25/05/2016

school of hard knocks (prolog)

AN OFFER YOU CAN'T REFUSE


Min Dohee

                Chciałam po prostu przespać zażenowanie. Moja mama mawiała "co się stało, już się nie odstanie". Zapamiętałam to banalne stwierdzenie. Bo tu akurat mama się nie myliła. Skoro, co się stało, już się nie odstanie, powinnam chociaż postarać się wymazać to z mojej pamięci. Prawda jest taka: pierwszy raz w całym swym dwudziestodwuletnim życiu wybrałam się na randkę w ciemno. A ta randka nawet nie miała szans okazać się totalną klapą. Pan X (tak mam zamiar go nazywać, zakładając, że X kryje w sobie wszystkie najokropniejsze przekleństwa) po prostu nie przyszedł. Siedziałam w kawiarni sama i czekałam, aż wreszcie obawiając się, że z nerwów coś porozwalam (ok, mam 152 cm wzrostu, ale jak się zdenerwuję wstępuje we mnie siła średniowiecznego wojownika), wyszłam i pojechałam do domu. Niepotrzebnie powtarzałam sobie, że faceci pokroju pana X nie zasługują na babskie łzy, i tak przeryczałam całą noc. Myliłam się, jeżeli miałam nadzieję, że dzisiejszy dzień będzie lepszy. Obudziła mnie sekretarka taty, wpadając do mojego pokoju w tempie tornada.
- Panienko Dohee! Panienko Dohee! - krzyczała, jakby się naćpała.
- Powtarzałam ci milion razy, żebyś mnie nie nazywała "panienką", sekretarko Oh. I pukała, zanim wejdziesz do mojego pokoju. Mam nadzieję, że to coś ważnego, bo przypominam, że jest dziś niedziela, a w niedzielę zazwyczaj lubię się wysypiać.
- Panienko Dohee... przepraszam, panno Min, pan Min...
- Co z moim tatą?
Automatycznie podniosłam się do pozycji siedzącej, nie zważając na własny fatalny stan po przepłakanej nocy.
- Obawiam się... że - sekretarka Oh przeczesała palcami siwiejącą grzywkę.
- No gadaj wreszcie!
- Obawiam się, że znowu zachorował...
Wygrzebałam się z pościeli i popędziłam do pokoju taty. Nie musiałam nikogo pytać, czy tam go zastanę, słyszałam jego krzyki już z oddali. Sekretarka Oh ruszyła za mną. Wpadłyśmy do pokoju obie, w chwili gdy tata trzymał ręcznie malowany wazon kilka centymetrów od głowy sekretarza Kwang. Spanikowany sekretarz posłał mi błagające o pomoc spojrzenie.
- Tato! - zawołałam i przytuliłam go mocno, bardzo, bardzo mocno.
Wazon spadł na podłogę i roztrzaskał się.
- Dohee-ah - powtarzał tata i płakał.
- Ciii... - uspokajałam go - już dobrze, jestem tu, tato, jestem tu...

***

                Siedziałam przy śniadaniu z sekretarką Oh, Sekretarzem Kwang i doktorem Choi Myungsoo. Milczeliśmy. A ja straciłam apetyt, jeżeli wcześniej w ogóle go miałam.
- Doktorze Choi, proszę o opinię - powiedziałam.
Zastanawiał się, jakby szukał odpowiednich słów, by przekazać mi najgorszą wiadomość.
- Depresja twojego taty znowu się nasiliła...
- Depresja?! - wybuchłam po chwili i pozdrawiam swój zajebiście powolny refleks w tym momencie - tata nie wyglądał, jakby zmagał się z depresją, przeciwnie, trzymając wazon nad głową sekretarza Kwang wykazywał raczej objawy dzikiej furii - kontynuowałam.
- Na tym w istocie polega jego choroba. Od stanów niczym nieumotywowanego podekscytowania, poprzez ataki furii, do kompletnego załamania... nazywamy to depresją maniakalną, charakteryzującą się nieoczekiwanymi zmianami nastroju chorego.
Doktor Choi i jego skomplikowany dobór słów... No ale, powiedzmy, że zrozumiałam.
- Jak możemy mu pomóc? - zapytałam, zrezygnowana.
- Niech codziennie zażywa leki. Gdyby coś się działo, proszę do mnie dzwonić.
Aha, czyli jeszcze nic się nie dzieje. Doktor Choi dał nam wszystkim wskazówki, jak traktować tatę, życzył powodzenia i wyszedł. Zrozumiałam, że powinnam być uzbrojona w cierpliwość. Niestety, odziedziczyłam po kochanym tatusiu wybuchowy charakter. Zamknęłam się z sekretarzami w jego gabinecie i oznajmiłam:
- Uwaga, będę poważna. Chcę wiedzieć, czy tata ma w grafiku coś naprawdę grubego na najbliższy czas?
Sekretarka Oh zajrzała do swojego notatnika.
- Tak. Konkretnie na dziś. Kolacja z Shin Donghyunem w restauracji "Black&White" o 18.00. Shin Donghyun podobno ma dla pana Min jakąś propozycję.
- Shin Donghyun? - powtórzył sekretarz Kwang - czy to nie ten słynny MC Mong?
- Mówisz o tym raperze, co kazał wyrwać sobie kilka zębów, żeby nie iść do wojska?! - zaskoczyłam.
- Tak, o tym - potwierdził sekretarz Kwang.
Sprawdziłam, co z tatą. Znalazłam go zapłakanego nad zdjęciem mamy. Próbowałam z nim porozmawiać, niestety, w ogóle mnie nie słuchał. Zastałam sekretarzy jeszcze w gabinecie. Załamana, opowiedziałam o stanie taty.
- Mam zadzwonić do Shin Donghyuna i powiedzieć, że pan Min nie przyjdzie?
- Nie. Ja przyjdę, zamiast niego - postanowiłam - sekretarzu Kwang, proszę przygotować wieczorem samochód.



Shin Donghyun (MC Mong)

                Wsłuchiwałem się w  muzykę wypełniającą restaurację nastrojowym brzmieniem. Zastanawiałem się, dlaczego reżyser Min zaproponował tak okropne miejsce. Co mogła wskazywać i istotnie wskazywała nazwa - "Black&White" - wszystko było tutaj w kolorze czerni i bieli. A ja jak na przekór przyszedłem w fioletowych spodniach i niebiesko-żółtej, kraciastej koszuli. Nie zauważyłem zbliżającej się kelnerki, aż nie zatrzymała się przy mnie i nie zapytała z uśmiechem:
- Co dla pana?
- Dziękuję. Jeszcze na kogoś czekam.
Zapatrzyłem się na jej okrągłą pupę, jak odchodziła. W tym momencie przy moim stoliku zjawiła się wystrojona w letnią sukienkę panna, wyglądająca na nie więcej, niż kilkanaście lat i skomentowała moje zachowanie:
- Patrzenie na babskie tyłki to pana hobby, panie Shin Donghyun? Panie MC Mong? Dzień dobry. Jestem Min Dohee. Przychodzę tu w zastępstwie za mojego ojca.
- A co? Jesteś zainteresowana pokazaniem mi swojego?
- S... słucham?
- Przepraszam. Możesz wybaczyć mi tę małą uszczypliwość? To tylko żart, by rozładować atmosferę. Przez chwilę była naprawdę nie do zniesienia - podszedłem do dziewczyny i ucałowałem jej rękę - miło mi cię poznać, Min Dohee. Jestem Shin Donghyun. Siadaj, proszę.
Przysunąłem jej krzesło. Usiadła i przeglądała menu, jakby próbowała ukryć zażenowanie poprzednią sytuacją. Chciała "mieć wejście", ja ją zdominowałem.
- Może coś zamówimy, a zanim przyniosą nam jedzenie postaram się wytłumaczyć ci...
- Ok. Ja stawiam.
- Wchodzenie komuś w słowo to twoje kolejne hobby?
- Mam ich jeszcze wiele. Chciałabyś je odkryć?
- Hey, Shin Donghyun, czy ty mnie podrywasz?
- Myślisz, że taki brzydki i stary dziad, jak ja, odważyłby się podrywać taką uroczą istotkę...
- Nie jesteś... - zamilkła.
- Dokończ.
- Nie jesteś taki brzydki i stary.
- Wygląda na to, że to ty mnie podrywasz...
- Hey!!!
Wydarła się wystarczająco głośno, by spojrzeli na nas wszyscy klienci restauracji. W tym momencie zjawiła się też kelnerka.
- Czy mogę już przyjąć zamówienie? - zapytała.
- Poproszę bulgogi - powiedziała Dohee bez wahania, jakby już tu przyszła z postanowieniem, że zje bulgogi.
- Dla mnie także. Poproszę jeszcze butelkę dobrego, czerwonego wina.
Kelnerka przyjęła zamówienie i odeszła. Dohee oparła się łokciami o stolik i położyła podbródek na splecionych dłoniach.
- Shin Donghyun. Podobno masz do mojego taty jakąś propozycję. Niestety, tata się rozchorował, ale ja chętnie jej wysłucham.
- To propozycja zawodowa...
- Ja studiuję reżyserię.
Naszą rozmowę przerwało pojawienie się kelnerki z przystawkami. Podziękowaliśmy i zabraliśmy się za jedzenie. Przez jakiś czas milczeliśmy.
- Posłuchaj. Chcę stworzyć swój własny program telewizyjny. Coś na zasadzie programów surwiwalowych promujących przyszłe zespoły. Rozumiesz? Byłyby dwa boysbandy mieszkające w dormach oraz ludzie szkolący ich w śpiewie, tańcu, rapowaniu. Oprócz konkurencji muzycznych mieliby też inne, sprawnościowe, na myślenie, gry terenowe, wyzwania. Zdobywaliby punkty jako drużyna. Ci, którzy ostatecznie uzyskaliby ich więcej, zadebiutowaliby. Chcę stworzyć coś, co podbiłoby całą telewizję. I żeby twój ojciec wyreżyserował ten program.
- Nie wyreżyseruje go.
- Słucham?
Znowu przyszła kelnerka. Podała nam główne dania i butelkę wina. Nalała trochę do jednego z kieliszków i poprosiła o spróbowanie. Gestem wskazałem, by spróbowała Dohee. Przełknęła i skomentowała.
- Wino, jak wino.
Nie dodałem, że to jedno z wyjątkowo drogich win.
Odesłałem kelnerkę. Dohee zaczęła jeść, a ja przyglądałem się jej z ochotą, żeby na nią krzyknąć.
- O co ci chodzi? - zapytałem wreszcie.
- Mi? O nic. O co może mi chodzić?
- Po co tutaj przyszłaś? Jeżeli twój ojciec się rozchorował, powinien mnie powiadomić i umówić się na jakiś inny dzień. A ja mimo wszystko jestem dla ciebie miły, kupuję ci jedzenie i pytam dlaczego? Dlaczego odpowiadasz w imieniu ojca, że tego nie wyreżyseruje?!
- Wooow - westchnęła Dohee, przeżuwając - jak się tak denerwujesz to... jesteś naprawdę imponujący.
- Za to ty nie jesteś w ogóle imponująca, jak gadasz z pełnymi ustami. Mama nie nauczyła cię, że to niekulturalne?
Dohee upuściła pałeczki. Chyba mnie poniosło.
- Nic nie wiesz o mojej mamie. I o moim tacie też. Chcesz wiedzieć? Ma depresję. Zrób z tą informacją, co chcesz, napisz w internecie, do prasy, mój tata i tak jest już wystarczająco załamany. A ja przychodzę tu ratować jego honor! Pomyślałam: nie pozwolę, by ta choroba pokrzyżowała czyjeś plany, choć moje pokrzyżowała wszystkie! Wyciągam do ciebie rękę, a ty nie dość, że ją odtrącasz, to jeszcze mnie krytykujesz!
Podniosła kieliszek i wypiła resztę wina. Odstawiła go głośno z powrotem. Po swojej przemowie, która, bądź co bądź, wprawiła mnie w lekkie zakłopotanie, zupełnie się uspokoiła. Zastanawiałem się, czy powinienem ją przeprosić, czy po prostu przejść z tym do porządku dziennego. Obstawałem przy tej drugiej opcji. Nalałem Dohee jeszcze wina (sobie też) i zapytałem:
- Naprawdę chcesz wyreżyserować mój program? Masz w tej dziedzinie jakiekolwiek doświadczenie? Jesteś taka młoda.
- Powiedziałam ci: studiuję reżyserię. Wiele dzieł mojego taty już wyreżyserowałam. Opowiadałam mu moje wizje, choć ostatecznie on pojawiał się na planach filmowych i jego imię figurowało przy "reżyserii".
- Chcesz powiedzieć, że byłaś... jakby to nazwać... ghost reżyserem?
- Tak. Zakładam, że widziałeś kilka filmów mojego taty, skoro chciałeś z nim współpracować.
- Widziałem wszystkie.
- A więc kojarzysz tę słynną scenę w "Nie zapomnij mnie", jak Inyoung stała na przejeździe kolejowym i zostawiła po sobie tylko płaszcz?
- Tak, zastanawiałem się później, co się stało. Czy rzuciła się pod pociąg, czy po prostu nie chciała płaszcza Daehyuna...
- To ja wymyśliłam pozostawienie tak tego. Albo tę technikę gry komputerowej przy kręceniu bitew w "Ostatnia kompania", by oszczędzić widzom standardowych efektów.
- To było dość odważne posunięcie.
- No nie?
- Powiedziałeś, że jestem młoda. Pomogę ci stworzyć program, który byłby innowacją, czymś, czego ludzie w telewizji jeszcze nie widzieli. Poświęcę się, tak jak pracowałam przy filmach taty. Tylko, że podpiszę się przy "reżyserii" moim imieniem. Oczywiście możesz odrzucić tę propozycję.
Podniosłem kieliszek i odpowiedziałem z uśmiechem:
- Nie, nie mogę jej odrzucić.
Wypiliśmy za nasz interes. Dopiero wtedy zabrałem się za jedzenie.


Moon Joonwon (Joowon)

                Telefon nie przestawał dzwonić. Gdybym wyciągnął rękę, mógłbym go podnieść z nocnego stolika. Był tylko pewien problem. Musiałbym puścić pierś mojej dziewczyny. O ile powinienem nazywać Gyuri moją dziewczyną. Znaliśmy się dopiero od kilku godzin, choć teoretycznie od dwudziestu dziewięciu lat. Czyli od kiedy się urodziłem. I nic wcześniej nie wskazywało, że kiedyś się zobaczymy. Gyuri była 2 lata starsza ode mnie. I była chrześniaczką mojej mamy, córką jej najlepszej przyjaciółki. Ale nigdy wcześniej się nie widzieliśmy. Aż do dziś. Przyjaciółka mojej mamy, młoda, samotna matka, trzydzieści lat temu wyemigrowała do Japonii, by nie słuchać więcej narzekania rodziców, jaka jest bezmyślna i nieodpowiedzialna, że dała się omotać i wykorzystać pierwszemu-lepszemu chłopakowi. Tam poznała swojego obecnego męża, z którym wychowywała Gyuri. Przez lata moja mama nie miała kontaktu ze swoją przyjaciółką. Dopiero kilka dni temu ta napisała jej maila. Poinformowała, że Gyuri przeprowadza się do Korei. Zatrudniła się w Seulu jako dziennikarka w czasopiśmie dla bab. Mama oczywiście obiecała zaopiekować się chrześniaczką. Zaprosiła ją do domu i mnie też, by Gyuri mogła pogadać z rówieśnikiem. Ale niewiele rozmawialiśmy. Obecność mojej mamy lekko nas krępowała. Poza tym ja nie jestem zbyt przebojowy w kontaktach z ludźmi, których pierwszy raz widzę na oczy, nigdy nie byłem. Starałem się po prostu stwarzać miłą atmosferę. Dlatego, gdy Gyuri powiedziała, że powinna już wracać, a moja mama poprosiła, bym odwiózł ją do jej nowo wynajętego mieszkania, nie protestowałem. Po drodze przez oświetlone ulice, w moim samochodzie, zniknął dzielący nas dystans. Ja - aktor, Gyuri - dziennikarka, dopasowaliśmy się idealnie. Poprosiłem, by przeprowadziła ze mną wywiad, nie do publikacji, dla zabawy, bo o czymś przecież wypadało rozmawiać. Mówiła dobrze po koreańsku, choć z akcentem. A ja odpowiadałem na pytania w taki sposób, by ją też zachęcić  do zwierzeń. Ale nie powiedziała o sobie nic. Nie musiała. I tak już mnie miała. Zwykle szybko się zakochuję i odkochuję. I zwykle okropnie przez to cierpię. Po prostu... ja i Gyuri wylądowaliśmy w jej łóżku. Chciała być na górze i kazała mi o nic nie pytać. Zgodziłem się. I zrozumiałem, że to nie nieśmiałość nie pozwala Nam Gyuri opowiadać o sobie, tylko jej sekrety. Usiadła na mnie, wprowadzając mnie w swoje wnętrze i poruszała się w zmysłowym, nie za szybkim i nie za wolnym tempie. Ciałami też się dopasowaliśmy.  A telefon nie przestawał dzwonić. Gyuri sięgnęła go ze stolika i odebrała.
- Moon Joonwon nie może teraz rozmawiać - powiedziała z powagą, a ja w tym momencie doszedłem. 
Mój jęk zapewne było słychać u dzwoniącego. Gyuri pogłaskała mnie po policzku i dodała ze słodkim uśmiechem:
- Przepraszam...
Zamiast zastanawiać się, z kim rozmawiała, wpatrywałem się jak zahipnotyzowany w jej szkliste oczy i wyszeptałem:
- Ok...
Jak Gyuri zasnęła na mnie, sprawdziłem, że rozmawiała z moim agentem, który kilka minut później wysłał mi sms-a: 
"wydzwania do mnie schlany MC Mong z żądzą zdobycia twojego numeru telefonu. Podobno ma dla ciebie jakąś atrakcyjną propozycję (pewnie nie aktrakcyjniejszą od twojej dziewczyny^-^)"
"Mc Mong??? Ten co usunął sobie 2 zęby, bo nie chciał pójść do wojska? Możesz mu dać numer, hyung...", odpowiedziałem.
                Następnego dnia spotkałem się ze skacowanym Shin Donghyunem, raperem znanym pod pseudonimem MC Mong. Zaproponował mi prowadzenie swojego telewizyjnego show. I dał czas na podjęcie decyzji, do jutra. Ja ją podjąłem dziś. Po prostu przyjąłem propozycję.


Park Jiyeon

                Waliłam z całych sił w worek treningowy. I lepiej dla wszelkich sworzeń tego świata, by nikt ze mną w tym momencie nie zadzierał. A jednak ktoś zadarł.
- Paaa jak jej cyce skaczą - usłyszałam za sobą głos  i idiotyczne śmiechy - chichy.
Odwróciłam się z żądzą mordu. Zauważyłam dwóch, spoconych kolesi na ringu. Szczerzyli się do mnie, jakby chcieli mnie przelecieć. Tymczasem ja miałam ochotę spuścić im niezły łomot.
- Hey. Który to powiedział? Liczę do trzech, albo się przyznacie, albo obaj wrócicie dziś do domu z obitymi mordami - zagroziłam, a to że nie wzięli moich słów na poważnie, tylko dodatkowo mnie wkurzyło.
- Ostra jesteś, ślicznotko - odezwał się jeden z nich i rozpoznałam jego głos, to ten mnie wołał.
- Walczymy? - zaproponowałam, zbliżając się na taką odległość, że mogłam poczuć na sobie oddech tego ważniaka - jeżeli wygrasz... możesz mnie przelecieć. Chyba tego chcesz, nie? Jeżeli przegrasz... wytatuujesz sobie "jestem frajerem i zboczeńcem", o, tu! -  przyłożyłam rękę w rękawicy do jego napiętej klaty.
Wiedziałam, że to wystarczy, by go podniecić i zachęcić do przyjęcia wyzwania.
- Nie wiesz z kim zadarłaś - ostrzegł mnie, czym niespecjalnie się przejęłam.
Odparłam z uśmiechem:
- Powinnam powiedzieć "wzajemnie"?
- A ja? - wtrącił jego kumpel - powinienem sędziować?
- Sędzia zazwyczaj jest bezstronny - zgasiłam go - a ta walka będzie uczciwa.
Poprosiłam dwóch obcych kolesi do sędziowania. Trzeciego, żeby mierzył czas. Ustaliłam z moim przeciwnikiem, że rozgrywamy trzy rundy po trzy minuty. Wiedziałam, że tyle mi wystarczy, by rozłożyć tego gagatka na łopatki. Założyliśmy ochraniacze na zęby i weszliśmy na ring. Nie mieliśmy gwizdka, więc jeden z sędziów po prostu krzyczał "start" i "stop". W pierwszej rundzie postanowiłam zmylić przeciwnika i dać mu wrażenie, że jestem słaba, by uśpić jego czujność. Unikałam ciosów i sama ich nie zadawałam. Na koniec dałam się znokautować i nie wstałam, kiedy sędziowie liczyli do dziesięciu. Słyszałam, jak wszyscy szydzili ze mnie i myślałam sobie: do czasu. W drugiej rundzie nie zgrywałam już amatorki. Mój przeciwnik odkrył, że umiem zadawać ciosy. Niezbyt mocne, by jeszcze trochę przytrzymać go w niewiedzy z kim zadarł. Tę rundę wygrałam ja, bo nadal skutecznie unikałam jego uderzeń, za to sama waliłam celnie. Ostatnia runda rozpoczęła się podobnie. Zdawało mi się, że sędziowie i pozostali widzowie przestawali wreszcie wątpić w moje zwycięstwo. A ja jak na złość akurat zostałam powalona jednym, niespodziewanym ciosem. Siła upadku oszołomiła mnie na kilka sekund. Jak się ogarnęłam, sędziowie odliczali do dziesięciu.
- Siedem, osiem, dziewięć...
Okropnie bolały mnie plecy, bo jakoś dziwnie upadłam, ale wiedziałam co groziło mi za przegranie zakładu. Naprawdę nie chciałam dać się przelecieć temu kolesiowi. Gdy usłyszałam dziesięć, podniosłam się, gotowa do dalszej walki, coraz bardziej i bardziej zdeterminowana, by wygrać. To już ostatnia runda, ostatnie minuty, wreszcie mogłam pokazać swoje umiejętności. Czułam się, jakby coś mnie opętało. Zadawałam ciosy bez opamiętania, wyładowywałam całą złość, żal i wszystkie inne emocje, targające mną od kilku dni. Znokautowałam przeciwnika i kiedy sędziowie odliczyli dziesięć a ten gnojek się nie podniósł, rzuciłam się na niego z zamiarem zmasakrowania jego wkurwiającej gęby. Ale tym momecie usłyszałam głos Jangsoo, właściciela hali bokserskiej, którego traktowałam, jak ojca i pieszczotliwie nazywałam go appa. Był rozwodnikiem po czterdziestce, jego dzieci mieszkały z matką i rzadko się do niego odzywały. To Jangsoo uczynił ze mnie bokserkę.
- Park Jiyeon! - zawołał stanowczo i powoli opuściłam podniesioną pięść - Park Jiyeon. Za mną.
Wśród oklasków poszłam za nim do biura, które było jednocześnie jego mieszkaniem. Usiadłam na kanapie i zrobiłam najsłodszą minę, na jaką umiałam się zdobyć, by appa za bardzo na mnie nie krzyczał. Tylko, że zasłużyłam na opieprz. Jangsoo krążył po pokoju.
- Czym cię zdenerwował ten koleś?
- Tym, że w ogóle się urodził - wypaliłam.
- Ok, zrozumiałem. Chcę ci tylko przypomnieć, że bicie leżącego jest niezgodne z zasadami gry bokserskiej. 
- Przecież go nie biłam!
- Oboje wiemy, że zrobiłabyś to, gdybym cię nie powstrzymał.
- Appa...
Jangsoo usiadł koło mnie i otoczył mnie ramieniem. Złagodniał.
- Co się dzieje, Park Jiyeon? Ostatnio jesteś jakaś... inna. 
- Znowu to zrobiłam... - wyznałam, czując się, jakbym przyznawała się do zabójstwa.
- Co? - zapytał appa.
Wydarłam się na ile jeszcze wystarczyło mi sił po stoczonej przed chwilą walce.
- Poszłam na casting!!!
W odpowiedzi usłyszałam jedynie ciężkie westchnienie. Po chwili appa zapytał:
- Nie przyjęli cię...?
- A wyglądam, jak osoba przyjęta do wytwórni muzycznej?!
Miałam okropną ochotę coś rozwalić. Ale zanim to zrobiłam, appa mnie przytulił.
- Już dobrze, już dobrze... - powtarzał i głaskał mnie po włosach, choć byłam spokojna, nie krzyczałam i nie płakałam.
- W... wiesz co mi powiedzieli? - wyjąkałam.
- Nie mów do mnie zagadkami.
- Powiedzieli mi, że nie mam wystarczająco kobiecego głosu... czaisz?! To jaki ja mam głos?! Męski?!
- Jiyeon-ah... - zaczął appa, nie przestając mnie przytulać i głaskać - jeżeli mam być szczery... nie jesteś zbyt dziewczęca...
- Ty też przeciwko mnie?! A niech to szlag!
Podniosłam z biurka telefon stacjonarny i rzuciłam o podłogę. Nie pomagały krzyki Jangsoo, który kazał mi się uspokoić. 
- Każda baba usiadłaby i się rozbeczała, a ty (mogę się założyć!) zrobisz aferę i pójdziesz się zalać w trupa!
- I co z tego?! - krzyknęłam, zrzucając  z biurka jeszcze wszystkie papiery. 
Wybiegając, trzasnęłam drzwiami, z postanowieniem, by więcej tu nie wracać. Wróciłam po niespełna minucie.
- Nie jestem dziewczęca? Nie umiem się zachowywać jak baba? - powtórzyłam z ironicznym uśmiechem - ok, appa. Od dziś jestem facetem.


OD AUTORKI:


Oto prolog mojego nowego opowiadania:D jest to jakby wprowadzenie, a co do zespołów, pojawiają się w kolejnych rozdziałach:) Pozdrawiam wszystkich czytelników^^

11 komentarzy:

  1. Cóż to za akcja. Zaciekawilaś mnie już samym początkiem. Chociażby zmianą narracji. Teraz mam wrażenie jakby czytało mi się jeszcze lepiej. Pewnie dlatego, że jestem do tego przyzwyczajona. Pokochałam tę ,, nie kobiecą" babkę :D Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Narracje będę zmieniała dość często, bo dość dużo bohaterów jest, cieszę się, że to się podoba:) I o Jiyeon też jeszcze sporo będzie:)

      Usuń
  2. Znalazłam wolną chwilę, więc postanowiłam nadrobić zaległości u Ciebie;) I patrzę: Dlaczego ja mam tyle nauki, gdy tu się aż tyle dzieje??? Tak na poważnie to jestem pod wrażeniem (z resztą jak zawsze;) twojej owocnej wyobraźni;)))
    Niby to tylko początek, a już mnie wciągnął;) Tak jak powyższa czytelniczka, pragnę nadmienić, że i mi się bardzo podoba narracja;) Przez to opowiadanie zyskuje na dynamizmie;) Już się sporo dzieje;) Donghyun z tymi zębami mnie rozwalił:))) Jego rozmowa pomiędzy Dohee był dość intrygująca i ciekawa;) Śmiem nawet twierdzić, że czuję chemię pomiędzy tą dwójką;) Jiyeon jest naprawdę ostrą babką i już ją bardzo lubię;) Czekam na kolejny rozdział:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że znalazłaś czas, choć oczywiście nie chcę cię odrywać od nauki, trzymam kciuki, że zdasz wszystko i wrócisz szybko do pisania'^^
      Muszę ci powiedzieć, że masz dobrą intuicję co do Dohee i Donghyuna:) A Jiyeon... powinna jeszcze zaskoczyć pojawieniem się początkowo w 1 z zespołów:)

      Usuń
    2. Chyba wrócę do pisania w ten weekend. Jak zdam (czyt. nie zdam;) egz z niemieckiego;)
      Dohee i Donghyun myślę, że będą mieli między sobą sporo takich "dokuczających" a zarazem ciekawych konwersacji;) Oj, mam nadzieję, że między nimi coś będzie, ale to oczywiście zależy od Ciebie;) A zdradziłabyś chociaż jedną osobę, która będzie narratorem w następnym rozdziale?;)

      Usuń
    3. Zdasz!
      Tak, mam w planach więcej tych przekomarzanek i różnych sytuacji:)
      Z narracjami w 1 rozdziale jeszcze dość podobnie jak w prologu, w 2 zaczynają się i narracje członków zespołów, choć w 1 pojawia się narracja Yong Junhyunga:) (zdradzam tę 1 osobę, jak prosiłaś:D) I się nie zdziw, bo w składach zespołów też początkowo zaplanowałam trochę niespodzianek:)

      Usuń
  3. Ja Tobie również życzę sukcesu w pracy licencjackiej;)
    Dziękuję za zdradzenie;) I już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału;) Zapomniałam jeszcze wspomnieć o czołówce, która mi się bardzo podoba;) Życzę owocnego pisania;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, jeszcze tylko wstęp i zakończenie mi zostało i obrona 24go:) A czołówki tak przy okazji zabawy w movie makerze powstawały^^

      Usuń
    2. Fajna musiała być zabawa, bo efekt jest super i zajebista muzyka;) Od razu po usłyszeniu, wyszukałam tytułów i sobie ściągnęłam;)
      Będę trzymać za Ciebie kciuki!;) (Tak naprawdę to nadal trzymać, bo robię to już od dłuższego czasu, gdy pierwszy raz życzyłam Ci powodzenia;) Ale nie będę się rozpisywać;) Oby do wakacji;)

      Usuń
    3. Starałam się wybrać pasującą muzykę i jakoś ją dopasować do filmików, cieszę się, że trafiłam w gust:) Jak mam dużo nauki, to zabawa w movie makerze jak najbardziej w opcji:D
      Wiem, wiem i dziękuję:) Ja za ciebie też!

      Usuń