24/09/2018

the song of true (rozdział 4)

Keijo, okupowana Korea, rok 1938

            Jak długo można?, zastanawiała się Aika. Jak długo można zwisać głową w dół i nie zwariować? Jak długo można zwisać głową w dół i przeżyć? Najgorszy okazał się ból, cała była w bólu, cała była tym bólem. Mishima pobił ją, powiesił za nogi i znowu pobił. Krew spływała po jej zupełnie nagim ciele. Aika oddychała ustami, bo przez pełen skrzepów nos to nie było możliwe, wargi miała spierzchnięte. Nic nie pamiętała z poprzedniego dnia i z jeszcze poprzedniego i jeszcze. Nic. A oni twierdzili, że podała im nazwiska kilku swoich towarzyszy. Czy naprawdę tak było? Czy może skłamali, by skłonić ją tym sposobem do wydania kolejnych osób i sprawić, że przestanie dbać o to, ile im powiedziała, a ile jeszcze nie?
- Czyje... Czyje niby nazwiska? - spytała ochrypłym, z powodu bólu i niewygodnej pozycji, głosem.
Mishima wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nie pamiętasz? Nie wiesz? No to może wymienisz wszystkie, wtedy powiem ci, które z nich znam, a których jeszcze nie.
- Ty świnio! - zawołała Aika i poczuła kopnięcie w brzuch.
Krew z jej ust chlustała na podłogę.
- Skoro zapomniałaś, to ci przypominam, powiedziałaś, że wasza pierdolona armia ukrywa się w górach.
Tak było? Nie? Nie wiedziała, z powodu bólu jej umysł nie działał prawidłowo. A o tym, że armia ukrywa się w górach okupanci mieli pewnie pojęcie od dawna. Nie trafili po prostu w to miejsce, bo obozowisko często się przenosiło. Aika zakładała więc, że pomimo okropnych tortur nie powiedziała niczego, czego nie powinna.
- Nie wiem gdzie ukrywa się "nasza pierdolona armia", oficerze.
I wtedy zapytał:
- A Lee Jonghyun?
Tak naprawdę na nim im zależało. Aika miała ich do niego doprowadzić. Japończycy popadli w obsesję na punkcie Jonghyuna po odbiciu go przez innych towarzyszy podczas transportu.
- Nie wiem - odpowiedziała.
- Niewiedza może cię wiele kosztować.
Nie chciała umrzeć i choć powoli traciła resztki sił, starała się utrzymać przy życiu.. Nie miała przy sobie fiolki cyjanku, gdy została aresztowana. Ale to dobrze, to bardzo dobrze... bo bałaby się, że ostatecznie ulegnie pokusie.
- Nie wiem. Naprawdę. Nie wiem...
Mishima podniósł bat.
- Ty mała zdziro, zapytam po raz ostatni, gdzie on jest?
Aika wiedziała, że musi wybrać, pomiędzy swoim życiem i życiem Jonghyuna. A jeżeli umrze, nigdy więcej jej nie zobaczy... córko, córeczko kochana, Minori, przepraszam, poradzisz sobie beze mnie, prawda? Już i tak nic ze mnie nie zostało.
- Nie wiem.
- Nie wiesz? - zapytał pełen furii, zamachując się i uderzając ją - jak to, skoro dawałaś mu dupy, jak, kurwa, jak?!
Mishima wpadł w szał, bił bez opamiętania, a ona zastanawiała się, czemu jeszcze jest przytomna. Tak bardzo bolało. Z każdym kolejnym uderzeniem czuła, że poprzednie rany na nowo się otwierają i pulsują. Nie wytrzyma tego, zrozumiała i zawołała:
- Nie, proszę, powiem ci wszystko!
Mishima z zainteresowaniem popatrzył jej w oczy, odkładając bat i pochylając się lekko.
- Tak?
- Jonghyun... - zaczęła - nie żyje.
- Jak to możliwe?
- Już nie pamiętasz, co mu zrobiłeś?
- Syn komendanta twierdzi co innego, że ty i ten zdrajca jesteście kochankami.
- Jonghyun nie żyje.
- A więc czemu przez cały czas to ukrywałaś?
- Nie chciałam dawać ci satysfakcji, lecz pewnie w tym momencie musisz ją czuć. Nie przeżył. Niestety.
Mishima zamilkł. Czy jej uwierzył? Kiedy z powrotem podniósł bat, pomyślała, że znowu ją uderzy, on natomiast powiesił go tylko na miejsce. A potem poluzował sznury, na jakich wisiała, po czym z hukiem upadła na zimną, zakrwawioną podłogę. Nie troszczył się, że mogła przy tym przypadkowo skręcić kark, czy coś sobie połamać. Zanim wyszedł, trzaskając masywnymi drzwiami, usłyszał jej rozpaczliwy płacz i był pewien, że opłakiwała Jonghyuna, podczas gdy tak naprawdę opłakiwała siebie.

***

            Minori. Jonghyun. Minori. Tak wiele uczuć. Aika leżała na podłodze i starała się poskładać myśli, lecz nie potrafiła skupić ich na niczym. Coś ją rozpraszało. Gorączka. Czy w rany wdało się zakażenie? Nie wiedziała, od ilu dni już tu jest. Czas nie istniał, istniał tylko oficer Mishima i ból, ból, ból. Czy ukrywający się w górach partyzanci postanowili przenieść obozowisko w wypadku, gdyby zaczęła w oszołomieniu wykrzykiwać ich nazwiska? A jej najbliżsi? Czy byli bezpieczni? Mama. Sama, kiedy została aresztowana wydała ukochanego i jego towarzyszy, by ratować dziecko noszone w sobie - Aikę. Ale Minori nic nie groziło. Nikt, kto nie powinien, nie wie o jej istnieniu. Ani Akiharu. Ani rodzina Aiki. Tylko rodzina Jonghyuna, inne dzieci w sierocińcu i przyjaciele z ruchu oporu. To jedyne pocieszenie. Ta świadomość mimo wszystko nie wyparła pragnienia, by wyjąć ją z kołyski i wtulić w siebie. Minori...
            Niespodziewanie drzwi się otworzyły i do sali wszedł Mishima. Z impetem postawił na podłodze miskę wody, a potem rzucił w Aikę ręcznikiem i jej ubraniami.
- No, zdziro, doprowadź się do porządku, zaraz ruszamy - oznajmił.
- G...dzie? - zdołała wychrypieć Aika i podniosła na niego załzawione oczy.
- Tam, skąd nie ma powrotu.
I wtedy zrozumiała, że ją zabiją. Nie uwierzyli jej. Nie darują, że ich okłamała. Co zrobić, by przeżyć? Mishima wyszedł  a ona doczołgała się do miski, nabrała wody w ręce i napiła się. To dodało jej sił i zdołała podnieść się do pozycji siedzącej. Stopniowo powracało czucie w drętwych kończynach. Aika obmyła twarz i obserwowała, jak woda zabarwia się na czerwono. A potem chwyciła miskę i wylała na siebie jej zawartość, zmywając tym sposobem krew i nie dotykając ran. Lekko drżąca otuliła się ręcznikiem, siedziała tak, póki nie wyschła. Z niepokojem się ubrała. Co jeżeli materiał przyklei się do ran? Nie chciała sobie tego wyobrażać. A potem uznała, że i tak wszystko jej jedno, skoro mają ją zabić. Mishima przyszedł z powrotem i rozkazał, by wstała, a kiedy zobaczył, że jest zbyt słaba, wyciągnął rękę w pomocnym geście. Aika nienawidziła siebie za to, że wsparła się na nim. Mishima poprowadził ją do tylnych drzwi budynku. Tam dokonają egzekucji?
- Proszę, nie zabijaj mnie... - wyszeptała i popatrzyła mu w oczy, jak on wcześniej jej.
Czyżby zobaczyła w nich żal? Nie? Więc co innego? Czy wspominał, jak był na kolacji w jej domu, jak usiadła do pianina i jak zagrała swoją ulubioną piosenkę? To możliwe, by mimo wszystko pozostało w nim coś ludzkiego? Przez moment sprawiał wrażeniem, jakby zamierzał odpowiedzieć, lecz nic nie rzekł. A potem wyszli w noc, na rozgwieżdżonym niebie unosił się księżyc i rzucał blask na czarną, policyjną furgonetkę. Aika rozejrzała się dokoła. Nie zauważyła plutonu egzekucyjnego. Mishima kazał jej wsiadać do samochodu. Po chwili znalazła się sama w furgonetce. Nie widziała twarzy kierowcy. Nie wiedziała, kim był. Nie wiedziała, gdzie ją zawoził. Ze strachu pociła się, przez co rany okropnie szczypały. Aika siedziała nieruchomo, podciągając pod brodę kolana i zaciskając spierzchnięte wargi. Aż wreszcie samochód zahamował ostro i zaparkował. Niespodziewanie usłyszała, że ma wysiąść. I tak zrobiła. Przy drzwiach furgonetki stali oficerowie z karabinami, schwycili ją i poprowadzili w kierunku przerażonego tłumu. Czy ich wszystkich rozstrzelają? Ale wtedy zorientowała się, gdzie się znalazła, na opuszczonej stacji kolejowej poza granicami miasta. A ci ludzie nie czekają na egzekucję, lecz na transport... Dokąd? Do obozu. Do krainy śmierci. Tam, skąd nie ma powrotu... Aika czuła, że trzęsie się cała. Nie miała co marzyć o ucieczce. Japońscy oficerowie byli wszechobecni, zaganiali ludzi do pociągu, a jeżeli ktokolwiek okazywał sprzeciw, bili. Aika wiedziała, że nie wytrzymałaby kolejnych ciosów i posłusznie wsiadła do bydlęcego wagonu. Ze wszystkich stron przypatrywało jej się wiele innych pełnych przerażenia oczu. Mężczyzn. Kobiet. Dzieci. Aika zastanawiała się, ile ich tu było. A w pozostałych wagonach, w pozostałych pociągach? Czy naprawdę tak wielu ludzi podzieli ten okrutny los? Z dworu nadal dochodziły okrzyki oficerów, odgłosy bicia i wystrzały. Aż wreszcie zapadła cisza, ktoś zagwizdał, pociąg powoli ruszył. Czyli tak to się odbywa. Pod mroczną osłoną nocy. Gdy nikt nie widzi i nie słyszy. A ci, co widzą i słyszą, odwracają wzrok.
Minori.
Pewnie śpisz słodko, zaciskach rączki w piąstki, jakbyś coś chciała w nie złapać.
Aika skupiła wszystkie myśli na swojej córce, by nie poddać się i nie zwariować podczas drogi przez zniszczone wsie, opuszczone pola i rozległe stepy. I ta przejmująca cisza, żadnych rozmów, żadnych protestów, tylko kilka praktycznych zdań wypowiadanych raz po raz. Dzieci chciały jeść, płakały, a pozostali więźniowie kazali im być cicho. Wiadro na ekskrementy się przepełniło i cuchnęło niemiłosiernie. Nikt się mimo to nie skarżył, wszyscy czuli się zbyt zmęczeni. Ludzie spali na stojąco, bo było za ciasno, by siedzieć. Jakaś więźniarka z powodu gorączki zaczęła w pewnym momencie wykrzykiwać nazwiska swoich towarzyszy i nie chciała się uspokoić. Aż wreszcie wszyscy się do tego przyzwyczaili. Nie reagowali, kiedy krzyczała i krzyczała, do rana, a potem zmarła, zwłoki obijały się o pozostałych.
Minori.
Gdybyś nie ty, nie walczyłabym o przetrwanie, rzuciłabym się w ramiona śmierci, żeby wybawiły mnie od cierpienia i ukołysały. Jak dobrze byłoby nie uczestniczyć w tym wszystkim. Ja dałam ci życie. A dzisiaj to ty trzymasz przy życiu mnie.
Minori.
Jonghyun.
Akiharu... przez niego się tu znalazła. A może nie? A może to kara, że złamała obietnicę, że zamiast go zrozumieć i uratować z mrocznych otchłani zła, oddała serce innemu? Czy żałował, że wydał ją policji? Czy wie, jak ją skrzywdzili? Czy starał się to wszystko powstrzymać?
Aika zastanawiała się, ile dni minęło, gdy wreszcie dotarli do Harbinu, zupełnie straciła poczucie czasu. Dopiero przy wysiadaniu z pociągu okazało się, że znajdowało się w nim wiele trupów. Z obrzydzeniem oficerowie poukładali martwych w stosy, a żywych posegregowali ze względu na płeć i przydzielili im więzienne ubrania z konkretnym numerem. Na terenie ogrodzonym drutem kolczastym stały niskie baraki, ostatni z nich służył za szpital, w poprzednim była umywalnia, a w jeszcze poprzednim stołówka. Z przodu rozciągał się plac, gdzie, jak im powiedziano, odbywały się codzienne apele. A potem mężczyznom i kobietom kazano ustawić się w szeregach, by przydzielić ich do cel. Aika stała obok dziewczyny z wypalonym okiem i jej kilkuletniej córeczki.
- Mamusiu, boję się - powtarzało przerażone dziecko.
- Jak uważacie, co z nami będzie, co z nami wszystkimi będzie? - pytała pozostałe kobiety ta z wypalonym okiem.
Aika milczała, chociaż dobrze wiedziała, czym zajmował się szwadron 731. Ale ja muszę zrobić wszystko, po prostu wszystko, by przeżyć, powtarzała sobie. I ta determinacja dodała jej sił. Wysoki, dobrze zbudowany oficer czytał nazwiska i przydzielone numery cel. Wtedy brama obozu otworzyła się dla samochodu. Aika mimowolnie zapatrzyła się w kierowcę, młodego Japończyka w cywilnych ubraniach, z papierosem zwisającym mu z ust. Przez to nie usłyszała, kiedy padło jej nazwisko. Kobiety rozchodziły się do cel, a ona stała na placu, zagubiona.
- Co ty tu robisz, już, do baraku! - zawołał oficer, który czytał nazwiska.
Aika przeczytała na plakietce munduru, że nazywał się Tanaka Mori.
- Ja... nie pamiętam... numer swojej celi - wymamrotała.
A wtedy oficer wymierzył jej policzek, upadła na ziemię i nie miała siły wstać.
-  No to zaraz sobie przypomnisz! - zawołał zdenerwowany, zamierzając się na nią kolbą karabinu.
Aika skuliła się, gotowa na cios.
- Hej, Mori, masz może ogień? - rozległ się w tym momencie głos mężczyzny z papierosem.
Tanaka odłożył karabin, by poszukać zapalniczki i poratować kolegę w potrzebie.
- A ty dziś tu? - zapytał.
- Yhm, zamierzam popracować nad nowym projektem.
Przez kilka minut rozmawiali, jak gdyby nie zauważali Aiki. Dopiero po chwili ten z papierosem utkwił w jej twarzy zaciekawione spojrzenie. Czy podszedł specjalnie, by mnie obronić?, zastanawiała się, lecz szybko uznała, że to niemożliwe.
- Co z nią? - zapytał.
- Nie pamięta numeru swojej celi.
Aika milczała, gdy zainteresowany pochylił się lekko w jej kierunku.
- Jak się nazywasz?
- Takahashi Aika - odpowiedziała - a pan?
Sama nie wiedziała, czemu o to pytała. Tanaka Mori wybuchł śmiechem. Natomiast ten z papierosem zajrzał mu w notatki i sprawdził numer jej celi. A potem, z udawanym lub nie, rozbawieniem dodał:
- Kudo Hideki - beztroskim gestem wyciągnął rękę, przedstawiając się i pomagając jej wstać.
Mori nadal się śmiał. Hideki zaproponował, że zaprowadzi dziewczynę do baraku. Aika ruszyła z nim, szli ramię w ramię, w milczeniu, w brzasku poranka. Tych kilka metrów zdawało się wydłużać i wydłużać z każdym kolejnym krokiem. Jak gdyby mieli nigdy nie dotrzeć do celu. Ale dotarli, dotarli tam, gdzie mogli dotrzeć, do drzwi baraku z numerem trzy. To wtedy Hideki wyraził zdziwienie, że Japonka znalazła się w obozie. A Aika przyznała:
- No proszę, chciałby pan pewnie posłuchać mojej historii.
- Tu nikt nie ma swojej historii - rzucił niezwykle ostro, lecz szybko złagodniał i oboje spuścili wzrok.
Aika spojrzała na rękę mężczyzny, zauważyła, że papieros, który przez cały czas tylko trzymał, wypala się.
 - Uwaga- powiedziała - zaraz się pan poparzy.
Hideki, zaskoczony, wyrzucił papierosa i zmiażdżył go butem. Przez moment wpatrywał się w Aikę, jakby nie rozumiał, co się między nimi wydarzyło. I czy w ogóle cokolwiek. Przez cały czas nie odwracała od niego wzroku, nie wydawała się skrępowana, a na ich twarzach nie było emocji, oboje sprawiali wrażenie zupełnie obojętnych.
- Dziękuję - rzekł wreszcie Hideki.
- Ja też - odpowiedziała Aika i zdecydowanie wkroczyła do baraku, gdzie kilka kobiet przypatrywało jej się podejrzliwie.

***

            Aika, Jaesun, Sami, Shinji, Yerin i Sooyoung, a od niedawna numery: 8864, 8865, 8866, 8867, 8868 i 8869 dyskutowały w swojej celi o sposobie, jak przeżyć w obozie. Nie. Nie było tu numeru 8866. Już nie. Kto tylko zostawał wywołany przez strażnika, znikał i nie wracał. A potem spoczywał na stosach martwych ciał, zmasakrowanych, jakby przeprowadzano na nich okrutne eksperymenty i jakby w śmierci odnajdywali oni ukojenie. Ale o tym milczano.
- Na przeżycie w obozie - zaczęła Jaesun z numerem 8865 - są dwa sposoby, albo być Japonką, albo być sprytną.
I w tym momencie oczy wszystkich niczym sztylety wbiły się w postać Aiki.
- Nie zauważyłam, by była z tego powodu ulgowo traktowana - wstawiła się w jej obronie Shinji, wychudzona, drobna dwudziestolatka.
- A ja zauważyłam! - zawołała Sami i przywołała pewne nazwisko.
Kudo.
Kudo Hideki.
Kim był?
Codziennie przechadzał się po obozie z zeszytem i notował. Co? To była zagadka. Lecz wszyscy zauważyli, że większość uwagi skupiał na jednej, jedynej osobie - Aice. Nigdy jej nie zagadywał, nie zbliżał się zbytnio, pozostawał po prostu obserwatorem. A to jak na nią patrzył, budziło niebezpieczne podejrzenia.
Na przeżycie w obozie są dwa sposoby... albo być Japonką, albo być sprytną.
Jeżeli narodowość nie pomagała, pozostawał spryt.
Aika pewnego popołudnia postanowiła postawić swoje życie na szali, ruszyła szybkim krokiem za tym, kogo zamierzała wykorzystać i zatrzasnęła się z nim w biurze. Hideki stał przy oknie i wpatrywał się zza żaluzji w obozowy plac. Naprawdę jej nie zauważył, czy tylko udawał? Z ust zwisał mu niezapalony papieros.
- Jeżeli chcesz, możesz mnie mieć - powiedziała, a kiedy na nią popatrzył, była zupełnie naga.
- Jeżeli bym chciał, to po prostu bym cię miał - przyznał pozbawionym emocji głosem, papieros wypadł mu z ust.
A potem znowu stali i wpatrywali się w siebie w milczeniu. Hideki myślał o swojej żonie, o ich synku - o małym Kaito, starał się zrobić wszystko, by zachować obojętność. Aika odwróciła się powoli, przerażona, ogarnięta wstydem i obrzydzeniem do siebie. Czego się spodziewała?
- Niech pan o tym zapomni... - wyszeptała.
Hideki jej nie obroni. A kobiety z celi widziały, jak wchodziła z nim do biura, zlinczują ją za to. I wtedy usłyszała jego głos:
- Zaczekaj.
Hideki posadził ją na krześle przy biurku i wyszedł. Zaskoczona, rozejrzała się dokoła. Ze wszystkich stron patrzyły na nią portrety Cesarza. Czy przez to siedziała w bezruchu do powrotu mężczyzny i jedynie słuchała tykania zegara? A kiedy przyszedł, położył jej rękę na karku, sprawiając, by lekko się pochyliła. W jakich zamiarach?
- Może trochę szczypać - ostrzegł.
A potem otworzył przyniesione przez siebie pudełeczko.
- Co to jest? - zapytała niepewnie Aika.
- Maść odkażająca. Aby nie doszło do infekcji, przecież ty cała jesteś poraniona. Ktoś był dla ciebie bardzo okrutny.
- Tak, a ja byłam bardzo uparta.
- Yhm.
- Czy pan nigdy nie jest okrutny podczas przesłuchania?
- Nie jestem oficerem.
- Co więc pan tu robi?
- Nie wiesz? - zapytał -  że jestem lekarzem?
- To niech mnie pan wyleczy.
- Nie leczę ciała, ja leczę duszę.
- To niech mnie pan wyleczy - powtórzyła.
Hideki posmarował jej plecy. Ledwie powstrzymywał drżenie rąk. A potem przyznał:
- Skoro mam cię wyleczyć, powinienem wysłuchać twojej historii.

***

            Jonghyun wstał, przeszedł się po powierzchni chaty i z powrotem siadł na swoim prowizorycznym posłaniu.
- Ja wiem, o czym myślisz, a ty dobrze wiesz, że to nic nie da - powiedziała siostra, a kiedy posłał jej pytające spojrzenie, dodała - nie możesz iść na posterunek, żeby ratować Aikę.
Jonghyun wydał z siebie rozpaczliwy krzyk, złapał za stertę map i uderzył nimi z impetem o podłogę. A potem znowu zagryzł wargi i zamilkł z ciężkim oddechem. Jak tylko usłyszał o aresztowaniu Aiki, wszyscy nieustannie go pilnowali.
- Nie mogę jej tak zostawiać.
- Nie pamiętasz co ci robili podczas przesłuchania? Nie chcesz przechodzić przez to jeszcze raz, prawda? Jeżeli znowu trafisz w ich ręce, potraktują cię o wiele, wiele gorzej, a  ostatecznie zabiją, i ciebie i ją, bo pomagała ci w ucieczce, rozumiesz?
- No więc co mam zrobić?
Yuri w odpowiedzi wychyliła się z chaty, dała komuś znak i wyszła. A potem... Mei niepewnie stanęła w drzwiach. Mała Minori popłakiwała w jej ramionach. Niemożliwe... Jak się dowiedziała o istnieniu dziewczynki? Kto jeszcze o tym wie?
- Yuri wszystko mi powiedziała - wyznała jakby w odpowiedzi na nurtujące go pytania.
Co oznacza "wszystko"?
Ledwie doszedł do siebie po ucieczce z transportu, spotkał się z Mei i skłamał, że jej nie kocha. A skoro nie chciała wierzyć, dodał, że kocha Aikę. To nie brzmiało nieprawdopodobnie, bo czuł, że sam nie jest jej obojętny. Przez cały czas go wspierała. Aż wreszcie pokochał ją w zamian, nigdy nie tak, jak Mei, lecz pokochał, pokochał zupełnie szczerze.
Co oznacza "wszystko"?
Czy wiesz, że chociaż tyle się wydarzyło, to ty jesteś dla mnie sensem życia? Mei. Czy wiesz, że w moim sercu to ty masz pierwsze miejsce?
- Co oznacza "wszystko?" - zapytał.
- Aika urodziła dziecko, dziewczynkę, Minori.
- Tak.
Minori w swoim płaczu wołała o miłość, podnosiła rączki, łapała w nie puste powietrze.
- I chociaż w tym momencie jest jedynym pocieszeniem dla nas wszystkich, i ciocia, i mama i ja uważamy, że musi pozostać w ukryciu.
- Tak.
- Aika trafiła do obozu.
- O Boże… Nie.
- Jonghyun, nienawidziłam jej, że odebrała mi ciebie, lecz nigdy nie życzyłam jej tego.
- Tak. Tak, wiem.
Wtedy po policzkach Mei popłynęły łzy, stała w drzwiach i szlochała, opłakiwała wszystko, co straciła. Tak bardzo chciał objąć ją i opowiedzieć, jak było naprawdę. Z nim. Z nią. Aiką. Czy by mu wybaczyła? Czy to ma sens, skoro nic się nie zmieniło i nadal tylko z dala od niego może być bezpieczna? W dodatku, on nigdy nie da jej dzieci, a przecież o nich marzyła.
- Proszę, dbaj o Minori - powiedziała i otarła łzy - nikt nie wie o jej istnieniu, a policja wierzy, że nie żyjesz.
- Co?
- Tak mi powiedzieli na posterunku, że nie żyjesz, naprawdę.
Mei ostrożnie podała mu dziecko. Minori... trzymał ją, jakby była ze szkła. Mała nadal popłakiwała.
- To nie ja... To Akiharu... Ona nie jest moim dzieckiem! - zawołał pospiesznie, wystraszony, że ukochana źle wszystko zrozumiała.
Mei zaprzeczyła pospiesznie.
- Nie, od dziś twoim i tylko twoim - powiedziała, po czym wyszła.
Minori złapała go za kciuk, zaciskała kurczowo paluszki i nie zamierzała puszczać. Jonghyun popatrzył na nią, zdziwiony, kiedy przestała płakać. Na jej twarzy pojawił się spokój.
O tak, jesteś moja, jesteś tylko moja i oddam ci całą moją miłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz