Jak długo
można?, zastanawiała się Aika. Jak długo można zwisać głową w dół i nie
zwariować? Jak długo można zwisać głową w dół i przeżyć? Najgorszy okazał się
ból, cała była w bólu, cała była tym bólem. Mishima pobił ją, powiesił za nogi
i znowu pobił. Krew spływała po jej zupełnie nagim ciele. Aika oddychała
ustami, bo przez pełen skrzepów nos to nie było możliwe, wargi miała
spierzchnięte. Nic nie pamiętała z poprzedniego dnia i z jeszcze poprzedniego i
jeszcze. Nic. A oni twierdzili, że podała im nazwiska kilku swoich towarzyszy.
Czy naprawdę tak było? Czy może skłamali, by skłonić ją tym sposobem do wydania
kolejnych osób i sprawić, że przestanie dbać o to, ile im powiedziała, a ile
jeszcze nie?
- Czyje... Czyje niby nazwiska? - spytała ochrypłym, z
powodu bólu i niewygodnej pozycji, głosem.
Mishima wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nie pamiętasz? Nie wiesz? No to może wymienisz wszystkie,
wtedy powiem ci, które z nich znam, a których jeszcze nie.
- Ty świnio! - zawołała Aika i poczuła kopnięcie w brzuch.
Krew z jej ust chlustała na podłogę.
- Skoro zapomniałaś, to ci przypominam, powiedziałaś, że
wasza pierdolona armia ukrywa się w górach.
Tak było? Nie? Nie wiedziała, z powodu bólu jej umysł nie
działał prawidłowo. A o tym, że armia ukrywa się w górach okupanci mieli pewnie
pojęcie od dawna. Nie trafili po prostu w to miejsce, bo obozowisko często się
przenosiło. Aika zakładała więc, że pomimo okropnych tortur nie powiedziała
niczego, czego nie powinna.
- Nie wiem gdzie ukrywa się "nasza pierdolona
armia", oficerze.
I wtedy zapytał:
- A Lee Jonghyun?
Tak naprawdę na nim im zależało. Aika miała ich do niego
doprowadzić. Japończycy popadli w obsesję na punkcie Jonghyuna po odbiciu go
przez innych towarzyszy podczas transportu.
- Nie wiem - odpowiedziała.
- Niewiedza może cię wiele kosztować.
Nie chciała umrzeć i choć powoli traciła resztki sił,
starała się utrzymać przy życiu.. Nie miała przy sobie fiolki cyjanku, gdy
została aresztowana. Ale to dobrze, to bardzo dobrze... bo bałaby się, że
ostatecznie ulegnie pokusie.
- Nie wiem. Naprawdę. Nie wiem...
Mishima podniósł bat.
- Ty mała zdziro, zapytam po raz ostatni, gdzie on jest?
Aika wiedziała, że musi wybrać, pomiędzy swoim życiem i
życiem Jonghyuna. A jeżeli umrze, nigdy więcej jej nie zobaczy... córko,
córeczko kochana, Minori, przepraszam, poradzisz sobie beze mnie, prawda? Już i
tak nic ze mnie nie zostało.
- Nie wiem.
- Nie wiesz? - zapytał pełen furii, zamachując się i
uderzając ją - jak to, skoro dawałaś mu dupy, jak, kurwa, jak?!
Mishima wpadł w szał, bił bez opamiętania, a ona
zastanawiała się, czemu jeszcze jest przytomna. Tak bardzo bolało. Z każdym
kolejnym uderzeniem czuła, że poprzednie rany na nowo się otwierają i pulsują.
Nie wytrzyma tego, zrozumiała i zawołała:
- Nie, proszę, powiem ci wszystko!
Mishima z zainteresowaniem popatrzył jej w oczy, odkładając
bat i pochylając się lekko.
- Tak?
- Jonghyun... - zaczęła - nie żyje.
- Jak to możliwe?
- Już nie pamiętasz, co mu zrobiłeś?
- Syn komendanta twierdzi co innego, że ty i ten zdrajca
jesteście kochankami.
- Jonghyun nie żyje.
- A więc czemu przez cały czas to ukrywałaś?
- Nie chciałam dawać ci satysfakcji, lecz pewnie w tym
momencie musisz ją czuć. Nie przeżył. Niestety.
Mishima zamilkł. Czy jej uwierzył? Kiedy z powrotem
podniósł bat, pomyślała, że znowu ją uderzy, on natomiast powiesił go tylko na
miejsce. A potem poluzował sznury, na jakich wisiała, po czym z hukiem upadła
na zimną, zakrwawioną podłogę. Nie troszczył się, że mogła przy tym przypadkowo
skręcić kark, czy coś sobie połamać. Zanim wyszedł, trzaskając masywnymi
drzwiami, usłyszał jej rozpaczliwy płacz i był pewien, że opłakiwała Jonghyuna,
podczas gdy tak naprawdę opłakiwała siebie.
***
Minori.
Jonghyun. Minori. Tak wiele uczuć. Aika leżała na podłodze i starała się
poskładać myśli, lecz nie potrafiła skupić ich na niczym. Coś ją rozpraszało.
Gorączka. Czy w rany wdało się zakażenie? Nie wiedziała, od ilu dni już tu
jest. Czas nie istniał, istniał tylko oficer Mishima i ból, ból, ból. Czy
ukrywający się w górach partyzanci postanowili przenieść obozowisko w wypadku,
gdyby zaczęła w oszołomieniu wykrzykiwać ich nazwiska? A jej najbliżsi? Czy
byli bezpieczni? Mama. Sama, kiedy została aresztowana wydała ukochanego i jego
towarzyszy, by ratować dziecko noszone w sobie - Aikę. Ale Minori nic nie
groziło. Nikt, kto nie powinien, nie wie o jej istnieniu. Ani Akiharu. Ani
rodzina Aiki. Tylko rodzina Jonghyuna, inne dzieci w sierocińcu i przyjaciele z
ruchu oporu. To jedyne pocieszenie. Ta świadomość mimo wszystko nie wyparła
pragnienia, by wyjąć ją z kołyski i wtulić w siebie. Minori...
Niespodziewanie
drzwi się otworzyły i do sali wszedł Mishima. Z impetem postawił na podłodze
miskę wody, a potem rzucił w Aikę ręcznikiem i jej ubraniami.
- No, zdziro, doprowadź się do porządku, zaraz ruszamy -
oznajmił.
- G...dzie? - zdołała wychrypieć Aika i podniosła na niego
załzawione oczy.
- Tam, skąd nie ma powrotu.
I wtedy zrozumiała, że ją zabiją. Nie uwierzyli jej. Nie
darują, że ich okłamała. Co zrobić, by przeżyć? Mishima wyszedł a ona
doczołgała się do miski, nabrała wody w ręce i napiła się. To dodało jej sił i zdołała
podnieść się do pozycji siedzącej. Stopniowo powracało czucie w drętwych
kończynach. Aika obmyła twarz i obserwowała, jak woda zabarwia się na czerwono.
A potem chwyciła miskę i wylała na siebie jej zawartość, zmywając tym sposobem
krew i nie dotykając ran. Lekko drżąca otuliła się ręcznikiem, siedziała tak,
póki nie wyschła. Z niepokojem się ubrała. Co jeżeli materiał przyklei się do
ran? Nie chciała sobie tego wyobrażać. A potem uznała, że i tak wszystko jej
jedno, skoro mają ją zabić. Mishima przyszedł z powrotem i rozkazał, by wstała,
a kiedy zobaczył, że jest zbyt słaba, wyciągnął rękę w pomocnym geście. Aika
nienawidziła siebie za to, że wsparła się na nim. Mishima poprowadził ją do
tylnych drzwi budynku. Tam dokonają egzekucji?
- Proszę, nie zabijaj mnie... - wyszeptała i popatrzyła mu
w oczy, jak on wcześniej jej.
Czyżby zobaczyła w nich żal? Nie? Więc co innego? Czy
wspominał, jak był na kolacji w jej domu, jak usiadła do pianina i jak zagrała
swoją ulubioną piosenkę? To możliwe, by mimo wszystko pozostało w nim coś
ludzkiego? Przez moment sprawiał wrażeniem, jakby zamierzał odpowiedzieć, lecz
nic nie rzekł. A potem wyszli w noc, na rozgwieżdżonym niebie unosił się
księżyc i rzucał blask na czarną, policyjną furgonetkę. Aika rozejrzała się
dokoła. Nie zauważyła plutonu egzekucyjnego. Mishima kazał jej wsiadać do samochodu.
Po chwili znalazła się sama w furgonetce. Nie widziała twarzy kierowcy. Nie
wiedziała, kim był. Nie wiedziała, gdzie ją zawoził. Ze strachu pociła się,
przez co rany okropnie szczypały. Aika siedziała nieruchomo, podciągając pod
brodę kolana i zaciskając spierzchnięte wargi. Aż wreszcie samochód zahamował
ostro i zaparkował. Niespodziewanie usłyszała, że ma wysiąść. I tak zrobiła.
Przy drzwiach furgonetki stali oficerowie z karabinami, schwycili ją i
poprowadzili w kierunku przerażonego tłumu. Czy ich wszystkich rozstrzelają?
Ale wtedy zorientowała się, gdzie się znalazła, na opuszczonej stacji kolejowej
poza granicami miasta. A ci ludzie nie czekają na egzekucję, lecz na
transport... Dokąd? Do obozu. Do krainy śmierci. Tam, skąd nie ma powrotu... Aika
czuła, że trzęsie się cała. Nie miała co marzyć o ucieczce. Japońscy oficerowie
byli wszechobecni, zaganiali ludzi do pociągu, a jeżeli ktokolwiek okazywał
sprzeciw, bili. Aika wiedziała, że nie wytrzymałaby kolejnych ciosów i
posłusznie wsiadła do bydlęcego wagonu. Ze wszystkich stron przypatrywało jej
się wiele innych pełnych przerażenia oczu. Mężczyzn. Kobiet. Dzieci. Aika
zastanawiała się, ile ich tu było. A w pozostałych wagonach, w pozostałych
pociągach? Czy naprawdę tak wielu ludzi podzieli ten okrutny los? Z dworu nadal
dochodziły okrzyki oficerów, odgłosy bicia i wystrzały. Aż wreszcie zapadła
cisza, ktoś zagwizdał, pociąg powoli ruszył. Czyli tak to się odbywa. Pod
mroczną osłoną nocy. Gdy nikt nie widzi i nie słyszy. A ci, co widzą i słyszą,
odwracają wzrok.
Minori.
Pewnie śpisz słodko, zaciskach rączki w piąstki, jakbyś coś
chciała w nie złapać.
Aika skupiła wszystkie myśli na swojej córce, by nie poddać
się i nie zwariować podczas drogi przez zniszczone wsie, opuszczone pola i
rozległe stepy. I ta przejmująca cisza, żadnych rozmów, żadnych protestów,
tylko kilka praktycznych zdań wypowiadanych raz po raz. Dzieci chciały jeść,
płakały, a pozostali więźniowie kazali im być cicho. Wiadro na ekskrementy się
przepełniło i cuchnęło niemiłosiernie. Nikt się mimo to nie skarżył, wszyscy
czuli się zbyt zmęczeni. Ludzie spali na stojąco, bo było za ciasno, by
siedzieć. Jakaś więźniarka z powodu gorączki zaczęła w pewnym momencie
wykrzykiwać nazwiska swoich towarzyszy i nie chciała się uspokoić. Aż wreszcie
wszyscy się do tego przyzwyczaili. Nie reagowali, kiedy krzyczała i krzyczała,
do rana, a potem zmarła, zwłoki obijały się o pozostałych.
Minori.
Gdybyś nie ty, nie walczyłabym o przetrwanie, rzuciłabym
się w ramiona śmierci, żeby wybawiły mnie od cierpienia i ukołysały. Jak dobrze
byłoby nie uczestniczyć w tym wszystkim. Ja dałam ci życie. A dzisiaj to ty
trzymasz przy życiu mnie.
Minori.
Jonghyun.
Akiharu... przez niego się tu znalazła. A może nie? A może
to kara, że złamała obietnicę, że zamiast go zrozumieć i uratować z mrocznych
otchłani zła, oddała serce innemu? Czy żałował, że wydał ją policji? Czy wie,
jak ją skrzywdzili? Czy starał się to wszystko powstrzymać?
Aika zastanawiała się, ile dni minęło, gdy wreszcie dotarli
do Harbinu, zupełnie straciła poczucie czasu. Dopiero przy wysiadaniu z pociągu
okazało się, że znajdowało się w nim wiele trupów. Z obrzydzeniem oficerowie
poukładali martwych w stosy, a żywych posegregowali ze względu na płeć i
przydzielili im więzienne ubrania z konkretnym numerem. Na terenie ogrodzonym
drutem kolczastym stały niskie baraki, ostatni z nich służył za szpital, w
poprzednim była umywalnia, a w jeszcze poprzednim stołówka. Z przodu rozciągał
się plac, gdzie, jak im powiedziano, odbywały się codzienne apele. A potem
mężczyznom i kobietom kazano ustawić się w szeregach, by przydzielić ich do cel.
Aika stała obok dziewczyny z wypalonym okiem i jej kilkuletniej córeczki.
- Mamusiu, boję się - powtarzało przerażone dziecko.
- Jak uważacie, co z nami będzie, co z nami wszystkimi
będzie? - pytała pozostałe kobiety ta z wypalonym okiem.
Aika milczała, chociaż dobrze wiedziała, czym zajmował się
szwadron 731. Ale ja muszę zrobić wszystko, po prostu wszystko, by przeżyć,
powtarzała sobie. I ta determinacja dodała jej sił. Wysoki, dobrze zbudowany
oficer czytał nazwiska i przydzielone numery cel. Wtedy brama obozu otworzyła
się dla samochodu. Aika mimowolnie zapatrzyła się w kierowcę, młodego
Japończyka w cywilnych ubraniach, z papierosem zwisającym mu z ust. Przez to
nie usłyszała, kiedy padło jej nazwisko. Kobiety rozchodziły się do cel, a ona
stała na placu, zagubiona.
- Co ty tu robisz, już, do baraku! - zawołał oficer, który
czytał nazwiska.
Aika przeczytała na plakietce munduru, że nazywał się
Tanaka Mori.
- Ja... nie pamiętam... numer swojej celi - wymamrotała.
A wtedy oficer wymierzył jej policzek, upadła na ziemię i
nie miała siły wstać.
- No to zaraz sobie przypomnisz! - zawołał
zdenerwowany, zamierzając się na nią kolbą karabinu.
Aika skuliła się, gotowa na cios.
- Hej, Mori, masz może ogień? - rozległ się w tym momencie
głos mężczyzny z papierosem.
Tanaka odłożył karabin, by poszukać zapalniczki i poratować
kolegę w potrzebie.
- A ty dziś tu? - zapytał.
- Yhm, zamierzam popracować nad nowym projektem.
Przez kilka minut rozmawiali, jak gdyby nie zauważali Aiki.
Dopiero po chwili ten z papierosem utkwił w jej twarzy zaciekawione spojrzenie.
Czy podszedł specjalnie, by mnie obronić?, zastanawiała się, lecz szybko
uznała, że to niemożliwe.
- Co z nią? - zapytał.
- Nie pamięta numeru swojej celi.
Aika milczała, gdy zainteresowany pochylił się lekko w jej
kierunku.
- Jak się nazywasz?
- Takahashi Aika - odpowiedziała - a pan?
Sama nie wiedziała, czemu o to pytała. Tanaka Mori wybuchł
śmiechem. Natomiast ten z papierosem zajrzał mu w notatki i sprawdził numer jej
celi. A potem, z udawanym lub nie, rozbawieniem dodał:
- Kudo Hideki - beztroskim gestem wyciągnął rękę,
przedstawiając się i pomagając jej wstać.
Mori nadal się śmiał. Hideki zaproponował, że zaprowadzi
dziewczynę do baraku. Aika ruszyła z nim, szli ramię w ramię, w milczeniu, w
brzasku poranka. Tych kilka metrów zdawało się wydłużać i wydłużać z każdym
kolejnym krokiem. Jak gdyby mieli nigdy nie dotrzeć do celu. Ale dotarli,
dotarli tam, gdzie mogli dotrzeć, do drzwi baraku z numerem trzy. To wtedy
Hideki wyraził zdziwienie, że Japonka znalazła się w obozie. A Aika przyznała:
- No proszę, chciałby pan pewnie posłuchać mojej historii.
- Tu nikt nie ma swojej historii - rzucił niezwykle ostro,
lecz szybko złagodniał i oboje spuścili wzrok.
Aika spojrzała na rękę mężczyzny, zauważyła, że papieros,
który przez cały czas tylko trzymał, wypala się.
- Uwaga- powiedziała - zaraz się pan poparzy.
Hideki, zaskoczony, wyrzucił papierosa i zmiażdżył go
butem. Przez moment wpatrywał się w Aikę, jakby nie rozumiał, co się między
nimi wydarzyło. I czy w ogóle cokolwiek. Przez cały czas nie odwracała od niego
wzroku, nie wydawała się skrępowana, a na ich twarzach nie było emocji, oboje
sprawiali wrażenie zupełnie obojętnych.
- Dziękuję - rzekł wreszcie Hideki.
- Ja też - odpowiedziała Aika i zdecydowanie wkroczyła do
baraku, gdzie kilka kobiet przypatrywało jej się podejrzliwie.
***
Aika,
Jaesun, Sami, Shinji, Yerin i Sooyoung, a od niedawna numery: 8864, 8865, 8866,
8867, 8868 i 8869 dyskutowały w swojej celi o sposobie, jak przeżyć w obozie.
Nie. Nie było tu numeru 8866. Już nie. Kto tylko zostawał wywołany przez
strażnika, znikał i nie wracał. A potem spoczywał na stosach martwych ciał,
zmasakrowanych, jakby przeprowadzano na nich okrutne eksperymenty i jakby w
śmierci odnajdywali oni ukojenie. Ale o tym milczano.
- Na przeżycie w obozie - zaczęła Jaesun z numerem 8865 -
są dwa sposoby, albo być Japonką, albo być sprytną.
I w tym momencie oczy wszystkich niczym sztylety wbiły się
w postać Aiki.
- Nie zauważyłam, by była z tego powodu ulgowo traktowana -
wstawiła się w jej obronie Shinji, wychudzona, drobna dwudziestolatka.
- A ja zauważyłam! - zawołała Sami i przywołała pewne
nazwisko.
Kudo.
Kudo Hideki.
Kim był?
Codziennie przechadzał się po obozie z zeszytem i notował.
Co? To była zagadka. Lecz wszyscy zauważyli, że większość uwagi skupiał na
jednej, jedynej osobie - Aice. Nigdy jej nie zagadywał, nie zbliżał się
zbytnio, pozostawał po prostu obserwatorem. A to jak na nią patrzył, budziło
niebezpieczne podejrzenia.
Na przeżycie w obozie są dwa sposoby... albo być Japonką,
albo być sprytną.
Jeżeli narodowość nie pomagała, pozostawał spryt.
Aika pewnego popołudnia postanowiła postawić swoje życie na
szali, ruszyła szybkim krokiem za tym, kogo zamierzała wykorzystać i
zatrzasnęła się z nim w biurze. Hideki stał przy oknie i wpatrywał się zza
żaluzji w obozowy plac. Naprawdę jej nie zauważył, czy tylko udawał? Z ust
zwisał mu niezapalony papieros.
- Jeżeli chcesz, możesz mnie mieć - powiedziała, a kiedy na
nią popatrzył, była zupełnie naga.
- Jeżeli bym chciał, to po prostu bym cię miał - przyznał
pozbawionym emocji głosem, papieros wypadł mu z ust.
A potem znowu stali i wpatrywali się w siebie w milczeniu.
Hideki myślał o swojej żonie, o ich synku - o małym Kaito, starał się zrobić
wszystko, by zachować obojętność. Aika odwróciła się powoli, przerażona,
ogarnięta wstydem i obrzydzeniem do siebie. Czego się spodziewała?
- Niech pan o tym zapomni... - wyszeptała.
Hideki jej nie obroni. A kobiety z celi widziały, jak
wchodziła z nim do biura, zlinczują ją za to. I wtedy usłyszała jego głos:
- Zaczekaj.
Hideki posadził ją na krześle przy biurku i wyszedł.
Zaskoczona, rozejrzała się dokoła. Ze wszystkich stron patrzyły na nią portrety
Cesarza. Czy przez to siedziała w bezruchu do powrotu mężczyzny i jedynie słuchała
tykania zegara? A kiedy przyszedł, położył jej rękę na karku, sprawiając, by
lekko się pochyliła. W jakich zamiarach?
- Może trochę szczypać - ostrzegł.
A potem otworzył przyniesione przez siebie pudełeczko.
- Co to jest? - zapytała niepewnie Aika.
- Maść odkażająca. Aby nie doszło do infekcji, przecież ty
cała jesteś poraniona. Ktoś był dla ciebie bardzo okrutny.
- Tak, a ja byłam bardzo uparta.
- Yhm.
- Czy pan nigdy nie jest okrutny podczas przesłuchania?
- Nie jestem oficerem.
- Co więc pan tu robi?
- Nie wiesz? - zapytał - że jestem lekarzem?
- To niech mnie pan wyleczy.
- Nie leczę ciała, ja leczę duszę.
- To niech mnie pan wyleczy - powtórzyła.
Hideki posmarował jej plecy. Ledwie powstrzymywał drżenie
rąk. A potem przyznał:
- Skoro mam cię wyleczyć, powinienem wysłuchać twojej
historii.
***
Jonghyun
wstał, przeszedł się po powierzchni chaty i z powrotem siadł na swoim prowizorycznym
posłaniu.
- Ja wiem, o czym myślisz, a ty dobrze wiesz, że to nic nie
da - powiedziała siostra, a kiedy posłał jej pytające spojrzenie, dodała - nie
możesz iść na posterunek, żeby ratować Aikę.
Jonghyun wydał z siebie rozpaczliwy krzyk, złapał za stertę
map i uderzył nimi z impetem o podłogę. A potem znowu zagryzł wargi i zamilkł z
ciężkim oddechem. Jak tylko usłyszał o aresztowaniu Aiki, wszyscy nieustannie
go pilnowali.
- Nie mogę jej tak zostawiać.
- Nie pamiętasz co ci robili podczas przesłuchania? Nie
chcesz przechodzić przez to jeszcze raz, prawda? Jeżeli znowu trafisz w ich
ręce, potraktują cię o wiele, wiele gorzej, a
ostatecznie zabiją, i ciebie i ją, bo pomagała ci w ucieczce, rozumiesz?
- No więc co mam zrobić?
Yuri w odpowiedzi wychyliła się z chaty, dała komuś znak i
wyszła. A potem... Mei niepewnie stanęła w drzwiach. Mała Minori popłakiwała w
jej ramionach. Niemożliwe... Jak się dowiedziała o istnieniu dziewczynki? Kto
jeszcze o tym wie?
- Yuri wszystko mi powiedziała - wyznała jakby
w odpowiedzi na nurtujące go pytania.
Co oznacza "wszystko"?
Ledwie doszedł do siebie po ucieczce z transportu, spotkał
się z Mei i skłamał, że jej nie kocha. A skoro nie chciała wierzyć, dodał, że
kocha Aikę. To nie brzmiało nieprawdopodobnie, bo czuł, że sam nie jest jej
obojętny. Przez cały czas go wspierała. Aż wreszcie pokochał ją w zamian, nigdy
nie tak, jak Mei, lecz pokochał, pokochał zupełnie szczerze.
Co oznacza "wszystko"?
Czy wiesz, że chociaż tyle się wydarzyło, to ty jesteś dla
mnie sensem życia? Mei. Czy wiesz, że w moim sercu to ty masz pierwsze miejsce?
- Co oznacza "wszystko?" - zapytał.
- Aika urodziła dziecko, dziewczynkę, Minori.
- Tak.
Minori w swoim płaczu wołała o miłość, podnosiła rączki,
łapała w nie puste powietrze.
- I chociaż w tym momencie jest jedynym pocieszeniem dla
nas wszystkich, i ciocia, i mama i ja uważamy, że musi pozostać w ukryciu.
- Tak.
- Aika trafiła do obozu.
- O Boże… Nie.
- Jonghyun, nienawidziłam jej, że odebrała mi ciebie, lecz
nigdy nie życzyłam jej tego.
- Tak. Tak, wiem.
Wtedy po policzkach Mei popłynęły łzy, stała w drzwiach i
szlochała, opłakiwała wszystko, co straciła. Tak bardzo chciał objąć ją i
opowiedzieć, jak było naprawdę. Z nim. Z nią. Aiką. Czy by mu wybaczyła? Czy to
ma sens, skoro nic się nie zmieniło i nadal tylko z dala od niego może być
bezpieczna? W dodatku, on nigdy nie da jej dzieci, a przecież o nich marzyła.
- Proszę, dbaj o Minori - powiedziała i otarła łzy - nikt
nie wie o jej istnieniu, a policja wierzy, że nie żyjesz.
- Co?
- Tak mi powiedzieli na posterunku, że nie żyjesz,
naprawdę.
Mei ostrożnie podała mu dziecko. Minori... trzymał ją,
jakby była ze szkła. Mała nadal popłakiwała.
- To nie ja... To Akiharu... Ona nie jest moim dzieckiem! -
zawołał pospiesznie, wystraszony, że ukochana źle wszystko zrozumiała.
Mei zaprzeczyła pospiesznie.
- Nie, od dziś twoim i tylko twoim - powiedziała, po czym
wyszła.
Minori złapała go za kciuk, zaciskała kurczowo paluszki i
nie zamierzała puszczać. Jonghyun popatrzył na nią, zdziwiony, kiedy przestała
płakać. Na jej twarzy pojawił się spokój.
O tak, jesteś moja, jesteś tylko moja i oddam ci całą moją
miłość.