18/08/2022

blue lagoon (rozdział 78)

    Sarang sama nie wie, co sprawiło, że poczuła sympatię do Eunji, dziewczyny, która dołączyła do ich klasy dopiero w tym semestrze, gdyż powtarzała rok. Może fakt, że jakiś czas temu ta jej pomogła, dając spisać zadanie z matematyki. Z tego powodu, gdy inni dokuczają nowej koleżance, ona czuje potrzebę stanąć w jej obronie. Kiedy Hyunjun i jego zgraja wyśmiewają akurat plamkę krwi na spódnicy szkolnego mundurka Eunji i krzyczą "okres! okres! okres!", genialnie się przy tym bawiąc, w Sarang  wszystko się gotuje.

  - Naprawdę, okres w takim miejscu? Na biodrze? - pyta ironicznie, wstając z ławki, czym wzbudza ogólne zamieszanie, bo zazwyczaj jest cicha i niewiele mówi, a w zasadzie w ogóle nic nie mówi, póki ktoś jej o coś nie zapyta. - Chłopacy... widać, że nie mają kompletnego pojęcia o kobiecych sprawach - dodaje z westchnieniem, po czym podchodzi do Eunji, przewiązuje jej w talii swoją bluzę, by zakryć plamę, i z powrotem siada. Hyunjun oraz jego koledzy natychmiast się uspokajają. Sarang nie wiedziała dotąd, że może mieć u nich taki posłuch! Eunji posyła jej pełny wdzięczności uśmiech. A potem, podczas przerwy na lunch, dosiada się do niej w stołówce jak gdyby nigdy nic, choć wcześniej tego nie robiła. 

  - Dziękuję - oznajmia i co dziwi Sarang, zamiast coś zjeść, wyjmuje z plecaka jedynie butelkę wody. Może nie stać jej na jedzenie? Może głoduje? Sarang wspaniałomyślnie proponuje jej swój kimbap, który rano przygotowała na drugie śniadanie dla siebie i brata.

  - Jeśli masz ochotę, to się poczęstuj.

 - Nie. Nie jestem głodna. A tak w ogóle to jestem ci już wystarczająco dłużna. Uratowałaś mnie przed tymi idiotami, choć wiesz... ta plama na spódniczce, to rzeczywiście krew.

  - Domyśliłam się.

  - Wypiorę twoją bluzę i oddam ci jutro.

  - Nie musisz jej prać. Nie pobrudzi się od jednej plamki. A poza tym przecież sama regularnie się z tym zmagam, wiem, co to znaczy. 

Eunji znów unosi kąciki ust w uśmiechu, zupełnie jakby tym sposobem maskowała zakłopotanie, a może i inne emocje. Milczy przez chwilę. Sarang podejrzewa, że po prostu uzna rozmowę za skończoną i sobie pójdzie. Eunji mimo wszystko tego nie robi. 

  - Mogę zapytać cię o coś osobistego? - odzywa się wreszcie. 

Sarang na moment odkłada jedzenie.

  - OK.

  - To prawda, że jesteś adoptowana?

  - Tak.

  - I jak to jest?

  - Nie rozumiem - odpowiada Sarang szczerze. Nie wie, o co konkretnie może chodzić szkolnej koleżance. To zbija Eunji z tropu.

  - No... czy jest ci dobrze z twoją adopcyjną rodziną, jacy oni są? I czy wiesz, czemu biologiczni rodzice cię im oddali?

  - Kiedy byłam mała, moja mama umarła, a ojca nigdy nie poznałam. Hayi i Jiyong przyjaźnili się z nią, więc po jej śmierci zaadoptowali mnie. A jacy oni są? Normalni, tacy jak inni rodzice. Rzecz jasna, mają swoje problemy, mimo wszystko troszczą się o mnie i wiem, że mnie kochają.

  - Nie jest wam ciężko, dokąd twoja adopcyjna mama wyjechała?

Określenie "adopcyjna mama" brzmi bardzo dziwnie. Dla Sarang Hayi zawsze była po prostu Hayi, a Jiyong zawsze był po prostu Jiyongiem.

  - Skąd wiesz o jej wyjeździe?

  - Kiedyś o tym wspominałaś. 

Sarang nie przypomina sobie tego, lecz nie zaprzecza. I nie podejrzewa, że Eunji często zakrada się pod jej dom i obserwuje jej rodzinę. Gdyby podejrzewała, nie rozmawiałaby z nią tak, jak w tym momencie.

  - Radzimy sobie. Jiyong bardzo dużo czasu spędza w pracy, więc sporo obowiązków przypadło mnie... Ale to tylko trzy miesiące. Potem wszystko wróci do normy.

  - Aha.

  - A ja? Mogę zapytać cię o coś osobistego?

  - Tak.

  - Czemu powtarzasz rok?

  - Chorowałam.

  - Ale już jesteś zdrowa? - pyta Sarang z nadzieją. 

Eunji podnosi się od stolika, jakby zamierzała odejść, lecz zanim to robi, oznajmia:

  - Tego niestety nigdy się nie wie.

Sarang myśli o tym, na co może cierpieć szkolna koleżanka, kiedy niespodziewanie z rozważań wyrywa ją sygnał przychodzącego SMS-a. Heyna przygotowała jej listę kolejnych swoich ulubionych utworów do przesłuchania. W tym momencie to Sarang reaguje szerokim uśmiechem.

***

    Jiyong jedzie po południu do jeszcze pustego o tej porze klubu, do którego zaprosił też Rose. Jakiś czas temu wysłała mu mailowo listę piosenek, w których czuje się pewnie pod względem wokalnym, a on samodzielnie dokonał selekcji i zdobył podkłady muzyczne. Ona nie wie, że będzie chciał dzisiaj zorganizować jej próbę. Chyba po raz pierwszy Jiyong widzi na jej twarzy niepewność, gdy prosi, żeby stanęła na scenie i przekazuje jej mikrofon.

  - Sunmi "Heart burn" - rzuca tytułem, po czym jak gdyby nigdy nic włącza podkład muzyczny, sam natomiast siada na pojedynczym krześle, które ustawia specjalnie na wprost sceny, rozpierając się na nim w wygodniej pozycji.

Rose milczy.

  - Chcesz, żebym śpiewała? - pyta, gdy zauważa, że on tego prawdopodobnie  oczekuje.

  - Chyba po to podpisaliśmy umowę, prawda?

Jiyong podnosi się na chwilę, włącza podkład od początku. Rosie już wie, co ma robić i włącza się w odpowiednim momencie. On mimo wszystko niespodziewanie wyłącza muzykę, po czym rzuca szorstko "jeszcze raz". Ta sytuacja powtarza się wielokrotnie. Rose jest zupełnie zdezorientowana. Nie wie, co robić, bo przecież radzi sobie dobrze...

  - Zafałszowałam? - odważa się wreszcie spytać.

  - Nie, pod tym względem poszło ci świetnie. Ale Rose! Nie możesz robić tego z taką postawą, jakbyś była tu za karę. Owszem, możesz manifestować tę arogancję w swoim głosie, lecz nie w swoim zachowaniu, bo takich rzeczy publika nie wybacza.

  - A więc o to chodzi...

  - Czy ty w ogóle lubisz śpiewać?

  - Oczywiście...

  - Nie słyszę tego. I to jest akurat ciekawe, bo brzmi jakbyś tego nienawidziła, a mimo wszystko robiła to perfekcyjnie. Ale nie możesz stać sztywno, jakbyś połknęła kij i jakbyś miała w dupie tych, którzy cię słuchają - Jiyong wygłasza ten monolog nieco podniesionym tonem, spacerując po sali. Rose przez chwilę tylko patrzy na niego szeroko otwartymi oczami. On z trudem się powstrzymuje, by nie wykrzyczeć jej prosto w twarz: czego nie zrozumiałaś?!

  - Nie wiedziałam, że jesteś taki surowy...

  - No to już wiesz. Tak, Rose, jestem surowy i wymagający, bo dbam o ten klub i chcę, żeby prezentował jak najwyższy poziom. Nie licz więc, że na siłę będę miły, kiedy coś doprowadza mnie do szału, czyli w tym przypadku twoja postawa. 

  - Nie wiem, czy umiem zachowywać się na scenie... mniej sztywno.

  - To radzę ci się szybko nauczyć.

  - OK, popracuję nad tym.

  - Uwierz w siebie, Rose, jesteś zdolna, potrafisz dać z siebie wiele więcej, tylko musisz chcieć i czuć to tutaj - dodaje Jiyong, już nieco spokojniej, a przy tym sugestywnie chwyta się za serce, pokazując, że to stamtąd powinny płynąć emocje przekazywane podczas śpiewania na scenie.

  - Ale mój wokal jest w porządku?

  - Co do twojego wokalu nie mam żadnych zarzutów.

  - Ufff, chociaż coś. - Na szczupłej twarzy Rose znowu pojawia się uśmiech.

  - A, jest jeszcze coś, o co zamierzałem cię zapytać. To nie ma związku z naszą współpracą: do wszystkich, którym powinnaś okazać więcej szacunku, zwracasz się nieformalnie?

  - Nie, tylko do ciebie.

Ta odpowiedź wzbudza w nim dziwny niepokój.

  - A to niby czemu?

Rose zabiera z jednego ze stolików krzesło i ustawia je na wprost tego, na którym siedzi Jiyong. Potem usadawia się na nim, kładąc ręce na oparciu i podpierając na nich brodę.

  - Z tego, co wiem, długo mieszkałeś w Stanach, a tam chyba nie dba się o konwenanse i wszyscy, bez względu na wiek, mówią sobie na "ty". No i ta twoja fryzura.

  - Yhm. 

  - Ale jeśli ci to przeszkadza, mogę zacząć używać formalnego języka.

  - Nie, wszystko mi jedno, po prostu mnie to zaciekawiło.

  - I wiedz, że jakkolwiek bym się do ciebie zwracała, nie znaczy to, że nie mam do ciebie szacunku. Dażę szczerym respektem ciebie i twoją pracę.

  - No już dobra, dobra, bo pomyślę, że się podlizujesz - śmieje się Jiyong.

  - Proszę, opowiedz mi o twoim życiu w Stanach.

  - Ale co konkretnie chciałabyś wiedzieć?

  - To, jak żyje się w wolnym świecie, w którym nie musisz zastanawiać się, czy ktoś jest młodszy czy starszy, nie musisz uczyć się nocami, by coś osiągnąć, a w przemyśle muzycznym nie wykorzystują cię jak robota do zarabiania pieniędzy.

  - Nie masz dobrego zdania o Korei.

  - Nie. Kiedy byłam mała, wszyscy widzieli we mnie przyszłą gwiazdę kpopu. Ale przemysł muzyczny sprawił, że zamiast zrobić karierę, znienawidziłam śpiewanie, mimo że robię to podobno świetnie. Niestety, współpraca ze znaną wytwórnią to jak sprzedanie swojej duszy. Oddajesz wszystko, aż dochodzisz do wniosku, że zaraz nic z ciebie nie pozostanie. I rezygnujesz ze swojego wielkiego marzenia, żeby ratować ten ostatni kawałek siebie.

  - Przykro mi, Rose. 

  - Zanudzam cię - podsumowuje, w ten sposób interpretując jego lakoniczną odpowiedź na jej monolog.

  - Nie, po prostu myślę o tym, że jesteś taka młoda, a już zdążyłaś tak bardzo się w życiu rozczarować i jeśli mam być szczery, dołuje mnie to.

  - Nie chciałam cię dołować.

  - Skoro znienawidziłaś śpiewanie, to czemu chcesz to robić w Desire?

Nadal patrzą sobie w oczy. Jiyong - nonszalancko rozparty na krześle. Rose - z podbródkiem na złożonych na oparciu dłoniach. Między jego i jej krzesłem pozostaje niewielka odległość.

  - Bo chcę to znowu polubić, a potem osiągnąć ten pieprzony sukces i zadowolić swoją rodzinę. 

Jiyong nie komentuje jej słów.

  - Wracając do twojego pytania... W Ameryce nie jest ani gorzej, ani lepiej. Tam wszystko jest po prostu inne. Aby się utrzymać, zaharowywałem się jak wół, pracowałem na budowie, w sklepie muzycznym, gdzie się dało, i było naprawdę bardzo ciężko. A kiedy już udało mi się osiągnąć jakąś stabilizację, stwierdziłem: Tam nigdy nie poczuję się jak w domu. I wróciłem do Korei.

  - I myślisz, że mi też ten kraj może coś ofiarować?

  - Nie, myślę, że ty możesz coś ofiarować temu krajowi.

  - Dzięki, mam wrażenie, że choć zupełnie nic o mnie nie wiesz, w pewien sposób mnie rozumiesz.

  - Cóż, moja młodość też nie była spokojna, pozwól mimo wszystko, że nie będę o tym opowiadał.

  - Czyli kontynuujemy próbę? Bo jestem tu już od godziny, a nie przerobiliśmy jeszcze pierwszej piosenki... No i po  rozmowie trochę się rozluznilam, więc może moja postawa nie będzie wreszcie wyglądała, jakbym, jak ty to nazwałeś, miała kij w tyłku.

  - O nie. Chyba powiedziałem to delikatniej...

  - Chyba niestety nie.

  - Rose, na scenę!

Jiyong pozwala jej wreszcie wykonać utwór do końca.

  - I jak było? - pyta później ona.

  - Nie miałaś już kija w tyłku. Ale przed tobą wziąć daleka droga.

Rose odpowiada z przejęciem:

  - Chętnie przejdę ją wspólnie z tobą.

OD AUTORKI:
Kiedyś dodawałam tu rozdziały regularnie co tydzień... 
Myślicie, że uda mi się to znowu?😃
Lubię pisać o Rose, choć wiem, że jest dość kontrowersyjna.
A jak odbieracie Sarang? 
Celowo uczyniłam ją zupełnie inną, niż była jako dziecko.
 
BTW, gdyby był tu ktoś, kto nie czytał rozdziałów Blue Lagoon dodawanych przeze mnie 6 lat temu i nie chce do nich wracać 
(ja też nie wiem, czy w ciemno chciałoby mi się wracać do 72 rozdziałów... choć mogę je skromnie polecić i zachęcić do tego:)), to niech da znać, mogę przygotować ich streszczenie, by połapanie się w kontynuacji było łatwiejsze.
Może jest też ktoś, kto nie pamięta już, co się działo wcześniej?
Co uważacie o tym pomyśle?

PS Happy Birthday, GD!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz