07/05/2016

apeiron (rozdział 30)

Upside - down


BOMI

                Wybierałam numer, kiedy Jihoon podbiegł do mnie i wyszarpnął mi z rąk telefon.
- Oszalałaś? Chcesz, żeby nas wyśledzili?! Kazałem ci nie włączać telefonu, ale ty jak zwykle masz głęboko w dupie, o co cię proszę!!! - krzyczał i wyglądał, jakby chciał mnie uderzyć. Wiedziałam, że nie zrobiłby tego, ale i tak opadłam na łóżko i się rozbeczałam. Ostatnio nie kontrolowałam swoich reakcji. Ja przecież taka nie byłam! Jeszcze nie, zanim zostałam zgwałcona... Udawałam, że generalnie jest ok, a tak naprawdę wszystko mnie przerażało. Jihoon się uspokoił. Chyba poczuł się winny. Ach, więc jeszcze umiałam spowodować, by tak się czuł. Pozwoliłam, żeby mnie przytulił i beczałam sobie tak po prostu.
- Chcę porozmawiać z tatą! Nie możesz mi zabraniać! - powtarzałam.
- Ohhh, ja wiem. Bomi, ja wszystko wiem. Ale to niebezpieczne. Nie powinniśmy włączać telefonów, kiedy się ukrywamy...
- Chciałam tylko powiedzieć mu, że jestem cała i zdrowa ... - naprawdę nie tylko o to mi chodziło. Stęskniłam się za tatą. Chciałam usłyszeć jego pocieszający głos. Bo potrzebowałam pocieszenia. Choć Jihoon obmyślił już ucieczkę, wiedziałam, że jeszcze tu, w Seulu, nie jesteśmy bezpieczni. Znów go zdenerwowałam. Jihoon wstał i krążył po pokoju.
- Myślisz, że ja nie chcę porozmawiać z moimi rodzicami?! Że jest mi to wszystko zupełnie obojętne?!
Jedynie, co potrafiłam, to znowu się rozpłakać.
- Ty tego nie zrozumiesz - zarzucałam mu, choć nie wiedziałam, czego konkretnie by nie zrozumiał. Ja sama niczego nie rozumiałam.

 ***

                Umierałam z nerwów, zawsze kiedy Jihoon wychodził po zakupy. Trudno powiedzieć, czy bałam się bardziej o niego, czy bardziej o siebie. To był ogólny lęk. Jihoon nigdy nie pozwalał mi sobie towarzyszyć. Uważał, że pokazywanie się na ulicach w obecnych okolicznościach to zbyt wielkie ryzyko. Dla mnie ryzykiem było rozdzielenie się. W przeddzień zaplanowanego wyjazdu do Japonii, Jihoon poszedł do sklepu po najpotrzebniejsze rzeczy. Ja się denerwowałam. Był późny wieczór i zrobiło się zupełnie ciemno. Siedziałam przykryta kocem i wpatrywałam się w puste, odrapane ściany motelowego pokoju. Myślałam, że umrę, zanim przyjdzie Jihoon. Ale nie umarłam. Pokazał mi, co kupił, zapas picia, jedzenia i inne. Udawałam zainteresowanie, by go nie wkurzać swoją ignorancją. Ja po prostu chwilowo nie myślałam o niczym, oprócz czających się wszędzie gangsterów, chcących nas dopaść. Jihoon zaproponował, żebyśmy zdrzemnęli się trochę, zanim wyruszymy w podróż. Tak zrobiliśmy. Spałam spokojnie, dopóki nie poczułam rąk Jihoona, potrząsającego mną lekko. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że zrobiło się jasno. Czułam się, jak wybudzona ze śpiączki. Jihoon zaczął coś majstrować przy moim telefonie. Po chwili dostałam go z powrotem.
- Bomi, zadzwoń do taty.
- Co?
- Powiedziałaś, że chcesz zadzwonić. Możesz to zrobić z nowej karty SIM i zniszczyć ją później.
Roześmiałam się głośno i zarzuciłam Jihoonowi ręce na szyję.
- Dziękuję... - wyszeptałam.
- Chcesz zostać sama i porozmawiać z tatą?
Odpowiedziałam, że nie. Chciałam, żeby Jihoon był ze mną. Wpisałam numer taty i zadzwoniłam. Odebrał niepewnie po kilku sygnałach.
- S... słucham?
- Tato... to...
- Bomi-ah?!
- Tak - odpowiedziałam i się zalałam się łzami.
- O Boże! To ty! To naprawdę ty! Co się dzieje? Jesteś ranna? Zostałaś porwana? Jak mam ci pomóc?
- Wszystko dobrze, tato...
- W moim gabinecie był trup, gangster, zginął z mojej broni...
- Przepraszam...
- Za co przepraszasz, Bomi-ah?! Gdzie jesteś? Przyjdę po ciebie.
- Przepraszam, tato, nie wracam do domu... Jeszcze nie mogę powiedzieć ci więcej, ale obiecuję na siebie uważać i dzwonić do ciebie...
- Co?! Nic z tego nie rozumiem! Wszyscy policjanci cię szukają! Od dwóch dni nie zasnąłem, martwiąc się o ciebie!
- Nie tylko policjanci...
- Kto? Powiedz mi, proszę, kto ci zagraża? Powsadzam ich wszystkich za kratki!
- Nie mogę... jeszcze nie... muszę uciec, żeby być bezpieczna. Błagam, zachowaj dla siebie to, że do ciebie zadzwoniłam.
- Bomi, nie chcę, nie mogę cię stracić... - powtarzał tata i płakał.
Przez pewien czas się nie odzywaliśmy.
- Nie stracisz mnie... - zapewniałam.
- Jesteś z Jihoonem?
- Tak. O tym też udawaj, że nic nie wiesz.
- Poproś go w moim imieniu, by się o ciebie troszczył.
- Troszczy się, jak jeszcze nigdy. Muszę kończyć, tato. Obiecuję, że niedługo znowu się odezwę.
- Bomi, wracaj... wracaj bezpiecznie do domu...
Już nie wytrzymałam. Po prostu się rozłączyłam. Jihoon przytulił mnie i pozwolił mi się wypłakać. Godzinę później wchodziliśmy na kuter rybacki, za opłatą nielegalnie transportujący do Japonii imigrantów. Oprócz nas były tu jeszcze dwie dziewczyny. Wyglądały, jak prostytutki i pewnie tym się też zajmowały. Nie rozmawialiśmy z nimi, ale podsłuchując je, wywnioskowaliśmy, że uciekają od swoich alfonsów. Jihoon nucił piosenkę z Titanica, gdy stałam przy burcie z kartą SIM w ręce i wahałam się, aż wreszcie wyrzuciłam ją w spienione fale. Miałam wrażenie, jakby to było pożegnanie z tatą.


P.O

                Bomi zdecydowanie poprawił się humor, jak tylko zeszliśmy pod pokład i nie widzieliśmy wzburzonych fal. Starałem się nie tracić optymizmu, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi zapowiadały sztorm. Ubraliśmy sobie pościel na prowizorycznej pryczy w czymś, co chwilowo pełniło funkcję kajuty, a w rzeczywistości było magazynem.
- Nudzi mi się. Wymyśl jakaś ciekawą zabawę - zaproponowała Bomi.
- Czy ty dzieckiem jesteś, że wiecznie tylko o zabawie? - odpowiedziałem jej szorstko, bo często tak się przekomarzaliśmy.
Wiedziała, że naprawdę nic jej nie zarzucam, po prostu trochę się zgrywam. Oczywiście wymyślanie, co moglibyśmy porobić okazało się naszym głównym zajęciem. I choć to nic nie znaczy, odetchnąłem z ulgą, że wreszcie rozmawiamy o wszystkim i o niczym, śmiejemy się i nie żyjemy w strachu. Wieczorem przyszły do kajuty dwie podróżujące z nami prostytutki i zaproponowały grę w karty. Było zabawnie. Wszyscy poszliśmy późno spać. Jak tylko Bomi zasnęła, wyszedłem na pokład, stanąłem przy barierce i wpatrywałem się w przestrzeń. Wiatr szalał i rozbolały mnie uszy. Fale stawały się tak wielkie, że pryskały mi w ryj. Zapytałem jednego z członków załogi, czy zapowiadają na dziś nieprzewidziane zjawiska pogodowe.
- Proszę wracać do kajuty, może być niebezpiecznie - odpowiedział.
Tak też zrobiłem. Położyłem się obok Bomi i otoczyłem ją ramionami. W tym momencie obudziła się z krzykiem i odepchnęła mnie, błagając bym jej nie krzywdził.
- Bomi, to ja! To ja, Jihoon! - powtarzałem.
Nie uspokoiła się, aż nie zapaliłem światła.
- Proszę, nie dotykaj mnie, śpij na podłodze - wyszeptała.
- Bomi, to ja... to ja... - powiedziałem po raz ostatni - nie ja cię skrzywdziłem... Przepraszam, że ci nie pomogłem, nie wiedziałem jak...
- Po co się przyglądałeś?! Podnieciło cię to?! Mogłeś po prostu odwrócić wzrok, a ty się przyglądałeś, jak ten obrzydliwy koleś wkłada we mnie kutasa!!! - krzyczała, nie zwracając uwagi na obecne tu dwie prostytutki.
Później podniosła poduszkę i szarpała, aż posypało się pierze. Syknęła i położyła się z powrotem na pryczy. Prostytutki patrzyły się na nas sennymi oczami.
- Co się gapicie dziwki pierdolone?! - krzyknąłem i zaraz się odwróciły.
Położyłem się na podłodze w momencie, kiedy kuter zakołysał się niebezpiecznie i podskoczył na falach. Sztorm utrzymywał się do rana. Znosiliśmy go w samotności. Bomi sprawiała wrażenie, jakby było jej obojętne, czy to przeżyje, czy nie. Prostytutki piszczały z paniki i trzymały się za ręce. Ja poobijałem się o wszystkie rzeczy na podłodze, jeden dodatkowy siniak przy jednym niespodziewanym przechyleniu kutru. Chwilowo nic mnie nie obchodziło. Zasnąłem, jak skończyło trząść. Obudziłem się kilka godzin później. Nie zastałem Bomi na pryczy. Rozejrzałem się dookoła. Nigdzie jej nie znalazłem.
- Wyszła, jak jeszcze spałyśmy - podpowiedziały prostytutki.
Wybiegłem z kajuty. Bomi stała przy barierce i z uśmiechem wpatrywała się, jak wschodziło słońce. Idealna pogoda na podróż.
- Chcesz wiedzieć, dlaczego nie odwróciłem wzroku? Naprawdę chcesz wiedzieć? - zapytałem.
Powiedziała, że nie i pocałowała mnie. Nie usłyszała mojej prostej odpowiedzi, że niezależnie od sytuacji, nie pozwoliłbym jej, by została sama.

***

                W Japonii zatrzymaliśmy się u mojego kumpla. Nie wyjaśnialiśmy zbyt wiele. Powiedzieliśmy mu tylko, że się ukrywamy i pozwolił nam się u siebie zatrzymać. A przecież nie musiał. Wiele ryzykował. Stanowiliśmy zagrożenie dla wszystkich, co nam pomagali. Spędziliśmy wyjątkowo spokojny tydzień. Bomi skontaktowała się znowu z ojcem, a ja zdecydowałem wreszcie zadzwonić do moich rodziców. Choć ucieszyli się, że jestem jeszcze wśród żywych, chyba niewiele zrozumieli z mojej historii. A ja nie wiedziałem, jak to wszystko wytłumaczyć. Nie byłem tym, za kogo mnie uważali. Zanim pozbyliśmy się kolejnych kart SIM, skontaktowałem się z Taeilem i dowiedziałem się kilku interesujących rzeczy. Przede wszystkim Kyung w przyszłym tygodniu przyjedzie do Japonii wypłacić i rozdzielić między członków Apeiron pieniądze, za które byliśmy gotowi oddać życie. Pomagałem akurat kumplowi przeglądać ankiety, jakimi się zajmował, kiedy się tego dowiedziałem. Wstając, rozrzuciłem papiery po całym pokoju.
- Kurwa! Kurwa! Kurwa, tak!!! - powtarzałem, biegając, jak popierdolony.
Podniosłem Bomi, przytuliłem ją i obracałem dookoła ze śmiechem.
- Odbiło ci? Oppa! Czy ty się dobrze czujesz! Ała! Udusisz mnie!!! O co chodzi? - pytała Bomi, jednocześnie ciekawa, wkurzona i zażenowana.
- Jesteśmy, kurwa, bogaci! - odpowiedziałem.
I poślizgnęliśmy się na porozwalanych kartkach. 

5 komentarzy:

  1. Ojej! Końcówka aż wywołała uśmiech na mojej twarzy;)
    Żal mi Bomi bo przeszła naprawdę wiele:( I musi być ciągle poddenerwowana tym, że jest tak daleko od ojca i nie może się z nim normalnie kontaktować:(
    Ale ma przy sobie Jihoon'a;) Czuję, że ta dwójka w końcu będzie miała szansę na normalne życie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam jakoś weselej zakończyć, żeby nie było tyle smutku:D

      Usuń
    2. Jeśli nie chcesz zdradzać, to oczywiście zrozumiem;) Ale czy ta dwójka będzie ze sobą tak na poważnie?;) Nie mam na myśli ślubu, tylko taki typowy związek;)

      Usuń
    3. Już niewiele do końca zostało, to mogę powiedzieć :D z innych rozdziałów będzie można wywnioskować, że są ze sobą szczęśliwi:)

      Usuń
    4. To dobrze;)))

      Usuń