07/12/2022

blue lagoon (rozdział 94)

    Jiyong nie wie, co się wydarzyło, lecz widząc stan Rose, domyśla się, że coś musiało się stać. Od kiedy tylko zjawiła się w klubie, jest jakaś podenerwowana, a poza tym nie może powstrzymać się od strzelania gumką na swoim nadgarstku. Oczywiście, to lepsze niż cięcie się, lecz nadużywając tej metody, również może zrobić sobie krzywdę, już jej przegub jest cały czerwony. W dodatku Rose ledwie trzyma się na nogach i ten, kto nie wie o jej chorobie, uznałby pewnie, że jest pijana, gdy powłóczy nogami wzdłuż korytarza, zatacza się i omal się nie traci równowagi, wpadając na drzwi do jednego z pomieszczeń.

  - Co jej jest? - pyta Taekwoon.

Jiyong od dłuższego czasu odwraca jego uwagę od dziewczyny, lecz niezupełnie mu to wychodzi.

  - Nic - odpowiada, po czym woła Rose do swojego biura pod pretekstem rozmowy.

Tak naprawdę czekają tam już pojemniki z kupionym na wynos jedzeniem. Rose o tym wie i stara się tego uniknąć, lecz nie może. Taekwoon ją obserwuje. Nie spodobałoby mu się, gdyby nie wykonała polecenia jednego ze swoich szefów. Posłusznie idzie więc za Jiyongiem. Po chwili zamykają się w jego biurze. Zapach jedzenia przyprawia Rose o mdłości. Gdyby miała czym, zwymiotowałaby, tu, na podłogę.

  - Nie będę dziś jeść - mówi, kiedy on informuje, że dzisiaj jest kimbap z warzywami. 

  - Źle wyglądasz. Co się dzieje, Rose? Kiedy w ogóle ostatnio jadłaś? Hm?

  - Znowu pokłóciłam się z rodzicami. 

  - Ale to nie jest powód, żeby nie jeść.

  - Jiyong, nie robię tego specjalnie.

  - Jeśli nie zjesz chociaż trochę, nie wpuszczę cię na scenę. 

  - Przecież to szantaż.

  - Owszem. Jeśli chcesz wystąpić, musisz coś zjeść, muszę mieć pewność, że utrzymasz się na nogach na scenie. 

  - Nie jesteś moim pierdolonym ojcem, by wydawać mi polecenia! - unosi się Rose.

  - Ale jestem twoim pierdolonym szefem. I każę ci zjeść chociaż kawałek tego pierdolonego kimbapu, za który zapłaciłem ze swojej pierdolonej kieszeni, jak za każdy pierdolony posiłek, który co tydzień dla ciebie zamawiam, wybierajac celowo lekkie i niekaloryczne dania, by nie wywoływać na tobie pierdolonej presji. Jeśli nie zjesz, to odwołam twój dzisiejszy występ. Nie żartuję - oznajmia Jiyong, a w jego głosie słychać wyjątkową stanowczość.

Rose nie zamierza z nim negocjować. W tym momencie trochę się go boi, bo jeszcze nigdy nie zwracał się do niej takim tonem. W pośpiechu stara się ułożyć jakiś plan działania.

  - OK, zjem trochę, tylko wyjdź. Nie znoszę jeść, kiedy ktoś mi się przygląda.

To skutkuje. Jiyong zostawia ją samą w swoim biurze. Rose patrzy na pojemnik z jedzeniem. No, dasz radę, wmawia sobie, kawałek, tylko kawałek... Nie może, gardło jej się ściska. Znowu musi strzelić gumką na swoim nadgarstku, raz, drugi, trzeci... skóra ją piecze. I dobrze, chciałaby poczuć prawdziwy ból, lecz od kilku dni z uporem trzyma się z dala od żyletki. Podnosi kawałek kimbapu do ust. I wtedy ogarnia ją wściekłość. Kim jest Jiyong, żeby jej rozkazywać? Przez tyle miesięcy słuchała we wszystkim ludzi z wytwórni i jak na tym wyszła? Nie. Nie będzie się więcej podporządkowywać . Nikomu. Zamyka pojemnik z jedzeniem i ciska go do kosza. Potem wychodzi z biura, by uszykować się do wyjścia na scenę. Nie widzi w pobliżu Jiyonga, choć jest gotowa do konfrontacji. Gdy już natomiast zaczyna wierzyć, że ją to ominie, on się zjawia. Chwyta ją za nadgarstek, ten, na którym nosi gumkę. Ściska mocno. To boli, lecz Rose się nie skarży. O to jej przecież chodziło, chciała poczuć ból i czuje go, kiedy Jiyong zaczyna ciągnąć ją w dość brutalny sposób z powrotem do swojego biura, przy czym sprawia wrażenie wściekłego. Po drodze wpadają jeszcze na Taekwoona.

  - Co ty robisz?! - pyta ten z przerażeniem, lecz Jiyong po raz kolejny odpowiada oschle:

  - Nic.

A następnie wpada z Rose do swojego biura, zatrzaskuje za nimi drzwi i pyta, co to wszystko ma znaczyć. Tak, jej kimbap stoi z powrotem na stole. Rose wzrusza ramionami.

  - Od początku mówiłam ci, że tego nie zjem - przypomina.

  - Kogo chciałaś oszukać? Mnie? Siebie? Jezu, poprosiłem, żebyś zjadła chociaż kawałek! Czy to taki problem?

  - Nie zjem, Jiyong. Nie zjem ani kawałka. Nie wiesz, jak to jest, kiedy jedzenie wywołuje w tobie wstręt. 

  - W inne dni jadłaś. 

  - W inne dni było lepiej, dziś nie dam rady, naprawdę.

Przez chwilę ma nadzieję, że go udobruchała. Jiyong patrzy na nią jedynie że współczuciem, już bez złości. Niestety, to trwa tylko moment. Potem znowu na jego twarzy jawi się stanowczy wyraz.

  - OK, w związku z tym zapomnij o dzisiejszym występie. 

Po tych słowach wychodzi z biura. Kieruje się prosto na scenę. Rose nie wierzy własnym uszom, gdy Jiyong oznajmia gościom obecnym w klubie, że dziś występ się nie odbędzie z powodu problemów zdrowotnych wokalistki, lecz zaprasza do zabawy przy muzyce z głośników. Nie... Rzeczywiście to zrobił! Rose pędzi, by wykrzyczeć mu prosto w twarz, jaki z niego nieczuły drań.

  - Ty cholerny dupku! Jak mogłeś? Jak śmiesz odwoływać moje występy?! 

  - Ostrzegałem cię.

Rose zaczyna szarpać go za koszulkę, jednocześnie zalewając się łzami. Bez wątpienia wygląda w tym momencie jak wariatka. Taką widzi ją zwabiony krzykami Taekwoon i jeszcze paru pracowników Desire.

  - Nie masz prawa mnie szantażować! Nie masz wobec mnie w ogóle żadnych praw! Ty...! - nie ma pomysłu, jak jeszcze mogłaby go nazwać, więc postanawia uderzyć go w twarz. 

Jiyong pozwoliłby jej na to, gdyby nie obecność Taekwoon. Ze względu na niego przytrzymuje jej rękę. 

  - Co tu się, kurwa, wyprawia? - pyta zirytowany i zupełnie zdezorientowany Taekwoon.

  - Nic. Nic, serio... to zwykła kłótnia... O repertuar - wymyśla na szybko Jiyong.

  - O repertuar? To nie brzmiało jak kłótnia O REPERTUAR. Chyba z nią nie... - Taekwoonowi nie może przejść to przez usta.

  - Co? Ja i Rose? Nie!

  - No więc o co chodzi, co to za szantaż? Jako szef mam prawo wiedzieć. 

  - Zaufaj mi. Rose ma pewne problemy. A ja tylko staram się jej pomóc...

  - Rose sama jest problemem, tyle razy ci to powtarzałem - podsumowuje Taekwoon i odchodzi, kwiając głową z dezaprobatą. 

Rose wykorzystuje moment, gdy jej szefowie są pochłonięci rozmową. Nie myśli logicznie. Tak naprawdę w tym momencie czuje, że nie ma już nic do stracenia. Nie zamierza tak po prostu się poddawać. Biegnie prosto na scenę. 

  - STOP! Wyłączyć muzykę! - krzyczy i w klubie zapada cisza. 

Gdy stoi już przy mikrofonie, światła niespodziewanie ją oślepiają. Nie widzi twarzy zaskoczonych gości. Nie słyszy ich oklasków i wiwatów, że mimo wszystko się pojawiła, słyszy w uszach tylko jakiś dziwny pisk, który, ma wrażenie, że zaraz rozsadzi jej czaszkę. Nie może wydobyć z siebie głosu. W ostatnim momencie myśli jeszcze: co ja najlepszego zrobiłam? A potem upada bez sił na scenę. 

***

    Huk jej upadku i krzyk wystraszonych gości. Jiyong nie zastanawia się nad niczym, po prostu działa. Wpada na scenę, bierze Rose na ręce i układa na kanapie w swoim biurze. Boże, ona waży tyle co nic... Delikatnie klepie ją po policzku.

  - Jiyong... Ja... prze.... przepraszam - szepcze ona ostatkami sił. 

  - Już dobrze. 

 W jego oczach jest sama czułość.

  - Co jej się stało?! - krzyczy, wpadając do biura Taekwoon.

  - Rose zasłabła, przynieś jej proszę butelkę coli - odpowiada Jiyong, a widząc w półprzytomnych oczach dziewczyny bunt, oznajmia: - Tak, wiem, cola ma cholernie dużo kalorii i cholernie dużo cukru. Ale wypijesz ją. 

  - Dobrze.

  Taekwoon przynosi otwartą już colę. Jiyong przekazuje butelkę  dziewczynie, pytając, czy da radę sama się napić. Rose odpowiada, że tak. Gdy dostarcza swojemu organizmowi trochę kalorii, mimowolnie po jej policzkach zaczynają płynąć łzy. 

  - Pij, Rose. Pij.

Ale nie tylko jej umysł się buntuje. Dla pustego żołądka taki napój to szok. Rose krztusi się chwilę, a potem pospiesznie odwraca twarz i wymiotuje na podłogę pod kanapą.

  - Co jej jest! - pyta przyglądający się wszystkiemu Taekwoon.

Jiyong odpowiada mu tylko: 

  - Wyjdź!

Zawstydzona i przerażona całą tą sytuacją Rose jest zdolna jedynie przepraszać i szlochać.

  - Ciii, nic się nie stało - zapewnia Jiyong, przytula ją i kołysze w ramionach, powtarzając: - wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze, Rose. 

I jej atak paniki wreszcie mija. 

  - Tak mi wstyd, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie... nie wiem, co we mnie wstąpiło. 

  - Już dobrze, pojedziemy zaraz do szpitala.

  - Co?! Nie! Nie do szpitala! - powtarza ona i wygląda, jakby znowu miała wpaść w panikę.

  - Lekarze ci pomogą.

  - Nie. Nie, Jiyong, proszę, błagam...

  - Dobrze, jest jeszcze inna opcja, taka, że pojedziesz że mną na kolację.

  - OK.

  -  I że ją zjesz. 

  - OK.

  - Nie tylko skosztujesz, zjesz całą porcję, Rose.

  - OK...

 ***

    Rose jest przerażona, kiedy słyszy, że Jiyong zaprasza ją do siebie. W przypływie emocji pisze SMS-a do siostry, że jedzie jeszcze na kolację z szefem i żeby ta się o nią nie martwiła. Później wysyła wiadomość do Sarang. "Hej, będę zaraz w twoim domu. Jeśli wyglądasz się Jiyongowi, że mnie znasz, powiem mu, że ma córkę lesbijkę". Jako perzestrogę dołącza zdjęcie Sarang i Hyeny, na którym widać, jak trzymają się za ręce. Dopiero wtedy trochę się rozluźnia. Po drodze nie odzywają się do siebie. Jiyong nie odrywa wzroku od szosy, nie spogląda w ogóle w stronę swojej pasażerki. Tak dojeżdżają pod osiedle apartamentowców. Rose stara się ze wszystkich sił udawać, że jest tu po raz pierwszy, rozgląda się dookoła, komentuje wygląd dzielnicy. Jiyong puszcza ją przodem, kiedy wchodzą do bloku, a następnie do windy.

  - Poznasz moją córkę - mówi - bo synek zapewne już śpi. 

  - Nie zdziwi się, że sprowadzasz do domu jakąś obcą dziewczynę?

  - Spokojnie. Sarang wie, kim jesteś. 

Oczywiście, że wie...

Rose mimo wszystko obawia się, czy szantaż, który zastosowała, będzie skuteczny. Po chwili wchodzą do mieszkania. Sarang natychmiast wynurza się że swojego pokoju, ubrana w zabawną piżamę z wielkim misiem. Z uwagą przygląda się Jiyongowi i dziewczynie. Od razu ją rozpoznaje, lecz nic nie mówi.

  - Cześć, Złotko. To Rose, o której ci opowiadałem. Rose, to moja córka Sarang.

Bez słowa podają sobie ręce. Obie są tą sytuacją lekko zakłopotane. Jiyong też, więc nie zauważa ich dziwnego zachowania, a przede wszystkim tego, że dziewczyny się znają. Tłumaczy, że zaprosił Rose do domu, żeby obgadać z nią kilka spraw, a nie chciał zostawiać dzieci zbyt długo samych. Czy Sarang przyjmuje to wyjaśnienie? Trudno stwierdzić, bo w milczeniu wycofuje się z powrotem do swojego pokoju. Jiyong zaprasza gościa do kuchni, gdzie szykuje szybką kolację, a w zasadzie grzeje to, co zostało z obiadu. Rose siedzi przy stole i tylko mu się przygląda. Ten dzień wyzwolił zbyt wiele emocji, a przede wszystkim zasmucił ją fakt, że to już naprawdę koniec występowania w Desire. Jiyong nie da jej kolejnej szansy. A jeśli da, Taekwoon na pewno tego nie zrobi. Nie po tym, jak ich zawiodła i jak się wygłupiła. Kiedy  jedzenie jest już gotowe, idą na balkon - pięknie udekorowany kwiatami i lampionami, przestronny, z widokiem na oświetlone miasto.

  - Och, wow, dla tego widoku mogłabym zabić - zachwyca się Rose, gdy siada w jednym z czterech wiklinowych foteli.

  - Kogoś czy siebie? - pyta Jiyong, robiąc przytyk do jej choroby, czym natychmiast sprowadza ją na ziemię.

  - To koniec, prawda? Moich występów w Desire.

  - Powiedzmy, że to nie zależy ode mnie, to zależy od ciebie.

  - Jak to?

  - Jeśli nigdy więcej nie doprowadzisz się do podobnego stanu co dziś, będziesz nadal występowała.

  - A Taekwoon? Nie pozwoli mi. Nie po tym, co widział.

  - Jakoś go udobrucham.

  - A więc nie wszystko zniszczyłam.

 Jiyong w odpowiedzi posyła jej uśmiech, przyjemny i ciepły.

  - Zjedz, proszę. Zasłabłaś. Wolę nie pytać, kiedy ostatnio jadłaś normalny posiłek. 

  - Dobrze. Zjem. Postaram się. 

Rose nakłada sobie sporą porcję kurczaka w miodzie, makaronu soba z warzywami i kimchi. Jiyong stara się jej nie kontrolować, lecz spogląda dyskretnie w stronę talerza dziewczyny, podczas gdy prowadzą niezobowiązującą rozmowę.

  - Masz ulubiony zespół albo wokalistę czy wokalistkę? - pyta w pewnym momencie Jiyong, dochodząc do wniosku, że zwykle narzuca jej repertuar i nie za bardzo wie, jaki jest jej muzyczny gust.

  - Kocham japońską muzykę pop z lat osiemdziesiątych - odpowiada Rose z pełnymi ustami, co stanowi dość niecodzienny widok. - Tak zwany city pop.

  - Serio?

  - A co, ty też?

  - Nie. Nie wiem. Nie słucham zwykle tego typu muzyki. I myślę, że mało młodych ludzi to robi. Zaskoczyłaś mnie, Rose.

  - Jeśli chcesz, puszczę ci mój ulubiony kawałek. Po cichu, żeby nie obudzić twoich dzieci.

  - OK. - Jiyong jest pod wrażeniem jej dobrego wychowania i wrażliwości. Kiedy poznał Rose, sprawiała wręcz przeciwnie wrażenie. Dopiero podczas wspólnej pracy odkrył, jaka jest naprawdę. I to mu się podoba. 

  - To Mariya Takeuchi "Plastic love". - Gdy Rose włącza mu swoją ulubioną piosenkę, on mimowolnie myśli o Hayi, o tym co insynuował mu ostatnio Daesung. Choć Seunghyun powtarzał mu, że to nie może być prawda, Jiyong od kilku dni nie potrafi wyrzucić z podświadomości obrazu Hayi z jakimś innym facetem. Ale nie ma też śmiałości zapytać jej wprost, dokąd wychodzi codziennie wieczorem i czemu codziennie wieczorem karmi wszystkich inną wymówką. Głos Rose wyrywa go z zadumy. - Kiedy słucham tej piosenki, wyobrażam sobie, że pędzę autostradą, a wiatr unosi moje włosy.

  - To... magiczny utwór, jakby wyjęty z innej epoki - zgadza się Jiyong.

  - Ale wywołał smutek na twojej twarzy.

  - Nieee.

Rose nie bardzo w to wierzy, lecz nie zamierza być wścibska. 

  - Nie dam rady więcej w siebie wymusić, chyba przeceniłam swoje możliwości. Ale było przepyszne. Ciesz się, bo usłyszeć taki komplement z ust anorektyka, to prawdziwy sukces.

  - Dzięki, Rose, jeśli już nie możesz, to zostaw.

Niestety, czas zbyt szybko płynie. A wieczór jest taki ciepły i piękny... Gdyby tak móc zatrzymać tę chwilę.

  - Dobrze mi tutaj - oznajmia niespodziewanie Rose, dopijając resztkę soku. - Ale chyba pora wracać do domu.

Tak bardzo chciałaby, żeby Jiyong nie pozwolił jej jeszcze stąd odejść.

  - Yhm, już późno.

  - A masz może jakiś namiar na taksówkę?

  - Daj spokój, odwiozę cię.

Na twarzy Rose pojawia się uśmiech. Cieszy ją perspektywa spędzenia z Jiyongiem jeszcze tych paru krótkich momentów. Gdy on idzie poinformować Sarang, że odwiezie Rose i wraca, ona sprząta po kolacji, przynosi z powrotem do kuchni talerze i kubki. Jiyong wygląda na zaskoczonego, kiedy to odkrywa. Niedługo potem znowu są w jego samochodzie.

  - Ale to chyba nie jest droga do mojego domu... - zauważa w Rose, kiedy zjeżdżają na autostradę. 

  - Owszem, nie jest - rzuca zagadkowo Jiyong, po czym dodaje. - Włącz jeszcze raz tę piosenkę, tylko głośniej, proszę. 

Następnie uchyla szyby. I Rose wreszcie kojarzy fakty. "Plastic love", autostrada i wiatr we włosach. Jiyong nie robi nic innego, tylko realizuje jej marzenie. Kiedy wnętrze auta wypełniają dźwięki muzyki, w oczach dziewczyny pojawiają się łzy. To uczucie ją paraliżuje - uczucie, że jest po prostu szczęśliwa.

 

OD AUTORKI:
Powiem szczerze, nie mam na ten moment napisanych dalszych rozdziałów, bo jakoś straciłam wenę na to opowiadanie...
 Tak czy siak, jeśli ktoś na nie czeka, one się pojawią. 
Nie wiem tylko, czy regularnie co tydzień, czy na przykład co dwa.
A dziś zamiast fotki, mam piosenkę:
 



30/11/2022

blue lagoon (rozdział 93)

    Daesung z przerażeniem przygląda się swojej żonie pakującej walizkę. Dee wrzuca do niej wszystkie swoje rzeczy, które tylko wpadną jej w ręce: ubrania, kosmetyki, książki, papiery.

  - Co ty robisz? - powtarza w kółko, załamany.

  - Już ci powiedziałam, przenoszę się do innego apartamentu.

  - Dee, nie spisuj tego małżeństwa na starty przez to, że nie możemy mieć dzieci. Przecież się kochamy. Ja ciebie kocham. I mam nadzieję, że ty mnie też.

Milczała. A więc w tym momencie widocznie nie była przekonana co do swoich uczuć. Całą swoją energię wkładała w pakowanie, jakby wynosiła się z ich wspólnego apartamentu na dobre.

  - Jezu, nie spisuję na straty małżeństwa, po prostu chcę dać nam trochę czasu. Szczególnie po tym, co mi przed chwilą zaproponowałeś. Jak mogłeś?

  - Uważam, że to o wiele rozsądniejsze od tego, co ty zaproponowałaś Hayi.

  - O, już ci na mnie naskarżyła? A może to Smok?

  - Nieważne kto.

  - Żebym tylko ja mu nie naskarżyła, co wyprawia jego żona, kiedy akurat nie nagrywa w studiu.

  - A co niby wyprawia?

  - Hayi ma romans.

Daesung wybucha śmiechem.

  - Nie, Dee, przegięłaś.

  - Co, ty też będziesz bronić jej świętości? Wiesz co, zastanów się z Jiyongiem nad zbudowaniem jej świątyni. Moglibyście się tam spotykać, oddawać jej pokłony, składać ofiary (na przykład ze mnie) i modlić się do niej!

  - Nie wierzę po prostu, żeby Hayi miała mieć romans. To niedorzeczne. Ona szaleje za Jiyongiem. A tobie odbija.

  - No to zapytaj ją, dokąd wymyka się z hotelu codziennie wieczorem.

  - Sama ją zapytaj.

  - Nie. Nie rozmawiamy, gdybyś zapomniał.

  - Nie rozumiem, czemu odsuwasz od siebie wszystkich i wymyślasz tak okropne plotki.

Dee już nie odpowiada, po prostu zabiera ze sobą walizkę i opuszcza apartament. Daesung słyszy, jak kieruje się do windy. A więc, by być od niego jak najdalej, zmieni jeszcze piętro. Z westchnieniem siada na łóżku. Tak, wie, że Dee cierpi, jemu również nie jest łatwo. Lecz on mimo wszystko nie wyżywa się na innych. Ona robi to nieustannie. A poza tym widzi winę we wszystkich, tylko nie w sobie. Daesung kompletnie nie wie, jak z nią rozmawiać i jak jej nie urazić. Nie wie, komu poradzić się w tej kwestii. Nie chce dzielić się swoimi prywatnymi sprawami z osobami, które nie są w to w pełni wtajemniczone. A więc chyba pozostała mu tylko Hayi... Daesung postanawia wyżalić się jej i opowiedzieć o tym, jak żona zareagowała na jego ostatnią propozycję. Idzie więc i puka po chwili do drzwi jej pokoju, które w tym samym momencie się otwierają. Hayi jest ubrana do wyjścia, a zważywszy na dość późną porę, na pewno nie na sesję w studiu nagraniowym. Przez chwilę Daesung zastanawia się, czy Dee nie miała racji, lecz szybko się reflektuje. Nie. Niemożliwe. Na pewno Hayi zaraz powie, dokąd zamierza się udać.

  - Hej. Idziesz gdzieś? - pyta ją.

  - Tak, akurat wychodziłam, a co, coś się stało?

Hm. To niewiele mu rozjaśniło.

  - Nie... choć w sumie tak. Dee się wyprowadziła. 

  - Jak to, dokąd?

  - Póki co tylko do innego apartamentu.

  - O jeny, wchodź, pogadamy, mam jeszcze chwilę.

Hayi zaprasza go do pokoju i siadają wspólnie przy stoliku. 

  - Nie wiem, co złego było w mojej propozycji, żebyśmy adoptowali dziecko - żali się Daesung.

  - Według mnie nic. Ale Dee mogło to jakoś przytłoczyć... Wiesz, zanim dojdzie do adopcji, jest mnóstwo badań, testów, które stanowią potwierdzenie, że dana para będzie dobrymi rodzicami.  Dla niektórych to może być trochę... upokarzające. Ja i Jiyong też przez to przechodziliśmy, zanim zaadoptowaliśmy Sarang.

  - Ale przecież nie mieliby się czego u nas przyczepić. Ja i Dee... żyjemy chyba dość poprawnie.

  - Oczywiście, że tak.

Zapada chwilowa cisza. Hayi nie za bardzo wie, jak pocieszyć Daesunga. Poza tym rozumie jego rozgoryczenie, bo sama ma żal do Dee o to, jak na nią ostatnio napadła.

  - No i przy okazji, chcę cię przeprosić za Dee. Nie miała prawa wymagać od ciebie i Jiyonga, żebyście urodzili i oddali jej dziecko. Ja na pewno nigdy bym nie zgodził się go od was przyjąć. 

  - Nie przepraszaj. Nie masz powodu. Dee jest, jaka jest i mam nadzieję, że w końcu przejdzie jej ta śmiertelna obraża na mnie.

  - Oby przemyślała sobie to wszystko w tym osobnym apartamencie i zmądrzała wreszcie.

Hayi posyła Daesungowi pełen pokrzepienia uśmiech.

  - Nie chcę cię wypraszać... Niestety muszę już wychodzić.

  - A gdzie ty w zasadzie idziesz?

  - Ja... coś załatwić - odpowiada Hayi enigmatycznie, a przy tym dziwnie się rumieni.

I to sprawia, że Daesung też nabiera podejrzeń. Czy powinien porozmawiać o tym z Jiyongiem?

***

    Jyuni nie może opanować uśmiechu, kiedy słyszy dzwonek do drzwi, a w progu ponownie zauważa jego. Seunghyun, miłość jej życia. Od czasu wypadku przychodzi tu już drugi raz.

  - Hej - mówi, dziś dla odmiany podając jej pudełko czekoladek.

  - Hej. Dzięki, akurat brakowało mi czegoś słodkiego.

I dostała dwie słodkości w pakiecie...

  - Mogę wejść?

  - Oczywiście. Nie widzisz, że cieszę się, że tu jesteś?

  - Nie wiem, czy mam dobre wieści, chcę pogadać o Aemi.

  - O Boże, coś jej się stało?

Jyuni nigdy nie czuła się specjalnie związana z córką, lecz sama myśl, że coś mogłoby się jej stać, wywołuje panikę.

  - Nie. Nie w tym rzecz. Ona po prostu... chyba wyczuwa, że między nami dzieje się coś dziwnego i stąd to jej niepokojące zachowanie.

  - A co niepokojącego robi Aemi?

Jyuni prowadzi byłego męża do pokoju, potem idzie przygotować kawę w ekspresie. Seunghyun przez cały czas milczy. Dopiero gdy siadają koło siebie na kanapie, każdy ze swoim kubkiem aromatycznego płynu, oznajmia:

  - W zeszłym tygodniu z premedytacją popsuła ulubioną zabawkę Yongiego. Chociaż odkupiliśmy mu ją z jej kieszonkowego, uparła się, że go nie przeprosi i nigdy więcej się do niego nie odezwie. Oczywiście nie powiedziała, czym konkretnie tak ją zdenerwował.

Jyuni rozważa przez chwilę te słowa.

  - Może się pokłócili? Jak to dzieci. Może to nie dotyczy tego, co dzieje się pomiędzy nami... o ile pomiędzy nami cokolwiek się dzieje.

  - Dobrze wiesz, że tak.

Tyle wystarcza, by ich usta znowu spotkały się w czułym pocałunku. W milczeniu kubki z kawą lądują na pobliskim stoliku, a oni przemykają do sypialni. Nie czują się zdziwieni takim biegiem wypadków. Może to było do przewidzenia. Może od kiedy tylko Seunghyun tu wszedł, oboje wiedzieli, że ta wizyta skończy się w ten sam sposób jak większość ich poprzednich spotkań. Po wszystkim milczą. Zupełnie jakby nie mieli sobie nic do powiedzenia. Ale nikt nigdzie się nie spieszy, pozostają w swoich objęciach przez całą wieczność. 

  - Ja... - zaczyna w pewnym momencie Jyuni, patrząc Seunghyunowi w oczy tak, jak gdyby chciała wyznać mu miłość - pogadam w weekend z Aemi.

  - OK - odpowiada Seunghyun, chyba nieco rozczarowany, że nie usłyszał tego wyznania, na które liczył, choć było już przecież tak bardzo blisko. 

A potem kochają się znowu. I wtedy dzwoni jego telefon. Głośny sygnał zakłóca miłosne doznania. 

  - No ten to ma wyczucie! - rzuca Seunghyun.

  - Kto?

  - Jiyong. Nie odzywaj się. Nie może się dowiedzieć, że znowu u ciebie jestem.

  - OK. - Jyuni kiwa głową na znak zgody, a Seunghyun rzuca do telefonu obojętne:

  - No cześć, co tam?

  - Hej. Nie przeszkadzam ci?

  - Nie, to znaczy... trochę. W pracy jestem, akurat leży przede mną taka mała, słodka, urocza psinka.

Jyuni ledwie powstrzymuje śmiech. Seunghyun postanawia więc ostrzec ją gestem, by była cicho. Ruch, który wykonuje, jakby podcinał jej gardło, tylko dodatkowo ją rozbawia. Jyuni leży po chwili z twarzą w poduszce, która ma stłumić jej śmiech. Dawno nie czuła się taka... szczęśliwa?

  - A. Aha. To może zdzwonimy się później?

  - Skoro już odebrałem, to mów, masz jakiś dziwny głos.

  - Przed chwilą gadałem z Daesungiem.

  - O. I co, poprosił cię, żebyście zrobili im z Hayi dzieciaka?

  - Nie. Gorzej. Zasugerował mi, że... fuck, nie przejdzie mi to przez usta, że Hayi ma romans.

  - Co?!

  - Podobno wymyka się z hotelu codziennie wieczorem, nikomu nie chce powiedzieć gdzie... Daesung myślał, że to kolejne idiotyczne wymysły obrażonej na cały świat Dee, niestety sam widział dziwne zachowanie Hayi.

  - Hyung... nie no, nie wierzę. Z kim miałaby mieć ten romans? Poza Willem, z którym nagrywa i który ma rodzinę, z nikim stamtąd nie utrzymuje kontaktu. 

  - Może poznała kogoś nowego?

  - Ale kiedy? 

  - W studiu. Albo... Albo to ten cały Will. Dla niektórych fakt, że ma rodzinę, nie jest powodem, by powstrzymać się od zdrady - oznajmia Jiyong, a Seunghyun czuje, że to przytyk do niego i że ten od początku go rozgryzł. 

  - Nie wiem. Nie chce mi się wierzyć, żeby Hayi... Nie, to ostatnia osoba, która mogłaby zrobić coś w tym stylu. Najlepiej o tym zapomnij. 

  - Postaram się.

  - Piwo dziś wieczorem?

  - Brzmi świetnie. 

Jiyong się rozłącza. Jyuni, która słyszała całą rozmowę, spogląda smutno na Seunghyuna.

  - To znaczy, że wychodzisz ze swoim przyjacielem i muszę już sobie iść?

  - Na to wygląda - zgadza się Seunghyun, po czym przytrzymuje kobietę i zawisa nad nią. - Ale zanim pójdziesz... zdążymy to zrobić jeszcze raz. I zrobimy. Jyuni, potrzebuję cię, jesteś moim cholernym powietrzem. 

 

zdjęcie pochodzi z: LINK

 

23/11/2022

blue lagoon (rozdział 92)

    Jiyong wie, że Rose go nie widzi, a mimo wszystko nie zamierza przyznawać się, że ją obserwuje. Czuje się przez to trochę jak podglądacz. Ruchy dziewczyny są płynne i pełne gracji. W Rose jest coś przyciągającego, a jednocześnie widać, że kieruje nią desperacja. Muzyka gra tylko w jej słuchawkach. Jiyong ma przez to wrażenie, jakby poruszała się w ciszy, jedynie jej buty szurają o podłogę. W pewnym momencie Rose się obraca i go zauważa. Nieruchomieje. Natychmiast wyjmuje z uszu słuchawki i pyta jakby z przerażeniem:

  - Od dawna tu jesteś?

  - Od kilku minut.

  - Ups.

  - To było super, Rose. Nie masz się czego wstydzić. 

  - Ale kilka razy się pomyliłam.

  - Nie zauważyłem.

  - A wiesz, co zrobiliby mi w wytwórni, gdybym pomyliła się chociaż raz?

  - Nie.

  - Pokazać ci?

  - Pokaż.

Rose podchodzi do Jiyonga, bez ostrzeżenia chwyta go mocno za szyję, a drugą dłonią zasłania mu usta i krzyczy:

  - Nie możesz zapamiętać tak prostego układu? To wypierdalaj! A za każdy błąd masz zostać godzinę dłużej i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć!

Gdy Rose puszcza jego szyję, on krztusi się i szybko nabiera do płuc powietrze.

  - Jesus, chciałaś mnie udusić? 

  - Wybacz, to była tylko demonstracja.

  - Naprawdę tak cię traktowali w wytwórni?

  - Hmm, nie było dnia, żebym nie usłyszała, jaka jestem beznadziejna albo żebym chociaż nie dostała w twarz.

Rose mówi o tym bez żadnych emocji, jakby dawno pogodziła się, że tak po prostu było. Jiyong jest w o wiele większym szoku. Potrzebuje chwili, by dotarło do niego, o czym ona w zasadzie opowiada. Z trudem powstrzymuje się, by nie wziąć dziewczyny w ramiona i nie pocieszyć jej za wszystkie krzywdy, których niesprawiedliwie doznała. Czym sobie na to zasłużyła?

  - Przecież to czysty mobbing. Poza tym zakładam, że kiedy należałaś do wytwórni, byłaś jeszcze bardzo młoda, nadal jesteś. Nie rozumiem, jak można traktować tak kogokolwiek, a szczególnie dziecko.

  - Nie rozumiesz, bo ty jesteś dobry. Nie zaślepiają cię pieniądze. Nie kosztem zdrowia innych. Od początku to wiedziałam... wiedziałam, że albo będę pracować dla ciebie, albo porzucę śpiewanie.

Jiyong siada przy jednym z pustych stolików w klubie. Czuje się tym wszystkim przytłoczony. Rose po raz kolejny obarczyła go zbyt wielkim ciężarem. Nie wyobraża sobie, co ona przeżywała, kiedy musiała przez to przechodzić, skoro on ledwo może o tym słuchać.

  - Czemu nigdy nigdzie tego nie zgłosiłaś? Odegrałabyś się na nich. Uzsykałabyś wysokie odszkodowanie.

Rose wzrusza ramionami.

  - Moi rodzice skutecznie pozbyli się wszelkich dowodów.

  - Jak to???

  - Ci ludzie tak ich zmanipulowali, że kiedy przychodziłam z próby z siniakami, wierzyli im, że jestem po prostu niezdarna i znowu się potknęłam. Nie miałam odwagi o tym opowiadać. A kiedy wreszcie ją w sobie znalazłam, nie mam już dowodów. Nie dziw się więc, że to wszystko skończyło się anoreksją i cięciem się.

No i się wygadała. Nie miała zamiaru mu o tym wspominać. Nie. Ani słowa o cięciu. Ale było już za późno... Jiyong zaraz ją oceni. Albo na nią nakrzyczy, jak wszyscy, którzy dowiadywali się o ukrytej w jej torebce żyletce. Rose wie, że się czerwieni. Gdyby nie ten rumieniec, mogłaby jeszcze liczyć, że Jiyong nie zwrócił uwagi na tę część jej wyznania. Co ona narobiła?

  - Rose... dziwię się, że tylko tak się to skończyło - odpowiada on, po czym podnosi się od stolika i... tak, wreszcie bierze w ramiona jej szczupłe, delikatne ciało. 

Ale nie ma w tym niczego romantycznego, tuli ją jakby była dzieckiem, samotnym, nieszczęśliwym i skrzywdzonym, co nie mija się z prawdą. Ona wie, że w tym momencie nie mógłby podarować jej niczego lepszego. Czuje się bezpiecznie w jego uścisku i najchętniej pozostałaby w nim o wiele, wiele dłużej. Niestety to trwa jedynie chwilę. Kiedy on wreszcie odsuwa ją ostrożnie od siebie, w jej oczach lśnią łzy. Ale te łzy nie bolą.

  - Dziękuję ci, Jiyong.

  - Ja nic nie zrobiłem.

  - O nie, nieprawda, ty cały czas coś robisz, a przede wszystkim mi wierzysz.

  - Oczywiście, że ci wierzę, Rose. I wierzę, że uda ci się pokonać swoje problemy. Czy skontaktowałaś się już może z moją psychoterapeutką?

  - ... jeszcze nie.

  - No to zrób to, proszę. 

Na sobotni występ Jiyong przynosi do klubu czarną gumkę do włosów, którą "pożyczył" od Sarang i zakłada ją Rose na rękę. Tłumaczy jej, że skoro już musi zadać sobie ból, niech strzeli  wówczas gumką. Poczuje go, a jednocześnie nie wyrządzi sobie krzywdy. Może to robić tak często, jak tylko chce, niech tylko więcej się nie tnie. 

***

    "A może pouczymy się dziś matmy w innym miejscu?", Sarang długo się zastanawia, czy wysłać tego SMS-a do osoby, którą wybrała w kontaktach. Aż wreszcie przełamuje się i przekazuje tę treść Sawoo. Chłopak odpowiada natychmiast:

"A w jakim?😄" 

"Na przykład w kawiarni?"

"OK, tylko co z Yongim?"

"Podwiozę go do dziadków", czyli jego rodziców, nawiasem mówiąc. 

"Sarang. Czy to randka?😏"

"Jak zwał tak zwał." 

"Chętnie to tak nazwę😘♥️". 

Umawiają się więc w kawiarni. Po drodze Sarang zastanawia się, co w związku z tym czuje i dochodzi do wniosku, że nic. Inne dziewczyny są przecież podekscytowane, kiedy chodzą na randki z chłopakami. A ona? Cóż, ona jedynie się obawia. Co zrobi, gdy on zechce ją pocałować? Lubi go przecież. Ale nie tak... Gdy wchodzi do kawiarni, Sawoo już tam jest. Pije colę przy jednym ze stolików i macha do Sarang. Kiedy ona się zbliża, on podnosi się, by cmoknąć ją w policzek. To jeszcze jest OK.

  - Pięknie wyglądasz - mówi Sawoo, a ona odpowiada uśmiechem, który może znaczyć i wszystko i nic. 

  - Dziękuję, ty też wyglądasz świetnie - komplementuje go wreszcie, zgodnie z prawdą.

Gdyby kiedykolwiek chciała mieć chłopaka, życzyłaby sobie, by był taki jak Sawoo, brat Hayi. Problem w tym, że ona nie chce i wie, że nigdy nie będzie chciała. Dziś robi to wbrew sobie. Kiedy nie ma co do tego już żadnych wątpliwości, czuje, że ogarnia ją ogromna panika.

  - W porządku? - pyta Sawoo. - Zbladłaś.

Jak to możliwe, że nic mu nie umknie?

  - Wszystko dobrze. Gdzie masz podręcznik?

  - Jaki podręcznik?

  - No do matmy.

  - Sarang, randka to randka! Nie będziemy jej tracić, ucząc się matmy.

  - Ale ja mam pojutrze sprawdzian.

  - A ja mam dziś przy sobie super dziewczynę i chcę się tym po prostu cieszyć. - Sawoo obejmuje ją ramieniem, a ona cała sztywnieje. 

Na szczęście z opresji wybawia ją kelnerka. Sawoo zamawia po jeszcze jednej coli dla siebie i jednej dla swojej towarzyszki.

  - Mogę cię o coś zapytać? Tak w zasadzie... co ci się we mnie podoba? - odzywa się wreszcie Sarang.

  - Nie wiem, wszystko. Masz dobre serce i jesteś... taka inna niż dziewczyny, które znam. No i cały czas jesteś smutna, a ja chciałbym, żebyś się uśmiechała, choć ostatnio sprawiasz wrażenie weselszej.

  - Cóż...

  - Jeśli to moja zasługa, to bardzo się cieszę.

Nie. Nie twoja zasługa... Niestety.

  - Ja się nie nadaję na czyjąś dziewczynę. 

  - Czemu tak twierdzisz?

  - Nie wytrzymałbyś ze mną dnia.

  - A założysz się?

Sarang wreszcie wyswobadza się z jego uścisku. Odtrąca też jego rękę, która usiłuje złapać jej dłoń. Sawoo jest chyba urażony tym gestem.

  - Ja się nie nadaję na twoją dziewczynę - mówi Sarang, dobitniej.

  - A więc zaprosiłaś mnie do kawiarni, by mi o tym powiedzieć?

  - Nie... tak po prostu wyszło.

  - Ja też odniosłem wrażenie, że przyszłaś tu z innym nastawieniem. Więc co się stało podczas tego spotkania? Wybacz, jeżeli coś, co powiedziałem czy zrobiłem, cię uraziło.

  - Nie. Problem jest we mnie.

  - Jaki?

  - Ja... Ja... Dla mnie jesteś jak rodzina. Nie umiem traktować cię w inny sposób, przepraszam.

  - Ale tak naprawdę nie jesteśmy spokrewnieni. To znaczy... No, kurdę, znowu palnąłem bezmyślnie.

  - Nie przejmuj się, oboje przecież wiemy, że jestem adoptowana. Ale znam cię, odkąd skończyłam siedem lat. Nie umiem traktować cię jak mojego... potencjalnego... chłopaka... przepraszam - te słowa ledwie wydobywają się z jej ust.

Sarang spuszcza wzrok. I po co jej to było? Jedynie niepotrzebnie zrobiła mu nadzieję tą "randką". Tak bardzo chciała udowodnić sobie, że może być jak inni... Ale nie może. 

  - Sarang...

  - Głupia jestem, przepraszam.

  - Nie jesteś. Nie przepraszaj. Ale przemyśl to jeszcze, dobra? Sarang, dam ci czas, ile tylko potrzebujesz.

  - Tu nie chodzi o czas.

  - A o co?

  - Już ci powiedziałam.

  - Myślę, że chodzi o coś innego.

  - Muszę iść.

  - Nie. Nie idź, proszę, zapomnijmy o tej rozmowę.

  - Nie umiem.

  - No to pouczymy się matmy, OK?

  - Nie pouczymy się matmy, przepraszam, oppa. Nie pouczymy się ani dziś, ani za tydzień, ani za dwa tygodnie. Nigdy więcej.

Sawoo patrzy na nią szeroko otwartymi oczami, nic z tego nie rozumie. Sarang ma kłopoty, wie to, czuje to, chce jej pomóc, lecz ona sobie tego nie życzy. Nie dopija coli, po prostu wychodzi. Nie może powstrzymać łez. Przez cały wieczór snuje się ulicami i szlocha. Aż wreszcie, kiedy jest już późno, puka do drzwi mieszkania Hyeny.

  - Boże, Sarang? Co się stało?! - pyta przyjaciółka, przerażona widokiem jej zapłakanej twarzy.

Sarang znowu zalewa się łzami i wpada Hyenie w objęcia.

  - Nie mogę już dłużej udawać, jestem taka jak ty, jestem taka sama! - powtarza i w tym momencie uświadamia sobie, do czego przed nią i jednocześnie przed samą sobą się przyznała. A siła tych emocji niemalże ją powala.

 

A tak wyobrażam sobie Sawoo:

zdjęcie pochodzi z LINK

 

16/11/2022

blue lagoon (rozdział 91)

    Rose obawia się trochę, jak zareaguje na nią Jiyong, gdy spotkają się znowu w Desire. Czy będzie nawiązywał do ich poprzedniej rozmowy i jej wyznania? A może uda, że nic się nie wydarzyło? Rose sama nie wie, co by wolała. Nie chciałaby cały czas wracać do swojej choroby. Gdy była w klubie, czasami o niej zapomniała i wtedy czuła się znowu tak, jakby była zdrowa. Z drugiej strony nie może udawać, że anoreksja nie jest tym, co ją definiuje, bo to chcąc nie chcąc wpływa na wszystkie strefy jej życia. Jiyong również ma mnóstwo obaw. Nie zamierza pokazać Rose, że po jej wyznaniu stała się ona w jego oczach inną osobą. Wciąż przecież ma przed sobą tę samą dziewczynę, z tymi samymi marzeniami i planami na przyszłość. Tej soboty oboje żałują, że w Desire nie ma Taekwoona. Przy nim mogliby zachowywać dystans, na który pozostając tylko we dwoje już nie mogą się zdobyć - za bardzo się do siebie zbliżyli. Gdy tego wieczoru się spotykają, Jiyong akurat wychodzi z biura, a Rose spaceruje po korytarzu i przypomina sobie kolejność piosenek z dzisiejszego występu.

  - Cześć! - to on pierwszy do niej zagaduje.

Rose podnosi wzrok znad kartki i kąciki jej ust unoszą się w lekkim uśmiechu.

  - Cześć, Jiyong.

Nic więcej. A więc on czuje się w jej obecności niezręcznie, myśli ona... Kiedy już ją mija, odwraca się niespodziewanie i pyta:

  - Jak twoje samopoczucie?

  - OK, nie narzekam.

  - Ślicznie wyglądasz, Rose.

  - Dziękuję. 

Dopiero wówczas on odchodzi. Rose znacząco poprawia się nastrój. Gdy starała się o pracę w Desire nie wiedziała nic o Jiyongu, po prostu jej się spodobał. Nie wiedziała, czy nie jest samolubnym, zadufanym w sobie dupkiem. Obstawiała, że tak, więcej, już się z tym pogodziła. Ale on okazał się w każdym calu idealny, może odrobinę zbyt nerwowy, lecz zaskoczył ją swoją empatią, zrozumieniem, pragnieniem udzielenia jej pomocy. W dodatku, chyba jej ufał, skoro podzielił się kilkoma niezbyt chlubnymi faktami ze swojej przeszłości. Jak mogłaby go nie kochać? 

Rose nadal jest na korytarzu, kiedy Jiyong wraca, niosąc ze sobą torby z jakimiś pakunkami. 

  - Chodź ze mną do biura - rzuca dość szorstko.

A więc za szybko odetchnęłam z ulgą, myśli Rose. Na pewno zaraz ją zwolni. Oczywiście przeprosi, wyjaśni, że nie ma nic do niej i do jej choroby, lecz rozmawiał z Taekwoonem i wspólnie doszli do wniosku... ciekawe, jak to ujmie w słowa? Rose z bijącym sercem wchodzi do biura Jiyonga i choć on zachęca ją, by usiadła w jego fotelu za biurkiem, ona stoi przy drzwiach. Gdy łzy napłyną jej do oczu, nie pozwoli mu ich zobaczyć, po prostu wyjdzie. I więcej sie nie zobaczą. Może tak będzie lepiej. Może...

Jiyong stawia pakunki na biurku, wyjmuje dwa opakowania z plastiku, a po chwili pomieszczenie wypełniają zapachy. Rose czuje, że robi jej się od nich niedobrze. W opakowaniach jest jedzenie. Boże, nie da rady znieść tego widoku. 

  - Jiyong, czego ty ode mnie chcesz? - pyta cała rozedrgana.

Gdy jedzenie jest już gotowe do skonsumowania, on wyjmuje dwa komplety pałeczek i dwie puszki z napojami.

  - Wyluzuj, to tylko sałatka, nie ma tu nic kalorycznego, zadbałem o to. Zapraszam, jedna jest dla ciebie i jedna dla mnie - Jiyong, mówiąc to, bierze swoją porcję, siada na kanapie i zabiera się za jedzenie. - Siadaj przy biurku, będzie ci wygodniej - dodaje z pełnymi ustami.

Co więcej, będzie wówczas tyłem do niego, nie odniesie więc wrażenie, że on się jej przygląda lub ją kontroluje. Ale Rose nie rusza się o krok. Jiyong zupełnie ją zaskoczył.

  - Nie rozumiem, czego ode mnie chcesz - powtarza przyciszonym głosem. 

  - Siadaj i poczęstuj się, proszę.

  - Nie zjem. Nie zjem wszystkiego...

  - Spoko, zjedz tyle, ile dasz radę.

  - O co ci chodzi? - Rose nieoczekiwanie podnosi głos. - Czemu to robisz? Czemu się o mnie troszczysz? Jaki masz w tym cel? No czego, czego chcesz?!

  - O nic. O to, żebyś miała siłę dać dziś dobry występ. Ja... chcę tylko, żebyś coś zjadła, Rose.

Potem zapada milczenie. Nie zmuszę jej, myśli Jiyong. Nie mam jak. Nie mam przede wszystkim takich zamiarów. Rose jej dorosła. To jej życie. To jej wybór. To jej choroba. Przecież on tego nie rozumie. 

Rose o dziwo się uspokaja. Siada w fotelu przy biurku. I je... ona naprawdę je. Jiyong czuje, jak jego serce przepełnia się radością. 

***

    Sarang milczy, żałując, że nie wykręciła się jakoś z kolejnego rodzinnego obiadu, który wymyślił sobie Jiyong. W dodatku zaprosił na niego też ciocię Minę z Seunghyunem i Aemi. Kiedy wszyscy ze zdziwieniem pytają ją, czy naprawdę postanowiła zostać wegetarianką, jej brat gania ze swoją kuzynką po wszystkich pokojach, robiąc przy tym tyle hałasu, że niemalże zagłuszają rozmowy przy stole. 

  - Aemi, zachowuj się, jesteśmy w gościach - upomina córkę  Seunghyun.

  - Yongi, pół tonu ciszej - prosi syna Jiyong.

  - Co się stało, że postanowiłaś przejść na wegetarianizm? - interesuje się Mina.

Sarang ma już dość odpowiadania wszystkim na identyczne pytania, lecz nie chce być nieuprzejma i po raz kolejny tłumaczy, że po prostu żal jej tych wszystkich zabijanych na mięso stworzeń.

  - A może ktoś cię do tego namówił? Hm... na przykład jakiś chłopak? - podpuszcza ją Seunghyun.

Sarang się rumieni. Świetnie, jeśli w tej sytuacji będzie zaprzeczać, i tak nikt jej nie uwierzy. A gdyby tego było mało, dodatkowo na jej telefon przychodzi SMS. Czemu nie wyciszyła dźwięku? Idiotka.

  - Chyba akurat napisał - śmieje się Jiyong.

Sarang ma ochotę zacisnąć pięść i walnąć w stół. Albo się rozpłakać. Oczywiście nic z tych rzeczy nie robi. Dyskretnie odczytuje SMS-a od Hyeny. "Honey, na pewno nie wyrwiesz się z tego rodzinnego obiadku?😢💔 Zrobiłam boczniaki w sosie sojowym... może skusisz się na moje menu???😏"

  - To pewnie on, bo nasza Sarang lekko się zawstydziła - dodaje Seunghyun.

  - Chyba nie wypisuje niczego nieprzyzwoitego? Co? - pyta podejrzliwie Jiyong.

Boże. Błagam. Niech oni dadzą mi wreszcie spokój... Mina chyba odczytuje jej prośbę. 

  - Nie krępujcie jej. To jej chłopak i jej sprawa - mówi.

Sarang wreszcie zdobywa się, by też coś powiedzieć.

  - Nie mam chłopaka. Naprawdę. 

W tym momencie na jej kolanach siada rozchichotany Yongi.

  - Oczywiście, że noona nie ma chłopaka, bo to ja będę jej mężem! - wykrzykuje, wtulając się w nią. 

Sarang jest mu ogromnie wdzięczna. Przy stole wszyscy wybuchają śmiechem. Jedynie Aemi pozostaje poważna. 

  - Nie możesz ożenić się z Sarang unni, bo to twoja siostra - oznajmia.

  - Ale nie taka prawdziwa. Sarang noona jest przecież adoptowana, więc mogę się z nią ożenić - wypala jak gdyby nigdy nic chłopiec, na co Jiyong podnosi głos:

  - Yongi! Natychmiast przeproś siostrę.

  - Nie ma potrzeby - wtrąca Sarang z łagodnym uśmiechem. - To przecież prawda.

  - A więc ożenisz się ze mną, noona?

  - OK, jeśli będziesz już dorosły i nie polubisz do tej pory innej dziewczyny, to wyjdę za ciebie.

  - W życiu nie polubię innej. Wszystkie inne dziewczyny są głupie. I brzydkie.

  - Yongi! - krzyczy po razy kolejny Jiyong.

Mina i Seunghyun pokładają się ze śmiechu. Chwilowo nikt nie zwraca uwagi na Aemi. To wtedy ona podnosi najnowszą zabawkę Yongiego, czyli samochód na pilota i ciska nim z całą siłą o podłogę. Huk roztrzaskującego się plastiku przyciąga uwagę wszystkich.

  - Ups - mówi niby przepraszająco Aemi, lecz po jej zaciętej minie widać doskonale, że rzuciła zabawką specjalnie.

  - Co ty zrobiłaś, popsułaś mi samochód, debilko!!! - wrzeszczy Yongi, zeskakuje z kolan siostry i zalewając się łzami, zbiera kawałki swojej ulubionej zabawki.

Jiyong jest bliski podobnej reakcji, bo tak się składa, że była to i jego ulubiona zabawka.

  - Aemi, jak mogłaś...? - pyta, siadając na podłodze, przytulając synka i łącząc się z nim w rozpaczy.

  - Czemu to zrobiłaś?! - rzuca o wiele ostrzej Seunghyun.

Mina milczy, bo patrząc na swoją pasierbicę, wie, co usłyszy, jeśli w tym momencie się odezwie: "Nie jesteś moją matką!".

  - Powiedz jej coś, tato! - Yongi domaga się sprawiedliwego rozwiązania tej sytuacji, szlochając histerycznie.

  - Beksa! Beksa, beksa, beksa! - kpi z niego Aemi.

Czy jest z siebie zadowolona? Tak. Niech i on poczuje się tak, jak sama się poczuła, gdy uznał, że wszystkie dziewczyny są głupie oraz brzydkie. Sarang wykorzystuje zamieszanie. Niepostrzeżenie wycofuje się do swojego pokoju, by swobodnie SMS-ować z koleżanką.

  - Idziemy do domu - postanawia Seunghyun, wstając. - A ja osobiście dopilnuję, by Aemi odkupiła ten wóz ze swojego kieszonkowego - dodaje, chwytając córkę za rękę i ciągnąć ją w stronę drzwi. 

Mina rusza za nimi. Aemi wyrywa się jeszcze i nie przestaje wykrzykiwać obraźliwych epitetów pod adresem kuzyna, jakby coś ją opętało. 

 

zdjęcie pochodzi z LINK

 

09/11/2022

blue lagoon (rozdział 90)

    Kiedy Hayi kończy rozmowę z Jiyongiem, z ust Dee znika uśmiech, tak jakby tylko przed nim starała się pokazać, że wszystko jest w porządku. W milczeniu przysiada na łóżku i splata ze sobą dłonie. Patrzy na nie, jakby to w nich szukała natchnienia.

  - O czym chciałaś ze mną pogadać? - pyta Hayi, dyskretnie zerkając na zegarek.

Delilah mimo wszystko to zauważa.

  - Pewnie spieszysz się do studia.

  - W sumie mam jeszcze trochę czasu.

  - To może skoczymy na plażę?

  - O nie, na plażowanie to lepiej umówmy się wieczorem.

  - Źle mnie zrozumiałaś, chce po prostu pogadać... w jakimś innym miejscu. Od niedawna czuje, jakbym dusiła się w tym hotelu.

  - OK, możemy więc wyjść na chwilę na plażę. Ale Dee... Jak to się stało, że wstałaś tak wcześnie?

  - Nie wstałam. Jeszcze się nie położyłam. Tak wyszło.

  - Co?! 

  - Nie mogę ostatnio spać, więc zamiast leżeć bezczynnie, zajęłam się porządkowaniem hotelowych dokumentów. I myślałam o takich tam sprawach... 

  - Co na to Daesung?

  - Hm, nic. Od kiedy pokłóciliśmy się po sytuacji z tą małą Amelie, nie śpimy ze sobą. Pewnie więc nie wie, że do rana nie zmrużyłam oka.

  - Dee, nie możesz tak żyć! - protestuje Hayi, gdy wychodzą z pokoju i wsiadają do windy. Ta po chwili zawozi je na poziom 0, więc obie wysiadają i udają się w kierunku wyjścia prowadzącego prosto na plażę. Tam siadają na należących do hotelu leżakach. O tak wczesnej porze wszystkie są jeszcze puste, a wybrzeżem spacerują jedynie zbieracze muszli czy fani porannego joggingu. Słońce mimo to już praży niemiłosiernie. Hayi mruży oczy. Dee natomiast zakłada okulary przeciwsłoneczne, żeby nie raziły jej ostre promienie, a trochę też po to, by ukryć swoje smutne spojrzenie. 

  - Tak, jak wspomniałam, myślałam o w nocy o wielu sprawach.

  - Powiedz o jakich.

  - Tak naprawdę zabrałam cię na plażę, bo chciałam cię zapytać, czy możesz coś dla mnie zrobić.

  - Oczywiście.

  - Proszę... Urodź dla mnie dziecko.

Hayi potrzebuje chwili, by przyjąć do świadomości te słowa. Nie może zobaczyć oczu Dee. Nie wie więc, czy ta mówi serio, czy może tylko stroi sobie żarty. Jeśli tak, to w niezwykle kiepskim guście... Z jej usta nie pada już mimo wszystko ani jedno słowo. Hayi sama musi stwierdzić, czy to, co usłyszała, jest prawdą. I dochodzi do wniosku, że tak. Delilah nie żartowała.

  - Słucham??? - pyta, napinając się cała, jakby chciała się przygotować do wstania z leżaka i wycofania się.

  - Urodź dla mnie dziecko, tylko jedno, to mi wystarczy.

  - Dee, o czym ty mówisz?! Niby jak mam to zrobić? Oszalałaś.

  - Nie wiesz, jak to się robi? A Yongi skąd się wziął? Bocian go przyniósł?

  - Nie bądź taka.

  - Jaka? Nie mogę mieć dzieci! Chyba mam prawo być wkurwiona!

  - Prosisz mnie o to, żebym starała się z Jiyongiem o dziecko, nosiła je przez dziewięć miesięcy pod sercem, a następnie ci oddała? 

  - No tak. Jeśli chcesz, to możesz się o nie starać z kimś innym. Ale to byłoby trochę nieuczciwe, nie?

  - Dee, wszystko, co mi proponujesz, jest nieuczciwe!

  - Taka widocznie jestem.

  - Moja odpowiedź brzmi: NIE.

  - Przemysł to jeszcze...

  - Moja ostateczna odpowiedź brzmi: NIE!

  - Przecież wy nie zamierzacie mieć więcej własnych. Postarajcie się o jedno dla mnie, tylko jedno... Poród jest nieprzyjemny, wiem, mimo wszystko... błagam, zrób to dla mnie.

  - Dee, nigdy nie spojrzałbym sobie w twarz, gdybym oddała komukolwiek swoje dziecko. Jiyong też. Zapomnijmy więc o tej rozmowie - odpowiada Hayi stanowczo i wreszcie rzeczywiście się podnosi. 

Szybkim krokiem oddala się od Dee i idzie w kierunku hotelu. Co za dzień... Co za okropny dzień! Problemy w domu, a tu, w Ameryce nie jest w ogóle lepiej. Hayi pragnęłaby odwołać sesję nagraniową w studiu, położyć się do łóżka i rozpłakać. Ma dość rozwiązywania czyichś kłopotów. Nie radzi sobie z tym, jest tego wszystkiego po prostu zbyt wiele. Kiedy już wchodzi do hotelu, czuje niespodziewanie szarpnięcie za ramię.

  - Powiedz, jak ty to robisz? - pyta Dee. - Powiedz, jak ty to robisz, że masz wszystko, a ja nie mam nic? 

  - Przecież masz hotel...

  - Gardzę tym hotelem! Gardzę takim życiem! O mało co to zniszczyło moją matkę, a dziś niszczy mnie! Boże, nienawidzę tego! I nienawidzę ciebie, bo masz wszystko, czego ja nie mam, i jeszcze nie chcesz mi pomóc! 

  - Dee...

  - To cholernie niesprawiedliwe! - po tych słowach Delilah biegnie z powrotem na plażę.

Hayi wie, że musi zjawić się w studiu. Gdyby odwołała sesję, zupełnie by się załamała. I nie pozbierałaby się przez wiele kolejnych dni, więc musi odłożyć rozpacz na później, kiedy nie będzie już taka zapracowana.

***

    Will nie tylko widzi zdenerwowanie na twarzy Hayi, lecz i słyszy je w jej głosie. Z tego powodu po dwóch godzinach nagrań ogłasza przerwę i zabiera dziewczynę do pobliskiej kawiarni. Po chwili zajmują jeden z wolnych stolików w ogródku. Parasol zapewnia im upragniony dzisiejszego dnia cień. 

  - No to opowiadaj - prosi ją Will.

Hayi patrzy na wiecznie radosną twarz swojego amerykańskiego przyjaciela i zastanawia się, czemu nie potrafi zachowywać się tak jak on - po prostu ignorować wszystkich problemów.

  - Aż nie wiem od czego zacząć. Mój syn dostał naganę w szkole. Moja córka się zakochała i przestała jeść mięso. A kuzynka Jiyonga poprosiła mnie... żebym została jej surogatką.

  - Co?

  - No, żebym urodziła jej dziecko.

  - Ja wiem, kto to surogatka. Nie wiem tylko, jak można poprosić o to kogoś. Może żartowała? Moja żona cały czas powtarza w żartach, że odda naszą Maddie, jeśli tylko nie przestanie sprowadzać  do domu wszystkich porzuconych kotów.

  - Nie żartowała.

 Hayi bierze do ust łyk kawy. Z tego wszystkiego zapomniała ją posłodzić - jest gorzka jak jej dzisiejszy dzień. 

  - Czyli wychodzi na to, że tylko twój mąż nie sprawia problemów.

  - Hm, do czasu.

  - Tak myślisz? Co niby Pan Idealny miałby wywinąć?

  - Will, nie mów tak na niego. Jiyong nie jest idealny, jest po prostu... Jiyongiem.

  - Ale to ty sama wypowiadasz się o nim, jakby był.

  - Bo jestem w nim obłędnie zakochana, nadal, dziewięć lat po ślubie.

  - I tego się trzymaj, przyjaciółko. Wszystkie problemy są do rozwiązania, kiedy masz obok bliską ci osobę. 

  - Może i tak. Dzięki za pocieszenie. Wracajmy na sesję.

  - Oczywiście zrobiłem to w interesie płyty, bo chcę, żeby wyszła dobrze, a nie wyjdzie, jeśli będziesz wiecznie spięta i zestresowana.

  - Oczywiście - śmieje się Hayi, bo wie, że to tylko przekomarzanie się, i wystawia do przyjaciela język. 

Zanim w lepszych nastrojach kontynuują nagrania, Hayi SMS-uje jeszcze z Jiyongiem: "Uczepiłeś się mojej kuzynki, a twoja jest nielepsza...😒". "Co Dee odwaliła?😂😂" "Prosi, żebyśmy urodzili jej bobasa". "What?????????????". Hayi już nie odpisuje. Za to po nagraniach postanawia napisać do Sarang. "Ucieszę się, jak powiesz mi coś o tym chłopaku☺️" Sarang odpowiada od razu. "Ale o jakim?" "🤫🤭 tym, który nie je mięsa" "Przykro mi, niestety nie znam takich chłopaków".

***

    Jiyong przewraca się w łóżku z boku na bok, gdy słyszy wibrujący telefon. Kiedy wyciąga rękę w stronę szafki nocnej, zrzuca go na podłogę. Klnie pod nosem, jednocześnie odbierając połączenie i dziwiąc się, czego Dee może od niego chcieć. Dopiero co widział się z nią na kamerce w telefonie Hayi.

  - Hej, tak szybko się za mną stęskniłaś?

  - Hej - jej lakoniczna odpowiedź wprawia go w osłupienie.

  - Co się stało, dziewczynko?

  - Nic... pokłóciłam się z twoją żoną. 

  - Czym jej podpadłaś?

  - Czemu zakładasz, że to ja? 

  - Bo Hayi to anioł, a ty jesteś piekielną diablicą.

  - Oczywiście, ty i twój kult świętej Hayi! Nie zapytasz, o co poszło, tylko z góry zakładasz, że to ja jestem winna! A ja nic nie zrobiłam, rozumiesz, nic!!!

  - Nie krzycz mi do ucha.

  - I tyle masz mi co powiedzenia?! Kurwa, Smok! Wiesz, jeden jedyny raz poprosiłam Hayi o pomoc, a ona mi odmówiła, potraktowała mnie jak jakąś idiotkę! Łatwo jej krytykować innych, kiedy sama ma wszystko. A ja rzygam tym waszym idealnym życiem!

  - I postanowiłaś zadzwonić do mnie w środku nocy, by mi o tym powiedzieć?

  - Cóż, może nie miałam u kogo szukać pocieszenia?

  - A Daesung? - Dee milczy przez całą minutę. To nie jest dobry znak. A jednocześnie Jiyongowi nie podoba się, jak ona wypowiada się ona o jego żonie. - OK, posłuchaj, Hayi chce ci pomóc, naprawdę. Może to ty nie potrafisz odpowiednio jej ocenić. Hm?

  - No pewnie, spodziewałam się, że będziesz jej bronić. Nie pomożesz mi, tak samo jak ona. Nie wiem, co ja sobie wyobrażałam. 

I kiedy już chce mu opowiedzieć o swoim problemie, z jego ust padają słowa:

  - Też nie wiem, co sobie wyobrażałaś, prosząc Hayi, żebyśmy zrobili dla ciebie dziecko.

  - A więc zdążyła ci się na mnie poskarżyć? Ekstra, jesteście siebie warci, wiesz?! Myślicie tylko o sobie, pieprzeni egoiści!

  - Dee, to nie tak... ja naprawdę chce ci pomóc, tylko...

  - Spierdalaj! - krzyczy ona i się rozłącza.

  - Co za laska... - komentuje Jiyong, po czym zauważa, że w drzwiach sypialni pojawia się zaspana Sarang.

  - Wszystko OK? - pyta.

  - Taaa. Tak, OK. To była ciocia Dee, wiesz, ona... nie może mieć dzieci i robi się czasami przez to odrobinę nerwowo - wyjaśnia, choć nie jest pewien, czy powinien jej opowiadać o problemie swojej kuzynki. 

Na twarzy Sarang mimo wszystko pojawia się zrozumienie. 

  - To niesprawiedliwe - oznajmia. - Te wszystkie niechciane dzieci w sierocińcu, podczas gdy inni chcą, a nie mogą ich mieć.

Jiyong ma dziwne wrażenie, że nie mówi tylko o swoich podopiecznych z wolontariatu, lecz i o sobie. Zamierza jej powiedzieć, że ona nigdy nie była niechciana, że kochała ją jej matka i że oni ją kochają, a przede wszystkim, że on ją bardzo kocha, bo powinien przede wszystkim wypowiadać się sam za siebie. Ale Sarang już wycofuje się do swojego pokoju. 

 

 Delilah:

zdjęcie pochodzi z LINK

 
OD AUTORKI:
 
Taki dziś rozdział:D
 
I ogłoszonko:
mówią, że reklama dźwignią handlu, tak więc zareklamuję się:
Nie każdy wie, że poza fan fikiem, do pisania którego wróciłam dla czystej rozrywki, piszę książki...
 i zeszłym tygodniu podpisałam umowę wydawniczą😀
Kto chciałby śledzić moje literackie przygody, zapraszam na Instagram: annaflorescubooks

02/11/2022

blue lagoon (rozdział 89)

    - Fuck yeah, tak, to jest to! - krzyczy Jiyong wpadając do domu z słuchawkami w uszach, a więc nie zdając sobie sprawy, że jego głos rozległ się tak donośnie. W pośpiechu zdejmuje buty i przechodzi do pokoju z aneksem kuchennym, z którego dochodzą apetyczne zapachy. Sarang gotuje, podczas gdy jej brat siedzi przed telewizorem wpatrzony w bajki. Jiyong zdejmuje słuchawki i wita się z dziećmi.

  - Cześć, Mały Smrodku. Cześć, Złotko. Jak wam minął dzień?

  - Źle, bo Hwesung zagadywał mnie na lekcji i wiesz, co tato? Pani wpisała mi uwagę. Musisz podpisać. 

  - Nie. Serio? Yongi, znowu?

  - Nie moja wina, że Hwesung jest taką gadułą...

  - Hwesung? A może to ty go zagadywałeś, skoro to tobie nauczycielka wpisała uwagę? Hm?

Yongi milczy, coś więc na pewno w tym jest. Jiyong z westchnieniem siada przy kuchennym stole. Z nadzieją na lepsze wieści pyta Sarang, jak jej minął dzień.

  - W porządku - odpowiada jak zwykle nastolatka. - A co u ciebie? Sądząc po twojej poprzedniej reakcji, chyba wygrałeś na loterii.

  - Haha, niestety nie, po prostu podczas słuchania muzyki wpadł mi do głowy super pomysł, co zaśpiewa na kolejnym występie Rose. - Jiyong zdradzatytuł piosenki i pyta Sarang, czy ją kojarzy. 

Ona zaprzecza.

  - Nie, ostatnio... słucham trochę innej muzyki.

  - Pewnie ten chłopak to fan brytyjskiego rocka.

Sarang omal nie upuszcza na podłogę buteleczki z sosem, którego akurat dodaje do dania.

  - Cooo??? 

  - No ten, który wpadł ci w oko.

  - Nie wiem, o czym mówisz - ucina i wraca pospiesznie do gotowania.

Jiyong widzi, jaka jest zmieszana, więc postanawia nie pytać już o nic w tym temacie, a w zamian podchodzi do kuchenki, na której smażą się kluski ryżowe.

  - Co dobrego szykujesz?

  - Nic specjalnego, tteokbokki.

  - Ale przecież jeszcze jest kurczak, którego przygotowałem wczoraj.

Sarang odrywa się na chwilę od gotowania. Pewnym wzrokiem spogląda na Jiyonga i oznajmia:

  - Nie jem mięsa.

  - O. Od kiedy? - Jiyong jest zaskoczony i nie stara się tego ukryć.

  - Od tygodnia.

  - Nie odchudzasz chyba? Sarang, już jesteś chuda jak patyk. Nie waż się zrzucić choćby kilograma.

  - Nie. Nie odchudzam się. Nie jem mięsa, bo jestem przerażona, jak traktowane są te wszystkie zwierzęta. 

  - No wiesz... mi też jest z tego powodu przykro... Ale cóż... tak wygląda łańcuch pokarmowy, silniejsi zjadają słabszych, tego nauczyła nas sama natura.

  - Racja, zwierzęta zjadają inne zwierzęta, tylko że one nie mają wyboru. A my go mamy. I ja wybrałam. - Sarang brzmi niezwykle przekonująco, a potem siada obok Jiyonga, by pokazać mu filmiki, których linki otrzymała od Hyeny. - Spójrz. Czy to nie okropne? Czy musimy tacy być?

Jiyong przez chwilę po prostu milczy wpatrzony w jej telefon. Nie wie, co powiedzieć. Nie wie czasami, jak rozmawiać z Sarang, bo widzi, jak bardzo jest wrażliwa. Nie może też udawać, że los tych bezbronnych istot, hodowanych często w tragicznych warunkach i zabijanych z okrucieństwem jest mu obojętny.

  - Zgadzam się, to okropne, mimo wszystko wierzę, że wygląda to tak tylko w skrajnych przypadkach. Nie wszystkie zwierzęta są tak traktowane. A mięso dostarcza organizmowi wielu cennych substancji, szczególnie młodemu organizmowi, jak twój, który cały czas się rozwija... - usiłuje jej wytłumaczyć. 

  - Nie będę jadła mięsa - odpowiada Sarang stanowczo, a potem odchodzi od stołu, by wyłączyć tteokbokki i pokazać tym samym, że uważa rozmowę za skończoną.

  - OK, dobrze, pomyślimy, czym mogłabyś je zastąpić.

  - Nie zrobię sobie krzywdy. Nie martw się o mnie. Jiyong, jestem już duża. 

Ta uwaga nieznacznie go rozbawia i wywołuje u niego uśmiech, lecz mimo wszystko nie pozbawia obaw.

  - Tak. Tak, ja wiem... Nie chcę po prostu, żebyś wpadła w jakąś anoreksję. To straszna choroba, rozmawiałem ostatnio z kimś, kto się z tym zmaga i... Sarang, mówię ci, masakra.

  - Nie przestanę jeść. Nie chcę tylko jeść mięsa i oczywiście sama będę gotować dla siebie wegetariańskie posiłki. Nie będę  sprawiać wam tym kłopotu. 

Jiyong przewraca oczami. Nie wie, jak jeszcze mógłby odwieść Sarang od chęci zostania wegetarianką. Niezwykle skutecznie rozprawiła się ze wszystkimi jego argumentami. Jak to możliwe, by piętnastolatka była tak przekonująca? Aby ukryć swój brak szans na zmianę jej stanowiska, Jiyong przechodzi do pokoju i siada na kanapie obok synka.

  - Wyłącz telewizor, Yongi.

  - Ale to moja ulubiona bajka! Obejrzę do końca, a ty, tato, weź może moje auto na pilota i pojeździj sobie trochę. OK?

  - Wyłącz telewizor, jeśli nie chcesz mnie zdenerwować. Koniec tego dobrego. Czas porozmawiać o twoim zachowaniu w szkole.

***

    - Ji, sądziłam, że im więcej czasu spędzę w Ameryce, tym mniej będę za tobą tęsknić - mówi Hayi, gdy tylko widzi jego twarz w kamerce podczas wideorozmowy na kakatotalk. - Ale...

  - Ale w ogóle za mną nie tęsknisz?

  - Nie, wręcz przeciwnie, tęsknię za tobą mocniej i mocniej z każdym dniem.

  - Och, Hayi, jesteś taka słodka. Nie wiesz, jak bardzo chciałbym cię wziąć w ramiona, całować i... i robić z tobą jeszcze wiele innych, brzydkich rzeczy.

  - Nie mów mi tego, bo się zupełnie rozkleję. Lepiej opowiedz, jak tam w domu, i co z Jyuni i Seunghyunem.

Jiyong reaguje westchnieniem. Nie ma dobrych wieści ani w pierwszej, ani w tym drugiej kwestii. Przeczesuje dłonią włosy, z których stopniowo wypłukują się już kolory tęczy. Potem siada wygodnie na kanapie i zaczyna:

  - OK, wszystko ci opowiem, tylko proszę, nie denerwuj się...

Nie wie, że ta prośba wywołuje w Hayi wręcz odwrotny efekt, od razu wzbudza obawy. Jiyong najdelikatniej, jak tylko potrafi, mówi jej o wypadku Jyuni.

  - Boże, wiedziałam, że coś jej się stało! Kiedy zadzwoniła do mnie po rozstaniu z Seunghyunem była taka wzburzona. To nie mogło się dobrze skończyć. Ale Jyuni nie wspomniała mi później słowem o wypadku.

  - Pewnie nie chciała cię martwić, ja dowiedziałem się o wszystkim od Miny.

  - A skąd Mina o tym wiedziała?

  - Seunghyun dostał w środku nocy telefon od Jyuni. Roztrzęsiona powiedziała mu, że wjechała do rowu i poprosiła go o pomoc. A on oczywiście rzucił wszystko i popędził ratować swoją księżniczkę.

  - To jeszcze o niczym nie świadczy. Seunghyun to taki chłopak, który rzuciłby wszystko i popędził ratować kogokolwiek, kto poprosiłby go o pomoc w podobnej sytuacji.

  - Ale to nie wszystko.

  - Już się boję...

  - Kiedy Mina do mnie zadzwoniła i powiedziała, co wydarzyło się w nocy, stwierdziłem, że odbiorę Yongiego ze szkoły i pojedziemy sprawdzić, co u twojej cudownej kuzynki. 

  - I???

  - I nie była sama. A kto jej towarzyszył? Tak, Choi Seunghyun.

  - Ale... robili coś?

  - Tak. To znaczy nie, nie uprawiali seksu, jeśli o to pytasz. Tak czy siak Jyuni pewnie nie byłaby w formie. Jedli owoce.

  - No wiesz, Seunghyun to jej były mąż... pomógł jej po wypadku, towarzyszył jej w szpitalu, może po prostu stwierdził tak jak i ty, z czystej przyzwoitości, że przyjedzie sprawdzić, jak się czuje.

  - Taaak, może.

  - Nie wierzysz w to.

  - Nie wiem, kiedy potem gadałem o tym z Seunghyunem, powtarzał z uporem, że zakończył ten romans. 

  - Na pewno więc to prawda. Nie okłamałby cię, jesteś jego przyjacielem - przekonuje Hayi.

  - Yhm, mam nadzieję.

  - A co w domu?

  - OK, wszystko pod kontrolą - odpowiada Jiyong, uciekając wzrokiem gdzieś w kąt.

To nie umyka Hayi. 

  - Śmiem przypuszczać, że nie mówisz mi prawdy. Ji, nie ukrywaj niczego przede mną. To mnie nie uspokaja.

  - No dobra, mieliśmy mały problem z Yongim. To znaczy on miał problem z zachowaniem ciszy na lekcji. Ale sytuacja opanowana, odbyliśmy dziś poważną rozmowę.

  - Co mu powiedziałeś?

  - Że jeśli będzie gadał podczas lekcji, to niczego się nie nauczy, a jeśli niczego się nie nauczy, to skończy rok z kiepskim wynikiem, a jeśli skończy rok z kiepskim wynikiem, to nie kupimy mu nowej konsoli.

  - Cóż, nie jest to zbyt wychowawczy sposób, by przywołać syna do porządku.

  - Ale jedyny skuteczny.

  - Niech ci będzie. A jak Sarang? Na pewno w przeciwieństwie do brata potrafi się zachować w szkole.

  - Sarang... chyba się zakochała.

  - No co ty! W kim, co ci powiedziała?

  - O to chodzi, że nic mi nie powiedziała, po prostu zaczęła dziwnie się zachowywać. Często gdzieś wychodzi, stroi się, słucha innej muzyki, w dodatku przestała jeść mięso.

  - Sarang przestała jeść mięso?

  - Tak, oznajmiła mi dziś, że zamierza przejść na wegetarianizm. 

  - Ale ona potrzebuje białka. 

  - No to spróbuj jej to wytłumaczyć, może tobie się uda. 

  - I myślisz, że to wpływ tego chłopaka?

  - Na pewno. Nie wiem tylko, jak ją podejść, żeby powiedziała, co to za jeden. Nie będę pytać wprost.

  - Nie pytaj, pierwsze zakochanie to delikatna sprawa. Kiedy będzie gotowa, sama coś powie. A może co nieco wywnioskujemy. 

  - Oby tylko nie zrobiła niczego głupiego.

  - A co głupiego miałaby zrobić Sarang?

  - Nie wiem. Nie chciałbym, żebyśmy zostali dziadkami przed czterdziestką.

  - Co ty pleciesz, Ji? Sarang jest rozsądna. I pewnie poznała sobie rozsądnego chłopaka.

W tym momencie słychać, że drzwi do hotelowego pokoju Hayi się otwierają. W kamerce po chwili pojawia się Delilah. Jiyong przypomina sobie, kiedy po raz pierwszy ją zobaczył. Od tego czasu minęło dobrych parę lat. Delilah była wówczas niewiele starsza niż Sarang. Choć dziś w sposobie ubierania się nadal wygląda jak nastolatka, a nie pełnoprawna właścicielka hotelu, wiele się w niej zmieniło. Nie ma już w oczach beztroski tamtych lat, lecz głęboko ukryty smutek i przygnębienie.

  - Hayi, możemy pogadać? - pyta, po czym orientuje się, że ta prowadzi akurat wideorozmowę z mężem. - Aaa, gadasz ze Smokiem. Luzik, to spotkajmy się później. Cześć, Smok, wyglądasz w tych włosach jak manifestujący na paradzie równości - dodaje na jego widok.

  - Dzięki, Dee, ty też wyglądasz super jak zwykle. Lecę jeszcze do klubu, a wy sobie pogadajcie. Na przykład o mnie.

  - I może jeszcze w samych superlatywach? - kpi z niego Delilah.

  - To się rozumie samo przez się, o mnie przecież nic złego nie da się powiedzieć.

  - Hayi, wyszłaś za cholernego narcyza.

Jiyong na pożegnanie nie szczędzi kuzynce pokazania środkowego palca, a żonie wysłania słodkiego całusa i wreszcie się rozłącza. 

 

zdjęcie pochodzi z LINK

 

OD AUTORKI:
Jak wam się podobało?:)