27/06/2018

i will protect you (rozdział 26)

*RETROSPEKCJA*

                Hongseok natychmiast znalazł się przy dziewczynie. Nadal siedziała nieruchomo zawinięta w koc i bezgłośnie łkała, a jej twarz nie wyrażała nic poza przerażeniem i niedowierzaniem. Pustym wzrokiem wpatrywała się w dal, mimo to zachowała czujność i zawołała:
- Nie! Nie dotykaj mnie. Nie...
- Dobrze się czujesz? - zapytał, a ona odsuwała się od niego i chowała się w rogu kanapy.
- Nie dotykaj jej - poprosił Hyojong smutnym tonem.
W tym momencie zrobiłby wszystko, byle ulżyć Chaewon w cierpieniu, a jedyne, czego chciała, to by nie przekraczano muru, jakim się otoczyła. Skoro tak, postanowił uszanować jej życzenie, chociaż marzył, by objąć ją ramionami i utulić. Nie wyobrażał sobie, co musiała przeżyć. Nie wyobrażał sobie, jak musiała czuć się skrzywdzona. Nie przestawał się trząść i był zbyt oszołomiony, by tak po prostu się uspokoić, prawda go pokonała.
- Hyung! - zawołał Hongseok stanowczo - musimy zabrać ją do szpitala, a potem złożyć zeznania na policji.
- Nic mi nie jest - odezwała się po raz pierwszy Chaewon.
- Nie ty, tylko lekarze powinni to ocenić - tłumaczył jej Hongseok.
Nie chciała go słuchać.
- Nie - powiedziała - nigdzie mnie nie zabierzecie. Nie chcę o tym z nikim rozmawiać. Nie chcę o tym pamiętać.
Hyojong podszedł do przyjaciela i pociągnął go na bok.
- Ja... postaram się to wszystko ogarnąć, odezwę się potem - rzekł, tym samym wypraszając go i odprowadzając. 
Hongseok przy wychodzeniu powtarzał mu jeszcze, że nie powinien odpuszczać i tak tego zostawiać.
- A przede wszystkim, musisz zabrać ją do szpitala.
- Yhm, taki mam zamiar.
Ledwie wyszedł, Chaewon wpadła w histerię.
- Nie! Nie, nigdzie się nie ruszam! Nie będę nikomu o tym opowiadać! - krzyczała w napadzie szału, miotała się, gdy Hyojong zamierzał usiąść z powrotem obok.
- Nie zrobię nic bez twojej woli - przyrzekł.
I wtedy uspokoiła się wreszcie.
- Oppa... - jęknęła, a po jej policzkach popłynęły łzy.
- Chaewon, proszę, mogę... cię przytulić?
- Nie...
- Kto ci to zrobił? Kto? Jak...? - pytał, chociaż tak naprawdę wolał nic nie wiedzieć, to było zbyt bolesne.
- Ten człowiek... co do mnie wypisywał. 
- Jak do tego doszło?
- Nie wiem... to się stało tak szybko, wyrzucałam śmieci, wciągnął mnie do samochodu, zasłonił usta i...
- O Boże.
- Oppa, tak bardzo się bałam.
- Och, Chaewon... przepraszam... przepraszam, że nie wyniosłem tych śmieci.
Hyojong nie wytrzymał i też się rozpłakał.
- Nie wiem nic więcej.
- Nie rozpoznałabyś go?
- Nie chcę go widzieć! Rozumiesz? Nie powiesz o tym nikomu, prawda?
- Ja wiem, ciężko ci, mimo wszystko... skoro nie chcesz opowiadać o tym policji... może pojedziemy prosto do szpitala?
- Nie ma potrzeby - upierała się.
- Czemu nie pozwalasz sobie pomóc?
- Bo... jedyne, co mi pomoże, to jak po prostu o wszystkim zapomnimy.
Naprawdę uważała, że zapomni tak okropne zdarzenie? A może odrzucała od siebie rzeczywistość i z powodu szoku wmawiała wszystkim, że nic się nie stało? A może było zbyt wcześnie na tego typu domysły.
- Yhm... - odpowiedział jej westchnieniem - posłuchaj, umyjesz się, cała, przebierzesz się w suche ubrania, a potem położymy się i wypijemy po kieliszku. OK?
Chaewon wpatrywała się w niego, lecz sprawiała wrażenie, jakby zupełnie nic nie widziała.
- OK... tylko nie dotykaj mnie.
- Spokojnie, nie dotknę cię - zapewniał ze zrozumieniem, lecz i pełnym poczucia winy zrezygnowaniem.

***

                Mimo, że bardzo się starał, Chaewon nie doszła do siebie. Przez kolejne dni rzadko wstawała z łóżka, leżała wpatrzona obojętnie w sufit. Nic jej nie interesowało, pogrążyła się w apatii i zamknęła się w swoim własnym cierpieniu. Nie reagowała na to, co dzieje się dookoła, telewizor, radio, internet, te rzeczy po prostu nie istniały. A jeżeli Hyojong nie ugotował jej czegoś, zapominała o jedzeniu. Nie wstawała z rana, by zrobić mu śniadanie, czy zapakować kanapki na zajęcia. Nie czekała, kiedy wracał. Nie chciała słyszeć o policji. W zasadzie porozmawianie o czymkolwiek stawało się niemożliwe, cały czas po prostu milczała. Hyojong czasami kilka razy coś powtarzał, by mu wreszcie odpowiedziała. Z wielkim poczuciem winy oddał się zupełnie opiece nad Chaewon i pomagał jej we wszystkim, w czym tylko pozwalała. Nie pojawiła się więcej w pracy. Hyojong  sam porozmawiał z jej szefem i przeprosił, że zrezygnowała bez uprzedzenia. Nie wspominał, czemu. Chaewon zabroniła mu przecież komukolwiek o tym opowiadać. Nie opuszczał go strach o nią. Chociaż wmawiał sobie, że to minie, bał się bardzo. A kiedy nie było go w domu, dostawał ataku paniki, jeżeli nie odbierała telefonu i nie odpisywała mu zaraz. Wtedy spieszył się z powrotem, niespokojny, póki nie upewnił się, że po prostu spała. Hyojong często kładł się obok i towarzyszył jej w tym nic nie robieniu. Stopniowo dotarło do niego, że to się nigdy nie zmieni, przez co ogarniała go furia, a świadomość, że sprawca tego okropnego czynu nie poniesie kary, nie dawała mu spokoju. Chaewon otaczała się murem nie do pokonania. W milczeniu odwracała się od Hyojonga, zawijała się w kołdrę albo udawała, że zasnęła i nie pozwalała się dotykać. Celowo lub nie, traktowała go, jak gdyby był obcym...
- Chaewon, popatrz na mnie - poprosił pewnego wieczoru po kolacji, a ona skierowała na niego zmęczony wzrok.
- Tak?
- Co mogę dla ciebie zrobić?
- Nic.
- Nie rozumiesz - przyznał - cały czas boję się o ciebie i nie wiem, jak mam ci pomóc, bo nie wyobrażam sobie, przez co musiałaś przejść i ile wycierpiałaś.
- Niepotrzebnie, oppa, to tylko chwilowe.
- A jeżeli nie? A jeżeli nie poradzimy sobie sami? Może powinniśmy udać się do psychologa...
- Nie potrzebuję nikogo, ty mi wystarczasz.
- Naprawdę? A ja czuję czasami, że ci przeszkadzam. Nie odzywasz się, odgradzasz się ode mnie.
- Nie przeszkadzasz! - zawołała, po czym dodała, zasmucona - przepraszam...
- Nie przepraszaj, powiedz, tylko szczerze: obwiniasz mnie o to, co się stało?
- Nie obwiniam cię o nic.
Mimo wszystko jej zapewnienie nie zabrzmiało szczerze.
- A ja siebie obwiniam.
- Nie zrobiłeś niczego złego.
- Nie ochroniłem cię. Ale ja to ja, Kim Hyojong. Nie jestem tamtym skurwielem.
W jej oczach pojawiło się przerażenie.
- A czy ja powiedziałam, że jesteś?
- No to czemu nie pozwalasz, żebym cię pocałował, przytulił, potrzymał za rękę? - zapytał z rozgoryczeniem, bliski rozpłakania się, jakby był rozpieszczonym dzieckiem, tupiącym i awanturującym się w supermarkecie.
Chaewon z powrotem wbiła wzrok w sufit. Nie przeszkadzał jej. Nie znała po prostu odpowiedzi na te pytania. 
- Nie obwiniaj się, tu nie chodzi o ciebie, tu chodzi o mnie - powiedziała i znowu zamilkła.
Hyojong zrozumiał, że to koniec rozmowy. Nie naciskał. Z westchnieniem położył się obok, też wbijając wzrok w sufit i szukając tam rozwiązania, lecz zamiast tego nawiedzała go tylko coraz większa i większa wola zemsty na tym, kto zniszczył ich idealne życie.

***

                Hyojong niestety się nie mylił, nic się nie zmieniło, dni mijały, a ona nie czuła się lepiej. Gdyby był pewien, że czas pomoże, zaczekałby tyle, ile to potrzebne. Lecz powoli opuszczała go cała nadzieja. Nie przeszkadzało mu, że musi nieustannie zajmować się Chaewon i zaniedbywać wszystko inne. Nie potrafił po prostu znieść myśli, że jak by się starał i tak zachowywała dystans. Czasami stwarzała wrażenie, że jest jej wszystko jedno, czy coś zje, czy nie zje, czy żyje, czy umarła. Stopniowo pogrążała się w depresji i nie walczyła. A Hyojong nie miał pomysłu jak ją z tego wyciągnąć. Wreszcie, pewnego popołudnia, zadzwonił załamany do drzwi przyjaciela. Hongseok siadał akurat do kolacji z rodzicami i poprosił go, żeby do nich dołączył. Przy stole rozmawiano o błahych sprawach, atmosfera była miła. Nikt teoretycznie nie zauważył zdenerwowania Hyojonga. Dopiero w swoim pokoju, Hongseok zapytał go:
- Hyung, co się dzieje?
Hyojong opowiedział mu o ostatnich dniach.
- Nie mam już sił - podsumował.
- Nie zgłosiliście tego?
- Nie przekonałem Chaewon. Nie rozumie, że to ten skurwiel, a nie ona, powinien się wstydzić. Nie chce nikomu o tym opowiadać. Nie zmuszę jej.
- Nie może mu to ujść na sucho!
- Yhm... gdybym tylko jakoś go znalazł.
- Nie masz na niego namiaru?
- Nie. Chaewon też milczy... jedyne, co przeszło mi przez myśl to znalezienie jej brata.
- I obicie mu mordy? - zapytał Hongseok zupełnie serio.
- No, to też.
- A co jeszcze?
- Może on... wie, kto to był.
- O, to dobry pomysł, jak usłyszy, co ten typ zrobił jego siostrze, pewnie go wyda.
- Nie powiemy mu tego.
- Nie?
- Chaewon zabroniła mi z kimkolwiek o tym rozmawiać, obiecałem.
- Ale to brat.
- Nie wiem, czy by go to obeszło, skoro sam zaproponował jej spłacanie tym sposobem długu - wyznawał ze wzburzeniem - musimy przygotować coś, żeby go przekupić.
- Nie wiem, co powiedzieć... to po prostu okropne.
- Może zaproponujmy mu pieniądze?
- Hyung, pieniądze?! - zdziwił się Hongseok - przez niego Chaewon spotkała taka tragedia, a ty chcesz mu płacić?
Hyojong nerwowo spacerował po pokoju. Racja, to byłoby idiotyczne... Więc zapytał przyjaciela:
- A ty, co byś zrobił na moim miejscu?
- No przecież ci powiedziałem, obiłbym mu mordę.
- Bratu?
- Bratu, a potem temu skurwielowi.
- OK.
I zapadła cisza, wszystko wydawało się zaplanowane, a w istocie plan ledwie powstawał.
- Hyung, ja to powiedziałem zupełnie serio - dodał po chwili Hongseok.
- I ja też. Nie pozostawimy tak tego, prawda? Ale... czy my umiemy się bić?
Nie przywykli do przemocy, a jeżeli już, to do jej unikania. Nie byli nigdy szkolnymi chuliganami. Nie szukali zaczepek.
- Może poszukamy kogoś, kto umie?
- Nie. Nie angażujmy w to nikogo. 
W tym momencie drzwi się otworzyły i do pokoju zajrzała pani Yang:
- Nie potrzebujecie czegoś? - zapytała.
- Nie, mamo - odpowiedział uprzejmie Hongseok, a jak już poszła, dodał szeptem - chyba nic nie słyszała.
- Nie, my potrzebujemy czegoś - rzekł zagadkowo Hyojong.
- Taaak?
- Tak, odpowiedniego narzędzia!
Wtedy Hongseok zrozumiał, o co chodzi i zastanawiał się przez pewien czas w skupieniu.
- A kij golfowy mojego ojca?
- Wporzo.
- No to gdzie go dorwiemy ?
- W domu. Chaewon pokazywała mi, gdzie mieszkała, jej brat na pewno nadal tam jest. Możemy skłamać, że przekazała nam dla niego pieniądze, a potem...
- Hyung, ojciec jedzie jutro na golfa, więc załatwmy to we wtorek, co?
- OK, we wtorek.
Nie wahali się. Nie dbali o konsekwencje. A przez resztę wieczoru planowali napad, jakby była to zupełnie naturalna rzecz. O wszystkim pamiętali, zadbali o detale. Nie wiedzieli, że to ostatni raz, kiedy byli tak zgodni... Hyojong postanowił wreszcie wracać. Hongseok zaprowadził go do drzwi, położył mu ręce na ramionach i rzekł zupełnie coś w rodzaju zwykłego, codziennego pożegnania:
- Nara, hyung, widzimy się pojutrze.
- Nara.
Hyojong wracał spokojniejszy. Nie przygnębił go tak widok leżącej na kanapie i wpatrującej się obojętnie w sufit Chaewon. Z uśmiechem przysiadł obok, ujął ją za rękę i po raz pierwszy zapewniał z przekonaniem, że wszystko się poukłada. Nie odpowiedziała. Nie zmartwił się tym. Nieważne, że zaraz zabrała rękę.


OD AUTORKI:

Moi drodzy, czuje się winna, mamy lato, a ja was zarzucam takimi smutnymi rozdziałami... 

Ale jeszcze, jeszcze tylko trochę i się podzieje sporo^^ 

Nie, żebym planowała koniec opowiadania, zastanawiam się tylko na ile rozdziałów jeszcze liczycie, bo tak szczerze to sama nie wiem ile ich w sumie wyjdzie. 

Pozdrowionka :)

20/06/2018

i will protect you (rozdział 25)

                Chaewon wstała wcześnie, ubrała się i udała do kuchni. Nie wiedziała czemu świadomość, że szykuje jedzenie dla Changgu spodobała jej się. Nie ekscytowała się tak, gdy serwowała posiłki innym gościom. Nie pracowała nigdy z takim zapałem, co dzisiaj. Nie przypuszczała tylko, że ktokolwiek jej w tym przeszkodzi.
- Lee Chaewon - usłyszała szorstki głos swojej szefowej i aż podskoczyła.
- Proszę pani! - zawołała - jak mnie pani wystraszyła.
- Aż tak kiepsko wyglądam?
- Nie...
- A może spodziewałaś się kogoś innego? - zapytała właścicielka.
Czyżby niespodziewanie naszła ją ochota na żarty?
- O to chodzi, że nikogo się nie spodziewałam, zaskoczyła mnie pani - przyznała Chaewon i zabrała się z powrotem do pracy.
- Byul za ciebie dokończy, a ty pomożesz mi w zakupach - oznajmiła po chwili Shin Haera.
Chaewon posłała jej podejrzliwe spojrzenie.
- Nie tak było planowane.
- Ale plany mają to do siebie, że czasami się zmieniają.
O co ci chodzi, ty stara krowo?, pomyślała Chaewon.
- Dobrze, zaraz będę gotowa - odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem.
Posłusznie zrezygnowała z szykowania śniadania i pojechała z panią Shin po zakupy.
Changgu poczuł się trochę rozczarowany, kiedy zszedł do jadalni i nie zastał jej tam. Dziwne, miała tu przecież być. A może tylko tak mu się wydawało? Czy z nieznanego powodu postanowiła w ostatnim momencie się wycofać? Czemu, skoro tak, nakrywałaby stolik na dwie osoby?
- Cześć - przywitała go Byul.
- Cześć.
- Mama uparła się, by Chaewon towarzyszyła jej na zakupach, przykro mi, nie zdołałam nic zrobić.
- A co zamierzałaś?
- No... powstrzymać ją i nie popsuć wam planów.
Changgu wbił w nią wzrok, była niepewna i zmieszana, a potem popatrzył dookoła. Nieliczni tylko siedzieli przy stolikach, poza tym zajmowało ich jedzenie.
- A ty już jadłaś? - zapytał.
Byul zaprzeczyła.
- Nie miałam czasu.
- No to zapraszam. Nie zjem sam tego wszystkiego.
Czy się zawahała? Nie, może tylko przez moment. Ostateczni dosiadła się do Changgu i skorzystała z dodatkowego nakrycia. Z uporem milczeli i nie potrafili pozbyć się wrażenia, że atmosfera zagęszcza się i robi się bardzo niezręczna. A może nie powinni jeść wspólnego śniadania? A może powinni po prostu coś powiedzieć?  Jednocześnie wpadli na ten pomysł i weszli sobie w słowo.
- Co chciałaś powiedzieć?
- Nic istotnego, ty powiedz pierwszy.
- Nie, dziewczynom się ustępuje.
- O proszę, jaki dżentelmen - zachichotała, problem w tym, że naprawdę nie miała do powiedzenia niczego istotnego... - zwiedziłeś może latarnię?
- Nie.
- Możecie tam iść.
- Yhm.
- Z tą latarnią związana jest legenda - zaczęła, lecz podczas opowiadania zauważyła, że on jej po prostu nie słuchał - przepraszam... nudzę cię?
- Nieee, nie, to nie tak.
- Czasami plotę bez sensu. Mama uważa, że brak mi taktu. A wszystko przez to, że nigdy nie miałam towarzystwa. Och, nie, nie chcę się skarżyć, było jak było. Nikt mnie nie lubił, bo zbytnio wstydziłam się swojej blizny i nie umiałam grać w kosza.
Po tym wyznaniu zamilkła, odgarniając za uszy niesforne kosmyki i powoli sącząc sok.
- A chcesz się nauczyć?
- ... czego?
- No, grać w kosza.
Byul już zamierzała zapytać "jak", kiedy przypomniała sobie, że istotnie za domem było boisko.
- OK - powiedziała.
Changgu zaoferował jej pomoc w sprzątaniu jadalni, a potem... Byul przypomniała sobie, że nie mieli piłki.
- Może ktoś nam pożyczy? - zaproponował.
Ale o tak wczesnej porze boisko było puste. Changgu tłumaczył jej więc jak stać w odpowiedniej pozycji i jak wykonywać rzuty. Nic nie pozostało po poprzedniej, niezręcznej atmosferze. Byul przez cały czas chichotała, rozbawiona tak po raz pierwszy od dawna. W pewnym momencie Changgu objął ją, poprawiając jej ustawienie. Niespodziewanie znieruchomiała, poczuła przyjemne dreszcze i przestraszona tym, szybko od niego odskoczyła. To wtedy zauważyła, że nie są sami. Chaewon stała obok zaparkowanego samochodu, z torbami pełnymi zakupów.
- Co robicie? - zapytała, lecz nie z wyrzutem, a z czystym zainteresowaniem.
A oni zamarli, jakby przyłapała ich na gorącym uczynku.
- Changgu uczył mnie grać w kosza - powiedziała Byul, po czym dodała pospiesznie - tylko nie mamy piłki.
Po chwili z samochodu wygramoliła się Shin Haera i nie kryła zadowolenia z zastanego widoku.
Mimo że poszła zaraz przy pomocy Chaewon odnieść zakupy, atmosfera na boisku znowu stała się niezręczna. Changgu zamilkł. Byul też niespodziewanie straciła ochotę do rozmowy. I tak więc w ciszy ruszyli do domu, niepewni czy nie zdenerwowali Chaewon, a ona, jeżeli już miała do kogokolwiek żal, to tylko do szefowej. Nie podobało jej się, że Shin Haera wtrąca się w cudze życie. Nie podobało jej się, że odciąga ją od Changgu, bo upatrzyła go sobie dla swojej córki. Lecz kiedy rozpakowała zakupy i wpadła na niego na korytarzu, uspokoiła się trochę.
- Nie było cię na śniadaniu - wypomniał jej z dziecięcym wręcz oburzeniem.
- Niestety, pomagałam w zakupach na polecenie szefowej.
- Nie masz wrażenia, że ona stara się wyswatać mnie z Byul? - zapytał, mimo że nie zamierzał tego robić, a może po prostu chciał sprawdzić jej reakcję.
Chaewon parsknęła lekceważąco, a potem szczerze przyznała:
- Czasami mam naprawdę dość mojej szefowej. Czasami mam dość tego wszystkiego. I chciałabym uciec, po czym dochodzę do wniosku, że nie robię w życiu niczego innego niż uciekanie.
Czy nie była to najszczersza rzecz, jaką mu o sobie opowiedziała?
- Chodź, zwiedzimy latarnię - zaproponował.
I tylko tyle. Nie chciał jej spłoszyć dodatkowymi pytaniami. Nie chciał też zmarnować szansy i jeżeli zamierzała wreszcie zwierzyć mu się, był gotowy tego wysłuchać. Nic nikomu nie powiedzieli, wyszykowali się i wyruszyli w kierunku latarni. Changgu był niepocieszony, że nie udostępniono jej do zwiedzania. Lecz wtedy Chaewon zachichotała zagadkowo.
- Nie martw się - powiedziała, po czym rozejrzała się dookoła, a kiedy przekonała się, że nikogo nie ma, poszła po ukryty na wydmach pieniek.
- Co ty zamierzasz zrobić? - pytał Changgu z przejęciem.
Nie umiała opanować rozbawienia, zachowywał się tak, jakby bał się i cieszył z popełnionego psikusa.
- Nic wielkiego, z Byul często to robimy - przyznała i wdrapała się na pieniek ustawiony przy okienku latarni.
Bez trudu otworzyła je i przecisnęła się do środka. Changgu przypatrywał się jej poczynaniom z zainteresowaniem, a ona wyciągała ramiona i wołała go.
- Nie zmieszczę się.
- Och, pewnie, że się zmieścisz - powiedziała z takim przekonaniem, że więcej nie zaprotestował, po prostu wszedł na pieniek i... złapał jej rękę.
Chociaż okienko było naprawdę niewielkie, przeszedł bez problemu i po chwili stał pomiędzy zimnymi murami z cegieł. W powietrzu wirowały kłęby kurzu i panowała tu niewyobrażalna cisza. Nadal złapani za ręce, ruszyli po kręconych schodkach latarni. Nie odzywali się, przez cały czas milczeli, kilka razy przystawali tylko na moment i uspokajali oddechy. Aż wreszcie zdyszani doszli na taras widokowy. Z ogromną siłą owiał ich wiatr, lecz nie zniechęcili się. Chaewon wychyliła się przez barierkę, wpatrzona w morze. Changgu asekurował ją, stając tuż obok. Czy tu dokończy swoją opowieść? Czy może zamierzała po prostu milczeć?
- Czasami śni mi się, że spadam, macham ramionami w powietrzu, lecz nie mogę się zatrzymać, nie mogę nic zrobić, mogę tylko spadać, spadać i spadać... a potem budzę się z krzykiem, na podłodze... I wiesz co? Nadal czuję się, jakbym spadała - wyznała.
Nie drżał jej głos i nie trzęsły się ręce, była spokojna, wręcz otępiała i apatyczna, przez cały czas wpatrzona w morze. Czy to ta opowieść, zastanawiał się Changgu. A jeżeli tak... Co oznacza? Może o wiele więcej niż zrozumiał.
- Nie pozwolę ci upaść - zapewniał - jestem tu i będę. Nie pozwolę ci upaść.
W przypływie uczuć objął ją ramionami, a ona go nie odtrąciła.

***

                Byul siedziała w swoim pokoju i wcierała w twarz krem. Gdyby nie ta okropna blizna, nie narzekałaby na brak urody, miała zdrową, zadbaną cerę, subtelne rysy i sympatyczny uśmiech. Włosy też dodawały jej uroku, swobodnymi palami opadały na ramiona i plecy. Byul czasami splatała je w warkocz, by nie przeszkadzały przy pracy, tak zrobiła i w tym momencie, czekało ją jeszcze nastawienie prania. A kiedy wreszcie wstała od lustra, ktoś zapukał do jej drzwi. Byul otworzyła z tym samym sympatycznym uśmiechem. Może to Chaewon, pomyślała, przyszła mi potowarzyszyć i opowiedzieć o wrażeniach z randki. Lecz... zdziwiła, że za drzwiami zastała ich oboje. Changgu podrzucał piłkę. Chaewon powiedziała, że kupili ją po drodze.
- Może pogramy? - zaproponowała.
Byul nie chciała się narzucać, lecz skoro sami ją zapraszali, zapomniała o praniu i zgodziła się chętnie.
Changgu stał się ich nauczycielem.
- Nie jestem taki dobry, po prostu często gram z chłopakami - tłumaczył - w zasadzie przez to się zakumplowaliśmy, ja, Yanan i Shinwon.
- Nie wierz mu, gada tak tylko po to, żebyśmy zaprzeczały i go chwaliły - zażartowała Chaewon.
- Nieprawda! - oburzył się.
- Oppa, pewnie, że jesteś dobry, jesteś the best! - zawołała Byul, by sprawić mu przyjemność, jeżeli istotnie to chciał osiągnąć.
- Pfff, bardzo zabawne! - stwierdził i z udawanym zdenerwowaniem rzucił piłkę, a pech sprawił, że odbiła się z impetem o ziemię i trafiła Chaewon w głowę.
Wystraszony podbiegł do dziewczyny, gdy akurat osuwała się na boisko.
- Co jej jest?! - pytała przerażona Byul.
- Chaewon! - powtarzał Changgu, potrząsając ją.
Nie reagowała... A potem niespodziewanie podniosła się do siadu. I wybuchła śmiechem.
- Co? - zapytała - ja tylko żartowałam.
- Lee Chaewon, wiesz jak nas wystraszyłaś?! - zdenerwował się Changgu, w tym momencie zupełnie serio, a ona po prostu wstała, rzuciła się do ucieczki i bawiła się przy tym doskonale.
- Cała Chaewon, taka już jest, jak zwykle stroi sobie niestosowne żarty - skomentowała Byul.
- Ale... dzisiaj była bardzo poważna.
- Taaak?
- Tak, w latarni - przyznał Changgu - sprawiała wrażenie, jakby była bardzo nieszczęśliwa.
- Może ty dasz jej szczęście.
- Myślisz, że je przyjmie?
- Myślę... Myślę, że sporo wycierpiała. Oppa, nie skrzywdzisz jej, prawda?
Wtedy rozległ się pełen pretensji głos Chaewon:
- Czemu nikt mnie nie goni?!
I oboje rzucili się w jej kierunku. Czas mijał przyjemnie. Nigdzie się nie spieszyli, pozostali na boisku, aż nie zapadł zmierzch. Następnego dnia za to wspólnie zorganizowali sobie piknik na plaży, zajadali się niezdrowymi przekąskami, grali w karty i opowiadali kawały. Niestety, wieczorem Changgu szykował się do wyjazdu i żałował, że nie może zostać tu jeszcze kilka dni.
- Nie płacz, odwiedzę cię znowu - zapewniał Chaewon, kiedy markotna odprowadzała go do samochodu.
- Nie zamierzam płakać! - zawołała przekornie.
Byul się nie pojawiała, specjalnie pożegnała się przedtem, nie chciała przeszkadzać.
- Dziękuję ci za mile spędzony czas, trzymaj się.
Chaewon pozwoliła by objął ją i przytrzymał w ramionach.
- Yhm, ty też... i odezwij się jak już dojedziesz do domu - poprosiła.
Ze smutkiem patrzyła, jak wsiadał i ruszał.
- Changgu! - zawołała go po imieniu.
O dziwo, usłyszał, zatrzymał się i wyskoczył z samochodu.
- Co... - nie dokończył.
Chaewon dopadła do niego i połączyła ich usta w pocałunku. Nie był na to przygotowany, zupełnie go zaskoczyła. A kiedy wreszcie zorientował się, co się dzieje, wycofała się spłoszona i złapała się za policzki.
- Ja tylko... chciałam zapytać... czy naprawdę odwiedzisz mnie znowu... - wyznała.
Lecz po tym, co zrobiła, nie wątpiła, że tak.

13/06/2018

i will protect you (rozdział 24)

*RETROSPEKCJA*

                Chaewon starała się unikać wzroku farmaceutki.
- Ja poproszę... coś na uspokojenie - powiedziała niepewnie.
Nie wiedziała czemu tak się tym krępowała, w tym momencie miała wrażenie, że wszyscy dookoła uznają ją za neurotyczkę.
- Ach, rozumiem, stres - przyznała farmaceutka porozumiewawczo - nie może się pani skoncentrować, spać?
- To pierwsze, sypiam akurat bardzo dobrze.
O tak, kiedy zasypiała otoczona ramionami Hyojonga zapominała o całym złu tego świata. Przy nim czuła się spokojna, bezpieczna i kochana. Niczego więcej nie potrzebowała, kiedy był obok, lecz kiedy go nie było...
- To może dam pani coś ziołowego - postanowiła farmaceutka, sprzedała jej opakowanie tabletek i opowiedziała o ich dawkowaniu.
Chaewon ledwie opuściła aptekę, desperacko zażyła lek i przysiadła na moment w oczekiwaniu na efekty. Niestety, strach nie znikał. Po tabletkach nic się nie zmieniło. Chaewon i tak nie pozbyła się tego okropnego uczucia, że przez cały czas jest obserwowana. Nie wiedziała, czy naprawdę ktoś jej zagrażał, czy to przez te smsy popadała powoli w paranoje. A kiedy stawały się one coraz okropniejsze, dochodziła do wniosku, że nie wysyłał ich brat, lecz ktoś inny, tylko kto i przede wszystkim, po co? Niby czemu ktokolwiek miałby podszywać się pod Chaehyuna i grozić jej? Chyba nie z powodu jego długu... A jeżeli tak? Chaewon wstała pospiesznie. Nie miała czasu na rozważania, musiała iść do pracy, musiała sobie z tym wszystkim poradzić. Nie chciała pokazywać Hyojongowi, jak bardzo się boi, bo wiedziała, że naciskałby na wizytę na policji. A tego nie zamierzała. Z uporem powtarzała sobie, że brat był jaki był, lecz nigdy nie zrobiłby jej niczego złego. Pomimo to nadal się bała...
W metrze czuła się pozornie bezpiecznie, pozornie, bo obecne czasy oduczyły ludzi reagowania na krzywdy innych. Chaewon nie była przekonana, czy ktokolwiek broniłby jej, gdyby została niespodziewanie zaatakowana. Ale nie została. Wreszcie dotarła do pracy. Chociaż nie skupiała się zbytnio, nie pochłaniały jej niechciane myśli, zajęta była sprzedawaniem bubble tea. Aż w pewnym momencie... zauważyła sylwetkę mężczyzny spacerującego w tę i z powrotem dookoła budki. W średnim wieku, ciemno ubrany, o nieprzyjemnej twarzy. Zdecydowanie nie wywoływał pozytywnych emocji. Chaewon wpatrywała się w niego z pewnym niepokojem i... złapał to spojrzenie. Szybkim krokiem ruszył w jej kierunku. Nie wiedziała, co robić, sięgnęła telefon, by, gdyby coś, zadzwonić do Hyojonga. O ile byłby na to czas...
- Witam - usłyszała nieznajomego i w tym momencie nie wydawał się tak nieprzyjemny, jak przedtem.
A potem poprosił o herbatę i siadł przy stoliku. Chaewon pomyślała: to prawda, popadam w paranoje. Ale po drodze do domu zażyła jeszcze raz lek na uspokojenie. Wyciszona zabrała się za przygotowywanie obiadu i, jak miała w zwyczaju, nuciła ulubione piosenki. A kiedy przyszedł Hyojong, zupełnie zapomniała o swoich obawach. Wieczorem siedzieli przy telewizorze, rozmawiali, żartowali i śmiali się bez ustanku. Aż usłyszeli pewien pełen niepokoju sygnał... sygnał smsa z telefonu Chaewon.
- Czyżby znowu ten wariat? - zapytał nerwowo Hyojong.
Skoro nie wiedzieli kto to, nazywali autora po prostu "tym wariatem".
- Taaa - odpowiedziała Chaewon, udając, że jej to nie obeszło i wycofując się dyskretnie do kuchni.
Tam przygotowała sobie wodę do tabtelek, lecz ledwie otworzyła opakowanie, zauważyła, jak bardzo się trzęsie i przypadkowo zrzuciła wszystkie na podłogę. Hyojong zaraz zjawił się obok i zabrał się za ich zbieranie. A potem popatrzył na opakowanie i zapytał ze zdziwieniem:
- Chaewon, leki na uspokojenie?
Nie odpowiedziała, po prostu stała, cała rozstrzęsiona i milczała. Hyojong złapał za jej telefon, wszedł w odebrane smsy. Ale ten ostatnio, to... to był mms. Nic, po prostu zdjęcie przedstawiające Chaewon przy budce z bubble tea. Szok, na moment odebrało mu mowę. Nie był zdolny do żadnych reakcji, wpatrywał się tępo w telefon i po raz pierwszy tak się bał. Lecz cisza trwała tylko przez moment. Hyojong szybko się opanował i w przypływie impuslu zadzwonił na mumer, z którego wysłano mms, a po trzech syngałach usłyszał głos:
- Lepiej szykuj pieniądze.
Nie był to chyba głos brata Chaewon, brzmiał zbyt dorosło.
- Jeżeli nie przestaniesz niepokoić mojej dziewczyny, opowiem o tym policji, nie ona zapożyczyła się u was i nie ona za to zapłaci, więc powtarzam po raz ostatni: odpierdol się od Lee Chaewon! - wykrzyczał Hyojong, lecz ledwie zamilkł, usłyszał sygnał przerwanego połączenia.
Chociaż zdenerwował się trochę, starał się tego nie okazywać, by dodać swojej dziewczynie otuchy. Chaewon nadal stała nieruchomo, opierając plecy o kuchenny blat i oddychając niespokojnie. Z jej twarzy znikły kolory, była bardzo blada i sprawiała wrażenie, jak gdyby miała zaraz zemdleć. Hyojong objął ją i zaprowadził na kanapę, a ona poddała mu się zupełnie, niczym automat wykonywała wszystko, o co poprosił : połknij tę tabletkę, popij, popij jeszcze.
- Oppa, już dobrze - powiedziała w pewnym momencie.
- Wiesz, że przy mnie nic ci nie zagraża?
- Wiem.
A potem poprosił, by popatrzyła mu w oczy i zrozumiał, że nie kłamała.
- Ile było tych pieniędzy? - zapytał.
- Dużo.
- Dużo, to znaczy?
- Oppa, co ty kombinujesz?
- Ja tylko pytam.
- 100.000 won w momencie, kiedy wyjechałam, nie wiem czy brat nie brał kolejnych pożyczek. No i odsetki. Jeżeli zastanawiasz się, czy byłbyś zdolny to spłacić, powiem ci wprost: nie, nie byłbyś. Lepiej o tym zapomnij. Proszę.
Nigdy nie narzekał na brak pieniędzy, lecz suma niestety nie była mała.
- Ja nie - przyznał szczerze - aleee... może Hongseok.
- Nie możemy go tak wykorzystywać.
- Nie przesadzaj, jest moim przyjacielem i wiem, że pomoże nam na pewno.
- Nie chcę, by pomyślał sobie, że... że ja... że chodzi mi tylko o twoje pieniądze. Nie chcę, by pomyślał tak ktokolwiek inny. A przede wszystkim ty... - Chaewon opowiedziała mu o swoich prawdziwych obawach - bo to nieprawda.
Nie pokochała go z powodu pieniędzy, nie interesowało jej, czy był bogaty, czy bardzo biedny. Nie chciała, by wątpił w jej miłość.
- Och, Chaewon! Jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek tak pomyśli, obiecuję, wybiję mu wszystkie zęby - zawołał niby w żartach, a niby zupełnie serio, potem złapał ją za rękę i dodał - wiem, że mnie kochasz.
- Yhm.
- Ja też cię kocham i zrozum, proszę, że chcę ci pomóc.
- Yhm.
- A więc postarasz mi się tego nie utrudniać i pozwolisz porozmawiać z Hongseokiem, OK?
- Yhm.
Hyojong przytulił ją do siebie.
- A póki tego nie załatwimy, mam pewien plan.
- Jaki?
- Przede wszystkim, zmienisz numer telefonu. Poza tym, nigdzie nie możesz wychodzić sama, zaraz załatwię kierowcę, żeby woził cię do pracy i z powrotem. A ty nie waż się protestować, masz się mnie słuchać.
- Bo co mi zrobisz? - zażartowała.
Jak dobrze było widzieć, że dochodzi do siebie po chwilowym załamaniu nerwowym.
- Yhm, coś bardzo, bardzo złego - stwierdził Hyojong, odsuwając ją lekko od siebie i rozbawiając swoim poważnym spojrzeniem.
Chaewon w odpowiedzi znowu wtuliła się w niego.
- Dziękuję ci za wszystko - wyszeptała, kiedy kołysał ją uspokajająco w swoich ramionach.
- Nie martw się - poprosił, po czym dodał z przekonaniem - porozmawiam z Hongseokiem, a potem pojedziemy na wakacje.
Nie miała powodu w to nie wierzyć.

***

                Chaewon przyzwyczajała się stopniowo do nowych nawyków w swoim życiu i wbrew oczekiwaniom przyznała, że były wygodne. Co prawda nie pozwoliła na zatrudnienie dla siebie kierowcy, za to Hyojong, kiedy tylko mu pasowało (a czasami i kiedy mu nie pasowało) przychodził po nią po pracy. Nie chciała, by opuszczał zajęcia, lecz zaakceptowała to. Nie protestowała, że towarzyszył jej wszędzie, gdzie tylko musiała iść. A tym sposobem przywykli do spędzania we dwoje wszystkich wolnych chwil.
Hyojong przygotowywał pewnego wieczoru prezentację. Nie szło mu zbyt dobrze, cały czas coś go rozpraszało. Na przykład Chaewon.
- Oppa, wyrzucę śmieci i zaraz wracam - poinformowała.
- No przecież powiedziałem, sam potem to zrobię - przypomniał jej, lecz po chwili usłyszał huk zamykanych drzwi do domu.
Chaewon miała w zwyczaju trzaskać nimi niemiłosiernie. Hyojong zabrał się z powrotem za prezentację i po godzinie była wreszcie gotowa. Zmęczony położył się i poczuł się dziwnie niespokojny. Wtedy dotarło do niego, że Chaewon nadal nie ma, a telefon zostawiła na stoliku. Natychmiast wstał i wyszedł z mieszkania w samych kapciach. Nie było jej na tarasie.
- Chaewon! - wołał, lecz odpowiadało mu milczenie, napawające lękiem, przerażające milczenie...
Hyojong zbiegł po schodach i znalazł się na ciemnej, opustoszałej ulicy. Przy kontenerach na śmieci nie było nikogo. Z narastającą rozpaczą okrążył kilka razy osiedle, wołając ją po imieniu. Chociaż starał się sobie wytłumaczyć, że na pewno nic złego się nie wydarzyło, to nie działało. Wystraszony postanowił zadzwonić do przyjaciela i poprosić o pomoc.
- Hyung, wracaj do domu, może zaraz przyjdzie... a ja rozejrzę się po okolicy, OK? - zaproponował Hongseok, po czym dodał - i mam dla was pieniądze.
Hyojong posłuchał, lecz obawiał się, że siedzenie w domu w tych okolicznościach doprowadzi go do szału. Chaewon... Lee Chaewon... gdzie jesteś? Wracaj... Wracaj, proszę... modlił się po raz pierwszy od dawna. Z nerwów rozbolał go brzuch, czuł, że trzęsie się na całym ciele i zupełnie nad tym nie panował. Ile to trwało? Może godzinę. Może dwie. Może wieczność. Nie potrafił powiedzieć, stracił poczucie czasu i zdolność logicznego rozumowania. Aż wreszcie... drzwi się otworzyły. Chaewon była boso, tylko to zauważył nim wpadła do domu i zatrzasnęła się w łazience. Po chwili usłyszał szum wody.
- Co się stało?! - wołał bliski załamania i błagał - Chaewon, wpuść mnie!
Hyojong walił w drzwi, niestety bez skutku. Nie zamierzała ich otworzyć. Nie odzywała się. Nie dawała znaku życia poza spazmatycznym szlochem. Hyojong poszedł po skrzynkę z narzędziami i majstrował przy drzwiach, raniąc się, mimo to walcząc dzielnie. Aż do skutku. W momencie, kiedy zajrzał do kabiny prysznicowej i zobaczył Chaewon w mokrych ubraniach z podkurczonymi pod siebie nogami i cierpieniem wypisanym na twarzy, wszystko zrozumiał. W pierwszym odruchu chciał ją objąć, zabrać do pokoju i utulić, lecz skutecznie go powstrzymała.
- Nie dotykaj! Nie dotykaj mnie! - krzyczała histerycznie - nie dotykaj mnie nigdy więcej!!!
- Chaewon to ja...
- Oppa, proszę, nie...
Ledwie powstrzymywał płacz, mimo wszystko starał się być silny.
- Nie dotknę cię, tylko wyjdź z prysznica, wyjdź, błagam, nie siedź tam, przeziębisz się - powtarzał z jękiem.
Ostrożnie pozakręcał kurki. A potem podał jej ręcznik, by się okryła, by się ogrzała. Nie przestawała drżeć. Nie uspokoiła się, kiedy po chwili siedziała na kanapie, trzymała kubek z gorącą herbatą i szlochała, szlochała, szlochała. Hyojong nie był pewien, co powinien zrobić. Obiecałem jej nie dotykać. Obiecałem... Obiecałem ją chronić! I co? Nie... Nie... to nieprawda, wmawiał sobie, a świadomość, że ktoś skrzywdził Chaewon była nie do wytrzymania. Z sercem w kawałkach też przysiadł na kanapie i przygryzł wargi, by po raz kolejny powstrzymać płacz. Tak mijały minuty, w bolesnym milczeniu, aż niespodziewanie rozległ się dzwonek do drzwi.
- Nie! - zawołała w przypływie histerii i skuliła się na kanapie.
- Ciii, to na pewno Hongseok.
Hyojong poszedł otworzyć i po chwili zobaczył twarz przyjaciela.
- Hyung, czemu nie odbierasz telefonu?! - naskoczył na niego Hongseok, a potem wpakował się do mieszkania i zatrzymał wzrok na dziewczynie - c... co się stało?
No, co się stało? Hyojongowi roiło się w głowie od odpowiedzi. Nie ochronił jej. Nie spełnił obietnicy. Nie wyrzucił śmieci.
- Chaewon... została zgwałcona - wyznał, nadal w to niedowierzając, nadal pozostając w kompletnym otępieniu.
I wtedy świat się zawalił.

OD AUTORKI:

Jak uprzedzałam, rozdział dość przykry... za to chyba wiele wyjaśnia, więc mam nadzieję, że mi wybaczacie:)


06/06/2018

i will protect you (rozdział 23)

                Kim Boyoung siedziała na kanapie, oglądała ulubiony telewizyjny teleturniej i co pewien czas wybuchała śmiechem. Hyojong nie widział nic zabawnego w zawodnikach konkurujących, kto pierwszy zje porcję makaronu z czarną fasolą, a przy tym ubrudzi siebie i wszystko dookoła. Może jeszcze do tego nie dorósł. Może z wiekiem ludzie zaczynają potrzebować takich rozrywek, by przeboleć gorycz życia. A Yoonmi? Czy też śmiała się z rzeczy banalnych, byleby tylko rozładować emocje i nie zwariować pewnego dnia? Bez zastanowienia złapał za telefon i zapytał ją, co porabia. Yoonmi zabroniła mu przychodzić niezapowiedzianie, lecz nie zabroniła mu pisać. Kiedy tylko chciał, wysyłał jej wiadomość na kakaotalk, a ona zazwyczaj zaraz odpowiadała... niestety, nie dziś. Hyojong ze zniecierpliwieniem wpatrywał się w telefon, jednocześnie trochę zmartwiony, trochę zdenerwowany i trochę zazdrosny.
- Hahaha! - śmiała się Kim Boyoung - widzisz, jak mu sos spływa po brodzie?
- Mamo, mi też wczoraj przy kolacji spływał sos po brodzie i jakoś cię to nie rozbawiło - przyznał Hyojong, po czym znowu wbił wzrok w telefon, nadal nic.
- Ach, kolacja, dobrze, że mi przypominasz, powinniśmy coś zjeść! - zawołała matka.
A potem wstała, jakby nie była już zainteresowana teleturniejem i zabrała się za przygotowania jedzenia. Hyojong niewiele ostatnio pojmował z zachowania matki, nie umiała wysiedzieć spokojnie, skupić się na konkretnej czynności i nie martwić się o nic innego. Kim Boyoung celowo wynajdowała sobie zajęcia i nigdy nie siedziała bezczynnie, by nie opanowały jej niechciane myśli. I co z tego, że dochodziła dopiero siedemnasta...
- Mamo, to nie pora kolacji...
- Obiad był wcześnie - rzuciła sucho Kim Boyoung, nie odrywając się od pracy, a po chwili znowu spojrzała na syna i zapytała jak gdyby z wyrzutem - pomożesz, czy nie?
Hyojong jeszcze raz popatrzył w telefon, potem włożył go do kieszeni i zabrał się za krojenie warzyw, na tyle nieostrożnie, że poskutkowało to skaleczeniem. Z przeciętego palca polała się krew, a rana boleśnie pulsowała. Boyoung z przerażeniem popatrzyła na syna, znieruchomiałego i niezdolnego chwilowo do żadnych reakcji. Wtedy oboje coś usłyszeli. Trzykrotny sygnał oznaczał otworzenie kodem drzwi. Hyojong zganił się za to, że znowu wyobrażał sobie nie wiadomo co, zanim zauważył w korytarzu... ojca.
- Hyungjun?! - zawołała matka, blada, jak gdyby zobaczyła ducha.
- Witaj. I cześć Hyojong - przywitał się ojciec, po czym spostrzegł skaleczenie syna - co ci się stało?
Nie czekając na odpowiedź, poszedł po apteczkę i zabrał się za dezynfekowanie.
- Ach, to nic, tato...
Nie protestował. Nie krzywił się, chociaż rana nadal krwawiła i szczypała. Nie przypuszczał mimo wszystko, że ojciec zrobi to tak delikatnie. A może po prostu szok znieczulił go i uodpornił na ból? Hyojong nie był niczego pewien.
- Nie powiesz mi, co ty tu robisz? - pytała Kim Boyoung.
- A nie widzisz? - odparł ojciec ze stoickim spokojem - nasz syn się zranił.
- Au! - zapiszczał w tym momencie Hyojong, zabolało go przy zakładaniu opatrunku.
- Kim Hyungjun, chcę, żebyś sobie poszedł i nigdy nie wracał - powiedziała stanowczo matka, a przy tym drżała na całym ciele i sprawiała wrażenie, jakby ledwie stała na nogach.
Może nadal nie dowierzała w to, co widzi. Może podejrzewała o spisek syna? A w dodatku, kipiała z furii.
- Nie odbierałaś telefonu. Nie dałaś mi wyboru. A my musimy porozmawiać - tłumaczył ojciec.
- Nie. Nie mamy o czym.
- Skoro tak, chociaż mnie wysłuchaj.
- Nie.
- Boyoung...
- Nie!
Hyojong znalazł się w samym środku sprzeczki. Nie spodobało mu się to. Nie chciał tego słuchać. Nie chciał w tym wszystkim uczestniczyć. Rodzice wrzeszczeli na siebie, jakby byli gotowi pozabijać się wzajemnie.
- Przestańcie - błagał.
Nie reagowali.
- Ja chcę tylko, żebyś mnie wysłuchała, yobo...
- Nie nazywaj mnie tak! Nie po tym, jak pieprzyłeś tę zdzirę! Nie nazywaj mnie tak nigdy więcej!
- Boyoung, ona nic dla mnie nie znaczyła... to był błąd.
- Hahaha - Kim Boyoung wybuchła śmiechem, jak przedtem podczas teleturnieju - pewnie twierdzisz tak, bo cię wystawiła.
- Nie, sam się opamiętałem i... przyszedłem po wybaczenie.
- Nie otrzymasz go. Nigdy. Nigdy, słyszysz?
- Boyoung, proszę, nie pozwolisz mi chociaż z wami zjeść?
- Wynoś się!
- Mamo! - zawołał Hyojong.
- A ty co?! - Kim Boyoung naskoczyła na syna - jeszcze go bronisz?!
- Nie, nikogo nie bronię.
- Hyojong, ty też mnie tu nie chcesz? - zapytał ze smutkiem ojciec.
- Ja chcę tylko, żebyście się uspokoili...
- O nie, nie uspokoję się, jeżeli on wreszcie nie wyjdzie.
Kim Boyoung dopadła do jego walizki i przeklinała, usiłując ją unieść, po czym wyrzucić za drzwi. Hyungjun starał się jej przeszkodzić. W efekcie szarpali się przez kilka minut i obrzucali wyzwiskami.
- Przestańcie! - powtarzał Hyojong raz po raz.
Nigdy nie czuł się tak bezsilny. Aż wreszcie walizka otworzyła się, a rzeczy ojca rozsypały po podłodze. Wtedy zapanowała cisza. Boyoung płakała bezgłośnie. Hyungjun umył ręce i pokroił warzywa. Hyojong  za to po prostu wyszedł. Nie rozpoznawał swoich rodziców w tych krzyczących, szarpiących się i wyzywających postaciach. A po tym, co w ich wykonaniu zobaczył, czuł, że świat, w jaki wierzył, zawalił się i roztrzaskał w kawałki. Hyojong spacerował bezcelowo po okolicy w zimnie i deszczu. Niecierpliwie sprawdzał telefon. Nie odczytała... Nie odpisała... Yoonmi po raz kolejny go zawiodła. Z tym poczuciem mimowolnie ruszył w znanym kierunku. Nie zastanawiał się nad konsekwencjami, po prostu szedł, szedł i szedł... Aż znalazł się przy furtce. Nie wahał się. Nie, zdeterminowany zdzwonił do drzwi i wpadł w ramiona przyjaciela.

***

                Hongseok nie wierzył własnym oczom, kiedy usłyszał sygnał domofonu i dostrzegł w kamerce tę twarz... Przecież tak wiele razy usiłował się z nim skontaktować i nic! Hyojong ignorował wszelkie próby pogodzenia się. Nie chciał rozmawiać. Nie chciał go w ogóle widzieć. Co się stało, że dziś sam zadzwonił do drzwi jego domu? Hongseok otworzył mu, gotowy do wysłuchania wyrzutów. Lecz zamiast tego po chwili ściskali się jak prawdziwi przyjaciele.
- Hyung... ? - powtarzał, a zaskoczenie zupełnie przejęło nad nim panowanie.
- Ja... przepraszam - przyznał Hyojong, opanowując się wreszcie i opuszczając bezsilnie ręce - nie mam dokąd pójść.
W tym jednym zdaniu zawarł wszystko, co czuł. Hongseok zrozumiał, że wydarzyło się coś złego.  O nic nie zapytał, nie zdążył, bo obok pojawiła się matka i przywitała się z przyjacielem syna.
- Hyojong! Nie pamiętam, kiedy ostatnio u nas byłeś - powiedziała, niekoniecznie zadowolona, że go tu widzi - podobno wpakowałeś się w kłopoty i ledwie wykręciłeś się od więzienia, wszystko w porządku?
Co za fałszywa troskliwość... zapewne pani Yang nie żałowała, że trzymał się ostatnio z dala od jej rodziny. Nie powinni zadawać się z kryminalistami, czy z kimkolwiek, komu przyszyto tę etykietę. Nie powinni narażać się na niepochlebne plotki. To mogło zaszkodzić ich karierze.
- Tak, wszystko w porządku - rzekł po prostu Hyojong.
Wtedy pani Yang otaksowała go krytycznym spojrzeniem. Czy ktoś, u kogo wszystko w porządku, przychodzi niezapowiedzianie zdenerwowany i zupełnie przemoczony? Gdyby tylko wiedziała, że w "kłopoty", o jakich wspomniała, zamieszany był też jej syn...
- Mamo, dam hyungowi coś suchego na przebranie - postanowił Hongseok.
Czy też rozpamiętywał w tym momencie napad na Lee Chaehyuna? Czy bał się, że matka może usłyszeć za wiele? Czy uważał się za winnego?
- Nie chcę ci przeszkadzać - przyznał Hyojong po drodze do pokoju przyjaciela.
- Nie przeszkadzasz.
Hongseok pożyczył mu ubrania, ręcznik i pozostawił w łazience. Skoro Hyojong nie wydał go przez cały ten czas, pewnie już tego nie zrobi. A jeżeli zrobi... to nic. Hongseok czuł czasami naglącą potrzebę odpokutowania i odpowiedzenia za popełnione czyny. Hyojong doprowadził się do porządku, a w pokoju poza przyjacielem zastał gosposię, podającą herbatę i pytającą, czy czegoś jeszcze by sobie życzyli.
- Nie jestem tu mile widziany, wiem o tym. Nie powinienem tu przychodzić i narażać was na skandal - stwierdził, gdy gosposia wreszcie wyszła.
- Nieważne, co mówi moja matka - rzekł Hongseok, po czym poprosił przyjaciela, by siadał i dodał - możesz tu przychodzić, kiedy tylko chcesz i zostawać, ile tylko chcesz.
- Yhm.
Hyojong, od kiedy pamiętał, czuł się niezręcznie w tym przepełnionym wszelkimi luksusami domu, chociaż serdecznie go przyjmowano. A dziś, mimo stania się intruzem, nie żałował, że zadzwonił do drzwi. Co dziwne, po tylu tygodniach braku kontaktu, wbrew obawom, obyło się bez skrępowania, jak gdyby spotkali się po wakacjach i mieli sobie tak wiele do przekazania, że nie potrafili poskładać tego w całość i po prostu opowiedzieć. A więc milczeli. Aż wreszcie Hongseok zapytał z zainteresowaniem:
- Co się dzieje?
Wtedy słowa popłynęły. Hyojong opowiedział o rodzicach i ich awanturze. Chwilowo zapomniał o całym swoim żalu do przyjaciela i rozmawiał z nim tak, jak gdyby nigdy nic złego się nie stało. W tym momencie dopiero dotarło do niego, że brakowało mu tego i, że mimo otaczających go ludzi, ostatnio był bardzo samotny. Stopniowo ogarniała go upragniona ulga. Natomiast Hongseok słuchał w skupieniu, nadal z lekkim zdziwieniem, nadal z niedowierzaniem, że znowu rozmawiają tak szczerze i zwierzają się sobie ze swoich problemów.
- Nie wiem, co robić - podsumował Hyojong, gdy wyrzucił z siebie wszystko, co go bolało.
- Możesz tu zostać, chyba się tam nie pozabijają... albo akurat dojdą do porozumienia - tłumaczył Hongseok.
Kiedy Hyojong rozważał wszystkie "za" i "przeciw" pozostania tu na noc, sam spojrzał w telefon i rozpromienił się cały.
- Wiadomość od dziewczyny?
- Tak... od Younghee.
Hyojong aż zakrztusił się herbatą.
- Nie, zaraz, to ta Younghee?!
- No... innej nie znam. Ale nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, my się po prostu przyjaźnimy.
Hyojong był zupełnie zaskoczony, pozytywnie zaskoczony. I chociaż cieszył się, to zrobiło mu się wstyd, że przez tyle czasu nie interesował się przyjacielem. Hongseok przecież zamierzał się wycofać po usłyszeniu, że jest zajęta. A skoro tak, jak doszło do tego, że mimo wszystko zaprzyjaźnili się potem?
- Może opowiesz mi o was?
- Nie wiem, co mam opowiedzieć...
- No, jak to co... wszystko!
Hyojong definitywnie postanowił nie wracać do domu i ułożył się na łóżku przyjaciela, gotowy wysłuchać opowieść. Hongseok sprawiał wrażenie nieco niepewnego, mimo to przyznał szczerze:
- Hyung, wszystko wydarzyło się zaraz po...
- Ach, wiem po czym.
- Ja... nie mogłem z tym żyć, sumienie nie dawało mi spokoju, nie mogłem sam sobie wybaczyć - ciągnął Hongseok ze wzrokiem wbitym w podłogę - pewnego dnia poszedłem do Younghee. Nie wiem czemu. Nie wiem czego oczekiwałem. Nie spodziewałem się chyba, że w ogóle zaprosi mnie do mieszkania.
- I co było potem?
- No wiesz, hyung...
- Nie wiem - rzekł Hyojong.
Hongseok zrobił się cały czerwony na twarzy.
- A potem kochaliśmy się.
Hyojong wybuchł szalonym śmiechem.
- Hyung!
- OK, wybacz. Nie rozumiem tylko czegoś. A konkretnie tego, czemu powiedziałeś mi, żebym nie wyobrażał sobie zbyt wiele, seks to dość poważna sprawa.
- Yonghee ma chłopaka.
- Nie zerwała z nim?
- Nie?
- To czemu...
- Po koleżeńsku.
- Nie wiedziałem, że z koleżankami uprawia się seks.
- Bo dla mnie to znaczyło o wiele więcej, wierzyłem, że i dla Younghee, a ona mimo wszystko z nim nie zerwała.
- Przykro mi. A może jeszcze to zrobi, co? Skoro cały czas wypisuje do ciebie.
- Przykro to powinno być mnie - przyznał Hongseok i po raz pierwszy popatrzył prosto w oczy przyjaciela, po czym dodał ze wzruszeniem - przepraszam cię, że wtedy uciekłem, przepraszam, przepraszam...

OD AUTORKI:

Cieszycie się z pogodzenia się Hyojonga z Hongseokiem?

Czekacie na kolejny rozdział? Nastawcie się, że jest przykry...

A tak poza tym, niedługo retrospekcje połączą się ze współczesnymi rozdziałami:)