14/07/2017

the song of love (rozdział 20)

                Płacz brzmiał tak, jakby dochodził z innego świata, a pełne przerażenia nawoływania sprawiały wrażenie równie nierzeczywistych. Wszystko ucichło w momencie, gdy Aika otworzyła oczy i pierwsze, co zobaczyła to twarz Jonghyuna. Przykładał rękę do jej spoconego czoła i chociaż była zupełnie zdezorientowana, jego obecność wystarczająco ją uspokoiła.
- Zasłabłaś - wyjaśnił - jak się czujesz?
Zapragnęła, by nigdy nie zabrał ręki z jej czoła, przekonana, że tylko tak może być bezpieczna. Dopiero po chwili zauważyła pochylone nad nią sylwetki matki i ciotki, a kilka kroków za nimi, zapłakaną, drżącą na całym ciele Mei. Rozpoznała wnętrze salonu i poczuła twardość podłogi. Przypomniała sobie wreszcie, co usłyszała, zanim zasłabła i ledwie zapanowała nad powracającymi mdłościami. Wujek Ryu nie żył, zabiła go Kim Dahee!
- J... jak... do tego doszło? - zapytała, zdziwiona  brzmieniem swojego, przytłumionego głosu.
- To z powodu szoku, powinnaś poleżeć i pooddychać świeżym powietrzem - poradziła ciotka Hikari, sądząc, że Aika pyta, czemu zasłabła.
Jonghyun natychmiast zrozumiał, że chodzi o coś innego. Wymienili porozumiewawcze spojrzenie, jej prosiło o rozmowę o tym wszystkim, jego, by skoncentrowała się na sobie i swoim samopoczuciu.
- To prawda, odpocznij - polecił, po czym zaproponował, że przeniesie ją do jej pokoju i tak też zrobił. Ważyła niewiele. Otoczyła go ramionami wokół szyi i przyłożyła policzek do jego piersi. Słyszała, jak bije mu serce, gdy pokonywał schody i czuła otaczające ją ciepło, przyjemne, mimo że cała była spocona. Jonghyun ostrożnie układał Aikę w pościeli, gdy pojawiła się Kanako. Szeroko rozchyliła okiennice. Potem usiadła przy córce, pytając ją cały czas, jak się czuje.
- Lepiej, mamo - przyznała Aika i istotnie powoli nadchodziła poprawa.
- Proszę przynieść jej coś do picia, a ja ją zbadam - bez wahania wydawał polecenia Jonghyun.
- Ach, tak, wody, wody, że też o tym nie pomyślałam - powtarzała Kanako i wreszcie wyszła.
Aika zdziwiła się, lecz nie protestowała, jak Jonghyun podnosił jej tunikę i badał brzuch. Wiedziała, że po prostu wykonywał obowiązki lekarza, mimo to nie kontrolowała swoich reakcji. Chociaż była przyzwyczajona do tego typu pieszczot, dotyk Jonghyuna był inny niż dotyk Akiharu..., silny i męski. Po chwili jej policzki płonęły rumieńcem. Poczuła wypełniające ją podniecenie. Wstydziła się za siebie i za to, że zamykając oczy, w swojej wyobraźni cała oddawała się Jonghyunowi. A miejsce między jej udami zrobiło się wilgotne.
- Cieszę się, że czujesz się lepiej - niespodziewane rozległ się głos Kanako.
Nie było jej zaledwie kilka chwil, po drodze spotkała pomoc domową ze szklanką z wodą dla Aiki.
- To pewnie tylko stres, najważniejsze, żeby odpoczywała - przypomniał Jonghyun i przyglądał się, jak Aika wielkimi łykami popija wodę.
- Nie wierzę, że Dahee zabiła wujka... - jęknęła.
Nie, to po prostu niemożliwe... nie jej miła i łagodna przyjaciółka!
Kanako milczała.
- Tak, my wszyscy nie możemy w to uwierzyć - przyznał Jonghyun, a Aika złapała go za rękę i poprosiła:
- Idź... Idź do Mei, ona cię potrzebuje.
Jonghyun przytaknął. Powoli wysunął dłoń Aiki ze swojej. Później zbiegł po schodach i przytulił Mei, stojącą pośrodku salonu tak, jak ją tam pozostawił, zanosząc do pokoju jej kuzynkę.

***

                Z sali tortur dochodziły przerażające krzyki. Oficer Chishu podnosił bat, by z całą siłą trafiać w plecy Kangshina, po których strużkami spływała krew. Oficer Ayama przyglądał się temu, paląc papierosa. Potem zgasił go na ciele swojej ofiary, czym wywołał kolejne krzyki i niekontrolowane drgawki.
- Ja jestem już zmęczony - stwierdził w pewnym momencie Chishu i odłożył bat.
Wyszedł z sali, dając znak koledze, by kontynuował przesłuchanie. Ayama podszedł do Kangshina i popatrzył mu w oczy, opuchnięte i przekrwione.
- Chcesz, żeby to się skończyło? - zapytał.
Kangshin nie pragnął niczego innego. Modlił się o wybawienie, a ono nie nadchodziło. Każda część jego ciała, począwszy od podwieszonych nadgarstków aż po bezsilnie opadające na podłogę stopy, pulsowała z bólu. Wolałby umrzeć, byle tylko nic nie czuć...
- T...tak - wychrypiał.
- Jeżeli tak, odpowiedz na moje pytania. Gdzie są profesorowie? Co planują? Czemu pojawili się w Keijo?
Kangshin bał się, że nie wytrzyma więcej, mimo wszystko nie mógł, po prostu nie mógł zdradzić swoich towarzyszy i opowiedzieć o planach powstania.
- Nie wiem - skłamał, świadomy, że wiele za to zapłaci.
Nie wytrzymam, naprawdę nie wytrzymam, powtarzał sobie, kiedy Ayama brał do ręki bat.
- Jesteś taki odważny? Czy po prostu głupi? - zastanawiał się w przypływie furii, uderzając, gdzie popadło i przeklinając.
Na ciele Kangshina powstawały nowe rany, za to te poprzednie powiększyły się i krwawiły okropnie. A potem Ayama zacisnął rękę w pięść i wymierzył swojej ofierze kilka ciosów w twarz. Na koniec zapalił kolejnego papierosa i niebezpiecznie zbliżył go do opuchniętego policzka chłopaka.
- Nie, nie, proszę, nie! - wołał Kangshin.
Czasami ból paraliżował go, przynosząc chwilowe wytchnienie, a potem powracał, silniejszy.
- A więc, zapytam jeszcze raz - postanowił Ayama - gdzie są profesorowie Kwon i Kim, którzy, po kilku latach ukrywania się, znowu pojawili się w Keijo?
Kiedy papieros dotykał policzka Kangshina, z jego piersi wyrwał się kolejny krzyk:
- Aaaa, w zakładzie!!! Profesorowie są w zakładzie szewskim! - zawołał z rozpaczą, mając nadzieję, że zdążyli się stamtąd przenieść...

***

                Rozpoczął się rok szkolny. Aika codziennie wstawała na lekcje, pogrążyła się w rutynie i monotonii, bo to dawało jej poczucie bezpieczeństwa. A potem sprowadzono do Keijo zwłoki porucznika Sakamoto Ryu i wyprawiono pogrzeb. Był pochmurny i wietrzny dzień. Nie padało. Niebo nie płakało. Oddziały wojsk niosły ulicami ołtarzyk z urną z prochami, ozdobioną kwieciem, medalami, odznakami i pamiątkowym zdjęciem zamordowanego. Zaraz za nimi kroczyli jego najbliżsi. Mei cały czas płakała, podtrzymywana przez Jonghyuna. Miała na sobie czarny, tradycyjny strój i toczek z woalką zasłaniającą jej twarz. Hikari i Kanako były spokojne, lecz kto przyjrzał im się lepiej, zauważył, że to zwyczajna obojętność. Aika o tym wiedziała. I z tego powodu jej serce wypełniło się jeszcze większym współczuciem dla kuzynki. Chciała jakoś ją pocieszyć, powiedzieć, że sama kilka tygodni temu usłyszała o śmierci swojego ojca. Ale dobrze wiedziała, że nie może. To był sekret. A dochowując go, chroniła nie tylko siebie, lecz wszystkich swoich bliskich powiązanych z tą sprawą i tych, którzy pozwolili jej dotrzeć do prawdy. W pewnym momencie ujrzała oddział oddelegowanych do uczestniczenia w pogrzebie rekrutów ze szkoły oficerskiej. Był tam też Akiharu w mundurze, który widziała, gdy po raz pierwszy i ostatni przyszła w odwiedzony do jego domu. Chłopak nigdy jeszcze nie wydawał się jej tak przystojny i tak zimny jednocześnie... Kiedy popatrzył na nią, jego oczy wypełniły się uczuciami, jakimi ją darzył. Mimo to, z lękiem wbiła wzrok w bruk. Wsłuchiwała się w brzmienie żałobnych pieśni i miała wrażenie, jakby wszystko dookoła wirowało. A potem Mei zabrała głos. Chciała opowiedzieć o swoim ojcu w pięknych i wzniosłych zdaniach, lecz jedynie wyznała cicho:
- Kochałam cię, tato.
I wtedy Aika zrozumiała, że cierpienie kuzynki było o wiele większe niż sobie wyobrażała. Po pogrzebie Mei położyła się i nie wstała przez kilka kolejnych dni. Wszyscy starali się wyciągnąć ją z otchłani rozpaczy, lecz nikt nie zdołał. Hikari okazywała córce czułość, choć, kiedy ta znowu odmawiała spożywania posiłków, czasami traciła cierpliwość i krzyczała:
- Tak, wiem, że cierpisz! Ale niczego nie zmienisz, musisz zaakceptować los i być silna, bo masz dla kogo!
Potem zazwyczaj wypadała z pokoju i szukała towarzystwa Kanako. Obie po tym wszystkim szybko przeszły do porządku dziennego, zajmowały się domem i hotelem. Aika często siadała przy Mei, trzymała i głaskała jej dłoń. Milczała, bo co miała powiedzieć? Wieczorem przychodził Jonghyun. Wtedy zostawiała ich samych. Nie była zadowolona, że ostatnio codziennie go spotykała. Przypominała sobie, o czym myślała, kiedy czuła jego dotyk na swoim brzuchu i obwiniała się. Postanowiła nigdy nie zostawać z nim sama. Co okazało się trudniejsze niż przypuszczała. Nie dość, że musiała unikać go u siebie w domu, to jeszcze na spotkaniach ruchu oporu. Tak się ma tym skupiała, że zupełnie nie przykładała się do nauki, zapominała o jedzeniu i cały czas była osłabiona. Wykonywała powierzone jej misje, chociaż proste zadania, jak przekazywanie listów, wyjątkowo ją ostatnio męczyły. Pewnego dnia po powrocie Yonghwy z przeniesionego obozowiska, przyszła do jego domu, gdzie zastała kilkoro towarzyszy, których jeszcze nie znała i oczywiście Jonghyuna. Skutecznie go ignorowała, aż nie poprosił jej o rozmowę. Czego może ode mnie chcieć?, zastanawiała się, przecież codziennie po kilka razy widzimy się i rozmawiamy... Mimo to, zgodziła się. Ledwie odeszli kilka kroków od domu Yongwhy, Jonghyun położył ręce na ramionach Aiki i zapytał:
- Tamto zasłabnięcie... to nie tylko stres, prawda?
Powstrzymując łzy, popatrzyła mu w oczy i powiedziała:
- Jestem w ciąży.
Przypuszczała, że ta wiadomość go zaskoczy. Nie zaskoczyła. Czy wyczuł to... wtedy? Czy widywał ją codziennie i był świadomy tego, czego sama przez tyle czasu nie umiała zaakceptować? Czy...
- Akiharu wie? - zapytał znowu, przerywając jej nawał myśli.
- Nie... - wyznała i dodała prosząco - Jonghyun... pomóż mi... To dziecko nie powinno się narodzić, pomóż mi...
A potem upadła na kolana i pozwoliła łzom popłynąć. Opłakiwała i siebie i dziecko. Zrzucała z siebie wszystkie emocje ostatnich dni.
- Aika! - wołał Jonghyun, szarpiąc ją za ramiona - o czym ty mówisz?!
- Ja nie chcę, nie chcę, nie mogę! Jeżeli mama się dowie... nigdy mi nie wybaczy! Panna z dzieckiem, to taki wstyd!
- Akiharu zaopiekowałby się wami...
- Wiem. I to mnie przeraża. Tacy, jak on, zabili mojego ojca, zmienili życie mojej matki w wieczne poczucie winy, w momencie, kiedy wydała wyrok śmierci na tego, kogo kochała oraz jego towarzyszy, a z Dahee.... z Dahee zrobili prostytutkę i morderczynię!
- Akiharu dostał się do szkoły oficerskiej, żeby zadowolić komendanta, to nie tak, że poczuł w sobie chęć zabijania...
- Ty nic nie rozumiesz... on potrzebuje pomocy, nie kontroluje siebie i swoich emocji. Nie chcę się od niego odwracać. Ale nie mogę pozwolić, by ktoś taki wychowywał moje dziecko, mimo że jest i jego. Proszę... - powtarzała.
Jonghyun ukucnął obok Aiki, zmuszając ją, by jeszcze raz popatrzyła mu w oczy. Cała jej postawa wołała: ta ciąża mnie wykańcza... fizycznie i psychicznie. Nie widzisz? Tak, widział. I zrozumiał jej lęk, sama była jeszcze dzieckiem, przerażona konsekwencjami i okrutną wojną.
- Aika, masz pewność, że tego chcesz?
- Jeżeli mi nie pomożesz, poszukam kogoś innego!
- Dam ci zioła, popijaj je przez kilka dni, aż wywołasz krwawienie... Jakby było zbyt obfite, powiesz mi o tym, dobrze?
- Tak, dobrze. Dziękuję.
Pozwolił, by wtuliła się w niego i wypłakała wszystkie łzy. Następnego dnia, kiedy przyszedł do Mei, dyskretnie przekazał Aice woreczek z ziołami.

***

                Kangshin spędził noc na podłodze w celi, dręczony gorączką z powodu odniesionych ran i przeróżnymi myślami. Czemu jeszcze go nie wypuścili? Przecież zrobił to, czego chcieli... zdradził profesorów. Czyżby kłamali? Może nigdy go nie wypuszczą... Z takimi obawami zapadał w niespokojny sen, z którego wyrywały go jęki dochodzące z innych cel. Z rana ktoś przyniósł mu miskę ryżu i wodę. Kangshin nic nie zjadł, za to chętnie się napił. Twarz okropnie go bolała, a lewe oko było zbyt opuchnięte, by w ogóle cokolwiek na nie widział. Zaraz potem położył się z powrotem, bo chłód podłogi dawał mu wytchnienie. Wtedy pojawili się oficerowie Chishu i Ayama. Ich obecność wystarczyła, by poczuł paniczny lęk, a kiedy powiedzieli, że zabierają go do sali tortur, zaczął się mimowolnie trząść. Myślał o swoich rodzicach, siostrze, przyjaciołach. Jego widok w tym momencie złamałby im serce... Nie walczył, bo był bezsilny, kiedy podwiesili go za nadgarstki. Chishu wysyczał:
- Zakład był pusty, a szewc wyznał na torturach, że jeden z twoich współtowarzyszy zabrał gdzieś profesorów. Wiesz, gdzie?
- Nie... nie wiem.
- A kto może wiedzieć?
- Nie wiem, nie wiem - powtarzał Kangshin z przerażeniem, które zdradzało, że kłamał.
Chciał brzmieć pewnie, niestety nie panował nad drżeniem swojego głosu. Bał się. Chociaż zrozumiał na co się naraża kłamstwami.
- Nazwiska! - zawołał pełen furii Chishu.
- Powiedziałem, że nie wiem - zapłakał Kangshin i poczuł pierwsze uderzenie w twarz, a potem jeszcze jedno i jeszcze...
To nie było wszystko. Ayama przypalał go rozgrzanym w ogniu stalowym prętem, celowo wybierając sobie za cel jego rany i powtarzając co pewien czas: Nazwiska! Nazwiska! Nazwiska!
A potem zapadła cisza...
- Kurwa, zabiliśmy go. I niczego się nie dowiedzieliśmy! - zdenerwował się Chishu.
- Nie, na pewno nie - stwierdził Ayama, nalał do wiadra wody i chlusnął w twarz Kangshina.
To wystarczyło, by odzyskał przytomność, a jak tylko zobaczył obok siebie stalowy pręt, postradał zmysły. Krzyczał:
- Nie wiem, gdzie zabrali profesorów! Może są w obozowisku! Ale obozowisko pewnie też przenieśli! Ja nie wiem, naprawdę nie wiem! Musicie zapytać mojego współtowarzysza! To stażysta w japońskim szpitalu! Jonghyun! Lee Jonghyun!!!

***

                Mei wreszcie posłuchała Hikari i zaakceptowała taki, a nie inny los swojego ojca, a może sama doszła do wniosku, że nic poza akceptacją jej nie pozostało. Znowu stroiła się, czesała i malowała, trenowała śpiew i odwiedzała Jonghyuna. Podczas tych wizyt zazwyczaj milczała. Pozwalała, by on opowiadał jej o swoich dyżurach w szpitalu, czy nowinach od matki i siostry. Czasami zabawiał ją żartami, a ona tylko udawała śmiech. Czasami był też wyjątkowo poważny. Mei potrzebowała po prostu czuć jego bliskość. Pozwalała, by głaskał jej włosy i obsypywał twarz pocałunkami. Zaprotestowała dopiero, gdy pewnego popołudnia chciał czegoś więcej...
- Nie - powiedziała - nie powinniśmy, nie możemy.
Wyrwała się z jego uścisku, usiadła na posłaniu i otoczyła ramionami zgięte kolana.
- Co się dzieje? - zapytał.
Zaskoczyła go stanowczość Mei. Jak dotąd uwielbiała jego pieszczoty i to, że niezmiennie doprowadzał ją na szczyty rozkoszy.
- Bóg mnie pokarał, że grzeszę i pozwolił na tę tragedię.
Jonghyun ujął jej dłonie w swoje i zaczął niepewnie:
- Mei, miłość to nie grzech, a my się po prostu kochamy...
- Ależ tak, miłość fizyczna bez ślubu to grzech, to wielki grzech - upierała się, nadal przekonana, że z powodu popełnionego zła została ukarana... Bo jeżeli nie, jak logicznie wytłumaczyć, czemu Dahee zabiła Ryu, chociaż pomagał jej i planował odwieźć do domu?
- Skoro tak, pobierzmy się. Przepraszam, wiem, że marzysz o romantycznych oświadczynach... Ale obiecuję, kupię ci pierścionek i poproszę cię o rękę w obecności twojej matki, ciotki i kuzynki! - zawołał Jonghyun.
Myślał, że Mei nie przyjmie jego propozycji, obowiązywała ją przecież żałoba. Lecz tylko, lekko zawstydzona, wyszeptała:
- Dobrze.
Przez kolejne godziny siedzieli, trzymali się za ręce, spoglądali sobie w oczy i rozmawiali.
- Zamieszkasz u mnie. A jak już awansuję na lekarza, postaram się o większy dom dla nas i naszych dzieci, z ogrodem i ze służącą - opowiadał Jonghyun, widząc ich przyszłość w  jasnych barwach.
I Mei zaczynała wierzyć, że w jej życiu wydarzy się jeszcze wiele dobrego. A potem rozległo się walenie do drzwi. Nie wstała, siedziała na posłaniu i obserwowała wszystko w totalnym szoku, jaki ją ogarnął. Trzech oficerów policji rozpanoszyło się dookoła, a jeden z nich po przedstawieniu się, zawyrokował:
- Lee Jonghyun? Jesteś aresztowany za działalność w organizacji przestępczej przeciwko Imperium Cesarza.

OD AUTORKI:

Obiecałam nie pisać więcej takich okrutnych rozdziałów i co... wiem, wiem i przepraszam. 

Tak mi się ciężko opisywało cierpienie Kangshina, że nie wyobrażacie sobie:( 

Mimo wszystko chciałam to opisać, byście mogli lepiej zrozumieć, czemu zrobił to, co w końcu zrobił... 

No i jestem ciekawa jak ocenicie decyzję Aiki.

2 komentarze:

  1. Myślę, że Aika nie zabije dziecka. Bo jednak to też trzeba być okrutnym by to zrobić. Uważam, że się zawaha.
    Smuci mnie, że nie dogaduje się z Akim wcale. :( I ta jej reakcja na dotyk Jonghyuna. Coś czułam, że coś podobnego do tej sytuacji mogłoby mieć miejsce. :D
    Co do tortur. Niby rozumiem Kangshina... Ale nie Jonghyun. :'( Ja chce teraz płakać i wgl mam rozszarpane nerwy. W końcu Jonghyun jest tu taki cudowny. Na dodatek Aika straci jego wsparcie i Mei go potrzebuje, a się na nim zawiedzie w tej chwili. :' ( Matulu co się porobiło. Boję się tego co będzie dalej. :'( Chce next. <3
    WENY DUŻO ŻYCZĘ. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety nie mogę nic zdradzić, chociaż prolog jest w pewnym sensie spojlerem:D
      To prawda, nastawienie Aiki do Akiharu się kompletne zmieniło... A jednocześnie ta fascynacja Jonghyunem. Tak, od kilku rozdziałów dawałam dyskretne "znaki", że on jej przestaje być obojętny...
      I tak, jego aresztowanie wpłynie na obie dziewczyny, z tym, że Mei nic nie wiedziała o jego działalności w ruchu oporu, więc jeszcze większy szok... Ale jak zareaguje to też nie mogę powiedzieć:P Postaram się szybko napisać next, żeby nie trzymać cię w niepewności, choć nie obiecuję konkretnego terminu, bo mam trochę wyjazdów w planach.
      Dziękuję<3

      Usuń