Lizzy
aż rumieni się z emocji i pyta:
- Hayi! Widziałaś go?!
- Kogo?
- Tego przystojniaka, co kupił trzy paczki Lucky
Strike’ów i gulaszową pikantną. To takie męskie!
- Lucky Strike’i i zupka instant?
- Aj! A twój Ji… cośtam…
- Jiyong.
- No, właśnie ten, też jara Lucky Strike’i, nie?
- Czasami.
- Ah! Nawet nie wiesz jak ja ci go zazdroszczę! Może i
dla mnie znalazłby się taki sexy Koreańczyk?
- Może.
- Hayi…
- Co?
- Ty masz brata, nie?
- Liz!
- No co?
Hayi bierze kilka głębszych oddechów, by się uspokoić.
Uwielbia tę szaloną dziewczynę, ale nie raz chętnie odebrałaby jej życie.
- Sawoo ma dziesięć lat. Mieszka w Korei. I w ogóle nie
pali papierosów.
Lizzy poddaje się z westchnieniem rezygnacji. A zaraz
przychodzi kolejny klient. Kupuje prezerwatywy i wówczas dopiero Liz naprawdę
zaczyna się emocjonować. Gdy Hayi, krótko po przeprowadzce do Corpus Christi,
zatrudniła się w sklepie na stacji benzynowej, Lizzy pracowała tu od niedawna.
Jednak sama nazywała się ekspertem od stania za ladą. Witała klientów z szerokim
uśmiechem, zawsze miała dla nich miłe słowo. I była piękna, wysoka, szczupła, z
miedzianymi, długimi, falowanymi włosami. Na jej policzkach w słoneczne dni
pojawiały się piegi. To tylko dodawało Lizzy uroku, a całość sprawiała, że po
prostu przyciągała spojrzenia. Dla Hayi okazała się bardzo uczynna. Pomagała
jej obsługiwać kasę fiskalną, rozśmieszała głupimi historyjkami. Ale miała też
pewien problem – obsesyjnie podrywała chłopków – wszystkich. I nie umiała
angażować się w stałe związki. Hayi cieszyła się, że zyskała koleżankę, lecz
czasami miała dość jej gadania o nowych obiektach zainteresowań. Na przykład
dziś.
Stara się cierpliwie znosić podekscytowanie Lizzy,
delikatnie zmienić temat. Zaczyna opowiadać o książce z przepisami kulinarnymi,
jaką sobie kupiła. Chce nauczyć się gotować. To jej cel. Postanawia przygotować
dziś na obiad żeberka w miodzie, albo kurczaka w ziołach. Lizzy doradza, że to
pierwsze brzmi lepiej. Po pracy Hayi kupuje potrzebne składniki. Z ciężkimi
torbami dochodzi do przyczepy. I stwierdza, że nieźle się tu zadomowili. Pokoik z
aneksem kuchennym, łazienka, dostęp do sieci wodnokanalizacyjnych, gazowych i elektrycznych.
Niczego im nie brakuje. Specjalne osiedle dla przyczep mieszkalnych stwarza
wrażenie wielkiego kempingu i Hayi czuje się tu trochę jak na wakacjach.
Zwłaszcza, że blisko znajduje się plaża. Wystarczy otworzyć okno, by usłyszeć
szum fal. Tak właśnie robi Hayi. Pisze Jiyognowi, że ma nie kupować nic na
wynos, bo ona będzie czekać z przygotowanym przez siebie jedzeniem. Zwykle on zajmuje
się obiadami, gotuje trzy lub cztery razy w tygodniu. W
pozostałe dni przynosi gotowe. Pracuje na budowie do późnych, popołudniowych godzin. To nie
wymarzone zajęcie, ale Jiyong jest przyzwyczajony do ciężkiej, fizycznej pracy.
Przez swoje młodzieńcze lata zatrudniał się w fabrykach. Nie
zarabia zbyt dużo, Hayi też nie, ale wystarcza im na życie. Zaczęli nawet
wpłacać niewielkie oszczędności na wspólne konto. Nie planują przecież w
nieskończoność mieszkać w przyczepie.
Hayi zakłada fartuch z nadrukowaną nagą kobietą, który
kiedyś sprezentował jej Jiyong i zabiera się za przygotowywanie żeberek w
miodzie. Słucha przy tym muzyki z laptopa, swoich ulubionych koreańskich
zespołów. Tęskni za nimi. Podśpiewuje, gdy kroi żeberka i miesza sos. Dumna z siebie,
wstawia mięso do piekarnika. I nagle ktoś dzwoni na skype'ie. Mama. Hayi długo z nią rozmawia, zapomina o obiedzie, dopóki nie czuje zapachu spalenizny.
Otwiera piekarnik i przekonuje się, że z żeberek w miodzie nic nie zostało.
Kiedy Jiyong wraca z pracy zastaje Hayi zapłakaną, pogrążoną w skrajnej
rozpaczy. Chwyta dziewczynę za ręce i pyta z przerażeniem:
- Co się stało?
- Spaliłam obiad.
- Hayi, to nic. Myślałaś, że będę się złościć?
- Nie.
- No to czemu ryczysz?
- Bo chciałam go ugotować.
- Nie martw się, na wszelki wypadek po drodze kupiłem
pizzę.
Hayi znów zaczyna płakać. Jiyong szybko wyciera jej łzy.
I na pocieszenie podaje pizzę.
- Co?! Kupiłeś to, chociaż gotowałam obiad? Wiedziałeś, że nic z tego nie będzie!
- To nie tak…
- Właśnie, że tak! Nie umiem gotować, racja! Jestem
beznadziejna!
Hayi odpycha go i wybiega z przyczepy. Jiyong wyrzuca
resztki spalonych żeberek i czyści piekarnik. No naprawdę, nigdy wcześniej nie
widział swojej dziewczyny w histerii. Nic zabawnego. Podgrzewa pizzę i
niepewnie przynosi na plażę, gdzie siedzi Hayi.
- Może chce pani kawałek, pani obrażalska?
- Nie.
Hayi ma oczy czerwone od płaczu. Pustym wzrokiem wpatruje
się w fale, ale jest już spokojna. Po chwili znajduje się w objęciach chłopaka.
- Nie wiesz, że to dla mnie nieważne ile obiadów spalisz?
Kocham cię tak samo, czy umiesz gotować, czy nie.
- Wiem… ale chciałam… ugotować coś… dla ciebie.
- Te naleśniki, co ostatnio zrobiłaś… były zajebiste.
- Ich akurat nie spaliłam. Ale za to zawiodłam przy
rozbijaniu jaj.
- Nawet sobie nie wyobrażasz ile żarcia zmarnowałem, zanim czegoś się wreszcie nauczyłem. Jeszcze będziesz mistrzem kuchni, jak ja.
- Really?
- Of course!
- Przepraszam, że nic nie ugotowałam i nakrzyczałam na
ciebie bez powodu. Wybacz mi.
- Wybaczam. A ty bierz się za tę pizzę.
Nie wracają do przyczepy. Na plaży jest ciepło, przyjemnie.
Świeci słońce, lecz nie grzeje zbyt mocno, a od oceanu wieje lekki wiatr. Hayi
i Jiyong szybko zjadają pizzę. Rozmawiają o tym, co dziś robili.
- Kończymy budować piętro. I mamy naprawdę… ciekawe
widoki z tych rusztowań. Loyd gapił się dziś, jak pan i pani Anderson baraszkowali
u siebie w ogrodzie…
- Co?! Obrzydlistwo!
- No.
- Też się gapiłeś?
- Nie.
- Potwierdziłeś, że obrzydlistwo.
- Nie gapiłem się!
- Nie kłam, oppa.
- Eh, no chwilę tylko.
- I co?
- Obrzydlistwo!
- To co oni takiego robili?
- Zademonstrować ci?
- Nie. Nie było pytania!
- A co u Lizzy?
- Wkurza mnie, jak zwykle. I leci na ciebie.
- Wow.
- Co "wow"? Podoba ci się?
- Ty mi się podobasz.
- Oppa, chcesz mnie uwieść?
- Yhm…
Jiyong kładzie Hayi na piasku i wpija się w jej usta. Ona
odwzajemnia pocałunek, a później odpycha chłopaka od siebie. Lubi się z nim
trochę poprzekomarzać. Oznajmia:
- Idę. Trzeba umyć piekarnik.
- Umyty.
- Naprawdę?
- Tak.
- Oppa, mówiłam już jak cię bardzo kocham?
- Yhm… ale nie mam nic przeciwko, żebyś mi przypomniała…
i żebym zademonstrował ci, co robili Andersonowie...
***
Jiyong
jeszcze śpi, gdy Hayi szykuje się do pracy i stara się zachowywać cicho, by go
nie obudzić. Stoi przy małym łazienkowym lustrze i poprawia makijaż – niemal
niewidoczny, który tylko podkreśla najlepsze cechy jej urody. Kiedy chodziła do
szkoły, nienawidziła wcześnie wstawać. Teraz lubi budzić się z pierwszymi,
słonecznymi promieniami, obserwować jak wielka, jasna kula wznosi się wysoko. Popija kawę, zjada jogurt z mussli i przygotowuje sobie drugie
śniadanie. Jiyong czuje, że Hayi cmoka go w policzek i słyszy, że wychodzi.
Chciałby dziś nic nie robić. Chyba po to ma te nieliczne wolne dni. Usiadłby z
paczką chipsów, uruchomił laptopa i włączył „Niesamowity świat Gumballa”. Nikt,
czyli Hayi, nie wypominałby mu, że „dorosły facet i ogląda bajki!”. Ale
najpierw postanawia się wyspać. Ledwo znów odpływa do krainy snów, dzwoni
telefon. Jiyong zerka na ekran. Obcy numer. Niechętnie odbiera i wcale się nie
krępuje, że ma zaspany głos, a nawet cicho ziewa.
- Taaak?
- Jiyong… czy ty i Hayi… możecie się zaopiekować Sarang
po mojej śmierci?
- Sumin! Co się dzieje?
Ona jedynie płacze w odpowiedzi. Jiyong natychmiast
przytomnieje, siada na poduszkach i w kółko powtarza jej imię.
- Sumin!
Sumin-ah! Hong Sumin! Jesteś tam?
- Jestem…
- Co się dzieje? Wystraszyłaś mnie.
- Nie chcę żyć – Sumin nie może złapać oddechu przez
płacz- wstydzę się o tym opowiadać.
- Opowiedz mi. Będzie ci lepiej, kiedy się komuś
wygadasz.
- Hakyeon… pobił mnie i zgwałcił. Tak bardzo się bałam…
Próbowałam się bronić, ale był silniejszy… Wszystko mnie boli.
- O Jesus!... Hakyeon to zwykły skurwiel. Sumin? Sumin?!
- Tak?
- Gdzie teraz jesteś?
- W toalecie… w
jakiejś knajpie. Mam tabletki nasenne i wino. Chcę się zabić, ale musisz mi
obiecać, że ty i Hayi zaopiekujecie się Sarang.
- Nie! Nie wolno ci się poddawać. Mam dla ciebie
propozycję.
- Hm?
- Jedź do domu, weź prysznic i jeśli nie łykałaś tabletek,
napij się trochę alkoholu. Wejdź na skype’a i zadzwoń do mnie. Do tego czasu będę
mieć plan, by ci pomóc. Ok?
- Ok… Jiyong?
- No?
- Dlaczego?
- Co „dlaczego”?
- Tyle dla mnie robisz.
- Bo obiecałem ci pomoc. I dlatego, że Sarang cię
potrzebuje. A ja wiem jak to jest żyć bez matki.
- Dziękuję.
- Sumin-ah?
- Hm?
- Ty nie chcesz się zabić. Gdybyś chciała, po prostu
połknęłabyś te tabletki. Nie zadzwoniłabyś do mnie.
- Nie wiem.
- Zrobisz to wszystko, co ci kazałem?
- Tak.
- Czekam, aż zadzwonisz na skype’ie. Będzie dobrze, maleńka. Nie rób niczego głupiego.
- Ok.
Sumin się rozłącza. Jiyong cały się trzęsie, po
wszystkim, co mu opowiedziała. Żal mu jej. I jest wściekły na Hakyeona, jak
jeszcze nigdy. Najchętniej rozszarpałby go na strzępy. A skoro to niemożliwe,
wymyśli coś innego. Na pewno tak tego nie zostawi. Nawet nie chce mu się jeść
śniadania. Jiyong ubiera się w pierwsze-lepszcze ciuchy, bo znów spał nago, i
czeka. Sumin dzwoni po dwóch godzinach. Ma spokojny głos, wręcz apatyczny.
Chce, by Jiyong pokazał się w kamerce, choć sama tego nie robi. On domyśla się, że wolałaby nie pokazywać śladów po pobiciu.
- Wróciłam do domu taksówką. Powiedziałam Choa i Sarang,
że po drodze się przewróciłam. Wykąpałam się i napiłam.
- Lepiej ci?
- Troszeczkę.
- Powinnaś iść do lekarza.
- Nie. Nie chcę o tym komukolwiek opowiadać. Nic mi nie
będzie.
- Ok…
- Chcę tylko uciec od Hakyeona.
- Mam pewien plan.
- Tak?
- Przylecisz z Sarang do Los Angeles. Moja kuzynka się
wami zaopiekuje, pomoże ci szukać pracy. Spodoba wam się Ameryka.
- Jiyong…
- No co?
- To szaleństwo.
- Też tak myślałem, zanim tu przyleciałem. A teraz co? W
ogóle nie chcę wracać do Seulu.
- Nie wiem… to mnie przeraża, boję się.
- Nie masz czego. Teraz naprawdę nie masz czego się bać.
- Muszę się zastanowić.
- Jasne.
Jiyong nie przestaje jej namawiać. Pół godziny później
Sumin oznajmia, że idzie spać. I jest już prawie zdecydowana przeprowadzić się
do Ameryki. W jej głosie pojawia się lekki entuzjazm. Jiyong też czuje się
spokojny, ponieważ wreszcie przestała powtarzać „Nie chcę żyć. Chcę się zabić” i
zaczęła robić plany na przyszłość. Zdołał przekonać Sumin, że może być lepiej.
Bo i on w to wierzy. Pomoże jej i Sarang uciec od Hakyeona. I będzie mieć
spokojne sumienie, że spełnił obietnicę. To się nie może nie udać. Jiyong postanawia
odwiedzić Hayi w pracy, opowiedzieć jej o wszystkim, a przy okazji trochę
podroczyć się z Lizzy.
Kolejny świetna część:-)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa dalszych losów nowej bohaterki!
Lizzy będzie raczej mniej ważną postacią, ale czasami będzie się pojawiać :)
UsuńHayi i Jiyong mają teraz naprawdę ciężkie życie. Ale najważniejsze jest to, że się kochają:) Tak się śmiałam z tej całej sytuacji spalenia obiadu:) I te bajki:) Jiyong kompletnie się zmienił porównując jego zachowanie na samym początku opowiadania z tym teraz. Stara się pomagać innym, jak tylko może. Podoba mi się ta jego przemiana;)
OdpowiedzUsuńO, to dobrze:) Chciałam pokazać, że się zmienił. Wcześniej nie miał nikogo, kto by mu dobrze życzył, więc wykorzystywał ludzi, a gdy inni zaczęli mu pomagać, to też chciał taki być, pomocny, to chyba tak działa xD
UsuńChoć z Sumin mu się to niezbyt powiedzie;P
Tylko, żeby Sumin się nic nie stało:)
UsuńNa początku właśnie nie lubiłam Jiyonga, ale teraz jest moją ulubioną postacią, a zaraz po nim Seunghyun i Jyuni;)
O Sumin jeszcze trochę w następnym rozdziale (i troszkę o Minyeong), potem je obie na jakiś czas zostawiam (Sumin na dość długo). A jeszcze następny o Seunghyunie i Jyuni skoro ich lubisz :D
UsuńSuper, super!!!;)
UsuńHi! Niby jestem tu pierwszy raz, ale i tak wszystko rozwala XD. Świetna historia! Dopiero co zaczynam czytać, ale jakoś mnie oświeciło, żeby przeskoczyć aż tu ;) A teraz wracam do spisu! Pisz dużo i szybko! HWAITING!!!
OdpowiedzUsuńSiemka:) Aww, dziękuję, tak się cieszę, że się podoba i że mam nową czytelniczkę :) Każdy komentarz naprawdę mnie motywuje. Będę pisać dużo i szybko, na ile mi pozwoli na to czas, którego tak okropnie zawsze brak;P
UsuńWięc czekam! Sama wiem jak to z tym czasem bywa ;) Duużo weny! Ppalli :)
Usuń