28/05/2016

apeiron (rozdział 31)

Unexpected



B-BOMB

                Przyglądałem się kumplowi z pokoju, bo i tak nie było tu nic lepszego do roboty. Mogłem oczywiście zabrać się za coś uznawanego ogólnie za pożyteczne, poczytać, pouczyć się, ewentualnie posprzątać, tylko po co? Po co, skoro i tak za kilka dni opuszczę to miejsce. Nie obchodziło mnie nic innego. Chociaż nie wiedziałem jeszcze, co będę robić, jak odzyskam wolność, cieszyłem się, jakbym zgarnął główną wygraną na loterii. Tym, czego przede wszystkim potrzebowałem był spokój. I prywatność. Tych dwóch rzeczy brakowało mi przez ostatnie miesiące. I wiedziałem, że jak już opuszczę ośrodek psychiatryczny, będzie mi brakować czegoś, a raczej kogoś, jeszcze. Ta osoba pojawiła się w drzwiach w momencie, kiedy kumplowi z pokoju znudziło się celowanie w ściany papierowymi, oślinionymi kulkami i zaczął nucić hymn narodowy. Pielęgniarka zignorowała to, po prostu stała w drzwiach i zwróciła się do mnie:
  - Gość do ciebie przyszedł.
  - Mama? - zapytałem.
Odpowiedziała, że nie i żebym sam zobaczył. Poszedłem do pokoju odwiedzin, doznając dziwnego uczucia, jakbym już kiedyś przeżył coś podobnego. Przy stoliku i kubku z kawą siedział i czekał na mnie Yukwon. Przez chwilę, naprawdę krótką chwilę, pożałowałem, że bez Naeun. Szybko się opanowałem i zająłem miejsce obok mojego... kogo? Byliśmy przyjaciółmi. Chyba. W zwykłym "chyba" jest sama niepewność. No proszę, jestem bliski opracowania swojej teorii filozoficznej.
  - Cześć - powiedziałem.
  - Cześć - powtórzył U-Kwon - kiedy wychodzisz?
  - Przyszedłeś specjalnie, żeby o to zapytać? Czy jak? Wydawało mi się, że ostatnio wszystko sobie wyjaśniliśmy.
Yukwon zamilkł, popił kawą, zastanowił się długo, zanim odpowiedział:
  - Nie zrozum mnie źle. Przyszedłem cię ostrzec. Chodzi o gang. Apeiron już nie istnieje. Jedyne co nam pozostało to się poddać i zwrócić pieniądze. Zico nie wiem gdzie jest, P.O jest w Japonii, Kyung niedługo też tam jedzie. Zostaliśmy tylko my: ja i ty, Taeil i Jaehyo. Powinniśmy być ostrożni. Mimo wszystko ci kolesie, z którymi wydawało nam się, że możemy wygrać, to prawdziwa mafia. Oni nie wybaczają, nieważne czy ich przeprosimy i oddamy pieniądze. Chcę ci coś powiedzieć, lepiej byłoby, gdybyś nie wychodził z ośrodka, dopóki sprawa się nie uspokoi.
U- Kwon, odkąd sobie przypominam, był wyjątkowo zagadkowym człowiekiem. Pozorna obojętność i podświadoma wrażliwość. Jaka z tych cech przemawiała przez niego w tym momencie? Nie byłem pewien jego intencji. Czasami nie byłem pewien i swoich osobistych. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć i wybuchłem śmiechem, głośnym, niepohamowanym, jak po usłyszeniu dobrego kawału.
  - Tak to sobie wymyśliliście Przyjść i udawać, że chcecie udzielić mi wsparcia, a tak naprawdę wykorzystać moje zaufanie, by zatrzymać mnie tutaj i w dodatku zachować wizerunek troskliwych przyjaciół?
  - To sprawa gangu. Naeun nie wie, że tu przyszedłem. Nie wie, że jesteśmy w takim wielkim niebezpieczeństwie.
  - Wzruszające. Powinienem się popłakać?
  - Minhyuk, jesteś niesprawiedliwy. Wiele osób cię zawiodło, rozumiem. Ale to nie tak, żeby nie było nikogo, kto chce dla ciebie dobrze. Jesteś moim przyjacielem, choćby się waliło i paliło. Bo... jak próbowałeś się zabić i jak Naeun przecięła sobie żyły... ostatecznie uratowałeś ją.
Podniosłem się z westchnieniem.
  - Zaraz mam podwieczorek.
  - Zastanów się jeszcze - poprosił U-Kwon, wstając.
  - Jedziemy z mamą do rodziny w Toronto. Nie musisz się obawiać, stamtąd już wam nie przeszkodzę w wiciu miłosnego gniazdka.
Po tych słowach wyszedłem z pokoju odwiedzin, zostawiając Yukwona z zimną kawą.

***

                Kilka dni później byłem spakowany i całkowicie pewien, że jedyne, czego chcę, to po prostu wyjść z psychiatryka. Ta pielęgniarka, która od pierwszego dnia tutaj skradła mi serce i tak obiecała utrzymywać ze mną kontakt. I ja jej wierzyłem. Siedziałem spakowany na łóżku, kiedy przyszła moja mama i przywitała mnie uściskiem. Wyglądała na podekscytowaną. Wszystkich zagadywała i krzątała się energicznie po pokoju, sprawdzając czy czegoś nie zapomniałem spakować. Przejmowała się drobiazgami, w przeciwieństwie do mnie. Tak długo czekałem na ten moment, że gdy wreszcie przyszedł, nie wiedziałem, jak się zachować. Postanowiłem zostawić mamie pożegnania z lekarzami i innymi osobami z ośrodka. Ja tylko przechodziłem obok, kiwając głową. Odpowiadali tym samym. Pośrodku głównego korytarza zauważyłem mojego kumpla z pokoju i powiedziałem "cześć". Nie doczekałem się odpowiedzi, był skoncentrowany na zwijaniu i rozwijaniu rolki papieru toaletowego. Przed ośrodkiem mama zaprowadziła mnie do samochodu swojej przyjaciółki. W jej domu mieszkała odkąd podpaliłem mieszkanie i ja też mam się tam dziś wprowadzić, zanim nie wyjedziemy do Toronto. Po drodze słuchaliśmy radia i niewiele gadaliśmy. Wydawało mi się, że przyjaciółka mamy czuje się skrępowana w mojej obecności i dlatego zamilkła. Chyba mogłem to zrozumieć - wyszedłem z wariatkowa. W domu sytuacja trochę się poprawiła. Siedzieliśmy przy stole i piliśmy z powodu mojego powrotu. Mama poszła spać do swojej przyjaciółki i oddała mi pokój, który wcześniej zajmowała. Byłem zmęczony i szybko się położyłem. Przyśniła mi się moja ulubiona pielęgniarka. Patrzyliśmy na siebie z dwóch stron fontanny w centrum Seulu. To był przyjemny sen.
                Później wydarzyło się kilka nieprzewidzianych rzeczy. Kyung, nie żegnając się z nikim, spierdolił do Japonii. Taeil stanowczo odmówił oddania pieniędzy członkom gangu. Nie mogliśmy nic na to poradzić, kasa i tak była na jego rachunku bankowym. Yukwon i Jaehyo powtarzali mu, że to niebezpieczne, nie słuchał. Skończyło się tak, że się wszyscy pokłóciliśmy. Jeszcze tego dnia zadzwoniła Naeun i poprosiła mnie, żebyśmy się spotkali. Późno wieczorem siedzieliśmy w jednej z kawiarni w Seulu i piliśmy sok pomarańczowy.
  - Minhyuk, porozmawiaj z Taeilem - to były jej pierwsze słowa po tym, jak wybraliśmy stolik.
Zupełnie mnie zatkało.
  - Co?
  - Jak nie oddacie tych pieniędzy, to zginiecie, prawda? - zapytała i rozpłakała się.
Te łzy ściskały mi serce. Ale mimo to, pozostałem niewzruszony, po prostu byłem okropny.
  - O kogo się martwisz? O mnie, czy o Yukwona?
  - Jak możesz o to pytać?! Myślisz tylko o sobie, a ja o was wszystkich.
Płakała i popijała sok. Przesiedzieliśmy tak całą wieczność. Wiedziałem, że jeżeli się nie odezwę, będziemy tu siedzieć do rana. Wyciągnąłem rękę i pogłaskałem ją po policzku.
  - Nie rycz, Naeun. Pogadam z Taeilem.
Odpowiedziała uśmiechem. Niesamowite jak szybko się rozchmurzyła. Podejrzewałem przez moment, że to był wymuszony płacz. Zapłaciliśmy i opuściliśmy kawiarnię. Rozstawaliśmy się na przystanku autobusowym. Zamiast wracać do Sabuk, pojechałem do fontanny w centrum miasta. Siedziałem na murku i zastanawiałem się, co powiedzieć Taeilowi. W pewnej chwili zatrzymała się przy mnie jakaś laska.
  - Przepraszam, czy my jesteśmy umówieni? - zapytała niepewnie i uśmiechała się.
Zmierzyłem ją szybko spojrzeniem, nie była w moim typie, to zdecydowało o odpowiedzi:
  - Nie. Przyszedłem tu tylko posiedzieć.
  - Aha.
Spacerowała jeszcze jakiś czas dookoła fontanny, wreszcie zrezygnowana poszła w kierunku przystanków autobusowych i wsiadła do podmiejskiej linii. Ja też postanowiłem wracać. Pogadam z Taeilem, naprawdę pogadam z Taeilem, powtarzałem sobie. Byłem gotowy zrobić to jeszcze dziś, dla świętego spokoju. Dla siebie. Dla nikogo. I dla Naeun. Przy osiedlu Taeila słychać było sygnały karetek, wozów strażackich i policji. Pełen najgorszych przeczuć podniosłem wzrok i wylądowałem na kolanach.
  - Nie! Nie! Nie!!! - powtarzałem.
Ten widok był mi znajomy, przez to jeszcze okropniejszy. 
Z mieszkania Taeila wydobywały się płomienie. Nie wiedziałem już, co się dzieje. Niespodziewanie znalazłem się w otoczeniu Yukwona, Jaehyo i Chorong. Wszyscy wyglądali na przerażonych. Policjanci kazali rozjeść się tłumom gapiów. My nie mieliśmy zamiaru się ruszyć. Dopiero gdy postraszyli nas aresztowaniem za przeszkadzanie w śledztwie (?), odsunęliśmy się kawałek. Nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Posypały się strzały. Oddawane przez policję i oddawane przez pojawiających się liczniej i liczniej zamaskowanych kolesi. Niebo jaśniało od ognia i kule huczały. Jak prawdziwa apokalipsa. Ale nie chodziło o to. Zrozumieliśmy, że jesteśmy w samym centrum policyjnej obławy na najniebezpieczniejszy w Seulu gang, z którym akurat przypadkowo zadarliśmy. W środku tego zamieszania pojawiła się jeszcze jakaś osoba. Widzieliśmy zapłakaną dziewczynę, jak przedzierała się przez walczących, w nocnej koszuli, kapciach, z potarganymi włosami i śpiewała piosenkę Presley'a:
I can't help falling in love with you...
Śpiewała jeszcze, kiedy zbłąkana kula trafiła ją w kolano i powaliła na ziemię, a jeden z policjantów pomagał jej dojść do ambulansu. Śpiewała i płakała jednocześnie. Przez cały czas. Wszyscy pomyśleliśmy, że jest szalona.

4 komentarze:

  1. O matko! Teraz mi nie da spokoju pytanie kim jest ta dziewczyna i co ten gang, z którym zadarł Apeiron zdążył już zrobić???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tylko, że sprawa wygląda na poważniejszą, niż jest:) I choć mimo że ci "źli" zostali złapani, jeszcze trochę się wydarzy.

      Usuń
  2. No to teraz mnie zaciekawiłaś jeszcze bardziej;) A co będzie z uroczą pielęgniarką?;)

    OdpowiedzUsuń