04/05/2022

blue lagoon (rozdział 74)

    Sarang nastawia muzykę, a potem staje pośrodku sali i zaczyna pokazywać dzieciom taneczne ruchy, które one powtarzają po niej z zaangażowaniem. Szczególnie jeden chłopiec wkłada w to zadanie dużo energii. Ma na imię Jinsu i niedługo skończy siedem lat. Czyli tyle, ile miała Sarang, kiedy została adoptowana przez Hayi i Jiyonga. Ale Jinsu nikt nie chce adoptować, więc pewnie spędzi kolejny rok w domu dziecka, i następny, i jeszcze następny... Sarang zna jego historię bardzo pobieżnie. Wie, że Jinsu pochodzi z domu, w którym była patologia, pijaństwo i w którym zdecydowanie brakowało miłości. Ale co konkretnie przeżył ten chłopiec? Mógłby jej opowiedzieć. Gdyby tylko mówił. Bo Jinsu nie mówi, nie mówi od dnia, kiedy wezwana przez sąsiadów policja wtargnęła do jego rodzinnego domu, przerywając alkoholową libację, rodziców zabrała ze sobą, a on trafił tu - do domu dziecka. Czasami jedynie rysuje. Postaci. Nie mroczne, smutne czy skrzywdzone. Uśmiechnięte. "Kto to jest?" pyta go Sarang, a on pisze obok "moi wymyśleni przyjaciele". Od niedawna rysuje też Sarang, a przy niej najczęściej kwiaty, słońce i tęczę. W domu dziecka jest dużo dzieci o podobnych historiach, lecz Sarang nie chce poznawać tych opowieści. Łamią jej serce. Sarang chce wiedzieć o podopiecznych tyle, ile sami jej opowiedzą. Dziś powtarza z nimi całą choreografię, której postanowiła ich nauczyć, korzystając z filmiku dostępnego na Youtubie. Długo go wybierała. Gdy inne nastolatki spotykały się z koleżankami, z chłopakami, snuły się po galeriach, piętnastoletnia Sarang siedziała w swoim pokoju, przygotowując ciekawe zajęcia dla dzieci z domu dziecka, w którym działała jako wolontariuszka. Nie dostawała za to pieniędzy, lecz radość na twarzach maluchów była dla dziewczyny wystarczającą zapłatą. 

  - Do przyszłego tygodnia! - woła, żegnając się z nimi tego popołudnia. 

Trzy dziewczynki przytulają się do niej. A potem podchodzi Jinsu i wręcza jej rysunek. Przedstawia on ją samą, spacerującą nadmorskim deptakiem. Sarang dziękuje, w myślach znajdując już miejsce w swoim pokoju, gdzie go powiesi. Cała ściana nad jej łóżkiem jest już pokryta rysunkami Jinsu. Hayi i Jiyong żartują, że ma adoratora. Dziś poskarży się na nich babci Jaein. Umówiła się z nią - mama (a w zasadzie ciotka) Jiyonga obiecała czekać przed domem dziecka i rzeczywiście tam jest. Jak zwykle elegancka, wytworna, wyglądająca na o wiele mniej lat niż w rzeczywistości ma, wciąż nosi w sobie słońce Los Angeles, gdzie mieszkała, zajmując się prowadzeniem hotelu.

  - Cześć, skarbeczek! - woła, przytulając dziewczynę, która już zdążyła przewyższyć ją wzrostem. Mimo to i tak wciąż nazywa Sarang "skarbeczkiem".

  - Cześć, babciu! Co robimy? Idziemy na lody? Ja mam ochotę na owocowe, a ty?

 - Cudowny pomysł - przyznaje jej rację Jaein, lecz nie wypowiada się w kwestii swoich smakowych preferencji. Jest dziwnie nieobecna, wycofana, rozkojarzona... ma mętne spojrzenie.

Sarang chwyta ją pod rękę i ruszają w kierunku zlokalizowanych nieopodal budek z lodami. Jaein nie odzywa się wiele, jak gdyby coś ją trapiło, oddycha ciężko. Sarang postanawia, że gdy tylko kupią lody, wypyta babcię, co się dzieje i jak może jej pomóc. Ale nie zdążają  dotrzeć do celu, kiedy ta po prostu bezwładnie osuwa się na ziemię i pewnie skutki tego upadku byłyby o wiele gorsze, gdyby nie podtrzymująca ją przyszywana wnuczka.

  - Boże, babciu, babciu! - powtarza z przerażeniem Sarang, tworząc w głowie najczarniejsze scenariusze.

Czy wszystkie dzieci, które przeżyły śmierć rodzica, boją się obsesyjnie, że stracą też innych bliskich? Sarang zdecydowanie tak ma. Nieustannie drży ze strachu o Hayi, Jiyonga, Yongiego, choć usiłuje im tego nie okazywać i ich nie martwić.

  - Już... dobrze... - powtarza oszołomiona Jaein, która natychmiast odzyskuje świadomość i choć jest jeszcze bardzo słaba, próbuje się podnieść. - Wody... 

  - Nie wstawaj, babciu. - Sarang zaprowadza Jaein na najbliższą ławkę. - Przyniosę ci coś do picia. Nie ruszaj się stąd. 

Czy może ją tu zostawić? Czy lepiej poprosić kogoś, żeby jej przypilnował? Ale kogo, skoro każdy spieszy się do swoich spraw? I wtedy pojawia się ona.

  - Hej, przepraszam, mogę w czymś pomóc? - pyta.

Ma taki przyjemny głos, pewny, choć nie szorstki. Ubrana jest w jeansy z modnymi rozcięciami, sportową bluzę i adidasy. Włosy pofarbowała na fioletowo, a jej twarz zdobi kilka kolczyków. Ile może mieć lat? Sarang przygląda się jej niepewnie.

  - Moja babcia zasłabła...

  - Och, już mi lepiej! - wtrąca natychmiast Jaein i rzeczywiście powoli dochodzi do siebie.

  - Muszę kupić jej coś do picia... - kontynuuje Sarang.

  - Ty zostań z babcią i zadzwoń po karetkę, ja pójdę kupić wodę.

  - O nie, żadnej karetki, żadnej karetki! - protestuje Jaein i ma w sobie zaskakująco dużo energii, zważywszy na fakt, że ledwie co zasłabła. 

Sarang odpowiada dziewczynie skinieniem głowy i patrzy, jak ta już pędzi w kierunku sklepu. Zastanawia się, czy skądś jej nie kojarzy. Odnosi wrażenie, że gdzieś ją wcześniej widziała. Ale potem skupia się na babci i bezskutecznych próbach przekonania jej, by mimo wszystko zadzwoniły po karetkę. Uczynna nieznajoma wraca bardzo szybko i przekazuje Jaein butelkę wody, w dodatku nie chce za nią pieniędzy. 

  - Jestem Hyena - przestawia się, wyciągając rękę do Sarang. - Nowa wolontariuszka w domu dziecka. Chyba też tam pomagasz, prawda?

***

    Sarang w milczeniu wchodzi do domu. Kiedyś wolała "cześć!" już od progu, a potem wpadała w objęcia Hayi czy Jiyonga i opowiadała im, jak jej minął dzień. Od kilku lat tego nie robi, po prostu uważa, że jakoś nie wypada. W końcu jest już nastolatką, nie małą dziewczynką. W środku gra telewizor, leci akurat popularna drama, lecz przed ekranem odbiornika nikt nie siedzi. Głosy prowadzą Sarang go kuchni. Nie chce wystraszyć rozmawiających, zamierza po prostu przyjść, przywitać się z nimi, opowiedzieć o zasłabnięciu babci i nieocenionej pomocy Hyeny. Jest nadal w korytarzu, gdy uświadamia sobie, że trafiła w sam środek rozmowy, której nie powinna słyszeć. Nie zwykła podsłuchiwać Hayi i Jiyonga, lecz w tym momencie przystaje przyczajona przy drzwiach do kuchni i nieruchomieje.

  - Nie wiem sama, to aż trzy miesiące... - mówi Hayi z westchnieniem.

  - Jeśli o mnie chodzi, dam sobie radę z dziećmi. Nie wiem tylko, czy dam sobie radę bez ciebie w łóżku...

  - Jiyong! Ja mówię poważnie.

  - Ja też mówię poważnie.

  - Czyli mam nie lecieć?

  - Eee, nie... no... leć... Jeśli chcesz, a chcesz, prawda? Hayi, przyznaj, kusi cię propozycja Willa. 

  - Niestety cholernie mnie kusi...

  - Nie możesz więc zmarnować tej szansy. 

  - Ale przecież ty też masz swoje obowiązki w klubie. Nie mogę obarczać cię jeszcze tymi domowymi. Zwłaszcza że jesteś w Desire głównie popołudniami.

  - No to tym lepiej, odwiozę Yongiego do szkoły, odbiorę go, a wieczorem przypilnuje go Sarang.

  - Ona też ma swoje sprawy.

  - Ale przecież nigdy nigdzie nie wychodzi, jedynie na korki z matmy, a twój brat mógłby też uczyć ją u nas w domu. 

  - No i ma wolontariat.

  - Ale to w weekendy.

  - A ciebie wtedy zazwyczaj nie ma.

  - Pozostają jeszcze rodzice, moi i twoi, i Jyuni, i Seunghyun z Miną - przekonuje Jiyong, a Hayi znowu wzdycha.

  - No może i tak, może masz rację...

Sarang już ich nie słucha, nie wie o co chodzi, lecz domyśla się, że o nic dobrego. Hayi ma zamiar gdzieś polecieć. Zostawi ich na trzy miesiące. A Jiyong liczy na pomoc, jej, Sarang. "Ale przecież nigdy nigdzie nie wychodzi", przypomina sobie jego słowa i choć są zgodne z prawdą, to mimo wszystko sprawiają dziewczynie ból. Oni mają ją za odludka, dziwoląga. I się nie mylą. Sarang nigdy nie zapraszała do domu koleżanek, nie przyjaźniła się z nikim. Kiedy była mała cały swój czas spędzała z Hayi i Jiyongiem, a jak już podrosła, cały swój czas spędzała sama, sama, sama. Albo w domu dziecka z innymi osamotnionymi istotkami. Albo ewentualnie z babcią Jaein. No właśnie... właśnie, babcia Jaein! Sarang zamierzała powiedzieć Jiyongowi, co dziś przydarzyło się jego mamie (a w zasadzie ciotce), lecz w tej sytuacji postanawia to przemilczeć. Wycofuje się, wychodzi z domu, a potem z powrotem wchodzi, ostentacyjnie oznajmiając:

  - Jestem! Heeej!

Hayi i Jiyong wychylają się z kuchni i wymieniają porozumiewawcze spojrzenie, jakby z westchnieniem ulgi, że Sarang nie słyszała ich rozmowy. 

***

    Zakapturzona postać stoi przed domem Hayi i Jiyonga. A niech to! Sarang o mało co by ją przyłapała. Ale pewnie i tak by mnie nie rozpoznała w tej szerokiej bluzie, myśli Kim Eunji i wyjmuje z kieszeni papierową serwetkę z logo klubu Desire. Zaczyna ssać jej brzeg, a potem odgryzać niewielkie kawałeczki i połykać je. Bardzo chce jej się jeść... Ale to, ta serwetka, to będzie jej jedyny posiłek dzisiejszego dnia.