07/12/2022

blue lagoon (rozdział 94)

    Jiyong nie wie, co się wydarzyło, lecz widząc stan Rose, domyśla się, że coś musiało się stać. Od kiedy tylko zjawiła się w klubie, jest jakaś podenerwowana, a poza tym nie może powstrzymać się od strzelania gumką na swoim nadgarstku. Oczywiście, to lepsze niż cięcie się, lecz nadużywając tej metody, również może zrobić sobie krzywdę, już jej przegub jest cały czerwony. W dodatku Rose ledwie trzyma się na nogach i ten, kto nie wie o jej chorobie, uznałby pewnie, że jest pijana, gdy powłóczy nogami wzdłuż korytarza, zatacza się i omal się nie traci równowagi, wpadając na drzwi do jednego z pomieszczeń.

  - Co jej jest? - pyta Taekwoon.

Jiyong od dłuższego czasu odwraca jego uwagę od dziewczyny, lecz niezupełnie mu to wychodzi.

  - Nic - odpowiada, po czym woła Rose do swojego biura pod pretekstem rozmowy.

Tak naprawdę czekają tam już pojemniki z kupionym na wynos jedzeniem. Rose o tym wie i stara się tego uniknąć, lecz nie może. Taekwoon ją obserwuje. Nie spodobałoby mu się, gdyby nie wykonała polecenia jednego ze swoich szefów. Posłusznie idzie więc za Jiyongiem. Po chwili zamykają się w jego biurze. Zapach jedzenia przyprawia Rose o mdłości. Gdyby miała czym, zwymiotowałaby, tu, na podłogę.

  - Nie będę dziś jeść - mówi, kiedy on informuje, że dzisiaj jest kimbap z warzywami. 

  - Źle wyglądasz. Co się dzieje, Rose? Kiedy w ogóle ostatnio jadłaś? Hm?

  - Znowu pokłóciłam się z rodzicami. 

  - Ale to nie jest powód, żeby nie jeść.

  - Jiyong, nie robię tego specjalnie.

  - Jeśli nie zjesz chociaż trochę, nie wpuszczę cię na scenę. 

  - Przecież to szantaż.

  - Owszem. Jeśli chcesz wystąpić, musisz coś zjeść, muszę mieć pewność, że utrzymasz się na nogach na scenie. 

  - Nie jesteś moim pierdolonym ojcem, by wydawać mi polecenia! - unosi się Rose.

  - Ale jestem twoim pierdolonym szefem. I każę ci zjeść chociaż kawałek tego pierdolonego kimbapu, za który zapłaciłem ze swojej pierdolonej kieszeni, jak za każdy pierdolony posiłek, który co tydzień dla ciebie zamawiam, wybierajac celowo lekkie i niekaloryczne dania, by nie wywoływać na tobie pierdolonej presji. Jeśli nie zjesz, to odwołam twój dzisiejszy występ. Nie żartuję - oznajmia Jiyong, a w jego głosie słychać wyjątkową stanowczość.

Rose nie zamierza z nim negocjować. W tym momencie trochę się go boi, bo jeszcze nigdy nie zwracał się do niej takim tonem. W pośpiechu stara się ułożyć jakiś plan działania.

  - OK, zjem trochę, tylko wyjdź. Nie znoszę jeść, kiedy ktoś mi się przygląda.

To skutkuje. Jiyong zostawia ją samą w swoim biurze. Rose patrzy na pojemnik z jedzeniem. No, dasz radę, wmawia sobie, kawałek, tylko kawałek... Nie może, gardło jej się ściska. Znowu musi strzelić gumką na swoim nadgarstku, raz, drugi, trzeci... skóra ją piecze. I dobrze, chciałaby poczuć prawdziwy ból, lecz od kilku dni z uporem trzyma się z dala od żyletki. Podnosi kawałek kimbapu do ust. I wtedy ogarnia ją wściekłość. Kim jest Jiyong, żeby jej rozkazywać? Przez tyle miesięcy słuchała we wszystkim ludzi z wytwórni i jak na tym wyszła? Nie. Nie będzie się więcej podporządkowywać . Nikomu. Zamyka pojemnik z jedzeniem i ciska go do kosza. Potem wychodzi z biura, by uszykować się do wyjścia na scenę. Nie widzi w pobliżu Jiyonga, choć jest gotowa do konfrontacji. Gdy już natomiast zaczyna wierzyć, że ją to ominie, on się zjawia. Chwyta ją za nadgarstek, ten, na którym nosi gumkę. Ściska mocno. To boli, lecz Rose się nie skarży. O to jej przecież chodziło, chciała poczuć ból i czuje go, kiedy Jiyong zaczyna ciągnąć ją w dość brutalny sposób z powrotem do swojego biura, przy czym sprawia wrażenie wściekłego. Po drodze wpadają jeszcze na Taekwoona.

  - Co ty robisz?! - pyta ten z przerażeniem, lecz Jiyong po raz kolejny odpowiada oschle:

  - Nic.

A następnie wpada z Rose do swojego biura, zatrzaskuje za nimi drzwi i pyta, co to wszystko ma znaczyć. Tak, jej kimbap stoi z powrotem na stole. Rose wzrusza ramionami.

  - Od początku mówiłam ci, że tego nie zjem - przypomina.

  - Kogo chciałaś oszukać? Mnie? Siebie? Jezu, poprosiłem, żebyś zjadła chociaż kawałek! Czy to taki problem?

  - Nie zjem, Jiyong. Nie zjem ani kawałka. Nie wiesz, jak to jest, kiedy jedzenie wywołuje w tobie wstręt. 

  - W inne dni jadłaś. 

  - W inne dni było lepiej, dziś nie dam rady, naprawdę.

Przez chwilę ma nadzieję, że go udobruchała. Jiyong patrzy na nią jedynie że współczuciem, już bez złości. Niestety, to trwa tylko moment. Potem znowu na jego twarzy jawi się stanowczy wyraz.

  - OK, w związku z tym zapomnij o dzisiejszym występie. 

Po tych słowach wychodzi z biura. Kieruje się prosto na scenę. Rose nie wierzy własnym uszom, gdy Jiyong oznajmia gościom obecnym w klubie, że dziś występ się nie odbędzie z powodu problemów zdrowotnych wokalistki, lecz zaprasza do zabawy przy muzyce z głośników. Nie... Rzeczywiście to zrobił! Rose pędzi, by wykrzyczeć mu prosto w twarz, jaki z niego nieczuły drań.

  - Ty cholerny dupku! Jak mogłeś? Jak śmiesz odwoływać moje występy?! 

  - Ostrzegałem cię.

Rose zaczyna szarpać go za koszulkę, jednocześnie zalewając się łzami. Bez wątpienia wygląda w tym momencie jak wariatka. Taką widzi ją zwabiony krzykami Taekwoon i jeszcze paru pracowników Desire.

  - Nie masz prawa mnie szantażować! Nie masz wobec mnie w ogóle żadnych praw! Ty...! - nie ma pomysłu, jak jeszcze mogłaby go nazwać, więc postanawia uderzyć go w twarz. 

Jiyong pozwoliłby jej na to, gdyby nie obecność Taekwoon. Ze względu na niego przytrzymuje jej rękę. 

  - Co tu się, kurwa, wyprawia? - pyta zirytowany i zupełnie zdezorientowany Taekwoon.

  - Nic. Nic, serio... to zwykła kłótnia... O repertuar - wymyśla na szybko Jiyong.

  - O repertuar? To nie brzmiało jak kłótnia O REPERTUAR. Chyba z nią nie... - Taekwoonowi nie może przejść to przez usta.

  - Co? Ja i Rose? Nie!

  - No więc o co chodzi, co to za szantaż? Jako szef mam prawo wiedzieć. 

  - Zaufaj mi. Rose ma pewne problemy. A ja tylko staram się jej pomóc...

  - Rose sama jest problemem, tyle razy ci to powtarzałem - podsumowuje Taekwoon i odchodzi, kwiając głową z dezaprobatą. 

Rose wykorzystuje moment, gdy jej szefowie są pochłonięci rozmową. Nie myśli logicznie. Tak naprawdę w tym momencie czuje, że nie ma już nic do stracenia. Nie zamierza tak po prostu się poddawać. Biegnie prosto na scenę. 

  - STOP! Wyłączyć muzykę! - krzyczy i w klubie zapada cisza. 

Gdy stoi już przy mikrofonie, światła niespodziewanie ją oślepiają. Nie widzi twarzy zaskoczonych gości. Nie słyszy ich oklasków i wiwatów, że mimo wszystko się pojawiła, słyszy w uszach tylko jakiś dziwny pisk, który, ma wrażenie, że zaraz rozsadzi jej czaszkę. Nie może wydobyć z siebie głosu. W ostatnim momencie myśli jeszcze: co ja najlepszego zrobiłam? A potem upada bez sił na scenę. 

***

    Huk jej upadku i krzyk wystraszonych gości. Jiyong nie zastanawia się nad niczym, po prostu działa. Wpada na scenę, bierze Rose na ręce i układa na kanapie w swoim biurze. Boże, ona waży tyle co nic... Delikatnie klepie ją po policzku.

  - Jiyong... Ja... prze.... przepraszam - szepcze ona ostatkami sił. 

  - Już dobrze. 

 W jego oczach jest sama czułość.

  - Co jej się stało?! - krzyczy, wpadając do biura Taekwoon.

  - Rose zasłabła, przynieś jej proszę butelkę coli - odpowiada Jiyong, a widząc w półprzytomnych oczach dziewczyny bunt, oznajmia: - Tak, wiem, cola ma cholernie dużo kalorii i cholernie dużo cukru. Ale wypijesz ją. 

  - Dobrze.

  Taekwoon przynosi otwartą już colę. Jiyong przekazuje butelkę  dziewczynie, pytając, czy da radę sama się napić. Rose odpowiada, że tak. Gdy dostarcza swojemu organizmowi trochę kalorii, mimowolnie po jej policzkach zaczynają płynąć łzy. 

  - Pij, Rose. Pij.

Ale nie tylko jej umysł się buntuje. Dla pustego żołądka taki napój to szok. Rose krztusi się chwilę, a potem pospiesznie odwraca twarz i wymiotuje na podłogę pod kanapą.

  - Co jej jest! - pyta przyglądający się wszystkiemu Taekwoon.

Jiyong odpowiada mu tylko: 

  - Wyjdź!

Zawstydzona i przerażona całą tą sytuacją Rose jest zdolna jedynie przepraszać i szlochać.

  - Ciii, nic się nie stało - zapewnia Jiyong, przytula ją i kołysze w ramionach, powtarzając: - wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze, Rose. 

I jej atak paniki wreszcie mija. 

  - Tak mi wstyd, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie... nie wiem, co we mnie wstąpiło. 

  - Już dobrze, pojedziemy zaraz do szpitala.

  - Co?! Nie! Nie do szpitala! - powtarza ona i wygląda, jakby znowu miała wpaść w panikę.

  - Lekarze ci pomogą.

  - Nie. Nie, Jiyong, proszę, błagam...

  - Dobrze, jest jeszcze inna opcja, taka, że pojedziesz że mną na kolację.

  - OK.

  -  I że ją zjesz. 

  - OK.

  - Nie tylko skosztujesz, zjesz całą porcję, Rose.

  - OK...

 ***

    Rose jest przerażona, kiedy słyszy, że Jiyong zaprasza ją do siebie. W przypływie emocji pisze SMS-a do siostry, że jedzie jeszcze na kolację z szefem i żeby ta się o nią nie martwiła. Później wysyła wiadomość do Sarang. "Hej, będę zaraz w twoim domu. Jeśli wyglądasz się Jiyongowi, że mnie znasz, powiem mu, że ma córkę lesbijkę". Jako perzestrogę dołącza zdjęcie Sarang i Hyeny, na którym widać, jak trzymają się za ręce. Dopiero wtedy trochę się rozluźnia. Po drodze nie odzywają się do siebie. Jiyong nie odrywa wzroku od szosy, nie spogląda w ogóle w stronę swojej pasażerki. Tak dojeżdżają pod osiedle apartamentowców. Rose stara się ze wszystkich sił udawać, że jest tu po raz pierwszy, rozgląda się dookoła, komentuje wygląd dzielnicy. Jiyong puszcza ją przodem, kiedy wchodzą do bloku, a następnie do windy.

  - Poznasz moją córkę - mówi - bo synek zapewne już śpi. 

  - Nie zdziwi się, że sprowadzasz do domu jakąś obcą dziewczynę?

  - Spokojnie. Sarang wie, kim jesteś. 

Oczywiście, że wie...

Rose mimo wszystko obawia się, czy szantaż, który zastosowała, będzie skuteczny. Po chwili wchodzą do mieszkania. Sarang natychmiast wynurza się że swojego pokoju, ubrana w zabawną piżamę z wielkim misiem. Z uwagą przygląda się Jiyongowi i dziewczynie. Od razu ją rozpoznaje, lecz nic nie mówi.

  - Cześć, Złotko. To Rose, o której ci opowiadałem. Rose, to moja córka Sarang.

Bez słowa podają sobie ręce. Obie są tą sytuacją lekko zakłopotane. Jiyong też, więc nie zauważa ich dziwnego zachowania, a przede wszystkim tego, że dziewczyny się znają. Tłumaczy, że zaprosił Rose do domu, żeby obgadać z nią kilka spraw, a nie chciał zostawiać dzieci zbyt długo samych. Czy Sarang przyjmuje to wyjaśnienie? Trudno stwierdzić, bo w milczeniu wycofuje się z powrotem do swojego pokoju. Jiyong zaprasza gościa do kuchni, gdzie szykuje szybką kolację, a w zasadzie grzeje to, co zostało z obiadu. Rose siedzi przy stole i tylko mu się przygląda. Ten dzień wyzwolił zbyt wiele emocji, a przede wszystkim zasmucił ją fakt, że to już naprawdę koniec występowania w Desire. Jiyong nie da jej kolejnej szansy. A jeśli da, Taekwoon na pewno tego nie zrobi. Nie po tym, jak ich zawiodła i jak się wygłupiła. Kiedy  jedzenie jest już gotowe, idą na balkon - pięknie udekorowany kwiatami i lampionami, przestronny, z widokiem na oświetlone miasto.

  - Och, wow, dla tego widoku mogłabym zabić - zachwyca się Rose, gdy siada w jednym z czterech wiklinowych foteli.

  - Kogoś czy siebie? - pyta Jiyong, robiąc przytyk do jej choroby, czym natychmiast sprowadza ją na ziemię.

  - To koniec, prawda? Moich występów w Desire.

  - Powiedzmy, że to nie zależy ode mnie, to zależy od ciebie.

  - Jak to?

  - Jeśli nigdy więcej nie doprowadzisz się do podobnego stanu co dziś, będziesz nadal występowała.

  - A Taekwoon? Nie pozwoli mi. Nie po tym, co widział.

  - Jakoś go udobrucham.

  - A więc nie wszystko zniszczyłam.

 Jiyong w odpowiedzi posyła jej uśmiech, przyjemny i ciepły.

  - Zjedz, proszę. Zasłabłaś. Wolę nie pytać, kiedy ostatnio jadłaś normalny posiłek. 

  - Dobrze. Zjem. Postaram się. 

Rose nakłada sobie sporą porcję kurczaka w miodzie, makaronu soba z warzywami i kimchi. Jiyong stara się jej nie kontrolować, lecz spogląda dyskretnie w stronę talerza dziewczyny, podczas gdy prowadzą niezobowiązującą rozmowę.

  - Masz ulubiony zespół albo wokalistę czy wokalistkę? - pyta w pewnym momencie Jiyong, dochodząc do wniosku, że zwykle narzuca jej repertuar i nie za bardzo wie, jaki jest jej muzyczny gust.

  - Kocham japońską muzykę pop z lat osiemdziesiątych - odpowiada Rose z pełnymi ustami, co stanowi dość niecodzienny widok. - Tak zwany city pop.

  - Serio?

  - A co, ty też?

  - Nie. Nie wiem. Nie słucham zwykle tego typu muzyki. I myślę, że mało młodych ludzi to robi. Zaskoczyłaś mnie, Rose.

  - Jeśli chcesz, puszczę ci mój ulubiony kawałek. Po cichu, żeby nie obudzić twoich dzieci.

  - OK. - Jiyong jest pod wrażeniem jej dobrego wychowania i wrażliwości. Kiedy poznał Rose, sprawiała wręcz przeciwnie wrażenie. Dopiero podczas wspólnej pracy odkrył, jaka jest naprawdę. I to mu się podoba. 

  - To Mariya Takeuchi "Plastic love". - Gdy Rose włącza mu swoją ulubioną piosenkę, on mimowolnie myśli o Hayi, o tym co insynuował mu ostatnio Daesung. Choć Seunghyun powtarzał mu, że to nie może być prawda, Jiyong od kilku dni nie potrafi wyrzucić z podświadomości obrazu Hayi z jakimś innym facetem. Ale nie ma też śmiałości zapytać jej wprost, dokąd wychodzi codziennie wieczorem i czemu codziennie wieczorem karmi wszystkich inną wymówką. Głos Rose wyrywa go z zadumy. - Kiedy słucham tej piosenki, wyobrażam sobie, że pędzę autostradą, a wiatr unosi moje włosy.

  - To... magiczny utwór, jakby wyjęty z innej epoki - zgadza się Jiyong.

  - Ale wywołał smutek na twojej twarzy.

  - Nieee.

Rose nie bardzo w to wierzy, lecz nie zamierza być wścibska. 

  - Nie dam rady więcej w siebie wymusić, chyba przeceniłam swoje możliwości. Ale było przepyszne. Ciesz się, bo usłyszeć taki komplement z ust anorektyka, to prawdziwy sukces.

  - Dzięki, Rose, jeśli już nie możesz, to zostaw.

Niestety, czas zbyt szybko płynie. A wieczór jest taki ciepły i piękny... Gdyby tak móc zatrzymać tę chwilę.

  - Dobrze mi tutaj - oznajmia niespodziewanie Rose, dopijając resztkę soku. - Ale chyba pora wracać do domu.

Tak bardzo chciałaby, żeby Jiyong nie pozwolił jej jeszcze stąd odejść.

  - Yhm, już późno.

  - A masz może jakiś namiar na taksówkę?

  - Daj spokój, odwiozę cię.

Na twarzy Rose pojawia się uśmiech. Cieszy ją perspektywa spędzenia z Jiyongiem jeszcze tych paru krótkich momentów. Gdy on idzie poinformować Sarang, że odwiezie Rose i wraca, ona sprząta po kolacji, przynosi z powrotem do kuchni talerze i kubki. Jiyong wygląda na zaskoczonego, kiedy to odkrywa. Niedługo potem znowu są w jego samochodzie.

  - Ale to chyba nie jest droga do mojego domu... - zauważa w Rose, kiedy zjeżdżają na autostradę. 

  - Owszem, nie jest - rzuca zagadkowo Jiyong, po czym dodaje. - Włącz jeszcze raz tę piosenkę, tylko głośniej, proszę. 

Następnie uchyla szyby. I Rose wreszcie kojarzy fakty. "Plastic love", autostrada i wiatr we włosach. Jiyong nie robi nic innego, tylko realizuje jej marzenie. Kiedy wnętrze auta wypełniają dźwięki muzyki, w oczach dziewczyny pojawiają się łzy. To uczucie ją paraliżuje - uczucie, że jest po prostu szczęśliwa.

 

OD AUTORKI:
Powiem szczerze, nie mam na ten moment napisanych dalszych rozdziałów, bo jakoś straciłam wenę na to opowiadanie...
 Tak czy siak, jeśli ktoś na nie czeka, one się pojawią. 
Nie wiem tylko, czy regularnie co tydzień, czy na przykład co dwa.
A dziś zamiast fotki, mam piosenkę: