09/05/2018

i will protect you (rozdział 19)

                Byul była co prawda wysoka, lecz przy tym ważyła niewiele. Chaewon bez problemu sprowadziła ją opartą o siebie z falochronów. Nadal padał deszcz, poza tym powoli robiło się ciemno, przez co musiały dodatkowo uważać. Gdyby się poślizgnęły, potłukłyby się mocno. Skupione, nie rozmawiały więcej niż to potrzebne, dopiero kiedy kiedy dotarły bezpiecznie do plaży, wydały z siebie pełne ulgi westchnienia.
- Jakbyś po mnie nie przyszła, nie wiem, co bym zrobiła, dziękuję unni! - zawołała Byul i okazała wdzięczność, cmokając ją w policzek.
Chaewon odpowiedziała uśmiechem, zadowolona, że ostatecznie wszystko wracało do normy. Po dzisiejszej rozmowie naprawdę nie wiedziała, czy to nie koniec ich przyjaźni. A na myśl o tym bolało ją serce.
- Lepiej się pospieszmy - powiedziała - zmarzłyśmy i jesteśmy przemoczone.
Nieco wyczerpane, lecz uspokojone, ruszyły w kierunku domu. Niestety Byul szła coraz wolniej i wolniej. Chociaż opierała się na ramionach swojej unni, nadwerężona kostka dawała o sobie znać. Czasami chciała, by zatrzymały się na moment, a potem z jeszcze większym wysiłkiem zdobywała się na każdy kolejny krok. Chaewon mimowolnie przypomniała sobie, jak prowadziła do domu upitego Hyojonga, albo jak on pokonał sześć kilometrów, dźwigając ją cierpliwie. Aż wreszcie zaproponowała:
- Byul, tylko nie protestuj, wskakuj mi na plecy.
- Oszalałaś?
- Nie. Nie widzisz? No zobacz, jestem zupełnie poważna.
- Nie uniesiesz mnie.
- A założysz się?
- O co?
- O to, kto zapłaci za bilety na noc kina?
- OK.
Chaewon przysiadła. Byul niepewnie wskoczyła swojej unni na plecy. W tym momencie znowu pożałowała, jak potraktowała ją wcześniej. Nie rozumiała, czemu była taka okrutna dla kogoś, kto okazywał jej tyle dobra. Chaewon ledwie wyprostowała się do pionu, mimo wszystko nie skarżyła się. Zwłaszcza, że do domu było blisko. Z uporem powtarzała sobie, że jej trud to nic przy trudzie Hyojonga i pokonaniu przez niego wtedy tak długiego dystansu.
- Nie jest ci ciężko? - dopytywała Byul - jeżeli tak, postaw mnie z powrotem.
- Nie - upierała się Chaewon, a potem zawołała - opowiem ci kawał! Klient zwraca się do barmana: please, call me taxi. A na to barman: OK, you're taxi.
Chaewon roześmiała się szczerze. Byul mimo wszystko pozostała poważna. A zapytana, czy jej to nie bawi, przyznała:
- Nie bawi mnie, że znowu sprawiam kłopoty.
- Yhm, a może ten cię rozbawi? - zastanawiała się Chaewon i po chwili opowiadała kolejne kawały, przez co im obu wydawało się, że szybko dotarły do domu.
- Tak, wiem, zaraz wypomnisz mi, że przegrałam zakład, pewnie tylko po to mnie niosłaś - powiedziała Byul z udawanym niezadowoleniem.
Chaewon postawiła ją z powrotem dopiero przy drzwiach do jej pokoju.
- No pewnie. Gdyby nie te bilety, zostawiłabym cię w lesie - zażartowała.
Tak się przekomarzały, kiedy obok zjawiła się Shin Haera i zapytała z przerażeniem:
- Czemu jesteście mokre, spacerowałyście w taką okropną pogodę?- Niestety nie zabrałyśmy parasola, a nie padało jak wychodziłyśmy - odpowiedziała pospiesznie Byul.
- Obyście się nie rozchorowały... przebierzcie się szybko, a ja zaparzę gorącą herbatę - zarządziła jej matka.
Obie tak zrobiły i spotkały się zaraz ponownie w pokoju Byul. Tam Shin Haera zaniosła im herbatę i ciastka. Chaewon siedziała z kubkiem w dłoniach i niespodziewanie posmutniała, a jej nieobecny wzrok sprawiał wrażenie, jakby oddaliła się o lata świetlne.
- Unni, coś się stało? - zapytała troskliwie Byul.
Przecież, jeżeli chodzi o Changgu, to chyba wszystko sobie wytłumaczyły...
- Przykro mi, okłamałam cię z czymś jeszcze... - wyznała ze smutkiem Chaewon, a po chwili zupełnej ciszy dodała - miałam kiedyś kogoś... chłopaka, w którym byłam bardzo zakochana. Niestety, wszystko się rozpadło. Może pewnego dnia ci o tym opowiem, lecz nie dziś, przepraszam.
- Och - z ust Byul wyrwało się westchnienie - rozumiem, opowiesz mi, kiedy poczujesz się gotowa, mogę tylko zapytać, z czyjej winy wszystko się rozpadło?
Chaewon wbiła wzrok w nieokreślony punkt, jej smutek osiągnął tak wielkie wymiary, że ledwie powstrzymywała łzy.
- Yhm... nie z mojej. I nie z jego. Tak, był jeszcze ktoś, ktoś, kto nigdy nie został ukarany, a my cały czas przez to cierpimy.

***

                Hyojong usiadł przy stoliku i obserwował nerwowe ruchy matki, która po raz kolejny wycierała zupełnie już czyste kuchenne blaty. Kim Boyoung zachowywała się tak, od kiedy syn wspomniał jej o telefonie od ojca. Chociaż zbyła to wymownym milczeniem, przez cały czas sprawiała wrażenie niespokojnej i zdenerwowanej. A Hyojong powtarzał z uporem, że przejęła się niepotrzebnie, skoro z ich rozmowy nic a nic nie wynikło. Kim Boyoung zadrżała, kiedy niespodziewanie telefon syna się rozdzwonił znowu.
- Czy to ojciec? - zapytała.
A jeżeli tak? Czy wtedy zabroniłaby mu z nim rozmawiać? Ale to nie był ojciec.
- Nie, mamo - rzekł, a zaraz dodał pospiesznie, bo przecież matka dobrze wiedziała, że nikt nigdy do niego nie dzwoni i pewnie sama zapytałaby o to - obcy numer.
Pomimo tego odebrał i usłyszał uprzejmy, damski głos:
- Witam, nazywam się Park Suyeong, dzwonię z gratulacjami i z zapytaniem, kiedy przyjedzie pan po odbiór nagrody w związku z konkursem na najlepsze zdjęcie dla par organizowanym w marcu w pałacu Changdeokgung.
Hyojong zamarł.
- N... Nagrody?
- Nie śledzi pan zakładki konkursu? - zapytała ze zdziwieniem - zdjęcie pana i pana dziewczyny w wyniku internetowego głosowania uplasowało się na pierwszym miejscu, przypominam, że nagroda to czek na 100.000 won.
100.000 won. Co on zrobi z takimi pieniędzmi? A przede wszystkim: jak przekaże Chaewon jej część? Oboje wzięli udział w tym konkursie. Oboje powinni podzielić się wygraną nagrodą, sprawiedliwie, po połowie. Czy ona też odebrała taki telefon? Po chwili przypomniał sobie, że tylko on podawał numer w formularzu konkursowym. Co za pech. Co za przeklęte szczęście! W pierwszym odruchu chciał powiedzieć, że rezygnuje z tych pieniędzy i rozłączyć się. Nie zrobił tego.
- A gdzie mogę go odebrać? - zapytał.
- W pałacu Changdeokgung. W atelier, gdzie odbywał się konkurs. W godzinach zwiedzania.
- OK, będę tam zaraz.
W tym momencie Kim Boyoung spojrzała pytająco na syna.
- Ja... muszę wyjść.
- Jak to: wyjść? - oburzyła się - zaraz obiad.
- Wybacz.
- Hyojong, co się stało? Hey! Hyojong! - wołała za nim, lecz pozostał na to obojętny i po prostu wypadł z mieszkania.
Na dworze dotarło do niego, że mimo upału, drży na całym ciele. Niemalże biegł z nadzieją, że załatwi to szybko i zapomni. Ale czy tak prosto zapomina się o tylu pieniądzach. Pewnie nie... i co z tego. Niewiele w życiu bywa rzeczy prostych. Hyojong przejechał kilka stacji metrem, potem poszedł pieszo do pałacu. Gdy po ominięciu kolejek poinformował w recepcji, że zgłasza się po odbiór nagrody, inna z pracownic zaprowadziła go do odpowiedniego atelier. Tam czekała Park Suyeong. Hyojong rozpoznał, że to ta sama osoba, co prowadziła konkurs. I ona też go rozpoznała, przywitała gratulacjami oraz uściskiem dłoni. A potem zapytała o Chaewon.
- Niestety, rozchorowała się - skłamał bez zastanowienia, lecz to wydawało mu się logicznym powodem, czemu przyszedł sam.
- A więc proszę przekazać jej moje gratulacje i, że życzę zdrowia.
- Na pewno przekażę.
Park Suyeong podała mu do podpisania potwierdzenie odbioru nagrody, a potem czek. Wypisany był na nich oboje. Lee Chaewon i Kim Hyojong. Ich imiona obok siebie przywoływały tyle pięknych wspomnień... Poza tym, oznaczało to też, że nie mogli skorzystać z tych pieniędzy osobno, mogli wypłacić je jedynie wspólnie. Na koniec Park Suyeong podarowała mu jeszcze elegancko oprawione, konkursowe zdjęcie. Hyojong wyszedł, w ogóle na nie nie patrząc, aż nie znalazł się z powrotem na ulicy, z dala od wszystkich. Wtedy odważył się spojrzeć. Zaskoczona Chaewon i on, całujący ją w policzek... kiedy to było, chyba w innym życiu. W przypływie impulsu, wrzucił zdjęcie do śmieci, po to tylko, by po chwili zabrać je z powrotem i schować do torby. Nie zastanawiał się gdzie idzie, po prostu szedł, szedł i szukał zapomnienia. Aż wreszcie dotarło do niego, kto jedyny go zrozumie. Yoonmi też cierpiała. Pomimo tego zdołała zabrać z nocnego stolika zdjęcie Yoony i schować, by nie sprawiało jej już bólu. Powinien ją zapytać, jak znalazła w sobie siły. Bez zastanowienia pospieszył w kierunku przystanku. Po kilku stacjach wysiadł i poszedł pieszo do domu kuratorki, bo nie chciał tracić czasu na przesiadkę. Kiedy wreszcie zapukał do drzwi, był zziajany, jakby przebiegł maraton, mimo wszystko widok Yoonmi wywołał u niego niewinny uśmiech, a świadomość, że zaraz wtuli się w jej ramiona, pocieszała i podtrzymywała na duchu. Niestety, ledwie zbliżył się o krok, powstrzymała go gestem.
- Hyojong... ja nie jestem... - zaczęła, a w tym momencie z salonu rozległ się męski głos:
- Kto to?
A więc chciała powiedzieć "nie jestem sama"... Po chwili Junho stanął obok swojej żony i objął ją ramionami. Yoonmi zadrżała. Potem, nie spuszczając wzroku z Hyojonga, przyznała, że jej podopieczny. Obaj wymienili podejrzliwe spojrzenie, mimo to pozostali uprzejmi, po przedstawieniu się, podali sobie dłonie.
- Kang Junho.
- Kim Hyojong.
Mąż Yoonmi był przystojny, wysoki, wysportowany, prezentujący się dobrze i wzbudzający respekt mimo domowego ubrania, nieogolony i nieuczesany.
- Nie wiedziałem, że zapraszasz swoich podopiecznych do domu - rzekł do swojej żony.
Hyojong zastanawiał się, czy w czymkolwiek im przeszkodził, czy zaburzał rytm ich codziennego, wspólnego popołudnia. Nie zamierzał tłumaczyć się z tego, że wie, gdzie mieszkała kuratorka. Nie chciał wdawać się w niepotrzebne dyskusje. Yoonmi zapytała go za to:
- Co ty tu robisz?
Powietrze wypełniło się wręcz namacalnym napięciem spowodowanym kryciem swoich prawdziwych emocji.
- Nic... - przyznał Hyojong, stwierdzając niespodziewanie, że nie wie, po co przyszedł, a potem dodał, uznając to za oczywiste - przyszedłem pogadać.
- A nie gadacie wystarczająco na swoich cotygodniowych spotkaniach? - zapytał lekko zdenerwowany Junho.
Yoonmi skarciła go wzrokiem.
- Yobo, zaraz do ciebie przyjdę - powiedziała, co było czymś w rodzaju aluzji, by wracał do salonu i zostawił ich samych.
O dziwo, tak zrobił, a mimo to napięcie pozostało, jak i niepewność, czy nie przyczaił się obok i nie podsłuchiwał ich.
- Wybacz, że przeszkadzam - przeprosił Hyojong, wpatrzony w oczy swojej kuratorki i ujrzał w nich przerażenie.
- Nie możesz tu tak po prostu przychodzić - odparła, co zabrzmiało bardzo stanowczo i bardzo zimno.
Nie powiedziała "nie powinieneś", powiedziała "nie możesz". Wtedy dopiero dotarło do niego, w co się zaangażował, ukazał mu się ogrom ryzyka i konsekwencji. A mimo to nie potrafił tak po prostu się wycofać. Przez to stanowczość Yoonmi łamała mu serce. Czy naprawdę musiała być taka zdystansowana? Hyojong zarzucał sobie, że nie zastanowił się dobrze, nim zapukał do drzwi jej domu. Czemu nie założył, że zastanie Junho?
- Tak. Wiem. Rozumiem - odpowiedział ze smutkiem.
Wtedy Yoonmi złagodniała, zbliżyła się do Hyojonga i wyszeptała mu do ucha:
- Napisz mi, co się stało, dobrze? Jutro spotkamy się i o tym porozmawiamy, obiecuję, że będę miała dla ciebie czas, tyle ile tylko potrzebujesz.
- OK... - zgodził się, chociaż nie zamierzał pisać o niczym, o czym przyszedł jej dziś opowiedzieć.
Yoonmi pogłaskała go po policzku.
- Naprawdę... nie możesz tu tak po prostu przychodzić - powiedziała raz jeszcze, w ramach pożegnania.
A kiedy odszedł, poczuła się tym wszystkim okropnie przytłoczona. Nie chciała go spławiać. Nie wiedziała niestety, co innego miała zrobić.
- Hey, to oglądamy, czy co? - zawołał z kanapy Junho.
Yoonmi usiadła obok i chociaż widziała film do końca, nie zapamiętała z niego zupełnie nic.

1 komentarz:

  1. Już się nie mogę doczekać ponownego spotkania Chaewon i Hyojonga :)

    OdpowiedzUsuń