28/09/2022

blue lagoon (rozdział 84)

    "Nie ma obycia scenicznego. Kompletnie. A poza tym, nie rozumiem, czemu pozwalasz, żeby zwracała się do ciebie nieformalnie" - tak Taekwoon podsumował Rose po jej pierwszym występie w rozmowie z Jiyongiem, który nadal ma w głowie echo tych słów, gdy przygląda się dziewczynie podczas próby.

  - Chodź tutaj - przywołuje ją do stolika, przy którym siedzi, po czym włącza na youtubie teledysk do kultowej piosenki Hyuny "Bubble pop", z którą od pół godziny się zmagają. - Dobrze się przyjrzyj jej ruchom.

Rose przez chwilę zgodnie z poleceniem po prostu siedzi wpatrzona w jego telefon.

  - Podoba ci się Hyuna? - zagaduje go niespodziewanie.

  - Podoba mi się, jak się rusza. I spodobałoby mi się, gdybyś w sobotę też się tak ruszała. Chyba miałaś w wytwórni zajęcia z tańca?

  - Czyli mam się nauczyć tego układu: jeden do jednego?

  - Nie, masz po prostu pokazać trochę energii. I radości, przede wszystkim radości, Rose. Nie wiem już, jak ją w tobie wywołać. 

  - Może opowiesz mi kawał?

  - Jaki kawał?

  - Jakiś śmieszny, taki, żeby zrobiło mi się wesoło.

Jiyong myśli przez moment, lecz nie może przypomnieć sobie kawału, który byłby wystarczająco zabawny, żeby rozweselić tak wielkiego smutasa, jakim jest Rose. Ostatecznie się poddaje i szuka inspiracji w internecie. Gdy czyta kilka przypadkowych żartów, ona rzeczywiście się śmieje. To wywołuje uśmiech również na jego ustach. Niestety, większość dostępnych w sieci kawałów śmieszy, bo są po prostu okropnie głupie. 

  - Przychodzi gangster do baru i... O nie, tego nie czytam, jest zboczony.

  - Eh, szkoda, zboczone kawały bawią mnie szczególnie.

Rose z powrotem robi smutną minę, lecz Jiyong się na to nie nabiera i wygania ją z powrotem na scenę. Ona nadal niewiele się rusza, wykonując wspomnianą piosenkę. Na koniec  odkłada mikrofon i bez słowa wyjaśnienia znowu siada przy stoliku obok Jiyonga, a po drodze wyjmuje sobie z lodówki butelkę wody. Gdy pije, kilka kropel spływa jej po brodzie i spada na dekolt.

  - Zmęczyłam się. Zrobię sobie przerwę. Odpocznę chwilę i kontynuujemy, OK?

Rose rzeczywiście wygląda na wyczerpaną. Jiyong myśli o tym, że nie po raz pierwszy sprawia wrażenie, jakby zaraz miała upaść. To go zastanawia i odrobinę niepokoi.

  - Nie gadaj, że jestem taki wymagający. Na pewno kiedy trenowałaś w wytwórni, miałaś ciężej. 

  - Musiałam ćwiczyć codziennie po szkole, a jeżeli opuściłam próbę, odrabiałam ją podwójnie. Musiałam też sama sprzątać salę po treningu. Czasami spałam po trzy godziny na dobę. Czy to dziwne, że wreszcie się poddałam? Czy jestem słaba?

  - Nie poddałaś się, Rose, skoro jesteś tutaj.

  - A wiesz, co jest w tym wszystkim najsmutniejsze? Ich metody zazwyczaj okazują się skuteczne. Co więcej, potrafią omamić twoich rodziców, sprawić, że zaczną wierzyć wytwórni, nie swojemu dziecku, które rzekomo stało się niespodziewanie niewdzięczne i leniwe. Jeżeli tylko to wszystko wytrzymasz, możesz mieć mnóstwo fanów i pieniędzy, lecz niestety nikt nigdy się nie dowie, ile za twoim sukcesem kryje się cierpienia. Ale to cierpienie nie znika, ono nadal w tobie tkwi i tkwić będzie. 

Jiyong myśli o Hayi, o tym, jak dostała propozycję kontraktu w YG Entertainment i jaka była wówczas szczęśliwa. Czy tam też treningi wyglądały tak, jak w wytwórni, do której należała kiedyś Rose? Czy nagła adopcja Sarang w pewnym sensie uratowała Hayi przed podobnym losem? Co by było, gdyby podpisała wtedy ten kontakt? Zapewne na te pytania nigdy nie poznają odpowiedzi. Jiyong wie tylko, że tę młodą dziewczynę, która siedzi przed nim i nieporadnie popija wodę, przemysł muzyczny zniszczył. Tak bardzo chce dać jej szansę na odnalezienie na nowo sensu w życiu...

  - Musisz pozbyć się tego cierpienia, choćby wówczas, kiedy stoisz na scenie - odpowiada.

Rose opierając się brodą o butelkę, prosi:

  - Jeżeli w sobotę dobrze mi pójdzie, przeczytasz mi ten zboczony kawał. OK?

Jiyong mimowolnie wybucha śmiechem. 

  - OK, przeczytam. Ale on jest naprawdę bardzo... nieprzyzwoity.

  -  W sobotę też będę się zachowywać nieprzyzwoicie - dodaje zagadkowo Rose.

W jej oczach nareszcie pojawia się błysk. 

W sobotę istotnie jest jak odmieniona. Ubrana w skąpą, czarną sukienkę, z mocnym makijażem, wykonuje seksowne, lecz niewyuzdane ruchy, czym natychmiast przykuwa uwagę gości lokalu. Choć jej radość jest udawana, inni dają się na nią nabrać. Jiyong, patrząc na dziewczynę zza kulis, wierzy mimo wszystko, że kiedyś będzie prawdziwa. Nie pomylił się. Rose może stać się  gwiazdą. Rose może stać się jego gwiazdą. A wtedy udowodnią tym wszystkim ludziom z wytwórni muzycznych, że niezależnie od nich też da coś osiągnąć.

***

    Jiyong dzwoni do Hayi wcześnie rano, zdając sobie sprawę z tego, że w Los Angeles jest dopiero wczesny wieczór i ona może nie mieć akurat czasu z nim rozmawiać, lecz mimo wszystko odpowiada od razu.

  - Cześć, kochany. Co tam słychać?

  - Dobrze. A u ciebie? Hayi, co to za smutna mina?

  - Nie, żadna smutna, jestem po prostu trochę tym wszystkim przytłoczona.

  - Ojej, ty też?

  - W jakim sensie: też?

  - Rose skarżyła się podczas prób, że dużo od niej wymagam. Ale widzę, że ten twój Will nie jest o wiele lepszy...

Hayi marszczy czoło, jakby nie do końca zrozumiała, po czym wybucha śmiechem.

  - Nieee. Nie chodzi o płytę, tylko o Dee i Daesunga. I jaki "mój" Will? Zapamiętaj, że "mój" jest tylko jeden mężczyzna na świecie: Kwon Jiyong.

Te słowa wypełniają jego serce przyjemnym ciepłem. 

  - Co z Dee i Daesungiem? - pyta.

  - Ji, pamiętasz, jak zastanawialiśmy się, czemu nie chcą mieć dzieci? Co więcej, podpuszczaliśmy ich, że powinni się o nie postarać?

  - Nooo, pamiętam, tak było. Dee jest w ciąży?

  - Nie. Niestety wręcz przeciwnie. Nie może mieć dzieci. Ona albo Daesung. Nie wiadomo, po czyjej stronie jest "wina".

  - O w mordę. A my tak chamsko sobie z nich żartowaliśmy...

  - Otóż to. W dodatku przez to przestaje im się układać... Dee cały czas chodzi podenerwowana, myśli tylko tym, a ostatnio porwała dziecko. Daesung nie wie, jak ją pocieszyć, bo sam jest przygnębiony i smutny.

  - Co, jak to porwała dziecko?!

Hayi opowiada mu o zajściu w hotelu z małą Amelie. 

  - Dee o niczym mi nie powiedziała.

  - No wiesz. Nie jest to powód do chwalenia się, to dość... przykra i drażliwa sprawa. A ja jestem tu i po prostu widzę, co się dzieje, więc musiała mi powiedzieć.

  - Ledwie uwolniłaś się od problemów swojej kuzynki, to zostałaś obarczona dramatami mojej...

  - Nie do końca uwolniłam się od problemów Jyuni.

  - Nadal co chwilę wydzwania do ciebie, żeby się wyżalić?

  - Yhmmm. - Hayi zamyśla się na moment, po czym dodaje, patrząc w kamerce na swojego męża. - Co prawda obiecałam jej, że nikomu nie powiem... Ale ty przecież nie jesteś nikim... Jyuni ponoć się zakochała... i to w kimś ze swojej przeszłości, w dodatku w kimś, kto ma żonę. 

  - Kurwa! - wykrzykuje Jiyong, a Hayi jest kompletnie zaskoczona jego gwałtowną reakcją. Co więcej, na pewno przebywające w swoich pokojach dzieci go słyszały. Sarang jak Sarang, lecz Yongi bardzo szybko chwyta wszelkie zakazane w jego wieku słówka. Niestety zdarza mu się potem używać ich w szkole.

  - Ji, nie strasz mnie, bo pomyślę, że moja kuzynka ma romans z tobą.

  - Ja i Jyuni? W życiu! Za to Seunghyun i Jyuni... to chyba prawda.

  - Co?!

  - No widzisz, Seung zwierzył mi się ostatnio, że ma romans... z kimś ze swojej przeszłości. I za nic nie chciał mi powiedzieć, z kim. Tak więc sama dodaj sobie dwa do dwóch. Oby tylko z tego nie wyszło pięć.

  - Boże - to jedyne, co Hayi potrafi z siebie wydobyć. 

  - Nie wiem, jak oni mogą robić to Minie... Seung nie mógłby wymarzyć sobie lepszej żony, a mimo to ją zdradza z tą...

  - Nie zapominaj, że Jyuni jest moją kuzynką.

  - OK, tylko przez wzgląd na pokrewieństwo z tobą nie nazwę jej pewnym epitetem, który mimowolnie ciśnie mi się na język. 

  - Dzięki.

  - Ale jeśli Seung nie zakończy tego romansu, powiem Minie.

  - Ji...

  - Dam mu czas, pogadam z nim i powiem, że ma to rozwiązać, że ma być wierny jednej z nich. A jeśli nie, to Mina się dowie. Nie możemy pozwolić, by była tak oszukiwana.

  - Nie wiem, czy powinniśmy się w to wtrącać.

  - A ty, chciałabyś dowiedzieć się ostatnia, że twój mąż cię zdradza?

Na samą myśl Hayi przechodzi dreszcz.

  - Ji, ty chyba byś mi tego nie zrobił...

  - Pewnie, że nie. Ale niestety Mina pewnie myśli tak samo o Seunghyunie. A ja uważam, że zdrada jest obrzydliwa i nie tylko powinniśmy, lecz po prostu musimy się wtrącić. 

  - No dobrze, tylko załatw to jakoś tak dyskretnie. 

  - Jutro spotkam się z Seungiem, a potem o wszystkim ci opowiem.

  - Kocham cię, Jiyong.

  - Ja ciebie też, bardzo, bardzo, bardzo.

Na pożegnanie Hayi wysyła mu całusa.

 

zdjęcie pochodzi z LINK
 


 

21/09/2022

blue lagoon (rozdział 83)

    Yongi nie może dospać do rana, mimo że jest niedziela. Przez jakiś czas leży w łóżku i obserwuje gwiazdki na suficie, które kiedyś nakleiła mu tam mama, lecz to sprawia, że znowu zaczyna za nią tęsknić. Aby nie poddać się smutnym myślom, postanawia zająć się czymś i skrada się do pokoju siostry. Sarang niestety jeszcze śpi w najlepsze, przytulając do siebie starą i zniszczoną już przytulankę, misia Guffy'ego, którą dostała od swojej mamy, kiedy ta jeszcze żyła. W nogach łóżka drzemie natomiast pies. Yongi decyduje się nie budzić siostry, w zamian kieruje swoje kroki do sypialni rodziców i zauważa, że tata już nie śpi, a jedynie leży i przegląda coś w telefonie.

  - Hejka! - woła chłopiec i gramoli mu się pod kołdrę.

  - Hejka - odpowiada jeszcze nieco zaspanym głosem Jiyong, wolnym ramieniem obejmuje synka, a w drugiej ręce nadal trzyma telefon.

Drobne ciepłe ciałko wtula się w niego. To przyjemne uczucie, które wywołuje na jego twarzy uśmiech.

  - Yhm, cieszę się, że cię mam, Mały Smrodku - mówi, choć Yongi wręcz przeciwnie, nie śmierdzi, tylko ma słodki, truskawkowy zapach dziecięcego żelu pod prysznic.

  - Ja też się cieszę, że cię mam - odpowiada chłopiec i kiedy Jiyong czuje, że serce topnieje mu z miłości do tej przeuroczej istotki, która stanowi jego część oraz część kobiety jego życia, słyszy: - Ale mama jest fajniejsza.

  - No wiesz!

  - Szczerze ci mówię, tato.

  - Szczerze to ja zaraz... Albo nie. Szkoda mi na ciebie nerwów.

Jiyong obraca się na drugi bok, tyłem do synka i jednocześnie obiecuje sobie, że nie kupi mu więcej ani jednej zabawki. Oczywiście wie, że tej obietnicy nie spełni. Ale trochę podąsać się może.

  - Nie obrażaj się, tato. 

  - Nie odzywaj się lepiej do mnie.

  - Serio jesteś zły?

  - Serio - odpowiada Jiyong, choć ledwie potrafi zachować powagę i wreszcie mimowolnie wybucha śmiechem.

  - Nieprawda! Nie jesteś! - cieszy się Yongi.

Jiyong odkłada telefon, po czym zaczyna łaskotać synka. Yongi wije się, wrzeszczy jak szalony i też się śmieje. 

  - Nie będę zły, jeśli pożyczysz mi to sterowane pilotem autko, które ostatnio ci kupiłem - oznajmia, zostawiając do wreszcie w spokoju.

Yongi zgadza się na wszystko, byle tylko tata już go nie łaskotał, a po chwili obaj są w pokoju dziennym. Yongi usadawia się przed telewizorem. Jiyong natomiast z podekscytowaniem wypróbowuje funkcje zabawkowego auta na pilota. Kiedy samochód jeździ po podłodze i przypadkowo wpada z impetem w drzwi pokoju Sarang, ta wreszcie wychodzi. Ubrana jest w piżamę z postaciami z kreskówki i przeciera oczy, ziewając.

  - Hej - wita się z rodziną, po czym schyla się, żeby pogłaskać czworonożnego przyjaciela, który kręci się koło jej nóg. Szybko przebiera się w jeansy i T-shirt i idzie wyprowadzić Gaho. Gdy wraca, jej brat ogląda bajki, a Jiyong nadal trzyma w ręce pilota do zabawkowego auta, którym jeździ po całym apartamencie. Sarang przechodzi do kuchni wydzielonej aneksem z pokoju dziennego. Nastawia wodę w czajniku i zaczyna szykować śniadanie. Niespodziewanie odgłos sterowanego samochodu cichnie. Jiyong również  zjawia się w kuchni, siada przy stole i przygląda się swojej adoptowanej córce. Pamięta, kiedy była małym dzieckiem, szczerym i spontanicznym. Dziś ma już przed sobą młodą kobietę. Nie bardzo wie, jak ją  traktować: jak dziewczynkę, którą kiedyś była, czy może jak dorosłą? Sarang jest taka poważna, opanowana i stwarza dystans. Zupełnie jak gdyby chciała, by wszyscy zostawili ją samą sobie. Ale czemu miałaby tego chcieć? W ruchach dziewczyny jest jakaś nerwowość. W oczach natomiast coś jakby lęk i niepewność. 

  - Jak tam? - pyta Jiyong, przerywając ciszę.

  - W porządku. - Sarang stawia na stole dwie miseczki, dla siebie i dla brata, po czym dodaje: - Też chcesz płatki czy coś innego?

  - Wyluzuj, jest niedziela. 

  - Wiem, tylko trochę za długo pospałam...  Ale byłam taka zmęczona tym ostatnim tygodniem... I... - o Boże, powie to czy nie powie? Bardzo chciałaby to z siebie wydusić, lecz coś ściska ją za gardło.

  - Co się dzieje, Złotko? - pyta Jiyong, wyczuwając jej nastrój.

Sarang siada obok niego i spuszcza wzrok.

  - Nie daję sobie z tym wszystkim rady, przepraszam. Wiem, obiecałam, że ci pomogę, tylko czasami... czasami... 

Jiyong domyśla się wreszcie, o co chodzi, i ogarnia go poczucie winy.

  - Nie przepraszaj. To ja zbytnio obarczam cię obowiązkami i ja powinienem cię przeprosić. Ale w klubie ostatnio sporo się dzieje, mamy nową wokalistkę i w ogóle. Eh, nieważne, to cię pewnie nie obchodzi. Sarang, posłuchaj, nie będę już tyle od ciebie wymagał, masz rację, to po prostu nie fair. 

  - Ale ja chcę ci pomagać, tylko...

  - I pomagasz. Naprawdę. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. 

Na twarzy Sarang pojawia się uśmiech, wreszcie! Jiyong już dawno go tam nie widział i czuje ulgę, że wyjaśnili sobie pewne sprawy, które ostatnio zaprzątały jej głowę. Hayi od początku mu to powtarzała: za dużo zrzuca na Sarang,  a przecież ona jest jeszcze dzieckiem, nie żadną dorosłą, tylko dzieckiem, które samo wymaga opieki i troski i które za zbyt wysoką cenę stara się być dla innych podporą. Nie powinien tego wykorzystywać. Z tą myślą pomaga szykować jej śniadanie, a potem wołają Yongiego. Gdy siadają wspólnie do stołu, Jiyong oznajmia, że dzisiaj przygotuje obiad i pyta dzieci, na co mają ochotę. Zdecydowanie wygrywa bibimbap. 

  - O której bedziemy jeść? - dopytuje Sarang, po czym dodaje, że zaraz wychodzi i nie wie w związku z tym, kiedy powinna przyjść z powrotem. - Jinsu, jeden z chłopców w sierocińcu, ma dziś urodziny. Obiecałam mu, że spędzę ten dzień z nim - wyjaśnia, widząc pytający wzrok Jiyonga.

Zwykle spędzała wszystkie niedziele w domu.

  - O szesnastej?

  - O szesnastej będzie OK.

Gdy Sarang szykuje się do wyjścia, on odnosi wrażenie, że urodziny chłopca to tylko pretekst, którym się posłużyła. Czy kiedykolwiek wychodziła na wolontariat taka wyszykowana? Ale zamiast zapytać ją o to, oznajmia:

  - Gdyby coś, pamiętaj, że o wszystkim możesz mi powiedzieć.

  - Dzięki, ty też - odpowiada Sarang i już jej nie ma.

Wtedy ciszę zakłóca krzyk Yongiego.

  - Oddaj mi wreszcie mój samochód, tato!

***

    - Unni, jesteś wspaniała! - woła Sarang, kiedy spotyka Hyenę przed sierocińcem, gdzie się umówiły, po czym w nagłym odruchu zarzuca jej ramiona na szyję i ściska ją mocno jak najlepszą przyjaciółkę.

  - Uh, jeśli twoja radość to moja zasługa, chyba rzeczywiście muszę taka być. Nie widziałam cię jeszcze tak zadowolonej. Dobre wieści?

  - Dobre, i to jak! Unni, porozmawiałam z Jiyongiem i wiesz, że mnie zrozumiał? Nie zawiodłam go. Nie poczuł się mną rozczarowany. Wręcz przeciwnie, zrobiło mu się głupio, że tyle spraw na mnie spadło. Oczywiście nie o to mi chodziło i uspokoiłam go szybko, że nie mam do niego żalu, tylko po prostu czasami sama się ze wszystkim nie wyrabiam. A wtedy powiedział, że postara się mnie tak nie obciążać i od razu zabrał się za gotowanie obiadu! - Sarang emocjonuje się, jakby opowiadała jakąś niesamowitą przygodę, i wygląda na to, że tak potraktowała swój pierwszy sukces, czyli odrobioną lekcję troski o siebie i swoje potrzeby oraz umiejętność komunikowania ich głośno. Hyena przygląda się jej z uśmiechem, przyznając w myślach, że to słodkie. Sarang jest słodka. Nie miała jeszcze nigdy tak słodkiej, uroczej i wielkodusznej przyjaciółki. Dobroć, którą ta nieco pogubiona nastolatka nosi w sercu, mogłaby góry przenosić.

  - Ja nic nie zrobiłam, to ty wreszcie zebrałeś się w sobie i zawalczyłaś o swoje. By the way, moje gratulacje!

Sarang rumieni się lekko. O nie, słodka to za mało powiedziane, najsłodsza...

  - Kupiłaś to autko dla Jinsu? - pyta.

  - Yhm, mam je tu. Czy to taki sam model, jaki dostał twój brat?

Sarang przygląda się z uwagą zapakowanemu autku na pilota, na które się złożyły, lecz misją Hyeny było pójść po nie do sklepu.

  - Zgadza się, to ten.

  - No to idziemy!

Obie, śpiewając "Sto lat" wchodzą do budynku i udają się prosto do sali, w której trwa już przyjęcie. Jinsu ma na głowie urodzinową czapeczkę, a przed nim stoi wielki tort, w który wbite jest siedem świeczek. Inne dzieci mówią mu, żeby zdmuchnął je wszystkie naraz, wymyślając życzenie, a wtedy ono się spełni. Sarang wie, o czym marzy ten chłopiec. I wie też, że to marzenie nie spełni się dzięki świeczkom na torcie. Szkoda, że w urodzinowym prezencie nie można dostać mamy i taty... Z tych rozważań wyrywa ją głos opiekunki grupy, pani Shin, która oznajmia, że już tylko na nie oczekiwali. Jinsu zdmuchuje więc świeczki. Dziewczyny podchodzą, by wręczyć mu prezent.

  - Zostań takim cudownym chłopcem, jakim jesteś - życzy mu uśmiechnięta od ucha do ucha Hyena.

Sarang kuca przy Jinsu i mówi do niego niemalże szeptem:

  - Kiedy byłam w twoim wieku, w moim życiu zaszło sporo zmian. Ale wiesz co? Nie poddałam się i dziś wiem, że część z nich to były zmiany na lepsze. Oby w twoim życiu tylko te się zdarzały.

W odpowiedzi chłopiec opłata swoje szczupłe ramionka wokół jej szyi i wtula się w nią całym sobą. Sarang odwzajemnia uścisk, czując jednocześnie, jak w oczach zbierają jej się łzy. Nie chce płakać. Nie przy Jinsu. On widział w swoim życiu za wiele łez i cierpienia, w większości niestety swojego i swoich bliskich. Sarang myśli czasami, że chłopiec nie mówi z dwóch powodów: nie potrafi opowiedzieć swojej bolesnej historii i wie, że inni nie są gotowi, żeby jej wysłuchać. Ona na pewno nie jest. Hyena widzi wzruszenie na twarzy przyjaciółki i postanawia rozładować atmosferę. Obie dają chłopcu prezent. Jinsu nie może uwierzyć, że to autko naprawdę jest już jego. Chociaż nie mówi, to śmieje się, śmieje się szczerze i głośno. Przez następne dwie godziny wszyscy bawią się wspaniale na jego urodzinach.  Aż wreszcie dziewczyny żegnają się z nim i z innymi dziećmi. Uradowane, że sprawiły komuś radość, opuszczają sierociniec. 

  - No to co robimy? Przejdziemy się? Zjemy coś? Posłuchamy muzyki? - W głowie Hyeny pojawia się mnóstwo pomysłów.

  - Nie mogę. O szesnastej muszę być w domu.

  - Odmawiasz? Mi? Mi, swojej "wspaniałej unni"?

Sarang chichocze. Dopiero w tym momencie zauważa, że przyjaciółka przyjechała rowerem.

  - Nie bądź zła, w inny dzień ci to wynagrodzę.

Hyena wsiada na rower. Specjalnie jedzie wężykiem, przekomarza się z Sarang, udając, że chce ją potrącić, i śmieje się, gdy ta nieporadnie odskakuje z krzykiem.

  - OK. Ale wymyśl coś super.

  - A co jest super?

  - Nie wiem, pokaż mi, co lubisz robić, kiedy masz wolny czas, o ile w ogóle masz wolny czas!

  - Nabijasz się ze mnie.

  - Nieee.

  - Naprawdę muszę iść. Jiyong robi dziś obiad, kazał mi przyjść do szesnastej - oznajmia Sarang.

Ale nie rusza się o krok.

  - Napisz mi potem, jak było na tym twoim rodzinnym obiadku.

  - Napiszę. I wiesz co? Jak się znowu spotkamy, poznasz mnie z zupełnie innej strony!

  - Och, brzmi intrygująco.

  - No to idę.

  - Nie idź, wskakuj, podwiozę cię kawałek rowerem.

  - Co? Zwariowałaś? To nie jest dobry pomysł.

  - Czemu? Uważasz, że nie dam rady? C'mon, wskakuj!

  - Nie zmieszczę się.

  - Wskaaakuj.

  - To naprawdę nie jest dobry pomysł - mówi Sarang, a mimo wszystko sadowi się na siodełku za przyjaciółką i ciasno ją obejmuje.

  - Gotowa?

  - Nie.

  - A ja tak!

Hyena rusza z impetem. Sarang krzyczy, kiedy rower podskakuje na nierównym podłożu, a jednocześnie się śmieje. Wciąż się śmieje, gdy spadają na trawę, a rower przewraca się obok. 

  - Od początku wiedziałam, że to kiepski  pomysł! - wykrzykuje, kiedy leży obok Hyeny i obie zaśmiewają się do łez.

 

 

Sarang:

zdjęcie pochodzi z LINK

 Hyena:
zdjęcie pochodzi z LINK


OD AUTORKI:
I jak wam się podoba Jiyong z dziećmi? xD

Co myślicie o Sarang i Hyenie? Czy widać już, że to nie taka zwykła koleżeńska relacja?

Dziękuję też TALON za stworzenie przepięknej grafiki na mojego bloga<3

 

14/09/2022

blue lagoon (rozdział 82)

    Sarang jak zwykle na przerwie SMS-uje z Hyeną. Jak to się stało, że ostatnio mają sobie tyle do powiedzenia? Czasami piszą o wolontariacie. Czasami o swoich prywatnych sprawach. Czasami o muzyce. A niekiedy o niczym szczególnym, po prostu wysyłają sobie uśmiechnięte emotki i zabawne memy. Sarang otrzymuje akurat taki i śmieje się pod nosem, kiedy słyszy za sobą głos:

  - Oddaję ci twoją bluzę. Wyprałam ją i jeszcze raz dziękuję. Uratowałaś moją reputację. - Eunji wręcza jej niewielką papierową torebkę. 

  - Nie ma za co.

  - Gdybym ja też mogła ci w czymś pomóc, to chętnie się zrewanżuję.

Sarang mimowolnie przewraca oczami. Przez cały czas ze wszystkim musiała radzić sobie sama, a ostatnio każdy, z kim rozmawia, wyraża chęć pomocy.

  - Bardzo ci dziękuję.

Sarang z powrotem kieruje wzrok w telefon i odpisuje Hyenie. W pewnym momencie orientuje się, że szkolna koleżanka z uporem jej się przygląda. Eunji wciąż stoi obok, jakby chciała coś jeszcze dodać, czegoś się dowiedzieć. Kiedy Sarang posyła jej pytające spojrzenie, wreszcie to robi:

  - A jak tam w domu? - zagaduje.

  - OK, jakoś leci.

  - Pewnie twój tata z trudem wszystko ogarnia, skoro twoja mama wyjechała.

  - Jiyong, mój adopcyjny tata, i Hayi, moja adopcyjna mama - poporawia ją Sarang, a Eunji zastanawia się, czemu na każdym kroku powtarza, że to nie są jej biologiczni rodzice. - Jiyong ma sporo pracy, więc staram się mu pomagać.

  - Kim on jest z zawodu? - Eunji wie, że powinna ugryźć się w język. Nie może pytać o zbyt wiele, bo wzbudzi tym podejrzenia. I wzbudza. Sarang zastanawia się, czemu koleżanka tak interesuje się jej rodziną.

  - Działa w branży rozrywkowej - odpowiada, nie wdając się w szczegóły. 

  - To musi być bardzo wyluzowany. Też chciałabym mieć wyluzowanych rodziców. Niestety moi są... dość zasadniczy.

  - Jiyong również jest zasadniy. Tak, stara się być na luzie, lecz przede wszystkim kieruje się w życiu zasadami i nie wiem, co musiałoby się stać, żeby je złamał. - Po tych słowach Sarang wraca do korespondencji z Hyeną.

Eunji odchodzi, niepocieszona informacjami, które usłyszała.

***

    Rose w krótkiej, błękitnej, rozkloszowanej sukience obraca się dookoła przed lustrem.

  - I jak? - pyta typowym sobie, pozbawionym emocji, znudzonym, przez co często uważanym za nonszalancki tonem. Upięła w kok swoje długie włosy, a twarz ozdobiła makijażem, z wyuczoną już wprawą przykrywając warstwami podkładów i pudrów cienie pod oczami. Usta pomalowała jaskrawoczerwoną szminką. Buty na obcasach dodają jej kilku centymetrów, lecz i tak wygląda jak dziecko przebrane za dorosłego. Ale jej siostra z uśmiechem unosi kciuk i mówi:

  - Świetnie. Jiyong będzie zachwycony, kiedy cię zobaczy i oczywiście, kiedy cię usłyszy. Choć wyglądałabyś lepiej, gdybyś wreszcie przytyła parę kilo i nabrała kobiecych kształtów... sukienki tak by na tobie nie wisiały.

Rose robi się niedobrze na samo słowo "przytyć" i w jednej chwili opada z westchnieniem na krzesło.

  - Tak się boję, unni... w umowie podpisałam zgodę, że po pierwszym występie mogą mnie zwolnić, jeśli byliby ze mnie niezadowoleni.

  - Oni?

  - Jiyong i Taekwoon. To Taekwoon jest szefem lokalu, a Jiyong odpowiada jedynie za sekcję rozrywkową.

  - Nie martw się, powalisz ich na kolana, wierzę w ciebie.

  - Pójdź ze mną. Proszę. Przyjdź na mój występ.

  - Nie mogę. Jeśli Jiyong mnie rozpozna, będziesz miała problemy.  

  - Co ty, nie rozpozna, nikt nie ma tak dobrej pamięci do twarzy.

  - Odwiozę cię do klubu.

Rose godzi się chociaż na to. Kiedy wychodzą z domu, muszą niestety przejść przez pokój rodziców, a ci natychmiast zauważają niecodzienny strój młodszej z nich. Zatrzymują ją w progu, pytając, dokąd idzie. Na szczęście starsza siostra wybawia ją z opresji.

  - Na miasto, idziemy trochę się zabawić, w końcu jest sobota.

Oczy mamy skierowane są nadal na Rose:

  - Powinnaś coś zjeść.

  - Powinnaś wyzdrowieć. Potem dopiero iść się bawić - dodaje tata.

Rose czuje, że do oczu napływają jej łzy. Nie po to tak starannie się malowała... Ale starsza siostra znów spieszy jej z pomocą, obejmuje Rose ramieniem i oznajmia:

  - Przecież idzie ze mną.

Ostatecznie rodzice pozwalają im wyjść. Rose z ulgą wypuszcza z płuc powietrze, które stanowczo zbyt długo w nich przetrzymywała. Kręci jej się w głowie, od pewnego czasu nie może pozbyć się tego uczucia. I od pewnego czasu już nie miesiączkuje, o czym nikomu nie powiedziała. Wieczór jest ciepły i duszny. Gdy dziewczyny wsiadają do samochodu, starsza z nich włącza klimatyzację.

  - Dziękuję ci za wszystko. Gdybyś nie ty, po prostu bym się zabiła - mówi Rose, szeptem.

Wkłada dłoń do torebki. Musi poczuć pod palcami żyletkę, bez której nigdzie się nie rusza. Ciekawe, w którym momencie dziś jej użyje.

***

    Jiyong i Taekwoon popijają colę w jednym z pomieszczeń stanowiących zaplecze klubu. Obaj wyznają zasadę: zero alkoholu w pracy. A dziś jest wyjątkowo ważny dzień - dzień pierwszego występu Rose. Czekają na nią ze zniecierpliwieniem. Jiyong wie, że szef Desire ufa mu pod względem doboru artystów, którzy urozmaicają wieczory w klubie, lecz mimo wszystko ma obawy, jak zareaguje on na tę bądź co bądź dziwną dziewczynę. Aby póki co odsunąć od niej jego uwagę, przygląda się spacerującej po pomieszczeniu i rozmawiającej przez telefon Minyeong, wieloletniej narzeczonej Taekwoona.

  - Ja na twoim miejscu dawno bym się z nią ożenił - twierdzi.

  - Wiem, że agencja się na to nie zgodzi. Koledzy z zespołu też odradzają mi ślub - tłumaczy Taekwoon z westchnieniem. 

Już sześć lat temu oświadczył się Minyeong, a ona powiedziała "tak". Pomógł jej w trudnych chwilach. Opłacił leczenie jej matki, dzięki czemu ta wyszła z choroby. Minyeong akurat z nią rozmawia, są ze sobą bardzo zżyte.

  - Ale jeśli będziesz to cały czas odkładał, stracisz ją - przekonuje go Jiyong.

Taekwoona przechodzi nieprzyjemny deszcz. Choć jest gwiazdą k-popu i ma z tego tytułu pewne ograniczenia, Minyeong pozostaje dla niego najważniejsza, kocha ją i nie chce, pod żadnym pozorem nie chce jej stracić! Zna każdy jej gest. Minyeong lekko marszczy brwi, mimo to wygląda przepięknie. Zapewne jej mama pyta ją w tym momencie o to samo: kiedy się wreszcie pobierzecie? Gdyby tak... pieprzyć tę całą agencję i zacząć żyć po swojemu, własnym życiem? Owszem, ta wizja jest kusząca, lecz nierealna.

  - Lepiej powiedz, co u ciebie. - Taekwoon zwraca się do Jiyonga.

  - Bez zmian. Yongi cały czas tęskni za Hayi... Nie wiem już, jak go pocieszyć, bo sam za nią tęsknię. Na pocieszenie kupiłem mu ostatnio taki zdalny samochód, o którym od dawna marzył. Nie uwierzysz, ile on ma funkcji! - emocjonuje się Jiyong, opisując je po kolei, a na koniec dzieli się z szefem zdjęciem zabawkowego auta.

  - Super. Nie wiem tylko, czy ten samochód był większym marzeniem Yongiego czy twoim - mówi Taekwoon z typową sobie poważna miną.

To dodatkowo rozbawia Jiyonga. Wtedy na zaplecze przychodzi kelnerka i oznajmia, że Rose już jest.

  - Niech tu przyjdzie - prosi Jiyong i ona po chwili się pojawia. 

W tej błękitnej sukience, jedynie udając pewność siebie, przypomina małą dziewczynkę. To od razu rozczula Jiyonga. I od razu zniechęca Taekwoona.

  - Cześć - wita się nieformalnie Rose, a potem zauważa, że szef klubu też tu jest i dodaje "dzień dobry".

  - To jest Rose, nasza nowa gwiazda - przedstawia ją Jiyong, z dumą, że to on ją odkrył i on będzie ją promował.

  - Oby błyszczała jasno - rzuca jakby z nutką ironii Taekwoon i nie wyciąga do dziewczyny ręki.

On mnie nie lubi, myśli Rose, lecz stara się mimo wszystko tym nie martwić. Nie przyszła tu dla Leo z VIXX, przyszła tu dla Jiyonga. A potem zauważa dziewczynę rozmawiającą przez telefon, która z uwagą jej się przygląda. Rose wie, że wzrok innych nie powinien jej irytować, dziś skupi na sobie uwagę wszystkich, musi się przyzwyczajać. W końcu jest gwiazdą, GWIAZDĄ.

  - No to jak, gotowa? - pyta ją Jiyong. Rose kiwa głową potakująco, wciąż myśli o żyletce ukrytej w przegródce swojej torebki.

***

    Już pół godziny później stoi na scenie w Desire. Nie czuje tremy, jest przyzwyczajona do występów przed taką i większą, o wiele większą publicznością. Co więc powoduje ten ucisk w środku? Jiyong osobiście ją zapowiedział, a potem wyciągnął dłoń w jej kierunku i podprowadził ją do mikrofonu. Gdyby tylko z nią został... Ale stoi tu sama i jest przerażona, choć nie wie czym. Może to te światła... Może fakt, że tak oto znowu jest na scenie. Boże... Rose na chwilę zamyka oczy, musi się wyciszyć. W słuchawkach słyszy pierwsze nuty piosenki. Już za chwilę powinna wydobyć z siebie głos. A jeśli nie da rady? Kiedy ponownie podnosi powieki, zauważa ją, swoją starszą siostrę. Nie siedzi przy stoliku, stoi w końcu lokalu, jakby się ukrywając, chcąc wtopić się w tłum. Wymieniają uśmiechy i już jest dobrze. Rose rozchyla wargi i śpiewa, śpiewa, śpiewa, czysto i pięknie, mimo że śpiew jest jej przekleństwem. Na koniec występu kłania się i schodzi ze sceny. Czy jest z siebie zadowolona? Tak, bo dała radę się przemóc i w ogóle wystąpić. Ale Jiyong pewnie nie będzie zachwycony, skoro pomimo rad nie ruszała się zbyt wiele, stała statecznie i nie nawiązywała kontaktu z publicznością. Trochę niepewnie wraca na zaplecze. Jiyong bije jej brawo, a więc nie jest tak źle.

  - Czyli nie nawaliłam kompletnie? - pyta.

  - Hm, nie, kompletnie nie. Jak na pierwszy raz, było dobrze, tylko błagam cię, Rose, pamiętaj, więcej swobody.

  - OK, będę nad tym pracować. A skoro było dobrze, to może wypijemy za mój występ po kieliszku szampana? Ja stawiam.

I kiedy Jiyong już rozważa, by ten jedyny raz złamać zasadę w kwestii picia w klubie, obok zjawia się szef.

  - Nie zapominaj, że jesteśmy w pracy, i ty też, Rose - oznajmia. - A poza tym sporo jej jeszcze przed tobą, jeśli chcesz tu nadal występować.

Rose spuszcza wzrok, zawstydzona.

  - Jiyong jest ze mnie zadowolony... - odpowiada niemalże szeptem.

Taekwoon nadal ją obserwuje. Gdy śpiewała, Minyeong powiedziała mu "złapałam jej wzrok, w jej oczach jest jakaś pustka i przerażający mrok". Minyeong zna się na ludziach, ma intuicję. Gdy Jiyong robi coś w telefonie i Rose chwilowo nie kręci się koło niego, Taekwoon podchodzi do niej.

  - Może i Jiyong jest z ciebie zadowolony. Ale ja wiem, że śpiewanie to ostatnia rzecz, po jaką tu przyszłaś. I chociaż on się za tobą wstawia, pamiętaj, że najważniejsze decyzje należą do mnie - przekazuje jej to niezwykle stanowczo.

Rose odwraca się na pięcie i znika w toalecie. Taekwoon ją rozgryzł, czyta ją jak otwartą księgę. A jeśli rzeczywiście zerwie z nią kontrakt? Albo nastawi przeciwko niej Jiyonga? Rose wyjmuje z torebki żyletkę, a potem odsłania biodro i się tnie. Nie czuje bólu, jedynie spływająca krew stanowi dowód, że istotnie zrobiła sobie krzywdę. Rose odczekuje kilka chwil, ranki się zasklepiają. Już zupełnie opanowana opuszcza toaletę i wtedy wpada na Jiyonga.

  - Och, Rose, jesteś tu jeszcze! A ja byłem pewien, że już popędziłaś do domu.

  - Nie, byłam w łazience... 

Wtedy dopiero zauważa, że Jiyong trzyma dwa kieliszki szampana.

  - Nie mów tylko Taekwoonowi - oznajmia, podając jej jeden.

Bez słowa stukają się szkłem, przechylają kieliszki i piją do dna. A potem rozchodzą się, każdy w swoją stronę. Jiyong wraca do swojego życia, Rose do swojego powolnego umierania. 

 

A tak wyobrażam sobie Rose:

 

zdjęcie pochodzi z LINK


OD AUTORKI:
I jak podobał wam się rozdział? A przede wszystkim: jak myślicie, skąd Jiyong może kojarzyć siostrę Rose? Hehe, jeśli coś wam tu śmierdzi, to prawidłowo!

No i jak zwykle pięęęknie proszę o komentarze:)


07/09/2022

blue lagoon (rozdział 81)

    Delilah siedzi przy jednym ze stolików w hotelowej restauracji i popija lemoniadę, czekając na swojego męża, kiedy zauważa małą, paroletnią dziewczynkę, która z uwagą jej się przygląda. Ubrana jest w kolorową sukienkę w kwiatki, a jej blond włosy ktoś zaplótł starannie w dwa dobierane warkoczyki. Urocze, stworzonko, myśli Dee. Zapewne dopiero przyjechała do Kalifornii, bo jej delikatnej dziecięcej skóry jeszcze nie pokrywa opalenizna. Bez zastanowienia,  z  uśmiechem macha do dziewczynki. Tyle wystarczy, by ją zainteresować i zachęcić do kontaktu. Równie szeroko i szczerze się uśmiechając, mała roki kilka kroków naprzód.

  - Cześć, jestem Delilah. A ty jak masz na imię? - zagaduje ją Dee.

  - Amelie. 

  - Amelie, jak ślicznie! Ile masz lat? Pewnie jesteś tu na wakacjach?

Ilość pytań na moment ponownie onieśmiela dziewczynkę, lecz po chwili mobilizuje się do odpowiedzi:

  - W tym roku skończę sześć. Tak, przyjechałam na wakacje z rodzicami. 

  - I co planujecie tu robić: chodzić na plażę, a może na plac zabaw?

W oczach Amelie niespodziewanie pojawia się błysk.

  - A to tutaj jest plac zabaw?

  - No pewnie, że jest. Chcesz go zobaczyć?

  - Chcę!

  - OK, to chodź.

Dee wyciąga dłoń do dziewczynki. Amelie chwyta ją ufnie. Wesoło rozmawiając, opuszczają restaurację, mijają parking i już są na miejscu. Przed nimi rozciąga się istny raj dla dzieci: różnego rodzaju huśtawki, drabinki, mała ścianka wspinaczkowa, linoślizg i wiele, wiele innych. Amelie wyrywa się z uścisku Dee i biegnie ku tym cudownym atrakcjom. Chce przetestować je wszystkie! Dee pomaga jej w rozhuśtaniu się, asekuruje ją podczas pokonywania największej drabinki i zjazdu na linoślizgu, który dziewczynce szczególnie się podoba. Z jej twarzy nie znika uśmiech. Może rzeczywiście te wakacje okażą się cudowne? W głowie Delilah pojawia się natomiast inna myśl. Zapewne rodzice dziewczynki szukają jej i martwią się, co się z nią dzieje...

  - Amelie, musimy wracać! - woła. 

  - Ale przyjdziemy tu jeszcze?

  - Oczywiście. 

Idą z powrotem do restauracji, gdzie obawy Dee nie okazują się bezpodstawne. Zdenerwowana blondynka biegnie w ich kierunku, krzycząc:

  - Amelie, gdzie ty byłaś?!

 A jej mąż pyta, patrząc prosto w oczy zmieszanej Delilah:

  - Kim pani jest?

  - To jest Dee, zabrała mnie na plac zabaw. Tam jest super, super eeekstra! - ekscytuje się ich córka. 

  - Czy pani zwariowała? Kto pani pozwolił zabrać gdziekolwiek moje dziecko bez mojej zgody?! Wystraszyliśmy się, że coś jej się stało! - matka Amelie jest zdenerwowana i jednocześnie bliska płaczu. 

  - Ja... Ja przepraszam. Nie pomyślałam. Nie chciałam, żeby tak wyszło... chciałam tylko pokazać Amelie plac zabaw.

  - To podchodzi pod próbę porwania - nie ustępuje ojciec dziewczynki. - Zamierzam porozmawiać o tym z właścicielką hotelu.

  - To ja. 

  - Słucham??? - mówią równocześnie rodzice dziewczynki i wpatrują się w Dee, jakby zupełnie zwariowała. 

  - To ja jestem właścicielką Blue Lagoon. Delilah Kang - przedstawia się. - I jeszcze raz przepraszam. To się więcej nie powtórzy. 

  - Ale pójdziesz ze mną jeszcze na plac zabaw? - pyta błagalnie Amelie.

  - Nie - odpowiada stanowczo jej matka. - Nie będziesz więcej rozmawiała z tą panią!

  - Ale ona jest bardzo miła....

Delilah ma ochotę zapaść się pod ziemię. Tak bardzo jej wstyd... Nie powinna zaczepiać obcych dzieci, zagadywać ich, a już pod żadnym pozorem zabierać gdzieś ze sobą. Ale to jeszcze nie wszystko, w tym całym zamieszaniu dodatkowo pojawia się on...

  - Co tu się dzieje? - pyta Daesung, lecz wszyscy milczą, nikt już nie zamierza nic powiedzieć. 

Bez namysłu wyprowadza on więc swoją żonę z restauracji, w milczeniu wsiadają do windy i zamykają się w apartamencie, w którym na co dzień mieszkają. Dee odwraca się tyłem, nie chce widzieć żądającego jakiegokolwiek wyjaśnienia wzroku męża.

  - O nic nie pytaj - prosi.

  - O nie, będę pytał. I dowiem się. Co się stało w restauracji?

Delilah nie umie dusić już w sobie emocji, siada na łóżku, ukrywa twarz w dłoniach i zalewa się łzami. Następnie opowiada Daesungowi o wszystkim, o tym jak zobaczyła to słodkie dziecko, jak postanowiła pokazać dziewczynce plac zabaw i jak zareagowali na to jej rodzice. Chce, by ktoś ją zrozumiał. A kto zrobi to lepiej niż on, jej własny mąż? Daesung czuje przecież to samo... powinien czuć to samo. Dee marzy o tym, by wziął ją w ramiona, pocieszył, przyznał, że na jej miejscu zachowałby się identycznie. Ale żadna z tych rzeczy się nie zdarza.

  - Dee, nie możesz tak robić! - krzyczy Daesung z przerażeniem.

  - Wiem, do cholery, że nie mogę! Ale to zrobiłam! I co?! - reaguje atakiem na atak, tak jest jej wygodnie.

  - To, że sami nie możemy mieć dzieci, nie znaczy, że masz prawo zajmować się każdym innym przypadkowo napotkanym. Nie będę tego tolerował. Dee, prowadzimy hotel, musimy być odpowiedzialni, słyszysz: odpowiedzialni - oznajmia Daesung spokojnie, mimo że ją szarpią nerwy.

Może to ten spokój sprawia, że jej serce krwawi tylko mocniej i mocniej. Nie pada już żadna odpowiedź. Dee po prostu wychodzi z ich wspólnego apartamentu, zatrzaskując za sobą drzwi.

***

    Hayi ma już wychodzić z pokoju hotelowego, by dotrzeć na czas do studia i kontynuować nagrywanie płyty z Willem, kiedy słyszy sygnał połączenia na kakao talk. Specjalnie wstała wcześnie, żeby pomimo różnicy czasu móc porozmawiać z rodzicami, a później z Jiyongiem i z dziećmi, którzy rozsiedli się wspólnie na kanapie przed telewizorem i zapewniali ją, że w domu wszystko w porządku. No, może poza Yongim, który skarżył się, że bez mamy nic nie jest tak, jak być powinno, i znowu  popłakał się z tęsknoty. Hayi czuła, że zaraz pęknie jej serce. Sarang przytuliła brata i zaczęła go uspokajać, a Jiyong, żeby pocieszyć synka, zgodził się wreszcie kupić mu wymarzoną zabawkę - zdalny samochód  z mnóstwem nowoczesnych funkcji. Aż wreszcie wszyscy z powrotem w dobrych humorach życzyli jej miłego dnia, natomiast ona im dobrej nocy.  Hayi wie, że skoro porozmawiała już z najbliższymi, w tej chwili może dzwonić tylko jej (niestety też bardzo bliska) kuzynka. Chociaż powinna zaraz wyjść, postanawia, że mimo wszystko odbierze.

  - Cześć, unni. Co słychać?

  - Nie śpisz już?

  - Chyba jeszcze... To u was jest północ, u mnie już rano i zaraz wychodzę do studia.

  - Eh, cały czas zapominam o tej różnicy czasu.

  - A ja wręcz przeciwnie, wciąż jestem śpiąca, kiedy powinnam wstawać, i przepełniona energią, kiedy powinnam iść spać. 

  - Przyzwyczaisz się.

Taka już jest Jyuni. Rzadko przejmuje się sprawami innych, za to nieustannie obarcza ich własnymi problemami. Hayi wie, że dziś również nie dzwoni po to, by zapytać, jak idzie jej praca w studiu. Na pewno znowu musi się wygadać, wyżalić i ponarzekać na swój los.

  - No to co się stało? - pyta wreszcie kuzynkę.

  - Hayi, moje życie to jeden wielki bałagan...

  - O tym akurat wiem. 

  - OK, więc powiem ci coś, czego jeszcze nie wiesz: Poznałam kogoś,  mężczyznę, zakochałam się, zadłużyłam się w nim po uszy! 

Jyuni niestety nie może zobaczyć w tym momencie twarzy swojej młodszej kuzynki. A szkoda, bo zauważyłby naprawdę zabawną minę. Hayi jest w szoku i przez pewien czas milczy, przyjmując do świadomości to, co usłyszała. Jyuni od swojego rozwodu nie stroniła od romansów, lecz nigdy, przenigdy w żadnym z tych mężczyzn się nie zakochała.

  - Och, to chyba dobra wiadomość.

  - Owszem. Zła jest natomiast taka, że ten... mężczyzna ma żonę. 

  - I chcesz, żeby ją dla ciebie zostawił?

To mnie zostawił dla niej, myśli Jyuni, lecz nie może przyznać się na głos. Wtedy Hayi zorientowałaby się, o kogo chodzi. A pod żadnym pozorem nie może się dowiedzieć. 

  - Pewnie, że bym chciała, niestety to niemożliwe. On ją kocha, ze mną tylko uprawia seks. 

  - I nie przeszkadza ci to? - Hayi nie rozumie, jak można pozwolić na taką bliskość komuś, kto nie darzy cię uczuciem. I odwrotnie, jak tego kogoś można w tej sytuacji jakimś uczuciem obdarzyć.

  - To lepsze niż nic...

  - Powiedz mi o nim coś więcej.

  - To... ktoś z mojej przeszłości. 

  - Kto? Znam go? Jak ma na imię? - Jyuni miała w młodości wielu chłopaków, często ich zmieniała i Hayi wie, że nie wszystkich zdążyła poznać czy zapamiętać. Ale odpowiedź, która pada, zupełnie jej nie zadowala.

  - Nieważne.

  - Co ty, unni, nie opowiesz mi o nim?

  - To ktoś... po prostu wyjątkowy.

  - O Seunghyunie też tak mawiałaś i zobacz, jak to się skończyło...

Hm, tak się skończyło, że po latach, które minęły od ich rozwodu, nadal mówi o nim to samo...

  - Co mam zrobić? Bez przerwy o nim myślę... mam na jego punkcie obsesję. 

Hayi zastanawia się, jakich rad udzielić kuzynce, kiedy niespodziewanie drzwi jej pokoju się otwierają i  dla odmiany wpada do środka kuzynka Jiyonga. Dee jest zapłakana, w dodatku cała się trzęsie.

  - Nie zniosę już tego! - powtarza, po czym rzuca się na łóżko, twarzą do poduszki, i ponownie zalewa się łzami. 

Hayi natychmiast kończy rozmowę z Jyuni i obiecuje, że później jeszcze jej oddzwoni. Następnie, głaszcząc Delilah po włosach, usiłuje dowiedzieć się, co się stało. 

  - Pokłóciłaś się z Daesungiem?

  - Uprowadziłam dziecko. To znaczy... ja tylko chciałam pokazać jej plac zabaw. Ale jej rodzice zachowali się, jakbym naprawdę ją porwała... A potem przyszedł Daesung i... potraktował mnie jak jakaś wariatkę!

  - Co? Nie rozumiem. Uprowadziłaś dziecko? Czyje? Czemu? Dee, opowiedz mi wszystko od początku. 

Delilah podnosi na chwilę zaczerwienioną od płaczu twarz i pyta przepełnionym rozpaczą głosem:

  - Naprawdę tak trudno zrozumieć, że przez chwilę, chociaż przez krótką chwilę, chciałam poczuć się jak matka?

  - Zaczekaj, wykonam jeden telefon i porozmawiamy.

Hayi z westchnieniem zamyka się w łazience i dzwoni do Willa.

  - Hej, spóźnię się dziś do studia. Dzięki, nie, nic mi nie jest, muszę tu tylko zorganizować kryzysową grupę wsparcia dla mojej kuzynki i dla kuzynki mojego męża. 

Will jest wyrozumiały i informuje, że postara się przełożyć dzisiejsze sesje na jutro. Hayi jeszcze raz wyraża swoją wdzięczność. A potem wraca do pocieszania obu kuzynek, myśląc, że jeśli w dalszym ciągu tak będzie wyglądało jej nagrywanie płyty, na pewno nie upora się z tym w trzy miesiące. 

zdjęcie pochodzi z LINK

 PS myślę, że mina Hayi na tym zdjęciu mówi wszystko w temacie tego rozdziału xD

 

OD AUTORKI:
Kooochani, mam dużo fajnych pomysłów na to opo:D 

Tak bym chciała zdradzić wam, jakich, lecz niestety nie mogę... akcja musi się rozwijać swoim tempem:)))

Wolicie rozdziały, w których akcja rozgrywa się w Seulu czy te w Ameryce też są ok?

Jeśli czytasz, skomentuj, proszę, dodaj mi wsparcia i motywacji<3