15/07/2016

apeiron (rozdział 34)

Don't stop this feeling



U-KWON

                Czekałem przy szkole Naeun i przyglądałem się grupce nastolatek, niewątpliwie mnie obgadujących. Kiedy wydawało im się, że nie widzę, pokazywały w moim kierunku palcami, wzdychały i chichotały. Jak tylko na nie spoglądałem, spłoszone odwracały wzrok. Niezmiernie mnie to rozbawiło. Postanowiłem porzuć gumę, by zająć czymś usta i perfidnie nie wybuchnąć śmiechem. Przewrażliwione nastolatki pewnie poczułyby się tym dotknięte. Po chwili zjawiła się Naeun. Wyszła ze szkoły spokojnym, dumnym krokiem, a jak tylko mnie zobaczyła, przyspieszyła, wołając:
- Yukwon oppa!
Wpadła prosto w moje ramiona, okręciłem ją dookoła i postawiłem z powrotem na ziemię. Spojrzałem w stronę grupki obgadujących mnie nastolatek. Tak, były dotknięte. Zabrałem Naeun do siebie. Przez całą drogę na motorze obejmowała mnie ciasno, czułem jej ciepło i bliskość. W domu przygotowaliśmy obiad, jakbyśmy byli starym, dobrym małżeństwem. Jedliśmy, jednocześnie oglądając coś w telewizji i gadając o nic nie znaczących sprawach.
- Son Naeun, chcesz iść na koncert BigBang? - zagadnąłem ją w pewnym momencie.
Zaniemówiła.
- Jeszcze pytasz... pewnie, że bym chciała...
Wyciągnąłem z szuflady bilety na jutrzejszy koncert BigBang w Seulu i pokazałem jej. Była oszołomiona.
- Yukwonnie... skąd je masz?!
- Ukradłem - Naeun wyglądała, jakby rzeczywiście rozważała taką możliwość - żartowałem. Mój brat chciał iść ze swoją żoną, tylko... ona dziś urodziła. Oddał mi je za korzystną cenę.
- O Boże, naprawdę?! No i... skąd wiedziałeś, że to mój ulubiony zespół? Nigdy ci o tym nie wspominałam... nie chciałam, żebyś pomyślał, że jestem jakąś zdesperowaną fanką.
Nie powiedziałem jej, że akurat tak się w tej chwili zachowywała. Zamiast wykazać zainteresowanie tym, że od kilku godzin byłem wujkiem, żyła jedynie koncertem BigBang. Udając oburzenie, zacząłem ją łaskotać, a ona wyrywała mi się.
- Widziałem kolekcję ich płyt u ciebie - odpowiedziałem później.
Naeun oczywiście uznała, że powinna jakoś się przygotować i poćwiczyć fanschanty. Pół nocy spędziliśmy przy komputerze, oglądając występy BigBang. Im mocniej ona się w to wkręcała, tym mocniej ja zaczynałem mieć ich dość. Następnego dnia, czyli w sobotę, pojechaliśmy wieczorem na koncert. Staliśmy w milionowej kolejce, zanim weszliśmy do sali i ustawiliśmy się na trybunach. Chociaż znajdowaliśmy się dość w tyle, przez to, że kolejne rzędy były wyżej położone od poprzednich, dobrze widzieliśmy scenę. Naeun wyjęła lightstick'a, kupionego jeszcze przed koncertem. Była tak podekscytowana, że zaczynałem odczuwać zazdrość. Piszczała z innymi, rozhisteryzowanymi fankami, kiedy wreszcie BigBang pojawili się na scenie. Zaśpiewali piosenki ze swojej najnowszej płyty - M.A.D.E, a później i wcześniejsze. Naeun przez cały czas doskonale się bawiła. Ja starałem się dotrzymywać jej w tym towarzystwa. Po około dwóch godzinach BigBang powiedzieli wszystkim "dobranoc" i zaczęła się zbiorowa rozpacz. Po policzkach Naeun płynęły łzy. To było już trochę żenujące, ale nic jej nie powiedziałem. W pewien sposób... rozbrajała mnie. BigBang wrócili na scenę. Zaśpiewali na bis "Feeling", a fanki z nimi. Ja... byłem jakby poza tym wszystkim. Nie wiedziałem jak opisać to uczucie. Ten moment wydawał mi się zbyt beztroski, zbyt idealny i spokojny, by trwał wiecznie. Dopadła mnie myśl, że to się zaraz skończy, że wydarzy się coś... tylko co? Nie mogłem pozbyć się uczucia niepokoju. Po koncercie wróciliśmy z Naeun do mojego mieszkania i długo się kochaliśmy. Myślałem, że może przez to wreszcie zrzucę z siebie niespodziewane napięcie i poczuję się spokojniejszy. Ale nic podobnego się nie wydarzyło. Lęk mnie nie opuszczał. Dwa dni potem, kiedy Naeun była już w Seulu i prawdopodobnie siedziała w szkole, powtórzyła się sytuacja, jaka miała miejsce już kiedyś i, jaką tak bardzo starałem się wymazać z pamięci. Policja zapukała do moich drzwi i oznajmiła, że jestem aresztowany.



3 MIESIĄCE PÓŹNIEJ

                Oślepiające promienie światła wpadały do więziennej celi. To moje miejsce. Od trzech miesięcy jestem tu i jeszcze trochę pobędę. Sąd skazał mnie na dwa lata. Nie wiem, czy to dużo, czy to mało. Członkowie aresztowanego przedtem gangu  donieśli na mnie i na resztę Apeiron. W zamian za skradzione im pieniądze, tak powiedzieli. Taką przygotowali zemstę, gdy zrozumieli, że nie mają jak nas pozabijać. Ale tylko ja siedziałem za kratkami. Jak do tego doszło? Zico zniknął nie wiadomo gdzie, P.O i Kyung też. Jaehyo to nie dotyczyło, bo był postrzelony w głowę i leczył się, zamiast kraść cokolwiek. B-BOMB znajdował się w zakładzie psychiatrycznym, kiedy to wszystko się rozgrywało. A o Taeilu nikt, kompletnie nikt nie posiadał żadnych informacji. Nie mogli nic mi udowodnić, bo pieniądze zniknęły. A ja i tak się przyznałem. Postanowiłem przyjąć zemstę, by wreszcie zakończyć bezsensowną rywalizację z członkami tego groźnego gangu. Wziąć całą winę na siebie. Naeun wszystko rozumiała. Obiecała, że poczeka dwa lata, poczeka tyle, ile to konieczne. Ponieważ byłem już drugi raz w więzieniu, wiedziałem o wielu zasadach i o tym, jak się tu odnaleźć. Nikt mnie nie bił, nikt mi nie dokuczał. Czas płynął powoli i trochę monotonnie, lecz spokojnie. Najciekawsze były dni odwiedzin. Taki dzień nastał dziś. Spodziewałem się Naeun, albo kogoś z mojej rodziny. Tylko ci przychodzili... I aż tak bardzo się nie pomyliłem. Rzeczywiście, w pokoju odwiedzin była Naeun... i B-Bomb z jakąś laską.
- Poznaj moją dziewczynę - powiedział, zamiast powitania - to Shin Minseong, pielęgniarka...
- Z psychiatryka! Ta, co ci się od dawna podobała! - wykrzyknąłem bez zastanowienia.
- Tak, to jestem ja - roześmiała się Minseong.
Wyglądała na sympatyczną osobę.
- Od kiedy jesteście parą? - zapytałem.
- Od trzech miesięcy. Wiele cię omija, jak tu siedzisz - odpowiedział B-Bomb.
To była prawda. Ale siedziałem tu, by wieść potem spokojne, szczęśliwe życie.
- Wow, gratuluję.
- Tak naprawdę to... - zaczął B-Bomb - my przyszliśmy się pożegnać.
- Pożegnać? - powtórzyłem.
- Tak. Przeprowadzamy się do USA. Z moją matką. Tak zdecydowaliśmy - opowiadał.
- Wyślijcie mi pocztówkę - poprosiłem.
- Tak - potwierdzili - wyślemy.
Nie byli długo. Pożegnali się i poszli.
Nie chcieli "marnować" mojego czasu odwiedzin, wiedzieli, że wolałbym pobyć sam na sam z Naeun. Odezwała się dopiero, gdy zniknęli.
- Jak się czujesz? - zapytała - nic cię nie boli? Dobrze jesz? Możesz spać?
Zachowywała się jak moja matka, a nie jak moja laska. I ona miała zaledwie szesnaście lat... Przez pewien czas po prostu przyglądałem się jej, zupełnie obojętny na obecność strażnika, na wszystko. Będę musiał wytrzymać tydzień, zanim znowu się zobaczymy. Starałem się więc wykorzystywać maksymalnie każdy wspólny moment.
- Wszystko ok - szepnąłem.
Tylko na to było mnie stać. Na szept. By nie zaburzyć tej chwili intymności, jedynej, jaką obecnie mogliśmy się cieszyć i upajać.
- Na pewno?
- Na pewno. Tylko serce mnie boli. Bo jesteś taka piękna, cudowna, wspaniała...
- Yukwon oppa! Przestaniesz ze mnie żartować?
- A jak nie, to co?
- Poproszę pana strażnika, żeby cię pobił.
- Nie zrobisz tego.
- Zrobię. Proszę pana!
Strażnik zupełnie nas ignorował.
- Son Naeun! - zdążyłem zasłonić jej usta dłonią - ja nie żartowałem.
- Mam dla ciebie news - powiedziała.
- Tak?
- P.O i Bomi wrócili z Japonii.
- Szkoda, że już po procesie - stwierdziłem.
Nie dodałem nic więcej, żeby dla strażnika nie wydawało się to podejrzane. W sądzie zeznawałem, że ja jestem jedynym winnym w kwestii kradzionych pieniędzy. Lepiej nie obnosić się z tym, że kłamałem i nie robić sobie problemów. Zapytałem po prostu, co u nich.
- Nic. P.O wrócił na studia, a Bomi do szkoły.
- Idealne życie - podsumowałem.
- My też stworzymy sobie idealną przyszłość - obiecywała Naeun - jeszcze tylko dwadzieścia jeden miesięcy, sześćset trzydzieści osiem dni, piętnaście tysięcy trzysta dwanaście godzin...
- Te liczby zaczynają być dołujące.
- Za tyle będę już pełnoletnia, a wtedy moglibyśmy... - zaczęła niepewnie.
- Son Naeun! - zawołałem - czy ty mi się oświadczasz?
Strażnik parsknął śmiechem. Odpowiedziała, oburzona:
- No co ty?! Jak ja bym śmiała...


OD AUTORKI:

Tak! Mam dla was rozdział. Przypominam, że przedostatni tego opowiadania... Ale przedostatni to nie ostatni, a więc nie rozpaczajmy jeszcze:)

3 komentarze:

  1. Ale miałam polewę z U-Kwon'a;) Tak to jest jak chłopak jest na koncercie zespołu swojej dziewczyny i próbuje to jakoś przetrwać;) Ale Boże, te jego aresztowanie... Buu:( No jednak przedostatni, czyli w następnym już finał. Ach te rozstania...:( Ale wszystko się kiedyś kończy;) Trzymam kciuki i życzę weny;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, U-Kwon typowo się męczył (o ile można się męczyć na Bangach xD) choć starał się być miły:) Tak, wiem, kończę jego historię niemiłym akcentem, bo więzieniem, za to wiadomo, że nikt mu już nie zagraża:) No i w ostatnim rozdziale wreszcie naprawdę wyjaśniam, co się dzieje z Taeilem:D

      Usuń
    2. Już się nie mogę doczekać! A jednocześnie smucę, że to ma być już koniec...:(
      Na BigBang nie sposób się nudzić, ale fangirling własnej dziewczyny może zdenerwować nieźle faceta;)

      Usuń