16/03/2016

blue lagoon (rozdział 63)

              W domu pogrzebowym kilkoro pracowników Good style - Good life i nieliczni przyjaciele wpatrują się z przygnębieniem w urnę, ozdobione czarną wstążką zdjęcie Hakyeona, pożegnalne wieńce. Koło drzwi Hayi i Jiyong zauważają zapłakaną Sarang. Pytają, czemu siedzi tu zupełnie sama.
- Mama kazała mi wyjść, bo powiedziałam, że nigdy nie lubiłam Hakyeona - wyjaśnia mała i kolejne łzy zalewają jej policzki. 
Hayi obejmuje dziewczynkę. Wie, że nie chciała źle. Powiedziała, co myślała. Dzieci po prostu tak mają. A Jiyong podchodzi do Sumin, dziwnie spokojnej i nieruchomej, wciśniętej w tradycyjny, czarny hanbok. Otacza ją ramieniem.
- Chcę, żebyś wiedziała, że możesz na nas liczyć. Na mnie na i na Hayi - szepcze, by nie przeszkadzać innym w modlitwie.
Sam żadnych nie odmawia. Jest zbyt oszołomiony. Choć od dawna nie dogadywał się z Hakyeonem, tych kilka dni wcześniej zachowywałby się w inny sposób, gdyby przypuszczał, że to ich ostatnia rozmowa. Nie wie, czy zabolała go sama strata, czy nieprzygotowanie na nią i pozostawione pytania: dlaczego? dlaczego? dlaczego?! 
Jiyong przypomina sobie przerażenie Hakyeona, kiedy przyznał mu się, że zadarł z mafią. Jego hyung bał się o swoje życie. Czy ktoś taki popełniłby samobójstwo? A może zrobił to, bo nie chciał żyć, czekając, aż ci ludzie go znajdą... I już nie znajdą, jeżeli kiedykolwiek opuszczą więzienie...
- Jiyong, znasz to uczucie... - zaczyna Sumin z drżeniem w głosie - gdy cierpisz tak, że po prostu nie możesz płakać?
Zna to uczucie doskonale. Ból, tak okropny, że łzy nie chcą popłynąć, bo jedynie pogarszają go, czyniąc nie do zniesienia.
- Czemu to zrobił... czemu? - powtarza.
Przez moment Sumin ma ochotę opowiedzieć mu wszystko, o tamtych ludziach, co od miesięcy grozili Hakyeonowi, szukali go i wreszcie zabili, o swojej ucieczce. Ale coś jej na to nie pozwala. Czuje się winna, że ostatecznie myślała tylko o ratowaniu siebie. Może gdyby z nimi pojechała... gdyby zawiadomiła policję... gdyby spróbowała czegokolwiek... to by się tak nie skończyło. A ona zamknęła się w domu z Sarang i płakała, aż wylała wszystkie łzy, których zabrakło na dziś. Chciałaby zrzucić z siebie to napięcie, uspokoić sumienie. Tylko, czy to by coś pomogło? Nie jej. A Jiyongowi? Współczułby Hakyeonowi choć trochę? Czy pozostałby obojętny? Starałby się ją pocieszyć, czy by ją oskarżał? Tak, jest gotowa wytłumaczyć mu wszystko, gdy w głowie pojawiają jej się słowa Hakyeona "nie opowiadaj, co dziś widziałaś. To wystarczy, byście były bezpieczne... ty i Sarang." Sarang... Sumin widzi ją popłakującą w ramionach Hayi. Niepotrzebnie na nią nakrzyczała. Jakkolwiek jej źle, nie powinna wyładowywać się na córce.
- To przez długi... Nie wiedziałam, że jest tak źle, nie wiedziałam, jak mu pomóc... Wszystko przeze mnie...
Kolejne kłamstwa. A może niezupełnie? Jiyong nie chce nic więcej wiedzieć. Przytula ją i powtarza szeptem:
- To nie przez ciebie, przez nikogo z nas. Ciii...
Sumin cała się trzęsie. Wreszcie Jiyong ją zostawia, by pomodliła się w spokoju. Wraca do Hayi i Sarang.
- Ej, nie lubiłaś Hakyeona, a jesteś jedyną osobą płaczącą na jego pogrzebie - zwraca się do dziewczynki - mama cię potrzebuje, musisz dawać jej dużo wsparcia.
Sarang podchodzi do Sumin i chwyta ją za rękę. A Hayi i Jiyong opuszczają dom pogrzebowy.


*** 


              - Stawiam wszystkim jeszcze kolejkę! - oświadcza Hyuntae - ayyy, jestem szczęśliwy! Liz do mnie przyleciała.
Obejmuje dziewczynę i Jiyong po prostu wie, że ci dwoje spędzili już wiele upojnych chwil. Szepcze o tym na ucho Hayi, a ona znów zarzuca, że tylko seks mu w głowie.
- Ej, ej, mi to chyba soczek stawiasz - wtrąca Jyuni z niezadowoloną miną - kurrrwa, mam ochotę na coś konkretnego. Za kilka miesięcy nawalę się tak, że...
- Za kilka miesięcy to poświęcisz się opiece nad naszym baby. I nie przejmuj się, że nic nie wypijesz, ja wypiję za siebie i za ciebie! - śmieje się Seunghyun, za co Jyuni boleśnie szturcha go w brzuch.
- Chyba ty się poświęcisz, idioto.
- Ała! Jakbyś nie była w ciąży, to bym ci oddał.
- Wolałabym, żebyś mi oddał, niż być w ciąży!
- Aish! Oszaleję z tą wariatką.
Podchodzi barman i dla wszystkich, oprócz Jyuni, przynosi kilka kolorowych shotów. Podnoszą kieliszki i wypijają do dna.
- Leciałaś przez L.A, nie? Widziałaś się z Dee? - Jiyong zagaduje Lizzy.
Pijana, pokłada się na stoliku, bawiąc się palcami Hyuntae.
- A, tak, chwilę, między przesiadkami. Źle z nią.
- Źle?
- No... ona wiecznie o tym Daesungu... że ma ją odwiedzić, a się pracą wymawia.
- Chyba się zabujała... kto by pomyślał - podsumowuje Jiyong, współczująco.
- No ja pomyślałam, że oni tylko bzyk-bzyk - dodaje, niespodziewanie rozbawiona, Lizzy.
- Bzyk-bzyk?!
- Ups. Nic nie powiedziałam!
Wszyscy patrzą na nią i czekają na dalszą opowieść.
- Nie, nie, nic nie powiedziałaś. To co z tym bzyk-bzyk? - prowokuje ją Jiyong.
- No pieprzyli się w klubie na wieczorze panieńskim. I później u niego się pieprzyli, codziennie! Ale jakby co, ja nic nie powiedziałam...
Lizzy zasypia na stoliku. Hyuntae wyprowadza ją z klubu. Taksówką wracają do niego do domu.
- Ja pierdolę - emocjonuje się Jiyong - Hayi, o wszystkim wiedziałaś?
- Ja wiedziałam - śmieje się Jyuni.
- Ja widziałam, że poszli do kibla, ale nie wiedziałam, co tam robili... - usprawiedliwia się Hayi.
Zdenerwowany Jiyong dodaje:
- No chyba się nie modlili.
- Przecież dorosła jest, jej życie, jej sprawa - tłumaczą ją dziewczyny.
- Ale oczywiście nic mi nie powiedziała! Gówniara, już ja sobie z nią porozmawiam.
Jeszcze trochę dyskutują o Delilah i też opuszczają klub. Jyuni i Seunghyun wracają do domu taksówką, Hayi i Jiyong metrem, a później spacerem, choć jest chłodna, jesienna noc.
- Ji. Skoro Dee nic ci nie powiedziała, nie powinieneś z nią o tym gadać, bo tylko się zdenerwuje i się pokłócicie.
- Ale czy ona jest jakaś popieprzona? Przespała się kilka razy z pierwszym-lepszym kolesiem i się dziwi, że ją olał, jak już osiągnął cel.
- Zakochała się... I nie ona, tylko on, jak już, jest popieprzony.
Wracają do domu i kochają się do rana. Hayi jedzie do pracy niewyspana, z podkrążonymi i zaczerwienionymi oczami. Jiyong wpada na moment do dormu VIXX. Sprawdza, czy Seungri radzi sobie z nauką tańca. Zatrudnili z Leo choreografa - Dong Youngbae, kolegę Hayi i Seunghyuna ze szkoły, który, co prawda, jeszcze studiuje, ale wygrywa prestiżowe konkursy i jest wyjątkowo uzdolniony. Jiyong siada na podłodze w sali, obserwuje chłopaków przez pewien czas. Zadowolony z efektów, wreszcie zostawia ich w spokoju. Umawia się z Seunghyunem na mieście, przy klinice weterynaryjnej, gdzie ten ma praktyki.
- Hyung, pomagałem dziś przy dwóch porodach, jamniczki i kotki perskiej!
- Świetnie, Seung, później mi opowiesz, póki co, pojedziemy skopać kilka tyłków, a konkretnie jeden.
- Czyj?
- Kang Daesunga.
- Czy to nie...
- Tak, to ten.
- Dee się na ciebie wkurzy.
- Jeszcze mi podziękuje.
- Ok, gdzie jedziemy?
- Hm... myślisz, że złożenie mu domowej wizyty to spoko pomysł?
Jiyong wyciąga karteczkę z adresem.
- Hyung! Dee ci go podała?
- Nie. W dzisiejszych czasach nie ma nic niemożliwego. Wystarczył internetowy research.
- Wow.
- To jedziemy?
- Yes.
- Let's go!
Wsiadają w autobus, kawałek dochodzą pieszo. Zatrzymują się przy niewielkim, piętrowym domku, podobnym do letniskowej willi. Choć nie wygląda, jak całoroczna rezydencja, sprawia przyjemne wrażenie. Jiyong i Seunghyun obawiają się tylko, czy zastaną właściciela. Naciskają dzwonek i po chwili Daesung pojawia się w drzwiach. Jest zaskoczony. Zwłaszcza, gdy w ramach powitania Jiyong wali go w twarz.
- Aaa! Za co?!
- Za Delilah!
Czyli to jest "Smok", o którym mu opowiadała. Rzeczywiście, wyglądają jak rodzeństwo.
- Delilah? Nic jej nie zrobiłem... Spadajcie!
- Spadajcie? - powtarza rozzłoszczony Jiyong - o nie. Jeszcze nie. Seung, łap go i nie puszczaj! Nauczymy gnojka szacunku!
Daesung krzyczy z przerażeniem i rzuca się do ucieczki. Seunghyun dogania go na piętrze i przytrzymuje.
- Nie, no proszę! Puśćcie mnie, porozmawiajmy! - drze się Daesung.
Jiyong kilka razy kopie go w tyłek.
- Nic jej nie zrobiłeś?! Zabawiłeś się tym niewinnym dzieckiem!
- Co?!
- To, co słyszysz, idioto!
- Niewinnym? Dzieckiem?
Jeszcze kilka kopniaków.
- Sugerujesz, że Dee...?  - zaczyna Jiyong.
- No to nie był jej pierwszy raz! Auuu! Wystarczy, ok?
- Nie! Przeleciałeś ją i "nara", tak?!
- Co ty pierdzielisz?! Ała! Już nie kop, aaa! Nie możemy po prostu pogadać? Puśćcie mnie, ałaaa, błagam! Ja ją kocham!
- Ok, hyung, wystarczy mu. Kocha ją - wstawia się za Daesungiem Seunghyun i puszcza go. 
Jiyong siada na kanapie, potrzebuje chwili odpoczynku.
- Jesteście świrnięci - powtarza Daesung i odsuwa się od nich na bezpieczną odległość.
- Kochasz ją? - wypytuje Jiyong.
- Tak...
- To czemu jeszcze jej nie odwiedziłeś?
- Mam mnóstwo pracy, serio... Jestem asystentem redaktora magazynu...
- Albo lecisz do L.A najbliższym samolotem, albo zaraz jeszcze ci dokopię.
- No nie... co to ma być...
- Lizzy, przyjaciółka Dee, powiedziała, że źle z małą, przez ciebie! Kupujesz bilet na samolot, czy chcesz jeszcze kilka kopniaków?
- Kup... - podpowiada Seunghyun.
- Kupuję - postanawia Daesung.
- Ufff, masz szczęście - oznajmia ze zwycięskim uśmiechem Jiyong.
Daesung kupuje bilet na samolot na dziesiątą czterdzieści wieczorem. Na szczęście ma trochę oszczędności. U zaprzyjaźnionego lekarza załatwia sobie tygodniowe zwolnienie. Choć i tak wiele ryzykuje. Ma nadzieję, że szef nie wyrzuci go za to z pracy. Odprowadza chłopaków do drzwi, żaląc się:
- Aaaish, i jak ja mam wytrzymać tyle godzin w samolocie, jak mnie tyłek boli?
- A wiesz, że pomagałem dziś przy dwóch porodach, jamniczki i... - zagaduje Seunghyun.
- Kotki perskiej - dokańcza Jiyong.


***


              Delilah niechętnie zjada śniadanie, zakłada białą bluzkę, granatową spódniczkę lekko za kolana, marynarkę, wysokie szpilki. Nakłada makijaż i wykonuje jeszcze inne codzienne czynności, odruchowo, obojętnie, bez energii. Od niedawna lata już nie jako stażystka, lecz jako zwyczajna stewardessa, mimo że szkołę kończy za kilka miesięcy.
Nie zastaje swojej matki w ich hotelowym apartamencie (Jane musiała nie wrócić na noc), więc po prostu wychodzi. Jedzie na lotnisko, słuchając muzyki w słuchawkach. Kiedy zaczyna się Winner - "Baby, baby", zrezygnowana, przełącza na inną. Cieszy się, że leci dziś do Denver i z powrotem. Pochłonięta podawaniem pasażerom przekąsek, oderwie myśli od Daesunga. Dzwoni, by mu powiedzieć, że nie porozmawiają na skype'ie wcześniej, niż późnym wieczorem, ale słyszy jedynie automatyczną sekretarkę. Przeklinając, postanawia, że nie porozmawia z nim, ani dziś wieczorem, ani nigdy więcej. Lot do Denver jest spokojny, powrotny niekoniecznie. Burza, turbulencje, przerażeni pasażerowie. Ostatecznie, wszystko kończy się szczęśliwie. Po wyjściu z samolotu w Los Angeles, Delilah zrzuca z siebie marynarkę i czuje, że jest cała spocona z gorąca. Zaraz weźmie chłodny prysznic. Gdy tylko zjawia się w hotelowym apartamencie, słyszy głosy. Zastaje w swoim pokoju Jane, rozmawiającą z...  o Boże, to Daesung?! Delilah zastanawia się, czy od upału dostała halucynacji. Aż zaczyna głośno płakać i wpada chłopakowi w ramiona. Zaskoczony jej reakcją, pyta, czy to ze szczęścia, czy ze smutku, a ona odpowiada, że sama nie wie. Uspokaja się trochę, kiedy matka zostawia ich samych. Pozwala, by Daesung tulił ją, całował i obmacywał. Zgadza się iść z nim do jego hotelowego pokoju. Choć wie, co to oznacza. Nie rozmawiają wiele. Daesung twierdzi, że jej matka wybrała mu pokój z wyjątkowo romantycznym widokiem. Oboje podziwiają przez okno odbijający się w wodzie księżyc. I kochają się całą wieczność, wypróbowując chyba wszystkie możliwe pozycje. Delilah wymyka się o świcie z jego pokoju, niewyspana i lekko obolała. Co ona wyprawia? Miała z nim więcej nie rozmawiać. A, głupia idiotka, uprawiała z nim do rana seks! Starając się wymazać wspomnienie tak słodko śpiącego Daesunga, bierze prysznic, zakłada niechluje, luźne ciuchy, splata włosy w koczek. Zjada coś szybko i jedzie na uczelnię. Przez trzy godziny usiłuje się skoncentrować na wykładach, niestety, bezskutecznie. Rysuje szlaczki w zeszycie. Wraca i odruchowo kieruje kroki do pokoju Daesunga. Oczywiście, poszalał z nią, ile chciał i nie zadzwonił, nie napisał jej sms-a, że dziękuje za wspaniałą noc, czy cokolwiek! Zaraz go opieprzy... Daesung wpuszcza ją do pokoju, zaspany, przykrywając się prześcieradłem. Nie zadzwonił, nie napisał, po prostu spał! Ok, nie opieprzy go.
- Baby, jadłaś już?
- Jadłam, byłam na wykładach, zdążyłam wrócić.
- Pewnie się zastanawiasz, jaka normalna osoba tyle śpi. Sorry, to ta zmiana czasu...
- Ty nie jesteś normalną osobą.
- A kiedy jadłaś?
- Po szóstej.
Jest czternasta.
- Co?! Zjedzmy coś!
- Ok. Ale może wcześniej się ubierzesz?
- Umyję się i ubiorę.
Delilah odmawia mu wspólnego prysznica. Nie, żeby nie miała ochoty... Chce po prostu być na niego zła. Zasłużył. Po półgodzinie siadają przy stoliku w hotelowej restauracji. Składają zamówienie i w ciszy zaczynają jeść. Niespodziewanie Daesung odkłada sztućce i oświadcza:
- Musimy porozmawiać, bo nie wytrzymam.
- O... TY nie wytrzymasz.
- Dee. Cieszysz się, że tu jestem, czy nie?
- Yhm, i tak i nie.
- No proszę cię!
- Heh???
- Co to za rozmowa? Żadna rozmowa!
- Przecież rozmawiamy. Przejdziemy się po jedzeniu?
- I porozmawiamy tak szczerze?
- Spoko.
- Ok.
              Jest ciepłe, słoneczne popołudnie. Delilah i Daesung trzymają się za ręce, chodząc po zatłoczonej plaży.
- Czuję się... oszukana. Pomyślałam, że jak już obiecywałeś mnie odwiedzić, to mnie odwiedzisz. I czekałam cierpliwie. Nie chciałam naciskać, podpytywałam cię w żartach... A ty tylko: praca, praca, praca. Pomyślałam, że kłamałeś i mnie nie odwiedzisz. I co? Zjawiasz się i czego oczekujesz?!
- Czyli jesteś zła, że przyleciałem...
- Jestem zła, że nie przyleciałeś wcześniej.
- Wydawało mi się, że jak już przylecę, to nie wrócę do Korei.
- A chcesz wracać?
- Bez ciebie nie chcę.
- Tu też mógłbyś fotografować... Z taką znajomością angielskiego... znalazłbyś dla siebie i inne zajęcie.
- Dee, robię karierę w tamtym magazynie. Rzucić wszystko... to poważna sprawa.
- Nie twierdzę, że nie.
- Wiele wymagasz.
Zatrzymują się. Delilah wtula twarz w koszulkę Daesunga, wyznając:
- Kocham cię...
- Też cię kocham.
- Chcę, żebyśmy prowadzili hotel mojej mamy... i latali 
na wakacje do Korei... i mieli piękne dzieci... i chcę ci się wypłakać w koszulkę.
- Nie, tylko nie płacz...
Daesung obejmuje ją i też stara się powstrzymywać łzy.
- Możesz się zastanowić... Nie musisz odpowiadać w tej chwili, czy ty też tego chcesz.
- Ale ja już zdecydowałem.
Daesung czuje, że Delilah zadrżała.
- T... tak?
- Jakbym tego nie chciał, to chyba by mnie tu nie było, nie?


6 komentarzy:

  1. Cudne^^
    Jak mogli obić tak daesunga :'(
    Cieszę się, że pojechał do delilah i wszystko sobie wyjaśnili. Mam nadzieje, że będą razem.
    Weny życzę^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spokojnie, Dee mu wszystko wynagrodziła:D

      Usuń
    2. Niminowalam cie do lba^^
      http://my-dream-is-love.blogspot.com/2016/03/nominacja-do-lba.html?m=1

      Usuń
  2. Na miejscu Jiyonga również bym rozmyślała nad tym, że jego ostatnie spotkanie z Hakyeon'em mogło wyglądać trochę inaczej. Ale on sam nie był w stanie tego przewidzieć... I jak zawsze słodkie przekomarzanki mojej ulubionej pary, czyli Seunghyuna i Jyuni;) O matko ten bzyk-bzyk mnie tak rozbawił:) Ach ten niewyparzony język Lizzy;) I słodki brat Ji;) Boże Jiyong i Seung jak coś wymyślą, to naprawdę czasem aż się chce załamać ręce na ich zachowanie;) Ale jak ta dwójka coś sobie postanowi, to nieważne jak głupimi, czy drastycznymi sposobami, osiągną swój cel;) No i cieszę się, że Daesung i Delilah znowu są razem;) Super rozdział! Na początku trochę smutku, ale potem humor nie puszczał opowiadania ani na chwilę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję za taki szczegółowy komentarz:) Ty mi zasugerowałaś, że Jiyong ma się dowiedzieć o tym numerku i uznałam, że chyba tylko przez Lizzy xD

      Usuń
    2. Och dziękuję;) Lubię jak członkowie rodziny dowiadują się o grzeszkach swoich bliskich, bo jest przy tym dużo śmiechu;)

      Usuń