28/02/2018

i will protect you (rozdział 9)

                Yoonmi była trochę skrępowana podczas kolejnego spotkania z Hyojongiem. Nie wiedziałam, jak powinna się zachowywać po tym, co wydarzyło się w ostatnim tygodniu. Chociaż wmawiała sobie, że po śmierci Yoony doszła do siebie na tyle, by opanować napady paniki i kontrolować emocje, przekonała się, że się myliła. A kiedy opowiedziała o swojej córeczce, Hyojong okazał jej zrozumienie. O nic nie pytał, niczego nie komentował, po prostu odwiózł ją do domu. Ten pozornie nieczuły, niegrzeczny i obojętny na wszystko chłopak. Wtedy wydawało jej się, że pokonali dzielące ich lata świetlne i stali się sobie bardzo bliscy, lecz, czy ta bliskość nie była jedynie chwilowym wynikiem przeżytego wspólnie wydarzenia? Yoonmi obawiała się, że ciche porozumienie z poprzedniego tygodnia zniknie przy kolejnym spotkaniu. A te obawy tylko potwierdzała, lekceważąca jak zwykle, postawa Hyojonga, siedzącego już przy stoliku w rogu lokalu i przygryzającego wargi, jak gdyby nie pamiętał niczego, wyznania swojej kuratorki w parku i odwiezienia jej do domu.
- Cześć - powiedziała Yoonmi, znowu zupełnie opanowana - dziś jedziemy do twojej mamy, prawda?
- Tak.
A potem zapadła cisza. Aż do pojawienia się kelnerki. Yoonmi oczywiście poprosiła o espresso i deser lodowy dla swojego podopiecznego.
- Dwa. Dwa desery - wtrącił pospiesznie Hyojong, a kiedy kelnerka oddaliła się od stolika, dodał - noona, nigdy nie wpadłaś na to, że ja po prostu nie lubię jeść sam?
I niespodziewanie oboje wybuchli śmiechem. On po prostu nie lubi jeść sam!, powtarzała sobie w myślach Yoonmi. Nieważne, czy rzeczywiście tak było, czy to tylko pretekst, liczyło się, że już jej od siebie nie odtrąca i, że porozumienie z poprzedniego tygodnia mimo wszystko nadal istnieje między nimi. Potem zjedli desery i porozmawiali o błahych sprawach. Yoonmi zapłaciła za nich, po czym poszli do jej samochodu. Po drodze znowu niewiele mówili. Hyojong nie chciał rozpraszać kuratorki, wolał dyskretnie ją obserwować i zrozumiał, że tylko udawała opanowanie, a w jej oczach widział ten sam smutek, co w oczach Chaewon... Czemu to ściskało go za serce? Czemu sprawiało, że chciał ją objąć i pocieszyć? Oczywiście nie zrobił tego. Aż wreszcie dotarli do celu. Yoonmi wyskoczyła z samochodu i rozejrzała się dookoła.
- Noona, to tam - zawołał Hyojong, wskazując kierunek mieszkania i zaprowadzając ją do drzwi.
Ledwie weszli, w progu pojawiła się pani Kim.
- Witam, ja jestem mamą Hyojonga, Kim Boyoung.
- Kang Yoonmi, kuratorka, miło mi.
Kobiety uprzejmie uścisnęły sobie dłonie i uśmiechnęły się przy tym obie.
W domu roznosił się przyjemny zapach jedzenia, a pani Kim powiedziała, że przygotowała obiad.
- Ale my nie jesteśmy głodni, mamo - poinformował pospiesznie Hyojong, pewien, że i kuratorka jest jeszcze najedzona deserem i, że tylko jej pomaga.
- Nie decyduj za kogoś - upomniała go matka - chętnie pani zje, prawda?
- W zasadzie...
- No, wiedziałam, wiedziałam!
"W zasadzie to naprawdę jestem jeszcze najedzona", zamierzała odpowiedzieć Yoonmi. Ale nie chciała, by pani Kim było przykro i ostatecznie po chwili wszyscy siedzieli przy stole. Niezręczna cisza trwała tylko przez moment.
- A pani lubi gotować? - zapytała Kim Boyoung i przerwała milczenie.
- Tak, chociaż niestety nie jestem w tym zbyt dobra - przyznała szczerze Yoonmi.
Wtedy pani Kim rozgadała się o kuchni swojej mamy, o ulubionych potrawach swoich i swoich synów. Yoonmi słuchała. Czy Hyojong nie wspomniał ostatnio, że lubi bulgogi? Ale pani Kim nic o tym nie powiedziała. Czyżby tego nie wiedziała? Następnie wszyscy wspólnie poskładali po jedzeniu talerze. A kiedy Yoonmi chciała zaproponować, by wyszły i porozmawiały, tamta zapytała syna:
- Przejdziesz się trochę, OK?
- OK.
I znowu zapanowało milczenie, póki Hyojong nie ubrał się i nie wyszedł z domu.
- Jest do pani bardzo podobny - przyznała Yoonmi.
- Tak? - Kim Boyoung podniosła brwi - z wyglądu, czy z charakteru?
- Na pewno z wyglądu, z charakteru to nie wiem, jeszcze nie poznałam dobrze ani pani syna, ani pani.
Niespodziewanie drzwi otworzyły się z powrotem i obie w tym momencie zamarły. Hyojong wrócił do domu po słuchawki, a jak już wyszedł, Kim Boyoung poprosiła Yoonmi, by usiadła i powiedziała:
- Yhm... pewnie pani wie, że przyleciałam z powrotem, bo mąż mnie zdradza.
- Nie. Nie wiedziałam... Hyojong o tym nie wspominał.
Yoonmi poczuła się lekko zawiedziona. A więc nie ufał jej tak, jak przypuszczała.
- Hyojong jest dość skryty.
- Proszę mi opowiedzieć, jaki jeszcze jest.
- Niezbyt towarzyski, cichy, spokojny.
- A może wie pani, czemu napadł na brata swojej dziewczyny?
Kim Boyoung wydała z siebie ciężkie westchnienie.
- Nie, nic niestety nie wiem.
- Nie pytam, żeby mu zaszkodzić, a żeby go zrozumieć.
- Oczywiście. Ale ja naprawdę nie wiem. Hyojong nie chce mi nic powiedzieć, nie chce o tym rozmawiać. Gdyby nie Hyojin, starszy syn, w ogóle bym nie wiedziała, że zamieszkał z tą całą Chaewon.
- Hyojong wspominał tylko, że wyprowadziła się zaraz po pobiciu jej brata.
- A dziwi się pani, że po takim czymś wolała od niego odejść?
- Nie wiadomo, czemu go pobił - przyznała Yoonmi - jej brat nie złożył oskarżenia, jak gdyby sam narozrabiał i obawiał się czegoś.
- Nie wiem.
- Nie uważam, żeby Hyojong był niebezpieczny i skłonny napaść na kogoś bez konkretnego powodu, w tak brutalny sposób.
- Bo taki nie jest, nigdy celowo nikogo nie skrzywdził. A kiedy dowiedziałam się, co zrobił, sama nie potrafiłam w to uwierzyć, powtarzałam sobie: nie, niemożliwe, nie Hyojong. I... nadal w to nie wierzę.
Kim Boyoung ukryła twarz w dłoniach, jakby zamierzała się rozpłakać. Yoonmi wiedziała, że jest jej z tym wszystkim okropnie ciężko. Nie chciała tego pogarszać, poza tym, jak widać, matka istotnie nie wiedziała zbyt wiele o ostatnich miesiącach z życia syna.
- A czy Hyojong koleguje się z kimś, z kim mogłabym porozmawiać i zapytać o kilka rzeczy? - zapytała po chwili Yoonmi.
- Ach, tak, ma dobrego przyjaciela - powiedziała pani Kim z nagłym ożywieniem - znają się od podstawówki.
- A jak się nazywa?
- Hongseok. Yang Hongseok.
Yoonmi zanotowała nazwisko w telefonie.
- Dziękuję.
- Proszę, niech pani nie myśli, że nie troszczę się o Hyojonga. Chociaż to też prawda, ostatnio nie byłam idealną matką. Ale on... naprawdę jest po prostu bardzo skryty, za bardzo.
- Proszę się nie martwić - odpowiedziała Yoonmi ze zrozumieniem - wiem.

***

                Następnego dnia po śniadaniu Changgu znowu zjawił się w kuchni z poskładanymi talerzami. Chociaż dzisiaj obsługiwała ich Byul, zastał tam i Chaewon. Z ożywieniem dyskutowały i wybuchały co pewien czas śmiechem, a jak tylko go zauważyły, zamilkły.
- Och, przecież powiedziałam ci, że nie musisz tego robić - przypomniała Chaewon i odebrała od niego talerze - posprzątam resztę.
Byul posłała jej jeszcze pełne rozpaczy spojrzenie: unni nie, nie zostawiaj nas samych! Nie wiedziała, że Chaewon celowo wyszła, by spokojnie porozmawiali. Nie czuła się przy Changgu swobodnie po tym, co wydarzyło się między nimi ostatnio, albo może: co się nie wydarzyło. A mimo to całym czas obserwowała go w ukryciu i nie przestała lubić.
- Byul...
- Tak? - zapytała, nie odwracając wzroku w kierunku chłopaka.
- Byul, posłuchaj.
- Yhm?
- Shin Byul! - dopiero, gdy podniósł głos, utkwiła w nim niepewne spojrzenie i pozostała w bezruchu.
- Czemu na mnie krzyczysz?
- Ja przepraszam.
- OK, przeprosiłeś, to możesz iść, jestem zajęta.
Czemu tak się denerwowała? Nie dość, że dłonie spociły jej się z nerwów, to w dodatku czuła, że trzęsie się na całym ciele. Nie przypuszczała, że po tym, jak wygłupiła się ostatnio, kiedykolwiek jeszcze porozmawia z Changgu. To ją zawstydzało, a jednocześnie fascynowało.
- Ja przepraszam za zamieszanie, które wtedy sprowokowałem - dodał po chwili z prawdziwą powagą.
A potem zapadło milczenie. Changgu nie był przecież winny sceny, jaka rozegrała się wtedy na korytarzu, nie był winny tego, że Chaewon zbyt ostro zareagowała i, że w efekcie obudziła się pani Shin.
- To nie ty, tylko ja powinnam przepraszać - powiedziała wreszcie Byul, spuszczając wzrok z niego i wpatrując się tępo w podłogę.
Changgu w kilku krokach znalazł się obok. W tym momencie powietrze stało się gęste, jak gdyby niespodziewanie zabrakło w kuchni tlenu.
- Jak wiesz, po południu wracamy do Seulu, nie chcę czuć, że zostawiam po sobie złe wspomnienie - rzekł Changgu, a jeżeli Byul miała jeszcze nadzieję na cokolwiek między nimi, po tym wyznaniu wyzbyła się jej zupełnie i zrozumiała: to jest pożegnanie.
- Nie zostawisz - uspokoiła go, po czym zaproponowała z dziwnym drżeniem w głosie - może po prostu oboje o wszystkim zapomnijmy?
- Byul, jesteś ładna i masz poczucie humoru. Nie jeden jeszcze oszaleje na twoim punkcie. A ja, to nie tak, że cię nie polubiłem, tylko... podoba mi się ktoś inny i ty też spodobasz się kiedyś komuś.
Byul miała wrażenie, że wpatrywał się w jej bliznę, kiedy o tym mówił. A więc był taki, jak wszyscy, odtrącając ją, zbywał marnym pocieszeniem. Czy naprawdę wierzył, że sprawi tym sposobem, by poczuła się lepiej?
- Chaewon kazała ci mnie przeprosić?
- Nie.
O czym więc rozmawiali, gdy widziała ich wychodzących wczoraj wieczorem i idących w kierunku plaży? Nie zapytała. Nie chciała wiedzieć. Nie obchodziło jej już to.
- OK i wybacz, jestem zajęta - powtórzyła.
Changgu ukłonił się i wyszedł z kuchni. Już nie widział łez, które popłynęły po policzkach dziewczyny. 
                Byul nie zjawiła się przy wyjeździe gości, nie pożegnała ich osobiście. To Chaewon towarzyszyła im, gdy opuszczali pokoje i nosili do samochodu walizki. Nie wiedziała, jak przebiegła poranna rozmowa w kuchni, lecz przeczuwała, że okazała się chyba kiepskim pomysłem. A w dodatku nie dawała jej spokoju wczorajsza przechadzka z Changgu po plaży. "Proszę, opowiedz mi o sobie. Co lubisz? Czego nie? Co cię denerwuje? Co sprawia ci radość? Wybacz mi, jeżeli jestem wścibski, ja tylko... chciałbym wiedzieć o tobie wszystko." Czemu? Czemu o to poprosił? Czemu chciałby wiedzieć wszystko? Czy to nie zabrzmiało tak, jakby był nią zainteresowany? Przestraszona, wolała uciec wtedy do domu i nie odpowiedzieć. On i tak wyjedzie, nigdy więcej się nie zobaczymy, wmawiała sobie. Kiedy inni pakowali bagaże, Changgu podszedł, zagadując ją:
- Dziękuję, że zostawiłaś nas w kuchni samych, przeprosiłem Byul.
- O, i jak?
- Niestety, nijak. Nie wiem, czy poczuła się przez to lepiej, czy wręcz przeciwnie. Nie byłem nigdy dobry w przepraszaniu - przyznał.
- Ale za to masz spokojne sumienie, pewnie gdybyś jej nie przeprosił, żałowałbyś, że tego nie zrobiłeś.
- Racja.
- No, życzę wam bezpiecznej podróży! - zawołała, po czym podała mu rękę na pożegnanie i poczuła, jak splata z jej palcami swoje...
- Do zobaczenia.
Chaewon nadal stała na werandzie i obserwowała, jak wszyscy wsiadają do samochodu i odjeżdżają, kiedy odkryła w dłoni jakiś papierek. Changgu jej go przekazał? Z lekkim podenerwowaniem zamknęła się w pokoju na poddaszu i usiadła na swoim posłaniu. Niespokojnymi dłońmi rozwijała papierek, przy czym czuła, że serce bije jej jak oszalałe. Aż wreszcie przeczytała: "Chaewon, podobasz mi się, cieszyłbym się, gdybyś zadzwoniła do mnie. Yeo Changgu", podał tam też numer telefonu. Chaewon zadrżała. Nie myliła się co do uczuć Changgu, spodobała mu się... Z tego powodu ogarnęło ją przerażenie. A w przypływie impulsu, bez chwili wahania, podarła liścik i spłukała w toalecie, widziała jak kawałki papieru namakają i znikają. To wystarczyło, by znowu poczuła się spokojna.

21/02/2018

i will protect you (rozdział 8)

*RETROSPEKCJA*

                Chaewon zamarła, ledwie usta Hyojonga dosięgnęły jej ust i zamknęła oczy, bo kiedyś czytała, że tak się powinno podczas pocałunku. Nie całowała się nigdy przedtem. Nie wiedziała, co robić, więc po prostu stała nieruchomo. Hyojong muskał delikatnie jej wargi, jakby chciał dostać się między nie językiem. Posłusznie rozchyliła usta i umożliwiła mu to. W tym momencie miała wrażenie, że o cokolwiek by poprosił, zrobiłaby wszystko. Nie rozumiała zupełnie, czemu tak się czuła. Hyojong przechylił się lekko, wsuwając język między wargi dziewczyny i wtedy uderzył nosem o jej policzek.
- Ałaaa! - zawołał i natychmiast odskoczyli od siebie.
Chaewon miała czerwone oczy po poprzednim ataku histerii, lecz przestała płakać i poza tym, że nadal drżała z emocji, wydawała się spokojna. Czy to wydarzyło się naprawdę?, zastanawiała się. Czy on mnie pocałował? A może tylko zdawało jej się? Zszokowana rozmyślała o ich pocałunku, a Hyojong zachowywał się, jakby nigdy nic. Czy i ona powinna przejść z tym do porządku dziennego? Chociaż to nie było proste, tak postanowiła.
- Oppa, może lepiej pojedziemy do szpitala?
- Nie, to nic, tylko trochę kręci mi się w głowie i widzę cię podwójnie.
- Co?!
- Hahaha, żart.
- No wiesz, zabawny... nie żartuj w ten sposób, o ile nie chcesz, bym dostała zawału.
- Nie chcę, po prostu, to miłe, że tak troszczysz się o mnie.
- Oppa, troszczę się, bo ja do tego doprowadziłam. Ale naprawdę nie kręci ci się w głowie i nie widzisz podwójnie?
- Nie, podwójnie nie, jeśli mam być szczery... widzę potrójnie - rzekł i wybuchł donośnym śmiechem.
- Oppa!
- Lee Chaewon, gdyby było tak źle, chyba bym sobie nie żartował, prawda?
Później położył się na kanapie i znowu złapał za nos. Pomimo tego, że nadal go bolało, to ogólnie czuł się dobrze i nie widział powodu do paniki. Cała złość na Chaewon powoli opadała. Nie zrobiła niczego specjalnie. I nie wpadła też przecież w histerię po to, by dodatkowo go zdenerwować. A przede wszystkim, uspokoiła się szybko.
- Ja przyniosę ci lodu - zaproponowała, po czym sięgnęła kilka kostek z zamrażarki, zawinęła w ręcznik i podała mu.
Z westchnieniem położył sobie okład na nos, zabolało, lecz po chwili poczuł ulgę.
- W życiu bym nie przypuszczał, że jesteś taka silna - przyznał, ciągnąc Chaewon za rękę i tym samym zmuszając ją, by przysiadła obok.
- Sama nie przypuszczałam - zachichotała, zaskoczona, że dobry humor go nie opuszczał, a w dodatku, udzielił się i jej - jeszcze raz przepraszam, że przekonałam się o tym akurat na tobie.
- I ja przepraszam.
- Za co?
- Za to, że cię pocałowałem.
- Za to, że mnie pocałowałeś?
Przez moment miała nadzieję, że może Hyojong znowu żartował. Ale nie, był poważny, bardzo, bardzo poważny. A Chaewon bała się, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi.
- Chyba tylko tak mogłem cię uspokoić - dodał i zamilkł, jakby zawstydził się lub może był zbyt zmęczony.
A więc... zrobił to, żeby mnie uspokoić, powtarzała sobie Chaewon i nie wiedziała czemu, poczuła przypływ niespodziewanego smutku.

***

                Chaewon od godziny szykowała się na odwiedzenie lokalu, w którym pracowała Younghee. Skoro zamierzała udawać, że chce tam pracować, jej wizerunek powinien się do tego nadawać. Ale nie czuła się też dobrze w zbyt seksownych ubraniach i w zasadzie to takich nie miała. Ostatecznie postanowiła iść w jeansach i sweterku z dość dużym dekoltem. Włosy związała w dwie kitki i pomalowała usta błyszczykiem. A potem przyszła pokazać się Hyojongowi. Nie zaszczycił jej komplementem. Nie wyraził swojej opinii, czy podobała mu się w takim wydaniu, czy nie. Przez moment po prostu patrzył na nią w skupieniu, aż wreszcie stwierdził z uśmiechem:
- Jest dobrze. Jest bardzo dobrze, wczułaś się w rolę.
A więc i Chaewon w odpowiedzi tylko się uśmiechnęła. Hyojong, który zgodził się na udawanie tego wieczoru jej chłopaka, nie założył niczego specjalnego, ubrał się w to, w czym zazwyczaj chodził, czyli wygodnie i sportowo. Po drodze do lokalu, czuli się nieco skrępowani. Po raz pierwszy wychodzili wspólnie i to wprawiało ich w zakłopotanie. Niewiele mówili, mimo że w domu rozmawiali czasami całymi godzinami. A może wszystko z powodu nerwów? Chaewon wiedziała, że chociaż nie obiecywała Hongseokowi niczego, ten robił sobie nadzieje co do jej rozmowy z Younghee. Jak tylko weszli do klubu, oślepiły ich kolorowe reflektory i opary sztucznego dymu, a w nich przechadzały się pomiędzy stolikami kelnerki topless. Na czerwonych kanapach siedzieli eleganccy biznesmeni, w dojrzalszym już wieku, którym towarzyszyły prostytutki. Chaewon  poczuła się niezręcznie, kiedy zrozumiała, że poza tymi zatrudnionymi, nie ma tu innych dziewczyn i bała się, by ktoś nie pomylił jej z nimi. Hyojong jakby wyczuł te obawy, objął ją i poprowadził do wysokich, barowych krzeseł, obok klatki, gdzie znajdowała się rura do tańczenia.
- Jeżeli chcesz, możemy wyjść - zaproponował.
- Nie... tylko bądź przy mnie, przez cały czas - poprosiła Chaewon.
Chociaż wszyscy patrzyli w ich kierunku, wiedziała, że nikt jej nie zaczepia, bo Hyojong ją obejmuje.
- A może napijmy się piwa na rozluźnienie? - zapytał - stawiam.
- OK.
U rozebranej barmanki, kupił im po piwie. Zniecierpliwieni, popijali w ciszy i wypatrywali Younghee. Dopiero o północy została wpuszczona do klatki i zawisła na rurze. Nikt nie odrywał wzroku od jej elastycznego ciała, jedynie w czarnym staniku i stringach. Chaewon planowała, jak ją potem zagadać. Hyojong natomiast wyobrażał sobie szok przyjaciela, kiedy ten był tu i zobaczył taką Younghee, wystawioną na widok publiczny, zatrudnioną po to, by sprawiać przyjemność innym. Hongseok musiał czuć się załamany, musiało być mu ciężko widzieć, że ktoś, kogo chciał mieć tylko dla siebie, należał do tych wszystkich bogatych biznesmenów. Niektórzy podchodzili do klatki i wkładali dłonie między szczeble. Ale Younghee nie pozwalała się dotykać. Niektórzy wrzucali pieniądze. Jeszcze inni, wizytówki ze swoim numerem telefonu. Ledwie Younghee skończyła występ, posypały się brawa, a ona, niewzruszona, pozbierała banknoty i udała się na zaplecze. Chaewon pognała za nią.
- Cześć! - zawołała - możemy porozmawiać?
Younghee posłała jej zdziwione spojrzenie.
- Ale o czym?
- Ja... chciałabym tu pracować. Czy mogę zapytać cię o kilka rzeczy?
W tym momencie podszedł do nich pijany klient i złapał Younghee za pośladki. A kiedy ta odepchnęła go od siebie, uczepił się Chaewon:
- Hej, mała...
- Ajussi, odczep się od mojej dziewczyny - rzekł stanowczo Hyojong, niespodziewanie stając za Chaewon i oplatając ją ramionami.
Wtedy pijany rzucił kilkoma przekleństwami i usiadł z powrotem do stolika.
- Lepiej przejdziemy na zaplecze - postanowiła tancerka, po czym popatrzyła na Hyojonga i dodała - tylko, że chłopaków tam nie wpuszczamy.
- Nie jestem zachwycony, że ona zamierza tu pracować, więc chciałbym być przy rozmowie i dowiedzieć się czegoś o tym miejscu.
- No dobra.
Younghee zaprowadziła ich na zaplecze, gdzie kręciło się jeszcze kilka dziewczyn, tancerek, czy prostytutek. W ciszy postawiła na stoliku butelkę soju i trzy kieliszki. A potem zapytała, o czym Chaewon chciała rozmawiać.
- Yhm... co konkretnie robisz? No wiesz, poza tańczeniem.
- Nic. Jeżeli o to ci chodzi, nie sypiam z facetami, od tego są inne dziewczyny.
- OK. A... lubisz to, co robisz?
- Gdybym nie lubiła, to bym tego nie robiła, prawda?
Younghee miała miły głos. Chociaż była ostro wymalowana, jej twarz sprawiała wrażenie wręcz dziecinnej, co kontrastowało z typowo kobiecymi kształtami ciała. Hyojong popijał alkohol. W tle, dwie dziewczyny wzajemnie balsamowały sobie plecy i chichotały przy tym głośno.
- A czy... masz chłopaka? - zapytała Chaewon - i co on na to?
Younghee zamilkła. Hyojong nadal pił kieliszek za kieliszkiem. W tle dwie dziewczyny robiły sobie selfie.
- Nic, póki jeszcze jest w wojsku, o niczym nie wie.
- Ach - wzdychała Chaewon - kiedy skończy służbę?
- Za dwa miesiące.
- No i co wtedy?
- Jak chcesz tu pracować, musisz porozmawiać z szefem, mogę go zawołać - powiedziała Younghee lekko znudzona i zirytowana.
- Nie! Nie jestem jeszcze zdecydowana. Nie wiem, czy przekonałam chłopaka...
Hyojong wypił kolejny kieliszek.
- Jak chcesz - powtórzyła Younghee i zostawiła ich samych.
A do Chaewon dotarło wtedy, że Hyojong jest już kompletnie pijany. Nie wiedziała, jakim sposobem przez tak krótki czas doprowadził się do tego stanu. Ale wiedziała, że pora wracać do domu. Hyojong szedł chwiejnym krokiem i musiała go przytrzymywać. Nie popisywał się, więc bezpiecznie wyszli z klubu. Na dworze owiało ich zimne powietrze, była późna noc i pozostawało im tylko złapanie taksówki. Po chwili siedzieli na tylnym siedzeniu, ona skupiona, on podsypiał oparty o nią. Po drodze zastanawiała się, czy może tak po prostu wyciągnąć portfel Hyojonga i zapłacić. Lecz czy pozostawało jej inne wyjście? Nie, więc poczuła się usprawiedliwiona. Za oknem błyszczały światła, toczyło się nocne życie. W samochodowym radiu cicho grała muzyka. Wtedy Hyojong obudził się i zwymiotował prosto na kurtkę Chaewon.
- Och, sorry...
W tym momencie taksówkarz zatrzymał się na poboczu.
- Proszę wysiąść.
- Nie - błagała Chaewon - nie pobrudził panu samochodu, niech się pan nie martwi i odwiezie nas do domu.
Ale taksówkarz nie zmienił zdania. Chaewon zapłaciła z pieniędzy Hyojonga za przejechany odcinek i wysiedli. Nie wiedziała, gdzie są i, co mają robić. Nie znała zbyt dobrze miasta, a ta okolica wydawała się zupełnie opustoszała. W kilku pobliskich domach było ciemno. Nikt nie kręcił się dookoła. Nikt akurat nie wyprowadzał psa. W budce z automatami po przeciwnej stronie siedzieli dziwni ludzie. Chaewon poszukała mapy w telefonie i sprawdziła odległość od domu. 8 kilometrów, to tylko 8 kilometrów, powtarzała sobie "tylko" dla dodania odwagi. Co gorsze, przez cały czas musiała przytrzymywać Hyojonga. Nie ułatwiał jej tego, był senny i jedyne, czego chciał, to spać oparty o nią. Po godzinie nie uszli więcej niż kilometr. Chaewon czuła się wyczerpana, mimo wszystko nie przestawała powtarzać, że jeszcze trochę, jeszcze tylko troszeczkę.
- Niedobrze mi - przyznał w pewnym momencie Hyojong - i zimno.
Nie chciała, by się rozchorował, lecz co jej pozostawało poza oddaniem mu swojej czapki i przytuleniem go?
- Już blisko, zaraz położysz się w ciepłym łóżku.
- Lee Chaewon, przepraszam, nie mam siły - wymamrotał, wtulony w jej włosy, a potem po prostu siadł na ziemi, podkurczył kolana i oparł o nie twarz.
Nie wolno mi panikować, pocieszała siebie. Wtedy usłyszała wibrujący mu w kieszeni telefon, sięgnęła go, sprawdziła, że dzwoni Hongseok i bez wahania odebrała.
- I jak? - pytał przejęty - jak wam poszło?
- To ja, Lee Chaewon, chyba potrzebujemy twojej pomocy...
W skrócie opowiedziała Hongseokowi o wszystkim, co się wydarzyło w drodze do domu. Ledwie powstrzymywała płacz i zauważyła, że cała trzęsie się z nerwów. A może z zimna? Uszy już ją bolały od podmuchów silnego wiatru. Hongseok poprosił, by wysłała mu ich lokalizację, wtedy po nich przyjedzie i przy okazji wypyta o szczegóły rozmowy z Younghee. Chaewon, nieco uspokojona,  z powrotem włożyła Hyojongowi telefon do kieszeni i przysiadła koło niego.
- Nie zostawisz mnie? - zapytał.
- Nie, zaraz przyjdzie Hongseok i zabierze nas do domu.
- Nie zostawisz mnie... nigdy?
Nie widziała, o co mu chodzi. Nie zapytała o to. Nie chciała wiedzieć.
- Oppa, zimno ci?
- Yhm - wtedy podniósł wzrok i posłał jej pełne smutku spojrzenie - nie zostawiaj mnie.
- Już dobrze - powiedziała i złapała go za ręce, by było mu cieplej.

16/02/2018

our whole family (rozdział 10) - END

CONFESSION

                Geunsuk zamarł, kiedy zastał zakrwawioną i zapłakaną Hyesung w domu jej przyrodniej siostry. Przez kilka sekund stali w zupełnej ciszy, mierzyli się wzrokiem i nie powiedzieli nic. Potem detektyw położył rękę na broni i gotowy w każdym momencie ją wyjąć, wszedł do mieszkania. Przy tym nie spuszczał z oczu Hyesung. Nadal stała w drzwiach, wpatrzona w nieokreślony punkt.  Przez cały czas drżała, a po jej czole spływały kropelki potu. O nie, to nie była ta sama, zimna i opanowana niezależnie od sytuacji Hyesung. Coś się stało. Coś bardzo niedobrego. Geunsuk nie odciągając dłoni od pistoletu i oczu od przerażonej aktorki, wkradał się niewielkimi krokami we wnętrze salonu. Nie potrafił przy tym nie wspominać i nie rozpamiętywać spędzonych tu z Seungyeon intymnych chwil. Czy została napadnięta przez siostrę? Czy niesłusznie ją podejrzewał? Czy... nie zdołał jej ochronić? Hyesung oddychała głośno, jakby powietrze nie docierało do płuc, tylko zatrzymywało się gdzieś w zakamarkach ściśniętego gardła. I wtedy Geunsuk zauważył krew, wsiąkającą w obicie kanapy i rozlaną na podłodze, a obok był nóż. Plama przypominała mu tamtą w kuchni Jaekyung. I tak, jak w tamtym przypadku, w miejscu zbrodni brakowało ofiary.
- Gdzie ona jest? - zapytał Geunsuk po raz pierwszy, jeszcze zbyt oszołomiony, by podnieść głos, czy okazać emocje - GDZIE. ONA. JEST.
Hyesung milczała. Przez cały czas sprawiała wrażenie nieobecnej. Jakby nie usłyszała pytania. Jakby przebywała w zupełnie innym świecie. Jakby... W momencie, gdy Geunsuk z przerażeniem wykrzyczał "co jej zrobiłaś?" i wymierzył w nią pistolet, upadła na kolana i zawyła, zalana łzami:
- W... w szpitalu! Seungyeon jest w szpitalu!
Geunsuk schował broń i, kucając obok aktorki, zapytał:
- Hyesung-sii, opowiesz mi, co tu się, do cholery, wydarzyło?
W milczeniu sięgnęła z kieszeni paragon z baru na wyjątkowo wysoką sumę z dnia 10-go października. Geunsuk poczuł, że przez plecy przeszedł mu dreszcz. Nie zapytał, po prostu zgadł, że ten świstek papieru należał do Seungyeon.
- Tak. To ona zamordowała Jaekyung - powiedziała Hyesung - jak tylko pokazałam jej paragon, przyznała się.
Geunsuk wydał z siebie ciężkie westchnienie. Nie pomylił się. Niestety. Nie pomylił się co do winy Seungyeon, chociaż chciał być w błędzie. Zrozpaczony, pomógł Hyesung wstać z podłogi i usiąść w fotelu, a wtedy poczuł drżenie jej ciała.
- I co wydarzyło się potem? - zapytał z dziwnym zrezygnowaniem takim, co pojawia się w chwili, gdy wreszcie wiemy, że niczego nie zmienimy, jakbyśmy się nie starali.
- A potem... płakała i powtarzała, że nie chciała tego zrobić.
- W jakim sensie nie chciała?
- Nie wiem, potem złapała za nóż.
Hyesung znowu zaczęła płakać. Geunsuk dał jej chusteczkę, by wytarła ze swojej twarzy i łzy i krew.
- To była tak zwana obrona własna, nie jesteś winna, jeżeli ją zraniłaś...
- Nie zraniłam jej.
- Więc...? - Geunsuk popatrzył na zasychającą na kanapie i podłodze krew, po czym pytająco uniósł brwi.
- Seungyeon złapała za nóż, wystraszyłam się... a ona przystawiła go sobie go szyi.
- Nie chcesz chyba powiedzieć...
- Niestety, kiedy dotarło do mnie, co zamierza zrobić, było za późno, nie zdołałam jej powstrzymać - płakała Hyesung - bez chwili zawahania wykonała cięcie.
- Nie mogę w to uwierzyć.
- Nigdy nie byłyśmy sobie bliskie, lecz kiedy zobaczyłam Seungyeon wykrwawiającą się i walczącą o każdy oddech, pomimo tego okropnego czynu, jaki popełniła... chciałam, by żyła. Natychmiast wezwałam pogotowie, robiłam wszystko, o czym informowali mnie przez telefon. Ale kiedy ją zabierali, nie była przytomna.
- W jakim jest szpitalu?
Hyesung powiedziała mu i zapytała:
- Ja... powinnam być przy siostrze, czy może mnie pan zabrać do szpitala?
Nie, nie mogę, muszę tu zostać i zbadać okoliczności tego wydarzenia, nie wolno mi tak po prostu wyjść, tłumaczył sobie Geunsuk, a mimo wszystko... też poczuł tę potrzebę bycia przy Seungyeon. Nic nie szkodzi, jeżeli wezwie do jej mieszkania swoich kolegów. Tak. Tak zrobi. A potem podał rękę Hyesung i rzekł:
- Oczywiście.

KILKA DNI PÓŹNIEJ

                Seungyeon dużo spała, a kiedy się budziła, rodzice nadal siedzieli obok i czuwali. Nie odstraszyły ich kajdanki na jednym z jej przegubów przypięte do łóżka, czy strażnik wyznaczony do pilnowania sali. Nigdy jeszcze nie czuła tak intensywnie, co to miłość rodziców, ich troska i oddanie. Czasami przychodziła tu też Hyesung. Czasami detektyw, i pytał ją, czy jest już gotowa zeznawać. Nie była. I niby jak miała zeznawać, skoro nie mówiła? To chwilowe, tłumaczyli lekarze, rana na szyi się zagoi i wszystko wróci do normy. Nie, nic nie wróci do normy... O tym wiedziała. Nie płakała. Nie pisała na podsuwanych jej karteczkach pytań o nic i o nikogo. Nie myślała o Hongkim, zabroniła sobie tego w chwili, gdy przyznała się swojej siostrze do popełnionego czynu, tak, jakby dopiero wtedy stała się winna. Czasami tylko zastanawiała się: Czy on wie już, że to ja, że to wszystko przeze mnie? Potem naciskała przycisk wzywający personel medyczny i pisała na karteczce, że potrzebuje tabletek przeciwbólowych. Po nich nie czuła nic. Pewnego dnia detektyw przyszedł wyjątkowo późno, kiedy Seungyeon uważała, że może poddał się wreszcie. Z tym samym smutkiem wypisanym na twarzy, siadł przy jej łóżku i przywitał się.
- I jak się dzisiaj czujesz? - zapytał.
Seungyeon napisała na karteczce: tak jak i wczoraj i przedwczoraj i przed przedwczoraj.
- To może złożysz zeznania?
- Proszę, niech jej pan nie męczy - rzekł ojciec.
- Seungyeon nie czuje się jeszcze dobrze - dodała matka.
- Ale ja ją pytam - przypomniał Geunsuk.
Zazwyczaj w tym momencie Seungyeon pisała na karteczce "nie". Zazwyczaj, lecz nie dziś.
Tak.
Na twarzy detektywa pozostał smutek, mimo nieznacznego uśmiechu.
- Seungyeon-sii, po prostu zapisz wszystko na tablecie - poprosił i podał jej go.
Niby jak?
- Ach, zdejmę ci kajdanki.
I tak też zrobił, ostrożnie i delikatnie. Ku ich niezadowoleniu, wyprosił z sali jej rodziców, bo mimo wszystko to mogłoby być dla nich za trudne, poza tym nie powinni rozpraszać córki.
Nie wiem, co napisać, wystukała na tablecie.
- Nie denerwuj się... - zamilkł na moment, czy on jeszcze dodawał jej wsparcia? - po prostu skup się i opowiedz o wszystkim, ze swojej perspektywy.
Na kilka chwil ich oczy się spotkały. Geunsukowi wydawało się, że znowu jest jak wtedy, w jej apartamencie, kiedy leżeli na kanapie i całowali się namiętnie, lecz szybko odrzucił od siebie to skojarzenie. Seungyeon natomiast utkwiła wzrok w tablecie i zaczęła pisać.

                Aby opowiedzieć tę historię powinnam zacząć od siebie i od Hongkiego. Jak powiedziałam wcześniej, nie czuł się szczęśliwy z Hyesung i szukał u innych tego, czego nie dawała mu żona, czułości, miłości, wsparcia. Ja to rozumiałam i tym sposobem oboje staliśmy się ofiarami Hyesung, ofiarami braku jej uczuć, o które tak usilnie walczyliśmy. Często spotykaliśmy się i rozmawialiśmy jak prawdziwi przyjaciele. No i stało się, pewnego dnia poszliśmy do łóżka. Czy wtedy zakochałam się w Hongkim? Czy tylko to sobie wtedy uświadomiłam? Ale on żałował tego do czego doszło, a ja pomyślałam: mimo wszystko kocha Hyesung. Nie chciałam stawać im na drodze, po prostu się wycofałam. Ale problem tkwił w tym, że on nie kochał ani Hyesung, ani mnie. Nie zdziwiłam się, kiedy usłyszałam o ich rozwodzie. A co wtedy czułam? Nadzieję? Może to szansa dla nas, myślałam. Ale kompletnie się myliłam. Wszelkie starania, by zbliżyć się na nowo do niego i rozkochać go w sobie traktował jak przyjacielską pomoc. No i potem pojawiła się Jaekyung. Hongki ją kochał, o tym byłam przekonana, choć to tak okropnie bolało. Nigdy nie dowiedziałam się, czym sprawiła, że stała się dla niego wszystkim, coś, czego ja nie potrafiłam. Znienawidziłam Jaekyung i byłam jej jednocześnie ciekawa. Z tego powodu poprosiłam Hongkiego, by nas zapoznał. Ale on odmówił. A więc sama podjechałam pod jej dom (jak kilka miesięcy temu zrobił Hongki) i obserwowałam ją. Jaekyung wzbudzała we mnie zachwyt, chociaż tego nie chciałam i chociaż nie chciałam się do tego przyznać. Jaka była? Dobra, to słowo idealnie ją opisuje. Z rozpaczy, że i ja nie jestem taka, zaczęłam pić, coraz więcej i więcej. Alkohol dawał mi pocieszenie. Całymi dniami zajmowałam się obserwowaniem Jaekyung. Nie obchodziło mnie, czy się zorientuje, czy nie. Chyba popadłam w obsesję, wydawało mi się, jeżeli będę ją obserwowała, też będę taka, jak ona. Ale Jaekyung stawała się coraz wspanialsza, a ja coraz żałośniejsza. Na 10.10 zaplanowałam wyjazd do Busan. Hyesung obiecała dbać o moje kwiaty (okłamałam ją, że mam i kota), a potem nie odbierała telefonu, kiedy chciałam dać jej swoje klucze. Zdesperowana, zadzwoniłam do Hongkiego i opowiedziałam mu, jaka jest sytuacja.
- Możesz podrzucić mi klucze, przekażę je Hyesung w wytwórni - zaproponował - jestem u Jaekyung, wyprawia urodziny. Możesz na moment wpaść.
I wysłał mi sms-a z adresem. Nie wahałam się, być u Jaekyung, to taka okazja! Nie miałam w planach niczego złego, tylko trochę się rozejrzeć tu i tam. Nic trudnego, wystarczyło zapytać o toaletę, by zaproszono mnie do domu. Na urodzinach były też jej przyjaciółki. Niezłe zamieszanie. Uprzejmie życzyłam Jaekyung wszystkiego dobrego i zamknęłam się w toalecie. Nie wiem, czego tam szukałam, kiedy przetrząsałam wszystkie szafki. Ale znalazłam, znalazłam to, czego nie oczekiwałam znaleźć, test ciążowy z wynikiem pozytywnym. Jaekyung urodzi dziecko Hongkiego... Ta myśl nie dawała mi spokoju. Ta myśl doprowadzała mnie do rozpaczy. Ta myśl mnie opętała. Z przerażeniem wypadłam stamtąd. Przez kolejny dzień cały czas piłam. Ale to mnie nie pocieszyło. Wieczorem, zamiast wyruszyć do Busan, wybrałam się do klubu i upiłam. Nie wiem, jak dotarłam do domu.... do domu Jaekyung. Nie miałam złych intencji, kiedy dzwoniłam do drzwi. Nie spodziewałam się, że otworzy, a mimo to otworzyła. Po chwili siedziałam w jej kuchni. Jaekyung zrobiła mi herbatę i zapytała, czy mam kłopoty. Nie wytrzymałam, poza tym nadal byłam pijana...
- Ty jesteś moim kłopotem! - zawołałam.
Jaekyung nie rozumiała, tak że jej wytłumaczyłam: kocham Hongkiego, kocham go od dawna i pewnie nigdy nie przestanę.
- Och, Seungyeon-ssi... - powtarzała zszokowana i przepełniona współczuciem.
- Czy Hongki wie, że jesteś w ciąży? - zapytałam.
- N... Nie. Nikt jeszcze o tym nie wie... skąd...?
Nie zamierzałam tłumaczyć, że przeszukiwałam jej rzeczy i znalazłam test.
- Jaekyung, zniknij stąd, zostaw mi Hongkiego, zostaw mi go, błagam - szlochałam.
Ale ona powiedziała "nie".
- Przykro mi... zrozum, on nie czuje do ciebie tego, co do mnie - wyznała, a potem powtarzała, że jeszcze spotkam kogoś odpowiedniego.
I wtedy oszalałam, wstałam, szarpnęłam Jaekyung i wykrzyczałam jej prosto w twarz:
- Nienawidzę cię!
- Seungyeon-ssi, jesteś pijana.
- No i co z tego?!
- Seungyeon-ssi, proszę, puść mnie...
A więc puściłam... widziałam, jak zachwiała się i... Nie miała szans, jej skroń trafiła akurat w kant stołu. Wszędzie była krew. Nie musiałam sprawdzać, a mimo to sprawdziłam, Jaekyung nie żyła. W jednej chwili wytrzeźwiałam, chociaż prawda nadal do mnie nie docierała. Jak to możliwe, że zabiłam kogoś? Łzy płynęły po mojej twarzy. Czemu jej nie reanimowałam? Czemu nie wezwałam pogotowia? Nie wiem, spanikowałam. Później zadzwoniłam do ex-chłopaka i opowiedziałam mu o wszystkim. Po godzinie był u Jaekyung.
- Seungyeon, jeżeli ci pomogę, dasz mi tyle pieniędzy, ile zechcę? - zapytał, a ja odpowiedziałam, że tak.
Już tylko stałam i patrzyłam, kiedy zapakował zwłoki w worek i zabrał. Nie chciał powiedzieć, co zamierza, kazał mi wracać do domu. A więc tak zrobiłam. Po trzech dniach dowiedziałam się, że jej zwłoki znaleziono w rzece. Przez cały czas odrzucałam od siebie myśl, że ja ją zabiłam. W dodatku, kiedy Hyesung oddawała mi klucze, zapytałam, czy dbała o kwiaty i kota, a ona nie powiedziała nic w stylu "Seungyeon, przecież nie masz kota", co znaczyło, że w ogóle jej u mnie nie było. Nienawidziłam jej w tamtym momencie i postanowiłam ją w to wszystko wrobić. Nie poszłoby tak prosto, gdybym nie spodobała się detektywowi, wykorzystałam go, by odciągnąć od siebie podejrzenia. Ale  naprawdę nadal kochałam Hongkiego i to mnie zgubiło. Chociaż nieustannie przypominał mi o mojej winie, nie umiałam nie być blisko niego. Nie chciałam go oszukiwać, chciałam mu powiedzieć: to ja ją zabiłam, zabij i mnie. Ale nie zrobiłam tego, o nie, ja jeszcze go pocieszałam. Czy to nie okropne? A kiedy opiekowałam się Hongkim, zrozumiałam: on nigdy nie poczuje się szczęśliwy bez Jaekyung. I tak wiele razy chciałam cofnąć czas, cofnąć wydarzenia tego okropnego wieczoru. Aż wreszcie przyszła do mnie Hyesung i pokazała paragon z baru z dnia 10.10. Już wiedziała... Ja też wiedziałam, nie chcę więcej oszukiwać innych i przede wszystkim siebie, chcę przyznać się do winy i ponieść jej konsekwencje.
- Ja zabiłam Jaekyung - wyznałam i zobaczyłam przerażenie w oczach Hyeaung.
Może dopiero wtedy prawda do mnie dotarła. W mojej głowie krążyły tylko te słowa: zabiłam Jaekyung, zabiłam Jaekyung, zabiłam Jaekyung. Jeżeli w tamtym momencie kogoś nienawidziłam, to tylko siebie. Nie chciałam z tym żyć. Nie zasługiwałam na życie. Przecież tak prosto pozbawić go kogoś, powinnam więc pozbawić go siebie. Ale nie pozwolono mi umrzeć. Czy musiałam popełnić tyle zła, by zrozumieć, że rodzice i siostra przez cały czas kochali mnie, choć nie okazywali tego wprost? Gdyby to było możliwe, zrobiłabym wszystko, by Jaekyung żyła. Ale to niemożliwe, mogę jedynie opowiedzieć o tym, jak umarła, jak niesprawiedliwie umarła, z mojej i tylko mojej winy. Nie proszę o zrozumienie. Nie proszę o wybaczenie. Nie proszę o nic.
MORDERCZYNI: GONG SEUNGYEON.

                 Ze łzami w oczach oddała tableta Geunsukowi.
- Dziękuję ci, Seungyeon - rzekł z niespodziewaną powagą, potem wstał i po prostu wyszedł z sali, a ona wiedziała, że to było pożegnanie.


OD AUTORKI:

Tak, oto i ostatni rozdział:) 

Dziękuję wszystkim, co dodawali mi wsparcia podczas pisania tego opowiadania! Dziękuję za komentarze i odwiedziny na blogu<3 

PS. Pewnie będzie tu jeszcze epilog^^

14/02/2018

i will protect you (rozdział 7)

                Yoonmi popijała espresso i wpatrywała się w podopiecznego, siedzącego na wprost w pełnej ignorancji pozie.
- Nie zjesz deseru? - zapytała.
Chociaż w zeszłym tygodniu nie ruszył lodów z owocami, pozostała uparta i w tym znowu postawiła mu porcję.
- Nie żal ci pieniędzy? - odparł - przecież powiedziałem, że nic nie chcę, a ty uparłaś się z tym deserem, choć wiedziałaś, że go nie zjem.
- Może nie lubisz słodyczy?
Oczy Hyojonga były zimne, spojrzenie puste, a głos pozbawiony emocji:
- Nie powiedziałem, że nie lubię.
- A co lubisz? - podchwyciła Yoonmi, ratując zupełnie nieklejącą się dziś rozmowę.
Hyojong milczał. A kiedy wreszcie odpowiedział, brzmiał, jakby przez kilka ostatnich chwil był myślami w bardzo, bardzo odległym miejscu. Z nieoczekiwanym smutkiem rzekł:
- Bulgogi.
- To może w przyszłym tygodniu spotkamy się w restauracji, hm? - zaproponowała z ożywieniem Yoonmi.
- Jeżeli ci powiem, że lubię najnowszą wersję Monster Hunter, kupisz mi ją?
- A co to?
- Gra.
- Hyojong, nie chcę cię przekupić.
- Więc czego chcesz?
- Chociaż raz sprawić, że się uśmiechniesz - powiedziała, odsuwając się od stolika z krzesłem, jakby zamierzała wstać i wyjść.
- Noona!
- Tak?
- Jeżeli chcesz porozmawiać z moją mamą, to możesz.
- Och, cieszę się, kiedy?
- Nie wiem, dziś?
Yoonmi, co prawda, zaplanowała po południu zakupy z mężem, lecz nie chciała tracić okazji i przekładać poznania pani Kim. W sms-ie poinformowała Junho, by udał się do sklepu sam. A potem zapłaciła za espresso i niezjedzony deser Hyojonga, po czym zaproponowała, że pojedzie z nim do domu. Nie protestował. Niedługo później wsiedli do samochodu i w ciszy pozapinali pasy. Yoonmi nie włączyła radia. Nie odzywała się. Nie odwracała wzroku od drogi. Ta cisza powoli stawała się niezręczna.
- Nie zapytasz, gdzie mieszkam?
- Ale ja wiem, gdzie mieszkasz, mam wszystko w papierach.
No tak. "Noona wszechwiedząca", pomyślał. Znudzony oparł się o szybkę i obserwował skupiony profil Yoonmi. Na pierwszym spotkaniu powiedziała mu, że ile ma lat? Trzydzieści cztery? Nie wyglądała na tyle, wyglądała o wiele młodziej. To ile by jej dał? Trzydzieści? Dwadzieścia osiem? Dwadzieścia sześć? Liczby krążyły mu po głowie, gdy zatrzymali się na światłach. Tłum pieszych przeszedł przez ulicę. Yoonmi wpatrywała się w nich ze skupieniem. Ani razu nie zerknęła na Hyojonga. W pewnym momencie rozległ się sygnał sms-a. Yoonmi sięgnęła telefon i pobieżnie przeczytała wiadomość. Junho: Co? Jak to nie zdążysz? A kiedy z powrotem podniosła wzrok, zmieniły się światła. Ledwie ruszyli, na przejściu dla pieszych dostrzegli sylwetkę dziewczynki z tornistrem, w nausznikach, zza których wystawały dwie kitki i, która szła w podskokach przez pasy, spokojnie jak gdyby nigdy nic. A potem usłyszała pisk opon i zamiast uciec, stanęła w miejscu, patrząc z przerażeniem na zbliżający się samochód. Yoonmi zaczęła krzyczeć, a potem w wyniku zbyt ostrego hamowania opadła czołem na kierownicę i natychmiast zamilkła. Nie podnosiła się. Nie poruszała się poza mimowolnym drżeniem na całym ciele. Hyojong wyjrzał zza szyby z, bijącym za szybko w przypływie paniki, sercem. Nie tylko poczuł ulgę, kiedy spojrzał na stojącą tam nadal dziewczynkę, a i wściekłość. Przez moment ich oczy się spotkały. Hyojong chciał wyskoczyć z samochodu i nawrzeszczeć na nią, że swoim nieostrożnym zachowaniem naraża na niebezpieczeństwo i siebie i innych, a ona chyba się tego spodziewała, bo przestraszona, po prostu postanowiła uciec. Wtedy zainteresował się Yoonmi. Nie reagowała na nawoływania, oddychała nieregularnym rytmem. Hyojong, chwytając ją za ramiona, powoli podniósł z kierownicy i zauważył, że jej twarz jest niemalże sina, lecz nie w skutek urazu, a w skutek doznanego szoku.
- Noona, już dobrze, nic jej nie jest.
Gdzieś w tyle rozległ się klakson. Ktoś zapukał w ich szybę i zaproponował wezwanie pomocy. Yoonmi nie umiała uspokoić oddechu. Hyojong przetransportował ją na tylne siedzenie, sam siadł w miejsce kierowcy i przejechał kawałek w ciszy. Gdyby skontrolowała ich policja, musiałby się tłumaczyć, czemu nie ma przy sobie prawka, lecz nie martwił się tym, a na najbliższym parkingu, zatrzymał się. Bez zastanowienia wyskoczył z samochodu, otworzył drzwi Yoonmi, a ona nadal pozostawała w szoku. Hyojong nie był pewien, czy nie powinien zadzwonić po pogotowie, mimo wszystko sam usiłował ją uspokoić. W pobliżu znajdował się park. Tam zaprowadził Yoonmi, otaczając ją ramionami, bo była za słaba, by iść o własnych siłach. A kiedy usiadła na brzegu ławki, rozpłakała się bezgłośnie. Hyojong nic z tego nie pojmował. Kuratorka, opanowana zazwyczaj niezależnie od sytuacji, wydawała się w tym momencie zupełnie mu poddana, obojętna na wszystko, niewładna. Przez cały czas chodził dookoła i zapewniał, że nic się nie stało. Ludzie patrzyli na nich z zaciekawieniem i pewnie zastanawiali się, jaka jest ich relacja. Słoneczne promienie przedzierały się przez korony drzew. A temu wszystkiemu towarzyszył ptasi świergot. Yoonmi wreszcie przestała płakać. W torebce poszukała chusteczkę i wytarła twarz, która stopniowo przybierała naturalny kolor, jedynie oczy nadal były zaczerwienione i spuchnięte. Hyojong kołysał się lekko, kucając obok i przygryzając wargi. Yoonmi nie szukała pocieszenia, nie chodziło jej o to, by wzbudzić litość, czy usłyszeć znienawidzone "przykro mi", a o zrozumienie... Ze wzrokiem wbitym w ziemię, powiedziała:
- Moja córka umarła potrącona na pasach.
Hyojong już się nie kołysał. Po tym wyznaniu milczał, zastygły w bezruchu, jak gdyby ofiarowywał jej córce tę ciszę. Potem rzekł, wstając:
- Noona, odpuść dziś sobie rozmowę z moją mamą, odwiozę cię do domu, a w przyszłym tygodniu pojedziemy do mnie.
Nie odpowiedziała, po prostu podniosła się z ławki i poszła za nim. Chociaż po drodze nic nie mówili, pojawiło się pomiędzy nimi pewne porozumienie.

***

                Byul wreszcie przestała płakać, umyła twarz i położyła się z powrotem, ze wzrokiem wbitym w sufit, a potem poklepała miejsce obok siebie.
- Unni, możesz tu dziś spać - powiedziała z uśmiechem.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, czasami... rzucam się w nocy, nie chciałabym zrobić ci krzywdy.
- Unni, popatrz na mnie - Chaewon posłusznie spojrzała - czy mojej twarzy jeszcze cokolwiek może zaszkodzić?
- Nie mów tak. Jesteś piękna. Słyszysz? Jesteś piękna, Shin Byul.
Chaewon położyła się obok i pogłaskała policzek przyjaciółki.
- Co we mnie pięknego?
- Jesteś zgrabna, masz idealne rysy twarzy i uroczy uśmiech - kiedy Chaewon o tym wspomniała, przyjaciółka cały czas się uśmiechała.
- Jestem idiotką, zamiast zbliżyć się do Changgu, sprawiłam, że nigdy więcej się do mnie nie odezwie.
- Tego nie wiesz.
- Ależ wiem, wiem, że wszystko popsułam.
W pokoju było ciemno, tylko światła latarni morskiej tworzyły łuk nad horyzontem. Dziewczyny przez kilka przeciągających się chwil słuchały tykania ściennego zegara. Gdzieś w oddali wył pies.
- Och, to nie tak, że nie spodobałaś się Changgu, może po prostu twój strój, czy makijaż nieco go onieśmielił. Nie wszystkim chłopakom chodzi zaraz o seks.
- Skąd wiesz?
- Hm, wiem.
- Skąd wiesz tyle o chłopakach?
Ale Chaewon nie wiedziała wiele, wiedziała jedynie, jaki był on... i, że o tym nie może opowiedzieć, skoro kilka dni temu skłamała, że nigdy nikogo nie miała. Aby uniknąć tłumaczenia się, zaczepiła Byul lekkim kopnięciem, a ona odpowiedziała jej tym samym. Po chwili obie chichotały, wygłupiając się i o mało co nie zrzucając kołdry, jak gdyby znowu były dziećmi. Później, zmęczone dzisiejszymi wydarzeniami, zapadły w spokojny sen.

***

                Nazajutrz Chaewon zabrała się do pracy, kiedy jej przyjaciółka jeszcze spała. Ledwie zrobiła poranną toaletę, poszła do kuchni i przygotowała śniadanie gościom, którzy zjawili się zaraz potem. Shinwon i Minah, Changgu oraz Yanan pomimo wczesnej pory, wyglądali na wyspanych. Przy stoliku rozmawiali z ożywieniem i planowali dzisiejszy dzień. Pogoda sprzyjała zwiedzeniu miasta. Sala jadalna nie była zbyt duża, więc Chaewon słyszała wszystko. Gdy przyniosła jedzenie, powiedzieli jej "cześć", a ona życzyła im dobrej zabawy. Chociaż przy wczorajszym ognisku rozmawiali jak prawdziwi przyjaciele, dzisiaj panował pomiędzy nimi dziwny dystans. Nikt nie wspominał o wydarzeniach poprzedniego wieczoru. Aż do czasu. Chaewon siedziała w kuchni, kiedy zobaczyła w drzwiach Changgu z poskładanymi talerzami.
- Ja po was posprzątam! - zawołała.
niepokojem, by pani Shin nie przyłapała jej na nic nierobieniu, podczas gdy goście sami po sobie sprzątają, wstała i odebrała od niego talerze.
- Gdyby co, powiem, że po prostu chcę ci pomóc - dodał.
Niemożliwe, czy on czyta mi w myślach?, zastanawiała się Chaewon.
- Naprawdę, miło z twojej strony, mimo wszystko, wolałabym, byś mi nie pomagał.
- A co robisz dziś wieczorem?
- Hm?
- Może przejdziemy się i porozmawiamy...?
- Nie widzę sensu - przerwała mu w samym środku zdania
- O Byul.
- O Byul?
- Tak. O wczorajszym wieczorze.
- OK.
- To zapukam po ciebie.
- OK.
- Jak wrócimy ze zwiedzania.
- OK.
Chaewon opadła z powrotem na krzesło, kiedy wreszcie została sama. Nie powinna spotykać się z Changgu. Nie, skoro podobał się Byul! Lecz przecież... robiła to dla jej dobra. Niestety, wiedziała, że lepiej, by przyjaciółka nie dowiedziała się o tym spacerze, bo pewnie byłaby zawiedziona. Przez to Chaewon miała wrażenie, że angażowała się w coś nieuczciwego. Byul widziała jej rozkojarzenie i stres, co więcej, jak na złość zaproponowała, by wieczorem zrobiły sobie maraton filmowy. "OK, przyjdę do ciebie, jeżeli wyrobię się ze wszystkim", postanowiła Chaewon i nie powiedziała, z czym konkretnie musi się wyrobić. Na dworze zapadł zmrok, kiedy Changgu zapukał do drzwi jej pokoju. A po kilku minutach szybszego marszu i rozmowie o dzisiejszej wycieczce do miasta, dotarli do plaży. Niebo było tego wieczoru zupełnie bezchmurne, błyszczały na nim miliardy gwiazd.
- Czy wiesz, że kiedy gwiazdy wybuchają to umierają? - zapytała Chaewon, zatrzymując się na promenadzie i wpatrując się w nocne sklepienie - nigdy nie są piękniejsze niż wtedy, w swoich ostatnich chwilach. Czy wiesz, że sama nasza galaktyka ma około sto miliardów gwiazd? Jak sądzisz, ile może ich być w całym kosmosie?
- Nie wiem - przyznał Changgu.
Nie patrzył w gwiazdy, patrzył w twarz Chaewon i to wywoływało w nim przyjemne dreszcze. A potem przybliżył się, tak, że czuł jej oddech.
- Co chcesz mi powiedzieć? - zapytała, odsuwając się od niego lekko - o Byul.
- Jest ci zimno?
- Nie.
- Ale trzęsiesz się cała.
- To nie z zimna, po prostu coś mi się przypomniało.
- Tak?
- Oppa, podobno chcesz porozmawiać o Byul.
- Ona... wczoraj wieczorem...
- Tak, wiem, co chciała zrobić.
- Negatywnie mnie zaskoczyła, wtedy wydawało mi się, że musi należeć do dziewczyn o dość swobodnych zasadach, jakich nie lubię. Ale potem stwierdziłem, że może czuje się po prostu samotna. Yanan uważa, że jestem jej winny przeprosiny za to, że źle ją oceniłem.
- Ona cierpi z powodu swojej blizny.
- To nie ma nic wspólnego z moją wczorajszą odmową.
- Rozumiem, niestety Byul chyba tego nie wie, potraktowała tę odmowę... bardzo, za bardzo osobiście.
- Czyli powinienem przeprosić? - pytał Changgu - nie przeszkadza mi jej blizna, po prostu Byul nie jest w moim typie.
- Nie wiem, co powinieneś, a czego nie. Skoro czujesz potrzebę, przeproś. Ale nie zapomnij, jaka jest delikatna.
- Chaewon.
- Tak?
- Proszę, opowiedz mi o sobie - wypalił i niespodziewanie położył dłonie na jej ramionach - nie jesteś z Busan, nie mówisz z tutejszym akcentem, skąd jesteś? Co lubisz? Czego nie? Co cię denerwuje? Co sprawia ci radość? Wybacz mi, jeżeli jestem wścibski, ja tylko... chciałbym wiedzieć o tobie wszystko.
Chaewon nie podniosła wzroku, świadoma, że cały czas wpatrywał się w jej twarz.
- P... Przepraszam, muszę wracać - odpowiedziała, zostawiając go tam i gnając do domu.




OD AUTORKI:

I co myślicie o relacjach Yoonmi i Hyojonga? A Chaewon i Changgu? 

Czy wolelibyście go z Byul? Jeżeli ktoś to czyta, to ucieszę się z komentarza:) 

Pozdrawiam!

07/02/2018

i will protect you (rozdział 6)

*RETROSPEKCJA*

                Chaewon  zakasłała nerwowo, odsuwając się pospiesznie od Hyojonga i czując, jak jej policzki stają się czerwone. Chyba zwariowała, żeby przytulać obcego chłopaka! Chociaż ona tak to przeżywała, on nie wydawał się zawstydzony. Coś w tym momencie zafascynowało go w Chaewon i przykucnięty koło łóżka, na którym siedziała, już zupełnie rozbudzona, wpatrywał się intensywnie w jej twarz. Niesamowite, ile emocji tam wyczytał. Nie bez powodu twierdzi się, że oczy to odbicie duszy. Chaewon była lekko niezrównoważona, albo wpadała w histerię, albo uradowana rzucała się innym w ramiona. Niczego nie umiała ukryć. A jedno spojrzenie w jej twarz wystarczyło, by wszystko wiedzieć. Hyojongowi podobało się to, że była po prostu naturalna.
- Naprawdę mogę u ciebie zamieszkać? - nie dowierzała.
- Yhm.
- Dziękuję!
Przez moment po prostu patrzyli na siebie z uśmiechem.
- Po drodze zrobiłem zakupy, co ci ugotować? - zapytał, czym zupełnie ją zaskoczył.
- Ty?
- Lee Chaewon, sugerujesz, że nie umiem gotować?
- Nie! Ahaha. Ale przecież ustaliliśmy, że mogę u ciebie zamieszkać i w zamian dbać o dom. Ja powinnam gotować. Ty, jak już, możesz mi pomóc.
- OK.
Tym sposobem Hyojong chciał jej wynagrodzić, jak ją przedtem potraktował. W kuchni przejrzeli zapasy i długo dyskutowali, co mogliby ugotować. Aż wreszcie Chaewon zawołała:
- Już wiem, zrobimy bulgogi!
- Nie...
- Nie lubisz?
- No dobra, masz mnie. Nie chodzi o to, że nie lubię. Nie umiem przygotowywać takich rzeczy...
- Przecież bulgogi to nasza tradycyjna potrawa!
- A chcesz wylecieć za drzwi? - żartował.
- Oppa, wystarczy pokroić wołowinę, odpowiednio zamarynować i usmażyć, co w tym trudnego?
- Rzekomo pracowałaś jako kelnerka, a nie jako kucharka.
- To prawda. Ale od kiedy opuściłam sierociniec, gotowałam dla siebie i brata. Tak szczerze, nie wiem, co je, beze mnie. Pewnie zupki instant.
Hyojongowi zrobiło się przykro na wiadomość o sierocińcu. A więc Chaewon też nie miała rodziny. Chociaż go to interesowało, o nic nie zapytał.
- Ach, tak.
- Jeżeli chcesz, mogę cię nauczyć przygotowywać bulgogi - powiedziała, przerywając ciszę i, nie czekając na odpowiedź, wyznaczyła mu, co ma zrobić.
Przyjemnie gotowało im się wspólnie. W pokoju dziennym, z którym połączona była kuchnia, grała telewizja, a konkretnie kanał muzyczny. Chaewon non stop komentowała piosenki, opowiadała, kiedy ostatnio ich słuchała, czy poprawiały jej humor, czy skłaniały do refleksji, śpiewała refreny. W pewnym momencie wydała z siebie rozpaczliwy krzyk, czym przestraszyła Hyojonga.
- Ej, co się stało?
- Nie mamy wina ryżowego, a musimy dodać je do wołowiny.
- I z tego powodu krzyczysz, jakby się paliło? - kpił, po czym wyciągnął z barku butelkę potrzebnego alkoholu i rzekł, podając ją Chaewon: - oto i ono, wino ryżowe.
- Ufff, honor uratowany!
- Czyj?
- No, wołowiny.
Nie tłumaczył jej, że honor to wartość  ludzka, a nie zwierzęca, poza tym i tak od dawna go nie słuchała, tylko zasypywała kolejnymi zadaniami: obierz, pokrój, podsmaż. Nigdy nie przypuszczał, że gotowanie może być tak wyczerpujące. Ale czuł się dumny, że temu podołał, dumny i uradowany pochwałami Chaewon. Później usiedli do stolika i zabrali się za jedzenie, a potrawa smakowała wyśmienicie.
- Dzięki, że nauczyłaś mnie tego.
- Nie ma za co. Oppa... czemu tak naprawdę pozwoliłeś mi tu zamieszkać? Hm?
- Nie wiem - stwierdził szczerze Hyojong - chyba wreszcie dotarło do mnie, że potrzebujesz pomocy, że może nie przypadkowo trafiliśmy na siebie. A kiedy poszedłem do sklepu i ciebie tam nie było, w dodatku kierownik przyznał, że nastraszył cię policją, nie wiedziałem, czy zobaczymy się jeszcze... Ta niewiedza mnie martwiła.
- Tak?
- Gdybym nie zobaczył cię więcej, nieustannie zastanawiałbym się, jak radzisz sobie sama i czy nikt ci nie zagraża, przez to, że nie pozwoliłem, byś tu została. Wtedy to byłaby moja i tylko moja wina - tłumaczył.
Chaewon poczuła niespodziewane ciepło, wypełniające jej serce.
- Więc... robisz to, żeby mnie chronić?
- W zasadzie tak.

 ***

                Następnego dnia była sobota. Hyojong zaraz z rana siadł do nauki. Chaewon natomiast, po przygotowanym przez siebie śniadaniu, posprzątała mieszkanie i zajęła się planowaniem obiadu. Wczoraj wypytała chłopaka, co lubi jeść, czego nie, czego nie może, bo go uczula. Nie wymagał wiele. Nie miała problemu, by mu dogodzić z jedzeniem. W dodatku po posiłku nigdy nie zapominał podziękować i chwalił, że było bardzo dobre.
Wieczorem siedzieli na kanapie, szukając i czytając ofert pracy dla Chaewon, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili oboje popatrzyli na siebie z przerażeniem. Potem Hyojong kazał jej nie denerwować się i sprawdził ostrożnie, kto to. A skoro tylko Hongseok, otworzył mu.
- Ja przyszedłem zapoznać się z Chaewon - rzucił, po czym podszedł do dziewczyny i ukłonił się - Yang Hongseok, miło mi, jestem przyjacielem tego oto wariata.
- Lee Chaewon - przedstawiła się, rozbawiona i podała mu rękę.
- Tak, wiem, Hyojong wiele mi o tobie opowiadał.
- Nieprawda! Nie wiele, tylko trochę - zawołał "winny".
- Co konkretnie? - zainteresowała się Chaewon.
- Chcecie piwa? - Hyojong usiłował odciągnąć ich od rozmowy o tym.
- Ja poproszę - zgłosił się Hongseok, po czym dosiadł się do dziewczyny i kontynuował - przede wszystkim, że jesteś ładna.
W jednej chwili poczuła, że czerwień znowu zalała jej policzki. Czy to podryw? Może i Hongseok był przystojny, tylko że... po prostu nie szukała chłopaka. Hyojong udawał, że niczego nie słyszał.
- Och, przesadzacie - powiedziała Chaewon.
- Nie. Naprawdę tak stwierdził, a on nie jest zbyt wylewny w takich sprawach i nigdy nie miał dziewczyny. Chyba spodobałaś mu się - ciągnął Hongseok.
I wtedy do Chaewon dotarło: swatał ją z Hyojongiem!
- Yhm - zamruczała.
- A ty, miałaś kiedyś kogoś? Nie myśl, sobie, że jestem wścibski, nie pytam o szczegóły, tylko czy może miałaś, albo masz chłopaka.
- Nie - przyznała szczerze, jedynie po to, by dał już jej spokój z takimi pytaniami, bo czuła, że zaraz chyba spali się ze wstydu.
A w tym samym momencie wrócił Hyojong i lekko uderzył przyjaciela przyniesionym piwem, a potem dał mu puszkę.
- Dość, lepiej opowiedz o swojej Younghee - stwierdził.
- O, masz dziewczynę? - podchwyciła pospiesznie Chaewon.
- Nie, to tylko ktoś, kto mi się podoba - Hongseok, odpowiadając, otworzył piwo i popił spory łyk.
- Czemu o nią nie zawalczysz? - pytała Chaewon.
Hyojong siadł z nimi i tym sposobem znalazła się pomiędzy dwoma przystojniakami.
- Chodzi o jej miejsce pracy - przyznał Hongseok, a potem postanowił opowiedzieć o wszystkim, o czym poprzedniego dnia rozmawiał z przyjacielem.
Chaewon cały czas słuchała go ze skupieniem i nie przerywała. Potem przeanalizowała wszystko w myślach. Już od pierwszych chwil polubiła tego chłopaka i miała nadzieję, że mu pomoże.
- Ja chyba mam pewien pomysł - powiedziała, a kiedy i Hongseok i Hyojong popatrzyli na nią z zaciekawieniem, wyjaśniła - mogę iść do tego lokalu i, udając, że chcę się tam zatrudnić, wypytać Younghee, co konkretnie robi, a zwłaszcza, czy to jej odpowiada.
- Serio? - zapytał podekscytowany Hongseok i niemalże oblał się piwem.
- Tak, chociaż czułabym się pewniej, gdyby towarzyszył mi Hyojong - wyznała - nie przeczę, że obawiam się trochę takich lokali.
- I co, zgadzasz się, prawda? - Hongseok pytał przyjaciela.
- Hm, czemu nie - stwierdził Hyojong, a potem pochłonęło ich planowanie tego.

***

                Chaewon często śniły się złe sny, rzucała się wtedy  w nocy i z krzykiem spadała na podłogę. Hyojong w związku z tym zaproponował jej pewnego wieczoru przeniesienie się na kanapę rodziców w pokoju dziennym. Nazajutrz miała rozmowę kwalifikacyjną w kawiarni, chciała być wyspana i w formie. Dość wcześnie się położyła. Zza drzwi pokoju Hyojonga nadal wydostawała się wiązka światła, co oznaczało, że pewnie uczył się jeszcze. Zazwyczaj w takich chwilach wzdychał ciężko, albo gadał do siebie, albo ostatecznie, jeżeli coś go zdenerwowało, ciskał notatkami o biurko, by zaraz znowu je poskładać i czytać. Taki był zabawny. Ale tego wieczoru zachowywał się dziwnie cicho i Chaewon miała pewnie podejrzenia, co może być powodem: albo znudzony spał z nosem w notatkach, albo celowo nie hałasował, by jej nie przeszkadzać... Nie. Chyba za wiele sobie wyobrażała. Na pewno spał z nosem w notatkach. Z tym przekonaniem sama zasnęła. Mimo wszystko przy śniadaniu podpuszczała go:
- Nie uczyłeś się do rana, prawda? To niezdrowo.
- Nie, położyłem się zaraz po północy, chociaż nie czułem się zmęczony.
Czyli nie spał z nosem w notatkach...
Chaewon przyznała potem, że denerwuje się trochę rozmową kwalifikacyjną. W dodatku niewiele zjadła. Hyojong chciał dodać jej odwagi, przez cały czas powtarzał, że trzyma za nią kciuki i wierzy w jej sukces. A kiedy wychodził, przypomniał sobie jeszcze o daniu jej kopniaka w tyłek na szczęście. Nieustannie myślał o Chaewon na zajęciach i zastanawiał się, jak sobie poradziła. Pewnie dobrze. Przedtem też była kelnerką. Aby uczcić sukces, wracając kupił szampana. Ale nie wyciągnął go z torby, kiedy wszedł do domu i zobaczył Chaewon siedzącą z podkurczonymi kolanami na kanapie, ze smutkiem widocznym na jej twarzy.
- Nie zatrudnili mnie, bo nie znam dobrze angielskiego - powiedziała ze zrezygnowaniem, po czym dodała - nie wiedziałam, że tego wymagają w Seulu.
A potem jak gdyby nigdy nic zabrała się za podgrzewanie kolacji. Hyojong szukał sposobu, by ją pocieszyć, lecz poza zapewnieniami, że nie w tym, to w innym miejscu się uda, nie był pewien, co więcej jej powiedzieć, nic niestety nie pomagało. Chaewon po jedzeniu z powrotem usiadła na kanapie z podkurczonymi kolanami, nieruchomo. Aż dziwne, że nie zdrętwiała zaraz cała. Nie ruszyła się, kiedy Hyojong brał prysznic i, kiedy przysiadł później obok z pewnym pomysłem:
- A może obejrzymy film?
- No dobra.
Nie było w telewizji nic ciekawego, więc zostawili kabaret, może niekoniecznie inteligentny, mimo wszystko dość zabawny. Nie rozmawiali, czasami tylko wymienili kilka uwag, czy zachichotali. Aż wreszcie Chaewon niespodziewanie zasnęła. Hyojong rozpoznał to po tym, że zaczęła wiercić się i rzucać. Pewnie znowu miała złe sny. Nie wahał się, postanowił ją obudzić, potrząsając za ramiona i powtarzając jej imię, a ona odmachnęła się w pewnym momencie... i stało się. A pech chciał, że trafiła prosto w twarz Hyojonga.
- Ałaaa! - krzyczał, chwytając się za nos, pomiędzy palcami spływała mu krew.
- Ja przepraszam! - powtarzała Chaewon, zupełnie rozbudzona - nie chciałam! Oppa, bardzo cię boli? Pokaż, o nie, ty krwawisz!
- Nie przepraszaj, tylko przynieś mi chusteczkę, czy cokolwiek - rzucił, a ona wyczuła w jego głosie złość.
Szybko wróciła ze zmoczonym ręcznikiem i podała mu go. Nie przestawała przepraszać, przerażona, i miała jedynie nadzieję, że nos nie jest złamany. A jeżeli jest? Pewnie po tym Hyojong wyrzuci ją z mieszkania. A niech wyrzuci, nieważne, pragnęła w tym momencie tylko tego, by go nie bolało.
- Może pojedziemy do szpitala...?
- Nie. Nie przesadzajmy.
Hyojong przytykał ręcznik do nosa i chociaż starał się być dzielny, ledwie powstrzymywał łzy.
- Oppa, boli?
- Pewnie, że boli, a jak ma nie boleć?! - zawołał trochę za ostro i wtedy to Chaewon zalała się łzami.
No tak, zapomniał o jej wybuchach histerii. A kiedy zaczynała płakać, nie wiadomo było, jak ją uspokoić. Naprawdę, tylko tego mu w tym wszystkim brakowało...
- Oppa! - rozpaczała.
- Lee Chaewon, nie płacz. Już nie boli i nie krwawi. No, popatrz - powtarzał, odkładając ręcznik, na którym istotnie nie było sporo krwi - zakazuję ci płakać, słyszysz? Aghrrr, masz nie ryczeć, jak nie przestaniesz, to nie wiem, co ci zrobię!
Ale po tym jej płacz stał się jeszcze rozpaczliwszy.
- Jestem po prostu do niczego! Nikt mnie nie potrzebuje! Wszystkim tylko uprzykrzam życie! - wołała, zapłakana, drżała na całym ciele i... wtedy ją pocałował.


OD AUTORKI:

I jak się podobało zakończenie rozdziału?:) 

Wolicie współczesne rozdziały, czy retrospekcje?