26/10/2022

blue lagoon (rozdział 88)

    Gdy tylko Seunghyun wchodzi do domu, dopada do niego przerażona Mina.

  - Jesteś wreszcie! Co z Jyuni? Czemu nie odbierałeś ode mnie telefonu?

  - Wybacz, byliśmy na pogotowiu, nie mogłem rozmawiać.

  - Co z nią?

  - Lekki uraz głowy, założyli jej kilka szwów, wysłali do domu i kazali dużo odpoczywać.

  - Ale napędziła nam stracha...

  - Yhm.

  - Może odwiedzimy ją po południu?

  - Nie wiem, czy chce robić ze swojego wypadku taką sensację. Lepiej sam ją odwiedzę... Zapytam, czy czegoś nie potrzebuje.

Seunghyun po cichu zdejmuje buty i kurtkę. Jest wcześnie rano i nie chce obudzić Aemi. Dziwi się też, że Mina cały czas nie spała, tylko czuwała, czekając na niego i na wieści o jego ex żonie...

  - Jeszcze wcześnie, połóż się, bo będziesz w pracy nieprzytomny - mówi, przytulając się do jego pleców. 

Często tak robi. A on zwykle odwraca się wtedy, żeby pocałować ją w usta. Dziś pozostaje nieruchomy. Bez słowa rusza za nią do ich sypialni, w której zrzuca z siebie spodnie oraz koszulkę i wsuwa się pod kołdrę. Leży wpatrzony w sufit, ignorując Minę, która nie może zrozumieć tego niespodziewanego braku czułości. Powinien wziąć ją w ramiona. Powinien kazać jej uważać na siebie, by nie zrobiła sobie niczego złego. Powinien w tej chwili wyznać jej miłość, świadomy, że wypadki chodzą po ludziach i spotykają czasami naszych najbliższych. Ale każdy przecież reaguje po swojemu. On często zgrywa twardziela, choć w środku jest bardzo wrażliwy. Pewnie w tym momencie też woli udawać obojętnego, by nie zdradzać swoich emocji. Jest w tym trochę prawdy. Seunghyun pozostaje myślami gdzie indziej. Przy kimś innym. I cieszy się, że tego akurat Mina nie może wiedzieć.

***

    Jyuni od rana nie wie, co ze sobą zrobić. To dopiero pierwszy dzień odpoczynku na dwutygodniowym zwolnieniu, a ona już nie wie, jak ma go spędzić. Za dużo myśli krąży jej po głowie, kiedy tylko leży na kanapie i podjada ciastka, wpatrując się w telewizor. Oczywiście, że wolałaby siedzieć w tym momencie w biurze rachunkowym i dodawać do siebie liczby. Cyfry nie kłamią, nie noszą w sobie ukrytego sensu w przeciwieństwie do słów. Seunghyun był z nią wczoraj i całował ją do czasu, aż przyjechała karetka, a potem wsiadł w samochód i towarzyszył jej przez cały czas w szpitalu. A kiedy odwiózł ją wreszcie do domu i położył do łóżka, jakby była małym dzieckiem, które się rozchorowało, oznajmił "To nie koniec". I kiedy jej serce już wypełniło się nadzieją, on dodał "To nie może być koniec". A więc sam nie był tego pewien. Może pocałował ją tylko po to, by się uspokoiła? Jyuni wzdycha. Musi się czymś zająć. Musi coś ze sobą zrobić! Zdążyła już skontaktować się z mechanikiem i ubezpieczycielem w kwestii rozbitego auta. Zdążyła też napisać do Hayi, że wszystko u niej w porządku, bo nie chciała informować jej o wypadku. Nie zamierza też wspominać o tym swojej mamie, lecz gdy po południu ktoś dzwoni do drzwi, obawia się, że zrobił to w jej imieniu Seunghyun. Jyuni niechętnie podnosi się z kanapy. Dotyka opatrunku na czole, które przy każdym gwałtownym ruchu lekko pulsuje. A potem rusza w kierunku korytarza, zastanawiając się, jak wytłumaczy swój stan rodzicielce.

  - To nic poważnego, naprawdę - mówi, otwierając drzwi i zamiera. - Seunghyun... 

  - To ja. A kogo się spodziewałaś?

  - Nie wiem. Nikogo. A ciebie już szczególnie. Nie mam siły bawić się dziś w kochanków. 

  - Nie przyszedłem bawić się z tobą w cokolwiek - odpowiada Seunghyun z oburzeniem, że w ogóle tak pomyślała.

  - Więc po co przyszedłeś?

Jyuni przypomina znów dziewczynę, w której się zakochał, zanim zaczęła nosić eleganckie garsonki i zgrywać kobietę biznesu. W dresie i rozczochrana jest taka... swojska.

  - Kupiłem ci parę rzeczy - wyjaśnia, a gdy ona nadal po prostu podejrzliwie mu się przygląda, pyta: - Mogę wejść?

  - Tak. Pewnie. Możesz. 

Jyuni patrzy, jak on stawia w jej kuchni torby z zakupami i wyjmuje z nich kolejne produkty, pytając jednocześnie, czy na coś ma ochotę. O nie, nie zniosłaby, gdyby jeszcze jej gotował. Wtedy czułaby, że robi coś naprawdę złego i niemoralnego. Nie czuje się winna wobec Miny, kiedy kocha się z Seunghyunem, lecz zaczyna czuć się jak zdrajczyni, kiedy on oferuje jej swoją czułość i troskę. A jednocześnie tak bardzo chce go tutaj zatrzymać, że ostatecznie zgadza się, by zjedli wspólnie owoce, które przyniósł. Chyba pierwszy raz, odkąd się rozstali, znowu mają okazję tak po prostu siedzieć obok siebie na kanapie i rozmawiać. Dla obojgu to tak zaskakująca sytuacja, że przez kilka minut zastanawiają się, co powiedzieć.  Jyuni czuje, że ostatnio wyznała mu za dużo. A on, czy kłamał, przyznając, że nadal ją kocha, czy może to nic nie znaczyło, tak samo jak te nocne pocałunki? Możliwe, oboje byli wtedy w szoku i nie działali w sposób racjonalny.

  - Jak mogłaś nam to zrobić? - pyta wreszcie Seunghyun, przerywając ciszę i wpatrując się wciąż w bliżej nieokreślony punkt.

  - Już ci powiedziałam, po prostu nie panowałam nad sobą. Tak zachowują się  seksoholiczki.

  - Nie pytam, czemu mnie zdradziłaś.

  - To o co pytasz?

  - Jak mogłaś... Jak mogłaś zaproponować, żebyśmy się rozwiedli?

Seunghyun kieruje na nią wzrok, który wywołuje na jej twarzy rumieńce. Jyuni zastanawia się, co ma mu powiedzieć. Że wtedy to wydawało jej się jedynym rozsądnym rozwiązaniem, by więcej go nie krzywdzić? Że to był błąd? Że dałaby wszystko, by cofnąć czas i tamtą decyzję? Nie może mu tego wyznać, więc milczy, a on wciąż wyczekuje odpowiedzi. I wtedy drzwi do jej mieszkania się otwierają, a w nich pojawia się  Yongi.

  - Hej, ciocia, wpadliśmy sprawdzić, jak się czujesz po wypadku! Naprawdę wjechałaś do rowu? A jak twoje auto? - pyta chłopiec, a potem zauważa, że obok cioci siedzi wujek Seunghyun i milknie.

Z korytarza słychać głos "Yongi, nie wiesz że do drzwi się puka"?, a po chwili do mieszkania wchodzi tata chłopca.

  - Hej. Mina napisała mi o wypadku, więc chcieliśmy zapytać, czy czegoś nie potrzebujesz. Ale widzę, że wszystko już masz... również towarzystwo - mówi Jiyong i obdarza przyjaciela wymownym spojrzeniem.

Jyuni i Seunghyun wyglądają na szczerze zakłopotanych. Yongi za to z uśmiechem od ucha do ucha oznajmia:

  - Sorki, drzwi nie były zamknięte.

 ***

    Sarang rozgląda się po kawalerce swojej przyjaciółki, kiedy ta znika w kuchni, by odgrzać dla nich obiad. Sypialnia Hyeny to dość ciemne pomieszczenie, które w pierwszej chwili może uchodzić za mroczne. Ściany powyklejane są plakatami brytyjskich gwiazd rocka z lat 80. i 90., wszędzie walają się książki, płyty z muzyką i pełno innych z pozoru niepotrzebnych bibelotów. Całość mimo wszystko sprawia przytulne wrażenie. 

  - Unni, pomóc ci w czymś? - woła Sarang i kieruje się do mikroskopijnej kuchni, w drzwiach której omal nie wpada na przyjaciółkę. 

  - Nie, ostatnio ty postawiłaś mi jedzonko, więc dziś ja coś dla ciebie upichcę. Weź to do stołu - odpowiada, podając jej miseczki z przystawkami.

Sarang przechodzi z powrotem do pokoju i zastanawia się, co koleżanka miała na myśli, mówiąc "stół". Nie zdąża do tego dojść, kiedy przychodzi Hyena, zgarnia z biurka stertę jakichś papierów i stawia na nim przystawki. Następnie przynosi z kuchni dwie porcje kotlecików z soczewicy z kluskami ryżowymi i ostrym sosem. Sarang od razu czuje, że robi się głodna, i nic w tym dziwnego, bo od lunchu w szkole nic nie jadła. Hyena sadza ją przy biurku, przy którym zapala okalający je sznur z lampkami, sama natomiast włącza muzykę i sadowi się ze swoim talerzem na zniszczonej rozłożonej kanapie.

  - Od dawna jesteś wegetarianką? - pyta Sarang, kiedy pokój wypełniają piosenki z albumu brytyjskiego zespołu Suede "Coming up".

 - Od jakichś dwóch lat. Wtedy jeszcze mieszkałam z rodzicami. Oczywiście uznali to za początki moich "fanaberii". U nas wegetarianizm nie jest jeszcze tak popularny, jak w innych zakątkach świata. Ale to na pewno wkrótce się zmieni. 

  - Tak uważasz?

  - To wszystko sprawa świadomości. Nie każdy wie, jak hodowane i przede wszystkim jak zabijane są zwierzęta. Działam w kampanii, która ma na celu nagłaśnianie tego typu nadużyć.

  - Co konkretnie robisz?

Hyena odstawia na moment jedzenie, sięga po telefon i wyszukuje coś w nim. Następnie przekazuje go Sarang. Ta przez chwilę po prostu ogląda filmik, na którym widać, w jak okropnych warunkach hodowane są kurczaki, a potem świnie i krowy. Gdy natomiast pojawiają się kolejne obrazy wideo, na których widać, w jaki sposób te zwierzęta się zabija, Sarang odkłada smartfona przyjaciółki, a w jej oczach lśnią łzy. 

  - To okropne. Tego nie da się oglądać - oznajmia.

  - Niestety, każdy, kto to widzi, tak mówi i zapomina o tym od razu, kiedy podadzą mu półmisek z mięsem.

  - Ale jeśli go nie zje, nie wpłynie na to, że zwierzęta przestaną być tak traktowane.

  - Oczywiście, że nie, za to będzie mieć pewność, że do jego żołądka nie trafi jedno z tych nieszczęsnych stworzonek, które widziałaś.

 - Tak, masz rację...

Sarang nadal jest oszołomiona materiałami wideo, które zobaczyła.

  - Ale moje dania są wegetariańskie, nie musisz się więc obawiać ich jeść - dodaje Hyena z uśmiechem.

Sarang mimo wszystko czuje, że niczego już nie przełknie i nie odwzajemnia uśmiechu przyjaciółki, jest zbyt przytłoczona ogromem cierpienia na świecie. Rozmawiają jeszcze przez jakiś czas, a potem oznajmia, że musi już wracać do domu. Zaskoczona odkrywa, że pomimo dość później pory nikogo w nim nie ma. Sarang przypomina sobie, że Jiyong wspominał coś rano o wypadku cioci Jyuni i zamierzał odwiedzić ja po południu wspólnie z Yongim. W kuchni natomiast zauważa pozostawioną dla niej karteczkę. "Hej, Złotko, odgrzej sobie obiad:)". Sarang myśli o tym, że odkąd wyżaliła mu się, że nie radzi sobie z domowymi obowiązkami, on wziął na siebie sporą ich część. W garnku na kuchence stoi na przykład ugotowaną przez niego zupa. Sarang nie jest już głodna, lecz postanawia zjeść chociaż trochę, żeby nie było mu przykro, gdy wróci i zobaczy, że nie tknęła obiadu. Nakłada sobie małą porcję. Gdy siedzi przy stole i je, mimowolnie zaczyna odkładać na bok pływające w zupie kawałki mięsa. 

 

zdjęcie pochodzi z LINK

 

OD AUTORKI:
Jak tam u was? 
Bo u mnie sporo się dzieje, a czasu mało, czyli nic nowego😂
Nie znoszę jesieni, zimy i wiosny, poproszę z powrotem o lato i 30 stopni upału💔💔💔

19/10/2022

blue lagoon (rozdział 87)

    Jiyong milczy, wpatrując się w Rose, która już po wypowiedzeniu tych okropnych słów sprawia wrażenie spokojnej. Wreszcie przestaje płakać, jedynie kilka razy pociąga nosem. Jiyong  nadal kuca obok kanapy, na której ona siedzi, w pozycji, w której opatrywał jej poranione kolana i ręce.

  - Jeśli mogę zapytać... Na co chorujesz? - przełamuje milczenie, które zaczyna się robić nieco niezręczne, choć boi się odpowiedzi.

  - Na anoreksję.

Jiyong z ulgą wypuszcza z płuc powietrze. Nie są to tak złe wieści, jak podejrzewał. Nadal widzi cień szansy dla Rose. Nie jest to przecież tak poważna choroba jak rak, mukowiscydoza czy inne paskudztwa, tak to w tym momencie widzi.

  - Nie musisz przez to umrzeć - odpowiada z powagą. 

  - Nie. Ale mogę. Na tę chorobę można umrzeć i wielu umarło.

Rose patrzy mu prosto w oczy, a on przytłoczony ciężarem jej wzroku, przesiada się na kanapę. Zajmując miejsce obok dziewczyny, pyta:

  - Od jak dawna to masz?

  - Od roku. Przez trzy miesiące byłam w szpitalu. I było trochę lepiej. 

  - A teraz?

  - A teraz... teraz jest różnie. 

  - Nie rób sobie tego, proszę. Rose, tak wiele możesz osiągnąć....

  - Nie robię tego celowo... ja... chciałabym jeść. Naprawdę. Ale kiedy widzę te wszystkie ociekające tłuszczem potrawy... Nie mogę ich ruszyć, choć wiem, że ich potrzebuję. Gdy coś zjem, mam poczucie, że tracę kontrolę. Czy wiesz, jak myśli anorektyczka? Gdy waży czterdzieści kilo, chce zejść do trzydziestu pięciu. Gdy waży trzydzieści pięć, chce zejść do trzydziestu. I nigdy nie będzie usatysfakcjonowana, bo nigdy nie dożyje chwili, kiedy wejdzie na wagę i zobaczy cyfrę zero. Jiyong, przestałam jeść, bo nienawidziłam swojego ciała, a dziś nienawidzę swojego ciała, bo nie jem i ono przypomina mi o mojej chorobie. W dodatku moi bliscy myślą, że to zależne ode mnie, że robię to sobie i im celowo, że mogłabym wyzdrowieć z dnia na dzień, jeżeli tylko bym tego chciała. A przecież chcę, o niczym tak nie marzę, jak o tym, by pewnego dnia obudzić się zdrowa lub nie obudzić się w ogóle. 

Jiyong sądzi, że po takim monologu ona znowu się rozsypie, lecz trzyma się dzielnie. To on czuje, że w oczach zbierają mu się łzy, i bardzo nie chce pokazać ich dziewczynie. Z tego  powodu podchodzi do biurka, a tam notuje coś na karteczce, którą następnie przekazuje Rose.

  - To imię, nawzisko i numer mojej psychoterapeutki. Yoona pomoże ci lepiej niż ja - oznajmia. 

  - Jak to: twojej? - Rose wygląda na szczerze zaskoczoną.

Jiyong siada przy biurku, już nie na kanapie, bo nie chce być zbyt blisko dziewczyny. Wtedy czuję, że jej ból przechodzi na niego, za bardzo go dotyka. Coś mu podpowiada, że nie powinien się w to angażować, niestety nie potrafi zachowywać się obojętnie.

  - Ja też nienawidziłem swojego ciała, niszczyłem je narkotykami, zadawałem sobie ból, tatuując się.  Kiedyś byłem ofiarą przemocy, choć nie znoszę słowa "ofiara" i staram się go nigdy nie używać, szczególnie w odniesieniu do siebie... 

  - Kto cię skrzywdził?

  - Ojciec... Kiedy był pijany, bił mnie. Uciekłem od niego i wpakowałem się w jeszcze większe gówno. Gdybym w krytycznym momencie się nie opamiętał, pewnie wciąż miałbym te autodestrukcyjne skłonności.

  - A co cię uratowało?

  - W moim przypadku była to miłość. Hayi nauczyła mnie kochać innych i siebie, nauczyła mnie też wybaczać. Ojciec po latach przeprosił mnie za wszystko, a ja mu przebaczyłem. Dziś mamy poprawną relację.

  - Wierzysz, że mnie też może uratować miłość?

  - No pewnie, musisz tylko poznać właściwą osobę.

  - Dziękuję.

  - Za co?

  - Za tę rozmowę. Za uspokojenie mnie. Za opatrzenie moich ran, tych na ciebie i tych na duszy.

  - Spoko.

  - Pójdę już. Późno się zrobiło. Nie chcę, żeby siostra za długo czekała. 

  - OK. Do zobaczenia, Rose. Dbaj o siebie.

  - Cześć. - Rose jest już przy drzwiach, kiedy odwraca się i dodaje: - A twoje tatuaże są super.

  - Dzięki, też je polubiłem. 

Jiyong zauważa na jej twarzy coś jakby zarys uśmiechu, lecz sam nie potrafi się na niego zdobyć, zbyt wiele ciąży mu na sercu.

***

    Seunghyun śni akurat o spacerze przez farmę alpak, kiedy do rzeczywistości przywołuje go wibrujący telefon i głos leżącej obok niego w łóżku Miny.

  - Ktoś do ciebie dzwoni. 

  - To pewnie z kliniki... - odpowiada on sennie, bo choć jedynie w nagłych przypadkach, czasami istotnie jest wzywany do pracy w nocy. - Tak, słucham???

Seunghyun będzie wyrzucał sobie potem, że przed odebraniem nie sprawdził, kto dzwoni. Gdyby to zrobił, mógłby w porę wyjść z sypialni, porozmawiać na osobności, a następnie okłamać żonę, że rzeczywiście dzwonili z kliniki weterynaryjnej, w która go zatrudnia. Ale on w życiu nie przypuszczałby, że po drugiej stronie usłyszy jej głos...

  - Seunghyunnie... - szepcze Jyuni, a on czuje, że wszystko się w nim gotuje. Kiedy mieli romans, nigdy do niego nie dzwoniła, jedynie pisała SMS-y, i to nie w nocy. Czemu więc dziś to zrobiła? Czyżby postanowiła, że tym sposobem zemści się za to, że ją rzucił? Boże, w co on się wkopał... Nie zamierza tego ciągnąć, już chce się rozłączyć, lecz wtedy ona dodaje: - Nie rób tego, Seunghyunnie... proszę, pomóż mi, miałam wypadek.

  - Jaki wypadek? - powtarza instynktownie i natychmiast przytomnieje, a tym samym rozbudza też Minę.

  - Wjechałam do rowu.

  - Jak? Gdzie? Jesteś cała?

  - Skaleczyłam się chyba w głowę. Poza tym OK. Gdzie to się stało, to niestety nie wiem. Jestem na totalnym zadupiu. Gdzieś za Seulem... Dookoła są tylko pola. Tak bardzo się boję... tu nikogo nie ma... proszę, przyjedź po mnie.

Seunghyun czuje, że zimny pot spływa mu po kręgosłupie. Jyuni nie brzmi zbyt logicznie. A jeśli stało jej się coś poważnego? A jeśli nadal jest w niebezpieczeństwie? Seunghyun nie może znieść tej myśli. Ledwie co tłumaczył jej dziś w hostelu, że nie mogą więcej się spotykać, a w tym momencie oddałby wszystko, by trzymać ją w ramionach, głaskać po głowie i powtarzać pocieszające słowa. Mina jest nie mniej przerażona niż on. Na migi pyta go, co się dzieje, lecz mąż zupełnie ja ignoruje. 

  - Tak... Tak, przyjadę. Tylko musisz mi wskazać  konkretne miejsce.

  - Sprawdzę współrzędne w telefonie i ci wyślę, OK?

  - OK. Nie rozłączają się, bądźmy na linii.

Seunghyun odkłada telefon, zrywa się z łóżka i zaczyna wkładać na siebie pierwsze lepsze ubrania, jednocześnie opowiadając żonie zgodnie z prawda o wypadku Jyuni. Mina jest zaniepokojona i chce wsiąść do samochodu z nim, lecz on jej zabrania. Ktoś przecież musi zostać w domu ze śpiącą Aemi - to dobra wymówka. Seunghyun obiecuje żonie, że będzie ją informował, co się dzieje, a potem bierze telefon i wsiada za kierownicę. Pędzi w miejsce, w którym rzekomo oczekuje na niego ranna Jyuni. Przez cały czas z nią rozmawia, wypytuje, czy wyszła z samochodu, czy stoi w bezpiecznej odległości od niego, czy coś ją boli, czy jest jej słabo, czy nie straciła ani na moment przytomności. Dość spójne odpowiedzi uspokajają go, że nie jest tak źle, jak początkowo założył, choć po głosie kobiety wnioskuje, że nadal nie wyszła z szoku. Aż wreszcie trafia na drogę, przy której miało dojść do wypadku, i wtedy zwalnia. Nie ma tu ulicznych latarni, jak w przypadku wielu tego typu wiejskich, rzadko uczęszczanych tras. Nie chce minąć Jyuni, więc rozgląda się intensywnie. I wówczas ona zapala latarkę w swoim telefonie. Seunghyun zaczyna hamować z piskiem opon, w pośpiechu wysiada z samochodu i jest już przy niej...

  - Seunghyunnie... - szlocha Jyuni, gdy on kładąc dłonie na jej ramionach, ogląda ją całą. 

Oprócz rozcięcia na czole nie zauważa innych ran, choć samo to rozcięcie wystarczająco go martwi.

  - Ty krwawisz. Weź to, przyłóż to rany i uciskaj - mówi, rozpakowując paczkę chusteczek higienicznych.

Jyuni ma problem z wyjęciem pojedynczej sztuki, za bardzo drżą jej ręce, więc on jej pomaga, delikatnie składa chusteczkę i dotyka do jej czoła. Kiedy jego oczy przyzwyczajają się do ciemności, dochodzi do wniosku, że rozcięcie jest tylko powierzchowne. Pomimo tego decyduje, że wezwie karetkę. Następnie dzwoni również po pomoc drogową. Niestety auto kobiety, które leży w rowie, prezentuje sobą dość opłakany stan. Aż dziwne, że Jyuni wyszła z tego wypadku jedynie z małą raną na głowie... Seunghyun nakazuje jej, by wsiadła do jego samochodu i zaczekała tam na przyjazd pogotowia. Jyuni usadawia się na przednim siedzeniu, lecz nie wkłada nóg do środka, trzyma je przed drzwiami. Tuż przy nich kuca Seunghyun.

  - Nie zostawiaj mnie - powtarza ona spokojnym, lecz pełnym rozpaczy tonem.

Seunghyun nie wie, czy chodzi jej o te chwilę, czy o ich życie...

  - Co ty w ogóle robiłaś w środku nocy na tej drodze?

  - Nie wiem, chciałam uciec.

  - Od czego? 

  - Od tego wszystkiego.

  - Nie mów, że to przeze mnie.

  - Nie. Nie przez ciebie. Seunghyunnie, to moja wina. Od początku to była moja wina. Nie wiem, czemu cię zdradziłam, przecież przy twoim boku miałam wszystko... I nigdy niczego mi nie brakowało, naprawdę niczego. Kiedy zaprosiłam tego mężczyznę do domu, nie myślałam o tym, że zaraz wrócisz, że nas zobaczysz, że wszystko zniszczę... byłam jak opętana. A potem poprosiłam cię o rozwód, bo wiedziałam, że skoro zrobiłam to raz, to zrobię to znowu. Nie chciałam cię więcej krzywdzić. Nie mogłam cię więcej krzywdzić... Dobrze wiedziałam, że zamierzałeś mi wybaczyć, a ja po prostu na ciebie nie zasługiwałam. Tak więc wmówiłam ci, że cię nie kocham, choć byłeś, jesteś i będziesz miłością mojego życia. Gdybym tego nie zrobiła, nie pozwoliłbyś mi odejść, a odejście było jedynym wyjściem, by uchronić cię przed cierpieniem...

  - Jyuni...

  - Dopiero potem, kiedy poszłam na terapię, zrozumiałam, czemu się tak zachowałam. Nazywałeś mnie kiedyś w żartach wariatką. Otóż jestem wariatką. Niestety. Leczę się na zaburzenia osobowości ze skłonnościami do promiskuityzmu, czyli nawiązywania przypadkowych kontaktów płciowych...

  - Wiem, co to znaczy.

  - To dodatkowo utwierdziło mnie, że postąpiłam słusznie, odchodząc od ciebie. No powiedz, chciałbyś mieć żonę wariatkę i seksoholiczkę? Ale nie umiałam wytrzymać bez ciebie zbyt długo...

  - Jyuni, nic więcej nie mów, proszę - powtarza Seunghyun, czując że cały jego świat się rozpada. 

Zupełnie jak jej, kilka godzin temu, kiedy oznajmił, że to najwyższa pora, by zakończyli romans.

  - Oszukiwałam samą siebie, że nie robię nic złego, że przecież jestem wolna, że ty ty masz żonę, a skoro spotykasz się ze mną, to znaczy, że tego chcesz. Dziś powiedziałeś mi, że tak nie jest. I wyzbyłam się wszelkich złudzeń.

  - Gdybym tego nie chciał, to nigdy bym tego nie rozpoczął... 

  - Kochasz Minę! Kochasz ją! Dziś sam mi to powiedziałeś!

  - Kocham Minę - powtarza zgodnie z prawdą Seunghyun, przy czym czuje, że po jego policzkach płyną łzy, i już nie stara się ich ukryć, patrzy Jyuni w oczy, kucając przed nią, jakby się oświadczał, i dodaje: - Ale ciebie nigdy nie przestałem.

Gdy ich usta smakują siebie nawzajem, słychać sygnał najeżdżającego pogotowia.

 

zdjęcie pochodzi z LINK

 

OD AUTORKI:
Dziś fotka Jyuni:D
I jak? Rose znowu was zaskoczyła? 
I tu trochę wracamy do przeszłości Jiyonga:)
 
A jak wam się podoba sytuacja między Jyuni i Seunghyunem?
 
Pozdrawiam!

12/10/2022

blue lagoon (rozdział 86)

    Sarang nie zamierza nikomu opowiadać o swoich dzisiejszych planach. Z tego powodu mówi Jiyongowi po prostu, że spędzi więcej czasu na wolontariacie, a on w to nie wnika. Bez zbędnych pytań zawozi Yongiego do rodziców Hayi, bo musi być wieczorem w klubie na kolejnym występie Rose. Sarang zauważa jego fascynację nową wokalistką i choć nie widzi w tej dziewczynie potencjalnego zagrożenia dla małżeństwa swoich adopcyjnych rodziców, to ma przeczucie, że sprowadzi ona na nich kłopoty. Oczywiście nie dzieli się tym przeczuciem z Jiyongiem. Nie ma zamiaru zawracać mu głowy. Poza tym zapewne uznałby, że to znowu tylko jej niczym nieuzasadnione lęki. Sarang woli zwierzyć się Hyenie w przerwie pomiędzy wspólną zabawą z dziećmi. Czuje się lepiej, gdy opowiada koleżance o swoich prywatnych sprawach i od niedawna robi to w sposób zupełnie spontaniczny i naturalny. Kiedy wreszcie opuszczają sierociniec, przypomina jej o dzisiejszym wieczorze.

  - Obiecałam, że będę dziś miała więcej czasu i wymyślę coś super. 

  - No i?

  - No i wymyśliłam.

  - A co?

  - To niespodzianka - powtarza z uporem Sarang przez całą drogę, którą pokonują metrem, i przez ten kawałek, gdy idą pieszo. 

Hyena po raz pierwszy zauważa na jej twarzy szczery uśmiech, wywołany podekscytowaniem i satysfakcją z wymyślonych przez siebie atrakcji na wieczór. Sarang prowadzi ją przez kolejne uliczki. Czuje się wolna i przepełniona samymi miłymi uczuciami, gdy trzyma się pół kroku przed swoją starszą koleżanką i nieustannie odwraca się, żeby się upewnić, że ta podąża za nią. Choć niewiele odzywają się do siebie po drodze, tworzy się między nimi jakaś nić porozumienia i pragnienie, by przeżyć wspólnie niezapomnianą przygodę. Aż wreszcie obie zatrzymują się przy ucharakteryzowanym na stary i zniszczony budynkiem, na którym wisi tablica informująca, co to za miejsce.

  - Dom Strachów? - czyta przerażona Hyena i otrzymuje potwierdzenie. - Naprawdę chcesz tam iść?

  - Nie mówiłam, że poznasz mnie z zupełnie innej strony?

  - Nie sądziłam, że lubisz tego typu klimaty...

  - Nie wiem jeszcze, czy lubię. Za rogiem jest kawiarnia, do której często przychodzimy: Hayi, Jiyong, mój brat i ja. Ile razy mijaliśmy Dom Strachów, za każdym zastanawiałam się, jak tam jest, i myślałam, że chciałabym kiedyś do niego wejść. Tak więc zrobiłam dla nas rezerwację i wybrałam najstraszniejszą opcję.

  - Nie boisz się?

  - Pewnie, że się boję. Ale chcę tam wejść, by móc wreszcie bać się czegoś realnego i konkretnego, zamiast zadręczać się wciąż samymi urojonymi strachami.

  - Nie wiem, czy to tak działa.

  - Ani ja. Ale pora, bym się przekonała. A ty co, wymiękasz? - Sarang przestaje być poważna i znowu obdarza starszą koleżankę szerokim uśmiechem.

  - Niby ja wymiękam? Niedoczekanie twoje! Ale trzęsę się ze strachu, bo okropnie boję się horrorów, i liczę, że dodasz mi wsparcia - odpowiada ona, po czym chwyta Sarang za rękę i obie wchodzą do środka. Nie zwalniają tego uścisku, kiedy zwiedzają Don Strachów. Wiele razy krzyczą, tulą się do siebie i dodają sobie otuchy, przemierzając ciemne pokoje. Rozlegają się w nich złowieszcze dźwięki, pojawiają się przerażające obrazy i postaci, a niektóre z nich zbliżają się niebezpiecznie do dziewczyn lub próbują je gonić. Najstraszniejsza jest chyba wanna z przelewającą się krwią, z której wyłania się w pewnym momencie ciemnowłosa postać kobiety wydająca z siebie nieartykułowane jęki i ryki. Wtedy dziewczyny przytulają się mocno i przez chwilę po prostu trwają w tej pozycji. Hyenę, mimo że jest starsza, to wszystko nie przeraża mniej niż młodszą Sarang. Ale gdy w końcu opuszczają Dom Strachów, przejęte, zarumienione z emocji i z miękkimi z przerażenia kolanami, nie żałują, że tam były. Czują jednocześnie ulgę, że mają już za sobą tę kontrowersyjną przygodę, i obie wybuchają śmiechem. 

  - Nie wiem, czy pokonałam swoje lęki, wiem tylko, że strasznie zgłodniałam, i to dosłownie: straaasznie - chichocze Sarang.

  - Och, ja też. Może pójdziemy coś zjeść? Dla odmiany ja za nas zapłacę. 

  - O nie, ja cię zaprosiłam, więc ja stawiam.

  - OK, czuję się więc zaproszona - odpowiada Hyena i ruszają, już nie w odległości od siebie, lecz ramię w ramię. Nad Seulem powoli zapada zmrok, a one idą swobodnym krokiem, prowadząc zwyczajną rozmowę, żartując i wygłupiając się. Sarang tłumaczy sobie, że jej podekscytowanie całą tą sytuacją wynika z tego, że nigdy nie wychodziła nigdzie z kimkolwiek poza swoją rodziną, wszystko sprawia więc wrażenie nieznanego i nowego. Ale w głębi duszy doskonale wie, że to obecność Hyeny tak na nią działa. 

  - Unni, ja... chciałabym to robić częściej... chciałabym wychodzić z tobą i rozmawiać o tym wszystkim, co mnie przeraża, smuci i śmieszy... - oznajmia, gdy siadają przy wolnym stoliku i przeglądają kartę menu. 

Hyena podnosi wzrok znad spisu potraw i odpowiada, śpiewając cicho kawałek piosenki jednego ze swoich ulubionych zespołów.

  - Feefteen minutes with you, I wouldn't say no... 

  - Unni, muszę ci się do czegoś przyznać.

  - Hm?

  - Kłamałam, nie wybrałam najstraszniejszej z opcji zwiedzania Domu Strachów, przeciwnie, ta podobno w ogóle nie miała być straszna.

  - Co, serio?! Czyli te najstraszniejsze opcje nadal przed nami?

  - Może lepiej nie... wiesz... ja już chyba nie chcę się więcej bać.

***

    Rose chciałaby, żeby ten dzień nigdy nie istniał. I chociaż zaczął się dobrze, bo nigdy nie czuła się tak przygotowana do występu jak tej soboty, to potem potoczył się fatalnie. Pech sprawił, że akurat tego dnia mama sprawdziła jej torebkę. Oczywiście znalazła tam to, czego zapewne szukała i czego mimo wszystko miała nadzieję nie znaleźć - żyletkę. Od razu kazała Rose przyznać się, gdzie się tnie, a gdy nie dowiedziała się tego z jej ust, zmusiła córkę, by się rozebrała i z uwagą przyglądała się jej ciału. Na biodrach dziewczyny wciąż były dość świeże rany. Z tego powodu matka wpada w histerię, a ojciec zapowiada załamanej Rose szlaban na wychodzenie.

  - Koniec ze szlajaniem się z siostrą po mieście! - krzyczy. - Czy ty nie możesz być wreszcie dobrym dzieckiem i nie sprawiać problemów? Czego tylko się dotkniesz, musisz to spieprzyć! Nie tak was wychowaliśmy! 

Kiedy jej siostra przekonuje ojca, że akurat wychodzenie z domu dobrze Rose zrobi, ona w starannym makijażu nałożonym specjalnie na dzisiejszy występ, zaciska wargi, by się nie rozpłakać, tak mocno, że czuje w ustach gorzki posmak krwi. Ostatecznie zdenerwowany tata bez słowa wychodzi z pokoju, co dziewczyny przyjmują jako zielone światło do złamania nałożonego na młodszą z nich szlabanu. Ledwie znajdują się na dworze, Rose chce objąć siostrę i serdecznie jej podziękować, że kolejny raz uratowała ją z opresji, lecz ta wówczas wybucha.

  - Jak mogłaś? Jak?! Obiecałaś mi, że jeśli tylko ci pomogę w podpisaniu umowy z Desire, nie będziesz się ciąć. Ja złamałam dla ciebie prawo, a ty tak mi się rewanżujesz? Czemu to robisz, sobie i nam wszystkim?!

Rose stoi jak wryta. Tak bardzo chce, by ktoś ją zrozumiał, by wziął ją w ramiona, powiedział jej, że jest dla niego ważna i że będzie trwał u jej boku, cokolwiek się wydarzy. Czy nikt nie widzi, że ona sama nie znosi siebie za to, że regularnie się tnie? Czy nikt nie może tak po prostu dać jej trochę miłości i wsparcia zamiast wciąż na nią krzyczeć? W odpowiedzi po prostu odwraca się na pięcie i odchodzi, a siostra natychmiast ją dogania i usiłuje pociągnąć z powrotem do samochodu.

  - Zostaw mnie, nigdzie nie idę, nigdzie dziś nie występuję! - woła Rose, świadoma, że nie da rady stanąć dzisiaj na scenie.

  - Uspokój się, nie po to negocjowałam z ojcem, żebyś mogła wyjść z domu. Jedziemy do klubu, a ty wystąpisz i powalisz Jiyonga na kolana. Czy nie tak miało być?

Na te słowa Rose chociaż wciąż cała się trzęsie, mimowolnie reaguje uśmiechem. 

  - Owszem, tak miało być. Ale tak na pewno nie będzie. On mnie... nigdy nie pokocha. 

  - Och, trochę wiary w siebie, siostrzyczko!

Obie w milczeniu wsiadają wreszcie do samochodu. Rose myśli tylko o tym, że straciła ostatnią żyletkę. Czemu nie pomyślała, by pochować kilka gdzieś indziej zamiast tylko nosić w torebce? Tak bardzo by ich dzisiaj potrzebowała... Choć stara się opanować, nie może skupić się na niczym. Taekwoona na szczęście nie ma w klubie i nie może usłyszeć jej okropnych błędów. Rose kilka razy myli tekst albo go zapomina. Kiedy stoi na scenie, czuje, że wszystkie jej mięśnie są boleśnie napięte i że wystarczy mała iskra, by spaliła się do cna i pozostał po niej tylko popiół. Od początku wiedziała, że nie powinna dziś występować, jedynie się wygłupiła. Tak jej wstyd przed publicznością i przede wszystkim przed Jiyongiem... Nie dziwi jej jego groźna mina, z którą zastaje go za kulisami po swoim żałosnym występie.

  - Co z tobą, Rose?! - podnosi głos Jiyong i ona dochodzi do wniosku, że widocznie nie warto zwracać się do niej w inny sposób niż krzykiem. - Co się stało, przecież tydzień temu byłaś rewelacyjna! Ciesz się, że Taekwoona dziś tu nie ma... Jeżeli to się kiedykolwiek powtórzy, powiem mu, że kompletnie się nie nadajesz, więc lepiej weź się w garść. Rose, weź się w garść, do cholery! 

Po tym wybuchu Jiyong odchodzi, gdyż akurat otrzymuje wiadomość na kakao talk od swojego kumpla. Seunghyun pisze, że skończył romans z Jyuni. To nieco uspokaja Jiyonga. I wtedy dochodzi do wniosku, że może zbyt ostro potraktował Rose. Każdy czasami zalicza wpadkę... Natychmiast rusza, by ją przeprosić, i zastaje szokujący widok. Rose podnosi stojąca na stole szklankę i z impetem ją rozbija, po czym sięga po kawałek szkła. Jiyong odruchowo pyta, co ona najlepszego wyprawia, a to ją paraliżuje. Nie wiedziała, że on jej się przygląda. Nie może też powiedzieć mu, że rozbiła szklankę, żeby mieć się czym pociąć, bo mama zabrała jej żyletkę. Nieświadomie tylko pogarsza swoją sytuację, gdy spanikowana schyla się i zaczyna sprzątać szkło, udając, że rozbite zupełnie przypadkowo. Co więcej, ręce tak okropnie jej drżą, że dotkliwie się rani. No proszę... Nie musiała się ukrywać, by się pociąć. 

  - Ja... - zaczyna, po czym upada na kolana, znów prosto w rozbite szkło, i zalewa się łzami, które przez pół dnia powstrzymywała. 

  - Rose! - wykrzykuje z przerażeniem Jiyong, podbiegając, by natychmiast podnieść dziewczynę z podłogi. 

Wciąż ją podtrzymując, rusza do swojego biura. Z rąk i kolan Rose sączy się krew, a ona nadal szlocha histerycznie. Taką scenę  zastaje zwabiona zamieszaniem kelnerka.

  - O Boże! Co się stało?! - krzyczy przerażona w równym stopniu, jak i Jiyong.

  - Hyerin, przynieś szybko apteczkę - prosi ją on.

Po chwili zapłakana Rose siedzi na kanapie w jego biurze, a on sądzi, że jej histerię wywołał ból oraz widok krwi. I bardzo dobrze. Niby skąd ma wiedzieć, że do tych dwóch rzeczy ona akurat jest już przyzwyczajona? W sumie powinna się cieszyć - ma nareszcie powód do płaczu i ostatecznie poradziła sobie bez żyletki. Hyerin przynosi apteczkę.

  - Czy mogę jeszcze jakoś pomóc? - pyta, bo widok tej szlochającej dziewczyny wzbudza w niej litość.

  - Dzięki, poradzimy sobie, możesz jedynie posprzątać szkło - odpowiada Jiyong, po czym zwraca się do roztrzęsionej wokalistki: - Nie panikuj. Nie jest tak źle, jak to wygląda, i do wesela się zagoi. Opatrzę cię, OK?

  - Tak. Dobrze - zgadza się Rose, choć nie przestaje płakać. 

  - Zrobię to delikatnie, mimo wszystko może trochę poszczypać - mówi Jiyong, kucając przed nią i otwierając apteczkę, z której wyjmuje gaziki jednorazowe oraz buteleczkę wody utlenionej. Rose jest wszystko jedno, nie krzywi się, nie skarży, nie jęczy, po prostu cały czas szlocha. - Nie boli? - pyta Jiyong, przemywając jej kolana.

Okłamał ją, tak naprawdę jest źle, ranki są dość głębokie, a w jednej utkwił niewielki kawałek szkła. Jiyong go wyciąga, powtarzając jednocześnie "przepraszam", bo to po prostu musi boleć. 

  - Nie boli - odpowiada Rose.

  - Och, powinnaś za to dostać naklejkę dzielnego pacjenta. - Jiyong usiłuje ją rozbawić, lecz na nią to nie działa.

A gdy ranki na kolanach są już zdezynfekowane i zaklejone plastrami, przechodzi do jej dłoni. Ich też dotyka bardzo delikatnie, co wzrusza Rose oraz wywołuje kolejny napad łez. - Z kolanami było o wiele gorzej, więc nie płacz już... 

I wtedy dochodzi do niego myśl, że może Rose nie z tego powodu zalewa się łzami. Kiedy wreszcie chowa apteczkę, pyta dziewczynę, co tak naprawdę się stało. A ona odpowiada, unikając jego wzroku:

  - Nic.

  - Rose, jeśli beczysz przez chłopaka, to nie warto. Serio, choć może dziwnie to brzmi w moich ustach. My jesteśmy, jacy jesteśmy, czasami z nas świnie... Ale jak naprawdę kochamy, to potrafimy się opamiętać i wszystko naprawić, uwierz mi, sam stanowię tego świetny przykład. No chyba że stało się coś innego. Nie wiem... ktoś ci coś zrobił, szantażuje cię, grozi? Nie płacz już, pogadaj ze mną. Obiecuję, że ci pomogę, jeśli tylko powiesz mi, o co chodzi.

Jaki chłopak? Jaki szantaż czy grożenie?, myśli Rose. A potem podnosi wzrok na Jiyonga i przestaje płakać. Z prawdziwą powagą oznajmia mu:

  - Jestem chora. Śmiertelnie.

 

zdjęcie pochodzi z LINK

OD AUTORKI:
Dziś fotka Rose:D
Co myślicie o jej sytuacji? Co jej jest? Czy ktoś z was podejrzewa?

Słowa piosenki, które wykorzystałam, pochodzą z utworu The Smiths - Reel around the fountain:)

05/10/2022

blue lagoon (rozdział 85)

    Yongi z zapałem opowiada o meczu piłki nożnej, który odbył się dziś w szkole.
  - No i wtedy on podał piłkę do mnie, a ja strzeliłem gola i wygraliśmy z tymi idiotami! - emocjonuje się, a kiedy Jiyong nie reaguje ani na jego sukces, ani na słowo, którym nazwał kolegów z równoległej klasy, dodaje: - Ej, tato, ty mnie w ogóle nie słuchasz.
  - Co? Nie, słucham, oczywiście, że słucham...
Yongi postanawia, że lepiej opowie tę historię Aemi, skoro już stoją pod jej drzwiami, i na niej bez wątpienia wywrze większe wrażenie. Jiyong naciska dzwonek, a macocha dziewczynki wpuszcza ich do środka. Mina wita gości uśmiechem i zaprasza do kuchni, gdzie Seunghyun z córką akurat kończą obiad. Yongi cieszy się, że wpadli z wizytą, jest weselszy i nie tęskni tak za mamą, gdy spędza czas ze swoją kuzynką. Bez wątpienia zabawa z nią dobrze mu robi.
  - Bulgogi według przepisu mojej mamy, poczęstujecie się? - pyta Mina.
  - Nie, dzięki, dopiero jedliśmy - odpowiada Jiyong, bo za bardzo denerwuje się wypełnieniem misji, z którą tu przyszedł, żeby móc cokolwiek zjeść. Yongi za to oznajmia:
  - A ja chętnie się poczęstuję!
Z uśmiechem siada obok Aemi i po chwili pałaszuje swoją porcję. Seunghyun za to wkłada miskę do zmywarki i wyciąga z lodówki dwa piwa, jedno dla przyjaciela i jedno dla siebie. Obaj przez chwilę stoją w kuchni, po której krząta się Mina. Mało się odzywają, a ona wyczuwa pomiędzy nimi dziwne napięcie. Czyżby się pokłócili? Zwykle mają sobie tyle do powiedzenia! Czy może nie zamierzają rozmawiać przy świadkach? Chyba tak, bo Jiyong oznajmia:
  - Seung, chciałbym z tobą pogadać.
Zapada chwilowe milczenie, tylko dzieci rozmawiają wesoło przy stole.
  - Nie będę wam przeszkadzać, mam jeszcze trochę pracy, choć przyznam, że jestem czasami szalenie ciekawa, co to są za męskie tajemnice - chichocze Mina i znika na piętrze. 
  - A więc to, że Yongi chce się pobawić z Aemi, było tylko wymówką - podsumowuje Seunghyun, a Jiyong kiwa głową potakująco. - Może pójdziemy do ogrodu?
  - Tak, ogród będzie OK - mówi Jiyong i po chwili siadają z piwem przy stoliku przed domem. 
Seunghyun milczy wpatrzony w swoje splecione na butelce dłonie. Nie ma wątpliwości, o czym Jiyong przyszedł porozmawiać i czemu tak mu zależało, by spotkali się tutaj. W jego domu, przy jego żonie i córce... Na pewno chciał tym sposobem wpędzić go w poczucie winy. Nie pomylił się. Jiyong rzeczywiście tak to sobie obmyślił, lecz kiedy wszystko zaaranżował, nie wie, od czego rozpocząć swoje przemówienie. 
  - Seung, jestem twoim przyjacielem...
  - O, zaczyna się ciekawie...
  - Nie rób sobie jaj, to jest poważna sprawa.
  - No dobra, jesteś moim przyjacielem, z tym się zgodzę, i co?
  - A przyjaźń to nie tylko lojalność, to też szczerość, więc szczerze ci powiem: wiem, z kim masz romans.
Seunghyun uchyla wargi, by coś powiedzieć, lecz nie wie co, więc ostatecznie znowu je zamyka i wygląda przez to wyjątkowo głupio. Nie dziwi się, że Jiyong przyszedł z zamiarem przemówienia mu do rozsądku, dziwi się, że zna tyle szczegółów... To go przeraża. Bo skoro on wie, każdy może wiedzieć... A przecież byli tacy ostrożni!
  - Jak? Jak się dowiedziałeś?
  - Jyuni powiedziała Hayi, że spotyka się z kimś ze swojej przeszłości i kto w dodatku ma żonę. Ty powiedziałeś mi coś podobnego. A więc po prostu dodałem dwa do dwóch.
Seunghyun z głośnym westchnieniem przeczesuje dłonią włosy.
  - Ja pierdolę... kurwaaa.
  - Nie wkurwiaj się tu, tylko zastanów, co z tym zrobić, bo ja już to przemyślałem.
  - Jak to: ty to przemyślałeś?
  - Jeżeli nie zdecydujesz się w ciągu tygodnia, z którą z nich chcesz być, powiem o wszystkim Minie - oznajmia Jiyong, choć tak naprawdę sam nie jest pewien, czy rzeczywiście to zrobi, w tym momencie chce po prostu brzmieć przekonująco. Seunghyun jest zdruzgotany. I wściekły. Czuje się przyparty do ściany. Jak ma podjąć decyzję, z którą z nich chce być? Nie musi się zastanawiać, chce być ze swoją żoną, a z Jyuni... Sam nie wie, czego chce z Jyuni. Na pewno seksu, lecz nie tylko, i to go przeraża. Gdyby chodziło jedynie o seks, mógłby się tego wyrzec. W końcu potrafi panować nad swoimi instynktami. Ale tu chodzi o coś więcej. Jyuni jest jak narkotyk. Uzależnia. I choć przynosi zniszczenie, chce się jej więcej i więcej. 
  - Hyung, jak możesz... powiedziałeś, że jesteś moim przyjacielem.
  - Bo jestem, nie mogę więc siedzieć spokojnie, kiedy niszczysz życie sobie i swojej rodzinie. 
Seunghyun niespodziewanie podnosi się, przewracając swoje piwo. 
  - Święty się znalazł! - wykrzykuje. - A może mam ci przypomnieć, jak skrzywdziłeś Hayi, gdy była jeszcze niewinną nastolatką? 
  - O nie, to był cios poniżej pasa - mówi Jiyong, również wstając. - A więc nic tu po mnie. Rób, co chcesz, nie będę się już wtrącać.
Jiyong odchodzi, żałując, że w ogóle się tu zjawił. Nie wie jeszcze, co powie Yongiemu - czemu już wracają, skoro dopiero co weszli? Może po prostu prawdę: że pokłócił się z Seunghyunem. Zanim cokolwiek postanawia, słyszy ponownie jego głos:
  - Hyung! Sorry... masz rację, we wszystkim masz rację.
  - Tak?
  - Proszę, nie mów o niczym mojej żonie. Ja... zerwę z Jyuni. Jutro.
 
***
 
    Jyuni siedzi w bieliźnie na brzegu łóżka w pokoju w hostelu i spogląda na zegarek. On zaraz tu będzie - sama ta świadomość wprawia ją w podniecenie. Fakt, że przy każdym kolejnym spotkaniu wybierają inne miejsce dodatkowo wywołuje dreszczyk emocji. Jyuni czuje, jakby robili coś nielegalnego, niedozwolonego i nieodpowiedniego. W pewnym sensie tak przecież jest. I wreszcie do jej uszu dochodzi dźwięk kroków, a potem pukania do drzwi. Na jej "proszę" te się otwierają i w pokoju zjawia się Seunghyun. Boże, jest taki seksowny... Jyuni chce robić z nim tylko naprawdę brzydkie rzeczy. Czekając na jego reakcję na jej wyzywający strój, milczy. Dziwi się, że Seunghyun natychmiast nie przejmuje inicjatywy, jak zwykle czyni, a po prostu zamyka za sobą drzwi i opierając o nie plecy, oznajmia z prawdziwą powagą:
  - Hyun Jyuni, ja... my... ja nie mogę więcej się z tobą spotykać. Wybacz mi, to nigdy nie powinno się stać, a skoro już się dzieje, muszę natychmiast to skończyć. - Zawiesza na moment głos. - Kocham Minę. Kocham moją żonę. Nie mogę jej tego robić. Nie możemy też robić tego Aemi. - Jyuni milczy. - Rozumiesz mnie, prawda?
Ale Jyuni nadal nic nie mówi. Nie może wydobyć z siebie słowa, bo wie, że wtedy zalałaby się łzami. Nie może mu pokazać, jak bardzo ją zranił tym, co postanowił. Rozumie go, choć nie może tego znieść i jej serce pęka na tysiąc drobnych kawałków. Jyuni podnosi się i z całych sił policzkuje mężczyznę swojego życia. Seunghyun reaguje jedynie żałosnym jękiem. Dobrze wie, że na inną odpowiedź nie ma co liczyć, więc wychodzi z pokoju i czym prędzej opuszcza hostel. Nie widzi, jak Jyuni szlocha, krzyczy i wyje, rzucając się w pościeli, w której złączyć się miały dwa ciała, a miota się w rozpaczy tylko jedno.
 
***
 
    Jyuni ma oczy spuchnięte od płaczu i ledwie cokolwiek widzi przez opadająca na czoło, mokrą od łez i potu grzywkę. Kiedy dzwoni do Hayi, jest już bardzo późno, pewnie koło północy. Nie wie, ile czasu spędziła w pokoju w hostelu. Na zmianę płakała, spała i znowu płakała. Na szczęście kuzynka odzywa się po kilku sygnałach.
  - Cześć, unni! Coś się stało?
  - On... On... On mnie rzucił! - wykrzykuje Jyuni i znowu zalewa się łzami.
  - Choi Seunghyun?
  - Co?! Skąd wiedziałaś?
  - Seung zwierzył się Jiyongowi, że ma romans z kimś ze swojej przeszłości... domyśliłam się więc.
  - I nic mi nie powiedziałaś?!
  - Co miałam powiedzieć?
  - Że wiesz! Że... Jezu, wyszłam na idiotkę! Gdybym podejrzewała, że się domyślisz, nigdy bym ci nie powiedziała. Gdybym wiedziała, jak to się skończy, też. Czemu ja jestem taka żałosna?!
  - Proszę, unni, uspokój się...
  - Jak mam się uspokoić?! A może o to mu chodziło? Co jeśli zamierzał ponownie rozkochać mnie w sobie i rzucić, bym poczuła się tak, jak sam się poczuł, kiedy go zdradziłam? Nie mogę tego znieść!!!
  - Seunghyun na pewno by tak nie postąpił.
  - No tak, w końcu to święty człowiek, a ja jestem ta zła.
  - Nie mów tak o sobie.
  - Nie będę więcej zawracała wam głowy swoimi sprawami, wyjadę i przestanę uprzykrzać wam życie.
  - O czym ty mówisz? Gdzie wyjedziesz? Unni? Unni?! Unni! - krzyczy Hayi, lecz Jyuni zdążyła się rozłączyć.
W pośpiechu zakłada na siebie ubrania i opuszcza pokój. W recepcji zaczepia ją młody chłopak, stojący za ladą.
  - Zapłaciła pani za godzinę, a spędziła w pokoju pięć. - Upomina się.
Jyuni pełnym złości gestem wciąga portfel, wyjmuje z niego kilka banknotów, rzuca je na ladę i nie czekając na resztę, wychodzi. Na dworze pada deszcz i jest już zupełnie ciemno. Pogoda odzwierciedla jej obecne samopoczucie. Jyuni wsiada w samochód i rusza za miasto. Nie wie, dokąd jedzie i co zrobi. Nie myśli logicznie. W tym momencie jest roztrzęsiona i kompletnie zrozpaczona. Gna prosto przed siebie. Nie reaguje na dzwoniący telefon. Nie obchodzi jej, że Hayi pewnie się martwi, wykonując kolejne połączenia. Po chwili krajobraz miasta ustępuje widokom nieużytków. Jyuni usiłuje się uspokoić, a przed nią rozciąga się pusta droga. Na chwilę zamyka oczy, tylko na krótką chwilę... Wierzy, że kiedy je otworzy, będzie już spokojna. Lecz wtedy traci panowanie nad samochodem i wpada w poślizg, a potem ma wrażenie, że spada i czuje silne uderzenie czołem o kierownicę. 
 
zdjęcie pochodzi z LINK   


OD AUTORKI:
Myślicie, że Seunghyun dobrze zrobił, zrywając z Jyuni?
Jak się podobał rozdział?
 
Kolejny to będzie póki co mój ulubiony, więc czekajcie:>
 
I co tam w ogóle u was? 
Ja miałam intensywny weekend (wesele i chrzciny), 
lecz rozdział dla was oczywiście przygotowałam:))