22/02/2023

blue lagoon (rozdział 98)

    Rose bardzo stara się wypaść na każdym występie jak najlepiej, odkąd Jung Taekwoon, szef Desire, dzięki usilnym naleganiom Jiyonga postanowił dać jej drugą szansę. Nie może jej zmarnować, więc ćwiczy sumiennie podczas prób, stara się jeść regularne posiłki i słucha wydawanych jej poleceń. Nie obawia się już, że Sarang ją wyda. Nie zrobiła tego, odkąd odkryła jej tożsamość, bo miała zbyt wiele do stracenia. Nie zrobi tego też w przyszłości, bo taki zawarły układ. Korzystny dla obu stron, jak uważa Rose. Jiyong wreszcie zaczął traktować ją nie tylko jak artystkę, którą szkoli i przygotowuje do występów. Polubił ją. I już nie tylko rozmawia z nią jak z równą sobie, lecz dodatkowo zrodziła się między nimi jakby nić przyjaźni. Dzięki temu Rose wie coraz więcej o jego życiu i notuje nowe porcje informacji w swoim sekretnym zeszyciku, kiedy nikt nie widzi. A więc jego żona nagrywa płytę w Stanach, jest od niego kilka lat młodsza i też zaczęła karierę w Desire, który nazywał się wówczas Blue Lagoon i... tak, należał do Jiyonga. Jiyong zniszczył swój biznes, zmagając się z uzależnieniem od narkotyków, z którym ostatecznie wygrał. Od lat jest czysty. Lubi palić Lucky Strike'i, spotykać sie ze swoim kumplem Seunghyunem i jeść słodycze. Rose specjalnie przynosi mu czasami upieczone przez siebie ciastka i muffinki. To że sama zazwyczaj ich nie je, nie znaczy, że nie może ich przygotować dla kogoś. Gdy dziś Jiyong zachwyca się jej talentem kulinarnym, odpowiada:

  - Spytaj anorektyczkę o przepisy na ciastka, a poda ci najlepsze. Serio, nie żartuję. Śmiało, częstuj się jeszcze.

  - A jak przygotowania do sobotniego występu? Śpiewanie po japońsku nie sprawia ci problemu? - pyta Jiyong z pełnymi ustami. 

Od kiedy Rose powiedziała mu, że jest fanką city-popu z Japonii, pomyślał, że powinni włączyć do jej repertuaru kilka takich kawałków. Bez wątpienia czułaby się w nich swobodnie i powaliłaby na kolana publiczność. Ta propozycja przypadła jej do gustu. Niedługo później zaczęła się więc przygotowywać i podczas zbliżającego się występu miała zaprezentować pierwszy tego typu utwór. 

  - Śpiewanie po japońsku jest dla mnie intuicyjne, znam ten język bardzo dobrze. Sam usłyszysz jutro. 

  - Hm... no niestety nie usłyszę, nie będzie mnie na twoim występie.

  - Jak to? - Rose wie, że reaguje zbyt emocjonalnie. Oczywiście, to dla niej tak przykre, że mogłaby dodatkowo zalać się łzami, lecz nie chce tego robić, by po raz kolejny nie wyjść na niezrównoważoną histeryczkę. 

  - Jestem zaproszony na imprezę urodzinową żony mojego kumpla. 

  -  No cóż...

  - Ale Taekwoon opowie mi potem, jak ci poszło. A ja wierzę, że pójdzie ci rewelacyjnie, jak zwykle - zapewnia Jiyong z uśmiechem.

Ten uśmiech nie jest niestety dla Rose pocieszeniem. 

Jak na zamówienie pojawia się Taekwoon i wita się z nimi dość oficjalnym tonem. Rose go nie znosi, lecz mimo wszystko stara się żyć z nim w zgodzie. On sprawia wrażenie, jakby dobrze znał jej intencje i gdy tylko może, psuje jej plany. Na siłę stara się ją odsuwać od Jiyonga, kiedy jej serce cały czas bije do niego mocniej i mocniej, a wspólne próby przestają jej wystarczać. 

  - Może babeczkę? - proponuje.

Taekwoon częstuje się jej wypiekiem i oznajmia po chwili:

  - Niezle.

  - Dzięki. 

  - Ale mam nadzieję, że ich nie zatrułaś - dodaje niby w żartach, a niby nie.

  - No wie szef??? - odpowiada z udawanym oburzeniem, a w rzeczywistości to wtedy w jej głowie pojawia się pewien pomysł.

***

    Aemi jest smutna i nic nie może jej rozweselić. To sprawia, że Jyuni wręcz boli serce, bo przecież choć nigdy specjalnie nie chciała być matką, kocha swoją córkę. Wreszcie siada obok niej na kanapie i oznajmia:

  - Aemi, co cię dręczy?

I Aemi wszystko jej opowiada. Rany! Jyuni nie sądziła, że to może być tak proste. Czemu wcześniej po prostu nie zapytała? Czemu nie dała jej szansy się wygadać? No tak, zła żona, zła matka...

  - Bo wiesz... Bo wiesz, mamo... - Aemi spuszcza wzrok i niespodziewanie zalewa się łzami. - Bo podoba mi się Yongi!

Jyuni jest w kompletnym szoku. 

  - Ale on jest twoim kuzynem - odpowiada.

  - Z tym się już pogodziłam. Z tym, że nigdy nie będzie mógł być moim mężem też. Ale mamo, on powiedział w mojej obecności, że wszystkie dziewczyny oprócz jego siostry Sarang są głupie i brzydkie!

W tym momencie Jyuni musi z kolei hamować rozbawienie. Oj, jak bardzo chciałaby mieć tylko tego typu problemy... Ale musi zachować powagę.

  - To dlatego popsułaś mu jego ulubioną zabawkę?

  - Tak.

  - To dlatego nie chcesz, żebym odwiozła cię dziś do domu na urodziny Miny?

  - Tak. Nie chcę spotkać Yongiego. A wujek Jiyong mówił, że go ze sobą zabierze.

  - Ale Minie będzie przykro, jeśli sie nie zjawisz... Poza tym, nie musisz bawić się z Yongim. Chyba mają tam być też inne dzieci?

  - Nooo.

Jyuni długo zastanawia się, co powinna zrobić. Pocieszyć córkę? Przytulić ją? Aemi wybawia ją z opresji, bo sama, nadal pociągając nosem wtula się w nią. Jyuni przez chwilę tylko kołysze córkę w ramionach.

  - Yongi nie wie, co mówi, a ty nie jesteś ani głupia, ani brzydka, bo to by znaczyło, że nie możesz być do mnie podobna, a przecież nikt nie powie, że nie jesteśmy jak dwie krople wody - odpowiada jej wreszcie.

  - Dzięki, mamo.

  - To co, jedziemy do Miny?

  - No dooobra. 

***

    Jyuni zauważa, że przyjęcie urodzinowe Miny przeniosło się do ogrodu. Tam bawią się zarówno dorośli, jak i dzieci. Przez chwilę obserwuje ich z daleka, szukając wśród wielu twarzy tej jedynej... Gdzie podział się Seunghyun? Może szykuje drinki w domu? A może pilnuje grilla? Jyuni tak bardzo chcę go zobaczyć, że decyduje się wejść do domu z Aemi pod pretekstem, by życzyć Minie wszystkiego najlepszego. W tym tygodniu ani razu nie udało jej się spotkać z Seunghyunem. Tęskni za nim... bardzo... Wystarczy, że chociaż go zobaczy. Z tą myślą przestępuje przez bramę i rusza wgłąb ogrodu. Mina, która rozmawia akurat z kilkoma koleżankami, natychmiast ją zauważa. Uśmiechnięta prosi ją, by została na przyjęciu. Jyuni nie ma zamiaru, wie, że te wszystkie wystrojone kobiety są pewnie tak samo sztywne i nudne jak Mina. Pewne nie miałaby o czym z nimi rozmawiać. Podobnie z ich mężami, choć może wśród nich znalazłby ktoś, kto by ją zainteresował... Ale od niedawna całą swoją uwagę znowu skupia tylko na Seunghyunie. Gdzie on, do cholery, jest?!

  - Nie, ja tylko przyszłam życzyć ci sto lat...

  - No co ty! Nie puszczę cię do domu, póki nie skosztujesz tortu...

  - W zasadzie odchudzam się...

  - Zostań. Nie będziesz żałowała. - Niespodziewanie obok pojawił się Seunghyun i oznajmił to takim zmysłowym, seksownym i jednocześnie poważnym głosem. To motywuje ją, by zostać. Gdy nikt nie patrzy, wymykają się na moment i dają upust swojemu wzajemnemu pożądaniu. Później Mina wymyśla grę w butelkę. Jyuni ma obawy. Tak naprawdę planowała już wracać do domu, choć jest jeszcze wcześnie. Dzieci biegają po ogrodzie. Aemi dołączył do nich, choć jest w ich gronie Yongi. Jyuni czuje się niepewnie. Jiyong, obecny na przyjęciu, cały czas podejrzliwie się jej przygląda. Również podczas gry. Mina nieustannie ją wylosowuje. Jyuni nie chce słyszeć od niej żadnych pytań, więc decyduje się na wybór wyzwania. Mina nakazuje jej iść do sąsiadów i udawać, że sprzedaje dywany. Wszyscy pokładają się ze śmiechu. A zwłaszcza Jiyong. Jyuni czuje się tym upokorzona, lecz stara się nie dać tego po sobie poznać. Na szczęście potem to inne osoby ją losują. Aż wreszcie znowu przypada to Minie. Czy ona robi to specjalnie? Czy stara się mnie wylosować, by mnie wkurzyć? Jyuni ma mętlik w głowie. Dla odmiany woli postawić na wybór pytania. A wówczas na twarzy Miny pojawia się wyraz satysfakcji. Seunghyun zamiera. Jiyong czuje, że dzieje się coś dziwnego. Wszyscy czekają z napięciem. Coś sie zaraz wydarzy. Coś złego. Jyuni wie, że powinna dawno się stąd wyrwać. Czemu tego nie zrobiła? Czemu, czemu, czemu? Głupia idiotka. Pewnie tak samo czuje się skazany, który oczekuje na widok sądu, a jego rozprawa jest publiczna. Wszyscy na niego patrzą i analizują jego reakcje. Mina również patrzy jej prosto w oczy, kiedy pyta:

  - Od jak dawna sypiasz z moim mężem?

 

Jyuni:

zdjęcie pochodzi z LINK


15/02/2023

blue lagoon (rozdział 97)

    Sarang zauważa Hyenę na peronie, zachodzi ją od tyłu i zasłania jej oczy. Ta, początkowo przestraszona, zaraz potem słyszy znajomy śmiech i wydobywa z siebie pełne ulgi westchnienie. Sarang nie musi więc wołać "zgadnij kto to!", bo dobrze wie, że przyjaciółka ją rozpoznała. Zamiast tego opuszcza dłonie i po prostu się wita. 

  - A więc przyszłaś - podsumowuje Hyena, przyglądając się roześmianej Sarang w szerokich, materiałowych czarnych spodniach, wygodnej bluzie przez głowę i z plecakiem. 

  - Oczywiście, że przyszłam, choć wolę nie wspominać, jak musiałam się nakombinować, żeby wyrwać się z domu na cały weekend.

  - Było aż tak ciężko?

  - Hm, szczerze mówiąc nie, wystarczyło powiedzieć Jiyongowi, że będę nocowała u dziadków.

  - Myślisz, że tego nie sprawdzi?

  - Jeśli zadzwoni do babci Jaein i dziadka Wonwoo, a mnie tam nie zastanie, pewnie założy, że nocuję u rodziców Hayi, bo nie powiedziałam mu, u których dziadków.

  - Sprytnie.

Wymieniają  porozumiewawczy uśmiech. Pociąg wtacza się  na stację. Wsiadają i niedługo potem ruszają do Busan. Po drodze grają w różne gry i zabawy, chichoczą przy tym głośno i zwracają uwagę innych podróżnych. Sarang po raz pierwszy życiu jedzie gdzieś sama - bez adopcyjnych rodziców i bez swojej klasy oraz nauczyciela. Przy Hyenie czuje się jak dorosła, a co najważniejsze, czuje się sobą i tylko sobą. Ten ogrom zaufania i sympatii, którym obdarzyła ją starsza przyjaciółka, trochę ją przytłacza, bo dotąd nigdy nie sądziła, że można ją po prostu polubić, a już na pewno nie, że tak bardzo. Przy Hyenie Sarang nie musi się martwić, czy spełni jej oczekiwania, bo ta żadnych względem niej nie ma. Akceptuje ją taką, jaką jest, trochę wycofaną, cichą i w pełni skupioną na pomaganiu innym.

  - A jak z Eunji? Czy może powinnam zapytać: z Rose? Nie robiła już żadnych dziwnych akcji? - dopytuje z zainteresowaniem Hyena.

  - Nie. Od czasu rozmowy w szkole, podczas której ustaliliśmy, że zachowamy w sekrecie swoje wzajemne tajemnice, po prostu się unikamy. 

  - To dobrze.

  - Oby tylko nie próbowała rozbijać mojej rodziny, bo nie ręczę za siebie - wygraża nieobecnej tu z nimi dziewczynie Sarang.

Hyena widzi determinację w oczach przyjaciółki.

  - Nie śmiem wątpić - odpowiada. 

Wysiadają na stacji Busan. Choć rano było rześko, koło południa nastał nieznośny upadł. Obie marzą więc, by znaleźć się w hostelu i ubrać coś cieńszego. To Hyena rezerwowała pokój. Sarang nie wie więc, czego się spodziewać, lecz to, co zastają na miejscu, podoba jej się. Gdy tylko znajdują się w małym i dusznym, lecz przytulnym pomieszczeniu z łazienką, szeroko uchyla okno i naprawa akurat się morską bryzą.

  - Jak to możliwe? - pyta kilka razy, wystawiając twarz ku promieniom słońca. - Jestem tu. Z tobą.

  - Jesteś tu, bo tego chciałaś. 

Nie wstydzą się wzajemnie swojej nagości, gdy zrzucają z siebie ubrania z drogi i wkładają cienkie koszulki oraz szorty. W milczeniu z zaciekawieniem przyglądają się sobie nawzajem, lecz nie ma w tym niczego zmysłowego. Dla kogoś postronnego naprawdę mogłyby wydawać się w ten chwili  zwykłymi koleżankami. 

Hyena prowadzi je z nawigacją w telefonie na plażę. Tam zrzucają buty i ruszają pędem w stronę morza. Woda zalewa im stopy, a one gdy tylko tak się dzieje, uciekają z piskiem, by zaraz znowu zanurzyć nogi w falach. Wreszcie kupują mnóstwo przekąsek i urządzają sobie piknik na plaży, przyglądając się innym wypoczywającym na wybrzeżu. To leniwe spokojne popołudnie powinno nie mieć końca, myśli Sarang. Ale Hyena zaplanowała już na wieczór inne atrakcje, nie mogą więc siedzieć tu w nieskończoność. 

  - Idziemy do klubu - informuje ją niespodziewanie. 

  - Ale przecież nigdzie mnie nie wpuszczą... jestem niepełnoletnia - odpowiada zmartwiona Sarang.

  - Nie przejmuj się, trochę cię ucharakteryzuje i każdy uwierzy, że masz dziewiętnaście lat.

Sarang w tym momencie naprawdę chciałaby tyle mieć... nie musieć tłumaczyć się nikomu, gdzie jest i z kim jest, być zupełnie niezależna... Zgadza się w ciemno na propozycję przyjaciółki. W hostelu odkrywa, co oznacza owa charakteryzacja. Hyena robi jej dorosły makijaż, przez co rzeczywiście zaczyna wyglądać na o kilka lat starszą. O dziwo, dobrze się w nim czuje i podoba się sobie. Nie przypomina już wiecznie przestraszonej dziewczynki, przemienia się w  świadomą swojej wartości i zmysłowości kobietę. Hyena w swoim przypadku decyduje się na delikatniejszy makijaż. Dzięki temu mogą uchodzić za równolatki. Do obcisłych jeansów i seksownych krótkich topów zakładają mnóstwo rockowej biżuterii. To Hyena przywiozła te wszystkie chokery, obroże ze sztucznej skóry, z których wystają ćwieki, i łańcuchy do spodni. Na koniec obie dziewczyny pozują i robią sobie zdjęcie w lustrze w drzwiach szafy. Stopniowo zapada zmrok, gdy ruszają na podbój klubu, rozemocjonowane i poszukujące niezapomnianych przygód. Wybierają lokal na plaży, który zamiast ścian ma tylko przezroczystą folię, mogą więc cały czas spoglądać na morze. Hyena zamawia im po jednym piwie. 

  - O nie, ja nie chcę, dzięki - początkowo wzbrania się Sarang.

  - Tylko jedno, osobiście dopilnuję, żebyś nie sięgała po więcej - namawia ją Hyena. Nie zamierza upijać przyjaciółki. Nie lubi sama być przez innych zmuszana do picia alkoholu. W tym momencie chce jedynie, by Sarang chociaż raz zupełnie się rozluźniła. To działa. Z każdym łykiem jej młodsza przyjaciółka sprawia wrażenie coraz swobodniejszej, pogodniejszej i weselszej. W jej oczach lśni niezwykły blask. Czy to jest prawdziwa prawdziwa Sarang? Spragniona życia? Spontaniczna?

  - Chodźmy zaszaleć na parkiecie! - woła, pociągając za sobą Hyenę.

Przez chwilę ruszają się dziko do rockowych rytmów. Obie są roześmiane i pełne energii. To zwraca uwagę kilku chłopaków. Jeden z nich podchodzi do Sarang, która sprawia wrażenie delikatniejszej i łagodniejszej od przyjaciółki z powodu długich włosów w naturalnym kolorze i braku kolczyków w twarzy. On nie prosi jej do tańca, po prostu kołysze się do rytmu tuż przy niej. Sarang początkowo nie ma nic przeciwko, lecz obecność chłopaka, który na siłę usiłuje rozdzielić ją z przyjaciółką, w końcu zaczyna być nachalna. To wtedy Hyena wkracza do akcji. Pewnym siebie gestem odsuwa chłopaka od Sarang. A potem ujmuje w dłonie jej policzki, przygląda jej się, po czym dotyka jej ust swoimi. Sarang jest tym kompletnie oszołomiona. Może z powodu wypitego alkoholu... Może z powodu tego nachalnego chłopaka... Może z powodu pragnienia, które zrodziło się w jej sercu, zaczyna odwzajemniać pocałunki. W jednej chwili przytula się do Hyeny. Przy niej czuje się kochana, bezpieczna i wolna... tak cudownie wolna. Kiedy wreszcie odsuwają się od siebie, zarumienione, lecz ani trochę nie speszone, i wymieniają się uśmiechem, zauważają, że inni na nie patrzą. Miają to gdzieś. Długo szaleją na parkiecie. Już nikt nie odważa się do nich podejść. Gdy robi się im gorąco, wychodzą na plażę i oddalają się kawałek, by uniknąć tłumów. Obie zrzucają buty i wskują w ubraniach do morza. Chlapią się wzajemnie wodą, wygłupiają się w falach, aż wreszcie wyczerpane kładą się obok siebie na piasku. Trzymają się na ręce i wpatrują się w pełne gwiazd niebo. 

  - Wiesz, nigdy nie zapomnę tej chwili - mówi rozmarzona Sarang.

  - Oczywiście, że nie, bo cały czas będę ci ją przypominała. Albo co roku będziemy tak spędzać moje urodziny. I wymyślimy też jakiś rytuał na twoje.

  - Myślisz, że... że to się uda?

Hyena rozumie, co młodsza przyjaciółka ma na myśli. Czy rzeczywiście spotkają się za rok, by znowu obchodzić wspólnie jej urodziny? A za dwa lata, za pięć, za dziesięć? Czy nadal pozostaną w sobie zakochane? Czy inni to zaakceptują?

  - Pewnie, jeśli tylko będziemy tego chcieć - odpowiada.

  - Czasami się zastanawiam, jak na to wszystko zareagowałaby moja mama.

  - Biologiczna mama?

  - Tak. Sumin. Cha Sumin - Sarang wymawia nazwisko i imię swojej nieżyjącej matki z prawdziwym nabożeństwem. 

  - Gdyby widziała, że jesteś szczęśliwa, ona też by była. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Naprawdę - zapewnia ją Hyena.

W oddali słychać zabawę, a one milczą. Ale ta melancholijna chwila nie trwa długo. Już dawnopo północy, więc obie stwierdzają wreszcie, że pora wracać do hostelu. W nocy nie kursują środki komunikacji miejskiej, a na taksówkę żal im pieniędzy. Choć mają do pokonania kilka kilometrów, ruszają mimo wszystko pieszo. Sarang przez cały czas się śmieje, jakby naprawdę była pijana, i opowiada głupoty, aż przechodnie patrzą na nią z zaciekawieniem. Hyena nie próbuje jej stopować, śmieje się z nią, mimo że czasami sama nie wie czego. Wręcz padają ze zmęczenia, gdy po przymusowym spacerze docierają nareszcie do hotelu. Obie po kolei szybko się kąpią i kładą się przytulone na łóżku. Śpią w tej pozycji do rana, kiedy niepocieszone, że poprzedni dzień minął jak za pstryknięciem palcami, opuszczają pokój. W drodze powrotnej do Seulu są ciche i przygnębione. Tak już jest z chwilami największego szaleństwa - po nich następuje reakcja zupełnie odwrotna. To jak kac, który pojawia się po spożyciu nadmiernej ilości alkoholu, tylko, że to opanowuje i ciało, i duszę. 

 

zdjęcie pochodzi z LINK

 

OD AUTORKI:

Nie wierzę, że dodaję rozdział w terminie, biorąc pod uwagę, jak bardzo byłam ostatnio zajęta:D

W kolejnym będzie za to... niespodziewany zwrot akcji...

 

08/02/2023

blue lagoon (rozdział 96)

    Jaein nie słucha, kiedy Wonwoo proponuje jej, by wybrali się gdzieś wspólnie na wakacje. Całą swoją uwagę koncentruje na tym, by nie upaść podczas opróżniania zmywarki. Czuje, jak pokrywa ją zimny pot. W uszach zaczyna jej szumieć. A jeśli do tego pojawią się dodatkowo ciemne plamy przed oczami, będzie źle, będzie naprawdę źle... 

  - To może Tajlandia, co? - proponuje jej mąż.

  - Yhm, ok.

  - Albo... Australia?

Wonwoo wielokrotnie próbował wyciągnąć żonę w dalszą podróż, lecz ona zwykle powtarzała, że skoro spędziła tyle lat z dala od Korei, dziś chce po prostu cieszyć się przebywaniem tutaj, w swoim ojczystym kraju. Jaein ku jego zdziwieniu w tym momencie tylko podnosi na niego obojętny wzrok i odpowiada:

  - Pomyślimy. 

  - Naprawdę?

  - Co?

  - Pomyślisz nad wakacjami Australii?

Jaein siada na krześle, chociaż zmywarka jest jedynie w połowie opróżniona. Później dokończy. Gdy tylko poczuje się odrobinę lepiej. Ale jaka Australia? O nie, na pewno tam nie pojedzie!

  - Oszalałeś? - pyta.

  - Dopiero co powiedziałaś, że się nad tym zastanowisz.

  - Nie, to za daleka podróż. Jeśli gdzieś mamy się wybrać, to w Korei. Jedyne, nad czym mogę się zastanowić, to, czy zabierzemy się sobą Sarang i Yongiego.

Wonwoo wygląda na niepocieszonego.

  - W ogóle mnie nie słuchasz.

  - Bo jestem zajęta! - napada na niego, tylko po to, żeby nie odkrył jej złego samopoczucia... - W dodatku ty nic nie robisz! Proszę, opróżnij do końca zmywarkę.

Po tych słowach zamyka się w łazience. Cóż, jej mąż musi być w szoku. Odkąd tylko zeszli się ponownie kilka lat temu, nigdy nie rozmawiali ze sobą podniesionymi głosami, nie atakowali się wzajemnie zarzutami, rozmawiali spokojnie... Wonwoo mimo wszystko zabiera się do wyciągania umytych naczyń. Jaein  słyszy w łazience brzdąkające talerze. Czuje ulgę, że udało jej się chociaż na moment umknąć przed jego troskliwym i wnikliwym okiem. Z westchnieniem opłukuje twarz chłodną wodą. Zwykle to pomaga, lecz niestety nie dziś. W głowie jej się kręci, jakby ledwie co opuściła karuzelę. I wtedy się pojawiają... przeklęte mroczki, ciemne plamy przed oczami zalewają wszystko. Jaein traci równowagę. Może gdyby delikatnie osunęła się na podłogę... Ale nie, oczywiście ona upada z hukiem, zrzucając przy tym do wanny poustawiane na jej brzegu kosmetyki, za który usiłuje się jeszcze złapać. W łazience natychmiast pojawia się Wonwoo. Taki hałas musiał go zaalarmować.

  - Yobo, wszystko w porządku?! - pyta z przerażeniem. 

  - Taaak, ja...ja... po prostu się poślizgnęłam.

Na szczęście Jaein w pełni odzyskuje świadomość. Z westchnieniem usiłuje się podnieść. Wonwoo spieszy jej z pomocą. 

  - Na pewno?

  - Tak. - Jaein mimo wszystko woli posiedzieć chwilę na brzegu wanny, obawiając się, by te okropne objawy nie powróciły... - Ale bałaganu narobiłam. 

  - To nic, posprzątamy.

  - Nie, ja posprząta. Za chwilę, bo wcześniej poszukamy jakichś wycieczek do Australii.

- Naprawdę???

Wonwoo nie wierzy w to, co słyszy, i zaczyna bez opamiętania obcałowywać żonę po twarzy. Jaein wygląda na trochę tym przytłoczoną.

  - Tak - odpowiada. - Kto wie, ile życia nam pozostało.

***

    Delilah czuje się bardzo osamotniona, od kiedy przeprowadziła się do innego apartamentu. Wcześniej cierpiała, że nie może mieć dzieci, a dziś cierpi, że traci również Daesunga... Aby za dużo nie skupiać się na swoich życiowych porażkach, postanawia zająć się przede wszystkim pracą. Z tego powodu przygotowała serię spotkań dla personelu, by hotel funkcjonował jeszcze lepiej. Pierwsze z nich odbywa się dziś po południu. Delilah szykuje się na nie, kiedy zauważa nieodczytaną wiadomość od ojca Jiyonga. "Obawiam się, że z twoją mamą dzieje się coś niedobrego. Czy możesz z nią porozmawiać? Od pewnego czasu jest jakaś... nieobecna, potyka się wciąż, przewraca... A dziś zgodziła się spędzić ze mną wakacje w Australii. Dziękuję za pomoc". Delilah wzdycha. Chociaż nigdy nie była szczególnie zżyta z matką, to ma wrażenie, że w tym momencie coś boleśnie ściska ją za serce. A jeśli Jaein jest chora i ukrywa to przed wszystkimi? Absolutnie powinna z nią porozmawiać. Bez wahania odpisuje Wonwoo, że zaraz zadzwoni do swojej matki. I już zamierza to zrobić, kiedy przypomina sobie o różnicy czasu. No tak. To, że ostatnio ledwie sama odróżnia dzień od nocy, bo cały czas skupia się na pracy, nie znaczy, że wszyscy żyją podobnie. Zadzwoni do niej wieczorem. Z tą myślą idzie w miejsce umówionego spotkania i przekazuje najważniejsze nowe wytyczne personelowi. Oczywiście jest tam też Daesung - jako drugiego właściciela tego przybytku, nie mogła go nie zaprosić. A gdyby mogła, i tak by zaprosiła. W głębi duszy ma nadzieję, że on odpuści. Że pierwszy wykona jakiś gest w jej kierunku. Że poprosi, by wróciła do ich małżeńskiego apartamentu. Że powie jej oklepane "wszystko będzie dobrze" i nigdy więcej już się tak nie pokłócą! Daesung niestety milczy, jak i zgromadzony personel. Wszyscy są zdziwieni oficjalną postawą Delilah. Dziś w niczym nie przypomina ich wymagającej, lecz i pełnej luzu szefowej. Gdy opuszcza salę konferencyjną powstrzymuje łzy tylko do drzwi windy, do której pospiesznie wsiada sama. I w niej wreszcie pozwala sobie na rozładowanie emocji. 

***

    Hayi wraca ze studia, kiedy zauważa, że podczas sesji nagraniowej dzwonił do niej Jiyong. Nie bacząc na różnicę czasu, po prostu oddawania.

  - Hej, dopiero wyszłam ze studia i mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Nie będziesz spać za godzinę czy dwie? To wtedy zadzwonię. 

  - Nie będę... Ale... Hm, skoro wyszłaś już że studia, co możesz mieć do załatwienia? - pyta Jiyong lekko podejrzliwym głosem.

  - Nic szczególnego...

  - Skoro tak, to pogadamy chwilę i potem TO załatwisz.

  - W tym momencie naprawdę nie mogę...

  - Hayi.

  - Tak? - pyta zaniepokojona, bo jego głos zabrzmiał trochę złowrogo.

  - Powiedz mi, czym jesteś tak zajęta codziennie wieczorem. 

  - Różnymi sprawami... No wiesz, jest tu też Dee i Daesung... spotykam się z nimi, pomagam im...

  - Dobrze wiem, jesteś pokłócona z Dee i z nią nie gadasz.

No cóż, rozgryzł ją. 

  - Powiem ci, obiecuję, tylko nie dziś.

  - A kiedy?

  - Wkrótce.

  - Nie, Hayi, mam tego dość. Ja muszę wiedzieć. Czy ty masz romans?

To ją szokuje. Mógł ją podejrzewać o różne rzeczy: że wpadła w wir amerykańskiego życia, imprezuje spędza w studiu nagraniowym więcej czasu, niż chce przyznać, że zamiast z nim rozmawiać, woli chodzić po galeriach i robić zakupy, tylko nie to! 

  - Jaki romans? - pyta - Czy ty nie wiesz, że mnie nie interesuje nikt poza tobą?

  - No to czemu codziennie wieczorem jesteś taka zajęta?!

  - Bo robię kurs na prawo jazdy, idioto! - krzyczy po koreańsku, lecz mimo to przechodnie i tak odwracają się za nią. 

  - Co???

  - Nie przesłyszałeś się.

  - Ale przecież to się kupy nie trzyma: ty i prawo jazdy???

  - Tak wiem, że powtarzałam, że nigdy go nie zrobię, wiem, że kiedy raz próbowałam prowadzić auto, skończyło u mechanika, i wiem, że nigdy nie potrafiłam zapamiętać, co oznaczają znaki drogowe poza "STOP". Ale chciałam ci zrobić niespodziankę - kończąc to, Hayi ma łzy w oczach. 

Jiyong milczy, również jest w szoku. Choć romans w wykonaniu Hayi wydawał mu się absurdalny, to kurs na prawo jazdy nie okazał się mniejszym zaskoczeniem. Bez wątpienia powinien ją przeprosić za swoje podejrzenia. Ale jedyne, co może w tej chwili zrobić, to wybuchnąć śmiechem, co dodatkowo denerwuje jego żonę.

  - Wybacz, że cię podejrzewałem. Nie bądź zła, proszę. Wszystko przez Daesunga, to on zasugerował mi, że znikasz gdzieś regularnie i nikomu nie mówisz, gdzie idziesz.

Hayi przewraca oczami. 

  - A więc będę już wiedziała, komu podziękować, że zepsuł mi niespodziankę, choć prędzej obstawiałabym, że to Dee.

  - Cieszę się, że nie masz romansu. 

  - Głupek. 

  - A jak ci idzie ten kurs?

  - Pozwól, że akurat to zachowam dla siebie.

Rozmawiają, dopóki Hayi nie wsiada do samochodu, by zacząć lekcję jazdy z instruktorem. Gdy wraca wreszcie do hotelu, czuje się o wiele lepiej, niż ukrywając przed Jiyongiem swój mały sekret. Co prawda niespodzianka się nie udała, lecz ona nie musi już kłamać i kombinować. W dodatku aż jej niedobrze na myśl, że podejrzewał ją o romans. Gdyby o tym wiedziała, powiedziałaby mu prawdę o wiele wcześniej, myśli, czekając na windę. I w tym momencie słyszy dobiegające z jej wnętrza odgłosy, jakby ktoś demolował pomieszczenie od środka. Hayi już zamierza iść to zgłosić personelowi hotelu, kiedy drzwi się rozsuwają i wychodzi z nich nikt inny, jak właścicielka Blue Lagoon. Przez chwilę zapłakana spogląda na Hayi, a sprawia przy tym wrażenie osoby desperacko szukającej pomocy. I rzeczywiście przez krótki moment Dee szczerze rozważa, czy nie wypłakać się w ramię przyjaciółki, lecz szybko przypomina jej się, że przecież są pokłócone. Tak więc, kiedy i Hayi już zamierza wyciągnąć rękę na zgodę, ona odwróciła twarz w drugą stronę, mijając ją bez słowa. 

 

zdjęcie pochodzi z LINK

 

01/02/2023

blue lagoon (rozdział 95)

    Cholera. Cholera. Cholera!, myśli Sarang, krążąc po pokoju chwilę po tym, jak przywitała w korytarzu Jiyonga... i Eunji, która przedstawiła się jako Rose. Nie ma już wątpliwości. Wcześniej ten SMS... A potem... potem przekonała się osobiście. Ta nowa wokalistka, która występuje w Desire i której Jiyong poświęca tyle czasu, to nikt inny jak jej nowa koleżanka z klasy... 

Sarang czuje, że robi jej się gorąco, mimo że nie ma na sobie nic prócz cienkiej bawełnianej piżamy. Postanawia nasłuchiwać, co dzieje się za ścianą. Nie słyszy słów, jedynie odgłosy rozmowy. To dobrze. Póki rozmawiają, wszystko jest ok. Sarang nie podejrzewa, że Jiyong mógłby zdradzić Hayi, lecz... nie podejrzewała też przecież, że Eunji może okazać się Rose! W dodatku ona zna jej sekret, prawdę o Hyenie. Skąd? Bo na pewno nie ze szkoły... Jedynym logicznym wyjaśnieniem pozostaje, że obie były przez nią śledzone. To wprawia Sarang w jeszcze większe przerażenie. 

"Pamiętasz Eunji, moją dziwną koleżankę z klasy, o której ci opowiadałam?" wysyła wiadomość do Hyeny, a odpowiedź przychodzi bardzo szybko.

"Taaak. A co?"

"To Rose. Ta z klubu Jiyonga. Ta sama! I ona o nas wie! Cała się trzęsę..."

"Jak to?????😱"

Sarang słyszy w tym momencie, ze rozmowa ucichła. Rozlegają się za to dźwięki muzyki, piosenki chyba po japońsku, trochę niedzisiejszej. Aby móc kontrolować sytuację, odpisuje Hyenie:

"Potem wszystko ci opowiem".

Cholera, cholera, cholera!

Sarang już chce wyjść pod byle pretekstem do kuchni i spojrzeć dyskretnie w stronę balkonu, na którym siedzi Jiyong i Eunji aka Rose, by upewnić się, że nie robią nic nieodpowiedniego. W tym samym momencie z ust dziewczyny pada prośba o wezwanie jej taksówki. Sarang oddycha z ulgą. Ale nie. Jiyong nie może przecież pozwolić na to, by młoda dama wracała do domu sama po nocy i oferuje, że ją odwiezie! Sarang ma ochotę krzyczeć z wściekłości. Wciąż krąży po pokoju, gdy on puka do drzwi.

  - Niedługo będę z powrotem, tylko odwiozę Rose - mówi i nie zauważa, że Sarang cała się w środku gotuje. 

Kiedy tylko ci dwoje wychodzą z domu, dzwoni do Hyeny i opowiada jej o wszystkim, wyrzucając z siebie targające nią emocje i nie mogąc powstrzymać płaczu, choć sama niezupełnie wie, co jest jego powodem. Strach, że ktoś odkrył, że obiektem jej uczuć nie jest chłopak? Strach o rodzinę - że Rose zechce ją zniszczyć? A może obawa, że ona zamierza w jakiś sposób wykorzystać Jiyonga?

Na szczęście gdy on wraca, Sarang jest już względnie opanowana i może stanąć w korytarzu z założonymi na piersi rękami oraz poprosić o wyjaśnienie:

  - Czemu przyprowadzasz ją do nas do domu?

  - Ciszej Złotko, bo obudzisz Yongiego.

  - W dupie to mam! - Unosi się Sarang, co jest szokiem i dla niej, i dla Jiyonga. - Czemu? Podoba ci się ona?

  - Pamiętasz, jak mówiłem ci, że znam kogoś, kto choruje na anoreksję? To Rose. Dziś w klubie zemdlała. Nie pozwoliła się zabrać do szpitala, więc wymogłem na niej obietnicę, że zje chociaż porządną kolację. To chyba lepiej, że przywiozłem ją do domu, gdzie są moje dzieci, zamiast zapraszać ją do restauracji i prowokować dwuznaczną sytuację, prawda?

Sarang w odpowiedzi jedynie trzaska drzwiami i zamyka się w swoim pokoju. 

  - Czemu tak krzyczycie, tato? - pyta, pojawiając się na korytarzu, Yongi.

Jiyong bierze chłopca na ręce i zanosi do jego łóżka, tłumacząc, że wszystko jest w porządku, a potem cmoka go w czoło na dobranoc i zanim położy się spać, wychodzi na balkon wypalić jeszcze kilka papierosów, by ochłonąć. 

Rano zarzuty pod jego adresem się nie kończą. Kiedy akurat je z Yongim śniadanie, zjawia się Sarang. Jiyong liczy na przeprosiny i skruchę z jej strony po tamtym nocnym wybuchu, który kompletnie nie współgra z jej cichym, łagodnym charakterem. Ale Sarang nadal pozostaje nastawiona na bunt. Wchodzi do kuchni, nie pozbywając się ani na chwilę zaciętej miny.

  - Hej, będziesz jadła tosty? - pyta Jiyong, zakładając, że udawanie, że nic się nie stało, jest dobrym sposobem na uspokojenie nastolatki.

  - Nie. Nie będę jadła w ogóle. 

  - To może coś wypijesz? - Sarang zaprzecza, kiwając głowa. - Też nie? To po co przyszłaś do kuchni?

  - Wyrzuć ją z klubu, proszę. Rose ma złe intencje. Czuję to.

  - Nie zamierzam cię w tej kwestii słuchać. Ani twojej intuicji. Niestety, wybacz, Sarang.

  - Ona przecież nie jest jeszcze pełnoletnia.

  - Owszem, jest.

  - Tak? A widziałeś jej dowód?

  - Zdziwię cię, widziałem.

Sarang jest w szoku. Eunji powiedziała, że ma szesnaście lat. Kłamała? 

  - Kto to jest Rose? - pyta Yongi, bawiąc się plastikową figurką Spidermana.

  - Wyrzuć ją z klubu, jak najszybciej. Ona... - Nie może mu powiedzieć, że jest jej koleżanką z klasy i aktualnie ją szantażuje. - Ona coś knuje, coś niedobrego, dla ciebie i dla nas wszystkich. 

Jiyong nie ma ochoty już tego słuchać. Chociaż obok jest Yongi, na chwilę traci nad sobą panowanie. Tak jak wczoraj Sarang, podnosi głos.

  - Nie życzę sobie, żebyś w ten sposób ze mną rozmawiała! A poza tym masz przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie i powiedzieć mi wreszcie, gdzie znikasz popołudniami, bo nie uwierzę, że siedzisz czy czas w tym sierocińcu! Dopóki tego nie zrobisz, obowiązuje cię szlaban na wszystkie wyjścia poza szkołą!

Sarang jest trochę oszołomiona jego reakcją. Gdy ostatnio na nią krzyczał, była chyba małym dzieckiem. Od tej pory naprawdę nigdy tego nie robił... Nie zamierza go mimo wszystko przepraszać ani mu się tłumaczyć. Jakby na przekór, po prostu wychodzi z mieszkania. 

Cholera!

***

    Kiedy Sarang zdążyła już wypłakać się w czułych ramionach Hyeny, a potem niespodziewanie odzyskała humor na tyle, że wspólnie z nią śpiewała i tańczyła w ciasnym pokoju do brytyjskich przebojów rockowych z lat 80. i 90., obie kładą się na kanapie, zwrócone do siebie twarzami, ze splecionymi dłońmi. 

  - Nie chcę, żeby on miał jakiś kontakt z Rose. Dopóki tak będzie, ja cały czas będę się bała, że ona się o nas wygada. A poza tym... ona naprawdę coś kombinuje, musiała za nami łazić, obserwowała nas.

  - W zasadzie... Dlaczego nie powiesz Jiyongowi prawdy o sobie?

  - Nie mogę. - Sarang spuszcza wzrok z twarzy przyjaciółki.

  - Dlaczego?

  - Wiesz... miałam sześć lat, gdy znalazłam moją mamę martwą. Zabiła się, bo nie potrafiła żyć bez faceta, który popełnił samobójstwo jakiś czas wcześniej. No cóż, wybrała jego. Nie mnie. Tak, wybrała jego, choć on nią manipulował, bił ją, wykorzystywał... Tak bardzo go kochała, że w końcu jakby się zmienił. I wtedy się zabił. Albo został zamordowany, mama chyba wolała trzymać się tej wersji. Ktoś mógłby uznać, że nienawidzę mężczyzn, bo miałam nieodpowiedni męski wzorzec w dzieciństwie. Albo że ich nienawidzę, bo moja mama kochała mocniej faceta, w dodatku kompletnego dupka, niż swoją córkę. Ale to tak nie działa. Ja nikogo nie nienawidzę. I nie ma filozofii w tym, że nie interesują mnie chłopacy, tylko dziewczyny. Ja się po prostu taka urodziłam. Obawiam się niestety, że Hayi i Jiyong by tego nie zrozumieli, szukaliby w tym drugiego dna lub co gorsza, winili za to siebie. A tego naprawdę bym nie zniosła. Ostatnia rzecz, której chcę, to ich rozczarować.

Hyena delikatnie gładzi jej dłoń i szepcze:

  - Och, Sarang...

  - Czasami okropnie za nią tęsknię. Co z tego, jaka była i kogo na koniec wybrała, mama to mama. Codziennie wspominam ją w myślach.

  - Czasami samobójstwo nie ma związku z wyborem, lecz jawi się komuś, kto jest w bardzo złej kondycji psychicznej, jako konieczność. Nie wiemy, co dzieje się w umyśle samobójcy, wiemy tylko, że cierpi, a wielu chorych na depresję opisuje ten stan jako agonia. Nie powinno się mieć pretensji do kogoś, kto pragnął śmierci, bo był w agonii.

  - Jesteś taka mądra...

  - Nie jestem.

  - Jesteś.

  - Nieee. 

Przekomarzają się chwilę.

  - Kiedy wrócę do domu, muszę przeprosić Jiyonga, bo naprawdę da mi ten szlaban, a to by była maskara. 

  - Tak zrób, pogadaj z nim, jak dorosły z dorosłym, bo na pewno nie jesteś już dzieckiem. 

Potem nic nie mówią. Patrzą sobie wzajemnie w oczy. Uśmiechają się. 

  - Tak bardzo chciałabym u ciebie zostać...

  - To zostań jeszcze.

  - Ale nie kilka godzin, tylko kilka dni, tygodni, miesięcy... - Sarang milknie, mimo wszystko boi się powiedzieć "lat'. Hyena natomiast ożywia się niespodziewanie, podrywa się i wykrzykuje:

  - Pojedź ze mną nad morze w moje urodziny, wypadają akurat w kolejny weekend! 

Sarang również podnosi się do pozycji siedzącej.

  - Oszalałaś? No co ty? Nie mogę.

  - Czy kiedyś przestaniesz powtarzać w kółko to samo?

  - Ale mówię serio. Co powiem Jiyongowi? Jeśli skłamię, że zaprosiła mnie koleżanka, będzie pytał która. Mało tego: poprosi o numer telefonu, jej i jej rodziców. Może dla pewności jeszcze do nich zadzwoni. Odkąd Hayi jest w Stanach, stał się wyjątkowo przezorny. 

  - Proszę cię. Nie byłoby cudownie? A ty zapomniałabyś wreszcie o wszystkich kłopotach i zmartwieniach, rozerwałabyś się i zabawiła, jak bawią się nastolatki. No i najważniejsze: ja byłabym tam z tobą.

  - Kusisz...

  - To jak? Pojedziesz?

Sarang wzdycha ciężko.

  - Pojadę. Chociaż nie wiem jeszcze, jak to zrobię... Coś wymyślę.

Hyena znów porywa ją w ramiona i obie wybuchają konspiracyjnym śmiechem. Jak dawno nikt mnie nie przytulał, myśli Sarang, aż zupełnie zapomniałam... zapomniałam, że to tak... przyjemne...

 Sarang:
zdjęcie pochodzi z LINK

 

OD AUTORKI:

Wróciłam, żeby napisać kolejne rozdziały - zostało ich do końca jakoś około 10 i trochę będzie się działo:) 

Bardzo tej przerwy potrzebowałam i dzięki, jeśli mimo to nie opuściliście mnie!