11/12/2018

the song of true (rozdział 9)


            Minori z niedowierzaniem wpatrywała się w twarz recepcjonistki. To nieprawda, przesłyszała się lub po prostu wypiła za dużo whisky. Do cholery, włamanie?! Kto i, przede wszystkim, czemu miałby włamywać się do jej pokoju, skoro nie przechowywała tam niczego cennego, poza...
Minori w przypływie paniki wypadła z hotelu i rzuciła się pędem, by zatrzymać, oddalającą się i niknącą powoli w blasku ulicznych latarni, sylwetkę.
- Kaito!
Ledwie usłyszał głos, odwrócił się, a ona złapała go za klapy marynarki i z przerażeniem powiedziała:
- Ktoś włamał się do mojego pokoju.
- Kto?
- Nie wiem... recepcjonistka zawiadomiła policję, już tu są... proszę, pomóż mi, boję się bardzo.
Nie wątpił, widział jak trzęsły jej się ręce. Delikatnie ujął ją za nie, nadal zaciśnięte na klapach marynarki, i poprowadził z powrotem do hotelu, a po chwili stali w jej pokoju w otoczeniu kierowniczki i policjanta. Rzeczy z szafy, komody z szufladami i kufrów walały się po podłodze w okropnym nieładzie. Minori jęknęła. Nie czekając na reakcję obecnych, zaczęła szukać czegoś nerwowo i sprawdzać wszelkie zakamarki. Aż wreszcie policjant zmierzył ją badawczym spojrzeniem i zapytał:
- To pani jest Takahashi Minori?
- Tak - odpowiedziała, nie odrywając się od swojej czynności.
- Ktoś włamał się do pani pokoju...
- Tak, już zauważyłam.
- Według informacji recepcjonistki nie było pani od godziny dwudziestej. Włamanie zgłoszono kwadrans po dwudziestej drugiej, zauważył to jeden z gości, już z nami rozmawiał. Sprawca musiał dostać się do hotelu i otworzyć drzwi wytrychem, a potem specjalnie ich nie zamykać.
- Yhm - wymamrotała, mogło by się zdawać, że bez zainteresowania, Minori.
- Czy nikt nie widział nikogo podejrzanego? - zapytał, odzywając się po raz pierwszy, Kaito, a skoro patrzył przy tym na kierowniczkę hotelu, odpowiedziała mu spokojnie:
- Nie, pan policjant pytał już pozostałych gości.
W pokoju zapanowała cisza, zmącona jedynie poszukiwaniami prowadzonymi z uporem przez Minori.
- A recepcjonistka? - ciągnął dochodzenie Kaito - też nie widziała, kto wchodzi do hotelu?
- Sprawca dostał się tu zapewne innym sposobem, o ile nie był to nikt z hotelowych gości - poinformował go policjant.
- Jakim innym sposobem?
- Nie udało się tego ustalić. Jeszcze. Może przez piwnicę.
Następnie policjant poprosił Minori o rozmowę sam na sam.
Ostatecznie wyprosili tylko kierowniczkę. O ile nie została i nie podsłuchiwała za drzwiami... Minori zapewniała policjanta:
- Kaito jest moim przyjacielem, nie musi wychodzić.
- Dobrze, skoro tak sobie pani życzy... Minori, proszę pani? Czy może pani uspokoić się na moment i odpowiedzieć na kilka moich pytań?
- Oczywiście.
Minori usiadła na krześle. Kaito stał przy drzwiach, jakby naprawdę pilnował, czy nikt za nimi nie podsłuchuje. Zaaferowany policjant oparł się o parapet i zapytał:
- Czy pani naraziła się komuś ostatnio?
- W jakim sensie: naraziłam?
- Czy podejrzewa pani kogoś o to włamanie?
- Nie.
- Ja wiem, że wcześnie na tego typu pytania, lecz czy zauważyła pani, że cokolwiek zniknęło? Rzeczy osobiste zapewne miała pani przy sobie... A w pokoju, czy było cokolwiek cennego?
- Notes - powiedziała bez chwili zawahania Minori - i filmy do aparatu.
- Słucham?
- To mi ukradziono.
- Co na nich było?
- Notes zawierał wstępny artykuł prasowy o historii obozu w Pingfang, a na fotografiach przedstawione były obecne ruiny - wytłumaczyła Minori z  nagłym zdenerwowaniem.
Kaito zbladł.
Na twarzy policjanta pojawiło się zdziwienie.
- Gdyby odkryła pani, że coś jeszcze zniknęło, niech mnie pani zawiadomi - poprosił.
Minori wiedziała, że poza tym nie zniknęło nic.

***

            Funkcjonariusz zadał jej jeszcze kilka pytań, z czego nic konkretnego nie wynikło, rozmawiał też z Kaito i wreszcie wyszedł.
- Naprawdę mi przykro, że doszło do tego w moim hotelu, przygotowałam pani inny pokój - w pewnym momencie oboje usłyszeli głos kierowniczki.
A więc może, jak przypuszczali, stała przez cały czas za drzwiami?
- Nie ma potrzeby, ta pani się wyprowadza - rzekł w odpowiedzi Kaito.
Minori posłała mu zdziwione spojrzenie, lecz o nic nie zapytała, poprosiła tylko kierowniczkę o zwrot zaliczki z przyszłego tygodnia. I chociaż dopiero co odpowiadała bez problemu na zadawane jej pytania, niespodziewanie popadła w otępienie. Nie reagowała, gdy Kaito zabrał się za pakowanie rzeczy, po prostu zastygła w niemym poddaniu. Nie protestowała, kiedy zszedł do recepcji i poprosił o wezwanie taksówki. A potem obserwowała, jak zanosił  kufry do samochodu i wreszcie siadła obok niego na tylnym siedzeniu. Adres, który podyktował kierowcy, był jej obcy. Nie wiedziała, gdzie jadą. Nie zapytała o to, póki poruszali się po centrum, lecz kiedy tylko dotarli do ciemnej, pustej, podmiejskiej dzielnicy, ogarnął ją lęk.
Kaito proponował, że udostępni jej domek przyjaciela.
- A on nie ma nic przeciwko?
- Gdy szykował się do wyjazdu i zostawiał mi klucze, wspomniał, że mogę z niego korzystać.
I tylko tyle. O nic więcej nie zapytała. Kaito zastanawiał się, czy to nieostrożność, czy jedynie szok wywołany poprzednimi zdarzeniami sprawiał, że stała się nierozważna. Gdyby tylko chciał jej cokolwiek zrobić, nie miałaby szans, lecz tak się składało, że chciał ją po prostu chronić. Nie rozumiał, czemu swoim zachowaniem wzbudzała w nim instynkt opiekuńczy. A jej matka, czy też taka... była? Kaito zastanawiał się nad tym, gdy po pokonaniu ostatniego odcinka drogi dotarli wreszcie do spowitego mrokiem, podniszczonego, ceglanego domu. Minori ledwie wysiadła z samochodu, wpadła po kostki w błoto. Kaito poprosił taksówkarza, by zaczekał, a ten zmierzył ich zaciekawionym wzrokiem, lecz powstrzymał się od komentarza. W cichym porozumieniu oboje pownosili do domu kufry. Minori zabrała się za czyszczenie butów na wycieraczce. Kaito zrozumiał, że zajęła się tym, by nie stać bezczynnie, by zrobić cokolwiek, zaczekał, aż skończy. A potem zawołał ją do pokoju i zapalił światło. Minori z zaciekawieniem rozejrzała się dokoła. Pierwszy rzucił jej się w oczy kominek i uznała, że miło byłoby siedzieć tu w zimowe wieczory. Potem spojrzała na leżącą na stoliku gazetę ledwie z zeszłego tygodnia, na kanapie natomiast zauważyła rozrzucony koc.
- Tu będę spała? - spytała.
- Tam.
Kaito wskazał jej schody i powoli ruszył na piętro. Minori trzymała się z tyłu, zasłuchana w złowieszcze trzeszczenie desek. I tak trafili do sypialni, gdzie panował wyjątkowy ład: starannie zasłane łóżko, okno z czerwonymi zasłonami, na nocnym stoliku lampka.
-  Dobranoc... taksówkarz pewnie się niecierpliwi - stwierdził po chwili Kaito.
Na stoliku obok lampki położył klucze. I wtedy to się wydarzyło. Ich usta połączyły się  w desperackim pocałunku, miażdżyły się nawzajem do krwi - smakowała tak słodko. Kiedy odskoczyli od siebie oboje byli zdyszani i rumiani z emocji.
- Nie idź, proszę - powtarzała Minori, głos jej się łamał, a w oczach miała łzy.
I Kaito zrozumiał, że nie może tak po prostu jej tu zostawić.
- Dobrze, tylko powiem taksówkarzowi, żeby wracał sam.
Minori chciała go zatrzymać, zaproponować, że pójdzie z nim, lecz nie zdążyła zareagować. Kaito zbiegł po schodach, znowu zatrzeszczały deski, a ona bała się, że żałował tego pocałunku i uciekł, zostawiając ją tu płonącą z pożądania. Wtedy, przy przystani z Dechengiem, zdołała się powstrzymać, lecz w tym momencie czuła się zbyt słaba. Każda cząstka jej ciała błagała o miłość. Kaito... chciała mieć go w sobie, od dawna, lecz dziś owo pragnienie zdominowało wszystkie inne i na niczym innym nie zdołała się skupić. Z niespokojnym sercem przysiadła na łóżku i wsłuchiwała się w ciszę,  po chwili taksówka pojechała, lecz Minori bała się wyjrzeć za okno i sprawdzić, czy czasami on nie zabrał się z powrotem do miasta. Wtedy znowu rozległy się kroki. Kaito ledwie zjawił się w sypialni, wpadli sobie w ramiona, całowali się i zrzucali ubrania. Niecierpliwie przesuwała palcami po torsie mężczyzny, muskała go wilgotnymi wargami, gdy niespodziewanie popchnął ją na łóżko. Minori nie chciała tak po prostu się poddać, walczyła, aż wreszcie pozwolił jej usiąść na nim. A potem wprowadziła go w siebie i jęknęła. Z podnieceniem wpatrywał się w jej lekko uchylone usta. I mimo, że pot spływał po całym ciele dziewczyny, wydawała mu się w tym momencie po prostu doskonała. Kaito przyspieszył jej ruchy, chwytając ją za biodra, po czym zrzucił z siebie i zawisł nad nią w przypływie inicjatywy. To sprawiło, że wymienili przelotne spojrzenie, w jej oczach wyczytał aprobatę. Minori dała mu ciche przyzwolenie na wszystko, zacisnęła powieki i niecierpliwie wyczekiwała. Tak naprawdę sama nie wiedziała, czego. A niepewność dodatkowo ją podniecała. Kaito zdecydowanie wbił się w jej wnętrze, głęboko. Tak głęboko, że wydała z siebie okrzyk bólu. To go jednakże nie powtrzymało, poruszał się w szybkim tempie, przytrzymując dziewczynę za nadgarstki uniesione za jej głowę.
-  Kati! - zawołała.
- Tak?
Minori chciała kazać mu zwolnić, lecz w tym momencie ból zmienił się rozkosz i zamiast go powstrzymywać, poprosiła:
- Nie przestawaj.
- Nie mam zamiaru.
Nie protestowała, gdy ułożył ją na brzuchu, złapał za biodra i lekko uniósł. A po chwili znowu poczuła go w sobie. Kaito! Kaito. Kati, doprowadził ją na szczyty rozkoszy. Z Jinsu nigdy nie doznała niczego podobnego. Na moment otoczyła ją zupełnie inna rzeczywistość. Nie chciała stamtąd wracać. Nie chciała żyć znowu swoim poprzednim życiem. Po wszystkim Kaito objął ją mocno, a ona wtuliła się w niego, jakby był jej ostatnią ostoją. I może był.
- Już dobrze. Już dobrze - powtarzał i czule głaskał Minori po głowie.
Nie wiedziała, kiedy zapadła w sen.
Rano obudziła się z dziwnym niepokojem. Nie zastała Kaito obok siebie. Z przerażeniem podniosła się i pomyślała, że może to wszystko, co zapamiętała z poprzedniego wieczoru było tylko snem. Lecz gdyby nie wydarzyło się naprawdę, czy czułaby skutki tego w całym swoim ciele? Lekko obolała, owijając się prześcieradłem,  wstała, rozchyliła czerwone zasłony i wyjrzała przez okno. Słońce wisiało wysoko na niebie. Czyżby spała do południa? Minori dopiero dzisiaj, w blasku dnia zobaczyła, że w okolicy znajdują się nieliczne domostwa, otoczone rozległymi polami, za nimi zaś las. Prawdziwa idylla, niestety w tym momencie nic nie cieszyło dziewczyny, czuła się osamotniona.
- Kaito! - zawołała.
Cisza.
Minori przeszukała wszystkie pomieszczenia i nigdzie go nie zastała. A więc tylko o to mu chodziło: posiąść ją i porzucić. Czemu była taka naiwna? Znowu dała się wykorzystać. Znowu! W tym momencie nienawidziła siebie z całych sił. Wtedy zaskrzypiały drzwi, a Kaito pojawił się w progu z torbami pełnymi zakupów.
- O, wstałaś wreszcie - rzekł jak gdyby nigdy nic, a ona obdarzyła go lodowatym spojrzeniem.
- Nie powiesz mi, gdzie byłeś? - zapytała.
- W sklepie, przecież napisałem ci karteczkę.
Minori dopiero, kiedy to usłyszała zauważyła świstek papieru pozostawiony na stole.
"Idę po zakupy, nie budziłem cię, bo spałaś tak słodko, że po prostu nie mogłem... buziaki. K"
Ledwie przeczytała, opadła na krzesło i zalała się łzami. Kaito bez skutku pytał, co się stało, szlochała, szlochała i szlochała. Nie przestawała, mimo że wszelkimi sposobami usiłował ją uspokoić, tulił i głaskał po głowie. Aż wreszcie spojrzała mu w oczy i wyznała:
- Nie wiem, co się dzieje, jestem taka smutna i zła. Nie wiem, czemu, a przede wszystkim, kto mnie okradł. W dodatku obudziłam się i ciebie nie było i pomyślałam, pomyślałam, że... nie wiem, chyba w ogóle nie myślałam.
Minori wtuliła się w niego i ponownie zalała się łzami.
- Ciii... - powtarzał.
- Co mam robić?
Kaito zaproponował, by zjadła śniadanie. No tak, przecież to proste - zjeść śniadanie, wypić po kubku kawy i co potem? W milczeniu obserwowała go, gdy szykował skromny posiłek. Na pewno wyglądała okropnie po płaczu, czerwone policzki, opuchnięte oczy, lecz to było jej obojętne. Minori mimo wszystko czuła ulgę. Kaito po prostu poszedł do sklepu. Nie porzucił jej. Nadal tu był, a ona zareagowała zdecydowanie zbyt emocjonalnie. Rzeczywiście, jak tylko najadła się i napiła, zyskała nieco optymizmu.
- Minori, cokolwiek się wydarzy, wiedz, że nie jesteś z tym sama.
Kaito złapał ją za rękę, a ona poczuła w sercu przyjemne ciepło. Niedługo tak siedzieli, po chwili znowu przeszli do sypialni i kochali się, delikatnie, leniwie, niespiesznie, zupełnie odmiennie od tego, co wyprawiali w nocy. Minori nuciła piosenkę, gdy po wszystkim leżeli przytuleni. Nie chciała zasypiać. Nie chciała budzić się bez Kaito. Lecz przyrzekł jej, że nie zniknie. Minori kilka razy zapadała w drzemkę, śniła niewinne sny, a kiedy otwierała oczy, on cały czas tu był. I tak spędzili popołudnie. W oknie kołysały się zasłony. Na dworze świeciło słońce, potem padał deszcz, a potem znowu świeciło słońce.

***

            Poranki były rześkie. Minori budziła się o świcie, wymykała się z domu i spacerowała boso po rosie. Trawa łaskotała ją w stopy, w pobliżu szumiał las, a poza tym panowała cisza. Idealna, by wsłuchać się w siebie. Nad horyzont powoli wznosiło się słońce i otulało swoim ciepłem policzki dziewczyny. Minori miała w takich chwilach wrażenie, że czerpie siły prosto z natury. I z miłości Kaito. Każda cząstka ciała przypominała jej o tym. Minori nie wiedziała, ile dni, ile nocy, ile podobnych poranków minęło, od kiedy  uczynili dom przyjaciela swoim sekretnym schronieniem. Przez cały czas żyła oderwana od rzeczywistości. Powoli mimo wszystko brakowało jej konkretnego działania. Nie przyleciała tu, by zatracić się w uczuciach, miała cel, o czym, z powodu Kaito, chwilowo zupełnie zapomniała. Kiedy drżała lekko w chłodzie poranka, ubrana tylko w haleczkę, niespodziewanie poczuła oplatające ją ramiona i usłyszała pełen ulgi głos:
- Ach, tu jesteś!
- Kati, przestraszyłeś mnie - powiedziała z wyrzutem.
Nadal to robił, skradał się, by potem objąć ją z zaskoczenia.
- Aż taki jestem straszny?
- Yhm, okropny, najgorszy z najgorszych.
Minori wyswobodziła się z ramion chłopaka i stanęła przy zboczu trawiastego wzgórza, wpatrzona w dal.
- Co?! Albo to odwołasz... Albo...
Minori zachichotała w odpowiedzi na ostrzeżenie.
- Albo? Co mi zrobisz? Ciekawa jestem.
W tym momencie podbiegł, przewracając ją i oboje ze śmiechem stoczyli się ze zbocza. Kaito przyznał, że od dawna chciał to zrobić. W dolinie nadal unosiła się poranna mgła. W jej oparach wszystko dokoła wydawało się nierealne, niczym z bajki. Minori natomiast narzekała na mokrą haleczkę.
- Ach, skoro tak, proponuję ją zdjąć.
- Kati, musimy porozmawiać.
- Minori, kochajmy się w rosie.
Coś sprawiało, że nie umiała powiedzieć mu "nie", zaprotestować, wiedziała, że pozostawało jej po prostu ulec. I zrobili tak, jak sobie życzył, kochali się, a kropelki rosy chłodziły ich ciała. Po wszystkim leżeli i wpatrywali się w mgliste niebo.
- Naprawdę musimy porozmawiać - powiedziała wreszcie Minori z nieskrywaną powagą i on zrozumiał, że nie może tego odkładać.
- Tak? - zapytał, gotowy jej wysłuchać.
- To nie ma sensu...
- Co?
- My.
- My?
Kaito posmutniał, wiedziała, bo spojrzała na niego, chociaż obawiała się bardzo widoku smutku w jego oczach.
- Ja nic o tobie nie wiem i ty nic nie wiesz o mnie - zaczęła - przyjechałam tu w konkretnym celu i gdy tylko uda mi się go osiągnąć, popłynę pierwszym promem z powrotem do Korei.
- Nie popłyniesz.
- Co?
- Nie popłyniesz. Nie lubisz pływać, wolisz latać, więc pewnie postarasz się o bilet na samolot. Coś mimo wszystko o tobie wiem.
- To nieistotne.
- Ja chcę ci tylko powiedzieć, że powinnaś wreszcie zrobić coś dla siebie, byś nie została z niczym, jeżeli jedyne co odkryjesz to, że tak naprawdę nie ma nic do odkrycia.
- Jak może nie być?
-  Ktoś cię okradł, Minori. Ktoś dał ci ostrzeżenie. Nie wiesz do czego ta osoba się posunie, jak nie odpuścisz.
- Czy ty znowu sugerujesz mi, że mam rzucić to wszystko w cholerę?
- Nie. Nie, Minori. Ja... sugeruję ci, że nie powinnaś tak się narażać, powinnaś zaczekać, wycofać się na jakiś czas, cieszyć się życiem.
- Nie chcę tego słuchać! - zawołała, wstała pospiesznie, opuszczając haleczkę i zaczęła wspinać się po zboczu.
- Hej, gdzie idziesz?
 - Jak to: gdzie? - zdziwiła się, że nie zrozumiał - do domu, spakować się i poszukać hotelu.
 - W porządku, skoro tak wolisz.
Nie usiłował jej zatrzymać. Nie błagał, by została, czym zupełnie ją zaskoczył. Minori, zgodnie z tym, co powiedziała, poszła do domu i bez wahania spakowała wszystkie kufry, lecz okazała się zbyt słaba, by wytrwać w swojej decyzji i zamiast wyjść, znowu znalazła się w łóżku z Kaito.

***

            Fei obudziła się zlana potem kilka minut po północy. A to znaczyło, że ledwie zapadła w sen, przyśnił jej się ten koszmar. Nie przywykła do tego, mimo że nawiedzały ją co noc. I co noc dotyczyły pieniędzy ukrytych w skrytce pod podłogą. Fei śniło się, że ludzie w czarnych kominiarkach porywają jej synka dla okupu, a ona odkrywa, że wszystkie banknoty znikły. I wtedy słyszy: już nigdy go nie zobaczysz. A potem budziła się przerażona i brała w ramiona leżącego obok chłopca o imieniu Bing. Fei nigdy, przenigdy nie żałowała, że dała życie temu cudownemu stworzeniu, chociaż była sama i nikt jej nie pomagał. Kiedy trzymała go w ramionach, powoli się uspokajała. Z uporem powtarzała sobie, że nic niedobrego się nie wydarzy. Czasami też śniła się jej zmarła matka. "Fei. Nie powinnaś. Nie powinnaś była przyjmować tych pieniędzy. Co ty zrobiłaś?" pytała, a ona nie umiała odpowiedzieć. Co zrobiła? I przede wszystkim: Czemu to zrobiła? Czyżby ze strachu? Bo istotnie wystraszyła się tego mężczyzny, nie wiedziała, do czego byłby zdolny gdyby odrzuciła propozycję, wiedziała za to, że powodował nią nie strach, a chciwość. Lecz czy coś w tym dziwnego, że chciała czegokolwiek, skoro nigdy nie miała nic? Fei omijała stoiska z gazetami, bała się, że zobaczy tam twarz tej dziewczyny... jak jej było na imię? Minori… wydawała się taka sympatyczna! Fei czuła się winna. Minori przez tę chciwość nigdy nie dowie się, co stało się z jej matką. Ale gdyby się dowiedziała, to niczego nie zmieni... przecież radziła sobie z niewiedzą przez tyle lat. Fei bała się przyznać, że tak naprawdę to zmieni wszystko. Nie powinna przyjmować tych pieniędzy, przecież sama też radziła sobie bez nich. Nie spała do rana. Następnego dnia miała wolne i zabrała synka do miasta. Bing zdziwił się, że kupiła mu dwie wielkie porcje lodów, potem poszli do cyrku, a na koniec jeszcze dostał drobne na karuzelę. Wszystkie te atrakcje znał przedtem tylko z opowiadań szkolnych kolegów. I chociaż niczego nie pojmował swoim kilkuletnim rozumkiem, nie pytał o powód, cieszył się po prostu tą zmianą. Fei stała obok wpatrzona w karuzelę i w synka siedzącego w jednym z wagoników. Czy kiedykolwiek widziała go tak zadowolonego? I wtedy była przekonana, że dobrze postąpiła. Bingowi nigdy niczego nie zabraknie. Fei przestała żałować, że dała się przekupić. Aż przyśnił jej się kolejny koszmar.