03/04/2016

apeiron (rozdział 28)

My last goodbye


TAEIL

               
               Przyszliśmy do ZOO. Ja i Hayoung. Staliśmy przy ogrodzeniu z tygrysami i objadaliśmy się watą cukrową, kiedy ona wypowiedziała te okropne słowa, które chyba były nieuniknione, a których tak bardzo, bardzo, bardzo nie chciałem słyszeć.
- Taeil oppa… wiem, że mogłabym cię pokochać, mimo tej twojej mrocznej strony, bo nie jestem głupia i widzę, że masz mnóstwo jakiś okropnych sekretów. Nigdy o to nie pytałam, naprawdę, nie chciałam wiedzieć. Im mniej wiedziałam, tym lepiej sobie z tym wszystkim radziłam. Bo wiem, że tą mroczną stronę też mogłabym w tobie pokochać i to, że nie spuszczasz po sobie wody w klozecie i, że jesteś hazardzistą. Chcę ci podziękować za czas, który mi poświęciłeś. To były wspaniałe tygodnie. I chcę przeprosić. Bo choć powiedziałam ci wcześniej, że cokolwiek zrobisz, wyjdę za Dongjuna, czuję się winna, żegnając cię…
Ach, a więc to pożegnanie. Powinienem przytulić Hayoung i życzyć jej samych szczęśliwych dni? Być tak blisko i jutro traktować się wzajemnie, jak obcych? Nie mogłem, nie po wyznaniu, że po prostu mnie nie kochała. Słońce padało na jej twarz i nie wiem, czy z tego powodu, czy z mojego, zasłoniła się watą cukrową. Ja też uważałem, że jest winna. Wiążąc się z tamtym człowiekiem, tylko po to, by ratować rodzinną firmę, oszukiwała wszystkich. Taka osoba nie zasługiwała na niczyje zaufanie. Do dziś wierzyłem, że umiem ją zatrzymać. A pozostało mi tylko przyglądać się, jak odchodzi. Powiedziała, co miała do powiedzenia. Odwróciła się i mnie zostawiła. Liczyłem na to, że przynajmniej się rozpłakała. Ja płakałem. Tygrysy walczyły o mięsne kawałki, rozszarpując je, a może moje serce.

***

                Życie toczyło się zwykłym tempem. Pracowałem, popołudniami szedłem do pubu, piłem z Kyungiem i U-Kwonem, przegrywałem na automatach. Wracałem chwiejnym krokiem do domu, śpiewając głośno nieprzyzwoite piosenki i ignorowałem krzyki z balkonów, okien, żebym się wreszcie zamknął. Sprawiało mi radość, jak się denerwowali, bo śpiewałem jeszcze głośniej i głośniej. Któregoś razu wsiadłem pijany w przypadkowy autobus i przyjechałem do Seulu. Znalazłem się w jakimś podrzędnym klubie ze striptizem, na czerwonej kanapie, z idealnym widokiem na scenę. Dziewczyny zrzuciły z siebie wszystko, tańcząc w rytmach nowoczesnego techno i zeszły do publiczności. Jakaś wylądowała jędrnymi pośladkami prosto na moich kolanach. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie. Nie była ładna, za to perfekcyjne proporcje i nagość jej ciała spowodowały, że cały zesztywniałem. Wyszeptała lekko zachrypniętym głosem, że nazywa się Changmi i, że możemy się zabawić za „cenę do wynegocjowania”. Targowałem się nieźle. Zastanawiałem się, co doprowadziło tą dziewczynę do sprzedawania się za tak kiepskie pieniądze. Poszliśmy do jednego z pokoi na piętrze i chyba zauważyła, że się denerwuje. Nie zabawiałem się jeszcze z prostytutką. Pzemknęło mi przez myśl, że powinienem natychmiast stamtąd spadać. Zignorowałem to. Changmi poczęstowała mnie alkoholem. Wypiłem i położyłem się, bo trochę zaczynało kręcić mi się w głowie. Nic dziwnego, stwierdziłem, już tu przyszedłem narąbany. Changmi zbliżyła się do mnie i wyciągnąłem rękę, by dotknąć jej nagiego ciała, ale mimo wszelkich wysiłków, wszystkie moje mięśnie pozostawały w bezruchu. Próbowałem krzyczeć i nie mogłem wydobyć z siebie głosu. Nie wiedziałem, co się dzieje. Wydawało mi się, że czas się cofnął i znów jestem dzieckiem, a ta obok, to moja matka. Rozpłakałem się i znalazłem w jej ramionach. Nic więcej nie pamiętałem. Obudziłem się na dworze na przystanku autobusowym, bez telefonu, bez zegarka i bez pieniędzy, za to z okropnym samopoczuciem. Podniosłem się i rozejrzałem dookoła. Byłem kilka metrów od tego podejrzanego klubu. Poszedłem tam i w drzwiach zatrzymał mnie jakiś napakowany kolo.
- A ty tu czego?
- Changmi, taka z nieładną twarzą… - zacząłem, nie wiedziałem jak mam ją scharakteryzować – okradła mnie.
- Współczuję.
- Co? Tańczyła tu wieczorem i się rozbierała. Poszliśmy do pokoju. Dosypała mi coś do picia i okradła. A później wynieśliście mnie z klubu i porzuciliście na dworze!
- Słuchaj, idioto – ten kolo, prawdopodobnie ochroniarz, złapał mnie na koszulkę i wysyczał – chyba za dużo wypiłeś i we łbie ci się poprzewracało. Zasnąłeś po drodze na dworze, ktoś cię obrobił i szukasz winnych. Nie mamy z tą sprawą nic wspólnego, spierdalaj, póki jeszcze jestem spokojny.
- Okradliście mnie! Okradliście mnie, chuje! – wrzeszczałem, za co oberwałem po mordzie i wyleciałem z klubu.
Deszcz zaczął siąpić i zrobiło się okropnie zimno. Wracałem do Sabuk, mając nadzieję, że nie złapią mnie bez biletu. Dopisało mi szczęście. Niestety, odeszło, jak szedłem klatką schodową. Hayoung zanosiła do, zaparkowanej niedaleko taksówki, kartony pełne jej rzeczy. Przeprowadzała się do swojego narzeczonego. Szybko się domyśliłem. A on oczywiście nie raczył zjawić się i jej pomóc. Próbowałem przejść obojętnie, ale popatrzyła na mnie, a ja niechcący pochwyciłem to spojrzenie.
- Taeil, pomożesz mi? – zapytała i jak gdyby nigdy nic, podała mi ciężki karton.
Zajrzałem do środka i bez wahania zrzuciłem go ze schodów. Wśród hałasu tłuczonych naczyń, rozległ się przerażający krzyk Hayoung. A ja z perwersyjnym uśmiechem, przysięgałem jej w myślach prawdziwą zemstę.

***

                U-Kwon szturchnął mnie łokciem i podsumował wszystko, co mu powiedziałem:
- Głupi jesteś, Taeil.
- Wiem. Nie wszyscy muszą być inteligentni.
- I taka to z tobą rozmowa. Chciałem powiedzieć, że nie ty jesteś głupi, tylko twoje pomysły czasami… są głupie, ale powoli zaczynam twierdzić, że i ty. Wracam do początkowego twierdzenia: głupi jesteś, Taeil.
- Dlaczego?! Bo nie mam zamiaru dać się traktować jak popychadło?
- Bo akurat to robisz. Po co chcesz iść na jej wesele?
Siedzieliśmy w pubie, ja i U-Kwon obok siebie, popijając piwo, po przeciwnej stronie Naeun, sącząc przez słomkę colę.
- Zadedykować jej piosenkę – odpowiedziałem.
U-Kwon wybuchnął śmiechem.
- Po tym, jak cię potraktowała? Nie jest warta takich wysiłków.
Nie odezwałem się. Nie powiedziałem, że to właściwa część mojej zemsty. U-Kwon się nie domyślił, za to Naeun chyba zczaiła. Złapała go za rękę i wyjaśniła:
- Jak tak chce, to niech tak zrobi.
Odpowiedziałem jej uśmiechem, wdzięczny, że mnie zrozumiała. Poszedłem do domu. Na schodach błyszczały jeszcze opiłki szkła i porcelanowej zastawy stołowej. Hayoung sprzątając to, pokaleczyła sobie ręce, a ja po prostu się przyglądałem. Nie zrobiłem nic, choć w swojej wyobraźni już biegłem z apteczką i opatrywałem skaleczenia. Wyglądała na obrażoną. Tymi poranionymi dłońmi zanosiła kartony do auta. I nie poprosiła mnie już o pomoc, choć cały czas byłem blisko. Ostatecznie pomógł jej taksówkarz. Później, jak wreszcie się zmyli, wróciłem do mieszkania.
Przebierając się w coś godnego, by iść w tym na wesele, zastanawiałem się, czy Hayoung pomyślała dziś o mnie chociaż raz. Jeżeli nie, to jej o sobie przypomnę. Przyjechałem do Seulu późnym wieczorem. Odnalazłem restaurację, jaką zapamiętałem z ulotki znalezionej kiedyś u Hayoung. Nie myliłem się, zakładając, że to tam odbędzie się przyjęcie weselne. Przez okno widziałem tańczących gości, niewielu, bo jeszcze nie wypili wystarczająco. Wszedłem do restauracji, niezauważony. Przyciemnione światła stwarzały romantyczny nastrój. Sala udekorowana była skromnie, ale ekskluzywnie i to wszystko pewnie kosztowało majątek. Na stołach znajdowały się półmiski z wykwintnymi potrawami. Kto nie marzyłby o takim weselu? Hayoung wyglądała pięknie, kołysała się w ramionach tego, co, zamiast mnie, został jej mężem, tylko dlatego, że był wpływowym biznesmenem. Zapragnąłem roztrzaskać mu łeb, ale pohamowałem swoje prymitywne instynkty. I byłem jeden, a gości weselnych chyba z dwustu. Nie miałbym żadnych szans. Podszedłem do grającej w rogu orkiestry i powiedziałem, że chciałbym zadedykować piosenkę pannie młodej. Przez chwilę przyglądali mi się z uwagą. Wystrojony w mój jedyny garnitur, nie wyglądałem w połowie tak dobrze, jak ci ludzie interesów. Na szczęście członkowie orkiestry nie domyślili się, że jestem nieproszonym gościem. Dokończyli utwór i zwolnili mi miejsce. Oczy wszystkich wbite były we mnie. Poczułem się lekko zestresowany. Ale przerażenie na twarzy Hayoung dodało mi odwagi.
- Chciałbym zadedykować tę piosenkę pannie młodej – powiedziałem i chwilowo zapanowała cisza. Potem rozchodziły się szepty „kto to jest?”. Zasypywana pytaniami Hayoung drżała. Milczała, wystraszona, oparta o pieprzonego Dongjuna. Wreszcie upadła na podłogę i płakała, wydając okropne wrzaski, a ja śpiewałem piosenkę „I can’t help falling in love with you” Presley’a. Pytania „kto to jest?!” stawały się natarczywe, ale uwaga wszystkich już nie skupiała się na mojej osobie, a na Hayoung. Wyszedłem, tak, jak wszedłem, niezauważony przez nikogo, kto próbowałby mnie zatrzymać. Poczułem się trochę lepiej, ale w dalszym ciągu źle. Ruszyłem w stronę przystanku autobusowego, obojętny, co dzieje się na weselu. Już mnie to nie dotyczyło. Gra skończona. I tyle. Na tylnym siedzeniu autobusu, bawiąc się fałszywym dowodem osobistym, parsknąłem śmiechem, zbyt wykończony, by płakać. Stwierdziłem, że chyba nie powinienem się smucić, bo tak, czy siak, mam w banku konto z nieprzyzwoicie ogromną sumą.

5 komentarzy:

  1. Współczuję Taeil'owi. Najpierw to rozstanie, potem ta cała sytuacja po wyrzuceniu z klubu... Ale z tą porcelaną to grubo przesadził;) A U-kwon to dopiero szczery przyjaciel;) Jego zachowanie na weselu pozostawia dużo do życzenia. Z jednej strony e sumie dobrze zrobił, bo z niego zadrwiono, ale z drugiej nie powinien tak ranić Hayoung.
    Bardzo jestem ciekawa co będzie dalej;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też uważam, że przesadził, ale już się jego cierpliwość wyczerpała. Obiecałam uprzedzić, to uprzedzę: zostało 7 rozdziałów tego opowiadania, o każdym z członków jeszcze jeden. Ach i jak zwykle wypadałoby wspomnieć, podoba mi się cmback Block B:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę smutno mi, że tylko tyle rozdz zostało:(
    Przyznam, że comeback Block B jest super. Chociaż nie spodziewałam się, że wrócą z takim spokojnym konceptem;)
    No i ja też muszę wspomnieć, że zapowiedź comebacku VIXX mi się bardzo podoba;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, tak zaplanowałam:(
      Też się nie spodziewałam i zazwyczaj wolę ich w czymś szalonym, ale to mi się naprawdę podoba!
      A co do VIXX, to nie mogę się doczekać greckich bogów:>

      Usuń
    2. Fajnie, że mamy podobne zdania na ten temat;)
      Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdz i też dalszych wydarzeń Blue Lagoon;)

      Usuń