30/05/2018

i will protect you (rozdział 22)

*RETROSPEKCJA*

                Chaewon wyłączyła budzik, lecz jeszcze przez pewien czas pozostała w łóżku. Nie chciała wstawać. Nie miała na to sił i ochoty. Przyjemnie było jej leżeć w ramionach Hyojonga i czuć w całym ciele rozkoszne zmęczenie po tym do czego doszło wczoraj. A kiedy wreszcie przełamała w sobie lenistwo i podniosła się lekko, w wyniku niespodziewanego szarpnięcia, znowu znalazła się w uścisku.
- Oppa - zachichotała, gdy objął ją ramionami i przytulił się do jej pleców.
- Tak?
- Musimy wstawać.
- Musimy? - powtórzył sennie - a jeżeli nie, to co, spowodujemy wybuch wojny, epidemii, czy innych katastrof?
W tym momencie chciał tylko zatrzymać ją przy sobie.
- Nigdy nie wiadomo, chociaż... pewnie nic by się nie stało, poza tym, że ciebie znowu nie byłoby na zajęciach, a ja miałabym problemy w pracy.
- No to może zrobimy sobie dzień wolnego, co?
- O nie, nie kuś mnie, bo ulegnę - powiedziała, po czym wstała wreszcie i popatrzyła na Hyojonga.
Nie czuła się zawstydzona. Nie żałowała tego, co stało się wieczorem. Nie pamiętała, by kiedykolwiek była tak spokojna jak dzisiejszego poranka. Ubrana jedynie w koszulkę chłopaka poszła do kuchni i przygotowała śniadanie. A on nadal nie wstawał. Chaewon zorientowała się po chwili, że po prostu spał. Głośno zachrząkała, wołając go i poszturchując. Hyojong udawał, że się nie obudził. Aż niespodziewanie szeroko otworzył oczy i zaryczał, jakby był niebezpiecznym potworem. Chaewon podskoczyła z przerażenia, a on złapał się za brzuch i śmiał się bez opanowania. Czy to było tak zabawne?, zamierzała zapytać. Ale po chwili sama nie umiała powstrzymać śmiechu. A potem usiedli do stolika, zjedli i wypili po kubku kawy. Hyojong ledwie wyrobił się na zajęcia. Nigdy nie umieli się rozstawać, a zwłaszcza dziś okazało się to trudne, mieli sobie zbyt wiele do powiedzenia i zbyt wiele do zaoferowania, niewinne pieszczoty, szepty, pocałunki. Chaewon, jak już wreszcie wyszedł, wykąpała się i przyglądała się z uśmiechem odbiciu swojego gołego ciała w lustrze. Aż tak mu się podobało? Aż tak go zachwycało, że zupełnie oszalał na jej punkcie? Podekscytowana tym wystroiła się i lekko umalowała. A kiedy jechała do pracy, po raz pierwszy w życiu zrozumiała, co to pewność siebie. Chaewon wydawało się, że nic nie może popsuć tego wrażenia. Nie obawiała się niczego, wszystko dookoła odzwierciedlało jej dobry humor i nieprzyzwoity niemalże, ekshibicjonistyczny optymizm. Czy klienci, jakich obsługiwała z tym optymizmem wypisanym na twarzy wyczuli, że była po prostu zakochana? Nie wiedziała. A chciała tego, chciała opowiedzieć wszystkim o swoim uczuciu do Hyojonga, wykrzyczeć to światu. Ze zniecierpliwieniem wyczekiwała kolejnych wiadomości, pisanych jej przez niego ukradkowo na zajęciach. Ledwie czytała treść, chichotała i czerwieniła się z emocji. Nie uspokoiła się po przyjściu swojej zmienniczki. Chaewon odpowiadała jedynie salwami śmiechu, kiedy koleżanka pytała, z czego tak się cieszy i czemu jest taka rozemocjonowana. Aż wreszcie tamta wyrwała jej telefon i zadzwoniła do Hyojonga.
- Cześć, kochana! - zawołał, odbierając natychmiast i zamilkł.
- Cześć, tu Suri - przedstawiła się pospiesznie koleżanka, po czym poprosiła z prawdziwą powagą - ja chciałam cię tylko zapytać, czy możesz wpaść i coś zaradzić, bo"kochana" śmieje się, jakby najadła się helu!

***

                W sobotę brat poprosił Hyojonga i Chaewon, by zaopiekowali się Taeyangiem, bo z żoną wybierają się na wesele. Bez wahania zgodzili się na tę przysługę. Hyojin i Nayoon zaraz po obiedzie przywieźli im synka z całą torbą zabawek. Taeyang był wyjątkowo żywym dzieckiem. Nie umiał zająć się niczym więcej niż kilka minut, nudził się wszystkim po chwili i wpadał na zaskakujące pomysły. Hyojong żartował, że bratanek ma ADHD, a chłopiec zaprzeczał stanowczo, chociaż nie znał znaczenia tego zarzutu.
- A ty masz alergię! - wołał, pewien, że to podobnie niepochlebne, co nadpobudliwość.
- Owszem, mam, na ciebie - zachichotał Hyojong i wtedy bratanek zaatakował go swoim zabawkowym pistoletem.
Chaewon obserwowała ich z zażenowaniem. Czasami obaj zachowywali się, jakby byli nadpobudliwymi przedszkolakami. Hyojong udawał, że kula trafiła go w serce, położył się na podłodze i wołał o pomoc. Taeyang chciał nauczyć się sztucznego oddychania. A Chaewon została ich manekinem. Nie protestowała, kiedy Hyojong pocałował ją, pokazując jak odpowiednio wykonać wdechy. Lecz potem wstała pospiesznie i zaproponowała, by poszli na plac zabaw. Tak zrobili. Hyojong kupił dla wszystkich lody, zjedli i odpoczęli w cieniu dużych drzew. Taeyang pograł trochę w piłkę z innymi chłopcami, a potem wymyślił sobie chowanego. Nie nabrali go, że nie ma tu gdzie się chować, wyczuł, że byli po prostu zbyt leniwi i nalegał, aż wreszcie mu ulegli. Kiedy chowali się Hyojong i Chaewon, znowu całowali się dyskretnie i trzymali się za ręce. Kiedy chowali się Hyojong i Taeyang, zdradzał ich śmiech. Kiedy Chaewon chowała się z chłopcem, postanowiła niespodziewanie wbiec do bloku. Przez cały czas w ciszy siedzieli na schodach i wiedzieli, że nie ma szans, by Hyojong ich tu znalazł. Z rozbawieniem podglądali go przez okno, chodził po placu, zniecierpliwiony i zdenerwowany.
- Wiesz, ciociu, chciałbym braciszka albo siostrzyczkę, miałbym z kim się bawić - przyznał w pewnym momencie Taeyang.
- No to powiedz o tym rodzicom.
- Już powiedziałem.
- I co?
- I nic. Nie mają czasu. Ja nie wiem, czy naprawdę zrobienie braciszka albo siostrzyczki aż tyle trwa, ciociu?
- Yhm... nie, zrobienie nie - odpowiedziała - co innego opiekowanie się.
- Ja bym się opiekował.
Chaewon pogłaskała go po głowie. Może Taeyang był zbyt żywy, lecz przy tym rozbrajająco uroczy. Po chwili zapytał:
- A może ty i wujek zrobicie mi kuzyna albo kuzynkę?
I wtedy po raz pierwszy Chaewon wyobraziła sobie siebie w roli matki. Nigdy nie rozważała, czy zdecyduje się kiedykolwiek na dzieci, nie miała dobrego wzoru do naśladowania i wiedziała, że sama by takim nie była. Pomimo wszystko, w tym momencie nie wykluczała tego ostatecznie. Nie przerażało jej to. Nie przerażało jej nic. Nie przy Hyojongu. Lecz akurat to Taeyang stał obok, obdarzając ją błagalnym spojrzeniem i czekając na odpowiedź.
- Wiesz co? - zapytała, zaskoczona i oszołomiona swoimi poprzednimi rozważaniami - wujek naprawdę się zdenerwuje, jeżeli zaraz nie wyjdziemy.
A więc wyszli i zastali Hyojonga siedzącego ze zrezygnowaniem i obgryzającego skórki przy paznokciach. Nie wybaczył im, chociaż przepraszali za psikusa. Kiedy wracali do domu, nadal był obrażony, w dodatku bratanek wytłumaczył się sprytnie i tym sposobem cała wina spadła na Chaewon. A od tego momentu zaczepiali ją nieustannie, denerwowali i spiskowali przeciwko. Ledwie zabrała się za przygotowanie kolacji, zauważyła, jak wyrywają sobie zabawkowy pistolet i strzelają w nią piankowymi nabojami. Nie chciała dawać im satysfakcji i reagować. Nie wytrzymała dopiero, gdy pocisk wylądował w zupie. O nie, tego było za wiele. Nieco podnosząc głos kazała im posprzątać zabawki i wykąpać się. Co dziwne, posłuchali i przy kolacji już wszyscy siedzieli w piżamach. Taeyang zamiast wyciszyć się przy oglądaniu bajki, nabrał na nowo ochoty do zabawy. Nie poczuł się zmęczony, póki nie poskakał po kanapie, przypadkowo nie rozlał wody i nie stłukł kubka. Ostatecznie wtedy stwierdził, że może iść spać, lecz koniecznie z wujkiem. Hyojong był zmuszony położyć się z nim u siebie w pokoju. Chaewon słyszała, że o czymś jeszcze rozmawiali, chichotali i przekomarzali się. Niespokojna przewracała się z boku na bok, sen nie nadchodził. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz spała sama na kanapie i czuła się tu dziwnie obco bez Hyojonga. Aż wydarzyło się coś niespodziewanego. Na poduszce wylądował piankowy nabój. Chaewon przetarła i podniosła oczy. Hyojong stał z wymierzonym w nią zabawkowym pistoletem.
- Lee Chaewon, ręce do góry! - zawołał, dostatecznie cicho, by bratanek w pokoju obok się nie obudził, po czym dodał - nie zastrzelę cię, jeżeli wpuścisz mnie do łóżka.
- Yhm, zrobię to tylko, by nie stracić życia - zachichotała.
A po chwili leżeli przytuleni.
- Nie spałaś? - spytał Hyojong.
- Nie. Nie mogłam bez ciebie. A ty?
- Ja też.
Chaewon znowu zachichotała i wtedy pocałował ją, już nie niewinnie i dyskretnie, a z prawdziwą pasją. Natomiast palcami błądził po jej rozpalonym ciele. Nie pozostawała obojętna. Z przejęciem odwzajemniała pieszczoty. Z jej ust kilka razy wyrwał się pełen rozkoszy pomruk.
- Nie możemy - wyszeptała.
- Nie możemy czego?
- No... kochać się.
- A czemu?
- Taeyang.
- Taeyang śpi.
- Na pewno?
- Na sto procent.
A więc zaufała mu, bo sama też bardzo tego chciała, kochać się, poczuć go znowu w sobie. Nie potrafili się powstrzymać, powoli poddawali się uczuciom. I wtedy usłyszeli przepełniony wyrzutami głos:
- Ja nie chcę spać sam! - stanowczo zawołał Taeyang , po czym jak gdyby nigdy nic ułożył się na kanapie pomiędzy nimi, nie zauważając, że oboje są dziwnie zaczerwienieni i oddychają wyjątkowo szybko.

***

                Kiedy wieczory powoli stawały się ciepłe, czasami siedzieli po kolacji na tarasie i rozmawiali do nocy, o wszystkim, a dziś akurat o wakacjach.
- Nie wiem, czy uda mi się dostać wolne - powiedziała Chaewon szczerze.
- Chociaż kilka dni! - nalegał Hyojong - musisz porozmawiać z szefem.
- No dobrze, postaram się.
- Może wybierzemy na Jeju? A jak nie na Jeju, to... hmmm gdzie byś chciała?
- Nie mam żadnych życzeń. Nie byłam nigdy nigdzie na wakacjach, więc wszędzie mi się spodoba. O, na przykład nad morzem.
Chaewon zaklaskała, jak zwykle, gdy uważała, że wpadła na dobry pomysł.
- W Tajlandii jest piękne morze, moi rodzice byli tam kiedyś i sporo opowiadali.
- I co opowiadali?
- Nie pamiętam.
Niespodziewanie oboje wybuchli śmiechem.
- Oppa, a w ogóle pamiętasz, jak się nazywasz? - zażartował z niego.
Hyojong przybrał poważną pozę i zawołał:
- Wiem!
- Wiesz, jak się nazywasz?
- Nieee. Wiem, co opowiadali rodzice, opowiadali, że jeździli na słoniu.
- I to jest twoim marzeniem?
- A twoim nie?
- Pewnie, że moim też!
- No to musimy polecieć do Tajlandii - stwierdził Hyojong, po czym zapytał, w jakim terminie lepiej by jej pasowało, w czerwcu, w lipcu, czy może w sierpniu.
- Nie wiem, czy w ogóle gdziekolwiek polecimy. Nie rozmawiałam jeszcze z szefem. Nie zgodzi się i co? - powiedziała, zmartwiona.
Hyojong objął ją ramionami.
- OK, pogadamy o tym potem - przyznał - a póki co... wybierzemy się prosto do raju.
A gdy całowali się czule, tylko księżyc wysoko na niebie i gwiazdy były ich świadkami. W ciszy poszli potem do domu i zabrali się za przygotowania do snu. Wtedy Chaewon popatrzyła na telefon i w tym samym momencie zamarła. A Hyojong natychmiast to zauważył.
- Co się dzieje? - zapytał.
- Nic.
- Nic? Nie wierzę ci. Nie pierwszy raz patrzysz na telefon i tak reagujesz.
- Jak?
- Czego się boisz?
Nie wytrzymała. Nie umiała go okłamywać, rozpłakała się i po prostu podała mu telefon. "I tak mi nie uciekniesz", zadrżał, czytając wysłaną jej dziś wiadomość sms z zastrzeżonego numeru.
- Lee Chaewon, czy to twój brat?
- Nie wiem.
- Nie wiesz?
- Nie wiem kto inny, jeżeli nie on... A jednocześnie, nie wierzę, że byłby do tego zdolny.
- A wiesz, że groźby są karalne? Możemy iść z tym na policję i doprowadzić to wszystko wreszcie do porządku.
- Nie! - zawołała - tylko nie na policję, nie, proszę, nie doniosę na Chaehyuna, jest jaki jest, lecz to nadal mój brat. Nie zrobiłby mi nic złego. Poza tym, obok ciebie czuję się bezpiecznie.
Chaewon siedziała na kanapie z podkurczonymi kolanami i nie potrafiła uspokoić się, czy choćby opanować płaczu. A ten widok łamał Hyojongowi serce. Niepewnie zbliżył się i , przytulając ją do siebie, rzekł:
- Niczego się nie obawiaj, obiecuję, będę cię chronić.

1 komentarz:

  1. Oj, chyba każde dziecko jest nadpobudliwe haha
    Nie wiem skąd one biorą ta energię :)

    OdpowiedzUsuń