27/06/2018

i will protect you (rozdział 26)

*RETROSPEKCJA*

                Hongseok natychmiast znalazł się przy dziewczynie. Nadal siedziała nieruchomo zawinięta w koc i bezgłośnie łkała, a jej twarz nie wyrażała nic poza przerażeniem i niedowierzaniem. Pustym wzrokiem wpatrywała się w dal, mimo to zachowała czujność i zawołała:
- Nie! Nie dotykaj mnie. Nie...
- Dobrze się czujesz? - zapytał, a ona odsuwała się od niego i chowała się w rogu kanapy.
- Nie dotykaj jej - poprosił Hyojong smutnym tonem.
W tym momencie zrobiłby wszystko, byle ulżyć Chaewon w cierpieniu, a jedyne, czego chciała, to by nie przekraczano muru, jakim się otoczyła. Skoro tak, postanowił uszanować jej życzenie, chociaż marzył, by objąć ją ramionami i utulić. Nie wyobrażał sobie, co musiała przeżyć. Nie wyobrażał sobie, jak musiała czuć się skrzywdzona. Nie przestawał się trząść i był zbyt oszołomiony, by tak po prostu się uspokoić, prawda go pokonała.
- Hyung! - zawołał Hongseok stanowczo - musimy zabrać ją do szpitala, a potem złożyć zeznania na policji.
- Nic mi nie jest - odezwała się po raz pierwszy Chaewon.
- Nie ty, tylko lekarze powinni to ocenić - tłumaczył jej Hongseok.
Nie chciała go słuchać.
- Nie - powiedziała - nigdzie mnie nie zabierzecie. Nie chcę o tym z nikim rozmawiać. Nie chcę o tym pamiętać.
Hyojong podszedł do przyjaciela i pociągnął go na bok.
- Ja... postaram się to wszystko ogarnąć, odezwę się potem - rzekł, tym samym wypraszając go i odprowadzając. 
Hongseok przy wychodzeniu powtarzał mu jeszcze, że nie powinien odpuszczać i tak tego zostawiać.
- A przede wszystkim, musisz zabrać ją do szpitala.
- Yhm, taki mam zamiar.
Ledwie wyszedł, Chaewon wpadła w histerię.
- Nie! Nie, nigdzie się nie ruszam! Nie będę nikomu o tym opowiadać! - krzyczała w napadzie szału, miotała się, gdy Hyojong zamierzał usiąść z powrotem obok.
- Nie zrobię nic bez twojej woli - przyrzekł.
I wtedy uspokoiła się wreszcie.
- Oppa... - jęknęła, a po jej policzkach popłynęły łzy.
- Chaewon, proszę, mogę... cię przytulić?
- Nie...
- Kto ci to zrobił? Kto? Jak...? - pytał, chociaż tak naprawdę wolał nic nie wiedzieć, to było zbyt bolesne.
- Ten człowiek... co do mnie wypisywał. 
- Jak do tego doszło?
- Nie wiem... to się stało tak szybko, wyrzucałam śmieci, wciągnął mnie do samochodu, zasłonił usta i...
- O Boże.
- Oppa, tak bardzo się bałam.
- Och, Chaewon... przepraszam... przepraszam, że nie wyniosłem tych śmieci.
Hyojong nie wytrzymał i też się rozpłakał.
- Nie wiem nic więcej.
- Nie rozpoznałabyś go?
- Nie chcę go widzieć! Rozumiesz? Nie powiesz o tym nikomu, prawda?
- Ja wiem, ciężko ci, mimo wszystko... skoro nie chcesz opowiadać o tym policji... może pojedziemy prosto do szpitala?
- Nie ma potrzeby - upierała się.
- Czemu nie pozwalasz sobie pomóc?
- Bo... jedyne, co mi pomoże, to jak po prostu o wszystkim zapomnimy.
Naprawdę uważała, że zapomni tak okropne zdarzenie? A może odrzucała od siebie rzeczywistość i z powodu szoku wmawiała wszystkim, że nic się nie stało? A może było zbyt wcześnie na tego typu domysły.
- Yhm... - odpowiedział jej westchnieniem - posłuchaj, umyjesz się, cała, przebierzesz się w suche ubrania, a potem położymy się i wypijemy po kieliszku. OK?
Chaewon wpatrywała się w niego, lecz sprawiała wrażenie, jakby zupełnie nic nie widziała.
- OK... tylko nie dotykaj mnie.
- Spokojnie, nie dotknę cię - zapewniał ze zrozumieniem, lecz i pełnym poczucia winy zrezygnowaniem.

***

                Mimo, że bardzo się starał, Chaewon nie doszła do siebie. Przez kolejne dni rzadko wstawała z łóżka, leżała wpatrzona obojętnie w sufit. Nic jej nie interesowało, pogrążyła się w apatii i zamknęła się w swoim własnym cierpieniu. Nie reagowała na to, co dzieje się dookoła, telewizor, radio, internet, te rzeczy po prostu nie istniały. A jeżeli Hyojong nie ugotował jej czegoś, zapominała o jedzeniu. Nie wstawała z rana, by zrobić mu śniadanie, czy zapakować kanapki na zajęcia. Nie czekała, kiedy wracał. Nie chciała słyszeć o policji. W zasadzie porozmawianie o czymkolwiek stawało się niemożliwe, cały czas po prostu milczała. Hyojong czasami kilka razy coś powtarzał, by mu wreszcie odpowiedziała. Z wielkim poczuciem winy oddał się zupełnie opiece nad Chaewon i pomagał jej we wszystkim, w czym tylko pozwalała. Nie pojawiła się więcej w pracy. Hyojong  sam porozmawiał z jej szefem i przeprosił, że zrezygnowała bez uprzedzenia. Nie wspominał, czemu. Chaewon zabroniła mu przecież komukolwiek o tym opowiadać. Nie opuszczał go strach o nią. Chociaż wmawiał sobie, że to minie, bał się bardzo. A kiedy nie było go w domu, dostawał ataku paniki, jeżeli nie odbierała telefonu i nie odpisywała mu zaraz. Wtedy spieszył się z powrotem, niespokojny, póki nie upewnił się, że po prostu spała. Hyojong często kładł się obok i towarzyszył jej w tym nic nie robieniu. Stopniowo dotarło do niego, że to się nigdy nie zmieni, przez co ogarniała go furia, a świadomość, że sprawca tego okropnego czynu nie poniesie kary, nie dawała mu spokoju. Chaewon otaczała się murem nie do pokonania. W milczeniu odwracała się od Hyojonga, zawijała się w kołdrę albo udawała, że zasnęła i nie pozwalała się dotykać. Celowo lub nie, traktowała go, jak gdyby był obcym...
- Chaewon, popatrz na mnie - poprosił pewnego wieczoru po kolacji, a ona skierowała na niego zmęczony wzrok.
- Tak?
- Co mogę dla ciebie zrobić?
- Nic.
- Nie rozumiesz - przyznał - cały czas boję się o ciebie i nie wiem, jak mam ci pomóc, bo nie wyobrażam sobie, przez co musiałaś przejść i ile wycierpiałaś.
- Niepotrzebnie, oppa, to tylko chwilowe.
- A jeżeli nie? A jeżeli nie poradzimy sobie sami? Może powinniśmy udać się do psychologa...
- Nie potrzebuję nikogo, ty mi wystarczasz.
- Naprawdę? A ja czuję czasami, że ci przeszkadzam. Nie odzywasz się, odgradzasz się ode mnie.
- Nie przeszkadzasz! - zawołała, po czym dodała, zasmucona - przepraszam...
- Nie przepraszaj, powiedz, tylko szczerze: obwiniasz mnie o to, co się stało?
- Nie obwiniam cię o nic.
Mimo wszystko jej zapewnienie nie zabrzmiało szczerze.
- A ja siebie obwiniam.
- Nie zrobiłeś niczego złego.
- Nie ochroniłem cię. Ale ja to ja, Kim Hyojong. Nie jestem tamtym skurwielem.
W jej oczach pojawiło się przerażenie.
- A czy ja powiedziałam, że jesteś?
- No to czemu nie pozwalasz, żebym cię pocałował, przytulił, potrzymał za rękę? - zapytał z rozgoryczeniem, bliski rozpłakania się, jakby był rozpieszczonym dzieckiem, tupiącym i awanturującym się w supermarkecie.
Chaewon z powrotem wbiła wzrok w sufit. Nie przeszkadzał jej. Nie znała po prostu odpowiedzi na te pytania. 
- Nie obwiniaj się, tu nie chodzi o ciebie, tu chodzi o mnie - powiedziała i znowu zamilkła.
Hyojong zrozumiał, że to koniec rozmowy. Nie naciskał. Z westchnieniem położył się obok, też wbijając wzrok w sufit i szukając tam rozwiązania, lecz zamiast tego nawiedzała go tylko coraz większa i większa wola zemsty na tym, kto zniszczył ich idealne życie.

***

                Hyojong niestety się nie mylił, nic się nie zmieniło, dni mijały, a ona nie czuła się lepiej. Gdyby był pewien, że czas pomoże, zaczekałby tyle, ile to potrzebne. Lecz powoli opuszczała go cała nadzieja. Nie przeszkadzało mu, że musi nieustannie zajmować się Chaewon i zaniedbywać wszystko inne. Nie potrafił po prostu znieść myśli, że jak by się starał i tak zachowywała dystans. Czasami stwarzała wrażenie, że jest jej wszystko jedno, czy coś zje, czy nie zje, czy żyje, czy umarła. Stopniowo pogrążała się w depresji i nie walczyła. A Hyojong nie miał pomysłu jak ją z tego wyciągnąć. Wreszcie, pewnego popołudnia, zadzwonił załamany do drzwi przyjaciela. Hongseok siadał akurat do kolacji z rodzicami i poprosił go, żeby do nich dołączył. Przy stole rozmawiano o błahych sprawach, atmosfera była miła. Nikt teoretycznie nie zauważył zdenerwowania Hyojonga. Dopiero w swoim pokoju, Hongseok zapytał go:
- Hyung, co się dzieje?
Hyojong opowiedział mu o ostatnich dniach.
- Nie mam już sił - podsumował.
- Nie zgłosiliście tego?
- Nie przekonałem Chaewon. Nie rozumie, że to ten skurwiel, a nie ona, powinien się wstydzić. Nie chce nikomu o tym opowiadać. Nie zmuszę jej.
- Nie może mu to ujść na sucho!
- Yhm... gdybym tylko jakoś go znalazł.
- Nie masz na niego namiaru?
- Nie. Chaewon też milczy... jedyne, co przeszło mi przez myśl to znalezienie jej brata.
- I obicie mu mordy? - zapytał Hongseok zupełnie serio.
- No, to też.
- A co jeszcze?
- Może on... wie, kto to był.
- O, to dobry pomysł, jak usłyszy, co ten typ zrobił jego siostrze, pewnie go wyda.
- Nie powiemy mu tego.
- Nie?
- Chaewon zabroniła mi z kimkolwiek o tym rozmawiać, obiecałem.
- Ale to brat.
- Nie wiem, czy by go to obeszło, skoro sam zaproponował jej spłacanie tym sposobem długu - wyznawał ze wzburzeniem - musimy przygotować coś, żeby go przekupić.
- Nie wiem, co powiedzieć... to po prostu okropne.
- Może zaproponujmy mu pieniądze?
- Hyung, pieniądze?! - zdziwił się Hongseok - przez niego Chaewon spotkała taka tragedia, a ty chcesz mu płacić?
Hyojong nerwowo spacerował po pokoju. Racja, to byłoby idiotyczne... Więc zapytał przyjaciela:
- A ty, co byś zrobił na moim miejscu?
- No przecież ci powiedziałem, obiłbym mu mordę.
- Bratu?
- Bratu, a potem temu skurwielowi.
- OK.
I zapadła cisza, wszystko wydawało się zaplanowane, a w istocie plan ledwie powstawał.
- Hyung, ja to powiedziałem zupełnie serio - dodał po chwili Hongseok.
- I ja też. Nie pozostawimy tak tego, prawda? Ale... czy my umiemy się bić?
Nie przywykli do przemocy, a jeżeli już, to do jej unikania. Nie byli nigdy szkolnymi chuliganami. Nie szukali zaczepek.
- Może poszukamy kogoś, kto umie?
- Nie. Nie angażujmy w to nikogo. 
W tym momencie drzwi się otworzyły i do pokoju zajrzała pani Yang:
- Nie potrzebujecie czegoś? - zapytała.
- Nie, mamo - odpowiedział uprzejmie Hongseok, a jak już poszła, dodał szeptem - chyba nic nie słyszała.
- Nie, my potrzebujemy czegoś - rzekł zagadkowo Hyojong.
- Taaak?
- Tak, odpowiedniego narzędzia!
Wtedy Hongseok zrozumiał, o co chodzi i zastanawiał się przez pewien czas w skupieniu.
- A kij golfowy mojego ojca?
- Wporzo.
- No to gdzie go dorwiemy ?
- W domu. Chaewon pokazywała mi, gdzie mieszkała, jej brat na pewno nadal tam jest. Możemy skłamać, że przekazała nam dla niego pieniądze, a potem...
- Hyung, ojciec jedzie jutro na golfa, więc załatwmy to we wtorek, co?
- OK, we wtorek.
Nie wahali się. Nie dbali o konsekwencje. A przez resztę wieczoru planowali napad, jakby była to zupełnie naturalna rzecz. O wszystkim pamiętali, zadbali o detale. Nie wiedzieli, że to ostatni raz, kiedy byli tak zgodni... Hyojong postanowił wreszcie wracać. Hongseok zaprowadził go do drzwi, położył mu ręce na ramionach i rzekł zupełnie coś w rodzaju zwykłego, codziennego pożegnania:
- Nara, hyung, widzimy się pojutrze.
- Nara.
Hyojong wracał spokojniejszy. Nie przygnębił go tak widok leżącej na kanapie i wpatrującej się obojętnie w sufit Chaewon. Z uśmiechem przysiadł obok, ujął ją za rękę i po raz pierwszy zapewniał z przekonaniem, że wszystko się poukłada. Nie odpowiedziała. Nie zmartwił się tym. Nieważne, że zaraz zabrała rękę.


OD AUTORKI:

Moi drodzy, czuje się winna, mamy lato, a ja was zarzucam takimi smutnymi rozdziałami... 

Ale jeszcze, jeszcze tylko trochę i się podzieje sporo^^ 

Nie, żebym planowała koniec opowiadania, zastanawiam się tylko na ile rozdziałów jeszcze liczycie, bo tak szczerze to sama nie wiem ile ich w sumie wyjdzie. 

Pozdrowionka :)

1 komentarz:

  1. Nie mogę sobie wyobrazić, co czuła Chaewon i Hyojong, który nie umiał jej pomóc :(

    OdpowiedzUsuń