21/12/2016

the song of love (rozdział 7)

                Krew. Krew, wszędzie.
- Tu! To ten pokój! - za drzwiami rozległ się przelękniony krzyk i echo towarzyszących mu kroków.
Gyesoon zastanawiała się, co spowodowało, że w jednej chwili oprzytomniała. Odzyskała wszystkie zmysły. To było jak burza nadchodząca nieoczekiwanie w piękny, pogodny dzień, jak zrywający się wiatr, szarpiący koronami bezbronnych drzew, jak uderzający piorun. Nie rozumiała, czemu w miejsce kompletnego zobojętnienia pojawiła się ta nagła determinacja. Coś kazało Gyesoon ratować swoje życie, rzucić się do ucieczki, nie poddawać się ludziom winnym śmierci Jaesika. Zanim wyważono drzwi do pokoju, upuściła pistolet, wstała i wyskoczyła przez okno, nie zastanawiając się w ogóle, na którym znajdowała się piętrze. A mimo, że ledwie na pierwszym, siła upadku wyrwała z jej piersi bolesny jęk. W dodatku to przerażające zimno... Okrywała ją tylko zakrwawiona halka, a bezlitosny chłód kuł niczym igły. W otwartym oknie pojawiła się twarz kierowcy Kagawa Goro. Gyesoon wstała w przypływie paniki i pognała w otchłań ciemnych ulic, gdy z pokoju na piętrze padł w jej kierunku strzał. Wiedziała, że zaraz rozpocznie się pościg i musiała działać rozmyślnie. Na pewno nie mogła pobiec do domu. Zdecydowała się przedrzeć przez las i ostrzec w kamieniołomie Minhyuka. Strach dodawał jej sił. Po chwili nie czuła zimna, bólu rozciętej brwi, pobitej twarzy i w poranionych, bosych stopach. Nie bała się. Po prostu gnała naprzód w wilgotną, listopadową noc. Dyszała głośno, lecz mimo to nie pozwalała, by zatrzymało ją zmęczenie. Co z tego, jeżeli umrze z wyczerpania, czy rozszarpana przez dzikie zwierzę. To już nieistotne, byle tylko nie wpaść w ręce tych sadystów. Nigdy jej nie odnajdą. Nie ukarzą za morderstwo jednego z nich. Nie da im satysfakcji, a ich porażka pozwoli jej znieść to cierpienie. Nie wiedziała jak posuwa się pościg, lecz gdy las się przerzedził i zobaczyła w oddali kamieniołom, poczuła się uratowana. Powoli, po raz pierwszy od śmierci narzeczonego, była zdolna do okazania swoich prawdziwych emocji. Płakała za wszystkim, co straciła, kiedy Minhyuk zauważył zbliżającą się zakrwawioną postać. Zatroskany, wyszedł i rozpoznał siostrę.
- Noona! O Boże... - powtarzał, obawiając się ją przytulić, by nie zadać jej bólu, i oglądając ze wszystkich stron, jak ją skrzywdzono.
Czy to możliwe, że rany, które odniosła tak obficie krwawiły?, zastanawiał się, czemu była boso? I czemu nie miała na sobie nic oprócz halki? Co ją spotkało...?
Gyesoon sama wtuliła się w brata i wylała wszystkie łzy, których nie wylała wcześniej. Aż wreszcie wyznała, jakby obawiając się jego reakcji, a jednocześnie z dumą i pasją:
- Zabiłam go. Kagawa Goro, który torturował Jaesika. Zabiłam tego skurwysyna!

***

                Yonghwa nerwowo krążył po pokoju.
- Kurwa!!! Kang Gyesoon, czy ty oszalałaś?! Wiesz, na co naraziłaś siebie i swojego brata?! Nie spoczną, dopóki cię nie dopadną, a potem... możesz sobie wyobrazić!
- Przepraszam... Nie chciałam cię zdenerwować.
Po tym, jak ją zobaczył, Minhyuk opuścił swoje stanowisko w kamieniołomie. Przyprowadził siostrę do Yonghwy i oboje kazali jej wszystko opowiedzieć. Nie podejrzewała, że wywoła tym w liderze taką złość. Siedziała w jego pokoju, wystraszona. Powoli pojmowała, jak bezmyślnie postąpiła.
- Zdenerwować?! Jestem tak wkurwiony, że mam ochotę cię rozszarpać!
- Nie krzycz na moją siostrę - poprosił Minhyuk, cały czas trzymając ją za rękę.
W pokoju pojawiła się matka Yonghwy, przyniosła miskę ciepłej wody, ręczniki i apteczkę. Obiecała też, że pożyczy dziewczynie czyste ubrania. Minhyuk ostrożnie obmył siostrze rany i zaproponował, że zadzwoni po Jonghyuna, by przyszedł ją obejrzeć, lecz zaprotestowała. Nie chciała komukolwiek więcej się pokazywać i tłumaczyć, czemu to zrobiła... Uważała, że odpowiedź jest jasna. I choć wiedziała, że naraziła na niebezpieczeństwo wiele osób, nie żałowała. Minkyuk opatrzył jej łuk brwiowy, wytarł krew z rozciętej wargi i zajął się poranionymi stopami. Oprócz tego były też sine z zimna.
- Powinnaś się napić czegoś ciepłego - powiedziała pani Jung, dając jej swoje ubrania - przygotuję napar z ziół.
Po twarzy Gyesoon nadal toczyły się pojedyncze łzy.
- Noona, nie płacz - powtarzał Minhyuk - poradzimy sobie, nie poddamy się.
Pomimo przekonywania jej o tym, sam niekoniecznie w to wierzył. Policjanci mieli dostęp do danych Gyesoon. Sama im je podała. W dodatku znali jej twarz i wiedzieli, że zamordowała Kagawa Goro. Pozostawiła na to niezbite dowody. Już pewnie kilkoro oficerów przeszukuje ich dom. Jak dobrze, że Yonghwa przypominał wiecznie o tym, by nie trzymali u siebie żadnych rzeczy związanych z ruchem oporu, a wynosili wszystko do sekretnych schronów, gdzie organizowali spotkania. Minhyuk zrozumiał też, że więcej nie może pojawiać się w kamieniołomie, bo policjanci szybko znajdą jego miejsce pracy i zaczną wypytywać o siostrę. Nie tylko Gyesoon musiała się ukrywać, oboje musieli.
- Przebierz się - polecił Yonghwa i wyciągnął jej brata z pokoju.
Rozmawiali w kuchni, podniesionymi głosami, podczas gdy pani Jung gotowała zioła. Użalała się nad sytuacją dziewczyny i zastanawiała, jak jeszcze może jej pomóc. Choć uważała, że Gyesoon zachowała się nieodpowiednio, zabijając Goro w tak jawny sposób i to bez poparcia innych członków ruchu oporu, rozumiała ją. Tę dziewczynę dławiła furia, a gdyby tych uczuć nie rozładowała, oszalałaby lub sama odebrała sobie życie. Pani Jung próbowała uspokoić syna, by nie był zbyt surowy dla Gyesoon i okazał jej serce.
- Lepiej pomyślmy, gdzie ich ukryć - zaproponowała i zaniosła dziewczynie gorący napar.
Gyesoon popijała go małymi łyczkami. Ubrała się w hanbok pani Jung i zmyła z siebie resztki krwi. Uczesała włosy. Już nie płakała i jej serce biło naturalnym rytmem. Lecz nie czuła ulgi. Tak, to że zabiła Goro dawało jej pewne wytchnienie, niestety nie koiło bólu. Bo nie zwróciło jej Jaesika...
Drzwi zaskrzypiały. Do pokoju wrócili Yonghwa i Minhyuk. Gyesoon spodziewała się kolejnych wyrzutów, a zamiast tego usłyszała głos swojego brata:
- Szykuj się, zaraz jedziemy.
Posłała mu pełne niepokoju spojrzenie.
- Gdzie? - zapytała.
- Nie możecie opuszczać terytorium Korei, bo pewnie już jesteście na liście poszukiwanych. Poza tym ty i tak zostawiłaś dokumenty w torebce w hotelu... A to zbyt ryzykowne, byś podróżowała na fałszywych, kiedy tyle osób widziało twoją twarz. Pojedziecie w góry - postanowił Yonghwa - do obozowiska oddziału mojego brata Yongjuna.

***

                Zapadał zmierzch. Zanim Jonghyun zdążył zakołatać do drzwi domu Mei, zauważyła go Aika. Siedziała na murku w ogrodzie, przyglądając się jak Takuya i Akiharu tłumaczą Dahee zasady kendo. Też chciałaby się ich nauczyć. Wszystko byłoby tak pięknie, gdyby nie złamana ręka! Matka powiedziała jasno: żadnych wygłupów. Masz siedzieć i się przyglądać, być ostrożna, dopóki nie ściągną ci gipsu.
Lecz to nie mogło popsuć Aice humoru. Poza tym, dzięki temu, że tylko bezczynnie siedziała, zdołała zobaczyć Jonghyuna.
- Cześć! - zawołała i po chwili znalazła się przy nim - proszę, zdejmij mi ten okropny gips. Przez to mama nie pozwala mi uczyć się kendo!
- Uczyć się kendo? - powtórzył - wstępujesz do policji?
Rozbawił ją. Zachichotała głośno, przy czym na jej policzkach zwykle pojawiały się urocze dołeczki. Bez wahania złapała go za rękę i poprowadziła do ogrodu.
- Nie, po prostu... moi przyjaciele uczą się w szkole kendo i postanowili pokazać kilka zasad mnie i Dahee. Chcesz ich poznać? - nie czekała na odpowiedź, podekscytowana przedstawiała go reszcie - to chłopak Mei, Lee Jonghyun. A to moi przyjaciele, Kim Dahee, Hideki Takuya i Tsukiyama Akiharu.
- Cześć miło mi was wszystkich poznać. Już wam nie przeszkadzam - stwierdził Jonghyun, a kiedy mu się ukłonili, ruszył z powrotem.
Poczuł dziwny niepokój, jak tylko wymienił spojrzenie z Akiharu. Był pewien, że ten go nie rozpoznał. Bo wtedy w furgonetce nie mógł mu się przyjrzeć i nie słyszał jego głosu. Więc czemu tak podejrzliwie patrzył? Czy aura, jaką roztaczał wokół siebie Jonghyun wydała się Akiharu znajoma? Czy intuicja podpowiadała mu, że widzi swojego wroga? A może w pierwszej chwili, gdy popatrzyli sobie w oczy, zrozumieli, że nigdy nie zapałają do siebie sympatią?
- Jonghyun-ssi! - zawołała Aika, celowo używając koreańskiej formy grzecznościowej - no szybko, zdejmij mi ten gips!
- Jeszcze nie, jeszcze jest za wcześnie.
- Wszyscy to powtarzają! Jest za wcześnie na to, za wcześnie na tamto! Już mam tego dość! Proszę, proszę, zlituj się i zdejmij mi gips, a ja powiem ci jaka jest mama Mei i na co musisz się przygotować!
- Tak? W porządku.
- To zdejmiesz mi gips?
- Zdejmę.
- Więc... - Aika pokazała Jonghyunowi, by się schylił i wyszeptała - ciocia Hikari lubi komplementy. Jeżeli powiesz jej, że już wiesz, po kim Mei jest taka ładna... pęknie z zachwytu.
- Czy to nie brzmi, jakbym się podlizywał?
- Ciocia Hikari lubi wszystkich, którzy się jej podlizują. Zdejmiesz mi ten gips?
- Jak za dwa tygodnie zgłosisz się do szpitala.
- Kłamca!!!
- To nie kłamstwo - tłumaczył Jonghyun - ustaliliśmy, że ci go zdejmę, nie ustaliliśmy kiedy...
Złapała się jego rękawa i powtarzała, rozżalona:
- Kłamca! Oszust!
W tym momencie w ogrodzie pojawiła się zdenerwowana Mei. Usłyszała krzyki kuzynki i postanowiła ich nie ignorować.
- Aika! Masz zamiar się tak zachowywać?! Puść go natychmiast! - zażądała.
- Złamał umowę! - gorączkowała się nastolatka.
Gdy tylko Mei podniosła rękę, by ją uderzyć, ta rzuciła się biegiem w kierunku swoich przyjaciół.
- Spokojnie. Nic się nie dzieje, a Aika... jest zabawna - przyznał Jonghyun i przywitał się z Mei, łącząc ich usta w pocałunku.
Nie widział jej przez ostatni tydzień, kiedy występowała w Tokio. Pomyślał, że oboje się stęsknili.
- Jaka umowa? - spytała Mei w przerwie między pocałunkami, przypominając sobie słowa Aiki, a Jonghyun tylko przytulił ją i stwierdził:
- To nic.
- Zapraszam - chichotała Mei, ciągnąc go do domu.
Jonghyun wielokrotnie wyobrażał sobie jej codzienne otoczenie, lecz i tak zaskoczyło go wszechogarniające bogactwo. Stylowe meble, miękkie dywany, oświetlenie. Róg salonu zdobiło pianino, na ścianach były kolorowe obrazy, a półki pełne drogocennych waz, ozdobnych kasetek, fotografii rodzinnych i kwiatów. Hikari i Kanako zajmowały miejsce przy stole obok biblioteczki z książkami, a Kim Yejin, matka Dahee, częstowała je herbatą z ręcznie zdobionego dzbanka. Pokój wypełniała łagodna muzyka. Jonghyun nigdy nie czuł się onieśmielony przez obecność innych osób, był zazwyczaj otwarty i pewny siebie, lecz poznając rodzinę swojej dziewczyny, obawiał się. I jednocześnie za nic nie chciał, by Mei o tym wiedziała. Wolał, że postrzegała go jako silnego. Ukłonił się nisko i oznajmił z uśmiechem:
- Dzień dobry, nazywam się Lee Jonghyun, jestem przyjacielem Mei.
- Dzień dobry. Miło mi wreszcie ciebie poznać! - powiedziała Hikari, wstając i podchodząc do chłopaka - Mei tyle o tobie opowiadała!
- O pani również. Nie wspominała za to, że jest pani taka piękna - pocałował jej dłoń.
Hikari sprawiała wrażenie lekko zażenowanej. Mei zakasłała, dyskretnie szczypiąc Jonghyuna w rękę. O co chodzi? Czyżby Aika go okłamała?!, zastanawiał się i wówczas zauważył spojrzenie Kanako. Stała przy stole, lecz nie zbliżyła się o krok, po prostu tak intensywnie się w niego wpatrywała... Odniósł wrażenie, że to wręcz sprawia jej ból, budzi jakąś od dawna pochowaną głęboko tęsknotę. I przypomniał sobie, jak Mei opowiadała mu, że ojciec Aiki był Koreańczykiem... Co przeszkodziło ich związkowi? Różna narodowość? Czy Kanako bała się, że to może dotyczyć też Mei i jego? Już kiedy po raz pierwszy spotkał tę kobietę w szpitalu, po wypadku Aiki, zauważył, że ogarnia ją pewien nieukojony żal. Powoli podszedł do Kanako.
- Miło mi znowu panią widzieć - po tym też pocałował kobietę w rękę i wyczuł, że przeszedł ją dreszcz.
- Idziemy do mojego pokoju. Yejin, przyniesiesz nam coś do jedzenia i picia? - zapytała Mei.
Matka Dahee odpowiedziała skinieniem głowy i udała się do kuchni. Hikari i Kanako znowu usiadły. A Mei zabrała Jonghyuna do siebie do pokoju, zamykając za nimi drzwi.
- Mam wrażenie, że wszyscy tu dziwnie na mnie patrzą - zażartował, rozglądając się dookoła.
Pokój Mei pełen był dodatków w subtelnych barwach różu. Wydawał się ciepły, przytulny i dziewczęcy. Kilka zwisających paproci ożywiało go. Przy toaletce, z mnóstwem spinek i kokard do włosów, stał gramofon. Jonghyun nastawiał płytę, gdy Mei powtórzyła:
- Wszyscy? Czyli kto?
- Akiharu. Twoja ciocia. Ty.
- Ja?
- Tak. I jeszcze mnie szczypałaś - po chwili pokój wypełnił się brzmieniem japońskich piosenek, a Jonghyun zatrzymał się przy fotografiach Mei i Aiki z różnych okresów ich dorastania - byłaś uroczym dzieckiem.
- A już nie jestem urocza?! Ja, w przeciwieństwie do mojej mamy, lubię komplementy.
Czyli Aika kłamała! Jonghyun, mordując ją w myślach, dodał uwodzicielsko:
- Za to nie jesteś już dzieckiem...
Poczuła jego dłonie na swoim ciele i poddała się tym doznaniom. Chwilowo pożałowała, że nie poszła do niego, zamiast zapraszać go do siebie. Tam mieliby jakąś prywatność, mogliby się kochać do rana... Myślała, że po ostatnim seksie z Jonghyunem przejdzie jej na to ochota... a ledwie poczuła jego pieszczoty, znowu go zapragnęła. Ufała mu. A przede wszystkim kochała. Kochała go, jak nikogo innego na świecie. Wtuliła się w jego ramiona, wdychając przyjemny zapach perfum. Głaskał plecy i pośladki dziewczyny, czasami wsuwając rękę między jej uda.
- Jonghyun... - jęknęła.
- Tak?
- Nie tu...
- Jutro, zobaczymy się u mnie?
- Tak.
Zapewnienie Mei trochę ostudziło emocje. Oboje usiedli przy stoliku, trzymając się za ręce. Jonghyun poprosił dziewczynę, by opowiedziała mu o pobycie w Tokio. Miała wypieki na policzkach, podczas gdy relacjonowała swoje występy, przebieg ważnych przyjęć, wizyty w modnych kawiarniach i zakupy. Angażowała się tak, jakby chciała, by poczuł, że również tam był.
- Zaczynam żałować, że nie mogłem ci towarzyszyć - wyznał szczerze - niestety sama wiesz...
- Tak, wiem. Masz obowiązki. Nie możesz ich lekceważyć, kiedy kraj jest pogrążony w wojnie - powtarzała jego słowa, które padły tego pamiętnego dnia, gdy po dość burzliwym seksie wyznali sobie miłość. Nie chciała być złośliwa. Przeciwnie, chciała pokazać, że ostatnio dobrze go zrozumiała i nie pomyślała w ogóle, aby proponować, by jej towarzyszył w wyjeździe do Tokio. Mei z natury była osobą unikającą konfliktów. Wolała czasami ustąpić Jonghyunowi. Na pewno nie zamierzała znowu go denerwować.
- Ale miałam przy sobie nauczycielkę Ueno. Pilnowała bym za dużo nie romansowała - jedynie lekko go drażniła.
- Czyli trochę romansowałaś?
- Może... Czyżbyś był zazdrosny?
- A powinienem?
- Nie. I tak cały czas myślałam tylko o tobie. Przywiozłam ci prezent.
Podarowała mu cygaro w eleganckim opakowaniu i z podnieceniem obserwowała jego reakcję.
- Skoro tak, nie mam nic przeciwko, żebyś wyjeżdżała - zażartował. 
Mei posłała mu oburzone spojrzenie.
- Chcesz zapalić? - zapytała.
- Tutaj?
Szeroko otworzyła okno i zawołała Jonghyuna. Podała mu ogień, a on palił, zaciągając się głęboko i namawiając, by też spróbowała. Zaraz dostała okropnego ataku kaszlu, a w oczach miała łzy. Nigdy więcej!, postanowiła. Mimo wszystko stała przy Jonghyunie i wdychała dym. Nie przeszkadzało jej, że marzła, a zimne powietrze dostawało się do pokoju. W pewnym momencie znalazła się w ramionach chłopaka.
- Ja też... cały czas byłem myślami przy tobie - przyznał, rozpalając Mei swoim ciepłem i przytulając się do jej pleców. Z ogrodu dobiegł ich szczery i wyjątkowo melodyjny śmiech Aiki. Mei odwróciła się przodem do Jonghyuna, poprzednio zamykając okno i zaciągając zasłony.

***

                To był interesujący dzień, pomyślała Kanako, odwiedziny tego chłopaka... też były interesujące.
Siedziała przy toaletce i wklepywała w policzki krem, który Mei przywiozła jej z Tokio. Zauważyła, że się postarzała. Wokół oczu miała lekkie zmarszczki, powieki opadały, jakby były ciężkie i zmęczone... Tylko jej serce nic a nic się nie zmieniło. Ostrożnie zsuwała z palca pierścionek, a nim schowała go w kasetce, przez moment wpatrywała się w wyryte po wewnętrznej stronie inicjały: O. H. Wtedy zadzwonił telefon. Dochodziła północ i Kanako trochę się zdziwiła. Lecz odważyła się i odebrała. Gdy zakończyła rozmowę, obie przyglądały się jej pytająco: Hikari w szlafroku i Mei, która dopiero co odprowadziła do drzwi swojego chłopaka. Aika już spała.
- Dzwonili z policji - oznajmiła Kanako, dziwnie... rozbawiona? - rozumiecie to? Japoński oficer... zamordowany w moim hotelu!

***

                Yongjun spał czujnie, jak zwykle reagując na każdy szmer, każdy szelest, każdy silniejszy powiew wiatru. Podniósł się, gdy tylko jeden z nocnych stróżów wszedł do jego namiotu, oznajmiając:
- Liderze, Yonghwa sprowadza tu jakiś towarzyszy.
Yongjun pospiesznie sprawdził godzinę. Dochodziła piąta rano, lecz dolinę nadal spowijała ciemność. Wokół ze wszystkich stron piętrzyły się wierzchołki gór, pokryte gęstymi lasami, a niektóre też pierwszym śniegiem. Choć większość żołnierzy spała po ciężkim dniu przygotowań do walki o niepodległość, tu i tam kręciło się kilkoro wartowników. Mimo sennego nastroju, zachowywali czujność i patrolowali okolicę. Zaraz zauważyli Yonghwę, Minhyuka i Gyesoon, którzy musieli zostawić samochód przy przełęczy i ostatnią część drogi pokonać pieszo. Wyglądali na wykończonych, nie mieli przy sobie niczego oprócz kilku tobołków. Siedzieli w stróżówce, gdy przyszedł do nich Yongjun, dowództwa oddziału.
- Hyung - przywitał go Yonghwa, z zimna para leciała mu z ust - wydarzyło się coś... niespodziewanego.
Opowiadał dowódcy o tym, co zrobiła Gyesoon, podczas gdy stróż przygotowywał dla nich wszystkich ciepły napój - w tej sytuacji nie widzę innego rozwiązania, jak ukryć ich u ciebie. Nie zabrali nic oprócz kilku rzeczy, które pożyczyliśmy im z mamą, nie mogli przecież wracać po cokolwiek do domu, otoczonego przez policję. Myślę, że towarzyszka Kang powinna zostać ukarana i wykluczona z organizacji. Za to Minhyuk mógłby przejść szkolenie i dołączyć do armii.
- Nie przesadzasz? - zapytał Yongjun, obdarzając Gyesoon współczującym spojrzeniem - nie pochwalam tego, co zrobiła towarzyszka Kang, mimo wszystko... każdy jeden, jedyny człowiek jest potrzebny, by odzyskać nasz utracony kraj. A ty mówisz, że mam ją wykluczyć z ruchu oporu? Gyesoon chyba została wystarczająco ukarana przez los... - złapał dziewczynę za rękę - póki co pomożesz w przygotowywaniu posiłków dla żołnierzy, a potem... zobaczymy.
- Dziękuję - odpowiedziała Gyesoon - czasami pomagam... pomagałam w organizowaniu przyjęć u bogatych rodzin, mam doświadczenie w gotowaniu posiłków na tyle osób.
Yonghwa, który cały czas krążył nerwowo, usiadł wreszcie z westchnieniem na podłodze obok pozostałych.
- Wypijcie i pośpijcie jeszcze. Musicie być wykończeni po tak niespokojnej nocy - polecił im dowódca - Gyesoon, możesz dzielić namiot z Misuk, Jisoo i Suyeon, Minhyuk niech dołączy do jednego z namiotów żołnierzy.
Yongjun pokazał Yonghwie, by położył się na jego posłaniu, lecz brat odmówił.
- Wracam do matki, poza tym za blisko zostawiliśmy samochód, jakby ktoś go tam zobaczył, mógłby odkryć to miejsce - tłumaczył.
- A więc nie zapomnij przekazać jej moich pozdrowień - poprosił Yongjun.
Odprowadzał brata, rozmawiając o Minhyuku i Gyesoon, prosząc go też, by się uspokoił. Yonghwa był obdarzony dość porywczym charakterem. W dodatku zauważał stopniowo, że każda akcja przeciwko japońskim porządkom wywołuje reakcję przeciwko koreańskim bojownikom o wolność. A nie mógł znieść śmierci innych towarzyszy. I tu starszy brat akurat go rozumiał, bo w pewnym sensie czuł się winny, gdy ktokolwiek z jego ludzi oddawał życie za kraj. Po chwili zjawiła się Park Misuk i przywitała Yonghwę z niekrytym podnieceniem. Yongjun zostawił ich samych. Wrócił do namiotu i zastał tam jedynie Gyesoon. Powiedziała, że stróż pozwolił dzisiaj Minhyukowi wykorzystać jego miejsce do spania.
- Nie przejmuj się gniewem mojego brata. To wszystko z troski o was, o Minhyuka i... o ciebie.
Yongjun zaprowadził dziewczynę do namiotu i zostawił. Były tam jeszcze dwie inne kobiety, Jisoo i Suyeon. Misuk widocznie musiała wyjść. Gyesoon rozpoznałaby jej twarz, widziała ją na pogrzebie Jaesika, poza tym to ta towarzyszka brała udział w misji odbicia go. Obie kobiety oddały nowo przybyłej kilka koców i poszły z powrotem spać. Misuk nie wracała. Krążyły plotki, że wyszła, kiedy tylko usłyszała o przyjeździe Yonghwy. Gyesoon nie rozumiała czemu, po prostu chciała to sprawdzić. Wyjrzała na dwór i zobaczyła w oddali dwie sylwetki. Misuk opowiadała coś i energicznie przy tym gestykulowała. Yonghwa wydawał się obojętny. To zafascynowało Gyesoon. Jak mógł nie widzieć tych uczuć? Jak mógł nie widzieć, że Misuk była w nim kompletnie zakochana?

7 komentarzy:

  1. Ta końcówka: ''Jak mógł nie widzieć...'' no właśnie, czy on na prawdę jest ślepy! Przecież Misuk tak kocha go, a on? No co za typ, mam nadzieje że odwzajemni jej uczucia, że jej nie zrani. Ta ciocia Hikari to nie zła kobietka, lubi gdy się ją chwali i w ogóle sądze , że lubi być w centrum zainteresowania. Niech w święta w Twym domu zagości
    mądrość i zgoda, uśmiech i dostatek.
    Niech przez cały rok nie braknie miłości!
    Przesyłam uściski i biały opłatek.Niech te święta spokój przyniosą,
    a radość chodzi krok w krok.
    Niechaj dostarczą tyle optymizmu,
    by starczyło na cały Nowy Rok. :) Wesołych Świąt i czekam na twoje książki w przyszłym roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba, że Yonghwa przeleje swoje uczucia na kogoś innego...:) Hikari nie lubi komplementów, Aika wrobiła Jonghyna:P
      Dziękuję za piękne życzonka i tobie też spokojnych, wesołych, pełnych prezentów świąt i wszystkiego naj naj, co sobie zamarzysz w nowym roku:) No i weny w pisaniu!

      Usuń
  2. Och... Aika jest taka rozkoszna:) Jak chciała przekupić Jonghyun'a, aby jej zdjął gips! I do tego go wkopała! Ale Mei, pomimo swojego wieku, nadal jest słodką dziewczynką;) Jedynie przy Jonghyun'ie jest nieco bardziej...dorosła:) Teraz martwię się o los Gyesoon i Minhyuk'a. Nic złego się im nie stanie, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyobrażasz sobie jak się cieszę, że odbierasz dziewczyny 100% tak ja je widzę i staram się przedstawiać :D
      Akurat z Gyesoon i Minhyukiem nie mam w planach większych dramatów, co nie znaczy, że nie mam z nimi żadnych planów:) A pewien hmmm "dramat" się szykuję z kimś innym...

      Usuń
    2. Udało Ci się idealnie przedstawić ich charaktery;) Tak samo, jak innych postaci, Jonghyun'a, czy Akiharu.
      Dramat? Ale nikt nie zginie?:) Oby nie z Akiharu, bo ten się już wystarczająco nacierpiał.

      Usuń
    3. Dzięki!:)
      Nie, nie, ok, nie znoszę się za swój dar spojlerowania! Chodzi o Dahee:)

      Usuń
    4. Wiem, no nikt nie lubi spoilerować, ale dzięki za taki mały spoilerek;)))

      Usuń