11/07/2018

i will protect you (rozdział 28)

*RETROSPEKCJA*

                Chaewon niczego nie podejrzewała. Hyojong wyszedł wieczorem, jak gdyby nigdy nic, a ona zaakceptowała wersję, że idzie spotkać się z przyjacielem. No i dobrze. Niech idzie. Niech idzie zamiast siedzieć tu przez cały czas i towarzyszyć jej w niemym smutku. Hongseok go rozweseli. Z tym przekonaniem postanowiła jeszcze trochę poleżeć i pospać. A kiedy się obudzi, weźmie się wreszcie w garść.

***

                Hyojong niecierpliwie naciskał dzwonek do drzwi mieszkania brata swojej dziewczyny. W pokrowcu trzymał kij golfowy zabrany bez pozwolenia ojcu przyjaciela. Nikt nie otworzył.
- Hyung, jesteś pewien, że to tu? - zapytał Hongseok po chwili.
- Yhm, pokazywała mi na google maps, gdzie przedtem mieszkała. A jej brat boi się pewnie że znowu przyszli wierzyciele.
- Może po prostu go nie ma?
- I zostawiłby włączony telewizor?
Istotnie, mimo opuszczonych żaluzji, w szybie był charakterystyczny odblask.
- A więc, co robimy?
- Nic, musimy uzbroić się w cierpliwość i zaczekać, aż wreszcie wyjdzie.
- Hyung! - oburzył się Hongseok - tym sposobem możemy tu stać do rana.
A potem zobaczył determinację na twarzy Hyojonga i usłyszał:
- No to trudno.
Los im sprzyjał. Ledwie zamilkli, za drzwiami rozległy się kroki. Obaj wycofali się tak, by nie byli widoczni przez wizjer. I wreszcie go zobaczyli. Lekko wychylił się zza futryny, rozglądając się dookoła i upewniając się, że intruzi zniknęli. Lee Chaehyun... był bardzo podobny do siostry. Nie tracili czasu, naparli na niego, wpychając go do mieszkania i zatrzaskując drzwi.
- Ratunku, czego chcecie?! - zawołał z przerażeniem.
Hyojong wyciągnął z pokrowca kij i pomachał nim na ostrzeżenie.
- Spokojnie, my chcemy tylko porozmawiać - rzekł - jeżeli powiesz nam wszystko, po prostu wyjdziemy, a jeżeli nie...
Chaehyun zrozumiał.
- O czym chcecie porozmawiać? - zapytał.
Nie ukrywał strachu, a to dawało im przewagę. Hyojong prowadził rozmowę. Hongseok stał obok, słuchał, gotowy w każdym momencie interweniować.
Mimo zadłużenia mieszkanie prezentowało się dobrze, było nowoczesne, choć  zabałaganione i nieprzewietrzone.
- Nazwiska twoich wierzycieli, a zwłaszcza tego, któremu sprzedałeś siostrę jak jakąś rzecz i zniszczyłeś jej życie - poprosił Hyojong stanowczo.
- Nikogo nie sprzedałem, tylko...
Cios kijem w brzuch powalił go na podłogę.
- Nie toleruję kłamstwa.
- Nie znam ich nazwisk.
Kolejne trzy uderzenia.
- Lepiej sobie przypomnij.
- Nie wiem, naprawdę!
Chaehyun wył przy każdym kolejnym uderzeniu.
- Hyung, może wystarczy... - zasugerował w pewnym momencie Hongseok.
Hyojong sprawiał wrażenie, jakby oszalał. Cała nagromadzona w ostatnich tygodniach złość eksplodowała. A słabość ofiary tylko podsycała mordercze instynkty.
- Nie wiesz od kogo pożyczyłeś pieniądze? Nie wciskaj mi tu, kurwa, kitu! Bo... Nie ręczę za siebie.
- Ja nie wiem, nie wiem, nie znam ich nazwisk! - wołał Chaehyun, wijąc się po podłodze i zasłaniając asekuracyjnie - znalazłem ogłoszenie o pożyczkach, zapisałem numer telefon i skontaktowałem się z nimi... Nie przedstawiali mi się... Na tego jednego mówili po prostu Ed.
Ed... Czy to Ed skrzywdził Chaewon? Hyojongowi zrobiło się niedobrze. Byle tylko nie zwymiotować, nie tu, nie w tym momencie.
- Hyung, wystarczy - powtarzał raz po raz Hongseok, z niesmakiem wpatrywał się w zakrwawiony kij i w poturbowanego chłopaka.
- Nie bij, błagam. Nie bij mnie już. Nie wiem nic - skomlał Lee Chaehyun.
- Co ty zrobiłeś... ty idioto, ty pierdolony idioto, ty skurwielu - wysyczał Hyojong z narastającą, palącą furią.
- Coś się stało mojej siostrze? - zapytał wtedy Chaehyun i zaraz zrozumiał, że nie powinien.
Hyojong oszalał, bił go, gdzie popadło, kopał i wygrażał mu. Ile to trwało? A Hongseok po prostu stał i patrzył, niezdolny do żadnych reakcji. Nie odrywał wzroku od ofiary, lecz jakby nieprzejęty cierpieniem tego chłopaka. Dopiero, gdy jęki Chaehyuna ustały, gdy już nie wołał o litość, gdy już się nie poruszał, wydobył z siebie pełne przerażenia:
- Hyung... on... chyba nie żyje.
I zapanowała cisza. Hyojong zamarł. A potem pochylił się nad Chaehyunem i nie wyczuł pulsu. Boże! Hongseok drżał na całym ciele i namawiał przyjaciela do ucieczki. Aż wreszcie sam zabrał kij i po prostu rzucił się pędem do drzwi. Hyojong złapał za telefon. 112. Halo? Pogotowie? Proszę wysłać karetkę.
Krew. Krew, wszędzie.
- Chaehyun, nie rób mi tego, oddychaj, popatrz na mnie, oddychaj, tylko tyle, nic więcej! - krzyczał i reanimował go.
Aż nie przyjechała karetka.

***

                Chaewon obudziła się późnym wieczorem i rozejrzała się dookoła z dziwnym uczuciem niepokoju.
- Oppa?
Nie usłyszała odpowiedzi. Nie zostawiał jej nigdy na tak wiele godzin.... Chaewon sięgnęła telefon i zadzwoniła do niego. Nie odebrał. Nie odebrał też Hongseok. A jeżeli... coś się stało? Łzy popłynęły po jej policzkach. Strach. Bezsilność. Samotność. Nie wiedziała, co robić. Niczym cień snuła się po pokojach. Nie przestawała płakać. Nie przestawała się bać. A czas mijał. I tak nastała noc. Ani śladu Hyojonga. Oppa, gdzie jesteś? Pierwszy raz od wielu, wielu dni ubrała się i wyjrzała zza drzwi. Lecz jak tylko znalazła się na tarasie, spanikowała i wycofała się. Zapłakana siedziała na podłodze w korytarzu i zarzucała sobie słabość. On tyle dla mnie zrobił, myślała, a ja nie mogę choćby wyjść z domu i iść go poszukać. W tej pozycji zasnęła i miała koszmary. Nie wstała z podłogi do rana. Aż wreszcie zdecydowała: zadzwoni na policję, opowie im o wszystkim, musi. Ale w tym samym momencie... drzwi się otworzyły. Hyojong stał w nich, bardzo blady i cały we krwi, a ona wpadła mu w ramiona i zasypała pytaniami.
- Ciii - uspokajał ją - to nie moja krew.
- A czyja?
Natychmiast odskoczyła od niego i znieruchomiała.
- Chaewon... nie wiem, jak mam to powiedzieć.
- Co ty zrobiłeś? - jęknęła.
Hyojong padł na kolana i z przerażeniem opowiedział jej o przebiegu poprzedniego wieczoru. Jak napadł na Chaehyuna. Jak pobił go do nieprzytomności i reanimował. Jak spędził noc w areszcie.
- P... przepraszam.
- Nie wierzę. Nie zrobiłbyś tego, przecież cię znam. Oppa!
- Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
- Co z nim? - zapytała tak lodowato, że przeszedł go dreszcz.
- On żyje, zabrali go do szpitala.
- Jak mogłeś...
Nie zapytała, co mu za to groziło. Nie. W tym momencie martwiła się tylko o brata.
- Chaewon, zrozum, nie chodziło mi o niego, tylko o tego, który...
- Kim Hyojong! - zawołała - przecież poprosiłam cię, byś z nikim o tym nie rozmawiał.
- Nic nikomu nie powiedziałem.
- Więc poszedłeś tam i po prostu go pobiłeś?! A policja? Co im powiedziałeś?
- Nic.
Przez moment milczała. To niemożliwe. Tak się o niego bała. Podczas gdy spędził noc w areszcie po pobiciu jej brata. Nie poznawała go, jak gdyby ktoś inny patrzył na nią tymi załzawionymi, pełnymi winy oczami, w zakrwawionych ubraniach. To nie ten sam Hyojong, którego znała. To nie ten sam Hyojong. To ktoś zupełnie obcy.
- Nie chcę cię znać - wyznała.
- Chaewon...
- Nie chcę cię więcej widzieć.
- Kocham cię.
- Jakbyś mnie kochał, nie złamałbyś obietnicy, ochroniłbyś mnie i nie pobiłbyś Chaehyuna.
- Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła? - płakał.
- To koniec.
Nie zrobił nic. Nie zdołał jej zatrzymać, był zbyt roztrzęsiony tymi wszystkimi wydarzeniami. I tak bardzo się bał. O siebie. O nią. O nich. A więc po prostu patrzył, jak się pakowała, wrzucała rzeczy niedbale do walizki i zostawiała go w milczeniu. Jego wiara. Jego nadzieja. Jego miłość. Lee Chaewon. To naprawdę koniec.

***

                Younghee uważała, że wytrzymałaby wszystko, gdyby nie to gorąco. Koszulka przyklejała jej się do pleców. Strużki potu spływały po czole. Niepotrzebnie nakładała taki staranny makijaż. Hyunggu stał na placu z pozostałymi chłopakami ubranymi w mundury, opuszczającymi wojsko po spełnieniu swojej służby. Uroczystość stanowczo zbytnio się wydłużała. Upał się nasilał i wszyscy mieli po prostu tego dość. Lecz nikt tak, jak Younghee... bo inni byli tu po coś, stęsknieni za swoimi synami, ukochanymi, a ona ze zwykłego poczucia obowiązku. Przez cały czas stała obok rodziców Hyunguu i udawała, że wszystko OK, że cieszy się, że niecierpliwi się, że kocha go... Nie kochała. Nie potrafiła. Nie kochała siebie i nikogo innego, tak wtedy myślała. Aż wreszcie Hyunggu zjawił się przy nich i to ją objął na samym początku, spragnionymi ramionami, dopiero potem przywitał się z rodzicami. W planach było przyjęcie, lecz Younghee dostawał dreszczy, kiedy tylko to sobie wyobrażała.
- Oppa... - zaczęła i niepewnie zaproponowała: - niech rodzice nacieszą się dziś twoim powrotem, a my spotkamy się jutro.
Hyunggu zdawał się nic z tego nie pojmować, zaskoczyła go, zaniepokoiła i w pewnym sensie zawiodła. Podczas gdy on odliczał dni, kiedy wyjdzie z wojska, ona nie sprawiała wrażenia, jakby chciała nadrobić stracony czas. Nigdy nie odpisywała regularnie na listy, lecz wtedy tłumaczył to mechanizmem obronnym: odsuwa się ode mnie, bo za bardzo tęskni, wmawiał sobie. Lecz mimo wszystko, w tym momencie też nie wyrażała żadnych cieplejszych uczuć.
- Co? - zapytał, wpatrzony w nią zaskoczonym wzrokiem - jak to???
- Nie czuję się zbyt dobrze - przyznała.
Nie skłamała. A wszystko przez to gorąco.
- Yonghee, co ci?
Kiedy obskakiwał ją, podtrzymywał, proponował coś do picia, milczała i ledwie powstrzymywała krzyk. A gdyby byli sami, może wykrzyczałaby mu prosto w twarz, jak nienawidziła tej przesadzonej troski, nienawidziła, bo wzmagało to tylko noszone w sobie poczucie winy. Younghee zapewniała:
- Nie, nic mi nie jest, czuję się tylko trochę osłabiona - a potem dodała - jutro poczuję się lepiej.
Co miał powiedzieć? Co miał zrobić? Nie zamierzał zatrzymywać jej przymusem, mimo to był bardzo przygnębiony i nie potrafił wytłumaczyć tego wszystkiego rodzicom. Younghee pojechała do domu, a gdy wpadła do bloku, nie czekała na windę, pognała po schodach i zatrzymała się dopiero w swojej sypialni. Nie wytrzymała, upadła na podłogę i rozpłakała się. Ostatnio zbyt często to robiła, płakała i zazwyczaj znajdowała w tym ukojenie, lecz dziś nie znalazła zupełnie nic. Ile łez by nie wylała, nie czuła się lepiej. Aż przypomniała sobie o popsutej klimatyzacji. Ach, wszystko przez to gorąco... Kiedy zrozumiała wreszcie przyczynę swojej rozpaczy, usłyszała dzwonek do drzwi. Szybko wytarła twarz. I postanowiła, że otworzy, ktokolwiek by to był, tylko nie Hyunggu. A więc otworzyła... Hongseokowi. Nie prezentował się dobrze. Younghee wiedziała, że dręczył się czymś i szukał pocieszenia. Nie odzywał się. Nie zapytała, po co tu przyszedł, po prostu go zaprosiła i poczęstowała sokiem.
- Younghee...
- Tak?
- Czy pamiętasz...
- Tak?
- Taką dziewczynę, co chciała pracować u ciebie w klubie i jej chłopaka?
- Hm? Nooo, pamiętam. Nie pojawiła się więcej.
- To byli moi przyjaciele.
- Nie rozumiem.
A więc opowiedział jej, opowiedział o Hyojongu, o ich przyjaźni i o wszystkim, co wydarzyło się w ostatnich dniach. Younghee słuchała, przytulała go i głaskała po głowie. Nie wiedziała czemu, te gesty wydawały jej się w tym momencie jedynymi naturalnymi. Hongseok opowiadał, a ona zrzucała z nich ubrania, zdecydowanie, zachłannie. Nadal opowiadał, kiedy kochali się w blasku popołudnia. Nie zamilkł, póki po wszystkim nie położyli się obok siebie objęci i nie uspokoili się powoli po miłosnym uniesieniu. Nie rozstawali się do rana. Wtedy on poszedł do domu, a ona spotkała się z Hyunggu ze złamanym sercem. Ale to nic, to wszystko przez to gorąco, nieważne, że tego dnia padał akurat zimny deszcz.


OD AUTORKI:

Kochani, wiem, że wystarczy wam już tych smutnych rozdziałów i obiecuję, że w kolejnym pojawi się wreszcie trochę więcej optymizmu:)

1 komentarz: