Płacz brzmiał tak, jakby dochodził z innego świata, a pełne przerażenia nawoływania sprawiały wrażenie równie nierzeczywistych. Wszystko ucichło w momencie, gdy Aika otworzyła oczy i pierwsze, co zobaczyła to twarz Jonghyuna. Przykładał rękę do jej spoconego czoła i chociaż była zupełnie zdezorientowana, jego obecność wystarczająco ją uspokoiła.
- Zasłabłaś - wyjaśnił - jak się czujesz?
Zapragnęła, by nigdy nie zabrał ręki z jej czoła, przekonana, że tylko tak może być bezpieczna. Dopiero po chwili zauważyła pochylone nad nią sylwetki matki i ciotki, a kilka kroków za nimi, zapłakaną, drżącą na całym ciele Mei. Rozpoznała wnętrze salonu i poczuła twardość podłogi. Przypomniała sobie wreszcie, co usłyszała, zanim zasłabła i ledwie zapanowała nad powracającymi mdłościami. Wujek Ryu nie żył, zabiła go Kim Dahee!
- J... jak... do tego doszło? - zapytała, zdziwiona brzmieniem swojego, przytłumionego głosu.
- To z powodu szoku, powinnaś poleżeć i pooddychać świeżym powietrzem - poradziła ciotka Hikari, sądząc, że Aika pyta, czemu zasłabła.
Jonghyun natychmiast zrozumiał, że chodzi o coś innego. Wymienili porozumiewawcze spojrzenie, jej prosiło o rozmowę o tym wszystkim, jego, by skoncentrowała się na sobie i swoim samopoczuciu.
- To prawda, odpocznij - polecił, po czym zaproponował, że przeniesie ją do jej pokoju i tak też zrobił. Ważyła niewiele. Otoczyła go ramionami wokół szyi i przyłożyła policzek do jego piersi. Słyszała, jak bije mu serce, gdy pokonywał schody i czuła otaczające ją ciepło, przyjemne, mimo że cała była spocona. Jonghyun ostrożnie układał Aikę w pościeli, gdy pojawiła się Kanako. Szeroko rozchyliła okiennice. Potem usiadła przy córce, pytając ją cały czas, jak się czuje.
- Lepiej, mamo - przyznała Aika i istotnie powoli nadchodziła poprawa.
- Proszę przynieść jej coś do picia, a ja ją zbadam - bez wahania wydawał polecenia Jonghyun.
- Ach, tak, wody, wody, że też o tym nie pomyślałam - powtarzała Kanako i wreszcie wyszła.
Aika zdziwiła się, lecz nie protestowała, jak Jonghyun podnosił jej tunikę i badał brzuch. Wiedziała, że po prostu wykonywał obowiązki lekarza, mimo to nie kontrolowała swoich reakcji. Chociaż była przyzwyczajona do tego typu pieszczot, dotyk Jonghyuna był inny niż dotyk Akiharu..., silny i męski. Po chwili jej policzki płonęły rumieńcem. Poczuła wypełniające ją podniecenie. Wstydziła się za siebie i za to, że zamykając oczy, w swojej wyobraźni cała oddawała się Jonghyunowi. A miejsce między jej udami zrobiło się wilgotne.
- Cieszę się, że czujesz się lepiej - niespodziewane rozległ się głos Kanako.
Nie było jej zaledwie kilka chwil, po drodze spotkała pomoc domową ze szklanką z wodą dla Aiki.
- To pewnie tylko stres, najważniejsze, żeby odpoczywała - przypomniał Jonghyun i przyglądał się, jak Aika wielkimi łykami popija wodę.
- Nie wierzę, że Dahee zabiła wujka... - jęknęła.
Nie, to po prostu niemożliwe... nie jej miła i łagodna przyjaciółka!
Kanako milczała.
- Tak, my wszyscy nie możemy w to uwierzyć - przyznał Jonghyun, a Aika złapała go za rękę i poprosiła:
- Idź... Idź do Mei, ona cię potrzebuje.
Jonghyun przytaknął. Powoli wysunął dłoń Aiki ze swojej. Później zbiegł po schodach i przytulił Mei, stojącą pośrodku salonu tak, jak ją tam pozostawił, zanosząc do pokoju jej kuzynkę.
***
Z sali tortur dochodziły przerażające krzyki. Oficer Chishu podnosił bat, by z całą siłą trafiać w plecy Kangshina, po których strużkami spływała krew. Oficer Ayama przyglądał się temu, paląc papierosa. Potem zgasił go na ciele swojej ofiary, czym wywołał kolejne krzyki i niekontrolowane drgawki.
- Ja jestem już zmęczony - stwierdził w pewnym momencie Chishu i odłożył bat.
Wyszedł z sali, dając znak koledze, by kontynuował przesłuchanie. Ayama podszedł do Kangshina i popatrzył mu w oczy, opuchnięte i przekrwione.
- Chcesz, żeby to się skończyło? - zapytał.
Kangshin nie pragnął niczego innego. Modlił się o wybawienie, a ono nie nadchodziło. Każda część jego ciała, począwszy od podwieszonych nadgarstków aż po bezsilnie opadające na podłogę stopy, pulsowała z bólu. Wolałby umrzeć, byle tylko nic nie czuć...
- T...tak - wychrypiał.
- Jeżeli tak, odpowiedz na moje pytania. Gdzie są profesorowie? Co planują? Czemu pojawili się w Keijo?
Kangshin bał się, że nie wytrzyma więcej, mimo wszystko nie mógł, po prostu nie mógł zdradzić swoich towarzyszy i opowiedzieć o planach powstania.
- Nie wiem - skłamał, świadomy, że wiele za to zapłaci.
Nie wytrzymam, naprawdę nie wytrzymam, powtarzał sobie, kiedy Ayama brał do ręki bat.
- Jesteś taki odważny? Czy po prostu głupi? - zastanawiał się w przypływie furii, uderzając, gdzie popadło i przeklinając.
Na ciele Kangshina powstawały nowe rany, za to te poprzednie powiększyły się i krwawiły okropnie. A potem Ayama zacisnął rękę w pięść i wymierzył swojej ofierze kilka ciosów w twarz. Na koniec zapalił kolejnego papierosa i niebezpiecznie zbliżył go do opuchniętego policzka chłopaka.
- Nie, nie, proszę, nie! - wołał Kangshin.
Czasami ból paraliżował go, przynosząc chwilowe wytchnienie, a potem powracał, silniejszy.
- A więc, zapytam jeszcze raz - postanowił Ayama - gdzie są profesorowie Kwon i Kim, którzy, po kilku latach ukrywania się, znowu pojawili się w Keijo?
Kiedy papieros dotykał policzka Kangshina, z jego piersi wyrwał się kolejny krzyk:
- Aaaa, w zakładzie!!! Profesorowie są w zakładzie szewskim! - zawołał z rozpaczą, mając nadzieję, że zdążyli się stamtąd przenieść...
***
Rozpoczął się rok szkolny. Aika codziennie wstawała na lekcje, pogrążyła się w rutynie i monotonii, bo to dawało jej poczucie bezpieczeństwa. A potem sprowadzono do Keijo zwłoki porucznika Sakamoto Ryu i wyprawiono pogrzeb. Był pochmurny i wietrzny dzień. Nie padało. Niebo nie płakało. Oddziały wojsk niosły ulicami ołtarzyk z urną z prochami, ozdobioną kwieciem, medalami, odznakami i pamiątkowym zdjęciem zamordowanego. Zaraz za nimi kroczyli jego najbliżsi. Mei cały czas płakała, podtrzymywana przez Jonghyuna. Miała na sobie czarny, tradycyjny strój i toczek z woalką zasłaniającą jej twarz. Hikari i Kanako były spokojne, lecz kto przyjrzał im się lepiej, zauważył, że to zwyczajna obojętność. Aika o tym wiedziała. I z tego powodu jej serce wypełniło się jeszcze większym współczuciem dla kuzynki. Chciała jakoś ją pocieszyć, powiedzieć, że sama kilka tygodni temu usłyszała o śmierci swojego ojca. Ale dobrze wiedziała, że nie może. To był sekret. A dochowując go, chroniła nie tylko siebie, lecz wszystkich swoich bliskich powiązanych z tą sprawą i tych, którzy pozwolili jej dotrzeć do prawdy. W pewnym momencie ujrzała oddział oddelegowanych do uczestniczenia w pogrzebie rekrutów ze szkoły oficerskiej. Był tam też Akiharu w mundurze, który widziała, gdy po raz pierwszy i ostatni przyszła w odwiedzony do jego domu. Chłopak nigdy jeszcze nie wydawał się jej tak przystojny i tak zimny jednocześnie... Kiedy popatrzył na nią, jego oczy wypełniły się uczuciami, jakimi ją darzył. Mimo to, z lękiem wbiła wzrok w bruk. Wsłuchiwała się w brzmienie żałobnych pieśni i miała wrażenie, jakby wszystko dookoła wirowało. A potem Mei zabrała głos. Chciała opowiedzieć o swoim ojcu w pięknych i wzniosłych zdaniach, lecz jedynie wyznała cicho:
- Kochałam cię, tato.
I wtedy Aika zrozumiała, że cierpienie kuzynki było o wiele większe niż sobie wyobrażała. Po pogrzebie Mei położyła się i nie wstała przez kilka kolejnych dni. Wszyscy starali się wyciągnąć ją z otchłani rozpaczy, lecz nikt nie zdołał. Hikari okazywała córce czułość, choć, kiedy ta znowu odmawiała spożywania posiłków, czasami traciła cierpliwość i krzyczała:
- Tak, wiem, że cierpisz! Ale niczego nie zmienisz, musisz zaakceptować los i być silna, bo masz dla kogo!
Potem zazwyczaj wypadała z pokoju i szukała towarzystwa Kanako. Obie po tym wszystkim szybko przeszły do porządku dziennego, zajmowały się domem i hotelem. Aika często siadała przy Mei, trzymała i głaskała jej dłoń. Milczała, bo co miała powiedzieć? Wieczorem przychodził Jonghyun. Wtedy zostawiała ich samych. Nie była zadowolona, że ostatnio codziennie go spotykała. Przypominała sobie, o czym myślała, kiedy czuła jego dotyk na swoim brzuchu i obwiniała się. Postanowiła nigdy nie zostawać z nim sama. Co okazało się trudniejsze niż przypuszczała. Nie dość, że musiała unikać go u siebie w domu, to jeszcze na spotkaniach ruchu oporu. Tak się ma tym skupiała, że zupełnie nie przykładała się do nauki, zapominała o jedzeniu i cały czas była osłabiona. Wykonywała powierzone jej misje, chociaż proste zadania, jak przekazywanie listów, wyjątkowo ją ostatnio męczyły. Pewnego dnia po powrocie Yonghwy z przeniesionego obozowiska, przyszła do jego domu, gdzie zastała kilkoro towarzyszy, których jeszcze nie znała i oczywiście Jonghyuna. Skutecznie go ignorowała, aż nie poprosił jej o rozmowę. Czego może ode mnie chcieć?, zastanawiała się, przecież codziennie po kilka razy widzimy się i rozmawiamy... Mimo to, zgodziła się. Ledwie odeszli kilka kroków od domu Yongwhy, Jonghyun położył ręce na ramionach Aiki i zapytał:
- Tamto zasłabnięcie... to nie tylko stres, prawda?
Powstrzymując łzy, popatrzyła mu w oczy i powiedziała:
- Jestem w ciąży.
Przypuszczała, że ta wiadomość go zaskoczy. Nie zaskoczyła. Czy wyczuł to... wtedy? Czy widywał ją codziennie i był świadomy tego, czego sama przez tyle czasu nie umiała zaakceptować? Czy...
- Akiharu wie? - zapytał znowu, przerywając jej nawał myśli.
- Nie... - wyznała i dodała prosząco - Jonghyun... pomóż mi... To dziecko nie powinno się narodzić, pomóż mi...
A potem upadła na kolana i pozwoliła łzom popłynąć. Opłakiwała i siebie i dziecko. Zrzucała z siebie wszystkie emocje ostatnich dni.
- Aika! - wołał Jonghyun, szarpiąc ją za ramiona - o czym ty mówisz?!
- Ja nie chcę, nie chcę, nie mogę! Jeżeli mama się dowie... nigdy mi nie wybaczy! Panna z dzieckiem, to taki wstyd!
- Akiharu zaopiekowałby się wami...
- Wiem. I to mnie przeraża. Tacy, jak on, zabili mojego ojca, zmienili życie mojej matki w wieczne poczucie winy, w momencie, kiedy wydała wyrok śmierci na tego, kogo kochała oraz jego towarzyszy, a z Dahee.... z Dahee zrobili prostytutkę i morderczynię!
- Akiharu dostał się do szkoły oficerskiej, żeby zadowolić komendanta, to nie tak, że poczuł w sobie chęć zabijania...
- Ty nic nie rozumiesz... on potrzebuje pomocy, nie kontroluje siebie i swoich emocji. Nie chcę się od niego odwracać. Ale nie mogę pozwolić, by ktoś taki wychowywał moje dziecko, mimo że jest i jego. Proszę... - powtarzała.
Jonghyun ukucnął obok Aiki, zmuszając ją, by jeszcze raz popatrzyła mu w oczy. Cała jej postawa wołała: ta ciąża mnie wykańcza... fizycznie i psychicznie. Nie widzisz? Tak, widział. I zrozumiał jej lęk, sama była jeszcze dzieckiem, przerażona konsekwencjami i okrutną wojną.
- Aika, masz pewność, że tego chcesz?
- Jeżeli mi nie pomożesz, poszukam kogoś innego!
- Dam ci zioła, popijaj je przez kilka dni, aż wywołasz krwawienie... Jakby było zbyt obfite, powiesz mi o tym, dobrze?
- Tak, dobrze. Dziękuję.
Pozwolił, by wtuliła się w niego i wypłakała wszystkie łzy. Następnego dnia, kiedy przyszedł do Mei, dyskretnie przekazał Aice woreczek z ziołami.
***
Kangshin spędził noc na podłodze w celi, dręczony gorączką z powodu odniesionych ran i przeróżnymi myślami. Czemu jeszcze go nie wypuścili? Przecież zrobił to, czego chcieli... zdradził profesorów. Czyżby kłamali? Może nigdy go nie wypuszczą... Z takimi obawami zapadał w niespokojny sen, z którego wyrywały go jęki dochodzące z innych cel. Z rana ktoś przyniósł mu miskę ryżu i wodę. Kangshin nic nie zjadł, za to chętnie się napił. Twarz okropnie go bolała, a lewe oko było zbyt opuchnięte, by w ogóle cokolwiek na nie widział. Zaraz potem położył się z powrotem, bo chłód podłogi dawał mu wytchnienie. Wtedy pojawili się oficerowie Chishu i Ayama. Ich obecność wystarczyła, by poczuł paniczny lęk, a kiedy powiedzieli, że zabierają go do sali tortur, zaczął się mimowolnie trząść. Myślał o swoich rodzicach, siostrze, przyjaciołach. Jego widok w tym momencie złamałby im serce... Nie walczył, bo był bezsilny, kiedy podwiesili go za nadgarstki. Chishu wysyczał:
- Zakład był pusty, a szewc wyznał na torturach, że jeden z twoich współtowarzyszy zabrał gdzieś profesorów. Wiesz, gdzie?
- Nie... nie wiem.
- A kto może wiedzieć?
- Nie wiem, nie wiem - powtarzał Kangshin z przerażeniem, które zdradzało, że kłamał.
Chciał brzmieć pewnie, niestety nie panował nad drżeniem swojego głosu. Bał się. Chociaż zrozumiał na co się naraża kłamstwami.
- Nazwiska! - zawołał pełen furii Chishu.
- Powiedziałem, że nie wiem - zapłakał Kangshin i poczuł pierwsze uderzenie w twarz, a potem jeszcze jedno i jeszcze...
To nie było wszystko. Ayama przypalał go rozgrzanym w ogniu stalowym prętem, celowo wybierając sobie za cel jego rany i powtarzając co pewien czas: Nazwiska! Nazwiska! Nazwiska!
A potem zapadła cisza...
- Kurwa, zabiliśmy go. I niczego się nie dowiedzieliśmy! - zdenerwował się Chishu.
- Nie, na pewno nie - stwierdził Ayama, nalał do wiadra wody i chlusnął w twarz Kangshina.
To wystarczyło, by odzyskał przytomność, a jak tylko zobaczył obok siebie stalowy pręt, postradał zmysły. Krzyczał:
- Nie wiem, gdzie zabrali profesorów! Może są w obozowisku! Ale obozowisko pewnie też przenieśli! Ja nie wiem, naprawdę nie wiem! Musicie zapytać mojego współtowarzysza! To stażysta w japońskim szpitalu! Jonghyun! Lee Jonghyun!!!
***
Mei wreszcie posłuchała Hikari i zaakceptowała taki, a nie inny los swojego ojca, a może sama doszła do wniosku, że nic poza akceptacją jej nie pozostało. Znowu stroiła się, czesała i malowała, trenowała śpiew i odwiedzała Jonghyuna. Podczas tych wizyt zazwyczaj milczała. Pozwalała, by on opowiadał jej o swoich dyżurach w szpitalu, czy nowinach od matki i siostry. Czasami zabawiał ją żartami, a ona tylko udawała śmiech. Czasami był też wyjątkowo poważny. Mei potrzebowała po prostu czuć jego bliskość. Pozwalała, by głaskał jej włosy i obsypywał twarz pocałunkami. Zaprotestowała dopiero, gdy pewnego popołudnia chciał czegoś więcej...
- Nie - powiedziała - nie powinniśmy, nie możemy.
Wyrwała się z jego uścisku, usiadła na posłaniu i otoczyła ramionami zgięte kolana.
- Co się dzieje? - zapytał.
Zaskoczyła go stanowczość Mei. Jak dotąd uwielbiała jego pieszczoty i to, że niezmiennie doprowadzał ją na szczyty rozkoszy.
- Bóg mnie pokarał, że grzeszę i pozwolił na tę tragedię.
Jonghyun ujął jej dłonie w swoje i zaczął niepewnie:
- Mei, miłość to nie grzech, a my się po prostu kochamy...
- Ależ tak, miłość fizyczna bez ślubu to grzech, to wielki grzech - upierała się, nadal przekonana, że z powodu popełnionego zła została ukarana... Bo jeżeli nie, jak logicznie wytłumaczyć, czemu Dahee zabiła Ryu, chociaż pomagał jej i planował odwieźć do domu?
- Skoro tak, pobierzmy się. Przepraszam, wiem, że marzysz o romantycznych oświadczynach... Ale obiecuję, kupię ci pierścionek i poproszę cię o rękę w obecności twojej matki, ciotki i kuzynki! - zawołał Jonghyun.
Myślał, że Mei nie przyjmie jego propozycji, obowiązywała ją przecież żałoba. Lecz tylko, lekko zawstydzona, wyszeptała:
- Dobrze.
Przez kolejne godziny siedzieli, trzymali się za ręce, spoglądali sobie w oczy i rozmawiali.
- Zamieszkasz u mnie. A jak już awansuję na lekarza, postaram się o większy dom dla nas i naszych dzieci, z ogrodem i ze służącą - opowiadał Jonghyun, widząc ich przyszłość w jasnych barwach.
I Mei zaczynała wierzyć, że w jej życiu wydarzy się jeszcze wiele dobrego. A potem rozległo się walenie do drzwi. Nie wstała, siedziała na posłaniu i obserwowała wszystko w totalnym szoku, jaki ją ogarnął. Trzech oficerów policji rozpanoszyło się dookoła, a jeden z nich po przedstawieniu się, zawyrokował:
- Lee Jonghyun? Jesteś aresztowany za działalność w organizacji przestępczej przeciwko Imperium Cesarza.
Myślę, że Aika nie zabije dziecka. Bo jednak to też trzeba być okrutnym by to zrobić. Uważam, że się zawaha.
OdpowiedzUsuńSmuci mnie, że nie dogaduje się z Akim wcale. :( I ta jej reakcja na dotyk Jonghyuna. Coś czułam, że coś podobnego do tej sytuacji mogłoby mieć miejsce. :D
Co do tortur. Niby rozumiem Kangshina... Ale nie Jonghyun. :'( Ja chce teraz płakać i wgl mam rozszarpane nerwy. W końcu Jonghyun jest tu taki cudowny. Na dodatek Aika straci jego wsparcie i Mei go potrzebuje, a się na nim zawiedzie w tej chwili. :' ( Matulu co się porobiło. Boję się tego co będzie dalej. :'( Chce next. <3
WENY DUŻO ŻYCZĘ. <3
No niestety nie mogę nic zdradzić, chociaż prolog jest w pewnym sensie spojlerem:D
UsuńTo prawda, nastawienie Aiki do Akiharu się kompletne zmieniło... A jednocześnie ta fascynacja Jonghyunem. Tak, od kilku rozdziałów dawałam dyskretne "znaki", że on jej przestaje być obojętny...
I tak, jego aresztowanie wpłynie na obie dziewczyny, z tym, że Mei nic nie wiedziała o jego działalności w ruchu oporu, więc jeszcze większy szok... Ale jak zareaguje to też nie mogę powiedzieć:P Postaram się szybko napisać next, żeby nie trzymać cię w niepewności, choć nie obiecuję konkretnego terminu, bo mam trochę wyjazdów w planach.
Dziękuję<3