05/09/2018

i will protect you (rozdział 36) - END

                Hyojong stał jak wryty u szczytu schodów. Yoonmi podała mu pozbierane pieniądze i powiedziała, że nie zdołała uratować ich wszystkich, część została powrana przez wiatr, część spadła pewnie na ulicę i zachłanni przechodnie już z tego skorzystali. Nikt nie wspomniał o Lee Chaewon, lecz chociaż ledwie znikła za zakrętem, tak jakby nadal tu była. Każda niewypowiedziana myśl dotyczyła jej. Hyojong wbił wzrok w twarz kuratorki, chciał dowiedzieć się, ile widziała, wyczytać to lub zapytać. Ale nie zrobił nic. Yoonmi zdawała się nie pamiętać o wydarzeniach sprzed chwili, a może po prostu nie przykładała do tego wagi. Z powrotem weszli do domu i wrócili do przerwanego zajęcia. Hyojong uczył ją grać w LOL'a. Yoonmi przez cały czas udawała zainteresowanie. A potem kochali się, leżeli przytuleni i do rana planowali przyszłość, jakby byli jej pewni. Nie wstali do południa. Aż wreszcie Yoonmi oznajmiła, że ma coś do załatwienia.
- A co? - wypytywał.
- Ach, kilka spraw - zbyła go pospiesznie.
- Ale widzimy się wieczorem na naszym cotygodniowym spotkaniu?
- Tak, będę czekała w kawiarni przy stoliku w rogu.
Na pożegnanie pocałowali się czule, popatrzyli sobie w oczy i wyznali nawzajem miłość.

***

                Yoonmi siedziała na tarasie hotelowego pokoju, a po jej policzkach płynęły strumienie łez i nie widziała nic przez nie. Litery, które z uporem wybierała na klawiaturze, myliły jej się i utrudniały zadanie. Ale nie poddała się, doprowadziła sprawy do końca. Zapłakana zjechała do recepcji i poprosiła o wydruk dokumentu, nad jakim pracowała. Kiedy składała na nim podpis, miała wrażenie, że zaraz pęknie jej serce. Ale wiedziała, że to konieczne. Po deszczu znowu wychodzi słońce. Po deszczu łez też. Na pewno. Przez wiele ostatnich nocy leżała otoczona ramionami Hyojonga i modliła się do Boga: jeżeli tam jesteś, jeżeli istniejesz, powiedz mi, co robić, jak mam żyć, proszę, proszę, proszę! Aż wreszcie dostała odpowiedź. Już wiedziała, co powinna uczynić. To nie było proste. To bolało. To spowodowało potoki łez i nie umiała ich powstrzymać. Ale nie wahała się. Ani chwili.

***

                Hyojong wszedł do kawiarni i usiadł przy stoliku w rogu. Yoonmi jeszcze nie było. Może coś jej wypadło. Lecz w takim przypadku powinna go powiadomić, że nie zjawi się na czas. No nic, zaczeka, chociaż powoli zaczynał się niecierpliwić. Niespodziewanie usłyszał głos kelnerki, pytała go, czy coś zamawia.
- Nie - odparł - jeszcze na nią zaczekam.
A potem wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer Yoonmi. Nie odebrała. Nie oddzwoniła. Na pewno coś się stało, niedobrego, bardzo niedobrego... Hyojong wypadł wystraszony z kawiarni, w głowie pojawiały mu się okropne scenariusze. Yoonmi, gdzie jesteś? Bez zastanowienia wsiadł do taksówki i udał się do hotelu. Może po prostu zaspała... Ale recepcjonistka poinformowała go, że Yoonmi wymeldowała się kilka godzin temu.
- Jak to wymeldowała? O niczym mi nie powiedziała, rozmawialiśmy dziś rano, mieliśmy się spotkać w kawiarni. A jej nigdzie nie ma! - zawołał.
- Naprawdę mi przykro, wydrukowała coś, wymeldowała się i wyjechała, cała zapłakana... - tłumaczyła recepcjonistka z lekkim zakłopotaniem.
Nie uspokoiła go, przeciwnie, zmartwiła takimi informacjami.
- Kiedy to było?
- Nie wiem, około godzinę temu?
Przez godzinę wiele się mogło wydarzyć. A jeżeli wróciła do domu, pogodziła się z mężem i celowo nie odbierała telefonu? To wydawało się nieprawdopodobne. Lecz nie niemożliwe. Hyojong walczył z myślami, aż ostatecznie odważył się iść i sprawdzić. Niepewnie naciskał dzwonek i czuł przy tym, że trzęsie się cały z przerażenia. Yunho otworzył mu po chwili ubrany w bokserki i podkoszulek, ćwiczył, po czole spływał mu pot.
- A czego ty tu szukasz? - przywitał go opryskliwie i w pełni do tego uprawniony.
- Ja... szukam Yoonmi - przyznał Hyojong zbyt zawstydzony, by spojrzeć jej mężowi w oczy.
Yunho wybuchł w odpowiedzi żałosnym śmiechem.
- Naprawdę? - powtarzał - tu???
- Nie ma jej?
- Nie ma. Nie wiem, gdzie jest i mało mnie to obchodzi. A póki jeszcze jestem miły, spadaj i nie pojawiaj się tu więcej.
- Yhhh, ok, rozumiem i... przepraszam.
Ledwie się wycofał, drzwi się zatrzasnęły. Hyojong ukrył twarz w dłoniach i stał tak przez kilka minut. Nie płakał, starał się po prostu uspokoić i opracować jakiś plan działania. Z powrotem wskoczył do taksówki i do rana kazał wozić się ulicami, gdzie często bywała albo gdzie lubiła spacerować, przez cały czas wybierając jej numer telefonu - niestety bez skutku. Yoonmi jak gdyby rozwiała się w powietrzu.

***

                Yoonmi układała kwiaty na grobie swojej córki.
Kang Yoona, żyłaś tylko niecałe siedem lat... moja kochana mała laleczka, lubiłaś czerwone tulipany, prawda? Dziś przynoszę ci je na pożegnanie. Ale obiecuję, będę o tobie pamiętała, po kres swoich dni będę nosiła cię w sercu. A poza tym, ciebie przecież i tak tu nie ma, twoja duszyczka unosi się wysoko, w niebie, otoczona aniołkami w złotych loczkach i aureolach. Tak bardzo przepraszam, za wszystko, zrobiłam wiele złych rzeczy, lecz nastał moment, bym uczyniła wreszcie coś dobrego. Już zaraz wyruszę w nieznane, w bagażniku mam walizki, a w sobie smutek i żal. Ale też nadzieję.
Yoonmi przeżegnała się, wsiadła do samochodu i ruszyła w kierunku lotniska.

***

                Nazajutrz Hyojong wpadł do budynku sądu rodzinnego i wykrzyczał sekretarce w prosto w twarz:
- Moja kuratorka zaginęła! Nie pojawiła się na wczorajszym spotkaniu! Nie odebrała od wczoraj telefonu!
- Proszę się uspokoić...
- Jak mam się, kurwa, uspokoić?!
Hyojong przez cały czas starał się jakoś trzymać, lecz w tym momencie nie umiał powstrzymać emocji.
Zaskoczona sekretarka spytała:
- Jak się nazywa pana kuratorka?
- Kang Yoonmi.
- Ach, z tego, co mi wiadomo, złożyła rezygnację.
- Słucham???
- Kang Yoonmi zrezygnowała z pełnionej funkcji.
- A co z jej podopiecznymi?
- Kang Yoonmi miała w tym momencie tylko jednego podopiecznego, domyślam się, że to pan.
- Nie chcę dostać innego kuratora.
- Nie potrzebuje już go pan przecież.
- Że co?
- Kang Yoonmi nie przedstawiła panu ostatniego raportu? - zdziwiła się sekretarka i zmarszczyła brwi - nie wierzę, niemożliwe.
- Niczego mi nie przedstawiła.
- Naprawdę? No, tak, czy nie, wczoraj przekazała raport, w którym wyraziła się jasno, że nie potrzebuje już pan kuratora. Proszę usiąść, zbladł pan, czy coś się stało, czy coś się pomiędzy wami wydarzyło?
Hyojong czuł, że nie jest zdolny się ruszyć, że może tylko stać w miejscu i przysłuchiwać się tykaniu zegara w dusznym sekretariacie. Yoonmi. Rezygnacja. Raport. Co to wszystko oznacza? Koniec.
- Nie - rzucił w odpowiedzi.
Jak gdyby przyznawał, że to, co wydarzyło się pomiędzy nimi było niczym. I może dla Yoonmi było. Czy w innym przypadku zostawiłaby go w taki sposób? A potem przypomniał sobie, wizytę Chaewon, ich rozmowę i pocałunki. Czy Yoonmi to słyszała i widziała? A skoro tak, czemu stwarzała pozory, że wszystko w porządku, umawiała się z nim w kawiarni i zapewniała, że go kocha? Czy to było pożegnanie? Czy postanowiła odejść ze względu na Chaewon, poczuła, że przegrała, że tylko stała im na drodze i poddała się? Yoonmi... zastanawiał się, dokonałaś za mnie wyboru? Czy kiedykolwiek jeszcze się zobaczymy? Naprawdę musiałaś odejść? I choć to dawało mu wolność, nie potrafił się cieszyć, był w zbyt wielkim szoku, by cokolwiek powiedzieć, po prostu wyszedł. A potem snuł się ulicami miasta, samotny, samotny, samotny. Nie pamiętał, jak dotarł do domu. W butach i kurtce rzucił się na kanapę. Nie spał, wysłał wiadomość Hongseokowi, pytał, co ma zrobić ze swoim życiem.

***

                Younghee siedziała przy stole w kuchni. Hongseok szykował jej porcję witamin. Stopniowo przywykła do tego, że przychodził codziennie po zajęciach i pilnował, by o siebie dbała.
- Nie martw się, wszystko się ułoży, zobaczysz - powtarzał jej i szczerze w to wierzył.
Sprawa została przesądzona. Younghee zrezygnowała z pracy, gdy dowiedziała się, czemu ostatnio zasłabła. Nie chciała powiedzieć o tym Hongseokowi, lecz i tak dotarł do prawdy. Nie okazywał przerażenia. Nie pozwalał jej się po prostu poddać. Nie martw się, wszystko się ułoży...
- Oppa, czemu to robisz? - zapytała.
- Bo cię kocham - przyznał, odwracając się na moment i posyłając jej promienny uśmiech.
A ona? Czy go kochała? Czasami sama gubiła się w swoich uczuciach.
- Nie zasłużyłam na ciebie.
Hongseok podał jej kubek z witaminami.
- No, wypij, do dna.
 I wypiła, słuchała go we wszystkim, skoro sama nie wiedziała, co robić. Lekko się skrzywiła, gdy poczuła gorzki smak. A on cały czas sprawiał wrażenie wesołego.
- Bawi cię to, a ja mam po prostu dość! - zawołała ze łzami w oczach - kiedy powiesz rodzicom?
Hongseok natychmist objął ją ramionami, powtarzając z uporem:
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze...

 ***

TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ

                Chaewon czekała na brata. Chaehyun od tygodnia pracował w centrum pomocy starszym i radził sobie nieźle, a ona zatrudniła się w sklepie, dodatkowo dbała o dom, sprzątała, prała, gotowała obiady. Kiedy była zajęta, nie myślała o Hyojongu. Kiedy natomiast zasypiała i budziła się z rana, tkwił nieustannie w jej głowie. Nigdy o nim nie zapomni, wiedziała i pogodziła się z tym. Ale pewnego dnia znowu się zjawił, po prostu zapukał do drzwi i poprosił:
- Chaewon, wróć do mnie, zrobię wszystko, tylko wróć, wróć, błagam.
Nie był pijany. A więc chyba oszalał. Tak myślała, gdy padł na kolana i popatrzył jej prosto w oczy.
- Oppa...
- Wybacz mi, przepraszam, że potrzebowałem tyle czasu, by to zrozumieć.
- Ale co zrozumieć?
- Nie umiem bez ciebie żyć.
Ja bez ciebie też... W sercu poczuła ciepło. A na policzkach łzy.
- Nie wiem, co powiedzieć.
- Nie mów nic, możesz mnie pocałować lub spoliczkować, możesz zrobić i to i to, tylko nie każ mi odejść.
- Nie łudziłam się, że tu przyjdziesz.
- Niepotrzebnie zwlekałem. Nie byłem po prostu pewien, czy powinienem tu przychodzić.
- A ja wiedziałam, że jeżeli tylko przyjdziesz, przyjmę cię z powrotem.
- Naprawdę?
- Oppa, chodź tu do mnie - powiedziała i rozłożyła ramiona, a po chwili stali przytuleni.
- Tak bardzo cię kocham - powtarzał.
- Ja ciebie też.
- Naprawdę mi wybaczasz?
- A ty mi?
- Niby co mam ci wybaczyć?
- To, że cię wtedy zostawiłam, że milczałam przez cały czas, a potem pojawiłam się niespodziewanie i wyobrażałam sobie, że... sama nie wiem.
- Nie mam do ciebie żalu.
- A to, że wpakowałam cię w kłopoty?
-  Nie mam do ciebie żalu.
- A to, że obiecałeś mi milczenie i nie mogłeś się obronić?
- Nie mam do ciebie żalu, o nic.
Chaewon wtuliła się w niego. Naprawdę tu był. To nie sen. Nigdy już nic ich nie rozdzieli.
- Nie puszczaj mnie - poprosiła.
- Nie puszczę.
- Nie wiesz, jak wiele mam ci do opowiedzenia.
- Chaewon...
- Tak?
- Nie odmawiaj mi, po prostu przyjmij te pieniądze, na spłacenie długu.
- Nie mogę.
- Czemu?
- Nie mogę ci się odwdzięczyć.
- Nieprawda, możesz. Nie wiem tylko, czy chcesz to dla mnie zrobić... I czy zdołasz.
Chaewon posłała mu podejrzliwe spojrzenie, odsuwając się lekko od niego i zastanawiając się, o co mu chodzi. Hyojong pozostał poważny. A więc to nie żarty.
- OK, zgadzam się - zdecydowała - powiedz mi, co mam dla ciebie zrobić.

OD AUTORKI:

Kochani, tak, to ostatni rozdział,  w przyszłym tygodniu będzie jeszcze epilog. Dziękuję wam wszystkim za wspieranie mnie podczas tego opowiadania, a przy okazji zapraszam do czytania "The song of true" i do poprzedniego (kto nie czytał) - "The song of love", czego "The song of true" jest że tak powiem sequelem:)

2 komentarze:

  1. No i wszystko się dobrze skończyło! Dziękuję za możliwość przeczytania tego ciekawego opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję za zainteresowanie opowiadaniem i wyrażanie swojej opinii w komentarzach♥️

      Usuń