31/08/2022

blue lagoon (rozdział 80)

    Sarang siedzi przy stoliku z Jinsu, chłopcem, który nie mówi, dziś wspólnie rysują rysunek, na zmianę dodają po jednym elemencie i po chwili kartkę zapełniają kwiaty, leśne zwierzęta, ptaki oraz przepiękne kolorowe motyle. Gdyby świat był taki, jak na tym obrazku... Sarang myśli o tym, że miała dziś spotkać się z babcią Jaein. Jak zwykle były umówione przed sierocińcem, lecz ta zadzwoniła rano z informacją, że niezbyt dobrze się czuje, i zaprosiła ją do siebie po skończonym wolontariacie. "Przyjdziesz?", zapytała. Sarang obiecała Jiyongowi, że zrobi dziś zakupy, a poza tym wieczorem, kiedy on będzie w Desire, zamierzała jeszcze posprzątać mieszkanie, jednocześnie zajmując się Yongim. Nie wiedziała więc, kiedy miałaby odwiedzić babcię, lecz odpowiedziała "Przyjdę". Gdy zbliża się pora obiadu, dzieci idą do stołówki, wolontariuszki również i wszyscy siadają przy jednym, długim stole. Sarang usadawia się na wprost Hyeny.

  - Nie mogę się uwolnić od piosenek, które mi wysłałaś, cały czas ich słucham. Kompletnie mną zawładnęły - oznajmia. Nieczęsto zdarza się jej pierwszej rozpocząć rozmowę, lecz dziś to robi. Na twarzy Hyeny pojawia się uśmiech.
  - Tak, wiem, one są jak narkotyk.
Do końca posiłku rozmawiają o ulubionym zespole Hyeny, Manic Street Preachers, a potem żegnają się z dziećmi i opuszczają budynek. I wtedy tamta proponuje, by poszły pospacerować po parku.
  - W zasadzie trochę się spieszę... - zaczyna Sarang i w jednym chwili zapomina o swoich zobowiązaniach. - Ale chętnie z tobą pójdę.
Do parku na szczęście jest bardzo blisko i już niedługo obie przechadzają się wąskimi alejkami pełnymi kwitnących drzew wiśni.
  - Chyba masz sporo obowiązków. - Dość niski jak na dziewczynę i szorstki głos Hyeny odrywa Sarang od nieustannego sprawdzania godziny. Z jej własnym głosem, dziewczęcym i melodyjnym, tworzy on ogromny kontrast. Dopiero po chwili pada odpowiedź, a w zasadzie potok słów, który niczym niespokojna woda przelewa się przez tamę duszonego w sercu smutku i goryczy.
  - Kiedy miałam siedem lat, zostałam adoptowana. Hayi i Jiyong wiele dla mnie poświęcili. Ona porzuciła karierę muzyczną, by się mną zająć. On... wiem, że nigdy nie chciał mieć dzieci i choć później robił wszystko, by sąd pozwolił mu się mną zaopiekować, na początku był wściekły na moją mamę, że odebrała sobie życie i  poprosiła ich, by troszczyli się o mnie. Hayi i Jiyong byli jej oddanymi przyjaciółmi, byli też jedynymi bliskimi mi osobami, nie miałam nikogo innego i nie chciałam trafić do obcych. To wtedy postanowiłam, że jeśli mnie zaadoptują, nigdy ich nie zawiodę i nigdy nie pozwolę, by żałowali swojej decyzji, że będę im bezwzględnie posłuszna, będę się dobrze uczyć, będę im we wszystkim pomagać i przede wszystkim postaram się nie sprawiać żadnych, zupełnie żadnych problemów. A oni po prostu się do tego przyzwyczaili.
Wchodzą na niewielki zaokrąglony mostek, dookoła którego rozciąga się staw i pływają po nim kaczki.
  - Nie możesz dawać im się wykorzystywać, Sarang. Skoro cię adoptowali, to znaczy, że cię chcieli, taką, jaka jesteś. A jesteś wyjątkowa, bo masz dobre i czyste serce. To oni powinni być ci wdzięczni.
Sarang się peszy, choć słowa Hyeny sprawiają jej przyjemność. Zachęcone kaczki podpływają do mostku, licząc pewnie na to, że dziewczyny przynoszą im coś do jedzenia. Ale one ich nie zauważają, wpatrują się w siebie wzajemnie. Ta rozmowa sprawia, że stają się sobie bliskie jak przyjaciółki. A wszystko inne przestaje istnieć.
  - Hayi wyjechała na trzy miesiące do Ameryki. Po tylu latach wreszcie zyskała szansę, by rozwijać swoją muzyczną karierę, a my zostaliśmy sami. Jiyong nie zauważa, że oprócz swoich wykonuję jeszcze wszystkie jej obowiązki, ja natomiast nie mam śmiałości się skarżyć. Tak bardzo chciałabym, by zauważył, że sobie ze wszystkim nie radzę... Ale on jest pochłonięty swoimi sprawami. I chociaż nie mam już sił, to cieszę się, że mu pomagam i że jest ze mnie zadowolony.
  - Nie możesz wiecznie zadowalać innych, pomyśl o sobie.
  - Ale ja też jestem zadowolona, kiedy inni są ze mnie zadowoleni.
  - Tak? A ja myślę, że przede wszystkim jesteś przemęczona. To, że inni o ciebie nie dbają, nie znaczy, że sama możesz o siebie nie dbać.
  - Ale oni nie są złymi rodzicami! I... dbają o mnie, jak mogą, naprawdę! Boże, za dużo ci powiedziałam, co ty sobie pomyślisz o mojej rodzinie...
  - Nie usprawiedliwiaj ich. Nie pozwoliłoby ci się tak przemęczać, gdyby byli dobrymi rodzicami! Ale przede wszystkim to ty jesteś winna, że pozwalasz się tak traktować.
Sarang zaczyna histerycznie szlochać, słysząc odpowiedź Hyeny, a przestraszone kaczki, wszystkie naraz podrywają się do lotu. Co ona zrobiła? Szczerze kocha Hayi i Jiyonga. Nie powinna stawiać ich w tak złym świetle. Nie powinna w ogóle opowiadać o swoich rodzinnych sprawach osobie, którą ledwie zna. Milczy, bo ma wrażenie, że wszystkie jej słowa zostają obrócone przeciwko jej bliskim. Nie może się opanować, szloch sprawia, że cała się trzęsie, w dodatku czuje się taka samotna i żałosna... Nie wie, jak to się dzieje, że trafia prosto w ramiona Hyeny, która już tylko milczy, przytulając ją do siebie i głaszcząc po włosach. Sarang jest od niej młodsza o cztery lata, a mimo to wyższa o kilka centymetrów.
  - ... jestem taka zmęczona, tak bardzo zmęczona... - powtarza przez łzy i pociąga nosem.
- Och, już dobrze, przepraszam. Głupio się wyraziłam: twoi adopcyjni rodzice nie są źli, ty też nie robisz niczego złego, zła jest cała ta sytuacja i to ją powinnaś zmienić.
  - Ale jak??? - Sarang odsuwa się od Hyeny, policzki ma opuchnięte i zaczerwienione od płaczu.
Wygląda jak półtora nieszczęścia. Znów sprawdza godzinę w telefonie i przerażona, że jest już tak późno, powtarza, że naprawdę musi iść. Hyena mimo wszystko nie pozwala jej odejść. Chwyta ją za ramiona, przytrzymuje niemalże siłą, a gdy ta ustępuje, prowadzi ją na najbliższą ławkę, gdzie obie siadają. W tym momencie dzwoni telefon Sarang. Na ekranie widnieje imię "Jiyong".
  - Przede wszystkim nie odbierzesz tego telefonu. Masz prawo być zajęta. Poza tym opowiesz swoim adopcyjnym rodzicom o tym, co czujesz.
  - Ale Hayi wróci dopiero za dwa miesiące.
  - OK, więc porozmawiasz z Jiyongiem, a z Hayi potem.
  - Yhm, to nie będzie proste... nie opowiadam im o tym, co czuję, odkąd zobaczyłam moją mamę martwą, po tym jak nałykała się tych cholernych tabletek.
Hyenę przechodzi dreszcz. Sarang nosi w sobie tyle bólu... jak to możliwe, że jej adopcyjni rodzice tego nie widzą, jak to możliwe, że nikt tego nie widzi?
  - Cóż, to nigdy nie jest proste. Mi też nie przyszło łatwo przyznać się rodzicom, że jestem homoseksualna.
Sarang zamiera. Czy powinna być zaskoczona? Hyena nigdy wcześniej o tym nie wspomniała. A mimo wszystko Sarang ma wrażenie, jakby już to wiedziała.
  - I jak zareagowali? - pyta.
  - Tak, jak się spodziewałam. Wyrzekli się mnie. Gdy tylko skończyłam dziewiętnaście, lat znalazłam pracę i przeprowadziłam się do mojej dziewczyny. Niedługo potem się rozstałyśmy, a ja byłam zmuszona szukać sobie pokoju, lecz nigdy, przenigdy nie żałowałam tego, że powiedziałam rodzicom, kim jestem. A czy to akceptują, czy nie, to już ich problem.
  - Nie jestem tak odważna jak ty. - Sarang spuszcza wzrok, wbija go w swoje buty, po czym dodaje: - Naprawdę muszę już iść.
  - Sarang, cokolwiek postanowisz, pamiętaj, że ja jestem obok, że widzę, jak ci ciężko, że mogę cię wysłuchać, wesprzeć i po prostu... zrozumieć.
  - Dziękuję, unni.
Wracając do domu, Sarang oddzwania do Jiyonga, lecz on nie odpowiada. W kuchni na stole natomiast leży kartka. "Pojechałem do klubu. Yongi jest u dziadków Lee. Miłego wieczoru, Złotko:)". Jak może być miły, skoro mam tyle na głowie?, zastanawia się Sarang. A mimo to czuje się dziwnie ze świadomością, że nie jest niezastąpiona. Nie było jej, a Jiyong jakoś sobie poradził. Podgrzał obiad, zjadł (naczyń akurat już nie umył) i zawiózł Yongiego do rodziców Hayi. Sarang nie jest głodna, lecz nakłada sobie nabierkę zupy, która wczoraj ugotowała, a następnie przebiera się i jedzie do babci Jaein. Martwi ją trochę fakt, że ta ostatnio tak często kiepsko się czuje.

***

    Sarang leży na łóżku w swoim pokoju z słuchawkami na uszach, w których grają oczywiście piosenki Manic Street Preachers. Myśli o Hyenie. Myśli o słowach Hyeny. Nie chce tak żyć, musi coś zrobić, porozmawiać z Jiyongiem. "Nie możesz obarczać mnie wszystkimi obowiązkami. Nie daję sobie już rady, jestem tylko dzieckiem, bardzo, za bardzo zmęczonym dzieckiem... Pomóż mi. Proszę". Powie mu to wszystko, tylko nie wprost, nie w tak dosadny sposób, na to się nie zdobędzie. Ubierze to w delikatniejsze słowa, a i tak pewnie przy ich wypowiadaniu będzie miała ochotę zapaść się pod ziemię. Niespodziewanie jej myśli rozprasza przychodzący SMS. Sawoo pisze "Jesteś w domu?????". Sarang natychmiast sobie przypomina: dziś środa, dzień, w którym młodszy brat Hayi, student matematyki, przychodzi uczyć ją dodatkowo tego przedmiotu. Jak to możliwe, że zupełnie o tym zapomniała? "Tak, jestem", odpisuje. Po chwili nadchodzi odpowiedź: "To otwórz mi drzwi😄😜😜". Sarang wyjmuje z uszu słuchawki, rusza do przedpokoju i wpuszcza Sawoo do środka.
  - Długo czekałeś? - pyta.
  - Trzy razy naciskałem dzwonek, potem napisałem do ciebie.
  - Wybacz, słuchałam muzyki w słuchawkach i nie wiedziałam, że przyszedłeś.
  - A może się zakochałaś?
Sarang puszcza mimo uszu te uwagę. Idą do jej pokoju. Sawoo rozgląda się dookoła, a potem pyta o resztę domowników. Ona wyjaśnia, że Yongi jest jeszcze w szkole na zajęciach dodatkowych, a Jiyong zapewne w klubie. Chyba oboje są nieco skrępowani tym, że nikogo nie ma w domu. Taka sytuacja nigdy wcześniej się nie zdarzała. Co więcej, Sarang zorientowała się dość dawno, że jej przyszywany wujek, którego odkąd tylko pamięta zamiast wujkiem nazywała "oppa", jest nią zainteresowany. A on natomiast zorientował się, że ona o tym wie, lecz nie odwzajemnia tego zainteresowania. Może to niespodziewanie spowodowało pomiędzy nimi skrępowanie.
  - Wypijesz kawę? - pyta Sarang, przerywając milczenie.
  - Wypiję. Ale sam sobie ją zrobię. A ty uszykuj zadania, które ostatnio ci zadałem, sprawdzimy je.
Po tych słowach idzie do kuchni. Sarang wzdycha. Nie odrobiła tych zadań. Nie będzie kłamać, po prostu powie Sawoo prawdę.
  - Nie wiem, jak to się stało, zapomniałam - tłumaczy, gdy on wraca do jej pokoju z kubkiem kawy i siada obok przy biurku.
  - Uuu, za karę będziesz musiała pójść ze mną do kina na najnowszy film Marvela - mówi w żartach.
Sarang się nie śmieje. Sawoo jest przystojny, cholernie przystojny... wysoki w przeciwieństwie do swojej siostry, szczupły, ma gładką cerę, a jego usta tworzą kształt przypominający serce. Włosy, lekko falowane, opadają mu zmysłowo na oczy, które wydają się jeszcze wyraźniejsze zza szkieł okrągłych okularów w cienkich, złotych oprawkach. Ale Sarang nic do niego nie czuje poza czystą sympatią. Kompletnie nic, chociaż inne dziewczyny za nim szaleją... I dziś po raz pierwszy zastanawia się, czemu tak jest.
  - Nie mam ostatnio czasu się wyspać, a co dopiero iść do kina.
  - Ciężko wam bez mojej siostry?
  - Yhm.
  - Gdybyś potrzebowała pomocy, daj znać. - Sawoo poza tym, że jest przystojny, lubi też pomagać innym.
  - Dziękuję, oppa.
  - A przy okazji muszę zagadać do mojego szwagra, żeby nie obciążał cię tak obowiązkami.
- Ja sama siebie nimi obciążam - odpowiada Sarang zgodnie z prawdą. - I sama z nim pogadam, nie martw się o mnie.
  - Na pewno?
  - Na pewno.
  - No to lecimy z tą matmą. 
Sarang nie może się skupić, kiedy Sawoo tłumaczy jej po kolei zadania, których nie rozwiązała w ramach przydzielonej jej przez niego pracy domowej. Myśli o Hyenie. Myśli o niej, kiedy po korepetycjach jedzie do szkoły po Yongiego. Obserwuje zza szyby autobusu światła neonów, uliczny ruch, rozpędzone motocykle, a w uszach znów ma słuchawki. Aż wreszcie wysyła Hyenie wiadomość, używając tylko cytatu z piosenki ich już wspólnego ulubionego zespołu: "Under neon loneliness motorcycle emptiness". Nie oczekuje odpowiedzi, lecz ta przychodzi bardzo szybko. "Just me and you, doing something true, even if it lasts for seconds...". Sarang omal nie przegapia przystanku, na którym powinna wysiąść. Słowa Hyeny powodują, że w jej brzuchu fruwają motyle. Odruchowo chce skasować wiadomość, tak żeby mieć pewność, że nikt przypadkowo jej nie zobaczy. Ale powstrzymuje się, by móc do niej wracać, czytać ją w ciężkich chwilach czy też w łóżku przed snem. To przecież nic nie znaczy... Jedynie wymieniają się cytatami z piosenek. To nic złego, nic złego... zupełnie nic.
A może się zakochałaś?

OD AUTORKI:
Kooochani, wykorzystane teksty piosenek to: 

1) Manic Street Preachers - motorcycle emptiness

2) Manic Street Preachers - as holy as the soil (that buries your skin)

To mój ulubiony zespół, zachęcam do posłuchania!

Czekacie na kolejne rozdziały? Czy przynudzam?

Gdybyście wiedzieli, jak to się wszystko potoczy...

 

24/08/2022

blue lagoon (rozdział 79)

    Jyuni rozgląda się po gabinecie, jak gdyby próbowała uciec wzrokiem od skupionej twarzy psychoterapeutki. Dobrze wie, o co ta zaraz zapyta. I wie też, że nie będzie umiała skłamać, bo nie po to płaci za jej usługi, by opowiadać o sobie nieprawdę. Jedynie dzięki szczerości może zostać w pełni zrozumiana i otrzymać pomoc. O tym, że się po nią zgłosiła, nie powiedziała nikomu.

  - Co się w pani życiu zmieniło od poprzedniej wizyty?

Czyli od miesiąca... To dla niektórych mało, a dla niektórych wystarczająco, by  wywrócić swój świat do góry nogami, jak uczyniła Jyuni.

  - Znowu uprawiam seks.

Ku jej zdziwieniu psychoterapeutka nie odpowiada od razu, przez moment przegląda notatki, szuka w nich czegoś, aż wreszcie oznajmia:

  - Tak więc przerwałaś półroczną abstynencję?

  - Tak.

  - Ile razy uprawiałaś seks w ciągu tego ostatniego miesiąca?

  - Trzy.

  - Z różnymi partnerami?

  - Nie, z jednym i tym samym.

  - To jakaś poważna relacja?

Jyuni parska śmiechem, myśląc o tym, jak absurdalna jest ta sytuacja, lecz szybko się opamiętuje i przemienia rozbawienie w coś w rodzaju wstydu.

  - Proszę wybaczyć. To, co chcę powiedzieć, nie jest w ogóle śmieszne. Przeciwnie, jest żenujące.  Od miesiąca sypiam ze swoim byłym mężem.

Choć psychoterapeutka stara się zachowywać profesjonalnie, z trudem ukrywa zaskoczenie. 

  - Jak to się stało? - pyta.

  - Jak pani wie, spotykamy się czasami. A to było akurat na urodzinach córki.  Mina, aktualna żona mojego byłego męża, zabawiała zaproszone dzieci w ogrodzie. My poszliśmy do domu po tort. I stało się. W kuchni, za lodówką, żeby nie zauważyli nas z dworu. To była bardzo szybka akcja. I bardzo... podniecająca.

  - Czy podjęła pani tę decyzję w sposób świadomy?

  - Tak... - Jyuni marszczy brwi, zastanawiając się nad sensem tego pytania. - Oczywiście. Nie zgwałcił mnie przecież. Ja tego chciałam. 

  - Ale co panią motywowało?

  - A co motywuje ludzi do uprawiania seksu?

  - Ale co konkretnie panią zmotywowało?

  - No... popęd. Żądza? Cóż, różni ludzie różnie to określają.

  - Gdyby chodziło tylko o popęd, mogłaby go pani zaspokoić z kimkolwiek, a zrobiła to pani akurat z byłym mężem. O czymś to świadczy, prawda?

  - O tym, że w pobliżu nie było akurat innych mężczyzn?

  - Czy zanim przyszła pani do domu byłego męża, odczuwała już pani podniecenie?

  - Nie.

  - A więc w którym momencie je pani poczuła?

  - Kiedy zostaliśmy sami. Kiedy powiedziałam mu parę słów za dużo i wywołałam w nim złość. Przez chwilę myślałam, że wyrzuci mnie za drzwi. Ale on za to pociągnął mnie za lodówkę i stało się. Od tego momentu coś we mnie pękło i już dwukrotnie zorganizowałam nam szybki seks w hostelu.

  - Lubi pani ryzyko, to panią nakręca.

  - Nie zaprzeczę.

  - Ale to nad tym staramy się pracować.

  - Aha.

  - Co innego, gdyby pani powrót do uprawiania seksu wynikał z emocjonalnej więzi, a nie z niepohamowanej potrzeby spełnienia swojej seksualnej fantazji.

  - To znaczy?

  - Co innego, gdyby na nowo rozbudziła pani w sobie uczucia do swojego byłego męża, a nie traktowała go jedynie jako narzędzie, by uzyskać seksualną satysfakcję.

  - Czyli gdybym znowu go pokochała?

  - Otóż to - wyjaśnia psychoterapeutka. Jyuni w tym momencie po raz pierwszy spogląda jej prosto w oczy. Najważniejsza jest szczerość, powtarza sobie. I oznajmia bez chwili zawahania:

  - Ale to niemożliwe, żebym na nowo coś do niego poczuła, bo przecież ja nigdy nie przestałam go kochać. 

 ***

    Aemi już od godziny siedzi na kanapie i nie odrywa wzroku od telefonu.

  - Może pójdziemy do kina? - proponuje jej Jyuni.

  - Nie chcę mi się.

  - To może... na plac zabaw?

  - Nieee, jest za gorąco.

  - Więc co byś chciała porobić? Istnieje w ogóle taka rzecz, na jaką miałabyś ochotę?

  - Tak, chciałabym odwiedzić Yongiego.

  - Yhm... A ja myślałam, że spędzisz  czas że mną. To nasz weekend.

Aemi wreszcie podnosi wzrok i kieruje go na Jyuni.

  - Mamo, z tobą nie pobawię się w "Gwiezdne wojny".

Istotnie, nie pobawi się.

  - OK, napiszę do wujka Jiyonga i zapytam, czy są w domu.

Od razu na twarzy Aemi pojawia się uśmiech. I Jyuni już wie, jej córka jest zakochana, wie, bo sama czuje ten stan.

Tak jak obiecała, pisze do Jiyonga na kakaotalk i pyta, czy nie miałby nic przeciwko, gdyby podrzuciła do niego Aemi, żeby pobawiła się z Yongim. Celowo nie dzwoni, bo nie mają zbyt dobrego kontaktu, odkąd rozwiodła się z Seunghyunem. I nic w tym dziwnego, jej były mąż jest w końcu jego przyjacielem. Po chwili nadchodzi odpowiedź. "Przywieź ją😉". Jyuni oznajmia więc córce, żeby się szykowała, a w Aemi wstępuje nowa energia.

  - Yongi bardzo tęskni za ciocią Hayi, jest weselszy, kiedy się z nim bawię - wyjaśnia, gdy już wsiadają do samochodu.

  - Lubisz go, prawda? Nie zapominaj tylko, że jesteście spokrewnieni. 

Aemi posyła jej ostrzegawcze spojrzenie. Mamo, nie chcę i nie będę o tym z tobą rozmawiać.

  - Nie wiem, o co ci chodzi - odpowiada.

Przez resztę drogi milczą. Jyuni jeździ dość nerwowo, lecz dziś sprawia wrażenie wyjątkowo rozkojarzonej. Na szczęście bezpiecznie dojeżdżają do celu i parkują przed wielkim apartamentowcem. Aemi biegnie do bloku, a następnie przywołuje windę. Jyuni ledwie za nią nadąża. Kiedy jadą na dziesiąte piętro, nadal się nie odzywają. Za drzwiami słychać szczekanie Gaho, psa rasy Shar-Pei należącego do Sarang. Jyuni naciska dzwonek. 

  - Możesz otworzyć? W kiblu jestem! - po chwili do ich uszu dobiegają też słowa Jiyonga.

Wreszcie drzwi się otwierają. Jyuni podejrzewa, że zastanie w nich Sarang, ewentualnie Yongiego, lecz nie jego... I nie wierzy, że to naprawdę on, póki Aemi nie wykrzykuje:

  - O, tata!

  - Cześć, Aemi. Cześć, Jyuni - mówi Seunghyun, jakby nigdy nic... jakby wczoraj, kiedy odwiozła córkę na trening karate nie spotkał się z nią w hostelu, kłamiąc żonie, że musi załatwić jakąś sprawę z samochodem. Co za perfidny gracz. Niemalże tak samo perfidny jak i ona. Lecz gdy tak stoi oparty o futrynę, wygląda oszałamiająco seksownie. 

  - Część. Co ty ty robisz? - pyta Jyuni.

Jiyong tym momencie opuszcza łazienkę i włącza się w rozmowę.

  - Kiedy zapytałaś, czy możesz przywieźć Aemi, akurat pisaliśmy, więc powiedziałem mu, co i jak. Uznał, że przyjedzie i potem stąd ją odbierze.

  - Aha.

Jyuni wciąż stoi w drzwiach, podczas gdy Aemi już gania z Yongim po pokoju,  nikt nie zaprasza jej do środka, a ona też na to nie liczy. Pomimo tego orientuje się, że Seunghyun jest tu bez swojej obecnej żony. Czyżby nie układało mu się z Miną, skoro postanowili nie spędzić wspólnie niedzieli? Chętnie by się tego dowiedziała, lecz przecież nie może go zapytać. I to nie tylko w tych okolicznościach, lecz w ogóle. O Minie nigdy nie rozmawiają. Jyuni odchodzi pospiesznie. Odnosi wrażenie, że napięcie między nią a Seunghyunem jest wręcz namacalne. Nie może pozwolić, by Jiyong zorientował się w sytuacji. A gdy  skręca już w inny korytarz i przywołuje windę, słyszy ponownie głos swojego byłego męża:

  - Jyuni, coś ci wypadło z kieszeni!

  - Mi? Nie. Niemożliwe - odpowiada, po czym uświadamia sobie, że to była tylko wymówka, by mógł wyjść za nią, nie budząc podejrzeń, objąć ją, przyciągnąć do siebie i wpić się namiętnie w jej usta. Ile trwają w tym pocałunku? Zapewne nie więcej niż kilka sekund. Seunghyun natychmiast przytomnieje, odpycha ją od siebie i wraca do mieszkania Jiyonga, bez słowa, jak gdyby zupełnie nic się nie wydarzyło. Jyuni ledwie stoi na nogach, przed oczami wszystko jej wiruje. Gdy winda nadjeżdża, wsiada i przykłada czoło do zimnej ściany. Chyba tylko to powoduje, że nie mdleje z emocji. Nie może zrozumieć, co to było... co to, do cholery, było?! Od kiedy wdali się w romans, nigdy się nie całowali, liczył się tylko czysty seks. Ale to... to sprawiło, że poczuła się jak kiedyś, kiedy dopiero poznawali się i swoje wzajemne uczucia. Boże! Jyuni nie pamięta drogi powrotnej do domu, czuje się jakby była naćpana. Gdy wchodzi do swojego mieszkania, biegnie pod zimny prysznic. Ale on nie gasi jej zmysłów. 

***

    Aemi i Yongi rozmawiają o czymś konspiracyjnym szeptem. Jiyong obserwuje ich znad puszki piwa, które popija niewielkimi łykami, w przeciwieństwie do swojego młodszego przyjaciela.

  - Nie zdziwię się, gdybyśmy znowu zostali rodziną - mówi w żartach, a Seunghyun niemalże podskakuje.

  - Co?!

Jiyong nie rozumie jego zaskoczenia. Jyuni jest kuzynką Hayi. Kiedy Seunghyun był z nią jeszcze żonaty, w pewnym sensie należeli do jednej rodziny. 

  - Aemi i Yongi mają się ku sobie - wyjaśnia.

  - A, o to ci chodzi.

  - No o to. A o co innego?

  - Ehm, o nic. - Seunghyun nie chce się przyznać, że przez chwilę pomyślał, że Jiyong już o wszystkim wie, o tym, co od kilku tygodniu znowu łączy go z byłą żoną. - Tak, Aemi jest po uszy zakochana w twoim synu. Nie wiem tylko, czy zdają sobie sprawę z tego, że są ze sobą spokrewnieni, więc byłby problem.

  - Nie martw się, Yongiego póki co nie interesują dziewczyny, w głowie mu tylko "Gwiezdne wojny", kreskówki i jego mama.

  - No to podobnie jak tobie.

  - Mi???

  - Chyba tobie też w głowie tylko jego mama.

Jiyong milczy przez chwilę.

  - Dziwnie mi bez Hayi i tak jakoś... czuje jakby wszystko wymykało mi się spod kontroli. Rzecz jasna, tego jej nie mówię.

  - W sensie, że co?

  - Dom. Dzieci. Praca... Wiesz, zdecydowałem się zatrudnić w Desire tę zdesperowaną dziewczynę, o której ci opowiadałem. Ale o ile jej wokal jest świetny, to postawa na scenie...  Aż zaczynam się zastanawiać, czy ktoś to kupi.

  - Szczerze, chciałbym mieć tak poukładane życie jak ty - odpowiada mu na to Seunghyun i wypija swoje piwo do końca. 

Cóż, jego strata, bo jeśli zamierza dostać kolejne, to musi iść sobie po nie do sklepu.

  - A twoje niby nie jest poukładane? - Dziwi się Jiyong, a kiedy zauważa zmieszanie na twarzy przyjaciela, pyta: - Ej, co z tobą? Szef odmówił ci podwyżki? A może Mina odmówiła ci seksu w twojej ulubionej pozycji?

  - Hyung, problem w tym, że ja nie umiem go sobie odmawiać. Od miesiąca mam romans. Zachowasz to dla siebie, mimo że nie przyrzeknę ci, że z tym skończę?

  - O ja pier-do-lę.

  - Nie mów tak brzydko, tato! - upomina go Yongi, tak jak jego zwykle upomina mama.

Ale Jiyong jest w zbyt wielkim szoku, by przeprosić za swoje słownictwo i w ogóle, by powiedzieć cokolwiek. Sam też wypije naraz resztę piwa. 

  - Z kim masz ten romans? - pyta wreszcie.

  - Nieważne.

  - Nie powiesz mi?

  - Nie ma to znaczenia. - Wręcz przeciwne, ma i to ogromne. Z tego powodu Seunghyun postanawia to przemilczeć.

  - Ale... jak do tego doszło? I... jak ty w ogóle tak możesz? Przecież wiesz, co to znaczy być zdradzonym, wiesz, bo Jyuni pięć lat temu ci to zrobiła i byłeś kompletnie załamany. A mimo wszystko robisz to samo Minie!

  - Co tata robi Minie? - dopytuje Aemi.

Seunghyun milczy.

Jiyong przewraca oczami. Nie podoba mu się to, że musi kłamać, by kryć haniebne zachowanie przyjaciela.

  - Śniadanie do łóżka jej robi - odpowiada, po czym dodaje ciszej: - jak to jest, że oni usłyszą akurat to, czego nie powinni, a na to, co powinni są głusi?

Seunghyun wzrusza ramionami.

  - Może będzie lepiej, jeśli ty też pozostaniesz głuchy na to, co ci powiedziałem. Nie wiem, po co to zrobiłem. Chyba wierzyłem, że jak się tym podzielę, to poczuje się lepiej.

  - I poczułeś się?

  - Nie, utwierdziłeś mnie tylko w tym, jakim jestem chujkiem. 

  - Nie zaprzeczę.

Seunghyun chowa twarz w dłoniach i wzdycha ciężko.

  - Nie wiem, co robić... Nie wiem, jak z tym żyć. Hyung, kocham je obie.

Nie pada już z jego ust ani jego słowo. Aemi i Yongi udają, że toczą akurat jakąś inter-galaktyczną bitwę. Jiyong lekko klepie przyjaciela w plecy.

  - Dobra, nikomu nie powiem - obiecuje.

OD AUTORKI:
Chciałam, żeby ten rozdział był HOT. Jest HOT or NOT? 

I jeszcze pytanko: Wasza ulubiona postać z tego opo?😃

Proszę ślicznie o komentarze:)))

18/08/2022

blue lagoon (rozdział 78)

    Sarang sama nie wie, co sprawiło, że poczuła sympatię do Eunji, dziewczyny, która dołączyła do ich klasy dopiero w tym semestrze, gdyż powtarzała rok. Może fakt, że jakiś czas temu ta jej pomogła, dając spisać zadanie z matematyki. Z tego powodu, gdy inni dokuczają nowej koleżance, ona czuje potrzebę stanąć w jej obronie. Kiedy Hyunjun i jego zgraja wyśmiewają akurat plamkę krwi na spódnicy szkolnego mundurka Eunji i krzyczą "okres! okres! okres!", genialnie się przy tym bawiąc, w Sarang  wszystko się gotuje.

  - Naprawdę, okres w takim miejscu? Na biodrze? - pyta ironicznie, wstając z ławki, czym wzbudza ogólne zamieszanie, bo zazwyczaj jest cicha i niewiele mówi, a w zasadzie w ogóle nic nie mówi, póki ktoś jej o coś nie zapyta. - Chłopacy... widać, że nie mają kompletnego pojęcia o kobiecych sprawach - dodaje z westchnieniem, po czym podchodzi do Eunji, przewiązuje jej w talii swoją bluzę, by zakryć plamę, i z powrotem siada. Hyunjun oraz jego koledzy natychmiast się uspokajają. Sarang nie wiedziała dotąd, że może mieć u nich taki posłuch! Eunji posyła jej pełny wdzięczności uśmiech. A potem, podczas przerwy na lunch, dosiada się do niej w stołówce jak gdyby nigdy nic, choć wcześniej tego nie robiła. 

  - Dziękuję - oznajmia i co dziwi Sarang, zamiast coś zjeść, wyjmuje z plecaka jedynie butelkę wody. Może nie stać jej na jedzenie? Może głoduje? Sarang wspaniałomyślnie proponuje jej swój kimbap, który rano przygotowała na drugie śniadanie dla siebie i brata.

  - Jeśli masz ochotę, to się poczęstuj.

 - Nie. Nie jestem głodna. A tak w ogóle to jestem ci już wystarczająco dłużna. Uratowałaś mnie przed tymi idiotami, choć wiesz... ta plama na spódniczce, to rzeczywiście krew.

  - Domyśliłam się.

  - Wypiorę twoją bluzę i oddam ci jutro.

  - Nie musisz jej prać. Nie pobrudzi się od jednej plamki. A poza tym przecież sama regularnie się z tym zmagam, wiem, co to znaczy. 

Eunji znów unosi kąciki ust w uśmiechu, zupełnie jakby tym sposobem maskowała zakłopotanie, a może i inne emocje. Milczy przez chwilę. Sarang podejrzewa, że po prostu uzna rozmowę za skończoną i sobie pójdzie. Eunji mimo wszystko tego nie robi. 

  - Mogę zapytać cię o coś osobistego? - odzywa się wreszcie. 

Sarang na moment odkłada jedzenie.

  - OK.

  - To prawda, że jesteś adoptowana?

  - Tak.

  - I jak to jest?

  - Nie rozumiem - odpowiada Sarang szczerze. Nie wie, o co konkretnie może chodzić szkolnej koleżance. To zbija Eunji z tropu.

  - No... czy jest ci dobrze z twoją adopcyjną rodziną, jacy oni są? I czy wiesz, czemu biologiczni rodzice cię im oddali?

  - Kiedy byłam mała, moja mama umarła, a ojca nigdy nie poznałam. Hayi i Jiyong przyjaźnili się z nią, więc po jej śmierci zaadoptowali mnie. A jacy oni są? Normalni, tacy jak inni rodzice. Rzecz jasna, mają swoje problemy, mimo wszystko troszczą się o mnie i wiem, że mnie kochają.

  - Nie jest wam ciężko, dokąd twoja adopcyjna mama wyjechała?

Określenie "adopcyjna mama" brzmi bardzo dziwnie. Dla Sarang Hayi zawsze była po prostu Hayi, a Jiyong zawsze był po prostu Jiyongiem.

  - Skąd wiesz o jej wyjeździe?

  - Kiedyś o tym wspominałaś. 

Sarang nie przypomina sobie tego, lecz nie zaprzecza. I nie podejrzewa, że Eunji często zakrada się pod jej dom i obserwuje jej rodzinę. Gdyby podejrzewała, nie rozmawiałaby z nią tak, jak w tym momencie.

  - Radzimy sobie. Jiyong bardzo dużo czasu spędza w pracy, więc sporo obowiązków przypadło mnie... Ale to tylko trzy miesiące. Potem wszystko wróci do normy.

  - Aha.

  - A ja? Mogę zapytać cię o coś osobistego?

  - Tak.

  - Czemu powtarzasz rok?

  - Chorowałam.

  - Ale już jesteś zdrowa? - pyta Sarang z nadzieją. 

Eunji podnosi się od stolika, jakby zamierzała odejść, lecz zanim to robi, oznajmia:

  - Tego niestety nigdy się nie wie.

Sarang myśli o tym, na co może cierpieć szkolna koleżanka, kiedy niespodziewanie z rozważań wyrywa ją sygnał przychodzącego SMS-a. Heyna przygotowała jej listę kolejnych swoich ulubionych utworów do przesłuchania. W tym momencie to Sarang reaguje szerokim uśmiechem.

***

    Jiyong jedzie po południu do jeszcze pustego o tej porze klubu, do którego zaprosił też Rose. Jakiś czas temu wysłała mu mailowo listę piosenek, w których czuje się pewnie pod względem wokalnym, a on samodzielnie dokonał selekcji i zdobył podkłady muzyczne. Ona nie wie, że będzie chciał dzisiaj zorganizować jej próbę. Chyba po raz pierwszy Jiyong widzi na jej twarzy niepewność, gdy prosi, żeby stanęła na scenie i przekazuje jej mikrofon.

  - Sunmi "Heart burn" - rzuca tytułem, po czym jak gdyby nigdy nic włącza podkład muzyczny, sam natomiast siada na pojedynczym krześle, które ustawia specjalnie na wprost sceny, rozpierając się na nim w wygodniej pozycji.

Rose milczy.

  - Chcesz, żebym śpiewała? - pyta, gdy zauważa, że on tego prawdopodobnie  oczekuje.

  - Chyba po to podpisaliśmy umowę, prawda?

Jiyong podnosi się na chwilę, włącza podkład od początku. Rosie już wie, co ma robić i włącza się w odpowiednim momencie. On mimo wszystko niespodziewanie wyłącza muzykę, po czym rzuca szorstko "jeszcze raz". Ta sytuacja powtarza się wielokrotnie. Rose jest zupełnie zdezorientowana. Nie wie, co robić, bo przecież radzi sobie dobrze...

  - Zafałszowałam? - odważa się wreszcie spytać.

  - Nie, pod tym względem poszło ci świetnie. Ale Rose! Nie możesz robić tego z taką postawą, jakbyś była tu za karę. Owszem, możesz manifestować tę arogancję w swoim głosie, lecz nie w swoim zachowaniu, bo takich rzeczy publika nie wybacza.

  - A więc o to chodzi...

  - Czy ty w ogóle lubisz śpiewać?

  - Oczywiście...

  - Nie słyszę tego. I to jest akurat ciekawe, bo brzmi jakbyś tego nienawidziła, a mimo wszystko robiła to perfekcyjnie. Ale nie możesz stać sztywno, jakbyś połknęła kij i jakbyś miała w dupie tych, którzy cię słuchają - Jiyong wygłasza ten monolog nieco podniesionym tonem, spacerując po sali. Rose przez chwilę tylko patrzy na niego szeroko otwartymi oczami. On z trudem się powstrzymuje, by nie wykrzyczeć jej prosto w twarz: czego nie zrozumiałaś?!

  - Nie wiedziałam, że jesteś taki surowy...

  - No to już wiesz. Tak, Rose, jestem surowy i wymagający, bo dbam o ten klub i chcę, żeby prezentował jak najwyższy poziom. Nie licz więc, że na siłę będę miły, kiedy coś doprowadza mnie do szału, czyli w tym przypadku twoja postawa. 

  - Nie wiem, czy umiem zachowywać się na scenie... mniej sztywno.

  - To radzę ci się szybko nauczyć.

  - OK, popracuję nad tym.

  - Uwierz w siebie, Rose, jesteś zdolna, potrafisz dać z siebie wiele więcej, tylko musisz chcieć i czuć to tutaj - dodaje Jiyong, już nieco spokojniej, a przy tym sugestywnie chwyta się za serce, pokazując, że to stamtąd powinny płynąć emocje przekazywane podczas śpiewania na scenie.

  - Ale mój wokal jest w porządku?

  - Co do twojego wokalu nie mam żadnych zarzutów.

  - Ufff, chociaż coś. - Na szczupłej twarzy Rose znowu pojawia się uśmiech.

  - A, jest jeszcze coś, o co zamierzałem cię zapytać. To nie ma związku z naszą współpracą: do wszystkich, którym powinnaś okazać więcej szacunku, zwracasz się nieformalnie?

  - Nie, tylko do ciebie.

Ta odpowiedź wzbudza w nim dziwny niepokój.

  - A to niby czemu?

Rose zabiera z jednego ze stolików krzesło i ustawia je na wprost tego, na którym siedzi Jiyong. Potem usadawia się na nim, kładąc ręce na oparciu i podpierając na nich brodę.

  - Z tego, co wiem, długo mieszkałeś w Stanach, a tam chyba nie dba się o konwenanse i wszyscy, bez względu na wiek, mówią sobie na "ty". No i ta twoja fryzura.

  - Yhm. 

  - Ale jeśli ci to przeszkadza, mogę zacząć używać formalnego języka.

  - Nie, wszystko mi jedno, po prostu mnie to zaciekawiło.

  - I wiedz, że jakkolwiek bym się do ciebie zwracała, nie znaczy to, że nie mam do ciebie szacunku. Dażę szczerym respektem ciebie i twoją pracę.

  - No już dobra, dobra, bo pomyślę, że się podlizujesz - śmieje się Jiyong.

  - Proszę, opowiedz mi o twoim życiu w Stanach.

  - Ale co konkretnie chciałabyś wiedzieć?

  - To, jak żyje się w wolnym świecie, w którym nie musisz zastanawiać się, czy ktoś jest młodszy czy starszy, nie musisz uczyć się nocami, by coś osiągnąć, a w przemyśle muzycznym nie wykorzystują cię jak robota do zarabiania pieniędzy.

  - Nie masz dobrego zdania o Korei.

  - Nie. Kiedy byłam mała, wszyscy widzieli we mnie przyszłą gwiazdę kpopu. Ale przemysł muzyczny sprawił, że zamiast zrobić karierę, znienawidziłam śpiewanie, mimo że robię to podobno świetnie. Niestety, współpraca ze znaną wytwórnią to jak sprzedanie swojej duszy. Oddajesz wszystko, aż dochodzisz do wniosku, że zaraz nic z ciebie nie pozostanie. I rezygnujesz ze swojego wielkiego marzenia, żeby ratować ten ostatni kawałek siebie.

  - Przykro mi, Rose. 

  - Zanudzam cię - podsumowuje, w ten sposób interpretując jego lakoniczną odpowiedź na jej monolog.

  - Nie, po prostu myślę o tym, że jesteś taka młoda, a już zdążyłaś tak bardzo się w życiu rozczarować i jeśli mam być szczery, dołuje mnie to.

  - Nie chciałam cię dołować.

  - Skoro znienawidziłaś śpiewanie, to czemu chcesz to robić w Desire?

Nadal patrzą sobie w oczy. Jiyong - nonszalancko rozparty na krześle. Rose - z podbródkiem na złożonych na oparciu dłoniach. Między jego i jej krzesłem pozostaje niewielka odległość.

  - Bo chcę to znowu polubić, a potem osiągnąć ten pieprzony sukces i zadowolić swoją rodzinę. 

Jiyong nie komentuje jej słów.

  - Wracając do twojego pytania... W Ameryce nie jest ani gorzej, ani lepiej. Tam wszystko jest po prostu inne. Aby się utrzymać, zaharowywałem się jak wół, pracowałem na budowie, w sklepie muzycznym, gdzie się dało, i było naprawdę bardzo ciężko. A kiedy już udało mi się osiągnąć jakąś stabilizację, stwierdziłem: Tam nigdy nie poczuję się jak w domu. I wróciłem do Korei.

  - I myślisz, że mi też ten kraj może coś ofiarować?

  - Nie, myślę, że ty możesz coś ofiarować temu krajowi.

  - Dzięki, mam wrażenie, że choć zupełnie nic o mnie nie wiesz, w pewien sposób mnie rozumiesz.

  - Cóż, moja młodość też nie była spokojna, pozwól mimo wszystko, że nie będę o tym opowiadał.

  - Czyli kontynuujemy próbę? Bo jestem tu już od godziny, a nie przerobiliśmy jeszcze pierwszej piosenki... No i po  rozmowie trochę się rozluznilam, więc może moja postawa nie będzie wreszcie wyglądała, jakbym, jak ty to nazwałeś, miała kij w tyłku.

  - O nie. Chyba powiedziałem to delikatniej...

  - Chyba niestety nie.

  - Rose, na scenę!

Jiyong pozwala jej wreszcie wykonać utwór do końca.

  - I jak było? - pyta później ona.

  - Nie miałaś już kija w tyłku. Ale przed tobą wziąć daleka droga.

Rose odpowiada z przejęciem:

  - Chętnie przejdę ją wspólnie z tobą.

OD AUTORKI:
Kiedyś dodawałam tu rozdziały regularnie co tydzień... 
Myślicie, że uda mi się to znowu?😃
Lubię pisać o Rose, choć wiem, że jest dość kontrowersyjna.
A jak odbieracie Sarang? 
Celowo uczyniłam ją zupełnie inną, niż była jako dziecko.
 
BTW, gdyby był tu ktoś, kto nie czytał rozdziałów Blue Lagoon dodawanych przeze mnie 6 lat temu i nie chce do nich wracać 
(ja też nie wiem, czy w ciemno chciałoby mi się wracać do 72 rozdziałów... choć mogę je skromnie polecić i zachęcić do tego:)), to niech da znać, mogę przygotować ich streszczenie, by połapanie się w kontynuacji było łatwiejsze.
Może jest też ktoś, kto nie pamięta już, co się działo wcześniej?
Co uważacie o tym pomyśle?

PS Happy Birthday, GD!

11/08/2022

blue lagoon (rozdział 77)

    Seunghyun czuje, jak Mina przytula się do jego pleców, gdy on myje kubek po porannej kawie.

  - Mogę zawieźć Aemi na trening. Tak długo wczoraj pracowałeś, odpocznij sobie przy sobocie - namawia go.

  - Ktoś przed samym zamknięciem przywiózł okropnie zaniedbanego psa. Nie dożyłby rana, gdybym go nie przyjął. Na szczęście udało mi się mu pomóc. A Aemi chętnie odwiozę. 

  - Och, mój kochany, pomocny, współczujący mąż. 

Seunghyun odwraca się i pochyla lekko, dając jej możliwość złączenia ich ust w pocałunku.

  - Aemi! - woła po chwili w kierunku pokoju córki.

  - Mogę ją zawieźć, naprawdę. 

  - Daj spokój. Mówiłaś, że chcesz dziś zrobić sobie domowe spa, wykorzystaj więc ten czas na zrelaksowanie się. A ja odwiozę małą na trening, spotkam się z Jiyongiem, odbiorę ją i wrócę. Aemi!

 - Co ona tak długo się szykuje? - zastanawia się Mina, po czym idzie do pokoju dziewczynki i załamuje ręce. - Aemi, natychmiast zmyj ten makijaż!

  - Ale ciociu...

 - Nie "ciociu", tylko zrób to, co powiedziała Mina, i wskakuj do auta - wtrąca Seunghyun, a kiedy jego ośmioletnia córka znika w łazience, zwraca się do żony. - Po co jej makijaż na treningu karate?

Mina kiwa głową na znak, że nie wie. Aemi bez śladu tuszu do rzęs i czerwonej szminki na ustach wsiada wreszcie do samochodu, zajmując miejsce pasażera z przodu, obok swojego taty. Seunghyun obserwuje ją z uwagą. Gdy tylko ruszają. Aemi wyciąga ze schowka przenoście lusterko, zaczyna się przeglądać i poprawiać włosy. Kiedy on pyta ją, czemu tak się stroi, ona odpowiada:

  - Jak to: czemu? Bo chcę się podobać chłopakom. 

  - Przykro mi, Aemi, dopóki jesteś dzieckiem, nie masz się podobać chłopakom, tylko swoim rodzicom, a nam podobasz się bez tego szajsu na twarzy.

Aemi nie pyta, czy mówiąc "rodzicom" myślał o sobie i Minie czy o sobie i mamie, zamiast tego wykrzykuje z przerażeniem:

  - Więc nie będę mogła się malować do dziewiętnastego roku życia?!

  - Na to wychodzi. 

Aemi się dąsa, lecz na szczęście ani tata, ani Mina nie zorientowali się, że w torbie ze strojem na trening ukryła szminkę, którą podczas któregoś weekendu zwinęła swojej mamie.

  - O, tato, zobacz! - woła, kiedy przejeżdżają akurat koło nowego salonu fryzjerskiego, przed którym wisi wielki transparent "FRYZJER damsko-męski, tylko w tym tygodniu zniżka 50% na pierwsze ścięcie, koloryzację i modelowanie". - Mogę pofarbować włosy na blond tak jak ty? - pyta błagalnym tonem.

Seunghyun mierzy ja takim spojrzeniem, które bez wątpienia oznacza "nie". 

Niedługo potem parkują przed budynkiem, w którym odbywają się treningi karate. Gdy tylko wysiadają z samochodu, zauważają czekających już na nich Jiyonga i Yongiego. 

  - Cześć! - woła z daleka Seunghyun. 

  - Cześć, wujku! Cześć, Yongi! - wtóruje mu Aemi.

  - Siemaneczko - wita się z nimi Jiyong.

Aemi natychmiast chwyta Yongiego za rękę i wchodzą do budynku, a kiedy już zniknają z oczu swoim rodzicom, z powrotem przeciąga usta wyzywającą szminką.

  - Do zobaczenia za godzinę! - woła za nimi Seunghyun, lecz zapewne już go nie słyszą.

  - To co, idziemy do salonu gier? - proponuje mu Jiyong.

  - Sorry, dziś nie dam rady. 

  - A co masz do roboty?

  - Muszę wpaść na chwilę do kliniki. 

  - Przecież nie masz dziś dyżuru.

  - Zwierzęta nie wybierają, kiedy się rozchorować.

  - Kurde. To co ja będę robić przez tę godzinę?

  - Nie wiem, sam pograj albo idź się obciąć. Ile można chodzić takim obrośniętym? W hippisa się bawisz czy co?

  - Mój fryzjer jest na urlopie.

  - To idź do innego. Tam za rogiem obcinają dziś po połowie ceny.

  - Gdzie za rogiem?

Seunghyun podprowadza go w miejsce, które dopiero co mijał z Aemi samochodem. Jiyong zauważa transparent i zastanawia się chwilę, po czym dochodzi do wniosku, że to nie jest taki zły pomysł. Istotnie, ma włosy sięgające już do ramion.

  - Wejdę, zapytam o ofertę - postanawia.

Ledwie zbliża się do drzwi, wita go monolog niezajętej akurat fryzjerki.

  - Serdecznie zapraszamy! To nasz pierwszy dzień, w związku z czym każdy może skorzystać z naszych usług za pół ceny. Co pana interesuje: ścięcie, koloryzacja?

Jiyong sam nie wie, jak do tego doszło, lecz niespodziewanie odkrywa, że siedzi już w fryzjerskim fotelu. A jeśli to jakiś kiepski zakład, skoro mogą mnie przyjąć od ręki?, zastanawia się, po czym szybko sam sobie tłumaczy: "Oczywiście, że nie mają klientów. To ich pierwszy dzień. Stopniowo wyrabiają sobie renomę"... Jiyong przygląda się odbiciu fryzjerki w lustrze tuż nad swoją głową. Czy może zaufać tej dziewczynie? Cóż, wygląda na kompetentną...

  - Bo widzi pani, moja żona wyjechała...

  - Tak?

  - A ja okropnie za nią szaleję. Tak więc poproszę o fryzurę, która w pełni odzwierciedli mój chwilowy stan ducha. Oddaję się w pani ręce.

  - Czyli stawiamy na szaleństwo?

  - Tak - kąciki jego ust unoszą się w uśmiechu - stawiamy na szaleństwo. 

***

    Seunghyun widzi, jak Jiyong wchodzi do zakładu fryzjerskiego. Dla pewności postanawia zaczekać, aż ten usadowi się w fotelu, co będzie oznaczało, że skorzysta z usługi. Potem wraca do samochodu. W telefonie odszukuje SMS-a z podanym adresem. Z przejęciem wpisuje go w nawigację i rusza we wskazanym kierunku. Może był zbyt nerwowy względem Aemi. Ale ostatnio nie potrafi zachować spokoju, wszystko wyprowadza go z równowagi, wszystko przypomina mu o jego winie... Szlag... że też dał się w to wciągnąć. Seunghyun wie, że powinien to zakończyć, a jednocześnie tak naprawdę w ogóle tego nie chce. Ba, czasami myśli, że żyje tylko dla tych kilku chwil wykradzionych w przerwie na lunch czy kiedy Aemi ma trening. Aemi i Mina... wie, że zawodzi je obie swoim skandalicznym zachowaniem, lecz również to nie wystarcza, by się przed tym powstrzymać. Zostawia samochód w odległości kilku metrów od hostelu, gdyby ktoś przypadkowo go tu przyłapał. W tym momencie przychodzi kolejny SMS. "Gdzie jesteś???" Seunghyun odpisuje w pośpiechu "Idę". Bez słowa mija recepcję, żeby tylko nie zwracać na siebie uwagi, żeby tylko nikt go nie zapamiętał. Czuje się jak jakiś tajny konspirator podczas wojny, z tym że działający po stronie wroga. Omal się nie potyka, przeskakując co drugi stopień, kiedy biegnie po schodach na piętro. Aż wreszcie puka do drzwi pokoju, którego numer wcześniej również dostał w SMS-ie. A zza drzwi dochodzi do niego jej głos:

  - Proszę.

Seunhyun wchodzi do środka. Jyuni siedzi na łóżku ubrana tylko w bieliznę, a jej twarz, w przeciwieństwie do jego, nie wyraża żadnych emocji. Bo ona nie robi niczego złego. Bo ona nikogo nie zdradza. To wszystko on, on, on. Seunghyun czuje do siebie w tej chwili okropną wściekłość i postanawia wyładować ją na swojej ex żonie. Bez słowa powitania rzuca się na nią. Obraca ją na brzuch, przygniata do łóżka, zrywając z niej niecierpliwym i wręcz brutalnym gestem majtki. Kiedy wbija się w nią bez odrobiny czułości, ona jęczy z rozkoszy. I to jest zdecydowanie najgorsza prawda: Im gorzej by ją traktował, tym więcej sprawi jej przyjemności. Bo ona po prostu to lubi. Kochają się jak opętani przez pół godziny, w różnych pozycjach, w łóżku i poza nim. A po wszystkim w milczeniu wkładają na siebie ubrania. Ich oddechy są niespokojne, oboje mają też zaczerwienione z wysiłku policzki. 

  - Za tydzień ta sama pora? - pyta wreszcie Jyuni.

  - Tak. Ale inny hostel - odpowiada Seunhyun. - Byle gdzieś niedaleko od szkoły karate, żebym zdążył potem po Aemi.

  - OK, znajdę coś i wyślę ci namiary SMS-em. 

Jyuni również w codziennych sytuacjach lubi konkrety. Seunghyun chce jej powiedzieć coś miłego, cokolwiek. Że w tej bieliźnie wyglądała niezwykle seksownie. Że jest tak bardzo podniecająca. Że chociaż rozwiedli się pięć lat temu, pewnie nigdy nie przestanie jej kochać... Że nigdy nie znał zimniejszej, tak zdemoralizowanej i mniej czułej kobiety, a mimo wszystko zrobiłby każdą rzecz, o jaką by go poprosiła... i robi, całościowo na jej warunkach. Ale nic nie mówi. Za bardzo się wstydzi, by powiedzieć cokolwiek, więc po prostu wychodzi pospiesznie z hostelu, wsiada do samochodu i jedzie z powrotem pod szkołę karate. W środku cały się trzęsie. W dodatku nigdzie nie ma Jiyonga... gdyby tu był, zająłby go rozmową i odciągnął jego myśli od nieprzyjemnych spraw. Seunghyun postanawia po niego zadzwonić. 

  - Hyung. Gdzie ty jesteś? Nie zdążysz po Yongiego.

  - Co, już tak późno? Seung, jestem jeszcze w niezwykle sprawnych rękach pani fryzjerki. Możesz zająć się Yongim przez pół godziny, godzinę?

  - Mogę.

Aemi i Yongi w tym momencie wybiegają akurat ze szkoły. 

  - Jak było? - pyta Seunghyun, a dzieci pokazują mu, czego się dziś nauczyły. 

  - A ty, tato, gdzie byłeś, znowu ratowałeś dziś  zwierzątka w klinice?

  - Co? Ja nie... A! Tak, udało się go uratować. Taki słodki piesek, maltańczyk, miał złamana łapę. 

  - Czy mój tata nie jest bohaterem? - przepełniona podziwem Aemi zwraca się do Yongiego, a ten się zgadza.

  - Yhm, twój tata jest super. Bo mój cały czas siedzi w tym swoim klubie, odkąd mama wyjechała, to już w ogóle. Gdyby nie Sarang noona, byłbym wiecznie nienajedzony, brudny i nie miałbym nigdy odrobionych lekcji - skarży się Yongi.

Seunghyun jest zaskoczony jego słowami, lecz nie chce kontynuować rozmowy o tym, jakim kto jest ojcem, bo wie, że ostatnio sam stał się okropnym. A poza tym Yongi sprawia wrażenie, jakby miał się zaraz rozpłakać z tęsknoty za mamą.

  - Co powiecie na lody? - pyta, a dzieci z entuzjazmem przyjmują tę propozycję.  Wreszcie po zjedzeniu ogromnych porcji słodyczy i popiciu ich bubble tea, idą pod zakład fryzjerski, który akurat opuszcza uśmiechnięty od ucha do ucha Jiyong. Ku ich zdziwieniu jego włosy nie są skrócone, a jedynie wycieniowane i co więcej, pełne żółtych, różowych, pomarańczowych, czerwonych i zielonych pasemek. 

  - Jak wyglądam? - pyta Jiyong szczerze zadowolony ze swojego nowego wizerunku.

  - Jak szalony - odpowiada mu zgodnie z prawdą Seunghyun, a Jiyong się cieszy. O to przecież mu chodziło! Aemi i Yongi są za to tą fryzurą oczarowani. Jiyong stroi przed nimi pozy niczym model, kiedy niespodziewanie jego wzrok pada na twarz synka, na której widnieje czerwony ślad przypominający trochę kształt ust.

  - Yongi, co ci się stało? Kontuzja na treningu? - pyta, dotykając policzka chłopca i ścierając z niego jakaś mazistą substancję w czerwonym kolorze. - A nie, to... to szminka?!

Seunghyun patrzy znacząco na swoją spłoszoną i zarumienioną ze wstydu córkę.

  - Aemi, porozmawiamy w domu. 

 ***

Sarang opuszcza sierociniec, zakłada słuchawki na uszy i włącza muzykę, by zagłuszyć czymś prośby dzieci, żeby została z nimi jeszcze trochę, które nadal brzmią jej w głowie i które powtarzają się niezmiennie, niezależnie, czy spędzi z podopiecznymi placówki godzinę czy tak jak dziś, niemalże cały dzień. Z jednej strony czuje satysfakcję, że jej obecność umila im czas. Z drugiej wciąż ma wrażenie, że nie robi dla nich wystarczająco, a historie tych samotnych istotek nie dają jej spokoju. Kiedy po śmierci swojej mamy uczęszczała na zajęcia z psychologiem, usłyszała diagnozę: WWO - wysoko wrażliwa osoba. Przez to nikt jej nie rozumie. Przez to ona sama często siebie nie rozumie. Gdyby tak potrafiła być obojętna na wszystko... Ale nie jest. Te biedne dzieci... I do tego Yongi, który okropnie tęskni za mamą. Jiyong jest wiecznie w pracy, więc to ona musi dbać o brata. Sarang oczywiście to robi, bo stawianie czyichś potrzeb ponad swoje to dla niej rzecz zupełnie normalna i naturalna. 

  - Hej, zaczekaj! - niespodziewanie słyszy za sobą głos, wyjmuje z uszu słuchawki i odwraca się. Za nią stoi Hyena, nowa wolontariuszka, która pomogła jej, gdy babcia Jaein, matka (a tak naprawdę ciotka) Jiyonga, zasłabła.

  - Hej, też już wracasz do domu? - odpowiada w formie pytania.

  - Noo. Czego słuchasz?

  - Niczego konkretnego, to przypadkowa playlista.

  - A słyszałaś kiedyś o Manic Street Preachers?

  - Nie, kto to?

  - Mój ulubiony brytyjski zespół. Oni są super cool! A w dodatku jeden z nich zaginął w latach dziewięćdziesiątych i dotąd nie wiadomo, co się z nim stało.

  - Ojej, to smutne.

  - Może chcesz ich posłuchać?

Sarang już zamierza odpowiedzieć, że spieszy się do domu, lecz uświadamia sobie: wczoraj posprzątała mieszkanie i wyprała brudne ubrania. Dziś sobota, więc Yongi nie musi odrabiać lekcji. A poza tym Jiyong pojedzie do klubu dopiero wieczorem.

  - OK, chętnie posłucham. 

Dziewczyny wybierają najbliższą ławkę i siadają obok siebie. Długo słuchają muzyki z telefonu Hyeny, podzieliwszy się jej słuchawkami. Sarang podobają się rockowe piosenki, zwłaszcza ich głębokie teksty, które mniej więcej rozumie, bo jest dobra z angielskiego. A czego nie rozumie, nowa koleżanka natychmiast jej to tłumaczy. Tak mija im ponad godzina, aż w końcu Sarang się opamiętuje i oznajmia, że musi wracać do domu.

  - Jeśli chcesz, to za tydzień polecę ci więcej zespołów. Kocham muzykę rockową! - mówi Hyena.

  - Tak, pewnie, bardzo chętnie!

Sarang macha jej na pożegnanie. Kiedy wchodzi wreszcie do domu, Jiyong jest już gotowy do wyjścia. Nie to mimo wszystko zwraca jej uwagę.

  - Masz kolorowe włosy! - wykrzykuje na jego widok.

  - Taaak. Jak ci się podoba?

  - Wyglądasz super cool.

Jiyong cieszy się z komplementu, a jednocześnie zastanawia się, od kiedy Sarang używa takich określeń.

OD AUTORKI:
Pozdrawiam z wyjazdu! 
I wiecie co? W pociągu napisałam już kolejny rozdział :D
Pozwólcie mimo wszystko, że wstrzymam się trochę z jego publikacją, bo nie chcę dodawać postów w takim tempie😄😄

04/08/2022

blue lagoon (rozdział 76)

    Hayi nadal ma czerwone oczy i pociąga nosem, kiedy siada na swoim miejscu w samolocie. Co więcej, łzy znowu napływają jej do oczu na wspomnienie pożegnania na lotnisku z Jiyongiem. Tak bardzo go kocha i potrzebuje... W dodatku nigdy dotąd nie rozstawali się na dłużej niż kilka godzin. Jak ona to zniesie? Chyba oszalała, że zdecydowała się na nagrywanie płyty, porzucając na trzy miesiące rodzinę. Bo tak się czuje, jakby ich wszystkich porzucała.

  - Coś się stało? - Z rozmyślań wyrywa ją głos eleganckiej kobiety w średnim wieku, która siedzi na siedzeniu obok. 

  - Nie - odpowiada Hayi odruchowo, po czym dochodzi do wniosku, że jej stan mówi sam za siebie, i nie ma po co udawać, więc dodaje: - A w sumie to tak. Lecę do Ameryki, zostawiając męża i dzieci. 

Od razu zauważa zainteresowanie na twarzy swojej rozmówczyni. 

  - Och, że męża to rozumiem. Ja też swojego zostawiłam, bo był zdrajcą i nierobem. Ale dzieci? Uważa pani, że z nim będzie im lepiej?

  - Słucham? Nie! Nie zrozumiała mnie pani. Lecę do Ameryki na trzy miesiące i na ten czas zostawiam ich samych.

  - W tej sytuacji powinna się pani cieszyć, a nie płakać... odpocznie pani od nich i od tych wszystkich domowych obowiązków.

Hayi nie ma już siły jej tłumaczyć, że nie chce odpoczywać od Jiyonga i dzieci, a jeśli chodzi o domowe obowiązki, to sprawiają jej one przyjemność i naprawdę bardzo je lubi. Milknie i pogrąża się w swoim smutku, trochę słucha muzyki i trochę też podsypia. Tak mija jej lot do Los Angeles. Gdy tylko wysiada z samolotu, jak zwykle kiedy gdzieś leci, zaczyna się martwić, że jej bagaż zaginął po drodze. Tak się na szczęście nie zdarza, bez problemu odzyskuje walizkę i rusza ku wyjściu z terminala. Tam na nią czekają - Delilah i Daesung, którzy sami zaproponowali, że odbiorą ją z lotniska i przywiozą do hotelu, który wspólnie prowadzą, odkąd matka dziewczyny, Jaein, wróciła po latach do Korei, by ponownie związać się ze swoim byłym mężem i jednocześnie ojcem Jiyonga. 

  - Hayi! - woła wesoło Dee i już rusza, by ją przywitać. 

Nadal jest fanką muzyki metalowej i tak wygląda. Nadal ma w sobie ogromne pokłady energii. Nadal też szaleje za Daesungiem, którego poznała w Korei na wspólnym ślubie Hayi z Jiyongiem i Jyuni z Seunghyunem. Chłopak porzucił dla niej swój ojczysty kraj i przeniósł się do słonecznego Los Angeles. 

  - Dee, jak dobrze cię widzieć - odpowiada Hayi, odwzajemniając uścisk, po czym wyciąga rękę do Daesunga.

  - No witaj, wschodząca gwiazdo! - woła on z podekscytowaniem i zabiera jej walizkę. - Liczę na kopię twojej płyty z autografem.

  - Pomyślę o tym, gdy już ją nagram.

 - Bardzo zmęczona? - interesuje się Delilah, kiedy wychodzą na parking i wsiadają do samochodu, Daesung na miejsce kierowcy, a one z tyłu.

  - Nie, tylko... Będziecie się że mnie śmiali. Ale ja już tęsknię za Jiyongiem! 

  - Gdyby Dee mówiła tak o mnie, kiedy lecę sam do Korei... - oznajmia rozmarzony Daesung.

  - Och, bo ja uważam, że bez chłopaków można się wspaniale bawić. A bez Smoka to już szczególnie - chichocze Dee, a Hayi wie, że ma na myśli ten jeden raz, gdy jeszcze mieszkała z Jiyongiem w USA, a on musiał lecieć do Korei pozałatwiać swoje sprawy. Wtedy obie poszły na imprezę, podczas której Hayi się upiła. O nie, dziś jest już dojrzalsza i mądrzejsza. Nie doprowadzi się ponownie do tego stanu. Na pewno! W tym momencie wibruje jej telefon. 

  - O wilku mowa! To znaczy: O Smoku mowa - poprawia się.

Ledwie zdążyła wyłączyć tryb samolotowy, a on już dzwoni. I to na wideorozmowie. Hayi, odbierając połączenie, od razu czuje się lepiej. 

  - Cześć, kochana, jak lot? - pyta on, po czym zwraca się do Dee: - No proszę, kogo ja widzę! Czy już demoralizujesz moją żonę i namawiasz ją do jakichś dziwnych przygód pod moją nieobecność?

  - Skąd wiedziałeś, że akurat tak jest? - wtrąca się Daesung zza kierownicy. 

  - Bo niestety znam Dee niewiele gorzej niż ty...

  - Eeej, jak to: niestety?! - krzyczy ona z oburzeniem.

  - Spokojne, nie jestem taka podatna na demoralizujące wpływy. A lot był w porządku. Czy w domu wszystko ok? - pyta Hayi.

  - Taaak.

  - Nie ma cię tam, jesteś w klubie, prawda?

  - Yhm.

  - Ji... wracaj do dzieci, u was jest już późno. 

  - Luz, Sarang wszystko ogarnia.

  - Ale to dziecko, mimo że sprawia wrażenie dorosłej, pamiętaj.

  - Dobrze. Dziś odkryłem ciekawą wokalistkę. Będzie śpiewała w Desire. Oczywiście nie jest równie czarująca co ty, lecz pod pewnymi względami przypomina mi ciebie.

  - Tak? 

 Gdy Jiyong opowiada o Rose, Dee i Daesung milczą. Hayi od czasu do czasu kiwa porozumiewawczo głową, a potem oznajmia:

  - Oby się sprawdziła. I nie zawróciła ci zbytnio w głowie podczas mojej nieobecności.

  - Haha, nie jestem taki podatny na zawracanie mi w głowie - parafrazuje ją on.

Rozmawiają jeszcze przez jakiś czas, potem żegnają się czule.

  - Smok, nie martw się o nią, już ja się nią zajmę! - zapewnia jeszcze Delilah.

Niedługo później dojeżdżają do hotelu. Hayi przypomina sobie, jak mieszkała tu z Jiyongiem, kiedy szukali jego matki, która w rzeczywistości okazała się być jego ciotką.

  - Masz oczywiście pokój z widokiem na ocean, a twoja walizka już tam jest - wyjaśnia Daesung, podając Hayi kartę magnetyczną do drzwi. 

  - Dzięki.

  - Wyśpij się. Wieczorem zrobimy sobie babską imprezę - dodaje Dee z zagadkowym błyskiem w oczach.

  - Ok, tylko jutro rano muszę być w formie na spotkaniu z Willem, żebym wiedziała, że podpisuję umowę nagrania wspólnej płyty, a nie przekazuję mu mieszkanie, samochód i psa.

  - Obiecuje, że do rana zdążysz dojść do siebie.

  - Świetnie.

  - Nie zapominaj tylko, że dla Dee rano oznacza południe - dodaje jeszcze Daesung, kiedy Hayi wsiada do windy i rusza do swojego hotelowego pokoju. 

W jednej kwestii rzeczywiście nie kłamał. Z okna rozciąga się cudowny widok na ocean. Hayi robi zdjęcie i wysyła je Jiyongowi, a on odpisuje jej bardzo szybko, używając dla lepszego efektu języka angielskiego "Still impressive, but I'd prefer to see U😘😘😘". Hayi chichocze, siadając na wielkim łóżku, na którym chętnie położyłaby się z nim... i nie tylko położyła. "Idź spać, może jutro wyślę ci swoje zdjęcie🤫". Jiyong odpisuje: "Najlepiej w tej słodkiej koszulce, którą spakowałaś do spania albo ewentualnie bez^^". Głupek, myśli ona i nie odpowiada mu już. Bierze prysznic i z ulgą zakłada tę koszulkę nocną, o której pisał. Z przodu ma rysunek wielkiego misia i napis "Sweetie little girl". Hayi istotnie przypomina w niej słodką, małą dziewczynkę. Następnie idzie za radą Delilah i postanawia trochę pospać. Co z tego, że w Los Angeles jest rano. W Korei trwa noc, a ona jeszcze nie przyzwyczaiła się do różnicy czasu. Budzi się dopiero po kilku godzinach. Zjada obiad w hotelowej restauracji, a później spotyka się w holu  z Dee, tak jak się umówiły. Delilah ma na sobie obcisłe spodnie ze skóry i koszulkę z wizerunkiem Metalliki. Czujnym spojrzeniem obrzuca Hayi w spódniczce ogrodnicze, zwykłym T-shircie pod nią i w trampkach.

  - Zamierzasz tak iść do klubu? - pyta.

  - Owszem. A co? Źle wyglądam?

  - Nie, dobrze, tylko zbyt grzecznie.

Hayi przekonuje się ostatecznie do założenia koronkowej seksownej bluzeczki, którą sama nie wie po co zabrała ze sobą. Ale spódniczkę ogrodniczkę zostawia, trampki też. 

  - Mogę iść z tobą do klubu na szybkiego drinka i wracam do hotelu. Muszę jutro być w formie - zastrzega się, kiedy idą w kierunku rozrywkowej dzielnicy przy plaży. 

Delilah tylko uśmiecha się zagadkowo. Już niedługo później siadają przy stołkach ustawionych wzdłuż baru w nowoczesnym, choć dość mrocznym lokalu, w którym gra muzyka rockowa i bawią się tłumy młodzieży. Hayi, choć z wyglądu się wśród nich nie wyróżnia, w głębi duszy czuje się na te klimaty odrobinę za stara. Delilah nie przeszkadza młode towarzystwo, mimo wszystko w pewnym momencie markotnieje i robi się rozkojarzona. Im więcej pije, tym mniej mówi i jakby pogrąża się w smutku. Hayi natychmiast to zauważa.

  - Dee, co się dzieje? - pyta ją.

  - Nic, a co ma się dziać? - Delilah unika jej wzroku.

  - To, że na mnie nie patrzysz, nie znaczy, że nic nie widzę. O co chodzi? O Daesunga?

  - Nieee. 

  - A więc o co?

  - Nie dasz mi spokoju, prawda?

 - Nie. Skoro już tu przyleciałam, pomogę ci z tym problemem, cokolwiek to jest.

 - Obawiam się, że nie możesz mi pomóc... - nagły wybuch płaczu Dee naprawdę ją przeraża. - Hayi, ja i Daesung chyba nie możemy mieć dzieci. 

Hayi milczy przez chwilę i jedynie odruchowo przytula zapłakaną Delilah. 

Nie wiedziała, że stara się ona z Daesungiem o dziecko, a co dopiero, że mają z tym problem... W zasadzie nigdy nie zastanawiała się, czemu nie posiadają potomstwa. Przede wszystkim, wydawali jej się jeszcze tacy młodzi... Poza tym, to nie jest jej sprawa, więc nigdy o to nie zapytała.

  - Długo już próbujecie? - zagaduje wreszcie.

  - Yhm, kilka lat.

To dodatkowo ją zaskakuje. Wcześniej zupełnie się nie zorientowała. Jiyong chyba też nie, choć często rozmawia ze swoją siostro-kuzynką.

  - Ale byliście z tym u lekarza?

  - Oczywiście, u wielu. Ale nikt nie umie powiedzieć nam, w czym tkwi problem. Robiliśmy badania i wyszło na to, że wszystko z nami ok. A mimo to nie możemy mieć dzieci. 

  - Dee, tak mi przykro. Podobno czasami tak jest, że kiedy bardzo się starasz, to nie wychodzi, a jak trochę odpuścisz...

  - Już dawno odpuściłam - wchodzi jej ona w słowo. - Nie łudzę się więcej, że się uda, po prostu godzę się z porażką i z tym, że nasza rodzina po prostu składać się będzie z nas dwóch. Chyba że kupimy sobie kota albo psa. 

  - Pamiętaj, że całym sercem jestem z tobą.

 - Dzięki. Dobra, nie smutajmy już. W końcu przyszłyśmy się tu zabawić, pora zaszaleć na parkiecie. 

  - Ale ja już w zasadzie zamierzałam wracać do hotelu...

  - Co? O nie, zabawa dopiero się zaczyna! - woła Dee, dopija jednym łykiem swojego drinka, ciągnąć jednocześnie Hayi do tańca.

Nie pozwala jej wyjść z klubu do wczesnych godzin porannych, choć tak naprawdę obie doskonale się bawią. Gdy Hayi o dziesiątej spotyka się ze swoim przyjacielem Willem, z którym ma nagrywać płytę, jest okropnie niewyspana i pijąc dużo wody, usiłuje pozbyć się lekkiego kaca. Wtedy myśli o czymś jeszcze. W tej formie zdecydowanie nie powinna robić sobie zdjęć i pokazywać ich Jiyongowi.

***

    Rose z uśmiechem wypisuje dokumenty. Jiyong natomiast nadal trzyma w dłoni jej dowód osobisty, którego potrzebował do uzupełnienia danych w umowie. Kim Changmi. A więc rzeczywiście jej imię oznacza różę. Została urodzona w ten sam dzień co on (jaki dziwny zbieg okoliczności!), lecz sporo lat później. A więc choć wygląda na dwunastolatkę, tak naprawdę jest dwudziestolatką. W pewnym momencie podnosi na niego spojrzenie, tak przenikliwe, że on czuje się szczerze skrępowany. Aby nie dać tego po sobie poznać, wyciągną do niej dłoń i woła:

  - A więc witaj w Desire! 

  - Dziękuję, mam nadzieję, że się na mnie nie zawiedziesz, a jeśli czymś ci podpadnę, to będziesz wyrozumiały. 

Rose odwzajemnia gest i również wyciąga do niego dłoń, tak drobną i delikatną, że przechodzi go niespodziewany dreszcz, kiedy ściska ją w swojej.

OD AUTORKI:
Nie spodziewaliście się rozdziału tak szybko, co? 
Zaskoczyłam Was? 
To dobrze i muszę przyznać, że ostatnio mam wenę na to opo! Zwykle piszę je późnym wieczorem, co potem przepłacam niewyspaniem, lecz cóż :DDD
Cieszycie się, że są Dee i Daesung? Hehehe, nie zapomniałam o nich!
Kolejny rozdział będzie o Jyuni i Seunghyunie, wyczekujcie:*

I pięknie proszę, zostaw po sobie ślad, jeśli czytasz - to dla Ciebie zarywam noce😅