06/06/2018

i will protect you (rozdział 23)

                Kim Boyoung siedziała na kanapie, oglądała ulubiony telewizyjny teleturniej i co pewien czas wybuchała śmiechem. Hyojong nie widział nic zabawnego w zawodnikach konkurujących, kto pierwszy zje porcję makaronu z czarną fasolą, a przy tym ubrudzi siebie i wszystko dookoła. Może jeszcze do tego nie dorósł. Może z wiekiem ludzie zaczynają potrzebować takich rozrywek, by przeboleć gorycz życia. A Yoonmi? Czy też śmiała się z rzeczy banalnych, byleby tylko rozładować emocje i nie zwariować pewnego dnia? Bez zastanowienia złapał za telefon i zapytał ją, co porabia. Yoonmi zabroniła mu przychodzić niezapowiedzianie, lecz nie zabroniła mu pisać. Kiedy tylko chciał, wysyłał jej wiadomość na kakaotalk, a ona zazwyczaj zaraz odpowiadała... niestety, nie dziś. Hyojong ze zniecierpliwieniem wpatrywał się w telefon, jednocześnie trochę zmartwiony, trochę zdenerwowany i trochę zazdrosny.
- Hahaha! - śmiała się Kim Boyoung - widzisz, jak mu sos spływa po brodzie?
- Mamo, mi też wczoraj przy kolacji spływał sos po brodzie i jakoś cię to nie rozbawiło - przyznał Hyojong, po czym znowu wbił wzrok w telefon, nadal nic.
- Ach, kolacja, dobrze, że mi przypominasz, powinniśmy coś zjeść! - zawołała matka.
A potem wstała, jakby nie była już zainteresowana teleturniejem i zabrała się za przygotowania jedzenia. Hyojong niewiele ostatnio pojmował z zachowania matki, nie umiała wysiedzieć spokojnie, skupić się na konkretnej czynności i nie martwić się o nic innego. Kim Boyoung celowo wynajdowała sobie zajęcia i nigdy nie siedziała bezczynnie, by nie opanowały jej niechciane myśli. I co z tego, że dochodziła dopiero siedemnasta...
- Mamo, to nie pora kolacji...
- Obiad był wcześnie - rzuciła sucho Kim Boyoung, nie odrywając się od pracy, a po chwili znowu spojrzała na syna i zapytała jak gdyby z wyrzutem - pomożesz, czy nie?
Hyojong jeszcze raz popatrzył w telefon, potem włożył go do kieszeni i zabrał się za krojenie warzyw, na tyle nieostrożnie, że poskutkowało to skaleczeniem. Z przeciętego palca polała się krew, a rana boleśnie pulsowała. Boyoung z przerażeniem popatrzyła na syna, znieruchomiałego i niezdolnego chwilowo do żadnych reakcji. Wtedy oboje coś usłyszeli. Trzykrotny sygnał oznaczał otworzenie kodem drzwi. Hyojong zganił się za to, że znowu wyobrażał sobie nie wiadomo co, zanim zauważył w korytarzu... ojca.
- Hyungjun?! - zawołała matka, blada, jak gdyby zobaczyła ducha.
- Witaj. I cześć Hyojong - przywitał się ojciec, po czym spostrzegł skaleczenie syna - co ci się stało?
Nie czekając na odpowiedź, poszedł po apteczkę i zabrał się za dezynfekowanie.
- Ach, to nic, tato...
Nie protestował. Nie krzywił się, chociaż rana nadal krwawiła i szczypała. Nie przypuszczał mimo wszystko, że ojciec zrobi to tak delikatnie. A może po prostu szok znieczulił go i uodpornił na ból? Hyojong nie był niczego pewien.
- Nie powiesz mi, co ty tu robisz? - pytała Kim Boyoung.
- A nie widzisz? - odparł ojciec ze stoickim spokojem - nasz syn się zranił.
- Au! - zapiszczał w tym momencie Hyojong, zabolało go przy zakładaniu opatrunku.
- Kim Hyungjun, chcę, żebyś sobie poszedł i nigdy nie wracał - powiedziała stanowczo matka, a przy tym drżała na całym ciele i sprawiała wrażenie, jakby ledwie stała na nogach.
Może nadal nie dowierzała w to, co widzi. Może podejrzewała o spisek syna? A w dodatku, kipiała z furii.
- Nie odbierałaś telefonu. Nie dałaś mi wyboru. A my musimy porozmawiać - tłumaczył ojciec.
- Nie. Nie mamy o czym.
- Skoro tak, chociaż mnie wysłuchaj.
- Nie.
- Boyoung...
- Nie!
Hyojong znalazł się w samym środku sprzeczki. Nie spodobało mu się to. Nie chciał tego słuchać. Nie chciał w tym wszystkim uczestniczyć. Rodzice wrzeszczeli na siebie, jakby byli gotowi pozabijać się wzajemnie.
- Przestańcie - błagał.
Nie reagowali.
- Ja chcę tylko, żebyś mnie wysłuchała, yobo...
- Nie nazywaj mnie tak! Nie po tym, jak pieprzyłeś tę zdzirę! Nie nazywaj mnie tak nigdy więcej!
- Boyoung, ona nic dla mnie nie znaczyła... to był błąd.
- Hahaha - Kim Boyoung wybuchła śmiechem, jak przedtem podczas teleturnieju - pewnie twierdzisz tak, bo cię wystawiła.
- Nie, sam się opamiętałem i... przyszedłem po wybaczenie.
- Nie otrzymasz go. Nigdy. Nigdy, słyszysz?
- Boyoung, proszę, nie pozwolisz mi chociaż z wami zjeść?
- Wynoś się!
- Mamo! - zawołał Hyojong.
- A ty co?! - Kim Boyoung naskoczyła na syna - jeszcze go bronisz?!
- Nie, nikogo nie bronię.
- Hyojong, ty też mnie tu nie chcesz? - zapytał ze smutkiem ojciec.
- Ja chcę tylko, żebyście się uspokoili...
- O nie, nie uspokoję się, jeżeli on wreszcie nie wyjdzie.
Kim Boyoung dopadła do jego walizki i przeklinała, usiłując ją unieść, po czym wyrzucić za drzwi. Hyungjun starał się jej przeszkodzić. W efekcie szarpali się przez kilka minut i obrzucali wyzwiskami.
- Przestańcie! - powtarzał Hyojong raz po raz.
Nigdy nie czuł się tak bezsilny. Aż wreszcie walizka otworzyła się, a rzeczy ojca rozsypały po podłodze. Wtedy zapanowała cisza. Boyoung płakała bezgłośnie. Hyungjun umył ręce i pokroił warzywa. Hyojong  za to po prostu wyszedł. Nie rozpoznawał swoich rodziców w tych krzyczących, szarpiących się i wyzywających postaciach. A po tym, co w ich wykonaniu zobaczył, czuł, że świat, w jaki wierzył, zawalił się i roztrzaskał w kawałki. Hyojong spacerował bezcelowo po okolicy w zimnie i deszczu. Niecierpliwie sprawdzał telefon. Nie odczytała... Nie odpisała... Yoonmi po raz kolejny go zawiodła. Z tym poczuciem mimowolnie ruszył w znanym kierunku. Nie zastanawiał się nad konsekwencjami, po prostu szedł, szedł i szedł... Aż znalazł się przy furtce. Nie wahał się. Nie, zdeterminowany zdzwonił do drzwi i wpadł w ramiona przyjaciela.

***

                Hongseok nie wierzył własnym oczom, kiedy usłyszał sygnał domofonu i dostrzegł w kamerce tę twarz... Przecież tak wiele razy usiłował się z nim skontaktować i nic! Hyojong ignorował wszelkie próby pogodzenia się. Nie chciał rozmawiać. Nie chciał go w ogóle widzieć. Co się stało, że dziś sam zadzwonił do drzwi jego domu? Hongseok otworzył mu, gotowy do wysłuchania wyrzutów. Lecz zamiast tego po chwili ściskali się jak prawdziwi przyjaciele.
- Hyung... ? - powtarzał, a zaskoczenie zupełnie przejęło nad nim panowanie.
- Ja... przepraszam - przyznał Hyojong, opanowując się wreszcie i opuszczając bezsilnie ręce - nie mam dokąd pójść.
W tym jednym zdaniu zawarł wszystko, co czuł. Hongseok zrozumiał, że wydarzyło się coś złego.  O nic nie zapytał, nie zdążył, bo obok pojawiła się matka i przywitała się z przyjacielem syna.
- Hyojong! Nie pamiętam, kiedy ostatnio u nas byłeś - powiedziała, niekoniecznie zadowolona, że go tu widzi - podobno wpakowałeś się w kłopoty i ledwie wykręciłeś się od więzienia, wszystko w porządku?
Co za fałszywa troskliwość... zapewne pani Yang nie żałowała, że trzymał się ostatnio z dala od jej rodziny. Nie powinni zadawać się z kryminalistami, czy z kimkolwiek, komu przyszyto tę etykietę. Nie powinni narażać się na niepochlebne plotki. To mogło zaszkodzić ich karierze.
- Tak, wszystko w porządku - rzekł po prostu Hyojong.
Wtedy pani Yang otaksowała go krytycznym spojrzeniem. Czy ktoś, u kogo wszystko w porządku, przychodzi niezapowiedzianie zdenerwowany i zupełnie przemoczony? Gdyby tylko wiedziała, że w "kłopoty", o jakich wspomniała, zamieszany był też jej syn...
- Mamo, dam hyungowi coś suchego na przebranie - postanowił Hongseok.
Czy też rozpamiętywał w tym momencie napad na Lee Chaehyuna? Czy bał się, że matka może usłyszeć za wiele? Czy uważał się za winnego?
- Nie chcę ci przeszkadzać - przyznał Hyojong po drodze do pokoju przyjaciela.
- Nie przeszkadzasz.
Hongseok pożyczył mu ubrania, ręcznik i pozostawił w łazience. Skoro Hyojong nie wydał go przez cały ten czas, pewnie już tego nie zrobi. A jeżeli zrobi... to nic. Hongseok czuł czasami naglącą potrzebę odpokutowania i odpowiedzenia za popełnione czyny. Hyojong doprowadził się do porządku, a w pokoju poza przyjacielem zastał gosposię, podającą herbatę i pytającą, czy czegoś jeszcze by sobie życzyli.
- Nie jestem tu mile widziany, wiem o tym. Nie powinienem tu przychodzić i narażać was na skandal - stwierdził, gdy gosposia wreszcie wyszła.
- Nieważne, co mówi moja matka - rzekł Hongseok, po czym poprosił przyjaciela, by siadał i dodał - możesz tu przychodzić, kiedy tylko chcesz i zostawać, ile tylko chcesz.
- Yhm.
Hyojong, od kiedy pamiętał, czuł się niezręcznie w tym przepełnionym wszelkimi luksusami domu, chociaż serdecznie go przyjmowano. A dziś, mimo stania się intruzem, nie żałował, że zadzwonił do drzwi. Co dziwne, po tylu tygodniach braku kontaktu, wbrew obawom, obyło się bez skrępowania, jak gdyby spotkali się po wakacjach i mieli sobie tak wiele do przekazania, że nie potrafili poskładać tego w całość i po prostu opowiedzieć. A więc milczeli. Aż wreszcie Hongseok zapytał z zainteresowaniem:
- Co się dzieje?
Wtedy słowa popłynęły. Hyojong opowiedział o rodzicach i ich awanturze. Chwilowo zapomniał o całym swoim żalu do przyjaciela i rozmawiał z nim tak, jak gdyby nigdy nic złego się nie stało. W tym momencie dopiero dotarło do niego, że brakowało mu tego i, że mimo otaczających go ludzi, ostatnio był bardzo samotny. Stopniowo ogarniała go upragniona ulga. Natomiast Hongseok słuchał w skupieniu, nadal z lekkim zdziwieniem, nadal z niedowierzaniem, że znowu rozmawiają tak szczerze i zwierzają się sobie ze swoich problemów.
- Nie wiem, co robić - podsumował Hyojong, gdy wyrzucił z siebie wszystko, co go bolało.
- Możesz tu zostać, chyba się tam nie pozabijają... albo akurat dojdą do porozumienia - tłumaczył Hongseok.
Kiedy Hyojong rozważał wszystkie "za" i "przeciw" pozostania tu na noc, sam spojrzał w telefon i rozpromienił się cały.
- Wiadomość od dziewczyny?
- Tak... od Younghee.
Hyojong aż zakrztusił się herbatą.
- Nie, zaraz, to ta Younghee?!
- No... innej nie znam. Ale nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, my się po prostu przyjaźnimy.
Hyojong był zupełnie zaskoczony, pozytywnie zaskoczony. I chociaż cieszył się, to zrobiło mu się wstyd, że przez tyle czasu nie interesował się przyjacielem. Hongseok przecież zamierzał się wycofać po usłyszeniu, że jest zajęta. A skoro tak, jak doszło do tego, że mimo wszystko zaprzyjaźnili się potem?
- Może opowiesz mi o was?
- Nie wiem, co mam opowiedzieć...
- No, jak to co... wszystko!
Hyojong definitywnie postanowił nie wracać do domu i ułożył się na łóżku przyjaciela, gotowy wysłuchać opowieść. Hongseok sprawiał wrażenie nieco niepewnego, mimo to przyznał szczerze:
- Hyung, wszystko wydarzyło się zaraz po...
- Ach, wiem po czym.
- Ja... nie mogłem z tym żyć, sumienie nie dawało mi spokoju, nie mogłem sam sobie wybaczyć - ciągnął Hongseok ze wzrokiem wbitym w podłogę - pewnego dnia poszedłem do Younghee. Nie wiem czemu. Nie wiem czego oczekiwałem. Nie spodziewałem się chyba, że w ogóle zaprosi mnie do mieszkania.
- I co było potem?
- No wiesz, hyung...
- Nie wiem - rzekł Hyojong.
Hongseok zrobił się cały czerwony na twarzy.
- A potem kochaliśmy się.
Hyojong wybuchł szalonym śmiechem.
- Hyung!
- OK, wybacz. Nie rozumiem tylko czegoś. A konkretnie tego, czemu powiedziałeś mi, żebym nie wyobrażał sobie zbyt wiele, seks to dość poważna sprawa.
- Yonghee ma chłopaka.
- Nie zerwała z nim?
- Nie?
- To czemu...
- Po koleżeńsku.
- Nie wiedziałem, że z koleżankami uprawia się seks.
- Bo dla mnie to znaczyło o wiele więcej, wierzyłem, że i dla Younghee, a ona mimo wszystko z nim nie zerwała.
- Przykro mi. A może jeszcze to zrobi, co? Skoro cały czas wypisuje do ciebie.
- Przykro to powinno być mnie - przyznał Hongseok i po raz pierwszy popatrzył prosto w oczy przyjaciela, po czym dodał ze wzruszeniem - przepraszam cię, że wtedy uciekłem, przepraszam, przepraszam...

OD AUTORKI:

Cieszycie się z pogodzenia się Hyojonga z Hongseokiem?

Czekacie na kolejny rozdział? Nastawcie się, że jest przykry...

A tak poza tym, niedługo retrospekcje połączą się ze współczesnymi rozdziałami:)

1 komentarz:

  1. Dobrze, że Hongseok i Hyojong się pogodzili. Przyjaciele to cenna rzecz :)

    OdpowiedzUsuń