13/04/2016

blue lagoon (rozdział 67)

                Lotnisko jak zwykle jest pełne podróżujących. Minyeong i Taekwoon czekają w sali przylotów.
- I co, że mama już wraca, zabierzesz mnie jeszcze raz do Japonii, prawda, oppa?
- Yhmm… no nie wiem. Zobaczymy... A obiecujesz nie ciągnąć mnie w tysiąc miejsc jednocześnie w tempie zawodowego biegacza, jęczeć przy deserze w restauracji, jakbym robił ci coś niestosownego, zmuszać mnie do wstawania, bo „ty już wstałaś”, nagrywać mnie, jak śpię, golę się i jak jem?
- Tak się zachowywałam? – wypytuje Minyeong, uwieszając się na Taekwoonie.
- O nie, gorzej. O wiele gorzej.
- Przepraszam, oppa. Wybaczysz mi tę niegodziwość?
- To pocałuj mnie. Poproszę jednego całusa na przeprosiny i drugiego, jeżeli jeszcze chcesz lecieć do Japonii – odpowiada Leo z zadziornym uśmieszkiem.
Minyeong zastanawia się, jak ma go pocałować, skoro założył bluzę z kołnierzem zasłaniającym mu połowę twarzy, by nie być rozpoznawalnym. Ostatecznie Taekwoon musi się zadowolić podwójnym cmoknięciem w czoło. I tak przez to inni zaczynają się im przyglądać. Kilka osób z tłumu rozpoznaje piosenkarza i nie doprowadza do zamieszania. Leo uświadamia sobie, że jedynym rozwiązaniem jest uciec do samochodu. Biegnie, trzymając za rękę Minyeong, ledwie za nim nadążającą.
- I kto tu narzuca tempo zawodowego biegacza?! – wykrzykuje, zdyszana, kiedy wreszcie wsiadają do auta.
Kilka razy okrążają lotnisko, by zgubić psychofanów, gotowych ich dogonić. Parkują z innej strony, niż poprzednio. Minyeong dzwoni do mamy i wyjaśnia jej, że byli zmuszeni uciec do samochodu i, jak tutaj dojść. Tak to wygląda, odkąd umawia się z Leo, ciągła zabawa w chowanego: kamuflowanie się, nieprzewidziane ucieczki, ryzyko - w każdym momencie - że zostaną otoczeni przez rozwrzeszczane fanki. Chcąc - nie chcąc sama jest już osobą publiczną, narażoną na ataki zazdrosnych wielbicielek i fotoreporterów. Upewniając się, że chwilowo nic jej nie zagraża, Minyeong wysiada z samochodu i biegnie w kierunku zbliżającej się mamy. Szczęśliwe, przytulają się i starają wzajemnie przekrzyczeć.
- Myślałam, że żartujecie! Naprawdę was gonili? Jak to? – wypytuje pani Park, a Minyeong siłuje się z jej walizką.
- Jakaś fanka rozpoznała oppę, wydarła się i zaraz otoczyły nas inne. Szarpały się z ochroniarzami, a my rzuciliśmy się do ucieczki. Udawaliśmy, że odjeżdżamy i je zgubiliśmy.
- Biedne dziewczyny. Taekwoon powinien, choć chwilkę, z nimi porozmawiać.
- Mamo! Te dziewczyny dopadłyby go i nie pozwoliły odejść, a mnie zamordowały z zazdrości!
- Aż tak?
- Oczywiście. Ale nas znalazłaś! Poradziłaś sobie sama, czy poprosiłaś kogoś o pomoc?
- Pytałam ochroniarza. Musiałam przejść z sali przylotów do sali odlotów, by wyjść od północnej strony, jak mi kazaliście – emocjonuje się pani Park, wsiadając do samochodu, a Minyeong i Leo pomagają jej z walizką – dzień dobry, Taekwoon-ssi.
- Dzień dobry, mamo Minyeong. Jak lot?
- Aigoo, skończyłbyś z tą „mamą Minyeong”, wystarczy po prostu „mamo”, prędzej, czy później i tak masz być moim zięciem. A lot? Spokojny, w porównaniu z tymi wszystkimi niespodziankami po wylądowaniu.
- Przepraszamy, mamo… – odpowiada Leo i po chwili dodaje zza kierownicy –  to nie ostatnia niespodzianka  na dziś.
- Co?! – powtarza, przerażona pani Park.
Minyeong i Taekwoon tylko się uśmiechają. Jadą do domu, rozmawiając po drodze o leczeniu w Japonii. Po kilku miesiącach zakończyło się sukcesem, większym, lub mniejszym, co powinna pokazać przyszłość. Powstrzymało rozwój choroby. Na ile czasu? Nie wiadomo. Może na rok. Może na kilka lat. Może na kilkanaście. Minyeong i jej matka szczególnie się nad tym nie zastanawiają i nie martwią. Mają sobie tak wiele do opowiedzenia i to powinno być ich priorytetem. Pragną po prostu spokojnie żyć. Pierwsze wysiadają z samochodu. Za nimi idzie Leo z walizką pani Park. Minyeong wciąga, podekscytowaną niespodzianką, mamę do mieszkania. W pokoju dziennym wisi ogromny plakat „witamy w domu”, serpentyny i kilka balonów. Pani Park siada przy nakrytym stole, a Leo i Minyeong znikają w kuchni, by dokończyć przygotowywać jedzenie. Po chwili zanoszą do pokoju pieczonego kurczaka, kimchi, domowej roboty bibimbap i przystawki. Nie przyznają się ile czasu przyrządzali to wszystko, ile się przy tym kłócili i śmiali jednocześnie i, że przypalili kurczaka, bo szybki numerek trochę się przeciągnął. Po jedzeniu rozmawiają o nieistotnych sprawach i otwierają butelkę wina. A, gdy Minyeong idzie do ubikacji i po chwili wraca, zastaje mamę i Leo z ożywieniem o czymś dyskutujących. Uciszają się, kiedy tylko ją zauważają.
- Opowiadałam Taekwoonowi, jaka jestem wzruszona, że to wszystko dla mnie przygotowaliście… -  oznajmia pani Park, ukrywając zakłopotanie.
Minyeong zupełnie jej nie wierzy, ale postanawia wypytać o to później swojego chłopaka i zaczynają rozmawiać o czymś innym. Aż wypijają tę butelkę wina. Taekwoon wychodzi po północy. Minyeong odprowadza go do samochodu. Na dworze całują się i żegnają w nieskończoność.
- Kiedy się zobaczymy? – niecierpliwi się Leo.
- Zgadamy się jeszcze.
- Ach, rozumiem. Chcesz być sama z mamą.
- Głupku, nic nie rozumiesz. Cieszę się, że mama wyzdrowiała, a jednocześnie nie cieszę się, że nie możemy się zachowywać tak, jak wcześniej… Przyzwyczaiłam się do wspólnego mieszkania raz u ciebie, raz u mnie, wyjeżdżania na wakacje i w ogóle. Tylko wiesz, jaka jest moja mama… w Japonii okłamywaliśmy ją, że mamy osobne pokoje!
- Wiem… I… nie chcę więcej kłamać – odpowiada nieoczekiwanie zestresowany Leo, wyjmując z kieszeni pudełeczko z pierścionkiem – Park Minyeong… zostałabyś… moją żoną?
Zaskoczona, zakrywa dłońmi zarumienione policzki. Czy to się dzieje naprawdę?! Leo się jej oświadcza?!
Co mam mu odpowiedzieć? Co mam mu odpowiedzieć? Jak to, co mam mu odpowiedzieć?!
Jest zbyt oszołomiona, by wydobyć z siebie głos. Spodziewała się wszystkiego, tylko nie tego. To o tym jej mama rozmawiała z Taekwoonem. Wiedziała o oświadczynach! Od dawna? Od trzech miesięcy, kiedy odwiedzili ją w Japonii? I nic jej nie powiedziała?!
- Ale… co z twoim zespołem, z twoimi fankami? – powtarza przerażona Minyeong i zupełnie nie wie, jak się zachować, by nie wyjść na idiotkę.
- Nic. Ogłoszę, że się żenię.
- Naprawdę? Tak po prostu?
- Hey, Park Minyeong. Zadajesz mi pytania, a na moje jeszcze nie odpowiedziałaś…
- O Boże… o Boże… o Boże! Odpowiadam „tak”...


***

                - Że co?! Zapraszają mnie na przesłuchanie do YG, mnie?! – powtarza Seungri, jak Jiyong odwiedza go na uczelni w przerwie na lunch i siadają w ogródku pobliskiej restauracji - jeżeli to żart, to wyjątkowo nieśmieszny.
- Hayi zrezygnowała, polecając na jej miejsce ciebie.
Seungri analizuje wszystko, co usłyszał. Siedzi, otwierając ze zdziwieniem usta i makaron spada mu z pałeczek. Powinien coś powiedzieć. Niestety, nie może znaleźć odpowiednich słów. Przesłuchanie w YG? Niemożliwe!
- I tak po prostu się zgodzili?
- Na nic jeszcze się nie zgodzili. Ale opowiedziała im o tobie wystarczająco, by ich zainteresować – wyjaśnia Jiyong ze zwisającym z kącika ust papierosem – kazali przekazać ci tę wizytówkę. Masz się skontaktować z ich agentem i dogadać z datą przesłuchania. Aha, i nie waż się odchodzić z Desire do czasu, aż przyjmiemy kogoś nowego w zastępstwie za ciebie.
- Luz, hyung. Jak skończę szkołę, wszystko ze spokojem pogodzę. Za wiele jestem wam winien, nie wystawiłbym tak ciebie i Taekwoona – przekonuje go Seungri, od kilku minut wpatrując się w wizytówkę.
- Lizus – odpowiada ze śmiechem Jiyong i dodaje - nie spieprz tego. Hayi nie wykorzystała swojej szansy, ty się postaraj.
- Jesteś na nią zły, że zrezygnowała?
- Nie… po prostu jej nie rozumiem. Marzyła o karierze muzycznej. I zrezygnowała ze wszystkiego, żeby zajmować się dzieckiem, którego jeszcze nie postanowiliśmy adoptować.
- Zrobicie, jak uważacie, hyung. Ale ja wierzę, że dobro prędzej, czy później wraca.
- Taa… Apropo, Sarang kazała mi przyrzec, że o pierwszej odbiorę ją z przedszkola, a ja uległem i przyrzekłem. Muszę się pospieszyć.
- Ok, a ja odwiedzę Jinah i opowiem jej wszystko.
- Nie wracasz na uczelnię?
- O nie, jestem zbyt przejęty, nie wysiedzę w spokoju chwili.
Płacą za jedzenie i opuszczają ogródek restauracji. Żegnają się, dochodząc do skrzyżowania. Jiyong wsiada w autobus, a Seungri stoi na przystanku po przeciwnej stronie, trzymając w ręce wizytówkę. Wystarczy tylko skontaktować się z agentem z YG. I dobrze wypaść na przesłuchaniach. Jiyong czuje ulgę, że rezygnacja Hayi pomogła chociaż Lee Seunghyunowi. Uspokaja się, powtarzając sobie, że spełnił jego marzenie i dał szansę na prawdziwą karierę. Myślenie w ten sposób pozwala mu opanować złość z powodu decyzji Hayi. Od pewnego czasu stara się nie zastanawiać nad poważnymi sprawami. Nie jest jeszcze gotowy, by cokolwiek postanowić w kwestii Sarang. Żyje w zawieszeniu. Jak tylko mała zadaje mu pytania o przyszłość, odpowiada wymijająco i zaczyna rozmowę o wszystkim innym. Hayi reaguje podobnie, załamana, że nie może powiedzieć dziewczynce „postaramy się, byś została u nas”. Wie, że nie zastąpi Sarang mamy, ale byłaby choć jej namiastką. Próbowała to wytłumaczyć Jiyongowi, niestety jedynie zamykał się w sobie, by nie kontynuować rozmowy.
Uśmiechnięty, zjawia się po Sarang. Przedszkolanka zostawia dzieci z panią do pomocy i wypytuje go, wyjątkowo poważna:
- Pan opiekuje się Sarang?
- Tymczasowo.
- Tak, czy nie?
- Tak… jej mama nie żyje, chwilowo opiekuję się Sarang…
- Słyszałam. Rozmawiałam też z pana żoną.
- To po co pani wypytuje?
- Czy Sarang opiekuje się też psycholog?
- Tak, jest konsultowana przez psychologa.
- Dziś rzuciła się na swojego kolegę. Przeklinała i nie przestawała go bić, była tak zdeterminowana, że ja i koleżanka nie mogłyśmy jej odciągnąć - wyjaśnia pani Nayoon, przedszkolanka.
Jiyong nie wie, co powiedzieć. Powtarza sobie, że niepotrzebnie przejmuje się problemem kogoś, kto nie jest jego dzieckiem. Lecz słysząc zarzut w głosie pani Nayoon, czuje się winny zachowania Sarang, jakby za nią odpowiadał.
- Rozumiem… - nie, nic nie rozumie… - porozmawiam z nią.
- A co z sytuacją prawną? Nie zamierzając jej ustabilizować, nie możecie zajmować się dzieckiem. Powinnam iść z tą sprawą do opieki społecznej.
- Nie… proszę się jeszcze wstrzymać… uregulujemy to… - Jiyong ma już dość sztucznego uśmiechania się i dodaje – przepraszam, spieszymy się. Sarang! Sarang? Sarang, idziemy do domu!
Mała chwyta go za rękę i opuszczają przedszkole.
- Jiyong?
- Tak?
- Spóźniłeś się. Jest dwadzieścia siedem po pierwszej, pani Nayoon mi powiedziała.
- O, a wiesz co mi powiedziała pani Nayoon? Że biłaś swojego kolegę. Wyjaśnisz to?
- Nie ściskaj mnie tak, nie ucieknę.
- Zapytałem o coś.
Jiyong lekko rozluźnia uścisk jej ręki w swojej. Sarang odpowiada od niechcenia:
- Bo mnie zdenerwował.
- Czym?
- Zabrał mi zabawkę.
- Zabrał ci zabawkę? Co to za usprawiedliwienie? -  Jiyong kontynuuje, kucając przy Sarang – i co to w ogóle za zachowanie?! Jak zabrał ci zabawkę, powinnaś spróbować z nim porozmawiać, albo powiedzieć pani Nayoon. Widziałaś kiedykolwiek, bym ja kogoś bił, bo mnie zdenerwował?! Jakby ludzie bili wszystkich, co ich denerwują, to by się pozabijali! Zachowałaś się okropnie. A ja przychodzę i się za ciebie wstydzę!
- Przepraszam…  - odpowiada Sarang, choć sprawia wrażenie, że nie ma zamiaru tego żałować. Obojętnie, co powiedziałby Jiyong. W jej oczach jest coś buntowniczego.
- Masz szlaban na telewizję przez tydzień. I przeprosisz tego kolegę.
- Nie.
Wie, że postąpiła źle, ale skutecznie i nie zawahałaby się postąpić tak jeszcze raz. Jak rzuciła książką w Hakyeona, już więcej nie widziała, by krzyczał na jej mamę. Może znieść złość innych, byle tylko nie przepraszać kolegi.
- Nie? – powtarza Jiyong – ok, szlaban na telewizję na dwa tygodnie. Sama tego chciałaś.
- Jesteś okropny – odpowiada Sarang, obrażona.
Nie odzywają się przez całą drogę do domu. Jiyong nie wie, czy jest zły na nią, czy na siebie. Sarang nie powinna się tak zachowywać. A on nie powinien krzyczeć i w ten sposób wyładowywać swoich frustracji. Po prostu nie radzi sobie z ciągłym napięciem i niepewnością. Znów dał się ponieść emocjom i usłyszał, na co zasłużył. Jest okropny, to akurat było szczere, bo dzieci zazwyczaj rzucają uwagami wyjątkowo szczerze.
W domu zastają Hayi, krzątającą się w kuchni. Prowadziła dziś tylko dwie lekcje, przyjechała ze szkoły i ugotowała zupę. Jiyong opowiada jej o rozmowie z przedszkolanką i nie doczekuje się reakcji. Co miałaby mu powiedzieć? To nie ona, on powinien coś wreszcie postanowić, bo ich wahanie się wpływa negatywnie na Sarang. Przy jedzeniu zapada niezręczne milczenie. W pokoju gra telewizor, zaczyna się jakaś popularna drama. Jiyong zjada pierwszy i przenosi się na kanapę, żeby to obejrzeć. A Hayi zauważa, że Sarang rozpłakała się nad miską nietkniętej zupy. Podchodzi, by wytrzeć jej policzki.
- Co się dzieje, malutka?
- Myślisz, że Jiyong jeszcze jest na mnie obrażony? Powiedziałam mu coś niemiłego…
- Hmm… idź i go zapytaj.
- Myślę, że mnie nie lubi.
- To nieprawda... - powtarza Hayi, posyłając Jiyongowi mordercze spojrzenie.
Pozostaje obojętny, kiedy Sarang siada na kanapie. Ale po chwili zaczyna rozmowę:
- Coś chciałaś?
- Jeszcze jesteś zły?
- Nie…  Ale i tak nie oglądasz telewizji.
- Przez dwa tygodnie?
- Yhm, przecież „jestem okropny”.
- Nie jesteś. Powiedziałam tak, bo byłam zdenerwowana.
- A, ok, to przez tydzień. I nie rycz więcej, oczy masz czerwone i wyglądasz, jak wilkołak.
- Jiyong…  Jisoo zabrał mi zabawkę i śmiał się, że już jej nie potrzebuję, bo i tak mnie oddacie do domu dziecka.
- Co?...  Jisoo kłamał. Mimo wszystko nie powinnaś go bić.
- Przepraszam…  Nie chcę iść do domu dziecka. Nie oddacie mnie? – powtarza zapłakana Sarang – nie oddacie mnie?
Jiyong czuje, że przechodzi go nieprzyjemny dreszcz. Zaskoczony, bez wahania przytula dziewczynkę.
- Nie oddamy cię – odpowiada, też płacząc – obiecuję.


5 komentarzy:

  1. Mała buntownik z tej sarang^^
    i omg leoś się oświadczył jak słodko! !!
    Weny życzę^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Tych zaręczyn nawet ja się nie spodziewałam;) Cieszę się, że między Minyeong i Leo się tak wszystko szczęśliwe potoczyło;) I fajnie, że Seungri dostał szansę dostania się do YG. To super ze strony Hayi, że poleciła na swoje miejsce Seung'a;) Och i Jiyong... jaki kochany. Wiedziałam, że ostatecznie przekona się do Sarang;) Super rozdział;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobał:) A te oświadczyny to tak wymyśliłam, nie planując tego wcześniej. Za w kolejnym rozdziale wracam wreszcie do twojej ulubionej pary:)

      Usuń
    2. Lubię takie spontaniczne decyzje;)
      Cieszę się, że w końcu będzie moja ulubiona para;) Lubię wszystkich, ale ich najbardziej;)

      Usuń