30/07/2016

apeiron (rozdział 35) - END

Spirits never die



TAEIL

                Las Vegas. Miasto wygranych i przegranych. Miasto bogactwa i biedy. Miasto grzechu. Wyszedłem z jednego z kasyn prosto w gorącą parną noc. Światła neonów i ulicznych latarni sprawiały, że wydawało się zupełnie jasno, jakby był środek dnia. Otoczona moim ramieniem Marion śmiała się głośno, a jej śmiech niósł się w ulicznym zgiełku. Mijali nas inni bywalcy kasyn, eleganccy mężczyźni w garniturach, ich wystrojone towarzyszki, pijani imprezowicze i przyczajeni w zaułkach bezdomni. Z kanałów unosił się nieprzyjemny zapach, jak zwykle jest przy tak wysokich temperaturach. Marion zasugerowała, byśmy skręcili w dzielnicę francuską. Sama pochodziła z Francji, jej dziadkowie byli Francuzami. Uciekli do Stanów w czasach wojny. Matka Marion urodziła się w Las Vegas. Tu poznała swojego przyszłego męża, Hindusa, mieszkającego przedtem we Francji. Po kilku latach małżeństwa, zginęli w wypadku samochodowym i osierocili dopiero co urodzoną córkę. Trafiła do ciotki, która w ogóle nie dbała o nią, przeciwnie, wykorzystywała ją do pracy i poniżała. W wieku siedemnastu lat Marion postanowiła żyć samodzielnie. Została prostytutką. Była śliczna, więc zatrudniały ją najlepsze burdele. A później nauczyła się znajdować sobie kolejnych sponsorów, u których mieszkała, otrzymywała drogie prezenty, podróżowała, w zamian dając swoją miłość. Ja byłem jednym z nich. Od kilku tygodni. Utrzymywałem ją fizycznie. A ona uzupełniała mnie duchowo. Nie przeszkadzało mi, że kupiłem sobie jej miłość. Póki codziennie wieczorem po udanym seksie powtarzała subtelne "kocham cię", wszystko było w idealnym porządku. Wbrew pewnemu powiedzeniu to pieniądze przyniosły mi szczęście. Wiedziałem o jednym: dopóki je mam, mam Marion. Przeszliśmy przez ulicę klubów, dyskotek i nocnych lokali, reklamujących striptiz. Po chwili weszliśmy do spokojniejszej części dzielnicy. Usiedliśmy na dworze w niewielkiej restauracji, grającej muzykę country. Podszedł do nas kelner i przyjął zamówienie. A zaraz jedliśmy sałatkę z owocami morza, deser lodowy i piliśmy prawdziwego szampana, nie jakąś tanią podróbę.
- Hyoseok... - zaczęła Marion, wypowiadając moje nowe imię ze swoim własnym akcentem, mimo że powtarzała je codziennie - opowiedz mi, skąd ty jesteś taki bogaty. Przecież należałeś tylko do osiedlowego gangu, żyłeś z okradania zwykłych ludzi...
Pokazałem jej, żeby milczała. Co z tego, że byliśmy tyle kilometrów od Seulu? Lepiej zachować ostrożność. Nie po to tak wiele ryzykowałem, by zaraz stracić odzyskaną wolność. Nie jestem już Lee Taeil. Jestem Oh Hyoseok. Mam dwadzieścia siedem lat. Uprawiam hazard i dzięki intuicji Marion wygrywam mnóstwo pieniędzy. Może w zamian powinienem opowiedzieć jej moją historię?
- Obawiam się, że nie spodoba ci się to, co usłyszysz. Albo zrobisz się podejrzliwa.
- Czy to... historia niespełnionego uczucia?
- Ymm... w mojej historii pełno jest niespełnionych uczuć.
Marion pochyliła się lekko w moim kierunku i wyszeptała:
- Będę wyrozumiała.




3 MIESIĄCE WCZEŚNIEJ

                Siedziałem w pokoju i kasowałem kolejne sms-y z pogróżkami. "Oddawaj pieniądze, jeżeli nie chcesz zginąć". Ok, to stawało się naprawdę niebezpieczne. Przekazałem policji anonimową wiadomość, by obserwowali mój blok. Gdy kilka dni potem zająłem miejsce w samolocie do Las Vegas, moje mieszkanie płonęło, a policyjna obława zakończyła się aresztowaniem winnych. Mimo idealnej sytuacji jeszcze wtedy nie zamierzałem wykiwać Kyunga. Pomysł nasunął się trochę później, gdy dotarło do mnie: nikt nie wie, gdzie jestem i czy w ogóle jeszcze żyję. Opuściłem Koreę, posługując się fałszywym dowodem osobistym. Nie pozostawiłem po sobie żadnych śladów. Jak gdyby Lee Taeil nigdy nie istniał. Bo czy moje nędzne życie można by było nazwać istnieniem? Ogrywany, bity, odrzucany. Czy ja nie zasługiwałem na szczęście? Postanowiłem o nie zawalczyć. Po co dzielić się pieniędzmi z Kyungiem? Skoro zdecydowałem się wykiwać resztę, czy jego też nie mogłem? Dysponował tylko kartą bankomatową. Zgłosiłem, że została skradziona i zablokowałem ją. Przeniosłem pieniądze do jednego z międzynarodowych banków. Byłem bogaty. Obrzydliwie bogaty. Na początku po prostu przestałem odbierać telefony od chłopaków. Potem pomyślałem, że pewnie się martwią. Kusiło mnie, by z nimi porozmawiać i powiedzieć, że mam się dobrze. Ale wiedziałem, że po tej rozmowie czułbym się winny okradania ich i podzieliłbym się pieniędzmi. A ja już postanowiłem, że są moje. By nie ulec, zmieniłem numer. Wiedziałem, że najlepiej, jeżeli zapomnę o moim dawnym życiu. Rozpocznę nowe, jako Oh Hyoseok. Z poprzednich kontaktów przepisałem sobie tylko jeden... Wynająłem mieszkanie. Pierwszy dzień w nim uczciłem szampanem. Podpity wyszedłem pospacerować i rozeznać się w kasynach. W kilku z nich zostawiłem sporo pieniędzy. Znów przegrywałem, wkurzony na siebie, że w ten sposób szybko pozbędę się wszystkiego. I wtedy dosiadła się do mnie prawdziwa piękność. Szatynka o błękitnych oczach, ubrana w elegancką, wieczorową suknię i brylanty. Podpowiadała mi każdy, kolejny ruch. Wygraliśmy. Obiecała stać się moją towarzyszką gry. I życia. Nowego życia. Ta piękność miała na imię Marion.




TERAŹNIEJSZOŚĆ

                - Mam wrażenie, że coś opuściłeś w swojej historii. Coś, a może kogoś... - podsumowała owa piękność, siedząca naprzeciwko mnie w ogródku restauracji.
Uśmiechnąłem się.
- Marion, czy ty byłaś kiedyś zakochana?
- Ja jestem zakochana. W tobie.
- Nie. Czy byłaś naprawdę zakochana? Tak bardzo, że gdy ta osoba odeszła nie umiałaś kochać w inny sposób, niż po prostu... sprzedawać miłość.
- Zadajesz trudne pytania - przyznała Marion i zamilkła.
Dolała sobie szampana.
- O tych osobach się nie wspomina. O tych osobach najlepiej jest milczeć. Albo... nie pozwolić im nigdy zupełnie odejść.
- Zaczynasz mnie przerażać.
Zauważyłem, że zadrżała. Okryłem jej ramiona moją marynarką.
- Wracajmy do domu - postanowiłem - zamierzam dziś do rana czuć twoją nieszczerą i nieprawdziwą miłość - droczyłem się z Marion.
- I ja twoją też - zachichotała.
Pocałowaliśmy się. Z dziecięcym entuzjazmem zakochanych w sobie nastolatków. Wróciliśmy do mojego mieszkania w bloku nad zatoką. Gdy już świtało, zmęczona igraszkami Marion, zasnęła, a ja się jej przyglądałem. Potem bez zastanowienia złapałem telefon i wybrałem ten jeden, jedyny numer zachowany ze starych kontaktów. Powrócić z zaświatów i nie pozwolić jej nigdy zupełnie odejść... Przypomnieć, że choć dawno mnie pogrzebała, duchy nie umierają.



HAYOUNG

                Od tygodnia byliśmy na Hawajach. Dongjun, mój mąż, pakował do bagażnika koc i kosze z jedzeniem. Stałam obok i przyglądałam się jego umięśnionym ramionom. Zastanawiałam się, czemu mu nie powiedziałam? Czemu mu nie powiedziałam, że nie mam ochoty na wycieczkę? Że męczy mnie każda chwila spędzona z nim? Że nigdy go nie kochałam?!
- Hayoung - zawołał mnie Dongjun.
Nie zdrabniał mojego imienia, nie nazywał czułymi epitetami. Byłam po prostu Hayoung.
- Tak? - zapytałam.
- Gotowa?
Pokazał mi, bym wsiadała do samochodu. Pokiwałam głową, że nie.
- Nie? - powtórzył - coś ci jest? Źle się czujesz?
W tym momencie mogłam mu powiedzieć... A zamiast tego wymyśliłam:
- Krem do opalania. Zapomniałam kremu do opalania. Zaraz wracam.
W łazience opłukałam twarz zimną wodą. Ta żałosna próba buntu na nic się nie zda. Tak, jak powiedziałam, zaraz wrócę do samochodu. Spędzę nudne popołudnie z moim mężem. Nic się więcej nie wydarzy. I wtedy telefon zawibrował mi w kieszeni dżinsów. Nieznany numer.
- Hayoung! - zawołał z dworu Dongjun.
Spojrzałam przez okno. Stał, zdenerwowany, oparty o wynajęte auto. Telefon nadal dzwonił. Czemu miałabym odbierać od obcych numerów na wakacjach?
- Hayoung! Idziesz, czy nie?! Co ty tam tak długo robisz? - niecierpliwił się Dongjun.
Chciałam odłożyć choćby o kilka minut ten moment, kiedy do niego zejdę, wskoczymy do samochodu i pojedziemy na wycieczkę. Odebrałam.
- Tak... - nic, cisza - tak, słucham?
I rozległ się ten głos, jego głos... Lee Taeila, dobiegający do mnie jakby z innego świata.
- I... can't help... falling in love... with... you...
Przerwałam tę piosenkę, padając na kolana i wydając z siebie przerażający krzyk.


KONIEC


OD AUTORKI:

To już jest koniec tego opowiadania. Dziękuję wszystkim, że czytali, komentowali, zaglądali tutaj:') Muszę się przyznać, że to opowiadanie cały czas to był jeden wielki spontan :D Cieszę się, jeśli mimo tego się podobało. No i nie pozostaje mi nic, jak zaprosić na kolejne rozdziały opowiadania "School of hard knocks", niedawno rozpoczętego:) 

(niedawno xD)

6 komentarzy:

  1. Trochę szkoda że to koniec bo opowiadanie jest naprawdę świetne. Masz talent do pisania i to widać ^^ czekam na kolejne twoje twory.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Przez najbliższy czas chcę się skupić tylko na school of hard knocks, bo jeden rozdział tam jest jak 3 rozdziały Apeiron, to chyba bym się nie wyrobiła pisząc coś jeszcze jednocześnie;P

      Usuń
  2. Boże! Tyle czasu mnie nie było, a tu takie zmiany! Po pierwsze przepraszam, że tak późno czytam, ale wyjaśniłam swoją nieobecność już na końcu wpisu mojego nowego rozdziału z EXO;)
    Tło przepiękne! Magiczne wręcz;) No i menu z Boyfriend i Beast idealnie pasuje do opowiadania School of hard knocks;) I różowy akcencik mi się podoba;)
    Nie mogę uwierzyć, że to już koniec! I to jaki! Czuję wielki niedosyt! Ale opowiadanie ekstra! Masz talent, ale to wiadome było już dużo wcześniej;) Dziękuję Ci, za te pełne akcji opowiadanie;) Trzymaj tak dalej;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję:) Haha hot pink :D Przyznam, że twoja zmiana wystroju bloga mnie zainspirowała do nowego szablonu:) Bo też bardzo mi się podoba, o czym ci miałam napisać już wcześniej, przy okazji jak dodasz rozdział;D Widzę, że dodałaś i dziś wieczorem wpadam czytać^^ Jestem u rodziny i myślałam, że nie będę miała internetu, na szczęście kuzynka dała mi hasło do wifi:)

      Usuń
    2. Cieszę się, że moje zmiany Cię zainspirowały, bo muszę przyznać, że Twoje mnie bardzo pozytywnie zaskoczyły;) A te tło, to po prostu jest wspaniałe;) Ach... hasło do wi-fi to jest dla nas wszystkich jak kropla wody na pustyni;)))

      Usuń
    3. To super, że się podoba, bo miałam obawy z tymi migającymi gwiazdkami:) a z wifi to prawda :D

      Usuń