12/10/2022

blue lagoon (rozdział 86)

    Sarang nie zamierza nikomu opowiadać o swoich dzisiejszych planach. Z tego powodu mówi Jiyongowi po prostu, że spędzi więcej czasu na wolontariacie, a on w to nie wnika. Bez zbędnych pytań zawozi Yongiego do rodziców Hayi, bo musi być wieczorem w klubie na kolejnym występie Rose. Sarang zauważa jego fascynację nową wokalistką i choć nie widzi w tej dziewczynie potencjalnego zagrożenia dla małżeństwa swoich adopcyjnych rodziców, to ma przeczucie, że sprowadzi ona na nich kłopoty. Oczywiście nie dzieli się tym przeczuciem z Jiyongiem. Nie ma zamiaru zawracać mu głowy. Poza tym zapewne uznałby, że to znowu tylko jej niczym nieuzasadnione lęki. Sarang woli zwierzyć się Hyenie w przerwie pomiędzy wspólną zabawą z dziećmi. Czuje się lepiej, gdy opowiada koleżance o swoich prywatnych sprawach i od niedawna robi to w sposób zupełnie spontaniczny i naturalny. Kiedy wreszcie opuszczają sierociniec, przypomina jej o dzisiejszym wieczorze.

  - Obiecałam, że będę dziś miała więcej czasu i wymyślę coś super. 

  - No i?

  - No i wymyśliłam.

  - A co?

  - To niespodzianka - powtarza z uporem Sarang przez całą drogę, którą pokonują metrem, i przez ten kawałek, gdy idą pieszo. 

Hyena po raz pierwszy zauważa na jej twarzy szczery uśmiech, wywołany podekscytowaniem i satysfakcją z wymyślonych przez siebie atrakcji na wieczór. Sarang prowadzi ją przez kolejne uliczki. Czuje się wolna i przepełniona samymi miłymi uczuciami, gdy trzyma się pół kroku przed swoją starszą koleżanką i nieustannie odwraca się, żeby się upewnić, że ta podąża za nią. Choć niewiele odzywają się do siebie po drodze, tworzy się między nimi jakaś nić porozumienia i pragnienie, by przeżyć wspólnie niezapomnianą przygodę. Aż wreszcie obie zatrzymują się przy ucharakteryzowanym na stary i zniszczony budynkiem, na którym wisi tablica informująca, co to za miejsce.

  - Dom Strachów? - czyta przerażona Hyena i otrzymuje potwierdzenie. - Naprawdę chcesz tam iść?

  - Nie mówiłam, że poznasz mnie z zupełnie innej strony?

  - Nie sądziłam, że lubisz tego typu klimaty...

  - Nie wiem jeszcze, czy lubię. Za rogiem jest kawiarnia, do której często przychodzimy: Hayi, Jiyong, mój brat i ja. Ile razy mijaliśmy Dom Strachów, za każdym zastanawiałam się, jak tam jest, i myślałam, że chciałabym kiedyś do niego wejść. Tak więc zrobiłam dla nas rezerwację i wybrałam najstraszniejszą opcję.

  - Nie boisz się?

  - Pewnie, że się boję. Ale chcę tam wejść, by móc wreszcie bać się czegoś realnego i konkretnego, zamiast zadręczać się wciąż samymi urojonymi strachami.

  - Nie wiem, czy to tak działa.

  - Ani ja. Ale pora, bym się przekonała. A ty co, wymiękasz? - Sarang przestaje być poważna i znowu obdarza starszą koleżankę szerokim uśmiechem.

  - Niby ja wymiękam? Niedoczekanie twoje! Ale trzęsę się ze strachu, bo okropnie boję się horrorów, i liczę, że dodasz mi wsparcia - odpowiada ona, po czym chwyta Sarang za rękę i obie wchodzą do środka. Nie zwalniają tego uścisku, kiedy zwiedzają Don Strachów. Wiele razy krzyczą, tulą się do siebie i dodają sobie otuchy, przemierzając ciemne pokoje. Rozlegają się w nich złowieszcze dźwięki, pojawiają się przerażające obrazy i postaci, a niektóre z nich zbliżają się niebezpiecznie do dziewczyn lub próbują je gonić. Najstraszniejsza jest chyba wanna z przelewającą się krwią, z której wyłania się w pewnym momencie ciemnowłosa postać kobiety wydająca z siebie nieartykułowane jęki i ryki. Wtedy dziewczyny przytulają się mocno i przez chwilę po prostu trwają w tej pozycji. Hyenę, mimo że jest starsza, to wszystko nie przeraża mniej niż młodszą Sarang. Ale gdy w końcu opuszczają Dom Strachów, przejęte, zarumienione z emocji i z miękkimi z przerażenia kolanami, nie żałują, że tam były. Czują jednocześnie ulgę, że mają już za sobą tę kontrowersyjną przygodę, i obie wybuchają śmiechem. 

  - Nie wiem, czy pokonałam swoje lęki, wiem tylko, że strasznie zgłodniałam, i to dosłownie: straaasznie - chichocze Sarang.

  - Och, ja też. Może pójdziemy coś zjeść? Dla odmiany ja za nas zapłacę. 

  - O nie, ja cię zaprosiłam, więc ja stawiam.

  - OK, czuję się więc zaproszona - odpowiada Hyena i ruszają, już nie w odległości od siebie, lecz ramię w ramię. Nad Seulem powoli zapada zmrok, a one idą swobodnym krokiem, prowadząc zwyczajną rozmowę, żartując i wygłupiając się. Sarang tłumaczy sobie, że jej podekscytowanie całą tą sytuacją wynika z tego, że nigdy nie wychodziła nigdzie z kimkolwiek poza swoją rodziną, wszystko sprawia więc wrażenie nieznanego i nowego. Ale w głębi duszy doskonale wie, że to obecność Hyeny tak na nią działa. 

  - Unni, ja... chciałabym to robić częściej... chciałabym wychodzić z tobą i rozmawiać o tym wszystkim, co mnie przeraża, smuci i śmieszy... - oznajmia, gdy siadają przy wolnym stoliku i przeglądają kartę menu. 

Hyena podnosi wzrok znad spisu potraw i odpowiada, śpiewając cicho kawałek piosenki jednego ze swoich ulubionych zespołów.

  - Feefteen minutes with you, I wouldn't say no... 

  - Unni, muszę ci się do czegoś przyznać.

  - Hm?

  - Kłamałam, nie wybrałam najstraszniejszej z opcji zwiedzania Domu Strachów, przeciwnie, ta podobno w ogóle nie miała być straszna.

  - Co, serio?! Czyli te najstraszniejsze opcje nadal przed nami?

  - Może lepiej nie... wiesz... ja już chyba nie chcę się więcej bać.

***

    Rose chciałaby, żeby ten dzień nigdy nie istniał. I chociaż zaczął się dobrze, bo nigdy nie czuła się tak przygotowana do występu jak tej soboty, to potem potoczył się fatalnie. Pech sprawił, że akurat tego dnia mama sprawdziła jej torebkę. Oczywiście znalazła tam to, czego zapewne szukała i czego mimo wszystko miała nadzieję nie znaleźć - żyletkę. Od razu kazała Rose przyznać się, gdzie się tnie, a gdy nie dowiedziała się tego z jej ust, zmusiła córkę, by się rozebrała i z uwagą przyglądała się jej ciału. Na biodrach dziewczyny wciąż były dość świeże rany. Z tego powodu matka wpada w histerię, a ojciec zapowiada załamanej Rose szlaban na wychodzenie.

  - Koniec ze szlajaniem się z siostrą po mieście! - krzyczy. - Czy ty nie możesz być wreszcie dobrym dzieckiem i nie sprawiać problemów? Czego tylko się dotkniesz, musisz to spieprzyć! Nie tak was wychowaliśmy! 

Kiedy jej siostra przekonuje ojca, że akurat wychodzenie z domu dobrze Rose zrobi, ona w starannym makijażu nałożonym specjalnie na dzisiejszy występ, zaciska wargi, by się nie rozpłakać, tak mocno, że czuje w ustach gorzki posmak krwi. Ostatecznie zdenerwowany tata bez słowa wychodzi z pokoju, co dziewczyny przyjmują jako zielone światło do złamania nałożonego na młodszą z nich szlabanu. Ledwie znajdują się na dworze, Rose chce objąć siostrę i serdecznie jej podziękować, że kolejny raz uratowała ją z opresji, lecz ta wówczas wybucha.

  - Jak mogłaś? Jak?! Obiecałaś mi, że jeśli tylko ci pomogę w podpisaniu umowy z Desire, nie będziesz się ciąć. Ja złamałam dla ciebie prawo, a ty tak mi się rewanżujesz? Czemu to robisz, sobie i nam wszystkim?!

Rose stoi jak wryta. Tak bardzo chce, by ktoś ją zrozumiał, by wziął ją w ramiona, powiedział jej, że jest dla niego ważna i że będzie trwał u jej boku, cokolwiek się wydarzy. Czy nikt nie widzi, że ona sama nie znosi siebie za to, że regularnie się tnie? Czy nikt nie może tak po prostu dać jej trochę miłości i wsparcia zamiast wciąż na nią krzyczeć? W odpowiedzi po prostu odwraca się na pięcie i odchodzi, a siostra natychmiast ją dogania i usiłuje pociągnąć z powrotem do samochodu.

  - Zostaw mnie, nigdzie nie idę, nigdzie dziś nie występuję! - woła Rose, świadoma, że nie da rady stanąć dzisiaj na scenie.

  - Uspokój się, nie po to negocjowałam z ojcem, żebyś mogła wyjść z domu. Jedziemy do klubu, a ty wystąpisz i powalisz Jiyonga na kolana. Czy nie tak miało być?

Na te słowa Rose chociaż wciąż cała się trzęsie, mimowolnie reaguje uśmiechem. 

  - Owszem, tak miało być. Ale tak na pewno nie będzie. On mnie... nigdy nie pokocha. 

  - Och, trochę wiary w siebie, siostrzyczko!

Obie w milczeniu wsiadają wreszcie do samochodu. Rose myśli tylko o tym, że straciła ostatnią żyletkę. Czemu nie pomyślała, by pochować kilka gdzieś indziej zamiast tylko nosić w torebce? Tak bardzo by ich dzisiaj potrzebowała... Choć stara się opanować, nie może skupić się na niczym. Taekwoona na szczęście nie ma w klubie i nie może usłyszeć jej okropnych błędów. Rose kilka razy myli tekst albo go zapomina. Kiedy stoi na scenie, czuje, że wszystkie jej mięśnie są boleśnie napięte i że wystarczy mała iskra, by spaliła się do cna i pozostał po niej tylko popiół. Od początku wiedziała, że nie powinna dziś występować, jedynie się wygłupiła. Tak jej wstyd przed publicznością i przede wszystkim przed Jiyongiem... Nie dziwi jej jego groźna mina, z którą zastaje go za kulisami po swoim żałosnym występie.

  - Co z tobą, Rose?! - podnosi głos Jiyong i ona dochodzi do wniosku, że widocznie nie warto zwracać się do niej w inny sposób niż krzykiem. - Co się stało, przecież tydzień temu byłaś rewelacyjna! Ciesz się, że Taekwoona dziś tu nie ma... Jeżeli to się kiedykolwiek powtórzy, powiem mu, że kompletnie się nie nadajesz, więc lepiej weź się w garść. Rose, weź się w garść, do cholery! 

Po tym wybuchu Jiyong odchodzi, gdyż akurat otrzymuje wiadomość na kakao talk od swojego kumpla. Seunghyun pisze, że skończył romans z Jyuni. To nieco uspokaja Jiyonga. I wtedy dochodzi do wniosku, że może zbyt ostro potraktował Rose. Każdy czasami zalicza wpadkę... Natychmiast rusza, by ją przeprosić, i zastaje szokujący widok. Rose podnosi stojąca na stole szklankę i z impetem ją rozbija, po czym sięga po kawałek szkła. Jiyong odruchowo pyta, co ona najlepszego wyprawia, a to ją paraliżuje. Nie wiedziała, że on jej się przygląda. Nie może też powiedzieć mu, że rozbiła szklankę, żeby mieć się czym pociąć, bo mama zabrała jej żyletkę. Nieświadomie tylko pogarsza swoją sytuację, gdy spanikowana schyla się i zaczyna sprzątać szkło, udając, że rozbite zupełnie przypadkowo. Co więcej, ręce tak okropnie jej drżą, że dotkliwie się rani. No proszę... Nie musiała się ukrywać, by się pociąć. 

  - Ja... - zaczyna, po czym upada na kolana, znów prosto w rozbite szkło, i zalewa się łzami, które przez pół dnia powstrzymywała. 

  - Rose! - wykrzykuje z przerażeniem Jiyong, podbiegając, by natychmiast podnieść dziewczynę z podłogi. 

Wciąż ją podtrzymując, rusza do swojego biura. Z rąk i kolan Rose sączy się krew, a ona nadal szlocha histerycznie. Taką scenę  zastaje zwabiona zamieszaniem kelnerka.

  - O Boże! Co się stało?! - krzyczy przerażona w równym stopniu, jak i Jiyong.

  - Hyerin, przynieś szybko apteczkę - prosi ją on.

Po chwili zapłakana Rose siedzi na kanapie w jego biurze, a on sądzi, że jej histerię wywołał ból oraz widok krwi. I bardzo dobrze. Niby skąd ma wiedzieć, że do tych dwóch rzeczy ona akurat jest już przyzwyczajona? W sumie powinna się cieszyć - ma nareszcie powód do płaczu i ostatecznie poradziła sobie bez żyletki. Hyerin przynosi apteczkę.

  - Czy mogę jeszcze jakoś pomóc? - pyta, bo widok tej szlochającej dziewczyny wzbudza w niej litość.

  - Dzięki, poradzimy sobie, możesz jedynie posprzątać szkło - odpowiada Jiyong, po czym zwraca się do roztrzęsionej wokalistki: - Nie panikuj. Nie jest tak źle, jak to wygląda, i do wesela się zagoi. Opatrzę cię, OK?

  - Tak. Dobrze - zgadza się Rose, choć nie przestaje płakać. 

  - Zrobię to delikatnie, mimo wszystko może trochę poszczypać - mówi Jiyong, kucając przed nią i otwierając apteczkę, z której wyjmuje gaziki jednorazowe oraz buteleczkę wody utlenionej. Rose jest wszystko jedno, nie krzywi się, nie skarży, nie jęczy, po prostu cały czas szlocha. - Nie boli? - pyta Jiyong, przemywając jej kolana.

Okłamał ją, tak naprawdę jest źle, ranki są dość głębokie, a w jednej utkwił niewielki kawałek szkła. Jiyong go wyciąga, powtarzając jednocześnie "przepraszam", bo to po prostu musi boleć. 

  - Nie boli - odpowiada Rose.

  - Och, powinnaś za to dostać naklejkę dzielnego pacjenta. - Jiyong usiłuje ją rozbawić, lecz na nią to nie działa.

A gdy ranki na kolanach są już zdezynfekowane i zaklejone plastrami, przechodzi do jej dłoni. Ich też dotyka bardzo delikatnie, co wzrusza Rose oraz wywołuje kolejny napad łez. - Z kolanami było o wiele gorzej, więc nie płacz już... 

I wtedy dochodzi do niego myśl, że może Rose nie z tego powodu zalewa się łzami. Kiedy wreszcie chowa apteczkę, pyta dziewczynę, co tak naprawdę się stało. A ona odpowiada, unikając jego wzroku:

  - Nic.

  - Rose, jeśli beczysz przez chłopaka, to nie warto. Serio, choć może dziwnie to brzmi w moich ustach. My jesteśmy, jacy jesteśmy, czasami z nas świnie... Ale jak naprawdę kochamy, to potrafimy się opamiętać i wszystko naprawić, uwierz mi, sam stanowię tego świetny przykład. No chyba że stało się coś innego. Nie wiem... ktoś ci coś zrobił, szantażuje cię, grozi? Nie płacz już, pogadaj ze mną. Obiecuję, że ci pomogę, jeśli tylko powiesz mi, o co chodzi.

Jaki chłopak? Jaki szantaż czy grożenie?, myśli Rose. A potem podnosi wzrok na Jiyonga i przestaje płakać. Z prawdziwą powagą oznajmia mu:

  - Jestem chora. Śmiertelnie.

 

zdjęcie pochodzi z LINK

OD AUTORKI:
Dziś fotka Rose:D
Co myślicie o jej sytuacji? Co jej jest? Czy ktoś z was podejrzewa?

Słowa piosenki, które wykorzystałam, pochodzą z utworu The Smiths - Reel around the fountain:)

2 komentarze:

  1. Aż mnie zatkało na sam koniec... Chcę już kolejny rozdział z Rose, mam nadzieję, że za niedługo wrzucisz nowy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział będzie w środę i będzie w nim kontynuacja tej rozmowy:)
      Rose skrywa jeszcze trochę zagadek🙂

      Usuń