30/10/2016

the song of love (rozdział 2)

                Hikari nie przestawała płakać. Kanako jak zwykle zachowywała zimną krew. Stała z założonymi rękami i milczała. Aika nie bała się pytać:
- Jak to nie wróciła do domu? Przecież nigdy nie zostawała na bankiecie do rana! A na pewno nie do szóstej!
- Kontaktowałem się z dyrektorem filharmonii. Pan Daishi poinformował mnie, że Mei opuściła przyjęcie około północy - oznajmił Ryu z ciężkim westchnieniem.
Płacz Hikari przerodził się w histerię. Ukryła twarz w dłoniach, powtarzając zbolałym głosem "moje dziecko, moje biedne dziecko!". Kanako położyła ręce na jej ramionach. To jedyny sposób, w jaki spróbowała pocieszyć bratową.
- Wujku - Aika z powagą zwróciła się do Ryu - nie uważasz, że powinniśmy zawiadomić policję?
W tym momencie w korytarzu rozległ się dźwięk stawianych niepewnie kroków. Wszyscy wstrzymali oddechy. Po chwili, zauważyli w drzwiach, przemykającą do swojego pokoju sylwetkę Mei. Skonsternowana, zatrzymała się i popatrzyła na zgromadzonych.
- Jak to... Już nie śpicie? - spytała, zdziwiona i dopiero wtedy zauważyła stan swojej matki - co się stało?!
Szybko zrozumiała, że mogła nie zadawać tak głupiego pytania.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - ryknął Ryu - twoja matka całą noc oka nie zmrużyła, czekając aż łaskawie wrócisz do domu! Może powiesz coś na swoje usprawiedliwienie? Jak ty w ogóle wyglądasz?!
Mei miała przybrudzoną sukienkę, nieułożone włosy (a Aika wypatrzyła w nich wysuszone źdźbło), na jej twarzy pozostały jedynie resztki makijażu. Za to policzki Mei były wyjątkowo zarumienione. Zanim zdążyła odpowiedzieć, Hikari porwała ją w ramiona, nie przestając wypytywać:
- Wszystko w porządku? Nie jesteś ranna? Gdzie ty się podziewałaś?! Podobno wyszłaś z filharmonii około północy!
- Tak, to prawda - przyznała lekko skruszona Mei - po przyjęciu umówiłam się z... przyjacielem. Byliśmy w innym lokalu. Przepraszam, zachowałam się nieodpowiedzialnie. Nie pomyślałam...
- Z przyjacielem? - powtórzył zdenerwowany ojciec - z tym Koreańczykiem, tak?
 - Tak...
 Hikari popatrzyła podejrzliwie na córkę. Kanako zbladła. Aika z podekscytowaniem zapytała:
- Z jakim?
- Lee Jonghyun to porządny człowiek - odpowiedziała bez wahania Mei.
- Skąd ta pewność? Wiem, że poznałaś go zaledwie wczoraj! A ty spotykasz się z nim w nocy, nikogo o tym nie informujesz i wracasz zdziwiona, że wszyscy się o ciebie martwili! - kontynuował Ryu.
Jego zdenerwowanie udzieliło się Mei.
- Powiedziałam, że to porządny człowiek! Wiedziałam, że mogę mu zaufać. I jak widzicie nie porwał mnie, nie zgwałcił i nie zamordował. Tańczyłam z nim do rana, a potem pozwoliłam odprowadzić się pieszo do domu. Ot, cała historia!
Choć inni zdawali się wierzyć w jej opowieść, Aika wyczuwała, że kuzynka nie powiedziała wszystkiego. Te zarumienione policzki... Trawa we włosach. Przybrudzone falbany sukienki...
Drzwi wejściowe znowu zaskrzypiały. Do salonu wkroczyła Kim Yejin, przywitała się ze wszystkimi i zapytała o Dahee. Aika obiecała iść ją obudzić. Mei wykorzystała chwilowe zamieszanie i przemknęła wreszcie do swojego pokoju. Po chwili zrzuciła ubrania i wskoczyła do wanny pełnej ciepłej wody. Zmywała z siebie zapach Jonghyuna, jego dotyk, pieszczoty. Na lewej piersi pozostała malinka. Mei pamiętała, jak chłopak ssał jej rozpaloną z podniecenia skórę. Na to wspomnienie zanurzyła się cała w wodzie. Niestety, nie pozbyła się myśli o Jonghyunie. Gdy ubrana w satynowy szlafrok opuściła łazienkę, zastała w swoim pokoju Aikę. Kuzynka w szkolnym mundurku i włosach splecionych w warkocz siedziała na jej łóżku, uśmiechając się znacząco.
- Opowiadaj! - zawołała.
W jej oczach lśniły wesołe iskierki. Mei obrzuciła ją znudzonym spojrzeniem.
- Co ci mam opowiedzieć?
- Wszystko! O tobie i o Jonghyunie.
- Przecież mówiłam. Poznaliśmy się na przyjęciu. Postanowiliśmy wyjść, bo pan Daishi nie odstępował mnie o krok. Ustaliliśmy, że spotkamy się na mostku za filharmonią. Jonghyun wyszedł pierwszy. Ja się spóźniłam. Ale zastałam go tam jeszcze. Poszliśmy do "Anielskiego Klubu" i bawiliśmy się do rana. Później Jonghyun odprowadził mnie do domu - zdawała relacje Mei, starając się ukryć targające jej sercem uczucia. Wskoczyła do łóżka i usiadła obok Aiki.
- Powiedz mi, jaki on jest - poprosiła kuzynka.
Ekscytowała się, jakby sama tego wszystkiego doświadczyła. Bo istotnie bardzo chciałaby być dorosła, spotkać prawdziwą miłość i dowiedzieć się czegoś o erotycznych uniesieniach, o których czytała w zdobywanych sekretnie książkach. Już od dawna miała niespokojne sny, o dłoniach mężczyzny na swoim niewinnym, dojrzewającym ciele.
Mei zachichotała. Złapała się za policzki i oznajmiła:
- Jonghyun... to najwspanialszy mężczyzna na świecie.
Aika przewróciła oczami.
- Ty się po prostu zakochałaś.
- Gdybyś go poznała, też byś tak powiedziała.
- A konkretnie? Jak się objawia ta... jego "wspaniałość"?
- Aika, nie nabijaj się ze mnie.
- Nie nabijam się! Jestem naprawdę ciekawa.
- W twoim wieku pewne rzeczy nie powinny cię interesować.
- Zrobiłaś z nim to. Straciłaś dziewictwo.
- Aika!
Mei trzepnęła ją w głowę. Nastolatka się tym nie przejęła.
-  Yhm, jak to jest, oddać się... chłopakowi?
- Powiem cioci Kanako, o co mnie wypytujesz.
- A ja powiem cioci Hikari, że uprawiałaś seks!
Kolejne uderzenie.
- Głupia smarkula.
- Mei, proszę...
- Jonghyun ma dwadzieścia cztery lata. To z pochodzenia Koreańczyk, popierający mimo wszystko Imperium i Cesarza. Kilka miesięcy temu ukończył medycynę na uniwersytecie w Tokio i został stażystą w naszym szpitalu. Jest... zabawny, troskliwy, dobrze tańczy... Poprosił o nasz numer telefonu... Oby szybko zadzwonił, bo nie wytrzymam do następnego spotkania!
Mei przeszło wcześniejsze wzburzenie. Położyła się, rozmarzonym wzrokiem wpatrując się w sufit. Aika spróbowała raz jeszcze:
- Znasz go jeden dzień, a sprawiasz wrażenie, jakbyś świata poza nim nie widziała. Zrobiliście to. Prawda?
Mei odpowiedziała nieśmiałym skinieniem głowy.
- Odprowadzał mnie do domu. Zatrzymaliśmy się i zrobiliśmy to... w zaroślach. Trzy razy.
- Bolało?
- Tak. Oczywiście, że bolało. Miłość boli. Ale ten ból dotyka tylko ciała, nie duszy. W duszy czujesz taką lekkość, że mogłabyś się wznieść w powietrze i polecieć do gwiazd. Tam dotarłam dzisiejszej nocy.
- Oh. Wow.

***

                Aika zasiedziała się w pokoju Mei i gdy wreszcie przypomniała sobie, że zaraz musi iść do szkoły, udała się do kuchni skosztować chociaż coś z przygotowanego przez Yejin śniadania. Mijała salon, kiedy zza zamkniętych drzwi usłyszała strzępki rozmowy:
- To Koreańczyk. Nie powinna się z nim zadawać. Dla nich wszystkich jesteśmy wrogami. Mei jest jego wrogiem - mówił przyciszonym głosem Ryu.
- Uspokój się - poprosiła Hikari, sama już opanowana po wcześniejszym wybuchu histerii - nie zakładaj najgorszego. Co z tego, że jest Koreańczykiem, skoro poparł zwierzchnictwo Japonii.
- Może to tylko przykrywka. Wyczuwam w nim jakąś... nieszczerość. Jeżeli coś ukrywa, jeżeli jest zdrajcą i skrzywdzi naszą córkę...
- Oddasz go w ręce policji jak ojca Aiki? - wypaliła bez zastanowienia Hikari.
Rozległ się dźwięk uderzenia. Przyczajona Aika pomyślała, że to Ryu spoliczkował żonę, lecz po następnej wypowiedzi zorientowała się, że zrobiła to Kanako.
- Nigdy więcej nie wspominaj o Hoonie - powiedziała.
Drzwi się otworzyły. Kanako wypadła z salonu. Była tak wzburzona, że nie zauważyła przyciśniętej do ściany Aiki. Pognała na piętro, zalana łzami. Kanako, która nigdy nie okazywała emocji! Aika poczuła, że jej nogi stały się dziwnie miękkie. Serce biło w przyspieszonym tempie. Usłyszała to. Usłyszała imię swojego ojca. I jeszcze wiele innych rzeczy, których nie rozumiała. Ryu oddał go w ręce policji? Wujek Ryu? Doniósłby na mężczyznę swojej przyrodniej siostry? Co zrobił mój ojciec?, zastanawiała się Aika. Bo skoro został wydany policji, zapewne zrobił coś złego! Hoon, powtarzała w myślach, Hoon... to koreańskie imię. Czyżby jej ojciec był Koreańczykiem?
- Aika! - usłyszała głos swojej przyjaciółki Dahee - śniadanie gotowe! Gdzie jesteś?
Aika przyszła do kuchni i usiadła obok Dahee. Po chwili przy stole zjawili się też Hikari z zaczerwienionym policzkiem oraz Ryu. Jako ostatnia zajęła miejsce Yejin. Aika jedynie popijała mleko, wiedziała, że nic nie przełknie. Wzbudziła tym zainteresowanie pozostałych.
- Źle się czujesz? - zagadnęła ją ciotka, przerywając niezręczne milczenie.
- Nie - odpowiedziała Aika obojętnie, choć tak naprawdę miała ochotę złapać Hikari za szyję i nie puszczać, dopóki nie dowie się czegokolwiek o swoim ojcu. A potem pójść do pokoju matki i postąpić identycznie.
- Jesteś blada - zauważyła Yejin - nie masz gorączki?
Położyła dłoń na czole Aiki. Było zimne, mimo że lekko spocone.
- Wszystko w porządku. Po prostu się nie wyspałam. I zmartwiłam się Mei - odpowiedziała nastolatka.
- Nie możesz się rozchorować. Jedziemy wieczorem poszukać tego samobójcy... - szepnęła jej na ucho Dahee.
- Spokojnie. Nie rozchoruję się. Pojedziemy - obiecała Aika.
Po śniadaniu dziewczyny wyszły z domu i każda ruszyła w stronę swojej szkoły.

***

                Pani Jung otworzyła drzwi i zobaczyła uśmiechniętego Jonghyuna.
- Ajumma, jak mija dzień? - zagadnął ją.
- Dziękuję, nieźle. Choć mogłoby być lepiej! Od tygodnia nie mam żadnych wieści od Yongjuna.
- Proszę się nie martwić. Gdyby policja go przyłapała, rozgłosiłaby to jako przestrogę dla wszystkich patriotów, walczących o niepodległość. Jestem pewien, że Yongjun tak się poświęcił szkoleniu swojej koreańskiej armii, że zapomniał o bożym świecie.
- Bylebyś się nie mylił...
- Ajumma, Yonghwa jest w domu?
- Tak. Wejdź.
Pani Jung zaprowadziła Jonghyuna do pokoju dziennego. Przy okrągłym stole siedzieli: Yonghwa, Minhyuk i jego siostra Gyesoon. Wspólnie w nieprzyzwoitych ilościach pochłaniali ciastka ryżowe.
- Nie zjedzcie wszystkiego, bo nie będę miała czego sprzedawać - upomniała ich pani Jung, a jednocześnie kazała Jonghyunowi też się poczęstować. Skosztował i pochwalił jej wypiek. Yonghwa wstał, przywitał się z przybyłym.
- Cześć. Co z bankietem? Udało ci się...
- Cześć, liderze. Oczywiście. Zaprosiła mnie sama Sakamoto Mei. Mówiłem, że nikt się nie oprze mojemu urokowi osobistemu - schrupał jeszcze dwa ciastka, zanim pani Jung schowała je do koszyka i zabrała, potem zwrócił się do pozostałych - witam szanownych towarzyszy! Co tu taka stypa? Liderze, odrobina muzyki by nie zaszkodziła.
Jonghyun zbliżył się do gramofonu i zaczął nastawiać płytę. Pani Jung oznajmiła, że wychodzi i poszła sprzedawać na rynku ciastka.
- Jonghyun - upomniał go Yonghwa - zostaw to i zdaj raport ze swojej wizyty na bankiecie.
- Raport? - powtórzył chłopak - rozdziewiczyłem ją, słynną Sakamoto Mei. Byłem jej pierwszym.
W pokoju zapanowało milczenie.
- Wow, stary, wyrazy uznania! - zawołał wreszcie Minhyuk.
Jego siostra wyglądała na lekko zażenowaną. Yonghwa przypomniał Jonghyunowi, że nie po to go tam wysyłał. On natomiast nadal próbował nastawić płytę.
- Liderze, rozpieprzę ten gramofon, jak zaraz nie zadziała.
Zadziałał. Jonghyun zakołysał się w rytm koreańskiej piosenki "The night of youth", następnie złapał za rękę Gyesoon i pociągnął ją na stół.
- Co robisz? Oszalałeś?! - powtarzała, a on to ignorował.
- Kang Gyesoon, chciałbym cię poprosić do tańca.
- Nigdy!
Choć protestowała i udawała oburzoną, wreszcie się poddała. Zatańczyli dwa kawałki, potem Yonghwa kazał im zejść ze stołu ("gdyby moja matka to zobaczyła, zatłukłaby was i nigdy więcej nie poczęstowała swoimi ryżowymi ciastkami!"). Oboje usiedli, Gyesoon trochę zła na siebie, że dała się ponieść chwili, a Jonghyun, rozbawiony.
- Opowiadaj, czego się dowiedziałeś? Co podsłuchałeś? - popędzał go lider.
- Policjanci przechwalali się tylko nowymi sposobami tortur. Jeden z nich opowiadał, jak obcinał swojej ofierze po palcu za każdą odpowiedź "nie wiem". Śmiał się i... wydawał się taki dumny z siebie, to było... odrażające - stwierdził Jonghyun z prawdziwą powagą.
Yonghwa przyznał niechętnie.
- Na to okrucieństwo nie możemy nic poradzić.
- Możemy pozabijać wszystkich japońskich drani - dodał Minhyuk.
- Gdybyśmy mieli wystarczającą ilość amunicji... - głośno myślał Yonghwa - jak nazywał się ten oficer?
- Kagawa Goro.
- Dobrze, dodam go do listy naszych wrogów.
- Apropo... - zaczął Jonghyun - dowiedziałem się od jednego z doradców Gubernatora Generalnego, Kikui Isoruko, że został zobowiązany do przygotowania listy wszystkich "wrogów Cesarza", podejrzewanych o działalność w ruchu niepodległościowym. Ma ją dziś wieczorem oddać Jego Ekscelencji Gubernatorowi. Proponuję napaść go po drodze. Jeżeli odbierzemy mu listę, dowiemy się kogo z nas już podejrzewają i kto powinien szczególnie uważać.
Pozostali zgodzili się z Jonghyunem.
- Poproszę o to towarzyszy z oddziału zbrojnego Yongjuna - zaproponował Yonghwa - Gyesoon, myślisz, że Jaesik wypełniłby tę misję?
- Myślę, że Jaesik wykonałby każdą misję wyznaczoną przez ciebie, liderze - odpowiedziała, świadoma zaangażowania swojego narzeczonego w ruch niepodległościowy. 
Narzeczonego... nikt jeszcze nie wie, że Jaesik się jej oświadczył. Poprosił, by się tym nie chwaliła, póki jeszcze nie zarobił na pierścionek. Wyobrażała sobie, że go wreszcie dostała. Że z dumą zdobi jej rękę. A potem przypomniała sobie o obcinanych palach przez jednego z japońskich oficerów.
- Na bankiecie pojawił się też ojciec Mei, Sakamoto Ryu, porucznik. Liczyłem, że opowie mniej-więcej, jak wygląda sytuacja na froncie, niestety był wobec mnie nieufny. Wywnioskowałem tylko, że chińska armia powoli wykańcza japońską. To dobry znak, prawda? - ciągnął Jonghyun.
- W brytyjskim radiu też o tym wspominali - poinformował lider - Lee Jonghyun, podsłuchałbyś więcej, gdybyś skupił się na swoim zadaniu, zamiast na podrywaniu Mei.
- Przepraszam. Nie planowałem tego. Po prostu... wykorzystałem ją, by dostać się na przyjęcie i... chcąc nie chcąc wpadła mi w oko. Poszliśmy do "Anielskiego Klubu", później pieprzyliśmy się w krzakach - Jonghyun opowiadał o tym z przejęciem i...satysfakcją.
- Rozumiem. Też jestem facetem. Ale mimo wszystko, proszę cię, byś wykonując misje powstrzymywał swój temperament. I... lepiej odpuść ją sobie. To Japonka - przypomniał Yonghwa.
Jonghyun wybuchnął śmiechem.
- Muszę lecieć do szpitala - oznajmił - nie zakocham się w Mei, po prostu... wykorzystam jej narodowość do zdobycia cennych informacji, jakby nie było najważniejsze to znać dobrze swoich wrogów - dodał zaraz, chociaż nie był tych słów taki pewien.

***

                Po południu Aika poczuła się lepiej, fizycznie i psychicznie. Już nie była tak przerażająco blada, poza tym pomyślała, że zamiast się denerwować, musi zastanowić się ze spokojem nad sposobem, by dowiedzieć się więcej o ojcu. Hoon. Gdyby znała jeszcze jego nazwisko... Postanowiła, że wieczorem zapyta o to Mei. Przecież, kiedy się urodziła, kuzynka miała sześć i pół lat! Powinna coś pamiętać, coś wiedzieć, cokolwiek. Po szkole zastała w domu Dahee, pomagającą Yejin przy obiedzie. Była ciekawa, czy jej matka pojawi się przy stole. Nie pojawiła się. Aika poszła zapytać ją, czy źle się czuje i Kanako skłamała, że ma migrenę. Hikari zachowywała się, jakby poranna rozmowa w ogóle się nie zdarzyła. Plotkowała z Yejin przy stole. Mei rozmyślała o Jonghyunie. Czekała na telefon. Chyba w ogóle nie zauważyła, że jej ojciec nie został na obiedzie. Aika i Dahee szybko skończyły jedzenie, wsiadły na konia tej pierwszej i wyruszyły w kierunku torów. Przesiedziały na szczycie nasypu 3 godziny. Później z powrotem wsiadły na konia, przejechały się w tę i z powrotem, by zaraz znowu usiąść. Nudziły się. Zaczął zacinać deszcz i powoli robiło się ciemno. Dziewczyny postanowiły, że poczekają do przyjazdu wieczornego pociągu i pojadą do domu. Aż niespodziewanie usłyszały stukot kopyt. Odwróciły się podniecone w kierunku, skąd dochodził odgłos i odkryły, że to tylko Takuya. Przywiązał swojego konia obok konia Aiki i dosiadł się do dziewczyn.
- Znowu wypatrujecie pociągów? - zapytał.
- Nie. Chłopaka Aiki - odpowiedziała niewinnie Dahee.
Przyjaciółka szturchnęła ją w brzuch.
- Aika, masz chłopaka? - zdziwił się Takuya.
- Nie. To tylko ktoś... kogo tu ostatnio spotkałam.
- Uratowała mu życie! Chciał popełnić samobójstwo. Aika rzuciła się go ratować. Pociąg przejechał nad nimi. A ten chłopak zamiast jej podziękować, to jeszcze na nią nakrzyczał! - emocjonowała się Dahee.
- Nieprzyjemny typ - stwierdził Takuya - po co znowu chcecie go spotkać?
- No żeby jej wreszcie podziękował! - wyjaśniła Dahee, jakby była to rzecz oczywista - poza tym spodobał się Aice.
- Nieprawda. Ja tylko jestem ciekawa... czemu chciał się zabić. I czy jeszcze żyje - odpowiedziała niepewnie.
- Temu chłopakowi chyba tak się nie spieszy, żeby cię zobaczyć - zażartował Takuya i dziewczyny zaczęły go łaskotać, krzycząc jaki jest okropny. Potem zaprosił je na swój pokaz kendo w najbliższą sobotę. Wymachując kijem, zamiast mieczem, pokazywał kilka trików. Po przejeździe wieczornego pociągu Aika postanowiła wracać. Chciała zabrać Dahee, lecz ta była pochłonięta popisami Takuyi i poprosiła go, by dał jej kilka lekcji sztuk walki.
- Ja ją później odwiozę. Jak chcesz, to wracaj, my jeszcze trochę poćwiczymy - postanowił chłopak.
Dahee chętnie przystała na tę propozycję, więc Aika po prostu wsiadła na konia i pognała do domu. Była w jednej z bocznych ulic, gdy usłyszała strzał. Ujrzała policjanta i upadającego, rannego mężczyznę. Koń zarżał, stanął na tylnych nogach, zrzucając ją z siebie i popędził w przeciwnym kierunku. Oszołomiona podnieceniem, które wywołała opowieść o erotycznych doznaniach Mei, zszokowana informacjami o ojcu i rozczarowana, że nie spotkała chłopaka, którego uratowała, Aika poczuła jedynie bezsilność. Leżała na bruku i wpatrywała się w rozgwieżdżone niebo, obojętna na dobiegające z oddali krzyki. W dodatku ten straszny ból ręki, dziwnie wygiętej i unieruchomionej... Aika powoli zamknęła oczy. Straciła przytomność.

OD AUTORKI:

Oto 2gi rozdział! Mam nadzieję, że możecie wreszcie trochę lepiej poznać bohaterów:) 

A jakby ktoś chciał posłuchać piosenki "The night of youth" z 1933 roku, to zarzucam link: TUTAJ

26/10/2016

school of hard knocks (rozdział 22)

ALL YOU NEED IS JUST A LITTLE ATTENTION

Jung Jihoon (Rain)

                Lubiłem się całować. I lubiłem Stephie. Więc całować się ze Stephie powinienem lubić podwójnie! Niestety to tak nie działało. Nigdy nie uważałem jej za kogoś więcej niż dobrą kumpelę. A całując ją pokazałbym coś zupełnie innego. Nie mogłem pozwolić, by później przeze mnie cierpiała. Czyli pozostawało mi jedno wyjście, odtrącić Stephie i jakoś jej wytłumaczyć, że to nie może się zdarzyć ponownie. Zanim doszedłem do tego wniosku, minęło kilka chwil. A przez ten czas pozwalałem jej wpijać się namiętnie w moje usta. Cholera, nie wiedziałem że w tej dziewczynie drzemie tyle pasji... Zmobilizowałem wszelkie siły, by nie dać się ponieść emocjom. Ostrożnie złapałem ją za ramiona i, odsuwając od siebie, powiedziałem:
- Lee Stephanie. Dokończ jedzenie. Potem porozmawiamy.
Popatrzyła na mnie wzrokiem zbesztanej uczennicy. Wstała, gotowa w jednej chwili odejść.
- Chyba odechciało mi się jeść - przyznała.
Chociaż sam jeszcze nie skończyłem swojej kolacji, a byłem nadal głodny, ruszyłem za Stephanie. Szliśmy w milczeniu, aż dotarliśmy do dormu trenerów, bo to jedyne miejsce poza naszą restauracją, gdzie mogliśmy liczyć na jakąś prywatność.
- Lee Stephanie! - zawołałem za nią, bo nie zatrzymywała się i nie oglądała się za siebie.
Niespodziewanie przystanęła, a ja próbując ją dogonić znalazłem się za blisko i w chwili, gdy odwróciła się w moją stronę, zderzyliśmy się. Potem Stephie mnie odepchnęła.
- Daj mi spokój! Zapomnij! Zrobiłam z siebie wystarczające pośmiewisko.
- Do cholery, Stephanie, czy ja się z ciebie śmieję?!
- Nie, chwilowo krzyczysz na mnie.
- Chodź do mojego pokoju, porozmawiajmy.
- Wolałabym uniknąć tej rozmowy.
- Nie wiesz, co chcę ci powiedzieć.
- Oczywiście, że wiem: "chociaż nie czuję tego, co ty, pamiętaj, że bardzo cię lubię. Jesteś spoko laską i na pewno poznasz kogoś odpowiedniego, a wtedy zrozumiesz, czym jest prawdziwa miłość." A może jeszcze zaproponujesz, żebyśmy zostali przyjaciółmi?!
- I kto tu na kogo krzyczy... - skomentowałem, bo nic lepszego nie wymyśliłem.
- Trafiłam w sedno, prawda? - zapytała, a skoro nie odpowiedziałem, dodała zaraz - jeśli tyle masz mi do powiedzenia, możemy spokojnie darować sobie tę rozmowę. Przepraszam za moje zachowanie w restauracji, to się więcej nie powtórzy.
Po tych słowach zniknęła za drzwiami swojego pokoju.


Park Jiyeon

                Obejrzałam sobotni odcinek rozwalona na kanapie z Gayoon, czekającą niecierpliwie aż Minseok przemyśli, co usłyszał o jej chorobie i się odezwie. Była przekonana, że to koniec ich związku, a ja zapewniałam, że jak przejdzie mu złość, dojdą do głosu uczucia. W sobotnim odcinku pokazali efekty ostatniej konkurencji - parodiowania dram. Namawiali widzów do oglądania parodii na youtube i oceniania w internecie. Boyfriend z "Boys over flowers" poradzili sobie nieźle, zastanawiałam się, kogo bym zagrała, gdybym nadal z nimi była. Lee Minho, którego rolę dostał mój następca Minwoo? Mimo wszystko uważałam, że B2ST z "Ojakgyo brothers" wypadli lepiej. Ich drama była mniej popularna poza tym dłuższa (58 odcinków!), a wyszła z tego jak najbardziej logiczna i spójna 20minutowa całość. Odchodząc z programu, najwyraźniej nauczyłam się obiektywizmu. Zasnęłyśmy z Gayoon na kanapie, a rano obudziło mnie walenie do drzwi. Wiedziałam, kto to. Telewizor nadal grał, wyłączyłam go i wpychając do buzi garść chipsów, poszłam spojrzeć przez wizjer. Oczywiście nie pomyliłam się. Za drzwiami stał appa. Westchnęłam ciężko.
- Czego chcesz?! Spierdalaj, bo wezwę policję! - wydarłam się.
- Jiyeon, pozwól mi wszystko wytłumaczyć!
- Nie obchodzi mnie twoje tłumaczenie! "Nie chciałem cię stracić, bałem się, że wygrasz ten program i o mnie zapomnisz"! Wystarczająco się nasłuchałam tych bzdur!
- Jiyeon, nie mam nikogo oprócz ciebie! Zrozum! A ten program zupełnie cię pochłaniał! Poza tym popełniałaś przestępstwo! Gdyby przyłapali cię później, miałabyś o wiele większe kłopoty! To wszystko z troski, jesteś mi bliska jak córka!
- Córki się nie zdradza, usprawiedliwiając się jeszcze, że to dla jej dobra!
- Błagam... wpuść mnie, porozmawiajmy...
- Nie! Nigdy więcej się do ciebie nie odezwę! Nienawidzę cię! Zniszczyłeś moją karierę, zostawiając mnie tylko z gigantycznym odszkodowaniem!
- Pomogę ci je zapłacić, obiecuję, otwórz drzwi!
Jego krzyki obudziły Gayoon. Wstała i, przecierając oczy, zatrzymała się przy mnie.
- Znowu przylazł błagać o litość? - zapytała.
- Nie rozumiem, czemu po prostu nie może się odpierdolić - powiedziałam, zrezygnowana.
Znów walenie w drzwi.
- Hey, Kim Jangsoo! Spadaj stąd, albo zadzwonimy po policję! - zawołała Gayoon.
Wreszcie się poddał. Wydałam z siebie pełne ulgi westchnienie. Chociaż ten dzień zaczął się okropnie, nadal jeszcze jest do uratowania. Postanowiłam wykąpać się i zabrać za przeglądanie ofert pracy. W momencie, kiedy ułożyłam sobie ten idealny plan, znowu ktoś zapukał do drzwi. Nie wytrzymałam.
- Nigdy nie przestaniesz mnie nachodzić ty pieprzony zdrajco, ty skurwysynie, ty!... - zamarłam, słysząc z drugiej strony głos i to nie głos appy:
- Jiyeon?


Lee Taemin

                Wreszcie Jiyeon otworzyła drzwi.
- O Jezusie... - jęknęła.
- Wystarczy "Taemin". Ewentualnie "oppa" - powiedziałem z uśmiechem.
Posłała mi pytające spojrzenie.
- Co...?
- Nazwałaś mnie "Jezusem". A ja nim nie jestem, jakbyś nie wiedziała...
- Wejdź.
Odsunęła się, wpuszczając mnie. W drodze do pokoju Jiyeon, zauważyłem jeszcze jej koleżankę. Pomachała mi, a ja odpowiedziałem tym samym.
- No. Idziesz, czy nie idziesz? - zapytała Jiyeon.
Kiedy siedziałem już w jej pokoju, zostawiła mnie tam. Sama poszła do kuchni po sok i ciastka. Kazała mi się częstować, to się poczęstowałem i zakrztusiłem się okruszkiem. Świetnie... Nie pomogło, kiedy Jiyeon klepnęła mnie w plecy. Dopiero, jak popiłem, poczułem się trochę lepiej.
- Przepraszam - powiedziałem.
- Spoko. Popij jeszcze i jedz ostrożnie. Nie chcę cię mieć na sumieniu.
- Przepraszam, że tak to wtedy rozegrałem...
Zapanowało milczenie.
- Daj spokój... chyba nie przyszedłeś tu po to, by przepraszać za coś, co było nieuniknione.
Sprawiała wrażenie zdezorientowanej. Zjadła ciastko, pewnie, żeby zająć się czymś i rozładować atmosferę, tak jak ja wcześniej. W przeciwieństwie do mnie się nie zakrztusiła. Przyglądała mi się czujnie, niepewna mojej odpowiedzi.
- Racja. Nie po to tu przyszedłem - potwierdziłem - ja... Jiyeon, powiem wprost: zapłacę twoje odszkodowanie.
Wydawało mi się, że tą propozycją tylko ją zdenerwowałem.
- Co?!
- Stać mnie. A ciebie niekoniecznie. Nie oszukujmy się. Chcę...
- Proszę, wyjdź - powiedziała, przyjmując niespodziewanie formalny ton.
- Możesz mi powiedzieć co cię tak zdenerwowało?
- Ty. Ty mnie zdenerwowałeś! Zdenerwowałeś? Nie, wkurwiłeś! Tym, że przychodzisz tu okazywać mi litość, a ja tego nienawidzę! Miałam sześć lat, jak straciłam rodziców. Odtąd cały czas słyszałam komentarze "ojej, biedne dziecko...". Nie chciałam taka być, chciałam być silna i odważna, wzbudzać podziw, nie litość! Ale wciąż, wciąż na nowo muszę się stawać "tym biednym dzieckiem"!
Mimowolnie w mojej głowie pojawił się obraz jej gołego, silnego ciała, który nocami nie dawał mi spać. Tak, Jiyeon można przypisać wiele cech, lecz nie słabość. Przepełniały ją jedynie rozpacz i złość. A ja ośmieliłem się cokolwiek powiedzieć dopiero, gdy jadła kolejne ciastko.
- Litość? - powtórzyłem - ja bym tak tego nie nazwał.
- A jak? Jak byś to nazwał? - zapytała.
- Hmmm... przyjaźń na przykład.
- Czymkolwiek by to było... nie przyjmę twoich pieniędzy. Bo nie mam jak ci się  odwdzięczyć, po prostu.
- Możesz mi je kiedyś oddać. Kiedy już zrobisz karierę... będziesz sławna i bogata.
Jiyeon uśmiechnęła się smutno.
- Taemin... jak zaraz nie przestaniesz, chyba się popłaczę. A to byłaby już prawdziwa katastrofa.
- Ok... zrobisz, co zechcesz. Ja tylko myślę, że... dobrze się dogadywaliśmy, rozumieliśmy się i... że to byłaby taka przyjacielska pomoc.
Zadrżałem, kiedy Jiyeon spojrzała mi prosto w oczy i zapytała:
- A nie myślisz może, że z tych samych powodów, z których chcesz mi pomóc, ja nie mogę twojej pomocy przyjąć? Lubię cię, Taemin i nienawidzę siebie za to, że tak bardzo.

***

                Gdy wreszcie dotarliśmy do tego punktu wszystko poszło lekko. Uzgodniliśmy, że Jiyeon przyjmie moje pieniądze i będzie oddawała mi ratami, a skoro się wzajemnie lubimy, możemy czasami wyskoczyć na miasto, spotkać się, pogadać, poimprezować. Tego nam brakowało. Jiyeon straciła 5 bliskich jej osób, chłopaków z zespołu, a to z nimi zwykle wychodziła, ja - Hyunę, swoją dobrą koleżankę. 
Jedliśmy ciastka, żartowaliśmy sobie i ogólnie zrobiło się wesoło. Zasiedziałem się stanowczo za długo i wreszcie pożegnałem Jiyeon cmoknięciem w policzek, powtarzając, że w najbliższych dniach znowu się zobaczymy. Wracałem do dormu Shinee z lekkim sercem. 
We wtorek po zajęciach z Boyfriend postanowiłem odwiedzić Stephie w jej pokoju w dormie trenerów i opowiedzieć o mojej rozmowie z Jiyeon. Wydawało mi się, że nie cieszy się szczególnie z moich odwiedzin.
- Cześć - powiedziała jakoś od niechcenia i odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
Nie, to nie moje odwiedziny tak ją zmartwiły, tylko co innego. Stephie była wyjątkowo smutna i miała w pokoju bałagan, świadczący o tym, że wszystko jej już jedno.
- Ej, co jest? - zapytałem.
- Pamiętasz? Poradziłam ci, żebyś lepiej przyszedł do mnie, zamiast płakać w samotności... Dziś sama skorzystam z tej cennej rady - przyznała.
Przytuliłem ją, a ona, płacząc, opowiedziała mi, jak pocałowała Rain'a.


Kim Hyuna

                Napięcie w sali treningowej było nie do zniesienia. Joker starał się zachowywać naturalnie, a ja widziałam jaki jest przy tym zestresowany. Jang Prince nie przestawał się we mnie wpatrywać, co działało mi powoli na nerwy. Doojoon był zamyślony, Gikwang zdenerwowany, Dongwoon robił wszystkim żarty, łaskocząc ich znienacka, Yoseob nadawał jak baba z jarmarku. Miałam ochotę wywalić ich wszystkich na zbity pysk, no ok, może nie na zbity, lecz chociaż na nich nawrzeszczeć. Sama nie wiedziałam czemu tak mnie denerwowali. Kiedyś naprawdę lubiłam zajęcia z nimi, a chyba przez ostatnie trzy miesiące tak bardzo się nie zmienili.
Uświadomiłam sobie, że od pewnego czasu po prostu stoję i gryzę sznurek przy swojej bluzie.
- Chyba chciałaby w usta... - zaśmiał się Doojoon na ucho Jokerowi, a ja wolałam udać, że tego nie słyszałam.
Oczywiście przestałam gryźć sznurek.
- Wystarczy na dzisiaj. Mam wrażenie, że nie jesteście w najlepszej formie - oznajmiłam.
Wychodzili, kiedy Jang Prince palnął jeszcze:
- Noona, to ty jesteś dziś jakaś rozkojarzona. I nie zapomnij o swoich czekoladkach!
Podniosłam bombonierkę i poszłam do mojego pokoju. Zastanawiałam się, co odwaliło Hyunseungowi z tymi czekoladkami. Czyżby liczył, że w ten sposób mnie przekupi i zareaguję wreszcie na jego podryw? Głupek. Ale bombonierkę przyjęłam. Po chwili ktoś zapukał do drzwi. Pomyślałam, że to Stephie, bo kazałam jej wreszcie przyjść do mnie i opowiedzieć o swojej rozmowie z Taeminem, tak jak się umawiałyśmy. Otworzyłam i zobaczyłam Junhyunga. Stał oparty o futrynę, gapiąc się obojętnie.
- Czemu nie jesteś na kolacji?
- A jak mam tam być, skoro jestem tu?
- Nie zgrywaj się i nie przychodź więcej.
Chciałam zamknąć drzwi, lecz Junhyung wszedł do mojego pokoju i sam je zatrzasnął.
- Co - zaczął, niebezpiecznie zbliżając się w moim kierunku - myślisz, że jestem zabawką? Możesz mnie mieć, kiedy chcesz, a kiedy nie chcesz wyrzucić? Pozwól, że dzisiaj ja na ciebie nakrzyczę. Jesteś tak zapatrzona w siebie, że nie zauważasz uczuć innych! Wmawiasz sobie, że mężczyźni cię wykorzystują, a to ty sama odrzucasz ich, jeżeli chcą czegoś więcej! Uważasz, że możesz wszystkim rozkazywać i wszystkich szantażować! Wyżywać się na nich i udawać zranioną, jak coś idzie nie po twojej myśli! Czy ty nie widzisz, że, kurwa mać, nie jesteś mi obojętna?! Skończyłem...
Wyglądał wyjątkowo groźnie. Cały czas zbliżał się, zaganiając mnie w róg pokoju. Aż wreszcie zamilkł i znów stał się tym obojętnym na wszystko Junhyungiem. Na jego twarzy pojawił się zwycięski uśmieszek. I w tym momencie podniosłam rękę, by go spoliczkować.
- Ty...
- O nie, bez bicia - oświadczył, łapiąc mnie za nadgarstek.
Próbowałam wyrwać się z tego uścisku. Trzymał mocno, pomyślałam, że zostaną siniaki i w tym przypadku byłaby to istotnie jego wina.
- Wyjdź - powiedziałam stanowczo - wyjdź natychmiast! Wynocha!
Nadal nie puszczał mojej ręki i to doprowadzało mnie do szału. Najchętniej kopnęłabym go w krocze, jak kiedyś, tylko że wtedy jeszcze umiałam to zrobić, bo nie byłam w nim zakochana...
- Mam dla ciebie zadanie - oznajmił - posłuchaj piosenki "Rid of me" mojej ulubionej wokalistki i zgadnij, co chcę ci przekazać. Jeżeli się domyślisz... zrobimy TO. W sobotę, po live'ie.
- Słucham?
- Dobrze, że słuchasz. Wszystko, czego potrzebujesz to tylko trochę uwagi.
Nareszcie puścił mnie i wyszedł. Usiadłam na łóżku, głośno wypuszczając powietrze. Co to było?! Junhyung przyszedł tu, urządził mi awanturę i zaproponował seks! W taki sposób, jakbym nie wiadomo jak tego chciała! Idiota! Kretyn! Gnojek! Szybko zrozumiałam, że obrzucenie go najgorszymi wyzwiskami nic nie pomoże. Po początkowym zdenerwowaniu przyszła faza załamania. A jeszcze później - poddania. Włączyłam laptopa i wyszukałam piosenkę "Rid of me". Przesłuchałam raz, drugi, trzeci. Przeanalizowałam tekst.

Tie yourself to me
No one else, no
You're not rid of me
You're not rid of me
Night and day I breathe
Hah hah ay hey

You're not rid of me
Yeah you're not rid of me
Yeah you're not rid of me
Yeah you're not rid of me
I beg you my darling
Don't leave me
I'm hurting

Lick my legs I'm on fire
Lick my legs of desire

I'll tie your legs
Keep you against my chest
Oh you're not rid of me
Yeah you're not rid of me
I'll make you lick my injuries
I'm gonna twist your head off, see

Till you say don't you wish you never never met her
Don't you don't you wish you never never met her
Don't you don't you wish you never never met her
Don't you don't you wish you never never met her

I beg you my darling
Don't leave me
I'm hurting
I've been lonely
Above everything
Above every day
I'm hurting

Po pół godzinie napisałam do Junhyunga, by przyszedł szybko do mojego pokoju. Tak zrobił. Nic nie mówił, stał i wpatrywał się we mnie. Jedynie jego wzrok zdawał się pytać "i co, do czego doszłaś?".
- Przesłuchałam piosenkę - oznajmiłam - nie wiem, co zamierzałeś mi przez to przekazać, wiem tylko, że ten tekst opisuje idealnie moje uczucia.
- Bingo. Gratuluję, zgadłaś. O to chodziło. Zamierzałem pokazać ci, że wiem, co czujesz - Junhyung wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Zastanawiałam się, czy naprawdę zgadłam, czy tylko to wymyślił, bym wreszcie mu się oddała.


Park Jaebeom (Jay Park)

Wychodziłem z dormu trenerów, kiedy złapał mnie Rain.
- O, dobrze, że cię widzę. Mam problem, jakby to powiedzieć... damsko-męski, potrzebuję twojej porady -wyrzucił z siebie wszystko na jednym oddechu, aż się zdziwiłem, bo zwykle wypowiadał się nadzwyczaj spokojnie, starannie dobierając słowa.
- Eh... no spoko... tylko wiesz, ja nie jestem wróżka "dobra rada" - przypomniałem - na laskach to się znam tyle, żeby wyrwać, przelecieć i sayonara!
- Wiem. Wiem, że tak robisz - rzucił Rain oskarżycielsko (?).
Zabrzmiało jak zarzut i poczułem się jakoś głupio. Postanowiłem zostawić tę kwestię.
- No, to o co chodzi? - zapytałem.
- Może wyskoczymy gdzieś później? Na piwo? Po moich zajęciach z B2ST.
- Później nie mogę, idę na casting.
- Jaki kurwa casting?
- Kojarzysz Jaemi? To ta laska z klubu. Poderwałem ją wtedy, co poszliśmy poruchać, a ty zabrałeś Stephie.
- Ok, i co z tą laską?
W tym momencie minął nas Joker, jak gdyby nigdy nic, pewnym krokiem opuszczając dorm trenerów.
- Rain hyung i Jay hyung! Cześć - ukłonił się i odszedł, a my byliśmy zbyt przejęci analizowaniem sytuacji, by mu odpowiedzieć.
- Ej, ostatnio codziennie go tutaj widzę - stwierdził Rain.
- Racja. Sam rzadko tu jestem, a jak już, przeważnie spotykam Junhyunga - zauważyłem.
- Podejrzane... Gadaj lepiej, co z Jaemi.
- Eh... to dziwna sprawa. Poprosiła mnie, żebym z nią poszedł na casting modelek. Bała się, bo kiepsko zna tę agencję i chciała przyjść z "obstawą".
- W ogóle nie powinna tam łazić.
- Tak jej powiedziałem.
- I co? Zdenerwowała się. A ty uległeś.
- Hyung, jakbyś tam był!
- Ja bym z nią nigdzie nie szedł. Pewnie chodzi jej tylko o to, by pochwalić się swoimi znajomościami. Kto nie zatrudniłby dziewczyny Jay Park'a?! Wykorzystuje cię, żeby zrobić karierę.
Niestety, słowa Rain'a brzmiały bardzo prawdopodobnie... Że też wcześniej o tym nie pomyślałem!
- Uważasz, że byłaby do tego zdolna?
Czemu nie! Coś za coś, ona dała się przelecieć na imprezie, ty dasz jej przepustkę do lepszego świata. Przykro mi, to tak działa...
- Masakra...
- Zastanów się jeszcze, a ja lecę poprowadzić zajęcia.
Nie było nad czym się zastanawiać. Napisałem Jaemi, że coś mi wypadło i zdecydowałem się iść z Jihoonem na piwo. Jeszcze nie wiedziałem, że będę żałować tej decyzji.

OD AUTORKI:

To ten moment, kiedy potrzebuję pomocy moich drogich czytelników:) Tak, tak, w ankiecie. 

Oto piosenki z 3go konkursowego odcinka: 

B2ST - "Beautiul night" - https://www.youtube.com/watch?v=HRps4gE29Ns 

Boyfriend - "On&On" - https://www.youtube.com/watch?v=DMBWex5v1fE

20/10/2016

the song of love (rozdział 1)

Rok 1936, Keijo, okupowana Korea

             Tym, czego Aika naprawdę nie lubiła była bezczynność. Wieczorem, gdy wszyscy udali się na odpoczynek, a jedynie Kim Yejin, pomoc domowa, sprzątała jeszcze po kolacji, ona osiodłała konia i ruszyła na przejażdżkę. Najchętniej jechałaby na oklep, lecz jej matka Kanako oraz ciotka Hikari nieustannie powtarzały, że tak nie przystoi dziewczynie. Aika była żywiołowa, przepełniała ją energia i optymizm, miała sto pomysłów na minutę. W wolnych chwilach galopowała po polach, szukała towarzystwa innych ludzi lub siadała do pianina i akompaniowała kuzynce, słynnej diwie operowej Sakamoto Mei. Choć mieszkała w mieście okupowanym przez swoich rodaków i wiedziała, że codziennie uciemiężeni Koreańczycy ryzykują życie za kraj, rozwijając ruch niepodległościowy i umierają torturowani w więzieniach, jej bezpośrednio to nie dotyczyło. Miała rodzinę, przyjaciół, poczucie bezpieczeństwa, które zapewniała japońska narodowość, niewinny świat, nietknięty jeszcze okropnościami wojny. 
                Aika dotarła aż do torów kolejowych. Otaczał je z przeciwnej strony las, z tej wysoki nasyp, gdzie przywiązała konia do jednego z drzew i usiadła obok, wypatrując wieczornego pociągu. Często wyobrażała sobie, że zobaczy w szybie mężczyznę, za którym tak bardzo tęskniła, chociaż nigdy go nie widziała, swojego ojca. Kiedy była dzieckiem nie zauważała aż tak jego braku. A gdy podrosła uświadomiła sobie, że wszyscy mają ojców. Kuzynka Mei też, mimo że widywała go rzadko, bo jej rodzice byli (cóż za nowatorskie słowo!) w separacji. Aika kilka razy próbowała porozmawiać z matką o ojcu. Kanako, rozzłoszczona jak nigdy, bo zazwyczaj w ogóle nie okazywała emocji, odpowiedziała, że sama nic o nim nie wie i nie życzy sobie więcej takich pytań. Aika wystraszona jej wzburzeniem snuła przeróżne przypuszczenia. Czyżby matka została zgwałcona? Czyżby nieostrożnie wpadła? Czyżby ukrywała tożsamość tego mężczyzny? Dla świętego spokoju Aika odnalazła w biurku matki, którego zawartość nielegalnie przejrzała, swoją metrykę narodzin. I zobaczyła łamiący serce wpis: ojciec nieznany. Zalała się łzami. Płakała i sama nie wiedziała za kim. Gdyby chociaż znała imię i nazwisko swojego ojca! Mogłaby go sobie wyobrażać, a tak zamiast jego obrazu miała w głowie tylko jedno słowo: nieznany, nieznany, nieznany. Z tego powodu nastoletnie życie Aiki nie było idealne. Mimo wszystko wmawiała sobie, że jeżeli kiedykolwiek naprawdę spotkałaby ojca, rozpoznałaby go, po prostu wiedziałaby, że to ten człowiek, ułuda. 
                Czasami patrzyła na przejeżdżające pociągi ze swoim szkolnym przyjacielem Takuyą. Ale dziś nie przyszedł. Pewnie uczył się roli do teatrzyku, który niedługo mają wystawiać. Pociągało go aktorstwo. Aika natomiast podchodziła do zagrania głównej postaci jak do kolejnego życiowego wyzwania. Nieważne, czy to teatrzyk, czy konkurs recytatorski, czy cokolwiek innego, wszystkim emocjonowała się w takim samym stopniu. 
                Spojrzała na wskazówki zawieszonego na szyi zegarka (prezent od matki na piętnaste urodziny, by "więcej się nie spóźniała"). Duża wskazywała szóstą, mała czterdzieści siedem minut. Na dworze zapadł już zmierzch. Zaraz przyjedzie pociąg! Po chwili Aika usłyszała znajomy odgłos. Podekscytowana stanęła na szczycie nasypu. Koń zarżał, pociąg wyłonił się zza zakrętu. I wtedy zauważyła tego chłopaka. Wskoczył na tory od strony lasu, położył się, opierając głowę o szynę. Przecież pociąg mu ją odetnie!, pomyślała zrozpaczona Aika i wreszcie zrozumiała: ten chłopak chce popełnić samobójstwo! Bez wahania rzuciła się w jego kierunku, jakby w ogóle nie dostrzegając rozpędzonej lokomotywy. To były ułamki sekund. Chłopak przygniótł ją masą swojego ciała do podłoża między szynami. Pociąg przejechał nad nimi, wydając swój charakterystyczny monotonny dźwięk. I zapanowała cisza. Aika pomyślała, że umarła. Albo chociaż straciła przytomność. W innym przypadku czułaby ból. Po chwili otworzyła oczy, przyznając w duchu, że zacisnęła je odruchowo, gdy zobaczyła zbliżające się koła i to z tego powodu widziała jedynie ciemność. Przerażone spojrzenie Aiki spotkało się z dzikim spojrzeniem chłopaka. Przez pewien czas po prostu patrzyli na siebie. Patrzyli, czując na twarzach swoje wzajemne oddechy. Wreszcie chłopak zszedł z dziewczyny, szarpnął ją i wymierzył jej bolesny policzek.
- Ty idiotko! Oszalałaś?! Mogłaś się zabić! A ja i tak to zrobię, i tak to zrobię! Zobaczysz! - odszedł, odgrażając się.
Aika poznała, że to Japończyk. Przykładając dłoń do piekącego policzka, spojrzała na plecy chłopaka i zauważyła na kurtce rozcięcie. Zapewne jakaś wystająca część pociągu zadrapała go. Chciała zapytać, czy jest ranny, lecz zdążył zniknąć w ciemnym lesie. Odwiązała konia i pojechała do domu, świadoma, że zajrzała śmierci w twarz. Jednocześnie wiedziała, że zrobiłaby to samo, gdyby sytuacja się powtórzyła. Po drodze prześladowało ją wspomnienie dzikich oczu chłopaka. 
Na szczęście w domu panowało zamieszanie i nikt nie zwrócił uwagi na jej zarumienione policzki, co wcale, a wcale nie było skutkiem uderzenia, czy wietrznej pogody.
- Tata zadzwonił! Przyjedzie pojutrze na mój występ! - wołała przejęta Mei.
Aika poczuła lekkie ukłucie zazdrości, które szybko od siebie odegnała i powiedziała:
- Och, to wspaniale!
Dała się objąć przeszczęśliwej kuzynce.
- Mnie o tym nie zawiadomił - skomentowała urażona Hikari.
- Mamo! Nie był pewien, czy generał pozwoli mu na opuszczenie jednostki, poza tym nie zatrzyma się tutaj, tylko w hotelu - odpowiedziała Mei.
Aika zobaczyła wyraz ulgi na twarzy cioci i usłyszała spokojne westchnienie swojej matki. W tym momencie do salonu wpadła Dahee, córka Kim Yejin, przyjętej jako pomoc domowa, której czasami przychodziła pomagać i poplotkować z Aiką.
- Ja też chcę iść na twój występ! - wołała, dopadając do Mei - proszę, unni, nigdy nie byłam w filharmonii!
- Nie stać nas na to -  upomniała ją Kim Yejin, trzymając stertę wypranych, wysuszonych ubrań - nie zarabiam tyle, byś chodziła do japońskich filharmonii - szepnęła, aby nikt oprócz córki jej nie słyszał.
- Mamo! - jęknęła Dahee, bo osobiście uważała, że nie wszyscy Japończycy są wcieleniem zła, a zwłaszcza ci, dla których pracowała jej - to występ unni, pozwól mi, proszę, pozwól mi iść - błagała, nie puszczając Mei.
- Ajumma, chętnie zabierzemy Dahee na nasz koszt, prawda? - zapytała Aika przekonana o swojej racji.
Kanako i Hikari skinęły głowami.
- Oczywiście! - wykrzyknęła Mei - gwarantuję wam wszystkim miejsce w pierwszym rzędzie.


***

                Mei przeglądała się w wielkim lustrze za kulisami filharmonii. Chociaż od spania w wałkach bolała ją głowa, jej włosy układały się dziś w puszyste loczki. Ozdabiał je dodatkowo fikuśny toczek. Twarz dziewczyny zdobił lekki makijaż, wykonany przez kobietę odpowiedzialną za wygląd artystów, która z dumą opowiadała, że wszystkie swoje kosmetyki, niezaprzeczalnie najlepszej jakości, sprowadza prosto z europejskiej stolicy mody, z Paryża. Liliowa suknia Mei, z nieprzyzwoitym wręcz (według matki i ciotki) wycięciem, odsłaniającym plecy oraz buty na kilkucentymetrowych obcasach dodawały jej powagi.
- Wyglądasz przepięknie - szepnęła Ueno Megumi, wieloletnia nauczycielka śpiewu swojej ulubienicy Mei.
W sali koncertowej zgasły światła i rozległ się gong.
- Zapraszam na scenę - oznajmił sam dyrektor filharmonii, otaczając dziewczynę ramieniem.
Odpowiedziała uśmiechem i wyszła zza kulis. Przed nią znajdowała się pogrążona w mroku publiczność. Mei słyszała tylko pełne napięcia oddechy widzów, zanim jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności i mogła przyjrzeć się poszczególnym twarzom. W pierwszym rzędzie siedziała jej matka Hikari, ciotka Kanako, Aika i Dahee oraz inne, zapewne zajmujące wysokie stanowiska osobistości. Mei poczuła się rozczarowana, że nigdzie nie widzi swojego ojca. Szukając go w innych rzędach, zatrzymała wzrok na młodym mężczyźnie. Mimo idealnie skrojonego, trzyczęściowego garnituru miał w sobie coś niechlujnego. Może to ta swobodna fryzura, nieułożone, opadające na czoło kosmyki. Popłynęła muzyka. Mei zaśpiewała kilka piosenek, rozkojarzona, nie z powodu tremy, bo ta nigdy jej nie paraliżowała, lecz z powodu nieobecności ojca. Pułkownik Sakamoto Ryu zjawił się w połowie występu, zajął wolne miejsce w pierwszym rzędzie i sprawił, że w oczach córki zajaśniały łzy. Kilka razy śpiewała na bis, kłaniała się i subtelnymi, starannie dobranymi słowami wyrażała wobec wszystkich wdzięczność za przybycie. Dyrektor filharmonii wręczył jej bukiet czerwonych róż. Wreszcie Mei ostatecznie opuściła scenę. Za kulisami Ueno Megumi uściskała ją i wyraziła swój podziw. Podała uczennicy wodę. Mei piła zachłannie. Następnie udała się do należącego do filharmonii bufetu, gdzie czekała jej rodzina i Dahee. Tak się umówili. Wszyscy składali dziewczynie szczere gratulacje. A Mei trudno byłoby ukryć, że najbardziej cieszy się z odwiedzin ojca. Wpadła w jego ramiona i pozwoliła ucałować się w oba policzki.
- Tato! Jestem przeszczęśliwa, że przyjechałeś!
- Niestety, w pociągu doszło do pewnych... zamieszek. To spowodowało opóźnienie - wyjaśnił Ryu.
Był wysoki, dobrze zbudowany i oszałamiająco przystojny, choć sprawiał wrażenie groźnego. Jego siostra Kanako i żona Hikari konsekwentnie ignorowały go. Natomiast Aika powtórzyła:
- Zamieszek?
- Kilku parszywym zdrajcom wydawało się, że wysadzą pociąg zmajstrowanymi przez siebie materiałami wybuchowymi. Ja i , towarzyszący mi w podróży, oficerowie przekazaliśmy ich najbliższym oddziałom policji - opowiadał pułkownik.
- Wujku. Dahee jest Koreanką, nie nazywaj jej rodaków parszywymi zdrajcami - poprosiła go bezceremonialnie Aika.
Ryu zignorował słowa siostrzenicy, podejrzliwym wzrokiem zmierzył milczącą Kanako.
- Aika! Ci Koreańczycy byli zdrajcami. Chcieli wysadzić japoński pociąg. Gdyby to zrobili, twój wujek nie żyłby już zapewne - upomniała ją matka, "i tak może byłoby lepiej", dodała w myślach.
- Tato, mam nadzieję, że zjawisz się na dzisiejszym bankiecie - powiedziała Mei.
- Jakim bankiecie? - zainteresowała się Dahee i złapała dziewczynę za rękę - unni, ja też chcę iść!
- Jesteście jeszcze za młode - skomentowała Kanako, mając na myśli Dahee i jednocześnie swoją córkę Aikę - poza tym nie zapominajcie, że idziecie jutro do szkoły. A więc wracamy do domu.
- I ty też Mei nie wracaj zbyt późno - dodała Hikari.
- Dyrektor filharmonii po każdym moim występie wyprawia przyjęcie, zaprasza organizatorów i różne znamienite osobistości - tłumaczyła ojcu Mei i dopowiedziała szeptem - myślę, że mu się spodobałam.
- Doprawdy? To chyba nie najgorsza partia...
- Tato! Dyrektor Daishi jest stary i brzydki!
W tym momencie, gdy Ryu szukał wzrokiem owego mężczyzny, a Hikari, Kanako, Aika i Dahee opuszczały bufet, by udać się do domu, do Mei podszedł ten chłopak o niechlujnej fryzurze.
- Jestem pani wielkim wielbicielem. Gratuluję występu - oznajmił.
Uznała, że jego japoński brzmi dziwnie, lecz gdy pocałował ją w rękę, zupełnie o tym zapomniała.
- Chciałabym poznać nazwisko mojego wielbiciela - powiedziała.
- Pozna je pani, jeżeli mnie pani zaprosi na przyjęcie.
- Kto poinformował pana o przyjęciu?
- Kilku japońskich dygnitarzy  w pierwszym rzędzie zawzięcie o tym dyskutowało.
- Mei, kim jest ten Koreańczyk? - zainteresował się niespodziewanie jej ojciec.
- Mam nadzieję, że później pozwoli się pani poprosić do tańca - rzucił chłopak i odszedł, ignorując Ryu, a Mei pomyślała, że zachował się bardzo arogancko i poczuła, jak palą ją policzki.
Zwróciła się do stojącego obok pana Daishi:
- Chcę zaprosić tego mężczyznę na przyjęcie.
- Ma koreańskie pochodzenie - uświadomił ją dyrektor.
- To mi nie przeszkadza - uparła się Mei i odpowiedziała uśmiechem na niezadowolone spojrzenie pana Daishi oraz swojego ojca.
                Po chwili goście sączyli szampana w sali bankietowej przy muzyce specjalnie wynajętej orkiestry. Stoły uginały się od najznakomitszych przysmaków, a alkohol rozluźniał atmosferę. Ryu szybko otoczyło towarzystwo japońskich dygnitarzy, Mei pląsała po parkiecie z dyrektorem filharmonii i wypatrywała "swojego wielkiego wielbiciela". Rozmawiał z jednym z oficerów policji, w zadziwiająco dużych ilościach dolewając mu alkoholu. Sam ledwie moczył usta w kieliszku. W pewnym momencie wstał i poprosił do tańca jakąś dziewczynę. Mei wiedziała od nieobecnej na bankiecie Ueno Megumi, że to Koreanka Ahn Nayoon, rozwijająca swoją karierę w Tokio. Co dziś robiła w Keijo? Przyszła wzbudzić we mnie zazdrość, dając się podrywać chłopakowi, który powinien podrywać mnie?, zastanawiała się Mei. Skończył się jeden utwór grany przez orkiestrę i zaczął się kolejny, spokojny i nostalgiczny. Wtedy chłopak zagadnął pana Daishi:
- Wymiana partnerek?
Zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć, Mei otoczyła ramionami szyję chłopaka, ten objął ją w talii.
- Nie chciał mi pan zdradzić swojego nazwiska ze względu na pana koreańskie pochodzenie? - spytała, unikając spoglądania mu w twarz, to za bardzo ją onieśmielało.
Nigdy jeszcze nie drżała tak w ramionach mężczyzny.
- Nie. Udawałem tajemniczego. Kobiety podobno uwielbiają ten typ. A pani? Jaki typ mężczyzn pani preferuje?
- Nie za wcześnie na tego typu pytania?
- Czy... gdybyśmy byli trochę bliżej... odpowiedziałaby pani?
- Tak, myślę, że tak.
Chłopak przyciągnął ją do siebie gwałtownym gestem. Stykali się ciałami i ustami też by się dotknęli, gdyby Mei nie miała ich na wysokości jego szyi. Kiedy chciała zapytać, co on najlepszego wyprawia, poczuła, że emocje odbierają jej głos.
- Jesteśmy wystarczająco blisko? - zapytał szeptem - nazywam się Lee Jonghyun, miło mi ciebie poznać Mei. Więc... jacy mężczyźni ci się podobają?
Nie zdążyła odpowiedzieć. Ktoś odciągnął ją od chłopaka. To był jej ojciec.
- Co ty robisz, Mei? Wszyscy patrzą, jak obściskujesz się z tym Koreańczykiem! Natychmiast wracasz do domu!
- Uspokój się, tato, jestem dorosła. I nigdzie nie wracam.
- Dobrze. Poproszę pana Daishi, żeby miał ma ciebie oko. Ja jestem zmęczony, wracam do hotelu.
- Już?
- Przyjechałem tu prosto z dworca. Powinienem się wykąpać i wyspać po podróży.
- Rozumiem. Zobaczymy się jutro?
- Odwiedź mnie, jak już sama się wyśpisz.
- Oczywiście!
Zaledwie pożegnała się z ojcem, narzucił jej swoje towarzystwo pan Daishi. Szybko zbyła go, oznajmiając, że zgłodniała. Gdy siedziała przy stole, konsumując, otoczyli ją: z jednej strony dyrektor filharmonii, z drugiej Jonghyun. Ten pierwszy nieustannie wypominał Koreańczykowi jego pochodzenie.
- Skoro Lee Jonghyun jest tutaj dzisiaj, nie może należeć do zdrajców, co podkładają bomby w japońskich pociągach, zapewne wychwala Imperium i Cesarza - skomentowała Mei, popijając małymi łyczkami szampana i zajadając przystawki.
- Naturalnie - oświadczył Jonghyun, dolewając im wszystkim alkoholu i nadal tylko mocząc w kieliszku usta - wierzę w Imperium i w Cesarza. Skończyłem medycynę na uniwersytecie tokijskim, jestem stażystą w japońskim szpitalu. Pan chyba o tym wie, leczyłem pana, dyrektorze Daishi.
- Pana Lee nie byłoby tutaj dzisiaj, gdybyś go nie zaprosiła, moja droga Mei - oznajmił ten jedynie.
Jonghyun przeprosił na moment i zniknął w toalecie. Gdy wrócił, wcisnął Mei w rękę małą karteczkę. Sama zamknęła się w łazience, by ją odczytać. "Jeżeli chcesz dowiedzieć się o mnie więcej, wyrwijmy się stąd. Ja wyjdę pierwszy, ty zrób to po pół godzinie. Spotkajmy się na mostku za filharmonią". Mei spojrzała w lustro. Oczy jej błyszczały, policzki mimo makijażu były zarumienione. Odczekała, aż nieco ochłonie i usiadła z powrotem przy stole.
- Niestety, muszę iść. Już późno, a jutro z rana obowiązki wzywają. Życzę przyjemnej zabawy - Jonghyun wstał, znów pocałował Mei w rękę i uścisnął dłoń pana Daishi.
Ukłonił się i wyszedł. Mei zatańczyła jeszcze kilka utworów z dyrektorem filharmonii. Nigdzie nie idę, nigdzie nie idę z Jonghyunem, to nieodpowiedzialne!, powtarzała sobie. Minęło dwadzieścia minut, trzydzieści, czterdzieści... Mei wreszcie pożegnała pana Daishi i kilku innych gości.
- Odwiozę cię do domu - zaproponował dyrektor.
- Dziękuję. Wezmę rikszę - odpowiedziała.
Opuściła budynek filharmonii i, przeklinając samą siebie, pognała w kierunku mostku. Była spóźniona.


***

                Kim Yejin zgodziła się, by jej córka Dahee nocowała u Aiki i, by stamtąd poszła następnego dnia do szkoły, koreańskiej, nie tak, jak jej przyjaciółka, imperialnej. 
Dziewczyny późno się położyły, a w łóżku długo jeszcze rozmawiały. Na krześle obok wisiały ich sukienki. Dahee była w filharmonii w sukience Mei. Sama nie posiadała odpowiedniej, a w ubrania niższej, drobniejszej Aiki nie wchodziła. Zaznała dziś wiele luksusów. Była zachwycona wystrojem filharmonii, występem Mei i perspektywą spędzenia nocy w domu pięknym jak pałac. Byłaby w pełni szczęśliwa, gdyby jeszcze mogła bawić się na bankiecie.
- Też chciałabym tak żyć, jak twoja kuzynka - przyznała, odwrócona twarzą do pogrążonej w myślach Aiki.
- Yhm.
- A ty?
- Yhm. Tak. Jak tylko skończymy osiemnaście lat, pójdziemy na prawdziwy bal.
- Obiecujesz?
- Obiecuję!
Dahee rozejrzała się po pokoju Aiki. Choć było ciemno widziała zarys drogich, stylowych mebli, obrazy na ścianach, toaletkę z ogromnym lustrem, zwisające, podwieszane na ścianach paprotki. Sama miała w domu tylko dwa pokoje i kuchnię, a cała jej rodzina (rodzice, ona i młodsze rodzeństwo) spała na rozkładanych na podłodze materacach. Nie wspominając już, że Aika posiadała własną łazienkę, a Dahee wspólny z sąsiadami wychodek w podwórzu.
- Twój pokój jest najwspanialszy na świecie - zdecydowała i nie doczekała się reakcji przyjaciółki.
Choć Aika patrzyła na nią, zdawała się jej w ogóle nie zauważać. Dahee zapytała, czemu jest taka rozkojarzona.
- Ja... - Aika westchnęła - poznałam kogoś.
Dahee pochyliła się nad przyjaciółką, oparta na łokciu i spytała z przejęciem:
- Chłopaka?
- Tak... w sumie to tak, chłopaka. Ale nie w tym sensie...
Aika opowiedziała jej jak dwa dni temu wybrała się na tory i uratowała niedoszłego samobójcę.
- Wow, myślałam, że  tego typu historie zdarzają się tylko w książkach - podsumowała Dahee - koniecznie musisz go jeszcze spotkać! Powinien ci chociaż podziękować.
- Podziękować? Wyglądał, jakby chciał mnie rozszarpać! I nie wiem, czy w ogóle jeszcze żyje... - Aika zamilkła.
Ostatecznie ustaliły, że jutro po szkole pojadą na nasyp, choć nie liczyły na to, że znów spotkają chłopaka. Wreszcie, wykończone tym emocjonującym dniem, zapadły w sen. 
                Świtało, gdy Aikę obudziły podniesione głosy. Miała wrażenie, że słyszy mężczyznę. A przecież w tym domu były tylko kobiety! Spojrzała na Dahee. Spała, obojętna na wszystko. Aika sprawdziła godzinę, dochodziła szósta. Wyskoczyła z łóżka i pozwoliła, by głosy zaprowadziły ją do salonu. Kanako krążyła po pokoju, Hikari siedziała przy stole i płakała, przy piecu stał Ryu z powagą wypisaną na twarzy. Zaraz, czy nie zatrzymał się w hotelu? Więc czego tu szukał tak wcześnie? Jakby czytając w jej myślach, wyjaśnił:
- Jak tylko twoja ciotka po mnie zadzwoniła, zaraz tu przybiegłem... Mei nie wróciła do domu.

OD AUTORKI:

Oto i pierwszy rozdział! Szybko napisany, bo akurat wyjątkowo miałam czas:)

 Ale nie przyzwyczajacie się, zwykle go nie mam xD

I jak się podoba? Kogo polubiliście, a kogo nie? Czy jeszcze za wcześnie, by to stwierdzić? Domyśliliście się, kogo uratowała Aika? Pomysły co się dzieje z Mei?

19/10/2016

school of hard knocks (rozdział 21)

SO MANY DRAMA, DRAMA, DRAMA!

Shim Hyunseong (Boyfriend)

                Siedzieliśmy w sali, czekając aż Joonwon skończy omawiać zaplanowaną na dziś konkurencję. Mieliśmy dzień na nagranie parodii jednej ze znanych dram, a do dyspozycji najprawdziwszą ekipę filmową. Liderzy zespołów podeszli do prowadzącego losować tytuły parodiowanych produkcji. Nie mogłem się na niczym skupić. Cały czas myślałem o wczorajszym spotkaniu z Sohyun. Nadal nie dała mi odpowiedzi, czy chce, żebyśmy się umawiali. Powiedziała, że potrzebuje więcej czasu, bo nie może umawiać się z kimś, do kogo póki co nic nie czuje. Cios prosto w serce! Przepraszała, że mnie rozczarowała i sprawiła mi przykrość. Odpowiedziałem, że skoro to nie odmowa, dam jej tyle czasu, ile tylko zechce. Potem byliśmy w kinie i na spacerze. Wypytywała o chłopaków i znowu odniosłem wrażenie, że zwłaszcza interesuje ją Jeongmin.
Jeszcze później cmoknęła mnie w policzek na pożegnanie. 
Rozległ się głos Donhyuna, przerywając moje rozmyślania:
- Boys over flowers!
Aż się przeżegnałem. Ciekawe kto wcieli się w role legendarnego Lee Minho! B2ST za to wylosowali "Ojakgyo brothers". Dość stara drama, gdzie tak poza tym zagrał nasz szanowny prowadzący Moon Joonwon, wydawała się mniejszym wyzwaniem niż kultowe "Boys over flowers". Wszyscy przyznaliśmy, że trochę zazdrościmy rywalom. Po skończeniu nagrywania dramy mają trafić na youtube i zostać ocenione w najbliższym konkursowym odcinku zgodnie z wyświetleniami i łapkami w górę. Zabraliśmy się za kręcenie. Rozpoczęliśmy od podziału ról w czym doradzała nam menadżerka i ludzie z ekipy filmowej. Jako Junpyo (legendarnego Lee Minho) obsadziliśmy Minwoo, pozostali członkowie klubu F4 to: Donghyun jako Jihu, ja jako Leejeong, Jeongmin jako Woobin. W główną bohaterkę Jandi wcielił się Kwangmin, a w jej kumpelę Gaeul Youngmin. Obaj nie byli zbyt szczęśliwi, że mają grać dziewczyny, lecz chcąc nie chcąc musieli się z tym pogodzić. Zapoznaliśmy się z krótkim scenariuszem, zawierającym kilka najważniejszych scen, grono stylistów ucharakteryzowało nas na odpowiednie postaci i wzięliśmy się za nagrywanie. Wieczorem 20minutowa parodia "Boys over flowers" była gotowa. Czekała jeszcze tylko na zmontowanie. Większość działa się teoretycznie w szkole, gdzie wykorzystaliśmy trenerów jako statystów, część w domach (domem Junpyo został nasz dorm, a Stephie użyczyła swojego pokoju na potrzebę mieszkania Jandi i sama odegrała rolę jej matki). Nagrywaliśmy też słynną scenę przy basenie, kiedy Junpyo po wypadku nie rozpoznawał Jandi, a ona udawała, że tonie, by mu przypomnieć, jak już raz ją uratował. Po wszystkim uczciliśmy sukces przy kolacji - oczywiście wodą mineralną. Chcieliśmy już zobaczyć efekty dzisiejszej pracy i nie rozmawialiśmy o niczym innym, wracając do dormu. Korzystając z tego, że pozostali pochłonięci byli wspominkami najzabawniejszych momentów, poszedłem się wykąpać pierwszy. Nieważne, że ustaliliśmy wcześniej kolejkę. Ledwie poczułem na sobie orzeźwiające strumienie letniej wody, rozległ się dźwięk naciskanej klamki. Tak, mogłem to przewidzieć. Czemu nie przekręciłem haczyka w drzwiach!?
- Spadówa, nie moja sprawa, że nie pilnujesz kolejki - wygarnąłem intruzowi i zakręciłem wodę, żeby go lepiej słyszeć.
- Ej, to ja, Jeongmin - odpowiedział szeptem.
- Ty, czy nie ty, nic cię nie usprawiedliwia, zboczeńcu.
- Zaraz "zboczeńcu"... Przyszedłem cię tylko wypytać o Sohyun. Jak się udała randka?
Przycisnął plecy do kabiny prysznicowej, czekając na relację. Wychyliłem głowę ze znaczącym uśmiechem.
- Hehe.
- Hyung, gadasz, czy nie?
Zastanawiałem się, co ja mam mu powiedzieć. Że Sohyun cały czas wypytuje o niego? Że nic do mnie nie czuje? Może to zazdrość, a może moja urażona duma spowodowała, że skłamałem.
- No cóż, jesteśmy parą - odpowiedziałem.
- Wow, hyung! Gratuluję! - zawołał Jeongmin i odwrócił się w moim kierunku.
Wtedy wtargnęła pozostała czwórka. Ja i Jeongmin szybko odskoczyliśmy od siebie. On był chociaż ubrany... A ja tak, jak mnie Pan Bóg stworzył.
- Co to za gejostwo? - zapytał Minwoo - wspólny prysznic? Może dołączymy, byłoby szybciej.
Kazałem im wszystkim spadać.


Yoon Doojoon (B2ST)

                Byłem dziś jakiś rozkojarzony. Podczas nagrywania dramy wszyscy cały czas musieli mnie upominać, a przez to powtarzanie na okrągło "Doojoon, Doojoon" głupek Junhyung ułożył piosenkę o identycznym tytule. Do sparodiowania przypadła nam drama "Ojakgyo brothers". Oglądałem to dawno temu i nie wszystko pamiętałem. Na szczęście ludzie z ekipy filmowej oprócz tego, że zaopatrzyli nas w coś w rodzaju scenariusza, zapoznali też z ogólną fabułą. Podzieliliśmy role. Okazało się, że główny reżyser wcześniej wszystko zaplanował i tak ja dowiedziałem się, że mam grać najstarszego brata, Hyunseung wystąpi jako Taebeom, Dongwoon jako Taehui (postać grana przez Joonwona), Junhyung jako Taepil. Yoseob wcieli się w UEE, czyli filmową Baek Jaeun, za to Gikwang w reporterkę Cha Sooyoung. Zaprotestował stanowczo, kiedy przypomniał sobie, że grana przez niego postać była przecież w ciąży. Chciał oddać tę rolę na Yoseobowi, co ostatecznie się nie powiodło. Przy kręceniu oczywiście więcej się wygłupialiśmy niż pracowaliśmy. Taehee cały czas krążyła dookoła i to mnie rozpraszało. Zwłaszcza, że wspólnie z Tablo zagrała z nami kilka scenek w roli rodziców czterech braci. A Hyuna zgodziła się wystąpić jako wybuchowa i pretensjonalna matka Cha Sooyoung. Wszyscy żartowaliśmy sobie, że ta postać idealnie przypasowała jej charakterowi. Jedynie Junhyung się o tym nie wypowiadał. Wolał dręczyć mnie.
- Doojoon, Doojoon! - nabijał się, gdy po wielu długich, ciężkich godzinach pracy i po kolacji poszliśmy wreszcie do dormu. Yoseob zajął łazienkę, kąpał się, śpiewając miłosne ballady. Gikwang położył się z telefonem i odczytywał oraz konsekwentnie ignorował kolejne wiadomości od Hyekwanga. Brat próbował mu wytłumaczyć, że między nim, a Hyerim nigdy niczego nie było. Gikwang niestety mu nie wierzył. My radziliśmy, by jeszcze raz spokojnie z nimi pogadał. Hyerim za to się nie odzywała. Nic dziwnego, skoro ją rzucił. Gikwang też nie chciał napisać pierwszy. Skoro ją rzucił, czemu miałby to robić? Zamknięte koło. Dongwoon oglądał film w telewizji. Jang Prince zachwycał się zdolnościami aktorskimi Hyuny.
- Zagrała naprawdę przekonująco. Krzyczała, jakby miała w sobie jakąś taką... rozpacz. Może powinienem ją pocieszyć?
- Nikt ci nie zabrania - rzucił sucho Junhyung.
- Nie? To nie tak, że wy coś kręcicie? Wszyscy o tym gadają... - przyznał Jang.
Junhyung wyjaśnił z uśmiechem:
- Nie. To Hyuna rozpowiada te plotki. Jeżeli chcesz wiedzieć czemu idź ją zapytaj. I jestem pewien, że skorzysta z twojego pocieszenia.
- Hyuna pojechała do domu. Widziałem jak odjeżdżała - dodałem.
- Yhmm... do domu? - powtórzył Junhyung - może znalazła sobie innego pocieszyciela.
- Zagadam ją na zajęciach - postanowił Jang - co jeśli jest taka smutna, bo ma jakiś kłopot? Ja jej chętnie pomogę.
- Zapewne - stwierdził Junhyung.
Udawał obojętnego. Ale ja zauważyłem jak ze zdenerwowania zaciska pięść na kołdrze.
- Ej Jun, może się przejdziemy? - zaproponowałem.
- Nie chce mi się nigdzie iść - oznajmił.
- Junhyuuung - powtarzałem, siadając obok i dźgając go palcami w brzuch, lekko, bo przecież był dopiero co pobity.
- Idź sobie sam, Doojoon, Doojoon. Ja jestem zmęczony.
- Świeże powietrze jest najlepsze na zmęczenie!
- Ja pierdolę - wstał i zaczął się za czymś rozglądać.
- A ty co? - zapytałem.
- Jak to "co"? Szykuję się na twój pieprzony spacerek.
Po chwili siedzieliśmy na trybunach pogrążonego w mroku boiska sportowego.
- Chcę pogadać, tak face to face - powiedziałem.
- Wiem, domyśliłem się. Ale ja nie mam ochoty gadać o Hyunie - przyznał Junhyung, a przy okazji zaczął obracać na nadgarstku swoją bransoletkę.
- Ok, wporzo, nie to nie. Ale... jakby coś to wal, myślę, że mogę cię najlepiej zrozumieć...
- Ty?
- Nie widzisz, że mam podobny problem?
- Czyli? Nie gadaj do mnie zagadkami.
- Ty się bujasz w trenerce. Ja w menadżerce. Heh.
Jakoś łatwo przyszło mi powiedzenie tego Jokerowi. I nie żałowałem, że to mu wreszcie postanowiłem się wygadać.
- Co? - powtórzył z wyjątkową powagą.
- Głuchy jesteś? Kocham Taehee. A ona kocha Joonwona.
Moon Joonwona?!
- Ups, to sekret...
- Spoko, nie jestem Yoseobem, nie rozgadam.
- Dzięki.
- Taehee jest od ciebie kilkanaście lat starsza.
- I co... jest taka przyjazna i urocza.
- Ale cię wzięło, Doojoon Doojoon.
- Śmiejesz się. I skończ z tym "Doojoonem"!
- Nie no, zdziwko trochę, nie spodziewałem się tego po liderze - nadal się nabijał i nie wiedziałem czemu mnie to rozbawiło.
Obaj wybuchnęliśmy śmiechem.
Potem Junhyung wyznał, że pokłócił się z Hyuną.
- To wyjaśnia czemu chodzisz taki podkurwiony - stwierdziłem.
- Przyszła do mnie do domu, jak się dowiedziała o tym pobiciu i... nie, tak się nie da - uznał i opowiedział mi całą ich szokującą historię.
- Byłem pewien, że te wszystkie plotki o was to tylko żarty. W życiu bym nie podejrzewał, że naprawdę ją przeleciałeś.
- Hyung, co mam robić? - spytał niepewnie Joker - ok, przesadziłem z tym seksem, przepraszałem ją za to tysiąc razy i wydawało mi się, że już jest ok. Co więcej, sama zaproponowała powtórkę z rozrywki. Ucieszyłem się, no wiadomo... Wykręciła się naszą przegraną z Boyfriend. Wtedy mnie pobili. Nie powiedziałem jej o tym, bo to by wyglądało, jakbym ją brał na litość. Stwierdziłem, że nie sposób, żeby i tak się nie dowiedziała. Obraziła się, że dowiedziała się nie ode mnie. I zarzuciła mi, że jestem jak wszyscy kolesie i chcę tylko jednego. Kiedy sama rozpowiada plotki, czego to my rzekomo nie wyprawiamy... Hyung, mam totalny mindfuck.
- Eh. Ja myślę, że Hyuna chce usłyszeć, jaka jest dla ciebie ważna. Liczy na twoją szczerość. Skoro czuje się ogólnie wykorzystywana przez kolesi, potrzebuje dowodów, że ty możesz jej dać coś więcej. Pogadajcie.
- Ale... - Junhyung zawahał się chwilę - nie jestem pewien, czy ona chce, żebym jej to dał.
- Musisz zrobić pierwszy krok. A Hyuna jasno dała ci odczuć swoim oskarżeniem, że kompletnie się w tobie zabujała i chce twojego wyznania.
- Yhm. A co z Taehee?
- W sensie?
- Zabujała się w Joonwonie, który w ogóle tak podobno ma dziewczynę. To jest waszym problemem?
- Taehee była związana z Joonwonem kilka lat temu. A potem przez pewne... nieporozumienie się rozstali. Niestety "stara miłość nie rdzewieje". I jeszcze większym problemem jest to, że z Taehee łączy mnie jedynie relacja zespół - menadżer, o czym sama wiecznie mi przypomina.
- To nie wygląda dobrze.
- Cóż.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- I co? - spytał wreszcie Junhyung - poddasz się, Doojoon, Doojoon?
- Coś ty - odpowiedziałem - ja nigdy się nie poddaję.


Jung Jihoon (Rain)

                Po czwartkowych zajęciach z B2ST czekała mnie niespodzianka w postaci Youngmina i Kwangmina.
- Jest taka sprawa... - zaczął jakoś bez przekonania ten pierwszy.
Kwangmin natychmiast dodał:
- Moglibyśmy pójść w spokojniejsze miejsce?
Aluzja była jasna: lepiej, żeby nasza rozmowa nie zarejestrowała się w kamerze. Wiedziałem, że bliźniacy mają czasami zupełnie odjechane pomysły, więc zaproponowałem, żebyśmy poszli do mojego pokoju. Po drodze nic nie mówili i ja też ich nie zagadywałem. Po chwili pożałowałem, że przyprowadziłem chłopaków do siebie. Rzadko przebywałem w swoim pokoju w dormie trenerów i przeważnie zostawiałem bałagan. Poczułem się niezręcznie, zapraszając Youngmina i Kwangmina w stos mojej brudnej bielizny, butelek po piwie i innych dziwnych rzeczy. Ale oni zdawali się tego wszystkiego w ogóle nie zauważać. Szturchali się wzajemnie, zrzucając jeden na drugiego  rozpoczęcie rozmowy.
- Cholera, nie mam zamiaru tu siedzieć w nieskończoność - powiedziałem im.
- No tak, pewnie masz ciekawsze plany... - zaczął Kwangmin - hyung, bo mnie interesuje, czy... spotykasz się z kimś? W sensie... masz dziewczynę?
Tego się nie spodziewałem.
- A mnie interesuje, czemu chcesz to wiedzieć... Może was uprzedzę: nie gustuję w chłopakach.
- Co?! Nie! Nie o to nam chodziło. My też nie gustujemy w chłopakach! - oburzył się Youngmin - to znaczy... ja nie gustuję, nie wiem, jak Kwang...
Brat kopnął go w kolano.
- Hyung. Chodziło nam konkretnie o ciebie i naszą menadżerkę, Lee Stephanie - dodał pospiesznie.
- Wiem, kto jest waszym menadżerem. Nie rozumiem tylko, co ja mam z nią wspólnego...
- Tak między nami chłopakami - Youngmin wyszczerzył zęby w uśmiechu - podoba ci się Lee Stephanie?
- A wy co? Zabujaliście się w swojej menadżerce! Obaj?!
Potwierdzili, smutno kiwając głowami.
- I co? Ja mam wam poradzić jak ją wyrwać? Sorry, nie wciągniecie mnie w te gierki - odpowiedziałem.
- Nie... po prostu... - Youngmin znowu nie mógł się wysłowić.
Zaraz Kwangmin przyszedł mu z pomocą.
- Po prostu zapamiętaj, że ona jest nasza! To moje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie!
Po tych słowach pociągnął brata do drzwi i opuścili mój pokój. A ja próbowałem zrozumieć, co tu się, do cholery, wydarzyło?!


Park Jaebeom (Jay Park)

                Był spokojny czwartkowy wieczór, który zamierzałem spędzić z kumplem w jakimś z naszych ulubionych pubów. Był spokojny, dopóki nie napisała do mnie Jaemi i nie pokrzyżowała tego idealnego planu. "Cześć. Spotkamy się? Byłabym wdzięczna, gdybyś znalazł czas i poświęcił mi kilka chwil". Przeczytałem jej wiadomość i... nieźle się zdziwiłem. Myślałem, że Jaemi dawno o mnie zapomniała. A ona wyskakuje z propozycją spotkania! Ciekawość zwyciężyła. Odpowiedziałem, żeby była za godzinę w klubie, w którym się poznaliśmy. Zgodziła się. Dojazd tam zajął mi zaledwie czterdzieści minut, a żeby nie siedzieć tak o suchym pysku, przywołałem barmankę i poprosiłem o piwo. Wypiłem połowę, kiedy zjawiła się Jaemi, jak zwykle ubrana wyzywająco z dziwkarskim makijażem.
- Cześć - powiedziała, siadając obok mnie.
- Cześć, co do picia?
- Piwo.
Po chwili barmanka postawiła na stoliku dwa kufle, jeszcze jeden dla mnie i drugi dla Jaemi. Moja koleżanka podziękowała z uśmiechem. Zapytałem:
- Chciałaś się spotkać tak po prostu, czy jest jakiś ukryty powód?
- Ja... - zawahała się - mogę cię prosić o przysługę?
- Jaką?
- Wiesz, próbowałam swoich sił w modelingu. To moje portfolio, możesz zobaczyć - podała mi album - idę na casting organizowany przez taką... mniej znaną agencję i trochę się tego obawiam. Chcę cię zapytać, czy... możesz mi towarzyszyć?
Tak, dobrze się domyśliłem, że nie napisała bezinteresownie. Przeglądałem jej portfolio, pełne prowokujących zdjęć i pomyślałem, że też obawiałbym się gdziekolwiek z tym pokazać. Skromność zapewne nie należała do cech charakterystycznych Jaemi. Chyba jej reputacja w świecie modelingu też nie była najlepsza. A więc spryciara wymyśliła sobie, że pójdzie z obstawą.
- Mała, jeżeli masz obawy to po prostu tam nie idź - poleciłem jej.
- Oczywiście, wiedziałam, że mi nie pomożesz. Nic cię nie obchodzę. Co innego zaciągnąć mnie do kilka na imprezie...
- Zaciągnąć? - przerwałem jej - sama tam poszłaś, ze swojej woli!
- Ok, nie roztrząsajmy tego. Zapomnij o mojej prośbie - wstała, nie dopijając piwa i chciała odejść.
Złapałem ją za rękę.
- Kiedy ten casting?


Lee Stephanie

                Zapukałam do drzwi pokoju Taemina. Poprosiła mnie o to Hyuna. Powiedziała, że się pokłócili i kazała mi iść jakoś dyskretnie dowiedzieć się, co u niego. Żałowałam, że jej nie odmówiłam. Miałam już dość bycia wykorzystywaną do takich celów: dowiedz się tego, porozmawiaj o tym, zapytaj o tamto. Ale skoro obiecałam, musiałam dotrzymać słowa. Taemin nie otworzył drzwi i nie zawołał "proszę", zupełnie, jakby go nie było w pokoju. A przecież był! Widziałam z dworu zapalone światło. Zapukałam jeszcze raz. I nic. Pomyślałam, że może coś mu się stało... bez zastanowienia otworzyłam drzwi i zamarłam. Zastałam Taemina siedzącego na podłodze, obejmującego ramionami kolana. Płakał. Jak tylko mnie zobaczył, wstał i wykrzyczał mi prosto w twarz:
- Kto ci pozwolił wejść do mojego pokoju?! Mam ci wytłumaczyć pojęcie "prywatność"?! Skoro nie powiedziałem "wejdź", kto pozwolił ci wchodzić?!
Stałam z kamienną miną, zaskoczona jego wybuchem.
- Wow. Tego się nie spodziewałam...
- A co? Czy ja muszę wiecznie być tym dobrym i uśmiechniętym?! Czy ja nie mam prawa sobie popłakać i się zdenerwować?!
- Ale... oczywiście, masz... Uspokój się, Taemin.
Wytarł łzy w rękaw bluzki i opadł zrezygnowany na łóżko.
- Przepraszam.
- Nic nie szkodzi. Powiesz mi, co się stało?
Usiadłam na wprost niego na podłodze, tak było wygodnie.
- Nie wiem. Czuję się okropnie... To... z powodu Jiyeon. Doniosłem na nią. Po wszystkim nie mogłem spojrzeć jej w twarz, żeby powiedzieć choćby głupie "przepraszam" - spuścił wzrok.
- Hey, Taemin-ssi, nie masz za co  jej przepraszać. Postąpiłeś słusznie. Nie doniosłeś na nią, tylko zawiadomiłeś nas o przestępstwie. Każdy zachowałby się tak na twoim miejscu. Tego wymagała sytuacja - próbowałam jakoś mu to wytłumaczyć.
Nie rozumiałam, czemu tak przejmuje się Jiyeon. To ona wszystkich oszukiwała i ona powinna przepraszać, nie Taemin. Poza tym dzięki MC Mong'owi nie trafiła w ręce policji, a jedynymi konsekwencjami jej oszustw było odejście z programu i konieczność zapłacenia odszkodowania.
- Nie rozumiesz - zarzucił mi Taemin i istotnie przyznałam, że go nie rozumiem - Jiyeon liczyła, że jej pomogę. Chyba... mnie polubiła. Ufała mi.
- Taemin-ssi... czy ty czasami... też za bardzo jej nie polubiłeś?
- Co?! Do niedawna byłem pewien, że to chłopak! A ja nie gustuję w chłopakach! Jeden gej w Shinee wystarczy...
- Och dobra, dobra, nic nie sugeruję...
- Ja i Jiyeon... zwierzyliśmy się sobie ze swoich problemów.
Opowiedziałem jej o mojej nieszczęśliwej przygodzie miłosnej, a ona mi o kimś, w kim się kocha i kto... ma ją za kogoś innego... o Boże! - Taemin podniósł na mnie przerażone spojrzenie.
- Co? - zapytałam.
- Mam nadzieję... no... że nie mówiła o mnie... Przecież wszyscy mieli ją za kogoś innego, nie? Mogło jej chodzić o kogokolwiek. Niby czemu miałaby zakochać się w kimś z programu, prawda?
Chcąc załagodzić wzburzenie Taemina, mogłam poradzić mu jedynie:
- Powinieneś porozmawiać z Jiyeon, powiedzieć jej to wszystko, co powiedziałeś mi. Poczujesz się lepiej i dowiesz się, kogo miała na myśli, zwierzając ci się z problemów miłosnych.
Pokiwał głową, jakby był małym dzieckiem, które upomniała mama.
- Dzięki.
- I gdyby coś, możesz przyjść do mnie, pogadać, zamiast płakać w samotności.
Poklepałam go po udzie i wstałam.
- Ok, zapamiętam.
- A... tak w ogóle słyszałam o twojej kłótni z Hyuną. O co poszło? - postanowiłam jeszcze go zagadnąć, bo ona sama nie chciała mi nic powiedzieć.
- Hyuna to moja nieszczęśliwa przygoda miłosna. O nic więcej nie pytaj - poprpsił Taemin z rezygnacją.
Ups. Odpowiedziałam skinieniem głowy i ewakuowałam się. Poszłam do restauracji, bo uświadomiłam sobie, że od dawna nic nie jadłam i zastałam tam Rain'a. Jak tylko złożyłam zamówienie na sałatkę z krewetkami, pomachał, żebym się dosiadła. Rozpromieniona zajęłam miejsce przy jego stoliku.
- Co tam, oppa? Zmęczony po ciężkim dniu? - zapytałam z uśmiechem i przysunęłam się trochę bliżej, tak, że stykaliśmy się nogami.
- Yhm - odpowiedział jakby od niechcenia - Stephie... doszły do mnie pewne plotki...
- Plotki?
- Odpowiedz mi szczerze - poprosił - czy ty... lubisz mnie, jako mężczyznę?
- Naprawdę chcesz poznać odpowiedź? - zapytałam i, nie czekając na potwierdzenie, pocałowałam go namiętnie.