Kaito
przygotowywał obiad i nucił zachodnią, popularną piosenkę. W kuchni domu
przyjaciela unosił się zapach smażonych warzyw i sosu sojowego. Minori nie
wiedziała, jak z powrotem się tu znalazła, miała pustkę w głowie i nie
pamiętała, o czym myślała po drodze z budki telefonicznej. A o czymś myślała na
pewno podczas przebywania tych kilku kilometrów wzdłuż pól, na których
piętrzyły się stogi ściętego zboża. Zdyszana wpadła do kuchni i oparła dłonie o
stół. Kaito spojrzał na nią z niepokojem. Policzki miała zaczerwienione. Czoło
pokrywały kropelki potu. Często podobnie wyglądała, gdy się kochali i to
skojarzenie przyprawiło go o uśmiech. Minori pozostała poważna.
- Co się stało? - zapytał.
- Czy "Kudo" to popularne nazwisko?
- Gdzie?
- Nie wiem. W Japonii. Gdziekolwiek.
Korea. Japonia. Chiny. Czy nie wszędzie szukała swojej
matki? A może nie szukała jej tam, gdzie powinna, pomiędzy żywymi, a nie
umarłymi?
- Nie. Nie za bardzo. A czemu pytasz?
Minori zamilkła, tak naprawdę oczekiwała innej odpowiedzi.
"Kudo" to niepopularne nazwisko. W tym momencie dostała ataku
niespodziewanego szału. Z krzykiem dopadła do Kaito, złapała go za kołnierz
koszuli i zawołała:
- Co masz wspólnego z moją matką?! Przyznaj się! Powiedz,
że zbliżyłeś się do mnie, by ukryć, że zrobiłeś coś okropnego!
W jej oczach widział furię. Kaito pomyślał, że gdyby
chciała, to by go zabiła. Bez skrupułów, sięgnęłaby nóż, wbiła mu w pierś i
patrzyła z satysfakcją na wypływającą krew i resztki życia. A on, gdyby tylko
chciał, zrobiłby jej może coś jeszcze gorszego. Niezaprzeczalnie był
silniejszy, mimo to nie zrobił nic. Patelnia zaczęła się przypalać, lecz Kaito
stał nieruchomo, jakby poddał się zupełnie tej oszalałej z furii istocie. Czy
ona o wszystkim się dowiedziała? Skąd?! Przecież to niemożliwe...
- Ja niby mam coś wspólnego z twoją mamą? O czym ty
mówisz?!
- O Kudo Tsukiko.
Kaito przez cały czas patrzył jej prosto w oczy. Nie
odwrócił wzroku. Kompletnie ją zaskoczył, pytając:
- Kto to?
Wreszcie opuściła ręce.
- Możliwe, że to moja matka.
- Ona się tak nie nazywała.
- Ktoś polecił mi, bym to sprawdziła.
- Kto?
- Nie wiem.
- Ktoś zrobił ci po prostu brzydki żart. Nie mogę mieć z
tym nic wspólnego, bo gdy to wszystko się stało, byłem dzieckiem. Nie zbliżyłem
się do ciebie, by cokolwiek ukryć, zbliżyłem się, bo... nie opuszczało mnie
wrażenie, że czujesz się bardzo samotna.
Minori chciała opowiedzieć mu o anonimowym telefonie, lecz
przypomniała sobie, z jakim przerażeniem tamta Chinka domagała się dyskrecji.
Coś jej zagrażało? Ktoś? Kaito? Minori poczuła nieprzyjemny dreszcz. Czy
zaufała odpowiedniej osobie? Co wiedziała o tym mężczyźnie? Niespodziewanie
uzmysłowiła sobie, że w zasadzie nie wie nic o Kaito. Nigdy nie zaproponował
jej spotkania ze swoim ojcem lub ze znajomymi. Nikogo nie mogła zapytać o to, jaki
naprawdę jest. Co więcej, od kilku tygodni mieszkała w domu rzekomego
przyjaciela Kaito, a nie zapytała choćby o jego nazwisko. Przez cały czas
wydawało jej się, że sama decyduje o swoim losie. W tym momencie zwątpiła.
Wszystkie decyzje należały do Kaito. On kontrolował poszukiwania jej matki. On
postanowił, żeby tu zamieszkali. On układał ich plan dnia tak, by czuwać nad
wszelkimi działaniami Minori. I robił to z takim sprytem, że dopiero dziś
przejrzała na oczy. Nie rozumiała, czemu dała mu się omotać. Nie wiedziała, jak
się z tego wycofać. I czy chciała się wycofywać... Minori miała kompletny
mętlik w głowie. Wszystko byłoby prostsze, gdyby nie kochała Kaito. Wtedy, z
prawdziwą powagą w głosie, i jeszcze czymś, jak gdyby z ostrzeżeniem, zapytał
czemu zamilkła.
- Nie przypal warzyw - odpowiedziała, siadając przy stole i
przypatrując mu się, póki nie podał obiadu.
Coś się popsuło. Coś tkwiło między nimi jak zadra. Miłość
została zachwiana, pozostało pożądanie. W nocy, kiedy się kochali, Kaito był
bezwzględny i wręcz brutalny. Po wszystkim ułożył się tyłem do Minori i zapadł
w sen. Łzy płynęły po jej policzkach. Nie spała do rana, czuła się
wykorzystana, poniżona i upokorzona. Nie chodziło o fizyczny ból. Kaito zranił
jej serce. Tak bardzo chciała z kimś porozmawiać, zwierzyć się, wypłakać. Tylko
komu? Na pewno nie rodzicom. Minori nie miała też przyjaciółki do dzielenia się
sekretami. Wtedy pomyślała o Taehyunie. I zaraz odrzuciła od siebie tę myśl. To
byłoby zuchwalstwo. A jeżeli przeprosi, jeżeli powie mu, że tęskni i potrzebuje
pomocy? Czy jej nie wybaczy? Wreszcie postanowiła zaryzykować. Po cichu wstała,
ubrała się i zostawiła karteczkę, że udała się do budki telefonicznej. Na
dworze było szarawo, wstawał leniwy, chłodny świt. Minori skuliła ramiona i ruszyła
wzdłuż drogi. Z każdym krokiem czuła narastającą niecierpliwość. Ręce trzęsły
jej się z przejęcia, kiedy wykręcała numer do szpitala. Po chwili usłyszała
głos i zapytała o Taehyuna. Recepcjonistka poinformowała, że zaczyna on dyżur
za dwie godziny. Minori pożegnała się z pełnym rozczarowania westchnieniem. Bez
celu włóczyła się po polach i przy skraju lasu. A potem poszła z powrotem do
budki i jeszcze raz zadzwoniła do szpitala. Recepcjonista zawołała Taehyuna.
Minori była zdenerwowana. Nie wiedziała, czego się spodziewać, potępienia, czy
przebaczenia? Na co zasługiwała? I co otrzymała?, zastanawiała się, gdy
usłyszała ostrożne "cześć".
- Tu Minori... - przedstawiła się niepewnie.
- Tak, wiem.
Cisza. Czyli potępienie?
- Jak się masz? - zapytała.
- Dobrze. A ty?
Czy to przebaczenie?
- Ja... być może odnalazłam mamę.
To go zaskoczyło. Na pewno. Na moment odebrało mu mowę.
- Ojej! Minori! To cudownie! Jak? Musisz o wszystkim
opowiedzieć.
Tak, znowu był tym samym Taehyunem, jakim go zapamiętała.
Ulżyło jej. I chociaż wydała majątek, opowiedziała mu o anonimowym telefonie, o
domu opieki Jesienny Wiatr i o Kudo Tsukiko. Nie wspomniała tylko, że było to
też nazwisko mężczyzny, z którym zamieszkała.
- Nie wiem, co mam o tym wszystkim sądzić, boję się, że to
kolejny zwykły żart.
- I nie dowiesz się, dopóki tego nie sprawdzisz.
- Yhm.
- Może chcesz, żebym... - ledwie się powstrzymał, by nie
zapytać, czy chce, by jej potowarzyszył, lecz w porę zamilkł.
- Nie, chciałam cię po prostu usłyszeć.
Taehyun wyczuł, że coś ją niepokoi, lecz nie zapytał już o
nic.
- Musisz iść do tego domu opieki, sprawdzić wszystko i
koniecznie do mnie zadzwonić.
- Tak. Tak zrobię - odpowiedziała - jeszcze dziś.
Z tym postanowieniem pożegnała Taehyuna, a serce wypełnił
jej spokój. Minori nigdy nie była dobra w przepraszaniu. Z tego też powodu
darowała sobie zbędne formułki. On, mimo wszystko i tak jej wybaczył. Z
przerażeniem zrozumiała, że omal nie straciła jedynego, godnego zaufania
przyjaciela. W drodze powrotnej zastanawiała się, gdzie szukać domu opieki
Jesienny Wiatr… tamta Chinka powiedziała tylko, że to niedaleko. Minori nie
wiedziała, czemu nie wypytała o szczegóły. A może wiedziała... tylko, że nie
była skłonna jej wtedy wierzyć. I nadal nie wierzy. Zwykła ciekawość nakazywała
po prostu to sprawdzić.
Kaito gdzieś wyszedł. Minori nie wiedziała, gdzie i
niewiele ją to obeszło. Po nieprzespanej nocy wyglądała fatalnie. Zagrzała
wodę. Nalała do miski. Umyła się starannie. A potem założyła granatowy kostium
i buty na obcasach. Uśmiechnięta przejrzała się w lustrze w sypialni. W tym
momencie usłyszała skrzypnięcie drzwi.
- Minori! - rozległ się rozpaczliwy głos Kaito.
- Tu jestem! - zawołała.
W zawrotnym tempie pokonał schody i znalazł się na piętrze.
Ledwie go zobaczyła, wiedziała, że nie był w dobrym nastroju. Twarz wykrzywiał
mu gniew.
- Gdzie ty się, do cholery, podziewałaś?!
- W kuchni zostawiłam ci karteczkę, że idę zadzwonić.
- A to ciekawe - przyznał i podszedł tak blisko, że jej
plecy dotykały ściany - byłem tam i cię nie zastałem.
- Widocznie się minęliśmy.
- Wtedy spotkalibyśmy się po drodze.
- Hm.
- Minori, nie było cię kilka godzin.
- I co z tego? - zapytała - śledzisz mnie? Nie masz prawa.
Nie jestem ci winna tłumaczenia czegokolwiek. Nie masz względem mnie żadnych
praw.
Czy to go zabolało? Minori miała nadzieję, że tak. Nie
zamierzała tolerować tego przedmiotowego traktowania.
- Nie rozumiesz, że to wszystko z troski? A gdyby coś ci
się stało? Nie przejmujesz się zupełnie moimi ostrzeżeniami.
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać - odpowiedziała - muszę
wyjść, możesz zrobić mi przejście?
- Gdzie idziesz?
- W odwiedziny do Kudo Tsukiko, do domu opieki Jesienny
Wiatr - powiedziała bez zastanowienia.
I szybko zrozumiała, że to był błąd.
- Nie możesz.
W oczach Kaito tkwił lód. Minori po raz pierwszy poczuła
się zagrożona. Lecz nie pokazała tego po sobie.
- Nie? Czemu? Powiedz mi.
- Powiedziałem: ktoś sobie zażartował, a ty dałaś się na to
nabrać.
- Skąd wiesz?
- Proszę, zaufaj mi.
- Nie mogę, dziś to zrozumiałam.
- Nie pozwolę ci tam iść.
- Tak? - odważyła się podnieść wzrok i spojrzeć w tę
lodowatą głębię - zatrzymasz mnie siłą?
- Jeżeli to konieczne.
Kaito przyparł ręce do ściany, zamykając dziewczynę
pomiędzy nimi i uniemożliwiając jej ucieczkę. Minori zaatakowała z zaskoczenia,
oszołomiła go kopnięciem w krocze, a potem dopadła do drzwi. On był szybszy. W
przypływie dzikiego szału złapał ją za nadgarstek i spoliczkował. Nie żałował
siły. Minori upadła, szlochając.
- Ty skurwysynu!
A wtedy lód stopniał. Kaito przez moment po prostu
wpatrywał się w dziewczynę z przerażeniem. Aż wreszcie padł na kolana i zalał
się łzami.
- O Boże, przepraszam! Minori, przepraszam! Wybacz mi!
- To boli - powtarzała, szlochając i trzymając się za
policzek.
Kaito przyłożył jej do twarzy mokry ręcznik.
- Ja nie wiem, co we mnie wstąpiło.
- Auuu...
- Minori, nie idź, o wszystkim ci opowiem, tylko tam nie
idź... ona i tak cię nie rozpozna.
- Kto?
- T... Twoja matka.
- Co? Jak to?
- Kudo Tsukiko. To ona. Twoja matka.
- Co?!
- Jak chcesz, żebym o wszystkim ci opowiedział, musisz mi
przyrzec, że nie pójdziesz do tego domu opieki. Minori, obiecujesz?
- Tak. Tak. Tak, obiecuję!
Wszystko by mu obiecała, byle tylko kontynuował opowieść.
- Mój ojciec był lekarzem... w obozie w Pingfangu, tam ją
spotkał. Zupełnie przez nią oszalał. Nie chciał jej krzywdy. Naprawdę. Kochał
ją. Kochał ją całym sercem. Tak, jak ja ciebie. I był pewien, że ona go też.
- To ohydne.
Minori poczuła mdłości. Kaito trzymał ręcznik przy jej
twarzy. I nadal oboje płakali.
- On znalazł przy twojej mamie wszystko, czego nie znalazł
przy mojej, która była nałogową alkoholiczką i pewnego dnia po prostu nas
zostawiła.
- Ale moja mama nigdy go nie pokochała.
- Skąd to wiesz?
- Bo kochała innego.
- A to doprowadziło ojca do szaleństwa. Nie wiem, co jej
zrobił... chciał swoimi psychiatrycznymi eksperymentami pozbawić ją wspomnień o
tamtym mężczyźnie, chciał sprawić, żeby kochała jego i tylko jego. A potem
wojna się skończyła.
- I zniszczono jednostkę, zastrzelono wszystkich tam
więzionych.
- Nie wszystkich, ojciec umożliwił ucieczkę twojej mamie.
- Nie wróciła do domu.
- Nic w tym dziwnego.
- Hę?
- Po kilku tygodniach zapukali do nas amerykańscy
żołnierze, a ona z nimi była.
- Mama?
- Tak. Rzekomo błąkała się bez celu po okolicy, a kiedy o
cokolwiek ją pytano, powtarzała tylko nazwisko mojego ojca, poza tym niczego
nie pamiętała...
- Udało mu się - Minori wydała z siebie przerażający skowyt
- pozbawił ją wspomnień.
- Ocalił ją. Ofiarował tożsamość. Zagwarantował spokojne
życie w Jesiennym Wietrze.
Minori nie potrafiła w to uwierzyć.
- Przez cały czas mnie okłamywałeś.
- Prawda by nas zniszczyła, i ojca i mnie... Ludzie
uznaliby go za zbrodniarza wojennego. Nie obeszłoby ich, że był po prostu
ofiarą tego okropnego systemu.
- Kaito, jeżeli chcesz rozmawiać o ofiarach, to jest nią
jedynie moja mama. No i może jeszcze ja.
- Nie wiedzieliśmy o twoim istnieniu. Nie wspominała o
tobie. Naprawdę...
- A kiedy się dowiedzieliście, postanowiliście, że się mnie
pozbędziecie.
- Ona i tak postradała zmysły.
- Jak mogłeś?! - krzyczała - kłamać, oszukiwać, udawać, że
chcesz mi pomóc, skoro chodziło ci o coś zupełnie innego?!
- Naprawdę cię kocham, to było szczere.
- Nieprawda. Nie jesteś zdolny do kochania. Nikogo. Ty
jesteś po prostu potworem.
Po tych słowach wstała i ruszyła w kierunku schodów.
- Gdzie idziesz?
- W odwiedziny do Kudo Tsukiko - odpowiedziała – jeżeli
chcesz mnie zatrzymać, musisz mnie zabić.
- Minori! Przecież obiecałaś...
- Skłamałam, czasami mi też się to zdarza. Ach, wieczorem
zgłoszę się po walizki, możesz mnie spakować. I oddać wszystko, co zleciłeś
komuś ukraść z mojego hotelowego pokoju.
Minori opuściła dom. Potem ruszyła szybko, niemalże biegiem
w kierunku miasta. Już idę, powtarzała, idę do ciebie, mamusiu!
***
Minori
wysiadła z taksówki, zerkając niepewnie we wsteczne lusterko i wzdychając. Nie
wyglądała zbyt dobrze. Lecz mogło być gorzej, o wiele gorzej. Siniak na
policzku dopiero się tworzył. Nie rzucał się w oczy tak bardzo, jak zapłakana
twarz. Minori starała się uspokoić po drodze, mimo wszystko emocje przez cały
czas targały jej sercem. Wreszcie dotarła do celu. Budynek domu opieki sprawiał
wrażenie nowoczesnego, utrzymany w jasnych kolorach, otoczony ogrodem, po
którym spacerowali podopieczni. Minori przyglądała im się przez moment. A potem
zdecydowanie pokonała kamienne schody i zatrzymała się przy recepcji.
- Witam. W czym mogę pomóc - recepcjonistka posłała jej
ciepłe spojrzenie.
- Ja... chciałabym zobaczyć się z Kudo Tsukiko.
Minori tak okropnie trzęsły się ręce, że musiała schować je
za siebie.
- Jest pani z rodziny?
- To moja matka.
- M... Matka???
- Tak. A co? Nie widać? - zapytała Minori, przybierając
nieco rozdrażniony ton.
- Niestety... jej brat zabronił wpuszczania kogokolwiek,
zwłaszcza że nie ma pani nic na potwierdzenie swoich słów.
Minori wydawało się, że zaraz eksploduje. Ciekawie to sobie
wymyślił... brat. Ja mu dam brata!
- Takahashi Minori, tak się nazywam - powiedziała, niemalże
rzucając w recepcjonistkę swoim dowodem osobistym - a moja matka nazywa się
Takahashi Aika i została tu nielegalnie zamknięta przez pierdolonego
zbrodniarza wojennego, który podszył się pod jej brata!
Oczy recepcjonistki wypełnił nieoczekiwany lęk.
- Proszę zrozumieć, bez zgody jej brata naprawdę nie
mogę...
- A więc niech pani do niego zadzwoni i powie mu, że
przyszłam - zażądała stanowczo Minori - to chyba pani może.
Recepcjonistka poszukała czegoś w kartach, złapała za
telefon i wybrała numer. Rozmowa trwała zaledwie kilka sekund. A efekt był
zadowalających.
- Doktor Nakamura zaraz panią zaprowadzi.
Recepcjonistka wykonała kolejny telefon, Minori zgadywała,
że dzwoniła po wspomnianą osobę. Doktor Nakamura okazała się lekarką w
podeszłym wieku, siwą i pomarszczoną, mimo to zachowującą bystrość umysłu. Z
czymś na kształt pogardy i wyrzutu przyjrzała się Minori.
- Córka? - spytała.
- Córka.
Minori wiedziała, co lekarka sobie pomyślała: wreszcie przypomniałaś
sobie o mamusi, a gdzie byłaś przez te wszystkie lata? Nie zamierzała się
tłumaczyć. Nie chciała tracić czasu. Rozemocjonowana poszła za lekarką, kiedy ta
kontynuowała:
- Proszę nie nastawiać się na zbyt wiele. Pani matka żyje w
swoim własnym świecie. Ach, i jeszcze jedno. Proszę nie trzaskać drzwiami, ona
bardzo tego nie lubi.
Zupełnie jak tata, pomyślała Minori, kiedy w milczeniu
wsiadły do windy i wybrały trzecie piętro, a potem ruszyły wzdłuż pustego
korytarza. Z każdym krokiem emocje narastały. A jeśli to nie mama? Co wtedy? A
jeśli...
Doktor Nakamura otworzyła drzwi do pokoju 308 i rzuciła
oschłe "zapraszam", po czym po prostu znikła. Minori zebrała w sobie
wszystkie siły. Nie zawahała się wejść. Ledwie opanowując drżenie dłoni,
ostrożnie zamknęła drzwi i spojrzała na siedzącą na łóżku kobietę.
- Mamo...
To była jej matka, niewątpliwie. Tak, przez lata cierpień,
fizycznych i psychicznych, postarzała się okropnie. Tak, miała zmarszczki i
zapadnięte policzki. Tak, jej włosy posiwiały. Lecz Minori nie wątpiła. To była
jej matka.
- Mamo - powtórzyła.
Aika wpatrywała się tępo w podłogę.
- Mamo. To ja. Minori.
Brak reakcji. Doktor Nakamura ostrzegała: żyje we własnym
świecie. Kaito też: postradała zmysły i tak cię nie rozpozna. Minori mimo
wszystko nadal miała nadzieję, że jej widok obudzi w mamie chociażby jedno,
jedyne wspomnienie... Niepewnie usiadła na podłodze, tam, gdzie padał wzrok
Aiki, chwytając ją za ręce i pytając z rozpaczą:
- Mamusiu, co oni ci zrobili? To ja. Twoja córka. Minori.
Wiesz, ile czasu cię szukałam?
Nic.
- Jestem taka naiwna, mamo - w głos Minori wkradła się
rezygnacja - zostałam oszukana, wykorzystana i skrzywdzona. Czy możesz mnie
pocieszyć? Nie wiesz, jak bardzo tego potrzebuję, mamo, och, mamo!
Ale Aika milczała, słuchała i nie słyszała, patrzyła, lecz
nie dostrzegała niczego. Minori poczuła wtedy, że to ponad jej siły. Nie
zniesie tego. Nie wytrzyma. I w chwili, gdy wybiegała z pokoju, zalała się
łzami. Nie czekała ma windę, pognała schodami w dół, przeskakując po kilka
stopni i zastanawiając się, czy Taehyun będzie wiedzieć, co robić. Musi do
niego zadzwonić. Tylko nieco przedtem ochłonie. Głęboko wdychała popołudniowe
powietrze. Nie słyszała kroków podążającej za nią osoby. Ktoś zasłonił jej
usta. Przerażona usiłowała się wyrwać. Czemu nikt nie reagował, była przecież w
miejscu publicznym! Halo, tu jestem!, wolała bezgłośnie. A potem poczuła jak
coś ostrego wbija jej się w brzuch i straciła świadomość.
***
Minori
otworzyła oczy i ujrzała rozgwieżdżone niebo. Przez moment trwała w błogim
spokoju, nie zastanawiając się, gdzie jest, ile czasu tu jest i jak się w tym
miejscu znalazła. A potem powoli wracała świadomość. Minori podniosła się do
pozycji siedzącej i wtedy poczuła ból, okropny ból w całym ciele. Bezkresny
step wypełnił się jej przerażającym krzykiem. Z powrotem upadła na ziemię.
Wszystko stopniowo sobie przypomniała. Ostrze wbijające się w brzuch. Czyjeś
ręce wpychające ją do samochodu. Niekończąca się droga pomiędzy kolejnymi
utratami kontaktu. Rozmowy podniesionymi głosami. A może tylko jej wydawało
się, że krzyczeli. Oni, bo było ich więcej. Przez cały czas się wykłócali. Co
to za ludzie? "Jeżeli chcesz mnie zatrzymać, musisz mnie zabić".
Minori zadrżała, z bólu, z zimna i ze strachu. Wreszcie to zrozumiała: nie ma
dla mnie ratunku. Ci ludzie, kimkolwiek byli, wyrzucili ją z samochodu pośrodku
stepu i uciekli. Nie zostało jej wiele życia, wykrwawi się, zginie w paszczy
dzikiego zwierzęcia. Z rany na brzuchu nadal sączyła się krew. Nie mogę poddać
się bez walki, pomyślała Minori. Z trudem podparła się na łokciach, upadła.
Znowu spróbowała. Znowu upadła. Łzy zalały jej twarz i opuchnięty policzek.
Pomocy. Pomocy. Pomocy!!!, wołała, a może tylko wydawało jej się, że krzyczy.
To na nic. Lepiej zrobi, jak po prostu położy się i uśnie. Wszystko się skończy.
A zwłaszcza ból. Tak czuła się jej matka zdradzona przez Akiharu? Minori nuciła
piosenkę w oczekiwaniu na nieuniknione. Myśli biegły swoim torem. "Nie
pamiętasz o obietnicy, Minori?" "Nie było żadnych obietnic,
tato". Ależ były! Minori przypomniała sobie upalny letni dzień. Kiedy to
było? Kiedy jeszcze trwała wojna. Gdzie wtedy poszli? Nad rzekę? Jonghyun
przysypiał, a ona schowała się w zaroślach i wyobrażała sobie, że stała się
niewidzialna. W przypływie paniki szukał jej i nawoływał po imieniu. Wreszcie
pokazała mu się i zupełnie nie rozumiała, czemu był taki zdenerwowany.
"Nie oddalaj się ode mnie. Nigdy więcej. Dobrze?" "Dobrze,
tatusiu. Nie będę, obiecuję". Minori zawyła z rozpaczy, złamała obietnicę,
więc leży tu wykrwawiając się i spodziewając się śmierci. To jej kara. Za
bardzo się oddaliła. I nie ma już powrotu. Nie. Nie podda się! Nie może.
Ostatnimi siłami zdołała się podnieść na czworaka. W tej pozycji, oszalała z
bólu, ruszyła przed siebie. Nie wiedziała, czy w dobrym kierunku. Nie było
dobrego kierunku. I tak nie pokona dziesiątek kilometrów, by dotrzeć
gdziekolwiek i poprosić o pomoc. Lecz chociaż umrze z poczuciem, że walczyła do
końca. A przedtem odnalazła mamę. Jedynie o tym myślała, przesuwając się powoli
krok po kroku. I wtedy usłyszała głos. Natychmiast go rozpoznała. Kaito biegł
prosto na nią.
- Minori!
To koniec, już ją zobaczył. Nie było sensu
kontynuować walki. Minori zatrzymała się i zawyła w swoim ostatnim poszukiwaniu
ratunku:
- Mamo! Mamo! Mamoooo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz