04/07/2018

i will protect you (rozdział 27)

                W drodze na uczelnię Hongseok podrzucił przyjaciela do domu. Hyojong zamiast wysiąść, tkwił nieruchomo na siedzeniu pasażera i obserwował okna mieszkania, lecz nie zobaczył tam niczego, co pomogłoby mu ocenić, jaka jest sytuacja. Z niepokojem zastanawiał się nad wydarzeniami po tym, gdy po prostu uciekł, zostawiając rodziców wrzeszczących i szarpiących się wzajemnie. Czy matka zdołała wreszcie wyrzucić ojca? Czy wydzwaniała do syna wieczorem, bo chciała mu o wszystkim opowiedzieć i potrzebowała wsparcia? Hyojong ignorował jej telefony. Nie odebrał też od ojca. Nie chciał rozmawiać z rodzicami, był obrażony i zamierzał dać im coś w rodzaju nauczki.
- Hyung - wyrwał go z zamyślenia Hongseok.
- Hm? Ach, tak, spieszysz się uczelnię - przypomniał sobie Hyojong, odpinając pas i wyskakując z samochodu, a potem dodał jeszcze - dzięki za wszystko.
- Nie, to ja dziękuję.
- Niby za co?
- Nooo... - Hongseok zawahał się na moment, nie był przyzwyczajony do opowiadania o swoich uczuciach i poczuł się w tym momencie trochę niezręcznie - za to, że przyszedłeś akurat do mnie.
Hyojong w odpowiedzi zaśmiał się lekko.
- A do kogo miałbym przyjść?
Nie wspominał mu o swoich relacjach z Yoonmi. Nie opuszczało go mimo to wrażenie, że zaraz usłyszy "do swojej kuratorki?". Lecz zamiast tego Hongseok poprosił:
- Hyung, napisz potem, co z rodzicami.
- Spoko.
Hyojong zatrzasnął drzwiczki samochodu i ruszył po schodach do domu. Nadal był pełen niepokoju, serce biło mu zbyt szybko, denerwował się. Lecz ciekawość zwyciężyła, zdecydowanie wystukał kod, a po chwili znalazł się w pokoju i przypatrywał się z niedowierzaniem swoim rodzicom. Tak, byli tu, oboje, wyglądali jakby w nocy w ogóle nie spali, albo jakby zdrzemnęli się tylko przez chwilę, w tych samych ubraniach, co nosili poprzedniego dnia. Matka zaparzała herbatę. Ojciec oglądał poranny program z wiadomościami. Zupełnie jak gdyby nic się nie wydarzyło. Hyojong osłupiał.
- Gdzie byłeś? I czemu nie odebrałeś telefonu?! - zawołała z pretensjami matka - dzwoniliśmy do ciebie!
Nie "dzwoniłam do ciebie", tylko "dzwoniliśmy do ciebie"... my. Nie umknęło to Hyojongowi. A przy tym zauważył, że rzeczy wyrzucone wieczorem w wyniku szarpaniny z walizki ojca nie poniewierały się po podłodze. O co w tym wszystkim chodziło?
- Hongseok mnie przenocował.
- Hyojong - w tym momencie rzekł z prawdziwą powagą ojciec i wskazał miejsce obok siebie - siadaj, siadaj tu, koło mnie.
Hyojong poczuł się niepewnie. Nic nie powiedzieli, tylko popatrzyli na siebie i wtedy zrozumiał, że ojciec o wszystkim wie... Nigdy się go nie obawiał. Zwykle to matka wzbudzała w nim respekt. Lecz siadał na kanapie z lekkim lękiem.
- Ja... przepraszam, tato.
- Hyojong, co ty wyprawiasz? - zapytał Kim Hyungjun - matka mi o wszystkim opowiedziała, że napadłeś na brata swojej dziewczyny, że masz kuratora, że zrezygnowałeś z nauki.
Hyojong milczał ze spuszczonym wzrokiem.
- No przecież ci powiedziałam, nie da się z nim rozmawiać - rzuciła z kuchni Kim Boyoung.
- Czemu to zrobiłeś? - usiłował dowiedzieć się ojciec i zrozumieć motywy syna.
Hyojong milczał.
- Nic nie powie - odezwała się ponownie matka - pytałam go o to sto razy.
- Hyojong - ponaglał ojciec.
- Nie chcę o tym rozmawiać, tato.
- Nie masz wyboru, jesteś naszym synem.
- I jestem dorosły.
- Skoro jesteś dorosły, to zachowuj się jak dorosły - kontynuował ojciec - wracaj na studia, poszukaj pracy, cokolwiek.
- Yhm.
- I zapomnij ją.
- Kogo?
- No, tę dziewczynę.
- Jak ty nas?
- Ja wiem, źle zrobiłem, mimo to... troszczę się o was.
Hyojong milczał.
- Z tym akurat się zgadzam - przyznała matka po chwili - opowiedziałam ojcu o twoich kłopotach i szczerze go to zmartwiło.
A więc... Ja ich pogodziłem!, dotarło niespodziewanie do Hyojonga, po raz pierwszy te "kłopoty" dawały jakąś korzyść.
Kim Boyoung zaparzyła wreszcie herbatę i po chwili wszyscy przysiedli przy stole. Nie rozmawiali może w tak rodzinnej i beztroskiej atmosferze, co zazwyczaj, lecz obyło się bez sprzeczek i rzucania oskarżeniami. A to dawało nadzieję. Hyojong napisał potem do przyjaciela i zdał mu relacje z powrotu do domu. Hongseok cieszył się z tych informacji, jakby chodziło o jego własnych rodziców. Znowu spotykali się niemalże codziennie, spacerowali wieczorem, siedzieli w ulubionym pubie przy pizzy i piwie, opowiadali sobie o swoich codziennych sprawach. Hyojong wracał późno, a rodzice zachowywali się zgodnie i ponownie stawali się sobie bliscy. Miło było ich obserwować. Miło było wierzyć, że wszystko się układa. Miło było zapominać... Hyojong powoli wymazywał z siebie przeszłość. A wspomnienie dziewczyny o farbowanych blond włosach, które łaskotały, gdy pochylała się nad nim z rana, budziła go pocałunkami i wtulała się w niego, już tak nie bolało. Kim Hyungjun oznajmił po kilku dniach, że powinien wracać do Japonii i, że chce zabrać żonę. O dziwo, nie protestowała. Hyojong pomagał rodzicom w pakowaniu. Znowu zostawał sam, mimo to nie skarżył się, nie okazywał smutku.
- Och, poradzisz sobie bez mnie? - pytała matka takim tonem, jakby była gotowa rzucić wszystko i pozostać tu, jeżeli tylko usłyszałaby w odpowiedzi "nie".
- A czemu miałbym sobie nie poradzić? - udawał zdziwionego, po czym złapał wzrok ojca i dodał - dobrze, dobrze, tato, poszukam pracy.
I tak zamierzali wysyłać mu pieniądze.
- Syneczku, gdyby cokolwiek się działo, możesz na nas liczyć - zapewniała matka, przytulając go i głaskając po głowie.
Już następnego dnia Hyojong towarzyszył rodzicom na lotnisku. Aż nie wsiedli do samolotu i nie wystartowali, trzymał się. Niestety, potem popłynęły łzy. Nie zdołał ich powstrzymać, stał na tarasie widokowym i płakał. Ludzie patrzyli na niego ze zdziwieniem. Nie zwracał na to uwagi. A gdy uspokoił się trochę, zadzwonił do Yoonmi, zawstydzony, że ostatnio zupełnie ją ignorował. Natychmiast odebrała.
Hyojong! - zawołała, zadowolona i zmartwiona jednocześnie - nie piszesz, nie dzwonisz, co się dzieje?
- Nie złość się, przepraszam.
- Nie jestem zła, jestem... bałam się, że już mnie nie chcesz.
- Nieee, noona, zgłupiałaś?
- ... jestem stara i znerwicowana. Kto by mnie chciał? Kto?
Kiedy to powiedziała, zrobiło mu się przykro.
- Ja ciebie chcę - przyznał.
- Yhm.
- Moi rodzice się pogodzili.
- To wspaniale!
Czy wyczuła, że płakał przedtem? Oby nie. Lepiej nie martwić jej dodatkowo.
- Może się spotkamy? - zaproponował.
- OK, gdzie jesteś?
- Na lotnisku.
- Na lotnisku...? - zapytała, niepewna, co to oznacza.
- Moi rodzice polecieli z powrotem do Japonii.
- Ach, tak, rozumiem.
Yoonmi uspokoiła się zaraz.
- To widzimy się u mnie?
- Za ile?
- Za godzinę.
- Za godzinę... będę na pewno - obiecała.
Hyojong wytarł pospiesznie twarz i ruszył do domu. Kiedy wpatrywał się w startujący samolot, zrozumiał, czego potrzebuje, czułości Yoonmi, miłości Yoonmi, jej pieszczot, niewinnego uśmiechu i rozkosznego pojękiwania. Nie zostawał przecież sam, jest jeszcze ona... ona wypełni swoim ciepłem puste przestrzenie i zatroszczy się o niego. Ledwie wysiadł z autobusu, rzucił się pędem przed siebie. Yoonmi przyszła kilka minut po nim. A z jej pojawieniem się, poczuł świeżość i lekki kwiatowy zapach.
- Co do raportu z poprzedniego spotkania... - zaczęła.
Nie dał jej dojść do głosu. Nie chciał rozmawiać o raportach, to tylko strata czasu. Bez wahania przyciągnął ją do siebie i pocałował, a ona zarzuciła mu ręce na ramiona. W tym uścisku opadli na kanapę i po prostu poddali się pożądaniu. Nie panowali nad niczym, kochali się kilka razy, jak jeszcze nigdy. Aż wreszcie położyli się obok siebie, ze wzrokiem wbitym w sufit, pot spływał po nich cienkimi strużkami. Hyojong zapadł w sen. Kiedy się obudził, był sam i ogarnęło go przerażenie. Co jeżeli to wszystko nie wydarzyło się naprawdę?
- Yoonmi! - zawołał.
- Jestem. Jestem tu... - odpowiedziała mu jak gdyby z oddali.
Hyojong założył bokserki, wstał pospiesznie i poszedł za jej głosem. Yoonmi, zawinięta tylko w prześcieradło, patrzyła przez okno w jego pokoju. Co tam widziała? Co sobie wyobrażała?
- Noona, wszystko w porządku? - zapytał.
- Nie.
- A co ci jest?
Po chwili stał za nią, otaczając ją ramionami. Czy to przez niego?Nie chciał jej skrzywdzić. 
- Nic - uspokoiła go Yoonmi - to tylko miłość.
Jaka? Ta fizyczna? Ta uczuciowa? Nie zapytał, zastanawiał się jedynie: zamierzała przez to powiedzieć, że go kocha?
Cisza.
- Noona, napijmy się kawy - zaproponował.
W odpowiedzi uwolniła się z  objęć i rozejrzała się dookoła.
- Jestem tu pierwszy raz, w twoim pokoju.
- I co?
- I nic, podoba mi się.
- Skoro moi rodzice polecieli do Japonii, możesz tu wpadać codziennie.
Yoonmi zachichotała, po czy zapytała, zupełnie poważna:
- Hyojong, chcesz porozmawiać o swoich rodzicach?
- Nie. A ty, chcesz o czymś porozmawiać?
Nie mylił się, chciała.
- Ale przedtem napijmy się kawy - postanowiła.
- No, to o co chodzi? - niecierpliwił się Hyojong, gdy wreszcie usiedli do stlika z kubkami.
Yoonmi milczała, lecz był pewien, że go słyszała, po prostu potrzebowała chwili.
- Ja... odejdę od Junho.
Nadal była poważna. Nie żartowała. Nie, wystarczyło spojrzenie jej w oczy, by zrozumieć, że naprawdę zamierzała to zrobić. Hyojong szeroko otworzył oczy. Czyżby mu się przysłyszało?
- Co ty...?
- Nie kocham go.
Bo kochasz mnie?
- Noona, to twój mąż.
Niespodziewanie wstała, zostawiła kubek i siadła na kanapie, a prześcieradło zsunęło się z jej ciała. Nie zwracała uwagi na to, że jest naga. Z uporem milczała, a gdy znalazł się obok, zapytała:
- Czy ty wiesz... jak umarła Yoona?
- Nooo, została potrącona na pasach.
- Yhm... tego dnia poszła na plac zabaw z Junho. Zamiast jej pilnować, rozmawiał przez telefon, a ona... zobaczyła ulubionego psa sąsiadów, chciała przejść przez pasy i go pogłaskać... nie spojrzała, czy nic nie jedzie, nie zdążyła...
- To nie jest jego wina.
- Oczywiście, że nie. To nie jest jego wina - zaprzeczała Yoonmi, jej oddech stawał się coraz szybszy i szybszy - czy wiesz, kto rozmawiał z nim wtedy przez telefon?
- Nie wiem.
- To byłam ja.
"No i co", chciał zapytać. A potem zrozumiał. Yoonmi obwiniała siebie.
- Gdybym chociaż miała mu do powiedzenia coś istotnego! - wołała - nie, plotłam trzy po trzy, o swojej pracy, jak zwykle ja, tylko ja, powtarzałam "słuchasz mnie?", "tak, tak słucham", "no to o czym opowiadałam?", rozproszyłam go.
- Nie wiedziałaś, że Yoona...
- Owszem, wiedziałam, wiedziałam, że są na placu zabaw i powinien jej pilnować!
- Nie przewidziałaś, że Yoona zechce przejść przez ulicę.
- I spotkała mnie za to zasłużona kara. Junho też tak twierdzi, choć nigdy nie zarzucił mi wprost mojej winy. Przez cały czas zastanawia się, co by było, gdybym wtedy nie zadzwoniła, nie zagadała go, pewnie nic by się nie stało.
- Tego nie wiesz.
- Już nie mam sił - wyznała Yoonmi.
Niespodziewanie wstała, naga i... tak bardzo kusząca.
- Kiedy ostatnio szczerze z nim rozmawiałaś? - pytał Hyojong.
- Nie wiem. To bez sensu. To wszystko bez sensu! - powtarzała, zdenerwowana, nie wiadomo czym.
Każda część jej ciała błagała o miłość, mimo tego bolesnego sekretu, jaki wyznała, chciała być kochana. Hyojong poczuł, że trzęsie się cały. Yoonmi nie żartowała. Kiedy to do niego dotarło, ucieszył się, a mimo wszystko nadal nie wierzył.
- Noona, ty mówisz serio? - zapytał pełen emocji.
A w odpowiedzi popatrzyła mu prosto w oczy i przyznała:
- Tak, zupełnie serio, odejdę od Junho.

2 komentarze: