To super!
Ta reakcja zupełnie ją rozbroiła. Hyojong składał na jej ciele pocałunki: twarz, piersi, i na brzuchu. Chaewon drżała i wydawała z siebie rozkoszne pomruki. A tam w dole, znowu poczuła coś w rodzaju przyjemnego pulsowania, lecz jeszcze silniejszego, jeszcze intensywniejszego. Spodnie zdjęły się od razu z majtkami, a może było to w zamiarach Hyojonga. Lekko rozchyliła uda, lecz przez pewien czas tylko zachwycał się widokiem zupełnie gołego ciała swojej dziewczyny. A potem poczuła jak delikatnie badał palcami jej intymne miejsce. Nie myślała o niczym, poddała się tym pieszczotom, spragniona ich i oszołomiona wrażeniami, jakich nigdy przedtem nie zaznała. Kiedy pieścił ją tam językiem, pojękiwała i wiła się mimowolnie. Ledwie czekała, by zaspokoić nieoczekiwane pragnienie i poczuć go w sobie. Kiedy podniósł się i znowu po prostu patrzył zachwycony na jej ciało, powiedziała:
- Ja też chcę cię dotykać.
I zrzuciła z niego koszulkę. Z przejęciem przesuwała palcami po ciele chłopaka, obdarowywała go pocałunkami i głaskała. Hyojong przymykał oczy w przypływie tak wielu cudownych uczuć naraz. Dopiero, gdy powoli zsuwała mu bokserki, spotkali się spojrzeniem.
- Nigdy tego nie robiłam - przyznała.
- Ja też nie.
Chaewon widziała, że był gotowy, mimo wszystko zacisnęła rękę na jego penisie i poruszała lekko, czym doprowadzała go do szaleństwa. Nie obawiała się niczego, kochała go, ufała mu. I nastąpiło nieuniknione. Hyojong pocałował ją w czoło i przytulił do siebie. A potem wszedł powoli w jej wnętrze. Nie bolało. Nie nazwałaby tego tak, bo było to zarazem przyjemne. Kiedy ją wypełnił, zastygli w bezruchu, wpatrując się w siebie wzajemnie i oddychając niespokojnie.
- Chaewon, wszystko dobrze? - chciał na nią spojrzeć, lecz uniemożliwiała mu to, wtulona w niego i rozedrgana.
- Tak - wyszeptała - kocham cię.
Hyojong poruszał się powoli, nie przyspieszył, mimo że czasami ledwie się powstrzymywał. Przez cały czas uważał, by nie zrobić nic, co mogłoby być dla Chaewon nieprzyjemne i, by nie zadać jej bólu. Nie nastawiała się na nic niesamowitego, skoro wiedziała, że pierwszy raz rzadko taki bywa. Nie winiłaby Hyojonga, gdyby to potwierdziło się i w ich przypadku. Nie potwierdziło się. Chaewon było naprawdę dobrze. Chociaż nie dotarła do szczytów rozkoszy, w momencie, gdy w jej wnętrzu rozlało się przyjemne ciepło, poczuła spełnienie. Hyojong położył się obok, przygarniając ją do siebie i odpowiadając ze wzruszeniem:
- Ja też cię kocham. Jak coś było nie "tak", to przepraszam. Ale naprawdę nigdy przedtem tego nie robiłem.
Chaewon popatrzyła mu w oczy.
- Nie masz za co, wszystko było idealnie, to ja przepraszam za dziś, niepotrzebnie tak się zdenerwowałam - powiedziała, a potem złapała go za policzki i pocałowała - nigdy od ciebie nie odejdę, obiecuję.


OD AUTORKI:

Kochani, wstyd mi, co tu powypisywałam, mam nadzieję, że nie wyszło źle, a jak wyszło, to przepraszam:D

09/05/2018

i will protect you (rozdział 19)

                Byul była co prawda wysoka, lecz przy tym ważyła niewiele. Chaewon bez problemu sprowadziła ją opartą o siebie z falochronów. Nadal padał deszcz, poza tym powoli robiło się ciemno, przez co musiały dodatkowo uważać. Gdyby się poślizgnęły, potłukłyby się mocno. Skupione, nie rozmawiały więcej niż to potrzebne, dopiero kiedy kiedy dotarły bezpiecznie do plaży, wydały z siebie pełne ulgi westchnienia.
- Jakbyś po mnie nie przyszła, nie wiem, co bym zrobiła, dziękuję unni! - zawołała Byul i okazała wdzięczność, cmokając ją w policzek.
Chaewon odpowiedziała uśmiechem, zadowolona, że ostatecznie wszystko wracało do normy. Po dzisiejszej rozmowie naprawdę nie wiedziała, czy to nie koniec ich przyjaźni. A na myśl o tym bolało ją serce.
- Lepiej się pospieszmy - powiedziała - zmarzłyśmy i jesteśmy przemoczone.
Nieco wyczerpane, lecz uspokojone, ruszyły w kierunku domu. Niestety Byul szła coraz wolniej i wolniej. Chociaż opierała się na ramionach swojej unni, nadwerężona kostka dawała o sobie znać. Czasami chciała, by zatrzymały się na moment, a potem z jeszcze większym wysiłkiem zdobywała się na każdy kolejny krok. Chaewon mimowolnie przypomniała sobie, jak prowadziła do domu upitego Hyojonga, albo jak on pokonał sześć kilometrów, dźwigając ją cierpliwie. Aż wreszcie zaproponowała:
- Byul, tylko nie protestuj, wskakuj mi na plecy.
- Oszalałaś?
- Nie. Nie widzisz? No zobacz, jestem zupełnie poważna.
- Nie uniesiesz mnie.
- A założysz się?
- O co?
- O to, kto zapłaci za bilety na noc kina?
- OK.
Chaewon przysiadła. Byul niepewnie wskoczyła swojej unni na plecy. W tym momencie znowu pożałowała, jak potraktowała ją wcześniej. Nie rozumiała, czemu była taka okrutna dla kogoś, kto okazywał jej tyle dobra. Chaewon ledwie wyprostowała się do pionu, mimo wszystko nie skarżyła się. Zwłaszcza, że do domu było blisko. Z uporem powtarzała sobie, że jej trud to nic przy trudzie Hyojonga i pokonaniu przez niego wtedy tak długiego dystansu.
- Nie jest ci ciężko? - dopytywała Byul - jeżeli tak, postaw mnie z powrotem.
- Nie - upierała się Chaewon, a potem zawołała - opowiem ci kawał! Klient zwraca się do barmana: please, call me taxi. A na to barman: OK, you're taxi.
Chaewon roześmiała się szczerze. Byul mimo wszystko pozostała poważna. A zapytana, czy jej to nie bawi, przyznała:
- Nie bawi mnie, że znowu sprawiam kłopoty.
- Yhm, a może ten cię rozbawi? - zastanawiała się Chaewon i po chwili opowiadała kolejne kawały, przez co im obu wydawało się, że szybko dotarły do domu.
- Tak, wiem, zaraz wypomnisz mi, że przegrałam zakład, pewnie tylko po to mnie niosłaś - powiedziała Byul z udawanym niezadowoleniem.
Chaewon postawiła ją z powrotem dopiero przy drzwiach do jej pokoju.
- No pewnie. Gdyby nie te bilety, zostawiłabym cię w lesie - zażartowała.
Tak się przekomarzały, kiedy obok zjawiła się Shin Haera i zapytała z przerażeniem:
- Czemu jesteście mokre, spacerowałyście w taką okropną pogodę?- Niestety nie zabrałyśmy parasola, a nie padało jak wychodziłyśmy - odpowiedziała pospiesznie Byul.
- Obyście się nie rozchorowały... przebierzcie się szybko, a ja zaparzę gorącą herbatę - zarządziła jej matka.
Obie tak zrobiły i spotkały się zaraz ponownie w pokoju Byul. Tam Shin Haera zaniosła im herbatę i ciastka. Chaewon siedziała z kubkiem w dłoniach i niespodziewanie posmutniała, a jej nieobecny wzrok sprawiał wrażenie, jakby oddaliła się o lata świetlne.
- Unni, coś się stało? - zapytała troskliwie Byul.
Przecież, jeżeli chodzi o Changgu, to chyba wszystko sobie wytłumaczyły...
- Przykro mi, okłamałam cię z czymś jeszcze... - wyznała ze smutkiem Chaewon, a po chwili zupełnej ciszy dodała - miałam kiedyś kogoś... chłopaka, w którym byłam bardzo zakochana. Niestety, wszystko się rozpadło. Może pewnego dnia ci o tym opowiem, lecz nie dziś, przepraszam.
- Och - z ust Byul wyrwało się westchnienie - rozumiem, opowiesz mi, kiedy poczujesz się gotowa, mogę tylko zapytać, z czyjej winy wszystko się rozpadło?
Chaewon wbiła wzrok w nieokreślony punkt, jej smutek osiągnął tak wielkie wymiary, że ledwie powstrzymywała łzy.
- Yhm... nie z mojej. I nie z jego. Tak, był jeszcze ktoś, ktoś, kto nigdy nie został ukarany, a my cały czas przez to cierpimy.

***

                Hyojong usiadł przy stoliku i obserwował nerwowe ruchy matki, która po raz kolejny wycierała zupełnie już czyste kuchenne blaty. Kim Boyoung zachowywała się tak, od kiedy syn wspomniał jej o telefonie od ojca. Chociaż zbyła to wymownym milczeniem, przez cały czas sprawiała wrażenie niespokojnej i zdenerwowanej. A Hyojong powtarzał z uporem, że przejęła się niepotrzebnie, skoro z ich rozmowy nic a nic nie wynikło. Kim Boyoung zadrżała, kiedy niespodziewanie telefon syna się rozdzwonił znowu.
- Czy to ojciec? - zapytała.
A jeżeli tak? Czy wtedy zabroniłaby mu z nim rozmawiać? Ale to nie był ojciec.
- Nie, mamo - rzekł, a zaraz dodał pospiesznie, bo przecież matka dobrze wiedziała, że nikt nigdy do niego nie dzwoni i pewnie sama zapytałaby o to - obcy numer.
Pomimo tego odebrał i usłyszał uprzejmy, damski głos:
- Witam, nazywam się Park Suyeong, dzwonię z gratulacjami i z zapytaniem, kiedy przyjedzie pan po odbiór nagrody w związku z konkursem na najlepsze zdjęcie dla par organizowanym w marcu w pałacu Changdeokgung.
Hyojong zamarł.
- N... Nagrody?
- Nie śledzi pan zakładki konkursu? - zapytała ze zdziwieniem - zdjęcie pana i pana dziewczyny w wyniku internetowego głosowania uplasowało się na pierwszym miejscu, przypominam, że nagroda to czek na 100.000 won.
100.000 won. Co on zrobi z takimi pieniędzmi? A przede wszystkim: jak przekaże Chaewon jej część? Oboje wzięli udział w tym konkursie. Oboje powinni podzielić się wygraną nagrodą, sprawiedliwie, po połowie. Czy ona też odebrała taki telefon? Po chwili przypomniał sobie, że tylko on podawał numer w formularzu konkursowym. Co za pech. Co za przeklęte szczęście! W pierwszym odruchu chciał powiedzieć, że rezygnuje z tych pieniędzy i rozłączyć się. Nie zrobił tego.
- A gdzie mogę go odebrać? - zapytał.
- W pałacu Changdeokgung. W atelier, gdzie odbywał się konkurs. W godzinach zwiedzania.
- OK, będę tam zaraz.
W tym momencie Kim Boyoung spojrzała pytająco na syna.
- Ja... muszę wyjść.
- Jak to: wyjść? - oburzyła się - zaraz obiad.
- Wybacz.
- Hyojong, co się stało? Hey! Hyojong! - wołała za nim, lecz pozostał na to obojętny i po prostu wypadł z mieszkania.
Na dworze dotarło do niego, że mimo upału, drży na całym ciele. Niemalże biegł z nadzieją, że załatwi to szybko i zapomni. Ale czy tak prosto zapomina się o tylu pieniądzach. Pewnie nie... i co z tego. Niewiele w życiu bywa rzeczy prostych. Hyojong przejechał kilka stacji metrem, potem poszedł pieszo do pałacu. Gdy po ominięciu kolejek poinformował w recepcji, że zgłasza się po odbiór nagrody, inna z pracownic zaprowadziła go do odpowiedniego atelier. Tam czekała Park Suyeong. Hyojong rozpoznał, że to ta sama osoba, co prowadziła konkurs. I ona też go rozpoznała, przywitała gratulacjami oraz uściskiem dłoni. A potem zapytała o Chaewon.
- Niestety, rozchorowała się - skłamał bez zastanowienia, lecz to wydawało mu się logicznym powodem, czemu przyszedł sam.
- A więc proszę przekazać jej moje gratulacje i, że życzę zdrowia.
- Na pewno przekażę.
Park Suyeong podała mu do podpisania potwierdzenie odbioru nagrody, a potem czek. Wypisany był na nich oboje. Lee Chaewon i Kim Hyojong. Ich imiona obok siebie przywoływały tyle pięknych wspomnień... Poza tym, oznaczało to też, że nie mogli skorzystać z tych pieniędzy osobno, mogli wypłacić je jedynie wspólnie. Na koniec Park Suyeong podarowała mu jeszcze elegancko oprawione, konkursowe zdjęcie. Hyojong wyszedł, w ogóle na nie nie patrząc, aż nie znalazł się z powrotem na ulicy, z dala od wszystkich. Wtedy odważył się spojrzeć. Zaskoczona Chaewon i on, całujący ją w policzek... kiedy to było, chyba w innym życiu. W przypływie impulsu, wrzucił zdjęcie do śmieci, po to tylko, by po chwili zabrać je z powrotem i schować do torby. Nie zastanawiał się gdzie idzie, po prostu szedł, szedł i szukał zapomnienia. Aż wreszcie dotarło do niego, kto jedyny go zrozumie. Yoonmi też cierpiała. Pomimo tego zdołała zabrać z nocnego stolika zdjęcie Yoony i schować, by nie sprawiało jej już bólu. Powinien ją zapytać, jak znalazła w sobie siły. Bez zastanowienia pospieszył w kierunku przystanku. Po kilku stacjach wysiadł i poszedł pieszo do domu kuratorki, bo nie chciał tracić czasu na przesiadkę. Kiedy wreszcie zapukał do drzwi, był zziajany, jakby przebiegł maraton, mimo wszystko widok Yoonmi wywołał u niego niewinny uśmiech, a świadomość, że zaraz wtuli się w jej ramiona, pocieszała i podtrzymywała na duchu. Niestety, ledwie zbliżył się o krok, powstrzymała go gestem.
- Hyojong... ja nie jestem... - zaczęła, a w tym momencie z salonu rozległ się męski głos:
- Kto to?
A więc chciała powiedzieć "nie jestem sama"... Po chwili Junho stanął obok swojej żony i objął ją ramionami. Yoonmi zadrżała. Potem, nie spuszczając wzroku z Hyojonga, przyznała, że jej podopieczny. Obaj wymienili podejrzliwe spojrzenie, mimo to pozostali uprzejmi, po przedstawieniu się, podali sobie dłonie.
- Kang Junho.
- Kim Hyojong.
Mąż Yoonmi był przystojny, wysoki, wysportowany, prezentujący się dobrze i wzbudzający respekt mimo domowego ubrania, nieogolony i nieuczesany.
- Nie wiedziałem, że zapraszasz swoich podopiecznych do domu - rzekł do swojej żony.
Hyojong zastanawiał się, czy w czymkolwiek im przeszkodził, czy zaburzał rytm ich codziennego, wspólnego popołudnia. Nie zamierzał tłumaczyć się z tego, że wie, gdzie mieszkała kuratorka. Nie chciał wdawać się w niepotrzebne dyskusje. Yoonmi zapytała go za to:
- Co ty tu robisz?
Powietrze wypełniło się wręcz namacalnym napięciem spowodowanym kryciem swoich prawdziwych emocji.
- Nic... - przyznał Hyojong, stwierdzając niespodziewanie, że nie wie, po co przyszedł, a potem dodał, uznając to za oczywiste - przyszedłem pogadać.
- A nie gadacie wystarczająco na swoich cotygodniowych spotkaniach? - zapytał lekko zdenerwowany Junho.
Yoonmi skarciła go wzrokiem.
- Yobo, zaraz do ciebie przyjdę - powiedziała, co było czymś w rodzaju aluzji, by wracał do salonu i zostawił ich samych.
O dziwo, tak zrobił, a mimo to napięcie pozostało, jak i niepewność, czy nie przyczaił się obok i nie podsłuchiwał ich.
- Wybacz, że przeszkadzam - przeprosił Hyojong, wpatrzony w oczy swojej kuratorki i ujrzał w nich przerażenie.
- Nie możesz tu tak po prostu przychodzić - odparła, co zabrzmiało bardzo stanowczo i bardzo zimno.
Nie powiedziała "nie powinieneś", powiedziała "nie możesz". Wtedy dopiero dotarło do niego, w co się zaangażował, ukazał mu się ogrom ryzyka i konsekwencji. A mimo to nie potrafił tak po prostu się wycofać. Przez to stanowczość Yoonmi łamała mu serce. Czy naprawdę musiała być taka zdystansowana? Hyojong zarzucał sobie, że nie zastanowił się dobrze, nim zapukał do drzwi jej domu. Czemu nie założył, że zastanie Junho?
- Tak. Wiem. Rozumiem - odpowiedział ze smutkiem.
Wtedy Yoonmi złagodniała, zbliżyła się do Hyojonga i wyszeptała mu do ucha:
- Napisz mi, co się stało, dobrze? Jutro spotkamy się i o tym porozmawiamy, obiecuję, że będę miała dla ciebie czas, tyle ile tylko potrzebujesz.
- OK... - zgodził się, chociaż nie zamierzał pisać o niczym, o czym przyszedł jej dziś opowiedzieć.
Yoonmi pogłaskała go po policzku.
- Naprawdę... nie możesz tu tak po prostu przychodzić - powiedziała raz jeszcze, w ramach pożegnania.
A kiedy odszedł, poczuła się tym wszystkim okropnie przytłoczona. Nie chciała go spławiać. Nie wiedziała niestety, co innego miała zrobić.
- Hey, to oglądamy, czy co? - zawołał z kanapy Junho.
Yoonmi usiadła obok i chociaż widziała film do końca, nie zapamiętała z niego zupełnie nic.

02/05/2018

i will protect you (rozdział 18)

*RETROSPEKCJA*

                Chaewon podniosła powieki i zacisnęła je zaraz z powrotem. Słoneczne promienie wpadały do pokoju przez okno i raziły w oczy. Zwłaszcza kogoś, kto ledwie obudził się ze snu. Ale po chwili na nowo je otworzyła. Nie potrafiła się powstrzymać od patrzenia na, leżącego obok i nadal oplatającego ją ramionami, Hyojonga. Kiedy spał wydawał jej się taki niewinny i bezbronny. Chaewon przeszło przez myśl, by zrobić mu żart i narysować coś śmiesznego na twarzy. Już zupełnie rozbudzona, powoli wyswobodziła się z objęć chłopaka i na palcach potruchtała w poszukiwaniu pisaka. Nie znalazła, uznała za to, że i szminka się nada. Może narysować mu na policzku buźkę, albo po prostu pomalować usta. Z trudem powstrzymywała śmiech. Ostrożnie przysiadła przy Hyojongu i pochyliła się nad nim. Przez moment jedynie wpatrywała się w niego, zapamiętywała każdy szczegół, uczyła się go, sercem. Potem odgarnęła mu z twarzy kilka jasnych kosmyków włosów i wtedy usta Hyojonga ułożyły się jak gdyby w lekkim uśmiechu. Chaewon przyłożyła do nich szminkę i zamierzała przejechać po wargach czerwonym kolorem, kiedy on niespodziewanie ostrzegł:
- Jeżeli to zrobisz, nie ręczę za siebie.
Pomimo tego spróbowała... Hyojong szybkim ruchem złapał ją za nadgarstki, przewracając na plecy i sam zawisając nad nią. Szminka wypadła jej z dłoni i potoczyła się po podłodze.
- Oppa...!
- A nie ostrzegałem?
- Co mi zrobisz? - spytała.
- Coś bardzo, bardzo złego.
Nie bała się. Nie wyobrażała sobie, by Hyojong komukolwiek zrobił cokolwiek złego. I bez obaw poddała mu się. Delikatnie posmakował jej ust. Chaewon zamruczała rozkosznie, odruchowo zamknęła oczy i rozchyliła wargi, czym zachęciła go do pogłębienia pocałunku. Uwielbiała to, że zazwyczaj zaczynał tak niewinnie, a potem całował ją z pasją, niecierpliwie i zachłannie. Nie kontrolowała się wtedy, lecz nie czuła się zażenowana. Nie krępowała się swoich reakcji, wiedziała, że tym dodatkowo podniecała Hyojonga. Kiedy odwzajemniała pocałunki, obejmowała go i zatapiała dłonie w jego włosach. A poza nim, nic wtedy nie istniało. Aż w pewnym momencie, poczuła niespodziewanie, że Hyojong wsuwa rękę za jej koszulkę. Nie powstrzymała go, chciała tego, chciała wszystkiego, czego i on chciał. Nie spieszył się. Powoli, niepewnymi palcami dotykał jej piersi, przyprawiając ją o dreszcze. Hyojong zabrał rękę, a po chwili położył znowu w tym samym miejscu. Chaewon jęknęła głośno. Natomiast tam, w dole, pojawiło się uczucie przyjemnego pulsowania. Jeżeli on nic z tym nie zrobi, ona oszaleje... Hyojong jakby czytał jej w myślach, schodził palcami coraz niżej i niżej. W momencie, gdy Chaewon miała wrażenie, że zaraz eksploduje, rozległ się sygnał sms-a. A wtedy odskoczyli od siebie, oprzytomniali. Hyojong odchrząknął. Chaewon sięgnęła po telefon, przeczytała wiadomość i zamarła. Z poprzedniego stanu nie pozostało nic. Zamiast odprężenia, poczuła w całym ciele paraliżujące odrętwienie. Nie chciała dać niczego po sobie poznać, lecz mimowolnie pobladła. Szybko odłożyła telefon i starała się zachowywać naturalnie. Nie zdołała oszukać Hyojonga.
- Co się stało? - spytał, zatroskany.
- Nic.
- Nieprawda, przeczytałaś i bardzo się zdenerwowałaś.
- Nic, to tylko pomyłka - powiedziała z uśmiechem, po czym wtuliła się w Hyojonga, pocałowała go w policzek i potargała po głowie.
A on jej uwierzył, uspokojony tymi czułostkami.

***

                Chaewon nudziła się przez cały czas, kiedy obowiązywało ją zwolnienie. Hyojong wychodził wcześnie z rana na zajęcia i wracał wieczorem. Poza przygotowaniem obiadu i ewentualnymi porządkami, czego i tak chwilowo jej zabraniał, nie miała niczego do roboty. Trochę czytała. Trochę oglądała seriale. Kiedy była ładna pogoda, siedziała na tarasie i delektowała się słońcem. To, mimo wszystko, nie wystarczało. Brakowało jej Hyojonga. Brakowało innych ludzi. Brakowało ruchu. Zwłaszcza, że kostka wydobrzała zupełnie i Chaewon nie widziała powodu do siedzenia w domu. Gdy codziennie wieczorem leżała w łóżku otoczona ramionami Hyojonga, żaliła się na ten stan rzeczy. Aż wreszcie zaproponował:
- Jeżeli uważasz, że z kostką wszystko OK, możemy chyba planować kolejne wycieczki, nie?
Chaewon zaraz poprawił się humor i zapewniała z uporem, że gdyby nie siedzenie w domu, które jej o tym przypominalo, zupełnie by zapomniała o swojej kontuzji. Po zastanowieniu postanowili zwiedzić w sobotę pałac Changdeokgung i park Jongnogu. Tego dnia oboje nie tracili czasu, obudzili się wcześnie, wstali i wyszykowali się na wycieczkę. Hyojong spakował do plecaka zapas jedzenia i picia. Chaewon natomiast nosiła przewieszony przez szyję aparat fotograficzny. Gdy dotarli do pałacu i ustawili się w kolejce, poczuli się niczym prawdziwi turyści. Chociaż nie było jeszcze sezonu letniego i pogoda też nie rozpieszczała, bo wiał silny wiatr, a raz po raz kropiło, chętnych do zwiedzania nie brakło. Przy kupowaniu biletów okazało się, że odbywała się dzisiaj wystawa tradycyjnych strojów i instrumentów muzycznych. Eksponaty porozstawiano we wnętrzu pałacu. Hyojong czytał ich opisy. Chaewon fotografowała. W poszczególnych komnatach odbywały się też pokazy i warsztaty gry. Organizatorzy wystawy i wszyscy w nią zaangażowani, w tradycyjnych strojach przechadzali się po korytarzach. W pewnym momencie elegancka dama w hanboku zaczepiła Chaewon i Hyojonga.
- Zapraszam do udziału w konkursie - powiedziała z sympatycznym uśmiechem.
- A jaki to konkurs? - zainteresował się Hyojong, mimo że czuł się powoli zmęczony tymi wszystkimi atrakcjami.
- Organizowany specjalnie dla par, zakochani ubierają hanboki, my robimy im zdjęcie, a zwycięzcy wybrani w internetowym głosowaniu wygrają 100.000 won.
Chaewon oczy zabłyszczały po usłyszeniu o takich pieniądzach.
- Oppa, weźmy udział w tym konkursie, proszę, weźmy! - powtarzała, przy czym podskakiwała i z podekscytowaniem klaskała w dłonie.
Po chwili szli w kierunku komnaty, gdzie odbywał się konkurs. Z początku przyglądali się pozostałym kandydatom. Hyojong nie był pewien, czy chce brać w tym udział, czy nie. Chyba liczył, że Chaewon zrezygnuje jeszcze, zniechęcona czekaniem i zgromadzonymi dookoła gapiami. Ale nadal nalegała. Nie umiałby tak po prostu powiedzieć jej "nie". A więc przeszli za przygotowany w tym celu parawan i ubrali hanboki, on w kolorze niebieskim, ona fioletowym. Przy wielkim lustrze, gdzie mogli obejrzeć się ze wszystkich stron, uczesała się w warkocz i ozdobiła włosy żywymi kwiatami orchidei. Aż wreszcie ustawili się, by zrobiono im zdjęcie.
- Uwaga, trzy- czte-ry! - zawołała prowadząca.
A w momencie, kiedy wypowiadała "ry" Hyojong zrobił coś nieoczekiwanego. Przy tych wszystkich gapiach, bez resztek skrępowania, pocałował Chaewon w policzek. Zaskoczona, otworzyła szeroko oczy i pokryła się rumieńcem, natomiast dookoła posypały się brawa.
- Wspaniale! - zachwycała się prowadząca, wpatrując się w aparat i pokazując zdjęcie swoim modelom.
Wtedy oboje popatrzyli na siebie z uśmiechem. Kiedy przebierali się z powrotem w to, w czym przyszli, chichotali przez cały czas. Na koniec prowadząca podała im link do witryny internetowej, gdzie obędzie się głosowanie. Szybko podziękowali i wymknęli się z pałacu. Nieco się rozpogodziło. Niebo zrobiło się przejrzyste, wiatr przepędził chmury. Promienie słoneczne odbijały się w wodzie w okolicznych stawkach i skrzyły wszystkimi kolorami. Chaewon biegała z mostku do mostku, by fotografować te urocze zjawiska. Hyojong przyglądał się mniejszym budowlom rozsianym po całym parku, budkom wzniesionym na wodzie i zastanawiał się, do czego kiedyś służyły. Kiedy pozował w pałacu w tradycyjnym stroju, poczuł się, jakby znalazł się w innej, minionej epoce i to uczucie go nie opuszczało. Nie miałby nic przeciwko, by być księciem Joseon, kochać się w pięknej księżniczce i dbać o jej bezpieczeństwo.
- Oppa! O czym myślisz? Hm? - zapytała Chaewon, podbiegając do niego i posyłając mu zaciekawione spojrzenie.
- O niczym - rzucił pospiesznie, nie chcąc przyznawać się do swoich dziecinnych wizji, a potem złapał ją za rękę i poprowadził do przestronnej, ozdobionej kolorowymi lampionami pergoli.
Chaewon rozkoszowała się dotykiem jego dłoni, niezbyt silnym, lecz stanowczym, jak gdyby oznaczał "nigdy nie pozwolę ci odejść".
- Wiesz... - zaczęła - zastanawiałam się, jak to by było żyć w tamtych czasach, zakochać się w przystojnym księciu i pozwolić mu zatroszczyć się o mnie.
Hyojong zadrżał. Co za zaskakujące wrażenie. Czy skoro myśleli i marzyli o tym samym, nie oznaczało to, że byli sobie po prostu przeznaczeni?

***

                Hyojong pracował przy komputerze w swoim pokoju, kiedy rozproszyła go krzątanina w kuchni. Chaewon co chwilę otwierała i zamykała szafki, wzdychała i mamrotała do siebie. Nie przeszkadzało mu to, przyzwyczajony do wiecznego gwaru w domu sprzed wyprowadzki brata i wyjazdu rodziców, lubił czuć czyjąś obecność obok i wiedzieć, że nie jest sam. W tym momencie od pracy odrywała go jedynie ciekawość. Hyojong wstał od biurka i zaraz zjawił się w kuchni oparty o stolik. Chaewon akurat sprawdzała szuflady. Nie zauważyła go, aż nie zainteresował się, czego tak niecierpliwie szukała.
- Oppa, nie masz nic przeciwbólowego? - zapytała w odpowiedzi.
Hyojong zmierzył ją badawczym spojrzeniem.
- Nie tu, mam w łazience, a co cię boli?
- Eh, brzuch.
- Może zjadłaś coś nieświeżego?
- Ale ja jadłam wszystko to, co i ty - przypomniała mu, że przecież dopiero co odeszli od wspólnej kolacji.
- Może to jakiś wirus?
- Nie, po prostu boli mnie brzuch.
- Nie powinien chyba tak bez powodu.
- Nie boli mnie bez powodu - przyznała - mam okres.
- Aaa... aha... - rzucił Hyojong, zawstydzony tym, że okazał się taki niedomyślny, a potem poszedł po leki. Nie znał się zbytnio na tych kobiecych sprawach. Nie pamiętał, by mama kiedykolwiek skarżyła się na ból brzucha z tego powodu. Nie rozmawiał też o tym z koleżankami. Nie był nigdy z żadnymi tak blisko. A Chaewon sprawiała wrażenie, jakby bardzo cierpiała i do szału doprowadzała go świadomość, że nie wie jak jej jeszcze może pomóc.
- Nie potrzebuję twojej pomocy - przyznała, rozczulona i lekko rozbawiona - pracuj sobie w spokoju, a ja poleżę i zaraz mi przejdzie.
Niestety, pomimo zażytych tabletek, bolało bez zmian.
- Niby jak mam pracować, skoro mojej dziewczynie coś jest? - zapytał Hyojong, po czym postanowił położyć się obok i nie wstawać, aż ona nie poczuje się dobrze.
- Och, powiedziałam przecież, to tylko brzuch - upierała się.
- A więc, zaraz sobie porozmawiamy... brzuchu, masz nie boleć, słyszysz mnie?! - zawołał stanowczo.
Chaewon zachichotała. Hyojong natomiast podniósł jej koszulkę, pochylił się nad brzuchem i nadal do niego przemawiał.
- Oppa, jeżeli zaraz nie przestaniesz, rozboli mnie ze śmiechu.
Nie potrafiła powstrzymać rozbawienia, kiedy wygłupiał się tak i przez cały czas chichotała. O ile zamierzał poprawić jej humor, spisał się doskonale.
- No, to co ja mam zrobić? - pytał z rezygnacją.
Chaewon wzruszyła ramionami. A wtedy Hyojong zaczął delikatnie uciskać i masować jej brzuch. Chociaż nie oczekiwała wiele, pozwoliła mu na to i starała się zrelaksować. Nie dała po sobie poznać, jak poruszona tą troską i pomocą czuła się w tym momencie. Z jej ust nie znikał uśmiech. I wreszcie pojawiła się wyczekiwana ulga.
- Oppa, lepiej mi - powiedziała po chwili - nie wiem, jak ty to robisz. Ale pomaga. Ale naprawdę pomaga.
- Cieszę się. Wystarczy? Czy mam nie przestawać?
- Nie przestawaj.
Chaewon przymykała powieki, lecz nie spała, było jej dobrze, jak jeszcze nigdy.
- Kocham cię - wyznał Hyojong, a potem dotarło do niego, że zrobił to po raz pierwszy, mimo wszystko nie poczuł z tego powodu zażenowania.
Nie, było to przecież coś zupełnie naturalnego.
- Ja ciebie też - odpowiedziała.
A potem zapanowała cisza, jaka zapada czasami pomiędzy tymi, którzy stali się sobie tak bliscy, że nie czuli się niezręcznie, kiedy milczeli. Hyojong przez cały czas masował jej brzuch. Chaewon przysypiała, zrelaksowana. O tak, naprawdę byli sobie przeznaczeni.