19/10/2022

blue lagoon (rozdział 87)

    Jiyong milczy, wpatrując się w Rose, która już po wypowiedzeniu tych okropnych słów sprawia wrażenie spokojnej. Wreszcie przestaje płakać, jedynie kilka razy pociąga nosem. Jiyong  nadal kuca obok kanapy, na której ona siedzi, w pozycji, w której opatrywał jej poranione kolana i ręce.

  - Jeśli mogę zapytać... Na co chorujesz? - przełamuje milczenie, które zaczyna się robić nieco niezręczne, choć boi się odpowiedzi.

  - Na anoreksję.

Jiyong z ulgą wypuszcza z płuc powietrze. Nie są to tak złe wieści, jak podejrzewał. Nadal widzi cień szansy dla Rose. Nie jest to przecież tak poważna choroba jak rak, mukowiscydoza czy inne paskudztwa, tak to w tym momencie widzi.

  - Nie musisz przez to umrzeć - odpowiada z powagą. 

  - Nie. Ale mogę. Na tę chorobę można umrzeć i wielu umarło.

Rose patrzy mu prosto w oczy, a on przytłoczony ciężarem jej wzroku, przesiada się na kanapę. Zajmując miejsce obok dziewczyny, pyta:

  - Od jak dawna to masz?

  - Od roku. Przez trzy miesiące byłam w szpitalu. I było trochę lepiej. 

  - A teraz?

  - A teraz... teraz jest różnie. 

  - Nie rób sobie tego, proszę. Rose, tak wiele możesz osiągnąć....

  - Nie robię tego celowo... ja... chciałabym jeść. Naprawdę. Ale kiedy widzę te wszystkie ociekające tłuszczem potrawy... Nie mogę ich ruszyć, choć wiem, że ich potrzebuję. Gdy coś zjem, mam poczucie, że tracę kontrolę. Czy wiesz, jak myśli anorektyczka? Gdy waży czterdzieści kilo, chce zejść do trzydziestu pięciu. Gdy waży trzydzieści pięć, chce zejść do trzydziestu. I nigdy nie będzie usatysfakcjonowana, bo nigdy nie dożyje chwili, kiedy wejdzie na wagę i zobaczy cyfrę zero. Jiyong, przestałam jeść, bo nienawidziłam swojego ciała, a dziś nienawidzę swojego ciała, bo nie jem i ono przypomina mi o mojej chorobie. W dodatku moi bliscy myślą, że to zależne ode mnie, że robię to sobie i im celowo, że mogłabym wyzdrowieć z dnia na dzień, jeżeli tylko bym tego chciała. A przecież chcę, o niczym tak nie marzę, jak o tym, by pewnego dnia obudzić się zdrowa lub nie obudzić się w ogóle. 

Jiyong sądzi, że po takim monologu ona znowu się rozsypie, lecz trzyma się dzielnie. To on czuje, że w oczach zbierają mu się łzy, i bardzo nie chce pokazać ich dziewczynie. Z tego  powodu podchodzi do biurka, a tam notuje coś na karteczce, którą następnie przekazuje Rose.

  - To imię, nawzisko i numer mojej psychoterapeutki. Yoona pomoże ci lepiej niż ja - oznajmia. 

  - Jak to: twojej? - Rose wygląda na szczerze zaskoczoną.

Jiyong siada przy biurku, już nie na kanapie, bo nie chce być zbyt blisko dziewczyny. Wtedy czuję, że jej ból przechodzi na niego, za bardzo go dotyka. Coś mu podpowiada, że nie powinien się w to angażować, niestety nie potrafi zachowywać się obojętnie.

  - Ja też nienawidziłem swojego ciała, niszczyłem je narkotykami, zadawałem sobie ból, tatuując się.  Kiedyś byłem ofiarą przemocy, choć nie znoszę słowa "ofiara" i staram się go nigdy nie używać, szczególnie w odniesieniu do siebie... 

  - Kto cię skrzywdził?

  - Ojciec... Kiedy był pijany, bił mnie. Uciekłem od niego i wpakowałem się w jeszcze większe gówno. Gdybym w krytycznym momencie się nie opamiętał, pewnie wciąż miałbym te autodestrukcyjne skłonności.

  - A co cię uratowało?

  - W moim przypadku była to miłość. Hayi nauczyła mnie kochać innych i siebie, nauczyła mnie też wybaczać. Ojciec po latach przeprosił mnie za wszystko, a ja mu przebaczyłem. Dziś mamy poprawną relację.

  - Wierzysz, że mnie też może uratować miłość?

  - No pewnie, musisz tylko poznać właściwą osobę.

  - Dziękuję.

  - Za co?

  - Za tę rozmowę. Za uspokojenie mnie. Za opatrzenie moich ran, tych na ciebie i tych na duszy.

  - Spoko.

  - Pójdę już. Późno się zrobiło. Nie chcę, żeby siostra za długo czekała. 

  - OK. Do zobaczenia, Rose. Dbaj o siebie.

  - Cześć. - Rose jest już przy drzwiach, kiedy odwraca się i dodaje: - A twoje tatuaże są super.

  - Dzięki, też je polubiłem. 

Jiyong zauważa na jej twarzy coś jakby zarys uśmiechu, lecz sam nie potrafi się na niego zdobyć, zbyt wiele ciąży mu na sercu.

***

    Seunghyun śni akurat o spacerze przez farmę alpak, kiedy do rzeczywistości przywołuje go wibrujący telefon i głos leżącej obok niego w łóżku Miny.

  - Ktoś do ciebie dzwoni. 

  - To pewnie z kliniki... - odpowiada on sennie, bo choć jedynie w nagłych przypadkach, czasami istotnie jest wzywany do pracy w nocy. - Tak, słucham???

Seunghyun będzie wyrzucał sobie potem, że przed odebraniem nie sprawdził, kto dzwoni. Gdyby to zrobił, mógłby w porę wyjść z sypialni, porozmawiać na osobności, a następnie okłamać żonę, że rzeczywiście dzwonili z kliniki weterynaryjnej, w która go zatrudnia. Ale on w życiu nie przypuszczałby, że po drugiej stronie usłyszy jej głos...

  - Seunghyunnie... - szepcze Jyuni, a on czuje, że wszystko się w nim gotuje. Kiedy mieli romans, nigdy do niego nie dzwoniła, jedynie pisała SMS-y, i to nie w nocy. Czemu więc dziś to zrobiła? Czyżby postanowiła, że tym sposobem zemści się za to, że ją rzucił? Boże, w co on się wkopał... Nie zamierza tego ciągnąć, już chce się rozłączyć, lecz wtedy ona dodaje: - Nie rób tego, Seunghyunnie... proszę, pomóż mi, miałam wypadek.

  - Jaki wypadek? - powtarza instynktownie i natychmiast przytomnieje, a tym samym rozbudza też Minę.

  - Wjechałam do rowu.

  - Jak? Gdzie? Jesteś cała?

  - Skaleczyłam się chyba w głowę. Poza tym OK. Gdzie to się stało, to niestety nie wiem. Jestem na totalnym zadupiu. Gdzieś za Seulem... Dookoła są tylko pola. Tak bardzo się boję... tu nikogo nie ma... proszę, przyjedź po mnie.

Seunghyun czuje, że zimny pot spływa mu po kręgosłupie. Jyuni nie brzmi zbyt logicznie. A jeśli stało jej się coś poważnego? A jeśli nadal jest w niebezpieczeństwie? Seunghyun nie może znieść tej myśli. Ledwie co tłumaczył jej dziś w hostelu, że nie mogą więcej się spotykać, a w tym momencie oddałby wszystko, by trzymać ją w ramionach, głaskać po głowie i powtarzać pocieszające słowa. Mina jest nie mniej przerażona niż on. Na migi pyta go, co się dzieje, lecz mąż zupełnie ja ignoruje. 

  - Tak... Tak, przyjadę. Tylko musisz mi wskazać  konkretne miejsce.

  - Sprawdzę współrzędne w telefonie i ci wyślę, OK?

  - OK. Nie rozłączają się, bądźmy na linii.

Seunghyun odkłada telefon, zrywa się z łóżka i zaczyna wkładać na siebie pierwsze lepsze ubrania, jednocześnie opowiadając żonie zgodnie z prawda o wypadku Jyuni. Mina jest zaniepokojona i chce wsiąść do samochodu z nim, lecz on jej zabrania. Ktoś przecież musi zostać w domu ze śpiącą Aemi - to dobra wymówka. Seunghyun obiecuje żonie, że będzie ją informował, co się dzieje, a potem bierze telefon i wsiada za kierownicę. Pędzi w miejsce, w którym rzekomo oczekuje na niego ranna Jyuni. Przez cały czas z nią rozmawia, wypytuje, czy wyszła z samochodu, czy stoi w bezpiecznej odległości od niego, czy coś ją boli, czy jest jej słabo, czy nie straciła ani na moment przytomności. Dość spójne odpowiedzi uspokajają go, że nie jest tak źle, jak początkowo założył, choć po głosie kobiety wnioskuje, że nadal nie wyszła z szoku. Aż wreszcie trafia na drogę, przy której miało dojść do wypadku, i wtedy zwalnia. Nie ma tu ulicznych latarni, jak w przypadku wielu tego typu wiejskich, rzadko uczęszczanych tras. Nie chce minąć Jyuni, więc rozgląda się intensywnie. I wówczas ona zapala latarkę w swoim telefonie. Seunghyun zaczyna hamować z piskiem opon, w pośpiechu wysiada z samochodu i jest już przy niej...

  - Seunghyunnie... - szlocha Jyuni, gdy on kładąc dłonie na jej ramionach, ogląda ją całą. 

Oprócz rozcięcia na czole nie zauważa innych ran, choć samo to rozcięcie wystarczająco go martwi.

  - Ty krwawisz. Weź to, przyłóż to rany i uciskaj - mówi, rozpakowując paczkę chusteczek higienicznych.

Jyuni ma problem z wyjęciem pojedynczej sztuki, za bardzo drżą jej ręce, więc on jej pomaga, delikatnie składa chusteczkę i dotyka do jej czoła. Kiedy jego oczy przyzwyczajają się do ciemności, dochodzi do wniosku, że rozcięcie jest tylko powierzchowne. Pomimo tego decyduje, że wezwie karetkę. Następnie dzwoni również po pomoc drogową. Niestety auto kobiety, które leży w rowie, prezentuje sobą dość opłakany stan. Aż dziwne, że Jyuni wyszła z tego wypadku jedynie z małą raną na głowie... Seunghyun nakazuje jej, by wsiadła do jego samochodu i zaczekała tam na przyjazd pogotowia. Jyuni usadawia się na przednim siedzeniu, lecz nie wkłada nóg do środka, trzyma je przed drzwiami. Tuż przy nich kuca Seunghyun.

  - Nie zostawiaj mnie - powtarza ona spokojnym, lecz pełnym rozpaczy tonem.

Seunghyun nie wie, czy chodzi jej o te chwilę, czy o ich życie...

  - Co ty w ogóle robiłaś w środku nocy na tej drodze?

  - Nie wiem, chciałam uciec.

  - Od czego? 

  - Od tego wszystkiego.

  - Nie mów, że to przeze mnie.

  - Nie. Nie przez ciebie. Seunghyunnie, to moja wina. Od początku to była moja wina. Nie wiem, czemu cię zdradziłam, przecież przy twoim boku miałam wszystko... I nigdy niczego mi nie brakowało, naprawdę niczego. Kiedy zaprosiłam tego mężczyznę do domu, nie myślałam o tym, że zaraz wrócisz, że nas zobaczysz, że wszystko zniszczę... byłam jak opętana. A potem poprosiłam cię o rozwód, bo wiedziałam, że skoro zrobiłam to raz, to zrobię to znowu. Nie chciałam cię więcej krzywdzić. Nie mogłam cię więcej krzywdzić... Dobrze wiedziałam, że zamierzałeś mi wybaczyć, a ja po prostu na ciebie nie zasługiwałam. Tak więc wmówiłam ci, że cię nie kocham, choć byłeś, jesteś i będziesz miłością mojego życia. Gdybym tego nie zrobiła, nie pozwoliłbyś mi odejść, a odejście było jedynym wyjściem, by uchronić cię przed cierpieniem...

  - Jyuni...

  - Dopiero potem, kiedy poszłam na terapię, zrozumiałam, czemu się tak zachowałam. Nazywałeś mnie kiedyś w żartach wariatką. Otóż jestem wariatką. Niestety. Leczę się na zaburzenia osobowości ze skłonnościami do promiskuityzmu, czyli nawiązywania przypadkowych kontaktów płciowych...

  - Wiem, co to znaczy.

  - To dodatkowo utwierdziło mnie, że postąpiłam słusznie, odchodząc od ciebie. No powiedz, chciałbyś mieć żonę wariatkę i seksoholiczkę? Ale nie umiałam wytrzymać bez ciebie zbyt długo...

  - Jyuni, nic więcej nie mów, proszę - powtarza Seunghyun, czując że cały jego świat się rozpada. 

Zupełnie jak jej, kilka godzin temu, kiedy oznajmił, że to najwyższa pora, by zakończyli romans.

  - Oszukiwałam samą siebie, że nie robię nic złego, że przecież jestem wolna, że ty ty masz żonę, a skoro spotykasz się ze mną, to znaczy, że tego chcesz. Dziś powiedziałeś mi, że tak nie jest. I wyzbyłam się wszelkich złudzeń.

  - Gdybym tego nie chciał, to nigdy bym tego nie rozpoczął... 

  - Kochasz Minę! Kochasz ją! Dziś sam mi to powiedziałeś!

  - Kocham Minę - powtarza zgodnie z prawdą Seunghyun, przy czym czuje, że po jego policzkach płyną łzy, i już nie stara się ich ukryć, patrzy Jyuni w oczy, kucając przed nią, jakby się oświadczał, i dodaje: - Ale ciebie nigdy nie przestałem.

Gdy ich usta smakują siebie nawzajem, słychać sygnał najeżdżającego pogotowia.

 

zdjęcie pochodzi z LINK

 

OD AUTORKI:
Dziś fotka Jyuni:D
I jak? Rose znowu was zaskoczyła? 
I tu trochę wracamy do przeszłości Jiyonga:)
 
A jak wam się podoba sytuacja między Jyuni i Seunghyunem?
 
Pozdrawiam!

2 komentarze: