20/06/2018

i will protect you (rozdział 25)

                Chaewon wstała wcześnie, ubrała się i udała do kuchni. Nie wiedziała czemu świadomość, że szykuje jedzenie dla Changgu spodobała jej się. Nie ekscytowała się tak, gdy serwowała posiłki innym gościom. Nie pracowała nigdy z takim zapałem, co dzisiaj. Nie przypuszczała tylko, że ktokolwiek jej w tym przeszkodzi.
- Lee Chaewon - usłyszała szorstki głos swojej szefowej i aż podskoczyła.
- Proszę pani! - zawołała - jak mnie pani wystraszyła.
- Aż tak kiepsko wyglądam?
- Nie...
- A może spodziewałaś się kogoś innego? - zapytała właścicielka.
Czyżby niespodziewanie naszła ją ochota na żarty?
- O to chodzi, że nikogo się nie spodziewałam, zaskoczyła mnie pani - przyznała Chaewon i zabrała się z powrotem do pracy.
- Byul za ciebie dokończy, a ty pomożesz mi w zakupach - oznajmiła po chwili Shin Haera.
Chaewon posłała jej podejrzliwe spojrzenie.
- Nie tak było planowane.
- Ale plany mają to do siebie, że czasami się zmieniają.
O co ci chodzi, ty stara krowo?, pomyślała Chaewon.
- Dobrze, zaraz będę gotowa - odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem.
Posłusznie zrezygnowała z szykowania śniadania i pojechała z panią Shin po zakupy.
Changgu poczuł się trochę rozczarowany, kiedy zszedł do jadalni i nie zastał jej tam. Dziwne, miała tu przecież być. A może tylko tak mu się wydawało? Czy z nieznanego powodu postanowiła w ostatnim momencie się wycofać? Czemu, skoro tak, nakrywałaby stolik na dwie osoby?
- Cześć - przywitała go Byul.
- Cześć.
- Mama uparła się, by Chaewon towarzyszyła jej na zakupach, przykro mi, nie zdołałam nic zrobić.
- A co zamierzałaś?
- No... powstrzymać ją i nie popsuć wam planów.
Changgu wbił w nią wzrok, była niepewna i zmieszana, a potem popatrzył dookoła. Nieliczni tylko siedzieli przy stolikach, poza tym zajmowało ich jedzenie.
- A ty już jadłaś? - zapytał.
Byul zaprzeczyła.
- Nie miałam czasu.
- No to zapraszam. Nie zjem sam tego wszystkiego.
Czy się zawahała? Nie, może tylko przez moment. Ostateczni dosiadła się do Changgu i skorzystała z dodatkowego nakrycia. Z uporem milczeli i nie potrafili pozbyć się wrażenia, że atmosfera zagęszcza się i robi się bardzo niezręczna. A może nie powinni jeść wspólnego śniadania? A może powinni po prostu coś powiedzieć?  Jednocześnie wpadli na ten pomysł i weszli sobie w słowo.
- Co chciałaś powiedzieć?
- Nic istotnego, ty powiedz pierwszy.
- Nie, dziewczynom się ustępuje.
- O proszę, jaki dżentelmen - zachichotała, problem w tym, że naprawdę nie miała do powiedzenia niczego istotnego... - zwiedziłeś może latarnię?
- Nie.
- Możecie tam iść.
- Yhm.
- Z tą latarnią związana jest legenda - zaczęła, lecz podczas opowiadania zauważyła, że on jej po prostu nie słuchał - przepraszam... nudzę cię?
- Nieee, nie, to nie tak.
- Czasami plotę bez sensu. Mama uważa, że brak mi taktu. A wszystko przez to, że nigdy nie miałam towarzystwa. Och, nie, nie chcę się skarżyć, było jak było. Nikt mnie nie lubił, bo zbytnio wstydziłam się swojej blizny i nie umiałam grać w kosza.
Po tym wyznaniu zamilkła, odgarniając za uszy niesforne kosmyki i powoli sącząc sok.
- A chcesz się nauczyć?
- ... czego?
- No, grać w kosza.
Byul już zamierzała zapytać "jak", kiedy przypomniała sobie, że istotnie za domem było boisko.
- OK - powiedziała.
Changgu zaoferował jej pomoc w sprzątaniu jadalni, a potem... Byul przypomniała sobie, że nie mieli piłki.
- Może ktoś nam pożyczy? - zaproponował.
Ale o tak wczesnej porze boisko było puste. Changgu tłumaczył jej więc jak stać w odpowiedniej pozycji i jak wykonywać rzuty. Nic nie pozostało po poprzedniej, niezręcznej atmosferze. Byul przez cały czas chichotała, rozbawiona tak po raz pierwszy od dawna. W pewnym momencie Changgu objął ją, poprawiając jej ustawienie. Niespodziewanie znieruchomiała, poczuła przyjemne dreszcze i przestraszona tym, szybko od niego odskoczyła. To wtedy zauważyła, że nie są sami. Chaewon stała obok zaparkowanego samochodu, z torbami pełnymi zakupów.
- Co robicie? - zapytała, lecz nie z wyrzutem, a z czystym zainteresowaniem.
A oni zamarli, jakby przyłapała ich na gorącym uczynku.
- Changgu uczył mnie grać w kosza - powiedziała Byul, po czym dodała pospiesznie - tylko nie mamy piłki.
Po chwili z samochodu wygramoliła się Shin Haera i nie kryła zadowolenia z zastanego widoku.
Mimo że poszła zaraz przy pomocy Chaewon odnieść zakupy, atmosfera na boisku znowu stała się niezręczna. Changgu zamilkł. Byul też niespodziewanie straciła ochotę do rozmowy. I tak więc w ciszy ruszyli do domu, niepewni czy nie zdenerwowali Chaewon, a ona, jeżeli już miała do kogokolwiek żal, to tylko do szefowej. Nie podobało jej się, że Shin Haera wtrąca się w cudze życie. Nie podobało jej się, że odciąga ją od Changgu, bo upatrzyła go sobie dla swojej córki. Lecz kiedy rozpakowała zakupy i wpadła na niego na korytarzu, uspokoiła się trochę.
- Nie było cię na śniadaniu - wypomniał jej z dziecięcym wręcz oburzeniem.
- Niestety, pomagałam w zakupach na polecenie szefowej.
- Nie masz wrażenia, że ona stara się wyswatać mnie z Byul? - zapytał, mimo że nie zamierzał tego robić, a może po prostu chciał sprawdzić jej reakcję.
Chaewon parsknęła lekceważąco, a potem szczerze przyznała:
- Czasami mam naprawdę dość mojej szefowej. Czasami mam dość tego wszystkiego. I chciałabym uciec, po czym dochodzę do wniosku, że nie robię w życiu niczego innego niż uciekanie.
Czy nie była to najszczersza rzecz, jaką mu o sobie opowiedziała?
- Chodź, zwiedzimy latarnię - zaproponował.
I tylko tyle. Nie chciał jej spłoszyć dodatkowymi pytaniami. Nie chciał też zmarnować szansy i jeżeli zamierzała wreszcie zwierzyć mu się, był gotowy tego wysłuchać. Nic nikomu nie powiedzieli, wyszykowali się i wyruszyli w kierunku latarni. Changgu był niepocieszony, że nie udostępniono jej do zwiedzania. Lecz wtedy Chaewon zachichotała zagadkowo.
- Nie martw się - powiedziała, po czym rozejrzała się dookoła, a kiedy przekonała się, że nikogo nie ma, poszła po ukryty na wydmach pieniek.
- Co ty zamierzasz zrobić? - pytał Changgu z przejęciem.
Nie umiała opanować rozbawienia, zachowywał się tak, jakby bał się i cieszył z popełnionego psikusa.
- Nic wielkiego, z Byul często to robimy - przyznała i wdrapała się na pieniek ustawiony przy okienku latarni.
Bez trudu otworzyła je i przecisnęła się do środka. Changgu przypatrywał się jej poczynaniom z zainteresowaniem, a ona wyciągała ramiona i wołała go.
- Nie zmieszczę się.
- Och, pewnie, że się zmieścisz - powiedziała z takim przekonaniem, że więcej nie zaprotestował, po prostu wszedł na pieniek i... złapał jej rękę.
Chociaż okienko było naprawdę niewielkie, przeszedł bez problemu i po chwili stał pomiędzy zimnymi murami z cegieł. W powietrzu wirowały kłęby kurzu i panowała tu niewyobrażalna cisza. Nadal złapani za ręce, ruszyli po kręconych schodkach latarni. Nie odzywali się, przez cały czas milczeli, kilka razy przystawali tylko na moment i uspokajali oddechy. Aż wreszcie zdyszani doszli na taras widokowy. Z ogromną siłą owiał ich wiatr, lecz nie zniechęcili się. Chaewon wychyliła się przez barierkę, wpatrzona w morze. Changgu asekurował ją, stając tuż obok. Czy tu dokończy swoją opowieść? Czy może zamierzała po prostu milczeć?
- Czasami śni mi się, że spadam, macham ramionami w powietrzu, lecz nie mogę się zatrzymać, nie mogę nic zrobić, mogę tylko spadać, spadać i spadać... a potem budzę się z krzykiem, na podłodze... I wiesz co? Nadal czuję się, jakbym spadała - wyznała.
Nie drżał jej głos i nie trzęsły się ręce, była spokojna, wręcz otępiała i apatyczna, przez cały czas wpatrzona w morze. Czy to ta opowieść, zastanawiał się Changgu. A jeżeli tak... Co oznacza? Może o wiele więcej niż zrozumiał.
- Nie pozwolę ci upaść - zapewniał - jestem tu i będę. Nie pozwolę ci upaść.
W przypływie uczuć objął ją ramionami, a ona go nie odtrąciła.

***

                Byul siedziała w swoim pokoju i wcierała w twarz krem. Gdyby nie ta okropna blizna, nie narzekałaby na brak urody, miała zdrową, zadbaną cerę, subtelne rysy i sympatyczny uśmiech. Włosy też dodawały jej uroku, swobodnymi palami opadały na ramiona i plecy. Byul czasami splatała je w warkocz, by nie przeszkadzały przy pracy, tak zrobiła i w tym momencie, czekało ją jeszcze nastawienie prania. A kiedy wreszcie wstała od lustra, ktoś zapukał do jej drzwi. Byul otworzyła z tym samym sympatycznym uśmiechem. Może to Chaewon, pomyślała, przyszła mi potowarzyszyć i opowiedzieć o wrażeniach z randki. Lecz... zdziwiła, że za drzwiami zastała ich oboje. Changgu podrzucał piłkę. Chaewon powiedziała, że kupili ją po drodze.
- Może pogramy? - zaproponowała.
Byul nie chciała się narzucać, lecz skoro sami ją zapraszali, zapomniała o praniu i zgodziła się chętnie.
Changgu stał się ich nauczycielem.
- Nie jestem taki dobry, po prostu często gram z chłopakami - tłumaczył - w zasadzie przez to się zakumplowaliśmy, ja, Yanan i Shinwon.
- Nie wierz mu, gada tak tylko po to, żebyśmy zaprzeczały i go chwaliły - zażartowała Chaewon.
- Nieprawda! - oburzył się.
- Oppa, pewnie, że jesteś dobry, jesteś the best! - zawołała Byul, by sprawić mu przyjemność, jeżeli istotnie to chciał osiągnąć.
- Pfff, bardzo zabawne! - stwierdził i z udawanym zdenerwowaniem rzucił piłkę, a pech sprawił, że odbiła się z impetem o ziemię i trafiła Chaewon w głowę.
Wystraszony podbiegł do dziewczyny, gdy akurat osuwała się na boisko.
- Co jej jest?! - pytała przerażona Byul.
- Chaewon! - powtarzał Changgu, potrząsając ją.
Nie reagowała... A potem niespodziewanie podniosła się do siadu. I wybuchła śmiechem.
- Co? - zapytała - ja tylko żartowałam.
- Lee Chaewon, wiesz jak nas wystraszyłaś?! - zdenerwował się Changgu, w tym momencie zupełnie serio, a ona po prostu wstała, rzuciła się do ucieczki i bawiła się przy tym doskonale.
- Cała Chaewon, taka już jest, jak zwykle stroi sobie niestosowne żarty - skomentowała Byul.
- Ale... dzisiaj była bardzo poważna.
- Taaak?
- Tak, w latarni - przyznał Changgu - sprawiała wrażenie, jakby była bardzo nieszczęśliwa.
- Może ty dasz jej szczęście.
- Myślisz, że je przyjmie?
- Myślę... Myślę, że sporo wycierpiała. Oppa, nie skrzywdzisz jej, prawda?
Wtedy rozległ się pełen pretensji głos Chaewon:
- Czemu nikt mnie nie goni?!
I oboje rzucili się w jej kierunku. Czas mijał przyjemnie. Nigdzie się nie spieszyli, pozostali na boisku, aż nie zapadł zmierzch. Następnego dnia za to wspólnie zorganizowali sobie piknik na plaży, zajadali się niezdrowymi przekąskami, grali w karty i opowiadali kawały. Niestety, wieczorem Changgu szykował się do wyjazdu i żałował, że nie może zostać tu jeszcze kilka dni.
- Nie płacz, odwiedzę cię znowu - zapewniał Chaewon, kiedy markotna odprowadzała go do samochodu.
- Nie zamierzam płakać! - zawołała przekornie.
Byul się nie pojawiała, specjalnie pożegnała się przedtem, nie chciała przeszkadzać.
- Dziękuję ci za mile spędzony czas, trzymaj się.
Chaewon pozwoliła by objął ją i przytrzymał w ramionach.
- Yhm, ty też... i odezwij się jak już dojedziesz do domu - poprosiła.
Ze smutkiem patrzyła, jak wsiadał i ruszał.
- Changgu! - zawołała go po imieniu.
O dziwo, usłyszał, zatrzymał się i wyskoczył z samochodu.
- Co... - nie dokończył.
Chaewon dopadła do niego i połączyła ich usta w pocałunku. Nie był na to przygotowany, zupełnie go zaskoczyła. A kiedy wreszcie zorientował się, co się dzieje, wycofała się spłoszona i złapała się za policzki.
- Ja tylko... chciałam zapytać... czy naprawdę odwiedzisz mnie znowu... - wyznała.
Lecz po tym, co zrobiła, nie wątpiła, że tak.

1 komentarz:

  1. Dobrze, że Chaewon zaczyna się otwierać na innych ludzi, po tym co się stało

    OdpowiedzUsuń