20/04/2022

blue lagoon (rozdział 73)

8 LAT PÓŹNIEJ


    Hayi jedną ręką trzyma swojego siedmioletniego synka Yongiego, drugą ręką zaś pcha koszyk pomiędzy sklepowymi regałami. 

  - Mamo! Mamo! Kup mi żelki! - woła chłopiec tonem nieznoszącym sprzeciwu.

  - Dobrze, wybierz sobie.

Yongi dopada do półki pełnej słodkich smakołyków. Po chwili sześć opakowań żelków trafia do koszyka ku niezadowoleniu Hayi, która pyta synka z powagą, czy on do reszty zwariował.

  - Ale mamooo, przecież nie zjem ich od razu, kupimy na zapas.

Hayi wie, że dla Yongiego na "zapas" oznacza tak naprawdę na jeden dzień.

  - Nie. Nie ma mowy. Wybierz jedne dla siebie i ewentualnie jedne dla Sarang.

  - A dla taty?

  - No dobrze, jeszcze jedne dla taty.

  - A dla ciebie?

  - Skończ tę licytację. Bo się zdenerwuję i nie kupimy żadnych żelek.

  - A nie "żelków", mamo?

  - Yongi! Aish, niczego zaraz nie kupimy.

Ta groźba skutkuje, bo chłopiec posłusznie odkłada trzy z sześciu opakowań na półkę. Ten spokój niestety nie trwa długo, bo chwilę później znajdują się przy regale z czekoladami.

  - Mamo, mamo, kup mi tę bąbelkową!

  - A za stomatologa kto ci zapłaci?

  - Mamooo - jęczy chłopiec, posyłając jej swój najsłodszy uśmiech. 

  - Nie próbuj tych sztuczek. Ze mną to nie zadziała.

Ale jednak działa. Hayi jest zła, że nie zaczekała z zakupami, aż Jiyong wróci z pracy. Wybraliby się na nie wspólnie. On poszedłby z Yongim na pobliski plac zabaw, a ona kupiłaby szybko to, czego potrzebują. I tylko to, czego potrzebują... Kiedy o tym myśli, akurat zaczyna dzwonić jej telefon. Cholera! Ale też ktoś ma wyczucie. To pewnie Jyuni znowu chce się jej wyżalić ze swojego okropnego życia. Hayi postanawia jakoś ją spławić. To jej kuzynka, kocha ją, ale czasami nie ma już po prostu siły słuchać o jej problemach. Zwłaszcza że Jyuni nieustannie pakuje się w nowe, jakby to była jej ulubiona rozrywka. No dobra, nie spławi jej tak zupełnie. Powie, żeby zadzwoniła wieczorem. Wtedy zmierzy się raz jeszcze z trudną sytuacją życiową swojej kuzynki. Wyciąga telefon z kieszeni płaszcza i patrzy ze zdziwieniem na ekran. O, tego to się nie spodziewała. Zaintrygowana naciska zieloną słuchawkę, podczas gdy rozemocjonowany zakupami Yongi szarpie koszykiem.

  - Część, Hayi! Jak się masz? - słyszy głos swojego amerykańskiego przyjaciela, z którym wspólnie studiowała wokal w Los Angeles.

  - Will! Ja mam się ogólnie rzecz biorąc bardzo dobrze, pomijając fakt, że akurat próbuje powstrzymać moje dziecko przed wykupieniem całego sklepu...

  - Yongiego czy Sarang?

  - Yongiego. Oczywiście, że Yongiego. Sarang nie jest już dzieckiem, tylko nastolatką.

  - No tak.

  - A co u ciebie? Dzwonisz tak sobie, czy masz jakąś sprawę? - Może zabrzmiało to niegrzecznie, zastanawia się Hayi. Ale naprawdę to nie jest dobry moment na pogaduszki o wszystkim i o niczym. W ogóle to nie jest dobry moment. Hayi marzy, by być już wreszcie w domu, z Jiyongiem, który choć na chwilę zająłby czymś to dziecko z, o dziwo niestwierdzonym, ADHD. Yongi jak na złość dorzuca akurat do koszyka ogromne opakowanie chipsów i nic sobie nie robi z matki wygrażającej mu palcem.

  - Tak, Hayi, mam sprawę. A w zasadzie to propozycję. Taką nie do odrzucenia. - No świetnie. - Musisz mnie wysłuchać. Teraz. Natychmiast!

 ***

    Rose wygląda jak dziecko, kiedy siedzi na wysokim, barowym stołku i podpiera podbródek łokciem. Ma związane w wysoką kitkę włosy, postrzępiona grzywka opada jej na czoło, a oczy spoglądające z zaciekawieniem zza kocich okularów w grubych czarnych oprawkach wydają się wyjątkowo duże. A zwłaszcza źrenice. Jiyong, patrząc na dziewczynę, myśli, że zna to spojrzenie. Jednakże nie podejrzewa Rose o zażywanie narkotyków. Ona bez wątpienia ma swoje tajemnice, ale jest czysta, na pewno jest czysta. Kiedy zjawiła się w Desire, sprawiała wrażenie trochę onieśmielonej, lecz gdy zawołany przez szykującą się powoli do otwarcia lokalu kelnerkę Jiyong wyszedł do niej i zaprowadził ją do baru, jak gdyby lekko się rozluźniła. Powiedziała mu, że ma na imię Rose. I tylko tyle. A potem dodała, że jest zainteresowana śpiewaniem w klubie.

  - Ile masz lat, Rose? - zapytał Jiyong, bo wydawała mu się zdecydowanie za młoda. Ale odkąd sam zbliżał się do czterdziestki każda dwudziestolatka czy dwudziestoparolatka wydawała mu się młoda. A Rose była po prostu drobna, tłumaczył sobie. Ile mogła mieć wzrostu, gdyby nie jej wysokie obcasy? Była niska i szczupła, jak nastolatka, i to jeszcze nie do końca rozwinięta. 

  - Dziewiętnaście - odpowiedziała pewnie.

O Boże, pomyślał Jiyong. Hayi też tyle miała, kiedy przyszła do jego klubu (jeszcze wtedy funkcjonującego pod nazwą Blue Lagoon) i chciała u niego występować. Rose bardzo mu ją przypominała. Z tym, że Hayi nie sprawiała wrażenia, jakby posiadała jakaś tajemnicę, a Rose skrywała w sobie mrok.

  - Masz ze sobą jakiś dokument?

  - Nie. A po co?

  - Muszę sprawdzić twój wiek.

  - Nie wierzysz mi.

Mówiła do niego, używając potocznego języka, bez honoryfikacji, jakby nie był od niej tyle starszy, jakby był jej rówieśnikiem, kumplem z podwórka. Nie podobało mu się to, mimo wszystko czuł, że ją urazi, jeśli zwróci jej uwagę i będzie wymagał, by okazywała mu więcej szacunku. Rose w sposób zupełnie świadomy starała się z nim spoufalić 

  - Nie. Nie wierzę, jeśli mam być szczery.

 Wzruszyła ramionami.

  - Uczyłam się w szkole muzycznej.

  - Masz ze sobą próbki swojego wokalu? Nagrania? Czy o tym też zapomniałaś?

  - Oczywiście, że mam. 

Wręczyła mu pen drive'a. Przez cały czas nie spuszczała z niego wzroku. Rose miała cholerny tupet. Jiyong chciał jej powiedzieć, że nie on decyduje, czy jej występy zostaną zorganizowane w Desire, że najważniejszy głos w tej kwestii należeć będzie do Taekwoona, który jest szefem lokalu, lecz skłamałby. Jung Taekwoona dał mu w zasadzie wolną rękę, jeśli chodzi o artystyczny program klubu, a sam zajmował się typowo jego prowadzeniem. 

  - Dobrze, Rose, posłucham, co tam przygotowałaś. Dam ci znać. Zostaw mi tylko swój numer telefonu.

Rose wygląda na rozpromienioną, jakby już zgodził się zorganizować jej występ. Nie tak szybko, moja droga, myśli Jiyong. Nie tak łatwo załatwić sobie śpiewanie w Desire. Nie jest też o to jakoś bardzo trudno... Mógłby zorganizować jej chociaż jeden występ, jeśli okazałoby się, że nie jest zwykłą amatorką. A pewnie nie jest, skoro skończyła szkołę muzyczną. 

  - Kiedy mogę spodziewać się telefonu? - pyta.

  - W przyszłym tygodniu.

  - No to będę czekała.

Jiyong zeskakuje że stołka barowego, Rose chce zrobić to samo, lecz nie sięga stopami do podłogi i on wspaniałomyślnie podaje jej rękę. Ona z uśmiechem ją przyjmuje, dłoń też ma drobną. Ale ona jest piękna... Mogłaby stać się twarzą Desire. Jiyong szybko gani się za te myśli. Rose natomiast bardzo powoli wyślizguje swoją dłoń z jego dłoni, niby przypadkowo, lecz podejrzanie głaszcząc go przy tym pieszczotliwie po palcach, przez co przechodzi go dreszcz... W tym samym momencie oboje słyszą żywiołowy głos:

  - Cześć, Ji, niespodzianka!

Hayi wchodzi do klubu, bo po wpuszczeniu Rose, kelnerka zapomniała zamknąć z powrotem drzwi na klucz, a lokal przyjmuje gości dopiero za kilkanaście minut. Jiyong odskakuje jak oparzony od dziewczyny, która w dziwny sposób dotykała jego dłoni, czuje się jak przyłapany na czymś nieodpowiednim i posyła żonie trochę sztuczny uśmiech. 

  - Cześć, kochana.

Rose krzywi się, kiedy słyszy z jego ust słowo "kochana" skierowane do innej kobiety, lecz nic nie mówi. Kłania się, jak na nią, to wyjątkowo uprzejmie, po czym wychodzi. Jiyong bierze Hayi w objęcia i przytula do siebie, a później pyta, czym zasłużył sobie na taką niespodziankę. Hayi rzadko wpada do niego do pracy. Nie chce mu przeszkadzać w wyszukiwaniu młodych artystów i promowaniu ich poprzez organizowanie występów w klubie, ufa mu, bezgranicznie. 

  - Chciałabym z tobą pogadać - oznajmia, powoli wyswobadzając się z jego ramion. - Dostałam pewną propozycję od mojego amerykańskiego przyjaciela Willa.

  - Jaką propozycję?

  - Rzekomo "nie do odrzucenia". Ale pozwolę, że o tym zdecydujesz ty. Może byśmy usiedli?

I siadają, tak samo, jak on wcześniej usiadł z Rose.

***

    Jyuni dziwnie się czuje, odkąd po kilku latach ponownie wsiadła za kierownicę. Aemi za to jest zachwycona. Przez cały czas otwiera, zamyka i znowu otwiera szybę, przełącza stacje w radiu. Rzadko kiedy ma w sobie tyle energii. A może cieszy się, że wraca do domu... swojego prawdziwego domu? Jyuni ma ochotę zapytać, "kiedy znów mnie odwiedzisz, córeczko?", lecz milczy. Czuje się tak bardzo zmęczona, zmęczona fizycznie i psychicznie. Dziwne, bo przecież poza zajmowaniem się Aemi przez cały weekend nic nie robiła. O wiele mniej zmęczona jest, gdy chodzi do pracy. Rzucenie się w wir obowiązków to dobry sposób na poradzenie sobie ze swoim spieprzonym życiem. Później zadzwoni do Hayi i wygada jej się. Tylko kuzynka ma jeszcze siłę jej słuchać. 

  - Mamo, zielone - upomina ją Aemi.

  - Ach, rzeczywiście, zamyśliłam się.

  - Jak zwykle.

Aemi zaczyna podśpiewywać graną w radiu piosenkę. Jyuni od rana walczy z bólem głowy i pomimo szczerych chęci, nie może znieść donośnego, dziecięcego głosu. Jednocześnie nie chce też urazić córki.

  - Aemi, w schowku są chipsy, masz ochotę się poczęstować?

  - Mina powiedziała, że chipsy są niezdrowe - odpowiada na to jej dziecko.

Jyuni przechodzi przez myśl, że czasami po prostu nie lubi swojej córki. A potem okropnie zaczyna gryźć ją sumienie. Czy można kogoś nie lubić, a mimo to kochać? Jyuni ma tak chyba w stosunku do wszystkich, poza samą sobą. Bo siebie nie kocha, siebie nienawidzi. 

Po chwili wyjeżdżają z centrum, docierają do dzielnicy niewielkich domków jednorodzinnych, podobnych jeden do drugiego. Jyuni wzdycha, parkując przy trzecim po lewej. Mina jest w ogrodzie. Aemi wysiada z samochodu, biegnie w kierunku tej kobiety i wpada w jej ramiona. I jej też nie lubię, myśli Jyuni, a mimo wszystko ją kocham... kocham i podziwiam, choć powinnam nienawidzić tak, jak nienawidzę siebie. Mina chwyta jej spojrzenie, gestem zaprasza ją do domu. Jyuni odmawia, woli w ogóle nie wysiadać z samochodu, woli obserwować z daleka kobietę, która aktualnie opiekuje się jej dzieckiem. I która jest żoną jej byłego męża. I która nie wie, że jej mąż i jego była żona od niedawna znowu stali się kochankami. 


OD AUTORKI:
Jest oto kolejny rozdział opowiadania Blue Lagoon :D 
Ktoś się spodziewał? Ale cieszycie się??? 
Jesteście zainteresowani kontynuacją? Pomysłów mam sporo! 
Pozdrawiam!